Ignacy Daszyński: życie, praca, walka/VIII
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Ignacy Daszyński |
Podtytuł | życie, praca, walka |
Wydawca | Towarzystwo Uniwersytetu Robotniczego |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia Spółki Nakładowo-Wydawniczej „Robotnik” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Przewrót majowy przyjął Daszyński z sympatją. Znamy jego zapatrywania o Piłsudskim. Oczekiwał teraz szybkiego rozwoju Polski w kierunku demokracji i postępu społecznego. Szybko jednak zaczął orjentować się w prawdziwym charakterze przewrotu. Już w czasie dyskusji nad zmianą konstytucji uczuł się zmuszonym wystąpić przeciw koncepcjom rządowym idącym w kierunku ograniczenia praw społeczeństwa. Daszyński w swej broszurze, którą wydał przed przewrotem, godził się na potrzebę pewnych reform ustroju parlamentarnego, godził się na zasadę rozwiązalności sejmu, a więc i teraz tę zasadę poparł. Ale rząd domagał się wprost oddania prezydentowi znacznej części władzy ustawodawczej. Daszyński wystąpił zatem do walki z tymi tendencjami, otwierającymi drogę ku dyktaturze. W czerwcu 1926 r. drukował w „Robotniku“ szereg artykułów w tej sprawie. W artykule pod znamiennym tytułem „Ku wszechwładzy rządu“ podnosi, że wady parlamentaryzmu polskiego nie są podstawą do powstania optymizmu co do zalet władzy wykonawczej. „O ile Polska, pisze on, miała złe parlamenty — to miała także, niestety, jeszcze gorsze rządy”. W drugim artykule p. t. „Argument bata“ podniósł, że Polska obraca się wśród dwóch równie szkodliwych ostateczności. Dawniej mówiono „żadnej władzy Piłsudskiemu“, teraz woła się „żadnej władzy Sejmowi“. W lipcu 1926 r. Daszyński po 2-letniej przeszło przerwie stanął znów na trybunie parlamentarnej, aby bronić zagrożonych praw narodu. Stwierdza reakcyjne konsekwencje przewrotu. „Strzały majowe, mówił, wywabiły całe stada wróbli, których dokuczliwy hałas narzuca się życiu publicznemu. Gdyby odrodzenie moralne i naprawa Rzeczypospolitej stały się karykaturą, to gorzko żałowałaby Polska owych ofiar koniecznych, które padły w dniach majowych. Ale masy polskie, to nie stado wróbli. Masy polskie spodziewały się i oczekują dalszych, dalej sięgających skutków majowego przewrotu… Masy ludowe nie rozumieją tego, co się po przewrocie dzieje… Strzały rewolucyjne pobudziły czarne ptactwo do szalonego ruchu. Gawrony reakcyjne otaczają zewsząd ten sejm. Zgodnie z opinją wyrażoną w broszurze oświadczył, że „sejm nierozwiązalny jest zaprzeczeniem demokracji“. Stanowczo jednak wystąpił przeciw oddaniu Prezydentowi części władzy ustawodawczej. Stwierdził, że ważniejsze sprawy państwowe nie mogą być „funkcją kancelaryjną“. Daszyński ostrzegał: „Bo, jak przewrót majowy wyrósł z poczucia, że nieprawości jest za dużo, tak późniejsze przewroty mogą wyrosnąć z poczucia, że bezprawia konstytucyjnego jest za dużo“. „Nie chcemy, kończył swą mowę, żeby zamiast wszechwładzy Sejmu — jednego zła — następowało drugie zło — wszechwładza rządu“.
Dalsza polityka rządu Piłsudskiego rozwiewała wszystkie złudzenia. Daszyński dostrzega coraz wyraźniej grożące niebezpieczeństwo. W rok po przewrocie, w maju 1927 r. wydaje w Warszawie obszerną broszurę p. t. „W pierwszą rocznicę przewrotu majowego. Studjum polityczne“. Stwierdza, że od czasu gróźb rzuconych przez Piłsudskiego parlamentowi „traci lewica społeczna wszelką orjentację co do zamiarów i planów Piłsudskiego“, że oddanie Prezydentowi części władzy ustawodawczej stanowi „dla każdego Sejmu śmiertelne niebezpieczeństwo unicestwienia konstytucyjnego prawa parlamentu“, że dekret prasowy „stawał się narzędziem najdzikszej samowoli rządowej, groźnej dla całej prasy“, że rząd proteguje interesy agrarjuszów i fabrykantów, nie zmienia polityki w stosunku do mniejszości narodowych i idzie na rękę kapitalizmowi. W ówczesnej sytuacji Daszyński nie uważał jeszcze rządu pomajowego za rząd dyktatury Piłsudskiego, ani za rząd faszystowski zorganizowanej partji, twierdził jednak, że Piłsudski wywiera wpływ decydujący i jest za ten wpływ odpowiedzialny przed historją. Konstatuje, że Piłsudski nie spełnił żądania demokracji polskiej „demokratycznego sposobu rozwiązania konfliktu między rządem, a parlamentem i nowych wyborów“. Kończy postulatem „harmonijnego współdziałania władzy ustawodawczej i wykonawczej“.
