<<< Dane tekstu >>>
Autor Sándor Petőfi
Tytuł Janosz Witeź
Wydawca Redakcya Biblioteki Warszawskiéj
Data wyd. 1871
Druk Drukarnia Gazety Polskiéj
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Seweryna Duchińska
Tytuł orygin. János vitéz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.

Mknie Janosz po stepie z królewną uroczą,
Nad pole bojowe o zmroku doskoczą;
Słoneczko wlepiło jaskrawe swe oko,
W murawę trupami zasłaną szeroko.

Oj! snujeż się głucho cień śmierci tam blady,
I kruków spadają żarłoczne gromady;
Żałośnie téż słonko zstąpiło z przestworza,
I z cichém westchnieniem zapadło w głąb morza.

Przy polu bojowém po stronie tam prawéj
Jest wielkie jezioro o wodzie złotawéj,
Dziś całe skraśniało, bo Madjar w wód łonie
Z posoki tureckiéj czerwone mył dłonie.

Już króla powiedli huzary ku górze,
Gdzie stary gród baszty utopił w lazurze;
Spokojnie próg zamku przekroczył król stary,
Bo czaty na basztach sprawują huzary.

Zaledwie rycerze na zamek się wtłoczą,
W net Janosz przywodzi królewnę uroczą;
Jéj lica się płoną, blask dziwny w jéj oku,
Wygląda jak tęcza przy mętnym obłoku.

Gdy miłą zdaleka zobaczył król córę,
Rozbłysło radością oblicze ponure;
Całuje dzieweczkę i w oczy i w lica:
Jak róża skraśniała królewska dziewica.

„Gdy niebo mnie łaską tak szczodrze obdarza,
Gotujcie wieczerzę, wołajcie kucharza;
Mięsiwa i wety na stoły niech kładą.
Walecznych rycerzy ugośćmy biesiadą”.

„Nie trzeba kucharza, nasz królu a panie!
Ochoczo do króla wyrzekną dworzanie:
My rzecz tę załatwiem, gdy zechcesz skiń głową,
W jadalnéj komnacie masz ucztę gotową”.

Te słowa huzarom radośnie brzmią w uchu,
Za królem do sali zdążają co duchu;
Na miłych król gości po dwakroć nie woła,
Już stoły zastawne obsiedli dokoła.


Jak szabla przed chwilą, nóż w ręku im błyska,
W lot smaczne mięsiwo zmiatają z półmiska;
I nie dziw że głodni, trudziliż się szczerze:
Toż warci spożywać królewską wieczerzę.

Z ust do ust koleją zakrążą puhary:
„Waleczny Witezie” zawoła król stary,
I czarę złocistą w prawicę pochwyci:
W krąg stołu Madjary stanęli jak wryci,

I ucha z uwagą nakłania drużyna.
Król do ust wziął czaszę i łyknął z niéj wina:
Zachłysnął się biedny, a kaszel go dusi,
Aż głosem ochrzypłym te słowa wykrztusi:

„Mów śmiało, kto jesteś rycerzu, bez trwogi,
Coś wrócił mi córkę, klejnocik mój drogi.”
„Przezwano mnie, królu, Janczem kukurydzą;
Prostacze to nazwy: mnieć one nie wstydzą”.

Tak Janosz królowi spowiada się szczerze.
Odpowie król na to: „Szlachetni rycerze!
Wszak tego junaka odwaga nam znana,
Janoszem Witeziem mianuję młodziana.

Waleczny Janoszu tyś wrócił mi dziecię,
Jedyną dni moich osłodę na świecie;
Więc tobie poślubić przystało dziewoję:
Na tronie królewskim zasiądźcież oboje.

Na owymto tronie styrałem ja siły,
Trud zorał mi czoło, włos troski zbieliły;
Kłopotom chęć szczera podołać nie może:
Dziś twarde me brzemię na barki twe złożę.

I czoło twe złotą uwieńczę koroną,
Bogate klejnoty i perły w niej płoną:
Mnie starczy na zamku maleńka komnatka,
Gdzie z cichabym dosnuł dni moich ostatka.”

I umilkł i wina znów popił król stary,
Wzrok wlepią w Janosza zdumione huzary,
A Witeż nasz głowę przed królem pochyli,
Pochwycon za serce tak rzecze po chwili:

„O! dziękiż ci, dzięki, za dobroć twą, Panie!
Mych drobnych to zasług zbyt świetne uznanie,
Toż wdzięczność za łaski m a dusza czuć zdolną,
Lecz darów twych, królu, mnie przyjąć nie wolno.


Dlaczego mi dary odrzucić wypada,
Za wieleby mówić... Ha! trudnażbo rada,
Na długą opowieść nie pora przy stole,
Więc przebacz mi królu — zamilczéć ja wolę.”

„Mów, synu! Kto mieczem szermierzy tak śmiało,
Takiemu zuchowi czyż milczeć przystało.”
Nalega król stary, nalega drużyna
I Witeź nasz dzielny opowieść zaczyna:



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sándor Petőfi i tłumacza: Seweryna Duchińska.