Kapitał. Księga pierwsza (1926-33)/Dział siódmy. Proces nagromadzenia kapitału/Rozdział dwudziesty drugi

<<< Dane tekstu >>>
Autor Karl Marx
Tytuł Kapitał. Księga pierwsza
Podtytuł Krytyka ekonomji politycznej
Redaktor Jerzy Heryng, Mieczysław Kwiatkowski (red. tłum. pol.),
Friedrich Engels, Karl Kautsky (red. oryg.)
Wydawca Spółdzielnia Księgarska Książka,
Księgarnia i Wydawnictwo "Tom"
Data wyd. 1926-33
Druk M. Arct, Warszawa
Drukarnia „Monolit“, Warszawa
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Heryng,
Mieczysław Kwiatkowski,
Henryk Gustaw Lauer,
Ludwik Selen
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział dwudziesty drugi.
PRZEKSZTAŁCANIE WARTOŚCI DODATKOWEJ W KAPITAŁ
1. Kapitalistyczny proces produkcji w skali rozszerzonej. Przemiana praw własności produkcji towarowej w prawa kapitalistycznego przywłaszczania.

Przedtem chodziło nam o zbadanie, jak wartość dodatkowa powstaje z kapitału, teraz — jak kapitał powstaje z wartości dodatkowej. Jeżeli wartość dodatkowa nie zostaje zużyta przez swego właściciela na jego osobiste potrzeby, lecz zostaje przezeń zastosowana jako kapitał, to powstaje kapitał nowy, dołączony do kapitału dawnego, czyli nagromadzony. Zastosowanie wartości dodatkowej jako kapitału, czyli ponowne przekształcenie jej w kapitał, nazywa się nagromadzaniem [akumulacją] kapitału[1].
Rozpatrzmy ten proces najpierw z punktu widzenia pojedynczego kapitalisty. Przypuśćmy naprzykład, że właściciel przędzalni wyłożył kapitał wysokości 10.000 funtów szt., z czego cztery piąte na bawełnę, maszyny i t. d., a jedną piątą — na płacę roboczą, i że wytwarza on rocznie 240.000 funtów przędzy wartości 12.000 funtów szt. Przy stopie wartości dodatkowej 100%, wartość dodatkowa zawiera się w 40.000 funtów przędzy wytworu dodatkowego, czyli wytworu netto, Ze wytworu brutto, czyli wytworu całkowitego. Ten wytwór dodatkowy posiada wartość 2.000 f. szt., która zostanie zrealizowana przy sprzedaży. Jeżeli te 2.000 f. szt. zostaną znowu wyłożone, jako kapitał, to kapitał pierwotny wzrasta z 10.000 f. szt. do 12.000 f. szt., czyli zostaje nagromadzony.
Suma wartości 2.000 f. szt. jest sumą wartości 2.000 f. szt. Wcale nie znać po tych pieniądzach, że jest to wartość dodatkowa, To, że pewna wartość jest wartością dodatkową, oznacza sposób, w jaki doszła ona do swego posiadacza, ale nic nie zmienia w naturze tej wartości lub tych pieniędzy.
A zatem nasz fabrykant, ażeby w swej przędzalni przekształcić w kapitał świeżo otrzymaną sumę 2.000 f. szt., przy pozostałych warunkach niezmienionych, wyłoży cztery piąte sumy tej na zakup bawełny i t. d., a jedną piątą — na kupno nowych robotników przędzarzy, ci zas znajdą na rynku środki utrzymania, których wartość fabrykant im wyłożył. Od tej chwili w przędzalni poczyna działać nowy kapitał wysokości 2.000 f. szt. i zkolei przynosi wartość dodatkową 400 f. szt.
Wartość kapitału była wyłożona pierwotnie w formie pieniężnej, natomiast wartość dodatkowa istnieje najpierw jako wartość określonej części wytworu brutto. Przy sprzedaży tego wytworu, czyli zamianie go na pieniądze, wartość kapitału odzyskuje swą pierwotną formę bytu. Ale od tej chwili zarówno wartość kapitału, jak wartość dodatkowa są sumami pieniężniemi, i ich ponowna zamiana w kapitał dokonywa się zupełnie jednakowo. Kapitalista obraca zarówno jedną jak drugą na zakup towarów, dzięki którym może podjąć nanowo, i tym razem w skali rozszerzonej, produkcję swych wyrobów. Lecz aby kupić te towary, musi znaleźć je na rynku.
Jego własna przędza znajduje się w obiegu tylko dlatego, że przyniósł on na rynek swój całoroczny wytwór, jak to czynią również wszyscy kapitaliści ze swemi towarami. Lecz zanim towary te przybyły na rynek, musiały już istnieć w rocznym funduszu produkcji, to znaczy w ogólnej masie najrozmaitszych przedmiotów, w które przekształca się w ciągu roku suma ogólna pojedynczych kapitałów, czyli całkowity kapitał społeczny, i których cząstka tylko znajduje się w ręku każdego pojedyńczego kapitalisty. Procesy, zachodzące na rynku, dokonywują tylko przesunięć oddzielnych części składowych produkcji rocznej, przenoszą je z rąk do rąk, ale nie mogą ani powiększyć sumy produkcji rocznej, ani też zmienić rodzaju wytworzonych przedmiotów. A więc użytek, którv można uczynić z całkowitego wytworu rocznego, zależy od jego własnego składu, ale bynajmniej nie od obiegu.
Produkcja roczna musi najpierw dostarczyć tych przedmiotów (wartości użytkowych), które służą do zastąpienia rzeczowych składników kapitału, zużytych w ciągu roku. Po odjęciu ich pozostaje wytwór netto, czyli wytwór dodatkowy, w którym tkwi wartość dodatkowa. Z czego się składa ten wytwór dodatkowy? Bez wątpienia zawiera on przedmioty, przeznaczone do zaspokojenia potrzeb i zachcianek klasy kapitalistów, wchodzące zatem w skład jej funduszu spożycia. Ale gdyby to było wszystko, to wartość dodatkowa zostałaby w całości roztrwoniona i zachodziłaby jedynie reprodukcja prosta.
Ażeby nagromadzać, trzeba część wytworu dodatkowego zamieniać w kapitał. Ale jeżeli nie czynimy cudów, to możemy zamieniać w kapitał tylko takie rzeczy, które znajdują zastosowanie w procesie pracy, t. j. środki produkcji, a następnie rzeczy, które utrzymują robotnika przy życiu, a więc środki utrzymania. Z tego wynika, że część rocznej pracy dodatkowej musi być zużyta na przygotowanie dodatkowych (stanowiących nadwyżkę w porównaniu z ilością, potrzebną do zastąpienia wyłożonego kapitału) środków produkcji i środków utrzymania. Jednem słowem: wartość dodatkowa może być zamieniona w kapitał jedynie dzięki temu, że wytwór dodatkowy, którego jest ona wartością, już zawiera rzeczowe składniki nowego kapitału[2].
Aby tym składnikom rzeczowym kazać faktycznie funkcjonować, jako kapitałowi, klasa kapitalistów potrzebuje nowego dopływu pracy. Jeżeli wyzysk już zatrudnionych robotników nie ma wzrosnąć ekstensywnie lub intensywnie, to muszą być wciągnięte świeże siły robocze. Mechanizm produkcji kapitalistycznej już znów temu zgóry zaradził, gdyż odtwarza on klasę robotniczą, jako klasę zależną od płacy roboczej, klasę, której zwykła płaca wystarcza me tylko na utrzymanie, ale również na rozmnażanie się. Trzeba jeszcze tylko, aby kapitał wcielił dodatkowe siły robocze, rok rocznie dostarczane mu, na różnych szczeblach wieku, przez klasę robotniczą, do dodatkowych środków produkcji, już zawartych w wytworze rocznym, i przekształcenie wartości dodatkowej w kapitał jest gotowe. Konkretnie rzeczy biorąc, nagromadzanie sprowadza się do reprodukcji kapitału w skali stopniowo rozszerzanej. Ruch okrężny reprodukcji prostej rozszerza i przekształca się, według wyrażenia Sismondi‘ego, w linję spiralną[3].
Wróćmy teraz do naszego przykładu. Stara to historja: Abraham spłodził Izaaka, Izaak spłodził Jakóba i t. d — Kapitał pierwotny wysokości 10.000 funtów szt. przynosi wartość dodatkową 2.ooo f. szt., która zostaje skapitalizowana. Nowy kapitał 2.000 f. szt., który nazwiemy kapitałem dodatkowym I, przynosi wartość dodatkową 400 f. szt., jeżeli podział jego na kapitał stały i zmienny oraz stopa wartości dodatkowej pozostają te same, co w kapitale pierwotnym; ta wartość dodatkowa po ponownem skapitalizowaniu, a więc po przekształceniu w drugi kapitał dodany, w kapitał dodatkowy II, przynosi nową wartość dodatkową 80 f. szt., i t. d.
Pomijamy tu część wartości dodatkowej, spożytą przez kapitalistę. Równie mało obchodzi nas w tej chwili, czy kapitały dodatkowe zostają dołączone do kapitału pierwotnego, czy też oddzielają się odeń, aby samodzielnie pomnażać swą wartość; czy obraca niemi ten sam kapitalista, który je nagromadził, czy też oddaje je w inne ręce. Powinniśmy tylko pamiętać o tem, że obok świeżo nagromadzonego kapitału, także i kapitał pierwotny w dalszym ciągu odtwarza się i wytwarza wartość dodatkową, i że to samo tyczy zkolei każdego kapitału nagromadzonego w stosunku do wytworzonego przezeń kapitału dodatkowego.
Kapitał pierwotny powstał z wyłożenia 10.000 funtów szt. Ale skąd ich posiadacz wziął tę sumę? Z pracy osobistej i z pracy swych przodków jednogłośnie odpowiadają luminarze ekonomji politycznej[4], i ich założenie wydaje się jedynem, zgodnem z prawami produkcji towarowej, według których przeciętnie wymieniane są równoważniki, i każdy kupuje towar za towar.
Zupełnie inaczej mają się rzeczy ze świeżo nagromadzonym kapitałem 2.000 f. szt. Znamy całkiem dokładnie przebieg jego powstania. Jest to skapitalizowana wartość dodatkowa. Już od chwili swego powstania nie zawiera on ani atomu wartości, któryby nie pochodził z cudzej, nieopłaconej pracy. Zarówno środki produkcji„ do których się wciela dodatkową siłę roboczą, jak środki utrzymania, któremi się podtrzymuje jej istnienie, są tylko składowemi częściami wytworu dodatkowego, haraczu corocznie wydzieranego klasie robotniczej przez klasę kapitalistów. Gdy klasa kapitalistów za część haraczu zakupuje od klasy robotniczej dodatkową siłę roboczą, nawet według pełnej wartości, dając równoważnik za równoważnik, to i w tym wypadku jest to postępowanie zdobywcy, który kupuje towary od ludności podbitej za pieniądze z niej samej z łupione.
Jeżeli kapitał dodatkowy zatrudnia tego samego robotnika, który go wytworzył, to robotnik ten musi nietylko w dalszym ciągu pomnażać wartość kapitału pierwotnego, ale również musi na nowo kupić wyniki swej nieopłaconej poprzedniej pracy zapomocą większej ilości nowej pracy, niż one kosztowały. Jeżeli zaś rozpatrujemy cały ten proces jako tranzakcję pomiędzv całą klasą kapitalistów a całą klasą robotników, to nic się w gruncie rzeczy nie zmienia przez to„ że praca nieopłacona robotników, dotychczas zatrudnionych, służy do zatrudniania robotników nowych. Kapitalista może naprzykład użyć kapitał dodatkowy na to, aby kupić maszynę, która wytwórcę tego kapitału dodatkowego wyrzuci na bruk i zastąpi przez kilkoro dzieci. W każdym z tych wypadków klasa robotnicza swą pracą dodatkową w danym roku wytworzyła kapitał, który w następnym roku zatrudni pracę nową[5]. To właśnie nazywa się: kapitał wytwarza kapitał.
Przesłanką nagromadzenia pierwszego kapitału dodatkowego, 2.000 f. szt., była wyłożona przez kapitalistę suma wartości 10.000 f. szt. należna mu na zasadzie jego „pracy pierwotnej“. Natomiast przesłanką drugiego kapitału dodatkowego, 400 f. szt., jest już tylko poprzedzające go nagromadzenie pierwszego kapitału dodatkowego, 2.000 f. szt., którego skapitalizowaną wartością dodatkową jest drugi kapitał dodatkowy. Posiadanie na własność minionej pracy nieopłaconej występuje obecnie jako jedyny warunek dalszego przywłaszczania żywej pracy nieopłaconej, w coraz szerszym zakresie. Im więcej kapitalista nagromadził, tem więcej może nagromadzać.
Ponieważ wartość dodatkowa, z której składa się kapitał dodatkowy Nr. 1, powstała z kupna siły roboczej za część kapitału pierwotnego, kupna, odpowiadającego prawom wymiany towarów, a z prawnego punktu widzenia wymagającego jedynie, aby robotnik swobodnie rozporządzał swemi własnemi zdolnościami, a właściciel pieniędzy lub towarów — wartościami, które posiada; ponieważ kapitał dodatkowy Nr. 2 jest tylko rezultatem pierwszego kapitału dodatkowego, a więc konsekwencją owego pierwszego stosunku; ponieważ każda oddzielna tranzakcja odpowiada stale prawom wymiany towarów, a mianowicie kapitalista wciąż kupuje siłę roboczą, robotnik ją wciąż sprzedaje, przypuśćmy nawet, że według jej rzeczywistej wartości — więc prawo przywłaszczenia, czyli prawo własności prywatnej, oparte na wymianie i na obiegu towarów, dzięki swej własnej wewnętrznej, nieprzepartej dialektyce zamienia się oczywiście w swe bezpośrednie przeciwieństwo. Wymiana równoważników, która występowała jako czynność pierwotna, uległa takiemu spaczeniu, iż pozostaje jedynie pozór wymiany, ponieważ po pierwsze część kapitału, wymieniona na siłę roboczą, sama jest tylko częścią wytworu cudzej pracy, przywłaszczonego bez równoważnika, powtóre musi ona być nietylko odtworzona przez swego wytwórcę (robotnika), lecz odtworzona wraz z nowym wytworem dodatkowym. Stosunek wymiany pomiędzy kapitalistą a robotnikiem staje się więc tylko ułudą, czczą formą procesu obiegowego, obcą jego treści i zaciemniającą ją. Formą tą jest stałe kupowanie i sprzedawanie siły roboczej. Treścią jest to, że kapitalista pewną część cudzej już uprzedmiotowionej pracy, którą bezustannie przywłaszcza sobie bez równoważnika, zamienia wciąż na większą ilość cudzej pracy żywej. Początkowo zdawało nam się, że prawo własności opiera się na pracy własnej. Musieliśmy przynajmniej wychodzić z tego założenia dopóty, dopóki stali wobec siebie jedynie równoprawni posiadacze towarów, a jedynym środkiem nabycia cudzego towaru było wyzbycie się własnego, który można wytworzyć tylko pracą. Tymczasem obecnie własność okazuje się dla kapitalisty prawem przywłaszczania sobie cudzej pracy nieopłaconej, lub jej wytworu, dla robotnika zaś — niemożnością przywłaszczenia sobie swego własnego wytworu. Oddzielenie własności od pracy staje się koniecznem następstwem prawa, które pozornie wychodziło z założenia ich tożsamości[6].