Obok wzmożonej znów pracy parlamentarnej i oświatowej Daszyński nadal prowadzi energiczną działalność publicystyczną. W „Robotniku“ i „Naprzodzie“ pojawiają się często jego artykuły. Począwszy od jesieni 1926 r. Daszyński rozpoczął redagowanie wielkiego tygodnika socjalistycznego „Pobudki“. Prowadzić będzie to pismo do wiosny 1928 r., aż ważne zadania nie zmuszą go do zaniechania tej pracy.
Na dzień 4 marca 1928 r. bowiem zostały rozpisane wybory do sejmu. Dla Daszyńskiego zaczęła się znowu kampanja wyborcza. Wybory odbyły się przy akompanjamencie nacisku administracyjnego i jaskrawych nadużyć. Daszyński napisał o tych wyborach w „Pobudce“, że przewyższono Badeniego, z którego metodami wyborczymi Daszyński walczył u wstępu swej pracy politycznej, Daszyński został znów wybrany z listy państwowej i z okręgu Kraków, Chrzanów, Oświęcim, Olkusz, Miechów, z którego poprzednio posłował. Lista P. P. S.
w owym okręgu skupiła obecnie 77.479 głosów, maksimum głosów, które Daszyński w życiu swem dostał. W stosunku do wyborów z r. 1932, był to wzrost głosów o 50%. Ogółem P.P.S. zdobyła około półtora miljona głosów i 63 mandaty. Poraz pierwszy stał Daszyński na czele tak licznego klubu poselskiego. Był to największy z klubów opozycyjnych. Ponieważ rząd mimo nacisku wyborczego nie uzyskał większości, powstawało zagadnienie, jak ułożą się stosunki między rządem, będącym rezultatem zbrojnego przewrotu, a sejmem, rozporządzającym większością opozycyjną. Przyszłość była wyraźnie najeżona najpoważniejszymi konfliktami. Pierwszy konflikt groził już przy sprawie wyboru marszałka sejmu. Piłsudski wyznaczył jako swego kandydata Bartla. Klub P. P. S. postanowił przeciwstawić mu Daszyńskiego. Był to moment przełomowy w stosunku Daszyńskiego do Piłsudskiego. Ze strony otoczenia Piłsudskiego podjęto próbę skłonienia Daszyńskiego, aby nie przeciwstawiał się woli Piłsudskiego. Sławek skierował do niego jednego z posłów, aby ostrzegł, że radzi mu nie przyjąć kandydatury na marszałka, gdyż marszałka, który obali kandydaturę Bartla Piłsudski będzie źle traktować i prześladować, a niechciałby być zmuszonym tak postępować wobec Daszyńskiego. Daszyński nie cofnął się wobec groźby.
