Jaskółeczka (Konopnicka, 1892)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jaskółeczka |
Pochodzenie | Książka dla Tadzia i Zosi |
Data wyd. | 1892 |
Druk | Wł. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Ledwie zadnieje ten dzionek, ten biały, zaraz nasza jaskółeczka pod oknem szczebioce:
Bo już słonko złote świeci.
Kto nie widzi rankiem słońca,
Temu smutny dzień do końca.
A kto ładnie wstaje rano,
Jak tylko to usłyszy Tadzio, wnet się z łóżeczka zrywa i zaraz Rozalię o wodę prosi, zaraz się myje, czesze, ubiera aż miło, a jaskółeczka wciąż mu przyśpiewuje:
Bo już wróble dawno wstały,
Wody z rzeki nanosiły
Ale mały Janek to wcale co innego, ten aż na głowę kołderkę ściąga, żeby jaskółeczki nie słyszeć i słonka nie widzieć, a ocząt nie otwiera nawet, a buzię tak krzywi, że aż się Rozalia z niego śmieje. Taki śpioch!
Nasza jaskółeczka śpiochów nie lubi, sama raniutko wstaje, z gniazdka wylatuje, muszki dla dziatek swoich chwyta, czarne piórka w stawie macza! Tu jest, tu jej niema; tylko się miga w oczach, taka zwinna! Kot z folwarku, stary Matus, siedzi pod ścianą, zmrużył zielone ślepki i mruczy a patrzy na jaskółeczkę. Radby się z nią bliżej zapoznać, ale nim Matus głowę obróci, już jaskółeczka trzy razy w kółko obleci staw cały i na ramie okna siędzie, główką kręci i tak Jankowi przyśpiewuje:
Stało mleczko w białym dzbanku,
Jak się muszki dowiedziały,
Wysiał czyżyk garniec grochu.
Garniec grochu, garniec maku,
Już też Janek dłużej wytrzymać nie może, jak nie zaciśnie ocząt piąstkami, jak nie zacznie beczeć: Au... au... zupełnie jak ten wilczek w boru. Przybiega Rozalia do Janka, myśli, że mu się tam Bóg wie co zrobiło, ale z Jankiem ani gadania... beczy a beczy, aż się po domu rozlega. Jaskółeczka zawsze żwawa i wesoła, strasznie mazgajów nie lubi; jak tylko więc Janek mazać się zaczął, ta mu zaraz przyśpiewuje:
Kto usłyszy, to się boi!
A mój Janek śpiewa pięknie,
Głaszcze Rozalia Janka po główce, głaszcze po buzi, a mój Janeczku, moje złotko! A co ci to? czegóż to mi tak płaczesz? I dopytała się jakoś, że muszki mleczko wylizały ze dzbanka. Jak się też dopytała, tak w śmiech.
— Któż ci to powiedział?
— A jaskółka powiedziała! — mówi Janek.
— E, bo ci się, widzisz Janeczku, tak tylko śniło, boś za długo spał.
— Ale! śniło! — maże się dalej Janek — nie śniło mi się, tylko naprawdę jaskółeczka powiadała!
— No — powiada Rozalia — to wstańże pręciuchno, pójdziemy zobaczyć, czy to prawda, że muszki mleczko wylizały.
Dopieroż mój Janek z łóżeczka wstał, pozwolił się umyć, ubrać i poszedł do stołowego pokoju, gdzie stało jego mleczko. Rozweselił się zaraz i przyrzekł Rozalii, że już będzie raniej wstawał.
Uczą się dzieci, pójdziem w gaj,
Pójdziemy w gaj i na łany,
Janek niezmiernie koniki lubi. Jak tylko usłyszał, że jaskółeczka o bułanku śpiewa, zaraz wziął elementarz, siadł przy Tadziu na małym stołeczku i wodząc paluszkiem po literkach, bąka:
A... B... C... D...
Bąka i bąka; nieraz mu się już i ziewać zachciewa, ale się nie rusza, bo wciąż czeka na tego bułanka. Dopieroż gdy Tadzio lekcye skończy, wtedy mój Janek elementarz w kąt, a sam do zabawy.
Ale jaskółeczka nie lubi takich dzieci nieporządnych, co książeczek nie szanują i byle gdzie je ciskają. Zaraz też zaczyna główką kręcić i tak szczebioce:
Zakręciła mu się głowa.
A ten nie wart torby sieczki,
Jak też to nasz Janek usłyszał, zawstydził się ogromnie; bo cóż to, czy to nie żarty, żeby taki duży chłopiec nawet torby sieczki nie był wart? Więc tylko z pod oczka spojrzy, czy Tadzio przypadkiem nie słyszał, co jaskółeczka śpiewała i zaraz elementarz podnosi, z kurzu go pięknie otrzepuje i do szufladki od stolika chowa. A potem to już śmiało patrzy do okoła i idzie z Tadziem się bawić w konie, zwyczajnie jak każdy grzeczny chłopczyk.
Ale czasem tak wypadnie, że się chłopcy przy zabawie zgodzić nie mogą. Czasem Jankowi naprzykrzy się brykać, chciałby też lejce wziąć i bacikiem śmigać, ale Tadzio też woli być furmanem niż koniem; to tak nieraz obadwaj się zapérzą, jak te kogutki.
Przygląda się im wtedy nasza jaskółka, przygląda, główką po swojemu to w prawo to w lewo kręci, a widząc, że się chłopcy mało nie poczubią, tak im przyśpiewuje:
Ten jest kozioł, kto się kłóci.
Derkaczowa je pierogi,
Jak tylko to chłopcy usłyszeli, zaraz cicho. Bo i nie dziw! Ktoby też chciał, żeby mu jak kozłu rogi wyrosły?
Zaraz też Tadzio idzie za konika, puszcza się to kłusa, to w cwał, to stępa, a i co raz to sobie zarży: „Hii... ha, ha, ha! Hii... ha, ha, ha!“ A Janek biczykiem nad nim śmiga i pokrzykuje: „wio koniku, wio!...“ albo też Janek ściąga lejce i woła: Aprr... Aprr... I tak się bawią aż miło.
Kiedy chłopcy idą na obiad, to im jaskółeczka znowu przyśpiewuje:
Po lipowym moście;
Kiedy sami jecie,
Tadzio i Janek uśmiechają się tylko. Ba! oniby chętnie jaskółeczkę z sobą prosili, ale wiedzą, że to tylko żarty.
Będziesz jadał obiad w ganku,
Będziesz jadał obiad w sieni,
Nie dostaniesz nic pieczeni.
Będziesz jadał same kości
Filuś, to był piesek taki czarny, nie duży, co go do pokoju nie puszczali, bo był nieporządny i niegrzeczny.
Janek aż w ogniach cały stawał, jak takie śpiewanie jaskółeczki usłyszał. Zaraz łokcie ze stołu zdejmował, nóżkami przestawał machać, łyżkę i widelec kładł uważnie, ażeby obrusa nie splamić, a Rozalii prosił, żeby mu serwetkę zawiązała pod bródkę; tak się bał z Filusiem w sieni jadać!
Po obiedzie szli chłopcy w pole albo też do lasu, na jagody, na grzyby. Jaskółeczka także wylatywała daleko, żeby dziateczkom swoim pożywienie przynieść. Leciała w zwyż, leciała w dół, czarne jej piórka, tylko się w cichem powietrzu migały. Co przyleci do gniazdeczka, to żółte dzióbki sterczą do okoła otwarte, a każde z pisklątek woła: jeść! jeść! Oj napracowała się nie mało, napracowała, nim się jej dziecinki najadły i spać poszły.
Już też i słonko się zniżyło nad pola, nad łąki i chłopcy wracali do domu, niosąc to kwiatki śliczne, to borówki, to rydze w koszyczku. Tadzio, jako chłopczyk starszy, to tylko na kijek sobie wierzchem siądzie i jedzie, aż się za nim kurzy; ale Janek ledwo idzie, tak go nóżki bolą. Płakałby nawet i już mu się buzia sama krzywi, ale się boi, żeby mu jaskółeczka znów o tych dudkach nie zaśpiewała.
A jaskółeczka do samej bramy naprzeciw chłopców wylatuje i tak im szczebioce:
O mego Janka pytały:
A gdzie ten Janek nieboże,
Nie może? — mówił sobie Janek. — Oho! poczekajno moja pani! Zaraz ja ci pokażę, jakim to ja mocny! I zbierał się, co tylko siły miał w nóżkach i biegł za Tadziem wesoło, nibyto udając małego źrebaczka.
A tam już przed domem był stół ustawiony, a na nim mleko, chlebek, bułeczki. Jedli tedy chłopcy grzecznie, a potem biegali sobie dokoła trawnika przed domem, póki Rozalia nie zawołała na Janka, że już czas iść spać. Już i jaskółeczka zabierała się do snu w gniazdku swojem małem, gdzie na nią czekały dziatki, ale nim usnęła, tak jeszcze na dobranoc Jankowi zaśpiewała:
O mój Janeczku oczki zmróż.
Zaszło słoneczko, przyszła noc,