Jak kleryk do piekła zaszedł i jak w niem Madejowe łoże oglądał
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Baśń o zbóju Madeju |
Pochodzenie | Polski zaklęty świat |
Wydawca | Księgarnia św. Wojciecha |
Data wyd. | 1926 |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Wędruje sobie kleryk może rok i dwa może, aż ci tu ryk, czy nie ryk? Jak wilki ktoś zaorze; jak stado bestyj w zimie, gdy ziemia w śniegu drzemie, a wilki wyją z głodu od wschodu do zachodu. A to tak djabli właśnie ryczeli w ognia blasku. Niechże ich piorun trzaśnie! To narobili wrzasku! Myśli kleryk: „Już widać, blisko wrota piekielne,“ a że chłopczysko dzielne, (mógłby się w wojsku przydać!), więc nic się nie przestrasza, tylko zamiast pałasza, jak broń od djablej roty, dobył „Ołtarzyk złoty“ i modli się najszczerzej. Wtem kusy djabeł bieży: kuśtyk, kuśtyk, do chłopca: „Waść tu persona obca, nie do piekla ci droga! Czego chcesz od nas? Prędzej! Brylantów, czy pieniędzy?“
I czeka kuternoga na odpowiedź kleryka. „Nic mi brylant i złoto! Mnie, djable, chodzi o to, że za króla Gwoździka mój pradziad, przez szatany podstępnie opętany, zapisał wam swą duszę.
Ten akt odebrać muszę, by dziaduś się nie smażył u was przez wieczność całą.“
„Aj, takie dawne czasy! Jakież to ambarasy! Też się waści zachciało! Toś nam piwa nawarzył!“
„Nie ruszę stąd ni kroku, bez zapisu dziadusia!“ Złość błysła w djablem oku, ale zmilczał jak trusia, bo go trwoga przenika „Złotego Ołtarzyka,“ „Dobrze! dobrze! oddamy! Mamy ten zapis! mamy! Hej! stary Belzebubie!“
Zjawił się czart kosmaty, ogoniasty, rogaty, a widać, że miał w czubie, bo na swej koźlej nodze wciąż się zataczał srodze, pewno gorącej smoły łyknął trochę za dużo, bo śmieje się, wesoły, — a nogi mu nie służą.
„Oddaj z czasów Gwoździka
Zapis duszy grzesznika!“
„Nie oddam! Za nic w świecie!
Szukajcie! Nie znajdziecie!
I tak już dosyć krucho
Z naszym djablim dobytkiem!
Jak palnę chłopca w ucho,
To sobie pójdzie z kwitkiem!“
I pieni się i wyje,
Do bójki się sposobi!
A bies, jak się upije,
To sam nie wie, co robi!
Jak huknie kuternoga:
„Ej, pijanico stary!
Czeka cię kara sroga!
I nie ujdziesz tej kary!
Zaraz ja cię położę
Na Madejowe łoże!“
Gdy to djabeł usłyszy,
Składa ręce w pokorze:
„Może akt zjadły myszy?
Zawieruszył się może?
Poszukam! Zaraz będzie!
Już lecę szperać wszędzie!
Ale się nie położę
Na Madejowe łoże!“
Wnet dobył z jakiejś skrytki
Zapis dziadka starego,
A jeszcze drżą mu łydki
Od strachu okropnego!
„No, załatwione sprawy!
Niech wraca pan dobrodziej!“
Ale kleryk ciekawy
Z bram piekła nie wychodzi:
Wspomnienie mu zagada
Zbójnika prośbą ową...
„Pokażcie mi,“ powiada
„Łożnicę Madejową!“
Zawiedli go w otchłanie,
Patrzy: okropne rzeczy!
Łóżko z noży i z mieczy,
Każdy za brzytwę stanie!
A ciągle się ruszają,
Ciągle sieką i krają!
Pod łóżkiem stos się pali,
Płomieńmi bucha w górę, —
Toż to żarem osmali
Nieszczęsną zbója skórę!
I niedość! bo z pułapu
Wciąż kapie wrząca siarka,
Co chwila: kapu — kapu!
Z dokładnością zegarka.
Patrzy kleryk na łoże,
Litością pierś mu wzbiera:
„Toć on tu, miły Boże,
Co sekunda umiera!
Choć wylana krwi rzeka,
Straszna męka człowieka.“
Wyszedł. W borze gdzieś znika,
Powraca do swej ziemi...
I nad dolą zbójnika
Płacze łzami rzewnemi.