Dnia 27 marca 1928 r. nastąpiło otwarcie sejmu. Zaczęło się od gwałtownej sceny usunięcia przez policję z sali sejmowej krzyczących posłów komunistycznych. Daszyńskiemu stanąć musiała w pamięci owa scena, gdy przed przeszło 30 laty był sam w podobny sposób usuwany z sali parlamentarnej. Znów przypominał mu się okres Badeniego. Przystąpiono do głosowania. Daszyński otrzymał 167 głosów, Bartel 136, reszta głosów rozbiła się między kilku demonstracyjnymi kandydatami. W drugiem głosowaniu padło na Daszyńskiego 206 głosów, na Bartla 141. Daszyński był wybranym. Zaczynał się oto jeden z najważniejszych okresów jego życia. Wybór ten w momencie nieuchronnej walki o prawa parlamentu, walki między zasadą demokracji parlamentarnej, a dążeniem do dyktatury, stawiał go na najbardziej wysuniętem stanowisku, składał w jego ręce kierownictwo akcji obrony godności i praw sejmu. Zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Obejmując przewodnictwo oświadczył: „Dramatyczne posiedzenie dzisiejsze zakończyło się wyborem, który przyjmuję i po 30 z górą latach pracy parlamentarnej uważam za najchlubniejsze odznaczenie obywatelskiej służby“. „Jako Marszałek Sejmu, ciągnął dalej, będę strzegł praw i godności tej Wysokiej Izby“. Oznaczało to przyjęcie walki. „Wiem dobrze, mówił mając na myśli rzucone pod jego adresem groźby, że moje urzędowanie marszałkowskie nie będzie funkcją beztroskiego życia“. Nie miał zamiaru jednak walki prowokować i zapowiedział rządowi lojalną współpracę „bez zadraśnięć wzajemnych“. A dodać należy, że po jego wyborze rząd i klub rządowy w sejmie opuścili demonstracyjnie salę. Po posiedzeniu Daszyński rozmawiał z Sławkiem. Nawiązując do jego ostrzeżeń, oświadczył mu, że gdyby był ustąpił wobec tego rodzaju pogróżek, oznaczałoby to dla niego śmierć cywilną, jako człowieka i uczciwego polityka. Sławek odparł, że zachowanie się Piłsudskiego wobec każdego innego marszałka poza Bartlem, wynika z jego ogólnych planów co do parlamentu polskiego. Daszyński odpowiedział, że ani on, ani nikt z ludzi planów tych nie zna i że nie mogą one obowiązywać ludzi nie działających na każdy rozkaz z góry. W dwa dni potem zjawił się u Daszyńskiego Bartel, uściskał go, złożył gratulacje i oświadczył mu, że wybawił go z ciężkiego położenia. Tegoż dnia był Daszyński u Piłsudskiego, ten go rewizytował. Takich wizyt oficjalnych u Piłsudskiego było jeszcze kilka i chwilowo zdawało się że stosunki się ułożyły. W jednej z rozmów Piłsudski oświadczył nawet Daszyńskiemu, że jeden Daszyński w przeciwieństwie do innych go rozumie. W innej rozmowie zapowiedział: „Ja tam coś wam niemiłego napiszę“. Na to Daszyński odparł: „Cóż jeszcze może p. marszałek więcej Polakom powiedzieć po Kaliszu, gdzie są nazwani „narodem idjotów“? „A ja wam jednak coś napiszę!“ oświadczył Piłsudski.
Zapowiedź została zrealizowana. Dnia 1 lipca 1928 r. po zamknięciu sesji sejmowej ukazał się w prasie rządowej wywiad z Piłsudskim, w którym w nadzwyczajnie ostrych słowach zaatakował wszystkie dotychczasowe sejmy i rzucił zapowiedź ewentualnego oktrojowania praw.
Daszyński, jako reprezentant sejmu czuł się zobowiązanym do dania odpowiedzi. Ogłosił w prasie sprawozdanie z dopiero co ukończonej sesji. W dalszym ciągu w kilku jasnych rysach skreślił położenie sejmu. Sejm ma większość opozycyjną, ale nie pozwalają mu stworzyć rządu. Daszyński wskazał, że w tej sytuacji są trzy wyjścia: rozwiązanie sejmu i rozpisanie nowych wyborów, stworzenie większości przez porozumienie stronnictw, i zamach stanu. Tymczasem, stwierdził, „w praktyce wytworzyła się jeszcze jedna oryginalna metoda, którąbym nazwał metodą nie wyciągania konsekwencyj“. „Parlament niemy jest nonsensem“, ciągnął dalej, winien on być „miejscem wolnego słowa“. W związku z rzuconą groźbą oktrojowania praw Daszyński rzucił ostrzeżenie: „Gwałtowne zamachy na konstytucję i na parlament mogą państwo doprowadzić do ciężkich przesileń“.