Kapitalistyczny sposób zbogacenia się urąga więc napozór wszelkim zasadniczym prawom produkcji towarowej, a jednak wypływa on nie z podeptania tych praw, lecz przeciwnie — z ich stosowania. Aby to wyjaśnić, wystarczy nam rzut oka na kolejne fazy ruchu, wiodącego do nagromadzania kapitału.
Najpierw widzieliśmy, że pierwotne przekształcenie pewnej sumy wartości w kapitał odbywa się całkiem zgodnie z prawami wymiany. Jeden z wymieniających sprzedaje swą siłę roboczą, drugi ją kupuje. Pierwszy otrzymuje wartość swego towaru, którego wartości użytkowej — pracy — wyzbywa się na rzecz drugiego. Ten drugi obecnie przekształca środki produkcji, poprzednio już doń należące, zapomocą również doń należącej pracy w nowy wytwór, który również z prawa mu się należy.
Wartość tego wytworu zawiera: po pierwsze, wartość zużytych środków produkcji. Praca użyteczna nie może zużyć środków produkcji, nie przenosząc ich wartości na nowy wytwór. Ale siła robocza, aby stać się przedmiotem sprzedaży, winna móc dostarczać pracy użytecznej dla tej gałęzi przemysłu, w której ma być zastosowana.
Dalej wartość nowego wytworu zawiera: równoważnik wartości siły roboczej, oraz wartość dodatkową. A mianowicie dlatego, że siła robocza, sprzedana na określony okres czasu, dzień, tydzień i t.d., posiada mniejszą wartość, niż używanie jej przez ten sam okres stwarza. Lecz robotnik przyjął zapłatę za wartość wymienną swej siły roboczej i wzamian wyzbył się jej wartości użytkowej — jak to się dzieje przy każdem kupnie i sprzedaży.
Nic się jednak nie zmienia w ogólnem prawie produkcji towarowej przez to, że ten szczególny towar, siła robocza, posiada tę osobliwą wartość użytkową, iż dostarcza pracy, a więc stwarza wartość. Jeżeli więc suma wartości, wyłożona w postaci płacy roboczej, nietylko znów się zjawia poprostu w wytworze, lecz nadto zjawia się powiększona o pewną wartość dodatkową, to nie dla tego, by został oszukany sprzedawca, który wszakżeż otrzyma! wartość swego towaru, lecz z powodu użytku, jaki z towaru tego czyni nabywca.
Prawo wymiany warunkuje jedynie równość wartości wymiennych towarów, nawzajem za siebie oddanych. Warunkuje ono nawet zgóry rozmaitość ich wartości użytkowych, a wcale nie tyczy spożycia towaru, które zaczyna się dopiero po zawarciu i dokonaniu tranzakcji.
A więc początkowe przekształcenie pieniędzy w kapitał dokonywa się w doskonałej harmonji z ekonomicznemi prawami produkcji towarowej i z wywodzącem się z nich prawem własności. A jednak prowadzi ono do następujących wyników:
1) że wytwór należy do kapitalisty, a nie do robotnika;
2) że wartość wytworu, prócz wartości wyłożonego kapitału, zawiera jeszcze wartość dodatkową, która powstała kosztem pracy robotnika, nic zaś nie kosżtuje kapitalistę, a która mimo to staje się prawowitą własnością kapitalisty;
3) że robotnik zachowuje nadal swą siłę roboczą i może ją nanowo sprzedać, jeżeli znajdzie nabywcę.
Reprodukcja prosta jest tylko perjodycznem powtarzaniem tej pierwszej czynności; za każdym razem na nowo pieniądze zamieniają się w kapitał. Prawo więc nie zostaje złamane, przeciwnie — otrzymuje możność stałego przejawiania się. „Jeżeli szereg zamian następuje po sobie kolejno, to ostatnia staje się tylko przedstawicielką pierwszej“[7].
A jednak widzieliśmy, że reprodukcja prosta wystarcza, aby zmienić zasadniczo te cechy, które posiadała owa pierwsza czynność — przekształcanie pieniędzy w kapitał — dopóki rozpatrywaliśmy ją jako proces pojedynczy. „Śród tych, którzy się dzielą dochodem narodowym, jedni (robotnicy) nabywają co roku nowe prawo do niego dzięki nowej pracy; drudzy (kapitaliści) poprzednio już posiedli trwałe prawo do niego dzięki swej pracy pierwotnej“.[8] Zresztą, praca nie jest jedyną dziedziną, gdzie pierworództwo czyni cuda.
Nic się również nie zmienia, gdy reprodukcję prostą zastępuje reprodukcja w skali rozszerzonej, czyli nagromadzanie. W pierwszym wypadku kapitalista trwoni całą wartość dodatkową, w drugim wykazuje swą cnotę obywatelską przez to, że spożywa tylko część wartości dodatkowej, resztę zaś przekształca w kapitał.
Wartość dodatkowa jest jego własnością: nigdy nie należała do nikogo innego. Jeżeli wykłada ją na produkcję, to poprostu wydaje zaliczkę z własnej kasy, tak samo jak w dniu, gdy poraź pierwszy wkroczył na rynek. Że zaś tym razem własność jego pochodzi z nieopłaconej pracy jego robotników, to nic do rzeczy nie ma. Jeżeli wartość dodatkowa, wytworzona przez robotnika A, służy do zatrudnienia robotnika B, to po pierwsze A dostarczył tej wartości dodatkowej, me otrzymując przytem ani o grosz mniej, niż wynosiła słuszna cena jego towaru, a powtóre robotnika B cała ta sprawa wogóle nie obchodzi. Jedyną rzeczą, której B się domaga i do której jest uprawniony, jest to, aby kapitalista zapłacił mu za wartość jego siły roboczej. „Obaj skorzystali jeszcze na tem: robotnik, gdyż wyłożono mu owoce jego pracy (ma to znaczyć nieopłaconej pracy innych robotników), zanim jej dokonał (ma to znaczyć: zanim jego własna praca przyniosła owoce); majster — bo praca tego robotnika więcej była warta od jego płacy (ma to znaczyć: wytworzyła większą wartość, niż wartość płacy)“[9].
Wprawdzie sprawa cała przybiera całkiem inną postać, gdy rozpatrujemy produkcję kapitalistyczną w nieprzerwanym biegu jej odnowy i gdy bierzemy pod uwagę nie pojedynczego kapitalistę i pojedynczego robotnika, lecz zbiorowo klasę kapitalistów wobec klasy robotników. Lecz wtedy zastosowalibyśmy skalę, która, jest całkiem obca produkcji towarowej.
W produkcji towarowej stoją jedynie naprzeciw siebie nabywca i sprzedawca, wzajemnie od siebie niezależni. Ich stosunki wzajemne kończą się wraz z wygaśnięciem zawartej przez nich umowy. Jeżeli tranzakcja się powtarza, to na zasadzie nowej umowy, która nic nie ma do poprzedniej, i przy której chyba ślepy traf sprowauza znowu tego samego nabywcę z tym samym sprzedawcą.
Jeżeli więc mamy sądzić o produkcji towarowej lub o jej pojedynczych procesach na zasadzie jej własnych praw ekonomicznych, to musimy każdy akt wymiany uważać za niezależny, za pozbawiony wszelkiego związku z tym aktem wymiany, który go poprzedza i z tym, który następuje po nim. A ponieważ kupna i sprzedaże dokonywują się między oddzielnemi jednostkami, więc nie wolno doszukiwać się w nich stosunków między całemi klasami społecznemi.
Chociażby kapitał, dziś funkcjonujący, przeszedł przez jak najdłuższy szereg perjodycznych reprodukcyj i poprzedzających je nagromadzeń, to jednak zachowuje on zawsze swe pierwotne dziewictwo. Dopóki przy każdej zamianie — rozpatrywanej oddzielnie — przestrzegane są prawa wymiany, dopóty sposób przywłaszczania może się zupełnie zmienić, bez jakiegokolwiek uszczerbku dla prawa własności, właściwego produkcji towarowej. To samo prawo działa zarówno na początku, gdy wytwór należy jeszcze do wytwórcy, i gdy ten, wymieniając równoważnik na równoważnik, własną tylko pracą zbogacić się może, jak i w okresie kapitalistycznym, gdy bogactwo społeczne w coraz to większym zakresie staje się własnością tych, którzy mają możność wciąż na nowo przywłaszczać sobie cudzą pracę nieopłaconą.
Wynik ten staje się nieuniknionym od chwili, gdy robotnik sam poczyna swobodnie sprzedawać swą silę roboczą, jako towar. Ale też dopiero od tej chwili produkcja towarowa upowszechniła się i staje się typową formą produkcji; dopiero od tej chwili każdy wytwór jest zgóry przeznaczony na sprzedaż i całe wytworzone bogactwo przechodzi przez obieg towarowy. Dopiero na podstawie pracy najemnej produkcja towarowa narzuca się całemu społeczeństwu, ale też wtedy dopiero rozwija w pełni swe utajone siły. Mówić, że zjawienie się pracy najemnej wypacza produkcję towarową, znaczy to samo, co mówić, że produkcja towarowa nie powinna się rozwinąć, aby się nie wypaczyć. W miarę jak produkcja towarowa, zgodnie ze swemi własnemi prawami, rozwija się w produkcję kapitalistyczną, prawa własności produkcji towarowej przechodzą w prawa kapitalistycznego przywłaszczania. Spryciarz więc nielada z Proudhona, który chce znieść własność kapitalistyczną, przeciwstawiając jej — wieczne prawa własności produkcji towarowej!
Widzieliśmy, że nawet przy prostej reprodukcji wszelki kapitał wyłożony, bez względu na źródło swego powstania, przekształca się w kapitał nagromadzony, czyli w skapitalizowaną wartość dodatkową. Ale w toku produkcji wszelki wogóle kapitał pierwotnie wyłożony staje się wielkością znikomą (magnitudo evanescens w znaczeniu matematycznem) w porównaniu z kapitałem bezpośrednio nagromadzonym, to znaczy z wartością dodatkową, lub z wytworem dodatkowym, znów przekształconym w kapitał, bez względu na to czy kapitał ten pozostał w ręku tego, co go nagromadził, czy też przeszedł w ręce obce. To też ekonomja polityczna wogóle przedstawia kapitał jako „bogactwo nagromadzone“ (przekształconą wartość dodatkową lub przekształcony dochód), „które znowu zostaje użyte dla wytwarzania wartości dodatkowej“,[10] kapitalistę zaś, jako „posiadacza wytworu dodatkowego“[11]. Ten sam punkt widzenia, w odmiennej tylko formie, odnajdujemy w wyrażeniu, że wszelki kapitał istniejący jest nagromadzonym lub skapitalizowanym procentem, procent bowiem jest jeno częścią wartości dodatkowej[12].

2. Błędne pojmowanie reprodukcji w skali rozszerzonej przez ekonomję polityczną.

Zanim teraz przejdziemy do niektórych ściślejszych określeń nagromadzenia, czyli ponownego przekształcania wartości dodatkowej w kapitał, wypada nam usunąć pewną dwuznaczność, spłodzoną przez ekonomję klasyczną.
Podobnie jak towary, które kapitalista kupuje za część wartości dodatkowej i przeznacza dla swego własnego spożycia, nie służą mu jako środki produkcji i pomnażania wartości, tak samo i praca, którą on kupuje dla zaspokojenia swych potrzeb naturalnych i społecznych, nie jest pracą produkcyjną. Bowiem kupując te towary i tę pracę, nie zamienia on wartości dodatkowej w kapitał, lecz przeciwnie — spożywa lub wydaje ją jako dochód. W przeciwstawieniu do staroszlacheckiego obyczaju, polegającego na „spożywaniu — jak trafnie powiada Hegel — tego co się posiada“ i w szczególności na zbytkownej usłudze osobistej, ekonomja burżuazyjna uznała za rzecz rozstrzygającej wagi głosić i niezmordowanie wysławiać nagromadzanie kapitału, jako pierwszy obowiązek obywatelski. A nikt nie może nagromadzać kapitału, jeżeli przejada cały swój dochód, zamiast wydawać sporą część jego na najem dodatkowych robotników produkcyjnych, którzy mu więcej przynoszą, niż go będą kosztowali. Zarazem wypadło jeszcze ekonomji zwalczać przesąd ludowy, który utożsamia produkcję kapitalistyczną z tezauryzacją [gromadzeniem skarbu][13]; dlatego sądzi, że bogactwo nagromadzone jest to bogactwo, które w swej naturalnej formie zostało ocalone od zniszczenia, t.j. od spożycia, albo nawet wycofane z obiegu. Wycofywanie pieniędzy z obiegu byłoby właśnie przeciwieństwem rozmnażania ich pod postacią kapitału, a nagromadzanie towarów w sensie tezauryzacji — jest czystem szaleństwem[14]. Nagromadzanie towarów w wielkich masach bywa następtwem zastoju w obiegu czyli nadprodukcji[15]. Coprawda wyobraźnia ludowa z jednej strony przedstawia bogactwo w postaci skupienia dóbr użytkowych, powoli spożywanych i stanowiących fundusz spożycia bogaczów, z drugiej strony jako nagromadzanie zapasów, zjawisko, które jest właściwe wszystkim systemom produkcji i przy którem zatrzymamy się chwilę przy analizie procesu obiegu.
A więc ekonomja klasyczna ma słuszność dopóty, póki podkreśla, że cechą znamienną nagromadzania kapitału jest spożycie wytworu dodatkowego przez robotników produkcyjnych, zamiast przez nieprodukcyjnych. Lecz tu zarazem zaczyna się jej błąd. Adam Smith uczynił modnem przedstawianie nagromadzania kapitału poprostu jako spożywania wytworu dodatkowego przez robotników produkcyjnych, zamiast przez nieprodukcyjnych, a więc przedstawianie kapitalizacji wartości dodatkowej — poprostu jako jej zamiany na siłę roboczą.
