[24]XIII.
Mknie Janosz po stepie z królewną uroczą,
Nad pole bojowe o zmroku doskoczą;
Słoneczko wlepiło jaskrawe swe oko,
W murawę trupami zasłaną szeroko.
Oj! snujeż się głucho cień śmierci tam blady,
I kruków spadają żarłoczne gromady;
Żałośnie téż słonko zstąpiło z przestworza,
I z cichém westchnieniem zapadło w głąb morza.
Przy polu bojowém po stronie tam prawéj
Jest wielkie jezioro o wodzie złotawéj,
Dziś całe skraśniało, bo Madjar w wód łonie
Z posoki tureckiéj czerwone mył dłonie.
Już króla powiedli huzary ku górze,
Gdzie stary gród baszty utopił w lazurze;
Spokojnie próg zamku przekroczył król stary,
Bo czaty na basztach sprawują huzary.
Zaledwie rycerze na zamek się wtłoczą,
W net Janosz przywodzi królewnę uroczą;
Jéj lica się płoną, blask dziwny w jéj oku,
Wygląda jak tęcza przy mętnym obłoku.
Gdy miłą zdaleka zobaczył król córę,
Rozbłysło radością oblicze ponure;
Całuje dzieweczkę i w oczy i w lica:
Jak róża skraśniała królewska dziewica.
„Gdy niebo mnie łaską tak szczodrze obdarza,
Gotujcie wieczerzę, wołajcie kucharza;
Mięsiwa i wety na stoły niech kładą.
Walecznych rycerzy ugośćmy biesiadą”.
„Nie trzeba kucharza, nasz królu a panie!
Ochoczo do króla wyrzekną dworzanie:
My rzecz tę załatwiem, gdy zechcesz skiń głową,
W jadalnéj komnacie masz ucztę gotową”.
Te słowa huzarom radośnie brzmią w uchu,
Za królem do sali zdążają co duchu;
Na miłych król gości po dwakroć nie woła,
Już stoły zastawne obsiedli dokoła.
[25]
Jak szabla przed chwilą, nóż w ręku im błyska,
W lot smaczne mięsiwo zmiatają z półmiska;
I nie dziw że głodni, trudziliż się szczerze:
Toż warci spożywać królewską wieczerzę.
Z ust do ust koleją zakrążą puhary:
„Waleczny Witezie” zawoła król stary,
I czarę złocistą w prawicę pochwyci:
W krąg stołu Madjary stanęli jak wryci,
I ucha z uwagą nakłania drużyna.
Król do ust wziął czaszę i łyknął z niéj wina:
Zachłysnął się biedny, a kaszel go dusi,
Aż głosem ochrzypłym te słowa wykrztusi:
„Mów śmiało, kto jesteś rycerzu, bez trwogi,
Coś wrócił mi córkę, klejnocik mój drogi.”
„Przezwano mnie, królu, Janczem kukurydzą;
Prostacze to nazwy: mnieć one nie wstydzą”.
Tak Janosz królowi spowiada się szczerze.
Odpowie król na to: „Szlachetni rycerze!
Wszak tego junaka odwaga nam znana,
Janoszem Witeziem mianuję młodziana.
Waleczny Janoszu tyś wrócił mi dziecię,
Jedyną dni moich osłodę na świecie;
Więc tobie poślubić przystało dziewoję:
Na tronie królewskim zasiądźcież oboje.
Na owymto tronie styrałem ja siły,
Trud zorał mi czoło, włos troski zbieliły;
Kłopotom chęć szczera podołać nie może:
Dziś twarde me brzemię na barki twe złożę.
I czoło twe złotą uwieńczę koroną,
Bogate klejnoty i perły w niej płoną:
Mnie starczy na zamku maleńka komnatka,
Gdzie z cichabym dosnuł dni moich ostatka.”
I umilkł i wina znów popił król stary,
Wzrok wlepią w Janosza zdumione huzary,
A Witeż nasz głowę przed królem pochyli,
Pochwycon za serce tak rzecze po chwili:
„O! dziękiż ci, dzięki, za dobroć twą, Panie!
Mych drobnych to zasług zbyt świetne uznanie,
Toż wdzięczność za łaski m a dusza czuć zdolną,
Lecz darów twych, królu, mnie przyjąć nie wolno.
[26]
Dlaczego mi dary odrzucić wypada,
Za wieleby mówić... Ha! trudnażbo rada,
Na długą opowieść nie pora przy stole,
Więc przebacz mi królu — zamilczéć ja wolę.”
„Mów, synu! Kto mieczem szermierzy tak śmiało,
Takiemu zuchowi czyż milczeć przystało.”
Nalega król stary, nalega drużyna
I Witeź nasz dzielny opowieść zaczyna: