Jagiellonowie/Po raz pierwszy o swoje prawa
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jagiellonowie |
Pochodzenie | Legendy, podania i obrazki historyczne |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1918 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pod Cerekwicą dwa wojska stanęły groźnie naprzeciw siebie: obóz krzyżacki karny, surowy, milczący, — wiedzą, że trudna czeka ich przeprawa: czterdzieści tysięcy szlachty przybyło tym razem na Wezwanie Kazimierza, — obecność króla podnosi ich męstwo, więc bój będzie zacięty, uporczywy.
Tembardziej, że w obozie polskim dziwne gwary; coś radzą, rozprawiają gromadami, całe rycerstwo w wielkiem poruszeniu, — dokoła króla skupili się senatorowie. Co znaczy ten ruch cały?
Wygląda to, jak gdyby obóz polski sam rozdzielił się w sobie na dwie części, przecież chyba rycerstwo nie stanęło przeciw królowi? Krzyżak-by tego pragnął, ale przypuścić nie śmie, tylko dziwi się, dziwi...
Taka potęga. Jak okiem zasięgnie, namioty, konie, wozy, służba obozowa, a rycerstwo na polu, gromadami stanęli wkoło, jedni krążą pomiędzy gromadami, — tutaj zasiedli razem wybrani mężowie, inni stanęli w porządku, w gotowości do boju czy odwrotu.
Teraz wyraźnie idzie poselstwo do króla, czegoś widać żądają.
Kazimierz zasiadł w polu pod namiotem, oczekuje przybyszów. Za nim w bogatych strojach panowie, starszyzna: karmazynowe szaty, sobole kołpaki, białe kity, zbroje złociste i blask drogich kamieni na szatach, na orężu.
Ciemno, ubogo prawie odziani posłowie: żądnej ozdoby na żelaznej zbroi, szabla nie błyszczy kosztowną oprawą, z ramienia burka spływa, prosta, szara.
Ukłon poważnie złożyli królowi i proszą, by pozwolił zanieść skargę.
O cóż się skarżyć może rycerz, szlachcic polski? Król wysłucha.
Więc przekładają swoje: chcą sprawiedliwości. — Kto zwycięża Krzyżaków, czy panowie? Niech spróbują zmierzyć się z nimi. — Kto krew przelewa w boju na każde wezwanie królewskie? Kto osłania ojczyznę swem ramieniem? - Oni, rycerze, szlachta. Bez nich nie dokażą panowie niczego. Czterdzieści ich tysięcy stanęło pod bronią, jeśli wrócą do domu, kto pokona wroga?
Oni są bezpieczeństwem, siłą i obroną kraju; ich krwią, ich życiem każda piędź ziemi kupiona; ale cóż za to mają?
Im każą krew przelewać, a panowie rządzą i dzielą się korzyścią. Czy to sprawiedliwie?
Oni pójdą na wojnę, ale wtedy, kiedy sami uznają, że potrzebna, kiedy ich wzywać będą i do rady, nietylko na pole walki, by oddawali gardła.
Tak już postanowili tu wszyscy, z tem ich do króla przysłano. Niech król jak ojciec sądzi. Pójdą za nim jak dzieci, gdy skargi wysłucha, i spełnią, co rozkaże; lecz gdyby ich odepchnął jak ojczym niesprawiedliwy, nie wystąpią do walki, do domów powrócą; niech się panowie biją, kiedy taka ich wola.
Król, prawdę powiedziawszy, dawno nie lubił panów. Nie podobało mu się, że gdy tam na Litwie jest panem samowładnym, tu radzić się musi, nieraz słuchać wymówek i słów przykrych. Napominał go nieraz Zbigniew Oleśnicki, przypominał, że Polska to nie Litwa.
To też słowa rycerzy trafiły mu do przekonania: gdy król ma słuchać rady, niechże tę radę stanowią posłowie od całego rycerstwa, a nie kilku dumnych magnatów. Wtedy będzie to wola całego narodu. A panowie niech zrozumieją, że kraj nie do nich należy.
Łaskawie też odpowiedział tym, którzy przybyli.
Nie czas na rozprawy, kiedy bić się trzeba. Wobec wroga hańbą byłyby kłótnie i nieposłuszeństwo. Jak ojciec ich przyjmuje i jak ojciec każe spełnić obowiązek. Ale skargę do serca bierze i słowem królewskiem zaręcza, iż po skończonej wojnie ją rozpatrzy i sprawiedliwość wymierzy. Niechaj mu zaufają tak, jak on im ufa, i niech swoim żądaniom wywalczą zwycięstwo.
Jeden okrzyk radości zabrzmiał w całym obozie, i zdawało się, że w chmury bije. Zapał ogarnął serca. Żyć i umrzeć przy takim królu, co prawa rycerstwa uznaje. Teraz się w dziejach inny rozdział zacznie.
I po skończonej wojnie zaczął się inny rozdział: miejsce królestwa Chrobrego zajęła Rzeczpospolita.