[302]
Lalage, io so qual sogno ti sorge dal cuore profondo...
Przed urną Percy Bysshe Shelleya.
Lalage, wiem, jaki sen ci w serca powstaje głębinie,
Wiem, jakie szczęście stracone błędna twa ściga źrenica.
Złudą jest chwila dzisiejsza; ledwie uderzy, już pierzchnie;
Tylko w przeszłości jest piękno, w śmierci jedynie jest prawda.
Stawia na górze stuleci Klio płomienna polotną
Stopę, i śpiewa, i dumne rozwiera skrzydła ku niebu.
Pod jej lotem przestwornym świat rozsiania, rozświeca
Swe cmentarzysko niezmierne, w twarz mu śmieje się słońce
Wieku nowego. O strofy, młodzieńczych lat moich myśli,
W kraj swoich dawnych miłości ulećcie teraz bezpiecznie;
Lećcie przez nieba, przez niebios wielką pogodę, gdzie piękny
Ostrów czarownie się jarzy w mórz tajemniczych odmęcie.
[303]
Wsparci na włóczniach tam Zygfryd i Achill, smukli i płowi,
Błądzą, śpiewy zawodząc, u moi za grzmiącego wybrzeży.
Kwiat temu daje Ofelia, bladego rzuciwszy kochanka,
Do tamtego od obiat Ifigeneja przychodzi.
Śród zielonej dąbrowy Roland z Hektorem coś gwarzą.
Djamentami i złotem roziskrza się w słońcu Durandal.
Andromacha tymczasem do piersi ciśnie synaczka,
Piękna Aida, bez ruchu, na męża srogiego spogląda.
Lear długowłosy się zwierza z niedoli swej Edypowi,
Edyp okiem niepewnem wciąż jeszcze Sfinksa szuka,
Zbożna woła Kordelia: — „Biada, pójdź, Antygono,
Pójdź, siostrzyco ma grecka! Zwiastujmyż ojcom raz pokój!“
Mirtów cieniem w zadumie Helena przechodzi z Izoldą,
Zachód różany z uśmiechem przegląda się w złotych ich włosach.
Patrzy na fale Helena; Izoldzie otwiera objęcia
Marek, i płowa głowa na długą brodę mu spada.
W jaśni miesięcznej nad brzegiem ze szkocką stoi królową
Klitemnestra; śnieżyste nurzają się w morzu ramiona,
[304]
Cofa się morze wezbrane krwią gorącą: żałosny
Jęk nieszczęsnych rozbrzmiewa wzdłuż skalistego wybrzeża.
O, daleka od życia, od twardych prac śmiertelników,
Wyspo kobiet przecudnych, wyspo cnych bohaterów,
Wyspo poetów! Pianami śnieży się ocean wkoło,
Klucze ptaków nieznanych pod niebem latają płomiennem.
Trzęsąc laurami niezmierna przewala się w dal epopeja,
Niby wichura majowa nad wielkiem niw falowaniem.
Jako gdy Wagner potężny dusz nagle tysiąc rozpęta
W łonie dźwięczących metali, — serce w człowieczej drga piersi.
Ach, lecz na ostrów ten żaden nie wstąpił już z nowych poetów,
Ty chyba jeden, Shelleyu, duchu potężny tytana
W ciała dziewiczej postaci: z boskich objęć Tetydy
W lot cię porwał Sofokles i w chóry wwiódł bohaterów.
O serc serce, nad urną, co zimne twe kryje popioły,
Wonie, ciepło i blaski wiosna śle rozkwiecona.
O serc serce! Promiennem — słońce, ojciec niebieski,
Miłowaniem cię tuli, biedne, nieme już serce.
[305]
Świeże pinie się chwieją w wielkich dziś Romy powiewach:
Ty wolnego nareszcie, gdzieżeś jest, świata poeto?
Gdzie-ś jest? czyli mnie słyszysz? Wzrok mój pierzcha wilgotny
Po za mur aureliański na chmurną, daleką równinę.
GIOSUÈ CARDUCCI. PRESSO L’URNA DI PERCY
BYSSHE SHELLEY.