Kapitał. Księga pierwsza (1926-33)/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Karl Marx
Tytuł Kapitał. Księga pierwsza
Podtytuł Krytyka ekonomji politycznej
Redaktor Jerzy Heryng, Mieczysław Kwiatkowski (red. tłum. pol.),
Friedrich Engels, Karl Kautsky (red. oryg.)
Wydawca Spółdzielnia Księgarska Książka,
Księgarnia i Wydawnictwo "Tom"
Data wyd. 1926-33
Druk M. Arct, Warszawa
Drukarnia „Monolit“, Warszawa
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Heryng,
Mieczysław Kwiatkowski,
Henryk Gustaw Lauer,
Ludwik Selen
Tytuł orygin. Das Kapital. Kritik der politischen Ökonomie. Erster Band
Podtytuł oryginalny Der Produktionsprozess des Kapitals
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
KAROL MARKS
KAPITAŁ
KRYTYKA
EKONOMJI POLITYCZNEJ
TOM I
KSIĘGA PIERWSZA
PRZEBIEG WYTWARZANIA KAPITAŁU
NAKŁADEM SPÓŁDZIELNI KSIĘGARSKIEJ „KSIĄŻKA”
WARSZAWA
1926
DRUK M. ARCT. CZERNIAKOWSKA 225



POŚWIĘCAM
Nieodżałowanemu Druhowi, Mężnemu, Wiernemu,
Szlachetnemu Bojownikowi Proletarjatu
WILHELMOWI WOLFFOWI
URODZONEMU W TARNAU, 21 CZERWCA 1809 ROKU,
ZM. NA WYGNANIU W MANCHESTER, 9 MAJA 1864 R.




SPIS RZECZY.
Str. 

KSIĘGA PIERWSZA

PROCES WYTWARZANIA KAPITAŁU.
1. 
Dwa czynniki towaru: wartość użytkowa i wartość (istota wartości i wielkość wartości) 
 5
2. 
Dwojaki charakter pracy zawartej w towarach 
 12
3. 
Forma wartości, czyli wartość wymienna 
 18
A. 
Prosta, pojedyńcza lub przypadkowa forma wartości 
 20
1. 
Oba bieguny wyrazu wartości: forma wartości względna i forma równoważna 
 20
2. 
Względna forma wartości 
 21
a) 
Treść względnej formy wartości 
 21
b) 
Ilościowa określoność względnej formy wartości 
 25
3. 
Forma równoważna 
 27
4. 
Całość prostej formy wartości 
 32
B. 
Forma wartości pełna, czyli rozwinięta 
 35
1. 
Względna forma wartości rozwinięta 
 35
2. 
Forma równoważna szczególna 
 36
3. 
Braki formy wartości pełnej lub rozwiniętej 
 36
C. 
Ogólna forma wartości 
 38
1. 
Zmieniony charakter formy wartości 
 38
2. 
Rozwój i wzajemny stosunek formy względnej i formy równoważnej 
 40
3. 
Przejście od ogólnej formy wartości do formy pieniężnej 
 42
D. 
Forma pieniężna 
 42
4. 
Fetyszyzm towaru i jego tajemnica 
 43
1. 
Miernik wartości 
 68
2. 
Środek obiegowy 
 78
a) 
Metamorfoza towarów 
 78
b) 
Obieg pieniądza 
 89
c) 
Moneta. Znak wartościowy 
 99
3. 
Pieniądz 
 105
a) 
Tezauryzacja (gromadzenie skarbu) 
 105
b) 
Środek płatniczy 
 110
c) 
Pieniądz światowy 
 118
1. 
Ogólny wzór kapitału 
 123
2. 
Sprzeczności ogólnego wzoru 
 133
3. 
Kupno i sprzedaż siły roboczej 
 144
1. 
Proces pracy, czyli wytwarzanie wartości użytkowych 
 157
2. 
Proces pomnażania wartości, czyli wytwarzanie wartości dodatkowej 
 165
1. 
Stopień wyzysku siły roboczej 
 195
2. 
Wyrażanie wartości wytworu w proporcjonalnych częściach wytworu 
 204
3. 
„Ostatnia godzina“ Seniora 
 208
4. 
Wytwór dodatkowy 
 214
1. 
Granice dnia roboczego 
 216
2. 
Łapczywość na pracę dodatkową. Fabrykant i bojar 
 221
3. 
Gałęzie przemysłu angielskiego bez ustawowej granicy wyzysku 
 230
4. 
Praca dzienna i nocna. System zmian 
 246
5. 
Walka o normalny dzień roboczy. Ustawy przymusowe o przedłużeniu dnia roboczego w okresie od połowy wieku 14-go do końca wieku 17-go 
 254
6. 
Walka o normalny dzień pracy. Ustawy o przymusowem ograniczeniu czasu pracy. Angielskie ustawodawstwo fabryczne w latach 1833—1864 
 269
7. 
Walka o normalny dzień roboczy. Oddziaływanie angielskiego ustawodawstwa fabrycznego na inne kraje 
 292
1. 
Dwojaki początek rękodzielnictwa 
 338
2. 
Robotnik cząstkowy i jego narzędzie 
 341
3. 
Dwie zasadnicze formy rękodzielnictwa: rękodzielnictwo różnorodne i rękodzielnictwo organiczne 
 344
4. 
Podział pracy w rękodzielni, a podział pracy w społeczeństwie 
 354
5. 
Kapitalistyczny charakter rękodzielnictwa 
 363
1. 
Rozwój maszyn 
 374
2. 
Przenoszenie wartości maszyny na wytwór 
 391
3. 
Oddziaływanie bezpośrednie produkcji maszynowej na robotnika 
 400
a) 
Przywłaszczanie przez kapitał dodatkowych sił roboczych. Praca kobieca i dziecięca 
 400
b) 
Przedłużenie dnia roboczego 
 410
c) 
Intensyfikacja pracy 
 417
4. 
Fabryka 
 427
5. 
Walka między robotnikiem a maszyną 
 438
6. 
Teorja kompensaty w stosunku do robotników, wypieranych przez maszyny 
 449
7. 
Odpychanie i przyciąganie robotników przez produkcję maszynową. Kryzysy w przemyśle bawełnianym 
 460
8. 
Przewrót, dokonany przez wielki przemysł w rękodzielnictwie, rzemiośle i chałupnictwie 
 474
a) 
Zniesienie kooperacji, opartej na rzemiośle i na podziale pracy 
 474
b) 
Oddziaływanie przemysłu fabrycznego na rękodzielnictwo i chałupnictwo 
 476
c) 
Rękodzielnia nowożytna 
 477
d) 
Chałupnictwo nowożytne 
 481
e) 
Przejście od nowożytnego rękodzielnictwa i chałupnictwa do wielkiego przemysłu. Przyśpieszenie tego przewrotu zapomocą rozciągnięcia ustawodawstwa fabrycznego na owe sposoby produkcji 
 486
9. 
Ustawodawstwo fabryczne (przepisy, tyczące hygjeny i wychowania). Jego rozpowszechnienie w Anglji 
 498
10. 
Wielki przemysł, a rolnictwo 
 523
I. 
Wielkość dnia roboczego i natężenie pracy stałe, siła wytwórcza pracy zmienna 
 540
II. 
Dzień roboczy i siła wytwórcza pracy stałe, natężenie pracy zmienne 
 544
III. 
Siła wytwórcza i natężenie pracy stałe, dzień roboczy zmienny 
 546
IV. 
Równoczesne zmiany trwania, siły wytwórczej i natężenia pracy 
 548
1. 
Zmniejszenie siły wytwórczej pracy przy jednoczesnem przedłużeniu dnia roboczego 
 549
2. 
Wzrost natężenia i siły wytwórczej pracy przy jednoczesnem skróceniu dnia roboczego 
 550
 591
1. 
Kapitalistyczny proces produkcji w skali rozszerzonej. Przemiana praw własności produkcji towarowej w prawa kapitalistycznego przywłaszczania 
 609
2. 
Błędne pojmowanie reprodukcji w skali rozszerzonej przez ekonomję polityczną 
 619
3. 
Podział wartości dodatkowej na kapitał i dochód. Teorja wstrzemięźliwości 
 623
4. 
Okoliczności, które określają zakres nagromadzenia niezależnie od stosunkowego podziału wartości dodatkowej na kapitał i dochód: stopa wyzysku siły roboczej. — Siła wytwórcza pracy. — Wzrastająca różnica pomiędzy kapitałem stosowanym a spożywanym. — Wielkość kapitału wyłożonego 
 632
5. 
Tak zwany fundusz pracy 
 645
1. 
Wzrastający popyt na siłę roboczą wraz z nagromadzeniem, przy niezmienionym składzie kapitału 
 649
2. 
Stosunkowe zmniejszenie się zmiennej części kapitału w przebiegu nagromadzenia i towarzyszącej mu centralizacji 
 660
3. 
Wzrastające wytwarzanie przeludnienia względnego czyli rezerwowej armji przemysłu 
 669
4. 
Różne formy bytu przeludnienia względnego. Ogólne prawo nagromadzenia kapitalistycznego 
 683
5. 
Ilustracja ogólnego prawa nagromadzenia kapitalistycznego 
 692
a) 
Anglja w latach 1846—1866 
 692
b) 
Źle opłacane warstwy robotników przemysłowych w Anglji 
 699
c) 
Ludność koczująca. Górnicy 
 709
d) 
Wpływ kryzysów na najlepiej opłacaną część klasy robotniczej 
 713
e) 
Brytyjski proletarjat rolny 
 719
f) 
Irlandja 
 747
1. 
Tajemnica nagromadzenia pierwotnego 
 763
2. 
Wywłaszczenie ludu wiejskiego z ziemi 
 767
3. 
Krwawe ustawodawstwo przeciw wywłaszczonym od końca 15-go wieku. Ustawy w celu obniżenia płacy roboczej 
 785
4. 
Geneza kapitalistycznych dzierżawców 
 794
5. 
Oddziaływanie rewolucji w rolnictwie na przemysł. Stworzenie wewnętrznego rynku dla kapitału przemysłowego 
 797
6. 
Geneza kapitalisty przemysłowego 
 801
7. 
Tendencja dziejowa nagromadzenia kapitalistycznego 
 814
A. 
Dzieła autorów wiadomych 
 830
B. 
Dzieła autorów anonimowych 
 839
C. 
Publikacje różnych instytucyj 
 841
D. 
Dzienniki i czasopisma 
 843


Spis rzeczy 
 901
Errata 
 907





PRZEDMOWA DO WYDANIA PIERWSZEGO.

Dzieło, którego tom pierwszy oddaję w ręce publiczności, jest dalszym ciągiem mej pracy, ogłoszonej w r. 1859 p. t. „Zur Kritik der politischen Oekonomie“. Powodem tak długiej przerwy między początkiem a dalszym cięgiem była wieloletnia choroba, która ustawicznie przerywała mą pracę.
Zawartość owej wcześniejszej pracy została streszczona w pierwszym rozdziale tego tomu. Stało się tak nietylko ze względu na ciągłość i pełnię, ale i dla ulepszenia wykładu. O ile tylko pozwalały na to względy rzeczowe, rozwinąłem tu szerzej różne punkty, dawniej zaledwie zaznaczone, podczas gdy, naodwrót, wiele z tego, co tam było obszernie rozwinięte, tu jest tylko zaznaczone. Działy, dotyczące historji teorji wartości i pieniądza, odpadły, rzecz prosta, całkowicie. Jednak czytelnik pracy poprzedniej znajdzie w przypisach do pierwszego rozdziału nowe źródła do historji tej teorji.
Początek jest zawsze trudny, — stosuje się to do każdej nauki. To też zrozumienie pierwszego rozdziału, a zwłaszcza części, zawierającej analizę towaru, nastręczy najwięcej trudności. To też spopularyzowałem w miarę możności to, co dotyczy bliższej analizy istoty wartości i wielkości wartości[1]. Forma wartości, której wykończoną, postacią jest forma pieniężna, jest zgoła beztreściwa i prosta. Mimo to jednak umysł ludzki więcej niż przez dwa tysiące lat daremnie usiłował ją zgłębić, gdy tymczasem analiza innych form, znacznie bogatszych w treść i bardziej złożonych, powiodła się przynajmniej w przybliżeniu. Dlaczego? Oto ponieważ łatwiej jest zbadać rozwinięty organizm niż oddzielną komórkę w tym organizmie. Pozatem zaś przy badaniu form ekonomicznych na nic się nie zda ani mikroskop ani odczynniki chemiczne. Jedno i drugie musi zastąpić siła abstrakcji. Jednak w społeczeństwie burżuazyjnem towarowa forma wytworu pracy lub forma wartościowa towaru jest formą komórki ekonomicznej. Profanowi analiza jej wyda się jakiemś gubieniem się w drobiazgach. W istocie chodzi tu o drobiazgi, lecz chyba tylko w tym sensie, w jakim z drobiazgami ma do czynienia anatomja mikrologiczna.
Z wyjątkiem więc ustępu, dotyczącego formy wartości, książki tej nie można będzie oskarżać o niezrozumiałość. Naturalnie, mam tu na myśli tylko czytelników, którzy chcą się czegoś nowego nauczyć, a więc chcą też sami myśleć.
Fizyk bada procesy przyrody bądź tam, gdzie uwydatniają się najwyraźniej i najmniej zmącone są zakłócającemi je wpływami, bądź też, w miarę możności, dokonywa doświadczeń w warunkach, zapewniających niezakłócony przebieg procesu. Przedmiotem mych badań w tem dziele jest kapitalistyczny sposób produkcji i odpowiadające mu stosunki produkcji i wymiany. Klasyczną siedzibą kapitalizmu jest dotąd Anglja. Dlatego stamtąd właśnie biorę przedewszystkiem przykłady, ilustrujące moje wywody teoretyczne. Gdyby jednak czytelnik niemiecki miał po faryzeuszowsku wzruszać ramionami na warunki życia angielskich robotników przemysłowych i rolnych, lub gdyby miał się optymistycznie pocieszać, że stosunki w Niemczech są jeszcze dalekie od tak złego stanu rzeczy, to musiałbym mu zawołać: De te fabula narratur! [o tobie bajka mówi!].
Chodzi tu w istocie nie o wyższy lub niższy stopień rozwoju przeciwieństw społecznych, wypływających z praw przyrodzonych produkcji kapitalistycznej. Chodzi tu o same te prawa, o tendencje, działające i torujące sobie drogę z żelazną koniecznością. Kraj, bardziej rozwinięty pod względem przemysłowym, wskazuje tylko mniej rozwiniętemu obraz jego własnej przyszłości.
Ale pomińmy to. Tam, gdzie produkcja kapitalistyczna zdobyła już u nas zupełne prawo obywatelstwa, np. w fabrykach właściwych, stosunki są znacznie gorsze niż w Anglji, gdyż brak przeciwwagi ustaw fabrycznych. We wszystkich pozostałych dziedzinach nęka nas, narówni z całym pozostałym kontynentem zachodnio-europejskim, nietylko rozwój produkcji kapitalistycznej lecz i jej niedorozwój. Obok bolączek nowoczesnych gnębi nas cały szereg bolączek odziedziczonych, wypływających z przedłużającej się wegetacji starodawnych, przeżytych sposobów produkcji wraz z całym orszakiem towarzyszących im niewczesnych stosunków społecznych i politycznych. Cierpimy nie tylko od żywych, lecz i od umarłych. Le mort saisit le vif! — [umarły chwyta żywego!].
Statystyka społeczna w Niemczech i w całej pozostałej kontynentalnej Europie Zachodniej jest wprost nędzna w porównaniu z angielską. Mimo to jednak odchyla ona zasłonę właśnie dostatecznie na to, żeby można było dostrzec poza nią głowę Meduzy. Przerazilibyśmy się własnych stosunków, gdyby nasze rządy i parlamenty wyznaczały perjodycznie, jak w Anglji, komisje do badania stosunków gospodarczych, gdyby komisje te uzbrojone były w takie same jak w Anglji pełnomocnictwa w celu ustalenia prawdy, gdyby się udało znaleźć dla tej pracy ludzi tak samo kompetentnych, bezstronnych i bezwzględnych, jak angielscy inspektorowie fabryczni, angielscy lekarze, składający sprawozdania o stanie „Public Health“ [zdrowia publicznego], angielscy komisarze, badający wyzysk pracy kobiet i dzieci, stosunki mieszkaniowe, sposób odżywiania się i t. d. Perseusz osłaniał głowę czapką z chmur, żeby ścigać potwory. My zaś naciskamy tę czapkę na oczy i uszy, żeby móc zaprzeczać istnieniu potworów.
Nie trzeba się co do tego łudzić. Podobnie, jak amerykańska wojna o niepodległość w wieku 18 uderzyła w dzwon alarmowy dla europejskiej klasy średniej, tak samo amerykańska wojna domowa w wieku 19 uderzyła w dzwon dla europejskiej klasy robotniczej. W Anglji ten proces przewrotu jest niemal namacalny. Na pewnym punkcie rozwoju musi on przerzucić się i na kontynent. Będzie się on tam rozwijał w formach brutalniejszych lub łagodniejszych, zależnie od stopnia rozwoju samej klasy robotniczej. A więc, pomijając wyższe pobudki, najgłębszy interes własny klas dzisiaj panujących nakazuje im usunięcie wszelkich, przeszkód, tamujących rozwój klasy robotniczej, o ile podlegają one kontroli prawa. Dlatego właśnie, między imnemi, udzieliłem w tym tomie tak wiele miejsca dziejom, treści i wynikom angielskiego ustawodawstwa fabrycznego. Każdy naród powinien i może uczyć się od innego. Nawet gdy jakieś społeczeństwo wpadnie na trop prawa przyrodzonego, rządzącego jego rozwojem — a wykrycie ekonomicznych praw rozwojowych społeczeństwa nowożytnego jest właśnie ostatecznym celem niniejszego dzieła, — nawet wówczas nie może ono ani przeskoczyć przez naturalne fazy swego rozwoju ani usunąć ich dekretami. Może ono jednak skrócić i złagodzić męki porodowe.
Jeszcze słowo dla uniknięcia możliwych nieporozumień. Bynajmniej nie w różowem świetle maluję postaci kapitalisty i właściciela ziemskiego. Ale o osoby chodzi tu tylko o tyle, o ile są one uosobieniem kategoryj ekonomicznych, przedstawicielami określonych stosunków i interesów klasowych. Ponieważ z mego punktu widzenia rozwój ekonomicznego układu społeczeństwa jest procesem przyrodniczym, więc mniej niż ktokolwiek inny mogę obarczać jednostkę odpowiedzialnością za stosunki, których sama, społecznie biorąc, pozostaje wytworem, choćby je subjektywnie przerastała.
W dziedzinie ekonomji politycznej wolne badania naukowe natrafiają nietylko na tego samego wroga, co w innych dziedzinach. Swoista natura materjału, jakim zajmuje się ta nauka, uzbraja przeciw niej najgwałtowniejsze, najbardziej małostkowe i najnikczemniejsze namiętności serca ludzkiego, a mianowicie furje interesu osobistego. Tak np. wysoki kościół anglikański łatwiej wybaczy napaść na 38 z pośród 39 artykułów swej wiary, niż na 1/39 część swych dochodów pieniężnych. Dzisiaj nawet ateizm jest uważany za culpa levis [winę lekką] w porównaniu z krytyką tradycyjnych stosunków własności. A jednak istnieje tu niezaprzeczony postęp. Wskażę np. na księgę błękitną, ogłoszoną w ostatnich tygodniach: „Correspondence with Her Majesty’s Missions Abroad, regarding Industrial Questions and Trades-Unioms“. Przedstawiciele korony angielskiej zagranicą wyrażają tu w dobitnych słowach tę myśl, że w Niemczech, we Francji, słowem we wszystkich kulturalnych państwach lądu europejskiego, przekształcenie istniejących stosunków między kapitałem a pracą jest tak samo widoczne i tak samo nieuniknione, jak w Anglji. Jednocześnie po drugiej stronie oceanu Atlantyckiego pan Wade, wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, oświadcza na zgromadzeniach publicznych: po zniesieniu niewolnictwa staje na porządku dziennym sprawa przekształcenia stosunków własności kapitału i ziemi! Są to znamiona czasu, których nie da się zakryć purpurowym płaszczem ani czarną sutanną. Nie oznaczają one, że już jutro nadejdzie dzień cudów. Wskazują one, iż nawet w łonie klas posiadających świta już świadomość, że społeczeństwo dzisiejsze nie jest niezmiennym kryształem, lecz organizmem, zdolnym do przekształcania się i wciąż znajdującym się w procesie przekształcania.
Drugi tom niniejszego dzieła będzie traktował o procesie krążenia kapitału (Księga 2) i o całokształcie procesu kapitalistycznego (Księga 3), a tom trzeci i ostatni (Księga 4) o dziejach teorji.
Chętnie powitam każdy sąd krytyki naukowej. Wobec zaś przesądów tak zwanej opinji publicznej, której nigdy nie czyniłem ustępstw, hasłem mojem pozostają nadal słowa wielkiego Florentyńczyka:

Segui il tuo curso, e lascia dir le genti!
[Idź swoją drogą, a niech ludzie mówią, co chcą!].

Karol Marks.
Londyn, 25 lipca r. 1867.

POSŁOWIE DO DRUGIEGO WYDANIA.

Czytelnikom pierwszego wydania winien jestem przedewszystkiem wyjaśnienia co do zmian, wprowadzonych do drugiego wydania. Bardziej przejrzysty układ książki bije w oczy. Przypisy dodatkowe są wszędzie zaznaczone, jako przypisy do drugiego wydania. Co do samego tekstu najważniejsze jest:
W 1 ustępie I-go rozdziału wyprowadzenie wartości z analizy równań, w których wyraża się każda wartość wymienna, zostało dokonane z większą ścisłością naukową, podobnie jak i związek między istotą wartości a określeniem jej wielkości przez społecznie niezbędny czas pracy, zaznaczony tylko w pierwszem wydaniu, został tu szczegółowo wyłożony. Ustęp 3 rozdziału I-go (forma wartości) został całkowicie przerobiony, co było już podyktowane przez sam fakt podwójnego wykładu w pierwszem wydaniu. Zaznaczam mimochodem, że do tego podwójnego wykładu namówił mnie mój przyjaciel, Dr. L. Kugelman, w Hanowerze. Byłem u niego w gościnie wiosną r. 1867, gdy nadeszły pierwsze próbne odbitki z Hamburga, i przekonał mnie on, że dla ogromnej większości czytelników konieczna jest uzupełniająca, bardziej dydaktyczna analiza, formy wartości. Ostatni ustęp pierwszego rozdziału: „Fetyszyzm towaru i t. d.“ został w przeważnej części zmieniony. Rozdział III, ust. 1 (miernik wartości) został starannie przejrzany, gdyż ustęp ten w pierwszem wydaniu został potraktowany pobieżnie wskutek powołania się na analizę, dokonaną już w pracy: „Zur Kritik der politischen Ookonomie. Berlin 1859“. Rozdział VII, zwłaszcza w części 2, jest gruntownie przerobiony.
Byłoby bezużyteczne zatrzymywać się szczegółowo nad drobnemi zmianami w tekście, często tylko stylistycznemi. Rozsiane są one w całej książce. Jednak przy rewizji przekładu francuskiego, ukazującego się w Paryżu, znajduję teraz, że wiele części oryginału niemieckiego wymagałoby tu głębiej sięgającego przerobienia, ówdzie — większych poprawek stylistycznych, albo wreszcie staranniejszego usunięcia przypadkowych przeoczeń. Zbrakło na to czasu, gdyż dopiero na jesieni roku 1871, wśród innych pilnych prac otrzymałem wiadomość, że książka jest wyczerpana i że druk nowego wydania powinien się rozpocząć już w styczniu r. 1872.
Zrozumienie, z jakiem „Kapitał“ szybko spotkał się w szerokich kołach niemieckiej klasy robotniczej, — jest najlepszą nagrodą za moją pracę. Niejaki pan Mayer, fabrykant wiedeński, stojący na stanowisku ekonomji burżuazyjnej, wykazał doskonale w swej broszurce, ogłoszonej w czasie wojny niemiecko-francuskiej, że wybitny zmysł teoretyczny, uchodzący za dziedzictwo niemieckie, zanikł całkowicie śród tak zwanych wykształconych klas w Niemczech, a zato rozkwita na nowo śród niemieckiej klasy robotniczej.
Ekonomja polityczna była dotychczas w Niemczech nauką cudzoziemską. Gustaw von Guelich w swem dziele p. t. „Geschichtliche Darstellung des Handels, der Gewerbe u. s. w.“, zwłaszcza w dwóch pierwszych tomach, wydanych w roku 1830, wyłuszczył już przeważnie okoliczności historyczne, które powstrzymały u nas rozwój kapitalistycznego sposobu produkcji, a wskutek tego opóźniły i budowę nowoczesnego społeczeństwa burżuazyjnego. Brakło więc życiowej podstawy ekonomji politycznej. Importowano ją w postaci gotowego towaru z Anglji i z Francji. Jej niemieccy profesorowie pozostali uczniami. Teoretyczny wyraz obcej rzeczywistości przekształcił się w ich ręku w zbiór dogmatów, tłumaczonych przez nich w sensie otaczającego ich świata drobnomieszczańskiego, a więc tłumaczonych opacznie. Nie dające się całkiem zagłuszyć poczucie bezsilności naukowej i niemiłą świadomość, że trzeba być tylko bakałarzem w obcej faktycznie dziedzinie, usiłowano zamaskować blichtrem uczoności historyczno-literackiej lub domieszkami obcych materjałów, zapożyczonych z tak zwanych nauk kameralnych, tego bigosu różnych wiadomości, przez które, jak przez ogień czyśćcowy, musi przejść każdy obiecujący kandydat na biurokratę niemieckiego.
Poczynając od roku 1848, produkcja kapitalistyczna rozwinęła się w Niemczech szybko, a dziś przechodzi już nawet okres spekulacyjnego rozkwitu. Ale los wciąż nie był łaskawy dla naszych fachowych ekonomistów. Dopóki mogli oni zajmować się ekonomją polityczną bezstronnie, póty w rzeczywistości niemieckiej brakło nowoczesnych stosunków ekonomicznych. Skoro zaś stosunki te powołane zostały do życia, stało się to w takich warunkach, które nie pozwalają już na bezstronne studjowanie tych stosunków w obrębie widnokręgu burżuazyjnego. O ile ekonomja polityczna jest burżuazyjna, czyli rozpatruje ustrój kapitalistyczny nie jako historycznie przejściowy stopień rozwojowy, lecz, przeciwnie, jako absolutną i ostateczną postać produkcji społecznej, to może pozostać nauką tylko tak długo, dopóki walka klasowa pozostaje w stanie utajonym lub ujawnia się tylko w odosobnionych zjawiskach.
Weźmy Anglję. Jej ekonomja polityczna klasyczna przypada na okres nierozwiniętych walk klasowych. Jej ostatni wielki przedstawiciel, Ricardo, bierze już wreszcie świadomie za punkt wyjścia swych badań przeciwieństwo interesów klasowych, przeciwieństwo między płacą roboczą a zyskiem, między zyskiem a rentą gruntową, ujmując naiwnie to przeciwieństwo jako przyrodzone prawo społeczne. Ale wraz z tem burżuazyjna nauka dotarła w dziedzinie ekonomji do swych nieprzekraczalnych granic. Jeszcze za życia Ricarda i w przeciwieństwie do niego wystąpiła przeciw niej krytyka w osobie Sismondi’ego[2].
Okres następny, od r. 1820 do r. 1830, wyróżnia się w Anglji ożywieniem ruchu naukowego w dziedzinie ekonomji politycznej. Był to okres zarówno rozpowszechnienia i wulgaryzacji teorji ricardowskiej, jak jej walki ze starą szkolą. Odbywały się świetne turnieje. Wszystko, co zostało wówczas dokonane, jest mało znane na kontynencie europejskim, gdyż polemika była przeważnie rozproszona w artykułach czasopism, rozprawach okolicznościowych i pamfletach. Bezstronny charakter tej polemiki tłumaczy się ówczesnemi stosunkami — choć w niektórych wypadkach teorja ricardowska już nawet wówczas była używana jako oręż zaczepny przeciw gospodarce burżuazyjnej. Z jednej strony przemysł wielki wychodził dopiero z okresu dziecięcego, czego dowodem jest choćby to, że dopiero wraz z kryzysem z r. 1825 rozpoczyna on cykl perjodyczny swego nowoczesnego żywota. Z drugiej strony walka klasowa pomiędzy kapitałem i pracą, była jeszcze zepchnięta na plan dalszy: w polityce, — przez rozdźwięk między rządami i feodałami, skupionymi wokół Świętego Przymierza, a masami ludowemi, prowadzonemi przez burżuazję, w ekonomice zaś — przez swary między kapitałem przemysłowym a arystokratyczną własnością ziemską. Spór ten we Francji krył się za przeciwieństwem między drobną a wielką własnością ziemską, w Anglji zaś wybuchł jawnie od chwili wprowadzenia ustaw zbożowych. Angielska literatura ekonomiczna z tego okresu przypomina górny i chmurny okres ekonomji politycznej we Francji po śmierci D-ra Quesnay’a, ale tylko tak, jak babie lato przypomina wiosnę. W roku 1830 nastąpił kryzys, rozstrzygający raz na zawsze.
Burżuazja zdobyła władzę polityczną we Francji i w Anglji. Od tej chwili walka klasowa zaczęła przybierać w praktyce i w teorji coraz wyrazistsze, coraz groźniejsze formy. Wybiła godzina śmierci naukowej ekonomji burżuazyjnej. Chodziło teraz nie o to, czy to lub owo twierdzenie jest prawdziwe, lecz czy jest pożyteczne czy szkodliwe dla kapitału, dogodne czy niedogodne, czy jest prawomyślne czy też nie pod względem policyjnym. Miejsce bezinteresownego badania zajęły bójki płatnych pismaków, miejsce bezstronnej analizy naukowej zajęło nieczyste sumienie i zła wola apologetów. A przecież nawet pretensjonalne rozprawki, ciskane w świat przez Anti-Cornlawleague [Liga zwalczania ceł zbożowych] z fabrykantami Cobdenem i Brightem na czele, posiadały pewne znaczenie jeśli nie naukowe, to przynajmniej historyczne, dzięki swej polemice z arystokratyczną własnością ziemską. Ustawodawstwo wolnohandlowe, datujące od czasów Sir Roberta Peela, pozbawiło wulgarną ekonomję nawet tego ostatniego żądła.
Rewolucja kontynentalna z lat 1848-9 odbiła się również i na Anglji. Ludzie, mający jeszcze ambicje naukowe i pragnący być czemś więcej niźli zwykłymi sofistami i sykofantami [pochlebcami] klas panujących, usiłowali uzgodnić ekonomję polityczną z niedającemi się już dłużej ignorować żądaniami proletarjatu. Stąd bezduszny synkretyzm [poszukiwanie złotego środka między przeciwstawnemi poglądami], najlepiej reprezentowany przez Johna Stuarta Milla. Jest to ogłoszenie upadłości ekonomji „burżuazyjnej“, co po mistrzowsku oświetlił już wielki uczony rosyjski, N. Czernyszewski, w swem dziele „Zarysy ekonomji politycznej według Milla“.
A więc w Niemczech kapitalistyczny tryb produkcji dojrzał w okresie, gdy jego charakter antagonistyczny [oparty na sprzecznościach] ujawnił się już we Francji i w Anglji w rozgłośnych walkach historycznych, przyczem proletarjat niemiecki posiadał już znacznie wyraźniejszą teoretyczną, świadomość klasową, niż burżuazja niemiecka. W chwili więc, gdy zdawało się, że burżuazyjna nauka ekonomji politycznej staje się w Niemczech możliwa, stała się ona znów niemożliwością.
W tych warunkach jej rzecznicy podzielili się na dwa obozy. Jedni, ludzie mądrzy, obrotni, praktyczni, skupili się pod sztandarem Bastiata, najpłytszego, a przeto najwłaściwszego przedstawiciela wulgarno-ekonomicznej apologetyki. Inni, pyszniący się swą profesorską godnością, usiłowali na wzór J. S. Milla godzić ze sobą to, co się w żaden sposób pogodzić nie da. Podobnie, jak w okresie klasycznym, tak i w epoce upadku ekonomji burżuazyjnej, Niemcy pozostali tylko uczniami, tylko wielbicielami i naśladowcami, tylko komiwojażerami wielkiego przedsiębiorstwa zagranicznego.
Swoisty rozwój historyczny społeczeństwa niemieckiego uniemożliwił przeto wszelką pracę oryginalną w dziedzinie ekonomji „burżuazyjnej“, lecz nie uniemożliwił jej — krytyki. O ile krytyka taka wogóle reprezentuje pewną klasę, to może reprezentować tylko tę klasę, której misją dziejową jest obalenie kapitalistycznego trybu produkcji i ostateczne zniesienie klas, — a mianowicie proletarjat.
Uczeni i nieuczeni rzecznicy burżuazji niemieckiej usiłowali z początku zabić „Kapitał“ milczeniem, jak to im się udało z niemi wcześniejszemi pracami. Gdy zaś taktyka taka przestała już odpowiadać stosunkom czasu, zaczęli pod pozorem krytykowania mej książki pisać porady „ku uspokojeniu świadomości burżuazyjnej“, lecz w prasie robotniczej — obacz np. artykuły Józefa Dietzgena w „Volksstaat“ — spotkali się z lepszymi od siebie szermierzami, którym dotąd pozostali dłużni odpowiedzi[3].
Wyborny rosyjski przekład „Kapitału“ ukazał się w Petersburgu na wiosnę roku 1872. Nakład 3,000 egzemplarzy jest już dzisiaj prawie wyczerpany. N. Sieber, profesor ekonomji politycznej w uniwersytecie kijowskim, już w roku 1871 w swej książce p. t. „Tieorja cennosti i kapitała D. Rikardo“ [Teorja wartości i kapitału D. Ricarda] dowiódł, że moja teorja wartości pieniądza i kapitału w swych rysach zasadniczych jest niezbędnem dalszem rozwinięciem nauki Smitha i Ricarda. Czytelnika zachodnio-europejskiego przy czytaniu tej cennej książki uderza konsekwentne przestrzeganie ściśle teoretycznego punktu widzenia.
Metoda, zastosowana w „Kapitale“, nie została dostatecznie zrozumiana, o czem świadczą już choćby jej różne i wzajemnie przeczące sobie pojmowania.
Tak naprzykład paryska „Revue Positiviste“ zarzuca mi z jednej strony, że ekonomję polityczną traktuję metafizycznie, z drugiej zaś strony — niech ktoś zgadnie!, że poprzestaję tylko na krytycznym rozbiorze tego, co jest dane, zamiast sporządzać receptę (Comtowską?!) dla kuchni przyszłości. Profesor Sieber odpowiada na zarzut metafizyki, jak następuje: „O ile chodzi o właściwą teorję, to metoda marksowska jest dedukcyjną metodą całej szkoły angielskiej, przyczem i wady i zalety tej metody są wspólne najlepszym teoretykom ekonomji“. Pan M. Block — „Les théoriciens du socialisme en Allemagne. Extrait du Journal des Economistes, juillet et août 1872“ — odkrywa, że stosowana przeze mnie metoda jest metodą analityczną i mówi m. in.: „Par cet ouvrage M. Marx se classe parmi les esprits analitiques les plus éminents [„Dzięki temu dziełu p. Marks staje w rzędzie najznakomitszych myślicieli i analityków“]. Rozumie się, że sprawozdawcy niemieccy krzyczą o sofistyce heglowskiej. Petersburski „Wiestnik Jewropy“ w artykule, zajmującym się wyłącznie metodą „Kapitału“ (zeszyt majowy 1872, str. 427—36), znajduje, że moja metoda, badania jest ściśle realistyczna, lecz, na nieszczęście, metoda wykładu jest niemiecko-dialektyczna. Czytamy tam: „Na pozór, sądząc z zewnętrznej formy wykładu, Marks jest wielkim idealistą-filozofem, i to w „niemieckiem“, to jest złem znaczeniu tego wyrazu. W rzeczywistości zaś jest on realistą w nieskończenie wyższym stopniu, niż wszyscy jego poprzednicy na niwie krytyki ekonomicznej... W żadnym zaś razie nie można go uważać za idealistę“. Nie mogę autorowi odpowiedzieć lepiej, jak przytaczając kilka wyjątków z jego własnej krytyki, co w dodatku może zainteresować niejednego z moich czytelników, dla których rosyjski oryginał jest niedostępny.
Po przytoczeniu cytaty z mej przedmowy do „Zur Kritik der Politischen Oekonomie“, Berlin 1859, str. IV—VII [tłum. pol. str. 4—7], gdzie rozwinąłem materjalistyczne podstawy swej metody, autor pisze dalej, co następuje:
„Dla Marksa ważne jest tylko jedno: odkryć prawo, rządzące badanemi przez niego zjawiskami. Przytem ważne jest dla niego nietylko prawo, rządzące niemi póty, póki mają one pewnę określoną postać i póki pozostają w takim stosunku wzajemnym jaki można stwierdzić w danym czasie. Ważne jest dla niego ponadto prawo ich zmienności, ich rozwoju, t. j. przejścia z jednej postaci w drugą, z jednego układu stosunków wzajemnych w drugi. Skoro odkrył on to prawo, zaczyna bardziej szczegółowo rozpatrywać następstwa, w których prawo to przejawia się w życiu społecznem... Zgodnie z tem Marks troszczy się tylko o jedno: żeby w drodze ścisłego badania naukowego dowieść konieczności określonego układu stosunków społecznych i żeby w sposób możliwie bezsprzeczny skonstatować fakty, będące dla niego punktem wyjścia i podstawą. W tym zaś celu wystarcza mu najzupełniej, jeżeli, dowiódłszy konieczności ustroju istniejącego, dowiódł też konieczności innego ustroju, do którego przejście musi być bezwzględnie dokonane, niezależnie od tego, czy ludzie w to wierzą lub nie wierzą, czy są tego świadomi lub nieświadomi. Marks rozpatruje ruch społeczny, jako proces przyrody, którym rządzą prawa, nietylko niezależne od woli, świadomości i zamiarów człowieka, lecz raczej, odwrotnie, określające jego wolę, świadomość i zamiary... Jeżeli świadomy pierwiastek w historji kultury gra taką podrzędną rolę, to jest rzeczą zrozumiałą, że podstawą krytyki, mającej za przedmiot samą kulturę, najmniej może być jakakolwiek forma lub jakikolwiek rezultat świadomości. Znaczy to, że jej punktem wyjścia może być nie idea, lecz tylko zjawisko zewnętrzne. Krytyka poprzestanie na porównaniu, zestawieniu i konfrontacji faktu nie z ideą, lecz z innym faktem. Ważne jest dla niej tylko, żeby oba te fakty były możliwie najściślej zbadane i żeby wyobrażały istotnie wobec siebie różne stopnie rozwoju, a oprócz tego ważne jest, żeby równie ściśle zbadane były porządek, kolejność i związek, w jakich przejawiają się te stopnie rozwoju... Niejednemu czytelnikowi może przyjść na myśl i takie pytanie:...przecież ogólne zasady życia ekonomicznego są takie same, niezależnie od tego, czy stosują się do teraźniejszości czy do przeszłości. Ale tego właśnie Marks nie uznaje. Takich praw oderwanych według niego wcale niema. Według niego, przeciwnie, każdy okres dziejowy ma swe własne prawa... Gdy tylko życie przeżyło dany okres rozwoju, wyszło z danego stadjum a weszło w inne, to zaczyna się rządzić innemi już prawami. Słowem, życie ekonomiczne ukazuje nam zjawisko, zupełnie analogiczne do historji rozwoju, którą obserwujemy w innych dziedzinach biologji... Dawni ekonomiści zapoznawali naturę praw ekonomicznych, porównywując je z prawami fizyki i chemji... Głębsza analiza zjawisk dowiodła, że organizmy społeczne różnią się od siebie nie mniej głęboko niż organizmy roślinne i zwierzęce... Wskutek odmiennej budowy tych organizmów, różnorodności ich organów, odmienności warunków, w jakich organy te muszą funkcjonować i t. d., jedno i to samo zjawisko na różnych stopniach rozwoju może podlegać zupełnie różnym prawom. Marks naprzykład zaprzecza, jakoby prawo przyrostu ludności było takie samo wszędzie i zawsze, dla wszystkich czasów i wszystkich miejsc. Przeciwnie, twierdzi on, że każdy stopień rozwoju ma własne prawo zaludnienia... W zależności od różnego rozwoju sił wytwórczych zmieniają się stosunki i rządzące niemi prawa. W ten sposób, stawiając przed sobą cel, — zbadanie i wyjaśnienie kapitalistycznego ustroju gospodarczego, Marks sformułował tylko ściśle naukowo cel, który musi sobie postawić każde dokładne badanie życia ekonomicznego... Wartość naukowa takich badań polega na wyjaśnieniu tych poszczególnych praw, którym podlegają powstanie, istnienie, rozwój, śmierć danego organizmu społecznego i zastąpienie go przez inny, wyższy. I tę wartość książka Marksa posiada rzeczywiście“.
Lecz przedstawiając tak trafnie to, co nazywa moją rzeczywistą metodą, a tak życzliwie — osobiste stosowanie jej przeze mnie, cóż autor przedstawił innego, aniżeli moją metodę dialektyczną?
Oczywiście metoda wykładu musi różnić się formalnie od metody badania. Badanie musi owładnąć szczegółowo materjałem, musi zanalizować jego różne formy rozwojowe i wyśledzić ich więź wewnętrzną. Dopiero po dokonaniu tej pracy może być właściwie przedstawiony rzeczywisty ruch. Gdy się to uda i gdy życie materjału odbija się idealnie, to może wydawać się, że ma się do czynienia z jakąś konstrukcją a priori [powziętą zgóry].
Moja metoda dialektyczna jest nietylko w założeniu różna od Heglowskiej, lecz jest jej wprost przeciwstawna. Według Hegla proces myślenia, który on nawet przekształca w podmiot samodzielny pod nazwą idei, jest demjurgiem [twórcą] rzeczywistości, stanowiącej tylko jego zewnętrzny przejaw. Według mnie zaś, przeciwnie, idea nie jest niczem innem, niż materją, odbitą i przetworzoną w głowie ludzkiej.
Mistyfikującą stronę dialektyki heglowskiej krytykowałem już prawie przed 30 laty, w czasie, gdy była ona jeszcze bardzo modną. Lecz właśnie wówczas, gdy opracowywałem pierwszy tom mego „Kapitału“, aroganckie, pretensjonalne i mierne pokolenie epigonów, nadające dzisiaj ton w wykształconych Niemczech, upodobało sobie w traktowaniu Hegla tak samo, jak zacny Mojżesz Mendelsohn za czasów Lessinga traktował Spinozę, a mianowicie jak „zdechłego psa“. Wobec tego jawnie uznałem się za ucznia tego wielkiego myśliciela, a w rozdziale, traktującym o teorji wartości, kokietowałem nawet tu i owdzie właściwym mu sposobem wyrażania się. Mistyfikacja, jakiej dialektyka uległa w rękach Hegla, bynajmniej nie zmienia tego faktu, że on właśnie pierwszy wyczerpująco i świadomie wyłożył jej ogólne formy ruchu. U niego stoi ona na głowie. Trzeba ją postawić na nogi, żeby wyłuskać racjonalne ziarno z mistycznej skorupy.
Dialektyka w swej zmistyfikowanej postaci stała się modą niemiecką, gdyż wydawało się, że będzie mogła uświetnić rzeczywistość. W swej racjonalnej postaci jest ona zgryzotą i postrachem mieszczaństwa i jego doktrynerskich rzeczników, gdyż w swem pozytywnem rozumieniu istniejącej rzeczywistości zawiera zarazem rozumienie jej negacji [zaprzeczenia], jej nieuniknionego zaniku, gdyż każdą formę dokonaną ujmuje w ciągłości ruchu, a więc z jej strony przemijającej, gdyż przed niczem nie chyli czoła i ze swej istoty jest krytyczna i rewolucyjna.
Pełen sprzeczności ruch społeczeństwa kapitalistycznego najsilniej daje się odczuć praktycznemu mieszczuchowi w kolejnych wahaniach perjodycznego cyklu, przez który przebiega przemysł nowoczesny, a którego punktem szczytowym jest kryzys powszechny. Kryzys ten nadciąga znowu, chociaż jeszcze znajduje się w stadjach zaczątkowych, a jego powszechność i natężenie jego działania wbiją dialektykę nawet do łbów szczęśliwców nowego świętego prusko-niemieckiego cesarstwa.

Karol Marks.
Londyn, 18 marca 1872 r.

PRZEDMOWA AUTORA DO WYDANIA FRANCUSKIEGO.
Londyn, 18 marca 1872 r.
Do obywatela Maurycego La Châtre.

Drogi obywatelu. Mogę jedynie przy klasnąć Waszemu zamiarowi, aby wydawać przekład „Kapitału“ perjodycznemi zeszytami. W tej formie dzieło to będzie bardziej dostępne dla klasy robotniczej, a dla mnie wzgląd ten przeważa nad wszelkim innym.
Jest to strona piękna Waszego medalu, ale oto strona odwrotna. Metoda analizy, którą się posługiwałem i która nie była jeszcze stosowana do zagadnień ekonomicznych, utrudnia bardzo czytanie pierwszych rozdziałów. Można się obawiać, że publiczność francuska, zawsze niecierpliwie oczekująca konkluzji i pragnąca poznać związek pomiędzy zasadami ogólnemi a sprawami aktualnemi, które ją roznamiętniają, zrazi się, nie mogąc przebrnąć przez trudności, napotkane na początku.
Jest to brak, któremu nie mogę zaradzić, chyba tylko uprzedzić i przestrzec o tem czytelników, szukających prawdy. W nauce niema dróg bitych, i ci jedynie zdołają wedrzeć się na jej świetlane szczyty, których nie odstraszy trud wspinania się po urwistych ścieżkach.
Przyjmijcie, drogi obywatelu, słowa poważania i przywiązania.

Karol Marks.



POSŁOWIE AUTORA DO WYDANIA FRANCUSKIEGO.

Pan J. Roy podjął się dokonać przekładu jak najbardziej ścisłego, a nawet dosłownego i zadanie swe wykonał skrupulatnie. Ale właśnie jego skrupulatność zmusiła mnie do zmiany redakcji tekstu, w celu udostępnienia go czytelnikowi. Zmiany te, uskuteczniane z dnia na dzień, gdyż książka wychodziła zeszytami, wykonywane były niezawsze z tą samą uwagą i musiały spowodować pewne nierówności stylu.
Podjęta już praca rewizji doprowadziła mnie do zastosowania jej również do samego tekstu oryginalnego (drugie wydanie niemieckie), do uproszczenia niektórych wywodów, uzupełnienia innych, dołączenia nowych materjałów historycznych i statystycznych, dorzucenia uwag krytycznych i t. d. Jakiekolwiek są więc usterki literackie tego wydania francuskiego, posiada ono obok oryginału swą niezależną watrość naukową, i powinno być uwzględnione nawet przez, czytelników, władających językiem niemieckim.
Załączam poniżej te części posłowia do drugiego wydania niemieckiego, które tyczą rozwoju ekonomji politycznej w Niemczech oraz metody, stosowanej w niniejszem dziele.

Karol Marks.

Londyn, 28 kwietnia 1875 r.



DO WYDANIA TRZECIEGO.

Nie dane było Marksowi samemu przygotować do druku to trzecie wydanie. Potężny myśliciel, przed którego wielkością dziś skłaniają się nawet wrogowie, zmarł dnia 14 marca r. 1883.
Na mnie, który straciłem w nim najlepszego, nieodłącznego przyjaciela od lat czterdziestu, przyjaciela, któremu zawdzięczam więcej niż da się wyrazić słowami, na mnie spadł teraz obowiązek przygotowania do druku zarówno niniejszego trzeciego wydania, jak i pozostawionego w rękopisie tomu drugiego. Jak wykonałem pierwszą część tego obowiązku, z tego muszę tutaj zdać sprawę czytelnikowi.
Marks zamierzał z początku przerobić większą część tekstu tomu pierwszego, wiele zagadnień teoretycznych potraktować wyraziściej, dołączyć nowe, uzupełnić materjał historyczny i statystyczny aż do ostatniej chwili. Choroba oraz dążenie do tego, żeby zakończyć ostateczną redakcję tomu drugiego, sprawiły, że zaniechał tego zamiaru. Zmianie miało ulec tylko to, co najkonieczniejsze, włączone miały być tylko dodatki, zawarte już w wydaniu francuskiem („Le Capital. Par Karl Marx. Paris. Lachâtre 1873“), które ukazało się w międzyczasie.
W puściźnie znalazł się też jeden egzemplarz niemiecki, częściowo przez niego skorygowany i zaopatrzony w odsyłacze do wydania francuskiego, podobnie jak egzemplarz francuski, w którym Marks wyraźnie zaznaczył miejsca, które należy zużytkować. Te zmiany i dodatki z niewielu wyjątkami dotyczą ostatniej części książki, działu p. t. „Proces nagromadzania kapitału“. Tekst dotychczasowy był tu bardziej niż gdzieindziej zbliżony do pierwotnego bruljonu, podczas gdy działy poprzednie zostały gruntowniej przerobione. Styl był tu więc żywszy, bardziej jednolity, lecz i bardziej niedbały, upstrzony anglicyzmami, miejscami niejasny. Bieg wykładu zdradzał tu i owdzie luki, gdyż niektóre ważne momenty były zaledwie zaznaczone.
Co do stylu, to Marks sam poddał gruntownej rewizji niektóre poddziały, a przez to, podobnie jak w częstych ustnych rozmowach, dał mi miarę, jak daleko pójść mi wolno w usuwaniu angielskich wyrażeń technicznych i innych anglicyzmów. Dodatki i uzupełnienia Marks w każdym razie poddałby jeszcze przeróbce i zastąpiłby gładką francuszczyznę swą własną jędrną niemczyzną. Ja musiałem poprzestać na wstawieniu ich do tekstu pierwotnego i możliwie najlepszem powiązaniu z nim.
A więc w tem trzeciem wydaniu nie uległ zmianie ani jeden wyraz, o którym nie wiedziałbym napewno, że zmieniłby go i sam autor. Nie mogło mi ani postać w głowie wprowadzać do „Kapitału“ potoczny żargon, jakim wyrażają się zazwyczaj ekonomiści niemieccy, ów pokraczny język, w którym naprzykład pracodawcą nazywa się ten, kto za pieniądze każe innym dawać sobie ich pracę, a pracobiorcą ten, czyja praca jest mu zabierana wzamian za płacę. Również i w języku francuskim „travail“ używa się w życiu powszedniem w znaczeniu „zatrudnienie“. Lecz Francuzi słusznie uznaliby za warjata ekonomistę, któryby kapitalistę nazwał donneur de travail, a robotnika — receveur de travail.
Tak samo nie pozwoliłem sobie sprowadzić angielskich pieniędzy, miar i wag, używanych przez cały czas w tekście, do ich nowoniemieckich równoważników. Gdy ukazywało się pierwsze wydanie, mieliśmy w Niemczech tyleż rodzajów miar i wag, co dni w roku, a w dodatku jeszcze aż dwojakie marki (marka ogólnopaństwowa miała kurs wówczas tylko w głowie Soetbeera, który wynalazł ją w końcu lat 30-ych), dwojakie guldeny i conajmniej trojakie talary, a pomiędzy niemi jeden, którego jednostką były „nowe dwie trzecie“. W naukach przyrodniczych panował system metryczny, na rynku zaś światowym — angielski system miar i wag. W tych warunkach posługiwanie się angielskiemi jednostkami było zrozumiałe w książce, która niemal wszystkie swoje dane faktyczne musiała czerpać z angielskich stosunków przemysłowych. Wzgląd ostatni rozstrzyga jeszcze i dzisiaj, tembardziej, że odnośne stosunki na rynku światowym bodaj nie uległy zmianie, zwłaszcza zaś w najważniejszych przemysłach żelaznym i bawełnianym — angielskie miary i wagi panują jeszcze dzisiaj niemal wszechwładnie.
Wreszcie jeszcze słowo o niedość zrozumianym Marksa sposobie cytowania. Gdy chodzi o dane i opisy ściśle rzeczowe, np. przy cytowaniu angielskich ksiąg błękitnych, cytaty są, rzecz prosta, tylko zwykłem powołaniem się na źródła. Co innego jednak, gdy cytowane są teoretyczne poglądy innych ekonomistów. Tutaj cytata ma tylko stwierdzić, gdzie, kiedy i przez kogo została po raz pierwszy jasno sformułowana myśl ekonomiczna, wyłoniona w przebiegu rozwoju. Chodzi zaś przytem tylko o to, że odnośny pogląd ekonomiczny ma znaczenie dla historji nauki, że jest mniej lub bardziej trafnem teoretycznem sformułowaniem sytuacji ekonomicznej swego czasu. Nie chodzi natomiast wcale o to, czy pogląd ten z punktu widzenia autora ma jeszcze bezwzględną lub względną wartość, czy też należy już całkowicie do historji. Cytaty te są więc tylko zapożyczonym z historji nauki ekonomicznej, bieżącym komentarzem do tekstu i stwierdzają daty oraz autorów ważniejszych poszczególnych postępów teorji ekonomicznej. A było to bardzo potrzebne w nauce, której historycy wyróżniali się dotąd tylko swą tendencyjną i niemal karjerowiczowską niewiedzą. Łatwo też wobec tego będzie zrozumieć, dlaczego Marks, zgodnie ze swą przedmową do drugiego wydania, tylko wyjątkowo miał sposobność przytaczać ekonomistów niemieckich.
Tom drugi zapewne będzie mógł się ukazać w ciągu roku 1884.

Fryderyk Engels.

Londyn, 7 listopada 1883 r.



DO WYDANIA CZWARTEGO.

Czwarte wydanie wymagało ode mnie możliwie ostatecznego ustalenia tekstu, jak również i uwag. Jak się z tego zadania wywiązałem, o tem pokrótce poniżej.
Po ponownem porównaniu wydania francuskiego z własnoręcznemi notatkami Marksa, wprowadziłem do tekstu niemieckiego jeszcze parę dodatków. Znajdują się one na str. 80 (w wydaniu trzeciem str. 88), str. 458—60 (w wyd. 3 str. 509—10), str. 547—551 (w wyd. 3 str. 600), str. 591—593 (w wyd. 3 str. 644) i str. 596 (w wyd. 3 str. 648) w przypisie 79. Poza tem, idąc śladem wydania francuskiego i angielskiego, wprowadziłem do tekstu długi przypis o robotnikach-górnikach (w wydaniu trzeciem str. 509—615, w wyd. czwartem str. 461—467). Pozostałe drobne zmiany są ściśle technicznej natury.
Poza tem wprowadziłem jeszcze kilka objaśniających przypisów dodatkowych, a mianowicie tam, gdzie wydawało mi się, że jest to konieczne ze względu na zmienione okoliczności historyczne. Wszystkie te dodatkowe przypisy zostały ujęte w klamry i opatrzone mojemi inicjałami lub literami „D. H.“.
Wskutek ukazania się w międzyczasie angielskiego wydania okazała się konieczną całkowita rewizja licznych cytat. Najmłodsza córka Marksa, Eleonora, zadała sobie dla tego wydania angielskiego trud porównania wszystkich, przytoczonych miejsc z oryginałami, tak że w znacznej większości wypadków, gdy chodziło o cytaty ze źródeł angielskich, ukazał się tam nie przekład z niemieckiego, lecz angielski tekst oryginalny. Uważałem więc za swój obowiązek uwzględnić ten tekst przy czwartem wydaniu. Ujawniły się przy tem różne drobne niedokładności. Odsyłacze do niewłaściwych stronic, częściowo powstałe przy przepisywaniu bruljonów, częściowo zaś jako wynik błędów drukarskich, nagromadzonych podczas trzech wydań poprzednich. Niewłaściwie użyte cudzysłowy lub wielokropki, co jest nieuniknione przy masowem cytowaniu na podstawie notatek. Tu lub owdzie niezbyt szczęśliwie dobrane słowo w przekładzie. Niektóre miejsca, cytowane ze starych zeszytów paryskich z r. 1843—45, gdy Marks nie znał jeszcze języka angielskiego i czytał ekonomistów angielskich w przekładzie francuskim. Dwukrotny przekład prowadził tu czasem do drobnej zmiany kolorytu, np. w cytatach ze Steuarta, Ure’a i in., podczas gdy teraz można było posługiwać się tekstem angielskim. Takich i podobnych drobnych niedokładności i przeoczeń było więcej. Gdyby jednak ktoś porównał wydanie czwarte z wydaniami poprzedniemi, to przekonałby się, że cała ta mozolna praca nad usunięciem tych usterek nie zmieniła w książce nic choćby najdrobniejszego, co byłoby warte wzmiankowania. Tylko jedna jedyna cytata z Ryszarda Jones’a (4-te wyd., str. 562, przypis 47) nie została odnaleziona. Marks pomylił się prawdopodobnie w tytule książki. Wszystkie pozostałe zachowały swą siłę dowodową lub nawet wzmocniły ją w obecnej dokładniejszej redakcji.
Tu jednak muszę wrócić do pewnej starej historji.
Znany mi jest mianowicie tylko jeden wypadek, gdy podano w wątpliwość prawdziwość przytoczonej przez Marksa cytaty. Ponieważ jednak wypadek ten jest wciąż wyzyskiwany, nawet po śmierci Marksa, przeto nie mogę pominąć go milczeniem.
W berlińskiej „Concordia“, organie niemieckiego związku fabrykantów, ukazał się w dniu 7 marca r. 1872 anonimowy artykuł p. t. „Jak Karol Marks cytuje?“ W artykule tym z wielkim nakładem oburzenia moralnego i w nieparlamentarnych wyrażeniach dowodzono, że cytata z mowy budżetowej Gladstone’a z dnia 16 kwietnia r. 1863 (w adresie inauguracyjnym Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników w roku 1864, powtórzone w „Kapitale“, t. I, str. 617, w wyd. czwartem, a 671 — w trzeciem) została sfałszowana. Ze zdania: „Ten oszałamiający wzrost bogactwa i potęgi... tyczy tylko i wyłącznie klas posiadających“ — ani jedno słowo nie znajduje się w półurzędowem sprawozdaniu stenograficznem Hansarda. „Ale zdania tego niema nigdzie w mowie Gladstone’a. W mowie tej powiedziano coś wręcz przeciwnego. [Tłustemi czcionkami]. Marks formalnie i materialnie dołgał to zdanie!“
Marks, któremu ten numer „Concordia“ przesłano w maju tegoż roku, odpowiedział anonimowi w „Volksstaat“ w numerze z dnia 1 czerwca. Ponieważ nie przypominał już sobie, z jakiego sprawozdania dziennikarskiego cytował wówczas, przeto poprzestał na tem, że powołał się na jednobrzmiące cytaty w dwóch książkach angielskich, a następnie zacytował sprawozdanie „Times’ów“, według którego Gladstone oświadczył: „That is the State of the case as regards the wealth of this country. I must say for one, I should look almost with apprehension and with pain upon this intoxicating augmentation of wealth and power if it were my belief that it was confined to classes who are in easy circumstances. This takes no cognizance at all of the condition of the labouring population. The augmentation I have described and which is founded, I think, upon accurate returns, is an augmentation entirely confined to classes of property[4]“.
A więc Gladstone mówi, że byłoby mu bardzo przykro, gdyby tak być miało, lecz że tak jest w istocie. Ten oszałamiający wzrost bogactwa i potęgi jest całkowicie ograniczony do klas posiadających. Co zaś dotyczy półurzędówki Hansarda, to Marks mówi dalej: „Pan Gladstone miał dosyć rozumu na to, ażeby ze swego specjalnie spreparowanego po czasie wydania wyskrobać miejsce, bądź co bądź kompromitujące w ustach angielskiego kanclerza skarbu. Jest to zresztą angielska tradycja parlamentarna, a wcale nie wynalazek Laskerzątka przeciwko Beblowi“.
Lecz anonim złości się coraz bardziej. Odsuwając na bok wszelkie źródła z drugiej ręki, napomyka on wstydliwie w swej odpowiedzi, — „Concordia“, 4 lipca, — że jest „zwyczajem“ cytować przemówienia parlamentarne według sprawozdań stenograficznych. Ale i sprawozdanie „Times’ów“ (gdzie figuruje „dołgane“ zdanie) i sprawozdanie Hansarda (gdzie zdania tego brak) „są ze sobą materjalnie najzupełniej zgodne“, a również i sprawozdanie „Times’ów“ zawiera „coś wręcz przeciwnego niż osławione miejsce adresu inauguracyjnego“, przyczem mąż ten starannie przemilcza, że obok tego rzekomego „przeciwieństwa“ sprawozdanie to zawiera również jak najwyraźniej właśnie owo „osławione miejsce“! Pomimo to wszystko anonim czuje doskonale, że został schwytany na gorącym uczynku i że wyratować go może tylko nowy wykręt. Po przeładowaniu więc swego artykułu — nacechowanego, jak wykazaliśmy właśnie, „bezczelną kłamliwością“ — wszelkiemi budującemi wymysłami, jak „mala fides“, „nieuczciwość“, „kłamliwa informacja“, „owa kłamliwa cytata“, „bezczelna kłamliwość“, „całkowicie sfałszowana cytata“, „to fałszerstwo“, „poprostu bezecne“ i t. d., — po tem wszystkiem uważa on za potrzebne przenieść spór w zupełnie inną, dziedzinę i obiecuje „wyłożyć w drugim artykule, jakie znaczenie nadajemy [my — to ów nie „kłamliwy“ anonim] treści słów Gladstone’a“. Zupełnie jakby to jego niemiarodajne zdanie miało cośkolwiek wspólnego z całą sprawą! Ów jego drugi artykuł znajduje się w „Concordia“, w numerze z dnia 11 lipca.
Marks raz jeszcze odpowiedział w „Volksstaat“ z dnia 7 sierpnia, cytując jeszcze sprawozdania o wzmiankowanym ustępie w Morning Star i Morning Advertiser z dnia 17 kwietnia r. 1863. Według obu tych sprawozdań Gladstone oświadcza, że z troską i t. d. spoglądałby na ten oszałamiający wzrost bogactwa i potęgi, gdyby sądził, że ograniczony jest do klas, rzeczywiście zamożnych (classes in easy circumstances). Lecz wzrost ten jest ograniczony do klas posiadających (entirely confined to classes possessed of property). A więc również i te sprawozdania podają dosłownie rzekomo „dołgane“ zdanie. Następnie, porównywując tekst „Times’ów“ z tekstem Hansarda, Marks stwierdza ponownie, że zdanie to było rzeczywiście wypowiedziane, jak to konstatują trzy sprawozdania dziennikarskie, ogłoszone nazajutrz rano, niezależne od siebie i jednobrzmiące, — lecz że brak go w sprawozdaniu Hansarda, poprawionem według wiadomego „zwyczaju“, ponieważ, według słów Marksa, Gladstone zdanie to „wyskrobał później“ i wreszcie oświadcza, że nie ma czasu na dalsze rozmowy z anonimem. Zdaje się zresztą, że ów miał już również dosyć tego co dostał; przynajmniej Marksowi nie nadsyłano już dalszych numerów „Concordia“.
Zdawało się, że wraz z tem sprawa już umarła i została pogrzebana. Wprawdzie od tego czasu raz czy dwa razy dochodziły do nas od ludzi, utrzymujących stosunki z uniwersytetem w Cambridge, tajemnicze wieści o jakiejś niewymownej zbrodni literackiej, rzekomo popełnionej przez Marksa w „Kapitale“. Jednak mimo wszelkich dochodzeń nie można się było absolutnie dowiedzieć czegoś bardziej określonego. Aliści dnia 29 listopada r. 1883, w osiem miesięcy po śmierci Marksa, ukazał się w Times’ach list, datowany z Trinity College w Cambridge, a podpisany przez Sedley Taylora. W liście swym ów człowieczek, macher w najbardziej obłaskawionem sklepikarstwie spółdzielczem, korzysta z lada jakiej sposobności, żeby nas wreszcie oświecić nietylko co do plotek w Cambridge, lecz również i co do tego, kto był owym anonimem z „Concordia“.
„Najdziwniejsze“, powiada człeczyna z Trinity College, „jest to, że profesorowi Brentano (wówczas we Wrocławiu, obecnie w Strasburgu) przypadło w udziale... zdemaskować mala fides, jaka oczywiście podyktowała cytatę z przemówienia Gladstone’a w [inauguracyjnym] adresie. Pan Karol Marks, który... usiłował bronić cytaty, jeszcze w przedśmiertnych drgawkach (deadly shifts), w jakie odrazu wtrącił go po mistrzowsku prowadzony atak Brentana, ośmielił się twierdzić, że Gladstone specjalnie spreparował sprawozdanie ze swej mowy, ogłoszone w Times’ach w dniu 17 kwietnia r. 1863, zanim ukazało się u Hansarda, ażeby wyskrobać z tej mowy ustęp, bądź co bądź kompromitujący dla angielskiego ministra skarbu. Gdy zaś Brentano zapomocą szczegółowego porównania obu tekstów dowiódł, że sprawozdanie Times’ów i Hansarda są ze sobą zgodne i bezwzględnie wyłączają to znaczenie słów, wypowiedzianych przez Gladstone’a, jakie podsuwa im sprytnie wyrwana cytata, wówczas Marks wycofał się pod pozorem braku czasu!“
Tu więc wylazło szydło z worka! W taki to znakomity sposób załamała się w wytwórczo-spółdzielczej wyobraźni z Cambridge anonimowa kampanja pana Brentano z „Concordia“! Tak potykał się, tak władał mieczem w „mistrzowsko prowadzonym ataku“ ten Święty Jerzy niemieckiego związku fabrykantów, podczas gdy smok z piekła rodem, Marks, pod jego stopami wnet wyziewał ducha w „drgawkach przedśmiertnych“!
A przecież cały ten arjostyczny opis walki służy tylko na to, żeby zasłonić wykręty naszego świętego Jerzego. Niema tu już mowy o „dołganiu“, ani o „fałszerstwie“, lecz tylko o „sprytnie wyrwanej cytacie“ (craftily isolated quotation). Całe zagadnienie zostało przeinaczone, a święty Jerzy i jego giermek z Cambridge wiedzieli doskonale — czemu.
Eleonora Marks odpowiedziała na to w lutym r. 1884 w miesięczniku „To-Day“, ponieważ Times’y odmówiły jej wydrukowania. Sprowadziła ona z powrotem spór do jedynego punktu, o który chodziło: czy Marks „dołgał“ owo zdanie, czy nie? Na to pan Sedley Taylor odpowiada: „Pytanie, czy pewne zdanie figurowało, lub nie figurowało w przemówieniu pana Gladstone’a, posiada według niego „nader podrzędne znaczenie“ w, sporze Brentana z Marksem „w porównaniu z kwestją, czy ta cytata została przytoczona w celu oddania, czy też w celu wypaczenia myśli Gladstone’a“. Następnie przyznaje on, że sprawozdanie Times’ów „istotnie zawiera pewną, sprzeczność w słowach“, ale pozostały bieg myśli wyjaśnia właściwie, to jest w liberalno-gladstonowskim sensie wskazuje, co p. Gladstone chciał powiedzieć. („To-Day“, marzec r. 1884). Najkomiczniejsze jest przytem to, że nasz człeczyna z Cambridge teraz uparcie cytuje przemówienie nie według Hansarda, jak tego żąda „zwyczaj“ — zdaniem anonima Brentana, — lecz według sprawozdania Times’ów, które ten sam Brentano uważa za „z konieczności niedbałe“. Oczywiście, wszak fatalnego zdania właśnie brak u Hansarda.
Eleonora Marks bez wysiłku wykazała całą czczość tej argumentacji w tym samym zeszycie pisma „To-Day“. Albo pan Taylor czytał polemikę z roku 1872. W takim razie teraz nietylko „dołgał“, ale wprost „zełgał“. Albo też nie czytał jej. W takim zaś razie było jego obowiązkiem trzymać język za zębami. Tak zaś lub owak jest rzeczą stwierdzoną, że nie ośmielił się on ani przez chwilę podtrzymywać zarzutu swego przyjaciela Brentana, jakoby Marks coś „dołgał“. Wręcz przeciwnie, Marks według niego nietylko nie „dołgał“ żadnego zdania, lecz właśnie ukrył bardzo ważne zdanie. Ale właśnie to zdanie jest cytowane na str. 5 adresu inauguracyjnego parę wierszy przed zdaniem „dołganem“. Co zaś do „sprzeczności“ w przemówieniu „Gladstone’a, to czyż nie Marks właśnie w „Kapitale“ na str. 618 (trzecie wydanie str. 672) w przypisie 105 mówi o „ciągłych krzyczących sprzecznościach w mowach budżetowych pana Gladstone’a z lat 1863 i 1864“! Tylko że nie próbuje on na wzór Sedley Taylora rozwiązywać ich w liberalnym guście. Wreszcie zakończenie odpowiedzi Eleonory Marks brzmi jak następuje: „Wręcz przeciwnie, Marks ani nie pominął czegokolwiek godnego zaznaczenia, ani nie „dołgał“ najmniejszej drobnostki. Ale odtworzył on i wydarł zapomnieniu pewne zdanie z przemówienia Gladstone’a, które niewątpliwie zostało wypowiedziane, lecz które tak lub owak zdołało wymknąć się ze sprawozdania Hansarda“.
Tym razem również i pan Sedley Taylor uznał, że ma już dosyć, a wynikiem całej tej kampanji profesorskiej, ciągnącej się przez dwa dziesięciolecia aż w dwóch wielkich krajach, było to, że nikt już więcej nie ośmielił się podawać w wątpliwość literackiej sumienności Marksa, lecz wzamian za to pan Sedley Taylor zapewne będzie miał odtąd równie mało zaufania do literackich biuletynów bojowych pana Brentano, jak pan Brentano do papieskiej nieomylności Hansarda.

F. Engels.

Londyn, 25 czerwca 1890.



PRZEDMOWA ENGELSA DO WYDANIA ANGIELSKIEGO.

Wydanie „Kapitału“ w języku angielskim nie wymaga uzasadnienia. Wręcz przeciwnie, czytelnik mógłby oczekiwać wyjaśnienia, dlaczego aż do tej chwili zwlekano z wydaniem przekładu angielskiego, pomimo że przez szereg lat ubiegłych teorje, głoszone w tej książce, były ustawicznie omawiane, atakowane i bronione, komentowane trafnie i błędnie w prasie perjodycznej i w literaturze bieżącej, zarówno angielskiej jak amerykańskiej.
Gdy, wkrótce po śmierci autora w roku 1883, stało się rzeczą oczywistą, że angielskie wydanie tego dzieła jest nieodzownie potrzebne, pan Samuel Moore, długoletni przyjaciel Marksa oraz niżej podpisanego i przez nikogo zapewne nieprześcigniony znawca samej książki, podjął się dokonania przekładu, który spadkobiercy literaccy Marksa pragnęli przedstawić publiczności. Porozumieliśmy się, że ja porównam rękopis przekładu z tekstem oryginalnym i że zaproponuję zmiany, które uznam za pożądane. Gdy okazało się z czasem, że praca zawodowa pana Moore’a nie pozwala mu zakończyć przekładu tak szybko, jakbyśmy wszyscy pragnęli, chętnie przyjęliśmy propozycję d-ra Avelinga, że weźmie na siebie część tej pracy; jednocześnie pani Aveling, najmłodsza córka Marksa, podjęła się sprawdzić cytaty i odtworzyć tekst oryginalny licznych ustępów, cytowanych z autorów angielskich i z ksiąg błękitnych, a przetłumaczonych przez Marksa na niemiecki. Zostało to uskutecznione w calem dziele poza niewielu nieuniknionemi wyjątkami.
Następujące części książki[5] zostały przełożone przez d-ra Avelinga: 1) rozdziały 10 (Dzień roboczy) i 11 (Stopa i masa wartości dodatkowej); 2) dział 6 (Płaca robocza, rozdz. od 19 do 22); 3) od. rozdz. 24, podrozdz. 4 (Okoliczności i t. d.) do końca książki, a więc koniec rozdziału 24, rozdział 25 i cały dział 8 (rozdziały 26—33); 4) obie przedmowy autora. Wszystkie pozostałe części dzieła zostały przełożone przez pana Moore. Podczas gdy w ten sposób każdy z tłumaczy odpowiada jedynie za swoją część, ja ponoszę łączną odpowiedzialność za całość.
Trzecie wydanie niemieckie, przyjęte całkowicie za podstawę naszej pracy, było przygotowane przeze mnie w r. 1883, przyczem korzystałem z notatek, pozostawionych przez autora i zawierających wskazówki, które ustępy drugiego wydania należy zastąpić zapomocą określonych ustępów tekstu francuskiego, ogłoszonego w r. 1873[6]. Zmiany, wprowadzone w ten sposób do tekstu drugiego wydania, naogół odpowiadają zmianom, ustalonym przez samego Marksa w rękopisie, zawierającym wskazówki dla wydania angielskiego, które było projektowane przed 10 laty w Ameryce, lecz zostało poniechane głównie z powodu braku zupełnie odpowiedniego tłumacza. Rękopis ten został oddany do naszej dyspozycji przez naszego starego przyjaciela, pana F. A. Sorge z Hoboken, N. J. W rękopisie tym autor poleca parę dalszych wstawek z wydania francuskiego; ponieważ jednak rękopis ten jest o wiele lat starszy od ostatecznej instrukcji dla trzeciego wydania, więc czułem się uprawniony jedynie do korzystania zeń bardzo powściągliwie i głównie w tych wypadkach, gdy ułatwiało to nam przezwyciężanie trudności.
Tak samo korzystaliśmy w wielu trudnych miejscach z tekstu francuskiego jako ze wskazówki, z czego mianowicie sam autor gotów był zrezygnować, ilekroć w przekładzie wypadało się wyrzec jakiegokolwiek szczegółu z pełnego tekstu oryginalnego.
Istnieje jednak pewna trudność, której nie mogliśmy oszczędzić czytelnikowi: używanie pewnych terminów w znaczeniu odmiennem od tego, które posiadają nietylko w życiu powszedniem, lecz również w zwykłej ekonomji politycznej. Ale było to nieuniknione. Każdy nowy prąd naukowy wywołuje przewrót w terminologji danej nauki. Najlepszym przykładem jest tu chemja, gdzie cała terminologja zmienia się radykalnie mniej więcej co lat dwadzieścia, i gdzie nie znajdziecie bodaj jednego związku organicznego, któryby nie przeszedł przez całą serję rożnych nazw. Ekonomja polityczna naogół poprzestawała na przyjmowaniu, bez żadnych zmian, terminów, używanych w życiu handlowem i przemysłowem, i stosowała je, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że w ten sposób zamyka się w ciasnym kręgu pojęć, wyrażanych zapomocą tych terminów. W ten sposób nawet ekonomja polityczna klasyczna, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że zarówno zysk jak renta są poddziałami, częściami tej nieopłaconej części wytworu, którą robotnik wytwarza dla przedsiębiorcy (pierwszego przywłaszczyciela, choć nie ostatecznego właściciela tej części wytworu), to jednak nigdy nie wybiegła poza zapożyczone pojęcia zysku i renty, nigdy nie zbadała tej nieopłaconej części wytworu (zwanej przez Marksa wytworem dodatkowym) w jej całokształcie, i dlatego nie doszła do jasnego zrozumienia pochodzenia tej części wytworu, jej istoty oraz praw, rządzących wynikającym stąd podziałem wartości. Podobnie ekonomja klasyczna obejmuje tem samem mianem rękodzielnictwa wszelki przemysł poza rolnictwem i rzemiosłem, wskutek czego zapomina o różnicy między dwoma wielkiemi i zasadniczo różnemi okresami historji ekonomicznej: okresem rękodzielnictwa właściwego, opartego na podziale pracy ręcznej, i okresem przemysłu nowożytnego, opartego na maszynie. Jest zresztą rzeczą oczywistą, ze teorja, rozpatrująca spółczesną produkcję kapitalistyczną jako przejściowy tylko okres ekonomicznych dziejów ludzkości, musi używać terminów odmiennych od tych, które zwykłe są pisarzom, uważającym tę formę produkcji za niezniszczalną i ostateczną.
Nie od rzeczy będzie wspomnieć słówkiem o metodzie cytowania, stosowanej przez autora. W większej części wypadków cytaty mają na celu, jak zwykle, zadokumentowanie twierdzeń, zawartych w tekście. Ale częstokroć urywki z dzieł pisarzy ekonomicznych są przytaczane po to, aby wskazać kiedy, gdzie i przez kogo dane twierdzenie zostało wyraźnie wygłoszone po raz pierwszy. Tak jest w wypadkach, gdy twierdzenie cytowane jest ważne jako mniej lub więcej ścisły wyraz warunków społecznej produkcji i wymiany, przeważających w danym okresie, i to bez względu na to, czy jest ono uznawane przez Marksa za w ogóle słuszne, czy też nie. To też cytaty te uzupełniają tekst jako jego komentarz bieżący, zaczerpnięty z historji nauki.
Przekład nasz obejmuje jedynie pierwszą księgę „Kapitału“. Ale ta księga pierwsza stanowi w znacznym stopniu całość w sobie i jako dzieło samodzielne ma już za sobą dwudziestoletnie boje. Księga druga, wydana po niemiecku przeze mnie w roku 1885, jest stanowczo niekompletna bez księgi trzeciej, która nie może być wydana przed końcem roku 1887. O przygotowaniu angielskiego wydania obu tych ksiąg będzie czas pomyśleć wtedy, gdy księga trzecia zostanie już wydana w oryginale niemieckim.
„Kapitał“ na kontynencie nazywają często „biblją klasy robotniczej“. Że wnioski, do których dzieło to dochodzi, z każdym dniem coraz bardziej stają się podstawowemi zasadami wielkiego ruchu klasy robotniczej, nietylko w Niemczech i w Szwajcarji, lecz również we Francji, w Holandji, w Belgji i w Ameryce, a nawet we Włoszech i w Hiszpanji; że wszędzie klasa robotnicza coraz bardziej uznaje w tych wnioskach najściślejszy wyraz siwego położenia i swych dążeń — temu nie zaprzeczy żaden znawca ruchu robotniczego. Również w Anglji, nawet w chwili obecnej, teorje Marksa wywierają potężny wpływ: na ruch socjalistyczny, szerzący się śród ludzi „kulturalnych“ niemniej niż w szeregach klasy robotniczej. Ale to jeszcze nie wszystko. Zbliża się szybko chwila, gdy dokładne zbadanie ekonomicznego położenia Anglji narzuci się z siłą nieodpartej konieczności narodowej. Funkcjonowanie przemysłowego ustroju tego kraju, niemożliwe bez ciągłego i szybkiego rozszerzania produkcji, a więc i rynków, zbliża się do martwego punktu. Wolny handel wyczerpał swe zasoby, i nawet Manchester wątpi o swej dawnej ewangelji ekonomicznej[7]. Przemysł zagraniczny, rozwijając się szybko, przeciwstawia się wszędzie produkcji angielskiej nietylko na tych rynkach, gdzie korzysta z ochrony celnej, lecz również na neutralnych, i nawet po tej stronie Kanału. Podczas gdy siła wytwórcza wzrasta w stosunku geometrycznym, rynek rozszerza się w najlepszym razie w stosunku arytmetycznym. Zdaje się, że dziesięcioletni cykl zastoju, nadprodukcji i kryzysu, stale powtarzający się w latach 1825—1867, zakończył istotnie swój bieg; ale jedynie po to, aby pozostawić nas w beznadziejnem bagnie stałej i chronicznej depresji. Przewidywany okres rozkwita nie nadchodzi; ilekroć zdaje się nam, że widzimy zapowiadające go oznaki, za każdym razem oznaki te znów się rozwiewają. Tymczasem każda zima stawia na nowo wielkie pytanie: „co robić z bezrobotnymi?“ Ale podczas gdy liczba bezrobotnych wzrasta z roku na rok, nikt nie znajduje odpowiedzi na to pytanie; i możemy niemal obliczyć, kiedy nadejdzie chwila, gdy bezrobotni, tracąc cierpliwość, ujmą swe losy we własne ręce. Z pewnością w takiej chwili powinienby znaleźć posłuch głos człowieka, którego teorja jest wynikiem całe życie trwających badań nad historją, ekonomiczną i sytuacją Anglji i którego badania te doprowadziły do wniosku, że przynajmniej w Europie Anglja jest jedynym krajem, w którym nieuchronna rewolucja społeczna mogłaby być dokonana wyłącznie środkami pokojowemi i legalnemi. Oczywiście nie zapomniał on nigdy dodać, że trudno mu przypuścić, aby klasy rządzące w Anglji uległy tej pokojowej i legalnej rewolucji bez „buntu w obronie niewolnictwa“.

Fryderyk Engels.

5 listopada 1886 r.

DZIAŁ PIERWSZY.
Towar i pieniądz.

Rozdział pierwszy.
TOWAR.
1. Dwa czynniki towaru: wartość użytkowa i wartość (istota wartości i wielkość wartości).

Bogactwo społeczeństw, w których panuje kapitalistyczny sposób wytwarzania, przybiera postać „olbrzymiego zbiorowiska towarów“[8]; poszczególny towar jest jego formą pierwiastkową. Dlatego rozpoczynamy swe badania od analizy (rozbioru) towaru.
Towar jest przedewszystkiem przedmiotem zewnętrznym, rzeczą, która dzięki swoim własnościom zaspakaja potrzeby ludzkie jakiegokolwiek rodzaju. Istota tych potrzeb, naprzykład czy pochodzą one z żołądka, czy też z wyobraźni, nie zmienia wcale sprawy[9]. Nie chodzi też tu o to, w jaki sposób rzecz zaspakaja ludzką potrzebę, czy bezpośrednio jako środek spożycia, czy też drogą okólną, jako środek produkcji.
Wszelką rzecz użyteczną, jak żelazo, papier i t. d., należy rozpatrywać z dwojakiego punktu widzenia: według jakości i ilości. Każda taka rzecz jest całokształtem różnych własności i dlatego może być wyzyskana w różny sposób. Odkrycie tych różnych własności rzeczy i wraz z niemi rozmaitych sposobów korzystania z nich — to dzieło rozwoju historycznego[10]. Było niem również wynalezienie społecznych miar dla mierzenia ilości rzeczy użytecznych. Rozmaitość miar towarów jest skutkiem poczęści różnorodności przedmiotów mierzonych, poczęści — umowy.
Użyteczność danej rzeczy, jej zdolność zaspakajania potrzeb ludzkich jakiegokolwiek rodzaju, czyni z niej wartość użytkową[11]. Ale ta użyteczność nie unosi się w powietrzu. Wynika z fizycznych cech towaru i poza nim nie istnieje. A więc samo ciało towaru, jego materja, jak żelazo, pszenica, diament i t. d., jest wartością użytkową, czyli dobrem. Ta właściwość towaru nie zależy od tego, czy w celu nadania mu cech użytecznych człowiek zużył wiele, czy też mało pracy.
Przy rozpatrywaniu wartości użytkowych przypuszczamy zawsze, że mamy do czynienia z określoną ilością, naprzykład z tuzinem zegarków, łokciem płótna, tonną żelaza i t. d. Wartości użytkowe towarów są przedmiotem odrębnej gałęzi wiedzy — towaroznawstwa[12]. Wartość użytkowa urzeczywistnia się tylko przez używanie lub spożywanie. Wartości użytkowe stanowią treść materjalną bogactwa, niezależną od jego formy społecznej. W ustroju społecznym, który zamierzamy rozpatrywać, są one zarazem podłożem materjalnem wartości wymiennej.
Wartość wymienna występuje z początku jako stosunek ilościowy, jako proporcja, w jakiej wartości użytkowe jednego rodzaju są wymieniane na wartości użytkowe innego rodzaju[13]; stosunek to przypadkowy, zmieniający się nieustannie w czasie i przestrzeni. To też wartość wymienna wydaje się czemś przypadkowem, względnem; zatem przypisywanie towarowi wartości wymiennej wewnętrznej, zawartej w nim (valeur intrinsèque), wydaje się sprzecznością w założeniu (contradictio in adiecto)[14]. Rozpatrzmy bliżej tę sprawę.
Poszczególny towar, naprzykład korzec pszenicy, może być wymieniony w najrozmaitszym stosunku na inne towary, naprzykład na 20 funtów szuwaksu, lub na 2 łokcie jedwabiu, lub na ½ uncji złota i t. d.; mimo to wartość wymienna korca pszenicy, czy jest wyrażona zapomocą szuwaksu, jedwabiu, czy złota — pozostaje ta sama. Musi więc posiadać treść, niezależną od swych rozmaitych wyrazów.
Weźmy teraz dwa towary, naprzykład pszenicę i żelazo. Jakikolwiek jest ich stosunek zamienny, zawsze można go przedstawić zapomocą równania, w którem pewna ilość pszenicy jest przyrównana do pewnej ilości żelaza, naprzykład 1 korzec pszenicy równa się 2 centnarom żelaza. Cóż mówi to równanie? Że w tych dwóch różnych rzeczach, w korcu pszenicy i w dwu centnarach żelaza, tkwi coś wspólnego o tej samej wielkości. Obydwie rzeczy są więc równe jakiejś trzeciej, która sama w sobie nie jest ani jedną, ani drugą. Każda z nich, jako wartość wymienna, musi dać się sprowadzić do tej trzeciej.
Uzmysłowimy to prostym geometrycznym przykładem. Aby wyznaczyć pola różnych figur prostolinijnych i porównać je, rozkładamy je na trójkąty. Sam zaś trójkąt sprowadzamy do wyrazu algebraicznego, zupełnie odmiennego od widomej postaci trójkąta, mianowicie do połowy iloczynu z podstawy przez wysokość. Podobnie wartości wymienne towarów należy sprowadzać do czegoś im wspólnego, znajdującego się w każdym z nich w pewnej określonej ilości.
Owo „coś wspólnego“ nie może być geometryczną, fizyczną, chemiczną, czy jakąkolwiek inną przyrodzoną własnością towarów. Właściwości cielesne towarów tylko o tyle wchodzą wogóle w rachubę, że one to czynią towary użytecznemi, więc czynią je wartościami użytkowemi. Skądinąd oczywista, że przy stosunku wymiennym towarów nie bierzemy pod uwagę ich przymiotów użytecznych. W ramach stosunku wymiennego towarów każda wartość użytkowa jest tyleż warta, co każda inna, jeśli tylko znajduje się we właściwym stosunku ilościowym. Albo, jak mówi stary Barbon: „Jeden gatunek towaru jest tak samo dobry jak drugi, jeśli ich wartość wymienna jest ta sama. Niema tu żadnej różnicy ani możności rozróżnienia między rzeczami o wartości wymiennej równej“[15]. Jako wartości użytkowe, towary różnią się przedewszystkiem jakością, jako wartości wymienne mogą różnić się tylko ilością; wartość wymienna nie zawiera więc ani atomu wartości użytkowej.
Jeśli więc pominiemy wartość użytkową towarów, pozostaje im jedna tylko właściwość — ta mianowicie, że są wytworami pracy. Jednakże i sam wytwór pracy uległ niepostrzeżenie dla nas przeistoczeniu. Jeśli nie bierzemy pod uwagę jego wartości, użytkowej, to jednocześnie musimy zamknąć oczy na cielesne składniki i kształty, które nadają mu tę wartość użytkową. Obecnie nie jest on już stołem, domem, czy przędzą lub też jakąkolwiek inną użyteczną rzeczą. Wszystkie jego zmysłowe właściwości znikły. Nie jest też on już wytworem pracy stolarza, murarza, przędzarza, czy też jakiejkolwiek innej określonej pracy wytwórczej. Wraz z użytecznemi cechami wytworów znika użyteczny charakter prac w nich zawartych, znikają więc też rozmaite konkretne, określone postacie tych prac; prace te nie różnią się odtąd od siebie, lecz są wszystkie sprowadzone do jednakowej pracy ludzkiej, do oderwanej, powszechnej pracy ludzkiej.
Rozpatrzmy teraz to, co pozostało z wytworów pracy. Pozostały z nich tylko widma przedmiotów konkretnych, skrzepy włożonej w nie pracy ludzkiej niezróżniczkowanej, czyli wydatkowanej siły roboczej bez względu na sposób jej wydatkowania. Rzeczy te są już tylko wyrazem tego, że przy ich wytworzeniu została wydatkowana ludzka siła robocza, że jest w nich nagromadzona ludzka praca. Jako kryształy tej wspólnej im substancji społecznej są wartościami — wartościami towarów.
W samym stosunku zamiennym towarów ich wartość wymienna ukazuje się nam jako coś zgoła niezależnego od ich wartości użytkowych. Jeśli istotnie abstrahujemy od wartości użytkowej wytworów pracy, to otrzymamy wartość, zgodnie z podanem wyżej określeniem. A więc to coś wspólnego, co występuje najaw w stosunku zamiennym, czyli w wartości wymiennej towarów, jest to ich wartość. Dalszy bieg badania doprowadzi nas znów do wartości wymiennej, jako niezbędnego wyrazu i przejawu wartości towarów, musimy jednak wprzódy rozpatrzeć wartość niezależnie od jej formy.
Wartość użytkowa, czyli dobro, ma więc tylko dlatego wartość, że oderwana praca ludzka została w niej ucieleśniona czyli zmaterjalizowana. Jak należy mierzyć wielkość tej wartości? Ilością zawartej w niej „substancji wartościotwórczej“, czyli pracy. Ilość pracy mierzy się długością jej trwania, trwanie zaś to, czas pracy, posiada skalę w określonych jednostkach, jak godzina, dzień i t. d.
Mogłoby się wydawać, że skoro wartość towaru określona jest przez ilość pracy, wydatkowanej w czasie jego wytworzenia, to im człowiek jest bardziej leniwy lub niezręczny, tem większą wartość będzie miał towar przezeń wytworzony, gdyż tem więcej czasu nań zużyje. Lecz praca, stanowiąca substancję wartości towarów, jest to jednakowa ludzka praca, wydatkowanie tej samej ludzkiej siły roboczej. Całkowita siła robocza społeczeństwa, która znajduje wyraz w sumie wartości całego świata towarów, występuje tutaj jako jedna i ta sama ludzka siła robocza, jakkolwiek składa się z niezliczonych indywidualnych sił roboczych. Każda z tych indywidualnych sił roboczych jest tą samą ludzką siłą roboczą o tyle, o ile posiada cechy społecznej przeciętnej siły roboczej i działa jako taka społeczna i przeciętna siła robocza, a więc zużywa dla wytworzenia danego towaru tylko przeciętnie niezbędną, czyli społecznie niezbędną ilość czasu. Społecznie niezbędnym czasem pracy jest czas pracy, potrzebny do wytworzenia pewnej wartości użytkowej w istniejących, normalnych społecznych warunkach pracy przy przeciętnym stopniu umiejętności i natężenia pracy. Naprzykład po wprowadzeniu w Anglji warsztatu tkackiego, poruszanego siłą pary, dość było, być może, połowy tego czasu co dawniej do przetworzenia tej samej ilości przędzy w tkaninę. Angielski tkacz ręczny dla wykonania tego zadania zużywa, oczywiście, jak przedtem tak i potem, tę samą ilość czasu, ale wytwór jego indywidualnej godziny pracy wyobrażał teraz już tylko pół godziny społecznie niezbędnego czasu pracy i spadł dlatego do połowy swej dawnej wartości.
A więc tylko ilość społecznie niezbędnej pracy, czyli czas pracy społecznie niezbędny do wytworzenia jakiegoś przedmiotu użytecznego, wyznacza wielkość jego wartości[16]. Pojedynczy towar gra tutaj tylko rolę przeciętnego egzemplarza swego rodzaju[17]. Towary, w których zawarte są równe ilości pracy, czyli takie, które można wytworzyć w przeciągu jednakowego czasu pracy, mają więc tę samą wartość. Wartości dwóch towarów tak się mają do siebie, jak okresy pracy, niezbędnej dla ich wytworzenia. „Jako wartości, wszystkie towary są tylko określonemi ilościami skrzepłego czasu pracy“[18].
Wartość towaru pozostawałaby więc niezmienną, stałą, gdyby czas pracy, niezbędny do jego wytworzenia, był stały. Jednakże ten czas pracy zmienia się wraz z każdą zmianą wydajności pracy. Wydajność pracy zależy od najrozmaitszych okoliczności, między innemi od przeciętnego poziomu umiejętności robotnika, od stopnia rozwoju nauki i jej zastosowania do techniki przemysłowej, od społecznej organizacji procesu produkcji, od rozmiarów i wydajności środków produkcji i od warunków przyrodzonych. Ta sama ilość pracy przybiera naprzykład przy dobrym urodzaju postać 8 buszli pszenicy, przy złym urodzaju — tylko 4 buszli. Ta sama ilość pracy dostarcza w bogatych w rudę kopalniach więcej kruszcu, niż w ubogich i t. d. Diamenty napotykają się rzadko w skorupie ziemskiej i dlatego ich znalezienie wymaga, średnio licząc, tak wiele pracy, że przedstawiają one znaczną jej ilość w małej objętości. Jacob powątpiewa, czy złoto kiedykolwiek opłacało pełną swą wartość. W wyższym jeszcze stopniu stosuje się to do diamentu. Według Eschwege’go w roku 1823 cena wytworu brazylijskich kopalń diamentów przez całe 80 lat ich istnienia nie sięgała ceny przeciętnego półtorarocznego zbioru brazylijskich plantacyj cukru i kawy, choć przedstawia o wiele więcej pracy, a więc więcej wartości. Gdyby pola diamentowe były bogatsze, to ta sama ilość pracy znalazłaby wyraz w większej ilości diamentów, których wartość spadłaby. Gdyby się udało niewielką pracą przemienić węgiel w diamenty, wartość ich spadłaby, być może, niżej wartości cegły. Mówiąc ogólnie: im większa jest siła wytwórcza pracy, tem krótszy jest czas, niezbędny do wytworzenia pewnego przedmiotu, tem mniejsza jest ilość pracy, w nim skrystalizowana, i tem mniejsza jego wartość. Odwrotnie, im mniejsza wydajność pracy, tem dłuższy jest czas, potrzebny do wykonania pewnego wytworu, i tem większa jego wartość. Wartość towaru zmienia się w prostym stosunku do ilości, a odwrotnym do wydajności pracy, w nim ucieleśnionej.
Rzecz może być wartością użytkową, nie będąc wartością. Zachodzi to wtedy, gdy człowiek czerpie z niej pożytek bez pracy. Takiemi rzeczami są naprzykład powietrze, dziewicze grunty, naturalne łąki, drzewa dziko rosnące i t. d. Rzecz może być użyteczna i być wytworem ludzkiej pracy, nie będąc towarem. Kto zapomocą swego wytworu zaspakaja własną potrzebę, stwarza wprawdzie wartość użytkową, ale nie stwarza towaru. Do wytworzenia towaru trzeba nietylko wytworzyć wartość użytkową, ale wartość użytkową dla innych, wartość użytkową społeczną[19].
Wreszcie żadna rzecz nie może być wartością, jeśli nie jest przedmiotem użytecznym. Jeśli jest bezużyteczna, to i praca w niej zawarta jest bezużyteczna, nie wchodzi wogóle w rachubę jako praca i dlatego nie stwarza wartości.

2. Dwojaki charakter pracy, zawartej w towarach.

Z początku dowiedzieliśmy się, że towar ma dwa oblicza: wartość użytkową i wartość wymienną. Potem okazało się, że i praca, która znajduje wyraz w wartości, nie posiada już cech, które jej były właściwe jako twórczyni wartości użytkowych. Krytyczne wykazanie tej dwojakiej natury pracy, zawartej w towarze, jest moją zasługą[20]. Ponieważ jest to punkt wyjścia dla zrozumienia całej ekonomji politycznej, należy go tutaj dokładnie wyświetlić.
Weźmy dwa towary, naprzykład surdut i 10 łokci płótna. Przypuśćmy, że surdut ma dwa razy większą wartość od 10 łokci płótna.
Surdut jest wartością użytkową, która zaspakaja pewną szczególną potrzebę. Jest on wynikiem działalności wytwórczej, zupełnie określonej przez swój cel, przez sposób działania, przedmiot, środek i rezultat. Pracę, której użyteczność znajduje w ten sposób wyraz w wartości użytkowej jej wytworu, czyli w tem, że jej wytwór jest wartością użytkową, nazwiemy krótko pracą użyteczną. Z tego punktu widzenia rozpatrujemy ja zawsze w związku z jej użytecznym wynikiem.
Podobnie jak surdut i płótno są jakościowo różnemi wartościami użytkowemi, tak samo i prace, stwarzające je, są jakościowo różne, jako krawiectwo i tkactwo. Gdyby te rzeczy nie były wartościami użytkowemi, jakościowo różnemi, a co za tem idzie, wytworami prac użytecznych, jakościowo różnych, to nie mogłyby wcale przeciwstawiać się sobie jako towary. Surdut nie bywa wymieniany na surdut, wartość użytkowa na tę samą wartość użytkową.
W całokształcie rozmaitych wartości użytkowych, czyli materjalnych postaci towarów, znajduje wyraz ogół rozmaitych prac użytecznych, różniących się gatunkiem, rodzajem, rodziną, odmianą, innemi słowy — społeczny podział pracy. Ten podział pracy jest warunkiem istnienia produkcji towarowej, chociaż naodwrót produkcja towarowa nie jest warunkiem niezbędnym istnienia społecznego podziału pracy. W staroindyjskiej gminie praca jest podzielona społecznie, ale wytwory jej nie stają się przez to towarami. Albo też, przykład nam bliższy, w każdej fabryce praca jest systematycznie podzielona, ale ten podział nie dokonywa się w ten sposób, że robotnicy wymieniają między sobą swe indywidualne wytwory. Tylko wytwory samodzielnych i niezależnych od siebie prac jednostkowych przeciwstawiają się sobie jako towary.
Widzieliśmy więc, że w wartości użytkowej każdego towaru tkwi pewna określona, celowa działalność wytwórcza, czyli użyteczna praca. Wartości użytkowe nie mogą przeciwstawiać się sobie jako towary, jeśli prace użyteczne, tkwiące w nich, nie są jakościowo różne. W społeczeństwie, którego wytwory przybierają naogół formę towarów, to znaczy w społeczeństwie producentów towarów, ta jakościowa różnica prac użytecznych, wykonywanych niezależnie od siebie jako osobiste sprawy samodzielnych producentów, rozwija się w rozczłonkowany system, system społecznego podziału pracy.
Surdutowi jest zresztą obojętne, czy go nosić będzie krawiec czy odbiorca krawca. W obydwu wypadkach występuje on jako wartość użytkowa. Również stosunek, zachodzący między surdutem, a pracą, która go wytworzyła, nie zmienił się przez to, że krawiectwo stało się specjalnym zawodem, samodzielnym członem w społecznym podziale pracy. Człowiek, zanim stał się krawcem, krajał i szył w przeciągu całych tysiącoleci, ilekroć go przynaglała potrzeba ubrania. Ale istnienie surduta, płótna, każdego składnika materjalnego bogactwa, nie będącego bezpośrednim darem przyrody, musiało być zawsze wynikiem pewnej celowej wytwórczej działalności, przystosowującej poszczególne materjały, dane przez przyrodę, do poszczególnych potrzeb ludzkich. Jako twórczyni wartości użytkowych, jako praca użyteczna, praca jest warunkiem bytowania człowieka, niezależnym od wszelkich ustrojów społecznych, jest wieczną, przyrodzoną koniecznością, gdyż jej to zawdzięcza istnienie wymiana materji między człowiekiem a przyrodą, a więc i samo życie ludzkie.
Wartości użytkowe: surdut, płótno i t. d., jednem słowem materje towarów, są połączeniami dwóch składników: materjału danego przez przyrodę i pracy. Jeśli odejmiemy całkowitą sumę różnych użytecznych prac, tkwiących w surducie, płótnie i t. d., zawsze zostanie jakiś substrat, jakaś dana przez przyrodę materjalna reszta, która powstała bez udziału człowieka. Człowiek, wytwarzając, może działać tylko tak, jak działa przyroda, to jest zmieniać tylko formę materji[21]. Co więcej: w tej pracy kształtowania jest on bezustannie wspomagany przez siły przyrody. Praca nie jest więc jedynem źródłem wartości użytkowych przez nią wytworzonych, ani jedynem źródłem materjalnego bogactwa. Praca jest jego ojcem, jak mówi William Petty, a ziemia matką.
Przejdźmy teraz od towaru, traktowanego jako przedmiot użytku, do wartości towaru.
Według naszego założenia, surdut ma dwa razy większą wartość niż 10 łokci płótna. Lecz jest to tylko różnica ilościowa, która nas chwilowo nie interesuje. Przypominamy więc, że jeśli wartość 1 surduta jest dwa razy większa od wartości 10 łokci płótna, to 20 łokci płótna będzie miało tę samą wartość, co 1 surdut. Jako wartości, surdut i płótno są więc rzeczami z tego samego materjału, o istocie jednakowej, są przedmiotowemi wyrazami pracy jednakowej, jakkolwiek krawiectwo i tkactwo są pracami różnemi jakościowo. Jednakże istnieją stosunki społeczne, w których ten sam człowiek naprzemian szyje i tka, a więc te różne rodzaje pracy są wtedy tylko odmianami pracy tej samej jednostki, a jeszcze nie odrębnemi, stałemi czynnościami rozmaitych jednostek; podobnież surdut, który krawiec szyje dziś, i spodnie, które będzie szył jutro, są tylko odmianami tej samej pracy indywidualnej. Lecz i codzienne doświadczenie uczy, że w naszem kapitalistycznem społeczeństwie, stosownie do zmian w rodzaju zapotrzebowania pracy, pewna ilość ludzkiej pracy znajduje zastosowanie naprzemian to w krawiectwie, to w tkactwie. Ta zmiana postaci pracy nie odbywa się gładko, ale mimo to odbywa się, bo musi się odbyć. Jeśli pominiemy określoność produkcyjnej działalności, a więc i użyteczny charakter pracy, to zostanie jej tylko ta cecha, że jest wydatkowaniem ludzkiej siły roboczej. Jakkolwiek praca krawca i praca tkacza są to działalności wytwórcze jakościowo różne, jednak w obydwu wypadkach zachodzi produkcyjne użytkowanie ludzkiego mózgu, mięśni, nerwów, rąk i t. d., i w tem znaczeniu obydwie działalności są ludzką pracą. Są to tylko dwie różne formy wydatkowania ludzkiej siły roboczej. Oczywiście, sama ludzka siła robocza musi już być mniej lub więcej rozwinięta, aby być wydatkowana w tej lub innej formie. Ale wartość towaru daje wyraz ludzkiej pracy w ogóle, wydatkowaniu ludzkiej pracy jako takiej. I otóż podobnie jak w społeczeństwie burżuazyjnem generał albo bankier odgrywają dużą rolę, a człowiek jako taki, rolę bardzo niepozorną[22], tak samo rzecz się ma z pracą ludzką. Jest ona wydatkowaniem prostej siły roboczej, którą przeciętnie posiada organizm każdego człowieka bez specjalnego jej rozwijania. Zwykła przeciętna praca zmienia wprawdzie swój charakter, zależnie od kraju i epoki kultury, jednak w danem społeczeństwie jest określona. Praca złożona równa się poprostu pracy prostej spotęgowanej lub raczej pomnożonej, tak iż mniejsza ilość pracy złożonej równa się większej ilości pracy prostej. Doświadczenie uczy, że ta redukcja, to sprowadzanie jednej pracy do drugiej, stale się odbywa. Choćby towar był wytworem jak najbardziej złożonej pracy, mocą swej wartości zostaje przyrównany do wytworu pracy prostej i dlatego sam również reprezentuje tylko pewną ilość pracy prostej[23]. Różne stosunki ilościowe różnych prac do pracy prostej, jako wspólnej miary, ustalają się drogą procesu społecznego, odbywającego się poza świadomością producentów i dlatego wydaje się im, że stosunki te są zgóry przez tradycję narzucone. Dla uproszczenia będziemy odtąd wszelką siłę roboczą traktowali zgóry jako siłę roboczą prostą, oszczędzając sobie pracy dokonywania redukcji.
Jak więc przy wartościach surduta i płótna nie braliśmy pod uwagę różnicy ich wartości użytkowych, tak samo przy pracach, które ucieleśniły się w tych wartościach, pomijamy różnicę ich form użytecznych, różnicę między krawiectwem a tkactwem. Podobnie jak wartości użytkowe, surdut i płótno, są wynikiem połączenia celowych, wytwórczych czynności z suknem i przędzą, natomiast wartości surduta i płótna są tylko jednorodnemi skrzepami pracy, tak samo i prace, tkwiące w tych wartościach, wchodzą w rachubę nie jako wytwórczy stosunek do sukna i przędzy, lecz jedynie jako wydatkowanie ludzkiej siły roboczej. Prace szycia i tkania są składnikami wartości użytkowych surduta i płótna właśnie dzięki swej różnej jakości; stają się zaś substancją, tworzywem wartości surduta i płótna o tyle, o ile pominiemy ich szczególne jakości i weźmiemy pod uwagę tę wspólną im obu własność, że są ludzką pracą.
Lecz surdut i płótno są nietylko wogóle wartościami, ale są wartościami określonej wielkości; według naszego założenia, surdut wart jest dwa razy tyle, co 10 łokci płótna. Skąd pochodzi ta różnica w rozmiarach ich wartości? Stąd, że 10 łokci płótna zawiera tylko połowę pracy, zawartej w surducie, tak iż przy wytwarzaniu surduta siła robocza była wydatkowana przez czas dwa razy dłuższy, niż przy wytwarzaniu owej sztuki płótna.
Podczas gdy, ze względu na wartość użytkową, ważna jest tylko jakość pracy zawartej w towarze, to ze względu na wielkość wartości ważna jest tylko ilość pracy, sprowadzonej do pracy ludzkiej niezróżniczkowanej. Tam chodzi o odpowiedź na pytania: Co? jak? — tutaj tylko na pytania: ile? jak długo? Ponieważ wartość towaru przedstawia tylko ilość zawartej w nim pracy, więc zawsze dwa jakiekolwiek towary, wzięte w odpowiednim stosunku ilościowym, muszą, mieć tę samą wartość.
Jeśli wydajność wszystkich prac użytecznych, potrzebnych do wytworzenia, dajmy na to, surduta, pozostaje niezmieniona, to wartość surdutów wzrasta w prostym stosunku do ich ilości. Jeśli 1 surdut przedstawia, naprzykład, 3 dni pracy, to dwa surduty wyobrażają 2×3=6 dni pracy i t. d. Przypuśćmy jednak, że praca, potrzebna do wytworzenia surduta, wzrosła dwukrotnie lub zmalała do połowy. W pierwszym wypadku surdut będzie miał taką wartość, jak poprzednio dwa surduty, w drugim wypadku — dwa surduty będą przedstawiały tylko taką wartość, jaką przedtem przedstawiał jeden surdut, chociaż surdut w obydwu wypadkach oddaje te same usługi, a praca użyteczna, w nim zawarta, ma wciąż te same własności. Ale zmieniła się ilość pracy, wydatkowanej przy jego wytwarzaniu.
Większa ilość wartości użytkowej stanowi już sama przez się większe bogactwo materjalne, dwa surduty — większe, niż jeden. Zapomocą dwóch surdutów można odziać dwóch ludzi, zapomocą jednego surduta — tylko jednego człowieka i t. d. A mimo to, rosnącej masie bogactwa materjalnego może odpowiadać jednoczesny spadek jego wartości. Możliwość takich przeciwstawnych zmian jest wynikiem dwojakiego charakteru pracy. Siła wytwórcza jest, oczywiście, siłą wytwórczą użytecznej, konkretnej pracy i określa w istocie tylko skuteczność celowej działalności wytwórczej w danym okresie czasu. Praca użyteczna będzie więc bardziej lub mniej obfitem źródłem wytworów w prostym stosunku do wzrostu lub spadku swej siły wytwórczej (wydajności). Natomiast zmiana wydajności pracy sama przez się nie tyczy wcale pracy, reprezentowanej przez wartość. Ponieważ wydajność pracy jest właściwością użytecznej, konkretnej postaci pracy, nie tyczy więc już wcale pracy, z chwilą gdy bierzemy ją w oderwaniu od jej konkretnej użytecznej postaci. Dlatego ta sama praca wydaje w takich samych odstępach czasu zawsze jednakowo wielkie wartości, niezależnie od zmian swej wydajności. Ale dostarcza w równych odstępach czasu różnych ilości wartości użytkowych, więcej gdy wydajność wzrasta, mniej — gdy spada. Ta sama zmiana wydajności pracy, która zwiększa owocność pracy, a więc i masę dostarczanych przez nią wartości użytkowych, zmniejsza wartość tej zwiększonej masy, jeśli zmniejsza czas pracy, niezbędny do jej wytworzenia — i odwrotnie.
Wszelka praca jest z jednej strony wydatkowaniem ludzkiej siły roboczej w znaczeniu fizjologicznem, i w tym charakterze jednakowej pracy ludzkiej, czyli oderwanej pracy ludzkiej, tworzy wartość towarów. Wszelka praca jest z drugiej strony wydatkowaniem ludzkiej siły roboczej w szczególnej, przez cel swój określonej postaci i w tym charakterze konkretnej, użytecznej pracy tworzy wartości użytkowe[24].

3. Forma wartości czyli wartość wymienna.

Towary przychodzą na świat jako wartości użytkowe, a więc w swej cielesnej postaci, jako żelazo, płótno, pszenica i t. d. Jest to ich domorosła postać przyrodzona. Są one jednak towarami tylko dzięki swej dwoistości, dzięki temu, że są przedmiotami użytku, a zarazem nosicielami wartości. Występują więc tylko wtedy jako towary czyli wtedy tylko posiadają postać towarów, jeśli posiadają dwojaką formę bytu: formę naturalną i formę wartościową.
Przedmiotowość wartości towarów tem się różni od Imć Pani Żwawińskiej, przyjaciółki Falstaffa, że niewiadomo, gdzie ją można zastać. W rażącem przeciwieństwie do zmysłowo dotykalnej przedmiotowości ciała towaru, przedmiotowość wartości nie ma w sobie ani atomu materji przyrodzonej. Choćbyśmy więc towar kręcili i obracali na wszystkie strony, jako wartość pozostanie on nieuchwytny. Jeśli przypomnimy sobie jednak, że towary mają objektywną (przedmiotową) wartość tylko dzięki temu, że są wyrazami tej samej społecznej jednostki, pracy ludzkiej, że więc przedmiotowość ich wartości jest czysto społeczna, to stanie się rzeczą samą przez się zrozumiałą, że może ona wyjść najaw tylko w stosunku społecznym towaru do towaru. Zaczęliśmy rozbiór od wartości wymiennej, czyli od stosunku wymiennego towarów, aby odszukać ślad ukrytej tam wartości. Musimy obecnie powrócić do tej postaci, w której wartość się ujawnia.
Każdy wie, choćby nic poza tem nie wiedział, że towary posiadają, w rażącem przeciwieństwie do mnogości naturalnych postaci swych wartości użytkowych, jedną wspólną formę wartości, mianowicie formę pieniężną. Tutaj jednak staje zadanie, do którego rozwiązania burżuazyjna ekonomja nawet nie próbowała przystąpić. Należy wykazać, jak powstała ta forma pieniężna, czyli prześledzić rozwój wyrazu wartości, zawartego w stosunku wartościowym towarów, od jego najprostszej, najniepozorniejszej postaci aż do olśniewającej postaci pieniężnej. Wtedy zniknie też zagadka pieniądza.
Najprostszym stosunkiem wartościowym jest, oczywiście, stosunek wartości danego towaru do wartości jednego tylko innego towaru, zresztą dowolnego. Stosunek wartościowy dwóch towarów daje nam więc najprostszy wyraz wartości jednego towaru.

A. Prosta, pojedyncza lub przypadkowa forma wartości.
X towaru A = y towaru B lub: X towaru A warte y towaru B (20 łokci płótna = 1 surdutowi lub: 20 łokci płótna warte 1 surduta).
1. Oba bieguny wyrazu wartości: forma wartości względna i forma równoważna.

Tajemnica wszelkiej formy wartości tkwi w tej prostej formie wartości. Jej więc rozbiór przedstawia właściwą trudność.
Dwa różne towary, A i B, w naszym przykładzie płótno i surdut, odgrywają tu, rzecz widoczna, rolę niejednakową. Płótno wyraża swą wartość w surducie, surdut służy jako materjał tego wyrazu wartości. Pierwszy towar gra rolę czynną, drugi — bierną. Wartość pierwszego jest przedstawiona jako wartość względna lub, innemi słowy, znajduje się we względnej formie wartości. Drugi towar pełni funkcję równoważnika czyli znajduje się w formie równoważnej.
Forma względna i forma równoważna wartości należą do siebie, są ze sobą nierozerwalnie złączone jako dwie strony, a zarazem wykluczają się wzajemnie jako dwa przeciwległe krańce, czyli bieguny tego samego wyrazu wartości; są one rozdzielone między odmienne towary, związane ze sobą owym wyrazem wartości. Nie mogę naprzykład wyrazić wartości płótna w płótnie. 20 łokci płótna = 20 łokciom płótna — nie jest to wyraz wartości. Przeciwnie równanie to raczej mówi: 20 łokci płótna nie jest to nic innego, jak 20 łokci płótna, określona ilość przedmiotu użytkowego: płótno. Wartość płótna może więc być wyrażona tylko w sposób względny, to znaczy w innym towarze. Forma względna wartości płótna zgóry więc każe przypuszczać, że jakiś inny towar znajduje się w stosunku do niego w formie równoważnej. Z drugiej strony ten inny towar, który figuruje jako równoważnik, nie może się jednocześnie znajdować w formie względnej. Nie on to wyraża swoją wartość, lecz dostarcza tylko materjału dla wyrażenia wartości płótna.
Coprawda równanie: 20 łokci płótna = 1 surdutowi, albo 20 łokci płótna warte 1 surduta, pociąga za sobą odwrotny związek: 1 surdut = 20 łokciom płótna, lub 1 surdut wart 20 łokci płótna. Ale w tym celu muszę odwrócić równanie, aby wyrazić w sposób względny wartość surduta, a z chwilą gdy to uczynię, płótno stanie się równoważnikiem zamiast surduta. Ten sam towar nie może więc w tym samym wyrazie wartości występować w obydwu formach. One bowiem wykluczają się biegunowo, jak dwa końce odcinka linji.
To, czy towar znajduje się w formie względnej wartości, czy w przeciwstawnej jej formie równoważnej, zależy wyłącznie od miejsca, które zajmuje w wyrazie wartości, to jest zależy od tego, czy jest on tym towarem, którego wartość wyrażamy, czy też tym, za pomocą którego ją wyrażamy.

2. Względna forma wartości.
a) Treść względnej formy wartości.

Aby wykryć, w jaki to sposób prosty stosunek dwóch towarów zawiera w sobie prosty wyraz wartości towaru, trzeba najpierw ten stosunek rozpatrzeć niezależnie od jego strony ilościowej. Zwykle ekonomiści postępują wręcz odwrotnie i widzą w stosunku wartościowym wyłącznie proporcję, w której określone ilości dwóch gatunków towarów są sobie równoważne. Nie spostrzegają przytem, że wielkości rozmaitych rzeczy dają się porównywać ilościowo dopiero po sprowadzeniu ich do wspólnego mianownika. Tylko wyrażone w tej samej jednostce są one wielkościami jednoimiennemi, a więc spółmiernemi[25].
Niezależnie od tego czy 20 łokci płótna = 1 surdutowi, czy też = 20, czy = x surdutom, to jest, czy pewna ilość płótna warta mniej lub więcej surdutów, każda taka proporcja zawiera w sobie to, że płótno i surdut jako wartości są wyrażone w tej samej jednostce, że są rzeczami tej samej natury. Płótno = surdutowi — jest podstawą równania.
Ale obydwa towary, przyrównane co do jakości, nie odgrywają tej samej roli. Tylko wartość płótna zostaje wyrażona. A w jaki sposób? Przez stosunek płótna do surduta jako jego „równoważnika“, jako rzeczy nań „zamienialnej“. W tym stosunku surdut jest formą istnienia wartości, wartością ucieleśnioną, gdyż tylko w tym charakterze jest on tem samem, co płótno. Z drugiej strony to, że płótno jest wartością, występuje najaw, czyli otrzymuje samodzielny wyraz, gdyż tylko jako wartość może ono być odniesione do surduta jako do czegoś równoważnego lub nań zamienialnego. Podobnie naprzykład kwas masłowy jest ciałem rożnem od propylformatu. Obydwa jednak składają się z tych samych substancyj chemicznych — węgla (C), wodoru (H) i tlenu (O) i to w tym samym stosunku procentowym C4H8O2. Gdyby przyrównać kwas masłowy do propylformatu, to w stosunku tym po pierwsze propylformat byłby tylko formą istnienia C4H8O2, a po drugie równanie to mówiłoby, że i kwas masłowy składa się tylko z C4H8O2. Przez równanie propylformatu z kwasem masłowym wyrazilibyśmy tylko skład chemiczny kwasu masłowego w odróżnieniu od jego formy konkretnej.
Jeśli mówimy: jako wartości towary są tylko skrzepami ludzkiej pracy, to nasza analiza sprowadza je do abstrakcyjnej wartości, nie nadaje im jednak żadnej formy wartości, różnej od ich form naturalnych. Inaczej rzecz się ma przy stosunku wartościowym jednego towaru do drugiego. Jego własność posiadania wartości ujawnia się tutaj w jego stosunku do innego towaru.
Kiedy naprzykład surdut, jako wartość ucieleśniona, przyrównany zostaje do płótna, to praca w nim zawarta zostaje przyrównana do pracy zawartej w płótnie. Wprawdzie krawiectwo, a więc wytwarzanie surdutów, jest pracą konkretną, różną od tkactwa, wytwarzającego płótno, ale przyrównanie go do tkactwa faktycznie sprowadza krawiectwo do tego, co jest w obydwu pracach jednakowe, do ich wspólnego charakteru ludzkiej pracy. Jest to pośredni sposób wyrażenia myśli, że i tkactwo, o ile tka wartość, nie różni się od krawiectwa, a więc jest oderwaną pracą ludzką. Tylko dając wyraz równoważności rozmaitych towarów ujawniamy właściwy charakter pracy wartościotwórczej, gdyż sprowadzamy faktycznie rozmaite prace, tkwiące w rozmaitych towarach do tego, co im jest wspólne, do pracy ludzkiej wogóle[26].
Nie dość jednak wyrazić swoisty charakter pracy, która stanowi wartość płótna. Ludzka siła robocza w stanie płynnym, czyli ludzka praca, tworzy wartość, ale nie jest wartością. Dopiero w stanie skrzepnięcia, w cielesnej postaci, staje się wartością. Aby wyrazić wartość płótna jako skrzepu ludzkiej pracy, trzeba aby została ona wyrażona jako przedmiot, od płótna odmienny, a jednocześnie płótnu wraz z innym towarem wspólny. I oto zadanie rozwiązane.
W stosunku wartościowym surdut występuje jako coś jakościowo równego płótnu, jako rzecz tego samego rodzaju, ponieważ jest wartością. Gra tutaj rolę rzeczy, zapomocą której wartość ujawnia się, która w swej namacalnej postaci przedstawia wartość. Coprawda surdut, materjalna postać towaru-surduta, jest tu tylko wartością użytkową. Surdut sam w sobie nie jest wyrazem wartości i pod tym względem nie stoi wcale wyżej od pierwszego lepszego kawałka płótna. To dowodzi jednak tylko tego, że w ramach swego stosunku wartościowego do płótna surdut znaczy więcej niż bez poza tym stosunkiem, podobnie jak niejeden człowiek więcej znaczy w ugalonowanym surducie, niż bez niego.
Przy wytwarzaniu surduta ludzka siła robocza została w istocie wydatkowana w postaci krawiectwa. Jest więc w nim nagromadzona praca ludzka. Pod tym względem jest surdut „nosicielem wartości“, jakkolwiek ta jego własność nie przeziera z niego, nawet z jego najbardziej wytartych miejsc. I w stosunku wartościowym do płótna tylko ta jego cecha wchodzi w rachubę; występuje on jako ucieleśniona wartość, jako ciało wartości. Choćby był on zapięty na wszystkie guziki, płótno pozna w nim odrazu piękną bratnią duszę — wartość. Jednak z chwilą, gdy surdut w stosunku do płótna wyobraża wartość, natychmiast wartość przybiera dla płótna formę surduta. Podobnie gdy jednostka A spogląda na jednostkę B jako na królewski majestat, to majestat królewski przyobleka w jej oczach cielesną postać jednostki B i dlatego wraz z każdorazową zmianą ojca narodu zmienia rysy twarzy, włosy i różne jeszcze inne cechy.
W stosunku wartościowym, w którym surdut jest równoważnikiem płótna, postać surduta gra rolę postaci wartości. Wartość towaru-płótna zostaje dzięki temu wyrażona zapomocą materji towaru-surduta, wartość jednego towaru zapomocą wartości użytkowej drugiego. Jako wartość użytkowa, płótno jest przedmiotem różnym zmysłowo od surduta, jako wartość jest czemś identycznem z surdutem i wygląda dlatego jak surdut. W ten sposób otrzymuje ono formę wartości, różną od swej przyrodzonej formy. Jego własność posiadania wartości ujawnia się w jego tożsamości z surdutem, podobnie jak owcza natura chrześcijanina w jego przyrównaniu do baranka bożego.
Widzimy, że wszystko to, co nam powiedział rozbiór wartości towaru, powie nam też i samo płótno, skoro tylko zawiąże stosunek z innym towarem, surdutem. Tylko, że wyraża swe myśli w jedynym znanym sobie języku, języku towarów. Aby wypowiedzieć, że praca tylko jako oderwana ludzka praca stanowi jego wartość, płótno mówi, że surdut o tyle, o ile jest mu równy, a więc o ile jest wartością, składa się z tej samej pracy, co ono. Aby powiedzieć, że jego wzniosła wartość różna jest od jego sztywnego lnianego ciała, mówi, że wartość wygląda jak surdut, że i płótno więc samo, jako ucieleśniona wartość, i surdut są do siebie podobne jak dwie krople wody. Zauważmy mimochodem, że język towarów posiada prócz hebrajskiego jeszcze kilka innych mniej lub więcej poprawnych dialektów. Naprzykład, niemieckie słowo „Wert sein“ (mieć wartość, być wart, „wartać“, jak mówią w Galicji[27] — przyp. tłum.) mniej dobitnie niż romański czasownik valere, valer, valoir, — daje wyraz temu, że przez przyrównanie towaru B do towaru A towar A wyraża swą własną wartość. Paris vaut bien une messe! (Paryż wart mszy!).
W stosunku wartościowym forma naturalna towaru B staje się formą wartości towaru A, czyli materja towaru B — zwierciadłem wartości towaru A.[28] Towar A, gdy w ten sposób odnosi się do towaru B, jako do ucieleśnienia wartości, jako do materjalnej postaci ludzkiej pracy, czyni z wartości użytkowej B materjał wyrażenia swej własnej wartości. Wartość towaru A, wyrażona w ten sposób zapomocą wartości użytkowej towaru B, posiada formę wartości względnej.

b) Ilościowa określoność względnej formy wartości.

Każdy towar, którego wartość mamy wyrazić, jest przedmiotem użytku w określonej ilości, 15 korcy pszenicy, 100 funtów kawy i t. d. Ta określona ilość towaru zawiera określoną ilość pracy ludzkiej. Forma wartości musi więc wyrażać nietylko wartość wogóle, ale ilościowo określoną wartość, czyli wielkość wartości. W stosunku wartościowym towaru A do towaru B, płótna do surduta, nietylko jakościowo przyrównywamy rodzaj towaru, surdut, do płótna, jako ucieleśnioną wartość, ale ponadto przyrównywamy do pewnej określonej ilości płótna, naprzykład do 20 łokci, określoną ilość ucieleśnionej wartości czyli równoważnika, naprzykład 1 surdut.
Równanie: „20 łokci płótna=l surdutowi“ lub: „20 łokci płótna warte 1 surduta“ zawiera założenie, że w 1 surducie tkwi tyleż substancji wartościowej, co w 20 łokciach płótna, że obydwie ilości towarów wymagały tej samej ilości pracy, czyli równie długiego czasu pracy. Praca, niezbędna do wyprodukowania 20 łokci płótna lub 1 surduta, zmienia się jednak wraz z każdą zmianą siły wytwórczej tkactwa lub krawiectwa. Trzeba więc bliżej zbadać wpływ takich zmian na względny wyraz wartości.
I. Niechaj wartość płótna się zmienia[29], podczas gdy wartość surduta pozostaje niezmienna. Jeśli czas pracy, niezbędny do wytworzenia płótna, wzrośnie dwukrotnie, naprzykład z powodu wzrastającego wyczerpania gruntu, zasiewanego lnem, to podwoi się wartość płótna. Zamiast 20 łokci płótna = 1 surdutowi, mielibyśmy 20 łokci płótna = 2 surdutom, gdyż 1 surdut zawierałby teraz tylko połowę czasu pracy, zawartego w 20 łokciach płótna. Jeśli natomiast czas pracy, niezbędny do wytworzenia płótna, zmniejszy się o połowę, naprzykład z powodu ulepszania warsztatów tkackich, to wartość płótna spadnie do połowy. Odpowiednio do tego: 20 łokci płótna = ½ surduta. Względna wartość towaru A, to znaczy jego wartość wyrażona w towarze B wzrasta i zmniejsza się w stosunku prostym do wartości towaru A, przy niezmienionej wartości towaru B.
II. Niechaj wartość płótna będzie stała, podczas gdy wartość surduta się zmienia. Jeśli w tych warunkach czas pracy, niezbędny do produkcji surduta, wzrośnie dwukrotnie, naprzykład dzięki niepomyślnej strzyży owiec, to zamiast 20 łokci płótna = 1 surdutowi będziemy mieli: 20 łokci płótna = ½ surduta. Jeśli natomiast wartość surduta zmniejszy się o połowę, to 20 łokci płótna = 2 surdutom. Przy niezmiennej wartości towaru A, jego wartość względna, wyrażona w towarze B, wzrasta i zmniejsza się w odwrotnym stosunku do wartości. B.
Porównywając rozmaite wypadki, podane pod I i II, widzimy, że ta sama zmiana wartości względnej może być skutkiem przyczyn wręcz przeciwnych. Równanie 20 łokci płótna = 1 surdutowi zamienia się: 1) w równanie 20 łokci płótna = 2 surdutom dlatego, że wartość płótna dwukrotnie wzrosła, albo dlatego, że wartość surdutów spadła do połowy, a 2) w równanie 20 łokci płótna = ½ surduta, ponieważ wartość płótna spadła do połowy, albo wartość surduta wzrosła dwukrotnie.
III. Niechaj ilości pracy, niezbędne dla wytworzenia płótna i surduta, zmieniają, się jednocześnie w tym samym kierunku i w tym samym stosunku. W tym wypadku będziemy mieli wciąż 20 łokci płótna = 1 surdutowi, jakimkolwiek zmianom ulegną ich wartości. Można odkryć zmianę ich wartości przez porównanie z trzecim towarem, którego wartość pozostała niezmienna. Gdyby wartości wszystkich towarów wzrosły lub zmalały jednocześnie w tym samym stosunku, to wartości ich względne pozostałyby niezmienione. O rzeczywistej zmianie ich wartości dowiedzielibyśmy się, spostrzegając, że w tym samym czasie praca wydawałaby ogólnie mniejszą lub większą ilość towarów, niż poprzednio.
IV. Niechaj okresy pracy, niezbędne do wyprodukowania płótna i surduta, a więc i ich wartości, zmieniają się jednocześnie w tym samym kierunku, ale nie w tym samym stopniu, lub w przeciwnym kierunku i t. d. Wpływ wszystkich takich możliwych połączeń na wartość względną danego towaru wynika z prostego zastosowania reguł I, II i III.
Istotne zmiany wartości nie odzwierciedlają się więc ani niedwuznacznie, ani wyczerpująco w jej względnym wyrazie, czyli w wielkości wartości względnej. Wartość względna towaru może się zmieniać, jakkolwiek wartość jego pozostała niezmieniona. Jego wartość względna może pozostać stała, jakkolwiek jego wartość się zmieniła. Wreszcie jednoczesne zmiany wartości i jej względnego wyrazu wcale nie muszą być jednakowe[30].

