Idylla maremmańska (Carducci, 1921)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Giosuè Carducci
Tytuł Idylla maremmańska
Pochodzenie U poetów
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1921
Druk Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego w Warszawie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Miriam
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Co ’l raggio de l’april nuovo che inonda...



Idylla maremmańska.

Z blaskami nowej wiosny, których rosa
Różana pada w mą izbę, — jak żywa
Wstajesz mi w sercu, Maryo złotowłosa;

A serce, w którem burz tylu ogniwa
Starły twój obraz, o pierwsza miłości
Moja, — przy tobie słodko odpoczywa.

Gdzie-ś ty? Bez ślubu, męża, w samotności
Nie żyjesz dotąd: pewnie wieś rodzona
Szczęścia ci, matce i żonie, zazdrości;

Toć kształtne boki i pierś utoczona
Rozkoszy nazbyt aż obiecywały
Mężowi, gdy cię przyciśnie do łona.

Dzieciaków pewnie wisiał rój tam cały,
Silnych, co teraz wskakują na konie
Dzikie, w twem oku szukając pochwały.

Jak piękna byłaś, dziewczę, gdyś przez błonie,
Śród falujących zbóż, wolnym szła krokiem,
A z wieńcem kwiatów igrały twe dłonie!


Smukła, śmiejąca, z pod brwi ciemnych okiem,
W którem tęsknota namiętna się pali,
Spojrzałaś na mnie — błękitnem, głębokiem!

Jak modry chaber w kłosów płowej fali,
Tak mi to oko błysło lazurowe
Z twych złotych włosów: — przed tobą i daléj

Naokół skwary płonęły lipcowe;
Tu — owdzie — słońcem lśnił w liści gęstwinie
Kwiat granatowy, skry sypiąc różowe.

Gdyś przechodziła, jak na swą boginię
Patrzył paw’ piękny i ogon stuoczny
Otwierał, z krzykiem sunąc po drożynie.

Ach, jakiż odtąd mój żywot był mroczny,
Zimny i marny! O, było za żonę
Wziąć mi cię, Maryo, w tej dobie wyrocznéj!

Lepiej bez drogi przez puszcze zamglone
Za pierzchającym gnać bawołem czarnym,
Który się kryje w zarośla zgęstwione,

Niźli się pocić nad wierszykiem marnym!
Lepiej zapomnieć w pracy tajń wszechświata,
Niż — by ją pojąć — uznać się niezdarnym!

Teraz czerw’ myśli w głowie mi kołata,
Żre mózg — a jednak boleść wieści głucha,
Że to, co piszę, pisać — czasu strata.

Muskuły, serce zniszczył mi szał ducha,
Kości złamały społeczne niedole.
Próżno się szarpię i zrywam z łańcucha.


O wy, szumiące na wietrze topole
W alei długiej! Wiejska w cieniu ławo,
Gdzieśmy w niedzielę siadali w półkole!

Tu błoń zorana mieni się szarawo,
Tam wzgórz zielonych sznur, a owdzie morze
Z żaglami — w prawo cmentarz zrosły trawą!

O, błogo pędzić chwile w rozhoworze
Drużnym w południe, albo przy kominie
W wieczór zimowy, gdy wiatr dmie na dworze!

O, lepsza sława, gdy w wolnej godzinie
Maluję dzieciom prób ciężkich tysiące,
Trudów, zasadzek w górskiej rozpadlinie,

I, mówiąc, palcem wskazuję ziejące
Rany odyńca, co krwią broczy ziemię, —
Niż gdy w złośliwej satyrze zatrącę

Nędzne pismaków i świętoszków plemię!




GIOSUÈ CARDUCCI. IDILLIO MAREMMANO.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giosuè Carducci i tłumacza: Zenon Przesmycki.