Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/55
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras |
Podtytuł | Romans Historyczny |
Rozdział | 55. Zatrute świece |
Wydawca | A. Paryski |
Data wyd. | 1919 |
Miejsce wyd. | Toledo |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nadzwyczajne uzbrojenia, przedsięwzięte przeciwko Turkom, powołały wkrótce króla wraz z jego orszakiem do Lwowa.
Stamtąd cały dwór udał się do obozu, zebranego nad brzegiem Dniestru.
Do orszaku królewskiego należeli także dwaj bracia Pacowie.
Nawet wojewodzina Jagiellona Wassalska ze służbą swoją udała się do Lwowa, ażeby być świadkiem wielkich przygotowali do mającej się rozpocząć wojny.
Aby pozyskać zaufanie króla, wysłała doń ze swoich starostw chorągiew jezdnych, ażeby jak powiedziała, dowieść czynem, iż i ona jest zdolną do ofiar na potrzebę ojczyzny.
We Lwowie Jagiellona stanęła w biednym domu jakiejś wdowy, ponieważ wszystkie domy przepełnione były panami dworskim, oficerami i żołnierzami.
Nad wieczorem przybył do niej Mi chał Pac, hetman polny litewski i wszedłszy, zdjął płaszcz i kapelusz.
— Czy cię nie zauważono, hetmanie? — zapytała Jagiellona, — ostrożność przedewszystkiem! Winniśmy unikać nawet najlżejszego podejrzenia.
— Znam twą przezorność, pani wojewodzino, — odpowiedział Pac, ale okryłem się dobrze! Przybywam tutaj, ażeby pani przynieść ważną wiadomość! Sobieski z królem udaje się jeszcze tej nocy do obozu nad brzegiem Dniestru.
— To niweczy moje plany! — rzekła Jagiellona ponuro.
— Nie znam tych planów, wojewodzino!
— Nikt się ich nie dowie, nawet ty hetmanie!
— Nie pragnę ich poznać, wojewodzino, skoro są zniweczone.
— Zniweczone są jak na teraz! Ale kto wie, hetmanie, czy to pozorne zniweczenie planów nie nastręczy nam sposobności do lepszego ich wykonania! Czy jedziesz z królem do obozu?
— Jeżeli to będzie dla nas pożytecznem, pani wojewodzino.
— Namyślę się nad tem hetmanie.
— Tej nocy odjeżdża część dworu, którą król zabiera z sobą do obozu.
— To znaczy, że mnie przestrzegasz, iż powinnam się śpieszyć.
— Do północy zostawiam pani czas do namysłu.
— Dobrze! Więc zobaczę się jeszcze z tobą.
— Na krótką chwilę! O północy otworzy pani okno. Ja przyjdę pod nie.
— A kanclerz?
— Jedzie również z królem.
— Czy będzie w najbliższym orszaku?
— Tak jest, podczas podróży! W obozie urządzi się to inaczej. Mój brat zawiadomił mnie, że król wyraził życzenie w obozie dzielić jeden namiot z Sobieskim!
— Co za szczególna łaska! — zawołała Jagiellona szyderczo i nienawistnie.
— Sądzę że się domyślasz, pani wojewodzino, iż obawa o osobiste bezpieczeństwo natchnęła królowi to postanowienie, — uśmiechnął się Pac lodowato, — król Michał sądzi, że tylko przy Sobieskim może być bezpieczny!
— Dobrze! — pomyślała Jagiellona.
— Zły to duch jego do tego namiotu go prowadzi! — dodała w myśli.
— O północy zatem, księżno! — rzekł Pac i pożegnał się natychmiast z Jagielloną, która pozostała sama w słabo oświetlonym, biednym budynku.
Wyraz tryumfu przebiegł marmurowo bladą twarz Jagiellony.
— Dogodniejsza sposobność znaleźć się nie może, — szepnęła, — tajemnicza przesyłka Allaraby odegra teraz swoją rolę.
Wyjęła z kufra podłużną paczkę, którą w nocy sprzysiężenia oddał jej posłaniec indyjskiego kapłana.
Przedmiot zawarty w tej paczce był obszyty w mocno cienką skórę.
Zaczęła otwierać paczkę.
Po odjęciu skóry znalazła dwie świece, zrobione z różowego wosku, mające zupełnie kształt taki, jakiego ówcześnie używano w znakomitych domach.
Jagiellona przyjrzała się tym świecom.
Byłoby to wielkim sukcesem, krokiem najwyższego znaczenia, gdyby się udało ciebie dumny Sobieski w twym pochodzie zwycięzkim zwabić do namiotu, w którym te świece palić się będą. Byłby to zamach podwójny, który w przeciągu jednej nocy doprowadziłby nas do upragnionego celu.
Obwinęła napowrót świece skórzaną powłoką, przystąpiła do małego okna izby i otworzyła je.
Na niebie fantastycznie, grupowały się chmury, któremi wiatr szybko przerzucał.
Chłodne powietrze owiosnęło wojewodzinę i ochłodziło jej rozpaloną twarz.