3. Forma równoważna.

Widzieliśmy, że kiedy towar A (płótno) wyraża swoją wartość w wartości użytkowej pewnego odmiennego towaru B (surduta), to narzuca mu pewną szczególną formę wartości: formę równoważną. Towar-płótno w tem ujawnia istotę swej wartości, że surdut, nie przybierając formy wartości różnej od swej cielesnej postaci, jest mu równoważny. Płótno wyraża więc przez to swą własną wartość, że surdut jest na nie bezpośrednio zamienialny. Forma równoważna towaru jest to więc forma jego bezpośredniej zamienialności na inny towar.
Kiedy jeden rodzaj towaru, np. surdut, jest równoważnikiem innego rodzaju towaru, np. płótna, kiedy więc surduty otrzymują, tę charakterystyczną własność, że są bezpośrednio zamienialne na płótno, to przez to jeszcze wcale nie jest wyznaczona proporcja, w jakiej surduty i płótno zamieniają się na siebie. Skoro wartość płótna jest dana, to proporcja ta zależy od wartości surdutów. Niezależnie od tego, czy surdut występuje jako równoważnik, a płótno jako wartość względna, czy też odwrotnie, płótno, jako równoważnik, a surdut jako wartość względna, wartość surduta jest w obydwu wypadkach określona przez czas pracy, niezbędny do jego wytworzenia, a więc nie zależy od formy jego wartości. Ale z chwilą, gdy w wyrazie wartości towar-surdut zajmie miejsce równoważnika, wielkość wartości jego nie otrzymuje wcale wyrazu, jako wielkość wartości. Figuruje ona w równaniu wartości tylko jako określona ilość pewnej rzeczy.
Naprzykład: 40 łokci płótna „warte“ — wiele? 2 surduty. Ponieważ towar-surdut gra tutaj rolę równoważnika, a wartość użytkowa-surdut w stosunku do płótna występuje jako ucieleśnienie wartości, to określona ilość surdutów może być wyrazem określonej ilości wartości płótna. Dlatego 2 surduty mogą być wyrazem wartości 40 łokci płótna, ale nie mogą w żaden sposób być wyrazem swej własnej wartości, wartości surdutów. Powierzchowne pojmowanie tego faktu, że równoważnik w równaniu wartości zawsze posiada tylko formę zwykłej ilości jakiejś rzeczy, jakiejś wartości użytkowej, doprowadziło Bailey’a, podobnie jak licznych jego poprzedników i następców, do tego, że widział w wyrazie wartości stosunek tylko ilościowy. Otóż forma równoważna jakiegoś towaru raczej nie zawiera wcale ilościowego określenia wartości.
Oto więc pierwsza osobliwość, zwracająca uwagę przy rozpatrywaniu formy równoważnej. Wartość użytkowa staje się formą, w której się przejawia jej przeciwieństwo — wartość.
Przyrodzona postać towaru staje się postacią wartości. Ale zauważmy, że to qui pro quo (zamiana ról) zachodzi dla towaru B (surdut, żelazo, pszenica i t. d.) tylko w obrębie stosunku wartościowego do towaru A (płótno i t. d.), tylko w granicach tej zależności. Ponieważ żaden towar nie może być odniesiony do samego siebie, jako do równoważnika, a więc też nie może swej postaci przyrodzonej uczynić wyrazem swej własnej wartości, zatem musi być odniesiony do innego towaru, jako do równoważnika, czyli uczynić z powłoki cielesnej innego towaru formę swej własnej wartości.
Uzmysłowimy te stosunki na przykładzie miary, stosowanej do towarów jako do ciał materjalnych, jako do wartości użytkowych. Głowa cukru, ponieważ jest ciałem, jest ciężka i posiada wagę, ale nie można tej wagi stwierdzić zapomocą oglądania lub dotykania głowy cukru. Bierzemy różne kawałki żelaza, których ciężar został uprzednio wyznaczony. Postać materjalna żelaza, jako taka, tak samo nie jest formą zewnętrzną ciężkości jak i postać głowy cukru. Jednak, ażeby wyrazić wagę głowy cukru, określamy jej stosunek wagowy do żelaza. W tym stosunku żelazo występuje jako ciało, które nie przedstawia nic, prócz ciężkości. Ilości żelaza służą przeto jako miara wagi cukru i wobec cukru wyobrażają jedynie postać ciężkości, są formą przejawiania się ciężkości. Tę rolę odgrywa żelazo tylko w obrębie swego stosunku do cukru lub jakiegokolwiek innego ciała, którego ciężar ma zostać określony. Gdyby obydwie rzeczy nie były ciężkie, nie mogłyby wstąpić w ten stosunek wzajemny i przeto jedna nie mogłaby być wyrazem ciężkości drugiej. Gdy rzucamy obydwie na szale wagi, widzimy istotnie, że jako ciężary są one tem samem, i dlatego w odpowiedniej proporcji mają tę samą wagę. Podobnie jak materja żelaza występuje jako miara wagi w stosunku do głowy cukru, tak samo w naszym wyrazie wartości materja surduta występuje w stosunku do płótna jako miara wartości.
Ale tutaj kończy się analogja (zgodność). Żelazo, wyrażając wagę głowy cukru, wyobraża własność przyrodzoną, wspólną obu ciałom, ich ciężkość, podczas gdy surdut, wyrażając wartość płótna, wyobraża nadprzyrodzoną własność obu rzeczy: ich wartość, coś czysto społecznego.
Dzięki temu, że forma względna wartości towaru, naprzykład płótna, wyraża jego wartość jako coś zupełnie różnego od ciała towaru i jego własności, naprzykład jako coś równego surdutowi, sam ten wyraz zdradza ukryty w sobie stosunek natury społecznej. Wręcz odwrotnie rzecz się ma z formą równoważną. Polega ona właśnie na tem, że ciało towaru, naprz. surdut, że ta rzecz konkretna wyraża wartość, a więc posiada formę wartości. Wprawdzie zachodzi to tylko w obrębie stosunku wartościowego, w którym towar-płótno odniesiony jest do towaru-surduta, jako do równoważnika[31]; ponieważ jednak własności rzeczy nie wynikają z jej stosunku do innych rzeczy, lecz raczej ujawniają się w takim stosunku, więc też wydaje się, że surdut swoją formę równoważną, swoją własność bezpośredniej zamienialności, posiada tak samo z przyrodzenia, jak swą ciężkość, lub własność chronienia od zimna. Stąd zagadkowość formy równoważnej, którą spostrzega tępy wzrok burżuazyjnego ekonomisty dopiero wtedy, gdy forma ta występuje w swej skończonej pieniężnej postaci. Wtedy stara się on rozwiać mistyczny charakter złota i srebra przez to, że podsuwa zamiast nich mniej olśniewające towary i recytuje z niesłabnącem zadowoleniem katalog tych towarów-hołyszów, które niegdyś grały rolę równoważnika towarowego. Nie przeczuwa nawet, że już najprostszy wyraz wartości, jak 20 łokci płótna=1 surdutowi, pozwala rozwiązać zagadkę formy równoważnej.
Materja towaru, będącego równoważnikiem innego towaru, występuje zawsze jako wcielenie oderwanej pracy ludzkiej i jest zawsze wytworem określonej, użytecznej, konkretnej pracy. Ta więc praca konkretna staje się wyrazem oderwanej pracy ludzkiej. Jeśli surdut naprzykład występuje jedynie w charakterze ucieleśnienia oderwanej pracy ludzkiej, to krawiectwo, które się w istocie w surducie urzeczywistnia, jest wyrazem tego ucieleśnienia się pracy. Gdy wyrażamy wartość płótna w surdutach, to użyteczność pracy krawca polega nie na tem, że robi ubrania (a co za tem idzie — i ludzi), ale na tem, że stwarza ciało, po którem poznać, że posiada wartość, że jest skrzepem pracy, w niczem się nie różniącej od pracy, ucieleśnionej w wartości płótna. Praca krawca, aby stać się takiem zwierciadłem wartości, winna odzwierciedlać wyłącznie tę swoją własność oderwaną, że jest ludzką pracą.
Siła robocza ludzka zostaje wydatkowana zarówno w krawiectwie, jak w tkactwie. Obydwa te rodzaje pracy posiadają tę ogólną własność, że są pracą ludzką i mogą być rozpatrywane wobec tego w niektórych wypadkach, naprzykład gdy chodzi o wytwarzanie wartości, wyłącznie pod tym kątem widzenia. W tem niema nic tajemniczego. Ale w wyrazie wartości towaru rzecz się ma odwrotnie. Aby naprzykład wyrazić, że tkactwo stwarza wartość płótna nie dzięki swej konkretnej postaci, jako tkactwo, lecz dzięki swej ogólnej własności, jako praca ludzka, przeciwstawiamy mu krawiectwo, pracę konkretną, wytwarzającą równoważnik płótna, jako uchwytną formę ucieleśniania pracy ludzkiej oderwanej.
Jest to więc drugą osobliwością formy równoważnej, że praca konkretna staje się przejawem swego przeciwieństwa, pracy ludzkiej oderwanej.
Jednak dzięki temu, że ta konkretna praca, praca krawca, gra rolę wyłącznie wyrazu niezróżniczkowanej pracy ludzkiej, może być ona przyrównana do innej pracy tkwiącej w płótnie i dlatego, chociaż jest pracą prywatną, podobnie jak wszelka inna praca, wytwarzająca towary, to jednak jest pracą bezpośrednio społeczną. Właśnie dlatego realizuje się ona w wytworze, który może być bezpośrednio zamieniany na inny towar. Jest to więc trzecią osobliwością formy równoważnej, że praca prywatna staje się wyrazem swego przeciwieństwa, staje się pracą bezpośrednio społeczną.
Obydwie ostatnio wykazane właściwości formy równoważnej staną się jeszcze bardziej zrozumiałe, gdy cofniemy się do wielkiego badacza, który pierwszy analizował formę wartości, podobnie jak wiele innych form czy to myśli, czy społeczeństwa, czy przyrody. Jest nim Arystoteles.
Przedewszystkiem Arystoteles jasno wyraża myśl, że forma pieniężna towaru jest tylko wyższym szczeblem w rozwoju prostej formy wartości, czyli wyrażania wartości towaru w jakimkolwiek innym towarze, gdyż mówi:
„5 łóżek = 1 domowi“ („Klinai pénte ánti oikias“) „nie różni się od“:
„5 łóżek = takiej a takiej sumie pieniędzy“. („Klinai pénte ánti... hósu hai pénte klinai“).
Zdaje on sobie dalej sprawę z tego, że stosunek wartościowy, zawarty w tym wyrazie wartości, ze swej strony wymaga, aby dom był przyrównany do łóżka pod względem jakościowym, oraz z tego, że te dwie rzeczy, tak odmienne co do swych zmysłowych własności, nie mogłyby być porównywane ilościowo jako wielkości spółmierne bez owej tożsamości swej substancji. „Nie może być“, mówi on, „zamiany bez równości, a równości bez współmierności“. („ut’isotés mé úses symmetrias“). Tu jednak utknął i poniechał dalszego rozbioru formy wartości. „Jednak w rzeczywistości niepodobna („tê mèn aletheia adynaton“) aby rzeczy tak odmienne były ze sobą spółmierne“, to jest, aby były równe co do jakości. Przyrównanie ich jest więc niezgodne z prawdziwą naturą rzeczy, a więc jest tylko „środkiem pomocniczym dla praktycznej potrzeby[32]”.
Arystoteles sam więc mówi nam, o co się rozbił jego rozbiór, mianowicie o brak pojęcia wartości. Co jest tem czemś wspólnem, tą wspólną substancją, której dom jest przedstawicielem wobec łóżka w wyrazie wartości łóżka? Coś podobnego „nie może naprawdę istnieć“ mówi Arystoteles. Dlaczego? Dom jest wobec łóżka przedstawicielem czegoś mu równego o tyle, o ile przedstawia to, co łóżku i domowi jest istotnie wspólne. A tem jest — praca ludzka.
Ale Arystoteles nie mógł z samej formy wartości wyczytać tego, że w formie wartości towarów wszystkie prace są wyrażone jako jednakowa praca ludzka, a więc jako prace o równem znaczeniu, gdyż społeczeństwo greckie opierało się na pracy niewolników, a więc nierówność ludzi i ich sił roboczych była jego podstawą naturalną. Tajemnica wyrazu wartości, polegająca na równości i równoważności wszystkich prac, dlatego że są i o ile są pracą ludzką wogóle, mogła odsłonić się dopiero wtedy, gdy przekonanie o równości ludzi stało się mocne jak przesąd ludowy. To zaś stało się możliwe dopiero w społeczeństwie, w którem forma towarowa stała się powszechną formą wytworu pracy, a wzajemny stosunek ludzi, jako posiadaczy towarów — panującym stosunkiem społecznym. W tem już jednak jaśnieje genjusz Arystotelesa, że w wyrazie wartości towarów dostrzegł on i odkrył stosunek równości. Jedynie ograniczenie widnokręgu przez ramy ustroju społecznego, w którym żył, przeszkodziło mu w znalezieniu tego, co „naprawdę“ jest treścią tego stosunku równości.

4. Całość prostej formy wartości.

Prosta forma wartości towaru zasadza się na jego stosunku wartościowym do innego towaru, czyli na jego stosunku zamiennym z innym towarem. Wartość towaru A wyrażamy jakościowo bezpośrednią, zamienialnością towaru B na towar A. Ilościowym wyrazem wartości jest możność zamiany pewnej określonej ilości towaru B na zgóry oznaczoną ilość towaru A. Innemi słowy: wartość towaru wyraża się samodzielnie przez to, że występuje jako „wartość wymienna”. Jeśli na początku tego rozdziału mówiliśmy, używając potocznego w ekonomji języka, że towar jest wartością użytkową i jednocześnie wartością wymienną, to było to, ściśle rzecz biorąc, sformułowanie błędne. Towar jest wartością użytkową, czyli przedmiotem użytku, oraz jest „wartością”. Ujawnia on te obydwie swoje strony wtedy, gdy jego wartość znajduje własną formę zewnętrzną, różną od przyrodzonej formy towaru, mianowicie formę wartości wymiennej; formy tej towar nie posiada nigdy sam, rozpatrywany osobno, lecz wyłącznie w stosunku zamiennym do innego towaru.
Z chwilą, gdyśmy to ustalili, używanie jednego słowa zamiast drugiego nie wywoła zamieszania i może być stosowane dla skrócenia.
Rozbiór nasz udowodnił, że nie wartość i wielkość wartości wynikają ze swego wyrazu, t. j. z wartości wymiennej, lecz przeciwnie, forma wartości czyli wyraz wartości towaru wynika z istoty tej wartości. A właśnie to pierwsze mniemanie omamiło nietylko merkantylistów i ich nowoczesnych wskrzesicieli, jak Ferrier, Ganilh i t. d.[33], ale również ich antypodów, współczesnych komiwojażerów wolnohandlowych, jak Bastiat i spółka.
Merkantyliści kładą największy nacisk na jakościową stronę wyrazu wartości, a więc na równoważną formę towaru, znajdującą w pieniądzu swą skończoną postać; nowocześni kramarze wolnohandlowi, którzy muszą wyprzedać za wszelką cenę swój towar, kładą nacisk na ilościową stronę względnej formy wartości. Dla nich nie istnieją więc wartość ani wielkość wartości towaru poza ich wyrazem w stosunku zamiennym, a więc poza cedułą giełdy towarowej. Szkot Mac Leod, którego powołaniem stało się ubieranie beznadziejnie pogmatwanych poglądów Lombardstreet'u[34] w szatę pozornej uczoności, przedstawia doskonałą syntezę zabobonnych merkantylistów i oświeconych wolnohandlarzy.
Przy bliższem zbadaniu wyrazu wartości towaru A, zawartego w jego stosunku zamiennym do towaru B, zobaczyliśmy, że w tym stosunku forma przyrodzona towaru A występuje tylko jako wartość użytkowa, forma zaś przyrodzona towaru B jedynie jako postać wartości. Wewnętrzne przeciwieństwo między wartością użytkową a wartością, utajone w towarze, ujawnia się tu w przeciwieństwie zewnętrznem, to jest w stosunku dwóch towarów, przyczem towar, którego wartość wyrażamy, występuje tylko jako wartość użytkowa, towar zaś zapomocą którego ją wyrażamy — jedynie jako wartość wymienna. Prosta forma wartości towaru jest więc formą, w której się w prosty sposób wyraża tkwiące w towarze przeciwieństwo wartości użytkowej i wartości.
Wytwór pracy jest w każdym ustroju społecznym przedmiotem użytku, ale jedna tylko określona epoka w rozwoju historycznym przeistacza wytwór pracy w towar, mianowicie ta, w której praca wydatkowana przy wytwarzaniu przedmiotu użytecznego przybiera charakter „przedmiotowej“ własności tego przedmiotu, mianowicie jego wartości. Wynika stąd, że prosta forma wartości towaru jest jednocześnie pierwotną formą, przedstawiającą wytwór pracy jako towar, tak iż rozwój formy towarowej utożsamia się z rozwojem formy wartości.
Na pierwszy rzut oka widać niedostateczność prostej formy wartości, tej formy zarodkowej, która dopiero poprzez liczne metamorfozy (przeobrażenia) rozwija się w formę ceny.
Wyrażanie wartości towaru A za pomocą jakiegokolwiek towaru B odróżnia tę wartość jedynie od jego własnej wartości użytkowej i stwarza stosunek zamienny pomiędzy nim a jednym tylko odmiennym odeń gatunkiem towaru, lecz nie wyraża jego jakościowej równości i ilościowego stosunku z wszystkiemi innemi towarami. Prostej formie wartości względnej towaru odpowiada jedna tylko forma równoważna innego towaru. Tak naprzykład surdut w wyrazie względnej wartości płótna posiada formę równoważną, czyli formę bezpośredniej zamienialności, jedynie w stosunku do jednego tylko gatunku towaru, do płótna.
Jednakże pojedyńcza forma wartości sama przechodzi w formę pełniejszą. Wprawdzie wyraża ona wartość towaru A w jednym tylko towarze innego rodzaju, lecz sam rodzaj tego drugiego towaru jest zupełnie dowolny, może to być surdut, żelazo, pszenica i t. d. Zależnie więc od tego, z jakim rodzajem towaru towar A wstępuje w stosunek zamienny, otrzymamy różne proste wyrazy wartości tego samego towaru[35]. Tyleż więc jest możliwych wyrazów wartości towaru, ile jest odmiennych rodzajów towarów. Pojedynczy wyraz wartości towaru przeistacza się w szereg różnych prostych wyrazów jego wartości, szereg, który możemy przedłużać dowolnie.

B. Forma wartości pełna czyli rozwinięta
Z towaru A = U towaru B, lub = V towaru C, lub = W towaru D lub = X towaru E, lub = i t. d.

(20 łokci płótna = 1 surdutowi lub = 10 f. herbaty, lub = 40 f. kawy, lub = 1 korcowi pszenicy, lub = 2 uncjom złota, lub = ½ tonny żelaza, lub = i t. d.)

1. Względna forma wartości rozwinięta.

Wartość danego towaru, np. płótna, jest teraz wyrażona zapomocą niezliczonych innych składników świata towarowego. Wszelki odmienny rodzaj towaru służy jako zwierciadło wartości płótna[36]. W ten sposób dopiero uwydatnia się to, że wartość jest skrzepem pracy ludzkiej, niezależnie od jej rodzaju, gdyż praca wartościotwórcza jest tutaj wyraźnie przedstawiona jako praca i przyrównana do wszelkiej innej pracy ludzkiej, niezależnie od jej przyrodzonej postaci, niezależnie od tego, czy wcieleniem tej pracy jest surdut, czy pszenica, czy żelazo, czy złoto i t. d. Dzięki swej formie wartości płótno wstępuje teraz w stosunek społeczny już nie tylko do jednego rodzaju towaru lecz do całej społeczności towarów. Jako towar jest obywatelem tej społeczności. Jednocześnie nieskończony szereg wyrazów wartości uwydatnia to, że dla wartości towaru obojętna jest ta szczególna postać wartości użytkowej, w której się przejawia.
W pierwszej formie: 20 łokci płótna = 1 surdutowi, może to się wydawać przypadkiem, że te dwa towary zamieniane są na siebie w pewnym określonym stosunku ilościowym. Przy drugiej formie natomiast uderza odrazu prawidłowość, niezależna od przypadku i wyjaśniająca oddzielne przypadki. Wartość płótna pozostanie niezmieniona, czy ją wyrazimy w surdutach, czy w kawie, czy w żelazie, w niezliczonych towarach, należących do najrozmaitszych właścicieli. Przypadkowość stosunku dwóch indywidualnych właścicieli towarów znika. Staje się rzeczą oczywistą, że nie zamiana określa wielkość wartości towaru, lecz przeciwnie, wartość towaru wyznacza jego stosunki zamienne.

2. Forma równoważna szczególna.

Każdy towar, surdut, herbata, pszenica, żelazo i t. d. w wyrazie wartości płótna może być równoważnikiem, a więc materjałem wartości. Przyrodzona postać każdego z tych towarów staje się teraz szczególną formą równoważną, obok wielu innych. Jednocześnie różne rodzaje określonej użytecznej pracy, zawarte w rozmaitych towarach, przedstawiają obecnie tyleż rozmaitych postaci czyli przejawów pracy ludzkiej wogóle.

3. Braki formy wartości pełnej lub rozwiniętej.

Po pierwsze, względny wyraz wartości towaru jest niezupełny, gdyż szereg jego wyrazów nie kończy się nigdy.
Łańcuch, którego ogniwami są poszczególne równania wartościowe, może być przedłużony, ilekroć weźmiemy pod uwagę nowy gatunek towaru, który da nam materjał do nowego wyrazu wartości. Po drugie, forma ta tworzy pstrą i rozpadającą się mozajkę najrozmaitszych wyrazów wartości. Wreszcie, jeśli przedstawimy jak należy wartość każdego towaru w tej rozwiniętej formie, to otrzymamy tyle różnych szeregów nieskończonych, ile jest towarów.
Braki rozwiniętej formy względnej mają swój odpowiednik w brakach formy równoważnej. Ponieważ postać przyrodzona każdego rodzaju towaru dostarcza tu formy równoważnej szczególnej obok niezliczonych innych form równoważnych, więc istnieją wogóle tylko ograniczone formy równoważne, z których każda wyklucza drugą. Również i rodzaj określonej pracy użytecznej, zawartej w poszczególnym równoważniku towarowym, jest tylko jedną szczególną, a więc niewyczerpującą postacią pracy ludzkiej. Praca ta znajduje wprawdzie zupełny, całkowity wyraz zewnętrzny w całokształcie owych poszczególnych wyrazów, lecz brak jej w ten sposób jednolitego, stałego wyrazu.
Rozwinięta forma wartości względnej składa się jednak ze sumy prostych wyrazów wartości względnej, czyli z równań formy prostej, jak następuje:
20 łokci płótna = 1 surdutowi,
20 łokci płótna = 10 funtom herbaty i t. d.
Każde zaś z tych równań pociąga za sobą i równanie odwrócone:
1 surdut = 20 łokciom płótna,
10 f. herbaty = 20 łokciom płótna i t. d.

Istotnie: jeśli ktoś zamienia swe płótno na rozmaite inne towary, to odwrotnie posiadacze tych innych towarów zmuszeni są zamienić je na płótno, czyli wyrażać ich wartość zapomocą tego samego trzeciego towaru: płótna. — Jeśli więc odwrócimy szereg: 20 łokci płótna = 1 surdutowi lub = 10 f. herbaty, lub = i t. d., to jest jeżeli wyrazimy związki odwrotne, tkwiące już z natury w tym szeregu, to powstanie:

C. Ogólna forma wartości.
1
10
40
1
2
½
x
 
surdut =
f. herbaty =
funtów kawy =
korzec pszenicy =
uncje złota =
tonny żelaza =
towaru A =
i t. d. =
20 łokciom płótna.
1. Zmieniony charakter formy wartości.

Obecnie towary wyrażają swą wartość po pierwsze w sposób prosty, bo w jednym tylko towarze, po drugie jednolicie, bo wszystkie w tym samym towarze. Ich forma wartości jest prosta i wspólna, a więc ogólna.
Formy A (prosta) i B (rozwinięta) wyrażały jedynie to, że wartość towaru jest czemś różnem od jego własnej wartości użytkowej, czyli od materjalnej postaci towaru.
Pierwsza forma prowadziła do równań w rodzaju: 1 surdut = 20 łokciom płótna, 10 f. herbaty = ½ tonny żelaza i t. d. Wartość surduta jest przedstawiona jako coś równego płótnu, wartość herbaty jako coś równego żelazu i t. d., ale te wyrazy wartości surduta i herbaty — to coś równego płótnu, coś równego żelazu — różnią się między sobą jak płótno i żelazo. Forma ta, oczywiście, występuje w życiu jedynie w czasach pierwotnych, kiedy to wytwory pracy tylko czasami i dzięki przypadkowi stawały się towarami.
Druga forma odróżnia dokładniej niż pierwsza wartość towaru od jego własnej wartości użytkowej, gdyż wartość naprzykład surduta przeciwstawia się jego formie przyrodzonej w najrozmaitszych postaciach, jako coś równego płótnu, żelazu, herbacie i t. d., wszystkiemu, byle nie surdutowi. Z drugiej strony niema tu mowy o wspólnym wyrazie wartości towarów, gdyż w wyrazie wartości każdego towaru wszystkie inne towary występują obecnie tylko w postaci równoważników. Forma rozwinięta występuje faktycznie dopiero wtedy, gdy zamiana jakiegoś wytworu pracy, naprzykład bydła, na różne inne towary, nie zdarza się już tylko przypadkiem, ale wchodzi w zwyczaj.
Forma C, którą osiągnęliśmy ostatnio, wyraża wartości świata towarów zapomocą jednego i tego samego odrębnego rodzaju towaru, naprzykład zapomocą płótna, i przedstawia w ten sposób wartości wszystkich towarów, przyrównywając je do płótna. Na mocy tego przyrównania do płótna wartość towaru różni się teraz nietylko od wartości użytkowej tegoż towaru, ale i od wszelkiej wartości użytkowej i właśnie dzięki temu występuje jako to, co jest wspólne wszystkim towarom. Dopiero ta forma ustosunkowuje do siebie wszystkie towary jako wartości, czyli przeciwstawia je sobie, jako wartości wymienne.
Obie poprzednie formy wyrażają wartość każdego towaru bądź w jednym jedynym, odmiennym odeń towarze, bądź wszeregu licznych, różnych odeń towarów. W obu wypadkach nadanie sobie formy wartości jest, że tak powiem prywatną sprawą towaru, którą załatwia on sam dla siebie, nie oglądając się na inne towary. Te odgrywają jedynie bierną rolę równoważników. Natomiast ogólna forma wartości jest wspólnem dziełem społeczności towarów. Towar przybiera ogólną formę wartości tylko dzięki temu, że jednocześnie wszystkie inne towary wyrażają swą wartość w tym samym równoważniku i każdy nowoprzybyły towar musi iść w ich ślady. Przez to uwidocznia się, że wartość towarów, skoro istnieje tylko jako ich „byt społeczny“, przeto może być wyrażona jedynie przez całokształt stosunków społecznych towarów, a więc ich forma wartości musi być formą społeczną.
Towary przez swe przyrównanie do płótna występują obecnie nietylko jako jakościowe równe, jako wartości wogóle, ale jednocześnie jako wielkości porównywalne ilościowo. Ponieważ ten sam materjał, płótno, służy wszystkim jako zwierciadło ich wartości, więc wartości te możemy ze sobą zestawiać. Naprzykład 10 funtów herbaty = 20 łokciom płótna i 40 funtów kawy = 20 łokciom płótna. A zatem 10 funtów herbaty = 40 funtom kawy, czyli w 1 funcie kawy tkwi cztery razy mniej substancji wartościowej, pracy, niż w 1 funcie herbaty.
Ogólna forma względna wartości nadaje wyróżnionemu towarowi równoważnemu, tym razem płótnu, charakter powszechnego równoważnika. Jego postać przyrodzona staje się ogólną postacią wartości świata towarowego, płótno staje się bezpośrednio zamienialne na wszystkie inne towary. Jego cielesna postać staje się widomem wcieleniem, powszechnem uosobieniem wszelkiej pracy ludzkiej. Tkactwo, praca jednostkowa, która wytworzyła płótno, przybiera charakter pracy ogólno społecznej, zrównanej z wszystkiemi innemi pracami. Niezliczone równania, z których składa się ogólna forma wartości, kolejno przyrównywają pracę ucieleśnioną w płótnie do pracy zawartej w każdym innym towarze i w ten sposób nadają tkactwu postać ogólnego wyrazu pracy ludzkiej. W ten sposób praca ucieleśniona w wartości towaru nietylko zostaje przedstawiona negatywnie, jako praca, której odjęto myślowo wszelką konkretną postać i wszystkie pożyteczne właściwości rzeczywistej pracy, ale i jej własne dodatnie cechy występują wyraziście. Uosabia ona sprowadzenie wszystkich rzeczywistych prac do ich wspólnego charakteru ludzkiej pracy, do wydatkowania ludzkiej siły roboczej.
Ogólna forma wartości, przedstawiająca wytwory pracy jako skrzepy niezróżniczkowanej pracy ludzkiej, przez samą swą budowę wskazuje, że jest wyrazicielką społeczną świata towarowego, że więc w świecie tym ogólnoludzki charakter pracy stanowi jego charakterystyczną cechę społeczną.

2. Rozwój i wzajemny stosunek formy względnej i formy równoważnej.

Forma równoważna rozwija się równolegle i odpowiednio do względnej formy wartości. Lecz należy wziąć pod uwagę, że rozwój pierwszej jest wynikiem i wyrazem rozwoju drugiej.
Względna forma wartości prosta lub pojedyńcza nadaje jednemu tylko towarowi charakter równoważnika. Forma rozwinięta wartości względnej, wyrażając wartość jednego towaru we wszystkich innych towarach, nadaje im postać rozmaitych szczególnych równoważników. Wreszcie pewien szczególny rodzaj towarów przybiera formę równoważną ogólną, gdyż wszystkie inne towary czynią zeń materjał swej jednolitej ogólnej formy wartości.
W tym samym jednak stopniu, w jakim rozwija się forma wartości, rozwija się też przeciwieństwo między obu jej biegunami: formą wartości względną a formą równoważną.
Już pierwsza forma — 20 łokci płótna = 1 surdutowi — zawiera to przeciwieństwo, lecz nie utrwala go. Zależnie od tego czy czytamy to równanie wprost, czy wspak, każdy z towarów przeciwstawnych, surdut i płótno, przybiera to formę względną wartości, to znowu formę równoważną. Trudno tu jeszcze uchwycić biegunową przeciwstawność.
W formie B zawsze tylko jeden rodzaj towaru rozwija całkowicie swą, względną wartość, czyli on jeden tylko posiada rozwiniętą formę względną wartości, dzięki temu i o tyle, o ile wszystkie inne towary znajdują się w stosunku do niego w formie równoważnej. Tutaj nie możemy już wprost przestawić obu stron równania wartościowego — jak 20 łokci płótna = 1 surdutowi lub = 10 fun. herbaty, lub = 1 korcowi pszenicy i t. d. — nie zmieniając jego ogólnego charakteru, takie bowiem odwrócenie przemieni formę rozwiniętą w formę ogólną.
Ta forma ogólna, forma C, nadaje światu towarów ogólnospołeczną formę wartości względną, dzięki temu i o tyle, o ile wyklucza wszystkie towary, z wyjątkiem jednego z ogólnej formy równoważnej. Jeden towar, płótno, ma formę bezpośredniej zamienialności na wszystkie inne towary czyli formę bezpośrednio społeczną dzięki temu i o tyle, o ile wszystkie inne towary nie mają tej formy[37].
Odwrotnie, dla towaru, który odgrywa rolę ogólnego równoważnika, niema miejsca w jednolitej ogólnej formie wartości względnej. Gdyby bowiem płótno, czyli towar grający rolę ogólnego równoważnika, znajdowało się samo w formie względnej, musiałoby być swym własnym równoważnikiem. Otrzymalibyśmy wówczas równanie: 20 łokci płótna = 20 łokciom płótna, czyli tautologję[38], która nie wyrażałaby ani wartości, ani jej wielkości. Aby dać wyraz wartości względnej ogólnego równoważnika, musimy odwrócić formę C. Nie posiada on wspólnej formy wartości względnej z innemi towarami, lecz wartość swą wyraża zapomocą nieskończonego szeregu innych towarów. W taki sposób rozwinięta forma wartości względna czyli forma B nabiera charakteru specyficznej (szczególnej) formy wartości względnej towaru, będącego powszechnym równoważnikiem.

3. Przejście od ogólnej formy wartości do formy pieniężnej.

Ogólna forma równoważna jest formą wartości wogóle, może więc należeć do każdego towaru. Z drugiej strony dany towar znajduje się w tej ogólnej formie równoważnej (formie C) dzięki temu, że wszystkie inne towary wykluczyły go ze swego grona, czyniąc go równoważnikiem. I dopiero z chwilą gdy to wykluczanie ostatecznie ograniczyło się do jednego specjalnego rodzaju towaru, powszechna forma względna wartości nabiera stałości przedmiotowej i powszechnego znaczenia społecznego.
Szczególny towar, z którego postacią przyrodzoną zrasta się wówczas forma równoważna, staje się towarem-pieniądzem i funkcjonuje jako pieniądz. Rola powszechnego równoważnika w świecie towarów staje się jego szczególną społeczną funkcją, a stąd społecznym monopolem. Z pośród towarów, które w formie B figurowały jako poszczególne równoważniki płótna, a w formie C wyrażały wspólnie swą względną wartość w płótnie, jeden towar zdobył sobie z biegiem czasu owe uprzywilejowane stanowisko; towarem tym jest złoto. Ustawmy więc w formie C złoto na miejsce płótna, a powstanie:

D. Forma pieniężna.
20
1
10
40
1
½
X
łokci płótna=
surdut =
funtów herbaty =
funtów kawy =
korzec pszenicy =
tonny żelaza =
towaru A =
2 uncjom złota
Przy przejściu od formy A do formy B i od formy B do formy C zachodziły istotne zmiany. Natomiast forma D niczem się nie różni od formy C, prócz tego, że zamiast płótna — złoto znajduje się w ogólnej formie równoważnej. Złoto w formie D pozostaje tem, czem było płótno w formie C: powszechnym równoważnikiem. Postęp polega tylko na tem, że forma powszechnej bezpośredniej zamienialności, czyli powszechna forma równoważna, zrosła się obecnie, mocą społecznego zwyczaju, ze szczególną, postacią przyrodzoną towaru-złota.

Złoto tylko dlatego występuje wobec innych towarów jako pieniądz, ponieważ już przedtem występowało wobec nich jako towar. Podobnie jak wszystkie inne towary, funkcjonowało ono również jako równoważnik, bądź jako jedyny równoważnik w odosobnionych aktach zamiany, bądź też jako poszczególny równoważnik obok innych towarów. Powoli rozszerzał się zakres, w którym funkcjonowało jako ogólny równoważnik. Z chwilą, gdy w świecie towarów zdobyło monopol na to szczególne miejsce w wyrazie wartości, stało się towarem-pieniądzem i dopiero od tej chwili, gdy stało się towarem-pieniądzem, forma D wyodrębnia się z formy C, forma ogólna wartości przeistacza się w formę pieniężną.
Prosty wyraz względny wartości jakiegoś towaru, naprzykład płótna, w towarze czynnym już jako pieniądz, naprzykład w złocie, stanowi formę ceny.
„Formą ceny“ płótna jest więc:
20 łokci płótna = 2 uncjom złota,
lub też, gdy funt sterling staje się nazwą uncji złota:
20 łokci płótna = 2 funtom sterlingom.
Trudności, które nastręcza pojęcie formy pieniężnej, ograniczają się do zrozumienia ogólnej formy równoważnej, a więc i całej ogólnej formy wartości, formy C. Formę C wyprowadzamy z formy B, rozwiniętej formy wartości, a jej pierwiastkiem, jej składnikiem podstawowym jest forma A: 20 łokci płótna = 1 surdutowi lub x towaru A = y towaru B. Prosta forma wartości jest więc zawiązkiem formy pieniężnej.

4. Fetyszyzm towaru i jego tajemnica.

Towar wydaje się na pierwszy rzut oka czemś samo przez się zrozumiałem i trywjalnem (powszechnie znanem). Bliższy rozbiór jego wykazuje, że jest to rzecz djablo zawikłana, pełna subtelności metafizycznych (nadzmysłowych) i kruczków teologicznych. Jako wartość użytkowa nie przedstawia nic tajemniczego, bo nie jest tajemniczem ani to, że dzięki swym własnościom zaspakaja potrzeby ludzkie, ani też to, że własności tych nabył jako wytwór ludzkiej pracy.
Jest to jasne jak słońce, że człowiek działaniem swem zmienia postać materjałów, dostarczonych przez przyrodę, w sposób dla siebie pożyteczny. Zmieniamy naprzykład postać drzewa, gdy robimy z niego stół. Mimo to stół pozostaje drzewem, rzeczą bardzo zwyczajną i zmysłową. Ale gdy tylko występuje jako towar, zamienia się odrazu w rzecz jednocześnie zmysłową i ponadzmysłową. Nietylko stoi nogami na ziemi, ale staje na głowie, przeciwstawiając się wszystkim innym towarom, i wysnuwa z swej drewnianej głowy fantazje dziwniejsze, niż gdyby się puścił nagle w tany[39].
Tajemniczy charakter towaru nie pochodzi więc z jego wartości użytkowej. Nie wynika również z treści określeń wartości. Gdyż po pierwsze, jest to prawda fizjologiczna, że wszystkie pożyteczne prace, czyli czynności wytwórcze, jakkolwiek różniące się między sobą, są funkcjami ludzkiego organizmu i że każda taka funkcja, niezależnie od swej treści i formy, jest w gruncie rzeczy zużywaniem ludzkiego mózgu, nerwów, mięśni, organów zmysłowych i t. d. Dalej, co tyczy podstawy wyznaczania wielkości wartości, a więc czasu trwania tego zużywania, czyli ilości pracy, to ilość jej jest w sposób widoczny różna od jakości. Przy żadnych stosunkach społecznych czas pracy, potrzebny do wytworzenia środków spożycia, nie był dla człowieka obojętny, jakkolwiek na różnych szczeblach rozwoju w niejednakowym stopniu go interesował[40]. Wreszcie od czasu, jak ludzie pracują w jakikolwiek bądź sposób jedni dla drugich, praca ich przybiera formę społeczną.
Skąd więc pochodzi zagadkowy charakter wytworu pracy, przybierającego formę towaru? Oczywiście, z tej formy właśnie. Równość ludzkich prac otrzymuje rzeczową postać jednakowej wartości przedmiotowej wytworów pracy, mierzenie wydatkowania ludzkiej siły roboczej czasem jego trwania przybiera postać wielkości wartości wytworów pracy, wreszcie stosunki wzajemne wytwórców, stwierdzające ów społeczny charakter ich prac, przybierają formę społecznego stosunku między samemi wytworami pracy.
Tajemnica formy towarowej polega więc poprostu na tem, że ukazuje ona ludziom społeczne cechy ich własnej pracy nie wprost, lecz w odbiciu, jako rzeczowe cechy wytworów ich pracy, jako społeczne cechy przyrodzone tych rzeczy; w tem zwierciadle społeczny stosunek wytwórców do ogółu przybiera kształt niezależnego od nich społecznego stosunku samych przedmiotów.
Dzięki temu quid pro quo (przestawieniu) wytwory pracy stają się towarami, rzeczami zmysłowemi, a zarazem ponadzmysłowemi, społecznemi. Podobnie oddziaływanie świetlne pewnej rzeczy na nerw wzroku nie ujawnia się jako subjektywne pobudzenie samego nerwu, lecz jako przedmiotowy obraz rzeczy nazewnątrz oka. Ale przy patrzeniu światło pada naprawdę z jednej rzeczy, przedmiotu zewnętrznego, na inną rzecz — na oko.
Jest to stosunek fizyczny między fizycznemi przedmiotami. Natomiast forma towarowa i stosunek wartościowy wytworów pracy, w którym ona znajduje wyraz, nie ma nic wspólnego z fizyczną naturą tych wytworów i z wynikającemi z niej stosunkami między rzeczami. Jest to społeczny stosunek pomiędzy ludźmi, przyjmujący tu dla nich ułudną postać stosunku pomiędzy rzeczami. Aby więc znaleźć analogję, trzeba się wznieść do mgłą otoczonego świata religijnych wyobrażeń. W tym bowiem świecie wytwory ludzkiego umysłu są obdarzone własnem życiem i jako samodzielne postacie wchodzą w stosunki ze sobą i z ludźmi. Podobnie dzieje się w świecie towarów z wytworami ludzkiej ręki. Nazywam to fetyszyzmem; przywiązuje się on do wytworów pracy, odkąd są produkowane jako towary; jest dlatego nieodłączny od produkcji towarowej.
Fetyszystyczny ten charakter świata towarów wynika, jak to wykazał poprzedzający rozbiór, ze szczególnego społecznego charakteru pracy, wytwarzającej towary.
Przedmioty użyteczne tylko wtedy stają, się towarami, gdy są wytworami prac jednostkowych, niezależnie od siebie wykonywanych. Ogół tych prac jednostkowych tworzy pracę ogólnospołeczną. Ponieważ wytwórcy nawiązują ze sobą społeczną styczność dopiero przez wymianę swych wytworów, więc i specyficznie społeczne cechy ich prac jednostkowych ujawniają się dopiero w dziedzinie tej wymiany. Inaczej mówiąc, dopiero przez stosunki, jakie wymiana stwarza między wytworami pracy, a za ich pośrednictwem i między wytwórcami, prace jednostkowe stwierdzają swój charakter składników pracy ogólnospołecznej. Wytwórcom stosunki społeczne ich prac jednostkowych wydają się nie tem, czem są w istocie, to jest nie bezpośrednio społecznemi stosunkami osób w samych ich pracach, lecz raczej stosunkami rzeczowemi osób i społecznemi stosunkami rzeczy.
Dopiero w dziedzinie wymiany wytwory pracy zyskują społecznie jednakowy byt jako wartości, różny od ich wielokształtnego bytu materjalnego, który posiadają jako przedmioty użyteczne. To rozdwojenie wytworu pracy na rzecz użyteczną i na wartość dokonywa się w praktyce dopiero z chwilą, gdy wymiana osiąga dość szeroki zakres i znaczenie, aby rzeczy użyteczne były zgóry produkowane dla wymiany i aby charakter wartościowy tych rzeczy już przy samej ich produkcji był brany pod uwagę. Od tej chwili prace jednostkowe wytwórców nabierają istotnie podwójnego charakteru społecznego. Z jednej strony, jako prace użyteczne muszą zaspakajać pewną określoną społeczną potrzebę i w ten sposób udowadniać, że są składnikami pracy zbiorowej, samorzutnego systemu społecznego podziału pracy. Z drugiej strony zaspakajają one różnorodne potrzeby samego wytwórcy jedynie dzięki temu, że każda pożyteczna praca jednostkowa może być zamieniona na każdą inną pożyteczną pracę jednostkową, a więc jest równoważna. Równość prac, różniących się toto coelo (o całe niebo) od siebie, polegać może jedynie na oderwaniu od ich rzeczywistej nierówności, na ich sprowadzeniu do wspólnej im cechy, tej mianowicie, że są pracą ludzką oderwaną. W mózgu pojedynczych wytwórców ten dwojaki charakter społeczny ich prac jednostkowych odbija się w tych tylko formach, które występują w życiu praktycznem, w wymianie wytworów: charakter społeczny użyteczności w tej formie, że wytwór musi być użyteczny, a mianowicie użyteczny dla innych, a charakter społeczny równości różnorodnych prac — w formie wspólnego charakteru wartościowego wytworów pracy, rzeczy tak różnych pod względem materjalnym.
Ludzie ustosunkowują swe wytwory jako wartości nie dlatego, że traktują te rzeczy jako łupiny, kryjące miąższ jednakowej ludzkiej pracy, lecz odwrotnie, zapomocą wymiany przyrównywają swe różnorodne wytwory jako wartości i ustalają przez to równość swych różnych prac, jako pracy ludzkiej. Czynią to, sami o tem nie wiedząc[41]. Wartość nie ma na czole napisu, głoszącego czem jest w istocie. Wartość zamienia raczej każdy wytwór pracy w społeczny hieroglif. Później ludzie starają się odcyfrować znaczenie hieroglifu, odkryć tajemnicę swego własnego społecznego produktu, bo wszak określenie przedmiotów użytku jako wartości jest tak samo wytworem społeczeństwa, jak mowa ludzka. Późno dokonane odkrycie naukowe, że wytwory pracy są wartościami tylko jako rzeczowe wyrazy pracy ludzkiej, zużytej na ich wykonanie, stanowi epokę w historji rozwoju ludzkości, ale nie usuwa bynajmniej pozoru, przedstawiającego społeczny charakter pracy jako rzeczową cechę samego wytworu. Ludziom, tkwiącym duchowo w stosunkach produkcji towarowej, właściwość tej szczególnej formy produkcji, a mianowicie ta, że specyficzną społeczną cechą niezależnych od siebie prac jednostkowych jest ich równość, ujawniająca się w wartości wytworów — wydaje się, zarówno przed owem odkryciem jako po niem, równie niezmienna i trwała, jak gazowy stan skupienia powietrza, który wszak nie uległ zmianie po odkryciu jego składników chemicznych.
Ludzi, zamieniających swe wytwory, obchodzi w praktyce, przedewszystkiem pytanie, ile obcych wytworów otrzymają za swój własny wytwór, a więc w jakiej proporcji wytwory się zamieniają. Z chwilą, gdy te proporcje nabyły pewnej, uświęconej przez zwyczaj, stałości, wydaje się jakoby wynikały z samej natury wytworów pracy, tak iż naprzykład 1 tonna żelaza i 2 uncje złota tak samo są równe sobie wartością, jak 1 funt żelaza i 1 funt złota są równe pod względem wagi, pomimo swych odmiennych własności fizycznych i chemicznych. Wartościowy charakter wytworów pracy utrwala się faktycznie wtedy dopiero, gdy te występują jako wielkości wartości. Wielkości te zmieniają się ciągle, niezależnie od woli, świadomości i działania osób wymieniających. Własny ruch społeczny tych osób przybiera w ich oczach postać ruchu rzeczy, którego kierownictwu ulegają, zamiast sami nim kierować. Tylko na stopniu zupełnie rozwiniętej produkcji towarowej wyrasta z doświadczenia naukowe zrozumienie tej prawdy, że prace jednostkowe, wykonywane niezależnie od siebie, ale spółzależne jako naturalne pierwiastki społecznego podziału pracy, stale się sprowadzają do swej wspólnej miary społecznej. Albowiem w przypadkowych i zmiennych stosunkach wymiany ich wytworów czas społecznie niezbędny do produkcji tych towarów zawsze bierze górę z żelazną koniecznością prawa przyrody, podobnie jak prawo ciężkości daje się gwałtownie odczuć każdemu, gdy mu się dom nad głową zawali[42]. Określanie wielkości wartości przez czas pracy jest więc tajemnicą, zasłoniętą przez widomy ruch względnych wartości towarów. Odsłonięcie jej znosi rzekomą przypadkowość w określaniu wartości towarów, ale nie rozwiewa pozoru, że jest to stosunek między rzeczami.
Rozmyślanie nad formami życia ludzkiego, a więc i ich naukowa analiza, kroczy zresztą zawsze w kierunku wprost przeciwnym, niż rzeczywisty rozwój. Myślenie rozpoczyna się post festum (po fakcie dokonanym), a więc bierze za punkt wyjścia skończone wyniki procesu rozwojowego. Formy, które wytworom pracy nadają charakter towarów, a więc stanowią o ich obiegu, o wiele wcześniej nabyły trwałości jakoby form przyrodzonych życia społecznego, zanim ludzie usiłowali zdać sobie sprawę, nie z historycznego charakteru tych form, które dziś jeszcze wydają się im niezmiennemi, lecz z ich wewnętrznej treści. To też dopiero analiza cen towarów doprowadziła do określenia ilościowego wartości, i dopiero wspólny pieniężny wyraz towarów — do ustalenia ich charakteru wartościowego. Ale właśnie ta dojrzała forma świata towarowego, forma pieniężna, raczej zasłania niż ujawnia społeczny charakter jednostkowych prac wytwórców. Gdy mówię, że surdut, buty i t. d. odnoszą się do płótna, jako do powszechnego ucieleśnienia oderwanej pracy ludzkiej, dziwaczność tego wyrażenia jest oczywista. Ale przecież gdy producenci surduta, butów i t. d. ustosunkowują te towary do płótna — albo do złota lub srebra, co wcale rzeczy nie zmienia — jako do powszechnego równoważnika, to stosunek między ich pracą jednostkową a społeczną pracą zbiorową przedstawia się im właśnie w tej cudacznej formie.
Kategorje (podstawowe pojęcia) burżuazyjnej ekonomji politycznie są takiemi właśnie formami. Są to formy myśli powszechnie obowiązujące, a więc objektywne, ale tylko o tyle, o ile chodzi o stosunki wytwórcze jednej tylko, ściśle określonej, epoki historycznej, epoki produkcji towarowej. Cały mistycyzm świata towarów, cała ta mgła tajemniczości i czarów, otaczająca wytwory pracy w ustroju, opartym na produkcji towarowej, pierzchnie wnet, gdy zwrócimy się do innych form produkcji.
Ponieważ ekonomja polityczna lubi robinsonady[43], odwiedzimy więc naprzód Robinsona na jego wyspie. Jakkolwiek jest on z natury bardzo skromny, to jednak ma pewne potrzeby, które musi zaspokoić; musi więc wykonywać rozmaite użyteczne roboty, majstrować narzędzia, robić meble, oswajać kozy, łowić ryby, polować i t. d. Nie mówię tutaj nic o modlitwie i innych drobnostkach, gdyż Robinson znajduje w nich przyjemność i uważa działalność tego rodzaju za wypoczynek. Mimo różnorodności swych czynności wytwórczych wie on dobrze, że są to tylko różne formy działania, w których się przejawia ten sam Robinson, a więc rozmaite rodzaje ludzkiej pracy. Konieczność zmusza go do ścisłego rozdzielenia swego czasu między poszczególne zajęcia. To, czy pewne zajęcie zajmie w ogólnej sumie jego pracy mniej lub więcej czasu, zależy jedynie od mniejszych lub większych trudności, które należy pokonać w celu osiągnięcia celu użytecznego. Uczy go tego doświadczenie i nasz Robinson, który z rozbicia okrętu ocalił zegarek, księgę główną, pióro i atrament, jako rodowity Anglik zaczyna niebawem prowadzić księgi handlowe swego gospodarstwa. Jego inwentarz zawiera spis przedmiotów użytku, które posiada, narzędzi niezbędnych do ich wytworzenia, wreszcie przeciętną długość czasu pracy, poświęconej wytworzeniu określonych ilości różnych produktów. Wszystkie związki, jakie zachodzą między Robinsonem a rzeczami, składającemi się na jego bogactwo, własną pracą stworzone, są tak proste i przejrzyste, że nawet pan M. Wirth[44] mógłby je bez zbytniego wysiłku umysłem ogarnąć. A jednak wszystkie istotne czynniki wartości są już w nich zawarte.
Przenieśmy się teraz ze słonecznej wyspy Robinsona w mroki europejskiego średniowiecza. Zamiast niezależnego człowieka znajdujemy tu cały świat zależności: chłopów-poddanych i panów, wasalów i senjorów, świeckich i klechów. Osobista zależność cechuje zarówno stosunki społeczne produkcji materjalnej jak i wszystkie dziedziny życia, którym ta produkcja służy za podstawę. Ale właśnie dlatego, że stosunki osobistej zależności tworzą podstawę społeczną, nie zachodzi potrzeba, aby prace i wytwory pracy przybierały fantastyczną postać, odrębną od swej rzeczywistej istoty. Znajdują one swe właściwe miejsce w mechanizmie społecznym, jako posługi osobiste i daniny w naturze. Forma przyrodzona pracy, jej charakter szczególny — a nie jej charakter ogólny i oderwany, jak w produkcji towarowej — jest tutaj jej bezpośrednio społeczną formą. Pańszczyzna tak samo się mierzy czasem pracy, jak i praca wytwarzająca towary, ale każdy chłop pańszczyźniany wie, że oddał on panu cząstkę swej własnej siły roboczej, używszy ją przy pracy na pańskiem. Dziesięcina należna klesze jest bardziej namacalna od jego błogosławieństwa. Cokolwiekbyśmy więc sądzili o rolach, w których ludzie w tem społeczeństwie względem siebie występują, w każdym razie stosunki społeczne ludzi w dziedzinie ich pracy ujawniają się wyraźnie, jako ich stosunki osobiste, a nie są ukryte pod maską społecznych stosunków rzeczy, wytworów pracy.
Dla rozpatrywania pracy wspólnej, to jest bezpośrednio uspołecznionej, nie potrzebujemy cofać się do pierwotnej jej formy, którą spotykamy na progu historji wszystkich ludów cywilizowanych[45]. Inny, lepiej nam znany przykład przedstawia patrjarchalny wiejski przemysł chłopskiej rodziny, która wytwarza na własny użytek zboże, bydło, przędzę, płótno, ubranie i t. d. Te rozmaite przedmioty są w oczach rodziny rozmaitemi wytworami jej pracy zbiorowej, ale nie występują jeden w stosunku do drugiego jako towary. Różne prace, wytwarzające te produkty, uprawa roli, hodowla bydła, przędzalnictwo, tkactwo, szycie i t. d. są już w swej postaci przyrodzonej czynnościami społecznemi, ponieważ są czynnościami rodziny, posiadającej swój własny samorzutny podział pracy, podobnie jak ma go produkcja towarowa. Różnice wieku i, płci i warunki przyrodzone pracy, zależne od pory roku, regulują podział pracy między członkami rodziny i czas pracy każdego. Lecz wydatek indywidualny siły roboczej, mierzony przez czas pracy, zgóry już jest wyznaczony, jako społeczna cecha samej pracy, gdyż indywidualne siły robocze od pierwszej chwili działają tylko jako organy zbiorowej siły roboczej rodziny.
Wyobraźmy sobie wreszcie, dla rozmaitości, związek wolnych ludzi, pracujących zapomocą wspólnych środków produkcji i traktujących świadomie swe indywidualne siły robocze jako części składowe pracy społecznej. Wszystko, cośmy powiedzieli o pracy Robinsona, powtarza się tutaj, tylko już nie jednostkowo, lecz społecznie. Wszystkie wytwory Robinsona były wyłącznie jego osobistemi wytworami i dlatego już były bezpośrednio przedmiotami jego użytku. Ogólny wytwór związkowy jest wytworem społecznym. Część tego wytworu służy nadal jako środek produkcji i ta część pozostaje uspołeczniona. Ale inna część zostaje spożyta przez członków związku jako środek spożycia; tę część muszą więc podzielić między sobą. Sposób tego podziału będzie zmieniał się zależnie od charakteru danego organizmu społecznego i od historycznego szczebla rozwoju wytwórców. Jedynie dla zestawienia z produkcją towarową przypuścimy, że udział każdego wytwórcy w środkach spożycia jest określony przez czas jego pracy. W ten sposób czas pracy odgrywałby rolę podwójną. Jego podział według społecznego planu utrzymuje właściwą proporcję między różnemi wykonywanemi funkcjami i odpowiedniemi potrzebami. Z drugiej zaś strony czas pracy jest miernikiem jednostkowego udziału wytwórcy w pracy zbiorowej, a stąd i jego udziału w części wytworu, przeznaczonej do spożycia jednostkowego. Społeczne stosunki między ludźmi, ich pracą i wytworami ich pracy są tutaj, zarówno w produkcji jak i przy podziale, proste i przejrzyste.
Świat wierzeń religijnych jest tylko odbiciem świata rzeczywistego. Społeczeństwo producentów towarów, gdzie ogólnospołeczny stosunek między wytwórcami polega na tem, że traktują oni swoje wytwory jako towary, czyli jako wartości i pod tą gładką postacią wartości porównywają swe jednostkowe prace jako jednakową pracę ludzką, społeczeństwo takie znajduje najodpowiedniejsze uzupełnienie religijne w chrześcijaństwie z jego kultem człowieka oderwanego, zwłaszcza w jego postaciach ukształtowanych przez mieszczaństwo, jak protestantyzm, deizm i t. d. W ustrojach społecznych staroazjatyckich, greckim, rzymskim i t. d. przeistoczenie wytworu w towar, a stąd i producent towarów, odgrywają rolę podrzędną i zyskują dopiero na znaczeniu wtedy, gdy ustrój chyli się już ku upadkowi. Właściwie ludy kupieckie żyją jedynie w szczelinach świata starożytnego, jak bogowie Epikura, lub jak Żydzi w porach społeczeństwa polskiego. Owe starożytne organizmy wytwórcze są o wiele prostsze i przejrzystsze od ustroju burżuazyjnego, lecz podstawą ich jest bądź niedojrzałość osobnika ludzkiego, który jeszcze nie zdołał zerwać sznura pępkowego, wiążącego go z pierwotnym rodowym związkiem, bądź prosty stosunek panowania i poddaństwa. Warunkiem ich bytu jest niski stopień rozwoju produkcyjności pracy i wynikające stąd skrępowanie człowieka przez warunki wytwarzania życia materjalnego, ciasny zakres stosunków zarówno ludzi pomiędzy sobą, jak ludzi z przyrodą. To istotne skrępowanie i ciasnota znajdują wyraz ideowy w dawnych religjach ludowych i kulcie przyrody. Religijny odblask rzeczywistego świata może zaniknąć dopiero wtedy, gdy stosunki praktycznego, powszedniego życia będą się rysowały człowiekowi w sposób przejrzysty, jako układ rozumnego stosunku ludzi do przyrody i ludzi między sobą. Ustrój życia społecznego, czyli materjalnego przebiegu produkcji, wtedy dopiero pozbędzie się zasłony z mgieł mistycznych, gdy stanie się dziełem swobodnie zrzeszonych ludzi, świadomie i planowo kierujących przebiegiem produkcji. Taki stan wymaga jednak określonej, materjalnej podstawy, czyli szeregu materjalnych warunków, które ze swej strony są żywiołowym wytworem długiego i bolesnego rozwoju dziejowego.
Ekonomja polityczna[46] dokonała wprawdzie rozbioru, jak kolwiek niezupełnego, wartości i jej wielkości i odkryła treść, zawartą w tych formach; jednak nigdy nie postawiła sobie nawet pytania, dlaczego ta treść przybiera tę formę, dlaczego praca znajduje wyraz w wartości, a jej ilość, mierzona czasem pracy, w wielkości wartości wytworu?[47] Formy, które zdradzają na pierwszy rzut oka, że właściwe są określonemu ustrojowi społecznemu, w którym jeszcze przebieg produkcji rządzi ludźmi, a nie człowiek przebiegiem produkcji, wydają się świadomości burżuazyjnej koniecznością równie naturalną i nieodmienną jak sama praca wytwórcza. Dlatego też burżuazyjna ekonomja polityczna traktuje formy organizacji produkcji, poprzedzające społeczeństwo burżuazyjne, mniej więcej tak samo jak Ojcowie Kościoła religje, które poprzedziły chrześcijaństwo.[48]
Nudny i jałowy spór o rolę, jaką przyroda odgrywa w tworzeniu wartości wymiennej, pokazuje, do jakiego stopnia wzrok części ekonomistów jest zaćmiony przez fetyszyzm nieodłączny od świata towarów czyli przez formę rzeczową, pod którą się kryją stosunki społeczne między pracami. Ponieważ wartość wymienna jest tylko pewnym społecznym sposobem wyrażania pracy, tkwiącej w danej rzeczy, nie zawiera ona więcej pierwiastków przyrodzonych niż naprzykład kurs obcej waluty.
Ponieważ forma towarowa jest najogólniejszą i najmniej rozwiniętą formą burżuazyjnej produkcji, występującą najwcześniej (jakkolwiek w sposób nie tak przemożny, a przez to charakterystyczny, jak dzisiaj), przeto fetyszyzm jej jest jeszcze względnie przejrzysty. Przy konkretniejszych formach znika nawet ten pozór prosty. Skąd bowiem płyną złudzenia systemu monetarnego? Nie dostrzegał on, że złoto i srebro wyobrażają, jako pieniądz, pewien społeczny stosunek, związany z produkcją, lecz uważa je za rzeczy o szczególnych, przyrodzonych własnościach społecznych. A spółczesna ekonomja, która z pogardliwym uśmiechem spogląda na system monetarny, — czy nie chwytamy jej na fetyszyzmie przy traktowaniu kapitału? Czyż to tak dawno pogrzebano złudzenie fizjokratów, że renta gruntowa wyrasta z ziemi, a nie ze społeczeństwa?
Aby nie uprzedzać faktów, zadowolimy się teraz tylko jednym przykładem, dotyczącym samej formy towarowej. Gdyby towary mogły przemawiać, to powiedziałyby: nasza wartość użytkowa ma znaczenie zapewne dla człowieka, nie obchodzi jednak nas, jako rzeczy. Ale jako rzeczy, posiadamy wartość. Odnosimy się do siebie nawzajem jako wartości wymienne, jak to widać z naszego ruchu jako rzeczy — towarów. Czyż ekonomista nie zapożycza swych słów od duszy towaru, gdy mówi: „Wartość (wymienna) jest właściwością rzeczy, bogactwo (wartość użytkowa) właściwością człowieka. Wartość w tem znaczeniu wymaga koniecznie wymiany, bogactwo jej nie wymaga“.[49] „Bogactwo jest właściwością człowieka, wartość — właściwością towaru. Człowiek lub społeczność jest bogata; perła lub diament są wartościowe... Perła lub diament mają wartość jako perła lub diament“.[50] Dotychczas żaden chemik nie odkrył wartości wymiennej w perle lub diamencie. Jednakże ekonomiści, którzy odkryli tę chemiczną substancję i którzy roszczą sobie pretensje do głębokiego krytycyzmu, uważają, że wartość użytkowa rzeczy jest niezależna od ich materjalnych własności, wartość zaś jest z niemi związana jako właściwość rzeczowa. A utwierdza ich w tem mniemaniu szczególna zaiste okoliczność, że o wartości użytkowej rzeczy człowiek się przekonywa bez pomocy zamiany, a więc w bezpośrednim stosunku między człowiekiem a rzeczą, podczas gdy odwrotnie wartość wymienna ujawnia się tylko przy zamianie, czyli przy akcie społecznym. Komuż nie stanie tutaj w pamięci poczciwy Dogberry i lekcja, którą daje stróżowi nocnemu Seacol: „Być pięknym mężczyzną to dar szczęśliwych okoliczności, ale umiejętność czytania i pisania otrzymujemy od natury“ (Szekspir: „Wiele hałasu o nic“)[51].[52]

DZIAŁ TRZECI.
Wytwarzanie wartości dodatkowej bezwzględnej.

Rozdział piąty.
PROCES PRACY I PROCES POMNAŻANIA WARTOŚCI.
1. Proces pracy czyli wytwarzanie wartości użytkowych.

Spożyciem siły roboczej jest sama praca. Nabywca siły roboczej spożywa ją, każąc pracować jej sprzedawcy. Sprzedawca staje się wskutek tego czynną siłą roboczą, robotnikiem, actu (czynnym), podczas gdy przedtem był nim tylko potentia (możliwym). Ażeby jego praca przybrała postać towiarów, przedewszystkiem musi przybrać formę wartości użytkowych, formę przedmiotów, służących do zaspokojenia potrzeb jakiegobądź rodzaju. A więc kapitalista każe robotnikowi sporządzać jakąś szczególną wartość użytkową, jakiś określony artykuł. Wytwarzanie wartości użytkowych, czyli dóbr, nie zmienia swej ogólnej natury wskutek tego, że odbywa się dla kapitalisty i pod jego kontrolą. To też proces pracy trzeba najpierw rozpatrywać niezależnie od wszelkiej określonej formy społeczeństwa Praca jest przedewszystkiem procesem, zachodzącym między człowiekiem i przyrodą. W procesie tym człowiek swym własnym czynem doprowadza do wymiany materji z przyrodą, reguluje i kontroluje tę wymianę. Wobec materji przyrodzonej występuje on sam, jako jedna z sił przyrodzonych. Wprawia w ruch siły przyrodzone, należące do jego ciała, jak ramiona i nogi, głowę i ręce, ażeby przyswoić sobie materję przyrodzoną w postaci, przydatnej dla swego życia. Oddziaływując swemi poruszeniami na przyrodę zewnętrzną, i zmieniając ją, człowiek zmienia zarazem i swoją własną naturę. Rozwija on drzemiące w niej siły i podporządkowuje ich grę swej własnej władzy. Nie mamy tu do czynienia z pierwszemi, po zwierzęcemu jeszcze instynktownemi, postaciami pracy. Okres, gdy praca ludzka nie strząsnęła jeszcze ze siebie swej pierwszej, instynktownej postaci, dawno już jest pogrążony w zamierzchłej przeszłości w chwili, gdy robotnik przybywa na rynek towarowy jako sprzedawca swej własnej siły roboczej. Naszem założeniem jest praca w postaci, właściwej wyłącznie tylko człowiekowi. Pająk np dokonywa czynności, podobnych do czynności tkacza, pszczoła zaś budową swych komórek woskowych mogłaby zawstydzić niejednego budowniczego. Ale nawet najgorszy budowniczy tem zgóry już różni się od pszczoły, że zanim zbuduje swą komórkę w wosku, musi ją przedtem zbudować we własnej głowie. Po zakończeniu przebiegu pracy robotnik osiąga wynik, który już przed rozpoczęciem pracy istniał w jego wyobraźni, a więc istniał idealnie. Człowiek nie poprzestaje na zmianie formy tego, co otrzymał od przyrody. W tem, co mu dała przyroda, urzeczywistnia on jeszcze swój cel, który jest mu znany, który jest dla niego prawem, określającem metody jego działania, i któremu musi on podporządkować swoją wolę. Przytem podporządkowanie to bynajmniej nie jest jakimś odosobnionym aktem. Niezależnie od wysiłku pracujących organów przez cały czas trwania pracy potrzebna jest celowa wola, przejawiająca się jako uwaga, a potrzebna jest tem bardziej, im mniej praca ta dzięki swemu charakterowi oraz sposobowi jej wykonania pociąga ku sobie robotnika, im mniej przeto jest dlań ponętna, jako gra jego własnych sił fizycznych i duchowych.
Prostemi momentami procesu pracy są: 1) celowa działalność czyli sama praca, 2) przedmiot, na który działa i 3) środki, któremi działa[53].
Ogólnym przedmiotem pracy ludzkiej, istniejącym bez żadnego spółudziału człowieka, jest ziemia (do której z punktu widzenia ekonomicznego zaliczyć trzeba i wodę), ta ziemia, która w czasach pierwotnych zaopatrywała ludzi w prowiant, w gotowe środki spożywcze[54]. Danemi przez przyrodę przedmiotami pracy są wszystkie rzeczy, które praca pozbawia tylko ich bezpośredniej łączności z ziemią. Np. ryba złowiona, oddzielona od swego żywiołu, to jest wody; drzewo, ścinane w puszczy; ruda, wyłamywana z żyły kruszcowej. Natomiast gdy przedmiot pracy został już, że tak rzekę, przefiltrowany przez pracę wcześniejszą, to nazywamy go surowcem. Dotyczy to np. wydobytej już rudy, którą trzeba przepłukać. Każdy surowiec jest przedmiotem pracy, ale nie każdy przedmiot pracy jest surowcem. Przedmiot pracy jest surowcem tylko wówczas, gdy dzięki pracy uległ już jakiejś przemianie.
Środkiem pracy jest rzecz lub zespół rzeczy, które robotnik umieszcza między sobą i przedmiotem pracy i które służą mu jako przewodniki jego oddziaływania na ten przedmiot. Korzysta on z mechanicznych, fizycznych i chemicznych właściwości rzeczy jako z narzędzi swej potęgi, ażeby zmusić je do celowego oddziaływania na inne rzeczy[55]. Przedmiot, którym robotnik owładnął bezpośrednio, — pominąwszy tylko zdobywanie gotowych środków spożywczych, np. owoców, przyczem za narzędzie pracy służą mu tylko organy jego własnego ciała — nie jest przedmiotem pracy, lecz środkiem pracy. W ten sposób czyni on przedmioty przyrody organami swej działalności, organem, podobnym do organów jego ciała, wskutek czego rozmiary jego przyrodzonej postaci ulegają naprzekór biblji przedłużeniu. Ziemia jest dla niego nie tylko pierwotną śpiżarnią, lecz i pierwotną zbrojownią środków pracy. Dostarcza mu ona np. kamieni do miotania, tłoczenia, tarcia, krajania i t. p. Sama ziemia staje się też środkiem pracy, ale posługiwanie się nią jako środkiem pracy w rolnictwie wymaga całego szeregu innych środków pracy i stosunkowo wysokiego już rozwoju siły roboczej[56]. Wogóle, gdy tylko proces pracy osiągnie choćby jaki taki stopień rozwoju, potrzebne stają się dlań środki pracy już przedtem obrobione. W najdawniejszych jaskiniach ludzkich znajdujemy już narzędzia kamienne i broń kamienną. Obok obrobionego kamienia, drzewa, kości i muszli największą rolę w tym wczesnym okresie odgrywa jako środek pracy zwierzę ujarzmione i oswojone, a więc już zmienione pracą ludzką[57]. Choć używanie i wyrób narzędzi pracy spotykamy w zarodku już u niektórych gatunków zwierzęcych, lecz mimo to narzędzia znamionują specyficznie ludzki przebieg pracy, a dlatego Franklin określa nawet człowieka, jako „a toolmaking animal“, jako zwierzę, wyrabiające narzędzia. Szczątki środków pracy mają tak samo doniosłe znaczenie dla oceny zamierzchłych formacyj ekonomicznych i społecznych, jak budowa szczątków szkieletów — dla rozpoznania organizacji zaginionych gatunków zwierzęcych. Epoki gospodarcze różnią się od siebie nie tem, co się robi, lecz tem, jak się robi, z pomocą jakich środków pracy[58]. Te środki pracy dają nam nietylko skalę rozwoju ludzkiej siły roboczej, lecz są też wykładnikiem stosunków społecznych, w jakich praca odbywa się. Pomiędzy środkami pracy znowuż środki mechaniczne, których zespół można nazwać układem kostnym i mięśniowym produkcji, stanowią daleko bardziej wyrazistą charakterystykę danej społecznej epoki produkcji, niż takie narzędzia pracy, które służą tylko jako pomieszczenie przedmiotu pracy, a których zespół można ogólnie nazwać układem naczyniowym produkcji, jak np. rury, beczki, kosze, naczynia i t. p. Dopiero w fabrykacji chemicznej nabierają, one doniosłego znaczenia[59].
Poza przedmiotami, z których pomocą praca oddziaływa na przedmiot pracy i które są wobec tego w ten lub inny sposób przewodnikami jej działalności, przebieg pracy włącza do rzędu swych środków, ujętych w szerszeni znaczeniu, wszelkie przedmiotowe warunki, które są wogóle potrzebne, ażeby proces ten mógł się odbywać. Nie należą one do niego bezpośrednio, lecz bez nich proces ten nie może zachodzić wcale lub tylko w sposób niedoskonały. Ogólnym środkiem pracy tego typu jest znowu sama ziemia, gdyż daje ona robotnikowi locus standi (miejsce pobytu), a jego procesowi — pole działania (field of employment). Tego rodzaju środkami pracy, już przedtem dostarczonemi przez pracę, są np. budynki robocze, kanały, drogi i t. p.
A więc, w procesie pracy działalność ludzka poprzez środki pracy osiąga zamierzoną zgóry zmianę przedmiotu pracy. Wynikiem procesu jest wytwór. Wytwór ten jest wartością użytkową, jest materjałem przyrodzonym, przystosowanym do potrzeb ludzkich dzięki zmianie swej formy. Praca skojarzyła się ze swym przedmiotem. Została ona ucieleśniona w przedmiocie, przedmiot zaś został obrobiony. To, co u robotnika było ruchem, teraz ukazuje się w wytworze, jako ustalona właściwość, jako byt. Robotnik prządł, a wytwór jest przędzą.
Jeżeli będziemy rozpatrywali cały proces z punktu widzenia jego wyniku, wytworu, to i środki pracy i przedmiot pracy okażą się środkami produkcji[60], a sama praca — pracą wytwórczą (produkcyjną)[61].
Podczas gdy jedna wartość użytkowa opuszcza proces pracy jako wytwór, to jednocześnie inne wartości użytkowe, wytwory wcześniejszych procesów pracy, wstępują — w ten proces w charakterze środków produkcji. Ta sama wartość użytkowa, która jest wytworem jednej pracy, jest środkiem wytwarzania jakiejś innej pracy. Wytwory są więc nietylko wynikiem, lecz zarazem i warunkiem procesu pracy.
Jeżeli wyłączymy przemysł dobywający, którego przedmiot pracy dany jest przez przyrodę, jak np. górnictwo, myślistwo, rybołóstwo i t. p. (rolnictwo tylko w tych wypadkach, gdy po raz pierwszy karczuje dziewicze grunty), to przedmiotem pracy wszystkich gałęzi przemysłu są surowce, czyli przedmioty pracy, już przefiltrowane przez pracę, już same będące wytworami pracy. Przykładem — nasiona w rolnictwie. Zwierzęta i rośliny, które zwykle są uważane za wytwór przyrody, są nietylko wytworem pracy, być może zeszłorocznej, lecz nadto w swej dzisiejszej postaci są wytworem przekształceń, dokonywanych przez całe pokolenia pod kontrolą ludzką i z pomocą pracy ludzkiej. Zresztą, jeśli chodzi zwłaszcza o środki pracy, to olbrzymia ich większość już na najpobieżniejsze wejrzenie zdradza ślady pracy minionej.
Surowiec może stanowić główną substancję pewnego wytworu lub też tylko przyczyniać się do jego powstania jako materjał pomocniczy. Materjał pomocniczy bądź zostaje spożyty w całości przez środki produkcji, jak np. węgiel przez maszynę parową, oliwa przez koło, siano przez konia pociągowego, bądź bywa dodawany do materjałów surowych, ażeby wywołać w nich zmianę materji, np. chlor do niebielonego płótna, węgiel do żelaza, farba do wełny, bądź wreszcie spółdziała wykonaniu samej pracy, jak np. materjały, użyte na oświetlenie i ogrzanie pomieszczenia pracy. Różnica między materjąłem surowym i pomocniczym zatraca się we właściwej fabrykacji chemicznej, tu bowiem żaden z użytych surowców nie zostaje zachowany, jako główna substancja wytworu[62].
Ponieważ każda rzecz odznacza się wielorakiemu właściwościami i dlatego jest zdolna do najrozmaitszych zastosowań, więc ten sam wytwór może być surowcem zgoła różnych przebiegów pracy. Naprzykład zboże jest surowcem dla młynarza, fabrykanta krochmalu, górzelnika, hodowcy i t. d. Jest ono też w postaci nasion surowcem produkcji samego zboża. Podobnie i węgiel porzuca kopalnię jako jej wytwór, a wchodzi do niej, jako środek produkcji.
Ten sam wytwór w tym samym procesie pracy może służyć i jako środek pracy i jako surowiec. Naprzykład przy tuczeniu bydła, gdzie jest ono zarazem obrabianym materjałem surowym i środkiem wyrobu nawozu.
Wytwór, istniejący w gotowej do spożycia postaci, może stać się znowu surowcem jakiegoś innego wytworu, — np. winogrona, jako surowiec wina. Albo też praca pozostawia swemu wytworowi taką postać, że i nadal może być tylko surowcem. Surowiec w tym stanie nazywa się półfabrykatem, a powinienby raczej nazywać się fabrykatem stopniowanym, np. bawełna, nici, przędza i t. p. Pierwotny surowiec, choć sam jest już wytworem, może przejść jeszcze przez cały szereg różnych procesów, przyczem we wciąż zmienionej postaci będzie wciąż czynny jako surowiec, aż póki ostatni proces pracy nie odrzuci go jako gotowy środek spożycia lub gotowy środek pracy.
Widzimy więc: czy dana wartość użytkowa okaże się surowcem, środkiem pracy czy też wytworem, to zależy całkowicie i wyłącznie od określonej funkcji jej w procesie pracy, od zajmowanego przez nią w tym procesie miejsca, przyczem określenia zmieniają się wraz ze zmianą tego miejsca.
A więc z chwilą, gdy pewien wytwór wstępuje w charakterze środka produkcji do nowego procesu pracy, zatraca on swój charakter wytworu. Funkcjonuje on już tylko jako przedmiotowy czynnik żywej pracy. Przędzarz traktuje wrzeciono tylko jako środek, a len tylko jako przedmiot przędzenia. Wszakże nie można w żaden sposób prząść bez przędzy i wrzeciona. To też istnienie tych wytworów jest niezbędne już przy rozpoczęciu przędzenia. Ale w samym procesie tym jest tak samo rzeczą obojętną, że len i wrzeciona są wytworem pracy minionej, jak w akcie odżywiania się jest rzeczą obojętną, że chleb jest wytworem minionych prac chłopa „ młynarza, piekarza i t. d. Odwrotnie. Jeżeli środki produkcji w przebiegu pracy przypominają nam o tem, że są wytworami pracy minionej, to tylko dzięki swym usterkom. Nóż, który nie kraje, przędza, która wciąż się rwie, przypominają dobitnie o nożowniku A lub o przędzarzu B. W udanym wytworze znika wszelki ślad pracy minionej, która ukształtowała jego właściwości użytkowe.
Maszyną, nieczynna w przebiegu pracy, jest bezużyteczna. Niezależnie od tego ulega ona niszczącemu działaniu naturalnej przemiany materji. Żelazo rdzewieje, drzewo butwieje. Przędza, gdy nie jest tkana ani dziana, jest tylko zepsutą bawełną. Żywa praca musi zawładnąć temi rzeczami, musi wskrzesić je z martwych, przekształcić je z możliwych tylko w rzeczywiste i czynne wartości użytkowe. Przetrawione w ogniu pracy, przyswojone przez nią, jako jej powłoki cielesne, powołane w jej przebiegu do funkcyj, zgodnych z ich przeznaczeniem i powołaniem, zostają one wprawdzie również spożyte, lecz spożyte celowo, jako części składowe nowych wartości użytkowych, nowych wytworów, gotowych wziąć udział w spożyciu indywidualnem jako środki utrzymania lub w nowym procesie pracy, jako środki produkcji.
Jeżeli więc istniejące wytwory są nietylko wynikiem, lecz i warunkiem istnienia procesu pracy, to z drugiej strony ich wkroczenie do tego procesu, a więc ich skojarzenie z żywą pracą, jest jedynym sposobem zachowania i urzeczywistnienia tych wytworów pracy minionej, jako wartości użytkowych.
Praca zużywa swe składniki materjalne, swój przedmiot i swe środki, zjada je, a więc jest procesem spożycia. To spożycie produkcyjne tem się różni od spożycia indywidualnego, że ostatnie spożywa produkty, jako środki utrzymania żyjącej jednostki, pierwsze zaś — jako środki utrzymania pracy, to jest siły roboczej w stanie czynnym. Wytworem przeto spożycia indywidualnego jest sam spożywca, wynikiem zaś spożycia produkcyjnego jest wytwór, różny od spożywcy.
Praca, której przedmiot i środki są same już wytworami, spożywa wytwory poto, żeby tworzyć nowe wytwory, czyli zużytkowuje wytwory jako środki wytwarzania wytworów. Ale tak samo jak pierwotnie proces pracy odbywa się tylko między człowiekiem i istniejącą bez jego spółudziału ziemią, tak samo i teraz wciąż jeszcze czynne są w nim również i takie środki produkcji, które są tylko dziełem przyrody i nie stanowią skojarzenia materjału przyrodzonego z pracą ludzką.
Proces pracy taki, jak go tu przedstawiliśmy w jego prostych i oderwanych momentach, jest celową czynnością dostarczania wartości użytkowych, przystosowywania dzieł przyrody do potrzeb ludzkich, powszechnym warunkiem wymiany materji między człowiekiem i przyrodą, wiecznym naturalnym warunkiem życia ludzkiego, a przeto jest czemś niezależnem od jakiejkolwiek formy tego życia, raczej czemś wspólnem wszystkim jego formom społecznym. Nie było wobec tego potrzeby przedstawiać robotnika w stosunku do innych robotników. Wystarczały nam z jednej strony człowiek i jego praca, a z drugiej strony — przyroda i jej materjały. Podobnie jak po smaku pszenicy nie można poznać, kto ją uprawiał, tak samo po przebiegu pracy nie można poznać, w jakich odbywa się warunkach, — czy pod batem brutalnego nadzorcy niewolników, czy też pod czujnem okiem kapitalisty; czy jest on dziełem Cyncynnata, uprawiającego swych parę morgów grantu, czy dzikiego, który kamieniem zabija drapieżne zwierzę[63].

2. Proces pomnażania wartości czyli wytwarzanie wartości dodatkowej.

Wróćmy do naszego kapitalisty in spe. Porzuciliśmy go, gdy nabył na rynku towarowym wszystkie czynniki, potrzebne w przebiegu pracy, — zarówno czynniki przedmiotowe czyli środki produkcji, jak czynnik osobowy, czyli siłę roboczą. Przemyślnym wzrokiem znawcy wypatrzył on środki produkcji i siłę roboczą, nadającą się do jego właśnie przedsiębiorstwa, do przędzalni, do fabryki obuwia i t. d. Nasz kapitalista zabiera się teraz do spożycia kupionego przez siebie towaru, siły roboczej, to jest zmusza posiadacza tej siły roboczej, robotnika, żeby pracą swą spożył środki produkcji. Ogólny charakter procesu pracy nie zmienia się, oczywiście, przez, to, że robotnik dokonywa go dla kapitalisty a nie dla siebie samego. Ale również i określone sposoby wyrabiania butów lub przędzy nie mogą natychmiast ulec zmianie wskutek wmieszania się kapitalisty. Musi on narazie brać siłę roboczą, jaką znajduje na rynku, a więc nabywa i pracę taką, jaka wytworzyła się w okresie, gdy jeszcze kapitalistów nie było. Przekształcenie samego sposobu produkcji wskutek podporządkowania pracy kapitałowi może nastąpić dopiero później i dlatego musi być też później rozpatrzone.
Proces pracy, odbywający się jako proces spożycia siły roboczej przez kapitalistę, wykazuje teraz dwa swoiste zjawiska.
Robotnik pracuje pod kontrolą kapitalisty, do którego należy jego praca. Kapitalista przestrzega, żeby praca odbywała się jak należy i żeby środki produkcji były stosowane celowo, a więc, żeby nie trwoniono materjałów surowych i żeby oszczędzano narzędzi pracy, to jest żeby niszczono je tylko o tyle, ile tego wymaga ich zużycie przy pracy.
Ale powtóre: wytwór jest własnością kapitalisty, a nie bezpośredniego wytwórcy-robotnika. Kapitalista opłaca np. dzienną wartość siły roboczej. Użytkowanie jej w ciągu tego dnia należy więc do niego, tak samo jak użytkowanie każdego innego towaru, np. konia, wynajętego na jeden dzień. Spożycie towaru należy do jego nabywcy, posiadacz zaś siły roboczej, dając mu swą pracę, daje mu w rzeczywistości tylko sprzedaną przez siebie wartość użytkową. Z chwilą, gdy wszedł do warsztatu kapitalisty, wartość użytkowa jego siły roboczej, a więc jej zużycie, praca, należy już do kapitalisty. Nabywając siłę roboczą, kapitalista zaszczepił samą pracę jako żywy czynnik fermentu martwym, a również do niego należącym składnikom wytworu. Z jego punktu widzenia proces pracy jest tylko spożyciem kupionego przezeń towaru siły roboczej, którą jednak może on spożyć tylko wówczas, gdy dołączy do niej środki produkcji. Proces pracy jest to proces, zachodzący między rzeczami, nabytemi przez kapitalistę, między należącemi do niego rzeczami. To też wytwór tego procesu należy do niego zupełnie tak samo, jak wytwór procesu fermentacyjnego w jego piwnicy[64]. Wytwór — własność kapitalisty — jest wartością, użytkową, np. przędzą, obuwiem i t. p. Ale chociaż buty są poniekąd podstawą postępu społecznego, a nasz kapitalista jest nie byle jakim postępowcem, to przecież fabrykuje on buty wcale nie dla nich samych. Wartość użytkowa nie jest wogóle w produkcji towarowej rzeczą, „qu’on aime pour elle même“ (którą się kocha dla niej samej). Wartości użytkowe są tu wytwarzane wogóle tylko dlatego i tylko o tyle, ponieważ i o ile są materjalnem podłożem, nosicielami wartości wymiennej. Naszemu zaś kapitaliście chodzi o dwie rzeczy. Po pierwsze, chce on wytwarzać pewną wartość użytkową, posiadającą wartość wymienną, pewien artykuł, przeznaczony na sprzedaż, pewien towar. Powtóre zaś chce on wytworzyć towar, którego wartość jest większa niż suma wartości towarów, potrzebnych do jego wytworzenia, a mianowicie środków produkcji i siły roboczej, na które wyłożył na rynku towarowym swoje dobre pieniądze. Chce on wytworzyć nietylko wartość użytkową lecz i towar, nietylko wartość użytkową, lecz i wartość i nietylko wartość, ale i wartość dodatkową.
Istotnie, skoro chodzi tu o produkcję towarową, to jest jasne, że dotąd rozpatrywaliśmy tylko jedną stronę procesu. Podobnie jak sam towar jest jednością wartości użytkowej i wartości, tak samo i proces produkcji musi być jednością procesu pracy i procesu tworzenia wartości.
Otóż rozpatrzmy teraz proces produkcji również jako proces tworzenia wartości.
Wiemy, że wartość każdego towaru określa się ilością pracy, zmaterjalizowanej w jego wartości użytkowej, czasem pracy, społecznie niezbędnym dla jego wytworzenia. Stosuje się to również i do wytworu, który osiągnął nasz kapitalista jako wynik procesu pracy. Trzeba więc przedewszystkiem obliczyć ilość pracy, zawartej w tym wytworze.
Niech to będzie np. przędza.
Dla wytworzenia przędzy przedewszystkiem potrzebny był jej surowiec, np. 10 funtów bawełny. Nie mamy żadnej potrzeby badać, czem jest wartość tej bawełny, gdyż kapitalista nabył ją na rynku według jej wartości np. za 10 szylingów. Cena bawełny wyobraża już pracę, potrzebną dla jej wytworzenia, jako przeciętną pracę społeczną. Następnie przypuszczamy, że masa zużytych przy przeróbce bawełny wrzecion, reprezentujących dla nas wszystkie pozostałe zużyte narzędzia pracy, posiada wartość 2 szylingów. Jeżeli suma złota, zawarta w 12 szylingach jest wytworem 24 godzin pracy, czyli dwóch dni roboczych, to wynika stąd przedewszystkiem, że w przędzy ucieleśnione są dwa dni robocze.
Nie powinna wprowadzać nas w błąd ta okoliczność, że bawełna zmieniła swą postać i że zużyta masa wrzecion całkowicie znikła. Zgodnie z ogólnem prawem wartości naprzykład 10 funtów przędzy jest równoważnikiem 10 funtów bawełny i ¼ wrzeciona, o ile wartość 40 funt. przędzy = wartości 40 funt. bawełny + wartość całego wrzeciona, to jest o ile dla wytworzenia obu stron tego równania potrzebna jest jednakowa ilość pracy. W danym wypadku ten sam czas pracy raz przejawia się w wartości użytkowej przędny, a drugi raz — w wartości użytkowej bawełny i wrzeciona. Dla wartości jest więc rzeczą zgoła obojętną, czy przejawia się w przędzy, we wrzecionach, czy też w bawełnie. Bawełna i wrzeciono, zamiast leżeć spokojnie obok siebie, zawiązują ze sobą w przebiegu przędzenia stosunek, stosunek ten zaś, przekształcając je w przędzę, zmienia ich formy użytkowe, lecz równie mało dotyka ich wartości, jakgdyby zostały one zastąpione przez równoważnik przędzy w drodze zwykłej zamiany.
Czas pracy, potrzebny do wytworzenia bawełny, jest częścią czasu pracy, potrzebnego do wytworzenia przędzy, względem której bawełna jest surowcem, a wobec tego jest zawarty w przędzy. To samo stosuje się i do czasu pracy, potrzebnego do wytworzenia tej masy wrzecion, bez których zużycia czyli spożycia bawełna nie może być wyprzędzona[65].
O ile więc chodzi o wartość przędzy i o potrzebny do jej wytworzenia czas pracy, to różne poszczególne, oddzielone od siebie w czasie i przestrzeni procesy pracy, które muszą, się odbyć, ażeby wytworzyć i sarną bawełnę i zużytą masę wrzecion i wreszcie żeby z tej bawełny i z wrzecion uczynić przędzę, mogą być uważane za różne kolejne fazy tego samego procesu pracy. Cała praca, zawarta w przędzy, jest pracą minioną. Najzupełniej obojętną okolicznością jest przytem to, że czas pracy, potrzebny do wytworzenia jej składników, upłynął wcześniej, w czasie zaprzeszłym, podczas gdy praca, zastosowana do procesu końcowego, do samego przędzenia, stoi bliżej czasu teraźniejszego, w zwykłym czasie przeszłym. Jeśli np. dla wzniesienia domu potrzebna jest określona ilość pracy, wynosząca dajmy na to 30 dni roboczych, to w ogólnej ilości ucieleśnionego w tym domu czasu pracy nie zmieni nic ta okoliczność, że trzydziesty dzień roboczy wziął udział w produkcji o 29 dni później niż pierwszy dzień roboczy. W ten sposób czas pracy, zawarty w materjale pracy i we środkach pracy, może być rozpatrywany zupełnie tak, jakgdyby był wydatkowany we wcześniejszem stadjum procesu przędzenia, poprzedzającem pracę przędzarza, dołączoną na końcu.
Wartości przeto środków produkcji, bawełny i wrzecion, wyrażone w cenie 12 szylingów, są częściami składowemi wartości przędzy czyli wartości wytworu.
Muszą być wszelako spełnione dwa warunki. Po pierwsze, bawełna i wrzeciona muszą być użyte rzeczywiście do wytworzenia jakiejś wartości użytkowej. W naszym przykładzie musi z nich powstać przędza. Dla wartości jest rzeczą obojętną, jaka wartość użytkowa ją dźwiga, ale musi ją dźwigać jakaś wartość użytkowa. Powtóre zaś niezbędną przesłanką jest, żeby użyty był tylko czas pracy, konieczny w danych społecznych warunkach produkcji. Gdyby więc dla uzyskania 1 funta przędzy konieczny był tylko 1 funt bawełny, to przy wytworzeniu 1 funta przędzy powinien być zużyty tylko 1 funt bawełny. To samo tyczy wrzecion. Gdyby naprzykład kapitaliście przyszła do głowy fantazja używać nie żelaznych lecz złotych wrzecion, to przecież mimo to w wartości przędzy mieściłaby się tylko praca społecznie niezbędna, to jest czas pracy, potrzebny do wytworzenia wrzecion żelaznych.
Wiemy już teraz, jaką część wartości przędzy stanowią środki produkcji, t. j. bawełna i wrzeciona. Wynosi ona 12 szylingów, czyli jest materjalizacją dwóch dni roboczych. Chodzi więc już teraz tylko o tę część wartości, którą, dołącza do bawełny praca samego przędzarza.
Teraz mamy tę pracę rozpatrzeć z zupełnie innego punktu widzenia niż podczas procesu pracy. Tam chodziło o celową działalność, zmierzającą do przekształcenia bawełny w przędzę. Im bardziej celowa była praca, tem lepsza przędza, o ile wszystkie inne warunki pozostawały niezmienione. Praca przędzarza była swoiście różna od innych prac produkcyjnych, a odmienność ta przejawiała się subjektywnie i objektywnie w szczególnym celu przędzenia, w jego szczególnym trybie pracy, w szczególnej naturze używanych przy niem środków produkcji, w szczególnej wartości użytkowej jego wytworu. Bawełna i wrzeciona są strawą odpowiednią dla pracy przędzenia, lecz nie można z ich pomocą fabrykować gwintowanych armat. Natomiast, o ile praca przędzarza jest pracą wartościotwórczą. czyli źródłem wartości, to niczem nie różni się od pracy puszkarza, wiercącego lufę armaty, lub też, sięgając po przykład bliższy, od pracy, zrealizowanej w środkach wytwarzania przędzy, od pracy plantatora bawełny, lub wytwórcy wrzecion. Jedynie dzięki tej tożsamości uprawa bawełny, wyrób wrzecion i przędzenie mogą stanowić tylko ilościowo różne części składowe tej samej zbiorowej wartości, wartości przędzy. Nie chodzi tu już o jakość, o właściwości i o treść pracy, lecz tylko i poprostu o jej ilość. Ilość tę można łatwo obliczyć. Przypuszczamy tutaj, że praca przędzenia jest pracą prostą, społecznie przeciętną. Przekonamy się później, że i przeciwne założenie zgoła nic w całej sprawie nie zmienia.
W przebiegu swym praca ze stanu działania przechodzi w stan bytowania, z formy ruchu do formy przedmiotu. Po upływie godziny ruch przędzenia przybiera postać pewnej ilości przędzy, a więc pewna określona ilość pracy, a mianowicie jedna godzina, wciela się w bawełnę. Mówimy: godzina, a to znaczy wydatkowanie siły roboczej przędzarza w ciągu godziny, gdyż przędzenie obchodzi nas tutaj tylko jako wydatkowanie siły roboczej, a nie jako swoista praca przędzenia.
Otóż rozstrzygające znaczenie ma to, żeby w czasie trwania procesu, t. j. w czasie przekształcania bawełny w przędzę, zużywany był tylko społecznie niezbędny czas pracy. Jeżeli w normalnych, t. j. przeciętnych społecznych warunkach produkcji 1⅔ funta bawełny musi być podczas 1 godziny pracy przekształcone w 1⅔ funta przędzy[66], to tylko taki dzień roboczy będzie uznany za 12-godzinny dzień roboczy, w którym 12 ✕ 1⅔, funta bawełny jest przemieniane w 12 ✕ 1⅔ funta przędzy. Albowiem tylko społecznie niezbędny czas pracy wchodzi w grę, jako tworzący wartość.
Podobnie jak sama praca, tak samo i materjały surowe oraz wytwór stoją teraz przed nami w zupełnie innem świetle niż z punktu widzenia właściwego procesu pracy. Surowiec wchodzi tu w rachubę tylko o tyle, o ile wchłania pewną określoną ilość pracy. W istocie, wskutek tego wchłonięcia przekształca się on w przędzę, albowiem siła robocza została wydatkowana i dołączona do niego w formie przędzenia. Lecz wytwór, przędza „ jest już teraz tylko miernikiem pracy, wchłoniętej przez bawełnę. Jeżeli w ciągu 1 godziny wyprzędzono 1⅔ funta bawełny lub przekształcono ją w 1⅔ funta przędzy, to 10 funtów przędzy wskazuje na 6 godzin wchłoniętej pracy. Określone i ustalone w drodze doświadczenia ilości wytworu nie wyobrażają teraz nic innego, jak tylko określone ilości pracy, określoną masę skrzepłego czasu pracy. Są one już tylko materjalizacją jednej godziny, dwóch godzin, jednego dnia pracy społecznej.
Że praca jest właśnie pracą przędzenia, że jej materjałem jest bawełna, a jej wytworem — przędza, to jest tutaj równie obojętne jak to, że przedmiot pracy sam jest już wytworem, a więc materjałem surowym. Gdyby robotnik był zatrudniony nie w przędzalni lecz w kopalni węgla, to przedmiot pracy, węgiel, byłby dany przez przyrodę. A jednak mimo to określona ilość wyrwanego z łona ziemi węgla, np. 1 centnar, wyobrażałaby również określoną ilość wchłoniętej pracy.
Założeniem naszem przy sprzedaży siły roboczej było, że jej dzienna wartość = 3 szylingom, przyczem suma ta jest wcieleniem 6 godzin pracy, a więc że właśnie takiej ilości pracy potrzeba teraz, aby wytworzyć przeciętną sumę dziennych środków utrzymania robotnika. Jeżeli tedy nasz robotnik w ciągu 1 godziny zamienia 1⅔ funta bawełny w 1⅔ funta przędzy, to w ciągu 6 godzin zamieni 10 funtów bawełny w 10 funtów przędzy. W toku procesu przędzenia bawełna wchłania więc w siebie 6 godzin pracy. Ta ilość pracy wyraża się w złocie sumę, 3 szylingów. Bawełnie nadano więc przez samo przędzenie nową, wartość 3 szylingów.
Przyjrzyjmyż się teraz całkowitej wartości wytworu, to jest 10 funtów przędzy. Są one ucieleśnieniem 2½ dni roboczych, a mianowicie 2 dni zawartych w bawełnie i w zużytej masie wrzecion i ½ dnia pracy wchłoniętej podczas przebiegu przędzenia. Ta sama ilość pracy wyraża się masę złota równą 15 szylingom. Cena więc 10 funtów przędzy, odpowiadająca ich wartości, wynosi 15 szylingów, cena zaś 1 funta przędzy wynosi 1 szyl. 6 pensów.
Nasz kapitalista jest zdumiony. Wartość wytworu jest równa wartości wyłożonego kapitału. Wartość wyłożona nie pomnożyła swej wartości, nie przyniosła wartości dodatkowej, pieniądze przeto nie przekształciły się w kapitał. Cena 10 funtów przędzy wynosi 15 szylingów, a wszak 15 szylingów również zostało wydanych na rynku towarowym na poszczególne składniki wytworu, czyli — co na jedno wychodzi — na czynniki przebiegu pracy: 10 szylingów na bawełnę, 2 szylingi na zużytą część wrzeciona i 3 szylingi na siłę roboczą. Na nic się nie zda przyrost wartości przędzy, gdyż jej wartość jest tylko sumą wartości, istniejących przedtem oddzielnie, jako bawełna, wrzeciono i siła robocza, a przecież z takiego zwykłego dodawania już przedtem istniejących wartości nie może w żaden sposób powstać wartość dodatkowa[67]. Wartości te są teraz skoncentrowane w jednym przedmiocie, ale istniały już one w sumie pieniędzy 15 szylingów, zanim jeszcze pieniądze te rozszczepiły się wskutek kupna trzech towarów.
Wynik ten sam przez się nie jest czemś dziwnem. Wartość 1 funta przędzy wynosi 1 szylinga 6 pensów, a za 10 funtów przędzy nasz kapitalista musiałby na rynku towarowym zapłacić 15 szylingów. Czy nabędzie on dla siebie na rynku gotowy dom mieszkalny, czy też każe go sobie sam zbudować, to przecież żadna z tych operacyj nie zwiększy sumy pieniędzy, wyłożonej na nabycie domu.
Kapitalista, który zna wulgarną, ekonomję jak swoje pięć palców, może nam wprawdzie oświadczyć, że wykładał swoje pieniądze po to, aby uzyskać dzięki temu więcej pieniędzy. Jednak droga, do piekła wybrukowana jest dobremi chęciami, a równie dobrze mógł on mieć zamiar robić pieniądze, wcale nie produkując[68]. Zaczyna więc grozić. Już go drugi raz nikt nie naciągnie. W przyszłości woli on kupować na rynku gotowe towary zamiast fabrykować je samemu. Jeżeli jednak wszyscy jego bracia kapitaliści uczynią to samo, to jakże znajdzie on na rynku towary? Pieniędzy zaś jeść nie może. Staje się więc namaszczony. Trzebaż mieć wzgląd na jego wstrzemięźliwość. Mógłby przecież przehulać swoje 15 szylingów. Zamiast tego jednak spożył je produkcyjnie i zrobił z nich przędzę. Ale też wzamian za to jest posiadaczem tej przędzy a nie wyrzutów sumienia. Jako żywo, nie może on wrócić do roli gromadzącego skarby sknery, wiemy bowiem, jakie są następstwa takiego ascetyzmu. Zresztą gdzie niema nic, tam ustaje nawet cesarskie prawo. Jakkolwiek wysoko cenilibyśmy zasługę jego wyrzeczenia się, absolutnie niema z czego opłacić ją extra, albowiem wartość wytworu, wychodzącego z procesu pracy, jest dokładnie równa sumie wartości towarów, które do tego procesu weszły. Niechże więc pociesza się tem, że cnota jest sama dla siebie zapłatą. Ale gdzie tam! Kapitalista staje się natarczywy. Przędza jest dla niego bezużyteczna. Wytworzył ją przecież na sprzedaż. A więc niech ją sprzedaje, albo jeszcze lepiej, niech w przyszłości wytwarza tylko to, co sam spożywa. Jest to wszak recepta, którą już przepisał mu jego lekarz nadworny, Mac Culloch, jako niezawodny środek przeciw zarazie nadprodukcji.
Teraz kapitalista pieni się. Niechno robotnik spróbuje swemi dziesięciu palcami wykonywać pracę, fabrykować towary z powietrza! Czyż to nie on — kapitalista — dostarczył robotnikowi materjałów, które dopiero pozwoliły mu zamienić swą, pracę w krew i ciało? Ponieważ zaś przeważna część społeczeństwa składa się z takich właśnie oberwańców, to czyż nie wyświadczył on niezmiernej usługi temu społeczeństwu swemi środkami produkcji, swą bawełną i swemi wrzecionami, czyż nie wyświadczył tej przysługi samemu robotnikowi, którego w dodatku zaopatrzył jeszcze w środki utrzymania? I czyż ma nie policzyć sobie tej zasługi? Ale czyż robotnik nie wyświadczył mu wzajemnej przysługi, przekształcając bawełnę i wrzeciona w przędzę? Poza tem zaś nie chodzi tu wogóle o usługi[69]. Usługa nie jest niczem innem, tylko pożyteczmem działaniem jakiejś wartości użytkowej, bądź towaru, bądź pracy[70]. Tu jednak chodzi o wartość wymienną. Kapitalista wypłacił robotnikowi wartość 3 szylingów. Robotnik zwrócił mu dokładny równoważnik tej sumy, w postaci wartości 3 szyi., dodanej przez siebie do wartości bawełny. Wartość za wartość. I oto nasz przyjaciel, tak dotąd dumny ze swego kapitału, przybiera nagle skromną postawę swego własnego robotnika. Czyż on sam nie pracował? Czyż nie wykonywał pracy kierowniczej, czyż nie dozorował przędzarza? Czyż ta jego praca też nie tworzy wartości? Lecz na to wzruszają ramionami jego własny majster i jego własny dyrektor. Wówczas nasz kapitalista z jowialnym uśmiechem przywdziewa znowu swą dawną skórę. Cała powyższa litanja to były kpiny. Nie przywiązuje on do tego ani za grosz znaczenia.. Te i podobne nędzne wykręty i jałowe kruczki pozostawia on profesorom ekonomji politycznej, właśnie za to opłacanym. On sam jest człowiekiem praktycznym, który wprawdzie poza swem przedsiębiorstwem nie zawsze obmyśla to, co ma powiedzieć, lecz zawsze wie, co robi w tem przedsiębiorstwie.
Przyjrzyjmy się temu bliżej. Wartość dzienna siły roboczej wyniosła 3 szylingi, gdyż ucieleśnia w sobie pół dnia roboczego. Znaczy to, że środki utrzymania, konieczne dla wytworzenia dziennej siły roboczej, kosztują, pół dnia roboczego. Ale praca miniona, zawarta w sile roboczej, i praca żywa, którą siła ta jest w stanie wykonać, dzienne koszty utrzymania siły roboczej i dzienne wydatkowanie tej siły roboczej — są to dwie zupełnie różne wielkości. Pierwsza z tych wielkości określa jej wartość wymienną, druga — stanowi jej wartość użytkową. Jeżeli pół dnia roboczego wystarczy na to, ażeby utrzymać robotnika przy życiu w ciągu 24 godzin, to fakt ten bynajmniej nie przeszkadza robotnikowi pracować przez cały dzień. Wartość siły roboczej i pomnożenie tej wartości w procesie pracy — to dwie różne wielkości. Tę właśnie różnicę wartości miał na oku kapitalista, nabywając siłę roboczą. Pożyteczna właściwość tej pracy, polegająca na tem, że może ona wytwarzać przędzę lub buty, była tylko nieodzownym warunkiem, gdyż praca, mająca tworzyć wartości, musi być wydatkowana w formie użytecznej. Decydowała jednak swoista wartość użytkowa tego towaru, polegająca na tem, że jest on źródłem wartości, i to wartości większej, niż jego własna. Jest to właśnie ta szczególna usługa, jakiej kapitalista oczekuje od siły roboczej. Przytem zaś postępuje on zgodnie z wiekuistemi sprawami wymiany towarowej. W istocie bowiem, sprzedawca siły roboczej, podobnie jak sprzedawca każdego innego towaru, realizuje jej wartość wymienną a wyzbywa się jej wartości użytkowej. Nie może on otrzymać tamtej, nie dając wzamian tej. Wartość użytkowa siły roboczej, praca, tak samo nie jest własnością jej sprzedawcy, jak wartość użytkowa sprzedanej oliwy nie należy do handlarza oliwy. Posiadacz pieniędzy opłacił dzienną wartość siły roboczej. Do niego więc należy jej użycie w ciągu dnia, to jest całodzienna praca. Ta okoliczność, że dzienne utrzymanie siły roboczej kosztuje tylko pół dnia roboczego, chociaż ta siła robocza może być czynna, może pracować przez cały dzień, że więc wartość, powstała wskutek jej jednodniowego użycia, jest dwukrotnością jej własnej wartości dziennej, — okoliczność ta jest wprawdzie szczególnem szczęściem nabywcy, ale bynajmniej nie oznacza krzywdy sprzedającego.
Kapitalista kazus ten przewidział i dlatego może się śmiać, i o też robotnik zastaje w warsztacie środki produkcji, potrzebne nie dla sześciogodzinnego, lecz dla dwunastogodzinnego dnia roboczego. Jeżeli 10 funtów bawełny wchłania 6 godzin pracy i przekształca się w 10 funtów przędzy, to 20 funtów bawełny wchłonie 12 godzin pracy i przekształci się w 20 funtów przędzy. Przyjrzyjmyż się temu wytworowi przedłużonego przebiegu pracy. W 20 funtach przędzy zastygło już 5 dni roboczych, z czego 4 przypada na bawełnę i na zużytą masę wrzecion, a 1 został wchłonięty przez bawełnę podczas przebiegu przędzenia. Otóż 5 dni roboczych wyraża się sumą 30 szylingów, t. j. sumą 1 funta st. 10 szyi. Taka więc będzie cena 20 funtów^ przędzy. Funt przędzy kosztuje teraz, jak przedtem, 1 szyi. 6 pensów. Ale suma wartości towarów, użytych w tym procesie, wynosi teraz 27 szylingów. Wartość przędzy wynosi 30 szylingów. Wartość wytworu przewyższyła o 1/9 wartość, wyłożoną w celu jego wytworzenia. W ten sposób 27 szylingów przemieniło się w 30 szylingów. Przyniosły one wartość dodatkową w sumie 3 szylingów. Sztuka udała się nareszcie. Pieniądz przekształcił się w kapitał.
Wszystkim warunkom zagadnienia stało się zadość, a prawa wymiany towarowej nie zostały w żadnej mierze naruszone. Został wymieniony równoważnik na równoważnik. Kapitalista, jako nabywca, zapłacił za wszystkie towary ich pełną wartość: za bawełnę, za zużyte wrzeciona, za siłę roboczą. Następnie uczynił to samo, co każdy inny nabywca towarów: spożył ich wartość użytkową. Proces spożycia siły roboczej, będący jednocześnie procesem wytwarzania towarów, dał wytwór w postaci 20 funtów przędzy, posiadającej wartość 30 szylingów. Kapitalista wraca potem na rynek i sprzedaje tu towar, podobnie jak przedtem kupił inny towar. Sprzedaje on każdy funt przędzy po 1 szyi. 6 pensów, ani na szeląg wyżej lub niżej od jego rzeczywistej wartości. A mimo to jednak osiąga z obiegu o 3 szyl. więcej, niż doń wniósł. Cały ten proces, ta przemiana jego pieniędzy w kapitał, odbywa się i zarazem nie odbywa się w sferze obiegu. Odbywa się w sferze obiegu, gdyż jest uwarunkowany przez nabycie siły roboczej na rynku towarowym. Nie odbywa się w sferze obiegu, gdyż jest tylko wstępem do procesu pomnażania wartości, przebiegającego w sferze produkcji. W ten sposób zaś „tout est pour le mieux dans le meilleur des mondes possibles“ (wszystko idzie jaknajlepiej w najlepszym z możliwych światów).
Zamieniając swe pieniądze na towary, które staną się materjalnemi składnikami nowego wytworu lub czynnikami procesu pracy, kojarząc te martwe przedmioty z żywą siłą roboczą, kapitalista zamienia wartość, czyli ucieleśnioną, umarłą pracę w kapitał, to jest w wartość, która sama się pomnaża, w żywego potwora, który zaczyna „pracować“, jakby był ogarnięty szałem miłosnym.
Jeżeli teraz porównamy proces tworzenia wartości z procesem pomnażania wartości czyli tworzenia wartości dodatkowej, to okaże się, że proces pomnażania wartości nie jest niczem innem, jak tylko procesem tworzenia wartości, przedłużonym poza pewien punkt. Jeżeli proces tworzenia wartości trwa tylko do punktu, gdy opłacona przez kapitał wartość płacy roboczej bywa zastąpiona przez nowy jej równoważnik, to pozostaje on tylko zwykłym procesem tworzenia wartości. Jeżeli jednak przeciąga się jeszcze po za ten punkt, to staje się procesem pomnażania wartości.
Jeżeli dalej porównamy proces tworzenia wartości z procesem pracy, to ostatni polega na pożytecznej pracy, wytwarzającej wartości użytkowe. Ruch jest tu rozpatrywany z punktu widzenia jakościowego, zależnie od swego szczególnego rodzaju i charakteru, według swego celu i swej treści. W procesie zaś tworzenia wartości ten sam proces pracy interesuje nas tylko ze strony ilościowej. Chodzi tu już tylko o czas, jakiego wymaga praca dla swych czynności, lub o długość okresu, w którym siła robocza jest wydatkowana. Środki produkcji działają tu wyłącznie jako środki wchłaniania pracy i wyobrażają tylko tę ilość pracy, którą ucieleśniają w sobie. Wchodzą tu one w rachubę tylko już jako określone ilości skrystalizowanej pracy. Praca, bądź zawarta w środkach produkcji, bądź dołączona przez siłę roboczą, mierzy się tylko czasem swego trwania. Wynosi ona tyle a tyle godzin, dni i t. d.
Ale wchodzi ona w grę tylko wówczas, gdy czas, zużyty na wytworzenie wartości użytkowej, jest społecznie niezbędny. Warunek ten ogarnia wiele różnych rzeczy. Siła robocza musi funkcjonować w normalnych warunkach. Jeżeli społecznie panującym środkiem pracy w przędzalni jest przędzarka, to nie można robotnikowi wciskać w rękę kołowrotka. Nie może on również zamiast bawełny normalnej jakości dostać odpadków, rwących się co chwila. W obu wypadkach zużyłby on na wytworzenie każdego funta przędzy więcej czasu, niż to jest społecznie niezbędne, ale ten nadmierny czas pracy nie dałby ani nowej wartości, ani nowych pieniędzy. Lecz normalny charakter materjalnych czynników pracy zależy nie od robotnika, a od kapitalisty. Dalszym warunkiem jest normalny charakter samej siły roboczej. W zawodzie, w którym jest zatrudniona, ta siła robocza musi posiadać przeciętną miarę wprawy, wyszkolenia i szybkości. Ale nasz kapitalista nabył na rynku pracy siłę roboczą normalnej jakości. Siła ta musi być wydatkowana z zachowaniem zwykłej przeciętnej miary wysilenia i społecznie przeciętnego stopnia intensywności (natężenia). Kapitalista dba o to jednak nader czujnie, żeby ani jednej chwili nie zmarnować bez pracy. Nabył on siłę roboczą na określony przeciąg czasu i dba teraz o to, żeby wyjść na swoje. Nie chce być okradziony. Wreszcie — a w tym celu ów pan ma swój osobny kodeks karny — nie można dopuścić do niewłaściwego spożycia surowców i środków pracy, gdyż zmarnowane materjały i środki pracy oznaczają zbyteczny wydatek określonych ilości minionej pracy, a więc nie wchodzą w rachubę i nie uczestniczą w tworzeniu wartości wytworu[71].
Widzimy więc: uzyskane poprzednio z analizy towaru rozróżnienie pomiędzy pracą, tworzącą wartość użytkową, a tą samą pracą, tworzącą wartość, ukazuje się nam teraz jako rozróżnienie między rozmaitemi stronami procesu produkcji.
Jako jedność procesu pracy i procesu tworzenia watości, proces produkcji jest procesem wytwarzania towarów. Jako jedność procesu pracy i procesu pomnażania wartości jest on kapitalistycznym procesem produkcji, kapitalistyczną, postacią produkcji towarowej.
Zauważyliśmy już przedtem, że z punktu widzenia procesu pomnażania wartości jest rzeczą obojętną, czy przyswojona przez kapitalistę praca jest prostą, społecznie przeciętną pracą, czy też pracą bardziej skomplikowaną, posiadającą wyższy ciężar gatunkowy. Praca, uchodząca wobec społecznie przeciętnej pracy za wyższą i bardziej skomplikowaną, jest przejawem siły roboczej, której powstanie wymagało większych kosztów, której wytworzenie kosztowało więcej czasu pracy i która posiada wobec tego większą wartość niż prosta siła robocza. Jeżeli wartość tej siły jest wyższa, to wyraża się ona również w pracy wyższego rodzaju, a wobec tego w przeciągu tych samych okresów czasu ucieleśnia się w stosunkowo wyższych wartościach. Jakakolwiek jednak różnica w stopniowaniu zachodziłaby między pracą przędzarza i pracą jubilera, to zawsze ta doza pracy robotnika jubilerskiego, która odtwarza tylko wartość jego własnej siły roboczej, w żaden sposób nie różni się jakościowo od tej dodatkowej dozy jego pracy, która tworzy wartość dodatkową. I przedtem i teraz wartość dodatkowa pochodzi tylko z ilościo- wej nadwyżki pracy, z przedłużenia czasu trwania tego samego procesu pracy: w jednym wypadku procesu wytwarzania przędzy, w drugim zaś — procesu wytwarzania klejnotów[72].
Z drugiej strony w każdym procesie tworzenia wartości praca wyższa musi być zawsze sprowadzona do pracy społecznie przeciętnej, np. w stosunku 1 dnia pracy wyższej do 2 dni pracy prostej[73]. Gdy znakomici ekonomiści powstaję, przeciwko temu „dowolnemu twierdzeniu“, to możemy im śmiało powiedzieć, że im drzewa las zasłaniają. To, co im się wydaje fikcją teoretyczną, jest w gruncie rzeczy zabiegiem, stosowanym codziennie w każdym zakątku świata. Wszędzie wartości najrozmaitszych towarów wyrażane są, bez różnicy zapomocą pieniądza, to znaczy w określonych ilościach złota lub srebra. Już przez to samo różne odmiany pracy, których wyrazem są owe wartości, sprowadzane są w różnym stosunku do określonych ilości jednej i tej samej odmiany pracy zwykłej, pracy, wytwarzającej złoto i srebro. Przypuszczając więc, że zatrudniony przez kapitał robotnik spełnia prostą, społecznie przeciętną pracę, oszczędzamy sobie tylko zbytecznych operacyj i upraszczamy analizę.



Rozdział szósty.
KAPITAŁ STAŁY I KAPITAŁ ZMIENNY.

Różne czynniki procesu pracy biorą, niejednakowy udział w tworzeniu wartości wytworu.
Robotnik przez dołączenie określonej ilości swej pracy nadaje przedmiotowi pracy nową wartość, niezależnie od określonego rodzaju, celu i technicznego charakteru swej pracy. Z drugiej zaś strony w wartości wytworu odnajdujemy wartość zużytych środków produkcji, np. wartość wrzeciona i bawełny w wartości przędzy. A więc wartość środków produkcji zostaje zachowana dzięki przeniesieniu na wytwór. Przeniesienie to zachodzi podczas przekształcenia środków produkcji w wytwór, w procesie pracy. Dokonywa się ono za pośrednictwem pracy. Ale jak?
Robotnik nie dwoi swej pracy, dokonanej w ciągu tego samego czasu, nie pracuje raz po to, żeby nadać bawełnie nową wartość, a drugi raz po to, żeby zachować jej dawną wartość, lub też — co wychodzi na jedno — żeby przenieść na wytwór, na przędzę, wartość przerabianej przez siebie bawełny i używanych przez siebie wrzecion. Poprostu zachowuje on dawną wartość przez dołączenie do niej nowej wartości. Ponieważ jednak dołączenie nowej wartości do przedmiotu pracy i zachowanie dawnej wartości w wytworze są dwoma zupełnie różnemi wynikami, osiąganemi przez robotnika w przeciągu tego samego czasu, pomimo, że pracuje on tylko jeden raz w tym samym czasie, więc ta dwoistość wyniku może, oczywiście, być wytłumaczona tylko dwoistością jego własnej pracy. W jednej i tej samej chwili musi ona przejawiać zdolność tworzenia wartości a zarazem zdolność zachowywania lub przenoszenia wartości.
W jakiż sposób każdy robotnik dołącza czas pracy, a więc i wartość? Zawsze tylko przez właściwy mu sposób pracy produkcyjnej. Przędzarz dołącza czas pracy tylko wówczas, gdy przędzie, tkacz — tylko wówczas, gdy tka, kowal — gdy kuje. Dzięki jednak celowej formie, w jakiej wogóle dołączają oni swą pracę, a więc i nową wartość, przez przędzenie, tkanie lub kucie, — dzięki tej formie środki produkcji, jak np. bawełna i wrzeciona, przędza i krosno, żelazo i kowadło, stają się składnikami nowego wytworu, nowej wartości użytkowej[74]. Dawna forma ich wartości użytkowej znika, lecz tylko po to, żeby zmartwychwstać w formie nowej wartości użytkowej. Jednak przy rozpatrywaniu procesu tworzenia wartości okazało się, że o ile pewna wartość użytkowa została w sposób celowy zużyta do wytworzenia jakiejś nowej wartości użytkowej, to czas pracy, potrzebny do wytworzenia zużytej wartości użytkowej, stanowi część czasu roboczego, potrzebnego dla wytworzenia nowej wartości użytkowej, a więc jest czasem pracy, przeniesionym ze zużytych środków produkcji na nowy wytwór. Robotnik przeto zachowuje wartość zużytych środków produkcji lub przenosi ją, jako część składową wartości, na nowy wytwór nie przez dołączenie swej pracy wogóle, lecz przez szczególny użyteczny charakter, przez swoiście produkcyjną formę tej dołączonej pracy. W charakterze tej celowej działalności produkcyjnej, przędzenia, tkania, kucia, praca samym swym kontaktem wskrzesza zamarłe środki produkcji, czyni je żywemi czynnikami procesu pracy i kojarzy się z niemi w produktach.
Gdyby swoista produkcyjna praca robotnika nie była przędzeniem, to nie przekształciłaby bawełny w przędzę, a przeto nie przeniosłaby na przędzę wartości bawełny oraz wrzecion. Ale jeżeli robotnik ów zmieni zawód i stanie się stolarzem, to i tak po dawnemu w ciągu dnia roboczego dołączy do swego materjału nową wartość. Dołącza on więc tę wartość nie dlatego, że jego praca jest pracą przędzalniczą lub stolarską, lecz dlatego, że jest abstrakcyjną, społeczną pracą wogóle. Dołącza on określoną ilość wartości nie dlatego, że jego praca posiada jakiś szczególnie użyteczny charakter, lecz dlatego, że trwa określony czas. A więc w swym abstrakcyjnym, ogólnym charakterze, jako wydatkowanie ludzkiej siły roboczej, praca przędzarza dołącza do wartości bawełny i wrzecion nową wartość, natomiast w charakterze konkretnego, szczególnego, użytecznego przebiegu przędzenia przenosi wartość tych środków produkcji na wytwór, a więc zachowuje ich wartość w wytworze. Stąd dwoistość jej wyników w jednej i tej samej chwili.
Samo ilościowe dołączanie pracy dołącza nową wartość, jakość zaś dodanej pracy zachowuje w wytworze dawną wartość środków produkcji. To dwoiste działanie tej samej pracy, jako następstwo jej dwoistego charakteru, przejawia się namacalnie w najrozmaitszych zjawiskach.
Przypuśćmy, że jakiś wynalazek pozwala przędzarzowi wyprząść w ciągu 6 godzin tyleż bawełny, co przedtem w przeciągu 36 godzin. Jako celowo pożyteczna, produkcyjna działalność, praca jego 6-krotnie zwiększyła swą siłę. Jej wytwór wzrósł sześciokrotnie i wynosi 36 funtów przędzy zamiast 6. Ale 36 funtów bawełny wchłania teraz taką samą ilość czasu pracy, jak przedtem 6 funtów. Do każdego funta bawełny dołącza się 6 razy mniej nowej pracy niż przy dawnych metodach, a więc również tylko szóstą część dawnej wartości. Z drugiej zaś strony w wytworze, w 36 funtach przędzy, istnieje teraz 6 razy większa niż dawniej wartość bawełny. W ciągu 6 godzin przędzenia zostaje zachowana i przeniesiona na wytwór sześciokrotnie większa wartość materjałów surowych, pomimo, że do tego samego materjału surowego dołącza się nowa wartość sześciokrotnie mniejsza. Wskazuje to, że w tym samym niepodzielnym przebiegu pracy zdolność zachowywania wartości jest zasadniczo różna od jej zdolności tworzenia wartości. Im więcej niezbędnego czasu pracy zużywa się podczas operacji przędzenia na tę samą ilość bawełny, tem większa jest nowa wartość nadana bawełnie, natomiast im więcej funtów bawełny można wyprząść w ciągu tego samego okresu czasu, tem większa jest dawna wartość, zachowana w wytworze.
Przyjmijmy naodwrót, że wydajność pracy przędzalniczej nie uległa zmianie, a więc przędzarz zużywa jak przedtem tak i teraz jednakową ilość czasu, ażeby funt bawełny zamienić w funt przędzy. Natomiast niech się zmieni sama wartość wymienna bawełny, tak, że cena jednego jej funta zmniejszy się lub wzrośnie sześciokrotnie. W obu wypadkach przędzarz do jednakowej ilości bawełny dołącza jednakową ilość czasu pracy, a więc jednakową wartość, i w obu wypadkach w przeciągu tego samego czasu wytwarza taką samą ilość przędzy. A przecież wartość, przenoszona przez niego z bawełny na przędzę, w jednym wypadku sześciokrotnie się zmniejszy, w drugim zaś — sześciokrotnie wzrośnie. To samo nastąpi, gdy środki pracy podrożeją lub stanieją, lecz w przebiegu pracy oddają wciąż te same usługi.
Jeżeli techniczne warunki procesu przędzenia pozostają niezmienione, a zarazem i wartość środków produkcji nie ulega również zmianie, to przędzarz w ciągu jednakowych okresów czasu zużywa zarówno teraz jak poprzednio jednakowe ilości materjałów surowych i maszyn, o niezmienionej wartości. Wartość, zachowana przezeń w wytworze, stoi wówczas w prostym stosunku do nowej wartości, dołączanej przez niego. W ciągu dwóch tygodni dołącza on dwa razy więcej pracy, a więc i dwa razy więcej wartości, niż w ciągu jednego tygodnia, a zarazem przerobi dwa razy więcej materjału o dwa razy większej wartości i zużyje dwa razy więcej maszyn o dwa razy większej wartości, a więc w wytworze dwutygodniowym zachowa dwa razy większą wartość niż wytworze jednego tygodnia. W danych niezmienionych warunkach produkcji robotnik zachowuje tem więcej wartości, im więcej dołącza nowej, ale zachowuje większą wartość nie dlatego, że dołącza większą wartość, lecz dlatego, że ją dołącza w warunkach niezmienionych i niezależnych od swej własnej pracy.
Zresztą, w pewnem względnem znaczeniu można powiedzieć, że robotnik zawsze zachowuje dawne wartości w tej samej proporcji, w jakiej dodaje nowe. Niezależnie bowiem od tego, czy bawełna z 2 sz. podniesie się do 3 sz. lub spadnie do 1 sz., a więc niezależnie od wszelkich zmian jej wartości, zawsze robotnik w wytworze jednej godziny zachowa dwa razy mniej wartości bawełny, niż w wytworze dwóch godzin. Jeżeli następnie zmienia się wydajność jego własnej pracy, jeżeli zwiększa się ona lub spada, to np. w ciągu 1 godziny będzie on prządł więcej lub mniej bawełny niż wprzódy, a wobec tego zachowa więcej lub mniej wartości bawełny w wytworze jednej godziny pracy. Ale przecież mimo to wszystko w ciągu dwóch godzin pracy zachowa on dwa razy większą wartość, niż w ciągu jednej godziny.
Jeżeli pominiemy wyłącznie symboliczną postać wartości, a mianowicie znak wartościowy, to może ona istnieć tylko w jakiejś wartości użytkowej, w jakiejś rzeczy. (Sam nawet człowiek, rozpatrywany poprostu jako uosobienie siły roboczej, jest przedmiotem przyrodzonym, jest rzeczą, choć coprawda rzeczą żywą, i świadomą, siebie, a sama praca jest rzeczowym przejawem tej siły). Jeżeli więc ginie wartość użytkowa, to ginie zarazem i wartość. Środki produkcji nie tracą swej wartości wraz ze swą wartością użytkową, gdyż dzięki procesowi pracy porzucają w rzeczywistości pierwotną postać swej wartości użytkowej tylko po to, ażeby w wytworze uzyskać postać innej wartości użytkowej. Ale choć dla wartości tak bardzo ważne jest, żeby istniała w formie jakiejkolwiek wartości użytkowej, to jednak jest dla niej zupełnie obojętne, w której mianowicie wartości użytkowej ma istnieć, jak o tem świadczy metamorfoza towarów. Wynika to stąd, że w procesie pracy wartość środka produkcji wówczas tylko przechodzi na produkt, jeżeli ów środek produkcji wraz ze swą samoistną wartością użytkową traci również swą wartość wymienną. Udziela on wytworowi tylko tę część swej wartości, którą utracił, jako środek produkcji. Otóż pod tym względem różne rzeczowe czynniki procesu pracy zachowują się niejednakowo.
Węgiel, którym opalamy maszynę, znika bez śladu, podobnie jak oliwa, którą smarujemy osie kół i t. p. Barwniki i inne materjały pomocnicze znikają również, ale pozostawiają po sobie ślady we właściwościach wytworu. Surowiec stanowi substancję wytworu, lecz zmienia swą postać. A więc surowiec i materjały pomocnicze tracą samoistny kształt, w jakim wstępowały do przebiegu pracy, jako wartości użytkowe. Inna sprawa z właściwemi środkami pracy. Narzędzie, maszyna, budynek fabryczny, naczynie i t. p. — wszystkie te przedmioty służą przebiegowi pracy tylko dopóty, dopóki zachowują swój kształt pierwotny i dopóki mogą jutro w tej samej postaci co wczoraj, wziąć znowu udział w procesie pracy. Podobnie zaś jak przez cały czas swego życia, w procesie pracy, tak sarno i po swej śmierci zachowują one względem wytworu swój samoistny kształt. Trupy maszyn, narzędzi, budynków roboczych i t.d. wciąż jeszcze istnieją oddzielnie od wytworów, których powstaniu dopomogły. Jeżeli teraz przyjrzymy się całemu okresowi służby takiego środka pracy, od chwili jego wejścia do warsztatu aż do chwili wygnania do graciarni, to okaże się, że w ciągu tego czasu jego wartość użytkowa została całkowicie spożyta przez pracę, a wobec tego jego wartość wymienna w całości przeszła na wytwór. Jeżeli np. maszyna przędzalnicza przeżyła lat 10, to w ciągu tego 10-letniego przebiegu pracy jej całkowita wartość przeszła na 10-letni wytwór. A więc okres życia danego środka pracy ogarnia większą lub mniejszą liczbę wciąż powtarzanych przezeń procesów pracy. Przytem ze środkiem pracy dzieje się tak samo, jak z człowiekiem. Każdy człowiek codzień zbliża się do śmierci o całe 24 godziny. Po żadnym człowieku nie znać, ile dni dzieli go jeszcze od zgonu. A przecież nie przeszkadza to towarzystwu ubezpieczeń na życie wysnuwać z liczb przeciętnych, dotyczących życia ludzkiego, wnioski nietylko zupełnie pewne, lecz — co najważniejsza — nader zyskowne. Tak samo i ze środkami pracy. Wiadomo z doświadczenia, jak długo wytrzyma przeciętnie dany środek pracy, np. pewna maszyna określonego typu. Przypuśćmy, że jej wartość użytkowa w procesie pracy przetrwa tylko 6 dni. W takim razie codziennie straci ona przeciętnie 1/6 swej wartości użytkowej, a wobec tego udziela ⅙ część swej wartości wytworowi dziennemu. W ten sposób wylicza się zużycie wszystkich środków pracy, a więc np. codzienny ubytek ich wartości użytkowej i odpowiadające mu codzienne przeniesienie części ich wartości na wytwór.
Wynika stąd w sposób uderzający, że dany środek pracy nigdy nie udziela wytworowi więcej wartości, niż jej stracił w procesie pracy wskutek zniszczenia swej wartości użytkowej. Gdyby nie miał wcale wartości, to jest gdyby sam nie był wytworem pracy ludzkiej, to nie traciłby wartości i nie udzielałby jej wytworom. Byłby czynnikiem tworzenia wartości użytkowej, lecz nie wartości wymiennej. Dotyczy to mianowicie tych wszystkich środków produkcji, które są dane przez przyrodę bez spółudziału ludzkiego, np. ziemi, wiatru, wody, żelaza w złożach kruszcowych, drzew w puszczy i t. p.
Spotykamy się tu jeszcze z innem ciekawem zjawiskiem. Niech dana maszyna ma np. 1000 f. st. wartości i zużywa się w przeciągu 1000 dni. W takim razie codziennie 1/1000 część wartości maszyny przechodzi z niej na jej wytwór dzienny. Zarazem jednak w procesie pracy uczestniczy wciąż cała maszyna, choć coprawda z wciąż zmniejszającą się siłą żywotną. Okazuje się więc, że jeden z czynników procesu pracy, jeden ze środków produkcji, uczestniczy w całości w procesie pracy, lecz tylko częściowo w procesie tworzenia wartości. Różnica między procesem pracy a procesem tworzenia wartości odbija się więc tutaj na swych materjalnych czynnikach, albowiem jeden i ten sam środek produkcji w tym samym procesie produkcji wchodzi w rachubę w całości, jako pierwiastek procesu pracy, a tylko ułamkowo, jako pierwiastek tworzenia wartości[75].
Z drugiej zaś strony, naodwrót, dany środek produkcji może jako całość wziąć udział w procesie tworzenia wartości, choć tylko ułamkowo uczestniczył w procesie pracy. Przypuśćmy, że przy przędzeniu bawełny z pośród 115 funtów przypada codzień 15 funtów nie na przędzę, lecz na „devil’s dust“ (odpadki, pył bawełniany). Otóż, jeżeli ten odsetek 15% odpadków jest normalny i nieodłączny od przeciętnej przeróbki bawełny, to wartość tych 15 funtów bawełny, nie wchodzących w skład przędzy, zupełnie tak samo dolicza się do wartości przędzy, jak wartość pozostałych 100 funtów, stanowiących jej substancję. Wartość użytkowa 15 funtów bawełny musi się ulotnić, ażeby powstało 100 funt. przędzy. Zniszczenie więc tej bawełny jest warunkiem wytworzenia przędzy. Właśnie dlatego udziela ona przędzy swej wartości. Dotyczy to również wszelkich odpadków procesu pracy, przynajmniej w tym stopniu, w jakim odpadki te nie stają się z powrotem nowemi środkami produkcji, a więc nowemi samoistnemi wartościami użytkowemi. Tak naprzykład w wielkich fabrykach maszyn w Manchesterze można widzieć góry odpadków żelaza, zestruganych przez cyklopowe maszyny niby wióry drzewa. Wieczorem wszystko to wędruje na wielkich wozach do odlewni żelaza, skąd nazajutrz wraca znów do fabryki w postaci bloków żelaznych.
Środki produkcji o tyle tylko przenoszą swą wartość na nowy kształt wytworu, o ile same w procesie pracy tracą wartość wraz ze swą dawną wartością użytkową. Maximum utraty wartości, jaka może je spotkać, określa się oczywiście ich pierwotną wartością, z jaką wstąpiły w proces pracy, lub też ilością czasu roboczego, potrzebnego do ich wytworzenia. A więc środki produkcji nigdy nie mogą nadać wytworowi więcej wartości niż jej same posiadają, niezależnie od procesu pracy, któremu służą. Jakkolwiek pożyteczny byłby dany materjał, dana maszyna, dany środek produkcji, to przecież, jeśli kosztował 150 funt. st. czyli, dajmy na to, 500 dni roboczych, to do całkowitego produktu, wytwarzanego przy jego pomocy, nie dołączy w żadnym razie więcej, niż 150 f. st. Jego wartość określa nie proces pracy, który wchodzi on jako środek produkcji, lecz proces pracy, z którego wychodzi jako wytwór. W procesie pracy służy on tylko jako wartość użytkowa, jako rzecz, obdarzona pożytecznemi właściwościami, a wobec tego nie nadawałby wytworowi żadnej wartości, gdyby nie posiadał tej wartości już przed wejściem do tego procesu[76].
Skoro praca wytwórcza przekształciła środki produkcji w składniki nowego wytworu, to ich wartość odbywa jakąś wędrówkę dusz. Ze spożytego ciała przechodzi ona w ciało nowoukształcone. Lecz ta wędrówka dusz odbywa się jakby poza plecami pracy rzeczywistej. Robotnik nie może dołączać nowej pracy, a więc tworzyć nowej wartości, nie zachowując dawnych wartości, albowiem musi dołączać swą pracę zawsze w pożytecznej określonej formie, a nie może dołączać jej w pożytecznej formie, nie czyniąc zarazem wytworów środkami wytwarzania nowych wytworów i nie przenosząc w ten sposób ich wartości na nowy wytwór. A więc jest to jakby przyrodzona właściwość czynnej siły roboczej, żywej pracy, że przez dodanie wartości zachowuje też wartość, — przyrodzona właściwość, która nic nie kosztuje robotnika, ale przynosi znaczną korzyść kapitaliście, a mianowicie zachowanie wartości posiadanego kapitału[77]. Dopóki interes idzie gładko, kapitalista zbyt jest zagłębiony w liczeniu swych zysków, żeby mógł zauważyć ten hojny dar pracy robotniczej. Lecz gwałtowne przerwy w procesie pracy, kryzysy, przypominają mu o tem boleśnie[78].
Spożyciu wogóle ulega wartość użytkowa środków produk- cji, gdyż dzięki spożyciu wartości użytkowej, praca tworzy produkty. Wartość tych środków w gruncie rzeczy nie zostaje spożyta[79], a więc nie może być odtworzona. Zostaje ona zachowana, ale nie dlatego, że dokonano z nią, samą jakiejś operacji w przebiegu pracy, lecz ponieważ wartość użytkowa, w której istniała ona pierwotnie, znikła teraz wprawdzie, lecz znikła tylko w innej wartości użytkowej. To też wartość środków produkcji zjawia się na nowo w wartości wytworu, lecz, ściśle mówiąc, nie jest odtwarzana. Wytworzona zostaje tylko nowa wartość użytkowa, w której dawna wartość wymienna zjawia się na nowo[80].
Inaczej z subjektywnym czynnikiem procesu pracy, — z czynną siłą roboczą. Podczas gdy praca dzięki swej celowej formie przenosi wartość środków produkcji na wytwór i zachowuje ją, to każda chwila jej ruchu tworzy przyrost wartości, nową wartość. Przyjmijmy, że proces produkcji zostaje przerwany w chwili, gdy robotnik wytworzył równoważnik swej własnej siły roboczej, gdy dołączył doń np. w 6 godzinnej pracy wartość 3 sz. Wartość ta stanowi przewyżkę wartości całego wytworu nad tą jej częścią, która powstała z wartości środków produkcji. Jest to jedyna wartość oryginalna, jaka powstała w ramach tego procesu, jedyna część wartości wytworu, wytworzona przez ten proces sam. Wprawdzie i ona odtwarza tylko pieniądze, wyłożone przez kapitalistę przy nabywaniu siły roboczej, a przez samego robotnika wydane już na środki utrzymania. W stosunku do wydanych 3 sz. nowa wartość 3 sz. jest tylko reprodukcją (odtworzeniem). Ale jest ona odtworzona rzeczywiście, a nie tylko pozornie, jak wartość środków produkcji. Zastąpienie jednej wartości przez drugą dokonywa się tutaj przez tworzenie nowej wartości.
Wiemy już jednak, że proces pracy trwa również i potem, gdy równoważnik wartości siły roboczej został odtworzony i dołączony do przedmiotu pracy. Zamiast 6 godzin, któreby na to wystarczały, proces trwa np. 12 godzin. Dzięki więc zatrudnieniu siły roboczej nietylko zostaje odtworzona jej własna wartość, lecz i wytwarzana jest pewna nadwyżka wartości. Ta wartość dodatkowa stanowi przewyżkę wartości wytworu nad wartością spożytych składników wytworu, t. j. środków produkcji i siły roboczej.
Przedstawiając rolę, odgrywaną przez poszczególne czynniki procesu pracy w kształtowaniu wartości wytworu, w rzeczywistości scharakteryzowaliśmy już przez to samo funkcje różnych części składowych kapitału w procesie pomnażania jego wartości. Przewyżka całkowitej wartości wytworu nad sumą wartości jego składników jest przewyżką kapitału, który pomnożył już swą wartość, nad wartością kapitału, pierwotnie wyłożonego. Środki produkcji po jednej stronie, a siła robocza po drugiej — są to tylko różne formy istnienia, przybierane przez pierwotną wartość kapitału przy zrzucaniu z siebie formy pieniężnej i przy przekształcaniu się w czynniki procesu pracy.
A więc ta część kapitału, która przkształca się w środki produkcji, t. j. surowce, materjały pomocnicze i środki pracy, nie zmienia wielkości swej wartości w procesie produkcji. Dlatego nazywam ją stałą częścią kapitału, lub krócej kapitałem stałym.
W przeciwieństwie do tego ta część kapitału, która przekształciła się w siłę roboczą, zmienia swą wartość w ciągu procesu produkcji. Odtwarza ona swój własny równoważnik, a ponadto pewną nadwyżkę, wartość dodatkową, która znowu może się zmieniać, może być większa lub mniejsza. Ta część kapitału przekształca się więc wciąż ze stałej wielkości w zmienną. To też nazywam ją zmienną częścią kapitału, lub krócej: kapitałem zmiennym. Te same części składowe kapitału, które z punktu widzenia procesu pracy różnią się od siebie, jako czynniki objektywne i subjektywne, jako środki produkcji i siła robocza, z punktu widzenia procesu pomnażania wartości różnią się od siebie, jako kapitał stały i kapitał zmienny.
Pojęcie kapitału stałego bynajmniej nie wyłącza rewolucji w wartości jego części składowych. Przypuśćmy, że funt bawełny kosztuje dziś 1 szyi., a nazajutrz wskutek nieurodzaju bawełny podskoczy do 2 szyi. Stara bawełna, przerabiana w dalszym ciągu, była kupowana według wartości 1 sz., ale mimo to teraz dołącza do wytworu wartość 2 sz. Również i bawełna już wyprzędzona, być może już znajdująca się na rynku w postaci przędzy, dodaje do wytworu dwukrotność swej pierwotnej wartości. Widzimy jednak, że te zmiany wartości nie zależą od pomnożenia wartości bawełny w samym procesie przędzenia. Gdyby nawet dawniejsza bawełna wcale jeszcze nie wzięła udziału w procesie pracy, to i tak mogłaby być sprzedana po 2 szyi. zamiast po 1 szyi. Naodwrót: im mniejszą liczbę procesów pracy przeszła ona, tem pewniejszy jest ten wynik. To też w razie takiej rewolucji cen zasadą spekulacji jest, żeby spekulować na surowcu, możliwie najmniej obrobionym: raczej na przędzy, niż na tkaninie i raczej na samej bawełnie, niż na przędzy. Źródłem zmiany wartości jest tu proces wytwarzania bawełny, a nie proces, w którym jest ona środkiem produkcji, a więc kapitałem stałym. Wprawdzie wartość towaru określa się ilością zawartej w nim pracy, ale samo określenie tej ilości pracy ma charakter społeczny. Jeżeli czas pracy, społecznie niezbędny do wytworzenia towaru, uległ zmianie — a przecież ta sarna ilość bawełny przy gorszym urodzaju wyobraża większą ilość pracy, niż przy lepszym — to fakt ten musi się odbić i na towarze dawniejszego pochodzenia, albowiem towar ów zawsze jest tylko pojedyń-

czym egzemplarzem swego gatunku[81], którego wartość mierzy się zawsze pracę, niezbędną społecznie, czyli zawsze niezbędną w danych warunkach społecznych.