Jesienna sesja 1928—1928 r. przeszła znowu stosunkowo spokojnie. Daszyński kilkakrotnie musiał z trybuny marszałkowskiej interwenjować. Na początku sesji zaszedł fakt wyzwania z powodów politycznych posła socjalistycznego przez prezesa klubu rządowego na pojedynek. Poseł ów wyzwania nie przyjął, a Daszyński, pozostając wierny zasadzie, którą stosował przez całe swe życie, oświadczył publicznie, że „pojedynek jest prawem zakazany, przez religję jako mord potępiony, przez opinję publiczną w olbrzymiej większości społeczeństwa nieuznany jako właściwy środek załatwiania sporów i różnic, zwłaszcza sporów i różnic politycznych“. W kilka tygodni później Piłsudski przemawiał w komisji budżetowej Senatu. Rzucił tam oskarżenie, że dawne budżety były „wesołe“ i że zna wypadki wydawania pieniędzy z budżetu wojskowego na libacje z dziewczynkami z publicznych domów, urządzane przez ministrów dla posłów. Słowa te wywołały zrozumiałe wzburzenie. Daszyński oświadczył wtenczas w Sejmie, że oczekuje, że zarzutom tym zostanie nadany odpowiedni bieg, że Piłsudski tych złodziei, których wszak ma prawo aresztować, pociągnie do odpowiedzialności i że winowajcy nie unikną zasłużonej kary. Tak jednak się nie stało i żadne konkretne fakty nie zostały ujawnione.
Sesja zakończyła się uchwaleniem budżetu na rok 1929 — 1930 i równocześnie oskarżeniem ministra skarbu Czechowicza przed Trybunałem Stanu za nielegalne przekroczenia budżetowe, sięgające w setki miljonów złotych. Zaraz po zamknięciu sesji Piłsudski ogłosił wywiad p. t.: „Dno oka“, pełen najostrzejszych ataków na sejm i posłów. Daszyński, uważając się za stróża godności parlamentu, odpowiedział publicznie w postaci listu otwartego do ustępującego premjera Bartla: „Ma to być dzisiaj podstawą wychowania parlamentu polskiego: obelga, za którą ma przyjść kij, kopanie, bicie, bat świszczący na ulicach i t. d.“. „Pytam Pana, Panie Prezydencie, pyta Daszyński Bartla, czy uznajesz Pan tę metodę wychowawczą? Czy wychowałbyś już nie swego syna, ale np. swego psa podobnymi sposobami?“ Daszyński ujawnia dalej zakulisowe intrygi polityków obozu rządowego dla skłonienia opozycji do odrzucenia budżetu. „Pchano jednak ten sejm, mówi, aby za wszelką cenę odmówił państwu budżetu! Co miało być potem? Nie wiem!“ Wyjaśnia powody oskarżenia Czechowicza. „Niktby p. Czechowicza o nic nie oskarżał, gdyby pański rząd wniósł był do sejmu ustawę o kredytach dodatkowych za r. 1927 — 28. Pan tę ustawę mógł był przedłożyć sejmowi sto razy. I ustawy tej pan nie przedłożył! Dlaczego? Pan wie: dlaczego, i wszyscy wiedzą: dlaczego… Mogłeś pan unicestwić w samym zarodku nawet myśl o oskarżeniu, ale nie miałeś pan sił tego uczynić“. Wreszcie rozpatruje zarzuty pod adresem Sejmu. I on go nie idealizuje. „Ma on — pisze — jak wszystkie parlamenty — wiele złych, ale i wiele dobrych stron. Jest przedstawicielem narodu, który wzrastał w niewoli, w analfabetyźmie i w nędzy… Szlachetczyzna głęboka w duszach posiała butę i pychę, zbyt łatwo zmieniającą się w zewnętrzną uległość“. „Trzeba nim jednak rządzić sprawiedliwie, kończy, kopanie, bicie, lżenie codzienne, poniżanie i upokarzanie obywateli nie mogą być w Polsce ani nigdzie w Europie, metodą rządzenia“.
W kwietniu 1929 r. Daszyński wyjechał do Paryża na odsłonięcie pomnika Mickiewicza. Na przyjęciu w ambasadzie polskiej rozmawiał z prezydentem Doumergue. Gdy wrócił do Warszawy zastał sytuację polityczną niezmienioną. Powołany do władzy podówczas rząd Świtalskiego, uchodził za rząd silnej ręki wobec opozycji. Tymczasem wobec zaczynających się niepokojących zjawisk kryzysu gospodarczego rząd zachowywał zupełną bierność.
