Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/89
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras |
Podtytuł | Romans Historyczny |
Rozdział | 89. Aresztowanie |
Wydawca | A. Paryski |
Data wyd. | 1919 |
Miejsce wyd. | Toledo |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Noc zapadła nad starożytnym zamkiem warszawskim. Była to noc po festynie, który książę Aminow ze swą małżonką w gniewie opuścił.
Do małej bocznej bramy zamkowej, przez którą tylko senatorowie przechodzić mieli prawo zbliżyła się dama osłonięta długim ciemnym welonem.
Halabardnik stojący przed bramą przystąpił do niej.
— Czy kanclerz jest już w sali senatu? — zapytała dama uchylając welonu.
Halabardnik poznał wojewodzinę Wassalską.
— Tak jest, dostojna pani, — odpowiedział, — marszałek Połubiński i książę Ostrogski są także.
Jagiellona zapuściła welon i weszła na korytarz a następnie na schody.
Tymczasem w innej części zamku król udał się do swego pokoju, załatwiwszy jeszcze o tej późnej godzinie z kilkoma radcami niektóre sprawy państwa.
Tatar Iszym Beli otworzył drzwi sypialni i swoim zwyczajem położył się przed niemi, gdy Jan Sobieski wszedł do słabo oświetlonego pokoju.
Król był sam. Usiadł na kanapie. Zajścia ubiegłej nocy przesuwały się w jego umyśle.
Widocznem było, że Sassie było przeznaczonem odegrać wielką rolę w jego życiu.
Teraz wielkie niebezpieczeństwo groziło jemu samemu i całej Polsce. Małe przyczyny sprowadzają częstokroć wielkie skutki! Obrażające, pogardliwe znalezienie się Jagiellony względem małżonki księcia, mogło mieć nieobliczone następstwa, ponieważ książę oddalił się zagniewany.
Gdyby skłonił swojego władcę, którego był ulubieńcem i powiernikiem do połączenia się z Turkami przeciwko Polsce i Austryi, w takim razie partya stałaby się bardzo nierówną.
Czoło Sobieskiego zachmurzyło się wkrótce jednak powróciła na nie pogoda...
Wspomniał o Sassie.
Wiedział, że wiernie przywiązaną jest do niego i że cobądźby zaszło, może na nią liczyć.
— Sassa, — myślał, uczyni wszystko, aby odwrócić od Polski nieszczęście.
Ta myśl uspokoiła go.
Obraz ślepej niewolnicy z Sziras stał przed jego oczyma, które się powoli zamknęły.
Obraz Sassy we śnie towarzyszył śpiącemu.
Widział ją przed sobą, patrzącą na niego. Słyszał jej łagodne, do serca przenikające wyrazy: “Mój dostojny panie!” które niegdyś tak często do niego mówiła.
Nagle wydało mu się, że ślepa niewolnica zniknęła w tłumie krzyczących i narzekających ludzi, których trawił głód.
Był to okropny widok. Ludzie ci Z pozapadanemi oczyma wołali chleba.
Sassa dzieliła między nich co miała, a ludzie ci całowali kraj jej szaty.
Gdzież się znajdował król Sobieski? co znaczył ten sen?
Wydało mu się, że ktoś pochwycił go za rękę.
Obudził się.
— Lampa, która przedtem paliła się w pokoju, była zgaszona. Przez okno tylko dochodziło słabe światło zmroku.
Sobieski czuł, że go ktoś obudził, że ktoś trzymał go za rękę.
Wpatrzywszy się, dojrzał niewyraźne zarysy ciemnej postaci.
— Chodź ze mną, Janie Sobieski! dał się słyszeć głos grobowy.
Teraz dopiero król poznał tajemniczego mnicha, który mu się nieraz ukazywał.
— To ty, zagadkowy, dobry starcze, — rzekł wstając, — nie chcę badać kto jesteś, nie chcę ci przeszkadzać w twem tajemniczem ale zacnem działania? Czego chcesz odemnie? Po tu przyszedłeś?
— Chodź ze mną! — powtórzył mnich głosem stłumionym przez kaptur, którym miał okrytą głowę, — nie wahaj się ani chwili, chodź!
— Prowadź mnie gdzie chcesz! Wiem, że mi jesteś życzliwy i że ci ufać mogę! Nie o wielu mogę to powiedzieć! Wiesz tak dobrze jak ja, że na dworze niewielu mam wiernych stronników.