Podobnie jak wartość surowców, tak samo i wartość środków pracy, czynnych już w procesie produkcji, np. maszyn i t. p., może ulec zmianie, a wskutek tego może też ulec zmianie i ta część wartości, którą środki pracy udzielają wytworowi. Jeżeli np. wskutek jakiegoś nowego wynalazku maszyna pewnego rodzaju może być odtworzona z mniejszym nakładem pracy, to i stara maszyna traci mniejszą lub większą część wartości, a wskutek tego przekazuje wytworowi stosunkowo mniejszą wartość. Ale i tutaj również zmiana wartości powstaje poza procesem produkcji, w którym ta maszyna funkcjonuje jako środek produkcji. W tym procesie nie udziela ona wytworowi nigdy więcej wartości, niż jej posiada niezależnie od tego procesu.
Podobnie jak zmiana wartości środków produkcji, nawet wówczas, gdy jej działanie przejawia się już po dokonanem wstąpieniu ich do procesu produkcji, nie zmienia ich charakteru, jako kapitału stałego, tak samo i zmiana w proporcji między kapitałem stałym i zmiennym nie dotyczy w niczem ich funkcjonalnej różnicy (t. j. różnicy pomiędzy ich czynnościami i w przebiegu tworzenia wartości). Tak np. techniczne warunki procesu pracy mogły się tak zmienić, że gdy przedtem 10 robotników z pomocą 10 małowartościowych narzędzi przerabiało stosunkowo drobne ilości surowca, to teraz 1 robotnik z pomocą kosztownej maszyny przerabia sto razy więcej surowca. W tym wypadku kapitał stały, t. j. suma wartości zastosowanych środków produkcji, wzrósłby bardzo znacznie, zmienna zaś część kapitału, wyłożona na siłę roboczą, bardzo silnie skurczyłaby się. Zmiana ta jednak wpłynęłaby tylko na stosunek ilościowy między kapitałem stałym i zmiennym, czyli na stosunek, w jakim cały kapitał rozpada się na części składowe stałą i zmienną, lecz nie narusza niczem różnicy między kapitałem stałym a zmiennym.



Rozdział siódmy.
STOPA WARTOŚCI DODATKOWEJ.
1. Stopień wyzysku siły roboczej.

Wartość dodatkowa, wytworzona w procesie produkcji przez kapitał wyłożony, który nazwiemy K, czyli pomnożenie wartości wyłożonego kapitału K, występuje przedewszystkiem jako przewyżka wartości wytworu nad sumą. wartości czynników jego produkcji.
Kapitał K rozpada się na dwie części, — na sumę pieniędzy c, na środki produkcji, i na sumę pieniędzy v, wydatkowaną na zakup siły roboczej; c wyobraża część wartości, zamienioną w kapitał stały (constantes Kapital), v zaś — część, zamienioną w kapitał zmienny (variables Kapital). Pierwotnie więc K = c + v, np. wyłożony kapitał 500 f. st. (K) = 410 f. st. kapitału stałego (c) + 90 f. st. kapitału zmiennego (v). Pod koniec przebiegu produkcji otrzymujemy towar, którego wartość = (c + v) + m, gdzie m jest wartością dodatkową (Mehrwert), np. 410 f. st. (c) plus 90 f. st. (v) plus 90 f. st. (m). Pierwotny kapitał K zmienił się w K¹, wzrósł z 500 f. st. do 590 f. st. Różnica między niemi = m, to jest = wartości dodatkowej 90 f. st. Ponieważ wartość czynników produkcji jest równa wartości wyłożonego kapitału, więc w rzeczywistości zwykłą tautologją jest twierdzenie, że przewyżka wartości wytworu nad wartością czynników jego produkcji jest równa pomnożeniu wartości wyłożonego kapitału, czyli że równa jest wytworzonej wartości dodatkowej.
A jednak tautologja ta wymaga bliższego określenia. Z wartością wytworu porównywana jest wartość czynników produkcji, zużytych przy jego tworzeniu. Otóż widzieliśmy, że część zastosowanego kapitału stałego, złożona ze środków pracy, przekazuje wytworowi tylko pewien ułamek swej wartości, podczas gdy reszta zachowuje nadal swą dotychczasową formę bytu. Ponieważ zaś forma ta nie odgrywa żadnej roli w tworzeniu wartości, można więc od niej abstrahować. Włączenie jej do rachunku nie zmieniłoby zgoła nic. Przypuśćmy, że kapitał stały c = 410 f. st. i składa się z 312 f. st. surowców, z 44 f. st. materjałów pomocniczych i z 54 f. st. maszyn, zużytych przy wytwarzaniu, podczas gdy wartość maszyn, istotnie zastosowanych, wynosi 1054 f. st. W rachunku uwzględniamy, jako wyłożoną na wytworzenie wartości produktu, tylko wartość 54 f. st., utraconą przez maszyny wskutek ich funkcjonowania, a więc przekazaną wytworowi Gdybyśmy zaś uwzględnili również 1000 f. st., które istnieją nadal w dotychczasowej postaci, jako maszyny parowe i t. p., to musielibyśmy je uwzględnić po obu stronach równania, a mianowicie po stronie wartości wyłożonej i po stronie wartości wytworu[82] — a wówczas otrzymalibyśmy 1500 f. st., względnie — 1590 f. st. Różnica czyli wartość dodatkowa wyniosłaby, podobnie jak przedtem, 90 f. st. Wszędzie więc, gdzie co innego nie wynika jasno z toku wykładu, rozumiemy przez kapitał stały, wyłożony dla wytwarzania wartości, tylko wartość środków produkcji, zużytą w toku wytwarzania.
Zaznaczywszy to, wróćmy do naszej formuły K = c + v, która przekształca się potem w K¹ = (c + v) + m, wskutek czego K przekształca się w K¹. Wiadomo, że wartość kapitału stałego zostaje tylko odtworzona w wartości wytworu. A więc wartość istotnie nowo wytworzona w tym procesie, jest czemś innem, niż osiągnięta w nim wartość wytworu, a więc wynosi nie (c + v) — f — m, jakby się mogło wydawać na pierwsze wejrzenie, to jest nie 410 c + 90 v 90 m, lecz v + m, to jest 90 v + 90 m. Nowowytworzona wartość wynosi więc nie 590 f. st. lecz 180 f. st. Gdyby c, kapitał stały, było równe zeru, to jest inaczej mówiąc, gdyby istniały gałęzie przemysłu, w których kapitalista nie stosuje wcale wytworzonych środków produkcji, — ani surowców, ani materjałów pomocniczych, ani narzędzi pracy, — a tylko dane przez przyrodę materjały oraz siłę roboczą, to na wytwór nie przeniosłaby ani jedna stała cząstka wartości. Ten składnik wartości wytworu, wynoszący w naszym przykładzie 410 f. st. odpadłby, ale wartość nowowytworzona, wynosząca 180 f. st. i zawierająca 90 f. st. wartości dodatkowej, pozostałaby niezmieniona, a zupełnie tak samo byłoby i wówczas, gdyby c wyobrażało olbrzymią sumę wartości. Mielibyśmy K = 0 + v = v, zaś K¹, to jest kapitał o wartości pomonżonej, byłby = 0 + v + m, lecz K¹ — K byłoby teraz jak przedtem = m. Gdyby naodwrót było m = 0, to jest inaczej mówiąc, gdyby siła robocza, której wartość została wyłożona w postaci kapitału zmiennego, wytwarzała tylko swą równowartość, to K = c + v, zaś K¹ (t. j. wartość wytworu) = (c + v) + 0, a więc K = K¹. Wyłożony kapitał nie pomnożyłby swej wartości.
Istotnie, wiemy, już, że wartość dodatkowa jest poprostu następstwem zmiany wartości, zachodzącej w v, to jest w części kapitału, zamienionej w siłę roboczą, a więc, że v + m = v + Δv, przyczem Δv oznacza przyrost v. Jednak rzeczywista zmiana wartości i stosunek, w jakim ta wartość się zmienia, ulegają zaciemnieniu, ponieważ wzrost zmiennej części kapitału powoduje również wzrost całego wyłożonego kapitału. Wynosił on 500 f. st., obecnie zaś wynosi 590 f. st. Czysta przeto analiza procesu wymaga, żeby zupełnie abstrahować od tej części wartości wytworu, która jest tylko odtworzeniem stałej części wartości kapitału. Trzeba więc przyjąć kapitał stały c = 0, a w ten sposób zastosować prawo matematyczne, dotyczące operowania wielkościami stałemi i zmiennemi, gdy wielkość stała tylko przez dodawanie lub odejmowanie związana jest ze zmienną.
Inna trudność wypływa z pierwotnej formy kapitału zmiennego. Tak więc w powyższym przykładzie K¹ = 410 f. st. kapitału stałego + 90 f. st. kapitału zmiennego + 90 f. st. wartości dodatkowej. Otóż 90 f. st. jest wielkością daną, a więc stałą, wobec czego wydaje się rzeczą niewłaściwą traktować ją jako wielkość zmienną. Ale 90 f. st. kapitału zmiennego, jest tu w rzeczywistości tylko symbolem procesu, przez jaki wartość ta przechodzi. Część kapitału, wyłożona na zakup siły roboczej, tak samo jak i wartość nabytej siły roboczej, jest określoną ilością ucieleśnionej pracy, a więc stałą wielkością wartości. W samym jednak procesie produkcji miejsce wyłożonych 90 f. st. zajmuje czynna siła robocza, miejsce pracy martwej — praca żywa, miejsce wielkości nieruchomej — wielkość płynna, miejsce wielkości stałej — wielkość zmienna. Wynikiem jest odtworzenie v, powiększonego o pewien przyrost. Z punktu widzenia produkcji kapitalistycznej cały ten proces jest tylko rumchem własnym pierwotnie stałej wartości, zamienionej w siłę roboczą. Na jej dobro zapisywany jest cały ten proces i jego rezultat. To też jeżeli formuła 90 f. st. kapitału zmiennego, czyli pomnażającej się wartości wydaje się pełną sprzeczności, to wyraża ona tylko sprzeczność, właściwą produkcji kapitalistycznej.
Przyrównanie kapitału stałego do zera dziwi na pierwsze wejrzenie. A jednak w życiu codziennem spotykamy się z tem nieustannie. Jeżeli np. ktoś chce obliczyć zyski angielskiego przemysłu bawełnianego, to przedewszystkiem odejmuje cenę bawełny, zapłaconą Stanom Zjednoczonym, Indjom, Egiptowi i t. d., a więc przyjmuje wartość kapitału, poprostu odtwarzaną na nowo w wartości wytworu, za równą zeru.
Swoją drogą wielkie znaczenie ekonomiczne posiada nietylko stosunek wartości dodatkowej do tej części kapitału, od której bezpośrednio pochodzi i której zmianę wartości wyobraża, lecz i do całego kapitału wyłożonego. To też stosunek ten obszerniej potraktujemy w księdze trzeciej. Ażeby zwiększyć wartość jednej części kapitału przez zamianę jej na siłę roboczą, trzeba inną. część tego kapitału przekształcić w środki produkcji. Ażeby kapitał zmienny mógł funkcjonować, musi być wyłożony kapitał stały w odpowiedniej proporcji, zależnie od określonego technicznego charakteru procesu pracy. Ta jednak okoliczność, że w procesie chemicznym potrzebne są retorty i inne naczynia, nie przeszkadza nam abstrahować od tych retort przy analizie. O ile ma być badane tylko tworzenie wartości i zmiany w niej, zachodzące same przez się to jest w czystym stanie, to środki produkcji, te materjalne kształty kapitału stałego, są tylko materjalnemi naczyniami, w których zastyga płynna siła, tworząca wartość. Rodzaj więc tej materji jest rzeczą obojętną, — może być nią żelazo, bawełna i t, p. Również i jej wartość jest rzeczą obojętną. Musi ona tylko istnieć w wystarczającej masie, ażeby mogła wchłonąć tę ilość pracy, która ma być wydatkowana w przebiegu produkcji. Jeżeli ta masa jest dana, to jej wartość może się zmniejszać lub zwiększać, lub może ona nie posiadać żadnej wartości, jak nie posiada jej ziemia lub morze, a nie dotknie to w niczem procesu tworzenia wartości lub zmiany wartości[83].
Na razie więc przyjmujemy, że stała część kapitału = 0. Kapitał wyłożony z wzoru c + v sprowadza się do samego v, wartość zaś wytworu z wzoru (c + v) + m do wzoru wartości wytworzonej v + m. Jeżeli wartość wytworzona = 180 f. st, przyczem suma ta jest wcieleniem pracy, wykonanej w ciągu całego czasu trwania procesu produkcji, to musimy z sumy tej odjąć wartość kapitału zmiennego = 90 f. st., ażeby otrzymać wartość dodatkową = 90 f. st. Suma 90 f. st. = m wyraża tutaj wielkość bezwzględną wytworzonej wartości dodatkowej. Zaś jej wielkość stosunkowa, a więc stosunek, w jakim kapitał zmienny powiększył swoją wartość, jest oczywiście określona przez stosunek wartości dodatkowej do kapitału zmiennego, a więc wyraża się ułamkiem . W powyższym przykładzie wynosi on więc 90/90 = 100%. To stosunkowe pomnożenie wartości kapitału zmiennego, czyli stosunkową wielkość wartości dodatkowej, nazywam stopą wartości dodatkowej[84].
Widzieliśmy, że robotnik podczas pewnego okresu procesu pracy wytwarza tylko wartość swej własnej siły roboczej, to jest wartość potrzebnych dla siebie środków utrzymania. Ponieważ wytwarza on w ustroju, opartym na społecznym podziale pracy, wytwarza więc swe środki utrzymania nie wprost, lecz w formie pewnego szczególnego towaru, np. w postaci przędzy, której wartość jest równa wartości jego środków utrzymania lub sumie pieniędzy, za które może je sobie kupić. Część dnia roboczego, jaką zużyje on na to, będzie mniejsza lub większa, zależnie od wartości jego przeciętnych dziennych środków utrzymania, a więc zależnie od przeciętnej ilości dziennego czasu pracy, potrzebnego dla jej wytworzenia. Jeżeli wartość jego dziennego utrzymania wyobraża przeciętnie 6 godzin wcielonej w nie pracy, to robotnik musi pracować przeciętnie 6 godzin dziennie, ażeby ją wytworzyć. Gdyby nawet nie pracował dla kapitalisty, tylko dla siebie samego i na własny rachunek, to i tak przy pozostałych warunkach niezmienionych musiałby przeciętnie pracować przez taką. samą część dnia, ażeby wytworzyć wartość swej siły roboczej i w ten sposób zdobyć środki, potrzebne dla swego utrzymania czyli dla ustawicznego odtwarzania swych sił. Ponieważ jednak podczas tej części dnia roboczego, gdy wytwarza on dzienną wartość siły roboczej, dajmy na to w sumie 3 sz., wytwarza tylko równoważnik jej wartości, już opłaconej przez kapitalistę[85], czyli zastępuje tylko nowowytworzoną wartością wartość wyłożoną kapitału zmiennego, więc to wytwarzanie wartości jest tylko jej odtwarzaniem. Wobec powyższego tę część dnia roboczego, w czasie której odbywa się to odtwarzanie, nazywam niezbędnym czasem pracy, a pracę, wykonaną w tym czasie, nazywam pracą niezbędną[86]. Jest ona niezbędna dla robotnika, gdyż nie zależy od jakiejkolwiek społecznej formy jego pracy. Niezbędna zaś dla kapitału i jego świata, gdyż jego podstawą jest ciągłość istnienia robotnika.
Drugi okres przebiegu pracy, stojący już poza granicami pracy niezbędnej, również — wprawdzie wymaga od robotnika pewnej pracy, to jest wydatkowania siły roboczej, lecz nie tworzy już dla niego żadnej wartości. Okres ten tworzy wartość dodatkową, posiadającą dla kapitalisty cały urok tworzenia z niczego. Tę część dnia roboczego nazywam czasem pracy dodatkowym, a pracę, wydatkowaną w tym czasie, nazywam pracą dodatkową (surplus labour). Podobnie zaś, jak dla poznania wartości wogóle rozstrzygające znaczenie miało ujęcie jej, jako zwykłego skrzepnięcia czasu pracy, jako ucieleśnionej pracy, tak samo dla poznania wartości dodatkowej, rozstrzygające znaczenie posiada ujęcie jej, jako zwykłego skrzepnięcia dodatkowego czasu pracy, jako ucieleśnionej pracy dodatkowej. Poszczególne formacje społeczno-gospodarcze, jak np. niewolnictwo i najemnictwo, różnią się od siebie tylko sposobem, w jaki ta praca dodatkowa wyciskana bywa z bezpośredniego wytwórcy, z robotnika[87].
Skoro wartość kapitału zmiennego równa się wartości nabytej przezeń siły roboczej i skoro wartość tej siły roboczej określa niezbędną część dnia roboczego, podczas gdy wartość dodatkowa ze swej strony jest określona przez dodatkową część dnia roboczego, więc wynika stąd: wartość dodatkowa tak ma się do kapitału zmiennego, jak praca dodatkowa do niezbędnej, czyli stopa wartości dodatkowej

Obie te proporcje wyrażają tylko w różnej postaci ten sam stosunek, a mianowicie raz w postaci pracy zakrzepłej, drugi raz zaś w postaci pracy płynnej.
Stopa wartości dodatkowej jest przeto wykładnikiem stopnia wyzysku siły roboczej przez kapitał czyli robotnika przez kapitalistę[88].
Zgodnie z naszem założeniem wartość wytworu = 410 f. st. + 90 f. st. i + 90 f. st. m, a wyłożony kapitał wynosi 500 f. st. Ponieważ wartość dodatkowa = 90, a kapitał wyłożony = 500, więc zgodnie ze zwykłym sposobem obliczania otrzymalibyśmy, że stopa wartości dodatkowej (którą zwykle utożsamiają ze stopą zysku) wynosi 18%. Jest to stosunek tak niski, że mógłby zaiste wzruszyć serca pana Carey’a i innych apostołów harmonji W rzeczywistości jednak stopa wartości dodatkowej wynosi nie m/K, czyli nie m/c+v, lecz m/v, a więc nie 90/50, lecz 90/90 = 100%, t. j. z górą pięć razy więcej niż pozorny stopień wyzysku. Chociaż więc w danym wypadku nie znamy ani bezwzględnej wielkości dnia roboczego, ani okresu pracy (dzień, tydzień i t. p.), ani wreszcie liczby robotników, wprawionych jednocześnie w nich przez kapitał zmienny w sumie 90 f. st., to jednak stopa wartości dodatkowej — dzięki temu, że można ją też przedstawić w formie: praca dodatkowa/praca niezbędna’ wskazuje nam dokładny stosunek między dwiema częściami składowemi dnia roboczego. Wynosi on 100%. A więc robotnik pracował przez pół dnia dla siebie, a przez drugie pół — dla kapitalisty.
Metodę obliczenia stopy wartości dodatkowej można więc w krótkości określić jak następuje. Bierzemy całą wartość wytworu i zakładamy, że odnawiająca się tylko w niej wartość kapitału stałego jest równa zeru. Pozostała suma wartości jest jedyną nową wartością, istotnie wytworzoną w przebiegu tworzenia towaru. Jeżeli wartość dodatkowa jest dana, to obejmujemy ją od tej nowowytworzonej wartości, ażeby otrzymać kapitał zmienny. Odwrotnie postępujemy wówczas, gdy dany jest ten kapitał, a poszukujemy wartości dodatkowej. Jeżeli dane są obie wielkości, to pozostaje nam do wykonania tylko czynność ostatnia, a mianowicie wyliczenie stosunku wartości dodatkowej do m kapitału zmiennego, m/v.
Pomimo całej prostoty tej metody, nie będzie może zbyteczne podanie kilku przykładów, które lepiej zaznajomią nieoswojonego z nią czytelnika z właściwem ujęciem sprawy.
Weźmy naprzód przykład przędzalni o 10.000 wrzecion systemu „Mule“, wyrabiającej z bawełny amerykańskiej przędzę Nr. 32 i wytwarzającej 1 funt tej przędzy tygodniowo na wrzeciono. Odpadki wynoszą 6%. A więc co tydzień 10.600 f. bawełny jest przerabianych w 10.000 f. przędzy i 600 f. odpadków. W kwietniu roku 1871 bawełna ta kosztowała po 7¾ pensów za funt, a więc całe 10.600 f. — okrągło 342 funt. sterl. 10.000 wrzecion wraz z maszynami dla przedwstępnej przeróbki bawełny i wraz z maszyną parową, kosztują 1 f. st. na wrzeciono, a więc 10.000 f. sterl. Ich zużycie roczne wynosi 10% = 1.000 f. st., a więc tygodniowo 20 f. st. Komorne za budynek fabryczny wynosi 300 f. st. rocznie, czyli 6 f. st. tygodniowo. Węgiel (4 funty na godzinę i na konia parowego, przy 100 koniach mechanicznych [wskaźnikowych] i 60 godzinach tygodniowo wraz z ogrzaniem budynku) wynosi 11 tonn tygodniowo, co czyni okrągłe 4% f. st. na tydzień przy cenie 8 sz, 6 pensów za tonnę. Gaz kosztuje 1 f. st. tygodniowo, oliwa — 4½ f. st. tygodniowo, a więc wszystkie materjały pomocnicze — 10 f. st. tygodniowo. A więc stała część wartości wynosi 378 f. st. tygodniowo. Płace robocze wynoszą 52 f. st. tygodniowo. Wynika stąd, że kapitał stały i zmienny wynoszą razem 378 + 52 = 430 f. st. tygodniowo.
Cena przędzy wynosi 12¼ pensa za funt, czyli 10.000 funtów przędzy = 510 f. st., a wartość dodatkowa = 510 — 430 = 80 f. st. Przypuszczamy, że stała część wartości w sumie 378 f. st. równa się zeru, ponieważ nie uczestniczy ona w tygodniowem tworzeniu wartości. Nie jest nowowytworzona, lecz tylko przeniesiona. Pozostaje suma wytworzonej w ciągu tygodnia wartości, wynosząca 132 = 52 f. st. kapitału zmiennego + 80 f. st. wartości dodatkowej. Stopa wartości dodatkowej równa się więc 80/52 = 15311/13%. Przy przeciętnym dziesięciogodzinnym dniu roboczym czyni to: praca niezbędna = 331/33 godzin i praca dodatkowa = 62/33 godzin[89].

Jacob podaje dla roku 1815 następujący rachunek, bardzo niedokładny wskutek uprzedniego zbilansowania i skreślenia różnych pozycji, lecz mimo to wystarczający dla naszych celów. Przy cenie pszenicy, wynoszącej 80 sz. za kwarter i przeciętnym zbiorze 22 buszli z akra, każdy akr przynosi 11 funtów st.[90].
Wytwarzanie wartości z akra:
  • nasiona (pszenica) 1 f. st. 9 sz.
    nawóz 2 f. st. 10 sz.
    praca robocza 3 f. st. 10 sz.
    ogółem 7 f. st. 9 sz.
  • dziesięciny, podatki i t.p. 1 f. st. 1 sz.
    renta 1 f. st. 8 sz.
    zysk dzierżawcy i proc. 1 f. st. 2 sz.
    ogółem 3 f. st. 11 sz.

Wartość dodatkowa — zawsze pod tym warunkiem, że cena wytworu równa się jego wartości, — została tu rozbita na różne rubryki, jak zysk, procent, dziesięciny i t. p. Rubryki te są dla nas obojętne. Dodajemy je razem i otrzymujemy wartość dodatkową. w sumie 3 f. st. 11 sz. Sumę 3 f. st. 19 sz. wyłożoną na nasiona i na nawozy, przyjmujemy za równą zeru, jako stałą część kapitału. Pozostaje wyłożony kapitał zmienny w sumie 3 f. st. 10 sz. zamiast którego wytworzono nową wartość, wynoszącą 3 f. st. 10 sz. + 3 f. st. 11 sz. A więc

to jest więcej niż 100%. Robotnik więcej niż połowę swego dnia roboczego zużywa na wytwarzanie wartości dodatkowej, którą dzielą między sobą różne osoby pod różnemi pozorami[91].

2. Wyrażanie wartości wytworu w proporcjonalnych częściach wytworu.

Wróćmy teraz na chwilę do przykładu, który nam wskazał, w jaki sposób kapitalista przekształca swe pieniądze w kapitał. Praca niezbędna jego robotnika, przędzarza, wynosiła 6 godzin, praca dodatkowa — tyleż, a więc stopa wyzysku siły roboczej wynosiła 100%.
Wytworem dwunastogodzinnego dnia roboczego jest 20 funtów przędzy o wartości 30 sz. Niemniej jak 8/10 tej wartości przędzy (24 sz.) wyobraża tylko odtworzoną wartość zużytych środków produkcji (20 funtów bawełny za 20 sz., wrzeciona i t. p. za 4 sz.), czyli składa się z kapitału stałego. Pozostałe 2/10 jest to właśnie nowa wartość w sumie 6 sz., która powstała w procesie przędzenia. Jedna jej połowa odtwarza wyłożoną dzienną wartość siły roboczej, czyli kapitał zmienny, druga zaś połowa 3 3I») w sumie 3 sz. stanowi wartość dodatkową. A więc całkowita wartość 20 funtów przędzy składa się z następujących części: wartość przędzy w sumie 30 sz. = 24 sz. kapitału stałego + 3 sz. kapitału zmiennego + 3 sz. wartości dodatkowej.
Ponieważ ta całkowita wartość wyraża się w całkowitym wytworze, w 20 funtach przędzy, więc i różne składniki tej wartości muszą oczywiście dać się wyrazić w proporcjonalnych częściach wytworu.
Jeżeli wartość przędzy, wynosząca 30 sz., istnieje w 20 f. przędzy, to i 8/10 tej wartości, to jest jej stała część, wynosząca 24 sz., musi istnieć w 8/10 wytworu, t. j. w 16 f. przędzy. Z tego 13⅓ f. wyobraża wartość surowca, a mianowicie bawełny wyprzędzonej za sumę 20 sz., a 2⅔ f. — wartość zużytych materjałów pomocniczych i środków pracy, np. wrzecion i t. p. w sumie 4 sz.
A więc 13⅓ funtów przędzy wyobraża całą bawełnę, użytą na cały wytwór 20 f. przędzy, wyobraża materjał surowy całkowitego wytworu, ale też nic więcej. Wprawdzie mieści się w nich tylko 13⅓ f. bawełny, posiadającej wartość 13⅓ sz., lecz pozostała część ich wartości, wynosząca 6⅔ sz., jest równoważnikiem bawełny, użytej do wytworzenia pozostałych 6⅔ f. przędzy. Wygląda to tak, jakgdyby z tych 6⅔ f. przędzy usunięto bawełnę zupełnie, a cała bawełna ogólnego wytworu zawarta była w pierwszych 13⅓ f. przędzy. Natomiast nie zawierają one ani atomu wartości zużytych materjałów pomocniczych i środków pracy, ani nowej wartości, stworzonej w procesie przędzenia.
Podobnie i dalsze 2⅔ f. przędzy, w których mieści się pozostała część kapitału stałego (= 4 sz.), nie wyobrażają nic poza wartością materjałów pomocniczych i środków pracy, zużytych przy całym wytworze 20 f. przędzy.
A więc osiem dziesiątych całego wytworu, t. j. 16 f. przędzy, chociaż cieleśnie, jako wartość użytkowa, jako przędza, są tak samo dziełem pracy przędzarza, jak i pozostałe części wytworu, w tym związku nie zawierają w sobie wcale pracy przędzalniczej, nie zawierają pracy, wchłoniętej podczas samego przebiegu przędzenia. Wygląda to tak, jakgdyby przekształciły się one w przędzę bez przędzenia, jakgdyby ich zewnętrzna postać przędzy była tylko złudzeniem. Istotnie, gdy kapitalista sprzeda je za 24 sz. i za otrzymane pieniądze odkupi swe środki produkcji, to okaże się, że 16 f. przędzy były tylko przebraną, bawełną, wrzecionami, węglem i t. p.
Naodwrót, pozostałe 2/10 części wytworu, to jest 4 f. przędz}, nie wyobrażają teraz nic więcej, jak tylko nową wartość w sumie 6 sz., wytworzoną w ciągu 12-godzinnego przebiegu pizędzenia. Wszelki ślad wartości zużytych surowców i środków pracy został już z nich całkowicie usunięty, a wcielony w pierwsze 16 f. przędzy. Praca przędzenia, zawarta w 20 f. przędzy, jest ześrodkowana w 2/10 częściach wytworu. Wygląda to tak, jakgdyby robotnik-przędzarz sporządził te 4 f. przędzy z powietrza, lub też jakby posługiwał się bawełną i wrzecionami, danemi przez przyrodę bez żadnego spółudziału pracy ludzkiej i nie na dającemi wobec tego wytworowi ani źdźbła wartości.
Z tych 4 f. przędzy, w których mieści się cała nowowytworzona wartość jednodniowego procesu przędzenia, jedna połowa wyobraża tylko odtworzoną wartość zużytej siły roboczej, a więc kapitał zmienny w sumie 3 sz., pozostałe zaś 2 f. przędzy — tylko wartość dodatkową w sumie 3 szylingów.
Ponieważ 12 godzin pracy robotnika w przędzalni ucieleśnia się w 6 sz., więc w wartości przędzy, wynoszącej 30 sz., jest. ucieleśnionych 60 godzin pracy. Istnieją one w postaci 20 f. przędzy, z czego 8/10, t. j. 16 funtów są materjalizacją 48 godzin pracy, wydatkowanej jeszcze przed rozpoczęciem procesu przędzenia, a mianowicie pracy, ucieleśnionej w środkach wytwarzania przędzy, zaś pozostałe 2/10, t. j. 4 funty, są materjalizacją 12 godzin pracy, wydatkowanej w samym procesie przędzenia.
Widzieliśmy przedtem, że wartość przędzy równa się sumie wartości, powstałej podczas jej wytwarzania, oraz wartości, istniejącej już uprzednio w środkach jej wytwarzania. Teraz okazało się, w jaki sposób proporcjonalne części samego wytworu mogą wyobrażać poszczególne części składowe wartości wytworu, różniące się od siebie funkcjonalnie lub pojęciowo.
To rozpadnięcie się wytworu — będącego wynikiem procesu produkcji — 1) na pewną ilość wytworu, wyobrażającą tylko pracę, zawartą w środkach produkcji, a więc tylko stałą część kapitału, 2) na inną ilość, wyobrażającą tylko pracę niezbędną, dołączoną w procesie produkcji, a więc tylko zmienną część kapitału, i wreszcie 3) na ostatnią ilość wytworu, wyobrażającą tylko dołączoną w tym samym procesie pracę dodatkową, a więc wartość dodatkową, — to rozpadnięcie się jest rzeczą równie prostą jak ważną. Przekonamy się o tem później, gdy zastosujemy to rozróżnienie do zawikłanych, a dotąd nierozwiązanych zagadnień.
Rozpatrywaliśmy tu ogólny wytwór, jako gotowy wynik dwunastogodzinnego dnia roboczego. Tak samo jednak moglibyśmy towarzyszyć mu w przebiegu jego powstawania, a mimo to przedstawić wytwory częściowe jako funkcjonalnie różne części wytworu.
Przędzarz w ciągu 12 godzin wytwarza 20 f. przędzy, a więc w ciągu 1 godziny 1⅔ f., a w ciągu 8 godzin 13⅓ f., a więc wytwór częściowy, posiadający wartość bawełny, przerobionej podczas całego dnia roboczego. W podobny sposób wytwór częściowy następnej godziny i 36 minut = 2⅔ f. przędzy i wobec tego wyobraża wartość środków pracy, zużytych w ciągu całych 12 godzin pracy. Podobnież w ciągu następnej godziny i 12 minut robotnik wyprzędzie 2 f. przędzy = 3 sz., a więc wartość wytworu, równą całej wartości, wytworzonej podczas 6 godzin pracy niezbędnej. Wreszcie w ciągu ostatnich 6/s części godziny wytworzy on również 2 f. przędzy, których wartość równa się wartości dodatkowej, wytworzonej przez pół dnia jego pracy dodatkowej. Ten sposób wyliczania stosowany jest w życiu codziennem przez fabrykanta angielskiego, który powie nam np., że w ciągu pierwszych 8 godzin, t. j. w ciągu 2U części dnia roboczego, odbija sobie swe wydatki na bawełnę i t. d. Widzimy, że jest to formuła słuszna. Jest to w istocie pierwsza formuła, przeniesiona tylko z przestrzeni, gdzie części wytworu leżały gotowe już obok siebie, do czasu, gdy zjawiają się po sobie kolejno. Formuła ta jednak może się kojarzyć ze zgoła barbarzyńskiemi pojęciami, zwłaszcza w głowach, które o tyleż zainteresowane są w praktyce procesu pomnażania wartości kapitału, ile upatrują korzyść w tem, żeby proces ten zaciemnić w teorji. Tak naprzykład można sobie łatwo wbić w głowę, że nasz robotnik w przędzalni w ciągu pierwszych 8 godzin swej pracy wytwarza lub odtwarza tylko wartość bawełny, w ciągu następnej godziny i 36 minut — wartość zużytych środków pracy, podczas dalszej godziny i 12 minut — wartość płacy roboczej, a tylko osławioną „ostatnią godzinę” poświęca panu fabryki, czyli wytwarzaniu wartości dodatkowej. Robotnikowi więc przypisuje się odrazu aż dwa cudy, a mianowicie, że wytwarza bawełnę, wrzeciona, maszynę parową, węgiel, oliwę i t. p. w tej samej chwili, gdy właśnie przędzie z ich pomocą, oraz że z jednego dnia roboczego określonej intensywności potrafi uczynić aż pięć takich dni. Wszakże w naszym przykładzie wytworzenie surowców i środków pracy wymagało 4 dwunastogodzinnych dni roboczych, ich zaś przekształcenie w przędzę jeszcze jednego dwunastogodzinnego dnia roboczego (por. str. 176). Że chciwość zawsze gotowa jest wierzyć w takie cudeńka i że nigdy nie zbraknie doktrynerskich sykofantów[92], gotowych je udowodnić, o tem może świadczyć choćby poniższy przykład, posiadający historyczny rozgłos.

3. „Ostatnia godzina” Seniora.

Pewnego pięknego poranku roku 1836 Nassau W. Senior, wsławiony swą wiedzą ekonomiczną i swym pięknym stylem i będący poniekąd Claurenem[93] pomiędzy ekonomistami angielskimi, został wezwany z Oxfordu do Manchesteru, ażeby tu poduczyć się jeszcze ekonomji, zamiast nauczać jej w Oxfordzie. Fabrykanci upatrzyli go sobie za głównego szermierza przeciw wydanemu niedawno „Factory Act“ (ustawie fabrycznej) i przeciw znacznie jeszcze zuchwalszej agitacji na rzecz dziesięciogodzinnego dnia roboczego. Ze zwykłym sobie zmysłem praktycznym ocenili oni, że pan profesor „wanted a good deal of finishing” (musi być jeszcze dobrze ociosany) i dlatego wypisali go sobie do Manchesteru. Pan profesor ze swej strony lekcję, otrzymaną w Manchesterze, wystylizował w pamflecie p. t. „Letters on the Factory Act, as it affects the cotton manufacture. London 1837“. Możemy tu, między innemi, wyczytać następujące budujące zdania:
„Na mocy niniejszej ustawy żadna fabryka, zatrudniająca osoby poniżej lat 18, nie może pracować dłużej niż 11½ godzin dziennie, to jest 12 godzin przez pierwsze pięć dni w tygodniu, a 9 godzin w sobotę. Otóż poniższa analiza (!) dowodzi, że w tego rodzaju fabryce cały zysk czysty pochodzi z ostatniej godziny. Dany fabrykant wykłada 100,000 f. st. — z tego 80,000 f. st. wkłada w zabudowania fabryczne i w maszyny, a 20,000 f. st. wydaje na materjały surowe i na płace robocze. Zakładając, że kapitał obróci się raz jeden w ciągu roku i że zysk brutto stanowi 15%, roczny obrót towarowy fabryki musi osiągnąć wartość 115,000 f. st.... Każda z 23 półgodzin dnia roboczego wytwarza 5/115, czyli 1/23 tych 115,000 f. st. Z tych 23/23, które stanowią całe 115,000 funtów sterlingów (constituting the whole £ 115,000), 2%3, to jest 100,000 z całych 115,000, odtwarza tylko kapitał; 1/23, to jest 5,000 z 15,000 zysku brutto (!), odtwarza tylko zużycie fabryki i maszyn. Pozostałe 2/23, to jest dwie ostatnie półgodziny każdego dnia, wytwarzają zysk czysty w wysokości 10%. Gdyby więc przy niezmienionych cenach fabryka mogła pracować 13 godzin zamiast 11½, to przy zwiększeniu kapitału obrotowego mniej więcej o 2,600 f. st. zysk czysty mógłby wzrosnąć więcej niż w dwójnasób. Z drugiej zaś strony, gdyby godziny pracy zostały zmniejszone o jedną godzinę dziennie, to zniknąłby zysk czysty, a gdyby o 1½ godziny, to i zysk brutto“[94].
I to pan profesor nazywa „analizą“! Jeżeli uwierzył lamentom przemysłowców, że robotnik najlepszą część swego dnia pracy marnuje na wytwarzanie, a więc na odtwarzanie lub zwrot wartości zabudowań, maszyn, bawełny, węgla i t. p., to wszelka analiza była tu zbyteczna. Powinien poprostu odpowiedzieć: Moi panowie! Jeżeli każecie pracować 10 godzin, zamiast 1½, to przy pozostałych warunkach jednakowych dzienne zużycie bawełny, maszyn i t. p. będzie o 1½ godzin mniejsze. Zyskacie więc dokładnie tyleż, ileście stracili. Wasi robotnicy będą w przyszłości trwonili o 1½ godziny mniej na odtwarzanie lub zwrot wyłożonej wartości kapitału. Jeżeli zaś nie uwierzył im na słowo i uważał, jako rzeczoznawca, że zachodzi konieczność analizy, to w zagadnieniu, w którem chodzi wyłącznie o stosunek zysku czystego do wielkości dnia roboczego, powinienby przedewszystkiem poprosić panów fabrykantów, żeby nie mieszali ze sobą dziwacznie zabudowań fabrycznych i maszyn, surowców i pracy, lecz żeby zechcieli łaskawie postawić z jednej strony kapitał stały, zawarty w zabudowaniach fabrycznych, w maszynach, w surowcach i t. d., a z drugiej strony — kapitał, wyłożony na płace robocze. Gdyby zaś wówczas okazało się przypadkiem, że według rachunku fabrykanta robotnik w ciągu ⅔ godzin pracy, to jest w ciągu jednej godziny, odtwarza lub zwraca płacę roboczą, to nasz analityk powinienby tak dalej ciągnąć:
Według waszych danych robotnik w ciągu przedostatniej godziny wytwarza swą płacę roboczą, a w ciągu ostatniej — waszą wartość dodatkową lub zysk czysty. Ponieważ w jednakowych okresach czasu wytwarza on jednakowe wartości, więc wytwór przedostatniej godziny posiada taką samą wartość, jak ostatniej. Następnie wytwarza on wartość tylko wydatkując pracę, ilość zaś jego pracy mierzy się czasem jej trwania. Czas ten wynosi według waszych danych 11½ godzin dziennie. Pewną część tych 11½ godzin zużywa on na wytworzenie lub odtworzenie swej płacy roboczej, inną zaś część na wytworzenie waszego zysku czystego. Przez dzień cały nie czyni on nic innego. Ponieważ jednak według was jego płaca robocza i dostarczona przezeń wartość dodatkowa są wartościami jednakowemi, więc jest oczywiste, że swą płacę roboczą wytwarza on w ciągu 5¾ godzin, a wasz zysk czysty w ciągu pozostałych 5¾ godzin. Następnie, skoro wartość dwugodzinnego wytworu przędzy jest równa sumie wartości jego płacy roboczej i waszego zysku czystego, więc wartość tej przędzy musi się mierzyć 11½ godzinami pracy: wytwór godziny przedostatniej mierzy się 5¾ godzinami, wytwór godzimy ostatniej — ditto [tem samem]. Zbliżamy się teraz do punktu drażliwego. Uwaga! Przedostatnia godzina pracy jest zwykłą, godzinę pracy, podobnie jak pierwsza. Ni plus, ni moins [ani mniej ani więcej]. W jakiż to sposób robotnik w ciągu jednej godziny pracy może wytworzyć przędzę o wartości, wyobrażającej pracę 5¾ godzin? Zaiste, takich cudów nie potrafi om zdziałać. Wartość użytkowa, będąca wytworem jednej godziny jego pracy, jest pewną ilością przędzy. Wartość tej przędzy mierzy się 53/4 godzinami, z których 4¾ godziny zawarte są bez jego współudziału w zużytych w ciągu godziny środkach produkcji, w bawełnie, w maszynach i t. p., zaś 4/4, to jest jedna godzina, została dodana przez niego samego. Skoro więc jego płaca robocza jest wytwarzana w przeciągu 5¾ godzin, a przędza, wytworzona podczos jednej godziny przędzenia, zawiera również 53/4 godzin pracy, to niema żadnych czarów w tem, że wartość, wytworzona w ciągu 53/4 godzin jego przędzenia, jest równa wartości wytworu jednej godziny przędzenia. Jednak panowie są na błędnej drodze, sądząc, że robotnik trwoni choć jeden atom czasu swego dnia pracy ma reprodukcję lub „zwrot“ wartości bawełny, maszyn i t. p. Już to samo, że jego praca robi z bawełny i z wrzecion przędzę, już samo przędzenie sprawia, że wartość bawełny i wrzecion sama przechodzi na przędzę. Zawdzięczać to należy jakości jego pracy a nie jej ilości. Coprawda, w ciągu jednej godziny przeniesie on na przędzę więcej wartości bawełny i t. p. niż w ciągu pół godziny, lecz to tylko dlatego, że przez godzinę wyprzędzie więcej bawełny niż przez pół godziny. Teraz już panowie zrozumieli: wasze wyrażenie, że w ciągu przedostatniej godziny robotnik wytwarza wartość swej pracy roboczej, a w ciągu ostatniej wasz zysk czysty, — wyrażenie to nie oznacza nic innego, jak tylko, że w przędzy, wytworzonej w ciągu dwóch godzin dnia roboczego, mniejsza czy stoją one zprzodu czy ztyłu, wcielone jest 11½, godzin pracy, to jest akurat tyle godzin, ile wynosi cały dzień pracy waszego’ robotnika. Wyrażenie zaś, że przez pierwsze 5¾ godzin wytwarza on własną płacę roboczą, a przez następne 5¾ godzin wasz czysty zysk, nie oznacza nic innego, jak tylko, że pierwsze 5¾ godzin jego pracy są przez was opłacone, a pozostałe 5¾ — są nieopłacone. Mówię tu o zapłacie za pracę, a nie za siłę roboczą, ażeby przemawiać waszym żargonem. Jeżeli teraz panowie porównają opłacony przez siebie czas pracy z nieopłaconym, to przekonają. się, że jest to stosunek jednej połowy dnia do drugiej połowy, a więc 100%, co jest przecież wcale przyzwoitą stopą procentową. Nie ulega też najmniejszej wątpliwości, że jeżeli zmusicie wasze „ręce“ pracować przez 13 godzin zamiast przez 11½ i te nowe 1½ godziny dołączycie do pracy dodatkowej, co jest do was tak podobne, jak jedno jajo do drugiego, to praca dodatkowa wzrośnie z 5¾ do 7¼ godzin, a stopa wartości dodatkowej ze 100% do 1262/23%. Natomiast okazujecie się zbyt szalonymi sangwinikami, spodziewając się, że przez dodanie 1½ godziny stopa ta. mogłaby podnieść się ze 100 do 200% lub nawet więcej niż do 200%, to jest mogłaby „wzrosnąć więcej niż w dwójnasób“. Z drugiej zaś strony — serce ludzkie jest zaiste niepojęte, zwłaszcza gdy człowiek nosi swe serce w sakiewce — z drugiej strony jesteście zbyt szalonymi pesymistami, gdy obawiacie się, że skrócenie dnia roboczego z 11½ do 10½ godzin połknie cały wasz zysk czysty. Jako żywo — nie! Przy pozostałych warunkach niezmienionych praca dodatkowa zmniejszyłaby się z 5¾ godzin do 4¾ godzin, co przecież dałoby jeszcze wcale niezgorszą stopę wartości dodatkowej, a mianowicie 8214/23%. Lecz fatalna „ostatnia godzina“, o której nabajaliście więcej, niż chiljaści o końcu świata, jest „all bosh“ [wierutne głupstwo]. Jej utrata nie pozbawi was waszego „czystego zysku“, ani nie odejmie pracującym dla was dzieciom płci obojga „czystości duszy“[95].
Gdy kiedyś rzeczywiście wybije wasza „ostatnia godzina.*1, — pomyślcie wówczas o profesorze z Oksfordu. Na razie zaś: życzę sobie przyjemniejszego spotkania z wami w jakimś lepszym świecie. Addio...[96]. Hasło, dane przez Seniora w odkrytej przezeń w roku 1836 „ostatniej godzinie“, znalazło odzew w dniu 15 kwietnia r. 1848 w organie p. n. „London Economist“, a mianowicie pan James Wilson, jeden z naczelnych mandarynów ekonomji, wyciągnął ją znowu, jako oręż walki przeciw ustawie o dziesięciogodzinnym dniu roboczym.

4. Wytwór dodatkowy.

Tę część wytworu (1/10 dwudziestu funtów przędzy, t. j. 2 f. przędzy w przykładzie podrozdziału 2-go), która wyobraża wartość dodatkową, nazywamy wytworem dodatkowym (Mehrprodukt, surplusproduce, produit net). Podobnie jak stopa wartości dodatkowej była określona jej stosunkiem nie do całkowitej sumy kapitału lecz do jego zmiennej części składowej tak samo i wysokość wytworu dodatkowego określa się przez jego stosunek nie do reszty całkowitego wytworu, lecz do tej części wytworu, która wyobraża pracę niezbędną. Podobnie zaś, jak wytwarzanie wartości dodatkowej jest celem przewodnim produkcji kapitalistycznej, tak samo i poziom bogactwa mierzy się nie bezwzględną wielkością wytworu, lecz. względną wielkością wytworu dodatkowego[97].
Suma pracy niezbędnej i pracy dodatkowej, suma okresów czasu, gdy robotnik odtwarza wartość swej siły roboczej i gdy wytwarza wartość dodatkową „ tworzy bezwzględną wielkość jego czasu pracy — dzień roboczy (working day).

Rozdział ósmy.
DZIEŃ ROBOCZY.
1. Granice dnia roboczego.

Wychodziliśmy z założenia, że siła robocza jest kupowana i sprzedawana według swej wartości. Jej wartość, jak każdego innego towaru, określa się czasem pracy, potrzebnym do jej wytworzenia. Jeżeli więc wytworzenie przeciętnych dziennych środków utrzymania robotnika wymaga np. 6 godzin, to musi on pracować przeciętnie po 6 godzin dziennie, ażeby codziennie wytworzyć swą. siłę roboczą lub też żeby odtworzyć wartość, uzyskaną z jej sprzedaży. Niezbędna część jego dnia roboczego wynosi wówczas 6 godzin, a więc przy pozostałych warunkach niezmienionych jest wielkością daną. Ale nie znaczy to wcale, że dana jest wraz z tem i wielkość samego dnia roboczego.
Przypuśćmy, że prosta wyobraża czas trwania lub długość niezbędnego czasu pracy, który wynosi, dajmy na to, 6 godzin. Zależnie od tego, czy praca będzie przedłużona o 1, 3 lub o 6 godzin ponad ab, otrzymamy trzy różne proste:

Dzień roboczy I.
[98]
Dzień roboczy II.
Dzień roboczy III.

z których pierwsza wyobraża 7-godzinny dzień roboczy, druga — 9-godzinny a trzecia — 12-godzinny. Przedłużenie prostej bc wyobraża pracę dodatkową. Ponieważ dzień roboczy = ab + bc, to jest = ac, więc zmienia się wraz ze zmienną wielkością bc. Ponieważ ab jest dane, więc stosunek bc do ab zawsze może być zmierzony. W dniu roboczym I stanowi on 3/6, w dniu roboczym II — 6/6, a w dniu roboczym III — % ab. Ponieważ zaś następnie stosunek: określa stopę war tości dodatkowej, więc stopa ta jest dana przez ten stosunek.
W tych trzech różnych dniach roboczych stopa ta wynosi każdorazowo 16⅔, 50 i 100%. Naodwrót jednak sama stopa wartości dodatkowej nie dałaby nam jeszcze wielkości dnia roboczego. Gdyby np. wynosiła ona 100%, to dzień roboczy mógłby trwać 8, 10, 12 godzin i t. d. Wskazywałaby ona, że oba składniki dnia roboczego, a mianowicie praca niezbędna i praca dodatkowa, są jednakowo wielkie, lecz nie wskazywałaby, jak wielka jest każda z tych części.
A więc dzień roboczy nie jest wielkością stałą lecz zmienną. Wprawdzie jedna z jego części jest określona czasem pracy, potrzebnym do ustawicznego odtwarzania samego robotnika, lecz jego całkowita wielkość zmienia się wraz z długością lub czasem trwania pracy dodatkowej. A więc dzień roboczy może być określony, lecz sam przez się jest wielkością nieokreśloną[99].
Choć jednak dzień roboczy nie jest wielkością stałą, lecz płynną, to przecież może on zmieniać się tylko w pewnych granicach. Jego granica minimalna nie da się jednak określić. W każdym razie, jeżeli przypuścimy, że przedłużenie prostej, t. j. bc, czyli praca dodatkowa równa się zeru, to otrzymamy granicę minimalną, a mianowicie tę część dnia, w ciągu której robotnik musi nieodzownie pracować, żeby utrzymać się przy życiu. W warunkach jednak kapitalistycznego sposobu produkcji praca niezbędna zawsze może stanowić tylko część dnia roboczego, tak że dzień roboczy nigdy nie spadnie aż do tej granicy minimalnej. Natomiast dzień roboczy posiada pewną granicę maksymalną. Poza pewne ramy przedłużyć go niepodobna. Ta granica maksymalna jest określona wi sposób dwojaki. Z jednej strony przez fizyczną, granicę siły roboczej. W ciągu 24 godzin doby człowiek może wydatkować pewną określoną ilość swej siły życiowej. Nawet koń może dzień w dzień pracować tylko po 8 godzin na dobę. W ciągu pewnej części dnia siła ta musi spoczywać, spać, w ciągu innej części dnia musi człowiek zaspakajać inne potrzeby fizyczne, jak np. posilać się, myć się, ubierać się i t. p. Poza tą granicą ściśle fizyczną przedłużanie dnia pracy napotyka również i granice natury moralnej. Robotnik wymaga pewnego czasu na zaspokojenie swych potrzeb duchowych i społecznych, a liczbę i zakres tych potrzeb określa ogólny stan kultury. Wahania długości dnia roboczego zachodzą przeto w granicach fizycznych i społecznych. Obie te granice jednak są nader rozciągłe, pozostawiają ogromne pole wahań. To też wiemy, że dzień roboczy trwa po 8, 10, 12, 16, 18 godzin, a więc ma długość najrozmaitszą.
Kapitalista nabył siłę roboczą według jej wartości dziennej. Do niego należy jej wartość użytkowa w ciągu jednego dnia roboczego. Uzyskał on więc prawo zmuszania robotnika, żeby pracował na niego przez cały dzień. Czemże jest jednak dzień roboczy?[100] Jest to w każdym razie mniej, niż przyrodzony dzień życia. Ale o ile mniej? Kapitalista ma swój własny pogląd na tę ultima Thule [ostateczny kres] dnia roboczego. Jako kapitalista, jest on tylko uosobieniem kapitału. Jego dusza jest duszą kapitału. Kapitał zaś ma jedną tylko dążność życiową, dążność do pomnażania swej wartości, do tworzenia wartości dodatkowej, do tego, żeby za pośrednictwem swej stałej części, to jest środków produkcji, wchłonąć jak największą masę pracy dodatkowej[101]. Kapitał jest pracą umarłą, która jak upiór ożywia się tylko wtedy, gdy wysysa żywą pracę, a tem więcej nabiera życia, im więcej jej wyssie. Czas, w ciągu którego robotnik pracuje, jest czasem, w ciągu którego kapitalista spożywa nabytą przez siebie siłę roboczą[102]. Jeżeli robotnik sam spożywa swój czas rozporządzałny, to okrada kapitalistę[103].
Kapitalista powołuje się więc na prawo wymiany towarowej. Jak każdy inny nabywca, usiłuje on wydobyć z wartości użytkowej swego towaru jak największą korzyść. Nagle jednak rozlega się głos robotnika, zgłuszony dotąd w łoskocie biegu produkcji:
Towar, który ci sprzedałem, różni się od całego pospólstwa towarów tem, że jego spożycie stwarza wartość, i to wartość większą, niż za niego zapłacono. To właśnie była przyczyna, dla której go nabyłeś. Co dla ciebie jest pomnażaniem wartości kapitału, to dla mnie jest nadmiernem wydatkowaniem siły roboczej. Na rynku towarowym znamy obaj jedno tylko prawo, a mianowicie prawo wymiany. Spożycie zaś towaru należy nie do sprzedawcy, który go się wyzbył, lecz do nabywcy, który go kupił. Do ciebie więc należy spożycie mej dziennej siły roboczej. Lecz wzamian za dzienną cenę sprzedażną muszę codzień odtworzyć mą siłę roboczą, tak bym mógł ją codzień sprzedawać na nowo. Pomijając przyrodzone zużycie wskutek starzenia się i t. d., muszę być zdolny jutro pracować w tym samym normalnym stanie, z tą samą siłą, z tem samem zdrowiem, z tą samą świeżością co dzisiaj.. Wciąż prawisz mi kazania na temat „oszczędności“ i „powstrzymywania się“. A więc dobrze! Jako rozumny a oszczędny gospodarz, chcę rozważnie zarządzać swym jedynym majątkiem, siłą roboczą, chcę powstrzymać się od wszelkiego lekkomyślnego trwonienia swego dobra. Codzień chcę tyle tylko zużyć siły, tyle z niej przekształcić w pracę, w ruch, ile da się pogodzić z jej normalnym czasem trwania i zdrowym rozwojem. Przez niepomierne przedłużenie dnia roboczego możesz uruchomić w ciągu jednej doby więcej mej siły roboczej, niż ja zdołam odtworzyć przez trzy dni. Co ty zyskujesz, jako pracę, to ja tracę, jako substancję pracy. Korzystanie z mej siły roboczej, a jej rabunek, — to dwie zupełnie różne rzeczy. Jeżeli przeciętny robotnik, stosując rozsądną normę pracy, może przeciętnie przeżyć 30 lat, to wartość mej siły roboczej, którą masz mi wypłacać z dnia na dzień, wynosi czyli 1/10950 jej całkowitej wartości. Jeżeli jednak spożyjesz ją w ciągu lat 10, to wypłacasz mi codziennie 1/10950 zamiast 1/3650 jej całkowitej wartości, to jest tylko trzecią część jej dziennej wartości, a więc okradasz mnie dzień po dniu z ⅔ wartości mego towaru. Płacisz mi za jednodniową siłę roboczą, a spożywasz trzydniową. Sprzeciwia się to naszej umowie i prawom wymiany towarowej. Wobec tego domagam się dnia roboczego normalnej długości, a domagam się go, nie odwołując się do twego serca, gdyż w sprawach pieniężnych niema miejsca na sentymenty. Możesz sobie być wzorem cnót obywatelskich, możesz nawet być sobie członkiem towarzystwa opieki nad zwierzętami i wogóle chadzać w aureoli świętobliwości, lecz rzecz, którą reprezentujesz wobec mnie, nie ma w piersiach serca. Jeżeli słychać tam jakieś pukanie, to jest to bicie mojego serca. Domagam się normalnego dnia roboczego, ponieważ żądam wartości mego towaru, jak każdy inny sprzedawca[104].
Widzimy więc, że jeżeli pominiemy owe całkiem giętkie granice, to sama natura wymiany towarowej nie zamyka dnia roboczego, a przeto i pracy dodatkowej, w żadnych określonych ramach. Kapitalista broni swego prawa nabywcy, gdy usiłuje przedłużyć jaknajbardziej dzień roboczy i bodaj zrobić dwa dni robocze z jednego. Z drugiej zaś strony swoista natura sprzedanego towaru sprawia, że nabywca, spożywając go, musi przestrzegać pewnych granic, a robotnik broni swych praw sprzedawcy! gdy chce ograniczyć dzień roboczy do określonej długości normalnej. Mamy tu więc do czynienia z antynomją [przeciwieństwem praw]: prawo przeciwstawia się prawu, przyczem oba one jednakowo są zgodne z zasadami wymiany towarowej. Pomiędzy obu prawami rozstrzyga siła. I w ten oto sposób w dziejach produkcji kapitalistycznej sprawa unormowania dnia roboczego przybiera postać walki o granice tego dnia roboczego, — walki pomiędzy kapitalistę zbiorowym, t. j. klasę kapitalistów, a robotnikiem zbiorowym, t. j. klasę robotniczą.

2. Łapczywość na pracę dodatkową. Fabrykant i bojar.

Kapitał nie był wynalazcę pracy dodatkowej. Wszędzie, gdziekolwiek środki produkcji są monopolem części społeczeństwa, robotnik, bądź wolny, bądź niewolnik, musi do czasu pracy, który byłby niezbędny dla utrzymania go przy życiu, dołączać pewną ilość dodatkowego czasu pracy, ażeby wytworzyć środki spożycia dla właściciela środków produkcji[105], wszystko jedno czy będzie nim ateński Kaloskagatos [arystokrata], teokrata [kapłan władca] etruski, civis romanus [obywatel rzymski], baron normandzki, amerykański posiadacz niewolników, bojar wołoski, landlord nowoczesny, czy też kapitalista[106]. Jest jednak jasne, że jeżeli w ekonomicznym ustroju społeczeństwa przeważające znaczenie posiada nie wartość wymienna, lecz wartość użytkowa, to ilość pracy dodatkowej zależy od węższego lub szerszego koła potrzeb, lecz z samego charakteru produkcji nie wypływa jakaś nieograniczona potrzeba pracy dodatkowej. To też w starożytności praca dodatkowa staje się czemś odrażajęcem tylko tam, gdzie chodzi o otrzymanie wartości wymiennej w jej swoistej postaci pieniężnej, a mianowicie w produkcji złota i srebra, Przymus zapracowywania się na śmierć jest tu urzędową formę pracy nadmiernej. Wystarczy przeczytać choćby Diodora Siculusa[107]. Są to jednak wyjątki w święcie starożytnym. Gdy jednak narody, których produkcja oparta jest jeszcze na niższych formach niewolnictwa, pracy pańszczyźnianej i t. p., zostają, wciągnięte na rynek światowy, gdzie rządzi już kapitalistyczny sposób produkcji, i gdy wskutek tego głównem ich dążeniem stanie się sprzedaż ich wytworów zagranicą, wówczas do barbarzyńskich okropności niewolnictwa, poddaństwa i t. p. dołączają się jeszcze cywilizowane okropności pracy nadmiernej. Dlatego też i praca Murzynów w południowych stanach Unji amerykańskiej miała charakter umiarkowanie patrjarchalny, dopóki produkcja skierowana była głównie ku zaspakajaniu potrzeb własnych. Ale, w miarę jak wywóz bawełny zaczął stawać się główną troską tych stanów południowych, przeciążanie Murzynów pracą, a tu i owdzie zużywanie ich życia w ciągu siedmiu lat pracy zaczęło stawać się częścią rachującego i wyrachowanego systemu. Chodziło już nie o to, żeby z niewolnika Murzyna wycisnąć określoną masę pożytecznych wytworów. Chodziło teraz o wytworzenie samej tylko wartości dodatkowej. To samo dotyczy i pracy pańszczyźnianej, np. w księstwach naddunajskich.
Porównanie łapczywości na pracę dodatkową w księstwach naddunajskich z taką samą pożądliwością w fabrykach angielskich jest szczególnie ciekawe dlatego, że praca pańszczyźniana nadaje pracy dodatkowej odrębną postać, dającą się bezpośrednio obserwować.
Przypuśćmy, że dzień roboczy składa się z 6 godzin pracy niezbędnej i 6 godzin pracy dodatkowej. W ten sposób wolny robotnik dostarcza kapitaliście 6 ✕ 6 to jest 36 godzin pracy dodatkowej tygodniowo. Jest zupełnie tak, jak gdyby przez 3 dni w tygodniu pracował na siebie, a trzy pozostałe dni tygodnia dla kapitalisty za darmo. Lecz jest to niewidoczne. Praca dodatkowa i niezbędna zlewają się W jedną całość. Mógłbym więc ten sam stosunek wyrazić w ten sposób, że robotnik w przeciągu każdej minuty pracuje 30 sekund na siebie, a 30 sekund na kapitalistę i t. d. Inaczej z pracą pańszczyźnianą. Praca niezbędna, wykonywana naprzykład przez chłopa wołoskiego w celu utrzy- mania się przy życiu, jest oddzielona przestrzennie od pracy dodatkowej dla bojara. Pierwszą pracę wykonywa on na własnym gruncie, drugą zaś — na pańskiem polu. Obie części czasu pracy bytują tu więc odrębnie obok siebie. Praca dodatkowa jest w formie pańszczyzny ściśle odgrodzona od pracy niezbędnej. Jest jasne, że ta różnica w przejawach nie zmienia nic zgoła w ilościowym stosunku pomiędzy pracą dodatkową a niezbędną. Trzy dni pracy dodatkowej w ciągu tygodnia pozostają trzema dniami pracy, nie dającemi robotnikowi żadnego równoważnika za wydatkowaną siłę roboczą, niezależnie od tego, czy noszą nazwę pracy pańszczyźnianej, czy najemnej. Jednak łapczywość na pracę dodatkową u kapitalisty przejawia się, jako dążenie do nieograniczonego przedłużania dnia roboczego, a u bojara prościej, jako bezpośrednia pogoń za dniówkami pańszczyzny[108].
Praca pańszczyźniana w księstwach naddunajskich była połączona z daninami w naturze i innemi właściwościami poddaństwa, stanowiła jednak główny haracz, opłacany klasie panującej. Tam, gdzie tak sprawy stały, praca pańszczyźniana rzadko kiedy była następstwem poddaństwa, lecz raczej naodwrót: poddaństwo było wypływem pracy pańszczyźnianej[109]. Tak właśnie było w prowincjach rumuńskich. Pierwotny sposób produkcji opierał się tu na wspólnej własności, lecz nie na wspólnej własności w słowiańskiej lub zgoła hinduskiej postaci. Część gruntów była tu uprawiana samodzielnie, jako wolna własność osobista członków gminy, druga zaś część — ager publicus [pole publiczne] — uprawiana była wspólnie. Wytwory tej wspólnej pracy służyły częściowo, jako fundusz rezerwowy na wypadek nieurodzaju i innych klęsk, częściowo zaś jako skarb publiczny na pokrycie kosztów wojny, religji i innych wydatków gminnych. Z biegiem czasu dygnitarze wojskowi i kościelni uzurpowali [przywłaszczyli] sobie wraz z tym wspólnym gruntem również i związane z nim świadczenia. Praca wolnych włościan na gruntach gromadzkich przekształciła się w pracę pańszczyźnianą dla złodziejów gruntów gromadzkich. Wraz z tem rozwinęły się również i stosunki poddańcze, ale narazie tylko faktycznie a nie prawnie, aż dopóki oswabadzająca cały świat Rosja carska nie podniosła tej niewoli do godności prawa pod tym pozorem, że ją znosi. Kodeks pracy pańszczyźnianej, ogłoszony w roku 1831 przez rosyjskiego generała Kisielewa, był, rzecz prosta, podyktowany przez samych bojarów. W ten sposób za jednym zamachem Rosja zdobyła sobie magnatów w księstwach naddunajskich i poklask liberalnych kretynów w całej Europie.
Według tego „Statutu Organicznego“ („Reglement organique“), jak się ów kodeks nazywa, każdy chłop wołoski poza całą masą szczegółowo wyliczonych danin w naturze dłużny jest tak zwanemu właścicielowi ziemskiemu co następuje: 1) dwanaście dni roboczych wogóle, 2) jeden dzień pracy w polu i 3) jeden dzień zwózki drzewa. Summa summarum — 14 dni roboczych w ciągu roku. Jednak dzięki głębokiemu przejęciu się ekonomją polityczną, dzień roboczy rozumiany tu jest nie w zwykłem znaczeniu, lecz jako dzień pracy, potrzebny dla dostarczenia pewnego przeciętnego wytworu dziennego. Otóż ten wytwór dzienny został wyliczony tak przemyślnie, że nawet cyklop nie wydołałby mu w przeciągu 24 godzin. To też sam „Statut** oświadcza dobitnie z iście rosyjską ironją, że 12 dni roboczych oznacza wytwór 36 dni pracy ręcznej, jeden dzień pracy w polu oznacza trzy dni, a jeden dzień zwózki drzewa oznacza również swą trzykrotność. Razem — 42 dni pańszczyzny. Do tego jednak dołącza się jeszcze t. z. „jobagie“, t. j. powinności, należne właścicielowi ziemskiemu w razie wyjątkowo pilnej potrzeby w gospodarstwie. Każda wieś, zależnie od liczby swej ludności, musi rok rocznie dostarczyć w tym celu pewnego określonego kontyngentu. Ta dodatkowa pańszczyzna wynosi przeciętnie nowe 14 dni na każdego chłopa wołoskiego. W ten sposób ustawowo przepisana pańszczyzna wynosi 56 dni roboczych w ciągu roku. Lecz rok w rolnictwie wołoskiem wobec złych warunków klimatycznych liczy tylko 210 dni, z czego 40 dni odpada na niedziele i święta, trzydzieści przeciętnie na niepogodę, a więc razem trzeba odliczyć dni 70. Pozostaje 140 dni roboczych. Stosunek pracy pańszczyźnianej do koniecznej , to jest 66⅔%, daje stopę wartości dodatkowej o wiele niższą niż stopa, określająca pracę angielskiego robotnika rolnego lub fabrycznego. Jednak jest to tylko pańszczyzna, przewidziana w ustawie. Otóż „Statut Organiczny“ zdołał ułatwić obchodzenie przepisów ustawowych w sposób jeszcze „liberalniejszy”, niż nawet angielskie ustawodaw^ stwo fabryczne. Statut ten przekształcił już 12 dni w 54 dni, w rzeczywistości jednak nominalna praca dzienna każdego z tych 54 dni pańszczyźnianych jest znowu tak określona, że zawsze musi pozostać pewna przewyżka na dzień następny. Tak np. w ciągu jednego dnia ma być opielone pole tak wielkie, że czynność ta, zwłaszcza przy uprawie kukurydzy, wymaga dwa razy dłuższego czasu. Ustawowa praca dzienna dla niektórych prac rolnych może być tłumaczona w ten sposób, że dzień, rozpoczęty w miesiącu maju, kończy się aż w październiku. W Mołdawji przepisy ustawy są jeszcze surowsze. „Dwanaście dni pańszczyźnianych, przewidzianych w „Statucie organicznym”, wołał pewien upojony zwycięstwem bojar, „wynoszą 365 dni w ciągu roku“[110].
Jeżeli Statut Organiczny dla księstw naddunajskich daje pozytywny wyraz łapczywości bojarów na pracę dodatkową, którą legalizuje każdy paragraf tej ustawy, to angielskie Factory Acts (ustawy fabryczne) są negatywnym wyrazem tej samej łapczywości. Ustawy te mają na celu okiełznanie dążenia kapitalistów do nieograniczonego wysysania siły roboczej. Okiełznanie to ma być osiągnięte w drodze przymusowego ograniczenia dnia roboczego, nakazanego przez państwo, i to przez państwo, w którem panuje kapitalista i landlord. Pomijając groźniejszy z każdym dniem ruch robotniczy, ograniczenie czasu pracy fabrycznej podyktowane było tą samą koniecznością, która nakazała rozlewać guano na pola angielskie. Ta sama ślepa chciwość, która w jednym wypadku wyjaławiała rolę, w drugim podcinała siłę życiową, narodu u samego korzenia. Wciąż powtarzające się epidemje przemawiały tu równie wyraźnym językiem, jak zmniejszenie się przeciętnego wzrostu żołnierzy w Niemczech i we Francji[111].
Obecnie [t. j. w r. 1867 i aż do r. 1878] obowiązująca ustawa fabryczna z r. 1850 pozwala na przeciętny w tygodniu 10-godzinny dzień roboczy. Mianowicie w pierwszych dniach tygodnia wynosi on 12 godzin, od 6 rano do 6 wieczór, z czego wszakże według ustawy odchodzi półgodzinna przerwa na śniadanie, a jedna godzina na obiad, tak, że pozostaje 10½ godzin pracy, w sobotę zaś — 8 godzin, od 6 rano do 2-ej po południu, z czego ½ godziny odchodzi na śniadanie. Pozostaje 60 godzin pracy, a mianowicie po 10½ przez pierwsze pięć dni, a 7½ w ostatnim dniu tygodnia[112]. Ustanowieni zostali osobni stróże tej ustawy, a mianowicie inspektorzy fabryczni, podlegający bezpośrednio ministerstwu spraw wewnętrznych, przyczem ich półroczne sprawozdania są ogłaszane przez parlament. Dostarczają one zatem urzędowej statystyki bieżącej, dotyczącej łapczywości kapitalistycznej na pracę dodatkową.
Posłuchajmy przez chwilę tych inspektorów fabrycznych[113].
„Fabrykant nieuczciwy zaczyna pracę o kwadrans przed 6-tą lano, czasem jeszcze wcześniej, czasem trochę później, kończy ją zaś kwadrans po 6-ej godzinie wieczorem, czasem trochę wcześniej, czasem trochę później. Urywa on po 5 minut z początku i z końca półgodzinnej przerwy, nominalnie przeznaczonej na śniadanie, obcina po 10 minut na początku i na końcu godziny obiadowej. W sobotę pracuje do kwandransa po drugiej, czasem trochę dłużej, czasem trochę krócej. Zyskuje on wówczas co następuje:

przed 6 godziną rano 15 minut razem w ciągu 5 dni:
300 minut
po 6 godzinie wieczorem 15
na przerwie śniadaniowej 10
obiadowej 20
60 minut  
co sobota zaś: ogólny zysk tygodniowy:
340 minut.
przed 6 godziną rano 15 minut
na przerwie śniadaniowej 10
po 2 godz. popołud. 15

Czyni to 5 godzin 40 minut tygodniowo, co — pomnożone przez 50 tygodni pracy po odliczeniu 2 tygodni na święta lub przypadkowe przerwy w pracy — daje 27 dni roboczych”[114].
„Jeżeli dzień roboczy przedłuży się codziennie tylko o 5 minut ponad normalną, długość, to w ciągu roku uczyni to 2½ dnia produkcyjnego“[115]. „Dodatkowa godzina dziennie, uzyskana stąd, że tu urwie się troszeczkę czasu, a owdzie znowu troszeczkę, z 12 miesięcy roku czyni 13“[116].
Kryzysy, podczas których produkcja ulega przerwie, a praca — „skróceniu“ do paru dni w tygodniu, nie mogą, rzecz prosta, osłabić tego parcia ku przedłużeniu dnia pracy. Im mniej interesów, tem większy powinien być zysk na każdym interesie. Im krócej można pracować, tem dłuższy stosunkowo powinien być dodatkowy czas roboczy. To też inspektorzy fabryczni piszą o kryzysie z lat 1857—58 co następuje:
„Możnaby to uważać za niekonsekwencję, że się mówi o przeciążeniu pracą w czasie, gdy w handlu panuje taki zastój, ale właśnie ten zastój pcha niektórych nie liczących się z niczem ludzi do wykroczeń. W ten sposób zapewniają oni sobie zysk nadzwyczajny“. „W tym samym czasie“, mówi Leonard Horner, „gdy 122 fabryki w moim obwodzie zostały zupełnie zwinięte, 143 inne zawiesiły swą pracę, a wszystkie pozostałe idą tylko częściowo, — w tym samym czasie wciąż mnożą się wypadki przedłużania pracy poza czas ustawowo określony“[117]. Howell zaś pisze: „Chociaż większość fabryk wobec złego stanu interesów pracuje tylko połowę dawnego czasu, jednak wciąż otrzymuję tyleż skarg co i przedtem na to, że robotnikom urywa się (snatched) pół godziny lub trzy kwadranse dziennie z przerw, zapewnionych im ustawowo na pożywienie i na odpoczynek“[118].
To samo zjawisko na mniejszą skalę powtarza się podczas straszliwego kryzysu w przemyśle bawełnianym w latach 1861—1865[119].
„Gdy zastajemy robotników przy pracy podczas przerw na posiłek lub wogóle w czasie, niedozwolonym przez ustawę, to słyszymy czasem, że nie chcą oni wcale porzucać fabryki i że trzeba nieraz przemocy, aby oderwać ich od pracy (np. od czyszczenia maszyn i t. d.), zwłaszcza po południu w sobotę. Jeżeli jednak „ręce pozostaję, w fabryce już po zatrzymaniu maszyn, to dzieje się tak tylko dlatego, że w ciągu ustawowo przepisanych godzin pracy, pomiędzy 6-tą rano i 6-tą wieczór, nie pozostawiono im czasu na wykonanie tego rodzaju czynności“[120].
„Zysk dodatkowy, jaki można osiągnąć przez pracę pofajerantową, wydaje się wielu fabrykantom tak wielką pokusą, że nie mogą się jej oprzeć. Liczą oni na to, że ujdzie im to na sucho i obliczają, że nawet w razie odkrycia przestępstwa niskie kary i niewielkie koszty sądowe zawsze jeszcze pozostawiają im pewną nadwyżkę[121]. „Tam, gdzie czas dodatkowy otrzymuje się przez mnożenie drobnych kradzieży (a multiplication of smali thefts) w ciągu dnia, inspektor napotyka na nieprzezwyciężone prawie trudności, jeśli chce dowieść tego“[122]. Te „drobne kradzieże” kapitału kosztem posiłku i wypoczynku robotników inspektorzy fabryczni nazywają też „petty pilferings of minutes“ (wykradanie paru minut)[123] lub „snatching a few minutes“ (urywanie po parę minut)[124], robotnicy zaś mają na to swoją techniczną nazwę: „nibbling and cribbling at meal times“ (wyskubywanie i wyskrobywanie z przerw na posiłek)[125].
Widzimy więc, że w tej atmosferze powstawanie wartości dodatkowej za sprawą pracy dodatkowej nie może być tajemnicą. „Jeżeli mi Pan pozwoli pracować dziennie tylko 10 minut ponad czas przepisany“, mówił do mnie pewien bardzo szanowny fabrykant, „to włoży mi Pan do kieszeni 1000 f. st. rocznie“[126]. „Atomy czasu są pierwiastkami zysku“[127].
Nic bardziej pod tym względem znamiennego, jak nazywanie robotników, pracujących przez cały dzień „fuli timers“ [dniówkowi], dzieci zaś powyżej lat 13, pracujących przez 6 godzin — „half timers“ [półdniówkowi][128]. Robotnik nie jest tu już wogóle niczem więcej, niż uosobieniem czasu roboczego. Wszelkie różnice indywidualne zacierają się w tej jedynej: „dniówkowi“ lub „półdniówkowi“.

3. Gałęzie przemysłu angielskiego bez ustawowej granicy wyzysku.

Aż dotąd dążność do przedłużenia dnia roboczego, ten zaiste wilczy nienasycony głód pracy dodatkowej, obserwowaliśmy w dziedzinie, gdzie niesłychane wykroczenia, nie ustępujące — według wyrażenia pewnego burżuazyjnego ekonomisty angielskiego — okrucieństwom, popełnianym przez Hiszpanów wobec czerwonoskórych w Ameryce,[129] doprowadziły wreszcie do tego, że kapitał wzięto na łańcuch ustawowej reglamentacji. Skierujmy teraz wzrok na niektóre gałęzie pracy, gdzie wysysanie siły roboczej bądź dotąd jeszcze jest niczem nieskrępowane, bądź było takie jeszcze wczoraj.
„Pan Broughton, sędzia pokoju, przewodnicząc na wiecu w sali miejskiej w Nottingham w dniu 14 stycznia r. 1860, oświadczył, że ta część ludności miasta, która jest zatrudniona w przemyśle koronkarskim, pogrążona jest w nędzy i w poniżeniu, niespotykanem gdzieindziej w świecie cywilizowanym... Dzieci, liczące zaledwie 9 — 10 lat, muszą zrywać się ze swych barłogów już o 2-ej, 3-ej lub 4-ej rano i pracują następnie aż do 10-ej, 11-ej i 12-ej w nocy, otrzymując za to tylko nędzny posiłek. Wskutek tego członki ich wiotczeją, ciało więdnie, organizm wyczerpuje się, rysy twarzy martwieją, a cała ich ludzka istota zapada w jakąś kamienną martwotę, której sam widok jest czemś nie do zniesienia. Wcale nas nie dziwi, że pan Mallett i inni fabrykanci protestowali tutaj przeciw wszelkiej dyskusji... System, opisany nam przez wielebnego Montagu Valpy, jest systemem nieokiełznanego niewolnictwa, niewolnictwa pod względem społecznym, fizycznym, moralnym i umysłowym... Cóż mamy myśleć o mieście, które zwołuje wiec publiczny, ażeby dopiero wnieść petycję, żądającą ograniczenia dnia roboczego dla mężczyzn dorosłych do 18 godzin na dobę!... Deklamujemy często przeciw plantatorom Wirginji i Karoliny. Ale czy tamtejsza niewola murzynów wraz ze wszystkiemi okropnościami bata i handlu żywem mięsem ludzkiem jest czemś wstrętniejszem, niż to powolne zarzynanie ludzi, uprawiane po to, aby wyrabiać woalki i kołnierze dla zysku kapitalistów?“[130].
Garncarstwo (pottery) w Staffordshire w przeciągu ostatnich 22 lat było przedmiotem aż trzech dochodzeń parlamentarnych. Wyniki tych badań są ujęte w sprawozdaniu, złożonem przez Scriven’a w r. 1841 członkom komisji do badania pracy dziecięcej (Childrens Employment Commissioners), w sprawozdaniu D-ra Greenhow’a, ogłoszonem w r. 1860 z pole cenią referenta lekarskiego Privy Council [rady przybocznej] w „Public Health” (3rd report, I, 102—113), i wreszcie w sprawozdaniu pana Longe z r. 1863 w „First report of the Children’s Employment Commission” z dnia 13 czerwca r. 1863. Dla moich celów wystarczy tu zacytować z tych sprawozdań tylko niektóre zeznania samych wyzyskiwanych dzieci. Z tego, co mówią, te dzieci, można sobie wyobrazić, jaki jest los dorosłych, zwłaszcza kobiet i dziewcząt, przyczem trzeba pamiętać, że chodzi tu o przemysł, wobec którego np. przędzalnie bawełny i t. p. mogą się wydać czemś zgoła niewinnem, przyjemnem i zdrowem[131].
Dziewięcioletni Wilhelm Wood „miał 7 lat i 10 miesięcy, gdy zaczął pracować”. Przez cały czas chłopiec „ran moulds” (odnosił gotowe garnki do suszami i wracał z próżnemi formami). Przychodzi do fabryki codziennie, nie wyłączając świąt i niedziel o 6-ej zrana, a kończy zajęcie mniej więcej o 9-ej wieczorem. „Pracuję przez cały tydzień codziennie do 9-ej wieczorem. Tak było np. w ciągu ostatnich 7 — 8 tygodni”. A więc piętnastogodzinny dzień roboczy dla siedmioletniego dziecka! J. Murray, chłopiec 12-letni, zeznaje: „I run moulds and turn jigger” (odnoszę garnki i obracam koło). „Przychodzę o 6-ej zrana, czasami nawet o 4-ej. Pracowałem przez całą zeszłą noc, aż do dziś rana do 8-ej godziny. Nie kładłem się spać od onegdaj. Oprócz mnie w ciągu ostatniej nocy pracowało jeszcze 8 lub 9 innych chłopców. Oprócz jednego wszyscy przyszli i dzisiaj do pracy. Otrzymuję tygodniowo 3 szyi. 6 pensów. Za pracę całonocną nie dostaję żadnej dopłaty. W ostatnim tygodniu pracowałem przez dwie noce”. Fernyhough, chłopiec dziesięcioletni: „Na obiad niezawsze mam całą godzinę. Czasami tylko pół godziny: co czwartek, piątek i sobotę”[132].
Dr. Greenhow stwierdza, że w okręgach Stoke-upon-Trent 1 Woolstanton, gdzie rozwinięty jest przemysł garncarski, ludzie żyją bardzo krótko. Chociaż w okręgu Stoke garncarstwem trudni się tylko 30.6%, a w okręgu Woolstanton tylko 30.4% ludności męskiej, liczącej ponad 20 lat, to jednak pośród mężczyzn tej kategorji z ogólnej liczby zgonów, wywołanych chorobami płucnemi, na garncarzy przypada w pierwszym okręgu więcej niż połowa, a w drugim — około 2/5. Dr. Boothroyd, lekarz z miejscowości Hanley, zeznaje: „Każde następne pokolenie garncarzy jest drobniejsze i słabsze niż poprzednie”. Podobnie mówi i inny lekarz, Dr. Mc Bean: „Od czasu, jak zacząłem praktykować pomiędzy garncarzami przed 25 laty, stwierdzałem widoczne i coraz bardziej postępujące zwyrodnienie tej klasy ludności, wyrażające się w zmniejszaniu się wzrostu i wagi“. Zeznania te wyjęte są ze sprawozdania D-ra Greenhow z roku 1860[133].
Weźmy sprawozdanie komisji z roku 1863. Dr. J. T. Arledge, lekarz naczelny szpitala w North Staffordshire, mówi: „Garncarze, zarówno mężczyźni jak kobiety, stanowią — jako klasa — ludność zwyrodniałą pod względem fizycznym i moralnym. Są to ludzie niskiego wzrostu, źle zbudowani, często z zapadłą klatką piersiową. Starzeją się szybko i żyją krótko. Flegmatyczni i małokrwiści, zdradzają słabość swego organizmu częstemi i uporczywemi atakami dyspepsji (niestrawności), chorobami wątroby i nerek, skłonnością do reumatyzmu. Przedewszystkiem jednak trapią ich choroby piersiowe: zapalenie płuc, gruźlica, bronchit, dusznica. Pewna odmiana tej dusznicy grasuje tu szczególnie silnie i jest znana pod nazwą astmy garncarskiej i gruźlicy garncarskiej. Zołza, atakująca gruczoły, kości lub inne części ciała, jest udziałem więcej niż dwóch trzecich garncarzy. Jeżeli zwyrodnienie (degenerescence) ludności w tym okręgu nie jest jeszcze znacznie większe, to zawdzięcza to ona tylko i wyłącznie dopływowi ludności z sąsiednich okręgów wiejskich i zawieraniu małżeństw ze zdrowszą rasą“. Pan Charles Pearson, do niedawna lekarzrordynator w tym samym szpitalu, pisze w liście do komisarza Longe m. i. co następuje: „Mogę mówić tylko na podstawie osobistej obserwacji, a nie danych statystycznych, lecz muszę stwierdzić, że oburzenie ogarniało mnie raz po raz na widok tych biednych dzieci, których zdrowie poświęcano, aby zaspokoić chciwość ich rodziców i pracodawców”. Wylicza on przyczyny chorób, które trapią garncarzy, przyczem za przyczynę podstawową i najważniejszą uważa „long hours“ (długie godziny pracy). Komisja w swem sprawozdaniu wyraża nadzieję, że „przemysł, który zdobył sobie tak poważne stanowisko w oczach całego świata, nie zechce już długo dźwigać na sobie tego piętna, że jego wielkie postępy połączone są ze zwyrodnieniem fizycznem, licznemi cierpieniami cielesnemi i z przedwczesną śmiercią ludności robotniczej, której praca i zręczność dała tak znaczne wyniki”[134]. Wszystko, co tyczy garncarń w Anglji, stosuje się również do garncarń w Szkocji[135].
Przemysł zapałczany datuje się od roku 1833, t. j. od czasu, gdy wynaleziono sposób osadzania fosforu na drzewie. Począwszy od roku 1845, przemysł ten zaczął się szybko rozwijać w Anglji, przerzucając się z gęsto zaludnionych okolic Londynu zwłaszcza do Manchesteru, Birminghamu, Liverpoolu, Bristolu, Norwichu, Newcastle’u, i Glasgowa, a wraz z nim rozszerzyła się też i choroba szczęk, w której pewien lekarz wiedeński już w roku 1845 rozpoznał dolegliwość, właściwą specjalnie robotnikom, zatrudnionym przy wyrobie zapałek. Większość robotników stanowią dzieci poniżej lat 13 i młodzież poniżej lat 18. Jest to zajęcie tak zniesławione z powodu szkodliwości dla zdrowia i okropnych warunków pracy, że tylko najbezbronniejsza część klasy robotniczej, tylko napół zagłodzone wdowy i t. p. odważają się posyłać tam swoje dzieci — „dzieci obszarpane, napół żywe z głodu, zupełnie zdemoralizowane i rozwydrzone”[136]. Z pośród osób, przesłuchanych przez członka komisji Whithe’a (1863), 270 osób miało mniej niż 18 lat, 50 — mniej niż 10 lat, 10 miało tylko 8 lat, a 5 — zaledwie 6 lat. Dzień roboczy, wynoszący po 12, 14 i 15 godzin na dobę, praca nocna, przerwy na posiłek nieregularne i spędzane przeważnie w tych samych lokalach fabrycznych, zapowietrzonych fosforem. Dante przekonałby się, że przemysł ten przewyższa swą okropnością najstraszliwsze męczarnie jego piekła.
W fabryce tapet pospolitsze gatunki drukuje się maszynowo, szlachetniejsze zaś — ręcznie (block printing). Najgorętszy sezon przypada na okres pomiędzy początkiem października i końcem kwietnia. W tym okresie praca trwa często bez żadnej przerwy od godziny 6 rano aż do 10 wieczór, a nawet i dłużej w noc.
J. Leach zeznaje: „Poprzedniej zimy (r. 1862) z pośród 19-tu dziewcząt 9 nie wróciło do pracy wskutek chorób, spowodowanych przepracowaniem. Muszę ciągle krzyczeć na nie, żeby nie zasnęły“. W. Duffy: „Dzieciom często oczy się zamykały ze zmęczenia, a w gruncie rzeczy i nam samym często przytrafiało się niemal to samo“. J. Lightbourne: „Mam lat 13... Tej zimy pracowaliśmy do 9-ej wieczorem, a poprzedniej zimy do 10-ej. Poprzedniej zimy prawie co wieczór płakałem z bólu, tak moje nogi były pokaleczone“. G. Apsden: „Tego mojego malca, gdy miał 7 lat, nosiłem zwykle na plecach przez śnieg w jedną i w drugą stronę, a musiał on pracować po 16 godzin!... Nieraz klękałem, żeby go nakarmić, gdy stał przy maszynie, gdyż nie wolno mu było ani odejść od niej, ani jej zatrzymać“. Smith, spółwłaściciel i kierownik pewnej fabryki w Manchesterze: „My (mówi on o swych „rękach“, które pracują „na nas“) pracujemy bez przerw na posiłek tak, że 10½ godzinny dzień roboczy kończy się u nas o 4½ po południu, a wszystko pozostałe jest pracą nadliczbową[137] (Czyżby i sam pan Smith doprawdy nie posilał się ani razu w ciągu 10½ godzin?). My (to jest ten sam Smith) rzadko kończymy przed 6-tą godziną wieczorem (chce on powiedzieć: kończymy spożycie „naszych“ żywych maszyn, t. j. siły roboczej), tak, że w rzeczywistości przez cały rok stosujemy (iterum Crispinus — dookoła Wojtek) pracę nadliczbową... Zarówno dzieci jak dorośli (152 dzieci lub młodzieży do lat 18 i 140 dorosłych) w ciągu ostatnich 18 miesięcy pracowali przeciętnie w żadnym razie nie mniej niż 7 dni i 5 godzin w tygodniu, czyli 78½ godzin tygodniowo. W ciągu ostatnich 8 tygodni, licząc wstecz od dnia 2 maja roku bieżącego (1863), ta przeciętna była wyższa, wyniosła bowiem 8 dni, czyli 84 godziny w tygodniu!“ Ale — pociesza nas z miłym uśmiechem ten sam pan Smith, który tak chętnie używa pluralis majestatis [mówi o sobie w liczbie mnogiej zwyczajem wszystkich panujących] „praca maszynowa jest łatwa“. Fabrykanci zaś, stosujący block printing [ręczne drukowanie tapet], zapewniają nas, że „praca ręczna jest zdrowsza od pracy maszynowej“. W rezultacie panowie fabrykanci odrzucają, z oburzeniem propozycję „zatrzymywania maszyn przynajmniej na czas spożywania posiłku“. Niejaki pan Otley, dyrektor fabryki tapet w Borough[138], mówi co następuje: „Ustawa, któraby zezwoliła stosować dzień roboczy od 6 godziny rano do 9-ej wieczorem, zadowoliłaby nas (!) w zupełności, ale godziny, ustalone przez Factory Act od 6-ej godziny rano do 6-ej wieczorem, nie odpowiadają nam (!)... Nasze maszyny są bezczynne podczas przerwy obiadowej (cóż za wspaniałomyślność!). Ta bezczynność nie wyrządza żadnych poważniejszych strat na farbie lub na papierze“. „Ale — dodaje on ze szlachetną wyrozumiałością — mogę zrozumieć, że związane z tem straty są niemile widziane“. Sprawozdanie komisji z całą naiwnością daje wyraz przeświadczeniu, że obawa niektórych „pierwszorzędnych firm“ przed stratą czasu, to jest czasu, w ciągu którego korzystają one z cudzej pracy, a więc i przed „stratą zysku“, nie jest jeszcze „wystarczającą przyczyną“, ażeby z tego powodu „pozbawiać obiadu“ przez 12 — 16 godzin dzieci poniżej lat 13 i młodzież poniżej lat 18, albo też żeby wydzielać im to pożywienie w taki sam sposób, w jaki się wydziela materjały pomocnicze narzędziom pracy, — a mianowicie podczas samego biegu pracy, podobnie jak węgiel i wodę maszynie parowej, mydło — wełnie, smary — kołom i t. p.[139].
Żadna gałąź przemysłu w Anglji nie zachowała dotąd tak staroświeckiego, a nawet — o czem możemy się dowiedzieć od poetów rzymskich z epoki cezarów — przedchrześcijańskiego sposobu produkcji, jak piekarstwo — (pomijamy tu wypiek mechaniczny, który zaczyna zdobywać sobie uznanie dopiero w czasach ostatnich). Lecz zauważyliśmy już wcześniej, że kapitał z początku nie interesuje się wcale technicznym charakterem procesu pracy, który opanowuje. Z początku bierze go on tak, jak go znajduje.
Nieprawdopodobne fałszowanie chleba, zwłaszcza w Londynie, zostało zdemaskowane po raz pierwszy przez komitet Izby gmin, powołany do wyjaśnienia sprawy „fałszowania środków spożywczych“ (r. 1855 — 1856), i w pracy D-ra Hassalla p. t. „Adulterations detected“[140]. Wynikiem tego zdemaskowania była ustawa z d. 6 sierpnia r. 1860: „for preventing the adulteration of articles of food and drink“ [dla zapobieżenia fałszowaniu artykułów spożywczych i napojów], ustawy bezskutecznej, gdyż oczywiście zachowującej najdalej posuniętą wyrozumiałość wobec każdego, kto uprawia wolny handel, kupując i sprzedając sfałszowane towary, poto, aby „to turn an honest penny“ [zarobić uczciwy grosz][141]. Komitet sam mniej lub bardziej naiwnie dał wyraz swemu przeświadczeniu, że wolny handel oznacza w istocie handel sfałszowanemi, lub — jak dowcipnie wyraża się Anglik — „usofistycznionemi materjałami“. Istotnie, — tego rodzaju „sofistyka“ potrafi lepiej od Protagorasa zrobić białe z czarnego, a czarne z białego i lepiej od Eleatów potrafi ad oculos [naocznie] dowieść, że Wszystko realne jest tylko pozorem[142].
Bądź co bądź jednak komitet zwrócił uwagę publiczności na jej „chleb powszedni“, a więc i na piekarstwo. Jednocześnie na zebraniach publicznych i w petycjach do parlamentu rozległ się głos protestu londyńskich robotników piekarskich przeciw przepracowaniu i t.p. Głos ten stał się tak natarczywy, że pan H. S. Tremenheere, również członek często już powyżej cytowanej komisji z r. 1863, został mianowany komisarzem królewskim dla przeprowadzenia śledztwa. Jego sprawozdanie[143] łącznie z zeznaniami świadków poruszyło nie serce, lecz żołądek publiczności. Prawowierny Anglik wiedział wprawdzie z biblji, że człowiek, jeśli za szczególną łaską bożą nie jest kapitalistą, landlordem lub synekurzystą, skazany jest na to, aby spożywał swój chleb w pocie oblicza swego, lecz nie wiedział, że w chlebie tym musi spożywać codziennie pewną ilość potu ludzkiego, zmieszanego z wydzielinami ropiejących wrzodów, z pajęczyną, ze zdechłemi karaluchami i ze zgniłemi niemieckiemi drożdżami, nie mówiąc już o ałunie, piasku i o innych miłych przymieszkach mineralnych. Nie bacząc więc na całą świętość „wolnego handlu“, zostało „wolne“ aż dotąd piekarstwo poddane nadzorowi inspektorów państwowych (koniec sesji parlamentarnej z r. 1863), przyczem ta sama ustawa zakazała uczniom piekarskim poniżej lat 18 pracować od godziny 9 wieczór aż do 5 rano. Przepis ostatni mówi więcej, niż całe tomy o przepracowaniu w gałęzi produkcji, która uchodzi za tak poczciwie patrjarchalną.
„Praca czeladnika piekarskiego w Londynie rozpoczyna się z reguły o godzinie 11 wieczór. O tej porze rozczynia on i miesi ciasto; jest to czynność nader mozolna, trwająca ½ godziny do 3 kwadransów, zależnie od wielkości i rodzaju pieczywa. Wówczas kładzie się on na desce, będącej zarazem pokrywą niecki, w której się miesi ciasto, i przesypia parę godzin, mając jeden worek od mąki pod głową i przykrywając się innym workiem. Następnie zaczyna się czterogodzinna szybka i nieprzerwana praca nad wygnieceniem ciasta, ważeniem go, wkładaniem w formy, wsuwaniem do pieca, wydobywaniem z pieca i t. d. Temperatura w piekarni wynosi od 75 do 90 stopni [Fahrenheita, co czyni od 24 do 32 stopni Celsjusza], a w małych piekarniach raczej więcej niż mniej. Gdy praca nad wyrobem chleba, bułek i t. p. została już ukończona, zaczyna się ekspedycja. Przytem znaczna część pracowników, po dokonaniu wyżej opisanej ciężkiej pracy nocnej, w dzień roznosi chleb z domu do domu w koszykach lub rozwozi go w wózkach, a nieraz pracuje jeszcze w międzyczasie w piekarni. Zależnie od pory roku i od rozmiarów przedsiębiorstwa praca kończy się między godziną 1-ą a 6-ą po południu, podczas gdy inna część robotników pracuje do późnego popołudnia w piekarni“[144].
„Podczas sezonu w Londynie czeladnicy w piekarniach w Westend, biorących „pełne** ceny za chleb, zaczynają pracę regularnie o godzinie 11 w nocy i zatrudnieni są przy wypieku bez przerwy, z wyjątkiem jednego lub dwóch bardzo krótkich odpoczynków, aż do godziny 8-ej rano. Następnie używa się ich jeszcze do godziny 4-ej, 5-ej, 6-ej lub nawet 7-ej do roznoszenia pieczywa, albo czasem do wypieku biszkoptów w piekarni. Po skończonej pracy pozostaje im na sen 6 godzin, a często tylko 5 albo 4 godziny. W piątek praca zawsze zaczyna się wcześniej, mniej więcej o 10 godz. wieczór i trwa bez przerwy, bądź przy wyrobie, bądź przy wysyłce Chleba, aż do soboty do godz. 8 wieczór, najczęściej jednak aż do 4-ej lub 5-ej rano w niedzielę. W niedzielę robotnicy muszą raz lub dwa razy w ciągu dnia stawić się do piekarni na 1 lub na 2 godziny, aby porobić przygotowania na dzień następny. Czeladnicy, pracujący u „underselling masters“ (przedsiębiorców, którzy sprzedają chleb poniżej pełnej ceny) — wyżej zaś wzmiankowano już, że ci przedsiębiorcy stanowią ponad SA piekarzy londyńskich — — mają dzień roboczy dłuższy, ale ich praca ogranicza się prawie wyłącznie do samej piekarni, gdyż pracodawcy ci sprzedają chleb tylko we własnych sklepach, zaopatrując chyba tylko nieliczne drobne kramiki. Pod koniec tygodnia... to jest we czwartek, praca zaczyna się tu o godzinie 10 w nocy i trwa z bardzo małemi przerwami aż do późnego wieczora w sobotę“[145].
Co się tyczy owych „underselling masters“, to nawet burżuazyjny punkt widzenia przyznaje: „Konkurencja ich opiera się na nieopłaconej pracy robotników (the unpaid labour of the men)“[146]. Piekarz zaś, biorący „pełną cenę“ („full priced baker“), denuncjuje przed komisją śledczą swych konkurentów, sprzedających poniżej pełnej ceny, jako złodziejów cudzej pracy i fałszerzów. „Trzymają się oni tylko dlatego, że oszukują publiczność i zmuszają czeladników pracować po 18 godzin, a płacą im tylko za 12 godzin“[147].
Fałszowanie chleba i powstanie klasy piekarzy, sprzedających chleb poniżej pełnej ceny, datuje w Anglji od początku wieku 18-go, to jest od czasu, gdy zaginął cechowy charakter tego rzemiosła i gdy za plecami nominalnego majstra piekarskiego stanął kapitalista w postaci młynarza lub agenta mącznego[148]. Stworzyło to podstawy produkcji kapitalistycznej, bezgranicznego przedłużania dnia roboczego i pracy nocnej, choć ostatnia w Londynie została na szerszą skalę wprowadzona dopiero poczynając od roku 1824[149].
Wobec powyższego łatwo zrozumieć, dlaczego sprawozdanie komisji zalicza czeladników piekarskich do kategorji robotników, żyjących najkrócej i dlaczego rzadko osiągają oni 42-gi rok życia nawet wówczas, gdy szczęśliwie uniknęli normalnego dla całej klasy robotniczej zdziesiątkowania w wieku dziecięcym. Mimo to wszystko jednak przemysł piekarski ma zawsze nadmiar chętnych do pracy. Źródłem, zasilającem go „rękami roboczemi“, jest dla Londynu Szkocja, zachodnie okręgi rolnicze Anglji i — Niemcy.
W latach 1858—1860 czeladnicy piekarscy w Irlandji zorganizowali na koszt własny wielkie zgromadzenia publiczne w celu agitacji przeciw pracy nocnej i niedzielnej. Publiczność z irlandzkim temperamentem stanęła po ich stronie, naprzykład na wiecu w Dublinie w maju roku 1860. Istotnie, ruch ten doprowadził do zwycięstwa i do zastosowania wyłącznie dziennej pracy w Wexford, w Kilkenny, w Clonmel, w Waterford i t. d. „W Limerick, gdzie katusze najemników przechodziły, jak wiadomo, wszelkie granice, ruch rozbił się o opór właścicieli piekarń, a zwłaszcza piekarzów-młynarzów. Przykład Limericku spowodował powrót do dawnych stosunków również i w Ennis i w Tipperary. W Cork, gdzie oburzenie publiczne przybrało najgorętsze formy, przedsiębiorcy udaremnili ruch przemocą, wypędzając czeladników za bramę. W Dublinie przedsiębiorcy stawili najzaciętszy opór i, prześladując tych czeladników, którzy stanęli na czele ruchu, zmusili pozostałych do ustąpienia i do zgodzenia sdę na pracę nocną i niedzielną“[150]. Komisja rządu angielskiego, uzbrojonego w Irlandji od stóp do głów, zdobyła się wobec nieprzejednanych majstrów piekarskich w Dublinie, w Limerick, w Cork i t. d. tylko na żałosne morały: „Komitet uważa, że godziny pracy są ograniczone przez prawa przyrodzone, których nie narusza się bezkarnie. Grożąc swym robotnikom wypędzeniem i zmuszając ich w ten sposób do łamania swych przekonań religijnych, do nieposłuszeństwa wobec ustaw krajowych i do lekceważenia opinji publicznej (wszystko ostatnie dotyczy pracy niedzielnej), przedsiębiorcy sieją nienawiść pomiędzy kapitałem i pracą i dają przykład, niebezpieczny dla religji, moralności i dla porządku publicznego... Komitet sądzi, że przedłużenie dnia roboczego ponad 12 godzin jest uzurpatorskiem wkraczaniem w życie prywatne i domowe robotnika i prowadzi do pożałowania godnych wyników moralnych, wskutek wmieszania się do pożycia domowego pracownika, wskutek utrudnienia mu wykonywania obowiązków rodzinnych, obowiązków syna, brata, męża i ojca. Praca ponad 12 godzin prowadzi do podkopania zdrowia robotnika, prowadzi do przedwczesnej starości i do rychłej śmierci, a więc i do unieszczęśliwienia rodzin robotniczych, które pozbawiane są („are deprived“) opieki i pomocy głowy rodziny w najniezbędniejszej chwili“[151].
Dopiero co byliśmy w Irlandji. Po drugiej stronie kanału, w Szkocja, robotnik rolny, człowiek od pługa, wskazuje nam z oburzeniem na swą trzynasto lub czternastogodzinną pracę w najsurowszym klimacie, z czterogodzinną pracą nadliczbową w niedzielę (i to w kraju, święcącym dzień święty)[152], podczas gdy jednocześnie przed „Grand Jury“[153] w Londynie stoją jako oskarżeni trzej robotnicy kolejowi, a mianowicie konduktor pociągu osobowego, maszynista, prowadzący lokomotywę, i sygnalista. Wielka katastrofa kolejowa wysłała na tamten świat setki pasażerów. Przyczyną nieszczęścia jest niedbalstwo robotników. Wobec przysięgłych oświadczają om jednomyślnie, że przed 10 lub 12 laty ich praca trwała tylko 8 godzin dziennie. W ciągu ostatnich 5 lub 6 lat pracę ich wyśrubowano do 14, 18 i 20 godzin, a w razie szczególnie silnego napływu podróżnych, np. gdy wypuszczane są pociągi specjalne, praca ta trwa często bez przerwy 40 do 50 godzin. Są om jednak zwykłymi ludźmi, a nie jakimiś cyklopami. Ich zdolność do pracy w pewnej chwili zawodzi. Ogarnia ich znużenie. Ich mózg przestaje myśleć, a oczy — widzieć. Ze wszech miar „respectable British Juryman“ [czcigodny przysięgły brytyjski] odpowiada na to orzeczeniem, oddającem oskarżonych pod sąd pod zarzutem „manslaughter“ [zabójstwa] i tylko w skromnym dodatku wyraża pobożne życzenie, aby panowie magnaci kolejowi w przyszłości zechcieli przecież być trochę rozrzutniejsi, gdy chodzi o nabywanie potrzebnej liczby „sił roboczych“, a trochę „wstrzemięźliwsi“, lub „powściągliwsi“, lub „oszczędniejsi“, gdy chodzi o wysysanie nabytej przez nich siły roboczej[154].
Z pośród wielobarwnego tłumu robotników wszelkiego zawodu, wieku i płci, osaczających nas natarczywiej niż cienie poległych osaczały Odysseusza, przyczem na pierwsze wejrzenie można po nich poznać przepracowanie, nawet gdyby nie trzymali w rękach „księgi błękitnej” — z tłumu tego wybieramy jeszcze dwie postacie, a mianowicie modystkę i kowala. Samo uderzające przeciwieństwo, zachodzące między obu temi postaciami, świadczy, że w obliczu kapitału wszyscy są sobie równi.
W ostatnich tygodniach czerwca roku 1863 wszystkie dzienniki londyńskie podały notatkę pod „sensacyjnym“ tytułem: „Death from simple overwork“ [śmierć tylko z przepracowania] Chodziło tu o śmierć modystki Marji Anny Walkley, dwudziestoletniej dziewczyny, zatrudnionej w bardzo szanownej nadwornej pracowni modniarskiej, a wyzyskiwanej przez damę o sympatycznem imieniu: Eliza. Wykryta tu została jeszcze raz stara wiele razy już opowiadana historja[155], że dziewczyna ta musiała pracować przeciętnie po 16½ godzin, podczas sezonu zaś często po 30 godzin bez przerwy, przyczem jej „siła robocza“, odmawiająca nieraz posłuszeństwa, była podtrzymywana w miarę potrzeby portwejnem, sherry i kawą. Sezon zaś był właśnie w całej pełni. Chodziło o to, żeby na dzień balu dworskiego, wydanego na cześć świeżo importowanej księżnej Walji, przygotować choćby z pomocą czarów stroje szlachetnych ladies [dam] Marja Anna Walkley pracowała bez wytchnienia przez 26½ godzin wraz z 60 innemi dziewczętami, po 30 osób w izbie, zawierającej zaledwie może 7, niezbędnej ilości stóp sześciennych powietrza, podczas gdy noce spędzały po dwie na jednem posłaniu w norach, gdzie sypialnie odgradza się tylko przepierzeniami z desek[156]. A była to jedna z najlepszych pracowni modniarskich w Londynie. Marja Anna Walkley zachorowała w piątek, a umarła w niedzielę, nie dokończywszy nawet — ku zdumieniu pani Elizy — ostatniego stroju. Lekarz, p. Keys, zbyt późno wezwany do loża zmarłej, oświadczył krótko i węzłowato wobec „Coroners Jury“ [sądu przysięgłych, przeprowadzającego oględziny zwłok]: „Marja Anna Walkley zmarła wskutek zbyt długich godzin pracy w przepełnionej pracowni i w zbyt ciasnej, źle przewietrzanej sypialni”. W przeciwieństwie do tego „Coroners Jury”, chcąc udzielić lekarzowi lekcji dobrego prowadzenia się, oświadcza: „Zmarła przestała żyć wskutek udaru sercowego, są jednak podstawy do obaw, że jej śmierć została przyśpieszona wskutek przepracowania w przepełnionym warsztacie i t. d.“ Nasi „biali niewolnicy” — biadała gazeta „Morning Star”, organ apostołów wolnego handlu, pana Cobdena i Brighta, — „nasi biali niewolnicy wpędzani są do grobu przez nadmierną. pracę, giną, zaś i umierają, pocichu i bez hałasu“[157].
„Zapracowywać się na śmierć — to sprawa powszednia nietylko w warsztatach modniarskich, lecz w tysiącu miejsc i wogóle w kazdem miejscu, gdziekolwiek interes jest w ruchu... Pozwólcie nam wziąć jako przykład kowala. Jeżeli mamy wierzyć poetom, to niema człowieka żywotniejszego, silniejszego i weselszego niż kowal. Wstaje wcześnie i już przed świtem krzesze iskry. Je, pije i śpi, jak nikt inny. W istocie, z punktu widzenia wyłącznie fizycznego i przy pracy umiarkowanej znajduje się on w położeniu tak pomyślnem, jak niewielu ludzi. Ale pójdźmy z nim do miasta, przyjrzyjmy się, jakie brzemię pracy zwalono na mocnego człowieka i zobaczmy, jakie miejsce zajmuje on w tablicach śmiertelności naszego kraju? W Marylebone (jednej z największych dzielnic londyńskich) kowale umierają w stosunku 31 na 1000 rocznie, to jest o 11 ponad przeciętną śmiertelność dorosłych mężczyzn w Anglji. Zajęcie, będące niemal instynktowną umiejętnością człowieka i samo przez się me wzbudzające żadnych zastrzeżeń, staje się siłą, niszczącą człowieka, przez sam fakt przeholowania w pracy. Człowiek ten może dziennie tyle a tyle razy uderzyć młotem, przejść tyle kroków, tyle razy odetchnąć, wykonać tyle pracy i żyć — dajmy na to — 50 lat. Zmusza się go o tyle razy więcej uderzyć młotem, zrobić o tyle kroków więcej, o tyle częściej w ciągu dnia oddychać, czyli w sumie zwiększyć codzienne zadanie swego życia o 25 procent. Próbuje temu podołać, a wynikiem tego jest to, że w pewnym ograniczonym okresie wykonywa istotnie o 25% więcej pracy i umiera w 37-ym, zamiast w 50-ym roku życia“[158].

4. Praca dzienna i nocna. System zmian.

Kapitał stały, czyli środki produkcji, rozpatrywane z punktu widzenia procesu pomnażania wartości, istnieją jedynie po to, aby wchłaniać pracę, a wraz z każdą kroplą pracy proporcjonalną ilość pracy dodatkowej. O ile tego nie czynią, to samo ich istnienie stanowi negatywną stratę dla kapitalisty, gdyż w czasie swej bezczynności wyobrażają one bezużyteczny nakład kapitału, a strata ta staje się pozytywną, gdy przerwa pociąga za sobą konieczność dodatkowych wydatków dla wznowienia roboty. Przedłużenie dnia pracy poza granice dnia przyrodzonego, kosztem nocy, działa jedynie jako półśrodek, częściowo tylko gaszący pragnienie upiora, łaknącego żywej krwi pracy. A więc nieodłącznem dążeniem produkcji kapitalistycznej staje się przywłaszczanie pracy w ciągu całych 24 godzin doby. Ponieważ jednak wysysanie tych samych sił roboczych dniem i nocą jest niepodobieństwem fizycznem, więc trzeba usunąć owe fizyczne przeszkody zapomocą kolejnych zmian sił roboczych, spożywanych za dnia i w nocy. Kolejność tych zmian może być przeprowadzona w rozmaity sposób, naprzykład część personelu robotniczego może w danym tygodniu pełnić służbę dzienną, w następnym nocną i t. d. Jak wiadomo, ten system, ten „płodozmian“ panował w okresie młodzieńczego rozkwitu angielskiego przemysłu bawełnianego i t. d. i między innemi kwitnie dziś w przędzalniach bawełny gubernji moskiewskiej. Ten 24-godzinny proces produkcji dziś jeszcze stosowany jest systematycznie w wielu dotychczas „wolnych“ gałęziach przemysłu Wielkiej Brytanji, między innemi w wielkich piecach, kuźniach, walcowniach i innych rękodzielniach metalurgicznych Anglji, Walji i Szkocji. Proces pracy trwa tam przeważnie, prócz 6 dwudziestoczterogodzinnych dni powszednich, także przez 24 godziny niedzieli. Personel robotniczy składa się z mężczyzn i kobiet, z dorosłych i z dzieci obojga płci. Wiek dziatwy i młodzieży przebiega całą. skalę wieku od 8 (a w poszczególnych wypadkach od 6) do 18 lat[159]. W niektórych zawodach również dziewczyny i kobiety pracują nocą razem z mężczyznami[160].
Niezależnie od ogólnego szkodliwego wpływu pracy nocnej[161], nieprzerwany, dwudziestoczterogodzinny proces produkcji przedstawia bardzo ponętną, sposobność do przedłużania nominalnego dnia roboczego. Naprzykład w poprzednio już wzmiankowanych, bardzo wyczerpujących gałęziach pracy oficjalny dzień roboczy wynosi dla każdego robotnika przeważnie 12 godzin dziennych lub nocnych. Ale praca nadmierna, przekraczająca te granice, jest w wielu wypadkach, według słów własnych angielskiego raportu urzędowego, „doprawdy straszliwą“ (truły fearful)[162]. „Żaden umysł ludzki“, czytamy, „uprzytomniając sobie ogrom pracy, wykonywanej według zeznania świadków przez chłopców 9—12-letnich, nie może nie dojść do nieuchronnego wniosku, że takie nadużywanie władzy rodziców i pracodawców nie powinno być dłużej dozwolone“[163].
„System, przy którym chłopcy wogóle pracują naprzemian dniem i nocą, prowadzi do haniebnego przedłużania dnia roboczego, zarówno podczas nawału pracy, jak przy zwykłym biegu rzeczy. Przedłużanie to jest w wielu wypadkach nietylko przerażające, lecz wręcz niewiarogodne. Zdarzać się musi, że w momencie zmiany z tej czy innej przyczyny zabraknie jednego czy drugiego chłopca. Wtedy jeden lub paru obecnych chłopców, którzy już swą dniówkę ukończyli, musi zastąpić nieobecnych. Jest to system tak powiszechnie znany, że dyrektor pewnej walcowni na moje zapytanie, w jaki sposób zastępuje nieobecnych chłopców, odpowiedział: wiem przecież, że i pan wie o tem, równie dobrze jak ja — i nie wstydził się przyznać do tego faktu“[164].
„W pewnej walcowni, gdzie nominalny dzień roboczy trwał od 6 rano do 5½ wieczór, chłopak pewien pracował przez 4 noce w każdym tygodniu conajmniej do 8½ wieczorem dnia następnego... i to w przeciągu 6 miesięcy“. „Inny chłopak, w wieku lat 9, pracował niekiedy po 3 dwunastogodzinne zmiany z rzędu, a w wieku lat 10, pracował niekiedy po 2 dni i 2 noce z rzędu“. „Trzeci, obecnie liczący lat 10, pracował od 6 rano do 12 w nocy przez trzy noce z rzędu, a w pozostałe dni do 9 wieczór“. „Czwarty, obecnie trzynastoletni, pracował przez cały tydzień od 6 popołudniu do 12 w południe dnia następnego, a czasem i przez 3 zmiany z kolei, naprzykład od poniedziałku rano do wtorku wieczór“. „Piąty, obecnie dwunastoletni, pracował w odlewni żelaza w Stavely od 6 rano do 6 wieczór w ciągu 14 dni; obecnie już nie jest zdolny do takiej pracy“. Jerzy Allinsworth, chłopiec dziewięcioletni: „Przyszedłem tu w zeszły piątek. Nazajutrz mieliśmy rozpocząć pracę o 3 rano. Pozostałem tu więc przez całą noc. Mieszkam o 5 mil [ang.] stąd. Spałem na podłodze, mając skórzany fartuch za posłanie, a kusą kurtkę za przykrycie. Przez dwa dni następne byłem tu o 6 rano. Tak, tu jest gorąco! Zanim tu przybyłem, pracowałem również przez rok cały przy wielkim piecu. Były to duże zakłady na wsi. I tam zaczynałem pracę w sobotę o 3 rano, ale mogłem przynajmniej sypiać w domu, bo było blisko. W inne dni zaczynałem pracę 0 b rano i kończyłem o 6 lub 7 wieczór“ — i t. d.[165]

Posłuchajmy teraz, jak kapitał sam ujmuje sprawę tego dwudziestoczterogodzinnego systemu. Przemilcza on, oczywiście wykroczenia tego systemu, nadużywanie go dla „okropnego“ 1 nieprawdopodobnego“ przedłużania dnia roboczego. Mówi on 0 tym systemie tylko w jego „normalnej“ postaci. „Panowie Naylor i Vickers, fabrykanci stali, zatrudniający od 600 do 700 osób, a w tej liczbie zaledwie 10% poniżej lat 18, a zkolei śród nich tylko 20 chłopców w pracy nocnej, wypowiadają się, jak następuje: „Chłopcy nie cierpią bynajmniej z powodu gorąca. Temperatura wynosi prawdopodobnie od 30 do 32 stopni Celsjusza... W kuźniach i w walcowniach robotnicy pracują na zmianę dniem i nocą, natomiast wszystkie inne warsztaty pracują tylko za dnia, od 6 rano do 6 wieczór. W kuźni praca trwa od dwunastej do dwunastej. Niektórzy robotnicy pracują zawsze nocą, nie przychodzą nigdy na pracę dzienną... Nie znajdujemy, aby dzienna lub nocna praca w różny sposób Wpływały na ich zdrowie (panów Naylora i Vickersa?), zapewne ludzie śpią lepiej, gdy zawsze odpoczynek wypada o tej samej porze, niż gdy się zmienia... Około 20 chłopców do lat 18 pracuje w nocnej zmianie. Nie moglibyśmy dać sobie rady (not well do) bez pracy nocnej chłopców do lat 18. Naszym zarzutem przeciw ustawie jest zwiększenie kosztów produkcji. Trudno o wykwalifikowanych robotników i kierowników, ale łatwo znaleźć chłopców, ilu się tylko zapragnie... Oczywiście, wobec niewielkiej liczby zatrudnionych przez nas chłopców, ograniczenie pracy nocnej miałoby dla nas niewielką wagę i znaczenie“[166].
Pan. J. Ellis, z firmy John Brown and Co., fabryki wyrobów żelaznych i stalowych, zatrudniającej 3000 mężczyzn i chłopców, przytem częściowo „dniem i nocą, na zmianę“, nawet przy ciężkiej pracy obrabiania żelaza i stali, oświadcza, że w stalowniach przy ciężkiej robocie na 2 mężczyzn przypada 1 lub 2 chłopców. Firma zatrudni, a około 500 chłopców poniżej lat 18, z czego około trzeciej części, czyli 170, poniżej lat 13. W sprawie zamierzonej zmiany ustawy pan Ellis tak się wypowiada: „Sądzę, że nie byłoby rzeczą bardzo naganną (very objectionable) zabronić osobom do lat 18 pracować ponad 12 godzin, na dobę. Ale nie sądzę, aby można dowieść, że zbyteczna jest praca nocna chłopców powyżej lat 12. Chętniej przyjęlibyśmy ustawę, zakazującą wogóle zatrudniania chłopców do lat 13, albo nawet do lat 15, aniżeli zakaz używania do pracy nocnej chłopców, już u nas zatrudnionych. Chłopcy ze zmiany dziennej muszą niekiedy przechodzić do zmiany nocnej, bo dorośli nie mogą bezustanku pracować nocą; rujnowałoby to ich zdrowie. Sądzimy jednak, że praca nocna, na zmianę co drugi tydzień, nie jest szkodliwa dla zdrowia (panowie Naylor i Vickers, zgodnie z pożytkiem swego przedsiębiorstwa, sądzili przeciwnie, że to nie stała praca nocna, lecz właśnie praca nocna na zmianę z dzienną jest szkodliwa dla zdrowia). Widzimy, że ludzie, zatrudnieni naprzemian w pracy dziennej i nocnej, są równie zdrowi, jak ci co tylko za dnia pracują... Naszym zarzutem przeciw zakazowi pracy nocnej chłopców do lat 18 jest wzrost wydatków, ale też jest to nasz jedyny motyw (co za cyniczna naiwność!). Sądzimy, że ten wzrost wydatków byłby większy, niżby interes (the trade) mógł znieść bez uszczerbku dla swego powodzenia (as the trade with due regard to is being successfully carried out could fairly bear! — co za nadęty frazes!). Robotników jest tu mało i przy tego rodzaju ograniczeniach mogłoby ich zabraknąć (to znaczy, że Ellis, Brown and Co. znaleźliby się w tem przykrem położeniu, że musieliby opłacać pełną wartość siły roboczej)“[167].
Fabryki żelaza i stali „Cyklop“, należące do panów Cammell and Co., prowadzone są na równie szerokiej stopie, jak opisane powyżej zakłady John Brown and Co. Dyrektor zarządzający doręczył na piśmie swe zeznania rządowemu komisarzowi White’owi, ale później uznał za stosowne ukryć rękopis, zwrócony mu do przejrzenia. Atoli pan White ma dobrą pamięć; przypomina sobie doskonale, że ci panowie cyklopi uznawali zakaz pracy nocnej dzieci i młodzieży za „rzecz niemożliwą; równałoby to się zatrzymaniu ich fabryk“, a jednak przedsiębiorstwo ich liczy mało co ponad 6% chłopców do lat 18 i zaledwie 1% do lat 13![168].
W tym samym przedmiocie oświadcza pan E. F. Sanderson z firmy Sanderson, Bros and Co., kuźnie i walcownie stali w Atterclife: „Wielkie trudności wynikłyby z zakazu pracy nocnej chłopców do lat 18; główną trudność stanowiłoby powiększenie kosztów, będące koniecznym wynikiem zastępowania pracy chłopięcej pracą dorosłych. Trudnoby mi orzec, ileby to wyniosło, ale zapewne nie tyle, aby fabrykant mógł podnieść cenę stali, a zatem strata spadłaby na niego, bo ludzie nasi (co za lud przekorny!) naturalnie nie zgodziliby się ponieść tej straty“. Pan Sanderson nie wie, ile płaci dzieciom, ale „może to wynieść na głowę od 4 do 5 szylingów tygodniowo... Praca chłopięca jest tego rodzaju, że wogóle („generally“ — oczywiście niezawsze „w szczególe“) siła chłopięca właśnie dla niej wystarcza, a zatem żadna korzyść, płynąca:z Większej siły męskiej, nie zrównałaby tej straty, z wyjątkiem tych niewielu wypadków, gdy metal jest bardzo ciężki. Dorosłym też wcaleby się nie uśmiechało nie mieć chłopców na swe rozkazy, gdyż dorośli mężczyźni są mniej posłuszni. Prócz tego chłopcy muszą wcześnie zaczynać pracę, aby poznać swe rzemiosło. Ograniczenie pracy chłopców do godzin dziennych nie służyłoby temu celowi“. A to dlaczego? Dlaczego chłopcy nie mogą uczyć się za dnia swego rzemiosła? Pańskie motywy? „Ponieważ mężczyźni, którzy naprzemian tydzień pracują w dzień, a tydzień w nocy, byliby pozbawieni chłopców swej zmiany przez połowę czasu, a przez to straciliby połowę zysku, który z nich ciągną. Wskazówki, które otrzymują od nich chłopcy, są tym chłopcom poczytane za część płacy roboczej, a więc pozwalają dorosłym korzystać z taniej pracy chłopięcej. Każdy mężczyzna straciłby połowę swego zysku“. (Innemi słowy, panowie Sandersonowie musieliby część płacy roboczej dorosłych mężczyzn wykładać z własnej kieszeni, zamiast opłacać ją nocną pracą chłopców. Zysk panów Sandersonów zmniejszyłby się nieco z tego powodu, i to jest dla Sandersonów słuszny motyw, ażeby chłopcy nie mogli uczyć się za dnia swego rzemiosła[169]. Poza tem zwaliłoby to na mężczyzn dorosłych, obecnie luzowanych przez chłopców, cały ciężar stałej pracy nocnej, którejby nie wytrzymali. Krótko mówiąc, trudności byłyby tak wielkie, że prawdopodobnie doprowadziłoby to do zupełnego zniesienia pracy nocnej. „Co się tyczy samej produkcji stali“, powiada E. F. Sanderson, „nie czyniłoby to żadnej różnicy, ale...“ Ale panowie Sandersonowie mają coś więcej do roboty, niż wyrabianie stali. Wyrób stali jest tylko pretekstem dla wyrabiania zysku. Piece hutnicze, walcownie i t. d., budynki, maszyny, żelazo, węgiel i t. d. nie są tylko po to, aby się zamieniały w stal. Są po to, aby wchłaniały wartość dodatkową, a wchłoną jej oczywiście więcej w ciągu 24 godzin, niż w ciągu 12. Na mocy praw boskich i ludzkich dają one Sandersonom przekaz na czas roboczy pewnej liczby rąk w ciągu całych 24 godzin doby, a tracą charakter kapitału, czyli stają się dla Sandersonów czystą stratą, skoro tylko czynność wchłaniania pracy ulega przerwie. „Ależ wtedy ponieślibyśmy straty na tak wielu kosztownych maszynach, które byłyby przez połowę czasu nieczynne, a dla wytworzenia takiej wielkiej masy produktów, jaką przy obecnym systemie możemy wytwarzać, musielibyśmy podwoić rozmiary naszych warsztatów i ilość maszyn, co podwoiłoby nakład kapitału“. Dlaczegóż jednak właśnie Sandersonowie roszczą pretensję do przywileju wobec innych kapitalistów, którzy mogą korzystać tylko z dziennej pracy, i których budowle, maszyny i surowce mają być zatem „nieczynne“ w nocy? „To prawda, odpowiada E. F. Sanderson imieniem wszystkich Sandersonów, „to prawda, że tę stratę z powodu bezczynności maszyn ponoszą wszystkie fabryki, pracujące tylko za dnia. Ale w naszym wypadku zachodzi dodatkowa strata na piecach hutniczych. Jeśli je utrzymujemy w ruchu, to marnujemy paliwo (zamiast tego obecnie marnuje się życie robotnika), a jeśli je gasimy, to tracimy potem czas na rozpalanie i doprowadzanie do właściwego stopnia temperatury (podczas gdy pozbawienie snu nawet ośmiolatków jest zyskiem na czasie roboczym dla rodu Sandersonów) a i samym piecom szkodzą, zmiany temperatury“ (podczas gdy piecom tym nie szkodzą zmiany nocnej i dziennej pracy)[170].

5. Walka o normalny dzień roboczy. Ustawy przymusowe o przedłużeniu dnia roboczego w okresie od połowy wieku 14-go do końca wieku 17-go.

„Cóż to jest dzień roboczy?“ Jak długi jest czas, w ciągu którego kapitał może spożywać siłę roboczą, której wartość dzienną opłaca? Jak daleko może być przedłużony dzień roboczy poza granice czasu pracy, niezbędnego dla odtworzenia samej siły roboczej? Widzieliśmy, jak kapitał odpowiada na te pytania: dzień roboczy liczy całe 24 godziny doby, z wyjątkiem tych niewielu godzin wypoczynku, bez których siła robocza staje się bezwzględnie niezdolną, do dalszej służby. Przedewszystkiem rozumie się samo przez się, że robotnik przez całe swe życie jest tylko siłą roboczą i niczem więcej, że przeto cały jego czas rozporządzalny jest z przyrodzenia i z prawa czasem roboczym, a więc winien służyć samopomnażaniu wartości kapitału. Czas potrzebny człowiekowi dla wykształcenia, dla duchowego rozwoju, dla wykonywania czynności społecznych, dla życia towarzyskiego, dla swobodnego korzystania ze swych sił fizycznych i duchowych, nawet świąteczny wypoczynek niedzielny — i to w kraju, święcącym dzień święty[171] — to czyste bzdury! Ale w swej bezgranicznej ślepej żądzy, w swym wilczym głodzie pracy dodatkowej kapitał przekracza maksymalne, nietylko moralne, lecz czysto fizyczne granice dnia roboczego. Przywłaszcza on sobie czas niezbędny dla wzrostu, rozwoju ciała i utrzymania go przy zdrowiu. Rabuje czas, potrzebny do wchłaniania czystego powietrza i światła słonecznego. Urywa czas posiłku i wciela go, skoro tylko może, do czasu trwania produkcji. Daje więc pokarm robotnikowi, jako zwykłemu środkowi produkcji, jak daje węgiel kotłowi parowemu, a maź lub oliwę maszynie. Zdrowy sen, potrzebny do gromadzenia, odnawiania i odświeżania siły żywotnej, sprowadza do tylu godzin odrętwienia, ile trzeba, aby przywrócić życie organizmowi doszczętnie wyczerpanemu. Nie zachowanie normalne siły roboczej określa tu granicę dnia roboczego, lecz przeciwnie możliwie największe wydatkowanie dzienne tej siły, chociażby nawet najbardziej gwałtowne, niezdrowe i męczące, określa granicę wypoczynku robotnika. Kapitał nie pyta o długość życia siły roboczej. Interesuje go jedynie i wyłącznie maximum siły roboczej, którą można uruchomić w ciągu jednego dnia roboczego. Cel ten osiąga, skracając długość życia siły roboczej, jak chciwy gospodarz powiększa plon, wyjaławiając ziemię.
Produkcja kapitalistyczna, która w swej istocie jest wytwarzaniem wartości dodatkowej, wchłanianiem pracy dodatkowej, wraz z przedłużaniem dnia roboczego prowadzi więc nietylko do zwyrodnienia ludzkiej siły roboczej, okradanej z normalnych warunków moralnych i fizycznych swego rozwoju i swej działalności. Prowadzi również do przedwczesnego wyczerpywania, zamierania samej siły roboczej[172]. Przedłuża ona czas pracy robotnika w danym okresie, skracając jego życie.
Ale wartość siły roboczej zawiera w sobie wartość towarów, niezbędnych dla reprodukcji robotnika, czyli dla rozmnażania klasy robotniczej. A więc skoro nienaturalne przedłużenie dnia roboczego, do którego kapitał nieuchronnie zmierza w bezgranicznem dążeniu do samopomnażania, skraca życie poszczególnych robotników, a przez to czas trwania ich siły roboczej, to staje się niezbędnem szybsze zastępowanie zużytej siły roboczej, czyli wzrasta koszt reprodukcji tej siły, zupełnie tak samo, jak cząstka wartości maszyny, podlegająca codziennej reprodukcji, jest tem większa, im szybciej się maszyna zużywa. A więc mogłoby się zdawać, że własny interes kapitału skłania go do ustalania normalnego dnia pracy.
Właściciel niewolników kupuje sobie robotnika tak, jak kupuje konia. Wraz z niewolnikiem traci kapitał, który musi być zastąpiony zapomocą nowego zakupu na targowisku niewolników. Ale „choć pola ryżowe Georgji i trzęsawiska Missisipi wywierają niszczący i zgubny wpływ na organizm ludzki, to jednak marnowanie życia ludzkiego nie jest tak wielkie, aby go nie mogły powetować rojne hodowle niewolników w Wirginji i Kentucky. Względy ekonomiczne dawały niejaką gwarancję ludzkiego traktowania niewolników, dopóki w interesie pana leżało oszczędzanie niewolnika, ale po wprowadzeniu handlu niewolnikami względy te stały się, przeciwnie, powodem najbardziej bezwzględnego wycieńczania niewolników, gdyż odkąd można było na miejsce danego niewolnika postawić innego, dostarczonego przez hodowcę murzynów, długotrwałość życia niewolnika stała się mniej ważną od jego wydajnością dopóki żyje. Jest więc regułą gospodarki niewolniczej w krajach importujących niewolników, że najskuteczniejsza oszczędność polega na wyciśnięciu z bydła ludzkiego (human chattle) jak największej masy pracy w jaknajkrótszym czasie. Właśnie w plantacjach strefy podzwrotnikowej, gdzie zysk roczny nieraz równa się całkowitemu kapitałowi plantacji, życie murzyna bywa poświęcane najbezwzględniej. Rolnictwo Indyj Zachodnich, kolebka odwieczna bajecznych fortun, wchłonęło miljony istot rasy afrykańskiej. Za dni naszych widzimy na Kubie, której dochody liczone są na miljony, której plantatorzy są istnymi książętami, że co roku spora część klasy niewolniczej ginie nietylko z powodu ohydnego odżywiania, oraz ciągłego i zabójczego maltretowania, lecz również z powodu powolnej męki przepracowania, braku snu i wytchnienia”[173].
Mutato nomine de te fabuła narratur! [Pod zmienionem imieniem o tobie w bajce mowa]. Zamiast handel niewolnikami czytaj rynek pracy, zamiast Kentucky i Wirginja — Irlandja i okręgi rolnicze Anglji, Szkocji i Walji, zamiast Afryka — Niemcy! Widzieliśmy już, jak przepracowanie dziesiątkuje piekarzy londyńskich, a jednak londyński rynek pracy jest stale przepełniony niemieckimi i innymi kandydatami do tej zabójczej pracy piekarskiej. Garncarstwo, jak już o tem była mowa, należy do zawodów o najkrótszem życiu robotnika. Czy brak przez to garncarzy? Jozjasz Wedgwood, wynalazca nowożytnego garncarstwa, sam z pochodzenia zwykły robotnik, oświadczył w roku 1785 wobec Izby Gmin, że cały ten przemysł zatrudnia od 15 do 20 tysięcy osób[174]. W roku 1861 ludność samych tylko ośrodków miejskich tego przemysłu w Wielkiej Brytanji wynosiła 101.302 osoby. „Przemysł bawełniany liczy lat 90... W ciągu trzech pokoleń narodu angielskiego przemysł ten pochłonął dziewięć pokoleń robotniczych”[175]. Coprawda, w pewnych okresach gorączkowego ożywienia rynek pracy wykazywał bardzo poważne luki. Naprzykład w r. 1834. Ale panowie fabrykanci zaproponowali Poor Law Commissdoners [komisarzom opieki nad ubogimi], aby wysłali „nadmiar ludności” z okręgów rolniczych na północ, gdzie — według wyjaśnienia — „fabrykanci wchłoną go i spożyją”[176]. Były to ich najwłaśniejsze słowa. „Za zgodą Poor Law Commissioners wysłano agentów do Manchesteru. Sporządzono listy robotników rolnych i powierzono je tym agentom. Fabrykanci rzucili się do biur i wybrali sobie, co im było potrzeba, poczem wysłano te rodziny z południa Anglji. Te paki ludzi, z frachtami, jak paki towaru, wysłano kanałami i furgonami — niektórzy powlekli się piechotą i Wielu z nich, zgubiwszy drogę, błądziło w okręgach przemysłowych, cierpiąc głód. Rozwinęła się z tego cała gałąź handlu. Izbie Gmin trudno będzie w to uwierzyć. Ten handel regularny, to kupczenie mięsem ludzkiem trwało sobie w najlepsze^ ludzie ci byli kupowani przez agentów menczesterskich i sprzedawani fabrykantom menczesterskim równie dobrze jak murzyni plantatorom bawełny w stanach południowych. Rok 1860 był punktem kulminacyjnym przemysłu bawełnianego... Brakło znowu rąk do pracy. Fabrykanci znów się zwrócili do tak zwianych „agentów mięsa”, a ci zlustrowali duny [wydmy nadbrzeżne] Dorsetu, wzgórza Devonu i równiny Wiltsu, lecz nadmiar ludności był już spożyty”. „Bury Guardian“ jął się uskarżać, że po zawarciu traktatu handlowego francusko-angielskiego możnaby zatrudnić 10 tysięcy „rąk“ dodatkowych, a niebawem potrzebaby jeszcze dalszych 30 lub 40 tysięcy. Gdy „agenci mięsa“ i ich pomocnicy w roku 1860 przetrząsnęli prawie bez rezultatu okręgi rolnicze, delegacja fabrykantów zwróciła się do p. Villiersa, prezesa Poor Law Board [Głównego Urzędu Opieki nad ubogimi], z podaniem, aby znów przyzwolił na dostawę ubogiej dziatwy oraz sierot z workhouse’ów [domów roboczych][177].
Naogół doświadczenie wskazuje kapitaliście, że istnieje pewien stały nadmiar ludności, to znaczy nadmiar w stosunku do każdorazowej potrzeby kapitału pomnażania swej wartości, choć nadmiar ten składa się z pokoleń ludzkich zdegenerowanych, rychło starzejących się, szybko wypierających się nawzajem, zrywanych — że się tak wyrażę — zanim dojrzeją[178]. Z drugiej strony jednak doświadczenie wskazuje bystremu postrzegaczowi, jak szybko i głęboko produkcja kapitalistyczna, historycznie datująca ledwie od wczoraj, podcina u korzenia siłę żywotną ludu; jak tylko dopływ wyrosłych śród przyrody, żywotnych elementów ze wsi powstrzymuje zwyrodnienie ludności przemysłowej i jak nawet robotnicy rolni poczynają się wyradzać, pomimo świeżego powietrza oraz pomimo wszechwładnie śród nich panującej zasady doboru naturalnego, pozwalającej dojrzewać tylko jednostkom najsilniejszym[179]. Kapitał, który ma tak „słuszne powody”, aby zaprzeczać cierpieniom spółczesnego mu pokolenia robotników, w swej działalności praktycznej równie mało uwzględnia perspektywę przyszłego zwyrodnienia ludzkości, a w konsekwencji nieuniknionego wyludnienia, jak możliwość upadku ziemi na słońce. Przy każdym szwindlu akcyjnym każdy wie, że burza nadejdzie, ale jednak łudzi się, że piorun ugodzi w sąsiada, a on sam zdąży przedtem zgarnąć złoty deszcz i ukryć go w bezpiecznem miejscu. Après moi le déluge! [po mnie potop!] — jest hasłem każdego kapitalisty i każdego pań- stwa kapitalistycznego. Kapitał nie liczy się więc ze zdrowiem i z życiem robotnika, o ile go społeczeństwo do tego nie zmusza[180]. Wobec skarg na zwyrodnienie fizyczne i duchowe na śmierć przedwczesną, na mękę przepracowania, kapitał odpowiada: miałażby nas ta męka boleć, skoro pomnaża naszą uciechę[181] [zysk]? Naogół zresztą nie zależy to również od dobrej lub złej woli pojedynczego kapitalisty. Wolna konkurencja sprawia, ze nieodłączne prawa produkcji kapitalistycznej przybierają wobec pojedynczego kapitalisty postać przymusowego prawa zewnętrznego[182].
Ustalenie normalnego dnia roboczego jest wynikiem wiekowej walki pomiędzy kapitalistą a robotnikiem. Jednak dzieje tych walk ukazują nam dwa przeciwne prądy. Porównajmy naprzykład spółczesne angielskie ustawodawstwo fabryczne z angielskiemi ustawami robotniczemi [statutes of labourers] od 14-go aż do połowy 18-go wieku[183]. Podczas gdy nowożytna ustawa fabryczna zmusza do skrócenia dnia roboczego, tamte ustawy usiłują, przedłużać go przemocą.. Jednak wymagania kapitału w jego okresie embrjologicznym, t. j. w okresie kiedy kapitał tworzy się dopiero, a więc kiedy zabezpiecza sobie prawo do wchłaniania dostatecznej ilości pracy dodatkowej nietylko mocą stosunków czysto ekonomicznych, lecz również zapomocą poparcia władzy państwowej, wymagania te są całkiem skromne w porównaniu z ustępstwami, które kapitał w wieku dojrzałym zmuszony jest czynić, opierając się i zrzędząc. Trzeba było całych stuleci, aby „wolny” robotnik, pod wpływem rozwoju produkcji kapitalistycznej zgodził się dobrowolnie (to znaczy pod przymusem społecznym) zaprzedać cały czynny okres swego życia, a nawet samą swą zdolność do pracy za cenę środków zwykłego utrzymania, zanim zgodził się sprzedawać swe pierworództwo za misę soczewicy. Jest więc rzeczą naturalną, że owo przedłużenie dnia roboczego, które kapitał od połowy 14-go do końca 17-go wieku stara się przy pomocy władzy państwowej narzucić pełnoletniemu robotnikowi, zbiega się mniej więcej z granicą czasu pracy, którą w drugiej połowie 19-go wieku władza państwowa gdzieniegdzie zakreśla zamianie krwi dziecięcej w kapitał. Ta granica prawna pracy dzieci do lat 12, która dziś została zaprowadzona, naprzykład w Massachusetts, najwolniejszym do niedawna stanie republiki północno-amerykańskiej, w Anglji jeszcze w połowie 17-go wieku była normaW ną granicą dnia roboczego krzepkich rzemieślników, barczystych parobków i rosłych kowali[184].
Bezpośrednim pretekstem (nie przyczyną, bo ustawodawstwo tego rodzaju trwało przez wieki bez tego pretekstu), wydania pierwszego „Statute of labourers“ (Edwarda III, r. 1349, panowania 23) była zaraza morowa, która zdziesiątkowała ludność do tego stopnia, że jak pewien pisarz torysowiski [konserwatywny] powiada: „Trudność najęcia robotnika za rozsądną cenę (to znaczy za cenę, która by pozostawiła przedsiębiorcy „rozsądną ilość pracy dodatkowej) stała się zaiste nie do zniesienia[185]. To też „rozsądne“ płace robocze zostały podyktowane pod przymusem prawa, tak samo jak granica dnia roboczego. Ten ostatni punkt, który nas tu wyłącznie interesuje, jest powtórzony w Statucie z r. 1496 (za Henryka VII). Dzień roboczy dla wszystkich rzemieślników (artificers) i robotników rolnych miał wówczas co jednak nigdy nie zostało przeprowadzone — od marca do września trwać od 5 rano do 7 lub 8 wieczór, ale godziny posiłków wynosiły: godzinę na śniadanie, 1½ godziny na obiad i pół godziny na podwieczorek — a zatem właśnie dwa razy tyle, co według ustawy fabrycznej dziś obowiązującej[186]. W zimie praca miała trwać od 5 rano do zmierzchu z temi samemi przerwami. Statut Elżbiety z r. 1562, tyczący wszystkich robotników, „najętych za płacę dzienną lub tygodniową”, nie narusza długości dnia roboczego, stara się jednak ograniczyć przerwy do 21½ godzin latem i do 2 zimą. Obiad miał trwać tylko godzinę, a „półgodzinna drzemka popołudniowa“ miała być dozwolona tylko od połowy maja do połowy sierpnia. Za każdą godzinę nieobecności strącano z płacy 1 pensa [około 15 groszy]. W praktyce jednak położenie robotników było o wiele pomyślniejsze, niż w księdze statutów. Ojciec ekonomji politycznej, a do pewnego stopnia wynalazca statystyki, William Petty, powiada w piśmie swem, ogłoszeniem w ostatniem trzydziestoleciu 17-go wieku: „Robotnicy (labouring men, co podówczas oznaczało tylko robotników rolnych) pracują 10 godzin dziennie i w ciągu tygodnia spożywają 20 posiłków, a mianowicie po 3 w dni powszednie, a 2 w niedzielę. Widzimy stąd jasno, że gdyby zgodzili się pościć w piątek wieczór, oraz spożywać obiad w 1½ godziny, podczas gdy obecnie zużywają nań 2 godziny, od 11 do 1 w południe, gdyby więc pracowali o dłużej, a spożywali o 1/20 mniej, to możnaby stąd pokryć dziesiątą część wspomnianych wyżej podatków“[187]. Czyż dr. Andrew Ure nie miał racji wołać, że projekt ustawy o 12-godzinnym dniu pracy z r. 1833 jest powrotem do epoki ciemnoty? Niewątpliwie, przepisy statutów oraz te, o których Petty wspomina, tyczyły i „apprentices“ (terminatorów). Ale jak stały sprawy z pracą dziecięcą jeszcze w końcu 17-go wieku, o tem możemy wnosić z następującej skargi: „Młodzież nasza, tu w Anglji, nic nie robi, aż do czasu, gdy rozpoczyna termin i dlatego później potrzeba jej naturalnie wiele czasu — 7 lat — aby wykształcić się na doskonałych rzemieślników“. Natomiast czytamy pochwały dla Niemiec, ponieważ tam dzieci niemal od kolebki przynajmniej „choć troszeczkę wprawiają się do roboty“[188].
Jeszcze przez większą część 18-go wieku, aż do epoki wielkiego przemysłu, kapitałowi angielskiemu nie udawało się owładnąć całym tygodniem robotnika wzamian za wypłatę tygodniową wartości siły roboczej; robotnicy rolni stanowią tu wyjątek. Okoliczność, że robotnicy mogli wyżyć cały tydzień za czterodniową płacę, nie wydawała im się dostatecznym powodem, aby i pozostałe dwa dni pracować na kapitalistę Jedna część ekonomistów angielskich, pozostająca w służbie kapitału, oskarżała namiętnie robotników o samolubstwo, druga część broniła robotników. Posłuchajmy naprzykład polemiki pomiędzy Postlethwaytem (którego słownik handlowy cieszył się wówczas taką samą sławą, jak dziś podobne dzieła Mac Cullocha i Mac Gregora) a cytowanym już wyżej autorem „Essay on trade and commerce“[189].
Postlethwayt powiada między innemi: „W konkluzji tych nielicznych u wag nie mogę pominąć milczeniem oklepanego, a z nazbyt wielu ust padającego frazesu, że skoro robotnik (industrious poor) może w ciągu 5 dni zarobić dość, aby wyżyć, to nie chce pracować całych 6 dni. Stąd wysnuwany jest wniosek, że koniecznem jest zapomocą podatków lub w jakiś inny sposób podnieść cenę niezbędnych nawet środków utrzymania, aby zmusić rzemieślnika lub robotnika z rękodzielni do nieprzerwanej sześciodniowej pracy tygodniowej. Niechaj wolno mi będzie być innego zdania, niż ci wielcy politycy, którzy kruszą kopję o wieczystą niewolę ludności robotniczej („the perpetual slavery of the working people“) naszego królestwa; zapominają oni o przysłowiu: „All work and no play“ [makes Jack a dull boy, sama praca bez zabawy czyni Maćka głupim]. Czyż Anglicy nie chełpią się inteligencją i zręcznością swych rzemieślników i robotników rękodzielniczych, którzy dotychczas zjednali towarowi angielskiemu powszechne zaufanie i wziętość? Czemu to zawdzięczamy? Zapewne niczemu innemu tylko usposobieniu naszego ludu roboczego, który umie się rozerwać. Gdyby nasi robotnicy zmuszeni byli przez rok okrągły pracować po 6 dni w tygodniu, odrabiając wciąż tę samą robotę, to umysł ich przytępiłby się i z ludzi bystrych i zręcznych staliby się niedołęgami. Czyżby nasi robotnicy W tem niewolnictwie wiecznem nie utracili swej sławy, zamiast ją utrzymać? Jakiejż to umiejętności moglibyśmy się spodziewać po tak maltretowanych zwierzętach (hard driven animals?...). Wielu z nich wykonywa tyle pracy w ciągu 4 dni, co Francuz w ciągu 5 lub 6. Gdyby jednak Anglicy musieli wiecznie pracować, jak galernicy, to należałoby się obawiać, że zwyrodnieliby (degenerate) bardziej jeszcze od Francuzów. Gdy lud nasz słynie ze swej waleczności podczas wojny, to czyż nie powiadamy, że zawdzięcza to nietylko dobremu rozbefowi i pudyngowi angielskiemu, lecz jednocześnie i w niemniejszym stopniu również naszemu duchowi wolności konstytucyjnej. A dlaczegożby większa inteligencja, energja i sprawność naszych rzemieślników i rękodzielników nie miała być następstwem wolności, która pozwala im na rozrywkę, zgodną z ich usposobieniem? Spodziewam się, że nigdy nie utracą, oni tych przywilejów ani też dobrobytu, którym zawdzięczają, zarówno swą dzielność w pracy, jak swe męstwo w boju“[190].
Odpowiada na to autor „Essay on trade and commerce”:
„Jeśli święcenie siódmego dnia tygodnia jest urządzeniem boskiem, to wynika stąd, że pozostałe dni tygodnia należą do pracy (chce on powiedzieć: do kapitału — jak to zaraz zobaczymy), a więc nie można nazywać okrucieństwem przymusowego przestrzegania przykazania bożego... że ludzkość naogół jest skłonna do gnuśności i bierności, o tem nas przekonywa fatalne doświadczenie z naszym motłochem rękodzielniczym, który pracuje przeciętnie nie więcej niż 4 dni w tygodniu, z wyjątkiem gdy drożeją środki utrzymania... Przypuśćmy, że buszel pszenicy wyobraża wszystkie środki utrzymania robotnika, że kosztuje 5 szylingów i że robotnik zarabia szylinga dziennie. W takim wypadku niema on potrzeby pracować więcej, niż 5 dni w tygodniu; wystarczą zaś 4 dni, jeżeli buszel kosztować będzie 4 szylingi... Ponieważ jednak płaca robocza w królestwie naszem wynosi o wiele więcej, aniżeli cena środków utrzymania, przeto robotnik rękodzielniczy, pracujący 4 dni, posiada nadmiar pieniędzy, dzięki któremu może próżnować przez resztę tygodnia... Spodziewam się, że powiedziałem dość, aby wyjaśnić, że umiarkowana praca w ciągu 6 dni tygodnia nie jest niewolą. Tak pracują nasi robotnicy rolni, którzy według wszelkich oznak, są najszczęśliwszymi z robotników (labouring poor)[191]; a Holendrzy tak samo pracują w rękodzielniach i wydają się narodem bardzo szczęśliwym. Tak samo pracują Francuzi, o ile im w tem nie przeszkadzają liczne święta[192].... Ale nasz motłoch wbił sobie w głowę tego ćwieka, że Anglicy mają dziedziczny przywilej korzystania z większej wolności i samodzielności, niż robotnicy jakiegokolwiek innego kraju w Europie. Otóż idea ta jest dość użyteczna, dopóki zagrzewa do boju naszych żołnierzy; ale im mniej nią. nasiąkną robotnicy rękodzielń, tem lepiej dla nich samych i dla państwa. Robotnicy nie powinni nigdy uważać się za niezależnych od swych przełożonych („independent ot their superiors“)... Jest rzeczą nadzwyczaj niebezpieczną podburzać motloch w kraju przemysłowym, jak nasz właśnie, gdzie może siedem ósmych całej ludności nie posiada żadnej lub prawie żadnej własności[193]. Uzdrowienie nie będzie zupełnem, dopóki nasi ubodzy, zatrudnieni w przemyśle, nie zgodzą się pracować 6 dni za tę samą sumę, którą dziś stanowi ich czterodniowy zarobek[194]. W tym celu, a także dla „wytrzebienia lenistwa, rozpusty i romantycznych mrzonek o wolności“, jakoteż dla „zmniejszenia podatku na ubogich, pobudzenia ducha przemysłowego i zmniejszenia kosztu robocizny w rękodzielniach“, nasz wierny rycerz kapitału proponuje wypróbowany środek, aby tych robotników, którzy zwracają się o wsparcie do dobroczynności publicznej, słowem pauprów [biedaków] zamykać w „idealnym domu roboczym“ (an ideał workhouse). „Dom taki ma być uczyniony domem postrachu (house of terror)“[195]. W tym „domu postrachu“, w tym ideale domu roboczego dzień pracy winien trwać 14 godzin, tak aby wraz z dostatecznemi przerwami na posiłki pozostawało niemniej niż 12 pełnych godzin pracy[196].

12 godzin pracy w „idealnym domu roboczym“, w „domu postrachu“ z r. 1770! A w 63 lata później, w roku 1833, gdy parlament angielski w czterech gałęziach przemysłu fabrycznego, ograniczył do 12 pełnych godzin pracy dzień roboczy dla dziatwy od lat 13 do 18, wydawało się, że dla przemysłu angielskiego nastał dzień Sądu Ostatecznego! W roku 1852, gdy L. Bonaparte, aby znaleźć oparcie w burżuazji, chciał naruszyć ustawowy dzień pracy, francuski lud roboczy jednogłośnie zawołał„Ustawa, skracająca dzień roboczy do 12 godzin, jest jedynem dobrem, które nam pozostało po ustawodawstwie republikańskiem“[197]. W Zurychu ograniczono pracę dzieci powyżej lat 10 do 12 godzin; w Aargau w r. 1862 pracę dzieci od lat 13 do 16 zmniejszono z 12½ do 12 godzin; w Austrji w r. 1860 dla dzieci 16 lat również do 12 godzin”[198]. Co za „postęp od r. 1770, zawołałby Macaulay z „exultation“!
„Dom postrachu“ dla biedaków, który w r. 1770 był dopiero marzeniem kapitalistycznej duszy, w niewiele lat później wznosi się już jako olbrzymi „dom roboczy“ dla samych robotników przemysłowych. Przybiera miano fabryki. A tym razem ideał blednie wobec rzeczywistości.

6. Walka o normalny dzień pracy. Ustawy o przymusowem ograniczeniu czasu pracy. Angielskie ustawodawstwo fabryczne w latach 1833—1864.

Po całych stuleciach usiłowań kapitału, aby doprowadzić dzień roboczy do jego normalnych granic maksymalnych i aby przedłużyć go potem dalej jeszcze, aż do przyrodzonej granicy dnia dwunastogodzinnego[199], nastąpił wreszcie, z chwilą narodzin wielkiego przemysłu w ostatniem trzydziestoleciu 18-go wieku, przewrót gwałtowny i szybki jak lawina. Zburzone zostały wszelkie szranki, ustalone przez przyrodę i obyczaj, wiek i płeć, dzień i noc. Nawet pojęcia dnia i nocy, w dawnych statutach nacechowane chłopską prostotą, tak się rozpłynęły, że w r. 1860 sędzia angielski zdobywać się musi na iście talmudyczną subtelność aby „prawomocnie’1 orzec, co jest dniem, a co nocą[200]. Kapitał święcił istne orgje.
Zaledwie klasa robotnicza, ogłuszona zgiełkiem produkcji, znowu przyszła niejako do siebie, natychmiast jęła okazywać opór, przedewszystkiem w ojczyźnie wielkiego przemysłu, w Anglji. Lecz w ciągu trzech dziesięcioleci wydarte przez nią ustępstwa pozostawały na papierze. Parlament wydał w latach 1802 1833 pięć ustaw robotniczych, był jednak tak sprytny, że nie ’ udzielił ani szeląga na ich wykonanie przymusowe, na niezbędny personel urzędniczy i tak dalej[201]. Ustawy te pozostały martwą, literą. „Faktem jest, że przed ustawą z r. 1833 dzieci i młodociani bywali zamęczani pracą (were worked) przez całą noc albo przez cały dzień, albo przez całą dobę ad libitum [zależnie od chęci] przedsiębiorców“[202].
Normalny dzień pracy w przemyśle nowożytnym datuje dopiero od ustawy fabrycznej z r. 1833, rozciągającej się na przemysł bawełniany, wełniany, lniany i jedwabny. Nic lepiej nie charakteryzuje ducha kapitału, niż historja angielskiego ustawodawstwa fabrycznego w latach 1833—1864!
Ustawa z r. 1833 głosi, że zwykły dzień roboczy winien się zaczynać o 5½ rano i kończyć o 8½ wieczór, i że w granicach tego 15-godzinnego okresu ma być dozwolone zatrudnianie młodzieży (to znaczy osób od lat 13 do 18) o każdej porze, z tem jednak zastrzeżeniem, że jeden i ten sam młodociany nie ma w ciągu dnia pracować więcej niż 12 godzin z wyjątkiem niektórych wypadków, specjalnie w ustawie przewidzianych. Szósty rozdział ustawy stanowi, „że każdej takiej osobie, której dzień roboczy jest ograniczony, należy pozostawić w ciągu każdego dnia przerwy na posiłek, wynoszące conajmniej ½ godziny. Zatrudnianie dzieci do lat 9, z wyjątkiem, o którym później, zostało zakazane, praca dzieci od 9 do 13 lat została ograniczona do 8 godzin dziennie. Praca nocna, przez którą ustawa ta rozumie pracę od 8½ wieczór do 5½ rano, została zakazana wszystkim osobom od lat 9 do 18.
Ustawodawcy byli tak dalecy od tego, aby naruszać wolność wysysania dojrzałej siły roboczej przez kapitał czyli, jak oni to nazywali, „wolność pracy“, że stworzyli w tym celu własny system, mający zapobiec tak przerażającym konsekwencjom ustawy fabrycznej.
„Wielkiem złem systemu fabrycznego przy jego dzisiejszej organizacji“, głosi pierwsze sprawozdanie centralnej rady komisji, z dn. 25 czerwca 1833 r., „jest to, że stwarza konieczność przedłużania pracy dziecięcej aż do zrównania jej z maksymalnym dniem roboczym dorosłych. Jedynym środkiem, aby złu temu zapobiec, nie ograniczając jednak pracy dorosłych, z czego wynikłoby zło gorsze, niż to, które chcemy usunąć — wydaje się plan zatrudniania dwóch zmian dzieci“.
„Plan“ ten został wykonany pod nazwę, „systemu zmian“ („system of relays“, wyraz relay w języku angielskim, podobnie jak we francuskim, oznacza zmianę koni pocztowych na różanych stacjach), w ten sposób, że naprzykład jedną, zmianę dzieci od lat 9 do 13 zaprzęgają do pracy od 5½ rano do 1½ popołudniu, a drugą od 1½ popołudniu do 8½ wieczór.
Ale i tę pigułkę ozłocono panom fabrykantom, aby wynagrodzić ich za bezczelne lekceważenie wszystkich ustaw o pracy dziecięcej, wydanych w ciągu ostatnich 22 lat. Parlament postanowił, że od 1 marca 1834 r. żadne dziecko do lat 11, od 1 marca 1835 r. — żadne dziecko do lat 12, od 1 marca 1836 r. — żadne dziecko do lat 13 nie ma pracować w fabryce więcej niż 8 godzin. Ów „liberalizm“, tak pełen względu dla „kapitału“, był tem godniejszy uznania, że dr. Farre, Sir A. Carlisle, Sir B. Brodie, Sir C. Bell, Mr. Guthrie, że słowem najznakomitsi lekarze londyńscy w zeznaniach swych, złożonych przed Izbą Gmin, zaświadczyli, że „periculum in mora“ [niebezpieczeństwo w zwłoce]. Dr. Farre wyraził się nawet nieco ostrzej: „Ustawodawstwo jest jednakowo niezbędne dla zapobiegania śmierci we wszystkich jej formach, w których przedwcześnie może być zadana, a napewno jest on (system fabryczny) jedną z najokrutniejszych metod zadawania śmierci“. Ten sam „reformowany“ parlament, który z czułości dla panów fabrykantów na całe lata jeszcze zapędzał dzieci poniżej lat 13 do piekła 72-godzinnego tygodnia pracy, zabronił natomiast plantatorom w ustawie emancypacyjnej, też Zresztą sączącej wolność po kropelce, zmuszać Murzynów niewolników do pracy dłuższej niż 45 godzin na tydzień!
Ale kapitał, wcale nie przejednany, rozpoczął teraz hałaśliwą agitację, trwającą szereg lat. Agitacja ta obracała się głównie dokoła wieku tych kategoryj osób, które ustawa objęła mianem dzieci, redukując ich dzień roboczy do ośmiu godzin i poddając je w pewnym stopniu przymusowi szkolnemu. Według antropologji kapitalistycznej, wiek dziecięcy kończył się w dziesiątym lub conajwyżej w jedenastym roku życia. Im bardziej zbliżał się termin całkowitego wejścia w życie ustawy fabrycznej, fatalny rok 1836, tem wścieklej szalała tłuszcza fabrykancka. Udało jej się istotnie nastraszyć rząd do tego stopnia, że zaproponował on w roku 1835 zniżenie granicy wieku dziecięcego z 13 lat do 12. Tymczasem pressure from without [nacisk z zewnętrz] wzrastał groźnie. Izbie Gmin zabrakło odwagi. Odmówiła ona rzucania trzynastolatków pod koła kapitalistycznego Juggernautu[203] na więcej niż 8 godzin dziennie i ustawa z r. 1833 weszła całkowicie w życie. Pozostała niezmieniona do czerwca r. 1844.
W ciągu dziesięciolecia, podczas którego ustawa ta z początku częściowo, potem całkowicie normowała pracę fabryczną, sprawozdania inspektorów fabrycznych roją się od skarg na niemożność jej wykonania. Ponieważ ustawa z r. 1833 pozostawiała do uznania panów kapitalistów, o której godzinie — w obrębie piętnastogodzinnego okresu od 5½ rano do 8½ wieczór każdy „młodociany“ i każde „dziecko“ ma rozpoczynać, przerywać i kończyć swą dwunastogodzinną, względnie ośmiogodzinną pracę, i również które godziny mają być wyznaczane różnym osobom na spożywanie posiłku, przeto panowie ci wynaleźli nowy „system of relays“, przy którym konie nie są zmieniane na określonych stacjach, lecz na zmiennych stacjach są wciąż zaprzęgane na nowo. Nie chcemy się na razie rozwodzić nad powabami tego systemu, do którego będziemy musieli jeszcze powrócić. Tyle jednak widzimy już na pierwszy rzut oka, że system ten przekreśla nietylko ducha, ale nawet literę całej ustawy fabrycznej. Jakżeż mieli inspektorowie fabryczni, przy tak zawiłej buchalterji, stosowanej do każdego dziecka i do każdego młodocianego, dopilnować stosowania ustawowego czasu pracy i przestrzegania ustawowych przerw na posiłki? W większej części fabryk na nowo zakwitła bezkarnie dawna brutalna samowola. Na naradzie z ministrem spraw wewnętrznych (w r. 1844) inspektorowie fabryczni dowiedli, że wszelka kontrola jest niemożliwa przy tym świeżo spłodzonym „system of relays“[204].
Ale tymczasem okoliczności uległy wielkiej zmianie. Robotnicy fabryczni, zwłaszcza od roku 1838, uczynili dziesięciogodzinny dzień roboczy swem hasłem ekonomicznem, podobnie jak „Kartę”[205] swem hasłem politycznem. Nawet część brykantów, po uregulowaniu biegu pracy w swych fabrykach zgodnie z ustawą. 1833 r., zasypywała parlament memoriałami o „niemoralnej” konkurencji „swych wyrodnych braci“, którym większa bezczelność lub szczęśliwsze warunki lokalne pozwalały na łamanie ustawy. Przytem, jakkolwiek oddzielny fabrykant rad był popuścić cugli swej odwiecznej chciwości, jednak przywódcy i polityczni kierownicy klasy fabrykantów kazali odtąd inaczej traktować robotników i innym językiem do nich przemawiać. Rozpoczęli oni kampanję za zniesieniem ustaw zbożowych i potrzebna im była pomoc robotników do odniesienia zwycięstwa! To też obiecali nietylko podwojenie bochenka Chleba, ale również przyjęcie ustawy o dziesięciogodzinnym dniu roboczym w tysiącletniem królestwie wolnego handlu[206]. Tem mniej im wypadało zwalczać zarządzenia, będące poprostu urzeczywistnieniem ustawy z r. 1833. Wreszcie torysowie [konserwatyści] zagrożeni w swym najświętszym interesie, w rencie gruntowej, jęli grzmieć filantropijnym patosem przeciw „haniebnym praktykom“ swych wrogów[207].
Tak doszła do skutku dodatkowa ustawa fabryczna z 7 czerwca r. 1844. Weszła w życie 10 września r. 1844. Dołącza ona nową kategorję robotniczą, a mianowicie kobiety powyżej lat 18, do liczby ochranianych przez prawo. Zostały one pod — każdym względem zrównane z młodzieżą: ich dzień roboczy ograniczono do 12 godzin, zakazano im pracy nocnej i t. d. Poraź pierwszy więc ustawodawca poczuł się zmuszony do rozciągnięcia bezpośredniej kontroli urzędowej nad pracą osób pełnoletnich. W sprawozdaniu fabrycznem za lata 1844 i 1845 znajdujemy spostrzeżenie ironiczne: „Nie jest nam znany żaden wypadek, aby kobiety dorosłe uskarżały się na tę interwencję w ich prawa“[208]. Praca dzieci do lat 13 została ograniczona do 6½ godzin, a w pewnych warunkach do 7 godzin dziennie[209].
Ażeby usunąć nadużycia podstępnego „systemu zmian“, ustawa wprowadziła między innemi następujące ważne przepisy szczegółowe: „Dzień roboczy dzieci i młodocianych liczy się od chwili, gdy którekolwiek dziecko lub młodociany rozpoczyna z rana swą pracę w fabryce“. Jeżeli więc A zaczyna swą pracę rano, a B o 10, to jednak dzień roboczy musi się dla B skończyć o tej samej porze, co dla A. Początek dnia roboczego powinien być oznaczony według publicznego zegara, naprzykład weug najbliższego zegara kolejowego, według którego należy regulować dzwonek fabryczny. Fabrykant winien wywiesić w fabryce ogłoszenie, drukowane wielkiemi literami, wyszczególniające początek, koniec i przerwy dnia roboczego. Dzieci, rozpoczynające swą pracę przed godziną 12 w południe, nie mogą być ponownie zatrudnione po pierwszej popołudniu. Zmiana popołudniowa musi więc składać się z innych dzieci, niż zmiana przedpołudniowa. Wypoczynek półtoragodzinny, przeznaczony na posiłek, musi być udzielany wszystkim robotnikom, podlegającym ochronie, o tych samych porach dnia, conajmniej zaś jedna godzina przed 3 popołudniu. Dzieci i młodocianych nie wolno zatrudniać przed 1 popołudniu przez 5 godzin bez, przerwy przynajmniej półgodzinnej, na posiłek. Dzieci, młodociani i kobiety me powinny pozostawać w ciągu przerwy na posiłek w pomieszczaniu fabrycznem, w którem odbywa się jakikolwiek proces pracy i t. d.
Widzieliśmy, że te szczegółowe zarządzenia, z tak koszarową jednostajnością regulujące zapomocą dzwonka trwanie, granice i przerwy pracy, nie były bynajmniej dowolnym wytworem pomysłowości parlamentu. Rozwinęły się stopniowo z układu stosunków, jako prawa przyrodzone nowożytnego trybu produkcji. Sformułowanie tych praw, urzędowe uznanie ich, ogłoszenie ich przez państwo były wynikiem długotrwałych walk klasowych, jednem z ich najbliższych następstw było to, że w praktyce również dzień roboczy dorosłych robotników fabrycznych ujęty został w te same szranki, gdyż w większej części procesów produkcji niezbędna jest kooperacja [współdziałanie] dzieci, młodocianych i kobiet. Naogół więc w latach 1844 — 1847 dwunastogodzinny dzień roboczy stał się normą jednakową i powszechną we wszystkich gałęziach produkcji, podlegających ustawodawstwu fabrycznemu.
Fabrykanci przyzwolili na ten „postęp”, ale nie bez stosownej kompensaty, „uwstecznienia“. Pod ich wpływem Izba Gmin zniżyła z 9 do 8 lat minimum wieku dzieci, uprawnionych do pracy, aby w ten sposób zabezpieczyć kapitałowi „dodatkową, podaż dziatwy fabrycznej”, należną mu na mocy praw boskich i ludzkich[210].
Lata 1846 i 1847 stanowią epokę w gospodarczej historji Anglji. Odwołano ustawy zbożowe, zniesiono cła wwozowe na bawełnę i inne surowce, wolność handlu ogłoszono gwiazdą przewodnią ustawodawstwa! Słowem, nastało królestwo boże na ziemi. Z drugiej strony ruch czartystów i agitacja za dziesięciogodzinnym dniem roboczym osiągnęły w tych samych latach punkt kulminacyjny. Znalazły one sprzymierzeńców w torysach, łaknących odwetu. Pomimo fanatycznego oporu wiarołomnego zastępu wolnohandlowców, z Brightem i Cobdenem na czele, projekt ustawy o dziesięciogodzinnym dniu roboczym, długo wyglądany, został uchwalony przez parlament.
Nowa ustawa fabryczna z dn. 8 czerwca 1847 roku stanowiła, że od 1 lipca 1847 r. ma nastąpić tymczasowe skrócenie dnia roboczego dla „młodocianych” (od lat 13 do 18) i dla wszystkich robotnic do godzin 11, a od 1 maja 1848 r. ostateczne ograniczenie do godzin 10. Poza tem ustawa ta była jedynie uzupełnieniem i dodatkiem do ustaw z lat 1833 i 1844. Kapitał rozpoczął kampanję prewencyjną, chcąc zapobiec temu, aby ustawa została całkowicie zastosowana od 1 maja 1848 r. A mianowicie robotnicy sami, jakoby nauczeni doświadczeniem, mieli przyczynić się do zniszczenia swego własnego dzieła. Moment działania wybrano sprytnie. „Pamiętać musimy, że wskutek strasznego kryzysu w latach 1846/7 wielka nędza panowała wśród robotników, gdyż wiele fabryk pracowało tylko częściowo, a inne całkowicie stanęły. Znaczna liczba robotników znalazła się w ciężkiem położeniu, wielu zabrnęło w długi. Można więc było przypuszczać, ze sporą dozą prawdopodobieństwa, że robotnicy chętnie zgodziliby się na dłuższy czas pracy, aby powetować sobie straty poprzednie, a może nawet popłacić długi, lub wykupić rzeczy z lombardu, albo sprawić sobie nowe sprzęty zamiast wyprzedanych lub nową odzież dla siebie i swych rodzin“[211]. Panowie fabrykanci starali się spotęgować naturalne skutki tych okoliczności zapomocą ogólnej zniżki plac o 10%. Stało się to dla uczczenia, że tak powiem, nowej ery wolnego handlu. Nastąpiła potem dalsza zniżka płac o 8½%, skoro tylko dzień roboczy został skrócony do 11 godzin, a o drugie tyle z chwilą, gdy został on ostatecznie skrócony do 10 godzin. Wszędzie więc, gdziekolwiek warunki na to pozwalały, zniżono płacę conajmniej o 25%[212]. W tak pomyślnie przygotowanych warunkach rozpoczęto śród robotników agitację za odwołaniem ustawy z r. 1847. Nie przebierano przytem w środkach, posługiwano się oszustwem, podejściem i groźbą, lecz bezskutecznie. Co się tyczy pół tuzina petycyj, w których robotnicy zmuszeni byli do skarg na „ucisk ustawy“, to sami petenci przy ustnem przesłuchaniu oświadczyli, że podpisy ich były wymuszone, że „są uciśnieni, ale przez kogo innego, nie przez ustawę fabryczną“[213]. Gdy jednak robotnicy nie dali się zmusić do przemawiania w myśl życzeń fabrykantów, ci tem głośniej jęli krzyczeć w parlamencie i w prasie w imieniu robotników. Denuncjowali inspektorów fabrycznych jako swego rodzaju komisarzy Konwentu[214], poświęcających niemiłosiernie nieszczęsnych robotników swym mrzonkom o ulepszaniu świata. I ten manewr się nie udał. Inspektor fabryczny Leonard Horner przedstawił liczne świadectwa fabryk w Lancashire, zebrane przezeń osobiście lub przez jego podinspektorów. Około 70% przesłuchanych robotników wypowiedziało się za 10-godzinnym dniem roboczym, o wiele mniejszy odsetek za 11-godzinnym, a całkiem znikoma mniejszość za dawnym 12-godzinnym[215].
Inny „dobroduszny“ manewr polegał na tem, że dorosłym robotnikom mężczyznom kazano pracować po 12 do 15 godzin i przedstawiano później fakt ten jako najszczerszy wyraz serdecznych pragnień proletarjatu. Ale „niemiłosierny“ inspektor fabryczny Leonard Homer znowu wystąpił na scenę. Większa część robotników, pracujących „pofajerant“ oświadczyła, że „o wiele woleliby pracować 10 godzin za mniejszą płacę, ale nie mają wyboru. Tak wielu jest śród nich bezrobotnych, tak wielu przędzarzy zmuszonych jest pracować, jako prości piecers [przykręcacze], że gdyby odrzucili dłuższy dzień roboczy, wnet inni zajęliby ich miejsca, tak że mają do wyboru: pracować dłużej, albo osiąść na bruku“[216].
Kampanja prewencyjna kapitału nie powiodła się więc, i ustawa o 10-godzinnym dniu roboczym weszła w życie 1 maja 1848 r. Tymczasem jednak fiasko partji czartystów, której wodzowie byli uwięzieni i której organizacja była rozbita, zdołało już podkopać zaufanie klasy robotniczej we własne siły. Niebawem paryskie powstanie czerwcowe, utopione we krwii, skupiło zarówno na lądzie Europy, jak w Anglji, pod wspólnem hasłem ratowania własności, rodziny, religji i społeczeństwa, wszelkie odłamy klas panujących: właścicieli ziemskich i kapitalistów, wilków giełdowych i kramarzy, protekcjonistów i wolnohandlowców, rząd i opozycję, klechów i wolnomyślicieli, młode ladacznice i stare mniszki. Klasę robotniczą wszędzie wyklinano, prześladowano, poddawano pod moc „loi des suspects“ [ustawy o podejrzanych]. Panowie fabrykanci mogli się już nie krępować. Podnieśli oni otwarty rokosz nietylko przeciw ustawie o dziesięciogodzinnym dniu roboczym, lecz przeciw całemu ustawodawstwu, które poczynając od r. 1833 starało się okiełznać — nieco „wolność“ wysysania siły roboczej. Była to istna Proslavery rebelliion [bunt w obronie niewolnictwa] w miniaturze, przez przeszło dwa lata prowadzona z bezwzględnością cyników i z en erg ją terorystów, co zresztą tem łatwiej przychodziło zbuntowanym kapitalistom, że ryzykowali jedynie skórę swych robotników.
Dla rozumienia dalszego ciągu należy pamiętać o tem, że wszystkie ustawy fabryczne z lat 1833, 1844 i 1847 zachowują moc obowiązującą, o ile jedna nie wnosi zmian do drugiej, że żadna z nich nie ogranicza dnia roboczego dorosłego robotnika mężczyzny powyżej lat 18, że poczynając od roku 1833 ustawowym „dniem“ jest okres piętnastogodzinny od 5½ rano do 8½ wieczór i że w ciągu tego okresu dokonywać się miała w przepisanych ustawą warunkach praca kobiet i młodzieży z początku dwunastogodzinna, a później dziesięciogodzinna.
Fabrykanci przystąpili tu i owdzie do zwalniania części, niekiedy połowy zatrudnionego przez nich personelu kobiecego i młodocianego, natomiast dla robotników mężczyzn przywrócili pracę nocną, która już wyszła niemal z użycia. Ustawa o dziesięciogodzinnym dniu pracy nie pozostawiła im — jak krzyczeli — żadnego innego wyjścia[217].
Drugi krok tyczył ustawowych przerw na posiłek. Posłuchajmy inspektorów fabrycznych: „Od czasu ograniczenia godzin pracy do 10 fabrykanci twierdzą, chociaż w praktyce nie wyciągają ostatecznych konsekwencyj ze swego poglądu, że czynią zadość przepisom ustawy, jeżeli podczas pracy, trwającej np. od 9 rano do 7 wieczór, przeznaczają na posiłek godzinę z rana przed dziewiątą i pół godziny wieczorem po siódmej, a więc w sumie 1½ godziny. W poszczególnych wypadkach pozwalają oni na półgodzinną lub godzinną przerwę obiadową, ale zastrzegają przytem, że wcale nie są zobowiązani włączać jakiejkolwiek części tej 1½ godziny do dziesięciogodzinnego dnia pracy“[218]. Panowie fabrykanci utrzymywali więc, że tak pedantycznie szczegółowe przepisy o posiłkach ustawy z r. 1844 upoważniały robotników do jedzenia i do picia tylko przed wejściem do fabryki i po wyjściu z niej, a więc u siebie w domu. Ba, czemuż robotnicy nie mieliby jadać obiadu przed 9 rano? Jednak prawnicy koronni orzekli, że przepisane przerwy na posiłek „udzielane być winny w toku rzeczywistego dnia roboczego, i że zmuszanie do dziesięciogodzinnej nieprzerwanej pracy od 9 rano do 7 wieczór sprzeciwia się ustawie”[219].
Po tych miłych demonstracjach kapitał uczynił na drodze rokoszu krok trzeci, tym razem odpowiadający literze ustawy z r. 1844, a więc legalny.
Niewątpliwie ustawa z r. 1844 zabroniła, aby dzieci od lat 8 do 13, które pracowały przed 12-tą w południe, były ponownie zatrudniane po 1-ej popołudniu. Ale ustawa ta nie normowała wcale 6½ godzinnej pracy dzieci, zaczynających robotę o 12-tej w południe, lub później! A więc ośmioletnie dzieci, skoro zaczynały pracę o 12-tej w południe, mogły być zatrudnione jak następuje: od 12-tej do 1-ej — 1 godzina; od 2-ej do 4-ej popołudniu — 2 godziny; od 5-ej do 8½ wieczór — 3½ godziny, w sumie 6½ godziny zgodnie z ustawą. Albo jeszcze lepiej. Ażeby uzgodnić pracę dzieci z pracą robotników dorosłych, pracujących do 8½ rano, mogli fabrykanci nie dawać dzieciom żadnej roboty do godziny 2 popołudniu, a później trzymać je w fabryce bez przerwy do 8½ wieczór. „Obecnie zaś można już wyraźnie stwierdzić, że wskutek żądzy fabrykantów, aby maszyny ich były czynne dłużej niż dziesięć godzin, wkradł się ostatnio do Anglji taki system, że po wyjściu z fabryki wszystkich kobiet i robotników młodocianych, dzieci płci obojga od lat 8 do 13 muszą pozostawać przy pracy z samymi tylko dorosłymi mężczyznami“[220]. Robotnicy i inspektorowie fabryczni protestowali z powodów higjenicznych i moralnych, lecz kapitał odpowiadał im [słowami Szajloka]:

„Zdam w swoim czasie liczbą z moich czynów!
Teraz chcą sądu według słów obligu“
(Szekspir: „Kupiec Wenecki“, tłum. Ulricha).

W rzeczy samej sprawozdanie statystyczne, przedstawione Izbie Gmin 26 lipca 1850 r., stwierdza, że pomimo wszelkich protestów w dniu 15 lipca 1850 roku 3742 dzieci w 275 fabrykach podlegało temu „zwyczajowi“[221]. Nie dość na tem. Jastrzębie oko kapitału dojrzało, że wprawdzie ustawa z roku 1844 zabrania, aby przed południem dzieci pracowały pięć godzin z rzędu bez przerwy, przynajmniej 30-minutowej, na śniadanie, to jednakże przepis ten nie tyczy wcale pracy popołudniowej. Zażądał więc kapitał i osiągnął rozkosz zamęczania ośmioletnich dzieci robotniczych nietylko pracą, ale i głodem bez przerwy od 2 popołudniu do 8½ wieczór!

„Tak jest, odsłoń piersi,
Tak mówi oblig“ (Szekspir, tamże)[222].

To szajlokowe czepianie się litery ustawy z r. 1844 w tem, co tyczy pracy dziecięcej, miało jedynie na celu przygotowanie rokoszu przeciw przepisom tej samej ustawy, normującym pracę „młodocianych i kobiet”. Pamiętajmy wszak, że głównym celem i główną treścią tej ustawy było zniesienie „podstępnego systemu zmian. Fabrykanci rozpoczęli rokosz swój od prostego oświadczenia, że artykuły z r. 1844, które zabraniają dowolnego użytkowania siły roboczej młodocianych i kobiet w dowolnych krótszych odcinkach piętnastogodzinnego dnia fabrycznego, były „stosunkowo znośne (comparatively harmless), dopóki dzień roboczy był ograniczony do 12 godzin, lecz przy ustawie o dniu dziesięciogodzinnym stały się nieznośnym ciężarem (hardship)“[223]. Okazywali więc inspektorom z najzimniejszą krwią, że lekceważą literę ustawy i że gotowi są przywrócić dawny system na własną rękę[224]. Stanie to się jakoby w interesie samych robotników, wbrew ich złym doradcom, „ażeby umożliwić im wyższe zarobki“. „Jest to jedyny plan, który pozwala na utrzymanie potęgi przemysłowej Wielkiej Brytanji przy ustawie o dziesięciogodzinnym dniu roboczym“[225]. „Może ten system zmian nieco utrudnia wykrywanie nadużyć, ale cóż stąd (what of that)? Czyż można traktować podstawowy interes przemysłu krajowego jako coś podrzędnego tylko dlatego, aby inspektorom i podinspektorom fabrycznym oszczędzić nieco fatygi (some little trouble)“?[226].
Wszystkie te wykręty oczywiście nie odniosły skutku. Inspektorowie fabryczni weszli na drogę sądową. Niebawem minister spraw wewnętrznych, Sir George Grey, zasypany został taką lawiną petycyj fabrykanckich, że polecił inspektorom okólnikiem z dnia 5 sierpnia 1848 roku „naogół nie ścigać sądownie naruszenia litery ustawy, dopóki nie chodzi o jawne nadużycie systemu zmian w celu zmuszania młodocianych i kobiet do pracy dłuższej niż 10 godzin“. Wobec tego inspektor fabryczny J. Stuart pozwolił na stosowanie systemu zmian w obrębie piętnastogodzinnego dnia roboczego w całej Szkocji, gdzie też system ten zakwitł po staremu. Natomiast angielscy inspektorowie fabryczni oświadczyli, że minister nie posiada władzy dyktatorskiej, aby mógł pozbawiać mocy ustawy, i w dalszym ciągu sądownie ścigali zbuntowanych „proslavery“ [obrońców niewolnictwa].
Ale cóż z pozywania do sądu, skoro sędziowie, county magistrates[227], uniewinniali fabrykantów? W sądach tych panowie fabrykanci sprawowali sądy sami nad sobą. Oto przykład: niejaki Eskrigge, właściciel przędzalni bawełny pod firmą Kershaw, Leese and Co., przedstawił inspektorowi fabrycznemu swego okręgu rozkład zmian przeznaczony dla swej fabryki. Gdy mu odmówiono, zachował się na razie biernie. W parę miesięcy stanęło przed sądem pokoju w Stockport indywiduum pewne, nazwiskiem Robinson (Piętaszek, a w każdym razie kuzyn Eskrigge’a), również przędzalnik, oskarżony o stosowanie tego samego rozkładu zmian, który ułożył sobie Eskrigge. Zasiadało czterech sędziów, w tej liczbie trzech przędzalników z tym samym nieodzownym Eskrigge’m na czele. Eskrigge uniewinnił Robinsona, no i uznał, że co Wolno Robinsonowi, to wolno i Eskrigge owi. Opierając się na własnem prawomocnem orzeczeniu wprowadził natychmiast system ten w swej własnej fabryce[228]. Coprawda sam skład tych sędziów był już jawnem pogwałceniem prawa[229]. „Tego rodzaju farsy sądowe“, woła inspektor Howell, „wymagają jakiegoś środka zaradczego... albo przystosujcie ustawę do tych wyroków stronniczych, albo powierzcie jej wykonanie jakiemuś mniej omylnemu trybunałowi, który zechce zastosować swe orzeczenie do ustawy... we wszelkich tego rodzaju wypadkach. Bardzo pożądany byłby sędzia płatny“[230].
Prawnicy koronni orzekli, że fabrykancki wykład ustawy z roku 1848 jest nonsensem, ale zbawcy społeczeństwa nie dali się w błąd wprowadzić. „Odkąd, komunikuje Leonard Homer „wszcząłem dziesięć spraw w siedmiu różnych okręgach sądowych, a tylko w jednym wypadku sędzia mnie poparł... uważam dalsze procesy sądowe o obchodzenie ustawy za bezowocne. Część ustawy, która miała ujednostajnić godziny pracy..., już nie istnieje w Lancashire. Nie posiadam też, wraz z moimi podwładnymi, żadnego środka na to, aby skontrolować, czy fabrykant, stosujący tak zwany system zmian, nie zatrudnia kobiet i młodocianych dłużej niż 10 godzin... W końcu kwietnia 1849 r. w okręgu moim system ten stosowało już 114 fabryk, a liczba ich wzrasta raptownie w ostatnich czasach. Naogół pracują one obecnie 13½ godzin, od 6 rano do 7½ wieczór, w poszczególnych wypadkach 15 godzin, od 5½ rano do 8½ wieczór“[231]. Już w grudniu 1848 r. Leonard Horner posiadał listę 65 fabrykantów i 29 majstrów fabrycznych, wyznających jednogłośnie, że żaden system dozoru przy tym systemie zmian nie może zapobiec najrozleglejszemu stosowaniu nadliczbowych godzin pracy[232]. Te same dzieci i młodzież przerzucają (shifted) to z przędzalni do tkalni, to w ciągu 15 godzin z jednej fabryki do drugiej[233]. Jakżeż kontrolować system, „który nadużywa słowa zmiana, aby w najrozmaitszy sposób tasować robotników, jak karty do gry i aby codziennie przestawiać godziny pracy i wypoczynku różnych jednostek, tak aby nigdy ta sama całkowita zmiana robotników nie pracowała razem przez cały czas w tem samem miejscu!“[234].
Ale pomijając nawet faktyczne przepracowanie, sam ten t. zw. „system zmian“ był takim płodem fantazji kapitalistycznej, jakiego nigdy nie prześcignął Fourier w swych humorystycznych szkicach o „courtes seances“ [krótkich posiedzeniach], z tą tylko różnicą, że tu atrakcja [siła przyciągająca] pracy zamieniła się w atrakcję kapitału. Przyjrzyjmy się tym fabrykanckim regulaminom, które zacna prasa wychwalała jako wzór tego, „czego dokonać można przy dostatecznej pilności i właściwej metodzie pracy“ („what a reasonable degree of care and method can acoomplish“). Personel robotniczy bywał dzielony na 12 do 15 kategoryj, a skład każdej z tych kategoryj podlegał z kolei ciągłym zmianom. W ciągu 15-godzinnego dnia fabrycznego kapitał przywoływał robotnika to na pół godziny, to na godzinę i potem go wyganiał, aby go znów do fabryki przywołać i znów odpędzić, ganiając to tu, to tam na krótkie odstępy czasu i nie wypuszczając go z pod swej władzy, dopóki nie odrobi w sumie swych dziesięciu godzin. Występowały tu, jak na scenie wciąż te same osoby w różnych odsłonach różnych aktów. Ale jak aktor przez cały czas trwania dramatu należy do sceny, tak robotnik należał do fabryki przez całe 15 godzin, nie licząc czasu na drogę do fabryki i z powrotem. Godziny odpoczynku zamieniały się w ten sposób w godziny przymusowej bezczynności, zapędzającej młodego robotnika do szynku, a młodą robotnicę do bordelu. Każdego niemal dnia fabrykant wymyślał nową sztuczkę, aby maszyny swe, bez powiększenia personelu, utrzymać w ruchu przez 12 do 15 godzin, a robotnik musiał przełykać swój posiłek w coraz innej porze, korzystając ze zbywających skrawków czasu. W czasie agitacji za dziesięciogodzinnym dniem roboczym fabrykanci krzyczeli, że motłoch robotniczy składa petycje po to, aby pobierać dwunastogodzinną płacę za dziesięć godzin pracy. Teraz pokazali oni odwrotną, stronę medalu. Płacili za dziesięć godzin, a rozporządzali siłą roboczą przez godzin dwanaście lub piętnaście[235]! O to właśnie im chodziło, o takie fabrykanckie wydanie ustawy o dziesięciogodzinnym dniu roboczym! Byli to ci sami wolnohandlowcy, namaszczeni, ociekający miłością bliźniego, który podczas całej dziesięcioletniej agitacji przeciw cłom zbożowym, wyliczali co do grosza, że przy wolnym wwozie zboża i przy środkach angielskiego przemysłu praca dziesięciogodzinna wystarczy zupełnie do zbogacenia kapitalistów[236].
Dwuletni rokosz kapitału został nareszcie uwieńczony orzeczeniem jednego z czterech najwyższych trybunałów Anglji, Court of Exchequer [Trybunał Izby Skarbowej], który w jednej z wniesionych doń spraw, dnia 8 lutego 1850 r., orzekł, że wprawdzie fabrykanci działali sprzecznie z sensem ustawy z r. 1844, lecz sama ta ustawa zawiera pewne wyrazy, które ją pozbawiają sensu. „Decyzja ta znosiła ustawę o dziesięciogodzinnym dniu roboczym[237]. Mnóstwo fabrykantów, którzy dotychczas wzdragali się stosować system zmian do młodzieży i robotnic, chwyciło się go teraz obiema rękami[238].
Ale bezpośrednio po tem pozornie ostatecznem zwycięstwie kapitału zaszedł nagły zwrot. Dotychczas robotnicy okazywali opór bierny, choć nieugięty i codziennie ponawiany. Obecnie zaś zaprotestowali głośno i groźnie na wiecach w Lancashire i Yorkshire. Rzekoma ustawa o dziesięciogodzinnym dniu roboczym była więc czystą, blagą, oszukaństwem parlamentarnem, i nigdy naprawdę nie istniała! Inspektorzy fabryczni usilnie ostrzegali rząd, że przeciwieństwo klasowe doszło do niebywałego napięcia. Nawet część fabrykantów szemrała: „Sprzeczne orzeczenia sądów spowodowały zupełnie anormalny i anarchiczny stan rzeczy. Inna ustawa obowiązuje w Yorkshire, a inna w Lancashire; inna w jakiejś parafji Lancashire’u, a inna w jej bezpośredniem sąsiedztwie. W wielkiem mieście fabrykant może obchodzić prawo, podczas gdy w miejscowościach wiejskich nie znajduje on niezbędnego personelu do zastosowania systemu zmian, a tembardziej do przerzucania robotników z jednej fabryki do drugiej i t. d.“ A wszak równość wyzysku siły roboczej jest dla kapitału najpierwszem prawem człowieka.
W tych okolicznościach doszło między fabrykantami a robotnikami do kompromisu, któremu pieczęć sankcji parlamentarnej nadała nowa dodatkowa ustawa fabryczna z dn. 5 sierpnia 1850 r. Dzień roboczy dla „młodocianych i kobiet” w pierwszych pięciu dniach tygodnia został przedłużony z 10 do 10½ godzin, w sobotę zaś ograniczony do 7½ godzin. Praca ma się odbywać w czasie od godz. 6-ej rano do 6-ej wieczór[239] z półtoragodzinnemi przerwami na posiłek, przyczem przerwy mają być urządzane jednocześnie i z uwzględnieniem przepisów ustawy z r. 1844 i t. d. Dzięki temu raz na zawsze położono koniec systemowi zmian[240]. W stosunku do pracy dziecięcej pozostała w mocy ustawa z r. 1844.
Jedna kategorja fabrykantów zabezpieczyła sobie i tym razem, jak poprzednio, szczególne prawo senjoralne [pańskie] wobec dzieci proletarjackich. Byli to fabrykanci jedwabiu. W roku 1833 podnieśli oni groźny wrzask, że „jeżeli im się wydrze wolność“ żyłowania z dzieci bez względu na wiek, po 10 godzin pracy dziennie, to równać się to będzie zamknięciu fabryk“ („if the liberty of working children of any age for 10 hours a day was taken away, it would stop their works“). Nie mogli oni rzekomo zakupić dostatecznej ilości dzieci powyżej lat 13. Wymusili pożądany przywilej. Późniejsze badanie wykazało, że wysunięty pretekst był czystem łgarstwem[241]. Nie przeszkadzało im to w ciągu całego dziesięciolecia, po 10 godzin dziennie, prząść jedwab z krwi małych dzieci, które musiano stawiać na krzesła, aby mogły wykonywać swą pracę[242]. Ustawa z r. 1844 „wydarła im wprawdzie „wolność“ zapędzania dzieci poniżej lat 11 do pracy dłuższej, niż 6½ godzin dziennie, zapewniła im natomiast przywilej zatrudniania dzieci od lat 11 do 13 po 10 godzin dziennie i zniosła dla dzieci tych przymus szkolny, obowiązujący względem pozostałej dziatwy fabrycznej. Tym razem pretekst brzmiał: „Delikatność tkaniny wymaga czułości dotyku w palcach, którą nabyć można jedynie przez wczesne wstąpienie do tych fabryk“[243].
Dla delikatnych palców zarzynano dzieci, jak w Południowej Rosji rżnie się bydło rogate dla skóry i łoju. Wreszcie w r. 1850 przywilej udzielony w r. 1844 został ograniczony do przedsiębiorstw nitkowania i motania jedwabiu, ale za to w tych przedsiębiorstwach, dla odszkodowania kapitału za wydartą mu „wolność, czas pracy dzieci od lat 11 do 13 przedłużono z 10 do 10½ godzin. Pretekst: „W fabrykach jedwabiu praca jest lżejsza niż w innych fabrykach i w każdym razie nie tak szkodliwa dla zdrowia“[244]. Później urzędowe badanie lekarskie dowiodło, że wręcz przeciwnie „przeciętna śmiertelność w okręgach przemysłu jedwabnego jest wyjątkowo wysoka, a wśród żeńskiej części ludności przewyższa nawet śmiertelność okręgów przemysłu bawełnianego w Lancashire“[245]. Pomimo ponawianych co pół roku protestów ze strony inspektorów fabrycznych potworność ta trwa do chwili obecnej [pisane w r. 1866 — K.][246].
Ustawa z r. 1850 przekształciła piętnastogodzinny okres pracy od godz. 5½ rano do godz, 8½ wiecz. w dwunastogodzinny, od godz. 6 r. do 6 wiecz., tylko dla „młodocianych i kobiet”. A więc nie dla dzieci, które nadal wolno wyzyskiwać na pół godziny przed rozpoczęciem i 2½ godziny po zakończeniu tego okresu, choć całkowity czas trwania ich pracy nie mógł przekraczać 6½ godzin. Podczas debaty nad ustawą inspektorzy fabryczni przedstawili parlamentowi statystykę haniebnych nadużyć wynikających z tej anomalji. Napróżno jednak. W ukryciu knuto zamiary wyśrubowania w latach pomyślności dnia roboczego dorosłych, przy pomocy dzieci, znowu do 15 godzin. Doświadczenia następnych 3 lat pokazały, że próba taka musia- łaby się rozbić o opór dorosłych robotników mężczyzn[247]. Ustawa z r. 1850 została więc nareszcie w r. 1853 uzupełniona przez zakaz „zatrudniania dzieci z rana przed rozpoczęciem i wieczorem po zakończeniu pracy młodocianych i kobiet“. Odtąd ustawa z r. 1850 normowała, z nielicznemi wyjątkami, dzień roboczy wszystkich robotników w podlegających jej gałęziach przemysłu[248]. Od wydania pierwszej ustawy fabrycznej upłynęło już pół stulecia[249].
Ustawodawstwo fabryczne wyszło po raz pierwszy poza swój pierwotny zakres działania w „Printworks Act“ (ustawie o drukarniach perkału i t. p.) z r. 1845. Niechęć, z jaką kapitał zgodził się na tę nową „ekstrawagancję“, bije z każdego wiersza tej ustawy! Ogranicza ona dzień roboczy dzieci w wieku lat 8 13 i kobiet do 16 godzin, między 6 rano i 9 wieczór, bez jakiejkolwiek ustawowej przerwy na posiłek. Pozwala dowolnie zamęczać pracą robotników mężczyzn i chłopców powyżej lat 13 w dzień i w nocy bez przerwy[250]. Jest to poroniony płód parlamentarny[251].
Jednakże zasada zatriumfowała, odniósłszy zwycięstwo w wielkich gałęziach przemysłu, będących najbardziej typowym tworem nowoczesnego trybu produkcji. Wspaniały ich rozwój w latach 1853—1860, idący w parze z fizycznem i moralnem odrodzeniem robotników fabrycznych, rzucał się w oczy nawet najbardziej krótkowzrocznym. Sami fabrykanci, którym przez półwiekową wojnę domową krok za krokiem trzeba było narzucać ustawowe granice i normy dnia roboczego, wskazywali z dumą na kontrast z „wolnemi“ jeszcze dziedzinami wyzysku[252]. Faryzeusze „ekonomji politycznej“ proklamowali teraz zrozumienie konieczności ustawowego unormowania dnia roboczego jako charakterystyczną zdobycz najświeższą ich „nauki“[253]. Zrozumieć łatwo, że odkąd magnaci fabryczni ulegli konieczności i pogodzili się z nią, siła oporu kapitału stopniowo słabła, podczas gdy jednocześnie siła ataku klasy robotniczej wzrastała wraz z liczbą jej sprzymierzeńców śród warstw społeczeństwa bezpośrednio niezainteresowanych. Stąd szybki stosunkowo postęp od r. 1860.
W r. 1860 zostały podporządkowane ustawie fabrycznej z roku 1850 farbiarnie i bielniki [blicharnie][254], w r. 1861 fabryki koronek i pończoch.
Na skutek pierwszego sprawozdania „Komisji w sprawie zatrudniania dzieci (r. 1863), ten sam los spotkał [dzięki ustawie z 25 lipca 1864 r. o rozszerzaniu zakresu działania ustaw fabrycznych — K.], przemysł ceramiczny (nietylko garncarstwo), zapałczany, fabrykację kapiszonów i nabojów, fabrykacje tapet, strzyżenie pluszu (fustian cutting) i liczne prace objęte ogólną, nazwą wykończania (finishing). W roku 1863 „bielniki na otwartem powietrzu“[255] i piekarnie zostały poddane specjalnym ustawom, z których pierwsza wprowadzała między innemi zakaz pracy dzieci, młodocianych;i kobiet w porze nocnej (od godz. 8 wieczór do godz. 6 rano), druga zaś zabraniała zatrudniania czeladników piekarskich poniżej lat 18 między godz. 9 wiecz. a godz. 5 rano. Powrócimy jeszcze do późniejszych wniosków wspomnianej komisji, zagrażających pozbawieniem „wolności“ wszystkich ważnych gałęzi przemysłu angielskiego, wyjąwszy rolnictwo, górnictwo i transport[256].

7. Walka o normalny dzień roboczy. Oddziaływanie angielskiego ustawodawstwa fabrycznego na inne kraje.

Czytelnik przypomina sobie, że wytwarzanie wartości dodatkowej, czyli osiąganie pracy dodatkowej, stanowi właściwą treść i cel produkcji kapitalistycznej, zupełnie niezależnie od jakichkolwiek przekształceń samego sposobu produkcji, wynikających z podporządkowania pracy kapitałowi. Czytelnik przypomina sobie również, że w myśl naszych dotychczasowych założeń tylko robotnik samodzielny, a więc prawnie pełnoletni, układa się z kapitalistą w charakterze sprzedawcy towaru. Jeżeli więc w naszym szkicu historycznym odgrywa główną rolę z jednej strony nowożytny przemysł, z drugiej — praca osób fizycznie i prawnie niepełnoletnich, to pierwszy miał tu dla nas jedynie znaczenie szczególnej dziedziny, druga zaś — szczególnie jaskrawego przykładu wysysania pracy. Z samego zaś związku faktów historycznych, nie uprzedzając dalszych wywodów, możemy wysnuć wnioski następujące:
1) Dążność kapitału do nieograniczonego i bezwzględnego przedłużania dnia roboczego najpierw została zaspokojona w gałęziach przemysłu, najwcześniej zrewolucjonizowanych przez wodę, parę i maszynę, w tych najpierwszych tworach nowożytnego sposobu produkcji: przędzalniach i tkalniach wełny, bawełny, lnu i jedwabiu. Zmiana materjakiego sposobu produkcji i odpowiadająca jej zmiana społecznego stosunku wytwórców[257] powodują najpierw nieograniczone przeciąganie dnia roboczego, następnie zaś wywołują, jako przeciwdziałanie, kontrolę społeczną, która ustawowo ogranicza, normuje i ujednostajnia dzień roboczy wraz z jego przerwami. Stąd kontrola ta nosi w ciągu pierwszej połowy 19 stulecia wyłącznie charakter ustaw wyjątkowych[258]. Ale zaledwie ustawodawstwo to zdobyło pierwotną dziedzinę nowego sposobu produkcji, okazało się, że tymczasem nietylko wiele innych gałęzi produkcji przybrało właściwy charakter fabryczny, ale także rękodzielnictwo o mniej lub bardziej przestarzałym sposobie produkcji, jak garncarstwo, hutnictwo szklane i t. d., że staroświeckie rzemiosła, jak piekarstwo, i wreszcie nawet rozproszona praca t. zw. chałupnicza, jak wyrób gwoździ i t. d.[259], oddawna podlegają wyzyskowi kapitalistycznemu narówni z fabryką. Dlatego ustawodawstwo musiało stopniowo wyzbyć się swego charakteru wyjątkowego, albo tam, gdzie, jak w Anglji, cechuje je rzymska kazuistyka, musiało dowolnie uznawać za fabrykę (factory) każdy dom, w którym odbywa się praca[260].
2) Dzieje normowania dnia roboczego w pewnych gałęziach produkcji, trwająca jeszcze walka o to unormowanie w innych gałęziach, stanowią dowód oczywisty, że robotnik odosobniony, robotnik jako „wolny” sprzedawca swej siły roboczej, na pewnym stopniu dojrzałości produkcji kapitalistycznej ulega bez możności stawienia oporu. Dlatego ustanowienie normalnego dnia roboczego jest wytworem przewlekłej, mniej lub bardziej utajonej wojny domowej między klasą kapitalistów a klasą robotniczą. Ponieważ walka ta rozpoczyna się w sferze nowożytnego przemysłu, więc rozgrywa się ona najpierw w jego ojczyźnie, w Anglji[261]. Angielscy robotnicy fabryczni byli czołowymi szermierzami nietylko angielskiej, lecz i całej nowożytnej klasy robotniczej, podobnie jak ich teoretycy pierwsi rzucili wyzwanie teorji kapitału[262]. Z tego powodu filozof fabrykancki, Ure, piętnuje jako niezatartą hańbę angielskiej klasy robotniczej, to, że wypisała ona na swoim sztandarze „niewolnictwo ustaw fabrycznych“ w przeciwieństwie do kapitału, mężnie walczącego o „zupełną wolność pracy“[263].
Francja wlecze się zwolna za Anglją. Potrzebna jej była rewolucja lutowa, aby mogła narodzić się ustawa o dwunastogodzinnym dniu roboczym[264], o wiele bardziej wadliwa od jej angielskiego pierwowzoru. Pomimo to, rewolucyjna metoda francuska odznacza się pewnemi właśniwemi sobie zaletami. Za jednym zamachem dyktuje ona wszystkim warsztatom i fabrykom bez różnicy tę samą granicę dnia roboczego, podczas gdy ustawodawstwo angielskie ustępuje, Wzdragając się, to na tym to na owym punkcie pod naciskiem okoliczności i znajduje się na najlepszej drodze do stworzenia nowej łamigłówki prawniczej[265]. Z drugiej strony ustawa francuska proklamuje jako zasadę to, co w Anglji wywalczone jest jedynie w imieniu dzieci, niepełnoletnich i kobiet, a czego dziś dopiero robotnicy żądają, jako prawa powszechnego[266]. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej wszelki samodzielny ruch robotniczy był sparaliżowany, dopóki część republiki była zohydzona przez niewolnictwo. Praca w białej skórze nie może się wyzwolić tam, gdzie praca w czarnej skórze nosi na sobie piętno hańby. Ale ze śmierci niewolnictwa wykwitło natychmiast nowe życie. Pierwszym owocem wojny domowej była agitacja:za ośmiogodzinnym dniem pracy, maszerująca w siedmiomilowych butach parowozu od Oceanu Atlantyckiego do Oceanu Spokojnego, od Nowej Anglji aż po Kalifornję. Powszechny kongres robotniczy w Baltimore (16 sierpnia 1866 r.) oświadcza: „Najpierwszą i największą potrzebą doby obecnej jest wydanie ustawy, wprowadzającej normalny ośmiogodzinny dzień roboczy we wszystkich Stanach Unji Amerykańskiej, aby pracę w kraju naszym wyzwolić z niewoli kapitalistycznej. Jesteśmy zdecydowani wytężyć wszystkie siły dla osiągnięcia tego chlubnego wyniku“[267]. Jednocześnie (początek września 1866 r.) kongres „Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotniczego“ w Genewie, na wniosek londyńskiej Rady Generalnej, postanowił. „Uznajemy ograniczenie dnia roboczego za warunek przedwstępny, bez którego rozbić się muszą wszelkie inne dążności do wyzwolenia... Proponujemy 8 godzin pracy, jako ustawową granicę dnia roboczego“.
W ten sposób po obu stronach Atlantyku ruch robotniczy, żywiołowo wyrosły z samych stosunków produkcji, potwierdza oświadczenie angielskiego inspektora fabrycznego R. J. Saundersa: „Dalsze kroki w celu zreformowania społeczeństwa nie mają żadnych widoków powodzenia, o ile uprzednio nie zosta- nie ograniczony dzień roboczy i jeżeli nie zostanie narzucone ścisłe przestrzeganie jego przepisanych granic”[268].
Przyznać trzeba, że masz, robotnik wychodzi z procesu produkcji innym, aniżeli do niego wkroczył. Na rynku przeciwstawiał się on, jako posiadacz towaru „siły roboczej”, innym posiadaczom towarów, czyli jako sprzedawca — sprzedawcy. Umowa, na mocy której sprzedał kapitaliście swą, siłę roboczą, stwierdzała, że tak powiem, czarno na białem, że rozporządza on swobodnie samym sobą. Po zawarciu tranzakcji okazuje się, że nie był on wcale „wolnym kontrahentem”, że czas, na który wolno mu sprzedać swą siłę roboczą, jest czasem, na który zmuszony jest ją sprzedać[269], że w rzeczywistości jego pijawka nie puszcza go, „dopóki bodaj jeden mięsień, jedno ścięgno, jedna kropla krwi pozostaje do wyssania”[270]. Dla obrony przed swym „wężem uręczeń” [Henryk Heine] robotnicy muszą skupić się razem i jako klasa wymusić ustawę państwową, potężną zaporę społeczną, która przeszkodziłaby im samym zaprzedawać dobrowolną umową z kapitałem siebie i swoje potomstwo na śmierć i niewolę[271]. W miejsce przepysznego katalogu „niezbywalnych praw człowieka” zjawia się skromna „Magna Charta”[272] ustawowo ograniczonego dnia roboczego, która „nareszcie wyjaśnia, kiedy się kończy czas, który robotnik sprzedaje, a kiedy się zaczyna czas, należący do niego samego“[273]. Quantum mutatus ab illo! [Jak wielka zmiana od owego czasu!]



Rozdział dziewiąty.
STOPA I MASA WARTOŚCI DODATKOWEJ.

W rozdziale niniejszym, jak i w poprzednich, wychodzimy z założenia, że wartość siły roboczej, a więc część dnia roboczego, niezbędna dla odtworzenia lub zachowania siły roboczej, jest wielkością daną i stałą.
Przy tem założeniu, wraz ze stopą wartości dodatkowej dana jest zarazem masa wartości dodatkowej, którą pojedynczy robotnik dostarcza kapitałowi w danym okresie czasu. Jeżeli np. praca niezbędna wynosi 6 godzin dziennie, a jej wyrazem jest ilość złota, równa trzem szylingom czyli jednemu talarowi, to 1 talar jest wartością dzienną jednej siły roboczej, czyli wartością kapitału, wyłożonego na jej zakup. He wartości dodatkowej talar ten przyniesie kapitaliście? To zależy od stopy wartości dodatkowej. Jeżeli ta stanowi 50%, to wartość dodatkowa czyni pół talara, jeżeli zaś stopa wartości dodatkowej wynosi 100% to ten kapitał zmienny wysokości 1 talara wytworzy masę wartości dodatkowej równą 1 talarowi, czyli robotnik dostarcza dziennie masę wartości dodatkowej, równą 6 godzinom pracy. Stopa wartości dodatkowej określa więc sumę, czyli masę wartości dodatkowej, wytwarzaną przez pojedynczego robotnika, jeżeli jego siła robocza jest dana.
Ale kapitał zmienny jest wyrazem pieniężnym łącznej wartości wszystkich sił roboczych, równocześnie zatrudnianych przez kapitalistę. Wartość wyłożonego kapitału zmiennego jest więc równa przeciętnej wartości jednej siły roboczej, pomnożonej przez liczbę zatrudnionych sił roboczych. Zatem, przy danej wartości siły roboczej, wielkość kapitału zmiennego pozostaje w stosunku prostym do liczby robotników, zatrudnionych równocześnie. Jeżeli więc wartość dzienna siły roboczej równa się jednemu talarowi, to trzeba wyłożyć kapitał wysokości 100 talarów, aby móc wyzyskiwać dziennie 100 sił roboczych, a kapitał wysokości n talarów, aby móc wyzyskiwać n sił roboczych.
Tak samo, jeżeli kapitał zmienny, równy 1 talarowi, stanowiący dzienną, wartość jednej siły roboczej, wytwarza dzienną wartość dodatkową wysokości jednego talara, to kapitał zmienny wysokości 100 talarów wytwarza dzienną wartość dodatkową równą 100 talarom, a kapitał zmienny wysokości n talarów — dzienną wartość dodatkową równą 1 talarowi ✕ n. Masa wytworzonej wartości dodatkowej równa się więc wartości dodatkowej, której dostarcza dzień roboczy pojedynczego robotnika, pomnożonej przez liczbę robotników zatrudnionych. Ale ponieważ zkolei masa wartości dodatkowej, którą wytwarza pojedynczy robotnik, przy danej wartości siły roboczej określona jest przez stopę wartości dodatkowej, innemi słowy przez stosunek dodatkowej pracy robotnika do jego pracy niezbędnej — to wynika stąd następujące pierwsze prawo: masa wartości dodatkowej, wytwarzanej przez dany kapitał zmienny, równa się wielkości tego wyłożonego kapitału zmiennego, pomnożonej przez stopę wartości dodatkowej; albo też równa się wartości jednej siły roboczej, pomnożonej przez stopień jej wyzysku i pomnożonej przez liczbę sił roboczych, zatrudnionych równocześnie.
Przypuszczamy stale nietylko to, że wartość przeciętnej siły roboczej jest wielkością stałą, ale również, że robotnicy, zatrudnieni przez danego kapitalistę, są sprowadzeni do robotników przeciętnych. Bywają wypadki wyjątkowe, gdy wytworzona wartość dodatkowa nie wzrasta proporcjonalnie do liczby robotników wyzyskiwanych, ale wtedy również wartość siły roboczej nie pozostaje stała.
Jeżeli więc masę wartości dodatkowej nazwiemy M, przeciętną wartość dodatkową, przeciętnie dziennie dostarczoną przez jednego robotnika — m, kapitał zmienny, wykładany codziennie na zakup pojedyńczej siły roboczej — v, całkowitą sumę kapitału zmiennego — V, wartość przeciętnej siły roboczej — s, stopień jej wyzysku — , a liczbę robotników zatrudnionych — n, to otrzymamy:

[274]

Wielkość liczbowa iloczynu nie zmienia się, jeżeli wielkość jego czynników zmienia się równocześnie w przeciwnym kierunku.
A zatem przy wytwarzaniu określonej masy wartości dodatkowej zmniejszenie jednego czynnika może być zrównoważone przez wzrost drugiego. Zmniejszenie stopy wartości dodatkowej nie zmieni jej masy, jeżeli jednocześnie wzrośnie kapitał zmienny, czyli liczba robotników zatrudnionych. Kapitał zmienny wysokości 100 talarów, zatrudniający 100 robotników przy stopie wartości dodatkowej 100%, wytwarza masę wartości dodatkowej równą 100 talarom. Możemy zmniejszyć stopę wartości dodatkowej do połowy, a masa wartości dodatkowej pozostanie bez zmiany, jeżeli jednocześnie podwoimy kapitał zmienny i liczbę robotników zatrudnionych. Również odwrotnie: jeżeli zmniejszymy kapitał zmienny, a jednocześnie i w tym samym stosunku podniesiemy stopę wartości dodatkowej, to masa wytworzonej wartości dodatkowej nie ulegnie zmianie. Jeżeli przypuścimy, że kapitalista musi wyłożyć 100 talarów, aby wyzyskiwać 100 robotników dziennie, że dzień roboczy wynosi 9 godzin, w tem 6 godzin pracy niezbędnej i 3 godziny pracy dodatkowej, że więc stopa wartości dodatkowej wynosi 50%, to kapitał zmienny wysokości 100 talarów przyniesie wartość dodatkową równą 50 talarom, czyli 100 ✕ 3 godziny pracy. Jeżeli kapitalista zmniejszy swój kapitał zmienny do połowy, ze 100 do 50 talarów, i zatrudniać będzie już tylko 50 robotników, ale jeżeli mu się uda jednocześnie podwoić stopę wartości dodatkowej, lub też — co na jedno wychodzi — przeciągnąć dodatkowy czas pracy z 3 do 6 godzin, a więc dzień roboczy z 9 do 12 godzin, to osiągnie on wciąż tę samą masę wartości dodatkowej, ponieważ . A 50 ✕ 6 godzin pracy przynosi tyleż wartości dodatkowej, co 100 ✕ 3 godziny. Zmniejszenie kapitału zmiennego może więc być wyrównane zapomocą proporcjonalnego podwyższenia stopnia wyzysku siły roboczej, czyli zmniejszenie liczby robotników zatrudnionych — zapomocą proporcjonalnego przedłużenia dnia roboczego. A zatem w pewnych granicach podaż pracy, podległej wyzyskowi kapitału, staje się niezależna od podaży robotników[275].
A jednak zrównoważenie zmniejszenia liczby robotników, czyli wielkości kapitału zmiennego, przez podwyższenie stopy wartości dodatkowej, czyli przez przedłużenie dnia roboczego, natrafia na granice nieprzekraczalne. Bez względu na to, jaka jest wartość siły roboczej, a więc czy czas pracy, niezbędnej dla utrzymania robotnika, wynosi 2 czy 10 godzin, wartość całkowita, którą robotnik może dzień w dzień wytworzyć, zawsze jest mniejsza od wartości, w której ucieleśniają się 24 godziny pracy, a więc mniejsza od 12 szylingów czyli 4 talarów, jeżeli robotnik wytwarza w: ciągu godziny 1/6 talara. W węższych jeszcze granicach obraca się wartość dodatkowa. Jeżeli część dnia, niezbędna dla odtworzenia dziennej płacy roboczej, wynosi 6 godzin, to z doby pozostaje jeszcze 18 godzin. Prawa fizjologji domagają się części tego czasu, jako wypoczynku dla odtworzenia siły roboczej. Jeżeli uznamy 6 godzin za minimum wypoczynku i przedłużymy dzień roboczy do maximum 18 godzin, to praca dodatkowa nie będzie mogła przekroczyć godzin 12, ani wytworzyć wartości dodatkowej wyższej, niż dwa talary.
W myśl naszego poprzedniego założenia, według którego potrzeba 6 godzin pracy dziennej dla odtworzenia samej siły roboczej, czyli dla zastąpienia wartości kapitału, wyłożonego na jej zakup, kapitał zmienny wysokości 500 talarów, zatrudniający 500 robotników przy stopie wartości dodatkowej 100% (czyli przy dwunastogodzinnym dniu roboczym), wytwarza codzienną wartość dodatkową 500 talarów, czyli 6 ✕ 500 godzin pracy. Kapitał wysokości 100 talarów, zatrudniający dziennie 100 robotników przy stopie wartości dodatkowej 200% (czyli przy 18-godzinnym dniu roboczym), wytwarza tylko masę wartości dodatkowej równą 200 talarom, czyli 12 ✕ 100 godzin pracy. A całkowita wartość przezeń wytworzona, to jest równoważnik wyłożonego kapitału zmiennego plus wartość dodatkowa, nigdy nie może osiągać dzień w dzień sumy 400 talarów, to jest 24 ✕ 100 godzin pracy. Zmniejszenie kapitału zmiennego może więc być powetowane podwyższeniem stopy wartości dodatkowej (lub, co na jedno wychodzi, zmniejszenie liczby robotników może być powetowane podniesieniem stopnia ich wyzysku) jedynie w obrębie fizjologicznych granic dnia roboczego, a zatem i zawartej w nim pracy dodatkowej.
To oczywiste drugie prawo jest ważne dla wyjaśnienia wielu zawiłych zjawisk. Wiemy już, że kapitał dąży do wytworzenia jaknajwiększej masy wartości dodatkowej. Zobaczymy później, że dąży on zarazem do możliwie jaknajwiększej, w stosunku do rozmiarów przedsiębiorstwa, redukcji swej części zmiennej czyli liczby robotników, których wyzyskuje. Dążności te wpadają w sprzeczność ze sobą, ilekroć zmniejszenie jednego z dwóch czynników, określających masę wartości dodatkowej, nie może być powetowane zwiększeniem drugiego czynnika.
Trzecie prawo wynika stąd, że masę wytworzonej wartości dodatkowej wyznaczają dwa czynniki: stopa wartości dodatkowej i wielkość wyłożonego kapitału zmiennego. Skoro wartość nie jest niczem innem, jak tylko zrealizowaną pracą, to oczywiście masa wartości, którą kapitalista może kazać wytworzyć, zależy wyłącznie od ilości uruchomionej przezeń pracy. Przy jednakowej liczbie robotników może on uruchomić mniejszą, lub większą ilość pracy, zależnie od większej lub mniejszej długości dnia roboczego. Ale jeżeli wartość siły roboczej i stopa wartości dodatkowej, innemi słowy długość dnia roboczego i jego podział na pracę niezbędną i pracę dodatkową, są dane, to całkowita masa wartości, łącznie z wartością dodatkową, realizowana przez kapitalistę, określona jest wyłącznie przez liczbę robotników, których on wyzyskuje, a liczba ta zależy z kole i od wielkości wyłożonego przezeń kapitału zmiennego.
A zatem, przy danej stopie wartości dodatkowej i danej wartości siły roboczej, masy wytworzonej wartości dodatkowej mają się do siebie tak, jak wielkość wyłożonych kapitałów zmiennych. Ale wiemy przecież, że kapitalista dzieli swój kapitał na dwie części. Jedną część wkłada w środki produkcji. Jest to część stała jego kapitału. Część drugą zamienia w żywą siłę roboczą. Ta część stanowi jego kapitał zmienny. Przy tym samym trybie produkcji podział kapitału na część stałą i część zmienną bywa różny w różnych gałęziach produkcji. W obrębie tej samej gałęzi produkcji stosunek ten się zmienia wraz ze zmianą podstawy technicznej i społecznych warunków procesu produkcji. Ale w jakimkolwiek stosunku rozpadnie się dany kapitał na części stałą i zmienną, czy ta ostatnia będzie się miała do pierwszej, jak 1:2, jak 1:10 czy jak 1:x, stosunek ten nie narusza w niczem prawa, sformułowanego powyżej. Albowiem zgodnie z poprzednią analizą, wartość kapitału stałego, chociaż zjawia się znowu w wartości wytworu, to jednak nie wchodzi w skład wartości nowo wytworzonej. Aby zatrudnić 1000 przędzarzy, potrzeba oczywiście więcej surowców, wrzecion i t. d., niż aby zatrudnić tylko 100. Ale czy wartość tych dodatkowych środków produkcji podnosi się czy spada, czy pozostaje bez zmiany, czy jest wielką, czy też małą — w żadnym wypadku nie wywiera najmniejszego wpływu na proces pomnażania wartości przez siły robocze, uruchomiające owe środki produkcji. A więc prawo powyższe przybiera następującą postać: Masy wartości i wartości dodatkowej, wytworzone przez różne kapitały, przydanej wartości siły roboczej i jednakowym stopniu jej wyzysku są wprost proporcjonalne do wielkości zmiennych części składowych tych kapitałów, to znaczy ich części składowych, zamienionych w żywą siłę roboczą.
Prawo to sprzeciwia się oczywiście wszelkiemu doświadczeniu, opartemu na pozorach. Każdemu wiadomo, że właściciel przędzalni bawełny, który — jeżeli uwzględnimy procentowy stosunek obu części całkowitego kapitału zastosowanego — stosuje względnie wielki kapitał stały i niewielki zmienny, jednak nie zgarnia przez to mniej zysku, czyli wartości dodatkowej, niż piekarz, który uruchomia stosunkowo wielki kapitał zmienny i niewielki stały. Dla. rozwiązania tej pozornej sprzeczności potrzeba nam jeszcze wielu ogniw pośrednich, podobnie jak z punktu widzenia algebry elementarnej, potrzeba wielu ogniw pośrednich, aby zrozumieć że może wyobrażać rzeczywistą wielkość. Chociaż ekonomja klasyczna nigdy nie sformułowała tego prawa, jednak trzyma się go instynktownie, gdyż jest ono koniecznem następstwem ogólnego prawa wartości Chce ona zapomocą naciąganej abstrakcji uchronić to prawo od kolizji z przeczącemi mu zjawiskami. Zobaczymy później[276], jak szkoła Ricarda potknęła się o ten kamień. Ekonomja wulgarna, „która znów doprawdy niczego się nie nauczyła“, chwyta się tu, jak zresztą wszędzie, pozoru i przeciwstawia go prawu zjawiska. Sądzi: ona, wbrew Spinozie, że „nieświadomość jest podstawą dostateczną“.
Praca, codziennie uruchomiana przez całkowity kapitał danego społeczeństwa, może być rozpatrywana, jako jeden tylko dzień roboczy. Jeżeli naprzykład liczba robotników wynosi miIjon, a przeciętny dzień roboczy jednego robotnika — 10 godzin to społeczny dzień roboczy składa się z 10 miljonów godzin! Przy danej długości tego dnia roboczego bez względu na to, czy mu zakreślamy społeczne czy też fizyczne granice, masa wartości dodatkowej może wzrosnąć jedynie dzięki zwiększeniu liczby robotników, czyli ludności robotniczej. Wzrost ludności jest tu matematyczną granicą wytwarzania wartości dodatkowej przez całkowity kapitał społeczny. Odwrotnie: jeżeli liczba ludności jest wielkością daną, to granicę tę stanowić będzie możliwe przedłużenie dnia roboczego[277]. Zobaczymy w następnym rozdziale, że prawo to tyczy tej tylko formy wartości dodatkowej, którą rozpatrywaliśmy dotychczas.
Z dotychczasowych rozważań nad. wytwarzaniem wartości dodatkowej wynika, że nie każda dowolna suma pieniędzy lub wartości może być przekształcona w kapitał; raczej warunkiem tego przekształcenia jest określone minimum pieniędzy lub wartości wymiennych w ręku pojedynczego posiadacza pieniędzy lub towarów. Minimum kapitału zmiennego stanowi cena kosztu produkcji pojedynczej siły roboczej przez rok cały codziennie używanej do wytwarzania wartości dodatkowej. Gdyby robotnik ten był posiadaczem swych środków produkcji, a zadawalał się przytem robotniczym trybem życia, to wystarczyłby mu czas pracy, niezbędny dla odtworzenia jego własnych środków utrzymania, dajmy na to 8 godzin dziennie. A więc potrzebne byłyby mu środki produkcji tylko dla 8 godzin pracy. Natomiast kapitalista, który prócz tych ośmiu godzin każe mu wykonywać jeszcze np. 4 godziny pracy dodatkowej, musi rozporządzać dodatkową sumą pieniężną dla nabycia dodatkowych środków produkcji. Ale przy naszem założeniu musiałby on zatrudniać dwóch robotników już po to, aby z codziennie przywłaszczanej wartości dodatkowej żyć jak robotnik, to znaczy, aby móc zaspakajać swe niezbędne potrzeby. W tym wypadku celem jego produkcji byłoby samo tylko utrzymanie się przy życiu, nie zaś pomnażanie bogactwa, a właśnie to ostatnie jest założeniem produkcji kapitalistycznej. Ażeby żyć tylko dwa razy lepiej niż zwykły robotnik i aby móc przekształcać znowu w kapitał połowę wytwarzanej wartości dodatkowej, kapitalista musiałby ośmiokrotnie powiększyć liczbę zatrudnionych robotników, a wraz z nią minimum wyłożonego kapitału. Wprawdzie on sam też może, narówni ze swymi robotnikami, bezpośrednio przyłożyć rękę do procesu produkcji, ale też wówczas jest on tylko czemś pośredniem pomiędzy kapitalistą a robotnikiem, jest „majsterkiem“. Pewien poziom produkcji kapitalistycznej wymaga, aby kapitalista mógł zużywać na przywłaszczenie, a więc i na kontrolę cudzej pracy oraz na sprzedaż wytworów tej pracy, cały czas, w którego ciągu jest czynny, jako kapitalista, to znaczy jako uosobienie kapitału[278]. Cechy średniowieczne starały się zapobiec siłą, przekształceniu majstra rzemieślniczego w kapitalistę, ograniczając do bardzo niewielkiego maximum liczbę robotników, których wolno było zatrudniać pojedynczemu majstrowi. Posiadacz pieniędzy lub towarów dopiero wtedy staje się istotnie kapitalistą, gdy suma minimalna, wyłożona przezeń na produkcję, przekracza o wiele maximum średniowieczne. Tutaj, zarówno jak w naukach przyrodniczych, sprawdza się słuszność prawa, odkrytego przez Hegla w jego „Logice“, że czysto ilościowe zmiany w pewnym punkcie przechodzą w różnice jakościowe[279].
Minimalna suma wartości, którą rozporządzać musi poszczególny posiadacz towaru lub pieniędzy po to, aby rozwinąć się w kapitalistę, zmienia się w zależności od stopnia rozwoju produkcji kapitalistycznej, a na danym stopniu rozwoju jest różna w różnych dziedzinach produkcji, w zależności od właściwych im warunków technicznych. Pewne dziedziny produkcji już w zaraniu produkcji kapitalistycznej wymagają, takiego minimum kapitału, jakie nie znajduje się jeszcze w rękach osób pojedynczych. Pociąga to za sobą bądź subwencje państwowe dla tego rodzaju przedsiębiorców prywatnych, jak we Francji za Colberta lub w niektórych państwach niemieckich aż do naszych czasów, bądź tworzenie towarzystw, obdarzonych ustawowym monopolem na pewne dziedziny handlu i przemysłu[280] — pierwowzorów nowożytnych towarzystw akcyjnych.



Nie będziemy się zatrzymywali nad szczegółami zmian, którym w przebiegu procesu produkcji ulegał stosunek kapitalisty do robotnika najemnego, jak również i nad dalszemi określeniami samego kapitału. Poprzestaniemy na zaznaczeniu paru punktów głównych.
Kapitał w obrębie procesu produkcji rozwinął się w zwierzchnictwo nad pracą, to znaczy nad siłą roboczą w stanie czynnym, czyli nad samym robotnikiem. Kapitalista, jako uosobiony kapitał, dba o to, aby robotnik wykonywał swą robotę porządnie i z należytym stopniem natężenia.
Kapitał rozwinął się dalej w stosunek przymusowy, zniewalający klasę robotniczą do wykonywania pracy większej, niżby wymagał od niej wąski zakres jej własnych potrzeb życiowych.
Jako wytwórca cudzej pracowitości, wysysający wartość dodatkową i wyzyskujący siłę roboczą, kapitał przewyższa energją, bezwzględnością i skutecznością wszystkie poprzednie systemy produkcji, oparte n* bezpośrednim przymusie pracy.
Kapitał z początku podporządkowuje sobie pracę w warunkach technicznych, wytworzonych przez poprzedzający rozwój dziejowy. Nie zmienia więc natychmiast sposobu produkcji. To też wytwarzanie wartości dodatkowej w formie dotychczas przez nas rozważanej, to znaczy zapomocą prostego przedłużenia dnia roboczego, okazywało się niezależnem od jakiejkolwiek zmiany samego sposobu produkcji. W staroświeckiem piekarstwie było niemniej skuteczne, niż w nowożytnem przędzalnictwie bawełnianem.
Dopóki rozpatrywaliśmy proces produkcji z punktu widzenia procesu pracy, dopóty dla robotnika środki produkcji były nie kapitałem, lecz tylko środkiem i materjałem jego celowej działalności wytwórczej. W garbami naprzykład robotnik traktuje skórę poprostu jako przedmiot swej pracy. Nie kapitaliście garbuje on skórę. Inaczej było, gdy rozpatrywaliśmy proces produkcji z punktu widzenia procesu pomnażania wartości. Środki produkcji natychmiast przekształciły się w środki wchłaniania cudzej pracy. Już nie robotnik posługuje się środkami produkcji, lecz one nim się posługują. Nie on spożywa środki produkcji, jako materjalne pierwiastki swej działalności wytwórczej, lecz one jego spożywają, jako zaczyn swego własnego procesu życiowego, a proces życiowy kapitału polega na jego ruchu, jako samopomnażającej się wartości. Jeżeli piece hutnicze i budynki robocze są bezczynne w nocy i nie wchłaniają żywej pracy, to stanowią czystą stratę („mere loss“) dla kapitalisty. Dlatego piece hutnicze i budynki robocze uzasadniają jego „prawo do pracy nocnej“ robotników. Proste przekształcenie pieniądza w przedmiotowe czynniki procesu produkcji, w środki produkcji, zamienia je w tytuł prawny, mający moc przymusu, do pracy cudzej i do pracy dodatkowej. Niechaj wreszcie przykład pokaże nam, jak to odwrócenie lub zgoła wypaczenie stosunku pracy martwej do pracy żywej, wartości do siły wartościotwórczej, właściwe produkcji kapitalistycznej i charakteryzujące ją, odzwierciedla się w świadomości głów kapitalistycznych. W czasie rokoszu fabrykantów angielskich z lat 1848 — 1850 „dyrektor przędzalni lnu i bawełny w Paisley, jednej z najstarszych i najbardziej szanownych firm Szkocji Zachodniej, a mianowicie Spółki Carlisle, Sons and Co., założonej w roku 1752 i od tego czasu prowadzonej przez czwarte już pokolenie tej samej rodziny“ — otóż ten wysoce inteligentny dżentelmen ogłosił w „Glasgow Daily Mail“ z 25 kwietnia 1849 r. list[281] pod tytułem „System zmian“, w którym między innemi znajduje się następujące zdanie, groteskowo naiwne: „Zwróćmy teraz uwagę na zło, wynikające ze skrócenia czasu pracy z 12 do 10 godzin... Sprowadza się ono do jak najpoważniejszej szkody, wyrządzonej widokom i własności fabrykanta. Jeżeli pracował on (ma to znaczyć jego „ręce“) 12 godzin, a ma się ograniczyć do 10, to każde 12 maszyn lub wrzecion jego przedsiębiorstwa skurczy się do 10 („then every 12 machin es or spindles, in his establishment, shrink to 10“), a gdyby miał sprzedać fabrykę, to również oszacowanoby je tylko jako 10, a więc w ten sposób każda fabryka w całym kraju utraciłaby szóstą, część swej wartości”[282].

W tym dziedzicznie kapitalistycznym mózgu zachodnio-szkockim wartość środków produkcji, wrzecion i t. d., tak dalece zlewa się z tą ich cechą, że są kapitałem, a więc pomnażają swą wartość, czyli codziennie połykają określoną ilość cudzej pracy gratisowej, pracy nieopłaconej, że szef firmy Carlisle and Co. naprawdę roi sobie, że przy sprzedaży fabryki zapłacą mu nietylko za wartość wrzecion, ale ponadto za pomnażanie ich wartości, nietylko za pracę, tkwiącą w nich i niezbędną dla wytworzenia wrzecion tego samego rodzaju, lecz również za pracę dodatkową, codziennie z ich pomocą wysysaną z dzielnych Szkotów z Paisley; i właśnie dlatego, zdaniem jego, przy skróceniu dnia roboczego o 2 godziny, cena sprzedażna każdych dwunastu maszyn przędzalniczych skurczy się do ceny dziesięciu.

DZIAŁ CZWARTY.
Wytwarzanie wartości dodatkowej względnej.

Rozdział dziesiąty.
POJĘCIE WARTOŚCI DODATKOWEJ WZGLĘDNEJ.

Część dnia roboczego, podczas której wytwarzany jest tylko równoważnik wartości siły roboczej, opłaconej przez kapitał, uważaliśmy dotychczas za wielkość stałą; i tak jest w rzeczy samej przy danych warunkach produkcji, na danym szczeblu ekonomicznego rozwoju społeczeństwa. Ponad ten swój niezbędny czas pracy robotnik mógł pracować 2, 3, 4, 6 i t. d. godzin. Od wielkości tego przedłużenia zależały stopa wartości dodatkowej i długość dnia roboczego. Jeżeli niezbędny czas pracy był wielkością stałą, to natomiast całkowity dzień roboczy był wielkością zmienną. Biorę teraz dzień roboczy, którego wielkość i którego podział na pracę niezbędną i na pracę dodatkową są dane.

Niechaj prosta ac wyobraża naprzykład dwunastogodzinny dzień roboczy, odcinek ab — 10 godzin pracy niezbędnej, odcinek bc — 2 godziny pracy dodatkowej. Otóż w jaki sposób można powiększyć wytwarzanie wartości dodatkowej, czyli przedłużyć pracę dodatkową, bez dalszego przedłużania lub niezależnie od dalszego przedłużania prostej ac?
Pomimo, że granice dnia roboczego ac są danie, odcinek bc można przedłużyć, jeżeli nie zapomocą przeciągania go poza końcowy punkt c (będący zarazem końcowym punktem dnia roboczego ac), to zapomocą przesunięcia punktu początkowego b w kierunku przeciwnym, ku a.

Załóżmy, że b’b na prostej ac równa się połowie bc, czyli jednej godzinie pracy. Jeżeli teraz w dwunastogodzinnym dniu roboczym ac przesuniemy punkt b do b’, to rozciągniemy bc do rozmiaru b’c, t. j. praca dodatkowa wzrośnie o połowę, z 2 do 3 godzin, chociaż dzień roboczy liczy, jak przedtem, tylko 12 godzin. Ale to powiększenie pracy dodatkowej z bc do b’c, z 2 godzin do 3, jest oczywiście niemożliwe bez jednoczesnego skurczenia pracy niezbędnej z ab do ab’, z 10 do 9 godzin. Przedłużeniu pracy dodatkowej niechaj odpowiada skrócenie pracy niezbędnej; innemi słowy część czasu pracy, który robotnik dotychczas faktycznie zużywał dla siebie, zamienia się w czas pracy dla kapitalisty. A zatem zmieniłaby się nie długość dnia roboczego, lecz jego podział na. pracę niezbędną i pracę dodatkową.
Z drugiej strony sama wielkość pracy dodatkowej jest oczywiście dana, jeżeli dane są wielkość dnia roboczego i wartość siły roboczej. Wartość siły roboczej, to znaczy czas pracy, potrzebny do wytworzenia siły roboczej, określa czas pracy, niezbędny dla odtworzenia wartości siły roboczej. Jeżeli godzina pracy wyraża się w ilości złota, równej połowie szylinga, czyli 6 pensom, jeżeli przytem wartość dzienna siły roboczej wynosi 5 szylingów, to robotnik musi pracować 10 godzin dziennie, aby odtworzyć wartość dzienną swej siły roboczej, wypłaconą mu przez kapitał, czyli wytworzyć równoważnik wartości swych niezbędnych dziennych środków utrzymania. Wartość tych środków utrzymania określa wartość jego siły roboczej[283], a wartość jego siły roboczej określa, wielkość niezbędnego czasu pracy.
Ale wielkość pracy dodatkowej otrzymujemy, odejmując niezbędny czas pracy od całkowitego dnia roboczego. Gdy od 12 godzin odejmiemy 10 godzin, to pozostają dwie godziny, i nie widać wcale, jak w danych warunkach można przedłużyć pracę dodatkową ponad dwie godziny. Coprawda kapitalista może zapłacić robotnikowi zamiast 5 szylingów tylko 4 szylingi i 6 pensów, lub jeszcze mniej. Dla odtworzenia wartości tych 4 szylingów i & pensów wystarczyłoby 9 godzin pracy, to też z dwunastogodzinnego dnia roboczego przypadłoby na pracę dodatkową już nie dwie, lecz trzy godziny, a sama wartość dodatkowa wzrosłaby z 1 szylinga do 1 szylinga i 6 pensów. Ale rezultat ten byłby osiągnięty tylko dzięki zepchnięciu płacy robotnika poniżej wartości jego siły roboczej. Robotnik, mając 4½ szylinga, które wytworzył w ciągu 9 godzin, rozporządza ilością środków utrzymania mniejszą o 1/10 niż poprzednio, to też odtworzenie jego siły roboczej ulega redukcji. Praca dodatkowa zostałaby tu przedłużona jedynie przez przekroczenie jej normalnych granic, przez rozszerzenie jej dziedziny kosztem uzurpatorskiego zagarnięcia części niezbędnego czasu pracy. Pomimo doniosłej roli, jaką metoda ta odgrywa w rzeczywistym ruchu płac robotniczych, tutaj musimy ją wyłączyć, ze względu na założenie, że wszystkie towary, a więc i siła robocza, są kupowane i sprzedawane według — swej pełnej wartości. Przy tem założeniu czas pracy, niezbędny dla wytworzenia siły roboczej lub dla odtworzenia jej wartości, nie może się zmniejszyć wskutek spadku płacy robotnika poniżej wartości jego siły roboczej, lecz jedynie wskutek spadku samej wartości siły roboczej. Skoro długość dnia roboczego jest dana, to przedłużenie pracy dodatkowej musi wynikać ze skrócenia niezbędnego czasu pracy, a nie odwrotnie skrócenie niezbędnego czasu pracy z przedłużenia pracy dodatkowej. W naszym przykładzie wartość siły roboczej musi istotnie zmniejszyć się o 1/10, aby niezbędny czas pracy zmniejszył się o 1/10, z 10 do 9 godzin, a więc aby praca dodatkowa wzrosła z 2 do 3 godzin.
Taki spadek wartości siły roboczej o 1/10 ze swej strony wymaga, aby można było wytworzyć w ciągu 9 godzin tę samą. masę środków utrzymania, którą, przedtem wytwarzano w ciągu 10 godzin. Jest to jednak niemożliwe bez wzmożenia siły wytwórczej pracy. Szewc naprzykład przy danych środkach może uszyć parę butów w ciągu 12-godzinnego dnia roboczego. Gdyby miał w tym samym czasie uszyć dwie pary, to oczywiście siła wytwórcza jego pracy musiałaby się podwoić, a nie może się ona podwoić bez; zmiany w środkach jego pracy lub w sposobie pracy, lub w obu naraz. Musi przeto nastąpić przewrót w warunkach jego produkcji, to znaczy w jego sposobie produkcji, a więc i w samym procesie pracy. Przez wzmożenie siły wytwórczej pracy rozumiemy tutaj taką zmianę w procesie pracy, wskutek której czas, społecznie niezbędny dla wytworzenia danego towaru, zostaje skrócony, a więc mniejsza ilość pracy pozyskuje zdolność wytworzenia większej ilości wartości użytkowych[284]. W dotychczas rozpatrywanej formie wytwarzania wartości dodatkowej uważaliśmy sposób produkcji za dany i stały, lecz gdy chodzi o wytwarzanie wartości dodatkowej zapomocą przekształcania pracy niezbędnej w pracę dodatkową, to nie wystarcza bynajmniej, aby kapitał owładnął procesem pracy w jego postaci obecnej, czyli przekazanej mu historycznie, i przedłużył jedynie jego trwanie. Musi on dokonać przewrotu w technicznych i społecznych warunkach procesu pracy, a więc w samym sposobie produkcji, musi wzmóc siłę wytwórczą pracy, aby przez jej wzmożenie obniżyć wartość siły roboczej i w ten sposób slmócić część dnia roboczego, niezbędną dla odtworzenia tej wartości.
Wartość dodatkową, wytworzoną zapomocą przedłużenia dnia roboczego, nazywam wartością dodatkową bezwzględną [absolutną]; natomiast wartość dodatkową, wynikającą ze skrócenia niezbędnego czasu pracy i odpowiedniej zmiany w stosunkowej wielkości obu części składowych dnia roboczego — wartością dodatkową względną.
Ażeby zniżyć wartość siły roboczej, wzrost siły wytwórczej pracy musi objąć te gałęzie przemysłu, których wytwory określają wartość siły roboczej, a więc bądź wchodzą w skład zwykłych środków utrzymania, bądź mogą je zastąpić. Lecz wartość towaru jest określona nietylko przez ilość pracy, która nadaje mu formę ostateczną, ale również przez masę pracy, która tkwi w narzędziach produkcji; naprzykład wartość buta — nietylko przez pracę szewca, lecz również przez wartość skóry, smoły, dratwy i t. d. A więc wartość siły roboczej obniża się również przez wzmożenie siły wytwórczej pracy oraz przez odpowiadające mu potanienie towarów w tych gałęziach przemysłu, które dostarczają materjalnych składników kapitału stałego, a mianowicie środków pracy i materjału pracy dla produkcji środków utrzymania. Natomiast wzmożenie siły wytwórczej pracy w gałęziach produkcji, które nie wytwarzają ani środków utrzymania, ani środków produkcji dla ich wytwarzania, nie wywiera żadnego wpływu na wartość siły roboczej.
Potanienie danego towaru wpływa oczywiście na zniżkę wartości siły roboczej tylko „pro tanto“, t. j. w tym stosunku, w którym dany towar bierze udział w reprodukcji siły roboczej. Koszule naprzykład są niezbędnym środkiem utrzymania, lecz tylko jednym z wielu. Ich potanienie zmniejsza jedynie wydatek robotnika na koszule. Lecz suma całkowita niezbędnych środków utrzymania składa się z wielu różnych towarów, które wszystkie są wytworami różnych gałęzi przemysłu, przyczem wartość każdego z tych towarów stanowi odpowiednią część wartości siły roboczej. Wartość ta zmniejsza się wraz ze zmniejszeniem czasu pracy, niezbędnego dla jej odtworzenia; ogólne zaś skrócenie tego czasu równa się sumie skróceń we wszystkich tych poszczególnych gałęziach przemysłu. Traktujemy tutaj ten ogólny rezultat tak, jak gdyby był on bezpośrednim rezultatem i bezpośrednim celem w każdym oddzielnym wypadku. Jeżeli naprzykład oddzielny kapitalista zniża cenę koszul dzięki wzmożeniu siły wytwórczej pracy, to bynajmniej nie musi przyświecać mu cel, aby odpowiednio zniżyć wartość siły roboczej, a zatem skrócić niezbędny czas pracy, ale tylko wówczas, gdy przyczynia się on ostatecznie do tego wyniku, przyczynia się również do podniesienia ogólnej stopy wartości dodatkowej[285]. Należy odróżniać ogólne i konieczne dążności kapitału od form, w których się one przejawiają.
Nie będziemy rozpatrywali obecnie, w jaki sposób imanentne [nieodłączne] prawa produkcji kapitalistycznej ujawniają się w zewnętrznym ruchu kapitałów, jak znajdują wyraz w prawach, rządzących konkurencją, i jak przez to dochodzą do świadomości poszczególnych kapitalistów, jako rozstrzygające motywy ich postępowania. Ale odrazu jest widoczne, że analiza naukowa konkurencji możliwa jest tylko wtedy, gdy pojęliśmy wewnętrzną naturę kapitału, podobnie jak pozorny ruch ciał niebieskich zrozumiały jest tylko dla tego, kto poznał ich ruch rzeczywisty, ale niepostrzegalny dla zmysłów. Jednakowoż w celu zrozumienia wytwarzania wartości dodatkowej względnej, i jedynie na podstawie dotychczasowych wyników, należy zauważyć co następuje.
Jeżeli godzina pracy wyraża się w ilości złota, równej 6 pensom czyli ½ szylinga, to w ciągu dwunastogodzinnego dnia roboczego wytworzona będzie wartość 6 szylingów. Przypuśćmy, że przy danej sile wytwórczej pracy w ciągu tych 12 godzin pracy sporządzono 12 sztuk towaru. Niechaj wartość środków produkcji, materjałów surowych i t. d., zużytych w każdej sztuce towaru, wynosi 6 pensów. W tych warunkach jednostka towaru kosztować będzie 1 szylinga, a mianowicie 6 pensów wyniesie wartość środków produkcji i 6 pensów wartość nowa, dołączona w toku roboty. Przypuśćmy teraz, że pewnemu kapitaliście powiodło się zdwoić siłę wytwórczą pracy i dzięki temu wytworzyć w ciągu dwunastogodzinnego dnia roboczego zamiast dwunastu — dwadzieścia cztery sztuki danego towaru.
Przy niezmienionej wartości środków produkcji wartość jednostki towaru spadnie do 9 pensów, z których 6 będzie stanowiło wartość zużytych środków produkcji, a 3 — przyrost wartości, odpowiadający świeżo włożonej pracy. Pomimo zdwojenia siły wytwórczej pracy dzień roboczy stwarza, jak przedtem, nową wartość, równą 6 szylingom, lecz wartość ta obecnie rozkłada się na podwójną ilość wytworów. To też na każdą jednostkę wytworu wypadnie już nie 1/12, lecz zaledwie 1/24 tej całkowitej wartości, 3 pensy zamiast 6 pensów:; czyli, co na jedno wychodzi, do środków produkcji, przy przekształcaniu ich w produkt, dołączy się na jednostkę wytworu już nie godzina, jak przedtem, lecz zaledwie pół godziny pracy. Wartość indywidualna tego towaru jest obecnie niższa od jego wartości społecznej, innemi słowy dany towar kosztuje mniej czasu pracy, niż główna masa tego samego towaru, wytworzona w warunkach społecznie przeciętnych. Każda sztuka kosztuje przeciętnie jednego szylinga, czyli wyobraża 2 godziny pracy społecznej; natomiast przy zmienionym sposobie wytwarzania kosztuje tylko 9 pensów, czyli zawiera tylko 1½ godziny pracy.
Ale istotną wartością towaru jest nie jego wartość indywidualna, lecz jego wartość społeczna; oznacza to, że wartość mierzy się nie czasem pracy, w danym wypadku faktycznie wydatkowanym przez wytwórcę, lecz czasem pracy, społecznie niezbędnym dla wytworzenia danego towaru. Jeżeli więc kapitalista, stosujący nową metodę, sprzedaje swój towar według jego społecznej wartości, po szylingu za sztukę, to sprzedaje go o 3 pensy drożej, niż wynosi jego wartość indywidualna, i realizuje wartość dodatkową nadzwyczajną wysokości 3 pensów. Lecz z drugiej strony dwunastogodzinny dzień roboczy wyraża się obecnie dlań w 24 sztukach towaru, zamiast poprzednich 12. Dla sprzedaży wytworu dnia roboczego kapitaliście potrzebny jest więc zbyt podwójny, czyli rynek dwakroć większy. Przy innych warunkach niezmienionych towary jego zdobywają sobie większy zbyt jedynie drogą zniżania cen, A więc kapitalista sprzeda je powyżej ich wartości indywidualnej, a poniżej społecznej, dajmy na to po 10 pensów za sztukę. W ten sposób na każdej sztuce towaru osiąga on jeszcze 1 pensa wartości dodatkowej nadzwyczajnej. To podniesienie wartości dodatkowej jest niezależne od tego, czy dany towar należy czy też nie — do niezbędnych środków utrzymania, a zatem czy uczestniczy w określaniu ogólnej wartości siły roboczej. Niezależnie więc od tej ostatniej okoliczności każdy poszczególny kapitalista ma powód — dostateczny, aby zniżać cenę towaru zapomocą podnoszenia siły wytwórczej pracy.
Jednak nawet i w tym wypadku wzmożone wytwarzanie wartości dodatkowej jest. następstwem skrócenia niezbędnego czasu pracy i odpowiedniego przedłużenia pracy dodatkowej[286]. Niechaj niezbędny czas pracy wynosi 10 godzin, a więc wartość dzienna siły roboczej — 5 szylingów; praca dodatkowa — 2 godziny, a więc wartość dodatkowa, wytworzona w ciągu jednego dnia — 1 szylinga. Lecz nasz kapitalista wytwarza obecnie 24 sztuki towaru i sprzedaje je po 10 pensów za sztukę, czyli razem za 20 szylingów. Ponieważ wartość środków produkcji równa się 12 szylingom, więc 142/5 sztuki towaru pokrywają, tylko wyłożony kapitał stały. Pozostałe 93/5 sztuki wyrażają wartość 12-godzinnego dnia roboczego. Ponieważ cena siły roboczej równa się 5 szylingom, więc 6 sztuk towaru wyrażać będzie niezbędny czas pracy, a 33/5 sztuki — pracę dodatkową. Stosunek pracy niezbędnej do pracy dodatkowej, który w warunkach społecznie przeciętnych równał się 5:1, obecnie wynosi już tylko 5:3.
Ten sam wynik możemy osiągnąć w następujący sposób. Wartość wytworu dwunastogodzinnego dnia roboczego równa się 20 szylingom. Z tego 12 szylingów przypada na wartość środków produkcji, która tylko zjawia się ponownie w wartości wytworu. Pozostaje więc 8 szylingów, jako pieniężny wyraz wartości, w której się wyraża dzień roboczy. Ten wyraz pieniężny jest wyższy, niż wyraz pieniężny pracy społecznie przeciętnej tego samego rodzaju, ponieważ 12 godzin tej ostatniej wyrazi się w 6 tylko szylingach. Praca o wyjątkowej sile wytwórczej działa jak praca o wyższem natężeniu, czyli w tych samych okresach czasu stwarza większe wartości, niż społecznie przeciętna praca tego samego rodzaju. Pomimo to, nasz kapitalista w dalszym ciągu płaci 5 szylingów za dzienną wartość siły roboczej. Robotnikowi potrzeba więc dla odtworzenia wartości swej siły roboczej, zamiast dawniejszych 10 godzin, tylko 71/5 godziny. Zatem jego praca dodatkowa przedłużyła się o 24/5 godziny[287], wytworzona zaś przezeń wartość dodatkowa wzrosła z 1 do 3 szylingów. A więc kapitalista, stosujący ulepszony sposób wytwarzania, przywłaszcza sobie, jako pracę dodatkową, stosunkowo większą część dnia roboczego, aniżeli inni kapitaliści w tej samej gałęzi produkcji. Czyni on na własną rękę to, co czyni kapitał wogóle przy wytwarzaniu wartości dodatkowej względnej. Z drugiej strony ta wartość dodatkowa nadzwyczajna znika z chwilą, gdy nowy sposób produkcji rozpowszechnia się i przez to znosi różnicę pomiędzy wartością indywidualną taniej wytworzonych towarów, a ich wartością społeczną. To samo prawo, w myśl którego czas pracy określa wartość, daje się odczuć kapitaliście, stosującemu nową metodę, w tej postaci, że zmusza go do sprzedawania swych towarów poniżej ich wartości społecznej, a jako przymusowe prawo konkurencji zmusza jego spółzawodników do wprowadzania u siebie nowego sposobu produkcji[288]. A zatem ogólna stopa wartości dodatkowej ulega ostatecznie działaniu całego tego procesu dopiero wówczas, gdy wzmożenie siły wytwórczej pracy obejmuje te gałęzie produkcji, a przeto zniża ceny tych wytworów, które wchodzą w krąg niezbędnych środków utrzymania, a więc są składnikami wartości siły roboczej.
Wartość towarów pozostaje w stosunku odwrotnym do siły wytwórczej pracy. Tyczy to również wartości siły roboczej, gdyż określają ją wartości towarów. Natomiast wartość dodatkowa względna pozostaje w stosunku prostym do siły wytwórczej pracy: rośnie wraz ze wzrostem siły wytwórczej i spada wraz z jej spadkiem. Społecznie przeciętny dwunastogodzinny dzień roboczy wytwarza, przy założeniu niezmiennej wartości pieniądza, wciąż tę samą wartość, dajmy na to 6 szylingów, niezależnie od tego, jak się ta suma wartości podzieli pomiędzy równoważnik wartości siły roboczej i wartość dodatkową. Jeżeli jednak, wskutek wzmożenia siły wytwórczej pracy, wartość dzienna środków utrzymania, a więc również wartość dzienna siły roboczej, spadnie z 5 szylingów do 3 szylingów, to wartość dodatkowa wzrośnie z 1 szylinga do 3 szylingów. Przedtem trzeba było 10 godzin pracy do odtworzenia wartości siły roboczej, obecnie wystarcza już tylko 6. Cztery godziny pracy zostały zwolnione i mogą być przyłączone do dziedziny pracy dodatkowej. Jest więc nieodłącznym popędem i stałą dążnością kapitału wzmagać siłę wytwórczą pracy, aby zapomocą potanienia towarów czynić tańszym samego robotnika[289].
Bezwzględna wartość towaru jest sama przez się obojętna dla kapitalisty, który je wytwarza. Obchodzi go tylko wartość dodatkowa, tkwiąca w towarze, a realizowana w sprzedaży. Realizowanie wartości dodatkowej zawiera już w sobie zwrot wartości wyłożonej. Ponieważ wartość dodatkowa względna wzrasta w stosunku prostym do rozwoju siły wytwórczej pracy, podczas gdy wartość towarów spada w odwrotnym stosunku do tego rozwoju, ponieważ więc ten sam proces zniża ceny towarów i podnosi zawartą w nich wartość dodatkową, zatem w ten sposób rozwiązuje się zagadka, dlaczego kapitalista, chociaż idzie mu tylko o wytwarzanie wartości wymiennej, wciąż dąży do zniżania wartości wymiennej towarów. Quesnay, jeden z założycieli ekonomji politycznej, gnębił już tą sprzecznością swych przeciwników, którzy nie umieli mu na to odpowiedzieć. „Przyznajecie“ mówi on, „że im więcej, bez uszczerbku dla produkcji, można oszczędzić wydatków i kosztownych robót przy fabrykowaniu wyrobów rzemieślniczych, tem korzystniejsza jest ta oszczędność, gdyż zmniejsza cenę tych wyrobów. A mimo to sądzicie, że wytwarzanie bogactwa, pochodzącego z pracy rzemieślników, polega na pomnażaniu wartości wymiennej ich wyrobów“[290].
Oszczędzanie pracy zapomocą rozwijania jej siły wytwórczej[291] przy kapitalistycznym trybie produkcji nie ma więc wcale na celu skrócenia dnia roboczego. Ma ono na celu jedynie skrócenie czasu pracy, potrzebnego dla wytworzenia określonej ilości towarów. To zaś, że robotnik przy wzmożonej sile wytwórczej swej pracy wytworzy w ciągu godziny naprzykład dziesięć razy więcej towaru, niż przedtem, że zatem na każdą sztukę towaru zużyje dziesięć razy mniej czasu, — to bynajmniej nie przeszkadza, że mu każą w dalszym ciągu pracować 12 godzin i wytwarzać przez te 12 godzin 1.200 sztuk towaru zamiast poprzednich 120. Owszem, jego dzień roboczy może być nawet przedłużony tak, że będzie on wytwarzał 1.400 sztuk, pracując 14 godzin i t. d. To też u ekonomistów typu Mac Cullocha, Ure’a, Seniora e tutti quanti [i innych w tym rodzaju] nieraz na jednej stronicy czytamy, że robotnik winien wdzięczność kapitałowi za rozwój sił wytwórczych, skracający niezbędny czas pracy, a na następnej stronicy, — że dla spłacenia tego długu wdzięczności robotnik ma pracować na przyszłość 15 godzin zamiast 10. Rozwój siły wytwórczej pracy przy kapitalistycznym trybie produkcji zdąża do skracania tej części dnia roboczego, podczas której robotnik musi pracować dla siebie, i do przedłużania właśnie przez to pozostałej części dnia roboczego, w ciągu której może on pracować darmo dla kapitalisty. W jakim zakresie wynik ten można osiągnąć, nawet bez zniżania cen towarów, to się pokaże przy rozważaniu poszczególnych metod wytwarzania wartości dodatkowej względnej, do czego obecnie przechodzimy.



Rozdział jedenasty.
KOOPERACJA.