W obozie rządowym były jednak i pewne czynniki pacyfikacyjne. Pewnego dnia wpadł do Daszyńskiego marszałek senatu Szymański i ubolewając nad tem co się dzieje, wyraził pogląd, że jeden tylko Daszyński mógłby z Piłsudskim pomówić. Daszyński wyraził wątpliwość w możność dojścia takiej rozmowy do skutku. Jednak Szymański podjął się roli pośredniczącej. Istotnie dnia 24 czerwca 1929 r. rozmowa taka doszła do skutku w Belwederze. Daszyński przedstawił Piłsudskiemu położenie gospodarcze kraju, ogólną niedolę, ciasnotę gotówkową, zastój budowlany, niski poziom płac robotniczych, spadek cen produktów rolnych, i stwierdził, że walka rządu z sejmem potęguje zło. Przedstawił dwa wyjścia: albo stworzyć większość, albo rozwiązać sejm. Piłsudski nie wziął poważnie obaw gospodarczych Daszyńskiego. „Gdybym był naiwny, albo bardzo, bardzo nierozsądny, powie o tej rozmowie w kilka miesięcy później, tobym popaść mógł w wielką rozpacz z powodu zbliżającej się pełnej ruiny Polski i jej z tego powodu zguby“. Dalszy rozwój kryzysu przyznał jednak rację Daszyńskiemu. Piłsudski odrzucił wszelkie koncepcje zorganizowania współżycia z sejmem. „Sejmem pogardzam, oświadczył, żadnemu sejmowi od pierwszego poczynając nie dawałem pracować… Żądam dwóch rzeczy, po pierwsze, aby posłowie nie byli bezkarni. Nie można żyć, kiedy w kraju jest kilkuset ludzi bezkarnych. Po drugie, aby szereg spraw usunięto z pod rozstrzygnięć Sejmu… Trzeba wiele spraw oddać Prezydentowi, a odebrać Sejmowi… Zmiana Konstytucji i tak się dokona. Projekt konstytucji B. B. zaostrzałem, lecz wyszedł w łagodniejszej formie…“ Daszyński zauważył na to, że zmiana konstytucji wymaga czasu i argumentów, a nie kija… Piłsudski odparł: „A właśnie że kija!“
Rozmowa ta wykazała zupełną nierealność wszelkich koncepcyj porozumiewawczych, stwierdziła ponad wszelką wątpliwość do czego zdąża system rządowy. Sejmowi pozostała tylko walka, a Daszyński jako marszałek tego sejmu rozumiał dobrze, jakie ciążą na nim w tej walce obowiązki. Musiał wytrwać na posterunku do samego końca.
W procesie Czechowicza wystąpił jako świadek i stanął w obronie pogwałconych praw parlamentu.
Zajęcia marszałkowskie nie wstrzymują Daszyńskiego od dalszej pracy publicystycznej. Daszyński w wolnych chwilach pracuje nad wydaniem kilku nowych prac. Pisze studjum o zagadnieniu reformy konstytucji, pisze uzupełniającą broszurę o Piłsudskim, która ma poddać rewizji sądy wypowiedziane w poprzedniej broszurze, w związku z nowymi faktami, które nastąpiły, pracuje wreszcie nad trzecim tomem pamiętników. Późniejsza choroba przerwała te prace przed ich wykończeniem.
Jesienna sesja 1929 r. zapowiadała się zatem burzliwie. Wstępem do niej było odrzucenie przez opozycję propozycji rządu odbycia w sprawach budżetowych konferencji poza sejmem. Piłsudski zareagował na to ostrym artykułem p. t. „Gasnącemu światu“. Daszyński znów odpowiedział artykułem p. t. „Niewczesne żale“. Wyjaśnia, że stronnictwom sejmowym nie szło o kanapową kwestję, gdzie odbędą się narady. „Kwestja kanapowa polega na tem, wyjaśnił, że po 6 miesięcznych wakacjach posłowie pragnęli nie narad w Prezydjum Rady Ministrów, lecz zwołania sejmu“. „Rozumiem, pisze dalej, rozgoryczenie z tego powodu p. premjera Świtalskiego. Wszak był to po 6 miesiącach pracy i urlopu wypoczynkowego — pierwszy krok przezeń uczyniony w kierunku Sejmu“. Nie rozumie natomiast rozgoryczenia Piłsudskiego. Czyż po tylu obelgach, które miotał na posłów, może się jeszcze dziwić, że posłowie nie zechcieli przyjść na konferencję, na której on miał przemawiać.
Tymczasem szybko zbliżał się punkt kulminacyjny w walce między Piłsudskim a sejmem. Daszyńskiego oczekiwała największa próba. Dnia 31 października 1929 r. miało się odbyć otwarcie sesji sejmowej. Na posiedzenie to miał przybyć Piłsudski osobiście i przemówić. Że nie mogło tu chodzić o zwyczajne przemówienie można było łatwo się domyślić. Należało oczekiwać poważnych wydarzeń.
