<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Tytuł Janosik król Tatr
Podtytuł „Legenda Tatr“ w opracowaniu dla młodzieży
Wydawca Instytut Wydawniczy „Zdrój“
Data wyd. 1925
Druk Zakłady Drukarsko-Litograficzne „Grafja“ w Łodzi
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ V.
. . . . . . . . . . .

Kiedy się Kostka na cetynie w szałasie obudził, dzień już świecił i sołtysa Łętowskiego, który obok spał, dawno już niebyć musiało. Członki Kostkę bolały, częścią, że nieprzywykły był on do górskich dróg, które przewędrował, częścią od twardego legowiska. Przeciągnął się, nawznak położył, rękę pod głowę podścielił i rozpamiętywać począł.
Pędzącemu w noc, z łuną folwarku Herburtowego nad głową, z bólem i targającym wstydem w sercu, gościńcem myślenickim: żądza tylko zemsty i wściekłość pobudkę grała. Chłopi się buntowali przeciw szlachcie, zatem przeciw wrogowi jego Sieniawskiemu, przeciw Herburtowi, przeciw Sulnickiemu, przeciw kasztelanowi Kostce, który go listem pognębił, biegł więc ku chłopom, aby przy ich pomocy, korzystając z ich pomocy, korzystając z ich zemsty, samemu się mścić, ich ręką ciosem za własną ranę zapłacić. Dusiły go gniew, nienawiść, zawiść, gdy pędził. Ale od tego czasu zmieniło się w nim sumienie.
Oko w oko strasznej, nieludzkiej krzywdzie mieszczaństwa i chłopów, strasznemu nieludzkiemu łotrostwu i zbrodni stanął.
Serce w Kostce wstrząsać poczęło, odkąd się temu żywemi oczyma przypatrywać, żywemi tego rękami dotykać począł. Czuł własną swoją krzywdę niknącą pod nawałą tej krzywdy ludzkiej, roztapiającą się w niej bez śladu niemal, jak kropla wody w morze wpuszczona. Biegł ku Myślenicom siebie mścić, a nim z Myślenic do Nowego Targu się dostał, już się czuł chłopów mścicielem.
Z Chmielnickim porozumiał się. Znał on Chmielnickiego nicwartość moralną, ale i potęgę i genjusz wojenny i przedewszystkiem znaczenie jego nazwiska dla chłopów. Chmielnicki to był bohater, który się porwał ocalić uciemiężony lud. Chmielnickiego imię było dla nieszczęsnych poddańczych chłopów symbolem wybawienia, wolności — czem był istotnie, nie wiedzieli.
W głowie Kostki wichrzyły się plany. Gdy uniwersały Chmielnickiego, wzywające chłopów do powstania, otrzymał: Rakoczego z Węgier pozwać postanowił, przy jego pomocy Kraków zająć, a potem dalej iść, aż po koronę w Warszawie...
Traf chciał, iż uciekłszy od Herburtów i w góry zapadłszy, w Pcimiu koło Myślenic popasał, gdzie się z rektorem Martinusem Radockim, anabaptystą, od 40 lat nauczycielem pocimskiej szkoły zetknął.
Srogi to był wróg szlachty, a jeszcze większy duchowieństwa. Naukę wielką miał i znaczenie u chłopów ogromne i mir, wrogiem ciemięstwa wszelakiego, wyznawcą Chrystusowego pokoju i bogomódlcą o mesjasza ludu będąc.
Ten w Kostce zesłannika niebios ujrzawszy, biegłość mając w sztuce i naśladowaniu pisma, dla świętej sprawy oswobodzenia chłopów z pod katowni szlacheckiej na wzór przypowiednich listów królewskich, wydanych rok przedtem niejakiemu Napierskiemu pułkownikowi na zaciągi dla Wiśniowieckiego, gdy się w swaty do Multan wybierał, Kostce przypowiednie listy na jego imię wydał i pieczęciami je z poprzednich listów zdjętemi zatwierdził, pułkownika tytuł i nazwisko przysądzając.
On Kostce podstarościego Zdanowskiego w Nowym Targu, jako człowieka największe zaufanie wśród sołtysów mającego, wskazał, wskazując zarazem wodza całej góralszczyzny, „marszałka“ Łętowskiego, z którym porozumienie kum Zdanowski ułatwić mógł.
Podstarości, wielce pobożny, uproszonym i ochotnym opiekunem miejskiego bractwa kościelnego św. Anny patronki był i do kościoła codzień rano z długim różańcem chadzał, nad którym zawsze w połowie zasnął, tak, iż go baby budziły:
— Stajcie, panie podstarości, bo już czas!
— Albo co? — pytał się, budząc.
— Bo już nos kolanom dzień dobry powiedział!
A mieszczanie nowotarscy zawsze z tego jednakową uciechę mieli.
Siedział podstarości w kożuszku w jednej ze swych dwu izbinek wieczorem w sam dzień Feliksa Kapucyna i kabałę kładł, dwie sroki chowane, kłócące się z kawką na ramie otwartego okna, bo dzień był ciepły, od ogródka mając, gdy mu dziewka pułkownika królewskiego zameldowała.