Widzieliśmy już, że produkcja kapitalistyczna faktycznie zaczyna się wtedy, gdy ten sam kapitał indywidualny zatrudnia jednocześnie większą, liczbę robotników, gdy więc proces pracy rozszerza swój zakres i poczyna wytwarzać produkty na szerszą ilościowo skalę. Wspólna praca wielu robotników w tym samym czasie, w tem samem pomieszczeniu (lub, jeśli kto woli, na tem samem polu pracy), przy wytwarzaniu tych samych towarów i pod komendą tego samego kapitalisty stanowi punkt wyjścia, zarówno historyczny jak logiczny, produkcji kapitalistycznej. Tak naprzykład rękodzielnia w swej fazie początkowej, pod względem samego sposobu produkcji, różni się od rzemiosła cechowego wyłączne niemal większą liczbą robotników, zatrudnionych jednocześnie przez ten sam kapitał. Warsztat majstra cechowego zostaje tylko rozszerzony.
A więc z początku różnica jest czysto ilościowa. Widzieliśmy już, że masa wartości dodatkowej, wytworzonej przez dany kapitał, równa się wartości dodatkowej, wytworzonej przez pojedynczego robotnika, pomnożonej przez liczbę robotników, zatrudnionych jednocześnie. Liczba ta sama przez się nie wywiera wpływu na stopę wartości dodatkowej, czyli na stopień wyzysku siły roboczej, w stosunku zaś do wytwarzania wartości towarów wogóle wszelka zmiana jakościowa w procesie pracy wydaje się obojętną. Wynika to z samej natury wartości. Jeżeli dwunastogodzinny dzień roboczy ucieleśnia się w 6 szylingach, to 1.200 takich dni ucieleśni się w 6 szyl. ✕ 1.200 = 7.200 szylingach. W pierwszym wypadku w produkcie ucieleśniło się 12 godzin pracy, w drugim 12 ✕ 1.200, czyli 14.400 godzin. Przy wytwarzaniu wartości wielka liczba oznacza tylko wiele jednostek. A więc z punktu widzenia wytwarzania wartości jest zupełnie obojętne, czy 1.200 robotników pracuje oddzielnie, czy też pracuję, oni razem pod komendę jednego kapitalisty.
A jednak w pewnych granicach zachodzi tu zmiana. Praca, uprzedmiotowiona w wartości, jest pracę o jakości społecznie przeciętnej, czyli uzewnętrznieniem przeciętnej siły roboczej. Ale wielkość przeciętna powstaje zawsze jako przeciętna wielu różnych wielkości indywidualnych tego samego rodzaju. W każdej gałęzi przemysłu robotnik indywidualny, Piotr czy Paweł, odchyla się mniej lub bardziej od robotnika przeciętnego. Te odchylenia indywidualne, tak zwane w matematyce „błędy”, znoszę się wzajemnie i znikają, gdy bierzemy większą ilość robotników. Edmund Burke, słynny sofista i sykofant[292], twierdzi, na podstawie rzekomo własnego doświadczenia w roli dzierżawcy rolnego, że nawet w takiej „gromadce”, jak 5 parobków, już zanikają wszelkie różnice indywidualne w pracy, tak że 5 pierwszych lepszych dorosłych parobków angielskich wspólnie wykona w tym samym czasie tę sarnę robotę, co jakakolwiek inna piętka parobków angielskich[293]. Jakkolwiek bądź, jest rzeczą oczywistą, że zbiorowy dzień roboczy większej liczby robotników, zatrudnionych jednocześnie, podzielony przez tę liczbę, jest już sam przez się dniem pracy społecznie przeciętnej. Przypuśćmy, że dzień roboczy pojedyńczego robotnika trwa 12 godzin. Zatem dzień roboczy 12 robotników, zatrudnionych jednocześnie, jest zbiorowym, 144-godzinnym dniem roboczym. A chociaż praca każdego robotnika z tego tuzina odchyla się mniej lub więcej od pracy społecznie przeciętnej, chociaż oddzielny robotnik trochę mniej lub trochę więcej czasu zużyje na wykonanie tej samej roboty, to jednak dzień roboczy każdego pojedyńczego robotnika, jako 1/12 zbiorowego 144-godzinnego dnia roboczego, posiada charakter społecznie przeciętnego dnia roboczego. Dla kapitalisty jednak, zatrudniającego tuzin robotników, dzień roboczy jest zbiorowym dniem roboczym tego tuzina; dzień roboczy każdego robotnika oddzielnie jest dlań jedynie odpowiednią częścią zbiorowego dnia roboczego, bez względu na to, czy danych dwunastu robotników istotnie pracuje łącznie, czy też cały związek między nimi polega jedynie na tem, że pracują dla tego samego kapitalisty. Jeżeli natomiast ta dwunastka robotników dzieli się na 6 dwójek, z których każda jest zatrudniona u jakiegoś majsterka, to wtedy jest rzeczą przypadku, czy każdy poszczególny majster wytworzy tę samą masę wartości, a więc czy zrealizuje ogólną stopę wartości dodatkowej. Zajdą tu odchylenia indywidualne. Jeżeli dany robotnik zużywa na wytworzenie danego towaru czas znacznie dłuższy od społecznie niezbędnego, jeżeli zatem jego indywidualny niezbędny czas pracy — znacznie się różni od czasu pracy społecznie niezbędnego, czyli społecznie przeciętnego, to praca jego nie będzie uznana za pracę przeciętną, ani jego siła robocza — za przeciętną siłę roboczą. Tego rodzaju siła robocza wcale nie będzie sprzedana, lub też będzie sprzedana poniżej przeciętnego poziomu wartości siły roboczej. A zatem pewne minimum zdolności do pracy jest niezbędne, i zobaczymy później, że produkcja kapitalistyczna znajduje sposoby mierzenia tego minimum. Minimum to różni się jednak od poziomu przeciętnego, choć z drugiej strony siła robocza musi być opłacana według swej przeciętnej wartości. To też z naszych 6 majsterków jeden wydębi mniej, drugi więcej niż wynosi ogólna stopa wartości dodatkowej. Nierówności znoszą się wzajemnie dla społeczeństwa, ale nie dla pojedyńczego majstra. Prawo pomnażania wartości wogóle urzeczywistnia się całkowicie w stosunku do pojedyńczego producenta wtedy dopiero, gdy poczyna on produkować jako kapitalista, zatrudniający równo — „nie wielu robotników, a więc gdy od pierwszej chwili uruchomia pracę społeczną przeciętną[294].
Nawet gdy sposób pracy nie ulega zmianie, to przecież równoczesne zatrudnienie większej liczby robotników wywołuje przewrót w przedmiotowych warunkach procesu pracy. Budynki, gdzie robotnicy pracują zbiorowo, składy materjałów i t. d., naczynia, przyrządy, narzędzia i t. p., któremi się robotnicy posługują jednocześnie lub naprzemian — krótko mówiąc, część środków produkcji jest obecnie spożywana zbiorowo w procesie pracy. Z jednej strony wartość wymienna towarów, a więc i środków produkcji, bynajmniej nie wzrasta wskutek lepszego pod jakimkolwiek względem wyzyskania ich wartości użytkowej. Z drugiej strony wzrastają rozmiary środków produkcji, używanych zbiorowo. Izba, gdzie 20 tkaczy pracuje na 20 krosnach, musi być obszerniejsza, niż izba samodzielnego tkacza z dwoma czeladnikami. Ale zbudowanie warsztatu na 20 osób wymaga mniej pracy, niż postawienie 10 warsztatów na każde 2 osoby, i wogóle wartość skupionych masowo i zbiorowych środków produkcji nie wzrasta proporcjonalnie do ich rozmiarów i do ich użytecznego wyniku. Środki produkcji, używane zbiorowo, przenoszą na pojedynczy wytwór mniejszą część składową swej wartości, poczęści dlatego, że suma wartości, przenoszona przez nie na wytwór, rozkłada się równocześnie na większą masę wytworu, poczęści zaś dlatego, że w porównaniu z indywidualnemi środkami produkcji wnoszą one do procesu produkcji wartość wprawdzie absolutnie większą, Jęcz w stosunku do zakresu swego działania względnie mniejszą. W ten sposób zmniejsza się jedna ze składowych części wartości kapitału stałego, proporcjonalniej zaś do jej wielkości zmniejsza się i całkowita wartość towaru. Skutek jest taki sam, jak gdyby poczęto wytwarzać taniej środki wytwarzania towarów. Ta oszczędność w stosowaniu środków produkcji wynika jedynie ze wspólnego zużywania ich w procesie pracy zbiorowej. Nawet wtedy, gdy praca zbiorowa polega na tem, że robotnicy pracują w jednym lokalu, lecz nie wspólnie, to i wówczas nadaje ona środkom produkcji ów charakter warunków pracy społecznej, czyli społecznych warunków pracy, który odróżnia je od rozproszonych i względnie kosztownych środków produkcji pojedynczych samodzielnych robotników lub drobnych majsterków. Część środków pracy przybierał ten charakter społeczny, zanim jeszcze zdąży posiąść go sami proces pracy.
Oszczędność na środkach produkcji należy wogóle rozpatrywać z dwojakiego punktu widzenia. Po pierwsze zniża ona ceny towarów i przez to zmniejsza wartość siły roboczej. Powtóre zmienia stosunek wartości dodatkowej do całkowitego kapitału wyłożonego, t. j. do sumy wartości jego części składowych: stałej i zmiennej. Ten ostatni punkt będzie rozpatrzony dopiero w pierwszym dziale trzeciej księgi niniejszego dzieła, do której odkładamy wiele rzeczy, należących do tego tematu, w celu wyłożenia ich we właściwym związku. Bieg naszej analizy wymaga takiego rozerwania przedmiotu, które zresztą odpowiada duchowi produkcji kapitalistycznej. A mianowicie, ponieważ warunki pracy przeciwstawiają się tu robotnikowi, jako czynnik samodzielny, więc i oszczędność na nich jest dlań czynnością odrębną, nic go nie obchodzącą, nic wspólnego nie mającą ze sposobami podnoszenia jego siły wytwórczej.
Gdy wielu robotników pracuje planowo obok siebie i wspólnie w tym samym procesie produkcji, lub w różnych, lecz związanych ze sobą procesach produkcji, to taka forma pracy nazywa się kooperacją[295].
Jak siła ataku szwadronu konnicy lub siła oporu pułku piechoty jest zasadniczo różna od sumy sił ataku i oporu pojedyńczych kawalerzystów lub piechurów, tak samo od mechanicznej sumy sił pojedynczych robotników różni się społeczna potęga, będąca wynikiem równoczesnego spółdziałania wielu wielu rąk w tej samej, niepodzielnej czynności, naprzykład, gdy chodzi o podniesienie ciężaru, obracanie korby lub uprzątnięcie zapory; z drogi[296]. Wysiłki oddzielnych jednostek bądź nie mogłyby woale osiągnąć tego wyniku, co praca zbiorowa, bądź wymagałyby o wiele dłuższego czasu, bądź wreszcie osiągnęłyby ten wynik w miniaturowej skali. Chodzi nietylko o to, że kooperacja podnosi siłę wytwórczą jednostki, lecz o to, że stwarza ona nową silę wytwórczą, a mianowicie odrębną siłę masy[297].
Niezależnie od tej nowej potęgi, będącej wynikiem łączenia wielu sił w jedną siłę zbiorową, przy większej części prac wytwórczych sam tylko kontakt społeczny wywołuje wśród robotników spółzawodnictwo i działa pobudzająco na ich energję życiową (animal spiritis), podnosząc zdolność wytwórczą każdej jednostki. Dzięki temu 12 osób razem, w ciągu zbiorowego 144-godzinnego dnia roboczego, wytworzy o wiele większy produkt zbiorowy, niż 12 oddzielnych robotników, pracujących po 12 godzin, lub niż jeden robotnik, pracujący 12 dni z rzędu[298]. Pochodzi to stąd, że człowiek jest ze swego przyrodzenia, jeżeli nie zwierzęciem politycznem, jak mniema Arystoteles[299], to w każdym razie zwierzęciem społecznem.
Jeżeli nawet wielu robotników wykonywa jednocześnie i wspólnie czynności te same lub tego samego rodzaju, to praca indywidualna każdego z nich może, jako część pracy zbiorowej, wyobrażać różne fazy procesu pracy, przyczem dzięki kooperacji przedmiot pracy przebiega fazy te prędzej. Naprzykład, gdy murarze tworzą szereg, aby podawać sobie cegły, które w ten sposób wędrują od stóp rusztowania do jego wierzchołka, to każdy z nich czyni to samo co inny, a jednak poszczególne czynności ich stanowią ogniwa nieprzerwanego łańcucha roboty zbiorowej, oraz poszczególne fazy procesu pracy, przez który musi przejść każda cegła; dzięki temu 24 ręce robotnika zbiorowego prędzej podają cegłę na wierzch, niżby to uczyniła para rąk pojedynczego robotnika, chodzącego to w górę to w dół po rusztowaniu[300]. Przedmiot pracy przebiega tę samą przestrzeń w krótszym czasie Z drugiej strony połączenie prac występuje i wtedy, gdy naprzykład dana budowa zostaje rozpoczęta z różnych stron, choć robotnicy spółdziałający wykonywują czynności te same lub tego samego rodzaju. Wytwór zbiorowy bardziej się posuwa naprzód w ciągu zbiorowego 144-godzinnego dnia roboczego, niż w ciągu tuzina dwunastogodzinnych dni roboczych robotników mniej lub więcej odosobnionych, z których każdy z jednej tylko strony przystąpić może do swej roboty, ponieważ robotnik połączony czyli robotnik zbiorowy z różnych stron zabiera się do przedmiotu pracy, bo ma ręce i oczy z przodu i z tyłu i jest niejako wszechobecny. Różne przestrzenne części wytworu dojrzewają równocześnie.
Podkreśliliśmy tu, że wielu robotników wzajemnie się uzupełniających wykonywa czynności te same lub tego samego rodzaju, ponieważ ta najprostsza postać spółpracy odgrywa wielką rolę nawet i w najwyżej rozwiniętych formach kooperacji. Jeżeli proces pracy jest złożony, to już sama mnogość spółpracujących pozwala na rozdzielenie różnych czynności pomiędzy różnych robotników, a więc na wykonywanie ich równoczesne, co skraca czas roboczy niezbędny dla wykończenia całkowitego wytworu[301].
Wiele gałęzi produkcji posiada swe momenty krytyczne, czyli okresy wyznaczone przez samą naturę danego procesu pracy, w których ciągu muszą być osiągnięte określone wyniki pracy. Naprzykład, gdy trzeba ostrzyc stado owiec, lub zżąć i zwieźć zboże z danej ilości mórg pola, to zarówno ilość jak jakość plonu wymaga, aby daną robotę w określonym czasie zacząć i w określonym czasie skończyć. Okres czasu, w ciągu którego dany proces pracy musi być dokonany, jest tu dany zgóry, naprzykład przy połowie śledzi. Robotnik pojedynczy może wykroić z doby jeden tylko dzień roboczy, dajmy na to dwunastogodzinny, ale kooperacja stu robotników może z dwunastogodzinnego dnia uczynić dzień roboczy o 1.200 godzinach. Wielkość masy pracy, rzuconej w rozstrzygającym momencie na teren produkcji, może powetować krótkość czasu pracy[302]. Osiągnięcie wyniku we właściwym czasie zależy tu od jednoczesnego zastosowania wielu połączonych dni roboczych, wielkość zaś wyniku użytecznego — od liczby robotników, zawsze zresztą mniejszej, niż ta liczba, która miałaby, pracując w pojedynkę, wykonać tę samą robotę w tym samym czasie. Brak tej kooperacji sprawia, że marnuje się masa zboża na zachodzie Stanów Zjednoczonych i masa bawełny w tych prowincjach Indyj Wschodnich, gdzie panowanie angielskie zniszczyło dawny ustrój gminny[303].
Kooperacja umożliwia z jednej strony przestrzenne rozszerzenie pola pracy, i stąd niektóre roboty wymagają jej już ze względu na przestrzenny układ przedmiotu pracy, naprzykład osuszanie błot, budowa grobli, irygacja, budowa kanałów, dróg, kolei i t. d. Z drugiej strony pozwala ona na przestrzenne zwężanie pola pracy w stosunku do rozmiarów produkcji. To ograniczenie przestrzennego pola pracy przy jednoczesnem rozszerzeniu zakresu jej działania, pozwalające zaoszczędzić wiele martwych kosztów (faux frais), jest wynikiem skupienia robotników, łączenia różnych procesów pracy i koncentracji środków produkcji[304].
Zbiorowy dzień roboczy wytwarza większą masę wartości użytkowych, niż równa mu suma oddzielnych indywidualnych ’ i dni roboczych, to też zmniejsza czas pracy, niezbędny do osiągnięcia danego określonego wyniku użytecznego. Bez względu na to, w jaki sposób w danym wypadku zbiorowy dzień roboczy podnosi siłę wytwórczą pracy — a więc czy wzmaga mechaniczną potęgę pracy, czy rozszerza jej pole działania, czy zwęża przestrzenny teren produkcji w stosunku do jej rozmiarów, czy w rozstrzygających momentach uruchomia dużą ilość pracy w krótkim przeciągu czasu, czy pobudza spółzawodnictwo jednostek i przez to ich energję życiową (animal spirit), czy na jednakich czynnościach wielu robotników wyciska stempel ciągłości i wielostronności, czy pozwala wykonać jednocześnie różne czynności, czy też zaoszczędza środków produkcji dzięki ich zbiorowemu użytkowaniu, czy wreszcie nadaje pracy indywidualnej charakter pracy społecznie przeciętnej — we wszystkich tych okolicznościach szczególna siła wytwórcza zbiorowego dnia roboczego jest społeczną siłą wytwórczą pracy, czyli siłą wytwórczą pracy społecznej. Wynika ona z samej kooperacji. W planowem spółdziałaniu z innymi robotnik zaciera granice swej własnej indywidualności, lecz pomnaża potęgę rodzaju ludzkiego[305].
Jeżeli robotnicy wogóle mogą spółdziałać bezpośrednio tylko wtedy, gdy są razem, jeżeli więc skupienie ich na określonej przestrzeni jest warunkiem ich kooperacji, to robotnicy najemni mogę, spółdziałać tylko wtedy, gdy ten sam kapitał, ten sam kapitalista zatrudnia ich jednocześnie, t. j. gdy jednocześnie kupuje ich siły robocze. Wartość zbiorowa tych sił roboczych, czyli suma dziennych, tygodniowych i t. d. płac roboczych, musi przeto złączyć się w kieszeni kapitalisty zanim jeszcze siły robocze złączyły się w procesie produkcji. Jednorazowa wypłata robocizny, chociażby za jeden dzień tylko, 300 robotnikom wymaga większego nakładu kapitału, niż wypłacanie niewielu robotnikom ich płac co tydzień, w ciągu całego roku. Liczba kooperujących robotników, czyli rozmiary kooperacji, zależą więc przedewszystkiem od wielkości kapitału, który pojedyńczy kapitalista może wyłożyć na zakup siły roboczej, czyli od tego, w jakim zakresie każdy poszczególny kapitalista rozporządza środkami utrzymania wielu robotników.
I z kapitałem stałym rzeczy się mają podobnie, jak ze zmiennym. Nakład kapitału, którego wymaga naprzykład zakup surowca, jest dla jednego kapitalisty, zatrudniającego 300 robotników, trzydziestokrotnie większy, niż dla każdego z 30 kapitalistów, zatrudniających po 10 robotników. Wprawdzie wartość i masa materjalna środków pracy, używanych zbiorowo, nie wzrasta w tym samym stopniu co liczba zatrudnionych robotników, wzrasta jednak bardzo znacznie. Zatem koncentracja wielkiej masy środków produkcji w ręku pojedyńczych kapitalistów jest materjalnym warunkiem kooperacji robotników najemnych; zakres zaś kooperacji, czyli skala produkcji, zależy od zakresu tej koncentracji.
Najpierw pewne minimum kapitału indywidualnego okazało L się potrzebne po to tylko, aby zapewnić przedsiębiorcy możność jednoczesnego wyzyskiwania takiej liczby robotników i osiągania takiej masy wartości dodatkowej, któraby jego samego uwolniła od pracy ręcznej, któraby z drobnego majsterka uczyniła go kapitalistą, i formalnie ustaliła w ten sposób kapitalistyczny stosunek społeczny. Teraz owo minimum występuje jako warunek materjalny przekształcenia wielu rozproszonych jednostkowych procesów pracy, nawzajem od siebie niezależnych, w jeden proces pracy zbiorowy i społeczny.
Podobnie z początku zwierzchnictwo kapitału nad pracą zdawało się formalnym tylko wynikiem tego, że robotnik pracuje a nie na siebie, lecz na kapitalistę, a więc pod komendą kapitalisty. Ale z rozwojem kooperacji wielu robotników najemnych komenda kapitału staje się postulatem samego procesu prący i rzeczywistym warunkiem produkcji. Komenda kapitalisty na polu produkcji staje się równie niezbędna, jak komenda generała na polu bitwy.
Każda praca bezpośrednio społeczna, czyli praca zbiorowa na szerszą skalę, wymaga w mniejszym lub większym stopniu kierownictwa, uzgadniającego działalność jednostek i pełniącego te ogólne funkcje, które wynikają z ruchu zbiorowego organizmu produkcji, w odróżnieniu od czynności jego samodzielnych organów. Skrzypek solista sam sobą kieruje, lecz orkiestra wymaga kapelmistrza. Te właśnie funkcje kierownictwa, dozoru i uzgadniania stają się funkcjami kapitału z chwilą, gdy podległa mu praca staje się pracą kooperacyjną. Lecz czynność kierownicza, jako szczególna funkcja kapitału, przybiera pewne szczególne cechy charakterystyczne.
Więc przedewszystkiem bodźcem i zarazem wytycznym celem produkcji kapitalistycznej jest jak największe samopomnażanie kapitału[306], a więc wytwarzanie jak największej sumy wartości dodatkowej, czyli jak największy wyzysk siły roboczej przez kapitalistę. Wraz z masą robotników równocześnie zatrudnionych wzrasta ich opór, a więc z konieczności wzrasta i nacisk kapitału dla przełamania tego oporu. Kierownictwo kapitalisty jest nietylko szczególną funkcją, wynikającą z samej natury społecznego procesu pracy i właściwą temu procesowi; jest ono zarazem funkcją wyzyskiwania społecznego procesu pracy, a więc jest następstwem nieodzownego przeciwieństwa między wyzyskiwaczem, a surowym materjałem jego wyzysku. Podobnie wraz z rozmiarami środków produkcji, które przeciwstawiają się robotnikowi jako cudza własność, wzrasta potrzeba kontroli, czy środki te są stosowane celowo[307]. Ponadto kooperacja robotników najemnych jest poprostu wynikiem działania kapitału, zatrudniającego ich jednocześnie. Związek pomiędzy ich funkcjami, oraz ich jedność jako zbiorowego organizmu wytwórczego, leżą poza nimi, a mianowicie w kapitale, który ich złączył i który nadal utrzymuje łączność między nimi. Związek pomiędzy pracami robotników występuje więc wobec nich idealnie jako plan kapitalisty, a w praktyce jako jego władza, jako potęga woli obcej, która czynności ich poddaje celom własnym.
Jeżeli więc kierownictwo kapitalistyczne w treści swej jest dwojakie, z powodu dwoistości samego podległego mu procesu produkcji, który z jednej strony jest społecznym procesem pracy w celu wytworzenia produktu, a z drugiej strony procesem pomnażania wartości kapitału, to w formie swej jest ono despotyczne. Wraz z rozwojem kooperacji na szerszą skalę rozwijają się swoiste formy tego despotyzmu. Podobnie jak pierwotnie kapitalista wyzwalał się z pracy ręcznej, skoro tylko kapitał jego osiągał owo minimum, od którego dopiero rozpoczyna się właściwa produkcja kapitalistyczna, tak samo obecnie ustępuje on znowu szczególnej odmianie pracowników najemnych funkcję bezpośredniego i stałego dozorowania oddzielnych robotników i grup robotniczych. Jak armja wymaga wojskowego dowództwa, tak samo masa robotnicza, działająca wspólnie pod komendą kapitału, potrzebuje przemysłowych oficerów (dyrektorów, managers) i podoficerów (majstrów, dozorców, foremen, overlookers, contremaîtres), którzy w procesie pracy sprawują dowództwo w imieniu kapitału. Praca dozorowania ustala się jako ich funkcja wyłączna. Przy porównaniu trybu produkcji niezależnych chłopów i samodzielnych rzemieślników z gospodarką plantatorską, opartą na niewolnictwie, ekonomista zalicza tę pracę dozorowania do faux frais [martwych kosztów] produkcji[308]. Natomiast przy rozpatrywaniu kapitalistycznego trybu produkcji utożsamia on funkcję kierowniczą, wynikającą z samej natury społecznego procesu pracy, z funkcją kierowniczą, będącą następstwem kapitalistycznego, a więc antagonistycznego [opartego na przeciwieństwie] charakteru tego procesu[309]. Kapitalista nie dlatego jest kapitalistą, że jest kierownikiem przedsiębiorstwa przemysłowego, lecz przeciwnie, staje się kierownikiem przemysłowym, ponieważ jest kapitalistą. Dowództwo w przemyśle staje się atrybutem [cechą szczególną] kapitału, podobnie jak w feudalnym ustroju dowództwo na wojnie i sprawowanie sądów były atrybutami wielkiej własności ziemskiej[310].
Robotnik dopóty jest właścicielem swej siły roboczej, dopóki układa się z kapitalistą o jej sprzedaż; może zaś sprzedawać to tylko co posiada, a mianowicie swą indywidualną, pojedyńczą, silę roboczą. Stosunek ten bynajmniej nie zmienia się wskutek tego, że kapitalista kupuje 100 sił roboczych zamiast jednej, albo też, że zawiera umowy ze 100 robotnikami, nawzajem od siebie niezależnymi, zamiast z jednym. Może on zatrudniać tę setkę robotników, nie każąc im spółdziałać. Kapitalista płaci więc za wartość 100 odrębnych sił roboczych, ale nie za połączoną siłę roboczą setki robotników. Jako osoby niezależne, robotnicy są jednostkami, które wstępują w pewien stosunek z tym samym kapitałem, ale nie pomiędzy sobą. Kooperacja ich zaczyna się dopiero w procesie pracy, ale właśnie w procesie pracy przestają oni już należeć do samych siebie. Od chwili wstąpienia w ten proces zostają już wcieleni do kapitału. W charakterze robotników spółdziałających, członków pewnego organizmu wytwórczego, są tylko szczególną formą istnienia kapitału. A więc siła wytwórcza, którą robotnik rozwija jako robotnik społeczny, jest siłą wytwórczą kapitału. Społeczna siła wytwórcza! pracy rozwija się bezpłatnie, skoro robotnicy znajdą się: w pewnych określonych warunkach; a w te właśnie warunki stawia ich kapitał. Ponieważ zaś społeczna siła wytwórcza pracy nic nie kosztuje kapitału i ponieważ z drugiej strony robotnik rozwija ją dopiero od chwili, gdy praca jego należy już do kapitału, przeto występuje ona jako przyrodzona siła wytwór kapitału, jego imanentna [wewnętrzna] siła wytwórcza.
Kooperacja prosta odegrała ogromną rolę w imponujących dziełach starożytnych Azjatów, Egipcjan, Etrusków i t. d. „Zdarzało się w dawnych czasach, że te państwa azjatyckie, po pokryciu swych wydatków cywilnych i wojskowych, rozporządzały jeszcze nadmiarem środków utrzymania i mogły zużywać go na dzieła bądź wspaniałe, bądź użyteczne. Prawo powoływania do pracy całej prawie ludności nierolniczej i wyłączne prawo monarchy i kleru do rozporządzania tym nadmiarem dawały im możność pokrywania kraju wspaniałemi pomnikami... Do przewożenia kolosalnych posągów i olbrzymich bloków kamienia, których transport podziw wzbudza, używano niemal wyłącznie, ale za to rozrzutnie, pracy ludzkiej. Wystarczały do tego wielka liczba robotników i skoncentrowanie ich wysiłków. Tak wynurzają się z głębin oceanu potężne rafy koralowe, tworzące wyspy i całe lądy, pomimo, że każdy oddzielnie krzewik koralowy jest drobny, wątły i nikły. Owi robotnicy nierolni monarchji azjatyckiej mało co wnosili do swego dzieła poza swą osobistą pracą fizyczną, ale liczba była ich siłą, a potęga kierownictwa, rozporządzającego masami, dała początek” owym olbrzymim dziełom. Koncentracja w jednem ręku lub w niewielu rękach dochodów, z których żyją robotnicy, umożliwiała tego rodzaju przedsięwzięcia“[311]. Ta potęga królów azjatyckich i egipskich lub arcykapłanów etruskich i t. p. przeszła w społeczeństwie nowożytnem na kapitalistę, bez względu na to, czy występuje on jako kapitalista indywidualny, czy też, jak w spółkach akcyjnych, jako kapitalista zbiorowy.
Kooperacja w procesie pracy, taka, jaka już w zaraniu kultury ludzkiej góruje u ludów myśliwskich[312], albo w rolniczej gminie Hindusów, polega z jednej strony na spólnem władaniu warunkami produkcji, z drugiej strony na tem, że oddzielna jednostka nie przerwała jeszcze sznura pępkowego, łączącego ją ze szczepem lub gminą, z któremi jest zrośnięta tak silnie, Z. jak pszczoła z ulem. Obie te cechy odróżniają kooperację pierwotną od kooperacji kapitalistycznej. Sporadyczne [rzadko spotykane] stosowanie kooperacji na szerszą skalę w świecie starożytnym, w średniowieczu i w nowożytnych kolonjach opiera się na stosunkach bezpośredniego panowania i poddaństwa, najczęściej na niewolnictwie. Natomiast kapitalistyczna forma kooperacji już w założeniu swojem opiera się na wolnym robotniku najemnym, sprzedającym kapitałowi swą siłę roboczą. Jednak historycznie rozwija się ona jako przeciwieństwo gospodarki chłopskiej i niezależnego rzemiosła, bez względu na to, czy posiada ono formę cechową, czy też nie[313]. Kooperacja kapitalistyczna nie występuje wobec nich jako szczególna forma historyczna kooperacji, lecz raczej kooperacja sama wydaje się formą historyczną, właściwą kapitalistycznemu procesowi produkcji i stanowiącą jego cechę wyróżniającą.
Jak społeczna siła wytwórcza pracy, rozwinięta przez kooperację, przybiera postać siły wytwórczej kapitału, tak kooperacja sama występuje jako swoista forma kapitalistycznego procesu produkcji w przeciwstawieniu do procesu produkcji oddzielnych robotników, pracujących na własną, rękę, albo nawet drobnych majsterków. Jest to pierwsza zmiana, której doznaje rzeczywisty proces pracy, przechodząc pod zwierzchnictwo kapitału. Zmiana ta zachodzi żywiołowo. Przesłanka jej, jednoczesne zatrudnienie znacznej liczby robotników najemnych w tym samym procesie pracy, jest punktem wyjścia produkcji kapitalistycznej. Jest to zarazem warunek samego istnienia kapitału. Jeżeli więc z jednej strony kapitalistyczny tryb produkcji jest niezbędnym warunkiem dziejowym przekształcenia procesu pracy w proces społeczny, to z drugiej strony owa społeczna forma procesu pracy występuje jako metoda, stosowana przez kapitał po to, aby przez wzmożenie siły wytwórczej pracy tem skuteczniej ją wyzyskiwać.
Kooperacja w swej formie prostej, dotychczas przez nas rozważanej, utożsamia się z produkcją na szerszą skalę, lecz nie stanowi trwałej, odrębnej formy, właściwej jakiemuś poszczególnemu okresowi rozwoju produkcji kapitalistycznej. Conajwyżej w przybliżeniu odpowiada ona rzemieślniczym jeszcze początkom rękodzielnictwa[314] oraz tej odmianie wielkorotnego gospodarstwa, która odpowiada okresowi rękodzielniczemu i rożni się zasadniczo od gospodarki chłopskiej jedynie liczbą równocześnie zatrudnionych robotników i rozmiarami skupionych środków produkcji. Kooperacja prosta jest wciąż jeszcze przeważającą formą kooperacji w tych gałęziach produkcji, gdzie kapitał działa na wielką skalę, pomimo że podział pracy oraz maszyny odgrywają w nich podrzędną rolę.

Kooperacja pozostaje podstawową formą kapitalistycznego trybu produkcji, choć w swej prostej postaci występuje sama jako jego forma szczególna obok form innych, wyżej rozwiniętych.

Rozdział dwunasty.
PODZIAŁ PRACY I RĘKODZIELNICTWO.
1. Dwojaki początek rękodzielnictwa.

Kooperacja, oparta na podziale pracy, osiąga w rękodzielnictwie swą, formę klasyczną. Jako charakterystyczna forma procesu produkcji kapitalistycznej panuje ona we właściwym okresie rękodzielniczym, który biegnie mniej więcej od połowy wieku szesnastego do ostatniego trzydziestolecia wieku osiemnastego.
Rękodzielnictwo powstaje w dwojaki sposób.
Albo kapitalista gromadzi w jednym warsztacie pod swą komendą robotników różnych rzemiosł samodzielnych, przez których ręce dany produkt musi kolejno przechodzić, zanim przybierze swą ostateczną, dojrzałą postać. Naprzykład kareta była wytworem zbiorowym wielkiej liczby samodzielnych rzemieślników, jak to stelmachów, siodlarzy, tapicerów, ślusarzy, rymarzy, tokarzy, szmuklerzów, szklarzy, malarzy, lakierników, złotników i t. d. Natomiast rękodzielnia karetnicza łączy tych wszystkich rzemieślników w jednym warsztacie, gdzie pracują łącznie i jednocześnie. Wprawdzie nie można karety pozłocić, zanim jest gotowa, ale gdy wiele karet jest jednocześnie w robocie, pewna część ich wciąż jest w pozłacaniu, podczas gdy pozostałe karety przebywają wcześniejsze fazy procesu produkcji. Dotychczas jednak stoimy na gruncie kooperacji prostej, która zastaje gotowy materjał rzeczowy i ludzki. Niebawem jednak następuje zmiana zasadnicza. Tapicer, ślusarz, rymarz i t. d., zatrudniony wyłącznie w karetnictwie, traci pomału zarówno przyzwyczajenie, jak zdolność wykonywania, swego starego rzemiosła w całej rozciągłości. Z drugiej strony jego bardziej jednostronna praca przybiera w swym zwężonym zakresie formę najbardziej celową. Z początku karetnictwo było połączeniem rzemiosł samodzielnych, lecz stopniowo staje się produkcją karet, podzieloną na czynności poszczególne, z których każda wykrystalizowuje się, jako wyłączna funkcja danego robotnika, a których całość jest wykonywana przez zespół tych robotników cząstkowych. Podobnie sukięnnictwo i cały szereg innych rękodzieł powstaje ze złączenia różnych rzemiosł pod komendą jednego kapitału[315].
Albo też rękodzielnictwo powstaje w sposób odwrotny. Ten sam kapitał zatrudnia równocześnie w tym samym warsztacie wielu rzemieślników, wykonywujących tę samą lub podobne czynności, naprzykład wyrabiających papier, lub czcionki, lub igły. Jest to kooperacja w formie najprostszej. Każdy z tych rzemieślników (może z jednym lub dwoma czeladnikami) wytwarza dany towar w całości, a więc wypełnia kolejno różne czynności, potrzebne do wykończenia go. Pracuje on nadal swym dawnym rzemieślniczym sposobem. Niebawem jednak okoliczności zewnętrzne pozwalają wykorzystać inaczej skupienie robotników w tym samym lokalu i równoczesność ich prac. Trzeba naprzykład na dany termin dostarczyć większą ilość gotowego towaru. Praca zostaje więc rozdzielona. Zamiast tego, aby ten sam rzemieślnik wykonywał różne czynności w kolejności czasu, zostają one oddzielone od siebie, wyodrębnione, umieszczone obok siebie w przestrzeni, każda zostaje powierzona innemu rzemieślnikowi, wszystkie zaś razem są wykonywane jednocześnie przez personel kooperujący. Ten przypadkowy podział roboty powtarza się, ujawnia właściwe sobie korzyści i wreszcie kostnieje, jako systematyczny podział pracy. Towar z indywidualnego wytworu samodzielnego rzemieślnika, wypełniającego wielorakie czynności, przekształca się w wytwór zbiorowy zespołu rzemieślników, z których każdy wykonywa ciągle jedną i tę samą czynność cząstkową. Te same czynności, które zlewały się, kolejno po sobie następując, w pracy niemieckiego rzemieślnika cechowego, wyrabiającego papier, usamodzielniły się w rękodzielniczej papierni holenderskiej, jako równoległe czynności cząstkowe wielu robotników spółdziałających. Cechowy iglarz norymberski stanowi zawiązek angielskiej rękodzielni iglarskiej. Ale podczas gdy ów pojedynczy iglarz wykonywał szereg może 20 kolejnych czynności, tu każdy z 20 iglarzy, pracujących obok siebie, wykonywał już tylko jedną z tych 20 czynności, które w miarę doświadczenia rozszczepiały się jeszcze daleko bardziej i usamodzielniały się jako wyłączne funkcje poszczególnych robotników.
Dwojakie więc jest pochodzenie rękodzielnictwa, w dwojaki sposób powstało ono z rzemiosła. Z jednej strony rękodzielnictwo powstaje z połączenia różnych rzemiosł samodzielnych, które w tem połączeniu tracą swą samodzielność i swą różnorodność do tego stopnia, że stają się tylko wzajemnie uzupełniającemi się czynnościami cząstkowemi przy wytwarzaniu jednego i tego samego towaru. Z drugiej strony rękodzielnictwo powstaje z łączenia rzemieślników jednego fachu, rozkłada dane indywidualne rzemiosło na poszczególne czynności, wyodrębnia i usamodzielnia te czynności do tego stopnia, że każda z nich staje się wyłączną funkcją poszczególnego robotnika. Z jednej strony więc rękodzielnictwo wprowadza podział pracy do danego procesu produkcji, lub też rozwija go dalej; z drugiej strony — łączy rzemiosła przedtem rozdzielone. Lecz choć punkt wyjścia w obu wypadkach jest różny, rezultat jest jednakowy: mechanizm wytwórczy, którego organami są ludzie.
Aby dobrze zrozumieć podział pracy w rękodzielnictwie, należy zaznaczyć następujące punkty: Przedewszystkiem rozczłonkowanie procesu produkcji na poszczególne fazy zbiega się tu zupełnie z rozszczepieniem pracy rzemieślniczej na różne czynności cząstkowe. Robota więc, czy to prosta, czy złożona, pozostaje robotą rzemieślniczą, a przeto zależną od siły, umiejętności, sprawności i pewności, z jaką pojedynczy robotnik włada swem narzędziem pracy. Podstawą pozostaje tu rzemiosło. Ta wąska podstawa techniczna wyklucza rzeczywiste naukowe rozczłonkowanie procesu pracy, gdyż każdy proces cząstkowy, przez który wytwór przechodzi, musi być wykonany jako cząstkowa praca rzemieślnicza. Właśnie dlatego, że umiejętność rzemieślnicza pozostaje podstawą procesu produkcji, każdy robotnik zostaje przydzielony do jednej tylko czynności cząstkowej, a jego siła robocza przekształca się w dożywotni organ tej czynności cząstkowej. Ostatecznie ten podział pracy jest pewną szczególną fot mą kooperacji, niejedna zaś z jego korzyści płynie z istoty kooperacji wogóle, nie zaś z tej szczególnej formy kooperacji.

2. Robotnik cząstkowy i jego narządzie.

Przejdźmy teraz do niektórych szczegółów. Przedewszystkiem jest jasne, że gdy robotnik przez całe swe życie wykonywa jedną i tę samą prostą czynność, to z czasem przekształca całe swe ciało w jednostronny i automatyczny organ tej czynności, a przeto na czynność tę zużywa, oczywiście, mniej czasu, aniżeli rzemieślnik, wykonywujący kolejno cały szereg czynności. Otóż połączony robotnik zbiorowy, stanowiący żywy mechanizm rękodzielni, składa się z samych takich właśnie robotników jednostronnych, cząstkowych. To też w porównaniu z samodzielnem rzemiosłem, wytwarza się tu więcej w krótszym przeciągu czasu, czyli siła wytwórcza pracy wzrasta[316]. Również sposób wykonywania pracy cząstkowej wydoskonala się z chwilą, gdy praca ta wyodrębnia się jako wyłączna czynność danej osoby. Nieustanne powtarzanie tych samych ograniczonych ruchów i skupienie na nich całej uwagi uczą drogą doświadczalną osiągania zamierzonego wyniku użytecznego z najmniejszym wysiłkiem. A ponieważ zawsze różne pokolenia robotnicze spółistnieją i spółpracują w tych samych rękodzielniach, więc nabyta sprawność techniczna niebawem nagromadza sio, utrwala się i przekazuje się dalej[317].
Rękodzielnia stwarza faktycznie mistrzowską sprawność robotnika cząstkowego, ponieważ odtwarza i potęguje systematycznie do najwyższego stopnia w obrębie warsztatu pracy ten samorzutny podział zajęć, który już zastała w społeczeństwie. Z drugiej strony przekształcanie czynności cząstkowej w dożywotni zawód człowieka odpowiada dążności dawnego społeczeństwa, aby zawody były dziedziczne, aby stały się skamieniałemi kastami lub przynajmniej skostniałemi cechami, jeżeli już dane historyczne warunki stwarzają pewną ruchliwość jednostki, sprzeczną z kastowością. Kasty i cechy wynikają z tego samego prawa przyrody, które rządzi podziałem roślin i zwierząt na gatunki i rodzaje, z tą tylko różnicą, że na pewnym szczeblu rozwoju dziedziczność kast i wyłączność cechów zostają zadekretowane, jako ustawa społeczna[318].
„Muśliny z Dakka są niedoścignione pod względem swej delikatności, a perkale i inne tkaniny z Koromandel — pod względem świetności i trwałości swych kolorów. A jednak są wyrabiane bez kapitału, maszyn, podziału pracy i któregokolwiek z tych środków, które w Europie tak bardzo sprzyjają fabrykacji. Tkacz jest robotnikiem pojedyńczym, wyrabiającym tkaninę na zamówienie klienta, przy pomocy krosien najprostszej budowy, niekiedy złożonych tylko z drążków drewnianych, byle jak spojonych. Nie posiada on nawet żadnego przyrządu dla naciągania osnowy, tak że krosna muszą wciąż być rozciągnięte w całej swej długości i są przez to tak wielkie i niekształtne, że nie mieszczą się w chacie wytwórcy, który musi zatem pracować na dworze i przerywać robotę przy każdej zmianie pogody“[319].
Hindus, podobnie jak pająk, zawdzięcza swe mistrzowstwo w tkactwie tylko szczególnej sprawności, nagromadzonej przez szereg pokoleń i przekazywanej z ojca na syna. A jednak tkacz indyjski wykonywa pracę bardzo zawiłą, w porównaniu z pracą większości robotników rękodzielniczych.
Rzemieślnik, który przy wytwarzaniu danego wyrobu wypełnia kolejno różne czynności cząstkowe, musi zmieniać to miejsce, to narzędzia. Przejście od jednej czynności do drugiej przerywa tok jego pracy i stwarza jak gdyby pory [drobne otwory] w jego dniu roboczym. Pory te zwężają się, gdy robotnik przez dzień cały wykonywa bez przerwy jedną i tę samą czynność, albo też zasklepiają się w miarę, jak zmniejsza się zmienność jego czynności. Wzmożona wydajność pochodzi tu albo z większego wydatkowania siły roboczej w danym okresie czasu, a więc z większego natężenia pracy, albo ze zmniejszenia nieprodukcyjnego zużywania siły roboczej. Dodatkowy wysiłek, którego wymaga każde przejście ze spokoju do ruchu, opłaca się przy dłuższem trwaniu raz nabytej szybkości normalnej. Z drugiej strony brak przerw w jednostajnej pracy przytępia uwagę i usypia energję życiową robotnika, dla którego sama zmiana czynności jest wypoczynkiem i bodźcem.
Wydajność pracy zależy nietylko od sprawności robotnika, lecz również od doskonałości jego narzędzi. Narzędzia tego samego rodzaju, służące do krajania, wiercenia, uderzania, ubijania i t. d., używane są w najróżniejszych procesach pracy, a nawet W tym samym procesie to samo narzędzie służy do różnych czynności. Skoro jednak następuje rozczłonkowanie poszczególnych czynności tego samego procesu pracy i każda czynność cząstkowa w ręku robotnika cząstkowego przybiera formę dla siebie najodpowiedniejszą, a przeto wyłączną, zjawia się potrzeba przekształcenia narzędzi, przedtem służących do różnych celów. Szczególne i stwierdzone przez doświadczenie trudności, które nastręcza dawna forma tych narzędzi, określają kierunek, w którym forma ta się zmienia. Cechami charakterystycznemi rękodzielni są: zróżniczkowanie narzędzi pracy, dzięki czemu dla narzędzia każdego rodzaju otrzymujemy tyle stałych odmian, ile posiada poszczególnych zastosowań, oraz specjalizacja tych narzędzi, dzięki której każde poszczególne narzędzie znajduje pełne zastosowanie tylko w ręku wyspecjalizowanego robotnika cząstkowego. W samem tylko Birmingham wyrabianych jest około 500 odmian młotków, z których każda służy tylko dla określonego procesu pracy, a nawet nieraz szereg odmian pewnego typu młotków służy dla różnych czynności w tym samym procesie pracy. Okres rękodzielniczy upraszcza, ulepsza i rozmnaża, narzędzia pracy dzięki przystosowaniu ich do wyłącznych czynności poszczególnych, wykonywanych przez robotników cząstkowych[320]. Stwarza on przeto zarazem jeden z. materialnych warunków powstania maszyny, która jest kombinacją narzędzi prostych.
Robotnik cząstkowy oraz jego narzędzie stanowią proste składniki rękodzielnictwa. Przejdźmy teraz do całokształtu.

3. Dwie zasadnicze formy rękodzielnictwa: rękodzielnictwo różnorodne i rękodzielnictwo organiczne.

Rękodzielnictwo rozpada się na dwie formy podstawowe, które, choć niekiedy się łączą, to jednak zasadniczo stanowią dwa odrębne rodzaje i odgrywają zupełnie różną rolę przy późniejszem przekształcaniu rękodzielnictwa w wielki przemysł maszynowy. Ten dwojaki charakter rękodzielnictwa wynika z natury samego wyrobu, który bądź powstaje w drodze czysto mechanicznego łączenia odrębnych wytworów cząstkowych, bądź zawdzięcza swą ostateczną postać szeregowi kolejnych i związanych ze sobą procesów i czynności.
Lokomotywa naprzykład składa się z 5.000 zgórą oddzielnych części. Nie jest ona jednak przykładem pierwszego typu właściwego rękodzielnictwa, gdyż jest tworem wielkiego przemysłu. Zegarek natomiast jest tu dobrym przykładem; także William Petty posługuje się nim dla wyjaśnienia rękodzielniczego podziału pracy. Z indywidualnego wyrobu robotnika norymberskiego zegarek stał się wytworem społecznym wielkiej liczby robotników cząstkowych, jak to: robotnik, — wyrabiający mechanizm „surowy”; dalej, robotnicy, wyrabiający sprężynę, tarczę, włos, wskazówki, kopertę, śrubki, wiercący obsadki, obrabiający rubiny, wreszcie złotnik i t. d. Z kolei i te specjalności rozpadają się na dalsze poddziały, jak np.: robotnik, wyrabiający kółka (a nawet osobno kółka mosiężne i osobno stalowe), zęby przy kółkach, mechanizm wskazówkowy; „acheveur de pignon“ (montuje tryby i poleruje ich powierzchnie); robotnik, wyrabiający czopki; „planteur de finissage” (montuje różne kółka i tryby); „finisseur de barillet” (nacina zęby, wierci otwory według kalibru, osadza ustawienie i zatrzask); robotnik, wyrabiający hamulec (a przy zatrzymywaniu zapomocą cylindra robotnik, wyrabiający cylinder); robotnicy, wyrabiający tamulczyk, kolibnik, regulator; „planteur d’échappement” (wyrabiający hamulec właściwy); „repasseur de barillet” (wykańczający bębenek i ustawienie); szlifierze części stalowych, kółek, śrubek; „Blattmacher” (pokrywający miedź emalją); rysownik cyfr; „fabricant de pendants” (wyrabiający uszko koperty); „finisseur de chamière” (osadzający w kopercie sztyft mosiężny); „faiseur de secret” (wyrabiający sprężynkę, dzięki której odskakuje przykrywka); grawer; cyzeler; „polisseur de boite” (polerownik koperty); i t. d„ i t. d., aż wreszcie „repasseur”, który zbiera cały zegarek i oddaje go w stanie gotowym. On to dopiero łączy w jeden mechanizm te „membra disiecta” [członki rozproszone], i tylko nieliczne części zegarka przechodzą przedtem przez szereg rąk.
Ten zewnętrzny stosunek wytworu gotowego do jego różnorodnych części składowych sprawia, że tu, jak również przy podobnych wyrobach, złączenie spółuczestników procesu pracy w tym samym warsztacie jest rzeczą przypadku. Roboty cząstkowe mogą być znowu wykonywane jako niezależne od siebie rzemiosła, jak to się dzieje w kantonach Vaud i Neufchaâtel, podczas gdy w Genewie naprzykład widzimy wielkie rękodzielnie zegarmistrzowskie, czyli bezpośrednią kooperację robotników cząstkowych pod komendą jednego kapitalisty. Również i w tym ostatnim wypadku rękodzielnie rzadko kiedy same wyrabiają tarcze, sprężyny i koperty. Połączone rękodzielnicze przedsiębiorstwo tylko wyjątkowo tu się opłaca, gdyż największe spółzawodnictwo panuje śród robotników chałupników, rozbicie produkcji na mnóstwo różnorodnych procesów pozostawia niewielką możność stosowania społecznych środków pracy, a kapitalista przy produkcji rozproszonej unika wydatków na budowę warsztatów pracy i t. d.[321]. Jednak położenie robotnika cząstkowego, pracującego u siebie w domu, lecz dla kapitalisty (fabrykanta, établisseur) jest zupełnie różne od położenia samodzielnego rzemieślnika, pracującego dla swych własnych klientów[322].
Druga odmiana rękodzielnictwa, stanowiąca jego formę udoskonaloną, polega na wytwarzaniu produktów, przebiegających współzależne fazy rozwoju, stanowiące szereg stopniowych procesów kolejnych. Tak naprzykład drut w rękodzielni iglarskiej przebiega kolejno przez ręce 72, a nawet 92 wyspecjalizowanych robotników cząstkowych.
O ile taka rękodzielnia łączy różne rzemiosła, przedtem rozproszone, to zmniejsza odległość przestrzenną pomiędzy poszczególnemi fazami wytwarzania produktu. Czas, który wytwór zużywa na przejście z jednego szczebla produkcji na drugi, skraca się, i tak samo zmniejsza się praca, której to przejście wymaga[323]. Siła wytwórcza pracy wzrasta tu w porównaniu z rzemiosłem, a wzrost ten przypisać należy ogólnie kooperacyjnemu charakterowi rękodzielnictwa. Z drugiej strony właściwa rękodzielnictwu zasada podziału pracy wymaga wyodrębnienia poszczególnych faz produkcji, które staję, się niezależnemi nawzajem od siebie cząstkowemi pracami rzemieślniczemu Stworzenie i utrzymanie związku pomiędzy odrębnemi czynnościami wymaga ciągłego przenoszenia wytworów z rąk do rąk i z jednego procesu pracy do drugiego. Z punktu widzenia wielkiego przemysłu występuje to jako charakterystyczna i kosztowna ograniczoność, nieodłączna od zasady rękodzielnictwa[324].
Rozpatrując pewną ilość materjału surowego, naprzykład gałganów w rękodzielni papierniczej lub drutu w rękodzielni igieł, przekonywamy się, że materjał ten w rękach różnych robotników cząstkowych przebiega szereg kolejnych w czasie faz A produkcji, zanim osiągnie swą ostateczną postać. Jeżeli natomiast rozpatrujemy mechanizm rękodzielni w jego całokształcie, to widzimy, że materjał ten znajduje się jednocześnie we wszystkich fazach produkcji. Robotnik zbiorowy, złożony z robotników cząstkowych, częścią swych wielu rąk, uzbrojonych w liczne narzędzia, ciągnie drut, podczas gdy innemi rękami i innemi narzędziami równa go, tnie, zaostrza i t. d. Różne kolejne procesy stopniowe następują już nie po sobie w czasie, lecz obok siebie w przestrzeni. Stąd wytwarzanie większej ilości gotowego towaru w tym samym okresie czasu[325]. Wprawdzie ta równoczesność wynika z ogólnego kooperacyjnego charakteru zbiorowego procesu pracy, ale rękodzielnia nietylko zastaje gotowe warunki tej kooperacji, lecz częściowo je stwarza, rozkładając pracę rzemieślniczą. Z drugiej strony stwarza ona tę społeczną organizację procesu pracy jedynie dzięki temu, że przykuwa danego robotnika do danej czynności cząstkowej.
Ponieważ wytwór cząstkowy każdego robotnika cząstkowego jest zarazem tylko pewnym szczególnym szczeblem rozwoju tego samego produktu, więc każdy robotnik przekazuje następnemu robotnikowi, względnie każda grupa robotnicza przekazuje następnej grupie, jej materjał surowy. Rezultat pracy jednego stanowi tu punkt wyjścia dla pracy drugiego. Robotnik zatrudnia więc bezpośrednio robotnika. Czas pracy, niezbędny dla osiągnięcia zamierzonego wyniku użytecznego, ustala się doświadczalnie w każdym procesie cząstkowym, a całokształt mechanizmu rękodzielnictwa opiera się na założeniu, że w danym przeciągu czasu można osiągnąć dany rezultat. Tylko przy tem założeniu różne procesy pracy, uzupełniające się wzajemnie, mogą odbywać się bez przerwy, równocześnie i obok siebie w przestrzeni. Jest jasne, że ta bezpośrednia zależność wzajemna robót, a więc i robotników, zmusza każdego z nich, aby na czynność swą zużywał tylko niezbędną ilość czasu; stąd wynikają ciągłość, równomierność, prawidłowość, porządek[326], a zwłaszcza natężenie pracy całkiem różne, niż w niezależnem rzemiośle, albo nawet w kooperacji prostej. Prawo, że wyrób danego towaru pochłania tylko czas pracy, społecznie niezbędny dla wytworzenia go, przy produkcji towarowej wogóle występuje jako rezultat zewnętrznego nacisku konkurencji, ponieważ, wyrażając się nieco powierzchownie, każdy wytwórca musi sprzedać swój towar po jego cenie rynkowej. Natomiast w rękodzielnictwie wytworzenie danej ilości produktów w danym czasie pracy staje się prawem technicznem samego procesu produkcji[327].
Jednak różne czynności wymagają niejednakowych okresów czasu, a więc w równych okresach czasu dostarczają nierównych ilości wytworów cząstkowych. Jeżeli zatem ten sam robotnik ma wykonywać dzień w dzień te same czynności, to trzeba do różnych czynności przeznaczyć różne liczby stosunkowe robotników, naprzykład w rękodzielni wyrabiającej czcionki — 4 giserów, 2 łamaczy i 1 glansownika, jeżeli w ciągu godziny giser odlewa 2.000 czcionek, łamacz łamie 4.000, a glansownik równa 8.000. Zasada kooperacji powraca tu do swej najprostszej postaci, do jednoczesnego zatrudniania wielu robotników, wykonywujących te same czynności, lecz obecnie jest to już wyraz pewnego organicznego stosunku. Rękodzielniczy podział pracy nietylko więc upraszcza i pomnaża różne jakościowo organy społecznego robotnika zbiorowego, lecz ujmuje w stały stosunek matematyczny ilościowe rozmiary tych organów, a więc stosunkową liczbę robotników czyli stosunkową wielkość grup robotniczych w każdej poszczególnej czynności. Wraz z jakościowem rozczłonkowaniem ustala on w społecznym procesie pracy normy ilościowe i zasadę proporcjonalności.
Jeżeli doświadczenie ustaliło najstosowniejszy dla danej skali produkcji stosunek liczbowy różnych grup robotników cząstkowych, to rozszerzyć tę skalę można jedynie, biorąc wielokrotność każdej poszczególnej grupy robotniczej[328]. Prócz tego ta sama jednostka może wykonywać pewne roboty równie dobrze na większą jak na mniejszą skalę, naprzykład pracę dozorowania, przenoszenia produktów częściowych z jednej fazy produkcji do drugiej i t. d. Wyodrębnienie tych czynności, czyli powierzenie ich osobnym robotnikom, staje się więc korzystne dopiero przy powiększeniu liczby robotników zatrudnionych, ale to powiększenie musi natychmiast objąć proporcjonalnie wszystkie grupy robotnicze.
Pojedyńcza grupa (pewna liczba robotników, wykonywujących tę samą czynność cząstkową) składa się z elementów jednorodnych i stanowi odrębny organ mechanizmu zbiorowego. Ale w wielu rękodzielniach sama grupa jest rozczłonkowanym organizmem pracującym, podczas gdy mechanizm zbiorowy jest tylko powtórzeniem, czyli wielokrotnością tych pierwiastkowych organizmów wytwórczych. Weźmy naprzykład rękodzielnię, wyrabiającą butelki. Dzieli się ona na trzy zasadniczo różne fazy. Najpierw faza wstępna, a mianowicie przygotowanie mieszaniny, złożonej z piasku, wapna i t. d., oraz stopienie jej na płynną masę szklaną[329]. Przy tej pierwszej fazie zajęci są różni robotnicy cząstkowi, i tak samo się dzieje w fazie końcowej, przy wyjmowaniu flaszek z pieca, przy ich sortowaniu, pakowaniu i t. d. W pośrodku między temi dwiema fazami stoi właściwy wyrób szkła, czyli kształtowanie płynnej masy szklanej. Przy każdym otworze pieca pracuje grupa, która w Anglji nazywa się „hole“ (dziura) i która składa się z 1) jednego bottle maker [wyrabiającego butelki] czyli finisher [wykańczarza], 2) jednego blower [nadymacza], 3) jednego gatherer [zbieracza], 4) jednego putter up [nakładacza], lub whetter off [szlifierza] i 5) jednego taker in [odbieracza], Tych pięciu robotników cząstkowych stanowi tyleż odrębnych organów jednego i tego samego organizmu pracy, który może działać tylko jako całość, a więc przy bezpośredniej kooperacji wszystkich pięciu. Brak jednego członka paraliżuje ten pięcioczłonowy organizm. Ale piec szklarski posiada kilka otworów (w Anglji zwykle 4 do 6), z których każdy posiada tygiel gliniany z płynną masą szklaną, i również swą pięcioczłonową grupę robotniczą. Rozczłonkowanie każdej pojedynczej grupy oparte jest bezpośrednio na podziale pracy, podczas gdy związek pomiędzy różnemi jednorodnemi grupami polega na kooperacji prostej, która oszczędniej zużywa jeden ze środków produkcji, w danym wypadku piec szklarski, dzięki użytkowaniu zbiorowemu. Taki piec szklarski ze swemi 4 lub 6 grupami stanowi hutę szklaną, a rękodzielnia szklarska obejmuje większą liczbę takich hut, łącznie z urządzeniami i z robotnikami dla wstępnych i dla końcowych faz produkcji.
Wreszcie podobnie jak rękodzielnia powstaje częściowo z kombinacji różnych rzemiosł, tak samo w swym rozwoju może doprowadzić do połączenia różnych rękodziełu. Naprzykład wielkie huty szklane angielskie same sobie wyrabiają tygle gliniane, ponieważ od ich dobroci zależy udanie się wytworu. Rękodzielnia, wytwarzająca środek produkcji, łączy się tu z rękodzielnią, wytwarzającą sam produkt. Ale i odwrotnie, rękodzielnia danego produktu może być powiązana z rękodzielniami, dla których sam ten produkt jest z kolei surowcem, albo też z których wytworami ma być później połączony. Naprzykład rękodzielnia, wyrabiająca flintglas [szkło kryształowe], łączy się niekiedy ze szlifiernią szkła i z rękodzielnią odlewów mosiężnych (z tą ostatnią ze względu na metalową oprawę różnych wyrobów szklanych). Różne rękodzielnie połączone stanowią wtedy działy rękodzielni zbiorowej, mniej lub więcej odgraniczone od siebie, a zarazem przedstawiają niezależne od siebie procesy produkcji, z których każdy ma własny podział pracy. Pomimo różnych korzyści, jakie przedstawia tego rodzaju rękodzielnia połączona, nie osiąga ona na swej własnej podstawie istotnej jedności technicznej. Ta jedność powstaje dopiero przy przekształceniu rękodzielnictwa w produkcję maszynową.
Epoka rękodzielnictwa, która niebawem wygłosi świadomie zasadę zmniejszenia czasu pracy, niezbędnego dla wytwarzania towarów[330], stosuje też sporadycznie maszyny, zwłaszcza w niektórych prostych procesach początkowych, wymagających produkcji na wielką skalę i z wielkim nakładem siły. Naprzykład w rękodzielni papierniczej używane są młyny do przemiału gałganów na miazgę, w hutnictwie stępy do tłuczenia kruszcu na miał[331]. Cesarstwo rzymskie przekazało nam najpierwotniejszą formę wszelkiej maszyny w postaci młyna wodnego[332]. W okresie rzemieślniczym dokonano wielkich wynalazków kompasu, druku, prochu i mechanizmu zegarowego. Ale naogół maszyna odgrywa ową rolę podrzędną, którą Adam Smith wyznacza jej obok podziału pracy[333]. Sporadyczne zastosowanie maszyn w wieku 17-ym było bardzo ważne, ponieważ ówczesnym wielkim matematykom dało w praktyce punkty oparcia i bodźce do stworzenia mechaniki nowożytnej.
Maszyną, wyróżniającą okres rękodzielniczy, pozostaje sam robotnik zbiorowy, złożony z wielu robotników cząstkowych. Różnorodne czynności, które wytwórca towaru wykonywa kolejno i które zlewają się w całokształcie procesu jego pracy, stawiają mu różne wymagania. Do pewnych czynności trzeba więcej siły, do innych więcej zręczności, do jeszcze innych większego natężenia uwagi i t. d., a dana jednostka posiada te cechy w niejednakowym stopniu. Po rozczłonkowaniu, usamodzielnieniu i wyodrębnieniu tych różnych czynności cząstkowych następuje podział, klasyfikacja i ugrupowanie robotników według ich cech przeważających. Jeżeli cechy wrodzone robotników stanowią grunt, na którym wyrasta podział pracy, to rękodzielnictwo, raz wprowadzone, rozwija siły robocze, z natury swej przeznaczone do jednostronnych czynności poszczególnych. Robotnik zbiorowy posiadł obecnie wszystkie zdolności wytwórcze w tym samym stopniu mistrzowstwa, a zarazem korzysta z nich w sposób najoszczędniejszy „ ponieważ organów swych, uosobionych w poszczególnych robotnikach lub grupach robotniczych, używa jedynie do właściwych im czynności[334]. Jednostronność i nawet niedoskonałość robotnika cząstkowego czynią zeń doskonały człon robotnika zbiorowego[335]. Przyzwyczajenie do czynności jednostronnej przekształca go w jej niezawodny organ, działający instynktownie, a zarazem całokształt mechanizmu zbiorowego zmusza go do działania z regularnością cząstki maszyny[336].
Ponieważ różne czynności robotnika zbiorowego bywają prostsze lub bardziej złożone, niższe lub wyższe, więc organy ich, czyli indywidualne siły robocze, wymagają bardzo różnego stopnia przygotowania, a zatem posiadają bardzo różną wartość. W rękodzielni więc powstaje hierarchja (porządek według rangi) sił roboczych, której odpowiada skala płac roboczych. Jeżeli z jednej strony robotnik indywidualny przystosowuje się do swej jednostronnej czynności i zrasta się z nią na całe życie, to z drugiej strony różne czynności same zostają dostosowane do owej hierarchji umiejętności wrodzonych lub nabytych[337]. Każdy proces produkcji wymaga także i prostych zupełnie ruchów, do których każdy człowiek jest zdolny, jak do chodzenia i stania. Również i te ruchy tracą swój giętki związek z bogatszemi w treść momentami pracy i kostnieją jako czynności wyłączne.
Rękodzielnictwo stwarza więc w każdem rzemiośle, które ogarnia, klasę tak zwanych robotników niewykwalifikowanych czyli niefachowych (unskilled), klasę, która, nie mogła istnieć przy rzemieślniczym trybie produkcji. Jeżeli rękodzielnictwo doprowadza do mistrzostwa wyspecjalizowanie jednostronne kosztem ogólnej — zdolności do pracy, to zato z braku wszelkiego wykwalifikowania poczyna również tworzyć osobny zawód. Obok hierarchicznego stopniowania pracy występuje prosty podział robotników na wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych. Dla tych ostatnich zgoła nie istnieją koszty nauki zawodowej, dla pierwszych zmniejszają się, w porównaniu z rzemieślnikami, z, powodu wielkiego uproszczenia ich czynności. W obu» wypadkach wartość siły roboczej spada[338]. Wyjątki zdarzają się wówczas, gdy rozkład procesu pracy stwarza nowe czynności ogólne, które w rzemieślniczym trybie produkcji — nie występowały wcale, albo w mniejszym zakresie. Stosunkowe zmniejszenie wartości siły roboczej wskutek usunięcia lub zredukowania kosztów nauki zawiera bezpośrednio wzrost pomnażania wartości kapitału, ponieważ wszystko, co skraca czas, niezbędny dla odtworzenia siły roboczej, rozszerza dziedzinę pracy dodatkowej.

4. Podział pracy w rękodzielni a podział pracy w społeczeństwie.

Najpierw rozpatrywaliśmy pochodzenie rękodzielni, potem jej składniki proste, a mianowicie robotnika cząstkowego i jego narzędzie, wreszcie całość jej mechanizmu. Teraz wypada nam zatrącić pokrótce o stosunek pomiędzy podziałem pracy rękodzielniczym a podziałem pracy społecznym, stanowiącym ogólną podstawę wszelkiej produkcji towarowej.
Jeżeli bierzemy pod uwagę samą tylko pracę, to podział produkcji społecznej na wielkie działy, jak rolnictwo, przemysł i t. d.możemy nazwać ogólnym podziałem pracy, rozszczepienie tych działów na rodzaje i odmiany — szczegółowym podziałem pracy, a podział pracy w obrębie warsztatu — jednostkowym podziałem pracy[339].
Podział pracy w obrębie społeczeństwa, wraz z towarzyszącem mu ograniczeniem działalności jednostek do poszczególnych dziedzin działalności zawodowej, bierze początek (podobnie jak podział pracy wewnątrz rękodzielni) z przeciwległych punktów wyjścia. W obrębie rodziny, a w dalszym rozwoju — rodu[340], powstaje samorzutny podział pracy na tle różnic płci i wieku, czyli na podstawie czysto fizjologicznej. Podział ten rozszerza swój zakres dzięki rozszerzaniu się społeczności, wzrostowi zaludnienia, a zwłaszcza dzięki walkom między poszczególnemi szczepami i podbojom jednych szczepów przez drugie. Z drugiej strony, jak to już przedtem zauważyłem, wymiana wytworów wywiązuje się wszędzie tam, gdzie poszczególne rodziny, rody, szczepy, wogóle społeczności ludzkie, stykają, się ze sobą, gdyż w zaraniu cywilizacji nie oddzielne osoby, lecz rodziny, rody i t. d. występują wobec siebie jako samodzielne jednostki. Różne społeczności znajdują w otaczającej je przyrodzie różne środki produkcji i różne środki utrzymania. To też ich sposób produkcji, ich tryb życia oraz ich wytwory są bardzo różne. To właśnie żywiołowe zróżniczkowanie, przy wzajemnym kontakcie różnych społeczności, powoduje wymianę ich wytworów i stąd stopniowe przekształcanie wytworów tych w towary. Wymiana nie stwarza różnicy pomiędzy dziedzinami produkcji, lecz nawiązuje stosunki pomiędzy zróżniczkowanemi dziedzinami i w ten sposób przekształca je w mniej lub więcej uzależnione od siebie gałęzie całkowitej produkcji społecznej. Tutaj społeczny podział pracy powstaje drogą wymiany pomiędzy różnemi pochodzeniem, ale wzajemnie niezależnemi od siebie dziedzinami produkcji! Tam zaś, gdzie punktem wyjścia jest fizjologiczny podział pracy, poszczególne organy spójnej całości oddzielają się od siebie, rozkładają się, przyczem głównym bodźcem tego procesu rozkładowego jest wymiana towarów z obcemi społecznościami, i usamodzielniają się aż do tego stopnia, na którym związek pomiędzy różnemi gałęziami pracy dokonywa się zapomocą wymiany produktów, jako towarów. W pierwszym wypadku zachodzi pozbawienie samodzielności tego, co przedtem było samodzielne; w drugim — usamodzielnienie tego, co przedtem było niesamodzielne.
Podstawą wszelkiego rozwiniętego podziału pracy, dokonywującego się za pośrednictwem wymiany towarów, jest rozdział wsi i miasta[341]. Można powiedzieć, że cała ekonomiczna hi- storja społeczeństwa streszcza się w ruchu tego przeciwieństwa, którego jednak nie będziemy zgłębiali w tem miejscu.
Podobnie jak materjalną przesłanką, podziału pracy w obrębie rękodzielni jest pewna liczba robotników równocześnie zatrudnionych, tak samo warunkiem podziału pracy w społeczeństwie są wielkość i gęstość zaludnienia, odgrywające tu tę samą rolę, co skupienie robotników w jednym warsztacie[342]. Ale ta gęstość zaludnienia jest rzeczą względną. Kraj o rozwiniętych środkach komunikacyjnych, zaludniony stosunkowo rzadko, posiada większą gęstość zaludnienia, niż silniej zaludniony kraj o nierozwiniętych środkach komunikacja. W tym sensie naprzykład północne stany Unji Amerykańskiej są gęściej zaludnione, niż Indje[343].
Ponieważ produkcja towarowa i obieg towarów są ogólnemi przesłankami kapitalistycznego trybu produkcji, więc rękodzielniczy podział pracy wymaga, aby podział pracy w społeczeństwie osiągnął pewien stopień dojrzałości. Odwrotnie ów rękodzielniczy podział pracy ze swej strony rozwija i rozgałęzia podział pracy w społeczeństwie. Wraz ze zróżniczkowaniem narzędzi pracy różniczkują się coraz bardziej gałęzie przemysłu, które wytwarzają te narzędzia[344]. Gdy rękodzielniczy tryb produkcji ogarnia zawód, który przedtem był związany z innym zawodem, jako zajęcie uboczne lub główne tego samego wytwórcy, to następuje natychmiast rozdział tych zawodów i ich wzajemne usamodzielnienie. Jeżeli zaś ogarnia on dany szczebel produkcji pewnego towaru, to różne szczeble produkcji tego towaru przekształcają się w samodzielne zawody. Zaznaczyliśmy już powyżej, że tam, gdzie wytwór jest tylko mechanicznem połączeniem produktów cząstkowych, prace cząstkowe mogą się znów wyodrębnić w niezależne rzemiosła. W celu lepszego przeprowadzenia podziału pracy wewnątrz rękodzielni, ta sama gałąź produkcji bywa dzielona na różne, a poczęści całkiem nowe rękodzielnie, zależnie od różnolitości materjałów surowych lub też od różnych form, które surowiec ten może otrzymywać. Tak więc we Francji już w pierwszej połowie 18-go wieku wyrabiano z górą setkę różnych rodzajów tkanin jedwabnych, przyczem w Avignon naprzykład istniała ustawa, że „każdy uczeń winien się poświęcać wyrobowi jednego rodzaju tkanin, i nie wolno mu uczyć się jednocześnie wyrobu tkanin różnych rodzajów”. Podział pracy — według okolic kraju przytwierdza poszczególne gałęzie produkcji do poszczególnych okręgów; podział ten otrzymuje nowego bodźca przy produkcji rękodzielniczej, ciągnącej korzyść z wszelkiej odrębności[345]. Rozszerzenie rynku światowego i system kolonjalny, które należą do niezbędnych warunków istnienia epoki rękodzielnictwa, dostarczają jej obfitego materjalu dla podziału pracy w społeczeństwie. Nie tu miejsce na wykazywanie, jak podział pracy ogarnia obok ekonomicznej wszelkie inne dziedziny społeczne, jak wszędzie staje się podstawą tego rozwoju fachowości i specjalności, tego rozczłonkowania człowieka, które już Fergusonowi, nauczycielowi Adama Smitha, wydarło okrzyk: „Stajemy się narodem Helotów, niema już śród nas wolnych obywateli“[346].
Jednakowoż, pomimo tak licznych analogij i związków pomiędzy podziałem pracy w społeczeństwie a podziałem pracy w warsztacie, różnią się one nietylko stopniem, lecz samą swą istotą. Analogja ta jest bezspornie najbardziej uderzająca tam, gdzie zachodzi wewnętrzny związek pomiędzy różnemi gałęziami produkcji. Naprzykład hodowca bydła wytwarza skórę, garbarz ją wyprawia, a szewc zamienia ją w buty. Każdy z nich wytwarza produkt, będący pewnym szczeblem produkcji, produkt zaś gotowy, w swej ostatecznej postaci, jest połączonym wytworem ich. prac poszczególnych. Dochodzą tu jeszcze przeróżne gałęzie pracy, które dostarczają środków produkcji hodowcy, garbarzowi i szewcowi. Możnaby więc wyobrazić sobie wraz z Adamem Smithem, że społeczny podział pracy różni się od rękodzielniczego tylko subjektywnie, a mianowicie dla obserwatora, który w rękodzielni może ogarnąć wzrokiem w przestrzeni różne prace cząstkowe, podczas gdy w społeczeństwie zarówno rozproszenie pracy na wielkich przestrzeniach, jak wielka liczba osób, zatrudnionych w każdej poszczególnej gałęzi przemysłu, zasłaniają tę łączność[347]. Ale co stwarza związek pomiędzy nawzajem od siebie niezależnemi pracami hodowcy, garbarza i szewca? Byt ich poszczególnych wytworów, jako towarów. A co natomiast charakteryzuje rękodzielniczy podział pracy? To, że robotnik cząstkowy nie wytwarza towaru[348]. Dopiero wspólny wytwór robotników cząstkowych staje się towarem[349]. Podział pracy w społeczeństwie dokonywa się zapomocą kupna i sprzedaży wytworów różnych gałęzi produkcji, natomiast w rękodzielni związek pomiędzy różnemi pracami cząstkowemi polega na sprzedaży różnych sił roboczych temu samemu kapitaliście, który zastosowuje je jako zbiorowy siłę roboczą. Założeniem rękodzielniczego podziału pracy jest koncentracja [skupienie] środków produkcji w ręku jednego kapitalisty, a założeniem społecznego podziału pracy jest rozproszenie środków produkcji pomiędzy wielu wzajemnie od siebie niezależnymi wytwórcami towarów. Podczas gdy w obrębie rękodzielni spiżowe prawo stosunku liczbowego czyli proporcjonalności przydziela masy robotników do danych funkcyj, to w społeczeństwie gra przypadku i dowolności rządzi rozdziałem producentów towarów i środków produkcji pomiędzy różnemi gałęziami pracy. Wprawdzie różne dziedziny produkcja stale dążą do równowagi, gdyż z jednej strony każdy wytwórca towarów musi wytwarzać jakąś wartość użytkową, a zatem zadawalać pewną szczególną potrzebę społeczną, przyczem zakres tych potrzeb jest ilościowo różny, a, wewnętrzny związek pomiędzy różnemi ma sami potrzeb skuwa je w pewien naturalny system; z drugiej zaś strony prawo^wartości towarów określa, jak znaczną część całego rozporządzalnego czasu roboczego może społeczeństwo obracać na wytwarzanie danego rodzaju towarów. Ale ta stała dążność różnych dziedzin produkcji do osiągnięcia równowagi działa jedynie jako reakcja przeciw ciągłemu naruszaniu tej równowagi. Reguła, która przy podziale pracy wewnątrz warsztatu przeprowadzana jest a priori [zgóry] i planowo, przy podziale pracy wewnątrz społeczeństwa działa już tylko a posteriori [zdołu], jako konieczność przyrodzona, wewnętrzna, ślepa, przejawiająca się w wahaniach barometru cen rynkowych i przezwyciężająca bezładną dowolność producentów towarów. Rękodzielniczy podział pracy ma za przesłankę bezwzględną władzę kapitalisty nad ludźmi, stanowiącymi już tylko człony należącego doń mechanizmu zbiorowego; społeczny podział pracy przeciwstawia sobie nawzajem niezależnych wytwórców towarów, nie uznających nad sobą innej władzy niż konkurencja, niż przymus, wywierany na nich przez ich krzyżujące się ze sobą interesy, podobnie jak w królestwie zwierzęcem walka wszystkich przeciw wszystkim w mniejszym lub większym stopniu podtrzymuje warunki istnienia wszelkich rodzajów zwierząt. Dlatego ta sama świadomość burżuazyjna, która wynosi pod niebiosa rękodzielniczy podział pracy, dożywotnie przykucie robotnika do czynności cząstkowej i bezwarunkowe podporządkowanie robotnika cząstkowego kapitałowi, jako wyższą organizację pracy, podnoszącą jej siłę wytwórczą — ta sama świadomość burżuazyjna równie namiętnie piętnuje wszelką świadomą kontrolę społeczną i regulację społecznego procesu produkcji, jako zamach na nietykalne prawa własności, na wolność i na sobie tylko podległy „genjusz” indywidualnego kapitalisty. Jest rzeczą bardzo znamienną, że entuzjastyczni chwalcy systemu fabrycznego nie umieli powiedzieć nic gorszego przeciw wszelkiej powszechnej organizacji pracy społecznej niż to, że zamieniłaby ona całe społeczeństwo w jedną fabrykę.
Jeżeli w społeczeństwie o kapitalistycznym trybie produkcji anarchja społecznego podziału pracy i despotyzm rękodzielniczego podziału pracy warunkują się wzajemnie, to wcześniejsze ustroje społeczne, w których wyodrębnienie poszczególnych gałęzi przemysłu rozwinęło się żywiołowo, później skrystalizowało się i wreszcie zostało obwarowane ustawami — z jednej strony ukazują nam obraz organizacji pracy społecznej planowej i opartej na powadze władzy, lecz z drugiej strony wyłączają zupełnie podział pracy wewnątrz warsztatu, albo też rozwijają go w miniaturowej skali, lub tylko sporadycznie i przypadkowo[350].
Weźmy naprzykład owe odwieczne, drobne spólnoty hinduskie, które poczęści istnieję, jeszcze, a oparte są na wspólnem władaniu ziemię, na bezpośredniem powiązaniu rzemiosła z rolnictwem i na stałym podziale pracy, będącym zarazem gotowym planem i wytycznę przy zakładaniu nowych spólnot. Stanowią one samostarczalne jednostki gospodarcze, których obszar produkcji waha się od 100 do paru tysięcy akrów. Główna masa produktów wytwarzana jest na własne potrzeby gminy, a nie w charakterze towarów, to też produkcja ta jest niezależna od opartego na wymianie towarów podziału pracy w całokształcie społeczeństwa hinduskiego. Tylko nadmiar produktów zamienia się w towar, i to poczęści dopiero w ręku państwa, które od niepamiętnych czasów pobiera określoną ilość produktów, jako rentę w formie naturalnej. Różne okolice Indyj posiadają różne formy spólnot. Najprostsza forma jest ta, gdzie gmina zbiorowo uprawia ziemię, dzieląc jej plon pomiędzy swych członków, przyczem każda rodzina trudni się przędzeniem, tkactwem i t. d., jako domowem zajęciem ubocznem. Obok tej jednolitej w swych zatrudnieniach masy znajdujemy „naczelnika gminy, który jest sędzię, policję i poborcę podatków w jednej osobie; buchaltera, prowadzącego księgi gospodarstwa rolnego oraz rejestrującego wszystko, co się tego tyczy; trzeciego urzędnika, ścigającego przestępców, ochraniającego obcych podróżnych i przeprowadzającego ich z wioski do wioski; strażnika, pilnującego granic między gminę a sąsiedniemi gminami; dozorcę wód, który wydziela wodę z gminnych zbiorników dla celów rolniczych; bramina, dokonywującego obrządków religijnych; nauczyciela, który na piasku uczy dziatwę gminne czytania i pisania; bramina do spraw kalendarza, który w charakterze astrologa wyznacza czas dla siejby i żniwa, oraz złe i dobre godziny dla każdej czynności rolniczej; kowala i cieślę, którzy wyrabiają i naprawiają wszelkie narzędzia rolnicze; garncarza, lepiącego naczynia dla wioski; cyrulika; pracza, czyszczącego ubrania; srebrnika; niekiedy poetę, który zresztą w niektórych gminach zastępuje srebrnika, w innych nauczyciela. Ten tuzin osób jest na utrzymaniu całej gminy. Jeżeli gmina się rozrasta, to powstaje nowa gmina na wzór starej i osiedla się na ziemi jeszcze nieuprawnej. Ustrój gminy polega na planowym podziale pracy, lecz podział rękodzielniczy jest w niej niemożliwy, gdyż rynek dla kowala, cieśli i t. d. jest niezmienny; conajwyżej, zależnie od wielkości wioski, zamiast jednego kowala, garncarza i t. d. występuje dwóch lub trzech[351]. Prawo, rządzące podziałem pracy gminnej, działa tu z mocą niezłomnego prawa przyrody, podczas gdy każdy poszczególny rzemieślnik, jak kowal i t. d., wykonywa wszystko, co do jego zawodu należy, według tradycyjnych prawideł, lecz samodzielnie, nie uznając w swym warsztacie żadnej władzy. Prostota organizmu produkcyjnego tych samostarczalnych spólnot, które stale odtwarzają się w tej samej formie, a w razie przypadkowego zniszczenia odbudowują się w tej samej miejscowości i pod tą samą nazwą[352], pozwala nam zrozumieć tajemnicę niezmienności społeczeństw azjatyckich, której tak rażącem przeciwieństwem są: ciągłe rozpadanie się państw azjatyckich i powstawanie państw nowych oraz ich nieustanne zmiany dynastyczne. Burze, szalejące w obłocznej sferze polityki, nie naruszają podstawowych pierwiastków ekonomicznej budowy społeczeństwa.
Ustawy cechowe, jakeśmy już o tem wspominali powyżej, ściśle ograniczały liczbę czeladników, których pojedyńczy majster cechowy miał prawo zatrudniać, i w ten sposób planowo przeszkadzały mu przedzierzgnąć się w kapitalistę. Podobnie wolno mu było zatrudniać czeladników wyłącznie w tem rzemiośle, w którem sam był majstrem. Cech odpierał zazdrośnie każdy zamach ze strony kapitału kupieckiego — t. j. jedynej wolnej formy kapitału, z którą miał do czynienia. Kupiec mógł kupować wszelkie towary, byle nie pracę jako towar. Był on tolerowany jako odprzedawca wytworów rzemieślniczych. Jeżeli warunki zewnętrzne wymagały dalej posuniętego podziału pracy, to istniejące cechy rozszczepiały się, lub też obok starych powstawały nowe cechy, ale różne rzemiosła nie skupiały się w jednym warsztacie. Organizacja cechowa wykluczała więc rękodzielniczy podział pracy, jakkolwiek dokonany przez nią podział, wyodrębnienie i rozwój oddzielnych zawodów, należą do materjalnych warunków istnienia epoki rękodzielnictwa. Naogół robotnik był związany ze swemi środkami produkcji, jak ślimak ze skorupą, i w ten sposób brakło najpierwwszej podstawy rękodzielnictwa, a mianowicie usamodzielnienia środków produkcji, występujących wobec robotnika jako kapitał.
Podczas gdy podział pracy w całokształcie społeczeństwa, czy to dokonywujący się drogą wymiany towarów, czy też inaczej, właściwy jest najrozmaitszym ekonomicznym formacjom społeczeństwa, — to rękodzielniczy podział pracy jest zupełnie swoistym tworem kapitalistycznego trybu produkcji.

5. Kapitalistyczny charakter rękodzielnictwa.

Większa liczba robotników pod komendą tego samego kapitału stanowi naturalny punkt wyjścia zarówno kooperacji wogóle, jak rękodzielnictwa. Odwrotnie rękodzielniczy podział pracy czyni wzrost liczby zatrudnionych robotników koniecznością techniczną. Minimalna liczba robotników, którą musi zatrudnić pojedyńczy kapitalista, jest mu obecnie narzucona przez istniejący podział pracy. Z drugiej strony korzyści dalszego podziału pracy są uwarunkowane dalszem powiększeniem liczby robotników, co może nastąpić tylko w ten sposób, że za jednym zamachem powiększa się w określonej proporcji wszystkie grupy robotnicze danego przedsiębiorstwa. Lecz wtedy wraz ze zmienną musi wzrastać i stała składowa część kapitału, a więc prócz wspólnych warunków produkcji takich jak budynki, piece i t. d. również i materjał surowy, który zwłaszcza wzrastać musi o wiele szybciej, aniżeli liczba robotników. Masa materjału surowego, zużytego w danym czasie przez daną ilość pracy, wzrasta dzięki podziałowi pracy w tym samym stosunku, co siła wytwórcza pracy. A więc z technicznego charakteru rękodzielnictwa wynika prawo, że minimum kapitału w ręku pojedyńczego kapitalisty musi być coraz wyższe, czyli że społeczne środki utrzymania i środki produkcji muszą w coraz szerszym zakresie zamieniać się w kapitał[353].
W rękodzielni, podobnie jak w: kooperacji prostej, czynny personel robotniczy jest formą istnienia kapitału. Społeczny mechanizm produkcji, złożony z wielu indywidualnych robotników cząstkowych, należy do kapitalisty. A zatem siła wytwórcza, powstająca z kojarzenia różnych prac, wydaje się siłą wytwórczą kapitału. Rękodzielnia właściwa nietylko podporządkowuje robotnika, dawniej samodzielnego, dowództwu i dyscyplinie kapitału, ale ponadto stwarza pewien podział hierarchiczny śród samych robotników. Podczas gdy kooperacja prosta nie narusza naogół sposobu pracy jednostki, rękodzielnictwo dokonywa w tej dziedzinie zasadniczego przewrotu i przekształca do głębi indywidualną siłę roboczą. Czyni ono robotnika ułomnym, sztucznie hodując jego specjalną sprawność zawodową kosztem całego świata popędów i zdolności wytwórczych; podobnie mieszkańcy krajów, położonych nad La Plata, zarzynają bydlę tylko dla skóry lub tłuszczu. Nietylko poszczególne roboty cząstkowe są rozdzielane pomiędzy różne jednostki, ale sama jednostka podlega podziałowi i przekształca się w automat do wykonywania danej czynności cząstkowej[354]; w ten sposób urzeczywistnia się bzdurna bajka Menenjusza. Agryppy, przedstawiająca człowieka jako kawałek jego własnego ciała [robotników jako członki, wyzyskiwaczy jako żołądek][355]. Jeśli z początku robotnik sprzedaje kapitałowi swą. siłę roboczą, ponieważ brak mu środków materjalnych dla wytwarzania towarów, to obecnie jego własna siła robocza wypowiada mu służbę, gdy nie jest sprzedana kapitałowi. Siła ta funkcjonuje już tylko w pewnym związku, który zaczyna istnieć dopiero po jej sprzedaniu, w warsztacie kapitalisty. Postradawszy swą naturalną zdolność do pracy samodzielnej, robotnik rękodzielniczy zachowuje zdolność do pracy wytwórczej już tylko jako dodatek do warsztatu kapitalisty[356]. Jak lud wybrany miał znamię na czole, że jest własnością Jehowy, tak podział pracy wypala na, czole robotnika rękodzielniczego znak, który piętnuje go jako własność kapitału.
Wiadomości, roztropność i wola, które chłop i rzemieślnik samodzielny rozwijają, choć w małym zakresie, podobnie jak dla dzikiego chytrość osobista jest całą jego sztuką wojenną — obecnie stają się potrzebne już tylko do kierowania całością warsztatu. Duchowe siły produkcji rozszerzają swój zakres po jednej stronie, ponieważ zanikają po wielu stronach. To, co tracą robotnicy cząstkowi, skupia się przeciw nim po stronie kapitału[357]. Jest to wytworem rękodzielniczego podziału pracy, że duchowe siły materjalnego procesu produkcji przeciwstawiają się robotnikom jako własność cudza i jako ujarzmiająca ich potęga. Ten proces podziału zaczyna się przy kooperacji prostej, gdzie kapitalista występuje wobec pojedynczego robotnika jako przedstawiciel jedności i woli całego społecznego organizmu pracy. Rozwija się on w dalszym ciągu w rękodzielni, która zniekształca robotnika, czyniąc go robotnikiem cząstkowym. Dokonywa się ostatecznie w wielkim przemyśle, który wiedzę odrywa od pracy, wyodrębnia w samodzielną siłę! wytwórczą i nagina do służby kapitałowi[358].
W rękodzielni robotnik zbiorowy, a przez to i kapitał, staje się coraz bogatszy w społeczne siły wytwórcze, dzięki temu, że robotnik staje się coraz uboższy pod względem swej indywidualnej siły wytwórczej. „Ciemnota jest matką, nietylko przesądu, lecz i pracowitości. Myśl i wyobraźnia są omylne, ale przyzwyczajenie do poruszania ręką lub nogą są od obojga niezależne. To też rękodzielnie tam najlepiej rozwijają się, gdzie umysł robotnika jest najmniej czynny, gdzie warsztat możemy poprostu uważać za maszynę, której częściami są ludzie“[359]. W istocie w połowie 18-go stulecia niektóre rękodzielnie najchętniej używały półidjotów do niektórych czynności prostych, lecz stanowiących tajemnicę zawodową[360].
„Umysł ogromnej większości ludzi“, powiada Adam Smith, „kształtuje się z konieczności w powszednich czynnościach. Człowiek, który przez całe życie wykonywa niewiele prostych czynności... nie ma żadnej sposobności do wyćwiczenia swego umysłu... schodzi zwykle na najniższy śród ludzkich istot szczebel ciemnoty i tępości“. Po odmalowaniu umysłowego przytępienia robotnika cząstkowego, Smith ciągnie dalej: „Jednostajność życia, w którem brak wszelkiej zmiany, działa przygnębiająco na jego umysł..., niszczy ona nawet jego tężyznę cielesną i czyni go niezdolnym do natężonego i wytrwałego wysiłku, poza daną czynnością jednostronną, do której się wdrożył. Zdaje się więc, że sprawności w swym wąskim zawodzie nabywa on kosztem swych cnót umysłowych, społecznych i wojskowych. Na taki poziom staczać się muszą w każdem cywilizowanem i przemysłowe m społeczeństwie pracujący ubodzy (labouring poor), stanowiący główną masę ludu“[361]. Ażeby zapobiec zupełnemu zwyrodnieniu mas ludowych, będącemu następstwem podziału pracy, A. Smith zaleca przymusowe nauczanie powszechne, zresztą w dozach przezornie homeopatycznych. Francuski tłumacz i komentator A. Smitha, G. Garnier, który za pierwszego cesarstwa został naturalnie senatorem, zbija konsekwentnie te poglądy. Oświata ludowa, twierdzi on, urąga podstawowym prawom podziału pracy i przez to „zagraża całemu naszemu ustrojowi społecznemu“. „Rozdwojenie pracy na umysłową i ręczną[362], jak zresztą wszelki inny podział pracy, staje się tem dobitniejsze i głębsze, im społeczeństwo jest bogatsze“ (wyrazu „społeczeństwo“ Garnier całkiem słusznie używa dla oznaczenia kapitału, własności ziemskiej oraz ich państwa). „Ten podział pracy, jak wszelki inny zresztą, jest następstwem dokonanego postępu i podstawą przyszłego... Czy wolno więc rządowi przeciwdziałać temu podziałowi pracy i hamować jego rozwój naturalny? Czy wolno mu obracać część dochodów państwa na próbę złączenia i zmieszania dwu działów pracy, które zdążają do rozdziału i wyodrębnienia?“[363].
Pewne zwyrodnienie duchowe i fizyczne jest nieodłączne nawet i od podziału pracy w społeczeństwie, jako całości. Ale ponieważ okres rękodzielniczy rozwija o wiele dalej owo społeczne rozszczepienie gałęzi pracy, a z drugiej strony ponieważ dopiero rękodzielniczy podział pracy sięga aż do podstaw bytu jednostki, więc dopiero rękodzielnictwo stwarza materjał i pobudkę dla powstania patologji przemysłowej [nauki o chorobach robotników przemysłowych][364].
„Poćwiartowanie człowieka zwie się egzekucją, gdy zasłużył na karę śmierci, morderstwem zaś, gdy nie zasłużył na nią. Poćwiartowanie pracy jest morderstwem narodu“[365].
Rękodzielnictwo czyli kooperacja, oparta na podziale pracy, jest z początku tworem żywiołowym. Zaledwie jednak umocniło i rozszerzyło podstawy swego bytu, staje się świadomą, planową i systematyczną formą kapitalistycznego trybu produkcji. Historja rękodzielnictwa w ściślejszem znaczeniu wskazuje, jak właściwy mu podział pracy z początku znajduje najstosowniejsze formy poomacku, doświadczalnie, jak gdyby za plecami osób działających, ale później, podobnie jak rzemiosło cechowe, stara się znalezione formy tradycyjnie zachować i zachowuje je niekiedy przez całe stulecia. Jeżeli formy te zmieniają się, to wyłączywszy szczegóły drugorzędne — dzieje się to zawsze tylko pod wpływem przewrotu w narzędziach pracy. Rękodzielnictwo nowożytne — nie mam tu na myśli wielkiego przemysłu, opartego na stosowaniu maszyn — albo znajduje już w wielkich miastach, w których powstaje, gotowe membra disiecta [członki rozproszone], które trzeba tylko zgromadzić razem, kładąc kres ich rozproszeniu (naprzykład w przemyśle odzieżowym), albo też zasada podziału leży jak na dłoni, bo chodzi poprostu (naprzykład w introligatorstwie) o rozdzielenie różnych czynności rzemieślniczego trybu produkcji pomiędzy poszczególnych robotników. Dość wtedy conajwyżej tygodniowego doświadczenia, aby ustalić proporcjonalną liczbę rąk, potrzebnych do każdej z tych czynności[366].
Dzięki rozczłonkowaniu pracy rzemieślniczej, specjalizacji narzędzi pracy, formowaniu robotników cząstkowych, ich grupowaniu i łączeniu w jeden mechanizm zbiorowy, rękodzielniczy podział pracy prowadzi do rozczłonkowania pod względem jakościowym i do proporcjonalności pod względem ilościowym społecznych procesów produkcji, a przez to stwarza określoną organizację pracy społecznej i rozwija zarazem nową społeczną siłę wytwórczą pracy. Rękodzielniczy podział pracy, jako swoiście kapitalistyczna forma społecznego procesu produkcji — a w danych warunkach nie mógł on rozwinąć się inaczej, niż w formie kapitalistycznej — jest tylko szczególną metoda wytwarzania wartości dodatkowej względnej, czyli podwyższania kosztem robotników, stopy pomnażania kapitału — co pospolicie nazywa się bogactwem społecznem, „wealth of nations“ i t. d. Nietylko rozwija on społeczną siłę wytwórczą pracy dla kapitalisty, zamiast dla robotnika, ale wręcz kosztem zniekształcenia robotnika indywidualnego. Stwarza nowe warunki panowania kapitału nad pracą. Jeżeli więc z jednej strony występuje jako postęp dziejowy i niezbędny czynnik ekonomicznego rozwoju społeczeństwa, to z drugiej strony — jako środek ucywilizowanego i wyrafinowanego wyzysku.
Ekonomja polityczna, która dopiero w okresie rękodzielniczym poczyna występować jako odrębna nauka, rozpatruje wogóle społeczny podział pracy wyłącznie z punktu widzenia rękodzielniczego podziału pracy[367], to znaczy uważa go za środek po temu, aby zapomocą tej samej ilości pracy wytworzyć większą ilość towaru, a więc zniżyć ceny towarów i przyśpieszyć nagromadzanie kapitału. W jaskrawem przeciwieństwie do tego wysuwania na plan pierwszy ilości i wartości wymiennej pisarze starożytności klasycznej zajmują się wyłącznie jakością i wartością użytkową[368]. Dzięki podziałowi społecznych gałęzi produkcji wyroby są, lepsze, różne skłonności i talenty ludzkie znajdują właściwe sfery zastosowania[369]; nie ograniczając dziedziny swej działalności, nie można zdziałać nic godnego uwagi[370]. A zatem podział pracy ulepsza wytwór oraz wytwórcę. Jeżeli nawet trafi się wzmianka o wzroście masy wytworów, to jedynie ze względu na większą obfitość wartości użytkowych. Ani pół słówka nie tyczy wartości wymiennej, potanienia towarów. Ten punkt widzenia wartości użytkowej panuje zarówno u Platona[371], traktującego podział pracy jako podstawę po- działu społeczeństwa na stany, jak u Ksenofonta[372], który z właściwym sobie instynktem burżuazyjnym zbliża się już do podziału pracy w warsztacie. Republika Platona pod względem podziału pracy, jako naczelnej zasady ustroju państwowego, jest tylko ateńską idealizacją kastowego ustroju Egiptu. Egipt bowiem również w oczach jego współczesnych, naprzykład Izokratesa[373], uchodził za wzór kraju przemysłowego i zachował to znaczenie nawet jeszcze dla Greków epoki cesarstwa rzymskiego[374].
We właściwym okresie rękodzielniczym, t. j. w tym okresie, gdy rękodzielnictwo stanowi panującą, formę produkcji kapitalistycznej, całkowite urzeczywistnienie właściwych mu dążności napotyka na różnostronne przeszkody. Choć już widzieliśmy, że rękodzielnictwo wprowadza, obok wielostopniowej hierarchji pracy, również prosty podział robotników na wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych, to jednak liczba tych ostatnich pozostaje nieznaczna wobec przewagi pierwszych. Choć dostosowuje ono poszczególne czynności do stopnia dojrzałości, siły i rozwoju swych żywych organów pracy, a więc zdąża do produkcyjnego wyzysku kobiet i dzieci, przecież dążność ta naogół rozbija się o przyzwyczajenia i o opór robotników mężczyzn. Chociaż rozkład pracy rzemieślniczej zniża koszty kształcenia, a więc wartość robotników, jednakowoż trudniejsze czynności szczegółowe wciąż jeszcze wymagają dłuższego okresu nauki, i tam nawet, gdzie staje się on zbytecznym, robotnicy strzegą go zazdrośnie i starają się utrzymać go. W Anglji naprzykład znajdujemy Laws of apprenticeship [ustawy o terminatorach], które wraz ze swym siedmioletnim okresem nauki zachowują moc przez cały okres rękodzielniczy i zostają obalone dopiero przez wielki przemysł fabryczny. Ponieważ sprawność rzemieślnicza wciąż jeszcze pozostaje podstawą rękodzielnictwa, a czynny mechanizm zbiorowy rękodzielni nie posiada żadnego własnego szkieletu rzeczowego, niezależnego od samych robotników, więc kapitał wciąż walczy z niesubordynacją robotnika. „Słabość natury ludzkiej“, woła nasz miły Ure, „jest tak wielka, że im sprawniejszy jest dany robotnik, tem jest bardziej uparty, tem trudniej dojść z nim do ładu, a wskutek tego jego kaprysy są bardzo szkodliwe dla, całego mechanizmu pracy“[375]. To też poprzez cały okres rękodzielniczy rozbrzmiewa skarga na brak dyscypliny śród robotników[376]. I gdybyśmy nawet nie mieli świadectw pisarzy ówczesnych, to same tylko proste fakty, jak to, że od 16 wieku do epoki wielkiego przemysłu kapitałowi nie udaje się owładnąć całym rozporządzalnym czasem roboczym robotników rękodzielniczych, że rękodzielnie są krótkotrwałe i wraz z emigracją lub imigracją robotników przenoszą swą siedzibę z kraju do kraju — same te proste fakty starczyłyby za całe bibljoteki. „Tak, czy inaczej, należy raz — zaprowadzić porządek“ — woła w r. 1770 niejednokrotnie cytowany przeze mnie autor „Essay on trade and commerce“. Porządek! — powtarza w 66 lat później Dr. Andrew Ure. „Porządku“ brakło w rękodzielni, „opartej na scholastycznym dogmacie podziału pracy“ i dopiero „Arkwright zaprowadził porządek“.
Zarazem rękodzielnictwo nie mogło ani objąć produkcji społecznej w jej całym zakresie, ani przekształcić jej do głębi. Jako arcydzieło sztuki ekonomicznej wznosiło się ono na szerokiej podstawie miejskiego rzemiosła i wiejskiego przemysłu domowego. Jego własna wąska podstawa techniczna na pewnym szczeblu rozwoju znalazła się w sprzeczności z wytworzonemi przezeń potrzebami produkcji.
Do najdoskonalszych tworów rękodzielnictwa należał warsztat, wyrabiający same narzędzia pracy, zwłaszcza wchodzące już w użycie złożone przyrządy mechaniczne. „Warsztat taki“, powiada Ure, „unaoczniał różne szczeble podziału pracy. Świder, dłuto, tokarnia miały tam umyślnych robotników, podzielonych hierarchicznie według stopnia swej umiejętności“. Ten wytwór rękodzieł niczego podziału pracy wytwarzał ze swej strony — maszyny. Maszyny strąciły pracę rzemieślniczą ze stanowiska ogólnej zasady produkcji społecznej. W ton sposób z; jednej strony znikła potrzeba techniczna dożywotniego przykuwania robotnika do czynności cząstkowej; z drugiej strony upadły zapory, które ta sama zasada stawiała jeszcze panowaniu kapitału.



Rozdział trzynasty.
MASZYNA I WIELKI PRZEMYSŁ.
1. Rozwój maszyn.

John Stuart Mill mówi w swych „Zasadach ekonomji politycznej“: „Jest rzeczą, wątpliwą, czy wszystkie dotychczasowe wynalazki mechaniki ulżyły jednej bodaj istocie ludzkiej w trudach dnia powszedniego“[377]. Ale też wcale nie taki jest cel maszyny w służbie kapitału. Podobnie jak wszelki inny; środek rozwijania siły wytwórczej pracy, maszyna ma na celu zniżać ceny towarów i skracać część dnia roboczego, którą robotnik zużytkowuje dla siebie samego, a przez to przedłużać część pozostałą, którą robotnik oddaje kapitaliście za darmo. Maszyna jest środkiem wytwarzania wartości dodatkowej.
W rękodzielnictwie punktem wyjścia przewrotu w sposobie produkcji jest siła robocza, w wielkim przemyśle jest nim środek pracy. Przedewszystkiem więc musimy zbadać, w jaki sposób środek pracy z narzędzia przekształca się w maszynę, czyli czem różni się maszyna od narzędzia rzemieślniczego. Chodzi tu tylko o główne, ogólne cechy charakterystyczne, gdyż zresztą dzieje społeczeństwa, równie dobrze jak dzieje kuli ziemskiej, nie znają abstrakcyjnie ścisłych linij granicznych między epokami.
Matematycy i mechanicy — jak o tem tu i owdzie znajdujemy wzmianki u ekonomistów angielskich — uznają narzędzie za prostą maszynę, maszynę — za narzędzie złożone, nie widząc żadnej istotnej różnicy między niemi, i miano maszyny rozciągają, nawet na proste środki mechaniczne, jak dźwignia, równia pochyła, śruba, klin i t. d.[378]. W istocie każda maszyna składa się z owych środków prostych, choć w różny sposób przebranych i skombinowanych. Jednak z ekonomicznego punktu widzenia objaśnienie to nie ma żadnej wartości, gdyż brak w niem pierwiastku historycznego. Z drugiej strony dopatrywano się różnicy pomiędzy narzędziem a maszyną, w tem, że przy narzędziu siłą poruszającą jest człowiek, przy maszynie jest nią siła przyrodzona, różna od ludzkiej, a więc zwierzę, woda, wiatr i t. d.[379]. Według tego poglądu pług, zaprzężony w woły, który spotykamy w tak różnych epokach produkcji, byłby maszyną, natomiast Circular loom [okrągłe krosno tkackie] Claussena, który, poruszany dłonią jednego tylko robotnika, wiąże 96.000 oczek ma minutę, byłby prostem narzędziem. Co więcej, to samo krosno tkackie byłoby narzędziem, gdy porusza je dłoń ludzka, a maszyną, gdy porusza je para, A ponieważ zastosowanie siły zwierzęcej należy do najdawniejszych wynalazków ludzkości, przeto w rzeczywistości produkcja maszynowa poprzedzałaby rzemieślniczą. Gdy John Wyatt w r. 1735 wynalazł maszynę przędzalniczą i wynalazkiem tym zwiastował rewolucję przemysłową 18-go stulecia, to ani słowem nie wspomniał, że osioł, a nie człowiek miał tę maszynę poruszać, a jednak rola ta faktycznie przypadła osłu. Maszyna „do przędzenia bez palców“[380], tak głosił program Wyatta.
Każda maszyna rozwinięta składa się zawsze z trzech części zasadniczo różnych, a mianowicie z maszyny poruszającej, z mechanizmu transmisyjnego oraz z maszyny narzędziowej czyliroboczej. Maszyna poruszająca działa jako siła napędowa całego mechanizmu. Albo wytwarza ona swą. własną siłę poruszającą, jak maszyna parowa, żarowo-powietrzna, elektromagnetyczna i t. d., albo otrzymuje napęd od gotowej, poza nią istniejącej siły przyrody, jak koło wodne od wodospadu, śmigi młyna od wiatru:i t. d. Mechanizm transmisyjny, złożony z kół rozpędowych, wałów pędnych, kół zębatych, kół wirowych, drążków, lin, pasów, najrozmaitszych sprzęgieł oraz przekładni, reguluje ruch, zmieniając w razie potrzeby jego rodzaj, naprzykład z prostolinijnego n, a obrotowy, rozdziela go i przenosi na maszyny narzędziowe. Obie te części mechanizmu istnieją tylko po to, aby nadać maszynie narzędziowej ruch, dzięki któremu działa ona na przedmiot pracy i celowo go przekształca. Ta właśnie część systemu maszyn, maszyna narzędziowa, była punktem wyjścia rewolucja przemysłowej 18-go wieku. Dziś jeszcze stanowi ona punkt wyjścia za każdym razem, gdy produkcja rzemieślnicza lub rękodzielnicza przekształca się w produkcję maszynową.
Jeżeli przyjrzymy się bliżej maszynie narzędziowej, czyli właściwej maszynie roboczej, to naogół rozpoznajemy w niej znów te same narzędzia i przyrządy, któremi pracuje rzemieślnik lub robotnik rękodzielniczy, choć w formie nieraz bardzo zmienionej; nie są to już jednak narzędzia człowieka, lecz narzędzia maszyny, czyli narzędzia mechaniczne. Albo cała maszyna jest tylko mechanicznem wydaniem, mniej lub więcej zmienionem, dawnego narzędzia rzemieślniczego — jak naprzykład krasno mechaniczne[381] — albo też organy czynne, osadzone na kadłubie maszyny roboczej, okazują się naszymi starymi znajomymi, jak wrzeciona w przędzarce, druty w warsztacie pończoszniczym, piły w tartaku, noże w rozdrabiarce i t. d. Narzędzia te różnią się od właściwego mechanizmu maszyny roboczej nawet swem pochodzeniem, a mianowicie są wyrabiane po większej części sposobem rzemieślniczym lub rękodzielniczym i później dopiero są osadzane na kadłubie maszyny roboczej, wytworzonym sposobem maszynowym[382]. Maszyna narzędziowa jest więc mechanizmem, który po nadaniu mu odpowiedniego ruchu wykonywa swem i narzędziami te same czynności, które przedtem robotnik wykonywał podobnemi narzędziami. Nic to rzeczy nie zmienia, czy siła napędowa pochodzi tu od człowieka, czy też od maszyny. Maszyna zajmuje miejsce narzędzia z chwilą, gdy narzędzie właściwe przenosi się z dłoni ludzkiej na mechanizm. Różnica jest oczywista nawet wtedy, gdy człowiek pozostaje pierwszym motorem. Liczba narzędzi piacy, któremi robotnik może działać jednocześnie, jest ograniczona przez liczbę jego przyrodzonych narzędzi produkcji, t. j. organów jego własnego ciała. W Niemczech naprzód próbowano postawić przędzarza przy dwóch kołowrotkach, co go zmuszało do pracy jednocześnie obiema rękami i obiema nogami. Było to zbyt wyczerpujące. Później wynaleziono kołowrotek nożny z dwoma wrzecionami, ale tacy przędzarze-mistrze, którzy umieli prząść diwie nitki jednocześnie, byli niema, I równą rzadkością, jak ludzie o dwu głowach..Natomiast przędzarka „jenny“ przędzie na 12—18 wrzecionach, warsztat pończoszniczy robi naraz na wielu tysiącach drutów i t. d. Liczba narzędzi, jednocześnie poruszanych przez, maszynę narzędziową, zgóry jest niezależna od granicy organicznej, która zacieśnia działanie ręcznego narzędzia pojedyńczego robotnika.
W wielu narzędziach rzemieślniczych różnica między człowiekiem jako prostą siłą napędową i jako robotnikiem, wykonywującym właściwą pracę ręczną, uzmysławia się wręcz fizycznie. Naprzykład przy kołowrotku noga działa tylko jako siła napędowa, natomiast ręka, pracująca przy wrzecionie, skubie i i skręca, czyli pełni właściwą czynność przędzenia. Rewolucja przemysłowa ogarnia najpierw tę właśnie czynność rzemieślniczego narzędzia, a narazie człowiekowi pozostawia, obok nowej dlań pracy dozorowania maszyny okiem i poprawiania jej błędów ręką, także czysto mechaniczną rolę siły napędowej. Natomiast narzędzia, na które człowiek od początku działa tylko jako prosta siła napędowa, naprzykład obracając korbę młyna[383] lub pompy, podnosząc i opuszczając rękojeść miecha, tłukąc w moździerzu i t. d. — narzędzia te powodują pierwsze zastosowania zwierząt, wiatru[384], wody i t. d., jako siły napędowej. Tego rodzaju narzędzia przekształcają się w maszyny poczęści już w okresie rękodzielniczym, a w oddzielnych wypadkach nawet na długo przedtem, ale jeszcze nie wywołują przewrotu w sposobie produkcji. Są one maszynami już w swej formie rzemieślniczej, co wychodzi najaw w okresie wielkoprzemysłowym. Naprzykład pompy, któremi Holendrzy wypompowali jezioro Harlem w latach 1836 i 1837, miały tę samą konstrukcję, co pompy zwykłe, ale zamiast rąk ludzkich olbrzymie maszyny parowe poruszały ich tłoki. Pospolity i bardzo niedoskonały miech kowalski i dziś jeszcze bywa przekształcany w Anglji w powietrzną pompę mechaniczną zapomocą prostego połączenia jego rękojeści z maszyną parową. Sama nawet maszyna parowa w tej formie, w której wynaleziono ją w okresie rękodzielniczym, a mianowicie w końcu 17-go wieku, i w której przetrwała aż do lat osiemdziesiątych 18-go stulecia[385], nie wywołała bynajmniej żadnej rewolucji przemysłowej. Raczej odwrotnie, stworzenie maszyn narzędziowych uczyniło koniecznem zrewolucjonizowanie maszyny parowej. Odkąd człowiek, zamiast działać narzędziem ma przedmiot pracy, działa już tylko jako siła napędowa na maszynę roboczą, muskuły ludzkie stały się przypadkową postacią siły napędowej i mogły być zastąpione przez wiodę, wiatr, parę i t. d. Nie wyłącza to oczywiście, iż zmiana taka wymaga nieraz wielkich przekształceń technicznych w mechanizmie, zbudowanym początkowo wyłącznie dla siły napędowej ludzkiej. Dziś wszelkie nowe maszyny, które dopiero muszą torować sobie drogę, jak maszyny do szycia, maszyny piekarskie i t. p., jeżeli cel ich nie wyłącza zgóry zastosowania na drobną skalę, są budowane tak, aby mogły być pędzone bądź siłą ludzką, bądź siłą czysto mechaniczną.
Maszyna, będąca punktem wyjścia rewolucji przemysłowej, na miejsce robotnika, działającego jednem tylko narzędziem, stawia mechanizm, który działa naraz masą narzędzi jednakowych lub jednego rodzaju, a poruszany jest jedną tylko siłą napędową, bez względu na jej rodzaj[386]. Mamy tu już maszynę, ale dopiero jako prosty element produkcji maszynowej.
Wzrost rozmiarów maszyny roboczej oraz liczby jej narzędzi, czynnych równocześnie, wymaga mechanizmu poruszającego o większej masie; zkolei zaś mechanizm ten dla pokonania własnego oporu wymaga siły napędowej potężniejszej niż ludzka, nie mówiąc już o tem, iż człowiek jest bardzo niedoskonałym środkiem wytwarzania ruchu ciągłego i jednostajnego. Jeżeli człowiek działa już tylko jako prosta siła napędowa, jeżeli więc maszyna narzędziowa zajęła miejsce narzędzia, to siły przyrody mogą zastąpić go, jako — się napędową. Ze wszystkich wielkich sił napędowych, przekazanych nam przez okres rękodzielniczy, najgorszą była siła końska, poczęści dlatego, że koń ma własną, głowę, poczęści zaś z powodu, że jest kosztowny, i że możność posługiwania się nim w fabrykach jest bardzo ograniczona[387]. Jednakowoż wielki przemysł w swym okresie dziecięcym niemało używał koni, o czem świadczą, nietylko skargi ówczesnych pisarzy, upatrujących w tem szkodę dla rolnictwa, lecz również przekazany nam z owych czasów zwyczaj obliczania siły mechanicznej na horst po wers [„siły końskie“]. Wiatr był zbyt niestały i zbyt nieobliczalny, a przytem stosowanie siły wodnej w Anglji, kolebce wielkiego przemysłu, przeważało już w okresie rękodzielniczym. Już w 17-ym wieku próbowano wprawiać w ruch dwa koła młyńskie i dwa kamienie młyńskie zapomocą jednego koła wodnego. Ale wtedy wynikło przeciwieństwo pomiędzy rozrośniętym mechanizmem transmisyjnym, a zbyt małą w stosunku do niego siłą wodną; była to jedna z okoliczności, które doprowadziły do dokładniejszego poznania praw tarcia. Podobnie nierównomierne działanie siły napędowej w młynach, poruszanych zapomocą dźwigni, a więc zapomocą pociągnięć i uderzeń, doprowadziło do wynalezienia i do zastosowania koła rozpędowego[388], które później odegrało tak wybitną rolę w wielkim przemyśle. W ten sposób w okresie rękodzielniczym rozwinęły się pierwsze naukowe i techniczne elementy wielkiego przemysłu. Przędzarki o ruchu ciągłym [throstle] systemu Arkwrighta od początku już miały napęd wodny. Jednak stosowanie siły wodnej jako powszechnej siły napędowej było też związane z szeregiem trudności. Siła ta nie mogła być dowolnie powiększana, na niedobór jej nie było rady, nieraz brakło jej zupełnie, a przedewszystkiem była natury czysto lokalnej[389]. Dopiero druga maszyna parowa Watta, tak zwana maszyna o działaniu podwójnem, okazała się motorem, który sam sobie wytwarza siłę napędową, spożywając wodę i węgiel, i którego działanie poddaje się zupełnie kontroli człowieka. Maszyna ta, ruchoma i sama będąca środkiem lokomocji, miejska, a nie wiejska jak koło wodne, pozwalała skupiać produkcję u zamiast rozpraszać ją po wsiach[390]. Wreszcie maszyna parowa technicznie daje się wszędzie zastosować, a instalacja jej jest stosunkowo mało zależna od okoliczności lokalnych. Wielki genjusz Watta okazał się w objaśnieniu patentu, otrzymanego przezeń w kwietniu 1784 r., gdzie określa on swą maszynę parową nie jako wynalazek, służący do jakiegoś poszczególnego celu, lecz jako powszechną siłę napędową wielkiego przemysłu. Wspomina on tam o zastosowaniach, z których niektóre, jak naprzykład młot parowy, miały się urzeczywistnić zgórą pół wieku później. Jednak powątpiewał on o możności zastosowania maszyny parowej do żeglugi. Spadkobiercy jego, „Boulton and Watt“, na wystawie przemysłowej londyńskiej w r. 1851 wystawili największą maszynę parową dla wielkich parowców morskich.
Dopiero odkąd narzędzia organizmu ludzkiego przekształciły się w narzędzia mechanicznego aparatu maszyny narzędziowej, dopiero od tej chwili również maszyna poruszająca przybiera postać samodzielną, zupełnie uniezależnioną od granic siły ludzkiej. Wraz z tem pojedyncza maszyna narzędziowa, którą rozpatrywaliśmy dotychczas, schodzi do roli prostego składnika produkcji maszynowej. Jędrna maszyna poruszająca mogła odtąd wprawiać w ruch jednocześnie wiele maszyn roboczych. Ze wzrostem liczby maszyn roboczych jednocześnie poruszanych wzrasta również maszyna poruszająca, a mechanizm transmisyjny rozrasta się w aparat dalekonośny.
Musimy teraz odróżnić dwie rzeczy: kooperację wielu maszyn jednego rodzaju i zespół maszyn.
W pierwszym wypadku ta sama maszyna robocza wykonywa całą robotę. Pełni ona te wszystkie różnorodne czynności, które rzemieślnik wykonywał zapomocą swego narzędzia, naprzykład tkacz zapomocą krosna, albo które rzemieślnicy wykonywali kolejno zapomocą różnych narzędzi, bądź samodzielnie, bądź jako członki zbiorowego mechanizmu rękodzielni[391]. Naprzykład w nowożytnej rękodzielni kopert jeden robotnik składał papier zapomocą falcu, drugi pociągał go gumą, trzeci zaginał klapę, na której się wyciska monogram, czwarty wyciskał monogram i t. d., to też przy każdej z tych czynności cząstkowych każda pojedyncza koperta musiała przechodzić z rąk do rąk. Jedna tylko maszyna spełnia jednocześnie wszystkie te czynności i wyrabia 3.000 i więcej kopert na godzinę. Pewna amerykańska maszyna do wyrobu torebek papierowych, wystawiona na londyńskiej wystawie przemysłowej w r. 1862, tnie papier, pociąga klejem, składa i wykańcza 300 sztuk na minutę. Całkowity proces pracy, w rękodzielni podzielony i wykonywany kolejno, tu jest dokonywany przez jedną maszynę roboczą, działającą zapomocą kombinacji różnych narzędzi.
W każdym razie w fabryce, to znaczy w warsztacie, opartym na produkcji maszynowej, występuje znowu kooperacja prosta. A mianowicie kooperacja ta, jeżeli abstrahujemy tu od robotnika, przedewszystkiem przybiera postać przestrzennego skupienia jednorodnych i równocześnie działających maszyn roboczych. Jest to jej wyłączna forma tam, gdzie produkt wychodzi gotowy z pod każdej maszyny roboczej, bez względu na to, czy jest ona mechanicznem odtworzeniem złożonego narzędzia rzemieślniczego, czy też kombinacją różnorodnych narzędzi prostych, z których każde ma swoją odrębną funkcję. Tak więc fabryka tkacka powstaje z ustawienia obok siebie w jednym budynku wielu krosien mechanicznych, szwalnia — wielu maszyn do szycia i t. d. Ale istnieje tu jedność techniczna, gdyż te liczne jednorodne maszyny robocze otrzymują jednoczesny i równomierny napęd ze wspólnego pierwszego motoru za pośrednictwem mechanizmu transmisyjnego, który również jest im częściowo wspólny, ponieważ z każdą z nich łączy się tylko zapomocą oddzielnego rozgałęzienia. Jak liczne narzędzia są organami jednej maszyny roboczej, tak samo liczne maszyny robocze są już teraz tylko jednorodnemi organami tego samego mechanizmu poruszającego.
Ale właściwy zespół maszyn tam dopiero zajmuje miejsce — pojedynczej maszyny samodzielnej, gdzie przedmiot pracy przebiega kolejno szereg różnych, powiązanych ze sobą procesów stopniowanych, cząstkowych, które dokonywane są przez szereg różnych, lecz wzajemnie uzupełniających się maszyn narzędziowych. Tu znowu powraca forma kooperacji, właściwa rękodzielnictwu, gdyż oparta na podziale pracy, ale już jako kombinacja maszyn roboczych, wykonywujących czynności cząstkowe. Specjalne narzędzia różnych robotników cząstkowych, a więc naprzykład w sukienimctwie gręplarzy, czesaków, postrzygaczy, przędzarzy i t. d., przekształcają się obecnie w narzędzia specjalnych maszyn roboczych, z których każda stanowi odrębny organ odrębnej funkcji zespolonego mechanizmu narzędziowego. Naogół rękodzielnictwo samo przekazuje systemowi maszynowemu w tych gałęziach, w których zostaje on wprowadzony po raz pierwszy, samorzutną podstawę podziału, a więc i organizacji procesu produkcji[392]. Ale natychmiast występuje tu różnica bardzo istotna. W rękodzielni robotnicy pojedynczy, lub grupy robotnicze, muszę, wykonywać każdy poszczególny proces cząstkowy swemi narzędziami rzemieślniczemi. Jeżeli robotnik przystosowuje się do roboty, to również przedtem jeszcze robota przystosowała się do niego. Ta subjektywna zasada podziału pracy upada z nadejściem produkcji maszynowej. Proces całkowity rozkłada się objektywnie, sam w sobie, na tworzące go fazy, zagadnienie zaś wykonania każdego poszczególnego procesu cząstkowego oraz powiązania różnych procesów cząstkowych, jest rozstrzygane zapomocą technicznego stosowania mechaniki, chemji i t. d.[393], przyczem oczywiście każde rozwiązanie teoretyczne musi doskonalić się w dalszym ciągu, dzięki nagromadzeniu doświadczeń praktycznych na wielką skalę. Każda maszyna cząstkowa dostarcza, maszynie następującej najbliżej po niej, materiału surowego, a ponieważ wszystkie działają równocześnie, więc wytwór znajduje się nieustannie zarówno na różnych szczeblach przebiegu swego powstawania, jak w przejściach z jednej fazy produkcji do drugiej. Jak w rękodzielnictwie bezpośrednia kooperacja robotników cząstkowych stwarza określone stosunki liczbowe pomiędzy poszczególnemi grupami robotników, tak samo w rozczłonkowanym zespole maszyn stale zatrudnienie jednych maszyn cząstkowych przez drugie stwarza określony stosunek pomiędzy ich liczbą, rozmiarami i szybkością. Maszyna robocza złożona, tworząca obecnie rozczłonkowany zespół różnorodnych maszyn pojedynczych, lub grup maszyn, jest tem doskonalsza, im większa jest ciągłość całkowitego procesu, czyli im mniej przerw musi przebyć materjał surowy pomiędzy swoją fazą pierwszą a ostatnią, im bardziej więc sam mechanizm zastępuje dłoń ludzką w przenoszeniu wytworu z jednej fazy produkcji do drugiej. Jeżeli w rękodzielnictwie wyodrębnienie poszczególnych procesów jest zasadą, wynikającą z samego podziału pracy, to przeciwnie — zasadą rozwiniętej produkcji fabrycznej jest nieprzerwana ciągłość poszczególnych procesów.
Zespół maszyn, czy to polegający na kooperacji prostej jednorodnych maszyn roboczych, jak w tkactwie, czy na połączeniu maszyn różnorodnych, jak w przędzalnictwie, stanowi jeden wielki automat, jeżeli otrzymuje napęd z jednego motoru, który sam sobie ruch nadaje. Bywa jednak i tak, że cały zespół otrzymuje napęd z maszyny parowej, chociaż albo pojedyncze maszyny narzędziowe wymagają jeszcze w pewnych warunkach dłoni robotnika;, jak to było naprzykład z puszczaniem w ruch przędzarki mulejowej aż do wprowadzenia selfacting mule [przędzarki mulejowej automatycznej] i jak jest dziś jeszcze przy wyrobie cienkiej przędzy; albo też robotnik przy pewnych czynnościach musi sarn kierować pojedyńczemi częściami maszyn jak swemi narzędziami, jak to było przy produkcji maszyn ze slide rest [suportem] przed przekształceniem go w samodzielny selfactor [automat], Z chwilą, gdy maszyna robocza już bez pomocy ludzkiej wykonywa wszelkie ruchy, potrzebne dla obróbki materjału surowego, i wymaga już tylko dozoru człowieka, z tą chwilą mamy zespół maszyn, działający automatycznie, a zarazem nadający się do ciągłych ulepszeń w szczegółach. Przykładem tych ulepszeń mogą być takie wynalazki zupełnie nowożytne, jak przyrząd, automatycznie zatrzymujący przędzarkę, gdy zerwie się nitka lub też selfacting stop [hamulec automatyczny], zatrzymujący udoskonalone krosno parowe, gdy wymota się wątek cewki z czółenka tkackiego. Nowożytna papiernia jest przykładem zarówno ciągłości produkcji, jak przeprowadzenia zasady automatyzmu. Wogóle na przykładzie papiernictwa można wybornie poznać w szczegółach zarówno różnice pomiędzy różnemi sposobami produkcji, na podstawie różnych środków produkcji, jak związek między temi sposobami produkcji a społecznemi stosunkami produkcji, gdyż dawne papiernictwo niemieckie jest w tej dziedzinie wzorem produkcji rzemieślniczej, holenderskie z 17-go i francuskie z 18-go wieku — rękodzielnictwa właściwego, nowożytne zaś angielskie — produkcji automatycznej. Wreszcie w Chinach i w Indjach istnieją, jeszcze dwie różne staroazjatyckie formy tego samego przemysłu.
Najwyżej rozwiniętą postacią produkcji maszynowej jest rozczłonkowany zespół maszyn roboczych, otrzymujących napęd z centralnego motoru automatycznego — za pośrednictwem mechanizmu transmisyjnego. Zamiast oddzielnej maszyny występuje tu potwór mechaniczny, którego cielsko wypełnia całe budynki fabryczne* a którego siła demoniczna, zrazu utajona w miarowych, uroczystych niemal ruchach jego potężnych członków, wreszcie wybucha w gorączkowym, wściekłym, zawrotnym tańcu jego niezliczonych właściwych organów pracy.
Przędzarki mulejowe, maszyny parowe i t. d. istniały już zanim jeszcze istnieli robotnicy, zatrudnieni wyłącznie wyrobem maszyn parowych, przędzarek i t. d., podobnie jak człowiek nosił już ubranie, gdy jeszcze nie było krawców. Wynalazki Vaucansona, Arkwrighta, Watta i t. d. były jednak wykonalne jedynie dzięki temu, że wynalazcy ci mieli przed sobą spory zastęp wykwalifikowanych robotników mechaników, przygotowanych przez poprzedzający okres rękodzielniczy. Robotnicy ci składali się częściowo z rzemieślników samodzielnych różnych zawodów, częściowo z robotników, skupionych w rękodzielniach, gdzie, jak już o tem wspominaliśmy wyżej, podział pracy był przeprowadzony ze szczególnym rygorem. W miarę, jak przybywało wynalazków, jak rósł popyt na nowe maszyny, rozwijał się z jednej strony podział produkcji maszyn na różne gałęzie samodzielne, z drugiej strony — podział pracy wewnątrz, rękodziełu, wytwarzających maszyny. Widzimy tu więc w rękodzielnictwie bezpośrednią podstawę techniczną wielkiego przemysłu. Rękodzielnia wytwarzała maszyny, zapomocą których przemysł fabryczny wypierał zarówno rękodzielniczy, jak rzemieślniczy tryb produkcji z tych gałęzi przemysłu, które najpierw ogarniał. Przemysł, stosujący maszyny, wyrósł więc żywiołowo na podstawie materjalnej, doń nieprzystosowanej. Na pewnym stopniu rozwoju musiał on sam przekształcić tę podstawę, którą wpierw otrzymał w formie gotowej i którą potem w tej starej formie rozwijał nadal, i musiał stworzyć sobie nową podstawę, odpowiadającą jego własnemu trybowi produkcji. Jak maszyna pojedyńcza pozostaje karłowatą, dopóki tylko człowiek w ruch ją wprawia, jak zespół maszyn nie mógł rozwinąć się swobodnie, dopóki maszyna parowa nie zastąpiła poprzednich sił napędowych zwierzęcia, wiatru i nawet wody — tak samo cały rozwój wielkiego przemysłu był zatamowany, dopóki właściwe mu narzędzie produkcji, którem jest maszyna, zawdzięczało swe istnienie osobistej sile i osobistej sprawności swego wytwórcy, a więc zależało od tężyzny mięśni, bystrości wzroku i sprawności dłoni, z jaką cząstkowy robotnik rękodzielni lub rzemieślnik posługiwali się swem nikłem narzędziem ręcznem. Pomijając już drożyznę maszyn, związaną z tego rodzaju sposobem powstawania — okoliczność, panująca nad świadomością kapitalisty — rozszerzenie już zmechanizowanych gałęzi przemysłu oraz wtargnięcie maszyn do nowych gałęzi produkcji zależne było całkowicie od wzrostu kategorji robotników, których praca jest nawpół kunsztem, których liczba może przeto wzrastać tylko stopniowo, a nie raptownie. Lecz wielki przemysł na pewnym stopniu swego rozwoju wpada nawet i w techniczne przeciwieństwo ze swem podłożem rzemieślniczem i rękodzielniczem. Spotęgowanie rozmiarów mechanizmu poruszającego, transmisyjnego i maszyn narzędziowych; coraz większa zawiłość, rozmaitość i ścisła prawidłowość ich części składowych, w miarę jak maszyna narzędziowa, odrywa, się od wzoru rzemieślniczego, który początkowo panuje nad jej budową, i przybiera postać samoistną, określoną jedynie przez jej funkcję mechaniczną; rozwój systemu automatycznego wraz z nieuniknionem stosowaniem materjałów coraz trudniejszych do obróbki, naprzykład żelaza zamiast drzewa[394] — rozwiązanie tych wszystkich samorzutnie powstających zagadnień natrafiało wszędzie na szranki takiej zależności od osobistych cech robotnika, jaką, nawet personel robotniczy, złączony w rękodzielni, mógł przezwyciężać tylko w bardzo ograniczonym zakresie. Rękodzielnictwo wogóle nie jest zdolne wytwarzać takich maszyn, jak nowożytna prasa drukarska, jak nowożytne krosno parowe lub nowożytna zgrzeblarka wełny.
Przekształcenie sposobu produkcji w jednej dziedzinie przemysłu pociąga za sobą takież przekształcenie w innych dziedzinach. Tyczy to przedewszystkiem tych gałęzi przemysłu, które wprawdzie są wyodrębnione przez społeczny podział pracy do tego stopnia, iż każda z nich wytwarza swój odrębny towar, lecz zazębiają się wzajemnie jako fazy całkowitego procesu produkcji. Naprzyklad przędzalnictwo maszynowe uczyniło niezbędnem tkactwo maszynowe, a oba razem wywołały przewrót mechaniczno-chemiczny w bielnictwie, drukowaniu tkanin i farbiarstwie. Z drugiej strony przewrót w przędzalnictwie bawełnianem spowodował wynalezienie „ginu“, maszyny do oddzielania włókien bawełny od jej nasion; dopiero ten wynalazek uczynił możliwą produkcję bawełny na wielką skalę, zgodnie z dzisiejszemi potrzebami[395]. Ale przewrót w sposobie produkcji przemysłu i rolnictwa z kolei czynił niezbędnem przekształcenie warunków ogólnych społecznego procesu produkcji, a zwłaszcza środków komunikacji i transportu. Środki komunikacji i transportu w społeczeństwie, którego osią, że użyję wyrażenia Fouriera[396], były drobne rolnictwo wraz ze swym ubocznym przemysłem domowym oraz rzemiosło miejskie, nie mogły już bynajmniej zaspokoić potrzeb produkcji w okresie rękodzielniczym z jego rozwiniętym podziałem pracy społecznej), z jego skupieniem robotników i środków pracy i z jego rynkami kolonjalnemi; to też istotnie uległy przewrotowi. Podobnie środki transportu i komunikacji, odziedziczone po okresie rękodzielniczym, stały się niebawem nieznośnemi pętami dla wielkiego przemysłu z jego gorączkowym pośpiechem i masową skalą produkcji, z jego ciągłem przerzucaniem mas kapitału i mas robotniczych z jednej dziedziny produkcji do drugiej i z jego świeżo stworzonemi światowemi stosunkami rynkowemi. To też, pomijając już zupełne przekształcenie budowy okrętów żaglowych, dostosowano stopniowo komunikację i transport do wielkoprzemysłowego trybu produkcji zapomocą całego systemu parostatków rzecznych, kolei żelaznych, parowej żeglugi morskiej, telegrafu i t. p. Ale olbrzymie ilości żelaza, które trzeba było teraz przekuwać, spawać, krajać, świdrować i kształtować, wymagały z kolei potężnych maszyn, których wytwarzanie było niedostępne dla rękodzielniczej budowy maszyn.
Musiał więc wielki przemysł ostatecznie zawładnąć właściwym sobie środkiem produkcji, samą maszyną, i przejść do maszynowego wytwarzania maszyn. Dopiero na tej drodze stworzył on sobie odpowiednią podstawę techniczną i stanął na własnych nogach. W istocie, wraz ze wzrostem produkcji maszynowej w pierwszych dziesięcioleciach 19-go wieku maszyna ogarnęła stopniowo fabrykację maszyn narzędziowych. Ale dopiero w ostatnich dziesięcioleciach [przed. r. 1867] budowa kolei na wielką skalę i parowa żegluga morska powołały do życia cyklopiczne [olbrzymie] maszyny do budowy pierwszych motorów.
Najistotniejszym warunkiem produkcyjnym maszynowej fabrykacji maszyn było znalezienie motoru, zdolnego dostarczać siłę w ilości żądanej, a zarazem dającego się dowolnie regulować. Taki motor istniał już w postaci maszyny parowej. Ale chodziło zarazem o to, aby wytwarzać maszynowo formy ściśle geometryczne, niezbędne dla oddzielnych części maszyn, jak linję, równię, krąg, cylinder, stożek i kulę. Henryk Maudsley rozwiązał to zagadnienie w pierwszem dziesięcioleciu wieku 19-go zapomocą Wynalezionego przez siebie slide rest [suportu], niebawem przekształconego w automatyczny i w tej postaci przeniesionego z tokarni, dla której był pierwotnie przeznaczony, na inne maszyny konstrukcyjne. Ten przyrząd mechaniczny nie zastępuje żadnego określonego narzędzia, lecz samą dłoń ludzką, która nadaje materjałowi pracy, naprzykład żelazu, żądaną formę, nastawiając, przymierzając i skierowując w odpowiedni sposób ostrze narzędzi tnących i t. p. W ten sposób udało się owe części maszyn o kształtach geometrycznych „wytwarzać z taką łatwością, dokładnością i szybkością, jakiej największe nawet doświadczenie nagromadzone nie mogłoby udzielić dłoni najbieglejszego robotnika“[397].
Jeżeli przejdziemy teraz do rozpatrywania tej części maszyn, używanych przy budowle maszyn, które stanowią, właściwe maszyny narzędziowe, to zobaczymy znowu narzędzie rzemieślnicze, choć wyolbrzymione do bajecznych niemal rozmiarów. Naprzykład czynna bezpośrednio część wiertarki mechanicznej jest to olbrzymi Wierdak, poruszany przez maszynę parową, i z kolei niezbędny do wytwarzania cylindrów dla wielkich maszyn parowych i dla pras hydraulicznych. Podobnie tokarnia mechaniczna jest odtworzeniem w olbrzymiej skali zwykłej tokarki pedałowej, heblarka jest żelaznym cieślą, obrabiającym żelazo temi samemi narzędziami, któremu cieśla obrabia drzewo, narzędzie, które w stoczni londyńskiej tnie płyty, wygląda jak brzytwa olbrzyma; narzędzie maszyny, która kraje żelazo, jak nożyczki krawieckie sukno, ma kształt nożyc potwornej wielkości; wreszcie młot parowy jest zwykłym młotem, lecz takiej wagi, że sam Thor nie mógłby go dźwignąć[398]. Jeden naprzykład z tych młotów parowych, będących wynalazkiem Nasmytha, waży z górą 6 tonn i pada prostopadle z wysokości 7 stóp na kowadło, ważące 36 tonn. Młot ten z łatwością kruszy na miał blok granitowy i równie dobrze wbija gwoździk w kawałek miękkiego drzewa zapomocą szeregu lekkich kolejnych uderzeń[399].
Środek pracy znajduje w maszynie taką postać swego bytu materjalnego, jaka wymaga, aby siłę człowieka zastąpiły siły przyrody, a rutynę, opartą na doświadczeniu — świadome stosowanie wiedzy przyrodniczej. W rękodzielnictwie rozczłonkowanie społecznego procesu pracy jest czysto subjektywnem [osobowem] połączeniem robotników cząstkowych; w wielkim przemyśle zespół maszyn jest całkiem objektywnym [rzeczowym] organizmem produkcji, który dla robotnika, jest danym zgóry, gotowym, materjalnym warunkiem produkcji. W kooperacji prostej i nawet w kooperacji, zróżniczkowanej przez podział pracy, wypieranie robotnika pojedynczego przez robotnika uspołecznionego jest jeszcze w mniejszym lub większym stopniu grą wypadku. Maszyna natomiast, z niewielu wyjątkami, o których będzie mowa później, jest czynna tylko jako narzędzie pracy, bezpośrednio uspołecznionej, czyli wspólnej. Kooperacyjny charakter procesu pracy staje się więc obecnie koniecznością techniczną, podyktowaną przez naturę samego środka, pracy.