Rozpoczęcie posiedzenia poprzedziło też szereg niezwykłych wypadków. Gdy Daszyński wchodził do sejmu zauważył oficerów, użerających się z strażą marszałkowską. Daszyński zwrócił na to uwagę jednemu z posłów rządowych. Ten odparł: „Dziś mają być wogóle rzeczy dziwne“. Istotnie w chwilę potem, gdy Daszyński wszedł do swego biura, doniesiono mu, że do przedsionka sejmowego wdarło się siłą 120 oficerów. Wkrótce potem otrzymał nową wiadomość, że w pobliskim szpitalu wojskowym znajduje się drugi oddział oficerów. Oficerowie zebrani w sejmie stanowczo odmówili opuszczenia przedsionka. Daszyński wobec tego wysłał list do Prezydenta, zawiadamiając go, że pod szablami i rewolwerami oficerów posiedzenia nie otworzy. W parę minut potem zjawił się w jego gabinecie Piłsudski w towarzystwie dwóch oficerów. „Chcę pana spytać, po co robi pan te hece? — zapytał w podrażnionym tonie. — Czy ja mam długo czekać na otwarcie sejmu? Czemu pan nie otwiera sejmu? Co znaczą te hece?“ Daszyński zachował zupełny spokój. „Czy to, że są panowie oficerowie w sejmie? — zapytał. Piłsudski wyjaśnił, że idzie mu o otwarcie posiedzenia sejmu. Daszyński oświadczył stanowczo: „Pod bagnetami, karabinami i szablami izby ustawodawczej nie otworzę“. W dalszej rozmowie Piłsudski uniósł się, uderzył pięścią w stół i wykrzyknął, że Daszyński mówi „głupstwa“. Daszyński zwrócił mu wtedy uwagę, że jest gościem i że on go obrażać nie może. „Ja jestem tu oficjalnie“ — odparł Piłsudski. „Ja także tu oficjalnie jestem“ — stwierdził Daszyński. Na powtórne zapytanie Daszyński powtórzył: „Pod bagnetami, rewolwerami i szablami nie otworzę“. „To pańskie ostatnie słowo? — zapytał Piłsudski dwukrotnie i dwukrotnie Daszyński — odparł: „Tak jest“. Piłsudski opuścił gabinet, rzucając jakieś obelżywe słowo. Tymczasem nadeszła odpowiedź Prezydenta odraczająca otwarcie posiedzenia. Nie ulega wątpliwości, że Daszyński wówczas uratował Sejm od wydarzeń o nieobliczalnych skutkach.
W dwa dni potem był Daszyński u Prezydenta, po otrzymaniu zapewnienia, że Piłsudski w rozmowie udziału nie weźmie. W czasie dwugodzinnej rozmowy domagał się, albo rozwiązania sejmu, albo też odwołania rządu. „Niemożliwem jest, napisał nazajutrz do Mościckiego, utrzymanie sejmu i poniewieranie nim do ostatnich granic. Godność nietylko posłów, ale całego narodu, widowiska podobnego nie zniesie“. „Na obelgi, dodał, odpowiadam spokojną pogardą“.
W ten sposób skończył się ten incydent, w którym Daszyński okazał stanowczość, zimną krew i pełne poczucie godności. Z tego najtrudniejszego momentu swego życia wyszedł całkowicie obronną ręką.
Ostatecznie rząd chwilowo cofnął się od rozgrywki z sejmem. Rząd Świtalskiego został obalony, przyszedł rząd Bartla, który dostał od sejmu budżet i sesja sejmowa przeszła znów względnie spokojnie. Tylko przy końcu sesji klub rządowy rozpoczął obstrukcję i groził nie dopuszczeniem do odbycia ostatniego posiedzenia, gdyż obawiał się, że sejm poweźmie uchwałę w sprawie przekroczenia kredytów. Gdy jednak obawa ta okazała się płonną, posiedzenie odbyło się spokojnie. Było to ostatnie posiedzenie, na którem danem było Daszyńskiemu przewodniczyć, jako marszałkowi.
Powołano do władzy rząd Sławka. Sejm utrzymano jeszcze przez kilka miesięcy przy życiu, ale nie pozwolono mu się zebrać. Gdy posłowie zgłosili konstytucyjne żądanie zwołania sesji nadzwyczajnej, sesja ta została odroczona przed zebraniem się i zamknięta natychmiast po upłynięciu terminu odroczenia. Nie bez wpływu na takie postępowanie musiał być fakt, że Daszyński na porządku dziennym owego posiedzenia, które się nie mogło odbyć, umieścił drażliwą sprawę kredytów dodatkowych.