Posłuchajmy naprzykład Ricarda: „Musimy zrozumieć, że wszystkie wytwory kraju zostają spożyte; ale największa to różnica, jaką się da pomyśleć, czy są one spożywane przez ludzi, którzy odtwarzają nową wartość, czy przez takich, którzy jej nie odtwarzają. Gdy mówimy: dochód został zaoszczędzony i dołączony do kapitału, to rozumiemy przez to, że część dochodu, ta właśnie, o której twierdzimy, że została dołączona do kapitału — została spożyta przez robotników produkcyjnych, zamiast przez nieprodukcyjnych. Niema poglądu błędniejszego, aniżeli przypuszczenie, jakoby kapitał pomnażał się przez niespożywanie“[16].
Niema większego błędu, niż pogląd Smitha, powtórzony za nim przez Ricarda i przez wszystkich ich następców, jakoby „część dochodu, o której twierdzimy, że została dołączona do kapitału, — została spożyta przez robotników produkcyjnych“. Wynikałoby z tego poglądu, że cała skapitalizowana wartość dodatkowa zostaje zamieniona w kapitał zmienny. A tymczasem rozpada się ona, podobnie jak i pierwotnie wyłożona wartość, na kapitał stały i kapitał zmienny, czyli na środki produkcji i siłę roboczą. Siła robocza jest formą bytowania kapitału zmiennego w obrębie procesu produkcji. W tym procesie siła robocza zostaje spożyta przez kapitalistę. Sama zaś przez swą funkcję pracę spożywa środki produkcji. Zarazem pieniądze, wypłacane przy kupnie siły roboczej, przekształcają się w środki utrzymania, spożywane nie przez „pracę produkcyjną“, lecz przez „robotnika produkcyjnego“. A. Smith, dzięki swej z gruntu błędnej analizie, dochodzi do niedorzecznego wniosku, że, chociaż każdy kapitał indywidualny rozpada się na stały i zmienny, to jednak kapitał społeczny składa się tylko ze zmiennego, czyli jest wydawany jedynie na wypłatę płac roboczych. Dajmy na to, że fabrykant sukna zamienia 2.000 funtów szterlingów w kapitał. Część tych pieniędzy wydaje on na najem tkaczy, część na przędzę wełnianą, maszyny i t. d. Lecz ludzie, od których on nabywa przędzę i maszyny, zapomocą części tych pieniędzy znów opłacają pracę, i t. d., tak że w końcu całkowita sumą 2.000 f. szterl., wydana zostaje na płacę roboczą, czyli cały wytwór, wyobrażany przez te 2.000 f. szt., zostaje spożyty przez robotników produkcyjnych. Widzimy więc że cała moc tego argumentu polega na słowach „i t. d.“, które odsyłają nas od Annasza do Kajfasza. Istotnie A. Smith przerywa swe badania właśnie tam, gdzie się zaczyna trudność[17].
Proces corocznej reprodukcji jest łatwy do zrozumienia, dopóki chodzi nam jedynie o sumę produkcji rocznej. Ale wszystkie składniki produkcji rocznej muszą byc dostarczone na rynek towarowy, i tu właśnie zaczyna się trudność. Kuchy pojedynczych kapitałów i osobistych dochodów krzyżują się, kłębią i gubią się w ogólnym wirze obiegu bogactwa społecznego, który zwodzi wzrok i stawia badaczowi bardzo zawiłe zadania. W dziale trzecim księgi drugiej podam analizę istotnego związku tych zjawisk. Wykażę tam, że dogmat A. Smitha, odziedziczony przez wszystkich jego następców, przeszkodził ekonomji politycznej pojąć chociażby elementarny mechanizm społecznego procesu reprodukcji. Jest to wielka zasługa fizjokratow, że w swem „Tableau economique“ [obrazie gospodarstwa] po raz pierwszy spróbowali dać obraz produkcji rocznej w tej postaci, w jakiej wyłania się ona z obiegu[18].
Rzecz oczywista zresztą, że ekonomja polityczna nie omieszkała wyzyskać na korzyść klasy kapitalistów tezy A. Smitha, że cała skapitalizowana część „wytworu czystego“ zostaje spożyta przez klasę robotniczą.

3. Podział wartości dodatkowej na kapitał i dochód. Teorja wstrzemięźliwości.

W rozdziale poprzednim rozpatrywaliśmy wartość dodatkową, względnie wytwór dodatkowy, jedynie jako indywidualny fundusz spożycia kapitalisty, natomiast w rozdziale niniejszym rozpatrujemy ją dotychczas jedynie jako fundusz nagromadzenia kapitału.
Właściwie jednak wartość dodatkowa nie jest ani jednem, ani drugiem, lecz obydwoma naraz. Część jej zostaje spożyta przez kapitalistę, jako dochód[19], część druga zostaje przezeń zastosowana jako kapitał, czyli nagromadzona.
Jeżeli masa wartości dodatkowej jest dana, to wielkość nagromadzania zależy oczywiście od podziału wartości dodatkowej na fundusz nagromadzania i fundusz spożycia, na kapitał i dochód.
Im większa jest jedna z tych części, tem mniejsza jest druga. Masa wartości dodatkowej, lub wytworu dodatkowego, a więc rozporządzalnego bogactwa krajowego, która może być przekształcona w kapitał, jest przeto stale większa od tej części wartości dodatkowej, która rzeczywiście zostaje zamieniona w kapitał. Im bardziej jest rozwinięta w danym kraju produkcja kapitalistyczna, im bardziej nagromadzenie jest masowe i szybkie, im kraj jest bogatszy, im bardziej przeto kolosalne są marnotrawstwo i zbytek — tem większa jest różnica między całkowitą masą wartości dodatkowej, a tą jej częścią, która zostaje zamieniona w kapitał.
Bogactwo, stanowiące fundusz spożycia kapitalisty i podlegające, abstrahując od przyrostu rocznego, bardzo powolnemu spożyciu, poczęści posiada tego rodzaju formy naturalne, w których mogłoby bezpośrednio funkcjonować jako kapitał. Do tych czynników bogactwa, które mogłyby funkcjonować w procesie produkcji, należą wszelkie siły robocze, bądź wcale niezatrudnione, bądź używane do czysto konwencjonalnych, a częstokroć haniebnych posług osobistych.
Stosunek, w jakim wartość dodatkowa dzieli się pomiędzy kapitał i dochód, zmienia się nieustannie i określony jest przez okoliczności, których w tem miejscu nie możemy rozpatrywać szczegółowo. To też kapitał, zastosowany w danym kraju, stanowi wielkość nie stałą, lecz zmienną. Stanowi on zmienny, elastyczny ułamek rozporządzalnego bogactwa, mogącego funkcjonować jako kapitał.
W każdym razie tym, który dokonywa podziału wartości dodatkowej na kapitał i dochód, jest kapitalista. A więc podział ten jest aktem jego woli. O tej części pobieranego przezeń haraczu, którą on nagromadza, mówi się, że ją zaoszczędza, ponieważ jej nie przejada, to jest ponieważ służy mu ona do pełnienia funkcji kapitalisty, a mianowicie funkcji zbogacania się.
Kapitalista o tyle tylko, o ile jest uosobionym kapitałem, ma rację bytu w dziejach oraz owo historyczne prawo istnienia, które, jak twierdzi dowcipniś Lichnowski[20], jest prawem bez daty. O tyle tylko jego własna przejściowa konieczność dziejowa zawarta jest w przejściowej konieczności dziejowej kapitalistycznego trybu produkcji. Ale zarazem wtedy bodźcami jego postępków nie są używanie i wartość użytkowa, lecz wartość wymienna i jej pomnażanie. Jako fanatyk pomnażania wartości, zmusza on bezwzględnie ludzkość do produkcji dla produkcji, a więc do takiego rozwoju społecznych sił wytwórczych i do stwarzania takich materjalnych warunków produkcji, które jedynie stworzyć mogą realną podstawę dla wyższej formy społeczeństwa, opartej na zasadzie pełnego i wolnego rozwoju każdej jednostki. Kapitalista zasługuje na uznanie tylko o tyle, o ile jest uosobieniem kapitału. Jako taki, dzieli on bezwzględną żądzę zbogacenia się z ciułaczem skarbu. Ale to, co w tym ostatnim jest manją jednostki, u kapitalisty jest już działaniem mechanizmu społecznego, w którym on sam jest tylko jednem z kółek. Rozwój produkcji kapitalistycznej czyni koniecznym ciągły wzrost kapitału, włożonego w przedsiębiorstwa przemysłowe, a konkurencja narzuca każdemu pojedynczemu kapitaliście wewnętrzne prawa rozwoju produkcji kapitalistycznej, jako prawa zewnętrznego przymusu. Konkurencja nie pozwala kapitaliście na zachowanie swego kapitału, jeżeli go nie powiększa, a powiększać go może jedynie zapomocą postępującego nagromadzania.
Dopóki więc cała działalność kapitalisty jest tylko funkcją kapitału, obdarzonego w jego osobie świadomością i wolą, dopóty nawet jego własne spożycie osobiste wydaje mu się rabunkiem nagromadzonego przezeń kapitału, podobnie jak w buchalterji włoskiej prywatne wydatki kapitalisty figurują po stronie „winien“ względem kapitału. Nagromadzanie — to podbój świata bogactwa społecznego. Rozszerza ono, wraz z masą wyzyskiwanego materjału ludzkiego, teren bezpośredniego i pośredniego panowania kapitalisty[21].
Lecz grzech pierworodny ciąży nad wszystkimi. Wraz z rozwojem produkcji kapitalistycznej, nagromadzania i bogactwa, kapitalista przestaje być wyłącznie uosobieniem kapitału. „Współczuje po ludzku“ z Adamem w swem własnem ciele, a zarazem staje się dość wykształcony, aby ośmieszać fanatyczną ascezę staroświeckiego ciułacza skarbu. Podczas gdy kapitalista klasyczny piętnuje spożycie indywidualne, jako grzech przeciwko swej funkcji i jako „powstrzymywanie się“ od nagromadzania, to kapitalista zmodernizowany zdolny już jest widzieć w nagromadzaniu „wyrzeczenie się“ swych uciech. „Ach, dwie dusze goszczą w mej piersi, i jedna chce się oderwać od drugiej!“
W zaraniu dziejowem produkcji kapitalistycznej — a fazę tę indywidualnie przechodzi każdy kapitalistyczny dorobkiewicz — chciwość i skąpstwo są namiętnościami, panującemi absolutnie. Ale rozwój produkcji kapitalistycznej stwarza nietylko cały świat rozkoszy. Dzięki spekulacji i kredytowi stwarza on tysiączne źródła raptownego zbogacania się. Na pewnym szczeblu rozwoju „wymagania interesu narzucają nawet „nieszczęsnemu“ kapitaliście pewien konwencjonalny stopień rozrzutności, będący zarazem wystawą jego bogactwa, a więc podstawy jego kredytu. Zbytek wchodzi w skład kosztów reprezentacji kapitału. Wreszcie kapitalista w odróżnieniu od ciułacza skarbu, zbogaca się nie w miarę własnej pracy i ograniczenia własnego spożycia, lecz w miarę wyzyskiwania cudzej siły roboczej i w miarę zmuszania robotnika do wyrzekania się wszelkich rozkoszy życia. Choć więc rozrzutność kapitalisty nie posiada nigdy tego szczerego rozmachu, jaki cechuje marnotrawstwo lekkomyślnego feodała, chociaż raczej poza nią czają się zawsze najbrudniejsze skąpstwo i najtchórzliwsze wyrachowanie, to jednak rozrzutność jego wzrasta wraz z nagromadzaniem i całkiem dobrze się z niem godzi. Zarazem zaś w szlachetnej piersi kapitalistycznego indywiduum wyrasta faustowski konflikt pomiędzy żądzą używania i żądzą nagromadzania.
„Rozwój przemysłu manchesterskiego — czytamy w książce, którą dr. Aikin ogłosił w roku 1795 — może być podzielony na cztery okresy. W pierwszym okresie fabrykanci zmuszeni byli ciężko pracować na życie“. Szczególnie zbogacili się oni zapomocą okradania rodziców, którzy przysyłali im swych chłopców, jako „apprentices“ (terminatorów) i musieli sowicie płacić za tę naukę, choć chłopcy bywali przy niej morzeni głodem. Ale z drugiej strony przeciętny zysk był niski i nagromadzanie wymagało wielkiej oszczędności. Fabrykanci żyli więc jak skąpcy i bynajmniej nie spożywali nawet procentu od swego kapitału. „W drugim okresie zaczęli oni dorabiać się niewielkich fortun, lecz pracowali równie ciężko jak wprzódy“, albowiem bezpośredni wyzysk pracy wymaga także pracy, jak o tem wie każdy dozorca niewolników, „i wiedh równie wstrzemięźliwy tryb życia... W trzecim okresie zjawił się zbytek, interes zaś rozszerzał się dzięki rozsyłaniu jeźdźców (konnych komiwojażerów) na wszystkie jarmarki Zjednoczonego Królestwa, w celu zjednywania zamówień. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, aż do roku 1690 nie było wcale, lub bardzo mało, kapitałów, zarobionych w przemyśle, a sięgających 3.000—4.000 funt. szt. Jednak około tego czasu, lub nieco później, przemysłowcy uzbierali już pieniądze, i poczęli stawiać sobie kamienice, zamiast domów z drzewa i tynku... Jeszcze w pierwszych dziesięcioleciach 18-go wieku fabrykant manchesterski, podejmujący gości dzbanem wina zagranicznego, wystawiał się na obmowy i nagany swych wszystkich sąsiadów“. Przed wprowadzeniem maszyn, zwykły rachunek fabrykanta w knajpach, gdzie się oni schodzili wieczorami, nie wynosił nigdy więcej, niż: sześć pensów za szklankę ponczu. Pensa za zwitek tytoniu. Dopiero w roku 1758 zaszedł fakt zaiste epokowy: zobaczono „osobę, istotnie zatrudnioną w przemyśle, jadącą własnym powozem“! „Okres czwarty“, a mianowicie ostatnie trzydziestolecie 18-go wieku, „jest okresem wielkiego zbytku i rozrzutności, umożliwionych przez rozwój przemysłu“[22]. Cóżby powiedział poczciwy dr. Aikin, gdyby dziś zmartwychwstał w Manchesterze! Nagromadzajcie, nagromadzajcie! Tak głoszą dziś Mojżesz i prorocy! „Oszczędność, a nie pracowitość (industry), jest bezpośrednią przyczyną nagromadzenia kapitału. Zresztą pracowitość dostarcza materjału, który oszczędność nagromadza“[23]. A więc oszczędzajcie, oszczędzajcie, t. j. zamieniajcie znów w kapitał jak największą część wartości dodatkowej lub wytworu dodatkowego.
Nagromadzanie dla nagromadzania, produkcja dla produkcji w tej formule ekonomja klasyczna wyraziła dziejowe posłannictwo okresu burżuazyjnego. Ani na chwilę nie łudziła się ona co do bólów przy porodzie bogactwa[24], ale cóż pomoże lament wobec konieczności dziejowej? Jeżeli dla ekonomji klasycznej proletarjusz jest tylko maszyną do wytwarzania wartości dodatkowej, to również kapitalista jest dla niej tylko maszyną do przetwarzania tej wartości dodatkowej w kapitał dodatkowy. Ekonomja klasyczna z tragiczną powagą ujmuje rolę dziejową kapitalisty! Malthus, aby uchronić łono kapitalisty od tej nieuleczalnej rozterki między żądzą używania a żądzą zbogacania się, wystąpił w początku trzeciego dziesięciolecia bieżącego wieku w obronie tego rodzaju podziału pracy, który kapitaliście, istotnie czynnemu w produkcji, wyznaczał zadanie nagromadzania, a jego wspólnikom w pobieraniu wartości dodatkowej, arystokracji ziemskiej, synekurzystom państwowym i kościelnym i t. d. — trud trwonienia pieniędzy, jest to, powiada on, rzeczą wielkiej wagi, aby oddzielić „namiętność wydawania od namiętności nagromadzania“ („the passion for expenditure and the passion for accumulation“)[25]. Lecz panowie kapitaliści, którzy już na długo przedtem stali się światowcami, używającymi życia, podnieśli gwałt. Cóż to — wołał jeden z ich rzeczników, zwolennik Ricarda — pan Malthus zachwala wysokie renty gruntowe, wysokie podatki i t. d., aby z nieprodukcyjnych spożywców zrobić bicz do poganiania przemysłowca! Wprawdzie produkcja, produkcja na coraz szerszą skalę, jest naszem hasłem, ale „tego rodzaju postępowanie raczej zatamuje produkcję, niż ją podniesie. Przytem wcale nie jest słuszne („nor is it quite fair“) utrzymywać w bezczynności pewną liczbę osób, poto jedynie, aby zapędzać do pracy innych, z których charakteru można wnosić, („who are likely, from their characters“), że jeżeli ich zdołacie zmusić do działania, to będą działali z powodzeniem“[26]. O ile niesłusznem mu się wydaje, aby kapitalistę przemysłowego zapędzać do nagromadzania, podczas gdy inni zgarniają śmietankę z jego mleka, o tyle uważa on za konieczne ograniczyć do minimum płacę robotnika, „aby podtrzymać jego pracowitość“. I bynajmniej nie trzyma on tego w sekrecie, że sztuka osiągania zysków polega na przywłaszczaniu sobie cudzej pracy nieopłaconej. „Wzmożony popyt“[27] ze strony robotników oznacza jedynie ich gotowość zatrzymania sobie mniejszej części swego własnego wytworu i pozostawienia większej części przedsiębiorcy. A jeżeli kto powie, że to prowadzi, drogą zmniejszenia spożycia (ze strony robotników) do „glut“ (przepełnienia rynku, nadprodukcji), to mogę tylko odpowiedzieć, że „glut“ jest synonimem wysokiej stopy zysku“[28].
Rewolucja lipcowa (r. 1830) zagłuszyła uczony spór o to, jak najkorzystniej dla celów nagromadzania rozdzielić pomiędzy pracowitego kapitalistę i próżnującego właściciela ziemskiego haracz, ściągany z proletarjatu. Niebawem proletarjat miejski uderzył w Ljonie w dzwon buntu, a proletarjat wiejski w Anglji puścił „czerwonego kura“. Po jednej stronie Kanału szerzył się owenizm, po drugiej — saint-simonizm i fourieryzm. Wybiła godzina ekonomii wulgarnej. Nassau W. Senior, który akurat w rok później miał wykryć w Manchesterze, że zysk (wraz z procentem od kapitału) jest wytworem nieopłaconej „ostatniej, dwunastej godziny pracy“, tymczasem obwieszczał światu inne odkrycie. „Słowo: kapitał“, oznajmiał on uroczyście, „jeżeli ma oznaczać narzędzia produkcji, zastępuję słowem wstrzemięźliwość“[29]. Wzór to niedościgniony „odkryć“ ekonomji wulgarnej! Zastępuje ona kategorję ekonomiczną obłudnym frazesem. „Voilà tout“ [oto wszystko].
„Jeżeli dziki“, poucza Senior, „sporządza sobie łuk, to uprawia przemysł, ale nie praktykuje wstrzemięźliwości“. To nam wyjaśnia, jak i dlaczego w dawniejszych warunkach społecznych narzędzm produkcji wytwarzane były bez udziału „wstrzemięźliwości kapitalisty. „Im bardziej się rozwija społeczeństwo, tem większej wymaga wstrzemięźliwości“[30], mianowicie od tych, których praca polega na przywłaszczaniu sobie cudzej pracy i jej wytworu.
Odtąd wszystkie warunki procesu pracy przekształcają się w tyleż aktów kapitalistycznej wstrzemięźliwości. Zboże zostaje nietylko zjedzone, lecz i posiane — wstrzemięźliwość kapitalisty! Wino ma czas sfermentować — wstrzemięźliwość kapitalisty![31] Kapitalista od ust sobie odejmuje, kiedy „pożycza (!) robotnikowi narzędzia produkcji“ (innemi słowy pomnaża ich wartość jako kapitału, wcielając do nich siłę roboczą), zamiast pożreć maszyny parowe, bawełnę, koleje żelazne, nawóz, konie robocze i t. d., albo też, jak to naiwnie przedstawia ekonomista wulgarny, roztrwonić „ich wartość“ na zbytek i inne środki spożycia[32]. W jaki sposob klasa kapitalistów mogłaby to uskutecznić, pozostaje to dotychczas tajemnicą, zazdrośnie strzeżoną przez ekonomję wulgarną. Dość, że cały świat żyje tylko dzięki samoutrapieniom kapitalisty, tego nowoczesnego pokutnika Wisznu [boga Hindusów]. Już nietylko nagromadzanie, ale nawet proste „zachowanie kapitału wymaga stałego napięcia sił, aby oprzeć się pokusie przejedzenia go“[33]. Sama ludzkość więc wymaga, aby uwolnić kapitalistę od męczeństwa i pokus, podobnie jak zniesienie niewolnictwa uwolniło niedawno właścicieli niewolników z Georgji od bolesnego dylematu, czy wytwór dodatkowy, pod batogiem wyciśnięty z murzynów, roztrwonić całkowicie na wino szampańskie, czy też za część jego dokupić sobie więcej murzynów i więcej gruntu.
W najrozmaitszych ustrojach ekonomiczno-społecznych spotykamy nietylko reprodukcję prostą, ale nawet, choć w rożnym stopniu, reprodukcję w skali rozszerzonej. Coraz więcej się wytwarza, i również coraz więcej się spożywa, a więc zarazem coraz większa ilość wytworów zostaje przekształcona w środki produkcji. Ale ten proces nie występuje, jako nagromadzanie kapitału, a więc również nie występuje, jako funkcja kapitalisty, dopóki wobec robotnika nie występują jeszcze w postaci kapitału jego środki produkcji, a więc również jego wytwór i jego środki utrzymania[34]. Richard Jones, zmarły przed niewielu laty [w r. 1855] następca Malthusa na katedrze ekonomji politycznej we wschodnio-indyjskiem kolegjum w Haileybury, dobrze to uzasadnia dwoma przykładami. Ponieważ najlększą częsc ludu hinduskiego stanowią chłopi, samodzielni gospodarze, więc ich wytwory, ich środki pracy i utrzymania, nigdy nie przybierają postaci ( the shape“) funduszu, który został zaoszczędzony z cudzego dochodu („saved from revenue“), i który dlatego musiał przejść przez poprzedzający proces nagromadzania („a previous process of accumulation“)“[35]. 2 drugiej strony w tych prowincjach gdzie panowanie angielskie najmniej zniszczyło dawny ustrój, robotnicy nierolni Są zatrudnieni bezpośrednio przez magnatów, pobierających część dodatkowego produktu rolnego w postaci daniny lub renty gruntowej. Część tego wytworu panowie ci spożywają w naturze, inną część robotnicy przetwarzają dla nich w przedmioty zbytku i w inne środki spożycia, podczas gdy reszta stanów, płace robotników, będących właścicielami swych narzędzi pracy. Produkcja i reprodukcja w skali rozszerzonej odbywają się tam bez pośrednictwa owego świętego cudotwórcy, owego rycerza o smętnej postaci, którym ma być nasz „wstrzemięźliwy“ kapitalista.

4. Okoliczności, które określają zakres nagromadzania niezależnie od stosunkowego podziału wartości dodatkowej na kapitał i dochód: stopa wyzysku siły roboczej. — Siła wytwórcza pracy. Wzrastająca różnica pomiędzy kapitałem stosowanym a spożywanym. — Wielkość kapitału wyłożonego.

Dotychczas rozpatrywaliśmy wielkość wartości dodatkowej, jako wielkość daną. W tym wypadku podział jej na dochód i na kapitał dodatkowy określa zakres nagromadzania. Ale ten ostatni zmienia się, niezależnie od owego podziału, wraz ze zmianą wielkości samej wartości dodatkowej. Jeżeli założymy, że 80% przypada na kapitalizację, a 20% na spożycie, to kapitał nagromadzony wyniesie 2.400 f. szt., albo też 1.200 £. szt., zależnie od tego, czy całkowita wartość dodatkowa wyniesie 3.000, czy też 1.500 f. szt. Zatem w określaniu wielkości nagromadzania spółdziałają wszystkie te okoliczności, które określają masę wartości dodatkowej. Okoliczności te zostały szczegółowo wyłożone w rozdziałach o wytwarzaniu wartości dodatkowej. Wobec tego powracamy tu do nich o tyle tylko, o ile rzucają nowe światło na nagromadzanie.
Czytelnik przypomina sobie, że stopa wartości dodatkowej przedewszystkiem zależy od stopnia wyzysku siły roboczej. Ekonomja polityczna tak wysoko ceni tę rolę, że niekiedy utożsamia przyśpieszenie nagromadzania przez podniesienie siły wytwórczej pracy z przyśpieszeniem go przez wzmożenie wyzysku robotnika[36]. W rozdziałach, poświęconych wytwarzaniu wartości dodatkowej, zakładaliśmy zawsze, że płaca robocza jest conajmniej równa wartości siły roboczej. Jednak spychanie przemocą płacy roboczej poniżej tego poziomu gra w praktyce rolę zbyt doniosłą, abyśmy nie mieli chwilę się nad tem zatrzymać. Przekształca ono faktycznie, w obrębie pewnych granic, niezbędny robotniczy fundusz spożycia w fundusz nagromadzania kapitału.
„Płace robocze“, powiada J. Stuart Mill, „nie mają siły wytwórczej; są one ceną siły wytwórczej. Płace robocze nic, poza pracą samą, nie wnoszą do produkcji towarów, podobnie jak cena maszyny nie wnosi nic, prócz maszyny. Gdyby można mieć pracę, nie kupując jej, to place robocze byłyby zbyteczne“[37]. Ale zato, gdyby robotnicy mogli żyć powietrzem, toby ich nie można było kupie za żadną cenę. Ich bezpłatność jest więc granicą w sensie matematycznym, granicą, której nie można osiągnąć, lecz do której się można wciąż zbliżać. Stałą tendencją kapitału jest właśnie to, aby spychać płace na ten poziom nihilistyczny.
Często cytowany przeze mnie pisarz 18-go wieku, autor „Essay on trade and commerce“, zdradza najskrytsze tajniki duszy angielskiego kapitału, gdy oświadcza, że dla Anglji dziejowem zadaniem jest sprowadzenie płac roboczych angielskich na poziom francuskich 1 holenderskich[38]. Powiada on między innemi naiwnie: „Skoro jednak nasi ubodzy (termin techniczny dla oznaczenia robotników) chcą żyć zbytkownie... to praca ich musi naturalnie być droga... Spójrzmy na ten nawał przedmiotów zbytku („heap of superfluities“), spożywanych przez robotników naszych rękodzielni, jak to wódka, dzyń, herbata, cukier, zagraniczne owoce, mocne piwo, barwione płótno, tytoń, tabaka i t. d.“[39].
Cytuje on dalej artykuł pewnego fabrykanta z Northamptonshire, który, wznosząc oczy ku niebu, lamentuje: „Praca we Francji jest o całą trzecią część tańsza, niż w Anglji, gdyż francuscy ubodzy pracują ciężko 1 nie mają wielkich wymagań co do pożywienia i odzieży; głównemi przedmiotami ich spożycia są chleb, owoce, jarzyny, korzenie i suszone ryby, gdyż bardzo rzadko jedzą mięso’ a nawet, gdy pszenica jest droga, bardzo mało chleba“[40]. >;Do! dajmy do tego“, wywodzi dalej autor „Essay‘u“, „że piją oni wodę czystą lub napoje bardzo rozwodnione, dzięki czemu istotnie wydają zdumiewająco mało pieniędzy... Pewno, że u nas trudnoby zaprowadzić taki stan rzeczy, ale nie jest to niemożliwe, jak tego dowodzi niezbite jego istnienie zarówno we Francji jak w Holandji“[41]
Dziś [w r. 1873] posunęliśmy się znacznie dalej, dzięki konkurencji międzynarodowej, której, wskutek rozwoju kapitalistycznego trybu produkcji, zostali poddani robotnicy całej kuli ziemskiej. Dziś już nie o to chodzi, aby płace angielskie zepchnąć na poziom kontynentu europejskiego, lecz o to, by poziom europejski w bliższej lub dalszej przyszłości zniżył się do poziomu chińskiego. Taką perspektywę rozwinął przed swymi wyborcami pan Stapleton, członek parlamentu angielskiego, w mowie, dotyczącej ceny pracy w przyszłości. „Gdy Chiny“, — mówił on — „staną się mocarstwem przemysłowem, to nie wiem, jak ludność przemysłowa Europy wytrzyma konkurencję z niemi, nie schodząc na poziom swych konkurentów“ („Times“, 3 września 1873 r.).
We dwadzieścia łat po przytoczonym „Essay‘u“ z r. 1770 pewien blagier amerykański, świeżo upieczony baron, Yankee Benjamin Thomson (inaczej hrabia Rumford) wszedł na tory takiej samej filantropji, ku chwale bożej i zadowoleniu ludzi. Jego „Essays“ są książką kucharską z wszelkiego rodzaju receptami, mającemi na celu zastąpienie zwykłych drogich potraw stołu robotniczego tańszemi od nich surogatami. Oto szczególnie udatna recepta zadziwiającego „filozofa“: „5 funtów jęczmienia, j funtów kukurydzy, śledzi za 3 pensy, soli za pensa, octu za pensa, pieprzu i przypraw za 2 pensy — w sumie za 20¾ pensa można ugotować zupę dla 64.ludzi, a przy przeciętnych cenach zboża można koszt zredukować do 14 pensa (niecałe 3 fenigi!) na głowę“[42]. Wraz z postępem produkcji kapitalistycznej umiejętność fałszowania towarów uczyniła pomysły Thomsona zbytecznemi[43].
W końcu 18-go wieku i w ciągu pierwszych dziesięcioleci 19-go wieku angielscy dzierżawcy i właściciele ziemscy narzucili robotnikom rolnym, pracującym na dniówkę, zniżkę płac do absolutnego minimum, gdyż zarobek robotników był niższy od minimum, a resztę dopłacano w postaci zapomóg parafjalnych. W tych pięknych czasach szlagonowie angielscy posiadali jeszcze władzę ustalania „prawnych taryf płac robotników rolnych. Oto przykład angielskiego humoru, z jakim angielscy Dogberries[44] wykonywali swe prawo: „Kiedy Sąuires [właściciele ziemscy] w r. 1795 ustalali płace dla Speenhamland, to przedtem zjedli obiad, ale uznali widocznie, że robotnikom obiad jest niepotrzebny... postanowili oni, aby płaca tygodniowa robotnika wynosiła 3 szylingi, dopóki bochenek chleba, ważący 8 funtów 11 uncyj, kosztować będzie szylinga; płaca ta miała wzrastać, opoki cena bochenka chleba nie dojdzie do 1 szylinga i 3 pensów, poczem znowu miała się zmniejszać, dopóki cena bochenka nie osiągnie 2 szylingów. Wtedy ilość pokarmu, przypadająca na robotnika, miała być zmniejszona o 1/5[45].
Niejaki A. Bennett. dzierżawca wielkiej posiadłości, sędzia pokoju, przełożony przytułku dla ubogich i „regulator“ płac roboczych w r. 1814, na zapytanie komisji śledczej Izby Lordów: „Czy zachodzi jakiś stosunek pomiędzy wartością pracy dziennej a wsparciem parafjalnem dla robotników?“ — odpowiedział: „Tak. Tygodniowy dochód każdej rodziny zostaje uzupełniony zapomocą dodatku do płacy nominalnej w ten sposób, aby dosięgał wartości bochenka chleba (8 funtów 11 uncyj) i 3 pensów na głowę... uważamy, że bochenek chleba jest dostatecznym tygodniowym pokarmem dla każdej osoby w rodzinie; zaś trzy pensy są przeznaczone na odzież. O ile parafja woli sama dostarczać odzieży., to my potrącamy te trzy pensy. Praktykuje się to nietylko w calem zachodniem Wiltshire, ale, jak sądzę, w całym kraju“[46]. „Tak to“, woła pewien burżuazyjny pisarz owej epoki, „dzierżawcy przez długie lata degradowali uczciwą klasę swych rodaków, zmuszając ich do szukania schronienia w domach roboczych... Dzierżawca ciągnął coraz większe zyski, ale zarazem nie pozwalał robotnikom na zaoszczędzenie najmniejszego bodaj funduszu spożycia“[47].
Na przykładzie pracy chałupniczej (patrz rozdz. 13, punkt 8 d) pokazaliśmy, jaką rolę w tworzeniu wartości dodatkowej, a więc i funduszu nagromadzenia kapitału, i dziś jeszcze odgrywa bezpośrednia grabież niezbędnego robotniczego funduszu spożycia. Dalsze fakty z tej dziedziny czytelnik znajdzie w następnym rozdziale.
Chociaż we wszystkich gałęziach przemysłu ta część kapitału stałego, która składa się ze środków pracy (maszyn, narzędzi, przyrządów, środków transportowych, budynków i t. d.), musi wystarczyć dla pewnej liczby robotników, określonej przez wielkość przedsiębiorstwa, to jednak nie jest konieczne, aby część ta zmieniała się zawsze w tym samym stosunku, co liczba robotników zatrudnionych. W danym zakładzie fabrycznym 100 robotników przy 8 godzinnym dniu roboczym może dostarczyć 800 godzin pracy. Jeżeli fabrykant chce liczbę tę podnieść o połowę, to może nająć jeszcze 50 robotników; wtedy jednak musi również wyłożyć nowy kapitał, nietylko na płace, ale również na środki pracy. Ale przecież może on również dawnym stu robotnikom kazać pracować po 12 godzin, zamiast po 8, a wtedy wystarczą dotychczasowe środki pracy, które się tylko szybciej zużyją. W ten sposób przyrost pracy, otrzymany dzięki wyższemu natężeniu siły roboczej, może powiększyć wytwór dodatkowy i wartość dodatkową, czyli przedmiot nagromadzenia, choć stała część kapitału nie wzrosła uprzednio w tym stosunku.
W przemyśle dobywającym, naprzykład w górnictwie, materjały surowe nie stanowią części składowej kapitału wyłożonego. Przedmiot pracy nie jest tu wytworem pracy poprzedniej, lecz bezpłatnym darem przyrody. Takim darem są rudy metalowe, węgiel kamienny, kamienie i t. d. Kapitał stały składa się tu wyłącznie niemal ze Środków pracy, mogących bardzo dobrze wytrzymać zwiększenie ilości pracy (naprz. wprowadzenie dziennej i nocnej zmiany robotników). Ale przy innych warunkach niezmienionych masa i wartość wytworu wzrastają w stosunku prostym do zastosowanej pracy. Człowiek i przyroda, pierwsi twórcy wytworów, a więc twórcy materjalnych pierwiastków kapitału, działają tu zgodnie, jak w pierwszym dniu produkcji. Dzięki elastyczności siły roboczej dziedzina nagromadzania rozszerzyła się tu bez uprzedniego powiększenia kapitału stałego.
Wprawdzie w rolnictwie nasiona i nawóz odgrywają tę samą rolę, co materjały surowe w przemyśle, i nie można obsiać więcej gruntu, jeżeli się nie przygotuje zawczasu większej ilości nasion. Ale jeżeli dane są te surowce i środki pracy, to wiadomo, jak cudotwórczy wpływ na masowość wytworu wywiera sama już mechaniczna uprawa roli. W ten sposób większa ilość pracy, dostarczona przez dotychczasową liczbę robotników, podnosi urodzajność gruntu, nie wymagając wyłożenia nowych środków pracy. Znowuż tutaj^ bezpośrednie oddziaływanie człowieka na przyrodę staje się bezpośredniem źródłem zwiększonego nagromadzania, bez interwencji nowego kapitału.
Wreszcie w przemyśle właściwym wszelki dodatkowy rozchód pracy wymaga odpowiedniego dodatkowego rozchodu materjałów surowych, lecz niekoniecznie również rozchodu środków pracy. A ponieważ przemysł dobywający i rolnictwo dostarczają przemysłowi przetwórczemu materjałów surowych dla jego produktów i dla jego środków pracy, więc i przemysł przetwórczy korzysta z tego przyrostu wytworu, który tamte gałęzie produkcji wytworzyły bez dodatkowego przyrostu kapitału.
Wynika stąd następujący wniosek ogólny: kapitał, wcielając w siebie pierwiastkowe twórczynie bogactwa, t. j. siłę roboczą i ziemię, nabiera prężności, pozwalającej mu rozszerzyć elementy swego nagromadzania poza granice, które pozornie zakreśla mu jego własna wielkość, to jest wartość i masa już wytworzonych środków produkcji, w których on bytuje.
Innym ważnym czynnikiem nagromadzania kapitału jest stopień wydajności pracy społecznej.
Wraz z siłą wytwórczą pracy wzrasta masa wytworów, wyobrażających określoną wartość, a więc również i wartość dodatkową danej wielkości. Im bardziej wzrasta siła wytwórcza pracy, tem więcej środków użycia i środków nagromadzania zawiera wartość dodatkowa. Masa wytworu dodatkowego wzrasta zatem przy niezmienionej stopie wartości dodatkowej, a nawet przy zmniejszającej się stopie, o ile tylko spadek ten jest wolniejszy, niż wzrost siły wytwórczej pracy. Jeżeli stosunek podziału wytworu dodatkowego na dochód i kapitał dodatkowy pozostaje niezmieniony, to spożycie kapitalisty może wzrastać bez uszczerbku dla funduszu nagromadzania. Nawet jeżeli wielkość stosunkowa funduszu nagromadzania wzrasta kosztem funduszu spożycia, kapitalista może, dzięki potanieniu towarów, mieć do rozporządzenia tyleż środków użycia, co przedtem, albo więcej. Ale za wzmożoną wydajnością pracy idzie, jakeśmy to już widzieli, potanienie robotnika, czyli wzrost stopy wartości dodatkowej, nawet jeżeli wzrasta realna płaca robocza. Płaca ta bowiem nie wzrasta nigdy w tym samym stopniu, co wydajność pracy. A zatem ta sama wartość kapitału zmiennego uruchomia większą ilość siły roboczej, a więc większą ilość pracy. Ta sama wartość kapitału stałego wyraża się w większej ilości środków produkcji, t. j. większej ilości środków pracy, materjałów surowych i materjałów pomocniczych; dostarcza zatem większej ilości czynników, tworzących produkt, a więc tworzących wartość, czyli wchłaniających pracę. To też przy niezmienionej, a nawet przy zmniejszającej się wartości kapitału dodatkowego, odbywa się nagromadzanie przyśpieszone. Nietylko rozszerza się materjalnie skala reprodukcji, lecz również wytwarzanie wartości dodatkowej wzrasta szybciej, niż wartość kapitału dodatkowego.
Rozwój siły wytwórczej pracy oddziaływa również na kapitał pierwotny, czyli na kapitał już znajdujący się w procesie produkcji. Część funkcjonującego kapitału stałego składa się ze środków pracy, jak maszyny i t. d., które zużywają się w ciągu dłuższych okresów czasu i wtedy dopiero są reprodukowane, czyli zastępowane przez nowe egzemplarze tego samego rodzaju. Ale co roku część tych środków pracy obumiera, czyli dobiega kresu swej produkcyjnej funkcji. Co roku więc część ta znajduje się w stadjum swej perjodycznej; reprodukcji, czyli zostaje zastąpiona przez nowe egzemplarze tego samego rodzaju. Jeżeli siła wytwórcza pracy wzmaga się tam, gdzie przychodzą na świat te środki pracy — a rozwija się ona nieustannie wraz z ciągłym postępem nauki i techniki — to na miejsce starych maszyn, warsztatów, przyrządów i t. d. zjawiają się nowe, potężniejsze i, w stosunku do swego okresu działania — tańsze. Stary kapitał zostaje odtworzony w formie produkcyjniejszej, niezależnie od ciągłych drobnych ulepszeń istniejących środków pracy.
Pozostała część kapitału stałego, materjały surowe i pomocnicze, jest nieustannie odtwarzana w ciągu roku; część zaś, pochodząca z rolnictwa, przeważnie jest odtwarzana corocznie. A zatem wszelkie wprowadzenie ulepszonych metod i t. p. oddziaływa prawie jednocześnie na kapitał świeżo nagromadzony i na kapitał już funkcjonujący. Każdy postęp chemji nietylko pomnaża liczbę substancyj użytecznych i nowych zastosowań substancyj dawniej już znanych i przez to wraz ze wzrostem kapitału rozszerza dziedzinę jego zastosowania. Postęp ten uczy również wciągać zpowrotem w krąg procesu reprodukcji ekskrementy [odpadki] procesów produkcji i spożycia, a więc bez uprzedniego nakładu kapitału stwarza nowy materjał dla kapitału. Jak samo tylko podniesienie natężenia siły roboczej pozwala na lepsze wyzyskanie bogactw naturalnych, podobnie wiedza i technika stwarzają potęgę ekspansji kapitału funkcjonującego, niezależną od jego danej wielkości. Potęga ta oddziaływa zarazem i na tę część kapitału pierwotnego, która wkroczyła w stadjum odnawiania się. Kapitał w swej nowej postaci wchłania bezpłatnie postęp społeczny, dokonany za plecami jego dawnej formy. Jednakowoż temu wzrostowi siły wytwórczej towarzyszy zarazem częściowa deprecjacja kapitałów funkcjonujących. Naprzykład kapitał, tkwiący w maszynie, traci swą wartość, gdy zjawiają się lepsze maszyny tego samego rodzaju. Gdy naskutek konkurencji deprecjacja ta staje się bardzo dotkliwa, to główny jej ciężar wali się na barki robotnika, gdyż kapitalista we wzmożonym wyzysku szuka odszkodowania za poniesione straty.
Praca przenosi na wytwór wartość spożytych przez nią środków produkcji. 2 drugiej strony wartość i masa środków produkcji, uruchomionych przez daną ilość pracy, wzrastają w miarę jak praca staje się wydajniejsza. Chociaż więc ta sama ilość pracy dołącza do wytworu zawsze tylko tę samą ilość wartości nowej, to jednak ze wrostem wydajności pracy wzrasta dawna wartość kapitału, którą praca w tym samym czasie przenosi na wytwór.
Przypuśćmy naprzykład, że przędzarz angielski i indyjski pracują tę samą liczbę godzin z tem samem natężeniem, że zatem wytwarzają w ciągu tygodnia równe wartości. Pomimo tej równości, zachodzi ogromna różnica pomiędzy wartością tygodniowego wytworu Anglika, posługującego się potężnemi maszynami automatycznemi, a Hindusa, posiadającego tylko kołowrotek. Przędzarz angielski przetwarza na przędzę w ciągu jednego dnia paręset razy większą masę bawełny, narzędzi i t. d. Zachowuje więc w swym wytworze paręset razy większą wartość kapitału. Gdyby nawet wartość, wytworzona w ciągu jednego dnia jego pracy, to znaczy wartość nowa, dołączona przezeń do wartości zużytych środków produkcji, była tylko równa wartości dnia pracy Hindusa, to jednak nietylko wyrażałaby się w większej ilości wytworów, lecz również w wielekroć większej wartości tych wytworów, a mianowicie w dawnej wartości, która zostaje przeniesiona na nowy wytwór i znów może funkcjonować jako kapitał.
„W roku 1782“, poucza nas F. Engels, „całkowity zbiór wełny z trzech lat poprzednich (w Anglji) pozostawał w stanie surowym z powodu braku robotników i trwałoby to jeszcze długo, gdyby nie pomoc świeżo wynalezionych maszyn, które umożliwiły wyprzędzenie tej wełny“[48]. Rzecz oczywista, że praca, uprzedmiotowiona w formie maszyn, nie wywołała zpod ziemi ani jednego robotnika, ale praca ta pozwoliła mniejszej liczbie robotników, zapomocą stosunkowo niewielkiego przyrostu pracy żywej, nietylko produkcyjnie spożyć wełnę i dołączyć do niej nową wartość, ale również przechować jej wartość dawną w formie przędzy i t. p. Zarazem dostarczyła ona przez to samo środków i bodźca dla rozszerzonej reprodukcji wełny. Jest to darem przyrodzonym pracy żywej, że przechowuje starą wartość, stwarzając nową. A więc w miarę jak wzrastają skuteczność, rozmiary i wartość jej środków produkcji, a zatem w miarę nagromadzania kapitału, towarzyszącego wzrostowi jej siły wytwórczej — praca ta zachowuje i uwiecznia w coraz nowej formie wciąż wzrastającą wartość kapitału[49]. Ale przy systemie pracy najemnej ta przyrodzona siła pracy wydaje się siłą samozachowawczą kapitału, w który jest wcielona; zupełnie tak samo społeczne siły wytwórcze pracy wydają się cechami kapitału, a stałe przywłaszczanie pracy dodatkowej przez kapitalistę — stałem samopomnażaniem wartości kapitału. Wszystkie siły pracy występują, jako siły kapitału, podobnie jak wszystkie formy wartości towaru jako formy pieniądza.
Ta część kapitału stałego, którą A. Smith nazywa zakładową, a mianowicie środki pracy, jak budynki, maszyny i t. d. — jest zawsze w całości czynna w procesie produkcji, ale zużywa się bardzo powoli i stopniowo tylko przenosi swą wartość na wytwory, których produkcji stopniowo spółdziała. Ta część kapitału stanowi prawdziwy wskaźnik postępu sił wytwórczych. Ze wzrostem jej wzrasta rownież różnica wielkości pomiędzy kapitałem zastosowanym a tą jego cząstką, która jest spożywana w każdym danym momencie. Innemi słowy: wzrasta suma materjalna i wartościowa środków pracy, jak to: budowli, maszyn, rur do drenowania, bydła roboczego, przyrządów wszelkiego rodzaju i t. d., które w ciągu krótszych lub dłuższych, lecz powtarzających się procesów produkcji, funkcjonują w całym swym zakresie, czyli służą osiągnięciu określonych wyników użytecznych, lecz stopniowo tylko zużywają się, dzięki czemu cząstkami tylko tracą swą wartość, a więc również cząstkami tylko przenoszą ją na wytwór. „W tej mierze, w które; środki pracy są twórcami wytworu, nie dołączając doń wartości, a więc są używane w całości, a spożywane tylko częściowo, — -w tej mierze pełnią one swą służbę, jak o tem już była wzmianka, bezpłatnie, na podobieństwo sił przyrody: wody, pary, powietrza, elektryczności i t. d.
Ta bezpłatna służba pracy minionej, opanowanej i ożywionej przez pracę żywą, zostaje nagromadzana w miarę nagromadzania kapitału w skali rozszerzonej.
Ponieważ praca miniona przybiera zawsze postać kapitału, to znaczy pasywa pracy A, B, C i t. d. przybierają postać aktywów nierobotnika X, więc burżuazja i ekonomja polityczna nie szczędzą pochwał zasługom pracy minionej, która według szkockiego genjusza Mac-Cullocha powinna nawet pobierać swój własny żołd (zysk, procent i t. d.)[50]. Wzrastająca wciąż waga pracy minionej, uczestniczącej w żywym procesie pracy w postaci środków produkcji, przypisywana jest przeto jej formie, a mianowicie formie kapitalistycznej, w której zostaje odebrana temu samemu robotnikowi, którego jest minioną i nieopłaconą pracą. Praktyczni działacze produkcji kapitalistycznej oraz jej ideologiczni pyskacze są również niezdolni wyobrazić środków produkcji inaczej, niż z nalepioną na nich antagonisty czną [opartą na sprzecznościach] etykietą społeczną, — jak właściciel niewolników nie mógł sobie wyobrazić robotnika inaczej, niż w postaci niewolnika.
Śród okoliczności, które niezależnie od podziału wartości na dochód i na kapitał, wywierają znaczny wpływ na rozmiary nagromadzania, należy wreszcie wymienić wielkość kapitału wyłożonego.
Przy danym stopniu wyzysku siły roboczej masa wartości dodatkowej jest określona przez liczbę robotników jednocześnie wyzyskiwanych, a ta znów odpowiada, choć w zmiennym stosunku wielkości kapitału. Wraz z ogólną sumą kapitału wzrasta także jego zmienna część składowa, choć nie w tym samym stopniu. Im większe rozmiary posiada produkcja danego pojedyńczego kapitalisty, tem większa jest liczba robotników, jednocześnie przezeń wyzyskiwanych, czyli tem większa jest masa pracy nieopłaconej, którą on sobie przywłaszcza.[51]. Im bardziej przeto wzrasta kapitał wskutek kolejno po sobie następujących nagromadzań, tem bardziej wzrasta również suma wartości, która rozpada się na fundusz spożycia i fundusz nagromadzania. Kapitalista może więc i żyć rozrzutniej, i więcej sobie „odmawiać“. Wreszcie wszystkie sprężyny produkcji działają z tem większą silą, im bardziej rozszerza się skala produkcji wraz ze wzrostem masy wyłożonego kapitału.



5. Tak zwany fundusz pracy.

Kapitaliści, zarówno jak inni uczestnicy wartości dodatkowej, naprzyklad właściciele ziemscy, ich świta oraz ich rządy, corocznie trwonią pokaźną część wytworu dodatkowego. Prócz tego zachowują w swym funduszu spożycia mnóstwo przedmiotów, które się zużywają powoli i które mogłyby znaleźć zastosowanie w reprodukcji; wreszcie używają wielkiej ilości sił roboczych do posług osobistych, a przez to czynią te siły nieprzydatnemi dla produkcji.
A więc kapitalizowana część bogactwa nie jest nigdy tak wielka, jakąby być mogła. Wielkość jej, w stosunku do całości bogactwa społecznego, zmienia się wraz z każdą zmianą w podziale wartości dodatkowej na dochód osobisty i na kapitał dodatkowy; stosunek zaś, na którego podstawie dokonywa się ten podział, podlega ciągłym zmianom, pod wpływem warunków, których w tem miejscu nie możemy bliżej rozpatrzeć. Wystarczy tu stwierdzić, że kapitał nie jest wielkością stałą, lecz jest elastyczną częścią bogactwa społecznego, podległą ciągłym wahaniom i zmianom, w zależności od podziału wartości dodatkowej na dochód i na kapitał dodatkowy.
Widzieliśmy dalej, że nawet przy danej wielkości funkcjonującego kapitału wcielona doń siła robocza, wiedza i ziemia (a przez ziemię w ekonomji rozumiemy wszelkie przedmioty pracy, których przyroda nam dostarcza bez spółudziału człowieka), są czynnikami elastycznemi, które w pewnych granicach mogą rozszerzyć pole jego działania, niezależnie od jego wielkości. Pominęliśmy przytem wszelkie stosunki obiegu, za których sprawą ta sama masa kapitału może osiągać bardzo różne wyniki. Pominęliśmy również wszelki racjonalniejszy układ istniejących środków produkcji i sil roboczych, dający się planowo i bezpośrednio uskutecznić, gdyż założeniem naszem są szranki produkcji kapitalistycznej we właściwych jej granicach, a więc nawskroś żywiołowo wyrosłej formy społecznego procesu produkcji. ekonomja klasyczna zawsze była skłonna pojmować kapitał, jako wielkość stałą, stale dającą te same wyniki. Lecz przesąd ten został podniesiony do godności dogmatu dopiero przez arcyfilistra Jeremjasza Benthama, tę czczą, pedantyczną i gadatliwą wyrocznię rozsądku mieszczańskiego w 19 wieku[52]. Bentham jest tem samem wśród filozofów, czem Marcin Tupper wśród poetów. Obaj mogli być sfabrykowani tylko w Anglji[53].
Z punktu widzenia dogmatu, że kapitał społeczny jest w każdym momencie wielkością stałą, stają się zupełnie niepojęte najzwyklejsze zjawiska procesu produkcji; choćby takie, jak jego nagle rozszerzanie i kurczenie się, a nawet nagromadzanie kapitału[54]. Dogmatem tym posługiwali się sam Bentham oraz Malthus, James Mill, Mac Culloch i inni dla celów apologetycznych, a zwłaszcza poto, aby przedstawić, jako stałą wielkość, pewną część kapitału, a mianowicie kapitał zmienny, czyli zamieniany na siłę roboczą. Stworzono legendę, że materjalna forma bytu kapitału zmiennego, to znaczy ta suma środków utrzymania, którą on wyobraża dla robotników, czyli tak zwany fundusz pracy, stanowi odrębną część bogactwa społecznego, ujętą przez samą naturę w nieprzekraczalne szranki.
Ażeby uruchomić tę część bogactwa społecznego, która ma funkcjonować, jako kapitał stały, czyli, ujmując sprawę ze strony materjalnej, jako środki produkcji, niezbędna jest określona masa pracy żywej. Masę tę określają względy techniczne. Ale względy te nie określają ani liczby robotników, mających uruchomić tę masę pracy, gdyż to zmienia się wraz ze stopniem wyzysku indywidualnej siły roboczej, ani też ceny tej siły roboczej, lecz określają conajwyżej minimalną i przytem bardzo elastyczną granicę tej ceny. Podłożem omawianego dogmatu są następujące fakty: z jednej strony robotnik nie ma głosu przy podziale bogactwa społecznego na środki użycia nierobotników i na środki produkcji. Z drugiej strony tylko w pomyślnych, wyjątkowych wypadkach może on rozszerzyć t. zw. „fundusz pracy“ kosztem „dochodu“ bogacza. „Wola bogacza, mówi Sismondi, „decyduje o losie biedaka... gdyż bogacz sam dokonywa podziału wytworu rocznego. Wszystko to, co bogacz zowie dochodem, zostawia on sobie dla własnego spożycia. To zaś, co zowie kapitałem, oddaje biedakowi w tym celu, aby ten z jego pomocą wytworzył dlań dochód (raczej, aby ten zapomocą owych środków wytworzył dlań dochód dodatkowy)[55].
Do jak niedorzecznej tautologji prowadzi przemianowanie kapitalistycznych szranek funduszu i pracy na jego przyrodzone warunki społeczne, pokazuje nam między innemi profesor Fawcett. „Kapitał obrotowy[56] danego kraju“, powiada on, „jest jego funduszem pracy. Ażeby więc wyliczyć przeciętną płacę pieniężną otrzymywaną przez każdego robotnika, wystarcza poprostu podzielić ten kapitał przez liczbę ludności robotniczej“.[57] Ma to więc znaczyć, ze najpierw sumujemy rzeczywiście wypłacone indywidualne place robocze, potem stwierdzamy, że zapomocą tego dodawania otrzymaliśmy sumę wartości „funduszu pracy“, ustanowionego przez Boga maturę. Wreszcie dzielimy sumę, w ten sposób otrzymaną, — przez liczbę robotników, aby znowuż odkryć, ile mogło wypaść przeciętnie na każdego indywidualnego robotnika. Niezwykle pomysłowy proceder! Ale nie przeszkadza on panu Fawcett jednym tchem dalej recytować: „Całe bogactwo, co roku nagromadzane w Ang p, dzieli się na dwie części. Jedna część zostaje użyta w Angiji, la zachowania naszego własnego przemysłu, druga jest wywożona do innych krajów Część, wkładana w nasz przemysł, stanowi część bogactwa, corocznie nagromadzanego w naszym kraju“.[58] A zatem większa część rocznego przyrostu wytworu dodatkowego, odebranego bez równoważnika robotnikowi angielskiemu, zostaje skapitalizowana nie w Anglji, lecz w krajach obcych. Ale wraz z wywożonym kapitałem dodatkowym zostaje przecież wywieziona zagranicę i część „funduszu pracy“, wynalezionego przez Boga i przez Benthama[59].





  1. „Nagromadzanie kapitału: użycie części dochodu jako kapitału“. Malthus: „Definitions etc.“, wyd. Cazenove str. 11). „Przemiana dochodu w kapitał“ (Malthus: „Principles of political economy. 2nd ed. London 1836“, str. 319).
  2. Pomijamy tu handel międzynarodowy, który zastępuje krajowe to wary przez zagraniczne, i dzięki któremu dany kraj może artykuły zbytku wymieniać na środki produkcji i środki utrzymania, lub też odwrotnie. Aby ująć przedmiot naszych badań w czystej postaci i wyeliminować zakłócające go oddziaływania postronne, musimy więc tu cały handel światowy uważać za zamknięty w obrębie jednego kraju i założyć, że kapitalistyczna produkcja ustaliła się wszędzie i objęła wszystkie gałęzie produkcji.
  3. Analiza nagromadzania kapitału, dokonana przez Sismondi‘ego, ma tę wielką wadę, iż nazbyt zadawala się on frazesem: „przekształcenie dochodu w kapitał“ — i nie zgłębia materialnych warunków tego przekształcenia.
  4. „Praca pierwotna, której kapitał jego zawdzięcza swe istnienie“ (Sismondi: „Nouveaux principes d‘économie politique, éd. Paris“, Tom I, str. 109).
  5. „Praca stwarza kapitał, zanim jeszcze kapitał zastosuje pracę“ (E. G. Wakefield: „England and America. London 1833“, t. II str. 110).
  6. Prawo własności kapitalisty w stosunku do wytworu cudzej pracy „jest koniecznem następstwem prawa własności, którego podstawą było, przeciwnie, wyłączne prawo własności robotnika w stosunku do wytworu własnej pracy*’ (Cherbuliez: „Riche ou pauvre, Paris 1841“, str. 58. Dialektyka tej przemiany jest tu jednak przedstawiona błędnie).