2. Przenoszenie wartości maszyny na wytwór.

Widzieliśmy, że siły wytwórcze, powstające z kooperacji i z podziału pracy, nic nie kosztują kapitalisty. Są to siły przyrodzone pracy społecznej. Nic go też nie kosztują siły przyrody, wprzęgane do procesów produkcyjnych, jak woda, para i t. d. Ale jak człowiekowi potrzebne są płuca do oddychania, tak potrzeba mu również „tworu ręki ludzkiej“ dla produkcyjnego spożywania sił przyrody. Musi mieć koło wodne, aby korzystać z siły poruszającej wody; musi mieć maszynę parową, aby wyzyskać prężność pary. Z nauką sprawy stoją zupełnie tak samo, jak z siłami przyrody. Prawo o odchyleniu igły magnetycznej w polu działania prądu elektrycznego, lub prawo, że prąd elektryczny, przebiegający dokoła sztaby żelaznej, wzbudza w niej magnetyzm — nazajutrz po odkryciu nie kosztują już ani szeląga[400]. Lecz eksploatacja tych praw w dziedzinie telegrafu i t. p. wymaga kosztownego i rozległego aparatu. Widzieliśmy już, że maszyna bynajmniej nie wypiera narzędzia. Nikłe narzędzie organizmu ludzkiego rośnie w liczbę i objętość, gdy staje się narzędziem mechanizmu, stworzonego przez człowieka. Kapitał każe teraz robotnikowi pracować już nie narzędziem ręcznem, lecz maszyną, która sama wprawia w ruch swe narzędzia. Chociaż więc jest rzeczą jasną na pierwszy rzut oka, że wielki przemysł, wprzęgając do procesu produkcji potężne siły przyrody i wiedzę przyrodniczą, musi podnosić nadzwyczajnie siłę wytwórczą pracy, to jednak nie jest również oczywiste, czy to wzmożenie siły wytwórczej nie jest z drugiej strony okupione większym wydatkiem pracy[401] — Maszyna nie stwarza wartości, jak zresztą nie stwarza jej żadna inna część składowa kapitału stałego, ale swą własną wartość przenosi na produkt, którego wytwarzaniu służy. W tym stopniu, w którym sama ma wartość, a więc Wartość tę przenosi na wytwór, staje się jedną z części składowych wartości wytworu. Zamiast potaniać, podraża go w stosunku do swej własnej wartości. A rzecz oczywista, że maszyna, oraz rozwinięty zespół maszyn, ów charakterystyczny środek pracy wielkiego przemysłu, wzrasta niepomiernie w wartość w porównaniu ze środkami pracy przemysłu rzemieślniczego i rękodzielniczego.
Zaznaczmy tu najpierw, że maszyna stale uczestniczy w całości w procesie pracy, lecz zawsze tylko częściowo w procesie przymnażania wartości. Nie przysparza ona nigdy wartości większej niż ta, którą traci przeciętnie wskutek swego zużycia. Zachodzi więc wielka różnica pomiędzy wartością maszyny, a tą cząstką jej wartości, która stale przechodzi na wytwór. Zachodzi wielka różnica pomiędzy maszyną, jako czynnikiem tworzenia wartości, a maszyną, jako czynnikiem tworzenia produktu. Różnica ta jest tem większa, im dłuższy jest okres, podczas którego ta sama maszyna raz po raz pełni służbę w tym samym procesie pracy. Wprawdzie widzieliśmy już, że każdy właściwy środek pracy, czyli narzędzie produkcji, uczestniczy zawsze W całości w procesie pracy i zawsze tylko cząstkowo w procesie pomnażania wartości, a mianowicie w stosunku do swego przeciętnego zużycia dziennego. Ale różnica ta pomiędzy użyciem a zużyciem jest znacznie większa dla maszyny, niż dla narzędzia: dlatego że maszyna, zbudowana z trwalszego materjału, żyje dłużej; dlatego że stosowanie jej, oparte na ściśle naukowych podstawach, umożliwia większą, oszczędność w rozchodowaniu zarówno jej części składowych jak jej środków spożycia; wreszcie dlatego, że jej zakres działania jest bez porównania większy, aniżeli zakres działania prostego narzędzia. Jeżeli od obojga — od maszyny i narzędzia — odejmiemy ich przeciętny koszt dzienny, czyli tę cząstkę składową wartości, którą dołączają do wytworu dzięki swemu przeciętnemu zużyciu dziennemu oraz dzięki spożyciu materjałów pomocniczych, jak węgiel, oliwa i t. d., to wypadnie, że działają one darmo, zupełnie tak samo, jak siły przyrody, istniejące bez udziału pracy ludzkiej. O ile większy, w porównaniu z narzędziem, jest zakres produkcyjnego działania maszyny, o tyle większy, w porównaniu z narzędziem, jest zakres jej służby bezpłatnej. Dopiero w wielkim przemyśle człowiek uczy się zmuszać wytwór siwej minionej, już uprzedmiotowionej pracy do bezpłatnego działania na wielką skalę, na podobieństwo sił przyrody[402].
Przy rozpatrywaniu kooperacji i rękodzielnictwa przekonaliśmy się, że niektóre ogólne warunki produkcji, jak naprzykład budynki i t. p., w porównaniu z rozproszonemi warunkami produkcji robotników pojedynczych, mniej się zużywają przy wspólnem użytkowaniu ich, a więc w mniejszym stopniu podrażają wytwór. Przy produkcji maszynowej nietylko kadłub maszyny roboczej jest zużywany wspólnie przez jej liczne narzędzia, ale również ta sama maszyna poruszająca wraz z częścią aparatu transmisyjnego jest zużywana wspólnie przez wiele maszyn roboczych.
Jeżeli dana jest różnica pomiędzy wartością maszyny a tą cząstką jej wartości, którą ona przenosi na swój dzienny wytwór, to stopień, w jakim ta cząstka wartości podraża wytwór, zależy przedewszystkiem od rozmiarów, niemal rzęchy można — od powierzchni wytworu. Pan Baymes z Blackburn w odczycie, ogłoszonym drukiem w r. 1858, ocenia, że „każdy rzeczywisty[403] koń mechaniczny porusza 450 automatycznych wrzecion mulejowych wraz z akcesorjami, albo 200 wrzecion „throstle“, albo 15 krosien mechanicznych dla „40 inch cloth“ [tkanin o szerokości 40-calowej] wraz z przyrządami do naciągania osnowy, krochmalenia i t. p. A więc koszt dzienny konia parowego oraz zużycie poruszanych przezeń maszyn rozkładają się: w pierwszym wypadku na wytwór dzienny 450 wrzecion mulejowych, w drugim — 200 wrzecion „throstle“, w trzecim — 15 krosien mechanicznych, tak że na uncję przędzy lub na łokieć tkaniny przechodzi bardzo drobna cząstka tej wartości. Tak samo sprawy stoją w poprzednio przytoczonym przykładzie młota parowego. Ponieważ jego zużycie dzienne, wraz ze spożyciem węgla i t. d., rozkłada się na olbrzymie masy żelaza, które on codziennie przekuwa, więc do każdego centnara żelaza przyrasta tylko drobna cząstka wartości. Cząstka ta urosłaby do potężnych rozmiarów, gdyby to cyklopowe narzędzie miało wbijać gwoździki.
Jeżeli dany jest zakres działania maszyny roboczej, a więc liczba jej narzędzi lub też, gdy chodzi o siłę, ich rozmiary, to masa wytworu zależy od prędkości, z jaką maszyna działa, naprzykład od prędkości obrotu wrzeciona, albo od liczby uderzeń młota na minutę. Niektóre z owych olbrzymich młotów dają po 70 uderzeń, a patentowana kowarka Rydera, kująca wrzeciona zapomocą młotów parowych mniejszych rozmiarów, daje 700 uderzeń na minutę.
Jeżeli dana jest proporcja, w której maszyna przenosi swą wartość na wytwór, to wielkość przeniesionej cząstki wartości zależy od wielkości wartości maszyny“[404]. Im mniej maszyna sama zawiera pracy, tem mniej wartości dołącza do wytworu. Im mniej wartości oddaje, tem jest produkcyjniejsza i tem bardziej służba jej upodobnia się do służby, pełnionej przez siły przyrody. Lecz wytwarzanie maszyn przez maszyny zmniejsza wartość ich w stosunku do ich rozmiarów i do zakresu, ich działania.
Badanie porównawcze cen towarów, wytwarzanych sposobem rzemieślniczym i rękodzielniczym, oraz cen tych samych towarów, jako produktów maszynowych, wykazuje naogół, że przy produkcji maszynowej część składowa wartości wytworu, przeniesiona nań przez środek pracy, wzrasta względnie, ale zmniejsza się absolutnie. Znaczy to, że jej wielkość absolutna zmniejsza się, ale wzrasta w stosunku do całkowitej wartości wytworu, dajmy na to, funta przędzy“[405].
Rzecz oczywista, że gdy wytworzenie maszyny kosztuje tyle pracy, ile jej zastosowanie zaoszczędza, to mamy do czynienia tylko z przesunięciem [déplacement] pracy, a więc ogólna suma pracy, potrzebna dla wytworzenia danego towaru, nie zmniejsza się, czyli siła wytwórcza pracy nie powiększa sio. Lecz różnica pomiędzy pracą, potrzebną, dla wytworzenia maszyny, a pracą, której ona zaoszczędza, czyli stopień jej produkcyjności, nie zależy oczywiście od stosunku pomiędzy jej własną wartością a wartością zastąpionych przez nią narzędzi. Różnica ta trwa tak długo, dopóki praca, wydatkowana na zbudowanie maszyny, a więc i cząstka wartości jej, przechodząca na wytwór, pozostaje mniejsza od wartości, którą dołączyłby do przedmiotu pracy robotnik, pracujący narzędziem ręcznem. Miarą produkcyjności maszyny jest więc stopień, w jakim zastępuje ona siłę roboczą ludzką. Według pana Baynesa na 450 wrzecion mulejowych, które wraz z mechanizmem przygotowawczym pędzone są siłą jednego konia parowego, przypada 2½ robotników[406]. Przy dziesięciogodzinnym dniu roboczym na każde wrzeciono automatyczne [selfacting] mulejowe wypada (przeciętnie) 13 uncyj przędzy, a więc tygodniowy wytwór 2½, robotników wynosi 3655/8 funta przędzy. Zatem wyprzędzenie około 366 funtów bawełny (dla prostoty nie uwzględniamy odpadków) wymaga 150 godzin pracy, względnie 15 dziesięciogodzinnych dni roboczych; podczas gdy przędzarz ręczny, pracujący na kołowrotku, wytwarza 13 uncyj przędzy w ciągu 60 godzin, a zatem na wyprzędzenie tej samej ilości bawełny potraciłaby mu 2.700 dni roboczych po 10 godzin, czyli 27.000 godzin pracy“[407]. Tam gdzie druk maszynowy wyparł dawną metodę „block printing“, czyli ręcznego drukowania perka łów, jedna maszyna, obsługiwana przez jednego robotnika dorosłego lub chłopca, drukuje w ciągu godziny tyle czterobarwnego perkalu, co dawniej 200 ludzi[408]. Zanim Eli Whitney wynalazł „cottongin“ (w r. 1793), odziarnienie funta bawełny wymagało przeciętnie jednego dnia pracy. Ale dzięki jego wynalazkowi jedna murzynka, może otrzymać dziennie 100 funtów bawełny, a od tego czasu wydajność „cottonginu“ znacznie się jeszcze podniosła. Funt włókien bawełnianych, którego wytworzenie kosztowało przedtem 50 centów, sprzedawano„potem po 10 centów i jeszcze przytem z większym niż poprzednio zyskiem, co oznacza, że zawierał on większą ilość pracy nieopłaconej. W Indjach do odziarniania włókien używają przyrządu nawpół mechanicznego, zwanego „churka“, zapomocą którego jeden mężczyzna z jedną kobietą oczyszczają dziennie 28 funtów bawełny. Przed paru laty dr. Forbes wynalazł nowy rodzaj churki, zapomocą której jeden mężczyzna z jednym chłopcem wytwarzają dziennie 250 funtów bawełny. Tam, gdzie siłą napędową są woły, para lub woda, wystarcza praca niewielu chłopców i dziewczyn, pracujących jako feeders (nakładaczo). 16 tych maszyn, poruszanych przez woły, wykonywa w ciągu dnia dawną przeciętną robotę dzienną 750 ludzi[409].
Jak już wspomnieliśmy wyżej, pług parowy w ciągu godziny wykonywa za 3 pensy, czyli za ¼ szylinga, tyle roboty, co 66 ludzi za 15 szylingów na godzinę. Powracam do tego przykładu, aby zastrzec się przeciw pewnemu błędnemu wyobrażeniu. Mianowicie owe 15 szylingów bynajmniej nie są, wyrazem pracy, dołączonej przez 66 robotników w ciągu godziny. Jeżeli stosunek pracy dodatkowej do niezbędnej wynosił 100%, to tych 66 robotników wytwarzało w ciągu godziny wartość 30 szylingów, choć z 66 godzin ich pracy tylko 33 znajdą wyraz w równoważniku dla nich samych, t. j. w płacy, wynoszącej 15 szylingów. Jeżeli więc przypuścimy, że maszyna kosztuje tyleż, co płaca roczna 150 robotników, przez nią wyrugowanych, dajmy na to 3.000 f. szt., to owe 3.000 f. st. nie są bynajmniej wyrazem pieniężnym pracy, dostarczonej przez 150 robotników i dołączonej przez nich do przedmiotu pracy, lecz tylko tej części ich rocznej pracy, która dla nich samych przybrała postać płacy roboczej. Natomiast wartość pieniężna maszyny, wynosząca 3.000 f. szt., wyraża całą pracę, wydatkowaną przy jej wytworzeniu, bez względu na to, w jakim stosunku praca ta stwarza płacę roboczą dla robotnika i wartość dodatkową dla kapitalisty. Jeżeli więc nawet maszyna kosztuje tyleż, co wyparta przez nią siła robocza, to jednak praca ucieleśniona w maszynie, jest zawsze znacznie mniejsza od pracy żywej, przez nią zastąpionej“[410].
Jeżeli rozpatrujemy maszynę wyłącznie jako środek zniżania cen towarów, to granica jej użytku wyznaczona jest przez to, iż wytworzenie jej kosztuje mniej pracy, niż zastosowanie jej zaoszczędza. Ale dla kapitału granica ta jest jeszcze węższa. Ponieważ kapitał opłacanie pracę zastosowaną, lecz wartość zastosowanej siły roboczej, więc użytek maszyny jest dlań ograniczony przez różnicę pomiędzy wartością maszyny a wartością zastąpionej przez nią siły roboczej. Ponieważ zaś podział dnia roboczego na pracę niezbędną i pracę dodatkową w różnych krajach jest różny, jak również bywa różny w tym samym kraju w różnych okresach, albo nawet w tym samym okresie, lecz w różnych gałęziach produkcji; ponieważ przytem rzeczywista płaca robotnika to spada poniżej wartości jego siły roboczej, to wznosi się ponad nią, — zatem różnica pomiędzy ceną maszyny a ceną zastępowanej przez nią siły roboczej może podlegać znacznym zmianom nawet i wtedy, gdy nie zmienia się różnica pomiędzy ilością pracy, potrzebną do wytworzenia maszyny, a ilością pracy, zastąpionej przez tę samą maszynę“[411]. Lecz tylko pierwsza z tych różnic określa dla samego kapitalisty koszt wytworzenia towaru i działa nań za pośrednictwem przymusowych praw konkurencji. To też zdarza się dziś, że maszyna, wynaleziona w Anglji, znajduje zastosowanie tylko w Ameryce Północnej; podobnie zdarzało się w wieku 16-ym i 17-ym, że maszyny, wynalezione w Niemczech, stosowano tylko w Holandji, albo że niektóre wynalazki francuskie wieku 18-go były eksploatowane tylko w Anglji. W krajach zdawna uprzemysłowionych sama maszyna przez swe zastosowanie do niektórych gałęzi przemysłu wywołuje w innych gałęziach taki nadmiar siły roboczej (redundancy of labour, jak mówi Ricardo), że tutaj spadek płacy roboczej poniżej wartości siły roboczej staje na zawadzie używaniu maszyn i czyni je zbytecznem, a często nawet niemożliwem z punktu widzenia kapitału, którego zysk wszak polega na zmniejszeniu pracy opłaconej, a nie pracy zastosowanej. W niektórych gałęziach sukiennictwa angielskiego praca dziecięca w ostatnich latach została bardzo zredukowana, a tu i owdzie prawie wyrugowana. Dlaczego? Ustawa o pracy fabrycznej wymagała wprowadzenia dwóch zmian dzieci, bądź jednej sześciogodzinnej, a drugiej czterogodzinnej, bądź dwóch pięciogodzinnych. Rodzice jednak nie chcieli dzieci „half-timers“ (półdniówkowych) sprzedawać taniej, niż „full-timers“ (całodniówkowych). To też „half-timers“ zastąpiła maszyna[412]. Przed zakazem pracy kobiet i dzieci (do lat 10) w kopalniach kapitał uważał zatrudnianie nagich kobiet i dziewcząt, częstokroć pospołu z mężczyznami, w kopalniach węgla i w innych kopalniach za tak dalece zgodne ze swym kodeksem moralnym, a zwłaszcza ze swą księgą główną, — że dopiero po ogłoszeniu zakazu jął stosować maszyny. Jankesi wymyślili maszyny do tłuczenia kamieni. Anglicy nie używają ich, gdyż „nędzarz“ („wretch“ — termin techniczny ekonomji politycznej angielskiej dla oznaczenia robotnika rolnego), pełniący tę czynność, otrzymuje zapłatę za tak drobną cząstkę swej pracy, że maszyna podrożyłaby produkcję dla kapitalisty[413]. W Anglji niekiedy jeszcze używają kobiet zamiast koni do holowana, barek w kanałach i t. p. robót“[414], a to dlatego, że praca, potrzebna do wytwarzania koni i maszyn, jest ilością matematycznie daną, natomiast praca, niezbędna dla utrzymania kobiet, należących do „nadmiaru ludności“, stoi poniżej wszelkiego obrachunku. To też chyba nigdzie na, świecie niema bardziej bezwstydnego trwonienia siły ludzkiej dla bylejakiej potrzeby, niż właśnie w Anglji, w kraju maszyn.

3. Oddziaływanie bezpośrednie produkcji maszynowej na robotnika.

Widzieliśmy już, że punktem wyjścia wielkiego przemysłu jest zrewolucjonizowanie środka pracy, i że najbardziej rozwiniętą postacią tego przekształconego środka pracy jest rozczłonkowany zespół maszyn w fabryce. Zanim jeszcze przyjrzymy się, w jaki sposób do tego przedmiotowego organizmu wcielany jest materjał ludzki, rozpatrzmy niektóre ogólne oddziaływania owej rewolucji na samego robotnika.


a) Przywłaszczanie przez kapitał dodatkowych sił roboczych. Praca kobieca i dziecięca.

Maszyna, czyniąc zbyteczną siłę mięśni, staje się środkiem zatrudniania robotników, pozbawionych silnych mięśni, albo niedojrzałych pod względem rozwoju cielesnego, lecz o zwinnych członkach. To też praca kobiet i dzieci była pierwszem hasłem kapitalistycznego zastosowania maszyn! Dzięki temu maszyna, owa potężna zastępczyni pracy i robotników, przekształciła się natychmiast w środek pomnażania liczby robotników najemnych zapomocą poddawania bezpośredniemu zwierzchnictwu kapitału wszystkich członków rodziny robotniczej bez różnicy płci i wieku. Przymusowa praca dla kapitalisty wdarła się na miejsce nietylko zabaw dziecięcych, lecz również pracy wolnej we własnym domu, w granicach obyczajności dla samej rodziny[415].
Wartość siły roboczej określał nie czas roboczy, potrzebny dla utrzymania indywidualnego robotnika dorosłego, lecz czas roboczy, potrzebny dla utrzymania rodziny robotniczej. Odkąd jednak maszyna rzuca na rynek pracy całą rodzinę robotniczą, dawną wartość siły roboczej robotnika-mężczyzny dzieli ona pomiędzy wszystkich członków jego rodziny. A więc maszyna, zmniejsza wartość jego siły roboczej. Chociaż zapewne kupno rodziny, rozdrobnionej na cztery naprzykład siły robocze, kosztuje więcej, niż dawniej kosztował zakup siły roboczej głowy rodziny, ale zato 4 dni robocze zajmują miejsce jednego, i cena ich zmniejsza się w stosunku do przewyżki pracy dodatkowej czterech osób nad pracą dodatkową jednej. Cztery osoby dawać muszą nietylko swą pracę, lecz również pracę dodatkową dla kapitalisty, aby jedna rodzina mogła wyżyć. W ten sposób maszyna od samego początku powiększa materiał ludzki, stanowiący właściwy przedmiot wyzysku kapitalistycznego[416], a za razem podwyższa stopień tego wyzysku.
Maszyna rewolucjonizuje również zasadniczo stronę formalną stosunku kapitalistycznego, a mianowicie umowę pomiędzy robotnikiem a kapitalistą. Pierwszem założeniem tego stosunku na podstawie wymiany towarów było to, że kapitalista i robotnik występują wobec siebie jako osoby wolne, jako niezależni posiadacze towarów: pierwszy jako posiadacz pieniędzy i środków produkcji, drugi jako posiadacz siły roboczej. Lecz obecnie kapitalista kupuje robotników niedojrzałych lub nawpół dojrzałych. Robotnik sprzedawał przedtem swą własną siłę roboczą, którą rozporządzał, jako człowiek formalnie wolny. Teraz sprzedaje żonę i dziecko. Staje się handlarzem niewolników“[417]. Zapotrzebowanie pracy dziecięcej nawet zewnętrzną, formą przypomina zapotrzebowanie czarnych niewolników, o którem zwykliśmy czytać w ogłoszeniach gazet amerykańskich. Pewien angielski inspektor fabryczny tak mówi w swem sprawozdaniu: „Uwagę moją przykuło następujące ogłoszenie w lokalnej gazecie jedngo z najważniejszych miast przemysłowych mego okręgu: „Potrzeba 12 do 20 chłopców nie młodszych niż tacy, którzy mogą uchodzić za trzynastoletnich. Płaca 4 szylingi tygodniowo. Pytać i t. d.“[418]. Zdanie „którzy mogą uchodzić za trzynastoletnich“ ma na widoku ustawę, ograniczającą do 6 godzin pracę dzieci poniżej lat 13. Lekarz urzędowy (certifying surgeon) musi poświadczyć wiek dzieci. Fabrykant żąda więc chłopców, wyglądających na to, że już skończyli lat 13. Raptowne niekiedy redukcje liczby zatrudnionych przez fabrykantów dzieci poniżej lat 13, stanowiące osobliwość statystyki angielskiej ostatniego dwudziestolecia, były według opinji samych inspektorów fabrycznych w znacznym stopniu dziełem „certifying surgeons“, fałszujących wiek dzieci gwoli kapitalistycznej żądzy wyzysku i szacherkom rodziców. W osławionej londyńskiej dzielnicy Bethnal Green co poniedziałek i wtorek rano odbywa się targ publiczny, na którym dzieci płci obojga w wieku od lat 9 same się najmują do londyńskich rękodzielń jedwabniczych. „Zwykłe warunki: 1 szyling i 8 pensów tygodniowo (dla rodziców), dla mnie zaś 2 pensy i herbata“. Umowy są zawierane tylko na tydzień. Język tych umów i sceny, które się podczas tego targu rozgrywają, są doprawdy oburzające[419]. Wciąż jeszcze zdarza się w Anglji, że kobiety „biorą chłopców z domu roboczego i wynajmują ich pierwszemu z brzega nabywcy za 2 szylingi i 6 pensów tygodniowo“[420]. Wbrew ustawodawstwu corocznie jeszcze conajmniej 2.000 chłopców bywa w W. Brytanji sprzedawanych przez własnych rodziców, jako żywe maszyny do czyszczenia kominów (choć istnieją i prawdziwe maszyny, mogące ich zastąpić)[421]. Przewrót, dokonany przez maszynę w stosunku prawnym pomiędzy nabywcą, a sprzedawcą, siły roboczej, odbierając transakcji tej nawet pozór umowy pomiędzy dwoma wolnymi osobnikami, dał później angielskiemu parlamentowi motyw prawny, usprawiedliwiający interwencję państwową w sprawy fabryczne. Ilekroć ustawa fabryczna, ograniczająca pracę dzieci do 6 godzin, bywa rozciągana na dotychczas przez nią nieobjęte gałęzie przemysłu, tyle razy rozlega się na nowo — lament fabrykantów, że część rodziców odbiera dzieci z fabryk, podlegających ustawie, a sprzedaje je tam, gdzie jeszcze panuje „wolność pracy“ — czyli gdzie dzieciom poniżej lat 13 każą pracować tyleż, co dorosłym, a więc gdzie je można drożej sprzedać. Ale ponieważ kapitał z natury swej jest levellerem [równaczem], t. j. wymaga równości warunków wyzysku w różnych dziedzinach produkcji, jako swego przyrodzonego prawa ludzkiego, więc ustawodawcze ograniczenie pracy dziecięcej w jednych gałęziach produkcji pociąga za sobą ograniczenia w innych gałęziach. Już powyżej wzmiankowaliśmy o fizycznem upośledzeniu dziatwy i młodzieży robotniczej, jak również robotnic, które maszyna poddaje wyzyskowi kapitału z początku bezpośrednio, w fabrykach, opartych na podstawie produkcji maszynowej, a później pośrednio, we wszystkich pozostałych gałęziach przemysłu. Tu więc zatrzymamy się tylko jad jednym punktem tej sprawy, a mianowicie nad niesłychaną śmiertelnością dzieci robotniczych w pierwszych latach ich życia W Anglji mamy 16 okręgów, gdzie przeciętna roczna śmiertelność dzieci w pierwszym roku życia wynosi tylko 9.000 na 100.000 żywych noworodków (w jednym okręgu tylko 7.047), 24 okręgi ze śmiertelnością od 10 do 11 tysięcy, 39 — od 11 do 12 tysięcy, 48 — od 12 do 13 tysięcy, 22 — ponad 20 tysięcy, 25 — ponad 21 tysięcy, 17 — ponad 22 tysiące, 11 — ponad 23 tysiące, w Hoo, Wolverhampton, Ashton-under-Lyne i Preston — ponad 24 tysiące, w Nottingham, Stockport i Bratford — ponad 25 tysięcy, w Wislreach — 26 tysięcy i w Manchester — 26.125[422]. Urzędowa ankieta lekarska w r. 1861 stwierdziła, że, pomijając okoliczności lokalne, wysoka stopa śmiertelności jest przeważnie następstwem pracy matek poza domem i wynikającego stąd zaniedbywania i złego traktowania dziatwy, między innemi niestosownego i niedostatecznego pokarmu, dawania środków nasennych, zawierających opjum i t. d. Do tego dołączyć należy zanik przyrodzonych uczuć macierzyńskich, dochodzący do umyślnego głodzenia i trucia dzieci[423]. W tych okręgach rolniczych, „gdzie praca zarobkowa kobiet istnieje w minimalnych rozmiarach, również stopa śmiertelności jest najniższa“[424].
Komisja śledcza z r. 1861 doszła jednak do tego nieoczekiwanego wniosku, że stopa śmiertelności dzieci w pierwszym roku życia w niektórych okręgach rolniczych nad Morzem Północnem dorównywa niemal najbardziej osławionym okręgom przemysłowym. Dr. Juljan Hunter otrzymał zlecenie zbadania tej sprawy na miejscu. Sprawodzadanie jego zostało włączone do „Sixth report on Public Health“[425]. Dotychczas przypuszczano, że dziatwę dziesiątkuje malarja, oraz inne choroby, właściwe miejscowościom nisko położonym i błotnistym. Ankieta wykazała zjawisko wręcz odwrotne, a mianowicie, że „ta sama przyczyna, która spowodowała zniknięcie malarji — a mianowicie przekształcenie w urodzajne grunty orne terenów, które w zimie przedstawiały bagna, a latem nędzne pastwiska — spowodowała. również niezwykły wzrost śmiertelności niemowląt“[426]. Dr. Hunter przesłuchał w tej sprawie 70 lekarzy, praktykujących w owych okręgach, i zdania ich były „zdumiewająco zgodne“ na tym punkcie. Wraz z przewrotem w uprawie roli został tu mianowicie wprowadzony system przemysłowy. „Kobiety zamężne, pracujące w „bandach“ razem z dziewczynkami i z chłopcami, oddawane są za określoną sumę pieniędzy do rozporządzenia dzierżawcom przez człowieka, który się zowie „gangmaster“ [przywódca bandy] i który najmuje całą bandę. Bandy te nieraz udają się o wiele mil od swej wioski, wieczorami i rankami można je spotkać na polnych drogach. Kobiety odziane są w krótkie halki, równie krótkie suknie, w buty, a niekiedy w spodnie; wyglądają krzepko i zdrowo, ale są zepsute rozpustą, do której przywykły, i nie dbają, o te złe skutki, które ich upodobanie do tego niezależnego i czynnego trybu życia pociąga za sobą dla ich dziatwy, marniejącej w domu“[427]. Powtarzają się tu wszystkie objawy okręgów fabrycznych, a w jeszcze wyższym stopniu potajemne dzieciobójstwo i zatruwanie dziatwy preparatami opjum[428], „Znajomość zgubnych skutków pracy kobiecej“ — powiada dr. Simon, referent lekarski „Privy Council“ [przybocznej rady królewskiej] oraz naczelny redaktor „Public Health reports“ [sprawozdań o zdrowiu publicznem] — „niechaj usprawiedliwił głęboką odrazę, z jaką spoglądam na szersze zatrudnianie dorosłych kobiet w przemyśle“[429]. Inspektor fabryczny R. Baker woła w sprawozdaniu urzędowem: „Będzie to zaiste szczęściem dla przemysłowych okolic Anglji, gdy prawo zabroni każdej kobiecie zamężnej i posiadającej rodzinę pracować w jakiejkolwiek fabryce“[430].
F. Engels w swem dziele „Lagę der arbeitenden Klasse Englands“ oraz inni pisarze tak wyczerpująco przedstawili upośledzenie moralne, będące następstwem kapitalistycznego wyzysku pracy kobiecej i dziecięcej, że mogę się tu ograniczyć do prostej wzmianki o tem. Natomiast wyjałowienie umysłowe, wywoływane sztucznie, dzięki przekształcaniu ludzi niedojrzałych poprostu w maszyny do wytwarzania wartości dodatkowej i bardzo różne od ciemnoty żywiołowej, przy której umysł leży odłogiem, ale jego zdolność rozwojowa, jego przyrodzona płodność zostają nienaruszone — zmusiło wreszcie nawet parlament angielski do uznania nauki początkowej za ustawowy warunek „produkcyjnego“ używania dzieci do lat 14 we wszelkich gałęziach przemysłu, podlegających ustawie fabrycznej. Duch produkcji kapitalistycznej zajaśniał w całej pełni w niedbałej redakcji tak zwanych „artykułów wychowawczych“ ustaw fabrycznych, w braku urzędowego dozoru nad ich wykonaniem (dzięki czemu nauka przymusowa stała się przeważnie czczę fikcję), w opozycji fabrykantów nawet przeciw tej ustawie o nauczaniu oraz w wykrętach i wybiegach, zapomocą których ją obchodzę w praktyce. „Należy winę przypisać samej władzy ustawodawczej, że wydała ustawę kłamliwą (delusive law), która napozór troszczy się o wychowanie dzieci, ale nie zawiera żadnego przepisu, który zabezpieczałby osiągnięcie tego celu. Ustawa ta stanowi jedynie, że dzieci powinny być przez określoną liczbę godzin (3 godziny dziennie) zamknięte w czterech ścianach pomieszczenia, zwanego szkołę, i że przedsiębiorca, zatrudniający dzieci, winien co tydzień otrzymać świadectwo o tem od osoby, podpisującej się w charakterze nauczyciela lub nauczycielki“[431]. Przed wydaniem znowelizowanej ustawy fabrycznej w r. 1844 nie były rzadkością świadectwa uczęszczania do szkoły, podpisane krzyżykiem przez „nauczyciela“ lub „nauczycielkę“, którzy sami byli niepiśmienni. „Przy wizytacji jednej z takich szkół, wystawiających świadectwa, byłem tak uderzony ignorancję nauczyciela, że zapytałem go: „Za pozwoleniem, czy umie pan czytać?“ Odpowiedź brzmiała: „Ih jeh, Ebbes (summat)“ (Naogół tak). Na swe usprawiedliwienie dodał: „W każdym razie pilnuję swych uczniów“. W czasie przygotowywania ustawy z r. 1844 inspektorowie fabryczni piętnowali haniebny stan pomieszczeń, zwanych szkołami, których świadectwa musieli jednak uznawać za zgodne z przepisami prawa. Przeprowadzili tylko to, że poczynając od roku 1844 „nauczyciel musiał własnoręcznie wypisywać cyfry w świadectwie szkolnem i również własnoręcznie podpisywać je imieniem i nazwiskiem“[432]. Sir John Kincaid, inspektor fabryczny w Szkocji, opowiada o podobnych wypadkach w swej praktyce. „Najpierw zwiedziliśmy szkołę, prowadzoną przez niejaką panią Annę Killin. Na moje pytanie, jak się pisze jej nazwisko, zaraz strzeliła bąka, rozpoczynając od litery C, ale wnet poprawiła się, mówiąc, że właściwie nazwisko jej zaczyna się na K. Jednak, oglądając jej podpisy w księdze świadectw szkolnych zauważyłem, że pisała je ona w różny sposób, podczas gdy charakter pisma nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że brak jej uzdolnienia do prowadzenia szkoły. Sama przytem przyznała, że nie umie prowadzić dziennika szkolnego... Inna szkoła mieściła się w izbie, długiej 15 stóp, a szerokiej 10 stóp, i w tym lokalu naliczyłem 75 dzieci, które bełkotały coś niezrozumiałego“[433]. „Nie chodzi mi jednak tylko o te nory, w których dziatwa otrzymuje świadectwa, ale nie pobiera nauki, gdyż w wielu szkołach, gdzie nauczyciel posiada dostateczne wykształcenie, starania jego rozbijają się o rozpaczliwy natłok dzieci w różnym wieku, poczynając od trzyletnich. Utrzymanie nauczyciela, nędzne w najlepszym nawet wypadku, zależy całkowicie od tego, ile pensów otrzyma od możliwie największej liczby dzieci, które zdoła stłoczyć w izbie szkolnej. Dodajmy do tego umeblowanie nędzne, brak książek i innych pomocy naukowych i wreszcie przytłaczający wpływ, który na tę biedną dziatwę wywiera duszne i wstrętne powietrze. Byłem w wielu takich szkołach, gdzie widziałem całe rzędy dzieci, które nic absolutnie nie robiły. I to zostaje poświadczone jako uczęszczanie do szkoły, a w statystyce urzędowej dzieci te figurują, jako wychowane (educated)“[434]. Fabrykanci szkoccy starają się wydalać dzieci, podległe przymusowi szkolnemu. „Wystarcza to, aby dowieść, jak wielką jest niechęć fabrykantów do przepisów o nauczaniu dzieci“[435]. Niechęć ta przybiera postać groteskowo-przerażającą w drukarniach perkalików i innych tkanin. Drukarnie te posiadają własną ustawę fabryczną. Według przepisów ustawy „każde dziecko przed wstąpieniem do drukami powinno uczęszczać do szkoły i odbyć conajmniej 30 dni szkolnych i niemniej niż 150 godzin szkolnych w ciągu 6 miesięcy, bezpośrednio poprzedzających pierwszy dzień jego pracy. Podczas pracy w drukami dziecko powinno również w ciągu co drugiego okresu 6-miesięcznego spędzić w szkole conajmniej 30 dni i niemniej niż 150 godzin... Bytność w szkole winna przypadać na godziny pomiędzy 8 rano a 6 wieczór. Bytność w szkole, krótsza niż 2½ godziny lub dłuższa niż 5 godzin, nie powinna być uwzględniona przy obliczaniu sumy 150 godzin. Zazwyczaj dzieci uczęszczają, do szkoły rano i popołudniu, w ciągu 30 dni, przez 5 godzin dziennie, po przejściu zaś owych 30 dni i po odbyciu przepisanej ustawą sumy 150 godzin, czyli po „odrobieniu książki, jak to się w ich własnym języku nazywa, wracają znowu do drukarni na przeciąg nowych 6 miesięcy, aby, gdy żarów przypadnie termin szkolny, znowu iść do szkoły i „odrabiać książkę“... Wielu chłopców, uczęszczających do szkoły w ciągu tych przepisowych 150 godzin nauki, z chwilą powrotu do szkoły po 6 miesiącach pobytu w drukami musi całą naukę zaczynać od początku... Naturalnie, zapomnieli wszystkiego, czego się nauczyli za poprzedniego pobytu w szkole. W innych drukarniach perkalików uczęszczanie do szkoły jest zupełnie uzależnione od potrzeb i interesów fabryka. Przepisaną liczbę 150 godzin dzieci odrabiają zapomocą oddzielnych 3—5 godzinnych bytności w szkole, które rozkładają się niekiedy na przeciąg całego półrocza. Naprzykład, jednego dnia dziecko idzie do szkoły o 8 rano i pozostaje do 11, następnego — jest w szkołę od 1 do 4 popołudniu, potem przez szereg dni nie uczęszcza do szkoły, aby nagle pewnego dnia przybyć do niej znowu, w godzinach od 3—6 popołudniu; potem przez 3—4 dni albo przez tydzień z rzędu uczęszcza do szkoły, a jeszcze później znika na trzy tygodnie lub na miesiąc i wreszcie znów wraca na dnie lub godziny przerw, gdy akurat nie jest potrzebne przedsiębiorcy. W ten sposób dziecko jest przerzucane (buffeted) z fabryki do szkoły i ze szkoły do fabryki, dopóki nie osiągnie sumy 150 godzin szkolnych“[436]. Dzięki przyłączeniu przeważającej masy dzieci i kobiet do zbiorowego personelu robotniczego maszyna przełamuje wreszcie ów opór, który jeszcze w rękodzielni robotnik-męzczyzna stawiał despotyzmowi kapitału[437].

b) Przedłużenie dnia roboczego.

Maszyna jest najpotężniejszym środkiem podnoszenia wydajności pracy, czyli skracania czasu roboczego, potrzebnego do wytworzenia danego towaru; zarazem jednak maszyna, jako nosicielka kapitału przedewszystkiem w ogarniętych bezpośrednio przez nią gałęziach przemysłu, staje się najpotężniejszym środkiem przedłużania dnia roboczego poza wszelkie granice przyrodzone. Stwarza ona z jednej strony nowe warunki, dzięki którym kapitał może popuścić cugli tej swojej stałej dążności, 7. drugiej zaś strony nowe bodźce dla zaostrzania jego wilczego apetytu na cudzą pracę.
Przedewszystkiem w postaci maszyny uniezależniają się od robotnika ruch i działanie środka pracy. Środek pracy staje się sam przez się przemysłowem perpetuum mobile [przedmiotem wiecznie w ruchu będącym]; mógłby wytwarzać bez przerwy, gdyby nie natrafiał na pewne granice przyrodzone ze strony swej ludzkiej obsługi: na jej fizyczną słabość i na jej upór. Tako kapitał, maszyna automatyczna jest obdarzona — w osobie kapitalisty — świadomością i wolą, a więc ożywiona jest dążnością do tego, aby zredukować do minimum opór przeciwdziałającej jej, lecz elastycznej natury ludzkiej[438]. Opór ten słabnie i tak wskutek pozornie łatwiejszej pracy przy maszynie oraz wskutek większej ustępliwości i uległości żywiołu kobiecego i dziecięcego[439].
Widzieliśmy już, że wydajność maszyny pozostaje w odwrotnym stosunku do wielkości cząstki wartości, przenoszonej przez nią na wytwór. Im dłużej maszyna jest czynna, tem większa jest masa produktu, na którą rozdziela się dołączana przez nią wartość, i tem mniejsza jest cząstka wartości, którą maszyna przenosi na jednostkę towaru. Okres zaś czynnego życia maszyny jest oczywiście wyznaczony przez długość dnia roboczego, czyli trwanie dziennego przebiegu pracy, pomnożoną przez liczbę dni, w ciągu których przebieg ten się powtarza.
Zużycie maszyny bynajmniej nie odpowiada z matematyczną ścisłością okresowi jej używania[440]. A nawet przy tem założeniu maszyna, czynna przez 7½ lat po 16 godzin dziennie, posiada tę samą długość okresu produkcji i przenosi na całkowity wytwór wartość nie większą, niż taka sama maszyna, czynna przez 15 lat tylko przez 8 godzin dziennie. Ale w pierwszym wypadku wartość tej maszyny odtworzyłaby się dwa razy szybciej niż w drugim, a kapitalista zgarnąłby z jej pomocą w pierwszym wypadku w ciągu 7½ lat tyleż wartości dodatkowej, co w drugim wypadku w ciągu lat 15.
Dwojakie bywa, materjalne zużycie maszyny. Jedno wynika z używania jej, podobnie jak ścierają się monety w obiegu, drugie z nieużywania, jak bezczynny miecz rdzewieje w pochwie. Jest to zużycie maszyny przez żywioły. Pierwszy rodzaj zużycia pozostaje w stosunku mniej więcej prostym do używania maszyny, drugi — w stosunku do pewnego stopnia odwrotnym[441]. Obok mater jakiego zużycia maszyny występuje jednak również zużycie moralne, że się tak wyrażę. Maszyna traci wartość wymienną, w miarę, jak maszyny tego samego rodzaju mogą być reprodukowane taniej, lub też w miarę, jak do spółzawodnictwa z nią stają maszyny lepsze[442]. W obu wypadkach wartość maszyny, chociażby jeszcze młodej i pełnej sił żywotnych, zależy już nie od czasu pracy, faktycznie w niej ucieleśnionego, lecz od czasu pracy, niezbędnego dla jej odtworzenia, lub dla wytworzenia lepszej maszyny. Jest więc ona w mniejszym lub większym stopniu wyzuta ze swej wartości. Im krótszy jest okres, podczas którego maszyna odtwarza swą całkowitą wartość, tem mniejsze jest niebezpieczeństwo moralnego zużycia, im dłuższy zaś jest dzień roboczy, tem okres ten jest krótszy. Zaledwie maszyna wkracza do jakiejś gałęzi przemysłu, wnet jak z rękawa sypią się nowe metody tańszego reprodukowania tej maszyny[443], a zarazem ulepszenia, tyczące nietylko oddzielnych części lub przyrządów, lecz całej konstrukcji. To też w pierwszym okresie życia maszyny ten szczególny powód przedłużania dnia roboczego działa najsilniej[444].
Przy innych okolicznościach niezmienionych i przy danej długości dnia roboczego wyzyskiwanie podwójnej liczby robotników wymaga podwojenia zarówno tej części kapitału stałego, która została wyłożona na surowiec i na materjały pomocnicze, jak tej, która została wyłożona na maszyny i budowle. Przy przedłużaniu dnia roboczego rozszerza się skala produkcji, podczas gdy część kapitału, wyłożona na maszyny i budowle, pozostaje niezmieniona[445]. Wskutek tego nietylko wzrasta wartość dodatkowa, ale zmniejszają się nakłady, niezbędne dla osiągnięcia jej. Wprawdzie zjawisko to występuje w mniejszym lub większym stopniu przy wszelkiem wogóle przedłużaniu dnia roboczego, ale w tym wypadku jest ono szczególnie doniosłe, gdyż wogóle wzrasta waga tej części kapitału, która jest przekształcana w środki pracy[446]. Mianowicie rozwój produkcji maszynowej nadaje coraz to większej części składowej kapitału taką postać, w której z jednej strony jest zdolna, do ciągłego pomnażania swej wartości, z drugiej strony traci zarówno wartość użytkową jak wymienną z chwilą, gdy przerywa się jej kontakt z żywą pracą. „Gdy rolnik odkłada motykę“, pouczał profesora Nassau W. Seniora p. Ashworth, angielski królik bawełniany, „to czyni on chwilowo bezużytecznym kapitał wartości 18 pensów. Gdy który, z naszych ludzi (ma to znaczyć z robotników fabrycznych) porzuca fabrykę, czyni on bezużytecznym kapitał, który kosztował 100,000 f. szt.“[447]. Strach pomyśleć! Uczynić „bezużytecznym“, na chwilę bodaj, kapitał, który kosztował 100, 000 f. szt.! Doprawdy, jeżeli ktoś z „naszych ludzi“ kiedykolwiek porzuca fabrykę — to czyn jego woła o pomstę do nieba! Coraz większe rozmiary maszyn czynię. „pożądanem“ — jak stwierdza Senior, pouczony przez Ashwortha — coraz większe przedłużanie dnia roboczego[448].
Maszyna wytwarza wartość dodatkową, względną nietylko dzięki temu, że zmniejsza wartość siły roboczej bezpośrednio i że czyni ją tańszą pośrednio, zniżając ceny towarów, niezbędnych do jej odtwarzania, ale również dzięki temu, że przy pierwszem swem sporadycznem zastosowaniu zmienia ona pracę, zastosowaną przez właściciela maszyny, w pracę spotęgowaną [pracę wyższego stopnia], że podnosi społeczną wartość wytworu maszyny powyżej jego wartości indywidualnej i że w ten sposób pozwala kapitaliście odtworzyć dzienną wartość siły roboczej zapomocą mniejszej niż poprzednio części wartości wytworu dziennego“. To też w tym przejściowym okresie, gdy produkcja maszynowa pozostaje pewnego rodzaju monopolem, zyski są niezwykle obfite, i kapitalista stara się ten „miodowy miesiąc miłości“ gruntownie wyzyskać zapomocą jak największego przedłużania dnia roboczego. Wielkość zysku wzmaga pożądanie większego jeszcze zysku.
Wraz z rozpowszechnieniem maszyny w danej gałęzi produkcji, wartość społeczna wytworu maszynowego spada do poziomu jego wartości indywidualnej; wtedy poczyna działać prawo, że źródłem wartości dodatkowej są nie te siły robocze, których kapitalista zaoszczędza dzięki maszynie, lecz przeciwnie te, które zatrudnia przy maszynie. Wartość dodatkowa pochodzi wyłącznie ze zmiennej części kapitału, a masa wartości dodatkowej, jak to już widzieliśmy wyżej, określona jest przez dwa czynniki: stopę wartości dodatkowej i liczbę robotników, zatrudnionych równocześnie. Przy danej długości dnia roboczego stopę wartości dodatkowej określa stosunek, w jakim dzień roboczy rozpada się na pracę niezbędną, i pracę dodatkową. Liczba robotników, równocześnie zatrudnionych, zależy zkolei od stosunku zmiennej części kapitału do części stałej. Jest więc rzeczą jasną, że produkcja maszynowa, jakkolwiek podnosi siłę wytwórczą pracy i przez to przedłuża pracę dodatkową kosztem pracy niezbędnej, osiąga ten rezultat jedynie dzięki zmniejszeniu liczby robotników, zatrudnionych przez dany kapitał. Produkcja maszynowa prze-l kształcą część kapitału, który przedtem był zmienny (to znaczy zamieniał się w żywą siłę roboczą), w maszyny, a więc w kapitał stały, nie wytwarzający wartości dodatkowej. Niepodobna naprzykład z 2 robotników wycisnąć tyleż wartości dodatkowej, co z 24. Jeżeli każdy z 24 robotników dostarcza tylko jedną godzinę pracy dodatkowej ze swych 12 godzin, to łącznie dostarczają oni 24 godziny pracy dodatkowej, podczas gdy całkowita praca dwóch robotników wynosi tylko 24 godziny. W zastosowaniu maszyny do wytwarzania wartości dodatkowej tkwi więc sprzeczność wewnętrzna, gdyż maszyna powiększa jeden z dwóch spółczynników wartości dodatkowej, dostarczanej przez kapitał danej wielkości, mianowicie jej stopę, jedynie dzięki temu, że zmniejsza drugi spółczynnik, mianowicie liczbę robotników zatrudnionych. Ta wewnętrzna sprzeczność występuje najaw wtedy, gdy wraz z rozpowszechnieniem maszyn w danej gałęzi produkcji, wartość towaru, wytworzonego trybem maszynowym, staje się regulatorem wartości społecznej wszystkich towarów danego rodzaju; ta sama sprzeczność zmusza znowu kapitał, który zresztą nie zdaje sobie z niej sprawy[449], do jak największego przedłużania dnia roboczego, aby przyrostem wartości dodatkowej, nietylko względnej, ale także bezwzględnej, powetować sobie stosunkowe zmniejszenie liczby robotników wyzyskiwanych.
A więc podczas gdy kapitalistyczne zastosowanie maszyny z jednej strony stwarza nowe i potężne bodźce do nieograniczonego przedłużania dnia roboczego i przekształca sam sposób pracy, a wraz z nim i charakter społecznego personelu robotniczego, tak skutecznie, że łamie opór przeciw tej dążności, to z drugiej strony stwarza — poczęści przez werbowanie nowych warstw robotniczych, dawniej niedostępnych dla kapitału, poczęści zaś przez zwalnianie robotników, wypieranych przez maszyny — nadmiar ludności robotniczej[450], zdany na łaskę i niełaskę kapitału. Tem się tłumaczy owo zjawisko, tak znamienne w dziejach nowożytnego przemysłu, że maszyna obala wszelkie obyczajowe i przyrodzone szranki dnia, roboczego. Stąd też pochodzi paradoks ekonomiczny, że najpotężniejszy środek skracania czasu pracy staje się najhardziej niezawodnym sposobem na przekształcenie całego życia robotnika i jego rodziny w czas roboczy, służący do pomnażania wartości kapitału. „Gdyby tak“, marzył Arystoteles, największy myśliciel starożytności, „gdyby tak każde narzędzie mogło samo pełnić swą czynność na rozkaz, czy też z własnej woli, podobnie jak posągi Dedala poruszały się same, albo jak trójnogi Hefajsta z własnego natchnienia pełniły świętą, służbę, gdyby tak czółenka tkackie same tkały, to majster obchodziłby się bez czeladników, a pan bez niewolników“[451]. Zaś Antipatros, poeta grecki z epoki Cycerona, witał wynaleziony podówczas młyn wodny dla mielenia ziarna, ten pierwowzór wszelkiej maszyny przemysłowej, jako wyzwoliciela niewolnic i zwiastuna złotego wieku![452] „Ach, ci poganie!“ Sprytny Bastiat odkrył, a przed nim uczynił to jeszcze mądrzejszy odeń Mac Culloch, że poganie ci nie mieli pojęcia o ekonomji politycznej ani o chrześcijaństwie. Nawet tego nie byli zdolni pojąć, że maszyna jest niezawodnym środkiem przedłużania dnia roboczego. Usprawiedliwiali wprawdzie niewolę jednego gwoli zapewniania drugiemu pełnego ludzkiego rozwoju... Ale głosić niewolę mas po to, aby z paru dorobkiewiczów, nieokrzesanych lub nawpół wykształconych, poczynić „eminent spinners“ [wybitnych przędzalników], „extensive sausage makers“ [wielkich kiełbasiarzy], lub też „influential shoe black dealera“ [wpływowych handlarzy szuwaksem] — do tego brakło im prawdziwie chrześcijańskiego zmysłu.

c) Intensyfikacja pracy[453].

Maszyna w ręku kapitalisty staje się przyczyną nieograniczonego przedłużania dnia roboczego, a to z kolei wywołuje w społeczeństwie, zagrożonem w podstawie swego bytu, znane już nam przeciwdziałanie, prowadzące do ustawodawczego ograniczenia dnia roboczego. Na gruncie tego ustawodawstwa rozwinęło się i nabiera rozstrzygającego znaczenia zjawisko, z którem spotykaliśmy się i przedtem, — a mianowicie intensyfikacja pracy. Przy analizie wartości dodatkowej bezwzględnej chodziło nam przedewszystkiem o ekstensywną wielkość [czyli długość trwania] pracy, podczas gdy stopień jej intensywności [natężenia] przyjmowaliśmy jako dany. Obecnie mamy rozpatrzeć zamianę wielkości ekstensywnej w intensywną, czyli w wielkość stopnia.
Rzecz zrozumiała, że w miarę jak rozwija się produkcja maszynowa i jak odrębna klasa robotników, pracujących przy maszynach, nagromadza doświadczenie, wzrastać musi samorzutnie szybkość, a przez to i intensywność pracy. Tak więc w Anglji przez pół wieku przedłużaniu dnia roboczego towarzyszy potęgowanie intensywności pracy fabrycznej. Nietrudno jednak pojąc, ze w pracy fabrycznej, gdzie idzie nie o przejściowe momenty gorączkowej działalności, lecz o codziennie odnawiana jednostajną, prawidłowość, musimy dojść do punktu zwrotnego, w którym przedłużenie dnia roboczego i wzmożenie intensywności pracy wykluczają się wzajemnie, gdzie dłuższemu dniowi roboczemu odpowiadać już musi słabsze natężenie pracy, i odwrotnie podniesienie stopnia intensywności pracy wymaga skrócenia dnia roboczego. Gdy wzbierające stopniowo oburzenie klasy robotniczej zmusiło państwo do przymusowego skrócenia dnia roboczego i podyktowania, z początku tylko fabryce właściwej, normy dnia roboczego, a więc od tej chwili gdy już raz na zawsze ustała możność wzmożenia wytwarzania wartości dodatkowej zapomocą przedłużania dnia roboczego — kapitał z całą mocą i z pełną świadomością przerzuca się do wytwarzania wartości dodatkowej względnej drogą przyśpieszonego rozwoju produkcji maszynowej. Jednocześnie następuje zmiana w charakterze wartości dodatkowej względnej. Naogół metoda wytwarzania wartości dodatkowej względnej polega na tem, aby podniesienie siły wytwórczej pracy pozwoliło robotnikowi wytwarzać więcej przy tym samym nakładzie pracy i w tym samym przeciągu czasu. Ten sam czas roboczy w dalszym ciągu dołącza do całkowitego wytworu tę samą wartość, chociaż ta niezmieniona wartość wymienna ucieleśnia się obecnie w większej ilości wartości użytkowych, a więc wartość pojedyńczego towaru spada. Atoli rzecz zmienia się z chwilą, gdy przymusowe skrócenie dnia roboczego daje potężnego bodźca rozwojowi siły wytwórczej i oszczędzaniu środków produkcji, a zarazem zmusza robotnika do większego wydatkowania pracy w ciągu tego samego czasu, do większego natężania siły roboczej, do szczelniejszego wypełniania porów [drobnych przerw] czasu pracy, czyli do takiego skondensowania [zgęszczenia] pracy, jakie osiągnąć można tylko przy skróceniu dnia roboczego. Większa masa pracy, wtłoczona w szranki danego przeciągu czasu, występuje obecnie jako to, czem jest, t. j. jako większa ilość pracy. Obok mierzenia czasu pracy jako „wielkości rozciągłej“ występuje obecnie mierzenie stopnia jej zgęszczenia[454]. Bardziej intensywna godzina dziesięciogodzinnego dnia roboczego zawiera tyleż albo więcej pracy, czyli wydatkowanej siły roboczej, co mniej szczelna godzina[455] dwunastogodzinnego dnia roboczego. A więc wytwór jej posiada tyleż samo lub więcej wartości, co wytwór mniej szczelnych 11/5 godziny. Abstrahując od podniesienia względnej wartości dodatkowej, pochodzącego ze wzmożonej siły wytwórczej pracy, obecnie, naprzykład, 3⅓ godziny pracy dodatkowej przy 6⅔ godzinach pracy niezbędnej dostarczą kapitaliście tej samej masy wartości, co przedtem 4 godziny pracy dodatkowej przy 8 godzinach pracy niezbędnej.
Teraz powstaje pytanie, jak dokonywa się intensyfikacja pracy?
Pierwszy skutek skrócenia dnia roboczego opiera się na prawie, nie wymagającem uzasadnienia, że zdolność działania siły roboczej pozostaje w stosunku odwrotnym do czasu jej działania. A więc, w obrębie pewnych granic, zyskujemy na stopniu natężenia to, co tracimy na długości trwania pracy. A już kapitał zapomocą odpowiedniej metody płacenia pilnuje[456], żeby robotnik istotnie uruchamiał więcej siły roboczej. W rękodzielniach takich, jak naprzykład garncarnie, gdzie maszyna nie odgrywa żadnej roli lub też całkiem znikomą, wprowadzenie ustawy fabrycznej dowiodło niezbicie, że samo tylko skrócenie dnia roboczego podnosi w sposób zdumiewający prawidłowość, równomierność, porządek, ciągłość i energję pracy[457]. Wydawało się jednak wątpliwem, czy ustawa pociągnie za sobą ten sam skutek w fabryce właściwej, gdzie już i tak zależność robotnika od ciągłego i równomiernego ruchu maszyny oddawna stwarzała najsurowszą dyscyplinę. Gdy więc w roku 1844 rozstrzygała się sprawa skrócenia dnia roboczego poniżej 12 godzin, to fabrykanci jednogłośnie prawie oświadczyli, że „dozorcy ich w różnych salach fabrycznych baczą na to, aby robotnicy nie tracili czasu“, że „trudnoby przewyższyć stopień czujności i uwagi, osiągnięty przez robotników“ („the extent of vigilance and attention on the part of the workmen“), i jeżeli wszystkie inne okoliczności, jak bieg maszyn i t. d. pozostaną bez zmiany, to „byłoby niedorzecznością w fabryce dobrze prowadzonej oczekiwać jakiegoś znacznego rezultatu ze wzmożenia uwagi i t. d. robotników“[458]. Twierdzenie to nie ostało się wobec doświadczeń. Pan H. Gardner w swych dwóch wielkich fabrykach w Preston wprowadził od 20 kwietnia 1844 r. jedenastogodzinny dzień roboczy zamiast dwunastogodzinnego. Po upływie roku mniej więcej okazało się, że „osiągnięto tę samą ilość wytworów tym samym kosztem, i wszyscy robotnicy w ciągu 11 godzin zarabiali tyleż, co przedtem w ciągu 12“[459]. Pomijam tu doświadczenia, poczynione w przędzalniach i zgrzeblarniach, gdyż były one połączone ze wzrostem prędkości maszyn (o 2%). Natomiast w oddziale tkackim, gdzie przytem wyrabiano najrozmaitsze gatunki lekkich wzorzystych tkanin fantazyjnych, nie zaszła żadna zmiana w przedmiotowych warunkach produkcji. Wynik był następujący: „Od 6 stycznia do 20 kwietnia 1844 r., przy dwunastogodzinnym dniu roboczym, przeciętna płaca tygodniowa robotnika wynosiła 10 szylingów i 3½ pensa, od 20 kwietnia do 29 czerwca 1844, przy jedenastogodzinnym dniu roboczym, przeciętna płaca tygodniowa wynosiła. 10 szylingów 3½pensa“[460]. W ciągu 11 godzin wytworzono tu więcej niż przedtem w ciągu 12, właśnie dzięki większej zdolności do pracy równomiernej i lepszemu wykorzystaniu czasu robotników“. Podczas gdy robotnicy, otrzymując tę samą płacę, zyskiwali godzinę wolnego. czasu, kapitalista osiągał tę samą masę wytworu, zmniejszając o godzinę rozchód węgla, gazu i t. d. Podobne doświadczenia z; takim samym wynikiem dokonane były w fabrykach panów Horrocks i Jacson[461].
Zaledwie skrócenie dnia roboczego nabrało mocy przymusu prawnego, przez co stworzyło podmiotowy warunek skondensowania pracy, a mianowicie zdolność robotnika do uruchamiania większej ilości siły roboczej w danym przeciągu czasu, już maszyna staje się w ręku kapitału środkiem przedmiotowym i systematycznie stosowanym dla wyciskania w ciągu danego czasu większej ilości pracy. Dzieje się to w dwojaki sposób: wzrasta prędkość biegu maszyn, a zarazem zwiększają się rozmiary mechanizmu, pozostającego pod dozorem jednego robotnika, czyli wzrasta jego pole pracy. Ulepszenie konstrukcji maszyn jest poczęści niezbędne dla wywierania większego nacisku na robotnika, poczęści znów jest następstwem intensyfikacji pracy, ponieważ ograniczenie dnia roboczego zmusza kapitalistę do jak największej oszczędności w dziedzinie kosztów produkcji. Ulepszenie maszyny parowej podnosi liczbę uderzeń tłoka na minutę a zarazem, dzięki oszczędniejszemu zużywaniu siły, pozwala temu samemu motorowi poruszać rozleglejszy mechanizm przy niezmienionem, a nawet zmniejszającem się zużyciu węgla Udoskonalenie mechanizmu transmisyjnego polega na zmniejszaniu tarcia oraz — co tak widocznie odróżnia nowożytną maszynę od dawnej — na redukowaniu średnicy i wagi wielkich i małych wałów obrotowych do wciąż zmniejszającego się minimum. Wreszcie ulepszenia w maszynach roboczych polegają na zmniejszaniu ich rozmiarów przy jednoczesnem zwiększaniu ich prędkości i potęgowaniu ich działania, jak w nowożytnem mechanicznem krośnie tkackiem, albo też na powiększeniu kadłubu maszyny, a wraz z nim rozmiarów i liczby poruszanych przez mą narzędzi, jak w maszynie przędzalniczej, albo wreszcie na niedostrzegalnych zmianach w szczegółach, które podnoszą sprawność narzędzi; tak naprzykład w połowie lat pięćdziesiątych podniesiono o ⅓ prędkość obrotu wrzecion w automatycznych przędzarkach mulejowych.
Skrócenie dnia roboczego do godzin 12 datuje w Anglji od roku 1833. Już w roku 1836 oświadczył pewien fabrykant angielski: „Praca, obecnie wykonywana w fabrykach, wzrosła bardzo w porównaniu z dawniejszą, ponieważ znaczne przyśpieszenie biegu maszyn wymaga większej sprawności i uwagi ze strony robotnika[462]. W roku 1844 lord Ashley, obecnie hrabia Shaftesbury, złożył w Izbie Gmin następujące oświadczenie, poparte dokumentami: tej produkcji. Bez wątpienia, maszyna wykonywa robotę, która zastępuje mięśnie i ścięgna miljonów ludzi, ale zarazem powiększa w sposób zdumiewający (prodigiously) pracę ludzi, opanowanych przez jej pęd przeraźliwy... Praca przy wyrobie przędzy Nr. 40 na dwóch przędzarkach mulej owych w ciągu 12 godzin wymagała w r. 1815 przebiegnięcia pomiędzy niemi tyle razy, że łącznie stanowiło to marsz ośmiomilowy[463]. W roku 1832 praca przy dwóch przędzarkach mulejowych przy wyrobie przędzy tego samego numeru wymagała już przebycia w ciągu 12 godzin 20 mil i więcej... W roku 1815 każdy przędzarz musiał wykonać w ciągu 12 godzin na każdej przędzarce po 820 wyciągów, czyli razem 1.640. W r. 1832 musiał już wykonać w ciągu 12 godzin na każdej przędzarce po 2.200 wyciągów, razem 4.400, w roku 1844 już po 2.400, razem 4.800, w niektórych-zaś wypadkach wymagają odeń jeszcze większej masy pracy (amount of labour)[464]... Mam tu jeszcze w ręku inny dokument z r. 1842, w którym znajduję dowody, że praca wciąż wzrasta nietylko dlatego, że wypada przebywać większą odległość, lecz również dlatego, że wzrasta ilość wyprodukowanych towarów, podczas gdy zmniejsza się stosunkowo liczba robotników; a następnie dlatego, że obecnie nieraz dostarczana bywa bawełna gorsza, której wyprzędzenie wymaga więcej czasu... Również w zgrzebłami praca znacznie się powiększyła. Jedna osoba wykonywa dziś pracę, którą przedtem spełniały dwie osoby... W tkalni, gdzie pracuje bardzo wiele osób, zwłaszcza płci żeńskiej, w ostatnich latach praca wzrosła o całych 10%, dzięki zwiększeniu szybkości maszyn. W roku 1838 ilość motków, wyprzędzonych w ciągu tygodnia, wynosiła 18.000, a w roku 1843 doszła do 21.000. W roku 1819 liczba uderzeń czółenka tkackiego (picks) w mechanicznem krośnie tkackiem wynosiła 60 na minutę, w roku 1842 — 140, co wskazuje na znaczny przyrost pracy[465].
Wobec tak zdumiewającej intensywności, którą praca osiągnęła już w roku 1844 pod panowaniem ustawy o dwunastogodzinnym dniu roboczym, wydawało się uzasadnionem twierdzenie fabrykantów angielskich, że dalszy postęp w tym kierunku jest już niemożliwy, że więc dalsze skrócenie dnia roboczego byłoby równoznaczne ze zmniejszeniem produkcji. Pozorna słuszność ich motywów znalazła najlepsze potwierdzenie w tym samym czasie w poniższych wywodach ich surowego cenzora, a mianowicie inspektora fabrycznego Leonarda Homera:
„Skoro ilość wytworu zależy głównie od szybkości maszyn, to musi być interesem fabrykantów nadawać im bieg jaknajprędszy, jednak pod następującemi warunkami: zabezpieczenie maszyn od zbyt szybkiego zniszczenia, ochrona jakości wyrobów i pozostawienie robotnikowi możności nadążania za ruchem maszyny przy wysiłku, nie większym niż taki, do jakiego jest stale zdolny. Nieraz się zdarza, że fabrykant w swej gorliwości zanadto przyśpiesza bieg maszyn. Psucie materjału i pogorszenie wyrobów przeważają wówczas nad korzyścią z przyśpieszenia, i jest on zmuszony zwalniać bieg maszyn. Ponieważ fabrykant energiczny i przezorny umie znaleźć maximum osiągalne, więc doszedłem do wniosku, że niepodobna wytworzyć przez “ godzin tyle, co przez 12. Prócz tego uwzględniłem, że robotnik płatny od sztuki pracuje z największym wysiłkiem, na jaki się może zdobyć, zachowując stale ten sam stopień natężenia pracy“[466]. To też Horner dochodzi do wniosku, że pomimo doświadczenia Gardnera i innych dalsza redukcja dnia roboczego, poniżej 12 godzin musiałaby zmniejszyć ilość wytworu[467]. W 10 lat później on sam cytował swe poglądy z r. 1845, na dowód, jak mało podówczas zdawał sobie sprawę z elastyczności maszyny i ludzkiej siły roboczej, podczas gdy obie one jednakowo dochodzą do najwyższego natężenia dzięki przymusowemu skróceniu dnia roboczego.
Przejdźmy obecnie do nowego okresu, który otwiera rok 1847, dzięki wprowadzeniu ustawy o dziesięciogodzinnym dniu roboczym w angielskim przemyśle bawełnianym, wełnianym, lnianym i jedwabnym.
„Szybkość wrzecion wzrosła na przędzarkach „throstle“ o 500, a na przędzarkach mulejowych o 1.000 obrotów na minutę, innemi słowy szybkość wrzeciona „throstłe“ podniosła się z 4.500 obrotów na minutę w r. 1839 do 5.000 obecnie (w r. 1862), a szybkość wrzeciona mulejowego z 5.000 podniosła się obecnie do 6.000. Szybkość wzrosła więc w pierwszym wypadku o 1/10, w drugim o 1/5[468]. James Nasmyth, słynny inżynier cywilny z Patricroft pod Manchesterem, w r. 1852 w liście do Leonarda Hornera wyłożył ulepszenia, dokonane w maszynie parowej w latach 1848—1852. Zaznaczywszy, że siła konia parowego, w urzędowej statystyce fabrycznej wciąż jeszcze oceniana według swego działania z r. 1828[469], jest już czysto nominalna i może conajwyżej uchodzić za wskaźnik siły rzeczywistej, powiada on dalej: „Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że maszyny parowe tej samej wagi (częstokroć wręcz te same maszyny, w których jednak zastosowano nowożytne ulepszenia), wykony wuja pracę przeciętnie o 50% większą niż dawniej, i że nieraz te same maszyny, które przy prędkości ograniczonej do 220 stóp na minutę rozwijały siłę 50 koni, dziś przy mniejszem zużyciu węgla dają przeszło 100 koni... Nowożytna maszyna parowa o tej samej co dawniej liczbie koni rozwija większą niż dawniej siłę dzięki ulepszeniom w swej budowie, zmniejszeniu objętości i udoskonaleniu konstrukcji kotła parowego i t. d.... To też choć liczba rąk roboczych, w stosunku do liczby nominalnych koni mechanicznych, jest ta sama co przedtem, to jednak w stosunku do maszyn roboczych liczba robotników się zmniejszyła“[470]. W roku 1850 fabryki Zjednoczonego Królestwa stosowały siłę 134.217 nominalnych koni mechanicznych dla wprawiania w ruch 25.638.716 wrzecion i 301.495 krosien. W roku 1856 liczby wrzecion i krosien wynosiły 33.503.580 i 369.205. Gdyby konieczna siła mechaniczna była taka sama co w r. 1850, to liczba koni mechanicznych powinnaby była wynosić w 1856 r. 175.000, lecz według urzędowego wykazu wynosiła 161.435, a więc o kilkanaście tysięcy mniej, niż wypadałoby z obliczeń na podstawie danych z r. 1850[471]. „Ostatnie (z r. 1856) urzędowe sprawozdanie statystyczne stwierdza, że system fabryczny rozrasta się z szybkością zawrotną, że liczba robotników[472] zmniejsza się w stosunku do maszyn, że maszyna parowa wskutek oszczędniejszego używania siły i innych ulepszeń porusza mechanizm o większej wadze i że wytwarza większą ilość produktu dzięki udoskonaleniu maszyn roboczych, ulepszeniu metod produkcji, powiększeniu szybkości maszyn i wielu innym przyczynom“[473]. „Wielkie ulepszenia, wprowadzone do maszyn wszelkiego rodzaju, bardzo podniosły ich siłę wytwórczą. Bezwątpienia skrócenie dnia roboczego... było bodźcem tych ulepszeń. To ostatnie, wraz z większem natężeniem pracy robotnika, sprawiło, że eona jurniej ta sama ilość produktu jest wytwarzana w ciągu dnia roboczego obecnego (skróconego o 2 godziny czyli o 1/6), co poprzednio w ciągu dnia dłuższego“[474].
Jak dalece bogactwo fabrykantów wzrastało wraz z intensywniejszym wyzyskiem siły roboczej, to widać choćby stąd, że przeciętny wzrost stosunkowy angielskich fabryk wyrobów bawełnianych i t. d. w latach 1838—1850 wyniósł 32%, w latach zaś 1850 — 1856 aż 86%[475].
Choć tak wielki był postęp angielskiego przemysłu w ośmioleciu 1848 1856, przy panującym dziesięciogodzinym dniu roboczym, to jednak o wiele prześcignęło go następne sześciolecie 1856—1862. Naprzykład liczba wrzecion w fabrykach jedwabiu wynosiła, w r. 1856 1.093.799, w r. 1862 — 1.388.544; liczba krosień: w r. 1856 — 9.260, w r. 1862 — 10.709. Natomiast robotników było: w r. 1856 — 56.131, w r. 1862 — 52.429. Oznacza to wzrost liczby wrzecion o 26,9%, krosien o 15,6%, przy jednoczesnem zmniejszeniu liczby robotników o 7%. W roku 1850 w fabrykach wełny czesankowej było czynnych 875.830 wrzecion, w roku 1856 — 1.324.549 (przyrost o 51,2%), a w roku 1862 — 1.289.172 (zmniejszenie o 2,7%). Jeżeli jednak potrącimy wrzeciona podwójne, objęte spisem z r. 1856, a nie objęte spisem z r. 1862, to okaże się, że od r. 1856 liczba wrzecion pozostawała prawie bez zmiany. Natomiast szybkość wrzecion i krosien w wielu wypadkach podwoiła się. Liczba krosien, poruszanych siłą pary, w fabrykach wełny czesankowej wynosiła: w r. 1850 — 32.617, w r. 1856 — 38.956, a w r. 1862 — 43.048. Przy krosnach tych pracowało osób: w r. 1850 — 79.737, w r. 1856 — 87.794, w r. 1862 — 86.063, ale w tej liczbie dzieci poniżej lat 14 było: w r. 1850 — 9.956, w r. 1856 — 11.228, a w r. 1862 — 13.178. Pomimo wydatnego zwiększenia liczby krosien w r. 1862 — w porównaniu z r. 1856 zmniejszyła się ogólna liczba zatrudnionych robotników, natomiast zwiększyła się liczba wyzyskiwanych dzieci[476].
27 kwietnia 1863 roku Ferrand, członek parlamentu, oświadczył w Izbie Gmin: „Delegaci robotników z 16 okręgów Lancashire’u i Cheshire’u w imieniu których przemawiam, powiadomili mnie, że praca w fabrykach stale wzrasta wskutek ulepszania maszyn. Gdy przedtem jeden robotnik z pomocnikiem obsługiwał 2 krosna, dziś bez pomocnika obsługuje 3, i nic w tem niema niezwykłego, gdy jedna, osoba obsługuje cztery krosna i t. d. Z przytoczonych faktów wynika, że dawna praca dwunastogodzinna bywa obecnie wtłaczana w 10 i mniej godzin pracy. A więc jest rzeczą oczywistą, w jak olbrzymim stopniu wzrósł w ostatnich latach trud robotników fabrycznych“[477].
Chociaż więc inspektorowie fabryczni wychwalają, ustawicznie i zupełnie słusznie pomyślne rezultaty ustaw fabrycznych z lat 1844 i 1850, jednak przyznają, że skrócenie dnia roboczego wywołało już natężenie pracy, zgubne dla zdrowia robotników, a więc dla samej siły roboczej. „W większej części fabryk bawełny, wełny czesankowej i jedwabiu wyczerpujący stan podniecenia, nieunikniony przy pracy na maszynach, których bieg w ostatnich latach został tak bardzo przyśpieszony, zdaje się być jedną z przyczyn nadmiernej śmiertelności z powodu chorób płucnych, jak to wykazał dr. Greenhow w swem niedawnem wybornem sprawozdaniu“[478].
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dążność kapitału, od chwili gdy ustawa odebrała mu raz na zawsze możność przedłużania dnia roboczego, do powetowania tego sobie systematycznem podnoszeniem stopnia natężenia pracy i do przekształcania wszelkich ulepszeń maszyn w środek coraz większego wysysania siły roboczej, — że dążność ta dojść musi niebawem do punktu zwrotnego, gdzie już koniecznem się staje ponowne skrócenie dnia roboczego[479]. Z drugiej strony raptowny rozwój przemysłu angielskiego od r. 1848 do chwili obecnej (r. 1866), a zatem z okresu dziesięciogodzinnego dnia roboczego, o wiele bardziej jeszcze przewyższa rozwój z lat 1838—1847, t. j. z, okresu dwunastogodzinnego dnia roboczego, aniżeli ten ostatni wyprzedził rozwój przemysłu w poprzedzającem półwieczu, biegnącem od zarania systemu fabrycznego i stanowiącem okres nieograniczonego dnia roboczego[480].

4. Fabryka.

Na początku tego rozdziału rozpatrywaliśmy „ciało“ fabryki, rozczłonkowany zespół maszyn. Potem widzieliśmy, jak maszyna, wchłaniając pracę kobiecą i dziecięcą, pomnaża materjał ludzki, będący przedmiotem wyzysku: jak, przedłużając bez ograniczeń dzień roboczy, zagarnia cały żywot robotnika; jak doskonaląc się, wytwarza w coraz krótszym czasie potężnie wzrastającą, masę produktu, i jak ostatecznie staje się systematycznym środkiem uruchomiania w danym przeciągu czasu coraz większej ilości pracy, czyli coraz intensywniejszego wyzysku siły roboczej. Teraz przejdziemy do całokształtu fabryki w jej najbardziej rozwiniętej postaci.
Dr. Ure, ów Pindar fabryki automatycznej, z jednej strony opisuje ją. jako „kooperację różnych kategoryj robotników, dorosłych i małoletnich, którzy umiejętnie i pilnie doglądają, zespołu maszyn wytwórczych, pędzonego stale centralną, siłą (pierwszego motoru)a z drugiej strony jako „potężny automat, złożony z niezliczonych organów mechanicznych i organów świadomych, pracujących solidarnie i nieustannie nad wytwarzaniem tego samego przedmiotu, tak że wszystkie te organy podporządkowane są jednej sile poruszającej, która sama sobie ruch nadaje“. Dwa te określenia nie są bynajmniej równoznaczne, gdyż w pierwszem złożony robotnik zbiorowy, czyli społeczny organizm pracy, występuje jako czynny podmiot pracy, a mechanizm automatyczny jako jej przedmiot; w drugiem zaś mechanizm automatyczny jest podmiotem, a robotnicy, jako jego organy świadome, są dołączeni do jego organów nieświadomych i wraz z nimi podporządkowani tej samej centralnej sile poruszającej. Określenie pierwsze tyczy każdego zastosowania i maszyn na szerszą skalę; drugie charakteryzuje ich zastosowanie, a więc nowożytny system fabryczny. To też Ure lubi przedstawiać nam centralną maszynę poruszającą, jako nietylko automatyczną, lecz również autokratyczną [samowładną], „W tych wielkich warsztatach dobroczynna siła pary skupia dokoła siebie wiele tysięcy swych poddanych“[481].
Wraz z narzędziem pracy także i umiejętność posługiwania się niem przechodzi z robotnika na maszynę. Zdolność wytwórcza narzędzia wyzwala się z ciasnych szranków osobowych ludzkiej siły roboczej. Wskutek tego zanika podstawa techniczna, na które spoczywa podział pracy w rękodzielni. Zamiast właściwej rękodzielnictwu całej hierarchji wyspecjalizowanych robotników widzimy w fabryce automatycznej niwelację czyli wyrównanie prac, wykonywanych przez, obsługę maszyn[482], zamiast sztucznie wytworzonych różnic pomiędzy robotnikami cząstkowymi występują, na plan pierwszy przyrodzone różnice płci i wieku.
Podział pracy zjawia się znów w fabryce automatycznej najpierw w postaci przydziału robotników do wyspecjalizowanych maszyn, oraz mas robotniczych, nie stanowiących grup zorganizowanych, do poszczególnych działów fabryki, gdzie pracują przy maszynach narzędziowych jednego rodzaju, ustawionych obok siebie w jednym szeregu, gdzie więc zachodzi śród nich kooperacja prosta. Rozczłonkowana grupa rękodzielnicza ustępuje miejsca związkowi robotnika samodzielnego z paru pomocnikami. Różnicą zasadniczą staje się różnica pomiędzy robotnikami, zatrudnionymi istotnie przy maszynach narzędziowych (doliczyć tu wypada nielicznych robotników, dozorujących, względnie opalających motory), a podręcznymi tych robotników maszynowych (prawie wyłącznie dziećmi). Do podręcznych należą też mniej lub więcej wszyscy „feeders“ (nakładacze, podający tylko maszynom materjał pracy). Obok tych kategoryj głównych występuje personel, liczebnie niewielki, zajęty kontrolą i stałem naprawianiem wszelkich maszyn: technicy, mechanicy, stolarze i t. d. Jest to wyższa warstwa klasy robotniczej, posiadająca bądź fachowe wykształcenie, bądź sprawność rzemieślniczą, przyłączenia tylko do robotników fabrycznych z poza ich koła[483]. Ten podział pracy jest czysto techniczny.
Wszelka praca przy maszynie wymaga wczesnej nauki robotnika. W dzieciństwie swem najłatwiej uczy się on wdrażać swe własne poruszenia w rytm miarowego ruchu maszyny automatycznej. Ponieważ zaś całość maszyn sama. tworzy system maszyn różnych, lecz działających równocześnie i połączonych ze sobą, więc kooperacja, oparta na tym systemie, wymaga przydzielania różnych grup robotniczych do różnego rodzaju maszyn. Lecz maszynowy sposób produkcji obala konieczność rękodzielniczego utrwalania tego podziału zapomocą stałego przeznaczania tych samych robotników do tych samych czynności[484]. Ponieważ zaś nie robotnik nadaje fabryce ogólny ruch, lecz maszyna, przeto ustawiczna zmiana osób może się odbywać bez przerw w przebiegu pracy. Uderzającym dowodem słuszności tego twierdzenia jest system zmian [Relaissystem], wprowadzony przez fabrykantów angielskich w czasie ich „buntu“ w latach 1848 — 1850. Szybkość wreszcie, z jaką w wieku młodzieńczym można się nauczyć pracy przy maszynie, czyni zbytecznem kształcenie specjalnej kategorji robotników wyłącznie do pracy maszynowej[485]. Ale czynności niewykwalifikowanych pomocników po części mogą być wykonywane przez same maszyny[486], po części zaś, dzięki swej zupełnej prostocie, umożliwiają częste i szybkie zmiany osób, zajętych tą ciężką pracą.
Chociaż więc pod względom technicznym maszyna obala zupełnie dawny system podziału pracy, to jednak wraz z tradycją rękodzielni wlecze się od zrazu zwyczajowo w fabryce, lecz później jest systematycznie przywracany i utrwalany przez kapitał w formie jeszcze wstrętniejszej, jako środek wyzyskiwania siły roboczej. Przedtem dożywotnią specjalnością robotnika było posługiwanie się narzędziem cząstkowem, obecnie staje się nią obsługiwanie maszyny cząstkowej. Kapitał nadużywa maszyny po to, aby samego robotnika od lat dziecięcych zamienić w cząstkę maszyny cząstkowej[487]. W ten sposób nietylko zmniejszają się znacznie koszty reprodukcji samego robotnika, lecz również dochodzą do najwyższego stopnia jego bezsilność i zależność od całokształtu fabryki, a więc od kapitalisty. Tutaj, jak zresztą ^wszędzie, powinniśmy odróżniać zwiększenie wydajności dzięki rozwojowi społecznego procesu produkcji od zwiększenia wydajności dzięki poddaniu tego procesu wyzyskowi kapitału.
W rękodzielnictwie i rzemiośle robotnik posługuje się narzędziem, w fabryce służy maszynie. Tam wprawiał w ruch środki pracy, tu musi iść za ich ruchem. W rękodzielni robotnicy są członkami żywego mechanizmu, w fabryce istnieje niezależny od nich mechanizm martwy, do którego są wcielani, jako jego żywe przydatki. „Przytłaczająca jednostajność nieskończonego mozołu, polegającego na ustawicznem powtarzaniu wciąż tego samego mechanicznego procesu pracy, przypomina pracę Syzyfa; brzemię pracy, jak ów głaz Syzyfowy, raz po raz wali się z powrotem na strudzone barki robotnika“[488]. Praca przy maszynie oprowadza system nerwowy do najwyższego natężenia, a zarazem tamuje wszechstronny rozwój mięśni i uniemożliwia jakąkolwiek działalność niezależną, czy to umysłową, czy cielesną[489] Samo nawet zelżenie pracy staje się środkiem tortury gdyż maszyna nie robotnika wyzwala z pracy, lecz prace jego z treści. Cechą wspólną wszelkiej wogóle produkcji kapitalistycznej, jako procesu nietylko pracy, lecz również pomnażania wartości kapitału, jest to, że nie robotnik stosuje środki pracy, lecz przeciwnie one go stosują; jednak dopiero maszyna nadaje temu odwróceniu technicznie uchwytną rzeczywistość. Środek pracy, zamieniony w automat, występuje w samym procesie pracy wobec robotnika jako kapitał, jako praca martwa, która ujarzmia i wysysa żywą siłę roboczą.
Już poprzednio wspominaliśmy o tem, że oddzielenie duchowych sił procesu produkcji od pracy ręcznej i przekształcenie ich w narzędzia panowania kapitału nad pracą dokonywa się ostatecznie w wielkim przemyśle, opartym na produkcji maszynowej. Umiejętność cząstkowa indywidualnego robotnika, zatrudnionego przy maszynie, traci znaczenie i staje się rzeczą uboczną i znikomą wobec nauki, wobec potężnych sił przyrody i wobec masowej pracy społecznej, które ucieleśniają się w systemie maszyn i wraz z nim stanowią potęgę „majstra“ (master). To tez majster ów, w którego mózgu maszyna i jego monopol na ni£ zrosły się nierozerwalnie, przy pierwszym lepszym zatargu woła pogardliwi® do swych „rąk roboczych“: „Robotnicy fabryczni powinniby święcie pamiętać o tem, że praca ich jest bardzo podrzędną odmianą pracy wykwalifikowanej; że żadna inna praca nie jest tak łatwa do nauczenia się i że żadna nie jest lepiej wynagradzana w stosunku do swej jakości; że żadnej innej pracy nie można tak prędko nauczyć, zapomocą krótkiej praktyki, ludzi zupełnie z nią nieobeznanych, ani dostarczyć w takiej obfitości... W istocie maszyna majstra odgrywa, o wiele ważniejszą rolę w produkcji niż praca i umiejętność robotnika, którą można posiąść w ciągu 6 miesięcy i którą zdoła sobie przyswoić każdy parobek ze wsi“[490].
Techniczne podporządkowanie robotnika jednostajnemu biegowi jego środka pracy oraz szczególny skład personelu pracy, złożonego z jednostek płci obojga i najróżniejszego wieku, stwarza iście koszarową dyscyplinę, która rozwija się w całkowity ustrój fabryczny i doprowadza do najwyższego rozwoju powyżej już przez nas wspomnianą pracę dozoru, a więc zarazem i podział pracowników na robotników fizycznych i na dozorców pracy, czyli na szeregowców przemysłu i na jego podoficerów. „Główna trudność w fabryce automatycznej polegała na przeprowadzeniu niezbędnej dyscypliny, aby ludzie wyrzekli się przy pracy swych kapryśnych przyzwyczajeń i wdrożyli się do niezmiennej regularności wielkiego automatu. Ale stworzenie i wprowadzenie w życie kodeksu dyscyplinarnego, odpowiadającego potrzebom przyśpieszonej pracy maszynowej — to przedsięwzięcie herkulesowe było szlachetnem dziełem Arkwrighta! Nawet i dziś jeszcze, choć system ten zorganizowany jest doskonale, niepodobna prawie śród robotników w dojrzałym wieku męskim znaleźć dobrych pomocników do pracy przy maszynach automatycznych“[491]. Kodeks fabryczny, w którym kapitał ustanawia swą absolutną władzę nad robotnikiem na mocy swego prywatnego i udzielnego ustawodawstwa, bez zachowywania tak skądinąd drogich burżuazyjnemu sercu zasad systemu przedstawicielskiego i podziału władz, — kodeks ten jest w gruncie rzeczy tylko kapitalistyczną karykaturą społecznego regulowania procesu pracy, które staje się niezbędne od chwili zastosowania na wielką skalę kooperacji oraz zbiorowych środków produkcji, zwłaszcza maszyn. Rejestr kar dozorcy zajmuje miejsce bata naganiacza niewolników. Wszelkie kary sprowadzają się oczywiście do kar pieniężnych i potrąceń z płacy; zmysł ustawodawczy Likurgów fabrycznych sprawia, że naruszanie ich ustaw staje się dla nich jeszcze zyskowniejsze, o ile to możliwe, aniżeli przestrzeganie ich[492]. Wzmiankę tylko poświęcimy warunkom materjalnym, śród których odbywa się praca fabryczna. Wszystkie organy zmysłów przytępiają się jednakowo wskutek pracy przy temperaturze sztucznie podwyższonej, w atmosferze przesyconej odpadkami surowych materiałów, w ogłuszającym hałasie i t. d., nie mówiąc już o niebezpieczeństwie życia w tym. gąszczu maszyn, które z regularnością pór roku produkują swe przemysłowe biuletyny z pola bitwy[493]. Oszczędność na społecznych środkach produkcji, dopiero w systemie fabrycznym rozwijana sposobem cieplarnianym, w ręku kapitału staje się zarazem systematycznem ograbianiem robotników przy pracy z warunków) niezbędnych do życia: z przestrzeni, powietrza, światła, z osobistych środków ochronnych przeciw czynnikom procesu produkcji, niebezpiecznym dla życia lub szkodliwym dla zdrowia, że już zgoła nie wspomnimy o jakichkolwiek urządzeniach, mających na celu wygodę robotnika[494]. Czyż nie słusznie Fourier nazywa fabryki „złagodzonemi galerami?[495].

5. Walka między robotnikiem a maszyną.

Walka między kapitalistą, a robotnikiem najemnym rozpoczyna się już w: zaraniu kapitalizmu. Walka ta wre przez cały okres rękodzielnictwa[496]. Ale dopiero od chwili wprowadzenia maszyny robotnik zwalcza sam środek pracy, materjalną formę bytowania kapitału. Buntuje się on przeciw tej określonej formie środka produkcji, jako przeciw materjalnej podstawie kapitalistycznego trybu produkcji.
Bunty robotnicze przeciw używaniu maszyny do tkania wstążek i lampasów, tak zwanej Bandmühle (nazywanej również Schnurmühle albo Mullenstühl), objęły W wieku 17-ym całą niemal Europę. Maszyna ta została wynaleziona w Niemczech. Włoch Abbate Lancellotti w książce, wydanej w r. 1636 w Wenecji, opowiada, że „Antoni Müller z Gdańska około 50 lat temu (Lancellotti pisał to w r. 1579) widział w Gdańsku maszynę wielce kunsztowną, tkającą naraz 4—6 tkanin; ale ponieważ rada miejska zatrwożyła się o to, że ów wynalazek obróci mnóstwo robotników w żebraków, więc kazała maszynę zniweczyć, wynalazcę zaś cichaczem udusić czy też utopić“. W Lejdzie taka sama maszyna została po raz pierwszy zastosowana w r. 1629. Bunty tkaczy wstążek z początku wymusiły na magistracie zakaz stosowania tej maszyny. Później Stany Generalne rozporządzeniami z lat 1623, 1639 i t. d. ograniczyły jej użycie; wreszcie dozwoliły jej stosowania, pod pewnemi warunkami, rozporządzeniem z dnia 15 grudnia 1661 r. „W owem mieście“, opowiada Boxhorn o wprowadzeniu w Lejdzie maszyny do tkania wstążek, „około 20 lat temu paru ludzi wymyśliło przybór tkacki, dzięki któremu jeden robotnik mógłby sporządzić więcej tkaniny i z większą łatwością, niż przedtem kilku w tym samym czasie. Stąd powstały zaburzenia i skargi ze strony tkaczy, aż wreszcie zwierzchność zakazała tego przyboru“[497]. W Kolonji maszyna ta została zabroniona w r. 1676, w tym samym zaś czasie w Anglji wprowadzenie jej stało się powodem zamieszek robotniczych. Edykt cesarski z 19 lutego 1685 r. zakazał używania jej w całych Niemczech. W Hamburgu magistrat kazał ją publicznie spalić. Karol VI dnia 9 lutego 1719 roku potwierdził edykt z r. 1685, a Saksonja pozwoliła na jawne używanie jej dopiero w r. 1765. Maszyna ta, która tak wiele hałasu uczyniła w świecie, była w gruncie rzeczy poprzedniczką maszyn przędzalniczych i tkackich, a więc rewolucji przemysłowej 18-go wieku. Dzięki niej chłopiec, zupełnie z tkactwem nieobyty, poruszając tylko drążek naprzód i w tył, mógł wprawiać w ruch cały warsztat z wszystkiemi czółenkami. Maszyna ta w swej bardziej udoskonalonej formie wyrabiała naraz 40—50 sztuk towaru.
Około roku 1630 w okolicy Londynu tłum zniszczył tartak, poruszany siłą wiatru, założony przez pewnego Holendra. Jeszcze na początku 18-go wieku tartaki o napędzie wodnym z trudem torowały sobie drogę w Anglji, natrafiały bowiem na opór ludu, wspierany przez parlament. Gdy Everet w r. 1758 zbudował pierwszą maszynę o napędzie wodnym do postrzygania wełny, spalił ją stutysięczny tłum ludzi, pozbawionych pracy. Przeciwko Scribbling mills [zgrzeblarniom] i zgrzeblarkom Arkwrighta wystąpiło z petycją do parlamentu 50.000 robotników, dotychczas utrzymujących się ze zgrzeblania wełny. Masowe niszczenie maszyn w przemysłowych okręgach Anglji w pierwszem piętnastoleciu 19-go wieku, spowodowane głównie używaniem parowego warsztatu tkackiego i znane pcd nazwą ruchu luddytów, dało antyjakobińsklemu rządowi Sidmoutha, Castlereagha i t. d. pretekst do stosowania najbardziej reakcyjnych represyj. Trzeba było sporo czasu i doświadczenia, aby robotnik nauczył się odróżniać maszynę od jej kapitalistycznego zastosowania i dlatego czynić przedmiotem swych ataków nie materjalne środki produkcji, lecz formę społeczną ich eksploatacji[498].
Założeniem walk o płacę roboczą, w rękodzielniach jest istnienie rękodzielnictwa, to; też walki te nie godzą, bynajmniej w jego egzystencję. Walkę przeciw tworzeniu rękodzielń toczą majstrowie cechowi i miasta uprzywilejowane, a nie robotnicy najemni. A zatem pisarze okresu rękodzielniczego przeważnie ujmują podział pracy jako środek, dający możność zaradzenia skutkom braku robotników, ale nie rzeczywistego wypierania robotników. Nietrudno pojąć tę różnicę. Przypuśćmy naprzykład, że trzeb aby w Anglji 100 miljonów ludzi, aby wyprząść starem, i kołowrotkami tę ilość bawełny, którą dziś przerabia 500.000 robotników zapomocą maszyn: nie znaczy to, aby maszyny istotnie zajęły miejsce owych miljonów ludzi, którzy nigdy nie istnieli. Znaczy to jedynie, iż trzebaby wiele miljonów robotników, aby zastąpić maszyny przędzalnicze. Ale jeżeli mówimy, że parowy warsztat tkacki w Anglji wyrzucił na bruk 800.000 tkaczy, to mamy na myśli nie istniejące maszyny, które trzebaby zastąpić określoną liczbą robotników, lecz przeciwnie — ^ istniejącą liczbę robotników, faktycznie wypartych i zastąpionych przez maszyny. Podstawą rękodzielnictwa był jeszcze rzemieślniczy tryb produkcji, pomimo swego rozkładu. Szczupły stosunkowo zastęp robotników miejskich, pozostały z czasów średniowiecznych, nie mógł zadowolić potrzeb nowych rynków kolonjalnych, a zarazem rękodzielnie właściwe stworzyły nowe dziedziny produkcji dla wieśniaków, wypędzonych ze swych gruntów w okresie rozkładania się feodalizmu. A więc wtedy występowała bardziej najaw cecha pozytywna podziału pracy i kooperacji w warsztatach: wzmożenie wydajności pracy robotników zatrudnionych[499]. Wprawdzie na długo przed okresem wielkoprzemysłowym kooperacja oraz skupienie w niewielu rękach środków pracy spowodowały w wielu krajach, gdzie zostały zastosowane w rolnictwie, głębokie, nagłe i gwałtowne przewroty w sposobie produkcji, a więc również w warunkach bytu i w środkach zatrudnienia, ludności wiejskiej. Ale wałka ta początkowo rozgrywała się raczej między wielkimi a małymi właścicielami ziemskimi, aniżeli między kapitałem a pracą najemną; z drugiej strony bezpośrednie akty gwałtu są tu najpierwszą przesłanką rewolucji przemysłowej, gdyż prowadzą do wypierania robotników przez środki produkcji, a więc przez owce, konie i t. d. Najpierw robotnicy spędzani są z gruntów, a później przychodzą owce. Dopiero rabunek ziemi na wielką skalę, jak w Anglji na, przykład, stwarza teren dla wielkiej gospodarki rolnej[500]. To też z początku ten przewrót w rolnictwie ma raczej pozór rewolucji politycznej.
Gdy środek pracy przybiera postać maszyny, staje się on natychmiast spółzawodnikiem robotnika[501]. Pomnażanie wartości kapitału przez maszynę pozostaje w prostym stosunku do liczby robotników, których warunki istnienia ta maszyna niszczy. Cały system produkcji kapitalistycznej polega na tem, że robotnik sprzedaje swą siłę roboczą jako towar. Podział pracy czyni jednostronną tę siłę roboczą, zacieśnia ją do specjalnej umiejętności posługiwania się narzędziem cząstkowem. Gdy poruszanie narzędzia staje się czynnością maszyny, to wraz z wartością użytkową siły roboczej zanika jej wartość wymienna. Robotnik nie znajduje nabywców, jak pieniądz papierowy, wycofany z obiegu. Ta część klasy roboczej, którą maszyna zamienia w ten sposób w ludność zbyteczną, t. j. taką, która już nie jest bezpośrednio niezbędna dla pomnażania wartości kapitału, poczęści ginie w nierównej walce dawnej produkcji rzemieślniczej i rękodziel nic ze j z przemysłem maszynowym, poczęści zalewa wszystkie łatwiej dostępne gałęzie przemysłu, przepełnia rynek pracy i wskutek tego zniża cenę siły roboczej poniżej jej wartości. Wielką, pociechą dla robotników spauperyzowanych [obróconych w nędzarzy] ma być poczęści to, że cierpienia ich są tylko „przemijające“ (a temporary inconvenience), poczęści zaś to, że maszyna tylko stopniowo ogarniać może całe dziedziny produkcji, co zmniejszać ma zakres i intensywność jej niszczącego działania. Lecz te dwie pociechy wykluczają się nawzajem. Tam gdzie maszyna ogarnia stopniowo daną dziedzinę produkcji, wywołuje ona nędzę chroniczną w spółzawodniczącej z nią warstwie robotniczej. Tam zaś, gdzie przejście jest raptowne, działanie jej jest masowe i ostre. W całej historji świata nie znajdujemy bardziej przejmującej zgrozą tragedji niż stopniowa, rozciągnięta na całe dziesięciolecia ruina angielskich tkaczy ręcznych, przypieczętowana ostatecznie w r. 1838. Wielu z nich zginęło śmiercią głodową, wielu długo wiodło nędzny żywot, utrzymując siebie i swe rodziny za pensa dziennie[502]. Natomiast wprowadzenie maszyn do angielskiego przemysłu bawełnianego wywołało ostry kryzys w Indjach Wschodnich. Gubernator generalny Indyj pisał w latach 1834—1835: „Nędza obecna jest bezprzykładna w dziejach handlu. Na równinach Indyj bieleją kości tkaczy bawełny“. Niewątpliwie dla tkaczy, żegnających się ze „światem doczesnym“, cierpienia, zadane przez maszynę, były już „przemijające“. Zresztą owo „przemijające“ działanie maszyny utrwala się przez to, że ogarnia ona wciąż coraz nowe dziedziny produkcji. A więc niezależność i obcość w stosunku do robotnika, które kapitalistyczny tryb produkcji nadaje wogóle warunkom pracy i wytworowi pracy, dochodzą, dzięki maszynie aż do zupełnego przeciwieństwa[503]. Dlatego z chwilą zjawienia się maszyny widzimy po raz pierwszy brutalny bunt robotnika przeciw środkowi pracy.
Środek pracy zabija robotnika. To przeciwieństwo bezpośrednie występuje wprawdzie najdobitniej wtedy, gdy świeżo wprowadzona maszyna spółzawodndczy z tradycyjnym rzemieślniczym lub rękodzielniczym sposobem produkcji. Ale nawet w obrębie wielkiego przemysłu ciągłe ulepszanie maszyn i rozwój systemu automatycznego działają w ten sposób. „Nieustanne ulepszanie maszyn ma na celu redukcję pracy ręcznej czyli udoskonalenie procesu produkcji przez to, że w fabryce mechanizmy żelazne zajmują miejsce mechanizmów ludzkich“[504]. „Codzień się zdarza, że siła pary i wody stosowana jest do maszyn, dotychczas poruszanych dłonią ludzką... Drobne ulepszenia maszyn, mające na celu oszczędność siły napędowej, podniesienie jakości wytworu lub powiększenie jego ilości w ciągu danego czasu, albo wyrugowanie z warsztatu dziecka, kobiety lub mężczyzny — zachodzą bezustannie i choć napozór nie mają wielkiej wagi, jednak dają doniosłe wyniki“[505]. „Wszędzie, gdziekolwiek dana czynność wymaga wielkiej zręczności i pewnej dłoni, odbiera się ją czemprędzej robotnikowi nazbyt sprawnemu i często skłonnemu do różnych nieprawidłowości, aby powierzyć ją umyślnemu mechanizmowi, tak dobrze uregulowanemu, że nawet dziecko może go dozorować“[506]. „System automatyczny wypiera coraz bardziej pracę wykwalifikowaną.“[507]. „Ulepszenie maszyny nietylko pozwala na zmniejszenie liczby zatrudnionych robotników dorosłych, niezbędnych dla osiągnięcia określonego wyniku, lecz również na zastąpienie pracy ludzkiej danej kategorji przez pracę innej kategorji, na zastąpienie robotników wykwalifikowanych przez mniej wykwalifikowanych, dorosłych przez dzieci, mężczyzn przez kobiety. Wszystkie te zmiany pociągają za sobą nieustanne wahania poziomu płacy roboczej“[508]. „Maszyna nieustannie wyrzuca z fabryki robotników dorosłych“[509].
Nadzwyczajna elastyczność, którą produkcja maszynowa zawdzięcza nabytemu w praktyce doświadczeniu, rozmiarom nagromadzonych środków mechanicznych i ciągłemu postępowi techniki — ujawniła się w burzliwym rozwoju pod naciskiem skrócenia dnia roboczego. Ale któżby przewidział w r. 1860, gdy angielski przemysł bawełniany doszedł był do zenitu, owe galopujące ulepszenia maszyn wraz z odpowiadającem im wypieraniem pracy ręcznej, które pod wpływem wojny domowej amerykańskiej nastąpiły w trzyleciu następnem? Wystarczy nam tu parę przykładów, zaczerpniętych z urzędowych sprawozdań angielskich inspektorów pracy. Pewien fabrykant manchesterski oświadcza: „Zamiast 75 zgrzeblarek wystarcza nam tylko 12, i te dają nam tę samą ilość wytworu, tej samej dobroci, jeżeli nie lepszego... Oszczędność na płacy roboczej wynosi 10 f. szterlingów tygodniowo, na wyczeskach bawełny 10%“. W pewnej manchesterskiej przędzalni, wyrabiającej przędzę cienką, „przyśpieszenie biegu maszyn i wprowadzenie różnych procesów automatycznych [selfacting] zmniejszyło personel robotniczy w jednym oddziale fabryki o czwartą część, w drugim o połowę z górą, podczas gdy ustawienie czesarki na miejsce drugiej zgrzeblarki bardzo zmniejszyło liczbę rąk roboczych, zatrudnionych przedtem w zgrzebłami“. Inna przędzalnia ocenia ogólną redukcję „rąk“ na 10%. Panowie Gilmore, przędzalnicy manchesterscy, oświadczają: „Oceniamy na niemniej niż ⅓ oszczędność na rękach roboczych i na płacach, dzięki nowym maszynom w oddziale czyszczenia bawełny“. W dwóch innych czynnościach przygotowawczych „zaoszczędziliśmy ⅓ kosztu i rąk roboczych, w przędzalni około ⅓ kosztu. Lecz to nie wszystko jeszcze. Przędza, którą obecnie dajemy tkaczom, jest dzięki nowym maszynom o tyle lepsza od dawnej, że tkacze wytwarzają z niej tkaninę lepszą i w większej ilości, niż z dawnej przędzy maszynowej“[510]. Inspektor fabryczny A. Redgrave czyni tu następującą uwagę: „Zmniejszenie liczby robotników przy wzmożeniu produkcji czyni szybkie postępy. W fabrykach wyrobów wełnianych zaczęła się niedawno nowa — redukcja robotników, która trwa nadal. W tych dniach mówił mi pewien nauczyciel ludowy, mieszkający pod Rochdale, że ogromne zmniejszenie liczby uczennic przypisać należy nietylko kryzysowi, lecz również ulepszeniom maszyn w fabryce wyrobów wełnianych, która dzięki temu zwolniła około 70 dziewczyn „półdniówkowych“ [halftimers]“[511].
Tablica poniższa ilustruje ogólne wyniki ulepszeń mechanicznych w angielskim przemyśle bawełnianym, spowodowanych przez wojnę domową, w Ameryce:

Liczba fabryk.
1858. 1861. 1868.
Anglja i Walja 2.046 2.715 2.405
Szkocja 152 163 131
Irlandia 12 9 13
Zjednoczone Królestwo 2.210 2.887 2.549
Liczba krosien mechanicznych.
1858. 1861. 1868.
Anglja i Walja 275.590 368.125 344.719
Szkocja 21.624 30.110 31.864
Irlandja 1.633 1.757 2.746
Zjednoczone Królestwo 298.847 399.992 379.329
Liczba wrzecion.
1858. 1861. 1868.
Anglja i Walja 25.818.576 28.352.152 30.478.228
Szkocja 2.041.129 1.915.398 1.397.546
Irlandja 150.512 119.944 124.240
Zjednoczone Królestwo 28.010.217 30.387.494 32.000.014
Liczba osób zatrudnionych.
1858. 1861. 1868.
Anglja i Walja 341.170 407.598 357.052
Szkocja 34.698 41.237 39.809
Irlandja 3.345 2.734 4.203
Zjednoczone Królestwo 379.213 451.569 401.064

Od roku 1861 do 1868 znikło więc 338 fabryk bawełnianych, co oznacza, że maszyny, których wydajność i rozmiary wzrosły, skupiły się w ręku mniejszej liczby kapitalistów. Liczba krosien mechanicznych zmniejszyła się o 20.663, lecz jednocześnie wytwór ich wzrósł, gdyż ulepszony warsztat mechaniczny wytwarzał obecnie więcej od dawnego. Wreszcie liczba wrzecion wzrosła o 1.612.541, podczas gdy liczba robotników zatrudnionych zmniejszyła się o 50.505. A zatem „przejściowa“ nędza, która dzięki kryzysowi bawełnianemu gnębiła robotnika, wzrosła i utrwaliła się dzięki szybkiemu i ciągłemu postępowi maszyny.
Jednakże maszyna występuje nietylko w roli groźnego spółzawodnika, wiecznie czyhającego na to, aby robotnika najemnego uczynić „zbytecznym“. Kapitał posługuje się maszyną, jako potęgą, wrogą, robotnikowi, i rozmyślnie obwieszcza o tem z rozgłosem. Maszyna staje się najpotężniejszym środkiem poskramiania perjodycznych buntów robotniczych, strajków i innych aktów oporu przeciw samowładztwu kapitału[512]. Według Gaskella, maszyna parowa była od samego początku przeciwniczką „siły ludzkiej’1, ona to dopomagała kapitalistom do łamania wzrastających żądań robotniczych, które zagrażały kryzysem systemowi fabrycznemu, stawiającemu dopiero pierwsze kroki[513]. Możnaby napisać, poczynając od roku 1830, całą historję wynalazków, które weszły w życie tylko dlatego, że były orężem kapitału przeciw buntom robotniczym. Wspomnimy tu przedewszystkiem o automatycznej przędzarce mulejowej, stanowiącej epokę w dziejach rozwoju systemu automatycznego[514].
Nasmyth, wynalazca młota parowego, składając zeznania przed komisją do zbadania trade unionów, w następujących słowach zdawał sprawę z ulepszeń, które wprowadził do swych maszyn wskutek wielkiego i przewlekłego strajku robotników przy budowie maszyn w r. 1851: „Rysem znamiennym naszych nowożytnych ulepszeń mechanicznych jest wprowadzenie automatycznych maszyn narzędziowych. Cała robota mechanika polega już nie na jego własnej pracy, lecz na dozorowaniu pięknej roboty maszyny, co czynić może byle chłopak. Cała klasa robotników, opierających swój byt wyłącznie na swej umiejętności, utraciła obecnie rację bytu. Przedtem zatrudniałem 4 chłopców na 1 mechanika. Obecnie zaś, dzięki nowym pomocniczym środkom mechanicznym, zredukowałem liczbę robotników dorosłych z 1.500 do 750. Następstwem tej redukcji był wydatny wzrost mych zysków“.
Ure tak się wyraża o wprowadzeniu nowej maszyny do drukowania perkalu: „Wreszcie kapitaliści spróbowali uwolnić się od tej nieznośnej niewoli (mianowicie od uciążliwych dla nich warunków umowy z robotnikami) i, przywołując na pomoc naukę, wnet odzyskali należne sobie prawa, prawa głowy w stosunku do innych części ciała“. O pewnym wynalazku, służącym do krochmalenia osnowy, a wprowadzonym w życie z powodu strajku, Ure mówi co następuje: „Horda niezadowolonych, którzy obwarowali się na dawnych pozycjach podziału pracy i uważali je za niezdobyte, spostrzegła, że jest oskrzydlona, gdyż taktyka mechaniki nowożytnej wytrąciła jej broń z ręki. Musiała zdać się na łaskę i niełaskę“. O wynalazku automatycznej przędzarki mulej owej mówi on co następuje: „Była ona powołana do przywrócenia porządku śród klas przemysłowych... Wynalazek ten potwierdza wyłożoną już przez nas teorję, że gdy kapitał ma naukę na swe rozkazy, zawsze może zmusić do uległości buntowniczą dłoń robotnika“[515].
Chociaż dzieło Ure’a ukazało się w roku 1835, a więc w czasie, gdy system fabryczny był jeszcze stosunkowo mało rozwinięty, to jednak pozostało ono klasycznym wyrazem ducha fabrykanckiego nietylko z powodu jawnego cynizmu, lecz również z powodu naiwności, z jaką Ure wypaplał bezmyślne sprzeczności mózgu kapitalistycznego. Tak naprzykład wyłożywszy „teorję“, że kapitał przy pomocy wziętej na żołd wiedzy „może zawsze zmusić do uległości buntowniczą dłoń robotnika“, oburza się on na to, „iż z pewnej strony oskarżają naukę mechaniki i fizyki o to, że staje się jakoby narzędziem ucisku klas ubogich w ręku despotyzmu bogatych kapitalistów“. Rozpowiedziawszy zaś szeroko i długo, jak znaczne korzyści przynosi robotnikom szybki rozwój maszyn, ostrzega ich, że swą krnąbrnością, strajkami i t. d. przyśpieszają rozwój maszyn. „Tego rodzaju gwałtowne bunty“, twierdzi on, „są dowodem najnędzniejszego zaślepienia — zaślepienia człowieka, który staje się swym własnym katem“. Parę stronic przedtem spotykamy u niego twierdzenie akurat odwrotne: „Gdyby nie było starć gwałtownych i przerw, których powodem są błędne poglądy robotników, to system fabryczny rozwinąłby się jeszcze o wiele szybciej i z o wiele większym pożytkiem dla wszystkich stron zainteresowanych“. Potem znów woła:„ Na szczęście dla ludności bawełnianych okręgów Wielkiej Brytanji ulepszenia mechaniki dokonywują się stopniowo. Oskarżają, (te ulepszenia), że redukują one płacę robotników dorosłych, wypierając część ich, wskutek czego liczba robotników przekracza zapotrzebowanie pracy. Ale ulepszenia te wzmagają zapotrzebowanie na pracę dzieci i podnoszą przez to ich płacę“.
Z drugiej strony ten sam pocieszyciel robotników broni niskich płac dziecięcych, gdyż „powstrzymują one rodziców od zbyt wczesnego wysyłania dzieci do fabryki“. Cała książka jego jest wysławianiem nieograniczonego dnia roboczego, a gdy ustawodawstwo zabrania trzynastolatkom harować dłużej niż 12 godzin dziennie, to jego liberalnej duszy przypomina się najciemniejsza epoka średniowiecza. Nie powstrzymuje go to od wzywania robotników, aby wznosili dziękczynne modły do Opatrzności, która dzięki maszynom „zapewniła im czas wolny do rozmyślań o sprawach wiecznych“[516].

6. Teorja kompensaty w stosunku do robotników, wypieranych przez maszyny.

Cały szereg ekonomistów burżuazyjnych, jak James Mill, Mac Culloch, Torrens, Senior, J. Stuart Mill i t. d., twierdzi, że wszelka maszyna, która wypiera robotników, zawsze zwalnia jednocześnie i nieodzownie odpowiedni kapitał, dostateczny do zatrudnienia właśnie tych samych robotników[517].
Przypuśćmy, że kapitalista, stosuje, dajmy na to w fabryce tapet, kapitał wysokości 6.000 f. szt., i że połowę tej sumy wydaje na materjał surowy. Abstrahujemy tu od budynków, węgla i t. d. Przypuśćmy, że zatrudnia on 100 robotników, płacąc im po 30 f. szt. rocznie. Kapitał zmienny, wyłożony przezeń w ciągu roku, wynosi więc 3.000 f. szt. Przypuśćmy teraz, iż usuwa on 50 robotników, pozostałym zaś 50 każe pracować przy maszynach, kosztujących go 1.500 f. szt.; przypuśćmy wreszcie, że roczne zużycie materjalu surowego w dalszym ciągu wynosi 3.000 f. szt.[518].
Czyż powyższe przekształcenie „zwalnia“ wogóle jakikolwiek kapitał? Przy dawnym sposobie produkcji całkowita suma wyłożona, wynosząca 6.000 f. szt., składała się w połowie z kapitału stałego, a w połowie ze zmiennego. Teraz składa się z 4.500 f. szt. kapitału stałego (z, czego 3.000 f. szt. przypada na surowiec, a 1.500 — na maszyny), oraz. z 1.500 f. szt. kapitału zmiennego. Kapitał zmienny, czyli część kapitału, zamieniająca się w żywą siłę roboczą, równa się już nie połowie kapitału całkowitego, lecz tylko jednej czwartej. Zamiast zwolnienia zachodzi tu uwięzienie kapitału w formie, w której przestaje on być wymieniany na siłę roboczą, innemi słowy z kapitału zmiennego przekształca się w kapitał stały. Przy innych warunkach niezmienionych, kapitał wysokości 6.000 f. szt. nie będzie już mógł nigdy zatrudniać więcej niż 50 robotników. W miarę dalszego ulepszania maszyn będzie zatrudniał coraz, mniej robotników.
Ażeby ułatwić zadanie teoretykom kompensaty przypuśćmy nawet, że świeżo wprowadzone maszyny kosztują mniej, niż suma wypartej przez, nie siły roboczej oraz narzędzi pracy — a więc na przykład zamiast 1.500 f. szt. tylko 1.000 f. szt.
Przy spełnieniu, tego warunku kapitał zmienny wysokości 1.000 f. szt. zostałby uwięziony, t. j. zmieniony w kapitał stały, podczas gdy zwolniłby się kapitał 500 f. szt. Stałby się on zbyteczny w fabryce tapet i mógłby funkcjonować jako kapitał nowy. Kapitał ten, przy tej samej płacy roboczej, stanowi fundusz zatrudnienia dla około 16 robotników, podczas gdy zwolniono 50 robotników, a nawet dla znacznie mniej niż 16 robotników, bo wszakże 500 f. szt., kapitalizując się, po części przekształcać się muszą w kapitał stały, a więc tylko częściowo mogą być przekształcone w siłę roboczą.
Wprawdzie wytwarzanie nowych maszyn zatrudni większą liczbę mechaników; ale czy na tem ma polegać kompensata dla rzuconych na tank tapeciarzy? W każdym razie budowa maszyny zatrudnia mniej robotników, niż stosowanie jej ruguje z pracy. Suma 1.500 f. szt., która dla zwolnionych tapeciarzy przedstawiała tylko ich płacę, obecnie, przybrawszy postać maszyn, wyobraża: 1) wartość środków produkcji, potrzebnych dla wytworzenia maszyn, 2) płacę roboczą mechaników, zatrudnionych przy ich budowie, 3) wartość dodatkową, przypadającą „majstrowi“ tych mechaników. Wreszcie maszyna, raz zrobiona, wymaga zastąpienia dopiero po swej śmierci. Ażeby więc stale zatrudniać dodatkową liczbę mechaników, musiałby jeden fabrykant tapet po drugim zastępować swych robotników przez maszyny.
To też w gruncie rzeczy owi chwalcy kapitału mają na myśli w cale nie ten sposób zwalniania kapitału. Chodzi im o środki utrzymania zwolnionych robotników. Niepodobna zaprzeczyć, że naprzykład w powyższym wypadku maszyna nietylko usuwa 50 robotników i wskutek tego czyni ich „rozporządzalnymi“, lecz zarazem przerywa związek pomiędzy nimi a środkami utrzymania wartości 1.500 f. szt. i w ten sposób „zwalnia“ te środki utrzymania. Fakt prosty i zgoła nie nowy, iż maszyna „uwalnia robotnika od jego środków utrzymania — u ekonomistów brzmi więc w ten sposób, że maszyna zwalnia środki utrzymania dla robotnika, czyli przekształca je w kapitał, służący do zatrudnienia robotnika. Jest to, jak widzimy, kwestja słów. Nominibus mollire licet mala [nazwą można łagodzić zło].
Według tej teorji środki utrzymania o wartości 1.500 f. szt. były kapitałem, pomnażającym swą wartość dzięki pracy 50 zwolnionych tapeciarzy. A więc skoro ci 50 stają się bezrobotnymi, kapitał ten traci zajęcie, i nie spocznie ani się uspokoi, zanim nie znajdzie sobie jakiejś nowej „lokaty“, dzięki której owych pięćdziesięciu robotników znów będzie go mogło produkcyjnie spożywać. A więc prędzej czy później kapitał i robotnicy znów będą się musieli spotkać, i wtedy nastąpi kompensata. Cierpienia robotników, wypieranych przez maszyny, są więc równie przemijające, jak dobra tego świata.
Środki utrzymania o wartości 1.500 f. szt. nie stanowiły nigdy kapitału w stosunku do zwolnionych robotników. Kapitałem wobec nich były te 1.500 f. szt., które obecnie zostały przekształcone w maszyny. Przy bliższem w rzecz wejrzeniu, owe 1.500 f. szt. wyobrażały tylko część tapet, wytwarzanych rocznie przez 50 zwolnionych robotników, przyczem tę część otrzymywali oni od swego przedsiębiorcy jako płacę w postaci pieniędzy zamiast „in natura“ [w produktach]. Za tapety, zamienione w 1.500 f. szt., robotnicy kupowali środki utrzymania, wynoszące tę samą sumę. A więc środki utrzymania nie istniały wobec nich jako kapitał, lecz jedynie jako towar, a oni sami nie istnieli wobec tych towarów jako robotnicy najemni, lecz jako nabywcy. Ta okoliczność, że maszyna „uwolniła“ ich od środków płatniczych, sprawia, że z nabywców stają się nienabywcami. Stąd — zmniejszony popyt na owe towary. Voilà tout [oto wszystko].
Jeżeli jakiś wzrost popytu z innej strony nie powetuje tego zmniejszenia, to spada cena rynkowa tych mało pożądanych towarów. Czy może ten motyw skłoni kapitał, zastosowany w produkcji owych środków utrzymania, d-o zatrudnienia bezrobotnych tapeciarzy? Wręcz przeciwnie, jeżeli ceny będą spadały przez czas dłuższy, to dojdzie do tego, że spadną i płace robotników, zatrudnionych przy wytwarzaniu tych towarów. Jeżeli zaś zbyt niezbędnych środków utrzymania zmniejszy się na stałe, to część kapitału, poświęconego wytwarzaniu ich, wycofa się i gdzieindziej szukać będzie lokaty. Podczas spadku cen rynkowych i przemieszczania kapitału również robotnicy, wytwarzający niezbędne środki utrzymania, zostają „zwolnieni“ z części swej płacy. Zamiast więc dowieść nam, że maszyna, uwalniając robotników od ich środków utrzymania, przekształca je zarazem w kapitał, który tych robotników zatrudnia, — pan apologeta [chwalca] kapitału z niezawodnem prawem popytu i podaży dowodzi wręcz odwrotnie, że maszyna wyrzuca robotników na bruk nietylko w tej gałęzi produkcji, do której wkracza, lecz nawet i w tych, gdzie nie zostaje wprowadzona.
Fakty rzeczywiste, wypaczone przez optymizm ekonomistów, przedstawiają się jak następuje. Robotnicy, wyparci przez maszyny, wyrzucani są z warsztatu na rynek pracy i tam pomnażają liczbę sił roboczych, dojrzałych do wyzysku kapitalistycznego. W siódmym dziale okaże się, że to działanie maszyny, które nam tu przedstawiają jako kompensatę dla klasy robotniczej, jest właśnie najstraszliwszą plagą dla robotnika. Tu zauważymy tylko: robotnicy, wyrzuceni z danej gałęzi przemysłu, mogą wprawdzie szukać zajęcia w jakiejkolwiek innej dziedzinie. Jeżeli znajdą pracę i w ten sposób zadzierzgną znów więź pomiędzy sobą a „zwolnionemi“ wraz z nimi środkami utrzymania, to stanie się tak dzięki nowemu, dodatkowemu kapitałowi, poszukującemu lokaty, lecz bynajmniej nie dzięki kapitałowi, dawniej już czynnemu, obecnie zaś przekształconemu w maszyny.
I w tym nawet wypadku, jak nędzne mają widoki! Podział pracy uczynił tych biedaków kalekami, tak mało wartemi poza swą dawną dziedziną pracy, że mogą znaleźć zatrudnienie tylko w nielicznych, najlichszych i dzięki samej swej prostocie wiecznie zatłoczonych i licho płatnych gałęziach pracy[519].
Pi żytem każda gałąź przemysłu, jak w naszym przykładzie tapeciarstwo, przyciąga corocznie nowy potok ludzki, który dostarcza jej kontygentu niezbędnego dla niej poto, aby się regularnie odnawiać i powiększać. Skoro tylko maszyna zwalnia część robotników, dotychczas zatrudnionych w danej gałęzi przemysłu, to i personel zastępczy zostaje odepchnięty od gałęzi, dla której był przeznaczony i pomału dostaje się do innych gałęzi pracy, podczas gdy pierwsze ofiary przeważnie marnieją i giną w okresie przejściowym.
Coprawda jest rzeczą, niewątpliwą, że maszyna sarna przez się nie jest winowajczynią cierpień, które sprowadza. Nie jest to jej winą, że w dzisiejszych stosunkach „zwalnia“ ona robotnika i odrywa go od jego środków utrzymania. Czyni ona tańszym i obfitszym wytwór gałęzi, do której wkracza, i z początku nie okazuje wpływu na masę środków utrzymania, wytwarzanych w innych gałęziach produkcji. Po wprowadzeniu maszyn społeczeństwo posiada tę samą co przedtem, lub nawet większą sumę środków utrzymania dla zwolnionych robotników, nie mówiąc już o ogromnej części rocznego wytworu, trwonionej przez nierobotników. W tłumaczeniu tego faktu jaśnieje najwspanialej zdolność upiększania, właściwa ekonomistom. Sprzeczności i przeciwieństwa nieodłączne od kapitalistycznego zastosowania maszyny nie istnieją ich zdaniem, ponieważ wyrastają nie z maszyny samej, lecz z jej kapitalistycznego zastosowania! Ponieważ więc maszyna sama przez się skraca czas pracy, natomiast w zastosowaniu kapitalistycznem przedłuża dzień roboczy; sama przez się czyni pracę lżejszą, w zastosowaniu kapitalistycznem powiększa jej natężenie; sama przez się jest zwycięstwem człowieka nad siłami przyrody, natomiast w zastosowaniu kapitalistycznem jest podbojem człowieka przez siły przyrody; sama przez się zbogaca wytwórcę, w zastosowaniu kapitalistycznem zaś zamienia go w nędzarza i t. d., — przeto ekonomista burżuazyjny oświadcza poprostu, że rozpatrywanie maszyny samej w sobie udowadnia niezbicie, iż wszystkie te oczywiste sprzeczności są tylko złudnem odbiciem pospolitej rzeczywistości, lecz same w sobie, a więc i w teorji, zgoła nie istnieją. W ten sposób oszczędza on sobie dalszego głowienia się nad tą sprawą, i w dodatku pomawia swego przeciwnika o takie głupstwo, jak chęć zwalczania maszyny samej, a nie kapitalistycznego zastosowania maszyny.
Ekonomista burżuazyjny nie myśli wcale zaprzeczać, że wyrastają stąd również chwilowe nieprzyjemności, ale trudno, każdy medal ma swą stronę odwrotną! Inne zaś zużytkowanie maszyny, niż kapitalistyczne, jest według niego niemożliwe. Wyzysk robotnika przez maszynę jest dlań równoznaczny z wyzyskiem maszyny przez robotnika. Kto więc wydobywa najaw, do czego istotnie prowadzi kapitalistyczne zastosowanie maszyny, ten wogóle odrzuca jej stosowanie, a więc jest przeciwnikiem postępu społecznego![520] Jakże to przypomina rozumowanie słynnego rzezimieszka, Billa Sykesa[521]: „Panowie przysięgli, temu komiwojażerowi niewątpliwie przerżnięto gardło, ale nie jest to moją winą, lecz winą noża. Czyż z powodu takich przelotnych nieprzyjemności mamy się wyrzec używania noża? Pomyślcie! Cóżby bez noża poczęły rolnictwo i rzemiosło? Czyż nóż nie leczy nas w ręku chirurga, nie uczy w ręku anatoma? A jak chętnie służy nam przy wesołej biesiadzie? Usuńcie nóż, a zepchniecie nas w najgłębsze barbarzyństwo“[522].
Chociaż maszyna z konieczności wypiera robotnika z tych gałęzi pracy, do których wkracza, to jednak może ona wywołać wzrost — zatrudniania w innych gałęziach pracy. Ale to działanie maszyny nie ma. nic wspólnego z teorją kompensaty.
Ponieważ każdy wytwór maszynowy, naprzykład łokieć tkaniny maszynowej, jest tańszy, niż taki sam wytwór ręczny, przezeń wyparty, więc wynika stąd oczywiście bezwzględne prawo następujące: jeżeli całkowita ilość danego artykułu, wytwarzanego maszynowo, równa się całkowitej ilości zastąpionego przezeń wytworu rzemieślniczego lub rękodzielniczego, to zmniejsza się całkowita suma pracy zastosowanej. Przyrost pracy, niezbędny dla wytworzenia samych środków pracy, maszyn, węgla i t. d., musi być mniejszy od pracy, zaoszczędzonej dzięki zastosowaniu maszyn. W przeciwnym wypadku wytwór maszynowy byłby równie drogi lub droższy niż ręczny. Ale faktycznie całkowita masa produktów maszynowych, wytworzonych przez zmniejszoną liczbę robotników, nietylko dorównywa, lecz nawet znacznie przerasta całkowitą, masę wypartych przez nie wytworów rzemieślniczych. Przypuśćmy, że mniejsza liczba robotników wyrabia 400.000 łokci tkaniny maszynowej, aniżeli 100.000 łokci tkaniny ręcznej. Poczwórna ilość wytworów zawiera też poczwórną ilość surowca, a mianowicie wełny. Trzeba więc czterokrotnie powiększyć produkcję surowca. Co zaś tyczy środków pracy, jak budynki, maszyny, węgiel i t. d., to granice, w jakich może wzrastać praca, potrzebna do ich wytworzenia, zmieniają się w zależności od różnicy pomiędzy masą wytworu maszynowego, a. masą wytworu ręcznego, który może być dostarczony przez tę samą liczbę robotników.
Wraz z rozszerzaniem się produkcji maszynowej w danej gałęzi przemysłu wzrasta więc najpierw produkcja w innych gałęziach, które jej dostarczają środków produkcji. Jak dalece wzrasta przez to masa zatrudnionych robotników, to, przy danej długości dnia roboczego i danem natężeniu pracy, zależy od składu zastosowanych kapitałów, czyli od wzajemnego stosunku ich części składowych stałej i zmiennej. Zkolei ten stosunek zmienia się bardzo w zależności od tego, w jakim stopniu maszyna ogarnęła lub ogarnia dany zawód. Liczba ludzi, skazanych na ciężkie roboty w kopalniach węgla — i rudy, wzrosła niesłychanie wraz z rozwojem angielskiego systemu maszynowego, pomimo że w ostatnich dziesięcioleciach wprowadzenie nowych maszyn do górnictwa wzrost ów hamuje[523]. Maszyna powołuje do życia nową odmianę robotnika, a mianowicie swego wytwórcę. Wiemy już, że maszynowy sposób produkcji w coraz większych rozmiarach ogarnia i tę gałąź przemysłu[524]. Gdy zaś mowa o surowcu[525], nie ulega najmniejszej wątpliwości, że naprzykład raptowny rozwój przędzalnictwa bawełnianego spowodował nietylko cieplarniany wzrost uprawy bawełny w Stanach Zjednoczonych, a wraz z nim wzrost handlu niewolnikami w Afryce, lecz zarazem uczynił hodowlę murzynów głównem zajęciem tak zwanych pogranicznych stanów niewolniczych. Gdy w r. 1790 dokonano w Stanach Zjednoczonych pierwszego spisu niewolników, liczba ich wynosiła 697 tysięcy, natomiast w r. 1861 — około 4 miljonów. Z drugiej strony jest równie pewne, że rozkwit sukiennictwa maszynowego wraz z wzrastającą zamianą gruntów ornych w pastwiska dla owiec, spowodował masowe wypędzanie robotników rolnych, których czyniono „zbytecznymi“. Irlandja zaś jeszcze w tej chwili przeżywa ten proces, który ludność jej, zmniejszoną prawie do połowy od r. 1845, redukuje nadal aż do normy, ściśle odpowiadającej potrzebom obszarników irlandzkich oraz panów angielskich fabrykantów sukna.
Jeżeli maszynowym tryb produkcji ogarnia tylko pewne wstępne lub pośrednie fazy, przez które przejść musi przedmiot pracy, zanim przybierze swą ostateczną postać, to wraz z materjałem pracy wzrasta popyt na pracę w prowadzonych jeszcze sposobem rzemieślniczym lub rękodzielniczym warsztatach, do których przechodzi wytwór maszynowy. Naprzykład przędzalnictwo maszynowe jęło dostarczać przędzy tak tanio i tak obficie, że z początku tkacze ręczni, bez powiększania wydatków mieli tyle roboty, ile tylko mogli wydążyć. To też dochody ich wzrosły[526]. Stąd. napływ ludzi do tkactwa bawełnianego, aż wreszcie krosno parowe znowu powaliło, np. w Anglji, owych 800.000 tkaczy bawełnianych, których powołały były do życia maszyny przędzalnicze „jenny“, „throstle“ i „mule“. Podobnie wraz z nadmiarem materjałów maszynowych na ubrania, wzrasta liczba krawców, krawcowych, szwaczek i t. d., dopóki się nie zjawia maszyna do szycia.
Odpowiednio do wzrastającej masy surowców, półfabrykatów, narzędzi pracy i t. d., których dostarcza produkcja maszynowa przy względnie mniejszej liczbie robotników, obróbka tych surowców i półfabrykatów rozpada się na niezliczone odmiany, a więc produkcja społeczna różniczkuje się coraz bardziej. Produkcja maszynowa daleko bardziej, aniżeli rękodzielnictwo, rozwija społeczny podział pracy, gdyż w nierównie Wyższym stopniu podnosi siłę wytwórczą gałęzi pracy, które ogarnia.
Najpierwszem następstwem zastosowania maszyny jest wzrost wartości dodatkowej, a zarazem masy produktów, w których wartość dodatkowa się wyraża; a więc wraz z substancją, którą spożywa klasa kapitalistów ze swą świtą, wzrastają też same te warstwy społeczne. Wzrost ich bogactwa i jednoczesne stałe zmniejszanie się stosunkowej liczby robotników, niezbędnych do wytwarzania artykułów pierwszej potrzeby, stwarzają wraz z nowemi potrzebami zbytku nowe środki ich zaspakajania. Większa część wytworu społecznego przekształca się w wytwór dodatkowy, większa część wytworu dodatkowego zostaje odtwarzana i spożywana w formach wytworniejszych i bardziej urozmaiconych. Innemi słowy: wzrasta produkcja zbytkowna[527]. Ulepszenie i urozmaicenie wytworów wypływa również z nowych stosunków rynku światowego, stworzonych przez wielki przemysł. Już nietylko większa ilość zagranicznych artykułów zbytku zostaje wymieniona na wytwór krajowy, lecz również coraz większa masa zagranicznych surowców, domieszek, półfabrykatów i t. d. wchodzi do przemysłu krajowego w charakterze środków produkcji. Wraz z temi stosunkami na rynku światowym wzmaga się popyt na pracę w przemyśle transportowym, który rozszczepia się na liczne odmiany nowe[528].
Pomnażanie środków produkcji i środków utrzymania przy zmniejszającej się stosunkowo liczbie robotników pcha do powiększania pracy w tych gałęziach przemysłu, których wytwory, jak kanały, składnice towarów, tunele, mosty i t. d., przynoszą owoce dopiero w dalekiej przyszłości. Zupełnie nowe gałęzie produkcji, a zatem i nowe pola pracy, powstają bądź bezpośrednio na podstawie produkcji maszynowej, bądź przynajmniej na podstawie odpowiadającego jej ogólnego przewrotu przemysłowego. Jednak udział stosunkowy tych nowych gałęzi w całości produkcji jest niezbyt wielki nawet w krajach najwyżej rozwiniętych. Liczba robotników, zatrudnionych w tych nowych gałęziach produkcji, wzrasta w stosunku prostym do odradzającego się zapotrzebowania najprostszej pracy ręcznej. Za główne gałęzie tego typu przemysłu można obecnie uważać: gazownictwo, telegraf, fotografję, żeglugę parową i kolejnictwo. Spis ludności (w Anglji i Walji) z r. 1861 wykazał, że w gazownictwie (gazownie, produkcja aparatów mechanicznych, urzędnicy towarzystw gazowych i t. d.) zatrudnionych było ogółem 15.211 osób, przy telegrafie — 2.399, w przemyśle fotograficznym — 2.366, w żegludze parowej — 3.570 i w kolejnictwie — 70.599, w tem około 28 tysięcy „niewykwalifikowanych“ robotników ziemnych mniej lub więcej stale zatrudnionych, oraz cały personel administracyjno-handlowy. A więc liczba ogólna osób zatrudnionych w tych pięciu nowych gałęziach przemysłu wynosiła 94.145.
Wreszcie nadzwyczajne wzmożenie siły wytwórczej pracy w dziedzinach wielkoprzemysłowych, któremu przytem towarzyszy wzrost ekstensywny i intensywny wyzysku siły roboczej we wszystkich innych dziedzinach produkcji, pozwala zaprzęgać do pracy nieprodukcyjnej coraz większą, część klasy robotniczej, a zwłaszcza odtwarzać coraz bardziej masowo pod nazwą „służby“ (posługacze, służące, lokaje i t. d.) dawnych niewolników domowych. Według spisu z r. 1861 cała ludność Anglji i Walji liczyła 20.066.224 osób, w tem 9.776.259 mężczyzn i 10.289.965 kobiet. Jeżeli odliczymy wszystkich za młodych lub za starych do pracy, wszystkie „nieprodukcyjne“ kobiety, młodocianych i dzieci, dalej „stany ideologiczne“, jak rząd, klechów, prawników, wojskowych i t. d., dalej tych wszystkich, których wyłączne zajęcie polega na spożywaniu cudzej pracy w postaci renty gruntowej, procentu i t. d., wreszcie nędzarzy, włóczęgów, przestępców i t. d., to zgruba licząc zostanie 8 miljonów osób, płci obojga i różnego wieku, włączając wszystkich kapitalistów, w jakimkolwiek charakterze czynnych w przemyśle, handlu i finansach. Z tych 8 miljonów przypada na:

Robotników rolnych (wraz z pastuchami, oraz z parobkami i dziewczynami, mieszkającemi u dzierżawców).
1.098.261 osób
Wszystkich zatrudnionych w fabrykach wyrobów bawełnianych, wełnianych, lnianych, konopnych, jedwabnych i jutowych, w pończoszarniach mechanicznych i w koronkarstwie.
642.607[529]
Wszystkich zatrudnionych w kopalniach węgla i kruszców.
565.835
Wszystkich zatrudnionych w całej metalurgji (w wielkich piecach, walcowniach i t. d.), oraz we wszelkich rękodzielniach metalowych.
396.998[530]
Służbę.
1.208.648[531]

Jeżeli zsumujemy personel fabryk włókienniczych z personelem kopalń węgla i kruszców, to otrzymamy liczbę 1.208.442 osób. Jeżeli zsumujemy personel fabryk włókienniczych z personelem metalurgji i rękodzielń metalowych, to suma wyniesie 1.039.605. Każda z tych sum będzie mniejsza od liczby nowożytnych niewolników domowych. Co za podniosły rezultat kapitalistycznego zastosowania maszyn!

