Hrabina Charny (1928)/Tom IV/Rozdział XX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Hrabina Charny |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928-1929 |
Druk | Wł. Łazarski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Comtesse de Charny |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom IV Cały tekst |
Indeks stron |
Jedenastego lipca Zgromadzenie oświadczyło, iż ojczyzna jest w niebezpieczeństwie.
Lecz do ogłoszenia tego faktu potrzebne było upoważnienie królewskie.
Król je udzielił dopiero 21-go wieczorem.
W ciągu tych dziesięciu dni — wielki przestrach panował w pałacu królewskim.
Bo ogłoszenie niebezpieczeństwa było dla króla przyznaniem, że władza jego jest bezsilną.
Było to upoważnieniem narodu, aby sam myślał o swojem ocaleniu, gdyż król nie chce, czy też nie może złemu zaradzić.
Dwór obawiał się nowego zamachu w dniu 14-ym lipca.
List od Jakobinów do króla, utwierdzał go w tem mniemaniu; że redagowany był przez Robespierra, łatwo było poznać z treści.
List adresowany był do związkowych, którzy przybyli na tę uroczystość 14-go lipca, tak okrutnie skrwawioną roku poprzedzającego.
„Pozdrowienie Francuzom 83-ch departamentów!... mówił nieskazitelny, pozdrowienie marsalczykom! pozdrowienie potężnej, niepokonanej ojczyźnie, która gromadzi wokoło siebie swe dzieci w chwilach niebezpieczeństwa i uroczystości! Otwórzmy domy nasze braciom naszym! Obywatele! czyście przybyli dla czczej tylko ceremonji federacji, dla przysiąg ułudnych? Nie, nie, wyście pośpieszyli na krzyk narodu zagrożonego zewnątrz, zdradzonego wewnątrz! Nasi przewrotni dowódcy wprowadzają wojska nasze w zasadzki, nasi generałowie oszczędzają posiadłości tyrana Austrjackiego. a palą miasta naszych braci Belgów; potwór Lafayette ośmielił się z trybuny znieważyć Zgromadzenie narodowe. Czyż ono istnieje jeszcze, gdy jest tak poniżone i zagrożone? Tyle zamachów musiało nareszcie obudzić naród, i dlatego przybyliście. Nie ufajcie tym, którzy przyjdą łagodzić wasz niepokój, uciekajcie od ich pieszczot, od ich stołów, gdzie się pije nieumiarkowanie, a zapomina obowiązków, zachowajcie nieufność w waszych sercach, godzina ostateczna wkrótce wybije!“
W Tuileries obawiano się bardzo. Wszyscy byli przekonani, że 20-ty czerwca miał na celu zamordowanie króla w tłumie, a jeżeli nie dokonano zbrodni, to jedynie dlatego, że się przestraszono odwagi i majestatu królewskiego.
Uroczystość 14-go lipca nastąpiła.
Szło tylko o rewolucję, a nie o zamordowanie Ludwika XVI-go. Prawdopodobnie nie miano tej myśli, chciano tylko ogłosić triumf Pétiona.
Mówiliśmy, że po 20-tym czerwca Pétion został zawieszony w czynnościach mera, przez zarząd paryski.
Król potwierdził zawieszenie, przesyłając odezwę do Zgromadzenia.
Dnia 13-go, to jest w przeddzień rocznicy wzięcia Bastylji, Zgromadzenie mocą własną uchyliło to zawieszenie.
Dnia 14-go, o jedenastej godzinie rano, król z królową i dziećmi zszedł wielkiemi schodami; trzy, cztery tysiące wojska eskortowało rodzinę królewską. Królowa napróżno szukała na twarzach żołnierzy i gwardji narodowej jakiejś oznaki sympatji; najwięcej oddani, odwracali głowy, unikając ich wzroku.
Co do ludu, nie można się było łudzić względem jego usposobienia. Okrzyki: „Niech żyje Pétion!” — rozlegały się ze wszystkich stron. Król i królowa mogli nawet czytać zatknięte na kapeluszach słowa: „niech żyje Pétion!“ Potwierdzało to ich upadek, a triumf nieprzyjaciela.
Król, przybywszy na Pole Marsowe, wysiadł z powozu, usiadł po lewej stronie prezesa Zgromadzenia i wraz z nim szedł ku ołtarzowi ojczyzny.
Królowa musiała pozostać sama, aby wraz z dziećmi wejść na trybunę, przeznaczoną dla niej. Zatrzymała się, i prowadziła króla wzrokiem.
U stóp ołtarza skupił się tłum tak wielki, że król zniknął pośród niego.
Królowa przeraźliwie krzyknęła i chciała rzucić się za nim, lecz ukazał się już na stopniach ołtarza.
Pomiędzy symbolami zwyczajnemi na takich uroczystościach, jak: Sprawiedliwość, Siła, Wolność, był jeszcze jeden, który wyglądał strasznie tajemniczo. Okryty był krepą, a niósł go człowiek w czarnym ubiorze, w wieńcu z cyprysu.
Ten straszny symbol przykuł do siebie oczy królowej.
Uspokojona o króla, który stał u ołtarza ojczyzny, patrzyła ciągle na ponure zjawisko.
Nakoniec z wielkim wysiłkiem spytała:
— Kto jest ten człowiek czarny z cyprysem nad czołem?
Głos, na który zadrżała, odpowiedział:
— To kat.
— A cóż on trzyma w ręku pod krepą? — pytała dalej królowa.
— Topór Karola I-go.
Królowa odwróciła się, blednąc. Zdawało jej się, że ten głos już słyszała dawniej.
I nie myliła się. Ten, co jej odpowiedział, był to człowiek z zamku Tayverney, z mostu Sévres, z powrotu z Varennes; był to Cagliostro!
Królowa krzyknęła i padła zemdlona na ręce księżnej Elżbiety.