Illustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic/10

<<< Dane tekstu >>>
Autor Walery Eljasz-Radzikowski
Tytuł Illustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic
Podtytuł pisał i illustrował Walery Eljasz
Wydawca J. K. Żupański
Data wyd. 1870
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
Przewodnictwo.
Zdaje się może niejednemu, że chcąc zwiedzić Tatry, dość mieć potemu siły i zmysł rozpoznawczy, a co najwięcej dobrą mapę; tymczasem to wszystko nie wystarcza, aby się tam bez przewodnika obejść było można. Były zdarzenia, że nieświadomi gór, po przybyciu do Zakopanego, puszczali się sami do upatrzonego którego wierchu, a wracali do chaty, jeżeli nie smutno, to przecie z niemiłemi przygodami.
Szałas pasterski w Tatrach.
Nawet poznanie doliny potrzebuje przewodnika, bo trafiają się miejsca, gdzie nie wiedzieć, czy potok przejść, którą się puścić ścieżką z napotkanych, a wreście którędy najdogodniej. Cóż dopiero, gdy się mamy spinać na wierchy i mijać grzbiety gołe, skaliste, gdzie nawet śladu drożyny nie rozpozna, a lada fałszywy krok narazić zdolny na szkodę zdrowia lub utratę życia. Wiele mógłbym przytoczyć przykładów, któreby udowodniały konieczność
Jędrzej Wala, przewodnik po Tatrach.
przewodników w wycieczkach tatrzańskich, lecz pomijam je dla krótkości niniejszego pisma, pozostawiając sprawdzenie moich rad własnemu każdego zwiedzającego doświadczeniu. Nie na tém koniec, aby mieć przewodnika, ale trzeba go mieć odpowiadającego wszelkim warunkom jego powołania, że się tak wyrażę. Powinien znać doskonale drogi wszystkie, a przynajmniej tę, którą się podjął zawieść podróżnych; powinien być przezornym, roztropnym, starannym, troskliwym, aby w każdym wypadku osobom, co się jego opiece powierzyły, był pomocą zupełną; powinien zawsze prawdę mówić i być poczciwym, aby jego usłużnością nie sama chęć zarobku i zysku kierowała. Jako wzór przewodników po górach przedstawić mogę dwóch górali w Zakopaném Jędrzeja Walę i Macieja Sieczkę, niegdyś najsłynniejszych skrytostrzelców,
Maciej Sieczka, przewodnik po Tatrach.
którzy goniąc za kozami i świstakami mieli czas i sposobność poznać się dobrze z każdym prawie zakątkiem tatrzańskim, gdzie tylko się utrzyma ludzka stopa. Odznaczają się oni nietylko znawstwem dróg w Tatrach całych, lecz niezwykłą w 19. wieku uczciwością, troskliwością względem gościa, że im się powierzywszy, zawodu się nie dozna.

Są i inni przewodnicy dobrzy, o jakich się starać trzeba, wywiadując się od tu wymienionych o innych w razie potrzeby, jest to bowiem bardzo ważną rzeczą, aby ufając przewodnikowi swemu zyskać pewność na każdym kroku. Zakopiańscy przewodnicy biorą wynagrodzenia dziennie 1 gulden, zwany u górali papierkiem, do bliższych to jednak i łatwiejszych wycieczek, do trudniejszych zaś po 1½ guld. aż do 2 guld. dostając jeszcze żywność w drodze. Za to obowiązani są troszczyć się o gościa tak we dnie jak i w nocy, rozniecać ogień, dostarczać wody, żywność ze sobą nosić i w każdym względzie zresztą być radą i pomocą.
Podróżni znów winni uważać tych ludzi, chociaż prostych, nie za najemników lub służalców, lecz za szczerych, życzliwych opiekunów, którym mocno na sercu leży, aby podróżni ich opiece powierzeni dopięli celu, jak najpomyślniej. Przy tej sposobności wypada mi nadmienić, aby się podróżni w ogóle z ludem górskim łagodnie obchodzili, bo lud ten czuje aż nadto swoją osobistą wolność i nigdy nie żył w poddaństwie; w obchodzeniu się z nimi grzeczność umie ocenić i wdzięcznością się odpłacić, przeciwnie gburowatość górali drażni.
Jeźliby się trafił powód do ostrzejszego wystąpienia, czynić to trzeba z powagą i godnością, bo tak tylko wyrzeczone napomnienie skutek odnosi, gdy z nierozwagi lub z przyzwyczajenia wymknięte obelżywe słowo bardzo ich dotyka i zuchwałymi czyni.
Dalej obowiązuje się każdego zwiedzającego Tatry, aby szanował religijność ludu, bo choć ona jest „więcej zewnętrzną, ale trudno po nim wymagać religii wyrozumowanéj, a kto, czy słowem czy czynem pomiata tą zewnętrzną religijnością ludu wobec niego samego, niechaj pomni, że niweczy podstawę obyczajności ludowej.“ (Słowa z artykułu ks. Dra. Eug. Janoty: Przewodnicy Zakopiańscy. Kłosy. Warszawa 1866. Nro 74. 75.)
Dla kilku osób silnych, zdrowych, wytrzymałych, którym dość wskazywać drogę, wystarczy jeden przewodnik; jeźli zaś mają ze sobą dużo do niesienia, wynajmuje się innych górali, wyłącznie do tej usługi. Osoby jednak niepewne siebie w spinaniu się po turniach, zwłaszcza kobiety, powinny mieć każda z osobna dla siebie przewodnika lub pomocnika.
Strzedz się należy złych przewodników, nastręczających się wszędzie do każdéj wycieczki, dobrze więc radzić się w tym względzie Wali lub Sieczki, oni bowiem dobrze wiedzą, który z przewodników zna tę lub ową drogę i który zdolny zadowolnić swoich gości. Strzedz się także trzeba arendarza[1] w Kuźnicach Zakopiańskich, co nieświadomym rzeczy podróżnym dostarcza przewodników ladajakich za potrójną cenę, dwie trzecie części zapłaty biorąc dla siebie, bo jemu nie chodzi o dobro podróżujących, lecz o własny zysk. W końcu niech raczą owi goście, co z fanfaronady lub z głupiej buty lubią rzucać pieniądz za lada usługę albo każdą rzecz przepłacać dla przechwalania się często gęsto z fałszywą zamożnością, niech dają nadwyżkę górskiemu ludowi jako podarek dla nich lub ich dzieci, aby ich nie uczyć bezwstydności i nie podsycać chciwości, właśnie słabej strony górali, czém się odznacza w obczyźnie ludność okoliczna jakiemu miejscu zwiedzanemu. Kto zwiedził Pieniny lub bawił w Szczawnicy, napotkać musiał obrzydliwe objawy bezwstydności u okolicznego ludu jak i u Białczanów w Tatrach, zaludniających dolinę Białki do Morskiego Oka i dolinę Pięciu Stawów; są to właśnie skutki powyżej nadmienionej głupoty turystów.




  1. Przypis własny Wikiźródeł dzierżawca, karczmarz





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Walery Eljasz-Radzikowski.