7. Odpychanie i przyciąganie robotników przez produkcję maszynową. Kryzysy w przemyśle bawełnianym.

Wszyscy poważni przedstawiciele ekonomji politycznej przyznają, że wprowadzenie nowych maszyn jest klęską dla robotników w tych gałęziach tradycyjnego rzemiosła i rękodzielnictwa, z któremi maszyna zaczyna konkurować. Wszyscy prawie wzdychają nad niewolą robotnika fabrycznego. I jakiż wobec tego wygrywają atut? Że maszyna, po wszystkich okropnościach swego okresu początkowego i przejściowego, ostatecznie powiększa, a nie zmniejsza, liczbę niewolników pracy! Tak, ekonomja polityczna upaja się wstrętnem twierdzeniem, wstrętnem dla każdego „filantropa“, wierzącego w wieczystą, przyrodzoną konieczność kapitalistycznego trybu produkcji, że nawet fabryka, już oparta na produkcji maszynowej, po przezwyciężeniu siwego okresu wzrostu i krótszego lub dłuższego „okresu przejściowego“ narzuca swe jarzmo większej liczbie robotników, niż z początku wyrzuciła na bruk.
Ganilh stanowi wyjątek. Uważa on za ostateczny rezultat, maszynowego trybu produkcji zmniejszenie liczby niewolników pracy, kosztem których coraz większa liczba „gens honnêtes“ [„ludzi porządnych“] spożywa wytwory, a zarazem rozwija swą słynną „perfectibilité perfectible“ [„zdolność doskonalenia się zdolną do doskonalenia się“], którą już Fournier smagał gryzącem szyderstwem. Chociaż Ganilh niewiele pojmuje z ruchu produkcji, to jednak czuje on przynajmniej, że maszyna jest jakiemś fatalnem urządzeniem, skoro wprowadzenie jej przemienia robotników pracujących w nędzarzy, a zarazem rozwój jej powołuje do życia więcej niewolników pracy, niż ich przedtem zgładziła. Kretynizm jego własnego punktu widzenia może być oddany tylko jego własnemi słowami: „Klasy, skazane na to, aby wytwarzać i spożywać, zmniejszają się liczebnie, natomiast rozmnażają się klasy, które kierują pracą, które przynoszą, ulgę całej ludności, pocieszają ją i oświecają... i przywłaszczają sobie wszelkie korzyści, płynące ze zmniejszenia kosztów pracy, z obfitości zapasów towarów i taniości artykułów spożywczych. Na tej drodze ród ludzki wznosi się ku szczytom twórczości duchowej, przenika w tajemnicze głębie religji, ustala zbawcze zasady moralności (polegającej na tem, aby „przywłaszczać sobie wszelkie korzyści“ i t. d.), ustawy chroniące wolność (wolność dla klas, skazanych na wytwarzanie?) i władzę, posłuszeństwo i sprawiedliwość, obowiązek i ludzkość“[532].
Widzieliśmy już coprawda na niektórych przykładach, między innemi na przykładzie angielskich fabryk wełny czesankowej i jedwabiu, że na pewnym szczeblu rozwoju niezwykłemu rozszerzeniu danej gałęzi przemysłu fabrycznego towarzyszyć może zmniejszenie nietylko stosunkowej, ale nawet absolutnej liczby robotników zatrudnionych. W roku 1860, gdy uchwałą parlamentu zarządzony został specjalny spis fabryk Zjednoczonego Królestwa, rejon inspektora fabrycznego R. Bakera, obejmujący okręgi przemysłowe Lancashire, Cheshire i Yorkshire, liczył 652 fabryki. W 570 z pośród tych fabryk było: krosien mechanicznych 85.622, wrzecion (nie licząc podwójnych) 6.819.146, koni mechanicznych w maszynach parowych 27.439, koni mechanicznych w kołach wodnych 1.390, osób zatrudnionych 94.119. Natomiast w roku 1865 te same fabryki liczyły: krosien 95.163, wrzecion 7.025.031, koni mechanicznych w maszynach parowych 28.925, w kołach wodnych 1.445, osób zatrudnionych 88.913. W ciągu pięciolecia 1860 — 1865 przyrost krosien wynosił 11%, wrzecion — 3%, koni parowych — 5%, podczas gdy jednocześnie liczba osób zatrudnionych spadła o 5%[533]. Między rokiem 1852 a r. 1862 nastąpił wybitny wzrost przemysłu wełnianego w Anglji, podczas gdy liczba robotników zatrudnionych pozostała prawie bez zmiany. „Widzimy stąd, w jak znacznym stopniu maszyny świeżo wprowadzone wyparły robotników, zatrudnionych w poprzednich okresach“[534]. W niektórych wypadkach wzrost liczby robotników fabrycznych bywa, często tylko pozorny, a mianowicie polega nie na rozszerzaniu fabryk, już opartych na produkcji maszynowej, lecz na stopniowem przyłączaniu pokrewnych gałęzi przemysłu. Naprzykład: „Wzrost liczby krosien mechanicznych i pracujących przy nich robotników fabrycznych w okresie od r. 1838 do r. 1858 w przemyśle bawełnianym (brytyjskim) był spowodowany poprostu przez rozszerzenie tej gałęzi produkcji; natomiast w innych fabrykach — przez zastosowanie siły pary do krosien, wyrabiających dywany, wstążki, płótno, a dawniej poruszanych siłą mięśniową ludzką“[535]. A więc wzrost liczby tych robotników fabrycznych był tylko wyrazem zmniejszenia całkowitej liczby robotników zatrudnionych. Wreszcie pomijamy tu zupełnie tę okoliczność, że wszędzie, z wyjątkiem fabryk metalowych, robotnicy młodociani (do lat 18), kobiety i dzieci stanowią przeważającą większość personelu fabrycznego.
Nietrudno jednak pojąć, że choć produkcja maszynowa faktycznie wypiera masę robotników i zastępuje ich potencjalnie [w możności działania], to jednak wraz z jej własnym wzrostem, znajdującym swój wyraz w zwiększeniu liczby fabryk tego samego rodzaju lub w zwiększaniu rozmiarów fabryk już istniejących, w końcu liczba robotników fabrycznych może się okazać większą od liczby wypartych przez nich rzemieślników lub robotników rękodzielniczych. Przypuśćmy, że stosowany tygodniowo kapitał wysokości 500 f. szt. składa się przy dawnym sposobie produkcji w 2/5 z części składowej stałej, a w 3/5 — ze zmiennej; czyli, że wyłożono 200 f. szt. na środki produkcji, a 300 f. szt. na siłę roboczą, dajmy na to 1 f. szt. na robotnika. Wraz z nastaniem produkcji maszynowej zmienia się skład całkowitego kapitału. Obecnie rozpada się on naprzykład na część składową stałą — 4/5 i część zmienną — 1/5, czyli wydatek na siłę roboczą obecnie wynosi już tylko 100 f. szt. Następuje więc zwolnienie ⅔ robotników, poprzednio zatrudnionych. Jeżeli fabryka rozszerzy się i, przy innych warunkach produkcji niezmienionych, całkowity kapitał zastosowany wzrośnie z 500 f. szt. do 1.500 f. szt., to zatrudni on obecnie 300 robotników, a więc tyleż, co przed rewolucją przemysłową. Jeżeli zaś kapitał zastosowany wzrośnie w dalszym ciągu do 2.000 f. szt., to zatrudni 400 robotników, a więc o ⅓ więcej, niż przy dawnym sposobie produkcji. Liczba robotników zatrudnionych wzrosła zatem absolutnie o 100, względnie zaś, to znaczy w stosunku do całkowitego kapitału wyłożonego, spadła o 800, gdyż kapitał 2.000 f. szt. przy dawnym sposobie produkcji zatrudniałby 1.200 robotników a nie 400. Względny spadek liczby robotników; zatrudnionych da się więc pogodzić z jej wzrostem absolutnym.
Powyżej przyjmowaliśmy, że przy wzroście całkowitego kapitału skład jego pozostaje niezmieniony, ponieważ warunki produkcji nie ulegają zmianie. Ale obecnie już wiemy, że wraz z każdym postępem produkcji maszynowej wzrasta część stała kapitału, składająca się z maszyn, surowca i t. d., podczas gdy spada część zmienna, wyłożona na siłę roboczą. Wiemy również, że przy żadnym innym sposobie produkcji ulepszenia nie następują po sobie tale bezustannie, a zatem i skład kapitału nie jest tak zmienny, jak przy maszynowym. Ale te bezustanne zmiany są zarazem ciągle przerywane pauzami, podczas których produkcja rozszerza się tylko ilościowo, na danej podstawie technicznej. Dzięki temu liczba robotników zatrudnionych wzrasta. Tak np. w r. 1835 liczba robotników, zatrudnionych w fabrykach bawełny, wełny, wełny czesankowej, wyrobów lnianych i jedwabnych, wynosiła w Zjednoczonem Królestwie tylko 354.684 osoby, natomiast w r. 1861 sama tylko liczba tkaczy mechanicznych (płci obojga i najróżniejszego wieku, poczynając od lat 8) wynosiła 230.654. Coprawda wzrost ten nie wyda się tak wielki, gdy uwzględnimy, że w r. 1838 tkaczów ręcznych bawełnianych, wraz z zatrudnionemu przez nich samych rodzinami, liczono jeszcze w Anglji 800 tysięcy[536], że już nie wspominamy o wypartych przez maszynę tkaczach ręcznych na kontynencie europejskim i w Azji.
W nielicznych uwagach, które jeszcze poświęcimy temu punktowi, poruszymy poczęści w sposób czysto rzeczowy pewne stosunki, do których nie dotarliśmy jeszcze w naszym wykładzie teoretycznym.
Dopóki produkcja maszynowa rozszerza się w pewnej gałęzi przemysłu kosztem tradycyjnego rzemiosła lub rękodzielnictwa, dopóty powodzenie jej jest równie pewne, jak zwycięstwo armji uzbrojonej w nowożytne karabiny iglicowe nad armją łuczników. Ów pierwszy okres, w którym maszyna zdobywa sobie dopiero swój zakres działania, ma rozstrzygające znaczenie ze względu na nadzwyczajne zyski, które pozwala osiągać. Te zyski zaś nietylko same są źródłem przyśpieszonego nagromadzania kapitału, lecz również przyciągają do uprzywilejowanej dziedziny produkcji znaczną część społecznego kapitału dodatkowego, który wciąż powstaje na nowa i szuka nowych lokat. Szczególne korzyści tego pierwszego okresu burzliwego i oz woj u powtarzają się wciąż w tych gałęziach produkcji, gdzie maszyna zostaje wprowadzona po raz pierwszy. Ale skoro tylko przemysł fabryczny osiąga dojrzałość i pełnię rozwoju, a zwłaszcza skoro jego własna podstawa techniczna, maszyna, zkolei poczyna być wytwarzana maszynowo, skoro dokonał się przewrót w dobywaniu węgla i żelaza, w obróbce metalów i w środkach transportu, skoro wogóle powstały już ogólne warunki produkcji, odpowiadające wielkiemu przemysłowi, produkcja maszynowa nabiera sprężystości, zdolności szybkiego i raptownego rozszerzania się, której granicami stają się tylko ilość surowca i rynek zbytu. Maszyna z jednej strony pomnaża ilość surowca, jak np. „cottongin“ zwiększył produkcję bawełny[537]. Z drugiej strony taniość wytworu maszynowego i przewrót w stosunkach komunikacji i transportu są potężnym orężem dla zdobywania obcych rynków. Przemysł maszynowy, rujnując produkcję rzemieślniczą tych krajów, zmusza je do przekształcenia się w obszary, produkujące dlań surowiec. W ten sposób zmuszono Indje Wschodnie do wytwarzania dla Wielkiej Brytanji bawełny, wełny, konopi, juty, indygo i t. d.[538] Wielki przemysł, który wciąż czyni „zbytecznymi“ robotników swych krajów, przyśpiesza sztucznie wychodztwo i kolonizację krajów obcych, przekształcając je w plantacje surowca dla macierzy, naprzykład Australję w plantację wełny[539].
Wyłania się w ten sposób nowy międzynarodowy podział pracy, odpowiadający rozmieszczeniu głównych ośrodków wielkiego przemysłu fabrycznego; podział ten przekształca pewną część kuli ziemskiej w teren produkcji przeważnie rolniczej, inną zaś — w teren produkcji przeważnie przemysłowej. Ta rewolucja stoi też w związku z przewrotami w rolnictwie, których w tem miejscu nie będziemy jeszcze bliżej rozpatrywali[540].
Z inicjatywy pana Gladstone’a Izba Gmin zarządziła dn. 17 lutego 1867 r. zebranie statystyki całego wwozu i wywozu zboża, ziarna i mąki wszelkiego rodzaju w Zjednoczonem Królestwie od r. 1831 do r. 1866. Podaję poniżej wynik ogólny. Ilości mąki sprowadzone są do odpowiadającej im liczby kwarterów ziarna (patrz tablicę na str. 467).
Nadzwyczajna zdolność przemysłu fabrycznego do raptownego rozszerzania się i jego zależność od rynku światowego wywołują z konieczności produkcję gorączkową wraz z wynikającem z niej przepełnieniem rynków, których skurcz powoduje paraliż produkcji. Życie przemysłu przekształca się w szereg kolejnych faz średniego ożywienia, rozkwitu, nadprodukcji, przesilenia i zastoju. Niepewność i niestałość zatrudnienia, a przez to i bytu robotnika, będące następstwem produkcji maszynowej, stają się zjawiskiem normalnem wraz ze zmiennością faz cyklu przemysłowego. Z wyjątkiem okresów rozkwitu, między kapitalistami wre zażarta walka o przypadające każdemu miejsce na rynku. Miejsce to pozostaje w stosunku prostym do taniości wytworów. Wywołuje to nietylko rywalizację pomiędzy kapitalistami w stosowaniu maszyn ulepszonych, zastępujących siłę roboczą, i nowożytnych metod produkcji, lecz również w każdym cyklu przemysłowym nadchodzi punkt, gdy kapitaliści dążą do

OKRESY PIĘCIOLETNIE I ROK 1866.
1831—1835 1836—1840 1841—1845 1846—1850 1851—1855 1856—1860 1861—1865 1866
Przeciętna roczna:
Wwóz (kwarterów) 1.096.373 2.389.729 2.843.865 8.776.652 8.345.237 10.912.612 15.009.871 16.457.340
Wywóz (kwarterów) 225.363 251.770 139.056 155.461 807.491 341.150 302.754 216.318
Przeciętna roczna nadwyżka wwozu nad wywozem (kwarterów)
871.010 2.137.959 2.704.809 8.621.091 8.037.748 10.572.462 14.707.117 16.241.022
Ludność:
Przeciętna liczba roczna w każdym okresie
24.621.107 25.929.507 27.262.569 27.797.598 27.572.923 28.391.544 29.381.460 29.935.404
Ilość przeciętna (w kwarterach) zboża i t. d. na głowę ludności przy równym podziale pomiędzy ludnością, spożywana rocznie i stanowiąca nadwyżkę nad produkcją krajową
0.030 0.082 0.099 0.810 0.291 0.372 0.501[541] 0.543
potanienia towaru, spychając gwałtem płacę roboczą, poniżej wartości siły roboczej[542].

Wzrost liczby robotników fabrycznych uwarunkowany jest więc wzrostem, stosunkowo o wiele szybszym, całkowitego kapitału, włożonego w przemysł fabryczny. Ale proces ten dokonywa się jedynie w obrębie przypływów i odpływów cyklu przemysłowego. Przytem przerywa go wciąż postęp techniki, który bądź zastępuje robotników potencjalnie, bądź wypiera ich faktycznie, ta jakościowa zmiana w produkcji maszynowej stale ruguje robotników z fabryki, lub też zamyka jej bramę przed napływem świeżych rekrutów, podczas gdy czysto ilościowy wzrost fabryk wchłania zarówno robotników wyrzuconych, jak świeże kontyngenty. Tak więc robotnicy są wciąż to przyciągani, to odpychani, przerzucani z jednej strony na drugą, czemu towarzyszą ustawiczne zmiany płci, wieku i umiejętności robotników werbowanych.
Przelotny rzut oka na losy angielskiego przemysłu bawełnianego najlepiej uwidoczni nam losy robotnika fabrycznego.
Pomiędzy rokiem 1770 a rokiem 1815 mamy w przemyśle bawełnianym 5 lat depresji lub stagnacji. W ciągu tego pierwszego 45-letniego okresu fabrykanci angielscy posiadali monopol maszyny oraz rynku światowego. W latach 1815—1821 depresja. Lata 1822 i 1823 są pomyślne. W r. 1824 zniesienie ustaw o zmowach, powszechne i wielkie rozszerzanie fabryk. W r. 1825 kryzys. W r. 1826 wielka nędza i bunty robotników przemysłu bawełnianego. W r. 1827 lekka poprawa. W r. 1828 wielki wzrost krosien mechanicznych i wywóz. W r. 1829 wywóz, zwłaszcza do Indyj, przewyższa wszystkie poprzednie lata. W r. 1830 przepełnienie rynku, wielka nędza. W latach 1831 — 1833 trwa wciąż depresja; handel z Dalekim Wschodem (Indje, Chiny) przestaje być monopolem Kompanji Wschodnio-Indyjskiej. W r. 1834 wielki wzrost fabryk i produkcji maszynowej, brak rąk do pracy; nowa ustawa o ubogich sprzyja emigracji robotników rolnych do okręgów fabrycznych; dzieci z hrabstw rolnych zapędzane są masowo do fabryk; handel białymi niewolnikami. W roku 1835 wielki rozkwit, a zarazem wymieranie z głodu ręcznych tkaczy bawełnianych. W r. 1836 wielki rozkwit. W latach 1837 1 1838 wielka depresja i kryzys. W r. 1839 znów ożywienie. W r. 1840 wielka depresja, bunty, interwencja wojska. W latach 1841 i 1842 niesłychane cierpienia robotników fabrycznych. W roku 1842 fabrykanci wypędzają robotników z fabryk i zamykają je, aby wymusić odwołanie ustaw zbożowych; robotnicy napływają tysiącami do Yorkshire, skąd wypędza ich wojsko; przywódcy ich oddani w Lancaster pod sąd. W r. 1843 wielka nędza. W r. 1844 ożywienie. W r. 1845 wielki rozkwit. W r. 1846 z początku trwa konjunktura pomyślna, później zjawiają się oznaki reakcji; odwołanie ustaw zbożowych. W r. 1847 kryzys; powszechne obniżanie płac o 10% i więcej w celu uczczenia „big loaf“ [„wielkiego bochenka“ — który wolnohandlowcy obiecywali robotnikom, jako niechybne następstwo zniesienia ceł zbożowych. K.]. W r. 1848 trwa depresja; Manchester pod ochroną wojskową. W r. 1849 ożywienie. W r. 1850 rozkwit. W r. 1851 spadek cen, niskie płace, częste strajki. W r. 1852 początek poprawy; strajki trwają; fabrykanci grożą, że sprowadzą robotników z zagranicy. W r. 1853 wywóz wzrasta; strajk ośmiomiesięczny i wielka nędza w Preston. W r. 1854 rozkwit, przepełnienie rynków. W r. 1855 sprawozdania o bankructwach napływają, ze Stanów Zjednoczonych, z Kanady, z rynków wschodnio-azjatyckich. W r. 1856 wielki rozkwit. W r. 1857 kryzys. W r. 1858 poprawa. W r. 1859 wielki rozkwit, wzrost fabryk. W r. 1860 kulminacyjny [szczytowy] punkt angielskiego przemysłu bawełnianego, rynki indyjskie, australijskie i inne tak przepełnione, iż ledwo w r. 1863 zdołały wchłonąć cały ten nadmiar towarów; traktat handlowy z Francją; olbrzymi wzrost fabryk i produkcji maszynowej. W r. 1861 z początku trwa rozkwit, później reakcja, wojna domowa w Ameryce, „głód bawełniany“. W latach 1862 i 1863 krach zupełny.
Dzieje „głodu bawełnianego“ są tak charakterystyczne, że musimy poświęcić im chwilę uwagi. Ze wzmianek o stanie rynku światowego w latach 1860 i 1861 przekonywaj emy się, że głód bawełniany był dla fabrykantów dogodny i poczęści korzystny; jest to fakt, uznany w sprawozdaniach izby handlowej manchesterskiej, obwieszczony w parlamencie przez Palmerstona i Derby’ego, stwierdzony przez rząd[543]. W r. 1861 śród 2.887 fabryk bawełnianych Zjednoczonego Królestwa było jeszcze niewątpliwie wiele małych. Według sprawozdania inspektora fabrycznego A. Redgrave’a, w którego okręgu znajdowało się 2.109 z pomiędzy owych 2.887 fabryk, 392 z pomiędzy nich, czyli 19%, używało mniej, niż 10 koni siły parowej; 345, czyli 16%, od 10 do 20; natomiast 1.372 — 20 i więcej koni[544]. Większość drobnych fabryk stanowiły tkalnie pod kierownictwem byłych majstrów i innych ludzi, pozbawionych środków, pozakładane w okresie rozkwitu, poczynając od r. 1858, przeważnie przez spekulantów, z których jeden dostarczał przędzy, drugi maszyn, trzeci dawał budynek. Ci drobni fabrykanci przeważnie poupadali. Ten sam los byłby im zgotował kryzys handlowy, powstrzymany przez „głód bawełniany“. Chociaż stanowili oni jedną trzecią ogólnej liczby fabrykantów, to jednak fabryki ich wchłonęły bez porównania mniejszą część kapitału, włożonego w przemysł bawełniany. Co do rozmiarów zastoju, to według wiarogodnej oceny w październiku r. 1862 unieruchomionych było 60, 3% wrzecion i 58% krosien. Odsetki te tyczą przemysłu bawełnianego w całym kraju i naturalnie zmieniają się bardzo zależnie, od okręgu. W bardzo niewielu fabrykach pracowano cały czas (60 godzin tygodniowo), w pozostałych pracowano z przerwami. Nawet dla tych niewielu robotników, którzy pracowali cały czas i na zwykły akord, zarobek tygodniowy zmniejszał się z konieczności, gdyż zamiast lepszej bawełny dawano im gorszą, zamiast Sea Island — egipską, (w przędzalniach wyrabiających przędzę cienką), zamiast amerykańskiej i egipskiej — surat (wschodnio-indyjską) i zamiast czystej bawełny — mieszaninę odpadków bawełnianych z suratem. Krótkość włókien bawełny surat, jej zanieczyszczenie, kruchość jej nitek, używanie zamiast mąki do krochmalenia osnowy wszelkiego rodzaju ciężkich domieszek, wszystko to powodowało zmniejszenie bądź szybkości maszyn, bądź liczby krosien, które jeden robotnik mógł dozorować, zwiększało pracę wskutek psucia materjału przez maszynę i Wraz z masą wytworu ograniczało płacę akordową. Wskutek używania suratu, przy całkowitem zatrudnieniu, robotnik tracił 20%, 30% i więcej. Lecz większość fabrykantów obniżyła również akord o 5, 7½ i 10%. Możemy więc sobie wyobrazić położenie robotników, pracujących tylko 3 — 3½ — 4 dni na tydzień, albo tylko 6 godzin dziennie. Nawet w r. 1863, gdy położenie przędzarzy, tkaczy i t. d. już się nieco poprawiło, zdarzały się jeszcze płace tygodniowe wysokości 3 szyi. i 4 pensów, 3 szyi. i 10 pensów, 4 szylingów i 6 pensów, 5 szylingów i 1 pensa i t. d.[545]. Ale i w tem ciężkiem położeniu duch wynalazczości, w dziedzinie potrąceń z płac, nie opuszczał fabrykantów! Potrącenia te stosowano poczęści w charakterze kar za braki wytworu, będące następstwem lichego gatunku bawełny, nieodpowiednich maszyn i t. d., i t. d. Gdzie zaś fabrykant był właścicielem domków robotniczych, tam sam wypłacał sobie komorne, potrącając je z nominalnych płac robotniczych. Inspektor fabryczny Redgrave opowiada o „selfacting minders“ (dozorujących parę automatycznych przędzarek mulejowych), że „przy zakończeniu pełnej dwutygodniowej roboty wypłata wynosiła 8 szylingów i 11 pensów, a z tej sumy strącano im komorne, którego połowę zresztą fabrykant im zwracał w charakterze darowizny, tak że „minders“ przynosili do domu całych 6 szylingów i 11 pensów. W wielu miejscowościach płaca tygodniowa „selfacting minders“ wahała się pomiędzy 5 a 9 szylingami, a płaca tygodniowa tkaczy w ostatnich miesiącach 1862 roku poczynała się od 2 szylingów i 6 pensów“[546]. Komorne strącano nieraz z płac nawet i wtedy, gdy robotnicy pracowali tylko część czasu[547]. Nic dziwnego, że w niektórych okolicach Lancashire’u wybuchł rodzaj tyfusu głodowego. Ale najbardziej charakterystyczne było to, jak rewolucjonizowanie sposobu produkcji dokonywało się kosztem robotnika. Były to formalne „experimenta in corpore vili“ [„doświadczenia na ciałach bezwartościowych“], niby anatomów na żabach. „Chociaż podałem rzeczywiste dochody robotników wielu fabryk“, powiada inspektor fabryczny Redgrave, „to nie należy jednak wnosić stąd, aby co tydzień otrzymywali oni tę samą sumę. Robotnicy są narażeni na bardzo wielkie wahania z powodu ciągłych prób („experimentalizing“) fabrykantów... zarobek ich podnosi się i spada wraz z jakością domieszek do bawełny: to różni się tylko o 15% od ich dawnych dochodów, to znów, w następnym tygodniu lub po 2 tygodniach, spada o 50 — 60%“[548]. Doświadczeń tych dokonywano nietylko kosztem środków utrzymania robotników. Musieli oni pokutować za nie wszystkiemi swemi pięciu zmysłami.
„Ludzie, zatrudnieni przy przerabianiu bawełny surat, wnoszą wiele skarg. Komunikują mi, że przy otwieraniu pak bawełny rozszerza się smród nieznośny, przyprawiający o mdłości....Robotnicy, zatrudnieni przy mieszaniu bawełny, w zgrzeblarniach i w czesalniach wdychają kurz i pył, które powodują podrażnienie dróg oddechowych, kaszel i duszność... Z powodu krótkości włókien dodaje się przy krochmaleniu do przędzy wiele kleju i innych surogatów roślinnych i zwierzęcych, zamiast poprzednio używanej mąki Stąd tkacze cierpią na nudności i zaburzenia w trawieniu. Katar oskrzeli i zapalenie gardła panują z powodu kurzu, a pewna choroba skórna z powodu podrażnienia skóry brudem, zawartym w bawełnie surat“.
Z drugiej strony surogaty mąki były istnym workiem Fortuny dla panów fabrykantów, gdyż powiększały wagę przędzy. Dzięki nim „15 funtów surowca waży po utkaniu 26 funtów“[549].
Czytamy w sprawozdaniu inspektorów fabrycznych z 30 kwietnia 1864 r.: „Przemysł wyzyskuje teraz to źródło pomocnicze w sposób zaiste nieprzyzwoity. Wiem z najlepszego źródła, że na 8 funtów tkaniny składa się 5¼ funtów bawełny i 2% funtów kleju tkackiego. Inna znów tkanina na 5¼ funtów swej wagi zawiera 2 funty kleju. Tyczy to pospolitego perkalu, przeznaczonego na wywóz. Do innych materjałów dodawano niekiedy 50% kleju. Dzięki temu fabrykanci mogę, się przechwalać, jako też przechwalają się istotnie, że bogacę się sprzedażą tkanin po cenie niższej, niż koszt nominalnie zawartej w nich przędzy“[550]. Lecz robotnikom wypadło cierpieć nietylko z powodu eksperymentów fabrykanckich w fabrykach i magistrackich poza fabrykami, nietylko z powodu zniżki płac i bezrobocia, niedostatku i jałmużny, mów pochwalnych w Izbie Lordów i w Izbie Gmin. „Nieszczęśliwe kobiety potraciły zajęcie na początku „głodu bawełnianego“ i stoczyły się do poziomu mętów społecznych. Obecnie przemysł znów się ożywił i roboty nie brak, lecz one pozostają członkami tej nieszczęsnej klasy, której już zapewne nie opuszczą. To też dziś jest w mieście więcej młodocianych prostytutek, niż było ich kiedykolwiek w ciągu ostatnich 25 lat“[551].

A zatem na pierwsze 45 lat dziejów przemysłu bawełnianego angielskiego, od r. 1770 do r. 1815, przypada tylko 5 lat kryzysu i zastoju, ale był to okres światowego monopolu Anglji. W następnym czterdziestoośmioletnim okresie, od r. 1815 do r. 1863, naliczyliśmy tylko 20 lat ożywienia i rozkwitu na 28 lat depresji i zastoju. W okresie pomiędzy rokiem 1815 a 1830 zaczyna się konkurencja z Europą kontynentalną i ze Stanami Zjednoczonemu Od roku 1833 Anglja poczyna rozszerzać swe azjatyckie rynki zapomocą „tępienia rodzaju ludzkiego“ [masowego rujnowania tkaczy ręcznych hinduskich]. Po odwołaniu ustaw zbożowych, pomiędzy rokiem 1846 a rokiem 1863, na 8 lat średniego ożywienia i rozkwitu przypada 9 lat depresji i zastoju. O położeniu robotników przemysłu bawełnianego, dorosłych mężczyzn, nawet w okresie rozkwitu, możemy sądzić na podstawie poniższego przypisu[552].

8. Przewrót, dokonany przez wielki przemysł w rękodzielnictwie, rzemiośle i chałupnictwie.
a) Zniesienie kooperacji, opartej na rzemiośle i na podziale pracy.

Widzieliśmy już, jak maszyna znosi kooperację, opartą na rzemiośle, oraz rękodzielnictwo, oparte na podziale pracy rzemieślniczej. Przykładem pierwszego rodzaju jest kosiarka, zastępująca kooperację kosiarzy. Uderzającym przykładem drugiego rodzaju jest maszyna do wyrobu igieł do szycia. Według Adama Smitha, za jego czasów 10 robotników mężczyzn, dzięki podziałowi pracy, wyrabiało w ciągu dnia 48.000 igieł. Natomiast jedna jedyna maszyna w ciągu jedenastogodzinnego dnia roboczego dostarcza 145.000 igieł. Kobieta lub dziewczyna dozoruje przeciętnie 4 takie maszyny, a więc zapomocą nich wytwarza w ciągu dnia blisko 600.000 igieł, w ciągu tygodnia przeszło 3 miljony[553]. Jeżeli pojedyńcza maszyna robocza zastępuje kooperację lub rękodzielnictwo, to ona sama może stać się zkolei podstawą produkcji rzemieślniczej. Lecz owo, oparte na maszynie, odtworzenie produkcji rzemieślniczej jest już tylko przejściem do produkcji fabrycznej, która z reguły występuje za każdym razem, ilekroć mechaniczna siła napędowa, para lub woda, zastępuje mięśnie ludzkie przy poruszaniu maszyny. Przemysł drobny może sporadycznie, a w każdym razie tylko przejściowo, korzystać z siły mechanicznej, bądź wynajmując napęd parowy, jak to czynią niektóre rękodzielnie birminghamskie, bądź używając drobnych maszyn kalorycznych, jak w niektórych gałęziach tkactwa i t. d.[554]. W tkactwie jedwabnem w Coventry rozwinęła się samorzutnie próba fabryk-cottage’ów [fabryk w dumkach mieszkalnych, po ang. cottage — K.]. W środku rzędów domków, ustawionych w kwadrat, wznosi się tak zwany „engine house“ [„dom motoru“], zbudowany dla maszyny parowej, połączonej zapomocą wałów z krosnami w domkach. Parę wynajmowano zawsze za opłatą, np. 2½ szylinga od krosna. Ta renta parowa była opłacana tygodniowo, bez względu na to, czy krosna były w ruchu, czy też nie. W każdym domku było od 2 do 6 krosien, należących do robotników, którzy bądź kupili je na kredyt, bądź wynajęli. Walka pomiędzy „fabryką-cottage’em“ a fabryką właściwą trwała lat 12 z górą. Zakończyła się zupełną ruiną 300 „fabryk-cottage’ów“[555].
Tam, gdzie sama natura procesu produkcji nie wymaga zgóry wytwarzania na wielką skalę, gałęzie przemysłu, powstające w ostatnich dziesięcioleciach, jak wytwarzanie kopert, stalek i t. d., przechodziły z reguły przez rzemieślniczy i przez rękodzielniczy tryb produkcji, jako przez krótkotrwałe stad ja przejściowe do produkcji fabrycznej. Przemiana ta napotyka na największe trudności tam, gdzie rękodzielnicze wytwarzanie produktu było nie kolejnym szeregiem procesów rozwojowych, lecz mnóstwem procesów różnorodnych. Było to naprzykład wielką trudnością dla fabryki stalek. Lecz już kilkanaście lat temu [przed rokiem 1867, a więc na początku lat pięćdziesiątych — K.] wynaleziono automat, wykonywujący równocześnie sześć różnych czynności. W roku 1820 rzemiosło dostarczało pierwszych stalek po 7 f. szt. 4 szylingi za 12 tuzinów; w r. 1830 rękodzielnictwo dostarczało ich po cenie 8 szylingów, a dziś fabryka dostarcza ich hurtownikom po 2 do 6 pensów[556].

b) Oddziaływanie przemysłu fabrycznego na rękodzielnictwo i chałupnictwo.

Wraz z rozwojem przemysłu fabrycznego i z towarzyszącym mu przewrotem w rolnictwie, produkcja we wszystkich innych dziedzinach nietylko rozszerza się stale, lecz również zmienia swój charakter. Wszędzie zaczyna górować zasada produkcji maszynowej, polegająca na tem, aby proces produkcji rozłożyć na tworzące go fazy i rozwiązywać postawione w ten sposób zadania zapomocą stosowania mechaniki, chemji i wogóle nauk przyrodniczych. A zatem maszyna wdziera się w rękodzielniach to do tego, to do owego cząstkowego procesu produkcji. W ten sposób trwały skrystalizowane rozczłonkowanie rękodzielni, pochodzące z dawnego podziału pracy, rozkłada się i ustępuje miejsca nieustannym zmianom. Prócz tego przekształca się z gruntu skład robotnika zbiorowego czyli złożonego personelu robotniczego. W przeciwieństwie do okresu rękodzielniczego, obecnie plan podziału pracy opiera się, gdzie tylko jest to wykonalne, na pracy kobiet, na pracy dzieci w różnym wieku i na pracy robotników niewykwalifikowanych, krótko mówiąc na „cheap labour“, taniej pracy, według charakterystycznego wyrażenia angielskiego. Tyczy to nietylko wszelkiej produkcji zbiorowej na wielką skalę, bez względu na to, czy stosuje maszyny czy też nie, ale również i tak zwanej nowożytnej pracy chałupniczej, niezależnie od tego, czy robotnicy wykonywują ją w swych prywatnych mieszkaniach, czy też w małych warsztatach. Ten tak zwany nowożytny przemysł domowy tylko nazwę ma wspólną ze staroświeckim, który miał za podstawę samodzielne rzemiosło miejskie, samodzielne gospodarstwo chłopskie, przedewszystkiem zaś dom rodziny robotniczej. Przekształcił się on obecnie w zewnętrzny oddział fabryki, rękodzielni lub magazynu. Kapitał porusza obecnie nietylko robotników fabrycznych, robotników rękodzielniczych i rzemieślników, których skupia przestrzennie w wielkich masach i których poddaje bezpośrednio swej komendzie; wprawia on również w ruch niewidzialnemi nićmi inną armję: chałupników, rozproszonych po wielkich miastach i po wsiach. Naprzykład fabryka koszul pp. Tillie w Londonderry w Irlandji zatrudnia 1.000 robotników’ fabrycznych i 9.000 chałupników, rozproszonych po wsiach[557].
Wyzysk tanich i niedojrzałych sił roboczych w nowożytnej rękodzielni staje się jeszcze bezwstydniejszy, aniżeli w fabryce właściwej, ponieważ podstawa techniczna fabryki, zastępowanie siły mięśni przez maszyny i lekkość pracy w rękodzielni najczęściej nie istnieje, a przytem rękodzielnia najcyniczniej wydaje organizm kobiecy lub niedojrzały na łup szkodliwych wpływów substancyj trujących i t. d. W tak zwanem chałupnictwie wyzysk ten jest bezwstydniejszy niż w rękodzielni, ponieważ wraz z rozproszeniem robotników zmniejsza się ich zdolność oporu, ponieważ pomiędzy właściwego pracodawcę a robotnika wciska się szereg drapieżnych pasorzytów, ponieważ chałupnictwo wszędzie walczy z przemysłem maszynowym lub przynajmniej rękodzielniczym w tej samej gałęzi przemysłu, ponieważ nędza pozbawia robotnika najniezbędniejszych warunków pracy, a mianowicie przestrzeni, światła, wentylacji i t. d., ponieważ wzrasta nierównomiemość zatrudnienia, i wreszcie ponieważ spółzawodnictwo pomiędzy robotnikami osiąga z konieczności stopień najwyższy w tych ostatnich schroniskach dla robotników, których wielki przemysł i rolnictwo uczyniły „zbytecznymi“.
Oszczędność na środkach produkcji, rozwinięta systematycznie dopiero przez produkcję maszynową, łącząca się już w założeniu z bezwzględnem marnotrawstwem siły roboczej i z okradaniem robotnika z tego wszystkiego, co jest normalnym warunkiem jego pracy, teraz ujawnia swą stronę antagonistyczną i morderczą tem silniej, im słabiej w danej gałęzi przemysłu są rozwinięte społeczna siła wytwórcza pracy oraz podstawa techniczna złożonych procesów pracy.

c) Rękodzielnia nowożytna.

Twierdzenia powyższe pragnę teraz wyjaśnić zapomocą paru przykładów. Czytelnik poznał już faktycznie obfite przyczynki do tych twierdzeń w dziale, tyczącym dnia roboczego[558]. Rękodzielnie metalowe w Birmingham i okolicy zatrudniają, przeważnie przy bardzo ciężkich pracach, 30 tysięcy dzieci i młodocianych oraz 10 tysięcy kobiet. Widzimy je tam w zabójczych dla zdrowia odlewniach mosiądzu, w fabrykach guzików, przy glazurowaniu, galwanizowaniu, lakierowaniu[559]. Nadmierna praca dorosłych i młodocianych sprawia, że różne londyńskie drukarnie książek i gazet pozyskały słynne miano „szlachtuzów“[560]. To samo przeciążenie, którego ofiarą padają tu zwłaszcza kobiety, dziewczęta i dzieci, znajdujemy i w introligatorstwie; pracę ciężką młodocianych — w powroźnictwie, pracę nocną — w warzelniach soli, w rękodzielniach świec i w innych rękodzielniach chemicznych. Zabójczą pracę chłopców przy obracaniu krosien widzimy w tkalniach jedwabiu, nie posługujących się napędem mechanicznym[561]. Do prac najohydniejszych, najbrudniejszych i najgorzej opłacanych, do których szczególnie chętnie brane są kobiety i dziewczęta, należy sortowanie gałganów. Wiadomo, że Wielka Brytanja, oprócz mnóstwa swych własnych gałganów, jest składnicą handlu gałganiarskiego całego świata. Gałgany napływają do niej z Japonji, z najodleglejszych krajów południowo-amerykańskich, z Wysp Kanaryjskich. Ale głównymi dostawcami są Niemcy, Francja, Rosja, Włochy, Egipt, Turcja, Belgja i Holandja. Gałgany służą do nawożenia pól, do wyrobu kłaków (do materaców), shoddy (sztucznej wełny) i jako materjał surowy do wytwarzania papieru. Kobiety, sortujące gałgany, są pośredniczkami w roznoszeniu ospy i innych chorób zakaźnych, których pierwszą ofiarą padają same[562]. Klasycznym przykładem pracy nadmiernej, ciężkiej, niezdrowej i demoralizującej robotników, wyniszczanych przez nią od wczesnego dzieciństwa, jest, obok kopalń kruszców i węgla, wyrób cegieł i dachówek, przy którym świeżo wynaleziona w Anglji maszyna dotychczas [rok 1867] sporadyczne tylko bywa stosowana. Od maja do września praca trwa od 5 rano do 8 wieczór;, a tam, gdzie suszenie cegieł odbywa się pod gołem niebem, od 4 rano do 9 wieczór. Dzień roboczy, trwający od 5 rano do 7 wieczór, uchodzi za „skrócony“, „umiarkować ny“. Dzieci obojga płci przyjmowane są, do pracy od 6-go, niekiedy nawet od 4-go roku życia,. Pracują tyleż godzin, co dorośli, często nawet dłużej. Praca ich jest ciężka, a upały letnie czynią ją jeszcze bardziej wyczerpującą. Naprzykład w pewnej cegielni w Mosley 24-letnia dziewczyna wyrabiała 2.000 cegieł dziennie z pomocą dwóch podrastających dopiero dziewczynek, jako podręcznych, przynoszących glinę i układających cegły. Dziewczynki te wlokły dziennie 10 tonn ciężaru po śliskiem zboczu glinianki z głębokości 30 stóp i na odległość 210 stóp. „Niepodobna, aby dziecko przeszło przez czyściec cegielni, uniknąwszy moralnego zwyrodnienia... Nieprzystojny język, który dzieci słyszą od lat najwcześniejszych, plugawe, rozpustne i bezwstydne obyczaje, śród których wzrastają w ciemnocie i w zdziczeniu, czynią je w późniejszem życiu ludźmi rozwiązłymi, nieohyczajnymi i niechlujnymi... Warunki mieszkaniowe są źródłem okropnej demoralizacji. Każdy moulder (formiarz, czyli strycharz wykwalifikowany, kierujący robotą brygady robotników) stołuje i kwateruje swą brygadę z 7 ludzi w swej chacie, czyli w „cottage“. Mężczyźni, chłopcy i dziewczęta, bez względu na to, czy należą do jego rodziny czy też nie, śpią razem w chacie, złożonej zwykle z 2, wyjątkowo tylko z 3 izb, położonych na parterze i źle przewietrzanych. Znużenie po ciężkiej całodziennej pracy fizycznej jest tak wielkie, że nie pozwala na przestrzeganie jakichkolwiek prawideł higjeny, czystości i przyzwoitości. Wiele z tych chat stanowi wręcz wzory nieładu, brudu i kurzu... Największem złem, wynikającem z używania młodych dziewczyn do tej pracy, jest to, że system ten przykuwa je od dzieciństwa na całe życie późniejsze do najgorszych szumowin. Stają się one nieokrzesanymi, grubiańskimi chłopakami („rough, foulmouthed boys“) zanim jeszcze przyroda da im poznać, że są kobietami. Przyodziane niewielu brudnemi łachmanami, z nogami obnażonemi o wiele powyżej kolan, z ubłoconą twarzą i włosami, uczą się gardzić wszelkiem poczuciem obyczajności i wstydu. W czasie posiłku wyciągają się w polu na ziemi lub gapią się na chłopców, kąpiących się w pobliskim kanale. Po ukończeniu wreszcie swej ciężkiej pracy dziennej kładą lepszy ubiór i idą z mężczyznami do karczmy“. Rzecz zupełnie oczywista, że największe pijaństwo od dzieciństwa panuje w całej tej klasie. „Najgorsze, że strycharze już sami o sobie zwątpili. Jeden z najlepszych pomiędzy nimi rzekł do kaznodziei w Southallfield: „Djabła mógłby pan próbować poprawiać i nawracać z równym skutkiem jak strycharza!“ („You might as well try to raise and improve the devil as a brickie, Sir!“)[563].
Obfite materjały urzędowe, tyczące oszczędności kapitalistycznych na warunkach pracy w rękodzielni nowożytnej (rozumiemy tu przez rękodzielnie wszelkie zakłady przemysłowe na wielką skalę, prócz fabryk właściwych), znajdujemy w czwartym (r. 1861) i szóstym (r. 1864) „Public Health Report“. Opisy „workshops“ (lokalów pracy), zwłaszcza londyńskich drukarzy i krawców, przewyższają najohydniejsze twory wyobraźni naszych powieściopisarzy. Łatwo pojąć, jak to się odbija na zdrowiu robotników. Dr. Simon, naczelnik urzędu lekarskiego „Privy Council“ i oficjalny redaktor „Public Health Reports“, powiada między innemi: „Wykazałem w swem czwartem sprawozdaniu (z r. 1863), że robotnicy w praktyce nie mają możności osiągnąć tego, co stanowi ich najpierwsze prawo, prawo do zdrowia, a mianowicie, aby przedsiębiorca, dla jakiejkolwiek roboty ich zgromadził, uwolnił w miarę możności pracę od wszelkich szkodliwych dla zdrowia, a dających się usunąć warunków. Dowiodłem tam również, że robotnicy w praktyce nie mogą ani sami wymierzyć sobie sprawiedliwości w dziedzinie zdrowia, ani liczyć na skuteczną pomoc ze strony płatnych administratorów policji sanitarnej... Życie dziesiątków tysięcy robotników i robotnic skracane jest dziś przez niepotrzebną męczarnię nieustannych cierpień fizycznych, wywołanych jedynie przez ich zajęcia“[564]. Dla okazania wpływu lokalów pracy na stan zdrowia robotników dr. Simon podaje następującą tablicę śmiertelności:[565].

Gałęzie przemysłu, porównywane pod względem zdrowotnym Liczba osób wszelkiego wieku, zatrudnionych w wymienionych zawodach Śmiertelność na 100 000 osób w odnośnych zawodach, według wieku:
25—35 l. 35—45 l. 45—55 l.
Rolnictwo w Anglji i Walji 958.265 743 805 1.145
Krawcy londyńscy 22.301 mężczyzn 958 1.262 2.093
12.379 kobiet
Drukarze londyńscy 13.803 894 1.747 2.367


d) Chałupnictwo nowożytne.

Przechodzę obecnie do tak zwanego chałupnictwa. Ażeby nabrać wyobrażenia o tej dziedzinie wyzysku kapitalistycznego, wyrosłej na gruncie wielkiego przemysłu, i o jej okropnościach, należałoby rozpatrzeć naprzykład wyrób gwoździ, rzemiosło napozór sielankowe, uprawiane w niektórych odległych wioskach angielskich[566]. Tu wystarczy parę przykładów z dziedziny niektórych gałęzi koronkarstwa i wyplatania ze słomy, gdzie maszyny wcale jeszcze nie są, stosowane lub też gdzie praca ręczna spółzawodniczy jeszcze z produkcją, maszynową i rękodzielniczą.
Ze 150.000 osób, zatrudnionych w koronkarstwie angielskiem, zaledwie 10 tysięcy podpada pod działanie ustawy przemysłowej z r. 1861. Ogromna większość pozostałych 140 tysięcy składa się z kobiet, oraz z młodzieży i dzieci płci obojga, przy słabym zresztą udziale płci męskiej. O stanie zdrowia tego „taniego“ materjału wyzysku sądzić możemy z poniższego zestawienia, dokonanego przez doktora Truemana, lekarza w „General Dispensary“[567] w Nottingham. Na około 686 pacjentek, koronczarek, przeważnie w wieku lat 17—24, było dotkniętych gruźlicą:[568].

w r. 1852 1 na 45 w r. 1857 1 na 13
1853 128 1858 115
1854 117 1859 109
1855 118 1860 108
1856 115 1861 108

Tak szybkie rozszerzanie się gruźlicy powinno chyba zadowolić największego optymistę śród postępowców i najbezczelniejszego łgarza śród niemieckich komiwojażerów wolnego handlu.
Ustawa fabryczna z r. 1861 normuje koronkarstwo właściwe, o ile jest wykonywane z pomocą, maszyn, co jest regułą, w Anglji. Gałęzie koronkarstwa, które tu pokrótce uwzględnimy, i przytem tylko w stosunku do tak zwanych chałupników, a więc nie w stosunku do robotników, skupionych w rękodzielniach i magazynach, dzielą się na 1) „Lace finishing“ (wykańczanie koronek, wyrabianych maszynowo, dział pracy, który zkolei rozpada się na liczne poddziały) i 2) dzierganie koronek.
„Lace finishing bywa uprawiane jako praca chałupnicza albo w tak zwanych „mistresses houses“ [w „domach pań majstrowych“], albo przez kobiety, pracujące samotnie lub z dziećmi w swych własnych mieszkaniach. Majstrowe, prowadzące „mistresses houses, są same ubogie. Lokal pracy stanowi część ich prywatnego mieszkania. Otrzymują one zamówienia od fabrykantów, właścicieli magazynów i t. d., a zatrudniają kobiety, dziewczęta i małe dzieci w miarę pojemności swych mieszkali oraz w miarę wahań zapotrzebowania w tej dziedzinie. Liczba robotnic zatrudnionych waha się w jednych lokalach od 10 do 20, w innych od 20 do 40. Dzieci rozpoczynają pracę przeciętnie w wieku lat 6, niekiedy jednak wcześniej, przed ukończeniem lat 5. Zwykły dzień roboczy trwa od 8 rano do 8 wieczór, z 1½godzinną przerwą na posiłek, spożywany nieregularnie i często w tych samych smrodliwych norach, w których odbywa się praca. Jeżeli interes idzie dobrze, praca przeciąga się od 8 rano (niekiedy od 6 rano) do 10, 11, a nawet 12 w nocy.
W koszarach angielskich przepisowa przestrzeń na każdego żołnierza wynosi 500—600 stóp sześciennych; w lazaretach wojskowych — 1.200 stóp. Lecz w owych norach, w których się gnieżdżę, warsztaty pracy, wypada po 67 do 100 stóp sześciennych na osobę. Przytem również światło gazowe pochłania tlen z powietrza. Aby utrzymać koronki w czystości, dzieci często muszą, zzuwać obuwie zimą nawet, choć podłoga bywa kamienna lub ceglana. „W Nottingham jest to rzecz zwykła, że w małej izbie, liczącej może nie więcej niż 12 stóp w kwadracie, stłoczonych jest 14—20 dzieci, przez 15 godzin na dobę zatrudnionych pracą, wyczerpującą już przez samą swą nudę i jednostajność, a przytem wykonywaną w jak najgorszych warunkach zdrowotnych... Nawet najmłodsze dzieci pracują z natężoną uwagą i ze zdumiewającą szybkością, ani na chwilę niemal nie przerywając i nie zwalniając ruchu swych paluszków. Gdy im zadajemy pytania, to nie odrywają oczu od roboty, z obawy, że stracą chwilę pracy“. Im bardziej czas pracy się przedłuża, tem częściej „mistresses“ posługują się „długim prętem“, jako środkiem napędzania dzieci do pracy. „Dzieci męczą się stopniowo i stają się niespokojne, jak ptaki, pod koniec długiego okresu, podczas którego są przykute do pracy zbyt długiej, monotonnej, męczącej oczy, nużącej jednostajną pozycją ciała. Jest to istna praca niewolnicza“ („Their work is like slavery“)[569]. Tam zaś, gdzie kobiety wraz ze swemi dziećmi pracują w domu, mianowicie w nowożytnem znaczeniu tego wyrazu, t. j. w wynajętym pokoju, często na poddaszu, warunki pracy są bodaj jeszcze gorsze. Tego rodzaju robota bywa dawana do domu w okręgu Nottingham, w promieniu 80 mil angielskich. Gdy dziecko, zatrudnione w magazynie, wychodzi o 9-ej lub 10-ej wieczór, często dają mu jeszcze węzełek na drogę, do wykończenia w domu, a faryzeusz kapitalistyczny, reprezentowany przez jednego ze swych płatnych pachołków, żegna je obłudnym frazesem: „To dla matki“ — lecz bardzo dobrze wie, że biedne dziecko będzie musiało zasiąść do roboty i pomagać matce[570].
Koronkarstwo uprawiane jest głównie w dwóch rolniczych okręgach Anglji: w koronkarskim okręgu Honiton, który ciągnie się na przestrzeni 20—30 mil wzdłuż południowego wybrzeża Devonshire i obejmuje niektóre okolice Nord-Devon, oraz w innym okręgu, obejmującym duże części hrabstw Buckingham, Bedford i Nordhampton, oraz sąsiednie okolice Oxfordshire i Huntingdonshire. Chaty robotników rolnych naogół są zarazem warsztatami pracy. Niektórzy właściciele rękodziełu zatrudniają ponad 3.000 chałupników, głównie dzieci i młodzieży, wyłącznie płci żeńskiej. Powtarzają się tu te same stosunki, które opisaliśmy przy „lace finishing“. Tylko że miejsce „mistresses houses“ zajmują „lace schools“ (szkoły koronkarstwa), utrzymywane przez ubogie kobiety w swych chatach. W „szkołach“ tych pracują dzieci, od 5-go roku życia, czasem jeszcze młodsze, do lat 12 lub 15. Podczas pierwszego roku pracy dzieci najmłodsze pracują od 4 do 8 godzin, później zaś od 6 rano do 8 lub 10 wieczór. „Izby szkolne są to naogół zwykłe izby mieszkalne w małych chatkach; komin bywa zatkany w obawie przeciągu, mieszkańcy, nieraz nawet i w zimie, ogrzewają się jedynie swem własnem ciepłem zwierzęcem. W innych wypadkach te tak zwane izby szkolne przypominają komory na. rzeczy, bez kominka... Przepełnienie tych nor i pochodzący stąd zaduch są często niesłychane. Do tego dochodzi szkodliwy wpływ ścieków, ustępów, gnijących odpadków i innych nieczystości, jak to zwykle bywa przy wejściu do małych domków“. W sprawie przestrzeni: „W pewnej szkole koronkarstwa — 18 dziewczyn i majstrowa — wypada po 35 stóp sześciennych na osobę; w innej szkole, w której panuje nieznośny zaduch, 18 osób, 24½ stopy sześciennej na głowę. W przemyśle tym spotykamy pracę dzieci, liczących 2 lata lub półtrzecia roku“[571].
Tam, gdzie w wiejskich hrabstwach Buckingham i Bedford kończy się koronkarstwo, zaczyna się wyplatanie ze słomy. Rozciąga się ono na większą część Hertfordshire oraz na północno-zachodnie okolice hrabstwa Essex. W roku 1861 przy wyplataniu ze słomy i wyrobie kapeluszy słomianych było zatrudnionych 40.043 osób, z których 3.815 płci męskiej, wszelkiego wieku, reszta zaś płci żeńskiej, przyczem 14.913 poniżej lat 20, w tem około 7 tysięcy dzieci.
Miejsce szkół koronkarstwa zajmują tu „straw plait schools“ (szkoły wyplatania ze słomy). Dzieci zaczynają tu naukę wyplatania zazwyczaj od. czwartego roku życia, niekiedy między 3 a 4 rokiem. Oczywiście nie pobierają, one tam żadnej nauki. Dzieci same nazywają, szkoły elementarne „natural schools“ (rzeczywistemi szkołami), w odróżnieniu od owych zakładów, wysysających krew dziatwy, gdzie poprostu każą im pracować, dopóki nie odrobią roboty, zadanej im przez nawpół wygłodzone matki, a wynoszącej zwykle 30 jardów dziennie. Matki te nieraz każą im jeszcze pracować w domu do 10, 11 lub 12 godziny w nocy. Dzieci krwawią sobie o słomę paluszki i usta, któremi ją nieustannie zwilżają. Według zbiorowej opinji sanitarnych urzędników londyńskich, zreasumowanej przez d-ra Ballarda, 300 stóp sześciennych na osobę stanowi przestrzeń minimalną w sypialni lub w pracowni. Ale w szkołach wypłatania ze słomy przestrzeń jest jeszcze skąpiej odmierzona, niż w szkołach koronkarstwa: 12⅔, 17, 18½; i poniżej 22 stóp sześciennych na osobę.
„Mniejsze z pomiędzy tych liczb“, powiada komisarz White, „wyobrażają mniej niż połowę tej przestrzeni, którąby dziecko miało, gdyby je wpakowano do skrzynki, liczącej 3 stopy w każdym kierunku“. Taka jest radość życia dzieci do 12-go lub 14-go roku! Biedni, wynędzniali rodzice myślą już tylko o tem, aby jak najwięcej z dziecka wycisnąć. Oczywiście dzieci, skoro tylko wyrosną, nie dbają ani trochę o rodziców i porzucają ich. „Nic dziwnego, że ciemnota i występki szerzą się śród ludności, wychowanej w ten sposób... Moralność jej stoi na najniższym poziomie... Wiele kobiet miewa dzieci nieprawe, i to nieraz w wieku tak niedojrzałym, że wprowadzają w zdumienie nawet znawców statystyki kryminalnej“[572]. A ojczyzna tych wzorowych rodzin jest wzorem chrześcijańskich krajów Europy, jak orzeka hr. Montalembert, niewątpliwie bardzo kompetentny w dziedzinie chrześcijaństwa.
Płaca robocza w opisanych tu gałęziach przemysłu jest wogóle nędzna (maksymalna, wyjątkowo wysoka płaca dziecięca w szkołach wyplatania ze słomy wynosi 3 szylingi), a powszechnie panujący, zwłaszcza w okręgach przemysłu koronkarskiego, „trucksystem“ [system płacenia robotnikom towarami zamiast pieniędzmi], spycha ją jeszcze o wiele poniżej jej poziomu nominalnego[573].



e) Przejście od nowożytnego rękodzielnictwa i chałupnictwa do wielkiego przemysłu. Przyśpieszenie tego przewrotu zapomocą rozciągnięcia ustawodawstwa fabrycznego na owe sposoby produkcji.

Obniżanie ceny siły roboczej zapomocą samego tylko nadużywania sił roboczych kobiecych i niedojrzałych, samego tylko ograbiania robotników ze wszystkiego, co jest normalnym walunkiem pracy i życia, samego tylko gnębienia ich pracą nadmierną i pracą nocną, — napotyka wreszcie na pewne nieprzekraczalne szranki przyrodzone, stanowiące również zaporę dla zniżania tą drogą cen towarów i dla kapitalistycznego wyzysku wogóle. Z chwilą gdy ten kres jest już wreszcie osiągnięty, co wymaga dłuższego czasu, wybija godzina wprowadzenia maszyny i raptownego przekształcenia chałupnictwa (i również rękodzielnictwa) w przemysł fabryczny.
Najbardziej uderzającego przykładu tego ruchu dostarcza wytwarzanie „wearing apparel“ (artykułów odzieżowych). Według klasyfikacji „Children’s Employment Commission“ przemysł ten obejmuje kapelusznictwo słomiane, kapelusznictwo damskie, czapkarstwo, krawiectwo, „milliners“ i „dressmakers“[574], wyrób koszul i bieliźniarstwo, gorseciarstwo, rękawicznictwo i szewstwo, oprócz wielu gałęzi pomniejszych, jak wyrób krawatów, kołnierzyków i t. d. Personel kobiecy, zatrudniony w tych gałęziach przemysłu, liczył w r. 1861 w Anglji i Walji 586.298 osób, z czego przynajmniej 115.242 poniżej lat 20, a 16.650 — poniżej lat 15. Liczba tych robotnic w całem Zjednoczonem Królestwie wynosiła (w r. 1861) 750.334. W tym samym czasie liczba robotników mężczyzn, zatrudnionych w kapelusznictwie, szewstwie, rękawicznictwie i krawiectwie, wynosiła w Anglji i Walji 437.969, w tem 14.964 poniżej lat 15, 89.285 — od lat 15 do 20, a 333.117 — ponad lat 20. Dane powyższe nie obejmują wielu drobniejszych gałęzi przemysłu odzieżowego. Jeżeli jednak zsumujemy liczby, tak jak są podane, to otrzymamy dla samej tylko Anglji i Walji, według spisu z r. 1861 — 1.024.277 osób, a więc tyleż prawie, ile zatrudniają rolnictwo i hodowla bydła. Zaczynamy rozumieć, do czego służy czarodziejska moc maszyn, pozwalających wytwarzać tak olbrzymie masy produktów i „zwalniać“ tak olbrzymie masy robotników.
Produkcję „wearing apparel“ uprawiają rękodzielnie, stosujące w swych warsztatach taki tylko podział pracy, jakiego „membra disaecta“ [„oddzielne członki“] były już przedtem gotowe; uprawiają ją drobni majsterkowie, którzy atoli już nie pracują jak dawniej dla indywidualnych spożywców, lecz dla rękodzielń i magazynów, dzięki czemu nieraz całe miasta i okolice uprawiają, jako swą specjalność, tego rodzaju gałęzie produkcji, jak naprzykład szewstwo; wreszcie uprawiają ją w wielkiej ilości tak zwani chałupnicy, stanowiący zewnętrzne oddziały rękodzielń, magazynów lub nawet warsztatów drobnych majsterków[575].
Masy materjału pracy, surowca, półfabrykatów i t. d., dostarcza wielki przemysł, natomiast masa taniego materjału ludzkiego (taillable a merci et misericorde, zdanego na łaskę i niełaskę), składa się z robotników „zwolnionych“ przez wielki przemysł i rolnictwo. Rękodzielnie w tej dziedzinie zawdzięczały swe powstanie głównie potrzebie kapitalisty, by mieć na zawołanie armję pracy, gotową do użycia i naginającą się do każdej zmiany zapotrzebowania[576]. Ale obok tych rękodzielń istniała jeszcze, jako ich szeroka podstawa, rozproszona produkcja rzemieślnicza i chałupnicza.
Wytwarzanie na wielką skalę wartości dodatkowej w tych gałęziach pracy, a zarazem postępująca zniżka cen ich wytworów — pochodzą głównie ze zredukowania płac do minimum, niezbędnego dla nędznej wegetacji, i z przedłużenia czasu pracy do ostatecznych granic ludzkiej wytrzymałości. Właśnie taniość ludzkiej krwi i potu, przemienionych w towar, wciąż rozszerzała i codzień rozszerza rynek zbytu, dla Anglji zwłaszcza rynek kolonjalny, na którym zresztą króluje obyczaj i gust angielski. Ale wreszcie nadszedł punkt zwrotny. Sam tylko brutalny wyzysk masy robotniczej, który był podstawą, dawnej metody i któremu towarzyszył mniej lub więcej systematycznie rozwinięty podział pracy, okazał się niewystarczający wobec wzrastania rynku i wobec szybszego jeszcze wzrastania konkurencji między kapitalistami. Wybiła godzina maszyny. Maszyną, odgrywającą rozstrzygającą rolę rewolucyjną, ogarniającą w równym stopniu wszystkie niezliczone rozgałęzienia tej dziedziny produkcji, jak modniarstwo, krawiecczyznę, szewstwo, kapelusznictwo i t. d., jest maszyna do szycia.
Jej bezpośrednie działanie na robotników jest mniej więcej to samo, co każdej innej maszyny, zdobywającej nowe gałęzie produkcji w epoce wielkiego przemysłu. Najmłodsze dzieci zostają wydalone z fabryki. Płaca robotników maszynowych wzrasta w stosunku do płacy chałupników, z których wielu należy do „najbiednejszych śród biedaków“ („the poorest of the poor“). Płaca lepiej uposażonych rzemieślników, spółzawodniczących z maszyną, spada. Nowi robotnicy maszynowi — to wyłącznie dziewczęta i młode kobiety. Dzięki pomocy siły mechanicznej niweczą one monopol pracy męskiej przy cięższych robotach, a wypierają masy starszych kobiet i małych dzieci z robót lżejszych. Przemożna konkurencja kładzie pokotem najsłabszych robotników ręcznych. Straszliwy wzrost śmiertelności z głodu (death from starvation) w ciągu ostatniego dziesięciolecia w Londynie dotrzymuje kroku rozpowszechnieniu maszyn do szycia[577]. Nowe robotnice przy maszynach do szycia, poruszające maszynę ręką i nogą, lub tylko ręką, w pozycji stojącej lub siedzącej, zależnie od rozmiarów, wagi i rodzaju maszyny, wydatkują wiele siły roboczej. Zajęcie ich staje się szkodliwem dla zdrowia, dzięki długości procesu pracy, choć przeważnie krótszego, niż przy dawnym systemie. Gdziekolwiek maszyna do szycia wdziera się do warsztatów, i tale przepełnionych i ciasnych, jak w szewstwie, gorseciarstwie, kapelusznictwie i t. d., — wszędzie pogarsza warunki zdrowotne. „Już samo wejście do niskiego lokalu roboczego“, powiada komisarz Lord, „gdzie 30—40 robotników pracuje razem przy maszynach, wywiera przygnębiające wrażenie... Gorąco, poczęści z powodu pieców gazowych do nagrzewania żelazek do prasowania, jest okropne... Nawet jeżeli w tych warsztatach przeważa tak zwany umiarkowany dzień roboczy (to znaczy od 8 rano do 6 wieczór), to i wówczas codziennie mdleją, regularnie po 3—4 osoby“[578].
Przewrót w społecznym trybie produkcji, będący koniecznem następstwem przekształcenia środków produkcji, dokonywa się wśród pstrego chaosu form przejściowych. Formy te zmieniają się w zależności od tego, w jakim zakresie i od jak dawna maszyna do szycia opanowała już tę lub inną gałąź przemysłu, jakie było poprzednie położenie robotników, czy przeważała produkcja rękodzielnicza, rzemieślnicza, czy też chałupnicza, ile wynosiło komorne za lokale pracy i t. d.[579]. Naprzykład w modniarstwie, gdzie praca przeważnie była już poprzednio zorganizowana, głównie na podstawie kooperacji prostej, maszyna do szycia stała się z początku tylko nowym czynnikiem przemysłu rękodzielniczego. W krawiectwie, w wyrobie koszul, w szewstwie i t. d., krzyżują się wszystkie formy. Tu widzimy właściwą produkcję fabryczną. Tam znowu przedsiębiorcy-pośrednicy otrzymują materjał surowy od głównego kapitalisty i gromadzą w „izbach“ lub na „poddaszach“ przy maszynach do szycia od 10 do 50 i więcej robotników najemnych. Wreszcie, jak przy wszelkich maszynach, nie tworzących rozczłonkowanego systemu i dających się zastosować w przedsiębiorstwie karłowatem, używają własnych maszyn do szycia rzemieślnicy lub chałupnicy, pracujący ze swą rodziną lub z niewielu donajętymi robotnikami obcymi[580]. Faktycznie przeważa obecnie w Anglji system taki, że kapitalista gromadzi w swych budynkach większą liczbę maszyn, następnie zaś rozdaje wytwór maszynowy całej armji chałupników dla dalszej obróbki[581].
Pstrokacizna form przejściowych nie przesłania jednak tendencji do przekształcenia we właściwy przemysł fabryczny. Tendencję tę podsycają: sam charakter maszyny do szycia, gdyż różnorodność jej zastosowania skłania ku łączeniu od dzielnych przedtem gałęzi produkcji w tym samym budynku i pod komendą tego samego kapitału; okoliczność, że fastrygowanie i niektóre inne czynności najwygodniej jest wykonywać w tem samem miejscu, gdzie się znajduje maszyna; wreszcie nieuniknione wywłaszczenie rzemieślników i chałupników, pracujących zapomocą własnych maszyn. Los ten poczęści spotkał ich już obecnie. Wciąż wzrastająca masa kapitału włożonego w maszyny do szycia[582], jest bodźcem dla produkcji i powoduje przepełnienie rynku, będące dla chałupników sygnałem wyprzedaży maszyn. Sama nawet nadprodukcja maszyn do szycia, zmuszająca producentów, poszukujących zbytu, do odnajmowania maszyn za tygodniową opłatą, stwarza przez to zabójczą konkurencję dla drobnych posiadaczy maszyn[583]. Wciąż jeszcze trwające zmiany konstrukcji maszyn i zniżka ich cen powodują równie nieustanną dewaluację maszyn starych; wobec tego mogą je jeszcze stosować z korzyścią tylko wielcy kapitaliści, skupujący je masowo i za bezcen.
Wreszcie i tu, jak we wszystkich podobnych procesach przewrotowych, rozstrzyga sprawę maszyna parowa, zastępująca człowieka. Zastosowanie siły pary napotyka z początku na czysto techniczne trudności, jak wstrząsy maszyn, trudność regulowania ich prędkości, szybkie psucie się maszyn lżejszych i t. p. przeszkody, które doświadczenie szybko przezwycięża[584]. Jeżeli z jednej strony skupienie wielu maszyn roboczych w większych rękodzielniach skłania do stosowania siły pary, to z drugiej strony spółzawodnictwo pary z ludzkiemi mięśniami przyśpiesza skupianie robotników i maszyn roboczych w wielkich fabrykach. Tak więc obecnie Anglja w olbrzymiej dziedzinie produkcji „wearing apparel“ [przemysłu odzieżowego] i w większej części innych zawodów przeżywa przekształcenie produkcji rękodzielniczej, rzemieślniczej i chałupniczej w przemysł fabryczny. Lecz już przedtem wszystkie owe formy produkcji pod. wpływem Wielkiego przemysłu zupełnie się zmieniły, rozłożyły, wypaczyły i już dawno przejęły, a nawet prześcignęły, wszelkie okropności systemu fabrycznego, bez jego dodatnich czynników rozwojowych[585].
Rozciągnięcie ustaw fabrycznych na wszystkie gałęzie przemysłu, w których pracują kobiety, młodzież i dzieci, przyśpiesza sztucznie tę żywiołową rewolucję przemysłową. Przymusowe normowanie dnia roboczego pod względem długości, przerw, momentu rozpoczęcia i momentu ukończenia, system zmian dla dzieci, wyłączenie wszystkich dzieci poniżej pewnego wieku i t. d. wymagają z jednej strony zwiększonego stosowania maszyn[586] i zastępowania siły napędowej mięśni przez siłę pary[587]; z drugiej strony chęć zyskania na przestrzeni tego, co się traci na czasie, doprowadza do rozszerzenia środków produkcji, używanych zbiorowo, np. pieców, budynków i t. d., a więc jednem słowem do większego skupienia środków produkcji i do odpowiednio większego stłoczenia robotników. W każdej gałęzi rękodzielnictwa, której zagrażało wprowadzenie ustawy fabrycznej, główny i namiętnie powtarzany argument polega w istocie na tem, że przy stosowaniu ustawy fabrycznej trzebaby większych nakładów kapitału, aby przedsiębiorstwo utrzymać na dawnej stopie. Ale co tyczy form przejściowych pomiędzy rękodzielnik a chałupnictwem, oraz samego chałupnictwa, to tracę, one zupełnie grunt pod nogami wraz z ograniczeniem dnia roboczego i pracy dziecięcej. Bezgraniczny wyzysk tanich sił roboczych stanowi jedyną podstawę ich zdolności konkurencyjnej.
Zasadniczym warunkiem produkcji fabrycznej, zwłaszcza odkąd podlega cna normowaniu dnia roboczego, jest normalna pewność wyniku, to znaczy pewność, że w danym okresie czasu będzie wytworzona określona ilość towaru lub będzie osiągnięty zamierzony wynik użyteczny. Dalej, ustawowe pauzy w ciągu dnia roboczego każą przypuszczać, że nagłe i perjodyczne przerwy w pracy możliwe są bez szkody dla wytworu, znajdującego się w procesie produkcji. Owa pewność wyniku i owa zdolność przerywania pracy dają się oczywiście łatwiej osiągnąć w produkcji czysto mechanicznej niż tam, gdzie wchodzą w grę procesy chemiczne i fizyczne, naprzykład w garncarstwie, blicharstwie, farbiarstwie, piekarstwie i większej części rękodzielń metalowych. Dopóki trwa rutyna nieograniczonego dnia roboczego, pracy nocnej, dowolnego marnotrawienia sił ludzkich, dopóty każda przeszkoda żywiołowa urasta do rozmiarów wiecznej „przyrodzonej granicy“ produkcji. Żadna trucizna jednak nie tępi tak skutecznie robactwa, jak ustawodawstwo fabryczne znosi takie „przyrodzone granice“. Nikt nie krzyczał głośniej o „niepodobieństwach“ niż panowie garncarze. W roku 1864 narzucono im ustawę fabryczną, no i ledwo w 16 miesięcy potem wszelkie „niepodobieństwa“ znikły bez śladu.
Zastosowana pod wpływem ustawy fabrycznej „metoda ulepszona urabiania masy garncarskiej (slip) zapomocą wygniatania jej pod prasą, zamiast wyparowywania, nowa konstrukcja pieców do osuszania wyrobów niepalonych i t. d., są doniosłemi wypadkami w dziedzinie kunsztu garncarskiego i znamionują postęp, przewyższający wszystkie zdobycze poprzedniego stulecia... Temperatura pieców znacznie się obniżyła, wraz ze znacznem zmniejszeniem spożycia węgla i szybszem wykonaniem roboty[588]. Wbrew wszelkim proroctwom wzrosła nie cena kosztu wyrobów garncarskich, lecz masa wytworów, i to do tego stopnia, że w okresie dwunastomiesięcznym, od grudnia r. 1864 do grudnia roku 1865, wartość wywozu wyrobów garncarskich przewyższała o 138.628 funtów przeciętną z trzech lat ubiegłych.
Przy wyrobie zapałek uchodziło za prawo natury, że chłopcy muszą, nawet w trakcie połykania obiadu, zanurzać drewienka w gorącej mieszaninie fosforowej, której trująca para buchała im w twarz. Ustawa fabryczna z r. 1864, zmuszając fabrykantów do zaoszczędzenia czasu, skłoniła ich do wprowadzenia „dipping machinę“ (maszyny do zanurzania drewienek), której pary trujące nie dochodzą do robotnika[589].
Podobnież dziś w gałęziach koronkarstwa, nie podlegających jeszcze ustawie fabrycznej, spotykamy się z twierdzeniem, że godziny posiłku nie dałyby się unormować, z powodu że różne materjały, używane do wyrobu koronek, wymagają dla wyschnięcia różnych okresów czasu, wahających się od 3 minut do godziny i więcej. Komisarze z „Children’s Employment Commission“ odpowiadali na to: „Warunki są tu takie same, jak przy drukowaniu tapet. Niektórzy z pomiędzy głównych fabrykantów tej branży energicznie obstawali przy tem, że rodzaj używanych materjałów i różnorodność procesów, którym materjały te są poddawane, nie pozwalają, pod groźbą wielkich strat, na nagłe przerywanie pracy na posiłek... Artykuł szósty rozdziału szóstego „Factory act’s extension act“ [ustawy o rozszerzeniu ustawy fabrycznej] z r. 1864 udzielił im 18-miesięcznnej zwłoki, po której wygaśnięciu obowiązani byli wprowadzić przerwy na posiłek, zgodnie z ustawą fabryczną“[590]. Ale skoro tylko ustawa uzyskała sankcję parlamentarną, wnet panowie fabrykanci odkryli: „Obawy nasze, że wprowadzenie ustawy fabrycznej spowoduje trudności, nie sprawdziły się. Nie widzimy, aby produkcja w jakimkolwiek stopniu była zatamowana; faktycznie wytwarzamy więcej w ciągu tego samego czasu“[591]. Widzimy więc, że parlament angielski, którego z pewnością nikt o genjalność nie posadzi, doszedł na podstawie doświadczenia do przekonania, że wszelkie tak zwane „przeszkody przyrodzone“ przeciw ustawodawczemu ograniczaniu i regulowaniu dnia roboczego znikają, poprostu pod dyktandem jego ustaw przymusowych. To też przy rozciąganiu ustawy fabrycznej na daną gałąź przemysłu pozostawia się termin 6—18 miesięcy, w którego ciągu jest rzeczą fabrykantów usunąć trudności techniczne. Wyrażenie Mirabeau: „Impossible? Ne me dites jamais ce bête de mot!“ [„Niemożliwe? Nie mówcież mi nigdy tego bzdurnego wyrazu!“] stosuje się szczególnie do techniki nowożytnej. Ale jeżeli ustawa fabryczna sprawia, że warunki materjalne przekształcenia rękodzielnictwa w przemysł fabryczny dojrzewają pośpiesznie, jakgdyby w cieplarni, to zarazem, zmuszając przedsiębiorców do większych nakładów kapitału, przyśpiesza ona upadek drobniejszych majstrów i koncentrację kapitału[592].
Niezależnie od przeszkód czysto technicznych i dających usunąć się środkami technicznemi, normowaniu dnia roboczego przeciwstawia się jeszcze przyzwyczajenie samych robotników do nieregularnego trybu życia, tam mianowicie gdzie panuje płaca akordowa i gdzie zmitrężenie czasu w ciągu danego dnia lub tygodnia może być powetowane zapomocą późniejszej pracy nadzwyczajnej lub nocnej. Jest to sposób, który przytępia umysł dorosłego robotnika, a rujnuje zdrowie młodocianych i kobiet[593]. Chociaż to bezładne wydatkowanie siły roboczej jest prostacką, żywiołową reakcją przeciw nudzie pracy, męczącej swą jednostajnością, to jednak w nierównie wyższym stopniu wypływa ono z anarchji, panującej w samej produkcji, a zkolei przesłanką tej anarchji jest nieokiełznany wyzysk siły roboczej przez kapitał. Obok zmienności faz ogólnego cyklu przemysłowego i obok szczególnych wahań rynkowych w każdej gałęzi produkcji, występuje zwłaszcza tak zwany sezon, bez względu na to, czy wynika on z periodyczności pór roku, sprzyjających żegludze, czy też z, mody, oraz zwyczaj wielkich i niespodziewanych zamówień z bardzo krótkim terminem wykonania. Zwyczaj ten rozpowszechnia, się wraz z rozwojem kolei i telegrafu. „Rozszerzenie sieci kolejowej na kraj cały“, powiada naprzykład pewien fabrykant londyński, „bardzo przyczyniło się do wzrostu zamówień z krótkim terminem wykonania. Nabywcy z Glasgow, z Manchesteru i z Edynburga odwiedzają obecnie, mniej więcej raz na 2 tygodnie, wielkie magazyny w londyńskiej City, którym my dostarczamy towarów. Dają oni zamówienia, które niezwłocznie muszą być wykonane, zamiast kupować ze składu, jak to zwykli byli czynić dawniej. W latach ubiegłych mogliśmy zawsze w martwym okresie pracować na zapas, licząc na popyt w sezonie nadchodzącym, ale dziś nikt nie jest w stanie przewidzieć, na jaki towar będzie popyt“[594].
W fabrykach i rękodzielniach, jeszcze nie podlegających ustawie fabrycznej, praca nadzwyczajna w przerażających rozmiarach panuje stale podczas tak zwanego sezonu, a ponadto występuje sporadycznie na skutek niespodziewanych zamówień. W zewnętrznej sferze fabryki, rękodzielni lub magazynu, a mianowicie w dziedzinie pracy chałupniczej, i tak już zgoła nieregularnej pod względem surowca i zbytu, zdanej zupełnie na łaskę kapitalisty, który nie jest tu skrępowany potrzebą wykorzystania swych budowli, maszyn i t. d. i który nic tu nie ryzykuje prócz skóry robotnika, dokonywa się hodowla na wielką skalę rezerwowej armji przemysłu, zawsze gotowej na zawołanie. Przez część roku armję tę dziesiątkuje przymus nieludzkiej pracy, przez inną część bezrobocie spycha ją na dno nędzy. „Przedsiębiorcy“, powiada „Children’s Employment Commission“, „wyzyskuję, zwyczajową nieregulamość pracy chałupniczej„ aby w czasie, gdy potrzebna jest robota nadzwyczajna, przeciągać ją do “-ej, do 12-ej i do 2-ej godziny w nocy, do „każdej godziny“, według pospolitego wyrażenia. Dzieje się to w lokalach, gdzie „zaduch może przyprawić o zemdlenie“ (the stench is enough to knock you down). Może się zdarzyć, że dojdziecie do drzwi i otworzycie je, ale wzdrygniecie się przed wejściem[595]. „Śmieszne to cudaki, ci nasi przedsiębiorcy“, mówił pewien szewc, przesłuchiwany jako świadek, „wyobrażają sobie, że chłopcu nic to nie szkodzi, jeżeli haruje nad siły przez pół roku, a mitręży bezczynnie drugie półrocze“[596].
Oprócz trudności technicznych, zainteresowani kapitaliści powoływali się i powołują się jeszcze na te tak zwane „zwyczaje handlowe“ („usages, which have grown with the growth of trade“) jako na „przyrodzone szranki“ produkcji. Była to ulubiona śpiewka królików bawełnianych w okresie, gdy po raz pierwszy zagroziła im ustawa fabryczna. Chociaż przemysł ten bardziej od innych zależy od rynku światowego, a więc i od żeglugi, doświadczenie wykazało kłamliwość ich twierdzeń. Odtąd angielscy inspektorowie przemysłu traktują wszelką rzekomą „trudność handlową“, jako czczy wykręt[597]. Gruntowne i sumienne badania „Children’s Employment Commission“ dowiodły istotnie, że w niektórych gałęziach przemysłu unormowanie dnia roboczego miałoby jedynie ten skutek, że bardziej równomiernie rozłożyłoby na rok cały tę samą masę pracy, która już przedtem była stosowana[598]; że unormowanie to stało się pierwszem racjonalnem wędzidłem dla kaprysów mody zabójczych, bezsensownych i w gruncie rzeczy niezgodnych z systemem wielkiego przemysłu[599]; że rozwój żeglugi morskiej i wogóle środków komunikacji usunął właściwie techniczną podstawę sezonowości w produkcji[600]; że wszystkie inne trudności, rzekomo nieprzezwyciężone, dają się usunąć zapomocą nowych budynków, nowych maszyn, powiększenia liczby robotników jednocześnie zatrudnionych[601] oraz wskutek oddziaływania tych zmian na system handlu hurtowego[602]. Jednakowoż kapitał, jak to nieraz ustami swych przedstawicieli oświadczał, godzi się na wprowadzenie tych zmian dopiero „pod naciskiem ogólnej ustawy parlamentarnej“[603], normującej dzień roboczy zapomocą przymusu prawnego.



9. Ustawodawstwo fabryczne (przepisy, tyczące higjeny i wychowania). Jego rozpowszechnienie w Anglji.

Ustawodawstwo fabryczne, owo pierwsze planowe i świadome oddziaływanie społeczeństwa na żywiołowe ukształtowanie procesu produkcji, jest, jakeśmy to już widzieli, równie nieodzownym wytworem wielkiego przemysłu, jak przędza bawełniana, maszyny automatyczne i telegraf elektryczny. Zanim atoli omówimy rozpowszechnienie ustawodawstwa fabrycznego w Anglji, musimy jeszcze wspomnieć pokrótce o niektórych przepisach angielskiej ustawy fabrycznej, nie tyczących liczby godzin dnia roboczego.
Ustawy sanitarne, pomijając już ich redakcję, ułatwiającą kapitalistom obchodzenie ich, są bardzo skąpe; w gruncie rzeczy ograniczają się do przepisów o bieleniu ścian i o niektórych innych środkach utrzymywania czystości, o przewietrzaniu i o ochronie przed niebezpiecznemi maszynami. W trzeciej księdze powrócimy do fanatycznej walki fabrykantów przeciw przepisom, które narzucały im nieznaczny wydatek na ochronę członków ciała ich „rąk roboczych“. Znów tu się sprawdza w całym blasku dogmat wolnohandlowców, w myśl którego w społeczeństwie, opartem na przeciwieństwie interesów, każdy służy dobru publicznemu przez to, że dba o swą własną korzyść. Wystarczy jeden przykład. Wiadomo, że poczynając od połowy lat czterdziestych rozwinął się silnie w Irlandji przemysł lniany, a wraz z nim rozmnożyły się „scutching mills“ (fabryki, gdzie trzepią i międlą len). Takich „mills“ było tam w r. 1864 około 1.800. Perjodycznie, jesienią i zimą, ludzie zupełnie nieobeznani z maszynami, przeważnie młodzież i kobiety, synowie, córki i żony okolicznych drobnych dzierżawców, odciągani są od pracy w polu, aby paść lnem walce w „scutching mills“. Nieszczęśliwe wypadki w tych warsztatach są pod względem liczby i następstw bezprzykładne w historji maszyn. W jednym tylko „scutching mill“ w Kildinan (pod Cork) w latach 1852 — 1856 naliczono 6 wypadków śmiertelnych i 60 ciężkich okaleczeń. Wszystkim tym wypadkom można było zapobiec zapomocą najprostszych urządzeń, kosztujących niewiele szylingów. Dr. W. White, „certifying surgeon“ [lekarz upoważniony do wystawiania świadectw] fabryk w Downpatrick, oświadczył w swem oficjalnem sprawozdaniu z 15 grudnia 1865 r.: „Nieszczęśliwe wypadki w scutching mills są wręcz straszne. W wielu wypadkach ćwierć ciała bywa oderwana od kadłuba. Zwykłem następstwem tych ran bywa śmierć, lub nędza i pełna cierpień przyszłość inwalidy. Wzrost liczby fabryk w kraju naszym oczywiście spotęguje jeszcze te okropności. Jestem przeświadczony o tem, że przy umiejętnym nadzorze państwowym nad „scutching mills“ można uniknąć wielu ofiar życia i zdrowia[604]. Cóż mogłoby lepiej scharakteryzować produkcję kapitalistyczną, aniżeli konieczność narzucania jej, drogą państwowych ustaw przymusowych, najprostszych zarządzeń dla ochrony czystości i zdrowia? „Ustawa fabryczna z r. 1864 oczyściła i wybieliła z górą 200 garncarń, które przez lat 20, albo zawsze, powstrzymywały się od takich czynności (taka jest „wstrzemięźliwość kapitału!). W warsztatach tych pracuje 27.800 robotników, którzy dotychczas przy swej nadmiernej dziennej, lub częstokroć nocnej, pracy oddychali powietrzem stęchłem, przez co zawód ich, skądinąd względnie nieuciążliwy, stawał się przyczyną chorób i śmierci. Ustawa fabryczna znaczni e pomnożyła środki wentylacji“[605].
Zarazem ta właśnie część ustawy fabrycznej okazuje w sposób uderzający, że sama istota kapitalistycznego trybu produkcji wyłącza, poza obrębem pewnych granic, wszelką racjonalną poprawę. Już parokrotnie wspominaliśmy o tem, że lekarze angielscy jednogłośnie uznają 500 stóp sześciennych powietrza na osobę za minimum ledwo dostateczne przy pracy ciągłej. Ale cóż! Jeżeli ustawa fabryczna, dzięki swym zarządzeniom przymusowym, pośrednio przyśpiesza przekształcenie drobnych warsztatów w fabryki, a więc pośrednio narusza prawo własności drobnych kapitalistów i zapewnia monopol wielkim, to ustawowe narzucenie niezbędnej dla każdego robotnika ilości powietrza w warsztacie wywłaszczyłoby bezpośrednio i za jednym zamachem tysiące drobnych kapitalistów! Podcięłoby to korzenie kapitalistycznego trybu produkcji, a mianowicie samopomnażania kapitału, czy to wielkiego, czy małego, zapomocą „wolnego“ zakupu i spożycia siły roboczej. To też owe 500 stóp sześciennych powietrza zapierają dech ustawodawstwu fabrycznemu. Władze sanitarne, komisje śledcze do badania przemysłu i inspektorowie fabryczni wciąż stwierdzają potrzebę owych 500 stóp powietrza, a zarazem niemożność narzucenia ich kapitałowi. W ten sposób uznają, oni w gruncie rzeczy suchoty i inne choroby płucne robotników za niezbędny warunek życia kapitału[606].
Chociaż przepisy ustawy fabrycznej, tyczące wychowania, są naogół bardzo mizerne, jednak uznały one nauczanie początkowe za nieodzowny warunek pracy dzieci[607]. Dodatnie wyniki tych przepisów po raz pierwszy wykazały możność łączenia nauki i gimnastyki[608] z pracą fizyczną, a zatem również pracy fizycznej z nauką i gimnastyką. Inspektorowie fabryczni dowiedzieli się niebawem od nauczycieli, przesłuchiwanych w charakterze świadków, że dziatwa fabryczna, choć w porównaniu ze zwykłymi uczniami szkół dziennych pobiera o połowę mniej nauki, jednak czyni postępy takie same, a czasem większe.
„Sprawa jest prosta. Ci, którzy tylko pół dnia spędzają w szkole, są wciąż świeży i prawie zawsze chętni i zdolni do korzystania z nauki. System półpracy i półszkoły sprawia, że każde z tych zajęć staje się wypoczynkiem i pokrzepieniem po drugiem, a więc system ten jest przystosowany do dziecka o wiele lepiej, aniżeli trwanie bez przerwy jednego z tych zajęć. Chłopiec, który od rana siedzi w szkole, zwłaszcza w upał, nie może spółzawodniczyć ze swym kolegą, który ze świeżym, rzeźkim umysłem przychodzi z pracy“[609]. Dalsze przyczynki można znaleźć w mowie Seniora na kongresie socjologicznym w Edynburgu w r. 1863. Wykazuje on tam między innemi, że nazbyt długi, jednostajny i nieprodukcyjny dzień szkolny dzieci wyższych i średnich klas społeczeństwa niepotrzebnie powiększa pracę nauczycieli, „a zarazem jest trwonieniem czasu, zdrowia i energji dzieci nietylko bez korzyści, lecz nawet z bezwzględną szkodą“[610]. W systemie fabrycznym, jak to Robert Owen wykazywał szczegółowo, kiełkuje zarodek wychowania przyszłego, łączącego dla wszystkich dzieci powyżej pewnego wieku pracę wytwórczą z nauką i gimnastyką, nietylko jako metodę powiększania produkcji społecznej, lecz jako jedyną metodę wytwarzania wszechstronnie rozwiniętych ludzi.
Widzieliśmy już, że wielki przemysł pod względem technicznym obala rękodzielniczy podział pracy z jego dożywotniem przykuciem całego człowieka do pewnej czynności poszczególnej, podczas gdy zarazem kapitalistyczna forma wielkiego przemysłu odtwarza ten podział w jeszcze potworniejszej formie. W fabryce właściwej dzieje się to wskutek przekształcenia robotnika w obdarzony świadomością dodatek do maszyny cząstkowej, wszędzie zaś gdzieindziej poczęści dzięki sporadycznemu stosowaniu maszyn, i pracy maszynowej[611], poczęści dzięki wprowadzeniu pracy kobiecej, dziecięcej i niewykwalifikowani jako nowej podstawy podziału pracy. Sprzeczność między rękodzielniczym podziałem pracy a istotę, wielkiego przemysłu występuje najaw w całej potędze. Wyrazem tej sprzeczności jest między innemi ów przerażający fakt, że znaczna część dzieci, zatrudnionych w nowożytnych fabrykach i rękodzielniach i od wczesnego dzieciństwa przykutych do najprostszych czynności ręcznych, przez lata całe jest przedmiotem wyzysku, nie ucząc się przytem żadnej roboty, któraby ich uzdalniała w przyszłości do pracy chociażby tylko w tej samej rękodzielni lub fabryce.
Naprzykład w angielskich drukarniach książek dawniej, zgodnie z sytemem dawnego rękodzielnictwa i rzemiosła, uczniowie stopniowo przechodzili od prac łatwiejszych do bardziej złożonych. Przechodzili kurs nauki, dopóki nie stawali się wykwalifikowanymi drukarzami. Umiejętność czytania i pisania była dla wszystkich warunkiem wykonywania ich rzemiosła. Wszystko to się zmieniło z wprowadzeniem maszyny drukarskiej. Pracują przy niej dwie kategorje robotników: robotnik dorosły, dozorca maszyny, i chłopiec w wieku przeważnie od lat 11 do 17, którego zajęcie polega wyłącznie na tem, że podkłada arkusz papieru pod maszynę lub wyciąga z pod niej arkusz zadrukowany. Ta męcząca praca trwa, w Londynie zwłaszcza, 14, 15 i 16 godzin bez przerwy w ciągu paru dni tygodnia, a nieraz i 36 godzin zrzędu z dwugodzinną przerwą na sen i posiłek![612]. Wielu chłopców nie umie czytać; są to naogół stworzenia zupełnie zdziczałe i zwyrodniałe. „Przygotowanie się do tej roboty nie wymaga żadnego wykształcenia umysłowego. Mało mają. sposobności do ćwiczenia się w swym zawodzie i jeszcze mniej dla rozwoju umysłowego. Płaca ich, choć względnie wysoka jak na chłopców, nie wzrasta w tym stosunku, w którym oni sami rosną, a znaczna większość ma mało widoków na objęcie lepiej płatnej i bardziej odpowiedzialnej posady dozorcy maszyny, ponieważ na każdą maszynę przypada zaledwie jeden dozorca, a nieraz 4 chłopców“[613]. Zaledwie podrosną o tyle, że stają się nieodpowiedni do tej dziecięcej pracy, t. j. najpóźniej z ukończeniem 17-go roku życia, zwalniają ich z drukarni. Stają się rekrutami przestępczości. Nieliczne próby dostarczenia im gdziekolwiek innego zajęcia rozbiły się o ich ciemnotę, nieokrzesanie, zwyrodnienie fizyczne i duchowe.
To, co mówimy o rękodzielniczym podziale pracy wewnątrz warsztatu, tyczy również podziału pracy wewnątrz społeczeństwa. Dopóki rzemiosło i rękodzielnictwo stanowią ogólną podstawę produkcji społecznej, dopóty wyłączna zależność wytwórcy od poszczególnej gałęzi produkcji rozbicie pierwotnej wielostronności jego zajęcia[614], jest niezbędnym czynnikiem dalszego rozwoju. Każda poszczególna gałąź produkcji znajduje na tej podstawie empirycznie [doświadczalnie] właściwą sobie formę techniczną, doskonali ją powoli, potem zaś raptownie krystalizuje ją, gdy już został osiągnięty pewien szczebel dojrzałości. Tu i owdzie zachodzą zmiany, które zawdzięczać należy bądź nowym materjałom pracy, dostarczanym przez handel, bądź stopniowemu przekształcaniu narzędzia pracy. Ale i to narzędzie, skoro tylko osiągnie kształt właściwy, wskazany przez doświadczenie, wnet zastyga w tym kształcie, jak o tem świadczy fakt, że nieraz przez całe tysiącolecia przechodzi bez zmiany z pokolenia na pokolenie.
Jest rzeczą charakterystyczną, że aż do 18-go wieku poszczególne rzemiosła zwały się misterjami (mystéres — tajemnice), w których mrok przenikać mógł jedynie wtajemniczony w ich praktykę i wiedzę zawodową[615]. W sławnej „Livre des mètiers“ [„Księdze rzemiosł“] Etienne’a Boileau znajdujemy między innemi przepis, że czeladnik, przyjmowany do grona majstrów, winien składać przysięgę, że „braci swych kochać będzie miłością braterską, że wspierać ich będzie, każdego w jego rzemiośle, że tajemnicy zawodowej samowolnie nie zdradzi“.
Wielki przemysł zdarł zasłonę, która ukrywała przed okiem ludzi ich własny społeczny proces produkcji i każdą z pomiędzy różnych, samorzutnie wyodrębnionych gałęzi produkcji czyniła zagadką dla innych zawodów, a nawet i dla jednostki, wtajemniczonej w dany zawód. Zasada wielkiego przemysłu, aby każdy proces produkcji, rozpatrywany sam w sobie i zrazu bez związku z wykonywującą go dłonią ludzką, rozłożyć na składające go ruchy, zasada ta stworzyła całą naukę technologji nowożytnej. Pstre, napozór niepowiązane ze sobą i skostniałe formy społecznego procesu produkcji ustąpiły miejsca świadomym i planowym zastosowaniom nauk przyrodniczych, systematycznie zróżniczkowanym w zależności od zamierzonego wyniku użytecznego.
Technologja wykryła również owe nieliczne, główne, zasadnicze formy ruchu, w których z konieczności dokonywa się wszelka czynność wytwórcza ciała ludzkiego, pomimo całej różnorodności stosowanych narzędzi; podobnie mechanika, pomimo największej zawiłości maszyn, nie łudzi się co do tego, że polegają one na stałem powtarzaniu prostych środków mechanicznych.
Przemysł nowożytny nigdy nie uważa i nie uznaje istniejącej formy procesu produkcji za ostateczną. Jego podstawa techniczna jest więc rewolucyjna, podczas gdy podstawa wszystkich poprzednich sposobów produkcji była z natury swej konserwatywna[616]. Zapomocą maszyn, procesów chemicznych i innych metod przekształca on nieustannie techniczną, podstawę produkcji, a wraz z nią, funkcje robotników i społeczny układ procesu pracy. Dzięki temu rewolucjonizuje on również stale podział procesu w społeczeństwie i przerzuca nieustannie masy kapitału i masy robotnicze z jednej gałęzi produkcji do drugiej.
Natura wielkiego przemysłu wymaga zatem zmian w pracy, zmienności funkcyj i wszechstronnej ruchliwości robotnika. Z drugiej strony wielki przemysł odtwarza w formie kapitalistycznej dawny podział pracy z jego skostniałemi specjalnościami. Widzieliśmy, jak to bezwzględne przeciwieństwo odbiera robotnikowi spokój, równowagę i pewność bytu, jak zagraża mu nieustannie, że wydrze mu z rąk środki pracy, a przez to i środki utrzymania[617], że jego czynność cząstkową, a przez to i jego samego uczyni zbytecznym; widzieliśmy, jak przeciwieństwo to powołuje do życia potworną rezerwową armję przemysłu, utrzymywaną w nędzy, aby była w każdej chwili gotowa uczynić zadość zapotrzebowaniu kapitału; jak znajduje ujście w nieustannem dziesiątkowaniu klasy robotniczej, w niesłychanem marnotrawieniu sił roboczych i w spustoszeniach anarchji społecznej, która z każdego postępu ekonomicznego czyni plagę społeczeństwa. To ujemna strona medalu.
Lecz jeżeli zmienność pracy dotychczas działa tylko nakształt potężnego prawa przyrody i toruje sobie drogę z niszczącą siłą żywiołową prawa przyrody, druzgoczącego wszelkie napotykane przeszkody[618], to wielki przemysł poprzez same swe katastrofy czym sprawą, życia lub śmierci uznanie zmienności prac, a przeto możliwie najszerszej wielostronności robotników, za ogólne prawo produkcji społecznej, oraz przystosowanie istniejących warunków do normalnego urzeczywistnienia tego prawa. Wielki przemysł czyni również sprawą życia i śmierci zastąpienie potwornie licznej, wynędzniałej ludności robotniczej, trzymanej w rezerwie, aby czynić zadość zmiennym potrzebom wyzysku kapitalistycznego, przez bezwzględną zdolność człowieka do sprostania zmiennym wymaganiom pracy, i zastąpienie osobnika cząstkowego, będącego tylko uosobieniem jakiejś cząstkowej czynności społecznej, przez jednostkę wielostronnie rozwiniętą, dla której różne funkcje społeczne są jej kolejno po sobie następującemu zatrudnieniami.
Jednym z czynników tego przewrotu, wyrastających żywiołowo na podłożu wielkiego przemysłu, są szkoły politechniczne i rolnicze, innym czynnikiem są dokształcające szkoły zawodowe, w których dzieci robotników uczą się nieco technologji oraz praktycznej umiejętności posługiwania się różnemi narzędziami produkcji. Gdy dotychczas ustawodawstwo fabryczne z trudem zdobyło na kapitale tylko to pierwsze nędzne ustępstwo, że nauka elementarna została powiązana z pracą fabryczną„ to nie ulega wątpliwości, że poniechybnem zdobyciu władzy politycznej przez klasę robotniczą również nauka technologji, teoretyczna i praktyczna, zdobędzie należne sobie miejsce w szkołach robotniczych. Nie ulega również najmniejszej wątpliwości, że kapitalistyczna forma produkcji i odpowiadające jej ekonomiczne stosunki robotnicze są jaskrawem przeciwieństwem tych zaczynów przełomowych oraz ich celu, zniesienia dawnego podziału pracy. Lecz rozwój sprzeczności danej historycznej formy produkcji jest jedyną drogą dziejową jej rozkładu i powstania formy nowej[619]. „Ne sutor supra crepidam!“ [„Pilnuj szewcze kopyta!“] — ten szczyt mądrości rzemieślniczej stał się przeraźliwem głupstw, em od chwili, gdy zegarmistrz Watt wynalazł maszynę parową, fryzjer Arkwright — przędzarkę o ruchu ciągłym, a złotnik Fulton — okręt parowy[620].
Dopóki ustawodawstwo fabryczne normuje pracę w fabrykach, rękodzielniach i t. d., dopóty uchodzi ono zrazu tylko za interwencję w prawa wyzysku kapitalistycznego. Natomiast wszelki przepis, normujący tak zwaną pracę chałupniczą[621], uznawany jest natychmiast za bezpośrednie wtargnięcie w dziedzinę „patria potestas“ [władzy ojcowskiej], czyli w rozumieniu nowożytnem, władzy rodzicielskiej, za krok, przed którym czuły parlament angielski długo obłudnie się wzdragał. Aż wreszcie siła faktów zmusza, go do uznania, że wielki przemysł wraz z podstawą gospodarczą dawnego bytu rodzinnego i odpowiadającą mu pracą rodzinną niszczy i dawne stosunki rodzinne. Prawo dziecka musiało być proklamowane.
„Niestety“, czytamy w zakończeniu sprawozdania „Children’s Employment Commission“ z r. 1866, „ze wszystkich świadectw wynika jasno, że dzieci płci obojga przed nikim tak bardzo nie potrzebują obrony, jak przed własnymi rodzicami“. System nieokiełznanego wyzysku pracy dziecięcej wogóle, pracy domowej w szczególności „utrzymuje się dzięki temu, że rodzice posiadają nad swemi młodemi delikatnemi latoroślami władzę nieograniczoną i zgubną, nie znającą wędzidła ani kontroli... Rodzice nie powinni posiadać nad dziećmi władzy tak bezwzględnej, aby przekształcać je mogli poprostu w maszyny, mające wyrabiać dla nich taką a taką sumę płacy tygodniowej... Dzieci i młodociani mają prawo do ustawodawczej ochrony przed nadużyciami władzy ojcowskiej, które niszczą przedwcześnie ich siłę fizyczną, a zarazem spychają je na najniższe szczeble rozwoju umysłowego i moralnego“[622].
Jednakowoż wcale nie nadużycie władzy ojcowskiej stworzyło bezpośredni lub pośredni wyzysk niedojrzałych sił roboczych przez kapitał, lecz wręcz przeciwnie, wyzysk kapitalistyczny, pozbawiając władzę ojcowską jej naturalnej podstawy gospodarczej, uczynił ją nadużyciem.
Jakkolwiek przerażającym i odrażającym jest obraz rozkładu dawnego bytu rodzinnego w ustroju kapitalistycznym, niemniej jednak wielki przemysł, który kobietom oraz młodzieży i dzieciom płci obojga wyznacza, poza sferą życia domowego, rozstrzygającą rolę w społecznie zorganizowanym procesie produkcji, stwarza w ten sposób nowe podłoże gospodarcze dla wyższej formy rodziny i stosunku między płciami. Byłoby oczywiście równą niedorzecznością uważać germańsko-chrześcijańską formę rodziny za absolutną, jak uważać za nią formę starorzymską, lub starogrecką, lub wschodnią, które to formy są zresztą kolejnemi ogniwami rozwoju dziejowego. Jest rzeczą niemniej oczywistą, że formowanie zbiorowego personelu pracy z jednostek różnej płci i różnego wieku, choć w swej żywiołowej, brutalnej, kapitalistycznej formie, gdzie robotnik istnieje dla procesu produkcji, a nie proces produkcji dla robotnika, jest niewątpliwie rozsadnikiem zepsucia i niewolnictwa, to jednak w odpowiednich warunkach musi przeciwnie stać się podstawą dalszego rozwoju człowieka[623][624].
Konieczność rozszerzenia ustawy fabrycznej, która powstała jako ustawa wyjątkowa, tycząca jedynie przędzalń i tkalń, owych pierwowzorów produkcji maszynowej, na całość produkcji społecznej wynika, jak widzieliśmy, z rozwoju dziejowego wielkiego przemysłu, na którego podwalinach tradycyjne formy rękodzielnictwa, rzemiosła i chałupnictwa rewolucjonizują się całkowicie: rękodzielnia wciąż przekształca się w fabrykę, rzemiosło w rękodzielnię, aż wreszcie dziedziny rzemiosła i chałupnictwa niemal błyskawicznie przeobrażają się w jakoweś nędzne spelunki, w których wszelkie potworności kapitalistycznego wyzysku odbywają swe orgje rozpasane. Dwie okoliczności odgrywają tu wreszcie decydującą rolę: po pierwsze wciąż ponawiane doświadczenie, które wykazuje, że skoro kapitał poczyna podlegać kontroli państwowej tylko na oddzielnych odcinkach obwodu społecznego, to stara się wynagrodzić to sobie bez miary na innych odcinkach[625]; powtóre, lament samych kapitalistów, upominających się o równość warunków konkurencji, to znaczy o jednakowe granice wyzysku pracy[626].
Wysłuchawszy dwóch westchnień serdecznych w tej sprawie. Panowie W. Cooksley (fabrykanci gwoździ, łańcuchów i t. d. w Brystolu) wprowadzili dobrowolnie w swem przedsiębiorstwie ustawę fabryczną. „Ponieważ jednak w sąsiednich zakładach trwa dawny system pracy nieunormowanej, więc są oni wystawieni na tę niesprawiedliwość, że ich młodociani robotnicy bywają zwabiani (enticed) do pracy po 6 wieczór w innem miejscu. Wyrządzają nam w ten sposób, twierdzą oni oczywiście, krzywdę i szkodę, wyczerpując część siły roboczej naszych chłopców, z której korzyść winna nam w całości przypadać“[627]. Pan John Simpson (fabrykant torebek i pudełek papierowych w Londynie) oświadcza komisarzom z „Children’s Employment Commission“, że „gotów jest podpisać wszelką petycję o wprowadzenie ustawy fabrycznej. Przy obecnym stanie rzeczy nie daje mu spokoju wieczorami („he always felt restless at night“), po zamknięciu jego warsztatu, myśl o tem, że inni każą pracować dłużej, i sprzątają mu zamówienia z przed nosa“[628]. „Byłoby niesprawiedliwością względem większych pracodawców“, powiada w ostatecznym wywodzie „Children’s Employment Commission“, „poddawać ich fabryki przepisu ustawy, podczas gdy w tej samej gałęzi przemysłu drobne zakłady nie podlegają żadnemu ustawowemu ograniczeniu czasu pracy. Do niesprawiedliwości nierównych warunków konkurencji w dziedzinie czasu pracy, która zachodziłaby w razie dalej trwającego wyłączania małych warsztatów, dołączyłoby się upośledzenie wielkich fabrykantów również pod tym względem, że podaż pracy kobiecej i młodocianej kierowałaby się do warsztatów, oszczędzonych przez ustawę. Wreszcie byłoby to bodźcem do pomnażania liczby warsztatów drobnych, które prawie bez wyjątku najmniej sprzyjają zdrowiu, dobrobytowi, oświacie i ogólnej poprawie bytu ludu“[629].
„Children's Employment Commission“ [komisja, wyłoniona w r. 1862 do zbadania sprawy pracy dziecięcej] w konkluzji swego sprawozdania z r. 1866 proponuje, aby rozszerzyć działanie ustawy fabrycznej na przeszło 1.400.000 dzieci, młodocianych i kobiet, z których połowa mniej więcej jest przedmiotem wyzysku w drobnym przemyśle i w chałupnictwie[630]. „Gdyby parlament“, twierdzi ona, „przyjął nasz wniosek w całej rozciągłości, to bez wątpienia tego rodzaju ustawa miałaby wpływ dobroczynny, nietylko na robotników młodocianych i wątłych, którymi się przedewszystkiem zajmuje, lecz również na cały ogół dorosłych robotników, którzy są objęci zakresem jej działania bezpośrednio (kobiety) lub pośrednio (mężczyźni). Ustawa narzuciłaby im regularny i umiarkowany czas pracy; zachowałaby i powiększyłaby zasób ich sił fizycznych, od którego tak bardzo zależy dobrobyt ich własny i całego kraju; ochroniłaby dorastające pokolenie od nadmiernej pracy w wieku młodocianym, powodującej ruinę zdrowia i przedwczesny zanik sił; dałaby wreszcie możność pobierania nauki elementarnej przynajmniej dzieciom do lat 13, a przez to samo położyłaby kres tej niesłychanej ciemnocie, która tak dokładnie została opisana w sprawozdaniach komisji i o której niepodobna myśleć bez dotkliwego bólu i głębokiego poczucia upokorzenia narodowego“[631].
Już w roku 1840 zamianowano komisję parlamentarną, do zbadania sprawy pracy dzieci. Jej sprawozdanie z roku 1842, według słów N. W. Seniora, odsłoniło „najstraszliwszy obraz chciwości, samolubstwa i okrucieństwa kapitalistów i rodziców, oraz nędzy, zwyrodnienia i zagłady dziatwy i młodzieży, jaki kiedykolwiek widziano na świecie... Łudzimy się może, że owe opisy pełne grozy są obrazem epoki już minionej? Niestety, leżą przed nami sprawozdania o tem, że okropności te trwają w całej pełni nadal. Broszura, wydana przed dwoma laty przez Hardwicke’a, stwierdza, że nadużycia, napiętnowane w r. 1842, i dziś jeszcze (w r. 1863) kwitną w najlepsze... Owo sprawozdanie (z r. 1842) przez lat 20 nie zwróciło niczyjej uwagi, a przez ten czas dzieciom owym, które wyrosły, nie poznawszy niezłego, co zowiemy moralnością, ani też nauki szkolnej, religji lub przyrodzonego ciepła rodzinnego — dzieciom owym pozwolono stać się rodzicami dzisiejszego pokolenia“[632].
Przez ten okres sytuacja społeczna uległa zmianie. Parlament nie poważył się odrzucić żądań komisji z r. 1862, jak to uczynił był z żądaniami komisji z r. 1842. To też już w r. 1864, choć komisja podówczas ogłosiła drukiem zaledwie część swych sprawozdań, rozciągnięto zakres ustaw, tyczących dotychczas przemysłu włókienniczego, na przemysł ceramiczny (razem z garncarstwem), na wyrób tapet, zapałek, nabojów, kapiszonów i postrzyganie aksamitu. W mowie tronowej z 5 lutego roku 1867 ówczesny gabinet torysowski zapowiedział wniesienie dalszych billów [projektów ustaw], opartych na wnioskach komisji, która tymczasem w r. 1866 zakończyła swą pracę.

15 sierpnia 1867 otrzymał sankcję królewską „Factory Acts Extension Act“ [ustawa o rozszerzeniu ustawy fabrycznej], a 21 sierpnia „Workshops’ Regulation Act“ [ustawa o pracy w warsztatach]; pierwsza z tych ustaw normuje pracę w wielkim przemyśle, druga — w drobnym.
„Factory Acts Extension Act“ obejmuje wielkie piece, huty żelaza i miedzi, odlewnie, fabryki maszyn, „warsztaty wyrobów metalowych, fabryki gutaperki, papieru, szkła, tytoniu, dalej drukarnie, introligatornie i wogóle wszystkie warsztaty przemysłowe, gdzie 50 lub więcej osób zatrudnionych jest równocześnie przez conajmniej 100 dni na rok[633][634].
Aby dać pojęcie o tem, jak się rozszerzyła dziedzina, objęta działaniem tej ustawy, cytuję tu parę ustalonych w niej definicyj:
Rzemiosło (handicraft) ma (w niniejszej ustawie) oznaczać: wszelką, pracę ręczną, wykonywaną jako zawód, czyli w celu zarobku dla lub w związku ze sporządzeniem, przekształceniem, upiększeniem, naprawieniem lub wykończeniem jakiegokolwiek wyrobu, lub jego części, przeznaczonego na sprzedaż.
Warsztat ma oznaczać: jakąkolwiek izbę lub miejsce, przykryte albo pod golem niebem, gdzie „rzemiosło“ wykonywane jest przez jakiekolwiek dziecko, robotnika młodocianego lub kobietę, i gdzie ten, który zatrudnia owo dziecko, młodocianego lub kobietę, posiada prawo wstępu i dozoru.
Zatrudniony ma oznaczać: czynny w „rzemiośle“, za płacę lub bezpłatnie, pod zwierzchnością majstra, lub też jednego z rodziców, zgodnie z poniższem określeniem szczegółowem.
Rodzic (parent) ma oznaczać: ojca, matkę, opiekuna lub inne osoby, których opiece lub kurateli powierzone jest jakiekolwiek... dziecko lub robotnik młodociany“.
Art. 7, traktujący o karach za zatrudnianie dzieci, młodocianych i kobiet wbrew przepisom tej ustawy, karze grzywnami nietylko właściciela warsztatu, bez względu na to, czy jest jednem z rodziców, czy też nie, lecz również „rodziców i inne osoby, sprawujące opiekę nad dzieckiem, młodocianym lub kobietą, albo też ciągnące bezpośrednią korzyść z ich pracy“.
„Factory Acts Extension Act“, tyczący wielkich przedsiębiorstw, różni się na swą niekorzyść od ustawy fabrycznej mnóstwem nędznych wyjątków i tchórzliwych kompromisów z kapitalistami.
„Workshops’ Regulation Act“, mizerny we wszystkich swych szczegółach, pozostał martwą literą w ręku władz miejskich i lokalnych, którym powierzono jego wykonanie. Gdy w r. 1871 parlament pozbawił władze samorządowe tych pełnomocnictw i powierzył je inspektorom fabrycznym, których zakres dozoru za jednym zamachem powiększono o przeszło 100 tysięcy warsztatów, w tem 300 samych cegielń, to personel inspekcyjny, i tak już wszakże o wiele za szczupły, najtroskliwiej pomnożono zaledwie o 8 asystentów[635].

W tem ustawodawstwie angielskiem z r. 1867 uderza więc z jednej strony to, że parlament klas posiadających był bądź co bądź zmuszony w zasadzie uchwalić tak niezwykłe i rozległe środki zapobiegawcze przeciwko nadużyciom wyzysku kapitalistycznego, z drugiej strony — połowiczność, niechęć i nieuczciwość, z jaką w rzeczywistości środki te wprowadzał w życie.
Komisja śledcza z r. 1862 zaproponowała również nowy regulamin dla górnictwa, przemysłu, który tem się różni od wszystkich innych, że w nim interesy właścicieli ziemskich zbiegają się z interesami kapitalistów-przemysłowców. Przeciwieństwo tych obu interesów sprzyjało ustawodawstwu społecznemu; natomiast brak tego przeciwieństwa w górnictwie tłumaczy nam mitręgę i szykany ustawodawstwa górniczego.
Komisja śledcza z r. 1840 dokonała rewelacyj tak strasznych i oburzających i wywołała taki skandal wobec całej Europy, że parlament musiał uspokoić swe sumienie zapomocą „Mining Act“ [ustawy górniczej] z r. 1842, w której poprzestał na zakazie pracy pod powierzchnią ziemi kobiet i dzieci do lat 10.
Potem, w r. 1860, nastąpił „Mines Inspection Act“ [ustawa o inspekcji górniczej], który poddał kopalnie dozorowi umyślnie w tym celu mianowanych urzędników państwowych. Ustawa ta ponadto zakazała pracy chłopców od lat 10 do 12, z wyjątkiem posiadających świadectwo ukończenia szkoły, lub też uczęszczających do szkoły przez pewną liczbę godzin. Ustawa ta pozostała nawksroś martwą literą z powodu śmiesznie małej liczby mianowanych inspektorów, szczupłości ich pełnomocnictw, oraz z innych przyczyn, które bliżej wyjaśnimy w dalszym ciągu dzieła.
Jedną z najświeższych „błękitnych ksiąg“, tyczących górnictwa, jest „Report from the Select Committee on Mines, together with... Evidence, 23 July 1866“. Jest to dzieło komisji, złożonej z członków Izby Gmin i upoważnionej do wzywania i do przesłuchiwania świadków; gruby tom in folio, w którym właściwy „report“ [sprawozdanie] zajmuje zaledwie 5 wierszy druku tej treści: komisja nie może nic powiedzieć i musi przesłuchać jeszcze więcej świadków! Resztę księgi wypełniają zeznania świadków.
Sposób przesłuchiwania świadków przypomina owe cross examinations [krzyżowe badania] przed sądami angielskiemi, gdzie adwokat, zapomocą bezczelnych, dwuznacznych, krzyżowych i podstępnych pytań, stara się zbić z tropu świadka i przeinaczyć znaczenie jego słów. Adwokatami są tu sami członkowie parlamentarnej komisji śledczej, wśród których nie brak właścicieli: kopalń i przedsiębiorców górniczych; świadkami są górnicy, przeważnie z kopalń węgla. Cała ta komedja jest zbyt charakterystyczna dla ducha kapitału, aby nie podać tu z niej niektórych wyciągów. Dla łatwiejszej orjentacji podaję wyniki badań i t. d. według rubryk. Przypominam, że pytanie, wraz z obowiązkową odpowiedzią, opatrzone bywa w błękitnych księgach angielskich numerem, i że świadkami, których zeznania są tu przytaczane, są robotnicy z kopalń węgla.
1) Zatrudnianie w kopalniach chłopców od dziesiątego roku życia. Praca wraz z obowiązkową drogą do kopalni i z powrotem trwa zazwyczaj 14—15 godzin, niekiedy nawet dłużej, od 3, 4, 5 rano do 4 lub 5 wieczór (Nr.Nr. 6, 452, 83). Robotnicy dorośli pracują na dwie zmiany po 8 godzin, ale dla chłopców takiej zmiany niema, a to dla zaoszczędzenia kosztów (Nr.Nr. 80, 203, 204). Młodsi chłopcy używani są przeważnie do otwierania i zamykania drzwi w różnych oddziałach kopalni, starsi do ciężkiej roboty, przewozu węgla i t. d. (Nr.Nr, 122, 739, 1747). Ów długi, pod ziemią spędzany dzień roboczy trwa do lat 18—22, t. j. do momentu, gdy następuje przejście do właściwej roboty górnika (Nr. 161). Dzieci i młodociani muszą, dziś gorzej harować, niż kiedykolwiek dawniej (Nr.Nr. 1663—1667). Górnicy prawie jednogłośnie domagają, się ustawy parlamentarnej, zakazującej pracy w kopalniach dzieciom do lat 14. I oto Hussey Vivian (sam będący przedsiębiorcą górniczym) zapytuje: „Czyż żądanie to nie jest zależne od mniejszego lub większego ubóstwa rodziców?“ — a Mr. Bruce: „Czyżby to nie było zbyt surowe, aby w razie śmierci lub kalectwa ojca, odbierać rodzinie to źródło dochodów?... a przecież musi być jakaś norma jednakowa dla wszystkich... Czy chcecie w każdym wypadku zabronić zatrudniania pod ziemią dzieci do lat 14?“. Odpowiedź: „W każdym wypadku“ (Nr.Nr. 107—110). Vivian: „Gdyby praca w kopalniach była zakazana przed ukończeniem lat 14, to czy rodzice nie posyłaliby dzieci do fabryk i t. d.? Naogół, nie (Nr. 174). Robotnik: „Otwieranie i zamykanie drzwi wydaje się łatwe. Jest to robota bardzo męcząca. Nie mówiąc już o nieustannym przeciągu, chłopiec jest jak uwięziony, równie dobrze, jakgdyby go wpakowano do ciemnego karceru. Burżua Vivian: „Czyż chłopiec nie może czytać, odbywając swą wartę przy drzwiach, jeżeli ma latarkę? — Najpierw musiałby sobie kupować świece. Ale i tak nie pozwolonoby mu na to. Jest on tam poto, aby pilnować swej roboty, aby spełniać swój obowiązek. Nie widziałem nigdy, aby chłopiec czytał w kopalni“ (Nr.Nr. 141—160).
2) Wychowanie. Górnicy domagają się ustawy o przymusowem nauczaniu dzieci, jak w fabrykach. Oświadczają oni, że przepisy ustawy z r. 1860, wymagające świadectwa szkolnego przy zatrudnianiu chłopców od lat 10 do 12, nie odnoszą żadnego skutku. „Karne“ badanie ze strony kapitalistycznych sędziów śledczych zakrawa tu na kpiny (Nr. 115). „Czy ustawa jest bardziej potrzebna przeciw rodzicom, czy przeciw przedsiębiorcom? — przeciw jednym i drugim“ (Nr. 116). „Ale więcej przeciw pierwszym czy przeciw drugim? — Jak mam na to odpowiedzieć?“ (Nr. 137). „Czy przedsiębiorcy wykazują jakąkolwiek dążność do stosowania godzin pracy do nauki szkolnej? — Nie, nie skracają nigdy czasu pracy w tym celu“ (Nr. 211). „Czy górnicy uzupełniają później braki swego wychowania? — Naogół stają się gorsi, nabierają złych nałogów, oddają się pijaństwu, karciarstwu i t. d., i wykolejają się zupełnie“ (Nr. 109). „Dlaczego nie posyłacie dzieci do szkół wieczornych? — W większej części okręgów węglowych wcale ich niema. Tam, gdzie są, niektórzy chłopcy chcieliby uczęszczać do nich, ale są, tak wyczerpani długą, pracą, nadmierną, że oczy im się kleją ze znużenia“. „A więc“, wnioskuje burżua, jesteście przeciw wychowaniu? — Jako żywo, nie, ale i t. d.“ (Nr. 443). „Czy właściciele kopalń i t. d. nie są obowiązani, w myśl ustawy z r. 1860, żądać świadectw szkolnych, gdy zatrudniają dzieci w wieku od lat 10 do 12? — Według ustawy tak, ale przedsiębiorcy tego nie czynią“ (Nr. 444). „Zdaniem Waszem, ten przepis ustawy nie jest naogół wykonywany? — Wcale nie jest wykonywany“ (Nr. 717). „Czy górnicy bardzo się interesują tą sprawą (wychowania)? — Znaczna większość“ (Nr. 718). „Czy bardzo im zależy na wykonywaniu ustawy? — Znacznej większości“ (Nr. 720). „Czemuż więc nie narzucają jej wykonywania? Niejeden robotnik odmówiłby chętnie roboty chłopakowi, nie mającemu świadectwa szkolnego, ale sam stałby się w ten sposób człowiekiem zanotowanym (a marked man)“ (Nr. 721). „Zanotowanym przez kogo? — Przez swego pryncypała“ (Nr. 722). „Chybaż nie wierzycie w to, aby przedsiębiorcy kogo prześladowali za posłuszeństwo ustawie? — Myślę, że uczyniliby to“ (Nr. 723). „Czyście słyszeli o tem, aby kiedy robotnik odmówił dawania roboty chłopcu w Wieku lat 10—12, nie umiejącemu czytać, ani pisać? — To nie jest pozostawione wyborowi robotnika“ (Nr. 1634). „Żądacie, aby wdał się w to parlament? — Jeżeli chodzi o to, aby zdziałać coś skutecznego dla wychowania dzieci górników, to należy uczynić je przymusowem zapomocą ustawy parlamentarnej“ (Nr. 1636). „Czy ma to tyczyć dzieci wszystkich robotników Wielkiej Brytanji, czy tylko dzieci górników? — Jestem tutaj, aby mówić w imieniu górników“ (Nr. 1638). „Dlaczego mamy wyróżniać dzieci górników z pomiędzy innych? Bo stanowią wyjątek“ (Nr. 1639). „Pod jakim względem? — Pod względem fizycznym“ (Nr. 1640). „Czemuż wychowanie miałoby przedstawiać większą wartość dla synów górników, niż dla chłopców z innych klas? — Tego nie mówię, aby miało dla nich większą wartość, ale wskutek przepracowania w kopalniach mają oni mniejsze widoki pobierania nauki w szkołach dziennych i niedzielnych“ (Nr. 1644). „Nieprawdaż, niepodobna tego rodzaju kwestyj traktować w sposób bezwzględny?“ (Nr. 1646). „Czy w okręgach jest dosyć szkół? — Nie“ (Nr. 1647). „Gdyby państwo zażądało, aby każde dziecko było posyłane do szkoły, to skąd miałyby się wziąć szkoły dla wszystkich dzieci? — Sądzę, że skoro okoliczności zmuszą do tego, to i szkoły zostaną urządzone. Znaczna większość nietylko dzieci, ale nawet górników dorosłych nie umie czytać ani pisać“ (Nr.Nr. 705, 726).
3) Praca kobieca. Wprawdzie od r. 1842 robotnice nie pracują pod ziemią, ale pracują na powierzchni ziemi przy ładowaniu węgla i t. d., dźwiganiu kuf na wagony kolejowe i do kanałów, przy sortowaniu i t. d. Zatrudnienie kobiet bardzo wzrosło w ciągu ostatnich 3—4 lat (Nr. 1727). Są to przeważnie żony, córki lub wdowy górników, w wieku od lat 12 do 50 — 60 (Nr.Nr. 645, 1779, 648). „Cóż myślą górnicy o zatrudnieniu kobiet w kopalniach? — Naogół potępiają je“. „Dlaczego? — Bo uważają je za poniżające dla tej płci“ (Nr. 649). „Czy mają one odrębną odzież? — Tak... Noszą coś w rodzaju męskiego ubioru. W wielu wypadkach tłumi to wszelkie poczucie wstydu. Niektóre kobiety palą. Robota ich jest równie brudna, jak w samej kopalni. Wiele jest śród nich kobiet dzietnych, które nie mogą wypełniać swych obowiązków macierzyńskich“ (Nr. 651 i nast., Nr. 709). „Czy wdowy mogą gdzieindziej znaleźć zajęcie równie popłatne (8 — 10 szylingów tygodniowo)? — Nic o tem nie mogę powiedzieć“ (Nr. 709). „A jednak jesteście zdecydowani (kamienne serce!) pozbawić ich tego utrzymania? — Z pewnością“ (Nr. 710). „Skąd taki nastrój? — Według powszechnego mniemania, praca ta poniża kobiety, a my, górnicy, mamy zbyt wiele szacunku dla płci pięknej, aby skazywać ją na pracę w kopalni... praca ich przeważnie jest bardzo ciężka. Wiele z tych dziewczyn przenosi po 10 tonn dziennie“ (Nr. 1715, 1717). „Gzy sądzicie, że robotnice w kopalniach są bardziej zepsute od robotnic fabrycznych? — Procent zepsutych jest większy, niż wśród dziewczyn fabrycznych“ (Nr. 1731). „Ale jesteście niezadowoleni również ze stanu moralności w fabrykach? — Nie“ (Nr. 1733). „Czy chcecie zabronić pracy kobiecej i w fabrykach? — Nie, nie chcę tego“ (Nr. 1734). „Dlaczegóż nie? — Ta praca jest przyzwoitsza i stosowniejsza dla płci kobiecej“ (Nr. 1735). „Jednak sądzicie, że jest szkodliwa dla ich moralności? — Nie, o wiele mniej niż praca w kopalni. Zresztą, chodzi mi nietylko o motywy moralne, ale również o fizyczne i społeczne. Obniżenie społecznego poziomu dziewczyn jest wręcz straszne. Gdy te 400—500 dziewczyn zostają żonami górników, to mężowie ich cierpią bardzo z powodu tego upadku, i gna to ich z domu do szynku“ (Nr. 1736). „Ale czyż to samo nie tyczy kobiet, pracujących w przemyśle żelaznym? — Nie mogę mówić w imieniu innych zawodów“ (Nr. 1737). „Ale co za różnica pomiędzy kobietami, zatrudnionemi w przemyśle żelaznym, a zatrudnionemi w kopalniach? — Nie zajmowałem się tą sprawą“ (Nr. 1740). „Czy możecie znaleźć różnicę pomiędzy tą kategorją a tamtą? — Nie doszedłem do żadnych wniosków w tej sprawie, ale, odwiedzając dom za domem, poznałem haniebny stan rzeczy w naszym okręgu“ (Nr. 1741). „Czy nie mielibyście wielkiej chęci znieść pracę kobiecą wszędzie tam, gdzie ona poniża kobietę? — Tak... najlepszych uczuć Anglik uczy się od swej matki“ (Nr. 1750). „Ale przecież to tyczy również pracy kobiet na roli? — Tam praca trwa tylko przez dwie pory roku, a u nas pracują one przez wszystkie cztery pory. (Nr. 1751). Nieraz pracują dniem i nocą, przemoczone do nitki, co niszczy ich organizm i rujnuje ich zdrowie“. „Nie studjowaliście wogóle tej sprawy (mianowicie pracy kobiecej)? — Rozglądałem się dokoła i tyle mogę powiedzieć, że nigdzie nic nie widziałem, coby dało się porównać ze skutkami pracy kobiecej w kopalniach węgla. Jest to praca męska, i to praca dla silnych mężczyzn (Nr.Nr. 1753, 1793, 1794). Lepsza część górników, która pragnie się wznieść na wyższy poziom życia i obyczajów, nietylko nie znajduje pomocy u swych żon, lecz przez nie pogrąża się jeszcze głębiej“ (Nr. 1808).
Po dalszych krzyżowych pytaniach burżujów; wreszcie wychodzi najaw tajemnica ich „spółczucia“ dla wdów, biednych rodzin i t. d. „Właściciel kopalni powierza zwierzchni dozór nad nią pewnym panom, którzy, chcąc zasłużyć na jego uznanie, starają się urządzać wszystko jak najoszczędniej; dziewczyny zaś dostają dziennie od 1 szylinga do 1 szylinga 6 pensów tam, gdzie mężczyzna musiałby otrzymać 2 szylingi 6 pensów“ (Nr. 1816).
4) Sądy przysięgłych dla oglądu zwłok. „W sprawie badania zwłok przez biegłych, czy w waszych okręgach robotnicy są zadowoleni z procedury sądowej, gdy zachodzą nieszczęśliwe wypadki? — Nie, nie są zadowoleni“ (Nr. 360). „Dlaczego? — Zwłaszcza dlatego, że na przysięgłych powołują ludzi, którzy nie mają pojęcia o kopalniach. Robotników nigdy nie powołują, chyba na świadków. Naogół biorą na przysięgłych okolicznych sklepikarzy, którzy są pod wpływem właścicieli kopalń, swych klientów, i nie rozumieją nawet technicznych wyrażeń świadków. Domagamy się, aby górnicy wchodzili w skład przysięgłych. Zazwyczaj orzeczenie przysięgłych stoi w sprzeczności z zeznaniami świadków“ (Nr. 361, 364, 366, 368, 371, 375). „Czyż przysięgli nie powinni być bezstronni? — Tak“. „Czy robotnicy byliby bezstronni? — Nie widzę przyczyn, dla których nie mieliby być bezstronni. Z pewnością, lepiej znają się na rzeczy“. „A czyż nie byliby skłonni do uchwalania, w interesie robotników, zbyt surowych, niesłusznych wyroków? — Nie, nie sądzę“ (Nr.Nr. 378, 379, 380).
5) Fałszywe miary i wagi i t. d. Robotnicy domagają się płac tygodniowych zamiast dwutygodniowych, mierzenia na wagę zamiast na objętość kuf, ochrony przed stosowaniem fałszywych wag — i t. d. „Jeżeli kufy zostają podstępnie powiększone, to przecież robotnik może porzucić kopalnię za dwutygodniowem wypowiedzeniem? — Ale, gdy uda się w inne miejsce, spotka go to samo“ (Nr. 1071). „Ale może przecież opuścić miejsce, gdzie dzieje się ta niesprawiedliwość? — Panuje ona powszechnie“ (Nr. 1072). „Ale robotnik może porzucić swą każdorazową posadę, ze dwutygodniowem wypowiedzeniem? — Tak“ (Nr. 1073). Sprawa pogrzebana!
6) Inspekcja górnicza. Wypadki nieszczęśliwe, spowodowane przez wybuchy gazów, nie są jedynem złem, od którego cierpią górnicy. „Mamy niemniejsze powody do uskarżania się na wentylację kopalń węgla, tak złą, że ludzie zaledwie oddychać tam mogą; stają się oni przez to niezdolni do jakiejkolwiek pracy. Naprzykład właśnie teraz w tej części kopalni, gdzie ja pracuję, zabójcze powietrze nabawiło wielu ludzi obłożnej parotygodniowej choroby. Główne korytarze są przeważnie dostatecznie przewietrzane, ale nie te miejsca właśnie, gdzie pracujemy“. „Dlaczegóż nie zwracacie się do inspektora? — Wielu jest niestety bardzo bojaźliwych w tych sprawach. Zdarzało się, że górnik padał ofiarą i tracił zajęcie dlatego, że się poskarżył inspektorowi“. „Jakto? Czy zostaje przez to człowiekiem „zanotowanym“? — Tak“. „I z trudnością znajdzie zajęcie gdzieindziej? — Tak“. „Czy sądzicie, że kopalnie w waszym okręgu są pod dostateczną inspekcją, tak że stosowanie przepisów ustawy jest zapewnione? — Nie. W ogóle niema żadnej inspekcji... W naszej kopalni przez lat 7 inspektor był tylko raz jeden. W okręgu, do którego należę, liczba inspektorów jest niewystarczająca. Staruszek przeszło siedemdziesięcioletni ma dozorować przeszło 130 kopalń. Oprócz powiększenia liczby inspektorów, potrzeba nam podinspektorów“ (Nr.Nr. 234, 241, 251, 254, 274, 275, 276, 293). „Czyż rząd ma wobec tego trzymać taką armję inspektorów, aby ci mogli wszystko to, czego żądacie, czynić sami, nie będąc informowani przez robotników? — To jest niemożliwe, ale powinni częściej przychodzić i informować się osobiście w kopalniach“ (Nr.Nr. 277, 280). „Czy nie sądzicie, że w rezultacie odpowiedzialność (!) za wentylację i t. d. spadłaby z właścicieli kopalń na urzędników rządowych? — Wcale nie; ich zadaniem powinno być zmuszanie do stosowania istniejących ustaw“ (Nr. 285). „Gdy mówicie o podinspektorach, to czy macie na myśli ludzi z niższą płacą i niższemi kwalifikacjami, niż inspektorowie obecni? — Wcale nie pragnę gorszych, jeżeli możecie mieć lepszych“ (Nr. 294). „Czy chcecie poprostu więcej inspektorów, czy też urzędników niższej kategorji niż inspektorowie? — Potrzeba nam ludzi, którzyby się sami pokręcili po kopalni, ludzi, którzy nie boją się o własną skórę“ (Nr. 295). „Gdyby zgodnie z waszem życzeniem mianowano inspektorów gorszego rodzaju, to czy brak kwalifikacji nie byłby powodem niebezpieczeństwa i t. d.? — Nie, jest to rzeczą rządu dobrać stosownych ludzi“ (Nr. 297).
Ten rodzaj badania wydał się wkońcu zbyt bezczelny nawet prezesowi komisji śledczej. „Chcecie“, wtrącił on, „praktyków, którzy się sami rozejrzą w kopalni i złożą sprawozdanie inspektorowi, który potem będzie mógł zastosować swą wyższą wiedzę“ (Nr. 298, 299). „Czyż wentylacja tych wszystkich starych kopalń nie spowodowałaby wielu kosztów? — Tak, wydatki mogłyby wzrosnąć, ale życie ludzkie byłoby chronione“ (Nr. 531). Pewien górnik protestuje przeciwko art. 17 ustawy z r. 1860: „Obecnie, jeżeli inspektor znajdzie jakąś część kopalni w stanie nienadającym się do pracy, to powinien złożyć raport o tem właścicielowi kopalni oraz ministrowi spraw wewnętrznych. Potem właściciel ma przed sobą 20 dni czasu do namysłu; po upływie tych 20 dni może odmówić wszelkiej zmiany. Jeżeli jednak to uczyni, to powinien napisać o tem do ministra spraw wewnętrznych, i zaproponować mu pięciu inżynierów górniczych, z pomiędzy których minister musi wybrać sędziów rozjemczych. Twierdzimy, że w tym wypadku właściciel kopalni faktycznie mianuje swych własnych sędziów“ (Nr. 581). Na to burżua z komisji śledczej, sam będący właścicielem kopalni: „Jest to bardzo naciągany argument“ (Nr. 586). „Niewysoko więc cenicie uczciwość inżynierów górniczych? — Mówię, że jest to bardzo niesłuszne i niesprawiedliwe“ (Nr. 588). „Czyż inżynierowie górniczy nie posiadają pewnego rodzaju charakteru publicznego, stawiającego ich orzeczenia powyżej stronniczości, której się obawiacie? — Odmawiam odpowiedzi na zapytania o charakter osobisty tych ludzi. Jestem przekonany, że w wielu wypadkach działają bardzo stronnie, i że należałoby odjąć im tę władzę tam, gdzie w grę wchodzi życie ludzkie“ (Nr. 589).
Ten sam burżua ma bezczelność pytać: „Czy nie sądzicie, że właściciele kopalń ponoszą straty przy wybuchach?“ — i wreszcie (Nr. 1042): „Czyż wy, robotnicy, nie umiecie sami strzec swych interesów, nie wzywając pomocy rządu? — Nie“.
W roku 1865 było w Wielkiej Brytanji 3.217 kopalń węgla i — 12 inspektorów. Pewien właściciel kopalń w Yorkshire („Times z 26 stycznia r. 1867) sam obliczył, że niezależnie od zajęć czysto biurokratycznych, pochłaniających cały czas inspektorów, mogliby oni zwiedzić każdą kopalnię conajwyżej raz na 10 lat. Nic więc dziwnego, że w ostatnich latach (zwłaszcza w latach 1866 i 1867) liczba katastrof górniczych wzrasta i że rozmiary ich są coraz większe (czasem 200 — 300 robotników pada ofiarą). Oto powaby „wolnej“ produkcji kapitalistycznej! Bądź co bądź ustawa z r. 1872, pomimo swych braków, jest pierwszą, normującą godziny pracy dzieci, zatrudnionych w kopalniach, oraz nakładającą na eksploatatorów i właścicieli kopalń niejaką odpowiedzialność za tak zwane wypadki nieszczęśliwe.
Komisja królewska z r. 1867, powołana do zbadania pracy dzieci, młodzieży i kobiet w rolnictwie, ogłosiła kilka bardzo ważnych sprawozdań. Czyniono różne próby rozszerzenia zasad ustawodawstwa fabrycznego, choćby w formie zmienionej, na rolnictwo, lecz dotychczas wszystkie te próby pozostały bezowocne. Jednak muszę tu zwrócić uwagę czytelnika na istnienie nieprzepartej dążności do powszechnego stosowania tych zasad.

Jeżeli rozpowszechnienie ustawodawstwa fabrycznego stało się niezbędne dla fizycznej i duchowej ochrony klasy robotniczej, to z drugiej strony to samo ustawodawstwo, jak już wspominaliśmy, przyśpiesza i upowszechnia przekształcanie rozproszonych procesów pracy w skali karłowatej w złożone procesy pracy w skali wielkiej, społecznej, a więc koncentrację kapitału i wyłączne panowanie ustroju fabrycznego. Niszczy ono wszelkie formy staroświeckie i przejściowe, które częściowo przesłaniają jeszcze panowanie kapitału, i na ich miejsce wprowadza jego panowanie bezpośrednie i jawne. Upowszechnia przez to również i walkę bezpośrednią, z tem panowaniem. Narzucając oddzielnym warsztatom pracy jednostajność, prawidłowość, porządek i oszczędność, zarazem dzięki potężnym bodźcom, któremi dla techniki stają się unormowanie i ograniczenie dnia roboczego, wzmaga anarchję i katastrofalność produkcji kapitalistycznej, jako całości, natężenie pracy i konkurencję pomiędzy maszyną a robotnikiem. Niwecząc dziedziny drobnego przemysłu i pracy chałupniczej, wypiera „zbytecznych“ robotników z ich ostatnich schronisk, a przez to pozbawia całokształt mechanizmu społecznego jego dotychczasowej klapy bezpieczeństwa. Wraz z materjalnemi warunkami i społecznym układem procesu produkcji przyśpiesza ono też dojrzewanie przeciwieństw i sprzeczności jego formy kapitalistycznej, a więc jednocześnie dojrzewanie twórczych pierwiastków nowego społeczeństwa i przewrotowych czynników starego[636].

