Kamienica w Długim Rynku/XLII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kamienica w Długim Rynku |
Wydawca | Michał Glücksberg |
Data wyd. | 1868 |
Druk | J. Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wszystkie wady i przymioty szlachcica zbliżały go raczéj do Wiktora niż do Jakuba... Wiktor także był próżniak i żołniérskie jego wyobrażenia godziły się lepiéj z wiejskiemi niż z mieszczańskiemi... Przez parę dni pobytu w Gdańsku przybyłego, przesiedzieli oni razem w winiarni większą część czasu... Wiktor opowiadał anegdotki hiszpańskie, szlachcic się śmiał i ściskał. Wieczorem wychodzili w dobrym humorze, nie mogąc się dosyć nacałować. Na tychto poufałych gawędkach, poprzyjaźnieni z sobą dwaj godni siebie poczciwcy, uradzili Jakuba wyciągnąć z poddaństwa Fiszerowego, a nimby się skarb odkrył co (wedle pułkownika) lada dzień nastąpić miało, szlachcic oprócz sukcesyi na któréj odebranie dano mu pełnomocnictwo, ofiarował pożyczyć, hypotekę opiérając na nieruchomościach, jakie pięćdziesiąt tysięcy talarów... Wiktor nazwał go zbawcą, uklęknął przed nim i obaj uradziwszy zachować tajemnicę, rozeszli się — szczęśliwi.
Przyszłość więc Paparonów, w chwili gdy się jéj zdały zagrażać największe niebezpieczeństwa, szczęśliwym składem okoliczności obiecywała się wyjaśnić — pułkownik nie posiadał się z radości... Pożegnano szlachcica, odprowadzając go uroczyście, a tymczasem wróciło wszystko w dawne karby.
Fiszer zaś rozgorączkowany, namówiony przez Wudtkiego, rozmiłowany okrutnie, począł na seryo nudzić sobą pannę Klarę. Już w parę tygodni staranie jego o rękę nieulegało wątpliwości, przybrało takie cechy, stało się tak jawném, że się złudzić nie było podobna. Pan Jakub posmutniał, Klara była zniecierpliwiona, Wiktor się oburzał. Ale co było począć? Fiszer nie oświadczał się wyraźnie, niewypadało dawać mu od kosza nim rękę poń wyciągnie.
Nareszcie jednego dnia utrapiony łysy konkurent przyszedł po południu, wyrachowawszy iż Jakub był w jego biurze, a Wiktor w kręglami, zastał pannę Klarę samą, i po krótkim wstępie wybuchnął:
— Pani, rzekł — nie sądzę byś się na moich uczuciach dla ich domu omylić mogła i nie domyślać ich. Od piérwszego zbliżenia się do niéj, gwałtowne uczucie opanowało mnie... nie mogę go dłużéj w piersi utrzymać... bądź co bądź... pozwól mi je wynurzyć sobie i — poprosić o rękę twoję.
Panna Klara którą to wystąpienie nie zdziwiło bynajmniéj, przyjęła je spokojnie.
— Jestem panu niezmiernie wdzięczną za jego... przyjaźń i ofiarę, chciéj wierzyć że gdybym sumiennie mogła mu oddać tę rękę któréj życzysz, nie wahałabym się to uczynić... Zostaw mi pan swój szacunek, ale nie wymagaj odemnie tłumaczenia dlaczego... życzeniom jego w żaden sposób zadosyć się stać nie może.
— Jakto? pani mi odbiérasz wszelką nadzieję? zawołał Fiszer.
— Powinnam to uczynić, odpowiedziała Klara — jestto obowiązkiem sumienia, proszę nie badaj mnie pan więcéj...
— Jestli to tylko wstręt do mnie, który przełamaćby się dał może, lub... czego się obawiam — inne przywiązanie?...
Klara się zarumieniła.
— Nie mogę panu więcéj nic powiedziéć nad to, że gdyby w jego miejscu ktokolwiek stanął inny, równiebym ofiarę odrzucić była zmuszoną...
Fiszer spochmurniał.
— Jakkolwiek to jest dekret stanowczy, odezwał się, ja nie mogę wyrzec się nadziei... i apeluję... zostając na stanowisku...
— Wzbronić tego nie mam prawa, ale przestrzedz powinnam pana... zmienić postanowienia nie mogę.
Stary konkurent przebąknął słów kilka i widocznie dotknięty do żywego, poleciał do Wudtkiego.
— Otóżto w co mnie wpędziłeś, zawołał wbiegając — posłuchałem cię, oświadczyłem się pannie i ze wstydem wyszedłem...
— Co? co? co? oświadczyłeś się? krzyknął doradzca.
— A cóżem miał zrobić?
— Oświadczyłeś się pannie?
— Tak jest.
— I w tém omyłka, w tém błąd nieodpuszczony — przerwał Wudtke.
— Jakto? — cóżem miał zrobić?
— Powinieneś był oświadczyć się ojcu, to leżało jak na dłoni... Ojciec od ciebie zależny! byłby miał czas wpłynąć na nią i przygotować ją.
Fiszer zamyślił się.
— To do poprawienia, rzekł.
— Może, rzekł Wudtke... ale wyznajże, kto mając twierdzę atakować daje jéj znać przez trębacza iż przypuści szturm, nie bardzo sobie postępuje zręcznie.
— Głowę straciłem, rzekł Fiszer — to prawda.
— Nie zwlekajże z Jakubem, dodał Wudtke, a jeśli dojdzie do ostateczności, wymów mu miejsce natychmiast...
Z tém wyszedł konkurent.