— Nie budź swego Tatara, Janie Sobieski! Nie potrzeba nam światła! — rzekł stary mnich, gdy król chciał obudzić Iszyma Beli, — tym razem nikt ci towarzyszyć nie może! Idzie tu o wielką tajemnicę! Chodź!
Tajemniczy starzec poprowadził króla za rękę do małych drzwi ukrytych w obiciu, które otworzył. Znał on doskonale miejscowość. Z całą pewnością prowadził króla przez wązki ciemny korytarz.
— Dokąd idziemy? — zapytał Sobieski po niejakim czasie, gdy do zupełnie innego pawilonu zamku przybyli.
— Nie mów nic, — szepnął stary mnich, — zaraz dowiesz się wszystkiego.
Wkrótce przybyli do ciemnego pokoju.
Królowi zdawało się, że się znajduje w jednym z pokoi przeznaczonych dla senatu.
W tej drwili echo pomieszanych głosów doszło do jego ucha.
Stary mnich doprowadził go przez ciemny pokój do drzwi, przez których szparę przebijało się światło.
Teraz król mógł wyraźniej słyszeć i rozpoznać mówiących.
Nie mylił się! Znajdował się w sąsiedztwie sali senatorów! słyszał ich rozmowę, oraz głos jakiejś kobiety.
— Ty albo oni! — szepnął do niego tajemniczy mnich, — słuchaj co mówią i uchwalają, zniszcz swoich wrogów i zdrajców!
Było tak ciemno w pokoju, że Sobieski nie mógł widzieć stojącego przy sobie mnicha. Sięgnął do niego ręką, nie było jednak nikogo, mnich się oddalił.
— Wszystkie przygotowania ukończone, — mówił kanclerz Pac, — mój brat, hetman, wyrusza potajemnie, ażeby objąć naczelne dowództwo! Marszałek Połubiński ogłosi tegoż dnia, że ma się odbyć wybór nowego króla, a książę Ostrogski zbierze ludzi wpływowych około siebie!
— Jana Sobieskiego mnie pozostawcie! — zawołała Jagiellona, — ręczę wam życiem za to, że wszyscy magnaci poddadzą się waszej woli, gdy Jan Sobieski padnie! Mnie go oddajcie... osiągniecie za to najwyższą władzę! Wy trzej jesteście kierownikami państwa! W waszych rękach spoczywa wszystko!
— Słyszeliście słowa wojewodziny, która wiernie z nami trzyma, moi przyjaciele, — mówił kanclerz dalej, — z chwilą, w której Sobieski padnie, senat przestanie istnieć, a miejsce jego zajmie rada najwyższa z nas trzech złożona!
— Zgoda! — zawołał ponury książę Ostrogski, — gdy Jan Sobieski padnie, powierzymy tron księciu, który będzie musiał poddawać się bezwarunkowo naszej woli!
— A wtedy losy Polski będą w naszych rękach, panowie i przyjaciele, — rzekł marszałek Połubiński, — śmierć Janowi Sobieskiemu!
— Jesteśmy zatem jednomyślni, — zakonkludował kanclerz Pac zadowolony, — trzeba tylko oznaczyć dzień...
— Po co zwlekać? — zapytał książę. Ostrogski, — zaraz następnej nocy przystąpmy do dzieła! Im prędzej działać będziemy, tem większą niespodzianką będzie dla wszystkich to, co zajdzie! I fakt będzie dokonany, nim jeden głos zdoła się odezwać przeciwko naszym zamiarom!
— Więc następnej nocy! — zawołał kanclerz Pac.
Król słyszał wszystko, był niewidzialnym świadkiem całego sprzysiężenia, i przybył właśnie w porę, ażeby obalić tych, którzy czychali na jego tron i życie.
Następnej nocy byłoby już za późno. Tajemniczemu mnichowi zawdzięczał to, że mógł uprzedzić plany swoich nieprzyjaciół.
Chwilę tylko zastanawiał się co ma zrobić.
Wyszedł z pokoju, w którym się znajdował i udał się na odwach.
Kapitan Wychowski wyszedł naprzeciw niego.
— Chodź ze mną kapitanie, z silnym oddziałem zaufanych ludzi, — rozkazał, — wybierz z mojej przybocznej straży takich, na których wierności z pewnością możesz polegać.
Wychowski zdziwił się tym rozkazem.
