<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Kamienica w Długim Rynku
Wydawca Michał Glücksberg
Data wyd. 1868
Druk J. Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Może szał artystyczny, czy inne jakie powody odciągnęły pana Bartłomieja od troskliwego zajęcia się losem dziecka, które chowało się szczęśliwie, zdrowo, ale w ręku obcych i pod wpływem cudzym. Ojciec z dziwną obojętnością i surowością nawet się z niém obchodził. Sam rozpieszczony, może z pewną myślą surowiéj chciał wyhodować Alberta. Niezaniedbywano nic co do wykształcenia jego przyczyniać się mogło, ale Paparona skierował nauki ku przyszłemu zawodowi do handlu, do przemysłu i rzeczywistości. Jakby umyślnie unikano wszystkiego coby w chłopięciu ojcowskie zamiłowanie w sztukach obudzić mogło.
Rósł tak na uboczu siérota ponuro, smutno i te piérwsze lata życia, wpływ na jego charakter wywarły stanowczy. Niepodobny do ojca i matki, dosyć pospolitych rysów twarzy, przypominających dziwnie dziada Helmuth’a Albert od dziecka tak począł być skąpym, iż go za fenomen w swym rodzaju uważano. Téj namiętności nikt nie myślał hamować, rosła więc z nim i zwiększała się jakby na przekorę rozrzutności ojcowskiéj. Miliony starego Paparony i Helmuth’a szły na ozdabianie willi i domu, a mały Albertek ciułał już miedziaki i współuczniom wypożyczał je — na procenta...
Opatrzność może chciała dom ocalić w ten sposób od zupełnego upadku, gdyż ruina mu groziła zarówno przez nieopatrzność pana Bartłomieja, jak zaniedbanie interesów. Dom widocznie chylił się, chwiał, kapitały wyczerpywały, a gdy na to uwagę Paparony zwracano, ruszał niedowierzająco ramionami. Milczał, odwracał się, nie chciał słuchać, nie umiał radzić, a nadewszystko powstrzymać szalonych wydatków. Dom którego zewnętrzną postać nakreśliliśmy w początku opowiadania, powstał staraniem p. Bartłomieja: podziwiali go wszyscy, ukazywano go obcym jako osobliwość i skarby miasta, ale gdy już był na ukończeniu, a willa Bartolomea rozpościerała się wśród zieleni i wodotrysków... przyszły tak ciężkie czasy dla miasta, dla kraju, a szczególniéj dla domu Paparonów, iż wszystko potrzeba było zawiesić... Nie wiele téż do ukończenia pozostawało...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.