— Co? Kto? Hę? — słyszał Kostka zapytania niezbyt chętne z za drzwi.
— Jakiś pan. Powiada, że jest pułkownik królewski.
— Jak powiadasz?
— Pułkownik.
— Pułkownik?
— Że dyć mówię: pułkownik! — krzyczy dziewka zniecierpliwiona.
— Pułkownik! Pułkownik! Ciekawym jakiby tu mógł być, kiedy wszyscy na wojnie, nawet pan starosta czorsztyński Platemberg żydów na zamku zostawiwszy, pojechał. Pułkownik! Cielę! Może całownik, he co, nie pułkownik? Ciele jedno! Proś!
Kostka wszedł.
Sam bez sługi, w zakurzonem ubraniu, snać, że nie z konnej podróży, niepokaźny z twarzy i postawy, Kostka podejrzliwie i niedowierzające spojrzenie staruszka spotkał. Nie czekając też żywo listy przez Radeckiego sfałszowane z zanadrza wyjął i wręczając je podstarościemu rzekł:
— Aleksander Lew Kostka Napierski ze Sternberku, pułkownik królewski, mający rozkaz po odejściu pospolitego ruszenia werbować lud na obronę granic województwa krakowskiego przeciwko Rakoczemu.
Gdy staruszek nazwisko Kostka usłyszał i pieczęć królewską ujrzał, zachłysnął się ze wzruszenia, a potem listy obok na stół położywszy i ręce z rozczapierzonemi palcami wzniósłszy, przed Kostką stojąc bąkał:
— O rany Boskie! Kostko Świętego Stanisława, patrona czystości, potomek, senatorów syn, króla najjaśniejszego pułkownik — do mnie... Rany Chrystusowe... Do mnie? Cóż ja? Krzesło...
I z nieoczekiwanem impetem nagle z góralska wrzasnął:
— Jagniś! Krzesło dla pana pułkownika! Polewkę z wina! Z cynamonem! Wartko! Gdzie Agata? Półgęska przynieść! W okamgnieniu!
Obaczył się odrazu Kostka, z kim ma do czynienia, i chyląc się Zdanowskiemu ku ramieniowi i w rękaw sieraczkowego kożuszka go całując, rzekł:
— Wielki to honor dla mnie pierwszą autoritatem nietylko Nowego Targu, ale i całego Podhala poznać. Pewnym jest powodzenia, z czem przybywam, jeżeli tylko wasza miłość, mości panie podstarości, względów mi swych i pomocy nie umkniesz.
Staruszek Kostki już nie puścił, mieszkać go do siebie zaprosił, karmił, poił, czem mógł raczył, gościem się swoim pysznił i całe mienie swoje i osobę swoją gotów był oddać na jego usługi. Po sołtysa marszałka Łętowskiego posłał, a Kostka krótko z nim na uboczu podczas poobiedniej drzemki Zdanowskiego pogadawszy, prawdę mu poco i z czem przybył, powiedział, że chce w imieniu króla chłopów nie na obronę granic przeciw kozakom, ale przeciw ciemiężącej chłopów i buntującej się przeciw królowi szlachcie werbować i jako drugi Chmielnicki mścicielem i obrońcą ludu roboczego stać się.
Uchylił Łętowski staroświeckiego kołpaka na nazwisko Kostki od Świętego Stanisława, uchylił na tytuł pułkownika, uchylił na imię króla, ale najchętniej uchylił na wspomnienie Chmielnickiego.
— E, to to to mości panie pułkowniku — rzekł. — To wej człek! Kieby u nas taki był! Taki hetman chłopski na Małopolskę!...
Marszałek Łętowski ciupagę swoją, którą wszyscy znali, z orłem, rytym przez kowala Stanika ze Starego Bystrego na prawej stronie, z niedźwiedzią głową na lewej i krzyżem Pańskim na obuchu, gońcem po sołtysach i wójtach w Nowotarszczyźnie z zawołaniem swojem posłał, a Kostka na sfałszowanych listach królewskich wsparty, mandaty odnośne mając w ręku, werbował otwarcie w krakowskiem województwie i aż na Śląsk werbowników posyłał, glejty bezpieczeństwa, gdy trzeba było, po polsku i po niemiecku pisząc.
Milczał Kostka o swem pochodzeniu, nie chcący podejrzeń żadnych, ani hałasu tem wzniecać, wszędzie się jako poramiennik królewski przedstawiając.
Tymczasem zaś z polecenia jego rektor Martinus Radocki i sołtys Łętowski porozpisywali listy po wsiach i sołtystwach okolicznych, wzywając lud, aby się gromadził pod wodzą pułkownika królewskiego Kostki, ze świętej pochodzącego rodziny, przeciw żydom i szlachcie w Imię Chrystusa, którego żydzi zamordowali, i najjaśniejszego króla, przeciw któremu szlachta bunt podnieść zamyśla.
Starostą czorsztyńskim postanowił się ogłosić Kostka — w imię króla przeciw królowi, niewolnikowi szlachty. A co starosta czorsztyński góralom, to kasztelan krakowski małopolskim chłopom miał zwiastować, a potem król — całej Polsce.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Przerwa-Tetmajer.