Następnie pójdziesz ze mną do pawilonu, w którym się znajduje sala senatu, obsadzisz salę ze wszystkich stron i będziesz czekał na dalsze rozkazy.
Wychowski był posłuszny, chociaż czuł niebezpieczeństwo tego rozporządzenia. Członkowie senatu byli nietykalni. Król spełnił czyn ryzykowny, używając przeciw nim siły.
Kapitan nie pomyślał jednak nawet o sprzeciwieniu się woli króla, który poszedł do pawilonu senatorskiego, lecz spełnił jego rozkaz i obsadził salę pocichu.
Gdy król ukazał się w przedpokoju w którym znajdowała się straż i służba senatu, nagłe jego przybycie wywołało niepodobnie do opisania zdziwienie.
— Z drogi! — rzekł rozkazująco i przystąpił do drzwi, prowadzących do sali, nim którykolwiek ze służących zdołał oznajmić jego przybycie.
Kanclerz Pac spisawszy dokument zawierający uchwały sprzysiężonych, odczytał go i podał obecnym do podpisu.
Wtej chwil otworzyły się drzwi.
Król wszedł na salę.
Jagiellona blada z gniewu cofnęła się.
Kanclerz i dwaj spiskowcy zerwali się z miejsc.
— Jesteście więźniami, stanu, — rzekł król silnym, donośmy m głosem, — wszyscy jak tu jesteście udacie się do więzienia!
— Jesteśmy nietykalni! — zawołał książę Ostrogski.
— Byliście, ale skoro sami uchwalacie zniesienie senatu, przestajecie korzystać z przywilejów senatorskich i jesteście zdrajcami stanu!
To mówiąc król przystąpił do stołu i zabrał papier, na którym były spisane i podpisane powzięte uchwały.
Połubiński stał nieporuszony, książę Ostrogski i Pac dobyli szabel, pragnąc przemocą wydrzeć dokument królowi.
— Poddajcie się i złóżcie broń! — rozkazał król, w przeciwnym razie użyję siły.
— I wy pozwolicie się uwięzić? — zawołała Jagiellona drżącym głosem.
I przystąpiwszy do osłupiałego z przerażenia Połubińskiego wyrwała z pochwy jego szablę.
— Za mną, senatorowie! — zawołała, — tej jeszcze nocy wykonajmy nasze zamiary!
— Ani kroku dalej! — krzyknął król klaszcząc w ręce.
Drzwi otworzyły się. Wszedł kapitan Wychawski na czele straży.
— Kapitanie Wychowski! — rzekł król — na mocy mojej królewskiej władzy, rozkazuję ci aresztować tych ludzi, którzy jednocześnie zostają pozbawieni swoich tytułów i dostojeństw. Zamkniesz ich w osobnych celach, gdyby się opierali użyj siły! Całą odpowiedzialność biorę na siebie! Przed celami więźniów postawisz podwójne warty! Wojewodzina Wassalska ma być uwięziona w swoim pałacu, również pod strażą!
Wychowski przystąpił do kanclerza Paca.
— Sądzę, że mnie pan zmuszać nie będziesz do użycia siły, — rzekł, — proszę o pałasz!
Drżąc z wściekłości kanclerz spełnił żądanie.
— Ten gwałt niesłychany nie pozostanie bezkarnym, — rzekł — protestuję przeciwko niemu imieniem senatu!
— Przyłączam się do tego oświadczenia! — dodał marszałek Połubiński.
— A ja, na prochy moich przodków, domagam się śledztwa i kary, — dodał Ostrogski.
Wychowski odebrał im broń.
— Panią wojewodzinę proszę za mną, — dodał do stojącej dumnie i wyniośle Jagiellony.
Król trzymał ciągle w ręku potępiający uwięzionych dokument.
Wychowski wyprowadził więźniów do przedpokoju, gdzie ich otoczyła straż.
Król opuścił salę senatu i udał się do swoich apartamentów, gdzie tej nocy jeszcze podpisał rozkaz aresztowania hetmana Paca.
Był to krok niebezpieczny, lecz nieodzowny.
— Wy albo ja! — mówił do siebie — ale mam tu w ręku wasz wyrok! Przybyłem w samą porę, aby zniweczyć wasze plany. Wiedziałem dawno, że mnie nienawidzicie, ale dopiero teraz udało mi się dostać dowód waszej zdrady. Mieliście się za nietykalnych, ale nietykalność ustała wobec tak jawnego dowodu. To pismo decyduje o wszystkiem!