W czasie owego okresu prasa rządowa ostro atakowała sejm i osobiście marszałka. Daszyński zareagował na to w czerwcu 1930 r. artykułem zatytułowanym: „Słowo do waletów“. „Czy Pan kazał napisać, pisze o atakach na siebie, czy „walet“ prasowy z własnej pilności napadł? — nie wiem“. „Nie wiem, oświadcza, jak długo żyć mi wypadnie, ale dopóki będę żył, będę siekł z ramienia… oszustów i gwałcicieli wyborczych, karjerowiczów, pasorzytów, „waletów“, co się dobrali do pieniędzy państwowych, do władzy, do wpływów w służbie jednego człowieka, choćby ze szkodą, ze zubożeniem, z rozpaczą ogromnej większości pracującego ludu w Polsce“.
Opozycja straciła ostatecznie wiarę w możność rozprawienia się z systemem autokratycznych rządów na drodze parlamentarnej. Postanowiła odwołać się do społeczeństwa. Dnia 29 czerwca 1930 r. odbył się w Krakowie kongres manifestacyjny zwołany przez sześć stronnictw lewicy i centrum. Kongres ten, który skupił kilkadziesiąt tysięcy ludzi, był wyrazem stanowczego protestu przeciw metodom rządzenia w Polsce zaprowadzonym. Daszyński przysłał na ów kongres słowa solidarności z jego celami. Nazwał siebie „marszałkiem sejmu skazanego na przymusową bezczynność“.
W dwa miesiące potem nastąpiło rozwiązanie Sejmu i Senatu. Zaczął się okres nie mający sobie równego w dziejach parlamentaryzmu. Jeżeli w 1928 r. zapędzono w kozi róg Badeniego, to teraz pozostawiono 1928 r. daleko w tyle, przewyższono go kilkakrotnie.
Brześć, pacyfikacja, uwięzienie przeszło 80 b. posłów, masowe unieważnienie list kandydatów, presja administracyjna, ograniczenia wolności zgromadzeń, represje prasowe, masowe aresztowania, napady bojówek, rozbijanie stronnictw — to główne metody wówczas zastosowane.
Daszyński, który jako marszałek dalej urzędował w czasie akcji wyborczej, uważał za swój obowiązek stanowczo zaprotestować przeciw takim wyborom. Dnia 24 września 1930 r. wystosował list otwarty do Prezydenta Rzeczypospolitej. W liście tym przypomniał, że „władza i godność urzędu… Prezydenta tylko z konstytucji wyrasta i tylko na niej się opiera“ i ostrzegł, że „takiemi metodami długo rządzić nie można“. Stawia żądanie: „uczciwe, legalne bez oszustw i teroru wybory i natychmiastowy powrót do praworządności“. Daszyński uważał za swój obowiązek zwrócić uwagę na konsekwencje stosowania takich metod. „Wola narodu, stwierdził, która nie znajduje swego prawdziwego wyrazu w jego przedstawicielstwie, prędzej czy później musi utorować sobie drogę, choćby w sposób dla państwa niebezpieczny“. Było to wskazaniem nowych dróg, jakie epoka zwycięskiego faszyzmu stawiała przed klasą robotniczą.
Daszyński był czołowym kandydatem listy zblokowanej lewicy i centrum. Prowadził listę państwową i dwie listy okręgowe, w dawnym swym okręgu Kraków, Chrzanów, Oświęcim, Miechów, Olkusz i w okręgu Kraków miasto. Lista w wiejskim okręgu krakowskim została unieważniona. Mimoto na tę unieważnioną listę głosowało około 80 tysięcy ludzi. Daszyński został wybrany w okręgu miejskim krakowskim i z listy państwowej. Zatrzymał ten ostatni mandat i wszedł do sejmu, który dzięki tym metodom wyborczym miał większość rządową.
W otwierającym się nowym okresie walki nie mógł jednak wziąć czynnego udziału. Ciężka choroba zmusiła go do porzucenia na kilka lat swej pracy, która była przez całe życie jego żywiołem.