  7. Sismondi: „Nouveaux principes d’économie politique“, tom 1, str. 70.
  8. Tamże, str. III.
  9. Tamże, str. 135.
  10. „Kapitał jest to bogactwo nagromadzone, użyte w celu zysku“ (Malthus: „Principles of political economy“, str. 262). „Kapitał składa się z bogactwa, zaoszczędzonego z dochodu i użytego w celu zysku“ (R. Jones: „An introductory lecture on Political Economy, London 1833“, str. 16).
  11. „Posiadacze wytworu nadmiernego, czyli kapitału“ („The souce and remedy of the national difficulties. A letter to Lord John Russel. London 1821“).
  12. „Kapitał, dzięki złożonym procentom od każdej części zaoszczędzonego kapitału tak się powiększa, że wszelkie bogactwo świata, przynoszące dochód, oddawna jest już tylko byłym procentem z kapitału“ („London Economist“, 19 lipca 1859 r.). „Economist“ jest doprawdy zbyt skromny. Mógłby przecież, idąc śladem dr. Price‘a, dowieść zapomocą ścisłego rachunku, że trzeba inne jeszcze planety dołączyć do naszej kuli ziemskiej, jeżeli chcemy oddać kapitałowi wszystko to, co mu się należy.
  13. „Żaden ekonomista spółczesny nie może rozumieć przez oszczędność proste; tezauryzacji, gdy zaś pominiemy tę nierozwiniętą i niedostateczną formę oszczędności, to przez termin ten, w zastosowaniu do bogactwa narodowego, nie możemy rozumieć nic innego, niż różne zastosowania zaoszczędzonego funduszu, w zależności od różnych rodzajów zatrudnionej przezeń pracy“ (Malthus: Pnnciples of political economy“, str. 38, 39).
  14. To też u Balzac‘a, który tak gruntownie zgłębił wszelkie odcienie skąpstwa, stary lichwiarz Gobseck zdziecinniał już, gdy zaczyna gromadzić towary w celu uciułania skarbu.
  15. „Nagromadzanie towarów.... zastój wymiany.... nadprodukcja“. (Th. Corbet: „An inquiry into the causes and modes of the wealth of individuals. London 1841“, str. 14).
  16. Ricardo, „Principles of political economy, 3rd ed., London 1821“, str. 163, przyp. [tłum. polskie M. Bornsteinowej, Warsz. r. 1919, str. 110, przyp.]
  17. Pomimo swej „Logiki p. J. St. Mill zgoła nie dostrzega nawet takich błędów w analizie swych poprzedników, które nawet w obrębie burżuazyjnego widnokręgu, z czysto fachowego punktu widzenia krzyczą o sprostowanie. Wszędzie rejestruje on ze szkolarskim dogmatyzmem błędy myśli swych mistrzów. I tutaj również: „Sam kapitał ostatecznie zamienia się całkowicie na place, a gdy się odtwarza dzięki sprzedawcy wytworów, to znowu zamienia się na płace“.
  18. A. Smith w opisie procesu reprodukcji, a więc i nagromadzania, pod niektóremi względami nietylko nie posunął się naprzód w porównaniu ze swymi poprzednikami, a mianowicie fizjokratami, lecz nawet cofnął się wstecz. Złudzenie jego, wspomniane w tekście, wiąże się z odziedziczonem po nim również, bajecznem wręcz twierdzeniem ekonomji politycznej, jakoby cena towaru składała się jedynie z płacy roboczej, zysku (procentu) i renty gruntowej, czyli poprostu z płacy i z wartości dodatkowej. Storch, który wychodzi z tego założenia, przynajmniej przyznaje naiwnie: „Niepodobna rozłożyć ceny niezbędnej na jej najprostsze pierwiastki“ (Storch: „Cours d‘économie politique. Ed. Petersbourg, 1815“, tom I, str. 140, przypis). Piękna to nauka ekonomji, która Ogłasza, że niepodobna rozłożyć ceny na jej najprostsze pierwiastki! Szczegółowy rozbiór tego zagadnienia czytelnik znajdzie w dziale trzecim księgi drugiej i w dziale siódmym księgi trzeciej. [Por. Także „Theorien ueber den Mehrwert“, Tom I, str. 164 i nast. K.].
  19. Czytelnik zauważy, że słowo „dochód“ [revenue] używane jest w podwójnym sensie: 1) dla oznaczenia wartości dodatkowej, jako owocu, perjodycznie przynoszonego przez kapitał, 2) dla oznaczenia tej części owego owocu, którą kapitalista stale spożywa, lub dołącza do swego funduszu spożycia. Zachowuję to podwójne znaczenie, gdyż harmonizuje ono ze zwykłą terminologją ekonomistów francuskich i angielskich.
  20. Ks. F. Lichnowski, członek Zgromadzenia Narodowego niemieckiego w r. 1848, mówiąc o sprawie niepodległości Polski, — nazwał prawo historyczne prawem, które nie ma żadnej daty, przyczem ów polakożerca popełnił zabawny polonizm („Keinem Dathum nicht hat“). Patrz artykuły Marksa o kwestji polskiej w „Neue Rheinische Zeitung“. Przekład polski w wydawnictwie Polskiego Archiwum Komunistycznego w Moskwie; „Z pola walki“, Nr. 4, rok 1927. Tł.
  21. Luter bardzo dobrze ilustruje żądzę panowania, jako czynnik chciwości, na przykładzie staroświeckiej, choć wciąż odnawiającej się odmiany kapitalisty, a mianowicie lichwiarza: „Poganie mogli rozumem swym dojść do tego zdania, że lichwiarz jest po czterykroć złodziejem i mordercą. My chrześcijanie natomiast mamy ich w takiem poważaniu, że niemal modlimy się do nich dla ich pieniędzy... Kto rabuje, kradnie lub pożera pożywienie drugiego, ten popełnia równie wielkie morderstwo (jeżeli to od niego zależy), jak ten, co drugiego głodem zamorzy i do śmierci zamęczy. Tak właśnie czyni lichwiarz, a przecież siedzi spokojnie na swym fotelu, zamiast, jakby to było słuszniej, — wisieć na szubienicy i być pożeranym przez tyle kruków, ile nakradł dukatów, byle tylko dość ciała na nim było, aby tak wiele kruków miało czego nadziobać się i czem się podzielić... Tymczasem wiesza się małych złodziei.... mali złodzieje zakuwani są w dyby, wielcy złodzieje chodzą w złocie i w jedwabiu. Niema tedy na ziemi większego — wyjąwszy djabła — nieprzyjaciela ludzkości, niż lichwiarz i skąpiec, gdyż chce on być bogiem nad wszystkimi ludźmi. Turcy wojownicy, tyram, są też ludźmi złymi, jednak muszą oni dawać żyć ludziom i uznają, ze są złymi i wrogami. Mogą też, a nawet muszą nieraz nad niejednym się ulitować. Lecz lichwiarz i skąpiec pragnie, aby cały świat ginął w głodzie i w pragnieniu, w żałobie i w nędzy, byle on wszystko mógł zagarnąć, byle każdy miał wszystko od niego, jak od jakiego boga i był wiecznie jego poddanym... Nosi futra, złote łańcuchy i pierścienie, pysk sobie chędoży i chce uchodzić za poczciwego i pobożnego człowieka... Lichwiarz jest wielkim potworem, jest, jako smok, który wszystko pustoszy, gorzej niż Kakus, Gerion i Anteusz. I przytem stroi się, udaje świętoszka, byle tylko nie dojrzano, skąd się wzięły woły, które tyłem prowadzi do swej jaskini. Ale Herkules posłyszy głos wołów i jeńców, znajdzie Kakusa nawet wśród skal i wąwozów i wydrze woły z rąk złoczyńcy. Kakusem zwie się bowiem złoczyńca, pobożny lichwiarz, który wszystko kradnie, rabuje i pożera. Udaje przytem, że nic nie zrobił, i nikt ma nie ma poznać, jako że woły tyłem do jaskini ciągał, aby ze śladów wnosić można, ze je stamtąd wypuscił. A więc lichwiarz oszukuje świat, udając, że jest użyteczny, ze daje światu woły, a tymczasem porywa je dla siebie i sam pozera... Skoro więc ścinają i kołem lamią zbójców, morderców i podpalaczy, to o ileż słuszniej należałoby kołem łamać, żyły wypruwać... wypędzać, wyklinać, i ścinać wszystkich lichwiarzy“. Martin Luther: „An die Pfarrherrn, wider den Wucher zu predigen, Wittenberg, 1540“).
  22. Dr. Aikin: „Description of the country from 30 to 40 miles round Manchester. London 1795“, str. 182.
  23. A. Smith: „Wealth of nations“ t. II, r. III.
  24. Sam nawet J. B. Say powiada: „Oszczędności bogaczy czynione są kosztem ubogich. „Proletarjusz rzymski żył niemal wyłącznie kosztem społeczeństwa... Dziś możnaby prawie powiedzieć, że społeczeństwo nowożytne żyje kosztem proletarjuszy, t. j. żyje z tej części, którą zagarnia z plonu ich pracy“. (Sismondi: „Etudes etc“ t. I, str. 24).
  25. Malthus: „Principles of political economy“, str. 319, 322.
  26. „An inquiry into those principles, respecting the naturę of demand etc.“, str. 67.
  27. W wydaniu francuskiem dodane wyrazy: „na pracę“. Tł.
  28. Tamże, str. 50.
  29. Senior: „Principes fondamentaux de l‘économie politique, trad. Arrivabene. Paris 1836“, str. 308. Tego już było trochę za wiele dla zwolenników starej klasycznej szkoły. „P. Senior, zamiast: praca i kapitał, woli mówić: praca i wstrzemięźliwość... Wstrzemięźliwość jest tylko przeczeniem. Źródłem zysku jest me wstrzemięźliwość, lecz stosowne użycie kapitału“ (John Cazenove w swem wydaniu Malthusa „Definitions of political economy, London 1853“, str. 130, przypis). Pan John Stuart Mill natomiast na jednej stronicy powtarza teorję zysku Ricarda, na drugiej przyswaja sobie „remuneration of abstinence“ („nagrodę za wstrzemięźliwość“) Seniora. Sprzeczności trywjalne są mu równie swojskie, jak obca mu jest „sprzeczność“ heglowska, źródło wszelkiej dialektyki.
    Przypis do 2-go wydania. Ekonomiście wulgarnemu nie przyjdzie nigdy do głowy nawet ta prosta uwaga, że każda czynność ludzka może być rozumiana, jako „powstrzymanie się“ od czynności przeciwnej. Jedzenie jest wstrzymaniem się od postu chodzenie — od stania, praca — od lenistwa, lenistwo — od pracy i t. d. Gdybyż ci panowie zechcieli raz przemyśleć zdanie Spinozy „Determmatio est negatio“ [„twierdzenie jest przeczeniem“]!
  30. Senior: tamże, str. 342.
  31. „Niktby ...nie siał zboża, na rok je zostawiając w ziemi, niktby też me pozostawał wina przez lata całe w piwnicy, zamiast spożyć odrazu te przedmioty lub ich równoważnik — gdyby się nie spodziewał uzyskać w ten sposób wartości dodatkowej i t. d.“ (Scrope: „Political economy, ed. A. Potter, New York 1841“, str. 133, 134).
  32. „Ograniczenie, które narzuca sobie kapitalista, który wypożycza robotnikowi“ (ten zwrot upiększający jest tu użyty poto, aby zgodnie ze zwykłą manierą ekonomistów wulgarnych utożsamić robotnika najemnego, wyzyskiwanego przez przemysłowego kapitalistę, z tym samym przemysłowym kapitalistą, który zadłuża się u kapitalisty, pożyczającego pieniądze!) „narzędzia produkcji, zamiast obrócić ich wartość na własny użytek, zamieniając je na przedmioty potrzeby lub zbytku“ (G. de Molinari: „Etudes économiques. Paris 1846“, str. 49).
  33. Courcelle-Seneuil: „Traité théorique et pratique des entreprises industrielles. 2-me ed., Paris 1857, str. 57.
  34. „Poszczególne rodzaje dochodów, najbardziej przyczyniające się do postępu kapitału narodowego, zmieniają się na różnych szczeblach tego postępu i dlatego są zupełnie różne u narodów, stojących na różnych stopniach owego postępu... Zysk... jest podrzędnem źródłem nagromadzania we wczesnej fazie rozwoju społecznego, w porównaniu z płacą i rentą... Gdy już siły przemysłu narodowego znacznie się rozwinęły, wzrasta stosunkowe znaczenie zysku, jako źródła nagromadzania“ Richard Jones: „Textbook etc.“, str. 16, 21).
  35. Tamże, str. 36 i nast. [W przedmowie do 4-go wydania Engels zanacza, ze tej cytaty z Jonesa nie można było znaleźć ani w miejscu podanem, ani tez w żadnem innem. K.].
  36. Ricardo mówi: „W różnych fazach rozwoju społeczeństwa nagromadzanie kapitału, czyli środków zastosowania pracy (czytaj: wyzyskiwania pracy) jest szybsze lub wolniejsze, lecz w każdym wypadku zależne od sił wytwórczych pracy. Siły wytwórcze pracy są naogół największe tam, gdzie istnieje nadmiar urodzajnych gruntów“. Jeżeli w zdaniu tem siły wytwórcze pracy oznaczają drobne rozmiary tej części, każdego wytworu, która przypada tym, którzy go wytworzyli pracą swych rąk — to zdanie to zawiera tautologję, bo pozostała część jest funduszem, z którego właściciel może, jeżeli mu się podoba („if the owner pleases“), nagromadzać kapitał. Ale to właśnie najrzadziej się zdarza tam, gdzie grunt jest najurodzajniejszy“ („Observations on certam verbal disputes etc.“, str, 74, 75).
  37. J. Stuart Mill: „Essays on some unsettled questions of political economy. London 1844“, str. 90.
  38. „An essay on trade and commerce. London 1770“. str. 44. Podobnie „Times“ z grudnia 1866 r. i stycznia 1867 r. zawiera serdeczne wynurzenia angielskich właścicieli kopalń węgla, opisujące szczęśliwe położenie górników belgijskich, nie żądających i nie otrzymujących nic więcej, niż właśnie potrzeba poto, aby żyć dla swych „majstrów“. Robotnicy belgijscy przecierpieli wiele, ale nie ścierpieli by „Times“ ich nazywał robotnikami wzorowymi! Odpowiedzią na te pochwały był na początku lutego 1867 r. strajk górników belgijskich pod Marchienne, uśmierzony prochem i ołowiem.