Nagle drgnęła.
Wyjrzała na niewielki plac, znajdujący się przed skromnem domostwem, które zamieszkiwała.
Po drugiej stronie dostrzegła ciemną postać.
Nie był to hetman polny Pac.
Człowiek którego dostrzegła, zdawał się być mnichem.
Jagiellona zgasiła szybko świecę, która się paliła u niej i przystąpiła do otwartego okna, ażeby widzieć lepiej.
Był to rzeczywiście ów mnich, którego już raz widziała przed sobą, nie mogąc dojść, kim mógł być.
Jakim sposobem jednak dostał się do Lwowa?
Do jakiego zakonu mógł należeć?
Jagiellona wpatrując się bez poruszenia z samej odzieży zakonnej ocenić tego nie mogła.
Ciemna postać przesunęła się w oddaleniu.
W tej samej chwili tuż pod domem ukazał się hetman polny litewski.
— Hetmanie! — szepnęła doń Jagiellona, — czy widzisz tego mnicha, który się tam jak cień przesuwa?
Pac obejrzał się na wszystkie strony.
— Nie widzę nic, wojewodzino! — odpowiedział.
I Jagiellona teraz wytężyła wzrok swój napróżno.
— Znikł... a jednakże nie ma sekundy, jak tu był, — rzekła.
— Co panią obchodzi ten mnich?
— Sądzę, że jest on tem samem tajemniczem zjawiskiem, które widziałam w Krakowie.
— To niezawodnie złudzenie. Mnich ten musi należeć do jednego z tutejszych klasztorów.
— Miej się na baczności, hetmanie. Jakieś przeczucie mi mówi, że mamy nieprzyjaciół, potężnych, tajnych nieprzyajciół! Kto mógł być ten mnich, którego wtedy widziałam w zamku? On jest jednym z najniebezpieczniejszych naszych wrogów! Nie zapominaj także o ślepej niewolnicy, tej kotce, która ukazuje się wszędzie, gdzie jest jej pan! A teraz Sobieski ma jeszcze kogoś trzeciego, co nad nim czuwa!
— Kapitana Wychowskiego? — rzekł Pac pogardliwie, Wychowski nic nie znaczy! Człowiek ten byłby równie dbałym o mnie, gdybym go zrobił dzisiaj moim adjutantem.
— Mówię o Tatarze z ran wyleczonym, hetmanie.
— Ha! ha! — roześmiał się Pac, — jeżeli Sobieski ufa nieprzyjacielowi, którego obdarzył wolnością i życiem, to bez naszego przyczynienia się będzie wkrótce zgubiony! Kto zaufa Tatarowi, ten zginął!
— Czy widziałeś tego Iszyma Beli, hetmanie? — Nie, pani, ale z pewnością nie okaże się on wyjątkiem.
— A jednak radżę ci, żebyś go się strzegł, — szepnęła Jagiellona, — tylko ten może liczyć na zwycięstwo, kto postępuje zręcznie i przezornie.
— Niech się pani wojewodzina nie obawia. Będę korzystał z przestrogi! Jestem ostrożny! Nawet brat prymasa nie wie o moich zamiarach, o mojej bytności tutaj i o naszej tajemnicy, choć należy do sprzysiężenia.
— To dobrze, — odpowiedziała Jagiellona, — zwycięstwo wkrótce będzie naszem! Masz!
To mówiąc podała mu paczkę obszytą w skórę.
— Schowaj to! — dodała, — są tu dwie świece. Tam, gdzie te świece palić się będą, chociażby tylko przez godzinę, ustać musi wszelkie życie! Potężną broń oddaję w twoje ręce! Zapal te świece! Zioną one jadem i rozsiewają śmierć, czy w pałacu, czy też w namiocie! Weź je generale!
— Dziękuję ci, pani wojewodzino! Nie będziesz czekała długo na otrzyma nie ważnej wiadomości! — odpowiedział Pac, ukrywając świece pod płaszczem.
— Byłoby to bardzo zręcznem, byłby to tryumf w całem znaczeniu, gdyby ci się udało umieścić te świece w miejscu zebrania wszystkich tych, którzy nam stoją na drodze! Przedewszystkiem jednakże pamiętaj o Janie Sobieskim!
— Możesz liczyć na mnie wojewodzino.
— Gdyby tron się opróżnił, to Sobieski zasiadłby na nim, jeśli go wprzód nie usuniemy! Pamiętaj o tem, że korona jest mu przepowiedzianą!
— Nie lękaj się niczego, wojewodzino! Sobieski nosić jej nie będzie! — zawołał z gniewem hetman polny Pac, jeszcze chwila, a wszystko dostanie się w nasze ręce!
— Życzę ci powodzenia, hetmanie!
— Wkrótce ważne wypadki nastąpią w obozie! Tam się rozstrzygnie wszystko! Do widzenia.
Michał Pac pożegnał wojewodzinę ukłonem wojskowym, a następnie znikł! w ciemności.