Ignacy Daszyński ma dziś za sobą przeszło pięćdziesiąt lat służby dla idei socjalistycznej. Jest to linja ideowa i życiowa prosta i logiczna, twarda i niezłomna. Niema żadnego rozdźwięku między młodością, wiekiem dojrzałym, a okresem szczytowym życia. Niema chwiejności i wahań. Pochód życiowy odbyty mocnym, zdecydowanym krokiem z wzrokiem wpatrzonym w jeden cel. Iluż na tej drodze się załamało, ilu odeszło, ilu się cofnęło od walki? Jedni stracili busolę, inni się zmęczyli, inni zasmakowali w korzyściach, których walka dać nie mogła. Daszyński, podobnie jak Limanowski, podobnie, jak garść najbardziej ideowych bojowników, idzie drogą prostą, bez zboczeń na manowce i bez cofania się. Podkładem takiego życia jest głęboka wiara w swą ideę i gruntowna wiedza polityczna. To nie jest konsekwencja zastoju myślowego i bezmyślności. To logika życiowa uparcie pracującej myśli, zawzięcie zdążającej do celu i nie cofającej się przed nieubłaganymi konsekwencjami, do których dochodzi.
Daszyński to mocny charakter, zdecydowana wola i temperament walki. Całe życie jego jest walką. Nigdy jej nie unikał, nigdy nie chciał od niej odpoczywać, wciąż jej szukał. Czy walczył z zacofaniem stańczyków, czy z nacjonalizmem narodowej demokracji, czy z zakusami dyktatury faszystowskiej, zawsze był takim samym. Z tą samą energją i siłą uderza w Badeniego, jak i w tych, którzy go dziś prześcignęli.
W polityce jest realistą. Ideologję i taktykę wgłębia w grunt realnych stosunków i możliwości. Chce walczyć, aby zwyciężyć, a nie dla przyjemności walki. Nigdy jednak nie przekroczy granic, na których kończy się realizm, a zaczyna się kompromis. Nigdy nie zatraca zasadniczego celu. Może wszystko uczynić, aby stworzyć dla walki lepsze warunki, aby uczynić ją skuteczniejszą i płodniejszą, nie zrobi jednak nic, aby uniknąć walki. Walka jest bowiem jego żywiołem. I sztandar jej wznosi zawsze wysoko.
Walka jego życia nie przeszła na próżne. Z walki z zaciekłem zacofaniem i tępym obskurantyzmem galicyjskim z epoki rządów stańczykowskich wyszedł zwycięzcą. W walce o powszechne głosowanie był tryumfatorem. Walka o wolność narodową przyniosła pełny sukces jego najśmielszym ideom. W walce z autokratyzmem i zakusami dyktatorskiemi odniósł pełne zwycięstwo moralne.
Walka o Polskę socjalistyczną toczy się jeszcze.
Daszyński rozpoczął swe życie polityczne w skrajnej nędzy, większość życia spędził w niedostatku i nigdy nie dorobił się niczego, nigdy do tego nie dążył. Gdy rzucano mu śmieszne docinki o gruszkach dziesięciokoronowych, o kamienicach i majątkach ziemskich, które rzekomo posiada, o kurach, które zjada w pierwszorzędnych restauracjach, odpowiadał w tonie żartobliwym, proponując np. odstąpienie prawa własności, tym, którzy wskażą mu te posiadłości. Po kilkudziesięciu latach pracy politycznej, gdy przyszło ratować swe zdrowie, znalazł się w najcięższem położeniu, omal tak, jak kiedyś na początku.
Daszyński nigdy nie dążył do wysokich stanowisk. Z gabinetu ministerjalnego uciekał, jak tylko mógł najprędzej, na trybunę poselską. Stanowiska te piastował zawsze krótko i zawsze w ciężkich i trudnych momentach, kiedy ciężar odpowiedzialności przewyższał stokrotnie rozkosze władzy. Najwyższe jego stanowisko, marszałkowstwo sejmu, było jednym ciągiem wyczerpującej walki o prawa i godność parlamentu.
Niepoślednia jest rola, którą odegrał Daszyński w dziejach polskiego socjalizmu. Przez czterdzieści z górą lat był jego wodzem. On pchnął go na tory nowoczesnego ruchu politycznego, stworzył z niego twórczą potęgę w życiu Polski, ugruntował jego idee i zakreślał mu drogi. Jego życie to historja partji. Historja partji, to historja jego życia. Specjalną kartę stanowi jego rola w dziejach ruchu oświatowego klasy robotniczej. Jako twórca T. U. R, dał robotnikowi polskiemu potężny oręż w jego walce wyzwoleńczej, stał się jego nauczycielem i wychowawcą.
Daszyński, to jedna z czołowych postaci w historji Polski nowoczesnej. Nazwisko jego jest wpisane na tej karcie, gdzie znajduje się słowo: wyzwolenie.
Wyzwolenie narodowe i wyzwolenie społeczne.