  39. Tamże, str. 44, 46.
  40. Fabrykant z Northamptonshire popełnia pia fraus [bogobojne oszustwo] usprawiedliwione przez wzruszenie. Podczas gdy porównywa rzekomo życie robotników przemysłowych w Anglji i we Francji, to w istocie, jak to sam wyznaje w dalszem ględzeniu, opisuje w przytoczonych słowach życie francuskich robotników rolnych!
  41. Tamże, str. 70, 71.
  42. Benjamin Thomson: „Essays, political, economical and philosophical etc. 3 vol. London 1796—1802“. Sir F. M. Eden, w swem dziele „The State of the poor, or an history of the labouring classes in England etc.“ gorąco poleca tę żebraczą zupę rumfordzką, kierownikom domow roboczych i tonem wyrzutu przestrzega robotników angielskich, że „wiele jest rodzin w Szkocji, które nie używają pszenicy, żyta i mięsa, i całemi miesiącami żyją kaszą owsianą i mąką jęczmienną, ugotowaną na wodzie z dodatkiem tylko soli, i przytem mają się wcale nieźle“ („and that very comfortable too“). (Księga 2, rozdz. 2, str. 503). Podobne „wskazówki“ dawane są w 19-ym wieku. Naprzyklad: „Robotnicy rolni angielscy nie chcą jadać chleba z domieszką pośledniejszych gatunków zboża. W Szkocji, gdzie wychowanie jest lepsze, przesąd ten jest prawdopodobnie nieznany“ (Charles H. Parry, M. D.: „The question of the necessity of the existing cornlaws considered. London 1816“, str. 69). Jednak ten sam Parry uskarża się, że robotnik angielski znajduje się obecnie (r. 1815), w o wiele gorszem położeniu, niż za czasów Edena (r. 1797).
  43. Dowiadujemy się ze sprawozdań niedawnej parlamentarnej komisji o zbadania sprawy fałszowania środków żywności, że nawet fałszowanie lekarstw jest w Anglji nie wyjątkiem, lecz regułą. Naprzykład analiza 34 próbek opium, nabytych w tyluż aptekach londyńskich, wykazała, że 31 z nich było sfałszowanych pomocą maku, mąki pszennej, gumy, gliny, piasku i t. d. Wiele z tych próbek me zawierało ani odrobiny morfiny.
  44. Dogberry — postać z komedji Szekspira: „Wiele hałasu o nic“. Tł.
  45. G. B. Newnham (barrister at law) „A rewiew of the evidence before the committees of the two houses of parliament on the cornlaws. London 1815 str. 28, przypis.
  46. Tamże, str. 19, 20.
  47. Ch. h. Parry: „The question of the necessity of the existing cornlaws considered. London 1816“, str. 77, 69. Panowie landslordowie ze swej strony nietylko odszkodowali sami siebie za wojnę antyjakobińską, którą prowadzili w imieniu Anglji, lecz jeszcze ogromnie się zbogacili: „Ich renta wzrosła w dwójnasób, w trójnasób, w czwórnasób, a w wyjątkowych wypadkach nawet sześciokrotnie w ciągu lat 18“. (tamże, str. 100, 101).
  48. F. Engels: „Lage der arbeitenden Klasse in England. Leipzig 1845, str. 20. [wydanie sztutgardzkie, 1892, str. 9].
  49. Ekonomja klasyczna, z powodu swej wadliwej analizy procesu pracy i procesu pomnażania wartości, nigdy nie pojęła dobrze tego ważnego momentu reprodukcji. Przekonać się o tem możemy między innemi u Ricarda, który tak naprzykład powiada: Pomimo zmian, którym podlega siła wytwórcza pracy, „zawsze miljon ludzi wytworzy w fabrykach tę samą wartość. Jest to słuszne, o ile dane są trwanie i stopień natężenia ich pracy. Ale nie przeszsadza to, — co Ricardo przeoczył w niektórych swych wnioskach — że miljon ludzi przy różnej sile wytwórczej swej pracy przekształci w wytwór bardzo różne masy środków produkcji, a więc zachowa w swym wytworze bardzo różne ma«y wartości, dzięki czemu i wartości dostarczonych przez nich wytworów będą bardzo różne. Zauważmy mimochodem, że na tym właśnie przykładzie Ricardo daremnie usiłował wytłumaczyć J. B. Say‘owi różnicę pomiędzy wartością użytkową (którą on w tem miejscu nazywa „wealth“, materjalnem bogactwem), a wartością wymienną. Say mu odpowiada: „Co się tyczy trudności, na którą powołuje się p. Ricardo, a mianowicie, że przy udoskonaleniu produkcji miljon osób może wytworzyć dwa lub trzy razy więcej bogactw, nie wytwarzając większej wartości, to trudność ta znika, skoro tylko rozpatrujemy, jak właśnie powinniśmy czynić, produkcję jako wymianę, w której ludzie oddają usługi produkcyjne swej pracy, swej ziemi i swych kapitałów, aby otrzymać wytwory. Za te właśnie usługi produkcyjne nabywamy wszelkie wytwory świata. Otóż., jesteśmy o tyle bogatsi, nasze usługi produkcyjne mają o tyle większą wartość, o ile większą ilość użytecznych przedmiotów osiągają one przy wymianie, zwanej produkcją. (J. B. Say: „Lettres á M. Malthus. Paris 1820“, str. 168, 169). Ale „trudność“, którą Say powinien wyjaśnić, a która istnieje właśnie dla niego, a nie dla Ricarda — polega na tem: dlaczego nie wzrasta wartość wymienna wartości użytkowych, wytworzonych przez określoną masę pracy, gdy ilość ich wzrasta naskutek wzmożenia siły wytwórczej pracy? Odpowiedź: usuwamy tę trudność w ten sposób, że wartość użytkową raczymy nazwać wartością wymienną. Lecz wartość wymienna jest rzeczą, która „one way or another“ („na tej czy innej drodze“) ma związek z wymianą. Więc dość ochrzcić produkcję „zamianą“ pracy i środków produkcji na wytwór, a wnet się staje jasne, jak słonce, ze tem więcej otrzymamy wartości wymiennej, im więcej nam produkcja dostarcza wartości użytkowej. Innemi słowy: im więcej każdy dzień roboczy dostarcza dóbr użytkowych, naprz. pończoch — fabrykantowi pończoch, tem bogatszy się on staje w pończochy. Lecz tu się nagle Say spostrzega, że „z większą ilością“ pończoch, ich „cena“ (która oczywiście nie ma żadnej styczności z wartością wymienną) spada, „ponieważ konkurencja zmusza ich (producentów) do wyzbywania się wytworów po cenie kosztu własnego“. A skądże się bierze zysk, jeżeli kapitalista sprzedaje towary po cenie własnego kosztu? Ale „neyer mind“ [mniejsza o to]. Say oświadcza, że dzięki wzmożonej wydajności pracy, każdy otrzyma, za ten sam równoważnik, nie jedną parę, jak poprzednio, lecz dwie pary pończoch. Wniosek, do którego Say dochodzi, jest właśnie ową tezą Ricarda, którą miał on obalić. Po tak wielkim wysiłku umysłowym triumfująco poucza on Malthusa w następujących słowach: „Taką jest, panie, logicznie zbudowana teorja, bez której — twierdzę to stanowczo — niepodobna wyjaśnić największych trudności ekonomji politycznej, a zwłaszcza zagadnienia, w jaki sposób naród może się zbogacać, podczas gdy wartość jego wyrobów się zmniejsza, chociaż przecie bogactwo składa się z wartości“ (tamże, str. 170). Pewien angielski ekonomista czyni następujące uwagi z powodu podobnych pereł w listach Say‘a: „Ta pretensjonalna paplanina („those affected ways of talking“) jest tem właśnie, co pan Say zwykł nazywać swą teorją, którą właśnie z głębi serca poleca Malthusowi wykładać w Hertford, a która podobno jest już wykładana „dans plusieures parties d‘Europe“ [„w wielu częściach Europy“]. Powiada on: „Jeżeli w zdaniach tych znajdzie pan pozór paradoksu, to mech pan wejrzy w ich treść rzeczową, i wtedy, mam nadzieję, wydadzą się panu bardzo proste i bardzo rozsądne“. Bezwątpienia, a zarazem dzięki temu bliższemu wejrzeniu okaże się, iż nie zawierają nic zgoła oryginalnego i ważnego“. („An inquiry into those principles respecting the naturę of demand etc., str. 116, 110).
  50. Mac Culloch wykupił patent na „płacę za pracę minioną“ o wiele wcześniej, niż Senior — na „płacę za wstrzemięźliwość“.
  51. W księdze trzeciej zobaczymy, że przeciętna stopa zysku w różnych dziedzinach produkcji nie zależy od właściwego każdej z tych dziedzin podziału kapitału na części stałą i zmienną. Przekonamy się również, że zjawisko to pozornie tylko jest sprzeczne z wyłożonemi przez nas prawami, tyczącemi istoty wartości dodatkowej i jej wytwarzania.
  52. Por. m.in.: J. Bentham: „Théorie des peines et de récompenses. Trad. Et. Dumont. 3-me éd. Paris 1826“, t. II, ks. 4, rozdz. 2.
  53. Jeremjasz Bentham jest zjawiskiem nawskroś angielskiem. Nigdy i nigdzie poza mm (nie wyłączając nawet naszego filozofa Chrystjana Wolffa), nie spotykamy domorosłych ogólników, wygłaszanych z takim aplombem, z takiem zadowoleniem z siebie. Zasada użyteczności nie jest bynajmniej wynalazkiem Benthama. Powtarza on tylko bezmyślnie to, co genjalnie wypowiedzieli Helwecjusz 1 mm Francuzi 18-go wieku. Skoro naprzykład chcemy wiedzieć, co jest użyteczne dla psa, to musimy zbadać psią naturę; lecz psiej natury nie możemy wysnuć z zasady użyteczności. A gdy chodzi o człowieka, to aby sądzić ludzkie czyny, ruchy, stosunki z punktu widzenia zasady użyteczności, należy zgłębić ludzką naturę wogóle, a następnie historycznie ukształtowaną naturę ludzką w każdej epoce dziejów. Bentham w to się nie bawi. Z naiwną bezmyślnością bierze on współczesnego mieszczucha, w dodatku angielskiego mieszczucha, za normalnego człowieka. Co dla jego normalnego człeczyny i jego światka jest użyteczne, to już jest użyteczne samo w sobie i samo przez się. Tą miarą sądzi on przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Naprzykład religja chrześcijańska jest „użyteczna“, ponieważ potępia religijnie te same przestępstwa, które kodeks karny osądza prawnie. Krytyka literacka jest „szkodliwa“, bo przeszkadza sławetnym ludziom w rozkoszowaniu się poezją Marcina Tuppera itp. Takiem to śmieciem napełnił całe stosy książek zacny ten mąż, który obrał sobie hasło; „Nulla dies sine linea“ [„żadnego dnia bez wiersza“]. Gdybym miał śmiałość mego przyjaciela, H. Heinego, to nazwałbym pana Jeremjasza genjuszem burżuazyjnej głupoty.
  54. „Ekonomiści są nazbyt skłonni do uważania określonej sumy kapitału i określonej liczby robotników za narzędzia produkcji o zawsze jednakowej si e, działające zawsze z mniej więcej jednakowem natężeniem... Ci, .... którzy twierdzą, ze towary ą jedynemi czynnikami (agents) produkcji, ..... właściwie dowodzą, ze produkcji wogóle nie można rozszerzyć, albowiem takie rozszerzenie wymaga zgory powiększenia ilości środków utrzymania, materjałów surowych 1 narzędzi; co w gruncie rzeczy wychodzi na to, że wzrost produkcji jest niemożliwy bez jej poprzedzającego wzrostu, czyli że — innemi słowy — wszelki wzrost produkcji jest niemożliwy“ (S. Bailey: „Money and its vicissitudes“, str. 26 i 70). Bailey krytykuje ten dogmat głównie z punktu widzenia procesu obiegu.
  55. Sismondi: „Nouveaux principes de l‘économie politique“, tom I, str. 107, 108. J. Stuart Mill powiada w swych „Principles of Political Economy“, tom II, rozdz. i, § 3: „Wytwór pracy bywa dziś dzielony niemal w odwrotnym stosunku do pracy: największa część przypada tym, którzy nigdy me pracują; następna zkolei — tym, których praca jest prawie wyłącznie nominalna — i dalej w tym stosunku wynagrodzenie kurczy się w miarę, jak praca staje się trudniejsza i przykrzejsza, aż nareszcie najbardziej nużąca i wyczerpująca praca fizyczna nie może liczyć nawet na zaspokojenie najniezbędniejszych potrzeb życiowych“. Dla uniknięcia nieporozumień muszę dodać, że choć należy potępiać pisarzy takich, jak J. St. Mill z powodu sprzeczności pomiędzy ich dogmatami starej szkoły ekonomicznej, a ich nowożytnemi dążnościami, to jednak byłoby zgoła niesłuszne mieszać ich z gawiedzią wulgarno-ekonomicznych apologetów.
  56. Przypominam czytelnikowi, że terminy „kapitał stały“ i „kapitał zmienny“ zostały wprowadzone po raz pierwszy przeze mnie. Ekonomia polityczna od czasów A. Smitha miesza chaotycznie zawarte w nich określenia z zaczerpmętemi z procesu obiegowego różnicami form kapitału zakładowego i kapitału obrotowego. Bliższe szczegóły o tem w księdze drugiej, dziale drugim, [„Kapitał, tom II, rozdz. 10. Por. również „Theorien ueber den Mehrwert“ tom III].
  57. H. F. Fawcett, Prof. of. Political Economy at Cambridge: „The economic position of the british labourer. London 1865“ str 120.
  58. Fawcett, tamże, str. 123, 122.
  59. Możnaby powiedzieć, że prócz kapitału, wywożeni są z Anglji także robotnicy w postaci wychodźtwa. Ale w tekście niema wcale mowy o majątku, zabieranym ze sobą przez emigrantów, którzy zresztą po większej części nie są robotnikami. Przeważnie są to synowie dzierżawców. Angielski kapitał dodatkowy, corocznie lokowany zagranicą dla oprocentowania, pozostaje w stosunku o wiele wyższym do rocznego nagromadzania kapitału, niż wychodźtwo — do rocznego przyrostu ludności.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Karl Marx i tłumacza: Jerzy Heryng.