10. Wielki przemysł a rolnictwo.

Później dopiero będziemy mogli przedstawić rewolucję, którą, wielki przemysł wywołuje w rolnictwie i w społecznych stosunkach producentów rolnych. Tu wystarczy krótka wzmianka, uprzedzająca niektóre wyniki. Jeżeli stosowanie maszyn w rolnictwie po większej części nie pociąga za sobą tych ujemnych skutków fizycznych, które są udziałem robotnika fabrycznego[637], to zato maszyna w rolnictwie intensywniej jeszcze niż w przemyśle, i przytem bez żadnej przeciwwagi, czyni robotników „zbytecznymi“, jak to później zobaczymy bardziej szczegółowo. Naprzykład w hrabstwach Cambridge i Suffolk obszar gruntów uprawnych wzrósł bardzo w ostatniem dwudziestoleciu, podczas gdy ludność wiejska w tym samym okresie zmalała nietylko względnie, ale nawet bezwzględnie. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej maszyny rolnicze tymczasem tylko potencjalnie zastępują robotników, to jest pozwalają producentowi na uprawę większych obszarów, lecz nie rugują robotników, faktycznie zatrudnionych. W Anglji i Walji w r. 1861 liczba osób, zatrudnionych przy wyrobie maszyn rolniczych, wynosiła 1.034, podczas gdy liczba robotników rolnych, zajętych przy maszynach parowych i przy maszynach roboczych„ wynosiła tylko 1.205.
Wielki przemysł w dziedzinie rolnictwa działa najrewolucyjniej w tem znaczeniu, że niweczy ostoję starego społeczeństwa, „chłopa“, i zastępuje go przez robotnika najemnego. W ten sposób wieś pod względem społecznych przeciwieństw i dążności przewrotowych upodobnia się do miasta. Miejsce gospodarki najbardziej skostniałej w swych tradycjach, najbardziej nieracjonalnej i niecelowej zajmuje świadome, techniczne zastosowanie wiedzy. Zerwanie pierwotnej, rodzinnej więzi pomiędzy rolnictwem a przemysłem, więzi łączącej ich dziecięce, nierozwinięte postacie, dokonywa się ostatecznie za sprawą kapitalistycznego trybu produkcji. Ale kapitalistyczny tryb produkcji stwarza zarazem materjalne przesłanki nowej, wyższej syntezy, zjednoczenia rolnictwa i przemysłu na gruncie ich form rozwiniętych i przeciwstawnych sobie. Wraz z rosnącą wciąż przewagą ludności miejskiej, skupiającej się w wielkich ośrodkach, produkcja kapitalistyczna z jednej strony nagromadza dziejową siłę napędową społeczeństwa, z drugiej strony utrudnia wymianę materji pomiędzy człowiekiem a ziemią, to znaczy powrót do ziemi tych jej cząstek, które zostały zużyte przez człowieka jako pokarm i jako odzież, a więc narusza wymianę, będącą odwiecznym warunkiem przyrodzonej trwałej urodzajności gleby. Niszczy przez to zarazem fizyczne zdrowie robotników miejskich i duchowe życie robotników rolnych[638]. Ale, niwecząc żywiołowo powstające warunki owej wymiany materji, produkcja kapitalistyczna jednocześnie zmusza do systematycznego odtwarzania jej, jako prawa, rządzącego produkcją społeczną, i w formie, dostosowanej do pełnego rozwoju człowieka. W rolnictwie, zarówno jak w przemyśle, kapitalistyczne przekształcenie procesu produkcji występuje zarazem jako martyrolog ja [historja cierpień] wytwórców, środek pracy — jako środek ujarzmienia, wyzysku i zubożenia robotnika, a społeczne łączenie procesów pracy — jako zorganizowane dławienie jego indywidualnej żywotności, wolności i samodzielności. Rozproszenie robotników wiejskich na wielkich przestrzeniach łamie zarazem ich siłę oporu, podczas gdy skupienie robotników miejskich ją wzmaga. W nowożytnem rolnictwie, podobnie jak w przemyśle miejskim, większa siła wytwórcza i większe uruchomienie pracy okupywane jest wyniszczeniem i rujnowaniem samej siły roboczej. I każdy postęp rolnictwa kapitalistycznego jest nietylko postępem w sztuce grabienia robotnika, lecz również w sztuce grabienia ziemi, każdy postęp w podnoszeniu urodzajności ziemi na pewien okres czasu jest zarazem postępem w niszczeniu trwałych źródeł tej urodzajności. Im bardziej kraj dany, jak naprzykład Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, opiera swój rozwój na podstawie wielkoprzemysłowej, tem szybciej postępuje ów proces zniszczenia[639]. A więc produkcja kapitalistyczna rozwija technikę różnych procesów produkcji i ich łączenie w całość społeczną, tylko w ten sposób, że wyniszcza zarazem same źródła wszelkiego bogactwa: ziemię i robotnika.



DZIAŁ PIĄTY.
Wytwarzanie wartości dodatkowej bezwzględnej i względnej.

Rozdział czternasty.
WARTOŚĆ DODATKOWA BEZWZGLĘDNA I WZGLĘDNA.

Z początku (patrz rozdział piąty) rozpatrywaliśmy proces pracy w oderwaniu, niezależnie od jego form historycznych, jako proces, zachodzący pomiędzy człowiekiem a przyrodą. Mówiliśmy tam: „Jeżeli będziemy rozpatrywali cały proces pracy z punktu widzenia jego wyniku, wytworu, to i środki pracy i przedmiot pracy okażą się środkami produkcji, a sama praca — pracą wytwórczą [produkcyjną]“ (str. 161). A w przypisie siódmym uzupełniliśmy: „To określenie pracy wytwórczej dane z punktu widzenia prostego procesu pracy, nie wystarcza bynajmniej dla kapitalistycznego procesu produkcji“. Tę myśl musimy tu rozwinąć dalej.
Dopóki proces pracy jest czysto indywidualny, dopóty ten sam robotnik łączy w sobie wszystkie funkcje, które się potem rozłączają. Przywłaszczając sobie indywidualnie przedmioty zewnętrzne dla siwych celów życiowych, kontroluje on sam siebie. Później jest kontrolowany. Człowiek pojedynczy nie może oddziaływać na przyrodę inaczej, niż zapomocą działalności swych własnych mięśni, pod kontrolą swego własnego mózgu. Jak w systemie przyrody głowa i ręka są nierozłączne, tak proces pracy łączy pracę głowy z pracą ręki: później rozdzielają, się one i dochodzą aż do wrogiego przeciwieństwa. Wytwór przekształca się wogóle z bezpośredniego wytworu indywidualnego producenta w społeczny, wspólny wytwór robotnika zbiorowego, to znaczy złożonego personelu robotniczego, którego poszczególne członki stoją bliżej lub dalej od bezpośredniego kontaktu z przedmiotem pracy. Wraz z kooperacyjnym charakterem procesu pracy rozszerza się więc z konieczności pojęcie pracy produkcyjnej i jej nosiciela, robotnika produkcyjnego, Ażeby pracować produkcyjnie, już nie trzeba samemu przykładać ręki. Wystarczy być organem robotnika zbiorowego, pełnić którąkolwiek z jego funkcyj podrzędnych. Początkowe określenie pracy produkcyjnej, przytoczone powyżej, wyprowadzone z samej istoty produkcji materjalnej, pozostaje nadal słuszne w stosunku do robotnika zbiorowego, rozpatrywanego jako całość. Ale nie stosuje się już do każdego z jego członków, wziętego oddzielnie.
Ale z drugiej strony zwęża się pojęcie pracy produkcyjnej. Produkcja kapitalistyczna jest nietylko wytwarzaniem towaru, lecz w swej istocie jest wytwarzaniem wartości dodatkowej. Robotnik wytwarza nie dla siebie, lecz dla kapitału. Nie wystarcza już Więc, że wytwarza wogóle. Musi wytwarzać wartość dodatkową. Produkcyjnym jest tylko ten robotnik, który wytwarza wartość dodatkową dla kapitalisty, czyli służy samopomnażaniu kapitału. Jeżeli wolno zaczerpnąć przykład z poza dziedziny produkcji materjalnej, to powiem, że nauczyciel szkolny jest robotnikiem produkcyjnym, jeżeli nietylko urabia umysły dzieci, lecz również sam się zapracowuje gwoli zbogaceniu przedsiębiorcy. Stosunek nie zmienia się wcale przez to, że przedsiębiorca włożył swój kapitał w fabrykę oświaty, a nie w fabrykę kiełbas. Pojęcie robotnika produkcyjnego mieści więc nietylko stosunek pomiędzy działalnością a wynikiem użytecznym, pomiędzy robotnikiem a wytworem pracy, lecz również swoisty społeczny, historycznie powstający stosunek produkcyjny, który na robotniku wyciska stempel narzędzia, służącego bezpośrednio pomnażaniu wartości kapitału. A więc, prawdziwy to pech a nie szczęście, być robotnikiem produkcyjnym. W czwartej księdze niniejszego dzieła, traktującej o dziejach teorji, zobaczymy zbliska, że klasyczna ekonomja polityczna zdawna to instynktownie, to świadomie czyniła wytwarzanie wartości dodatkowej cechą, wyróżniającą robotnika produkcyjnego. A więc wraz z pojmowaniem przez nią istoty wartości dodatkowej zmieniało się jej określenie robotnika produkcyjnego. Naprzykład fizjokraci twierdzą, że tylko praca rolnicza jest produkcyjną, gdyż ona tylko dostarcza wartości dodatkowej. Ale dla fizjokratów wartość dodatkowa istnieje wyłącznie w postaci renty gruntowej.
Przedłużenie dnia roboczego poza granicę, w której obrębie robotnik wytworzyłby jedynie równoważnik wartości swej siły roboczej, i przywłaszczenie tej pracy dodatkowej przez kapituł jest to wytwarzanie wartości dodatkowej bezwzględnej. Proces ten może zachodzić i zachodzi na podstawie sposobów produkcji, które historja przekazuje kapitałowi bez jego spółudziału. Zachodzi więc wówczas metamorfoza tylko formalna, innemi słowy kapitalistyczny system wyzysku tem tylko się odróżnia od systemów wcześniejszych, jak niewolnictwo i t. d., że praca dodatkowa tu jest wydzierana robotnikowi drogą bezpośredniego przymusu, tam zaś odbywa się za pośrednictwem „dobrowolnej“ sprzedaży siły roboczej. Przesłanką wytwarzania wartości dodatkowej bezwzględnej jest więc jedynie podporządkowanie formalne pracy kapitałowi.
Wytwarzanie wartości dodatkowej bezwzględnej stanowi ogólną podstawę systemu kapitalistycznego, a zarazem punkt wyjścia wytwarzania wartości dodatkowej względnej. Przy wytwarzaniu wartości dodatkowej względnej dzień roboczy jest zgóry podzielony na dwie części: pracę niezbędną i pracę dodatkową. W celu przedłużenia pracy dodatkowej, kapitalista skraca pracę niezbędną zapomocą metod, dzięki którym wytworzenie równoważnika płacy roboczej dokonywa się w krótszym przeciągu czasu. Wytwarzanie wartości dodatkowej bezwzględnej obraca się jedynie dokoła długości dnia roboczego; wytwarzanie wartości dodatkowej względnej rewolucjonizuje do głębi techniczne procesy pracy i układ warstw społecznych.
A więc założeniem wytwarzania wartości dodatkowej względnej jest specyficznie kapitalistyczny tryb produkcji, który wraz ze swemi metodami, środkami i warunkami sam powstaje samorzutnie i kształtuje się dopiero na podstawie formalnego podporządkowania pracy kapitałowi. Miejsce formalnego podporządkowania pracy kapitałowi zajmuje podporządkowanie realne.
Wystarczy wzmianka tylko o formach mieszanych, w których ani praca dodatkowa nie jest wyciskana z wytwórcy pod bezpośrednim przymusem, ani też nie nastąpiło jeszcze formalne podporządkowanie wytwórcy kapitałowi. Kapitał nie owładnął tu jeszcze bezpośrednio procesem pracy. Obok samodzielnych wytwórców, uprawiających ziemię lub też rzemiosło tradycyjnym, pradziadowskim sposobem, występuje pasorzytujący na nich lichwiarz lub kupiec, kapitał lichwiarski lub handlowy. Panowanie w danem społeczeństwie tej formy wyzysku wyklucza kapitalistyczny tryb produkcji, choć z drugiej strony może stanowić przejście doń, jak to było w późnem średniowieczu. Wreszcie przykład nowożytnej pracy chałupniczej wskazuje, że pewne formy mieszane odradzają się gdzieniegdzie na podłożu wielkiego przemysłu, choć w zupełnie zmienionej postaci.
Jeżeli do wytwarzania wartości dodatkowej bezwzględnej wystarcza formalne tylko podporządkowanie pracy kapitałowi, polegające na tem naprzykład, że rzemieślnicy, którzy przedtem pracowali na własny rachunek lub też jako czeladź majstra cechowego, obecnie, jako robotnicy najemni, przechodzą pod bezpośrednią kontrolę kapitalisty, to z drugiej strony widzieliśmy już, jak metody wytwarzania wartości dodatkowej względnej są zarazem metodami wytwarzania wartości dodatkowej bezwzględnej. Nieograniczone przedłużanie dnia roboczego okazało się nawet najwłaśniejszym wytworem wielkiego przemysłu. Wogóle specyficznie kapitalistyczny tryb produkcji przestaje być tylko środkiem wytwarzania wartości dodatkowej względnej z chwilą, gdy opanuje całą gałąź produkcji, a tem bardziej — gdy opanuje wszystkie podstawowe gałęzie produkcji Staje się wtedy ogólną, społecznie panującą formą procesu produkcji. Jako szczególna forma wytwarzania wartości dodatkowej względnej, działa jeszcze tylko: po pierwsze, dopóki ogarnia gałęzie przemysłu, dotychczas formalnie tylko poddane kapitałowi, a więc dopóki się coraz bardziej rozszerza; powtóre, dopóki wciąż jeszcze rewolucjonizuje opanowane przezeń dziedziny przemysłu zapomocą zmian metod produkcji.
Z pewnego punktu widzenia różnica pomiędzy wartością dodatkową bezwzględną a względną wydaje się wogóle ułudną. Wartość dodatkowa względna jest bezwzględną, gdyż wymaga bezwzględnego przedłużenia dnia roboczego poza czas pracy, niezbędny dla istnienia samego robotnika. Wartość dodatkowa bezwzględna jest względna, gdyż wymaga rozwoju wydajności pracy, pozwalającego ograniczyć niezbędny czas pracy do pewnej części dnia roboczego. Jeżeli jednak uwzględniany ruch wartości dodatkowej, to znika ów pozór tożsamości. Z chwilą, gdy kapitalistyczny tryb produkcji ustala się i upowszechniła różnica pomiędzy wartością dodatkową bezwzględną a względną daje się odczuć, ilekroć chodzi o to, aby wogóle podnieść stopę wartości dodatkowej. Wychodząc z założenia, że siła robocza jest opłacana według swej wartości, stajemy wobec następującej alternatywy: jeżeli siła wytwórcza pracy i normalny stopień jej natężenia są dane, to stopa wartości dodatkowej może być podniesiona jedynie zapomocą bezwzględnego przedłużenia dnia roboczego; z drugiej stromy, przy danych granicach dnia roboczego, stopa wartości dodatkowej może być podniesiona jedynie zapomocą zmiany wielkości stosunkowej jego części składowych, pracy niezbędnej i pracy dodatkowej, a to ze swej strony, o — ile płaca nie ma spaść poniżej wartości siły roboczej, wymaga zmiany wydajności lub natężenia pracy.
Jeżeli robotnikowi cały jego czas jest potrzebny na to, aby wytworzyć środki utrzymania, potrzebne dla niego samego i dla jego rodzimy, to nie ma on ani chwili czasu poto, aby bezpłatnie pracować dla osób trzecich. Bez pewnego stopnia wydajności pracy robotnik nie ma takiego czasu rozporządzalnego, a bez takiego czasu rozporządzalnego mierna pracy dodatkowej, a więc mierna kapitalistów, jak zresztą niema właścicieli niewolników ani baronów feudalnych, jednem słowem niema klasy wielkich posiadaczy[640].
Można więc mówić o przyrodzonej podstawie wartości dodatkowej, ale tylko w tym zupełnie ogólnikowym sensie, że żadna bezwzględna przeszkoda przyrodzona nie powstrzymuje nikogo od zwalania z siebie na kogo innego pracy, niezbędnej dla własnego utrzymania, podobnie jak niema bezwzględnych przeszkód przyrodzonych, któreby powstrzymywały jednego człowieka od żywienia się mięsem drugiego[641].
Z tę, przyrodzony wydajnością pracy nie należy wcale kojarzyć wyobrażeń mistycznych, jak się tu i owdzie zdarzało. Dopiero odkąd ludzie dzięki pracy swej wyrośli ze swych pierwotnych, zwierzęcych warunków bytu, a więc już do pewnego stopnia uspołecznili swą pracę, powstają stosunki, przy których praca dodatkowa jednego człowieka staje się warunkiem bytu drugiego. W zaraniu kultury nabyte siły wytwórcze pracy są znikome, ale niemniej znikome są potrzeby, które się rozwijają w miarę rozwoju środków ich zaspakajania. Zresztą w tej epoce pierwotnej części społeczeństwa^ żyjące z cudzej pracy, są jeszcze znikomo małe w stosunku do masy wytwórców bezpośrednich. Wraz z rozwojem społecznej siły wytwórczej pracy części te wyrastają absolutnie i stosunkowo[642]. Stosunek kapitalistyczny powstaje zresztą na podstawie gospodarczej, będącej wytworem długiego procesu rozwojowego. Dana wydajność pracy, która jest podstawą i punktem wyjścia tego stosunku, nie jest darem przyrody, lecz rozwoju dziejowego, którego okresy obejmują nie stulecia, lecz tysiące stuleci.
Jeżeli pominiemy mniej lub bardziej rozwiniętą formę produkcji społecznej, to siła wytwórcza pracy zależy od warunków przyrodzonych. Dają się one wszystkie sprowadzić do natury samego człowieka, jak rasa i t. d., i do otaczającej go przyrody. Zewnętrzne warunki przyrodzone dzielą się pod względem ekonomicznym na dwie wielkie kategorje: przyrodzone bogactwo środków utrzymania, jak np. urodzajne grunty, rybne wody i t. d. i przyrodzone bogactwo środków pracy, jak wodospady, rzeki spławne, drzewo, kruszce, węgiel i t. d. W zaraniu kultury rozstrzygające znaczenie ma pierwszy rodzaj przyrodzonego bogactwa, na wyższym stopniu — drugi. Porównajmy np. Angiję z Indjami, a w świecie starożytnym Ateny i Korynt z krajami wybrzeża Czarnomorskiego.
Im mniejsza jest liczba potrzeb przyrodzonych, które bezwzględnie muszę, być zaspokojone oraz im większa jest przyrodzona urodzajność gruntu i bardziej sprzyjający klimat, tem krótszy jest czas roboczy, niezbędny dla utrzymania i odtwarzania wytwórcy. A więc tem większa może być nadwyżka jego pracy dla innych nad jego pracą dla siebie samego. Tak więc już Diodor Sycylijski powiada o starożytnych Egipcjanach: „Całkiem nie do wiary, jak mało zachodów i kosztów wymaga u nich wychowanie dzieci. Gotują im pierwszą lepszą prostą potrawę; dają im również do jedzenia łodygę papyrusa, przypieczoną na ogniu, a także korzenie i łodygi roślin błotnych, po części surowe, po części gotowane lub smażone. Powietrze jest tak ciepłe, że większość dzieci chodzi boso i nago. Dlatego wychowanie dziecka, aż podrośnie, w sumie nie kosztuje rodziców więcej, niż 20 drachm[643]. Tem się głównie tłumaczy, że ludność Egiptu jest tak liczna i dzięki temu mogło tam powstać dużo wielkich budowli“[644]. Tymczasem wielkie budowle starożytnego Egiptu zawdzięczają swoje istnienie nietyle liczebności jego mieszkańców, ile temu, że ludność ta w wielkiej części mogła być użyta dla tego celu. Jak robotnik indywidualny tem więcej może dostarczyć pracy dodatkowej, im mniejszy jest jego niezbędny czas roboczy, tak też, im mniejsza część ludności robotniczej potrzebna jest dla wytwarzania niezbędnych środków utrzymania, tem większa część jej może być użyta do innych robót.
Jeżeli raz wyjdziemy z założenia produkcji kapitalistycznej, to — przy innych warunkach jednakowych i przy danej długości dnia roboczego — wielkość pracy dodatkowej będzie się zmieniała w zależności od przyrodzonych warunków pracy, zwłaszcza od urodzajności gruntu. Ale z tego nie wynika wcale, aby — odwrotnie — najurodzajniejsza gleba najbardziej sprzyjała rozwojowi kapitalistycznego trybu produkcji. Warunkiem jego jest panowanie człowieka nad przyrodą. Przyroda zbyt rozrzutna „prowadzi go za rękę jak dziecko na pasku“. Sprawia ona, że jego własny rozwój nie jest koniecznością przyrodzoną[645]. Nie klimat podzwrotnikowy ze swą, wybujałą roślinnością, lecz strefa umiarkowana jest ojczyzną kapitału. Nie bezwzględna urodzajność ziemi, lecz jej zróżniczkowanie i rozmaitość jej przyrodzonych płodów stanowią naturalną podstawę społecznego podziału pracy i pobudzają człowieka, dzięki zmianom w środowisku przyrodzonem, w którem on przebywa, do urozmaicania swych własnych potrzeb, zdolności, środków pracy i sposobów pracy. Konieczność społecznego kontrolowania pewnej siły przyrody, a więc normowania jej, opanowania jej na wielką stolę lub okiełznania jej dopiero zapomocą dzieł ludzkiej ręki — konieczność ta odgrywa najbardziej decydującą rolę w historji przemysłu. Przykładem regulowanie wody w Egipcie[646], w Lomhardjii, w Holandji i t. d. Albo też w Persji, w Indjach i t. d., gdzie nawadnianie zapomocą sztucznych kanałów dostarcza glebie nietylko niezbędną jej wodę, spływającą z gór, lecz również nawóz mineralny w postaci szlamu. Tajemnicą rozkwitu przemysłowego Hiszpanji i Sycylji pod panowaniem arabskiem była irygacja[647].
Sprzyjające warunki przyrodzone zawsze stwarzają tylko możność pracy dodatkowej, a więc wartości dodatkowej lub wytworu dodatkowego, ale nigdy nie wystarczają do jej powstania. Rozmaitość przyrodzonych warunków pracy sprawia, że ta sama ilość pracy w różnych krajach zaspakaja różne masy potrzeb[648], a więc że przy innych warunkach analogicznych niezbędny czas pracy jest różny. Warunki przyrodzone w stosunku do pracy dodatkowej odgrywają, tylko rolę granicy naturalnej, to znaczy określają punkt, od którego może się zacząć praca dla drugich. W miarę postępu przemysłu ta granica naturalna się cofa. W społeczeństwie zachodnio-europejskiem, gdzie robotnik tylko pracą dodatkową okupuje prawo do pracy dla własnego bytu, łatwo powstaje złudzenie, że wytwarzanie produktu dodatkowego jest przyrodzoną zdolnością pracy ludzkiej[649]. Ale weźmy dla przykładu mieszkańca wschodnich wysp archipelagu azjatyckiego, gdzie palma sagowa rośnie dziko w lasach. „Gdy mieszkańcy, wywierciwszy dziurę w drzewie, przekonają się o tem, że rdzeń jest dojrzały, to ścinają drzewo i dzielą pień na parę części, wyskrobują rdzeń, mieszają go z wodą i, odcedziwiszy wodę, otrzymują mąkę sagową, zupełnie zdatną do użytku. Jedno drzewo daje zazwyczaj 300 funtów mąki, a może dać 500—600 funtów. A więc tam się chodzi do lasu narąbać chleba, jak u nas się rąbie drzewo na opał“[650]. Przypuśćmy, że takiemu wschodnio-azjatyckiemu rębaczowi chleba potrzeba 12 godzin pracy na tydzień dla zaspokojenia wszystkich swych potrzeb. Obfitość wolnego czasu jest darem, którego przyroda użycza mu bezpośrednio. Potrzeba całego szeregu warunków historycznych, aby on ten czas wolny spożytkował produkcyjnie dla siebie samego, potrzeba przymusu zewnętrznego, aby wydatkował go w pracy dodatkowej dla osób obcych. Gdyby wprowadzono produkcję kapitalistyczną, to nasz zuch musiałby może pracować 6 dni w tygodniu poto, aby przyswoić sobie wytwór jednego dnia roboczego. Hojność przyrody nie tłumaczy wcale, dlaczego teraz pracuje on 6 dni w tygodniu, czyli dlaczego dostarcza 5 dni pracy dodatkowej, a więc ogromnego wytworu dodatkowego. Tłumaczy jedynie, dlaczego jego niezbędny czas roboczy jest ograniczony do jednego dnia w tygodniu. W żadnym jednak razie jego wytwór dodatkowy nie powstaje z jakiejś tajemniczej wrodzonej właściwości pracy ludzkiej.
Podobnie jak społeczne, historycznie ukształtowane, tak samo i przyrodzone siły wytwórcze pracy przybierają postać sił wytwórczych kapitału, w który praca zostaje wcielona.
Ricardo nie troszczy się nigdy o pochodzenie wartości dodatkowej. Traktuje ją on jako coś będącego właściwością kapitalistycznego trybu produkcji, tej przyrodzonej w oczach jego formy produkcji społecznej. Gdzie mówi on o wydajności pracy, tam upatruje w miej nie przyczynę istnienia wartości dodatkowej, lecz tylko przyczynę, określającą jej wielkość. Natomiast szkoła jego ogłosiła siłę wytwórczą pracy za przyczynę powstawania zysku (czytaj: wartości dodatkowej). Jest to bądź co bądź postęp w stosunku do merkantylistów, którzy ze swej strony wyprowadzają nadwyżkę ceny wytworów nad kosztem ich wytworzenia z zamiany, z ich sprzedaży powyżej ich wartości. Pomimo to i szkoła Ricarda prześlizgnęła się tylko nad tem zagadnieniem, lecz nie rozstrzygnęła go. Doprawdy trafny instynkt podszepnął tym ekonomistom burżuazyjnym, że jest rzeczą bardzo niebezpieczną zgłębiać zbytnio palącą kwestję pochodzenia wartości dodatkowej. Ale cóż powiedzieć, gdy w pół wieku po Ricardzie pan John Stuart Mili z poczuciem dumy stwierdza swą wyższość nad merkantylistami, kiepsko powtarzając nędzne wykręty pierwszych wulgaryzatorów Ricarda?
Mill powiada: „Przyczyną zysku jest to, że praca więcej wytwarza, niż potrzeba dla jej utrzymania“. Dotychczas stara to piosenka; ale Mill chce też dodać do niej coś własnego: „Albo też wyrazimy się nieco inaczej: przyczyną tego, że kapitał przynosi zysk, jest fakt, że żywność, odzież, surowce i środki pracy trwają przez czas dłuższy od czasu, potrzebnego dla ich wytworzenia“. Mill miesza tu trwanie czasu pracy z trwaniem jej wytworów. Z tego punktu widzenia piekarz, którego wytwory trwają tylko jeden dzień, nie mógłby nigdy ze swych robotników najemnych wycisnąć tego samego zysku, co producent maszyn, którego wytwory trwają 20 i więcej lat. Coprawda, gdyby gniazda ptasie nie trwały przez dłuższy czas, niż potrzeba dla ich uwicia, to ptaki musiałyby się obywać bez gniazd.
Stwierdziwszy raz tę podstawową prawdę, Mill stwierdza zaolei swą wyższość nad merkantylistami: „Widzimy więc, że zysk pochodzi nie z przypadkowej zamiany, lecz, z siły wytwórczej pracy. Całkowity zysk w danym kraju jest zawsze określony przez siłę wytwórczą pracy, bez względu na to, czy jakakolwiek zamiana odbywa się czy też nie. Gdyby nie było podziału zajęć, toby nie było również kupna ani sprzedaży, ale zawsze jeszcze istniałby zysk“. A więc zamiana, kupno i sprzedaż, ogólne warunki produkcji kapitalistycznej, są tu czystym przypadkiem, a zysk istniałby jeszcze zawsze bez kupna i sprzedaży siły roboczej.
Dalej: „Jeżeli ogół robotników danego kraju wytwarza o 20% więcej, niż suma ich płac, to zysk wyniesie 20%, jakikolwiek będzie poziom cen towarów“. Z jednej strony jest to nadzwyczaj udatna tautologja, ponieważ, jeżeli robotnicy wytwarzają wartość dodatkową wysokości 20% dla swych kapitalistów, to zyski będą się miały do sumy płac roboczych, jak 20:100. Z drugiej strony jest bezwzględną nieprawdą, że zyski „wyniosą 20%“. Zyski muszą być zawsze mniejsze, gdyż są obliczane w stosunku do całkowitej sumy wyłożonego kapitału. Przypuśćmy, że kapitalista wyłożył np. 500 f. szt., z czego 400 na środki produkcji, a 100 na płace robocze. Jeżeli stopa wartości dodatkowej stanowić będzie, jak przyjęliśmy wyżej, 20%, to stopa zysku wyniesie 20: 500, czyli 4%, a nie 20%.
Mill ciągnie dalej: „Przyjmuję wszędzie, jako założenie, obecny stan rzeczy, który poza niewielu wyjątkami panuje wszędzie tam, gdzie kapitaliści i robotnicy stanowią odrębne klasy, to znaczy, że kapitalista wykłada zgóry wszystkie koszty z robocizną włącznie“. Mill zgadza się zresztą, że „nie jest bezwzględnie konieczne, aby tak było“, tam nawet, „gdzie kapitaliści i robotnicy stanowią różne klasy“. Wręcz przeciwnie. „Robotnik mógłby poczekać na wypłatę tej części swej płacy, która przekracza pokrycie najniezbędniejszych potrzeb życiowych, aż do całkowitego ukończenia roboty; mógłby nawet poczekać na wypłatę całej płacy, gdyby miał środki, potrzebne do utrzymania się przez ten czas. Ale w tym ostatnim wypadku byłby on do pewnego stopnia kapitalistą„ który włożył kapitał w przedsiębiorstwo i dostarczył części funduszów, potrzebnych do prowadzenia go“. Równie dobrze mógłby Mill powiedzieć, że gdyby robotnik wyłożył zgóry sobie samemu nietylko swe środki utrzymania, lecz również swe środki pracy, to byłby w rzeczywistości swym własnym najmitą,. Albo że chłop amerykański jest swym własnym niewolnikiem, tylko odrabiającym pańszczyznę dla siebie samego, a nie dla obcego pana.
Wykazawszy nam w ten sposób jak na dłoni, że produkcja kapitalistyczna istniałaby nawet wtedy, gdyby jej wcale nie było, Mill jest zkolei dość konsekwentny, aby dowodzić, że nie istnieje ona nawet wtedy, gdy istnieje. „A nawet w poprzednim wypadku (gdy kapitalista wykłada zgóry robotnikowi jego całkowite środki utrzymania) możemy rozpatrywać robotnika z tego samego punktu widzenia (to znaczy jako kapitalistę). Gdyż oddaje swą pracę poniżej ceny rynkowej (!), co możemy rozpatrywać tak, jak gdyby wypożyczał tę różnicę (?) swemu przedsiębiorcy i odbierał ją z procentem[651]. W rzeczywistości robotnik bezpłatnie wykłada zgóry kapitaliście swą pracę na przeciąg tygodnia i t. p., aby po upływie tego tygodnia i t. p. otrzymać jej cenę rynkową; to czyni go, zdaniem Milla, kapitalistą! Na nizinie byle kupa piasku wydaje się wzgórzem; niski poziom dzisiejszej naszej burżuazji możemy zmierzyć kalibrem jej „wielkich myślicieli“.



Rozdział piętnasty.
ZMIANY WIELKOŚCI CENY SIŁY ROBOCZEJ I WARTOŚCI DODATKOWEJ.

Widzieliśmy już, że wartość siły roboczej wyznaczona jest przez wartość zwyczajowo niezbędnych środków utrzymania przeciętnego robotnika. Choć forma tych środków utrzymania może się zmieniać, lecz masa ich w danej epoce danego społeczeństwa jest dana i dlatego należy ją. rozpatrywać jako wielkość stałą. Zmianom ulega tylko wartość tej masy. Jeszcze dwa czynniki uczestniczą w określaniu wartości siły roboczej. Z jednej strony koszty jej rozwoju, zmieniające się wraz ze zmianą sposobu produkcji, z drugiej strony — różnice przyrodzone pomiędzy siłą roboczą męską a żeńską, dojrzałą a niedojrzałą. Stosowanie tych różnych sił roboczych, uwarunkowane zkolei przez sposób produkcji, czyni wielką różnicę w kosztach odtworzenia rodziny robotniczej i w wartości siły roboczej dorosłego robotnika mężczyzny. Jednakowoż w poniższym rozbiorze pomijamy oba te czynniki.
Zakładamy: 1) że towary są sprzedawane według swej wartości, 2) że cena siły roboczej niekiedy przekracza jej wartość, ale nigdy nie spada poniżej wartości.
Wiemy już, że przy tem założeniu wielkości względne ceny siły roboczej oraz wartości dodatkowej wyznaczone są przez trzy okoliczności: 1) długość dnia roboczego czyli ekstensywną wielkość pracy; 2) normalne natężenie pracy, czyli jej intensywną wielkość, polegającą na wydatkowaniu określonej ilości pracy w określonym czasie; 3) wreszcie siłę wytwórczą pracy, polegającą na tem, że zależnie od stopnia rozwoju warunków produkcji ta sama ilość pracy w tym samym czasie dostarcza większej lub mniejszej ilości wytworu. Bardzo różne kombinacje są tu oczywiście możliwe, zależnie od tego, czy jeden z trzech czynników jest stały a dwa zmienne, czy dwa stałe a jeden zmienny, czy wreszcie wszystkie trzy są zmienne równocześnie. Kombinacje te są jeszcze i przez to urozmaicone, że przy jednoczesnych zmianach różnych czynników wielkość i kierunek tych zmian mogą być różne. Poniżej rozpatrujemy tylko najważniejsze z tych kombinacyj.



I. Wielkość dnia roboczego i natężenie pracy stałe, siła wytwórcza pracy zmienna.

Przy tem założeniu wartość siły roboczej i wartość dodatkowa określone są przez trzy prawa.
1) Dzień roboczy danej wielkości będzie się zawsze wyrażał w tej samej wartości nowowytworzonej, jakkolwiekby się zmieniała wydajność pracy, a wraz z nią masa wytworów, a więc i cena pojedynczego towaru.
Jeżeli jedna godzina pracy o normalnem natężeniu wytwarza wartość ½ szylinga, to dzień roboczy dwunastogodzinny zawsze dostarczy wartości nowowytworzonej 6 szylingów. Wychodzimy wciąż z założenia, że wartość pieniędzy pozostaje niezmienną. Jeżeli siła wytwórcza pracy wzrasta lub zmniejsza się, to ten sam dzień roboczy wytworzy więcej lub mniej towarów, a więc wartość 6 szylingów rozdzieli się na większą lub mniejszą liczbę towarów.
2) Wartość siły roboczej i wartość dodatkowa zmieniają się w kierunku odwrotnym. Zmiana siły wytwórczej pracy, jej wzrost lub zmniejszenie, działa w kierunku odwrotnym na wartość siły roboczej, w prostym na wartość dodatkową.
Wartość nowo wytworzona w ciągu dwunastogodzinnego dnia roboczego jest wielkością stałą, np. 6 szylingów. Ta wielkość stała równa się sumie wartości dodatkowej więcej wartość siły roboczej, którą robotnik odtwarza w postaci jej równoważnika. Rzecz oczywista, że z dwóch części wielkości stałej żadna nie może wzrosnąć, jeżeli druga się nie zmniejszy. Wartość siły roboczej nie może się podnieść z 3 szylingów do 4, jeżeli wartość dodatkowa nie spadnie z 3 szylingów do 2, ani też wartość dodatkowa nie może się podnieść z 3 szylingów do 4, jeżeli wartość siły roboczej nie spadnie z 3 szylingów do 2. A więc w tych warunkach żadna zmiana wielkości bezwzględnej, czy to wartości siły roboczej, czy wartości dodatkowej nie jest możliwa bez jednoczesnej zmiany ich wielkości względnych, czyli stosunkowych. Jest niepodobieństwem, aby one wzrastały lub zmniejszały się równocześnie.
Dalej, wartość siły roboczej nie może się zmniejszyć, a więc wartość dodatkowa nie może wzrosnąć, o ile siła wytwórcza pracy nie wzrośnie, naprzykład w przytoczonym wypadku wartość siły roboczej może się zmniejszyć z 3 do 2 szylingów tylko pod warunkiem, że wzmożona siła wytwórcza pracy pozwoli wytworzyć w ciągu 4 godzin tę samą masę środków utrzymania, których wytworzenie przedtem wymagało 6 godzin. Odwrotnie wartość siły roboczej może wzrosnąć z 3 do 4 szylingów tylko pod warunkiem, że siła wytwórcza pracy się zmniejszy, czyli że potrzeba będzie 8 godzin dla wytworzenia tej samej masy środków utrzymania, dla której przedtem wystarczało 6 gadzin. Wynika stąd, że wzrost wydajności pracy zmniejsza wartość siły roboczej, a przez to powiększa wartość dodatkową, podczas gdy odwrotnie zmniejszenie wydajności podnosi wartość siły roboczej a zmniejsza wartość dodatkową.
Przy formułowaniu tego prawa Ricardo przeoczył jedną okoliczność: Chociaż zmiana wielkości wartości dodatkowej czyli pracy dodatkowej powoduje odwrotną zmianę wielkości wartości siły roboczej czyli pracy niezbędnej, wcale jednak nie wynika stąd, aby zmieniały się one w tej samej proporcji. Wzrastają one lub zmniejszają się o tę samą wielkość. Ale stosunek, w którym każda część wartości naw owy tworzonej, czyli dnia roboczego, wzrasta lub zmniejsza się, zależy od pierwotnego podziału, który miał miejsce przed zmianą siły wytwórczej pracy. Jeżeli wartość siły roboczej wynosiła 4 szylingi (czyli niezbędny czas pracy — 8 godzin), a wartość dodatkowa 2 szylingi (czyli praca.dodatkowa — 4 godziny), i jeżeli wskutek wzmożenia siły wytwórczej pracy wartość siły roboczej zmniejszy się do 3 szylingów (czyli praca niezbędna — do 6 godzin), to wartość dodatkowa wzrośnie do 3 szylingów (czyli praca dodatkowa do 6 godzin). Ta sama wielkość, 2 godziny lub 1 szyling, tam jest dodana, tu odjęta. Ale stosunkowa zmiana wielkości jest po obu stronach różna. Podczas gdy wartość siły roboczej zmniejsza się z 4 szylingów do 3, a zatem o ¼ czyli o 25%, to wartość dodatkowa wzrasta z 2 szylingów do 3, a więc o ½ czyli o 50%. Wynika stąd, że stosunkowy wzrost lub spadek wartości dodatkowej, wskutek danej zmiany siły wytwórczej pracy, jest tem większy im mniejsza była pierwotnie część dnia roboczego, ucieleśniająca wartość dodatkową, a tem mniejszy im część ta była większa.
3) Wzrost lub zmniejszenie się wartości dodatkowej jest zawsze następstwem, a nigdy przyczyną odpowiadającego mu zmniejszenia lub wzrostu wartości siły roboczej[652].
Ponieważ dzień roboczy jest wielkością stałą i znajduje wyraz w stałej wielkości wartości, ponieważ każdej zmianie wielkości wartości dodatkowej odpowiada odwrotna zmiana wielkości wartości siły roboczej, i ponieważ wartość siły roboczej może się zmienić tylko wraz ze zmianą siły wytwórczej pracy, więc przy powyższych warunkach wynika stąd oczywiście, że każda zmiana wielkości wartości dodatkowej wynika z odwrotnej zmiany wielkości wartości siły roboczej. Jeżeli więc widzieliśmy, że żadna zmiana wielkości bezwzględnych wartości siły roboczej i wartości dodatkowej nie jest możliwa bez zmiany ich wielkości względnych, to obecnie okazuje się, że żadna zmiana względnych wielkości ich wartości nie jest możliwa bez zmiany bezwzględnej wielkości wartości siły roboczej.
W myśl trzeciego prawa zmiana wielkości wartości dodatkowej każe przypuszczać ruch wartości siły roboczej, spowodowany przez zmianę siły wytwórczej pracy. Granicę owej zmiany wyznacza nowa granica wartości siły roboczej. Ale, jeżeli nawet warunki pozwalają na działanie tego prawa, mogą zajść ruchy uboczne, przeszkadzające przystosowaniu ceny siły roboczej do jej wartości. Jeżeli naprzykład dzięki wzmożeniu siły wytwórczej pracy wartość siły roboczej spadnie z 4 do 3 szylingów, czyli niezbędny czas roboczy z 8 do 6 godzin, to jednak mogłoby się zdarzyć, że cena siły roboczej spadnie tylko do 3 szylingów 8 pensów, 3 szylingów 6 pensów, 3 szylingów 2 pensów i t. d., a więc wartość dodatkowa wzrośnie tylko do 3 szylingów 4 pensów, 3 szylingów 6 pensów, 3 szylingów 10 pensów i t. d. Stopień tego spadku, którego minimalną, granicę stanowią 3 szylingi, zależy od ciężaru stosunkowego, rzuconego na szalę wagi z jednej strony przez nacisk kapitału, z drugiej przez opór robotnika.
Wartość siły roboczej jest wyznaczona przez wartość określonej ilości środków utrzymania. Wraz ze zmianą siły wytwórczej pracy zmienia się wartość środków utrzymania, a nie ich masa. Masa sama może nawet, przy wzmożeniu siły wytwórczej pracy, wzrosnąć jednocześnie i w tym samym stosunku dla robotnika i dla kapitalisty bez żadnej zmiany wielkości ceny siły roboczej i pracy dodatkowej. Jeżeli pierwotna wartość siły roboczej równa się trzem szylingom, a niezbędny czas roboczy wynosi 6 godzin, jeżeli wartość dodatkowa równa się też 3 szylingom, czyli praca dodatkowa wynosi również 6 godzin, to podwojenie siły wytwórczej pracy, przy niezmienionym podziale dnia roboczego nie oddziałałoby wcale na cenę siły roboczej ani na wartość dodatkową. Tylko że jedna i druga będą się obecnie wyrażały w wartościach użytkowych ilościowo podwojonych, lecz stosunkowo tańszych. Cena siły roboczej, pozostając niezmieniona, przewyższyłaby swą wartość. Gdyby cena siły roboczej spadła, ale nie do granicy minimalnej 1½ szylinga, wyznaczonej przez nową jej wartość, lecz do 2 szylingów 10 pensów, 2 szyk 6 pensów i t. d., to ta zmniejszająca się cena wciąż jeszcze wyobrażałaby rosnącą masę środków utrzymania. W ten sposób, przy wzrastaniu siły wytwórczej pracy, cena siły roboczej mogłaby stale spadać przy jednoczesnym ciągłym wzroście środków utrzymania robotnika. Ale stosunkowo, to znaczy w porównaniu z wartością dodatkową, wartość siły roboczej spadałaby stałe, rozwierając szerzej przepaść między stopą życia robotnika i kapitalisty[653].
Ricardo pierwszy sformułował ściśle trzy prawa, wyprowadzone powyżej. Braki jego wykładu są następujące: 1) że uważa on te szczególne warunki, w których obrębie prawa powyższe mają moc, za oczywiste, powszechne i wyłączne warunki produkcji kapitalistycznej. Nie zna on żadnych zmian ani w długości dnia roboczego, ani w natężeniu pracy, tak że wydajność pracy sama przez się staje się u niego jedynym czynnikiem zmiennym. — 2) Ale podobnie jak inni ekonomiści nie badał on nigdy wartości dodatkowej jako takiej, to znaczy niezależnie od jej form poszczególnych, jak zysk), renta gruntowa i t. d. — a to wypacza jego analizę w daleko wyższym stopniu. To też miesza on poprostu prawa, rządzące stopą wartości dodatkowej, z prawami, rządzącemi stopą zysku. Jak już o tem była mowa, stopa zysku jest stosunkiem wartości dodatkowej do całkowitego kapitału wyłożonego, podczas gdy stopa wartości dodatkowej jest stosunkiem wartości dodatkowej do samej tylko części zmiennej tego kapitału. Przypuśćmy, że kapitał 500 f. szt. (K) dzieli się na surowiec, środki pracy i t. d w ogólnej sumie 400 f. szt. (c) i na 100 f. szt. robocizny (v); przypuśćmy dalej, że wartość dodatkowa równa się 100 f. szt. (m). W takim razie stopa wartości dodatkowej wyniesie:

.

Natomiast stopa zysku:

.

Prócz tego jest rzeczą jasną, że stopa zysku może zależeć od okoliczności, które nie mają żadnego wpływu na stopę wartości dodatkowej. Dowiodę później, w trzeciej księdze tego dzieła, że ta sama. stopa wartości dodatkowej może wyrazić się w bardzo różnych stopach zysku, oraz że różne stopy wartości dodatkowej mogą w określonych warunkach wyrażać się w tej samej stopie zysku.

II. Dzień roboczy i siła wytwórcza pracy stałe, natężenie pracy zmienne.

Wzrost natężenia pracy każe przypuszczać zwiększone wydatkowanie pracy w tym samym okresie czasu. Intensywniejszy dzień roboczy ucieleśnia.się więc w większej ilości wytworów niż dzień mniej intensywny o jednakowej liczbie godzin. Wprawdzie również przy wzmożonej sile wytwórczej ten sam dzień roboczy dostarcza więcej wytworów. Ale w tym ostatnim wypadku zmniejsza się wartość pojedynczego wytworu, gdyż kosztuje on mniej pracy niż poprzednio, podczas gdy w pierwszym wypadku pozostaje ona bez zmiany, gdyż wytwór kosztuje tyleż pracy, co przedtem. Tutaj ilość wytworów wzrasta, lecz ich cena nie spada. Wraz z ilością, wytworów wzrasta suma ich cen, podczas gdy w poprzednim wypadku ta sama suma wartości wyrażała się w zwiększonej masie wytworów. Przy jednakowej liczbie godzin intensywniejszy dzień roboczy ucieleśnia się w większej wartości nowowytworzonej, a przeto, przy niezmiennej wartości pieniądza, w większej sumie pieniędzy. Wartość, wytworzona przez intensywniejszy dzień roboczy, zmienia się w zależności od tego, jak bardzo natężenie jego odbiega od natężenia, normalnego w danem społeczeństwie. A zatem ten sam dzień roboczy stwarza już nie stałą, jak przedtem, lecz zmienną wartość, np. intensywniejszy dwunastogodzinny dzień roboczy — wartość 7 szylingów, 8 szylingów i t. d., zamiast 6 szylingów, jak dzień roboczy o zwykłem natężeniu. Jest to rzecz jasna: jeżeli wartość, wytworzona przez dzień roboczy, zwiększa się np. z 6 do 8 szylingów, to obie części tej wartości, cena siły roboczej i wartość dodatkowa, mogą wzrosnąć równocześnie, bądź w stopniu jednakowym, bądź niejednakowym. Zarówno cena siły roboczej, jak wartość dodatkowa mogą jednocześnie wzrosnąć z 3 do 4 szylingów, jeżeli wartość nowowy tworzona podniesie się z 6 do 8 szylingów. Zwyżka ceny siły roboczej nie zawiera tu w sposób konieczny wzrostu jej ceny powyżej jej wartości. Przeciwnie, zwyżce ceny siły roboczej może towarzyszyć spadek jej wartości. Tak się dzieje zawsze, gdy zwyżka ceny siły roboczej nie wyrównywa jej przyśpieszonego zużycia.
Wiemy, że poza przemijającemi wyjątkami zmiana wydajności pracy tylko wtedy pociąga za sobą zmianę wielkości wartości siły roboczej, a przez to wielkości wartości dodatkowej, gdy wytwory odnośnych gałęzi przemysłu wchodzą w zakres zwykłych środków spożycia robotnika. Tutaj ograniczenie powyższe upada. Czy wielkość pracy wzrasta ekstensywnie, czy intensywnie, zmianie jej wielkości odpowiada zmiana wielkości wartości przez nią wytworzonej, niezależnie od rodzaju wytworu, w którym wartość ta się ucieleśnia.
Gdyby natężenie pracy wyrosło równocześnie i równomiernie we wszystkich gałęziach przemysłu, to nowy, wyższy stopień natężenia stałby się zwykłym społecznym stopniem normalnym i przestałby wchodzić w rachubę, jako wielkość ekstensywna[654]. Jednakowoż nawet i w takim wypadku przeciętne stopnie natężenia pracy u różnych narodów pozostałyby różne, powoduj ą.c zmiany w zastosowaniu prawa wartości do dni roboczych różnych narodów. Bardziej intensywny dzień roboczy jednego narodu uzewnętrznia się w większej sumie pieniędzy, niż mniej intensywny dzień roboczy innego narodu[655].
III. Siła wytwórcza i natężenie pracy stałe, dzień roboczy zmienny.
Dzień roboczy może zmieniać się w dwóch kierunkach. Może być skrócony lub przedłużony. Przy tych nowych założeniach otrzymujemy następujące prawa:
1) Dzień roboczy ucieleśnia się w wartości, której wielkość zmienia się w tym samym kierunku, co dzień roboczy, wzrasta lub zmniejsza się z nim razem, a więc jest zmienna, a nie stała.
2) Każda zmiana w stosunku wielkościowym między wartością. dodatkową, a wartością, siły roboczej pochodzi ze zmiany wielkości bezwzględnej pracy dodatkowej, a więc i wartości dodatkowej.
3) Wartość bezwzględna siły roboczej może zmienić się jedynie wskutek tego, że przedłużenie pracy dodatkowej oddziaływa zkolei na zużycie tej siły. Każda zmiana wartości bezwzględnej siły roboczej jest przeto skutkiem, a nigdy przyczyną, zmiany wielkości wartości dodatkowej.
W rozdziale tym, jak i później, zakładamy stale, że dzień roboczy początkowo wynosi 12 godzin, 6 godzin pracy niezbędnej i 6 godzin pracy dodatkowej, i że wytwór wynosi 6 szylingów, z których połowa przypada robotnikowi, a druga połowa — kapitaliście.
Rozpatrzmy najpierw skrócenie dnia roboczego, naprzykład z 12 do 10 godzin. Dostarcza on już tylko wartości 5 szylingów. Praca dodatkowa zostaje zmniejszona z 6 godzin do 4, wartość dodatkowa spada z 3 szylingów do 2. To zmniejszenie bezwzględnej wielkości wartości dodatkowej pociąga za sobą zmniejszenie jej wielkości względnej. Stosunek wartości dodatkowej do wartości siły roboczej wynosił 3: 3, obecnie zaś już tylko 2: 3. Zato wartość siły roboczej, choć bezwzględnie pozostaje niezmieniona, zyskuje na wielkości względnej. Wzrasta z 3:3 do 3:2.
Skrócenie dnia roboczego przy danych warunkach, to znaczy przy niezmiennej sile wytwórczej i niezmiennem natężeniu pracy, nie zmienia przeto wartości siły roboczej, a więc niezbędnego czasu pracy. Skraca pracę dodatkową i wartość dodatkową. Wraz z wielkością bezwzględną wartości dodatkowej zmniejsza się również jej wielkość względna, to znaczy jej wielkość w stosunku do niezmienionej wielkości wartości siły roboczej. Jedynie przez zepchnięcie jej ceny poniżej jej wartości kapitalista mógłby się uchronić od strat.
Wszystkie argumenty, wytoczone przeciw skróceniu dnia roboczego, opierają się na przypuszczeniu, że zjawisko to dokonywa się w warunkach, przyjętych tu jako założenie, podczas gdy w rzeczywistości, przeciwnie, zmiany natężenia i wydajności pracy albo poprzedzają skrócenie dnia roboczego, albo następują bezpośrednio po niem[656].
Przy przedłużeniu dnia roboczego, naprzykład z 12 do 14 godzin wartość dodatkowa wzrasta z 3 do 4 szylingów, jeżeli te 2 godziny pracy dołączonej stanowią pracę dodatkową dla kapitalisty. Wartość dodatkowa wzrasta bezwzględnie i względnie, podczas gdy wielkość wartości siły roboczej bezwzględnie pozostaje bez zmiany, ale względnie spada z 3: 3 na 3: 4. W warunkach punktu I wielkość względna wartości siły roboczej nie mogła się zmieniać bez zmiany jej wielkości bezwzględnej. Tu zaś, przeciwnie, zmiana względnej wielkości wartości siły roboczej jest rezultatem zmiany bezwzględnej wielkości wartości dodatkowej.
Ponieważ wartość nowowytworzona, w której się wyraża dzień roboczy, wzrasta wraz z jego przedłużeniem, więc cena siły roboczej i wartość dodatkowa mogę. wzrastać równocześnie, przyczem wzrost ich może być jednakowy lub niejednakowy. A więc ich wzrost równoczesny jest możliwy w dwóch wypadkach: przy absolutnem przedłużeniu dnia roboczego, lub przy wzroście natężenia pracy bez tego przedłużenia.
Przy przedłużeniu dnia roboczego cena siły roboczej może spaść poniżej wartości, chociaż nominalnie pozostanie bez zmiany, albo nawet wzrasta. Czytelnik przypomina sobie mianowicie, że dzienną, wartość siły roboczej oceniamy właśnie według jej normalnego przeciętnego trwania, czyli według normalnej długości życia robotnika, oraz według odpowiedniej, normalnej właściwej naturze ludzkiej przemiany substancji życia w ruch[657]. Aż do pewnego punktu większe zużycie siły roboczej, nieodłączne od przedłużania dnia roboczego, może być wyrównane przez większe jej odtworzenie. Po przekroczeniu tego punktu zużycie wzrasta w progresji geometrycznej, a zarazem ulegają zniszczeniu wszelkie warunki normalnego odtwarzania i działania siły roboczej. Cena siły roboczej i stopień jej wyzysku przestają być wielkościami współmiernemi.

IV. Równoczesne zmiany trwania, siły wytwórczej i natężenia pracy.
Jest rzeczą oczywistą, że jest tu możliwa wielka liczba kombinacyj. Którekolwiek dwa czynniki mogą się zmieniać, przyczem trzeci pozostaje stały, albo też wszystkie trzy mogą się zmieniać równocześnie. Mogą zmieniać się w jednakowym lub w różnym stopniu, w tym samym lub w przeciwnym kierunku, a więc zmiany ich mogą się znosić wzajemnie częściowo lub w całości. A jednak analiza wszystkich możliwych wypadków jest łatwa po wywodach, podanych w punktach I, II i III. Znajdujemy wynik każdej możliwej kombinacji, jeżeli kolejno rozpatrujemy każdy czynnik jako zmienny, a dwa pozostałe narazie jako stałe. A więc uwzględnimy tu pokrótce tylko dwa ważne wypadki.

1. Zmniejszenie siły wytwórczej pracy przy jednoczesnem przedłużeniu dnia roboczego.

Jeżeli mówimy tu o zmniejszającej się sile wytwórczej pracy, to chodzi nam o te gałęzie pracy, których wytwory określają, wartość siły roboczej, a więc naprzykład o zmniejszenie siły wytwórczej pracy wskutek wzrastającego wyjałowienia gruntów i odpowiadającego mu podrożenia ziemiopłodów. Niechaj dzień roboczy liczy dwanaście godzin, niech wartość przezeń wytworzona wynosi 6 szylingów, z których połowa odtwarza wartość siły roboczej, a druga połowa stanowi wartość dodatkową. Dzień roboczy rozpada się więc na 6 godzin pracy niezbędnej i 6 godzin dodatkowej. Niechaj wskutek podrożenia ziemiopłodów wartość siły roboczej wzrośnie z 3 szylingów do 4, a więc niezbędny czas roboczy z 6 godzin do 8. Jeżeli dzień roboczy pozostaje niezmieniony, to praca dodatkowa zmniejsza się z 6 godzin do 4, a wartość dodatkowa z 3 szylingów 1 do 2. Jeżeli dzień roboczy zostaje przedłużony o 2 godziny, a więc z 12 godzin do 14, to praca dodatkowa trwa jak przedtem 6 godzin, a wartość dodatkowa wynosi 3 szylingi, lecz wielkość jej spadnie w porównaniu z wartością siły roboczej, mierzoną pracą niezbędną. Jeżeli dzień roboczy zostaje przedłużony o 4 godziny, z 12 godzin do 16, to wielkości stosunkowe wartości dodatkowej i wartości siły roboczej, pracy dodatkowej i pracy niezbędnej pozostają bez zmiany, ale wielkość bezwzględna wartości dodatkowej wzrasta z 3 szylingów do 4, pracy dodatkowej z 6 godzin pracy do 8, a więc o ⅓ czyli o 33⅓%. A więc przy zmniejszającej się sile wytwórczej pracy i równoczesnem przedłużaniu dnia roboczego wielkość bezwzględna wartości dodatkowej może pozostać bez zmiany, podczas gdy jej wielkość stosunkowa zmniejsza się; jej wielkość stosunkowa może pozostać bez zmiany, podczas gdy jej wielkość bezwzględna wzrasta, oraz — zależnie od stopnia przedłużenia — mogą wzrosnąć obie wielkości.
Wynik ten można osiągnąć jeszcze prędzej, jeżeli równocześnie z długością wzrasta również natężenie pracy.
W okresie od r. 1799 do r. 1815 wzrost cen środków utrzymania W Anglji pociągnął za sobą nominalną zwyżkę płac, choć płace realne, wyrażone w środkach utrzymania, spadły. West i Ricardo wysnuli stąd wniosek, że zmniejszenie wydajności pracy rolniczej spowodowało spadek stopy wartości dodatkowej, i założenie to, istniejące jedynie w ich wyobraźni, uczynili punktem wyjścia doniosłych badań nad wzajemnym stosunkiem wielkości płacy roboczej, zysku i renty gruntowej. Ale w rzeczywistości wartość dodatkowa wzrosła wówczas bezwzględnie i względnie dzięki wzmożonemu natężeniu pracy oraz dzięki narzuconemu przedłużeniu czasu pracy, czemu towarzyszyły przyśpieszony wzrost kapitału i pauperyzacja robotników[658]. Był to okres, gdy nieograniczone przedłużanie dnia roboczego zdobyło sobie prawo obywatelstwa[659].

2. Wzrost natężenia i siły wytwórczej pracy przy jednoczesnem skróceniu dnia roboczego.

Powiększenie natężenia i Wzmożenie siły wytwórczej pracy działają, w tym samym kierunku i w jednakowy sposób. Jedno i drugie powiększa masę produktów, wytwarzaną w danym okresie czasu. Jedno i drugie skraca więc tę część dnia roboczego, którą robotnik zużywa na wytworzenie swych środków utrzymania lub ich równoważnika. Wogóle ta niezbędna, ale dająca się skrócić część składowa dnia roboczego stanowi jego bezwzględną granicę minimalną. Jeżeli cały dzień roboczy skurczyłby się do tych wymiarów, to znikłaby wartość dodatkowa, co w ustroju kapitalistycznym jest niemożliwe. Usunięcie kapitalistycznej formy produkcji pozwala ograniczyć dzień roboczy do pracy niezbędnej. Jednak ta ostatnia, przy innych warunkach niezmienionych, rozszerzyłaby swój zakres. Z jednej strony dlatego, że stałyby się bogatsze warunki życia robotnika i wzrosłyby jego potrzeby życiowe. Z drugiej strony, część dzisiejszej pracy dodatkowej zostałaby zaliczona do pracy niezbędnej, a mianowicie ta praca, która jest niezbędna dla utworzenia społecznego funduszu zapasowego i akumulacyjnego [zasobu środków produkcji i środków utrzymania, pozwalającego rozszerzać produkcję i pokrywać wszelkie straty i szkody].
Im bardziej wzrasta siła wytwórcza pracy, tem bardziej może być skrócony dzień roboczy, a im bardziej skraca się dzień roboczy, tem bardziej może wzrosnąć natężenie pracy. Ze społecznego punktu widzenia wydajność pracy wzrasta również wraz z jej zaoszczędzeniem. To ostatnie oznacza nietylko zaoszczędzenie środków produkcji, ale również unikanie wszelkiej pracy nieużytecznej. Podczas gdy kapitalistyczny tryb produkcji zmusza do oszczędności w każdem przedsiębiorstwie pojedyńczem, jego anarchiczny system konkurencji jest powodem niesłychanego marnotrawstwa społecznych środków produkcji i sił roboczych, oraz mnóstwa czynności obecnie niezbędnych, ale same przez się zbytecznych.
Jeżeli natężenie i siła wytwórcza pracy są dane, to część społecznego dnia roboczego, niezbędna dla produkcji materjalnej, jest tem krótsza, a więc część, zdobyta dla wolnej, duchowej i społecznej działalności jednostek, jest tem większa, im równomierniej praca jest podzielona pomiędzy wszystkich zdolnych do pracy członków społeczeństwa, im mniej pewna warstwa społeczna może zrzucić z siebie przyrodzoną konieczność pracy i przerzucić ją na inną warstwę. W tej dziedzinie powszechność pracy wyznacza absolutną granicę skracania dnia roboczego. Społeczeństwo kapitalistyczne okupuje czas wolny jednej klasy przekształceniem całego życia mas w czas roboczy.

Rozdział szesnasty.
RÓŻNE WZORY STOPY WARTOŚCI DODATKOWEJ.

Widzieliśmy, że stopa wartości dodatkowej przybiera postać następujących wzorów:

I.

Pierwsze dwa wzory przedstawiają jako stosunek wartości to, co trzeci przedstawia jako stosunek czasów, w ciągu których wartości te są „wytwarzane. Te wzajemnie zastępujące się wzory są logicznie ściśle. To też znajdujemy je w ekonomji politycznej klasycznej, gdy chodzi o istotę rzeczy, lecz nie o świadomie opracowaną formę. Spotykamy w niej natomiast poniższe wzory pochodne:

II[660].
.

Jeden i ten sam stosunek jest tu kolejno wyrażany w postaci czasów pracy, w postaci wartości, w których czasy te się ucieleśniają i w postaci wytworów, w których wartości te bytują. Zakładamy tu oczywiście, że przez wartość wytworu rozumieć należy tylko wartość, wytworzoną przez dzień roboczy, pomijając część stalą wartości wytworu.
We wszystkich tych wzorach (wzory II) rzeczywisty stopień wyzysku pracy (czyli stopa wartości dodatkowej) jest wyrażony błędnie. Niechaj dzień roboczy liczy 12 godzin. Jeżeli inne założenia pozostają, takie, jak w naszym poprzednim przykładzie, to rzeczywisty stopień wyzysku pracy wyrazi się w tym wypadku w następujących stosunkach:

.

Natomiast według wzoru II otrzymujemy:

.

Te wzory pochodne wyrażają w istocie stosunek, w jakim dzień roboczy, czyli wartość przezeń wytworzona, dzieli się pomiędzy kapitalistę i robotnika. Jeżeli więc uważamy je za bezpośrednie wyrazy stopnia samopomnażania kapitału, to wynika z nich błędne prawidło następujące: praca dodatkowa lub wartość dodatkowa nie może nigdy osiągnąć 100%[661]. Ponieważ praca dodatkowa stanowić może zawsze część tylko dnia roboczego, ’ czyli wartość dodatkowa — część tylko wartości wytworzonej, przeto praca dodatkowa, siłą, konieczności, jest zawsze mniejsza do dnia roboczego, czyli wartość dodatkowa jest zawsze mniejsza od wartości wytworzonej. Aby zaś mieć się do siebie, jak 100:100, musiałyby one być równe. Aby praca dodatkowa objęła cały dzień roboczy (mowa tu o przeciętnym dniu tygodnia roboczego, roku roboczego i t. d.), musiałaby praca niezbędna zejść do zera. Jeżeli jednak znika praca niezbędna, to znika również i praca dodatkowa, która jest tylko jej funkcją [wielkością zależną od niej i nierozerwalnie z nią związaną].

.

Proporcja nie może więc nigdy osiągnąć granicy , a tem mniej wzrosnąć do . Ale może osiągnąć ją stopa wartości dodatkowej, czyli rzeczywisty stopień wyzysku pracy. Weźmy jako przykład oszacowanie pana L. de Lavergne, według którego angielski robotnik rolny otrzymuje tylko ¼ wytworu[662] lub jego wartości, a kapitalista (dzierżawca) — ¾, niezależnie od tego, jak później kapitalista, właściciel ziemski i t. d. dzielą ten łup między sobą. Wynika stąd, że praca dodatkowa angielskiego robotnika rolnego ma się do jego pracy niezbędnej, jak 3:1, czyli stopa procentowa wyzysku wynosi 300%.
Metoda tej szkoły[663], aby dzień roboczy uważać za wielkość stałą, została wzmocniona przez stosowanie wzorów II, gdyż w nich stale porównywamy pracę dodatkową z dniem roboczym danej wielkości. To sarno, gdy bierzemy pod uwagę wyłącznie podział wartości wytworzonej. Dzień roboczy, który już się uprzedmiotowił w wartości wytworzonej, jest zawsze dniem roboczym o granicach danych.
Przedstawianie wartości dodatkowej i wartości siły roboczej jako części składowych wartości wytworzonej — ten sposób przedstawiania wyrasta zresztą z samego kapitalistycznego trybu produkcji, a znaczenie jego okaże się później — maskuje swoisty charakter stosunku kapitalistycznego, a mianowicie zamianę kapitału zmiennego na żywą, siłę roboczą, i odpowiadające mu oderwanie robotnika od jego wytworu. Miejsce jego zajmuje fałszywy pozór spółki, w której robotnik i kapitalista dzielą się wytworem w stosunku różnych tworzących go czynników[664].
Zresztą jest zawsze możliwe powrotne przekształcenie wzorów II we zzory I. Jeżeli naprzykład dane są

,

to niezbędny czas roboczy równać się będzie dwunastogodzinnemu dniowi roboczemu, mniej sześciogodzinna praca dodatkowa, a więc:

.

A oto wzór trzeci, który już gdzieniegdzie przytaczałem poprzednio:

III.
.

Nieporozumienie, do którego mógłby doprowadzić wzór , a mianowicie jakoby kapitalista opłacał pracę, a nie siłę roboczą, upada wobec poprzednio danych wyjaśnień. Wzór jest tylko popularnym wyrazem wzoru .
Kapitalista opłaca wartość, względnie odchylając się od wartości cenę siły roboczej, i otrzymuje wzamian możność rozporządzania samą żywą siłą roboczą. Czas, w ciągu którego wyzyskuje on siłę roboczą, rozpada się na dwa okresy. W ciągu pierwszego okresu robotnik wytwarza tylko wartość, równą wartości jego siły roboczej, a więc tylko jej równoważnik. W ten sposób za wyłożoną cenę siły roboczej kapitalista otrzymuje wytwór o tej samej cenie. Jest to tak, jakgdyby kapitalista kupił wytwór gotowy na rynku. Natomiast w okresie pracy dodatkowej korzystanie z siły roboczej tworzy dla kapitalisty wartość, za którą kapitalista nie daje wzamian innej wartości[665]. To uruchomienie siły roboczej ma on za darmo. W tem znaczeniu praca dodatkowa może być nazwana pracą nieopłaconą.
Kapitał jest więc nietylko dowództwem nad pracą, jak mówi A. Smith. W grancie rzeczy jest on dowództwem nad pracą nieopłaconą. Wszelka wartość dodatkowa, bez względu na to, w jakiej odrębnej formie zysku, renty, procentu i t. d. skrystalizuje się później, jest w istocie swej ucieleśnieniem nieopłaconego czasu pracy. Tajemnica samopomnażania kapitału polega na tem, że rozporządza on określoną ilością cudzej pracy nieopłaconej.

DZIAŁ SZÓSTY.
Płaca robocza.

Rozdział siedemnasty.
PRZEKSZTAŁCENIE WARTOŚCI, WZGLĘDNIE CENY SIŁY ROBOCZEJ W PŁACĘ ROBOCZĄ.

Płaca robotnika występuje na powierzchni społeczeństwa burżuazyjnego, jako cena pracy, czyli określona ilość pieniędzy, płacona za określoną ilość pracy. Mówi się przytem o wartości pracy, a jej wyraz pieniężny bywa nazywany jej ceną niezbędną lub naturalną. Z drugiej strony mówi się o rynkowych cenach pracy, to znaczy o jej cenach, wznoszących się powyżej lub opadających poniżej jej ceny niezbędnej.
Ale czem jest wartość towaru? Formą przedmiotową pracy społecznej, wydatkowanej na jego wytworzenie. A czem mierzymy wielkość jego wartości? Wielkością zawartej w nim pracy. A więc cóż określałoby wartość naprzykład dwunastogodzinnego dnia pracy? Dwanaście godzin pracy, zawartych w dwunastogodzinnym dniu pracy, co jest niedorzeczną tautologją[666].
Praca, ażeby być sprzedaną na rynku jako towar, musiałaby w każdym razie istnieć przed tą sprzedażą. Ale gdyby robotnik mógł nadać swej pracy byt samodzielny, to sprzedawałby towar, a nie pracę[667].
Niezależnie od tych sprzeczności, bezpośrednia zamiana pieniędzy, t. j. pracy uprzedmiotowionej na pracę żywą, obalałaby albo prawo wartości, które właśnie dopiero na podstawie produkcji kapitalistycznej rozwija się swobodnie, albo też samą produkcję kapitalistyczną, która właśnie opiera się na pracy najemnej. Dwunastogodzinny dzień roboczy wyraża się naprzykład w wartości pieniężnej 6 szylingów. Albo są wymieniane równoważniki, a wtedy robotnik za pracę dwunastogodzinną otrzymuje 6 szylingów. Cena jego pracy równałaby się cenie jego wytworu. W tym wypadku nie wytwarzałby on wcale wartości dodatkowej dla nabywcy swej pracy, 6 szylingów nie zamieniłyby się w kapitał i znikłaby podstawa produkcji kapitalistycznej, ale przecież właśnie na tej podstawie sprzedaje on swą pracę, i praca jego jest pracą najemną. Albo też za dwanaście godzin pracy otrzymuje on mniej niż 6 szylingów, to znaczy mniej niż 12 godzin pracy. 12 godzin pracy są wymieniane na 10, 6 i t. d. godzin pracy. To przyrównywanie wielkości nierównych obala nietylko określenie wartości. Jest to sprzeczność, która sama siebie obala i która wogóle nie może być nawet wygłoszona lub sformułowana, jako prawo[668].
Na nic się nie zda zamianę większej ilości pracy na mniejszą wyprowadzać z tej formy, że raz jest to praca uprzedmiotowana, a za drugim razem praca żywa[669]. Jest to tem niedorzeczniejsze;, iż wartość towaru określona jest nie przez ilość pracy, rzeczywiście w nim ucieleśnionej, lecz przez ilość pracy żywej, niezbędnej dla jego wytworzenia. Niechaj dany towar wyobraża 6 godzin pracy. Jeżeli dokonane zostaną wynalazki, zapomocą których można go wytworzyć w ciągu 3 godzin, to również wartość towaru już wytworzonego spadnie o połowę. Wyobraża on teraz 3 godziny pracy społecznie niezbędnej, zamiast poprzednich 6. A więc wielkość jego wartości określona jest przez ilość pracy, potrzebnej dla wytworzenia go, nie zaś przez jej formę przedmiotową.
W istocie posiadaczowi pieniędzy przeciwstawia się bezpośrednio na rynku towarowym nie praca, lecz robotnik. Tem zaś, co robotnik sprzedaje, jest jego siła robocza. Zaledwie praca jego istotnie się rozpoczyna, już przestała don należeć, a więc już nie może być przezeń sprzedana. Praca jest substancją wartości i jej imanentną miarą, ale sama nie ma żadnej wartości[670].
W wyrażeniu „wartość pracy“ pojęcie wartości nietylko znika zupełnie, ale przekształca się w swe przeciwstawienie. Jest to pojęcie urojone [nie odpowiadające rzeczywistości], podobnie jak naprzykład wartość ziemi. Są to kategorje przejawów stosunków rzeczywistych. To, że rzeczy przejawiają się nieraz w formie wypaczonej, jest znane dostatecznie we wszystkich naukach, prócz ekonomji politycznej[671].
Ekonomja polityczna klasyczna zaczerpnęła z życia powszedniego kategorję „ceny pracy“, nie poddając tej kategorji dalszej krytyce, aby później zapytać się, jak określamy tę cenę? Przekonała się niebawem, że zmiany w stosunku popytu i podaży nic me wyjaśniają w cenie pracy, podobnie jak wszelkiego innego towaru, prócz jej zmian, to znaczy wahań cen rynkowych poniżej lub powyżej pewnej wielkości. Jeżeli popyt i podaż pokrywają się, to przy innych warunkach niezmienionych wahania ceny ustają. Ale też wtedy popyt i podaż przestają cokolwiek wyjaśniać. Cena pracy, jeżeli popyt i podaż pokrywają się, jest ceną pracy, określaną niezależnie od popytu i podaży, jest jej naturalną ceną, którą rozpoznano w ten sposób jako właściwy przedmiot badań. Albo też brano dłuższy okres wahań ceny rynkowej, rok naprzykład, i znajdowano potem, że jej wzniesienia i spadki wyrównywują się, dając przeciętną wielkość średnią, wielkość stałą. Oczywiście, wielkość ta musiała być określona inaczej, aniżeli znoszące się wzajemnie odchylenia od niej samej. Cena ta, górująca nad przypadkowemi rynkowemi cenami pracy i regulująca je, „cena niezbędna (fizjokraci) lub też „cena naturalna“ pracy (Adam Smith), może być tylko, podobnie jak ceny innych towarów, wartością jej, wyrażoną w pieniądzach.
Ekonomja polityczna sądziła, że w ten sposób od przypadkowych cen pracy dotrze do jej wartości. Dalej, wartość tę, jak wartość innych towarów, określano kosztami produkcji. Ale czem są koszty produkcji robotnika, czyli koszty, potrzebne do wytworzenia lub odtworzenia samego robotnika? Zagadnienie to ekonomja polityczna bezwiednie podstawiła zamiast zagadnienia pierwotnego, gdyż kręciła się ona w kolko dookoła kosztow pracy, jako takiej, i nie mogła stąd wybrnąć. A więc to, co zwie ona wartością pracy (value of labour), jest w istocie wartością siły roboczej, która istnieje w osobowości robotnika i tak samo różni się od swej funkcji, pracy, jak maszyna od swych czynności. Zajęta różnicą między cenami rynkowemi pracy i jej tak zwaną wartością, stosunkiem wartości tej do stopy zysku, do wartości towarów wytworzonych zapomocą pracy i t. d., ekonomja polityczna nie odkryła nigdy, że bieg analizy nietylko prowadzi od cen rynkowych pracy do jej mnie manej wartości, lecz do tego, aby tę wartość pracy zkolei sprowadzić do wartości siły roboczej. Nieświadomość tego wyniku swej własnej analizy, bezkrytyczne przyjmowanie kategoryj „wartość pracy“, „naturalna cena pracy“ i t. d. za najwyższe i ścisłe wyrazy rozważanych przez nią stosunków wartości, uwikłały, jak zobaczymy później, ekonomję polityczną klasyczną w zamęt nierozwiązalnych sprzeczności, podczas gdy ekonomji wulgarnej dał solidną podstawę operacyjną dla jej płytkości, zasadniczo hołdującej tylko pozorom.
Zobaczmy teraz przedewszystkiem, jak cena i wartość siły roboczej w swej formie przekształconej przybierają postać płacy roboczej.
Wiemy, że wartość dzienna siły roboczej obliczona jest na pewną długość życia robotnika, której odpowiada pewna długość dnia roboczego. Przypuśćmy, że zwykły dzień roboczy wynosi 12 godzin, a wartość dzienna siły roboczej — 3 szylingi, będące pieniężnym wyrazem wartości, wyobrażającej 6 godzin pracy. Jeżeli robotnik otrzymuje 3 szylingi, to otrzymuje wartość swej siły roboczej, funkcjonującej w ciągu 12 godzin. Jeżeli teraz ta wartość dzienna siły roboczej zostaje wyrażona jako wartość pracy dziennej, to otrzymujemy formułę: praca dwunastogodzinna ma wartość 3 szylingów. Wartość siły roboczej określa w ten sposób wartość pracy, czyli, wyrażając to w pieniądzach, wartość 3 szylingów. Wartość siły roboczej określa się w ten sposób jej cenę niezbędną. Jeżeli natomiast cena siły roboczej odchyla się od jej wartości, to również cena pracy odchyla się od jej tak zwanej wartości.
Ponieważ wartość pracy jest tylko irracjonalnym [nieracjonalnym] wyrazem wartości siły roboczej, więc sam przez się wynika stąd wniosek, że wartość pracy zawsze musi być mniejsza, niż wartość przez nią wytworzona, gdyż kapitalista zawsze każe sile roboczej funkcjonować dłużej, niż potrzeba dla odtworzenia jej własnej wartości. W powyższym przykładzie wartość siły roboczej, funkcjonującej w ciągu 12 godzin, wynosi 3 szylingi, a więc wartość, której odtworzenie wymaga 6 godzin. Wartość wytworzona przez tę siłę roboczą wynosi natomiast 6 szylingów, ponieważ w rzeczywistości siła robocza funkcjonuje w ciągu 12 godzin, i wartość przez nią wytworzona zależy nie od jej własnej wartości, lecz od długości czasu jej działania. Dochodzimy w ten sposób do wyniku, na pierwszy rzut oka niedorzecznego, że praca, stwarzająca wartość 6 szylingów, posiada wartość 3 szylingów[672].
Widzimy dalej, że wartość 3 szylingów, w których wyraża się opłacona część dnia roboczego, to jest praca sześciogodzinna, występuje jako wartość łub też cena całkowitego, dwunastogodzinnego dnia roboczego, zawierającego 6 godzin nieopłaconych. A więc forma płacy roboczej zaciera wszelki ślad podziału dnia roboczego na pracę niezbędną i dodatkową, opłaconą i nieopłaconą. Cała praca wydaje się pracą opłaconą. Przy pracy pańszczyźnianej praca chłopa dla siebie samego i jego praca przymusowa dla pana odróżniają się wyraźnie i dobitnie w przestrzeni i czasie. Przy pracy niewolniczej nawet ta część dnia roboczego, w której ciągu niewolnik odtwarza jedynie wartość swych własnych środków utrzymania, a więc w gruncie rzeczy pracuje dla siebie samego, wydaje się pracą dla pana. Cała praca jego wydaje się pracą nieopłaconą[673]. Przy pracy najemnej, przeciwnie, nawet praca dodatkowa czyli nieopłacona wydaje się opłaconą. Tam stosunek własności maskuje pracę niewolnika dla siebie samego, tu stosunek pieniężny maskuje darmową pracę robotnika najemnego.
Wobec tego łatwo zrozumieć rozstrzygające znaczenie przekształcenia wartości i ceny siły roboczej w formę płacy roboczej, czyli w wartość i cenę samej pracy. Na tej formie przejawiania się, która przesłania stosunek rzeczywisty, a ukazuje nam właśnie jego przeciwieństwo, oparte są wszelkie pojęcia prawne zarówno robotnika jak kapitalisty, wszelkie mistyfikacje kapitalistycznego trybu produkcji, wszelkie jego złudzenia wolnościowe, wszelkie apologiczne kruczki ekonomji wulgarnej.
Jeżeli historja ludzkości zużyła wiele czasu na to, aby odsłonić tajemnicę płacy roboczej, to zato niema nic łatwiejszego, niż zrozumieć konieczność, raisons d‘être [racje bytu] tej formy przejawiania się.
Wymianę między pracą i kapitałem poznajemy najpierw jako wymianę tego samego rodzaju, co kupno i sprzedaż wszelkich innych towarów. Nabywca daje pewną sumę pieniędzy, sprzedawca — towar, różny od pieniądza. Świadomość prawna uznaje co najwyżej różnicę materjalną, wyrażoną w formułach prawnie równoważnych: „do ut des, do ut facias, facio ut des i facio ut facias“ [„daję, abyś dał; daję, abyś zrobił; robię, abyś dał; robię, abyś zrobił“ — cztery zasadnicze formuły zobowiązań w prawie rzymskiem. — K.].
Dalej: ponieważ wartość wymienna i wartość użytkowa są same przez się wielkościami niespółmiernemi, więc wyrażenie „wartość pracy“, „cena pracy“, nie wydają się bardziej irracjonalne od wyrażeń ^wartość bawełny“, „cena bawełny“. A przytem robotnik pobiera płacę już po tem, jak dostarczył swej pracy. A wszak pieniądz, w swej funkcji środka płatniczego, realizuje post factum wartość lub cenę dostarczonego towaru, a więc w danym wypadku wartość lub cenę dostarczonej już pracy. Wreszcie „wartością użytkową“, której robotnik dostarcza kapitaliście, w rzeczywistości jest nie jego siła robocza, lecz jej funkcja, pewna określona praca użyteczna, praca krawiecka, szewska, przędzalnicza i t. d. Z drugiej strony ta sama praca jest powszechnym pierwiastkiem wartościotwórczym i właściwością tą różni się od wszystkich innych towarów, lecz to wybiega po za dziedzinę powszedniej świadomości.
Jeżeli staniemy na punkcie widzenia robotnika, który za pracę dwunastogodzinną otrzymuje naprzykład wartość wytworzoną przez pracę sześciogodzinną, dajmy na to 3 szylingi, to jego dwunastogodzinna praca jest dlań w gruncie rzeczy środkiem nabycia 3 szylingów. Wartość jego siły roboczej może wahać się wraz z wartością jego zwykłych środków utrzymania, podnosząc się z 3 szylingów do 4, lub spadając z 3 do 2, albo też przy niezmienionej wartości jego siły roboczej cena jej może, wskutek zmiany stosunku popytu i podaży, podnieść się do 4 szylingów lub spaść do 2 — jednak wciąż dostarcza on 12 godzin pracy. A więc każda zmiana wielkości równoważnika, który on otrzymuje, wydaje mu się z konieczności zmianą wartości Tub ceny jego 12 godzin pracy. Okoliczność ta doprowadziła Adama Smitha, który rozpatruje dzień roboczy jako wielkość stalą[674], do odwrotnego błędu, do twierdzenia, że wartość pracy jest stałą, choć wartość środków utrzymania zmienia się, a więc ten sam dzień roboczy wyobraża dla robotnika to mniej, to więcej pieniędzy. Mówi on:
„Cena (wyrażona w pracy), którą robotnik płaci, musi być zawsze ta sama, jakkolwiek ilość dóbr, którą on za nią otrzymuje, może się zmieniać. Za cenę tę można kupić raz większą, kiedy indziej mniejszą ilość tych dóbr; ale wówczas zmienia się ich wartość, a nie wartość pracy, która je kupuje“[675].
Jeżeli z drugiej strony weźmiemy kapitalistę, to chce on niewątpliwie otrzymać jak najwięcej pracy za jak najmniejszą sumę pieniędzy. W praktyce interesuje go więc tylko różnica pomiędzy ceną siły roboczej a wartością, stwarzaną przez jej funkcję. Ale stara się on kupić jak najtaniej wszelki towar i wszędzie zysk swój tłumaczy sobie prostem oszustwem, kupnem poniżej, a sprzedażą powyżej wartości. Nie dochodzi więc do zrozumienia, że gdyby taka rzecz, jak wartość pracy, istniała rzeczywiście, i gdyby on rzeczywiście opłacał tę wartość, to żaden kapitał nie istniałby, a pieniądz jego nie przekształcałby się w kapitał.
Przytem w rzeczywistym ruchu płacy roboczej występują zjawiska, które zdają się dowodzić, że opłacana jest nie wartość siły roboczej, lecz wartość jej funkcji, samej pracy. Zjawiska te możemy sprowadzić do dwóch wielkich klas. 1) Zmiany płacy roboczej przy zmiennej długości dnia roboczego. Możnaby równie dobrze wnioskować, że opłacana jest nie wartość maszyny, lecz jej czynność, ponieważ więcej kosztuje wynająć maszynę na tydzień aniżeli na dzień. 2) Różnice indywidualne pomiędzy płacami różnych robotników, wykonywujących tę samą czynność. Te różnice indywidualne, nie dające jednak powodu do złudzeń, znajdujemy również i w systemie niewolnictwa, gdzie sama siła robocza jest sprzedawana poprostu i otwarcie, bez owijania w bawełnę. Tylko że w niewolnictwie zysk na sile roboczej, stojącej powyżej przeciętnego poziomu, lub strata na sile roboczej, stojącej poniżej przeciętnego poziomu, przypada właścicielowi niewolników, a w systemie pracy najemnej samemu robotnikowi, gdyż jego siła robocza w jednym wypadku jest sprzedawana przez niego samego, a w drugim — przez osobę trzecią.
Zresztą do przejawu „wartość i cena pracy“, lub „płaca robocza“, w odróżnieniu od rzeczywistego, przejawiającego się w nim stosunku wartości i ceny siły roboczej, stosuje się to samo, co do wszelkich wogóle przejawów i ich ukrytego podłoża. Pierwsze odtwarzają się bezpośrednio i spontanicznie [samorzutnie], jako gotowe formy myślenia, drugie musi być dopiero odkryte przez naukę. Ekonomja polityczna klasyczna dotarła blisko rzeczywistego stanu rzeczy, nie formułując go jednak świadomie. Nie może ona tego uczynić, dopóki tkwi w swej burżuazyjnej skórze.



Rozdział osiemnasty.
PŁACA OD CZASU.

Płaca robocza sama przybiera zkolei formy bardzo urozmaicone — okoliczność, pomijana przez zwykłe podręczniki ekonomji politycznej, które w swem brutalnem zainteresowaniu materją zaniedbują wszelkie różnice formy. Wykład tych różnych form należy jednak do specjalnej nauki o pracy najemnej, a więc nie do niniejszego dzieła. Natomiast powinniśmy tu pokrótce rozpatrzyć dwie panujące formy zasadnicze.
Sprzedaż siły roboczej odbywa się zawsze, jak przypominamy sobie, na określony przeciąg czasu. A więc forma przekształcona, którą przybiera bezpośrednio wartość dzienna, tygodniowa i t. p. siły roboczej, jest formą „płacy od czasu“, a więc płacy dziennej i t. d.
Musimy tu przedewszystkiem zauważyć, że prawa zmiany wielkości ceny siły roboczej i wartości dodatkowej, wyłożone w rozdziale piętnastym, drogą prostej zmiany formy przekształcają się w prawa płacy roboczej. Tak samo różnica między wartością wymienną siły roboczej a masą środków utrzymania, w które wartość owa się zamienia, występuje obecnie jako różnica pomiędzy płacą roboczą nominalną a realną. Byłoby rzeczą bezużyteczną powtarzać o formie przejawiania się to, co wyłożyliśmy już o formie zasadniczej. Ograniczymy się więc do paru punktów, charakteryzujących płacę od czasu.
Suma pieniędzy[676], które robotnik otrzymuje za swą pracę dzienną, tygodniową i t. d., stanowi sumę jego płacy roboczej nominalnej, czyli ocenionej według wartości. Ale jest rzeczą jasną, że zależnie od długości dnia roboczego, a więc zależnie od ilości pracy dostarczonej przezeń w ciągu dnia, ta sama płaca dzienna, tygodniowa i t. d. może wyobrażać bardzo różne ceny pracy, czyli bardzo różne sumy pieniężne wzamian za tę samą ilość pracy[677]. A więc zkolei w płacy od czasu odróżniać należy całkowitą sumę płacy roboczej, płacy dziennej, tygodniowej i t. d. od ceny pracy. Jakżeż znaleźć tę cenę, to znaczy wartość pieniężną danej ilości pracy? Przeciętną cenę pracy otrzymujemy, dzieląc przeciętną wartość dzienną siły roboczej przez liczbę godzin przeciętnego dnia roboczego. Jeżeli naprzykład wartość dzienna siły roboczej wynosi 3 szylingi, stanowiące wartość, wytworzoną przez 6 godzin pracy, a dzień roboczy liczy 12 godzin, to cena godziny pracy . Znaleziona w ten sposób cena godziny pracy służy jako jednostka miary ceny pracy.
Wynika stąd, że płaca dzienna, płaca tygodniowa i t. d. może pozostawać bez zmiany, choć cena pracy wciąż się zmniejsza. Jeżeli naprzykład zwyczajowy dzień roboczy liczył io godzin, a wartość dzienna siły roboczej wynosiła 3 szylingi, to cena godziny pracy wynosiła 33/5 pensa; cena ta spadnie do 3 pensów, skoro dzień roboczy wzrośnie do 12 godzin, a do 22/5 pensa, skoro wzrośnie do 13 godzin. Pomimo to płaca dzienna lub tygodniowa pozostaną bez zmiany. Przeciwnie, płaca dzienna lub tygodniowa może wzrosnąć, choć cena pracy pozostaje stałą łub nawet spada. Jeżeli naprzykład dzień roboczy wynosił 10 godzin, a wartość dzienna siły roboczej — 3 szylingi, to cena godziny pracy równała się 33/5 pensa. Jeżeli zaś, dzięki wzrostowi zatrudnienia, robotnik pracuje 12 godzin przy tej samej cenie pracy, to jego płaca dzienna wzrośnie do 3 szylingów 71/5 pensa, choć cena pracy wcale się nie zmieni. Ten sam wynik mógłby być osiągnięty, gdyby zamiast ekstensywnej wielkości pracy wzrosła jej wielkość intensywna[678]. Wzrostowi nominalnej płacy dziennej lub tygodniowej może więc towarzyszyć niezmieniona lub nawet zmniejszająca się cena pracy. To samo dotyczy dochodu rodziny robotniczej z chwilą, gdy ilość pracy, dostarczana przez głowę rodziny, zwiększa się dzięki pracy innych członków rodziny. Istnieją zatem metody zniżania ceny pracy, niezależnie od redukcji płacy nominalnej dziennej lub tygodniowej[679].
Ale stąd wynika następujące prawo ogólne: Jeżeli dana jest ilość pracy dziennej, tygodniowej i t. d., to płaca dzienna, tygodniowa i t. d. zależy od ceny pracy, która sama waha się w zależności bądź od wahań wartości siły roboczej, bądź od odchyleń jej ceny od jej wartości. Jeżeli natomiast dana jest cena pracy, to płaca dzienna lub tygodniowa zależy od ilości pracy dziennej lub tygodniowej.
Jednostkę miary płacy od czasu czyli cenę godziny pracy otrzymujemy, dzieląc dzienną wartość siły roboczej przez liczbę godzin zwyczajowego dnia roboczego. Przypuśćmy, że ten ostatni wynosi 12 godzin, a dzienna wartość siły roboczej 3 szylingi, czyli wartość, wytworzoną przez 6 godzin pracy. W tych warunkach czas godziny pracy wynosi 3 pensy, a wartość wytworzona przez nią — 6 pensów. Jeżeli teraz robotnik jest zatrudniony mniej niż 12 godzin dziennie (lub mniej niż 6 dni w tygodniu), naprzykład 6 lub 8 godzin, to przy tej samej cenie pracy otrzymuje tylko 2 lub 1½ szylinga płacy dziennej. Ponieważ zgodnie z założeniem musi on pracować przeciętnie 6 godzin dziennie, aby wytworzyć płacę, dzienną, odpowiadającą samej tylko wartości jego siły roboczej, ponieważ w myśl tego samego założenia z każdej godziny pracy pracuje on tylko połowę dla siebie, a drugą połowę dla kapitalisty, to jest rzeczą jasną, że nie może on osiągnąć dla siebie wartości, będącej wytworem 6 godzin, jeżeli zatrudniony jest mniej niż 12 godzin. Jeżeli przedtem widzieliśmy zgubne następstwa nadmiaru pracy, to obecnie poznajemy źródła cierpień robotnika, pochodzących z jego niepełnego zatrudnienia[680].
Jeżeli płaca od godziny zostaje ustalona w ten sposób, że kapitalista nie zobowiązuje się do opłacania określonej pracy tygodniowej lub dziennej, lecz tylko do płacenia za te godziny, w których podoba mu się zatrudniać robotnika, to może zatrudniać go przez czas krótszy od przyjętego pierwotnie za podstawę ocenienia płacy godzinnej czyli jednostki miary ceny pracy. Ponieważ ta jednostka miary określona jest przez stosunek

więc traci ona oczywiście wszelki sens z chwilą, gdy dzień roboczy nie liczy już określonej liczby godzin. Związek pomiędzy pracą opłaconą a nieopłaconą zostaje zerwany. Kapitalista może teraz wycisnąć z robotnika określoną ilość pracy dodatkowej, nie pozostawiając mu czasu pracy, niezbędnego dla jego utrzymania. Może zniweczyć wszelką równomierność zajęć i — zależnie od swej wygody, kaprysu lub.chwilowego interesu — przeplatać najcięższą pracę nadzwyczajną z bezrobociem całkowitem lub częściowem. Pod pretekstem, że płaci „normalną cenę pracy“ może on przedłużać dzień roboczy ponad wszelką normę, bez żadnej kompensaty dla robotnika. Wywołało to (w r. 1860) bardzo rozumny bunt robotników budowlanych londyńskich przeciw próbie kapitalistów narzucenia im tej płacy godzinowej. Ustawowe ograniczenie dnia roboczego kładzie kres temu bezeceństwu, lecz oczywiście nie temu zmniejszeniu zatrudnienia, które pochodzi z konkurencji maszyny, ze zmian w wykwalifikowaniu robotników zatrudnionych oraz z kryzysów częściowych i ogólnych.
Przy wzroście płacy dziennej lub tygodniowej cena pracy może nominalnie pozostawać stała, a mimo to spadać poniżej swego normalnego poziomu. Dzieje się to za każdym razem, ilekroć przy stałej cenie pracy, względnie godziny pracy, dzień roboczy zostaje przedłużony ponad swe trwanie zwyczajowe. Jeżeli w ułamku

mianownik wzrasta, to licznik wzrasta jeszcze prędzej. Wartość siły roboczej, ze względu na jej zużycie, wzrasta wraz z trwaniem je< funkcji, i w szybszym stosunku, aniżeli przedłużenie trwania jej funkcji. A więc w wielu gałęziach produkcji, gdzie praca od czasu przeważa bez ustawowych ograniczeń dnia roboczego, powstał samorzutnie obyczaj, że dzień roboczy liczy się jako normalny („normal working day“, „the day‘s work“, „the regular hours of work“), tylko do pewnej chwili, naprzykład do upływu dziesiątej godziny. Poza ową granicą czas pracy jest już czasem nadliczbowym (overtime) i bywa, biorąc godzinę jako jednostkę miary, opłacany lepiej (extra pay), choć nieraz w śmiesznie małej proporcji[681]. Normalny dzień roboczy jest tu ułamkiem rzeczywistego dnia roboczego, a ten ostatni nieraz przez cały rok trwa dłużej niż pierwszy[682]. Wzrost ceny pracy wskutek przedłużania dnia roboczego poza pewną granicę normalną kształtuje się w różnych gałęziach przemysłu brytyjskiego w ten sposób, że niska cena pracy w ciągu tak zwanego normalnego czasu pracy zmusza robotnika do lepiej opłacanej pracy w czasie nadliczbowym, jeżeli chce on wogóle wyrobić płacę roboczą dostateczną[683]. Ustawowe ograniczenie dnia roboczego kładzie kres tej przyjemności[684].
Jest rzeczą powszechnie znaną, że im dłuższy jest dzień roboczy w danej gałęzi przemysłu, tem niższa jest płaca robocza[685]. Inspektor fabryczny, A. Redgrave, ilustruje to zapomocą przeglądu porównawczego okresu dwudziestoletniego, od r. 1839 do r. 1859, w ktorego ciągu płaca robocza w fabrykach, podlegających ustawie o dziesięciogodzinnym dniu roboczym, wzrosła, podczas gdy spadła w fabrykach, w których praca trwa od 14 do 13 godzin dziennie[686].
Powyżej sformułowaliśmy prawo: przy danej cenie pracy płaca dzienna lub tygodniowa zależy od ilości pracy dostarczonej. Z prawa tego wynika przedewszystkiem, że im niższa jest cena pracy, tem większa musi być ilość pracy, czyli tem dłuższy dzień roboczy, aby robotnik mógł zapewnić sobie chociażby nędzną płacę przeciętną. Niska cena pracy działa tu jako bodziec przedłużenia czasu roboczego[687].
Ale, odwrotnie, przedłużenie czasu pracy pociąga ze swej strony spadek ceny pracy, a przez to spadek płacy dziennej lub tygodniowej: Z określenia ceny pracy przez ułamek:

wynika, że samo tylko przedłużenie dnia roboczego zniża cenę pracy, o ile nie następuje żadna kompensata. Ale te same okoliczności, które pozwalają kapitaliście trwale przedłużać dzień roboczy, najpierw pozwalają, a w końcu zmuszają go do zniżania nawet nominalnej ceny pracy, dopóki nie spadnie łączna cena powiększonej liczby godzin, a więc i płaca dzienna lub tygodniowa. Wystarczy tu wskazać dwie okoliczności. Jeżeli jeden człowiek wykonywa pracę i 1½ lub 2 ludzi, to wzrasta podaż pracy, nawet jeżeli podaż sił roboczych, znajdujących się na rynku, pozostaje stała. Konkurencja pomiędzy robotnikami, wytworzona w ten sposób, pozwala kapitaliście zniżać cenę pracy, podczas gdy odwrotnie spadek ceny pracy pozwala mu na dalsze wyśrubowanie długości dnia roboczego[688][689]. Niebawem jednak ta możność rozporządzania nadzwyczajnemi, to jest przekraczającemi przeciętny poziom społeczny, ilościami pracy nieopłaconej staje się środkiem konkurencji pomiędzy samymi kapitalistami. Część ceny towaru stanowi czas pracy. Niezapłacona część ceny pracy nie wchodzi w rachubę przy cenie towaru. Może być podarowana nabywcy towaru. Jest to pierwszy krok, do którego skłania konkurencja. Krok drugi, do którego zmusza konkurencja, polega na tem, aby wyłączyć ze sprzedażnej ceny towaru przynajmniej część nadzwyczajnej wartości dodatkowej, wytworzonej drogą przedłużania dnia roboczego. W ten sposób najpierw powstaje sporadycznie, a potem ustala się stopniowo anormalnie niska cena sprzedażna towaru, która odtąd staje się stałą podstawą nędznej płacy roboczej przy nadmiernym czasie pracy, podobnie jak pierwotnie była ona wytworem tych okoliczności. Ograniczamy się tu do wzmianki o tym ruchu, gdyż nie do tego miejsca należy analiza konkurencji. Ale niechaj na chwilę głos zabierze sam kapitalista:
„W Birmingham konkurencja pomiędzy majstrami jest tak wielka, że niejeden z nas jako pracodawca zmuszony jest czynić rzeczy, których powstydziłby się w innych warunkach; a jednak zarabiamy więcej pieniędzy (and yet no more money is made), lecz tylko publiczność ciągnie stąd korzyść“[690].
Czytelnik przypomina sobie, że w Londynie istnieją dwie kategorje piekarzy, z których pierwsza sprzedaje chleb po pełnej cenie (the „fullpriced“ bakers), a druga poniżej ceny normalnej („the underpriced“, „the undersellers“). Piekarze „fullpriced“ oskarżają swych konkurentów przed parlamentarną komisją śledczą: „Istnieją oni jedynie dzięki temu, że po pierwsze oszukują publiczność (zapomocą fałszowania towaru), powtóre łupią ze swych ludzi 18 godzin pracy za płacę, odpowiadającą pracy dwunastogodzinnej... Nieopłacona praca (the unpaid labour) robotników jest środkiem, zapomocą którego prowadzona jest walka konkurencyjna... konkurencja pomiędzy majstrami piekarskimi jest przyczyną trudności w usunięciu pracy nocnej. Underseller, sprzedający chleb poniżej ceny kosztu, zmieniającej się w zależności od cen mąki, me ponosi szkody, gdyż wyciska więcej pracy ze swych ludzi. Jeżeli ja wyciskam ze swych ludzi tylko 12 godzin pracy, a sąsiad mój 18 lub 20, to musi on mnie pobić ceną sprzedażną. Gdyby robotnicy mogli wymóc opłacanie pracy nadzwyczajnej, to wnet położyliby kres tej sztuczce... Śród robotników, zatrudnionych przez Undersellers, jest wielu cudzoziemców, chłopców i innych, którzy zmuszeni są zadawalać się wszelką niemal płacą, którą uda im się dostać“[691].

Jeremjada ta jest zajmująca i dlatego, że okazuje, jak dalece w mózgu kapitalisty odzwierciadla się tylko pozór stosunków produkcji. Kapitalista nie wie o tem, że również normalna cena pracy obejmuje pewną ilość pracy nieopłaconej, i że właśnie ta praca meopłacona jest normalnem źródłem jego zysku. Kategorja dodatkowego czasu pracy nie istnieje dlań wogóle, gdyż jest zawarta w normalnym dniu roboczym, który on opłaca w swem mniemaniu zapomocą płacy dziennej. Ale istnieje dlań oczywiście czas nadliczbowy, przedłużenie dnia roboczego poza granice, odpowiadające zwykłej cenie pracy. Wobec swego konkurenta, sprzedającego towar poniżej ceny normalnej, żąda on nawet, aby ten czas nadzwyczajny był opłacany dodatkowo (extra pay). Znowuż me wie on nic o tem, że ta płaca dodatkowa włącza płacę nieopłaconą równie dojrzę, jak cena zwykłej godziny pracy. Naprzykład cena jednej godziny dwunastogodzinnego dnia roboczego wynosi 3 pensy, wartość wytworzoną przez pól godziny pracy, cena zaś nadliczbowej godziny pracy 4 pensy, wartość wytworzoną przez dwie trzecie Rodziny pracy. W pierwszym wypadku kapitalista przywłaszcza sobie bezpłatnie połowę, w drugim jedną trzecią godziny pracy.

Rozdział dziewiętnasty.
PŁACA OD SZTUKI.

Płaca od sztuki jest tylko przekształconą formą płacy od czasu, podobnie jak płaca od czasu jest tylko przekształconą formą wartości lub ceny siły roboczej.
Przy płacy od sztuki na pierwszy rzut oka wygląda tak, jak gdyby wartość użytkowa, sprzedana przez robotnika, nie była pracą żywą, funkcją jego siły roboczej, lecz pracą, już uprzedmiotowioną w wytworze, i jakgdyby cena tej pracy była określona nie przez ułamek

jak przy płacy od czasu, lecz przez zdolność wytwórczą producenta.[692]
Zaufanie, wzbudzane przez ten pozór, musiało być najpierw mocno podważone już przez fakt, że obie formy płacy roboczej istnieją jednocześnie obok siebie w tych samych gałęziach produkcji.
Naprzykład: „Zecerzy londyńscy pracują z reguły na akord, a płaca od czasu stanowi u nich wyjątek. Odwrotnie dzieje się u zecerów na prowincji, gdzie płaca od czasu jest regułą, płaca od sztuką z.is wyjątkiem. Cieśle okrętowi w porcie londyńskim są opłacani od sztuki, we wszystkich innych portach angielskich od czasu[693]. W tych samych londyńskich warsztatach siodlarskich za tę samą pracę często Francuzi płatni są od sztuki, Anglicy zaś od czasu. W fabrykach właściwych, gdzie płaca od sztuki panuje powszechnie, niektóre czynności ze względów technicznych nie poddają się tej ocenie i dlatego są opłacane od czasu[694]. Jest jednak rzeczą oczywistą, że różnica w formie wypłacania płacy roboczej me zmienia ani trochę jej istoty, chociaż jedna z tych form może bardziej sprzyjać rozwojowi produkcji kapitalistycznej aniżeli druga.
Przypuśćmy, że zwykły dzień roboczy liczy dwanaście godzin, w tem 6 opłaconych, 6 nieopłaconych; że wartość przezeń wytworzona wynosi 6 szylingów, a więc wartość jednej godziny pracy 6 pensów. Przypuśćmy, że ustalono na podstawie doświadczenia, iż robotnik, pracujący z przeciętnym stopniem sprawności i natężenia, a więc w istocie zużywający jedynie czas społecznie niezbędny dla wytworzenia danego artykułu, wytwarza w ciągu 12 godzinką sztuki, to jest bądź oddzielne, poszczególne sztuki, bądź wymierne części jakiegoś wytworu, stanowiącego całość. W ten sposób wartość tych 24 sztuk, po potrąceniu zawartej w nich stałej części kapitału, wynosi 6 szylingów, wartość zaś oddzielnej sztuki — 3 pensy. Robotnik otrzymuje 1½ pensa za sztukę i w ten sposób w ciągu 12 godzin zarabia 3 szylingi. Jak przy pracy od czasu jest obojętne, czy przyjmujemy, że robotnik 6 godzin pracuje dla siebie, a 6 dla kapitalisty; czy też, że z każdej godziny połowę pracuje dla siebie, a drugą połowę dla kapitalisty, tak samo i tu na jedno wschodzi, czy powiemy, że każda sztuka pojedyncza jest w połowie opłacona, a w połowie nieopłacona, czy tez, że cena 12 sztuk odtwarza jedynie wartość siły roboczej, podczas gdy w cenie pozostałych 12 ucieleśnia się wartość dodatkowa.
Forma płacy od sztuki jest równie irracjonalna [nieracjonalna], jak forma płacy od czasu. Podczas gdy naprzykład dwie sztuki towaru, po potrąceniu wartości zużytych na nie środków produkcji, warte są, jako wytwór godziny pracy, 6 pensów, robotnik otrzymuje za nie cenę 3 pensów. W istocie płaca od sztuki nie wyraża bezpośrednio żadnego stosunku wartościowego. Nie o to idzie, aby mierzyć wartość sztuki wytworu ilością ucieleśnionego w niej czasu roboczego, lecz przeciwnie o to, aby pracę, wydatkowaną przez robotnika, mierzyć ilością sztuk, przezeń wytworzonych. Przy płacy od czasu praca mierzona jest bezpośrednio czasem swego trwania, przy płacy od sztuki — ilością wytworów, w których ucieleśnia się praca w ciągu określonego czasu[695]. Cenę samego czasu pracy określa ostatecznie równanie: wartość pracy dziennej = dziennej wartości siły roboczej. Praca akordowa jest więc tylko zmodyfikowaną [przekształconą] formą płacy od czasu.
Rozpatrzymy teraz nieco bliżej cechy charakterystyczne płacy od sztuki.
Wytwór sam zapewnia tu możność kontroli nad jakością pracy, gdyż musi być średniej dobroci, o ile płaca od sztuki ma być wypłacona w całości: pod tym względem płaca od sztuki jest niewyczerpanem źródłem pretekstów do potrąceń z płacy i do kapitalistycznego szalbierstwa.
Kapitalistom dostarcza ona zupełnie określonej miary natężenia pracy. Tylko czas pracy, wcielony w zgóry określoną i doświadczalnie ustaloną ilość towarów, uznany jest za czas pracy społecznie niezbędny i jest opłacony jako taki. To też w wielkich londyńskich zakładach krawieckich określona sztuka roboty, naprzykład kamizelka i t. d., zwie się godziną, pół godziny i t. d., przy płacy 6 pensów za godzinę. Z praktyki wiadomo, jaki jest przeciętny wytwór godziny pracy. Przy zmianie mody, przy reperacjach i t. d., powstaje spór między przedsiębiorcą a robotnikiem, czy dana sztuka roboty równa się godzinie i t. d., dopóki i tego sporu nie rozstrzygnie praktyka. Podobnie się dzieje w londyńskich warsztatach mebli i t. d. Jeżeli robotnik nie posiada przeciętnego uzdolnienia do pracy a zatem nie może dostarczyć określonego minimum roboty dziennej, to zostaje zwolniony[696].
Ponieważ sama forma płacy roboczej służy tu do kontroli jakości i natężenia pracy. więc czyni ona dozór pracy w znacznym stopniu zbytecznym. Stanowi więc podstawę zarówno chałupnictwa nowożytnego, opisanego przez nas wyżej, jak systemu wyzysku i ucisku, ukształtowanego hierarchicznie. Ten ostatni posiada dwie formy zasadnicze. Z jednej strony płaca od sztuki ułatwia wciskanie się pasorzytów między kapitalistę a robotnika, podnajem pracy (subletting of labour). Zysk pośredników płynie wyłącznie z różnicy między ceną pracy, opłaconą przez kapitalistę, a tą jej częścią, którą w rzeczywistości pozostawiają oni robotnikowi”[697]. System ten w Anglji nosi charakterystyczną nazwę „Sweatmg System“ [system wyciskania potu]. Z drugiej strony płaca od sztuki pozwala kapitaliście zawierać z robotnikiem głównym — w rękodzielni z brygadzistą, w kopalni z rębaczem węgla, w fabryce z właściwym robotnikiem maszynowym — umowę o wykonanie roboty za tyle a tyle od sztuki, i za tę cenę robotnik główny bierze na siebie werbowanie i opłacanie swych pomocników. Wyzysk robotnika przez kapitał dokonywa się zapomocą wyzysku robotnika przez robotnika[698]. Przy płacy od sztuki jak najbardziej intensywne natężenie siły roboczej leży oczywiście w osobistym interesie robotnika, co kapitaliście ułatwia podnoszenie normalnego stopnia natężenia[699]. Również przedłużenie dnia roboczego leży w osobistym interesie robotnika, gdyż przez to wzrasta jego płaca dzienna lub tygodniowa[700]. Wywołuje to reakcję, opisaną już w rozdziale o pracy od czasu, niezależnie od tego, że przedłużenie dnia roboczego, nawet jeżeli płaca od sztuki pozostaje stałą, samo przez się pociąga za sobą zniżkę ceny pracy.
Przy płacy od czasu panuje, z niewielu wyjątkami, równa płaca robocza za jednakowe czynności, podczas gdy przy płacy od sztuki cena czasu roboczego mierzy się wprawdzie określoną ilością wytworu, lecz zato płaca dzienna lub tygodniowa zmienia się w zależności od różnic indywidualnych pomiędzy robotnikami, z których jeden w określonym czasie dostarcza zaledwie minimum wytworu, drugi — ilość średnią, a trzeci — więcej niż średnią. A więc w stosunku do rzeczywistego dochodu występują tu wielkie różnice, zależnie od różnej sprawności, siły, energji, wytrzymałości i t. d. robotników indywidualnych[701]. Nic to oczywiście nie zmienia w ogólnym stosunku między kapitałem a pracą najemną. Po pierwsze różnice indywidualne wyrównywują się w warsztacie zbiorowym, który w ten sposób w określonym przeciągu czasu dostarcza przeciętnego wytworu, a wypłacona płaca zbiorowa jest płacą przeciętną w danej gałęzi przemysłu. Powtóre stosunek pomiędzy płacą roboczą a wartością dodatkową pozostaje bez zmiany, ponieważ indywidualnej płacy pojedynczego robotnika odpowiada indywidualnie dostarczona przezeń masa wartości dodatkowej. Ale szersze pole działania, które płaca od sztuki pozostawia jednostce, zdąża do tego, by z jednej strony rozwijać w robotnikach indywidualność, poczucie wolności, samodzielność i samokontrolę, z drugiej strony konkurencję robotników pomiędzy sobą i przeciw sobie. A więc płaca od sztuk posiada tendencję, aby, podnosząc indywidualne place robocze ponad poziom przeciętny, obniżać sam ten poziom. Gdzie zaś płaca od sztuki zdawna umocniła się tradycyjnie, i gdzie obniżanie jej napotyka na szczególne przeszkody, tam w drodze wyjątku majstrowie brali się do przekształcania jej przemocą w płacę od czasu. Wywołało to naprzykład wielki strajk tkaczy wstążkowych w roku 1860 w Coventry[702]. Wreszcie płaca od sztuki jest główną podporą opisanego już przez nas powyżej systemu płacy godzinnej[703].
Z dotychczasowego wykładu wynika, że płaca od sztuki jest formą płacy roboczej, najlepiej odpowiadającą kapitalistycznemu trybowi produkcji. Choć bynajmniej nie jest nowiną — figuruje ona oficjalnie obok płacy od czasu między innemi we francuskich i angielskich ustawach robotniczych z 14-go wieku — jednak dopiero we właściwym okresie rękodzielniczym pozyskuje szersze pole działania. W burzliwym okresie młodzieńczym wielkiego przemysłu, zwłaszcza w latach 1797 — 1815, płaca od sztuki jest środkiem przedłużania czasu pracy i zniżania płacy roboczej. Bardzo ważny materjał w sprawie ruchu płacy roboczej w owym okresie znajdujemy w Księgach Błękitnych: „Report and evidence front the Select Committee on petitions respecting the corn laws“ (sesja parlamentarna r. 1813—14) i z „Reports from the Lords‘ Committee on the State of growth, commerce and consumption of grain, and all ławs relating thereto“ (sesja r. 1814 — 15). Znajdujemy tu dowody dokumentalne ciągłego spadku ceny pracy od początku wojny antyjakobińskiej. W tkactwie naprzykład płaca od sztuki spadła tak nisko, że pomimo znacznego przedłużenia dnia roboczego zarobek dzienny stał obecnie niżej niż przedtem.
„Rzeczywisty dochód tkacza jest o wiele mniejszy niż dawniej, i wyższość jego nad zwykłym robotnikiem, która niegdyś była tak wielka, znikła prawie zupełnie. Istotnie, różnica pomiędzy płacą za pracę wykwalifikowaną i za pracę zwykłą jest dziś daleko mniejsza, niż w którymkolwiek okresie wcześniejszym.[704].
Jak mało przyniosło proletarjatowi rolnemu spotęgowanie, dzięki płacy od sztuki, natężenia pracy i jej długości, niech pokaże nam ustęp poniższy, zaczerpnięty z broszury polemicznej w obronie obszarników i dzierżawców: „Znaczna większość czynności rolniczych wykonywana jest przez ludzi, najętych na dniówkę lub na akord. Ich płaca tygodniowa wynosi około 12 szylingów; i chociaż można zgóry przypuszczać, że przy płacy od sztuki, pod wpływem silniejszego bodźca do pracy, człowiek zarobi o szylinga lub może o dwa szylingi więcej, aniżeli przy płacy tygodniowej, to jednak przy ocenie jego dochodu całkowitego przekonywamy się, że strata jego z powodu częstszego bezrobocia w ciągu roku równoważy ten dodatkowy zarobek... Dalej znajdziemy, że płace tych ludzi pozostają w pewnym stosunku do niezbędnych środków utrzymania, tak że człowiek, mający dwoje dzieci, ma możność utrzymania rodziny bez uciekania się do zapomogi parafjalnej“[705]. A więc, gdyby ów człowiek, miał troje dzieci, byłby już skazany na korzystanie z dobroczynności publicznej.
Malthus uczynił podówczas następującą uwagę, tyczącą faktów, ogłoszonych przez parlament: „Przyznam, że patrzę z niechęcią na szerokie rozpowszechnienie zwyczaju płacy od sztuki. Doprawdy, ciężka praca przez 12—14 godzin dziennie w ciągu dłuższych okresów czasu — to za wiele dla istoty ludzkiej[706].
W warsztatach, podlegających ustawie fabrycznej, płaca od sztuki staje się regułą ogólną, ponieważ tam kapitał może powiększyć pracę dzienną jedynie drogą intensyfikacji[707].
Jeżeli zmienia się wydajność pracy, to zmienia się również czas pracy, wyobrażony przez tę samą ilość wytworu. A więc zmienia się również płaca od sztuki, gdyż wyraża ona w formie ceny określoną ilość czasu pracy. W powyższym przykładzie naszym wytwarzano w ciągu 12 godzin 24 sztuki, przyczem wartość, wytworzona przez 12 godzin wynosiła 6 szylingów, wartość dzienna siły roboczej — 3 szylingi, cena godziny pracy — 3 pensy, a płaca za sztukę — 1½ pensa. Każda sztuka wchłaniała pół godziny pracy. Jeżeli teraz ten sam dzień roboczy, naprzykład, dzięki podwojeniu wydajności pracy, będzie dostarczał naprzykład 48 sztuk zamiast 24, i jeżeli wszystkie inne okoliczności pozostają bez zmiany, to płaca od sztuki spada z 1½ pensa na trzy czwarte, ponieważ każda sztuka wyobraża już tylko zaledwie ¼ zamiast ½ godziny pracy. 24 ✕ 1½ pensa = 3 szylingom i tak samo 48 ✕ ¾ pensa — 3 szylingom. Innemi słowy: płaca od sztuki zostaje zniżona w tym samym stosunku, w jakim wzrasta liczba sztuk, wytworzonych w ciągu danego czasu[708], a więc w jakim zmniejsza się czas pracy, użyty na wytworzenie danej sztuki. Ta zmiana płacy od sztuki, choć czysto nominalna, wywołuje ciągłe walki pomiędzy kapitalistą a robotnikiem. Bądź dlatego, że kapitalista korzysta z tego pretekstu, ażeby rzeczywiście obniżyć cenę pracy, bądź dlatego, że wzmożonej sile wytwórczej pracy towarzyszy jej wzmożone natężenie. Albo dlatego, że przy płacy od sztuki robotnik bierze za rzeczywistość pozór, jakoby mu płacono za jego wytwór a nie za silę roboczą, i dlatego burzy się przeciw zniżce płacy, której nie odpowiada zniżka sprzedażnej ceny towaru. „Robotnicy śledzą czujnie za ceną surowca oraz za ceną fabrykatów, co pozwala im oceniać dokładnie zyski ich pryncypałów“[709]. Kapitał słusznie odrzuca tego rodzaju pretensje, jako gruby błąd co do istoty pracy najemnej[710]. Oburza się na roszczenia robotników, którzy chcą nakładać podatek na postęp przemysłu i oświadcza bez ogródek, że produkcyjność robotników nic wogóle robotnika nie obchodzi[711].



Rozdział dwudziesty.
NARODOWE RÓŻNICE PŁAC ROBOCZYCH.

W rozdziale piętnastym zajmowaliśmy się różnemi kombinacjami, które może pociągnąć za sobą zmiana wielkości bezwzględnej lub względnej (to znaczy porównanej z wartością dodatkową) wartości siły roboczej, podczas gdy zarazem z drugiej strony ilość środków utrzymania, w których realizuje się cena siły roboczej, podlegać mogła wahaniom, niezależnym[712] od zmian tej ceny, lub różnym od nich. Jak już zauważyliśmy, wszystkie wymienione tam prawa, drogą prostej zamiany wartości, względnie ceny, siły roboczej w egzoteryczną [ujawniającą się zewnętrznie] formę płacy roboczej, przekształcają się w prawa ruchu płacy roboczej. To, co w granicach owego ruchu występuje jako kombinacja zmienna, to w poszczególnych krajach może przybrać postać różnicy pomiędzy spółczesnemi sobie narodowemi płacami roboczemi. A więc przy porównywaniu różnych płac roboczych należy brać pod uwagę wszelkie czynniki, określające zmiany wielkości wartości siły roboczej: koszt i wielkość najpierwszych potrzeb życiowych, zarówno przyrodzonych, jak rozwiniętych historycznie, koszt wykształcenia robotnika, rolę pracy kobiecej i dziecięcej, wydajność pracy, jej wielkość intensywną i ekstensywną. Nawet powierzchowne porównanie wymaga, ażeby przedewszystkiem sprowadzić przeciętną płacę dzienną w tych samych gałęziach pracy w różnych krajach do dni roboczych jednakowej wielkości. Po takiem wyrównaniu plac dziennych należy zkolei plącę od czasu zamienić na płacę od sztuki, gdyż tylko ta ostatnia jest miernikiem zarówno wydajności pracy, jak jej wielkości intensywnej.
W każdym kraju istnieje pewne średnie natężenie pracy. Jeżeli praca, obrócona na wytworzenie danego towaru, jest mniej intensywna, to zużywa więcej czasu, niż jest społecznie niezbędne, a więc przestaje wchodzić w rachubę jako praca o jakości normalnej. Tylko stopień natężenia, przekraczający przeciętny poziom narodowy, wpływa w danym kraju na zmianę wymiaru wartości zapomocą prostego trwania czasu pracy. Inaczej na rynku światowym, wobec którego kraj pojedynczy jest integralną częścią całości. Średnie natężenie pracy jest w każdym kraju inne; tu większe, ówdzie mniejsze. Te przeciętne poziomy narodowe tworzą więc skalę, której jednostką miary jest jednostka przeciętnej pracy powszechnej. A więc praca narodowa intensywniejsza, w porównaniu z mniej intensywną, wytwarza w tym samym czasie więcej wartości, której wyrazem jest większa suma pieniędzy.
Prawo wartości w swem zastosowaniu międzynarodowem doznaje większych jeszcze zmian przez to, że na rynku światowym praca narodowa produkcyjniejsza liczy się również jako praca bardziej intensywna, ilekroć konkurencja nie zmusza narodu produkcyjniejszego do zniżenia ceny sprzedażnej swego towaru do poziomu jego wartości.
Im bardziej w danym kraju rozwinięta jest produkcja kapitalistyczna, tembardziej przeciętne natężenie i wydajność pracy narodowej podnoszą się tam ponad poziom międzynarodowy[713]. A więc różne ilości towarów tego samego rodzaju, wytwarzane w różnych krajach w ciągu równych czasów pracy, posiadają nierówne wartości międzynarodowe, których wyrazem są różne ceny, to znaczy różne sumy pieniężne w zależności od różnych wartości międzynarodowych. Względna wartość pieniądza będzie zatem mniejsza u narodu o bardziej kapitalistycznym trybie produkcji, niż u narodu, gdzie kapitalizm jest mniej rozwinięty. Wynika stąd również, że nominalna płaca robocza, pieniężny równoważnik siły roboczej, również będzie wyższa w pierwszym kraju niż w drugim, co bynajmniej nie znaczy, aby to samo tyczyło również płacy rzeczywistej, to jest środków utrzymania, oddanych robotnikowi do rozporządzenia.
Ale pomijając nawet tę względną różnicę wartości pieniądza w różnych krajach, nieraz zauważyć możemy, że płaca dzienna, tygodniowa i t. d. wyższa jest w owym pierwszym kraju o wyżej rozwiniętym kapitalistycznym trybie produkcji, aniżeli w drugim, podczas gdy względna cena pracy, to znaczy cena pracy zarówno w stosunku do wartości dodatkowej, jak w stosunku do wartości wytworu, jest w kraju drugim wyższa aniżeli w pierwszym[714].
J. W. Cowell, członek Komisji fabrycznej z r. 1833, po sumiennem zbadaniu przędzalnictwa doszedł do wniosku, że„ w Angl.ji faktycznie place taniej wypadają fabrykantowi, aniżeli na kontynencie, choć mogą być wyższe dla robotnika“ (U r e: „Philosophy of manufacture“, str. 314). Angielski inspektor fabryczny, Aleksander Redgrave, w sprawozdaniu fabrycznem z 31 października 1866 r. dowodzi zapomocą zestawień statystycznych z państwami kontynentnlnemi, że praca kontynentalna, pomimo niższej płacy i o wiele dłuższego czasu pracy, w stosunku do wytworu droższa jest od angielskiej. Pewien Anglik, dyrektor fabryki wyrobów bawełnianych w Oldenburgu, oświadcza, że tam czas pracy, nie wyłączając soboty, trwa 14Zi godzin dziennie, od 5.30 rano do 8 wieczór, i że robotnicy tamtejsi, gdy pracują pod kierownictwem dozorców angielskich, dostarczają przez ten czas nieco mniejsze ilości wytworu, aniżeli Anglicy w ciągu 10 godzin, pod kierownictwem zaś majstrów niemieckich jeszcze o wiele mniej. Płaca jest tam o wiele niższa niż w Anglji. w wielu wypadkach o 50%, lecz liczba rąk roboczych w stosunku tło maszyn jest o wiele większa, w niektórych oddziałach w stosunku 5:3.

Pan Redgrave podaje bardzo szczegółowe dane o rosyjskich fabrykach wyrobów Bawełnianych. Dane te zostały mu dostarczone przez pewnego dyrektora Anglika, który niedawno jeszcze tam pracował. Na tym rosyjskim gruncie, tak płodnym we wszelkie nikczemności, kwitną również w najlepsze stare okropności z dziecięcego okresu fabryk angielskich. Kierownikami są oczywiście Anglicy, gdyż rodowity kapitalista rosyjski nie nadaje się na kierownika fabryki. Pomimo całej pracy nadmiernej, nieprzerwanej pracy dziennej i nocnej i haniebnie niskich płac roboczych rosyjski fabrykat wegetuje tylko dzięki uniemożliwieniu konkurencji zagraniczej.

Wreszcie podaję jeszcze zastawienie porównawcze pana Redgrave, tyczące przeciętnej liczby wrzecion na fabrykę i na przędzarza w różnych krajach Europy. Pan Redgrave sam zastrzega się, iż zebrał te liczby na parę lat przed rokiem 1866 i że od tego czasu wzrosły w Anglji rozmiary fabryk i liczba wrzecion na przędzarza. Przypuszcza on jednak, że nie mniejszy postęp dokonał się: w wyliczonych krajach kontynentalnych, tak że poniższe dane liczbowe zachowują swą wartość porównawczą: Przeciętna liczba wrzecion w fabryce.

Przeciętna liczba wrzecion w fabryce
W Anglji 12.600 wrzecion na 1 fabrykę
Szwajcarji 8.000
Austrji 7.000
Saksonji 4.500
Belgji 4.000
Francji 1.500
Prusach 1.500


Przeciętna liczba wrzecion na zatrudnionego robotnika
We Francji 14 wrzecion na 1 osobę
Rosji 28
Prusach 37
Bawarji 46
Austrji 49
Belgji 50
Saksonji 50
pomniejszych państwach niemieckich 55
Szwajcarji 55
W. Brytanji 74

„Zestawienie to“, powiada p. Redgrave, „jest niekorzystne dla W. Brytanji, prócz innych powodów także i dlatego, że istnieje tam bardzo wiele fabryk, gdzie tkactwo maszynowe połączone jest z przędzalnictwem (w tablicy zaś tkacze nie są wyłączeni). Natomiast fabryki zagraniczne są przeważnie tylko przędzalniami. Gdybyśmy mogli porównywać dokładnie dane spółmierne, to mógłbym wyliczyć w okręgu swym wiele przędzalń bawełnianych, gdzie jeden jedyny robotnik (minder) wraz z dwiema nakładaczkami dozoruje automatyczną przędzarkę mulejową o 2200 wrzecionach i wytwarza dziennie 220 funtów przędzy, o długości 400 mil (angielskich)“. („Reports of insp. of fact. for 31 october 1866“, str. 31—37 passim).
Wiadomo, że w Europie Wschodniej, jak również w Azji, towarzystwa angielskie objęły budowę kolei żelaznych i zatrudniają przytem, oprócz robotników krajowych, także pewną liczbę robotników angielskich. Potrzeba praktyczna zmusiła je w ten sposób do uwzględniania różnic narodowych w natężeniu pracy, i nie przyniosło to im szkody. Doświadczenie ich poucza, że jeżeli nawet płaca robocza odpowiada mniej lub więcej średniemu natężeniu pracy, to jednak względna cena pracy (w stosunku do wytworu) porusza s ę naogół w kierunku odwrotnym.
H. Carey w „Studjum o stopie płacy roboczej“[715], jednem ze swych najwcześniejszych dzieł ekonomicznych, stara się dowieść, że różne narodowe płace robocze mają się do siebie tak, jak stopnie wydajności narodowych dni roboczych, i z tego stosunku międzynarodowego wyciąga wniosek, że płaca robocza wogóle podnosi s ę i spada wraz z wydajnością pracy. Cała nasza analiza wytwarzania wartości dodatkowej udowadnia, że konkluzja ta byłaby niedorzeczna nawet w tym wypadku, gdyby Carey był dowiódł słuszności swej przesłanki, zamiast — jak to zwykł czynić — zbierać bezładnie do kupy materjał statystyczny, pościągany zewsząd powierzchownie i bezkrytycznie. Najlepsze jest to, że nie twierdzi on wcale, aby w rzeczywistości sprawy stały tak, jakby to wypadało według teorji. Mianowicie interwencja państwa wypaczyła naturalny stosunek ekonomiczny. Należy więc narodowe płace obliczać tak, jak gdyby część ich, przypadająca państwu w formie podatków, przypadała samemu robotnikowi. Czyżby pan Carey nie powinien zkolei zastanowić się nad tem, czy owe „wydatki państwa“ nie są również „naturalnemi płodami“ rozwoju kapitalistycznego? Rozumowanie, zupełnie godne człowieka, który najpierw ogłosił stosunki produkcji kapitalistycznej za wieczyste prawa przyrody i rozumu, których działanie wolne i harmonijne zmącone jest jedynie przez interwencję państwa, ażeby następnie odkryć, że djabelny wpływ Anglji na rynek światowy, wpływ nie wynikający widocznie z przyrodzonych praw produkcji kapitalistycznej, wywołuje potrzebę interwencji państwa, a mianowicie ochrony przez państwo owych praw przyrody i rozumu, innemi słowy potrzebę systemu protekcyjnego [ceł ochronnych]. Dalej odkrył on, że twierdzenia Ricarda i t. d., w których sformułowane są istniejące przeciwieństwa i sprzeczności społeczne, nie są wytworem ideowym rzeczywistego ruchu ekonomicznego, lecz odwrotnie rzeczywiste przeciwieństwa produkcji kapitalistycznej w Anglji i gdzieindziej są rezultatem teorji Ricarda i t. d.! Wreszcie odkrył, że to ostatecznie handel niszczy wrodzone wdzięki i harmonję kapitalistycznego trybu produkcji. Jeszcze krok w tym kierunku, a odkryje on zapewne, że jedynem złem produkcji kapitalistycznej jest sam kapitał. Tylko człowiek o tak niesłychanym braku zmysłu krytycznego i o tak powierzchownej erudycji mógł zasłużyć na to, aby pomimo swej herezji protekcjonistycznej zostać ukrytem źródłem harmonijnej mądrości takiego Bastiata i wszelkich innych spólczesnych optymistycznych wolnohandlowców[716].



DZIAŁ SIÓDMY.
Proces nagromadzania kapitału.

WSTĘP.

Przekształcenie pewnej sumy pieniężnej w środki produkcji i w siłę roboczą jest pierwszym ruchem, dokonywanym przez sumę wartości, która ma funkcjonować jako kapitał. Ruch ten dokonywa się na rynku, w sferze obiegu.
Druga faza ruchu, proces produkcji, zamyka się z chwilą, gdy środki produkcji przeistoczyły się w towar, wartością swą przewyższający wartość swych części składowych, a zatem zawierający wartość pierwotnie wyłożonego kapitału, powiększoną o wartość dodatkową.
Towary te potem muszą być rzucone ponownie w sferę obiegu. Trzeba je sprzedać, zrealizować wartość ich w pieniądzach, zamienić pieniądz znowu w kapitał, i tak wciąż od początku. Ten ruch okrężny, wciąż przechodzący przez te same fazy kolejne, stanowi krążenie kapitału.
Pierwszym warunkiem nagromadzenia [akumulacji] kapitału jest, aby kapitalista zdołał sprzedać swe towary i znów przemienić w kapitał większą część otrzymanych za nie pieniędzy. W dalszych wywodach wychodzimy z założenia, że proces krążenia kapitału dokonywa się normalnie. Szczegółowe zbadanie tego procesu odkładamy do księgi drugiej. Realne warunki reprodukcji [odnawiania produkcji], to znaczy jej nieprzerwanego biegu, poczęści ujawniają się dopiero w toku krążenia kapitału, poczęści zaś mogą być traktowane dopiero po zbadaniu procesu krążenia.
Ale to nie wszystko. Kapitalista, który wytwarza wartość dodatkową, czyli bezpośrednio wyciska z robotnika pracę nieopłaconą i wciela ją w towary, jest wprawdzie pierwszym przywłaszczycielem wartości dodatkowej, ale bynajmniej nie jest jej właścicielem ostatecznym. Musi on następnie dzielić się nią z kapitalistami, pełniącymi inne funkcje w całokształcie produkcji społecznej, z właścicielem ziemskim i t. d. A więc wartość dodatkowa rozpada się na różne części. Odłamki jej dostają się różnym kategorjom osób i przybierają różne formy, nawzajem od siebie pozornie niezależne, jak zysk przedsiębiorcy, procent od kapitału, zysk handlowy, renta gruntowa i t. d. Te przekształcone formy wartości dodatkowej będą rozpatrzone dopiero w księdze trzeciej.
Z jednej strony wychodzimy tu zatem z założenia, że kapitalista, wytwarzający towar, sprzedaje go według jego wartości, i nie zajmujemy się więcej ani jego powrotem na rynek towarowy, ani nowemi formami, które kapitał przybiera w sferze krążenia, ani wreszcie zawartemi w nich konkretnemi warunkami reprodukcji. Z drugiej strony rozpatrujemy producenta kapitalistycznego, jako właściciela całej wartości dodatkowej, lub, jeśli kto woli, jako przedstawiciela wszystkich uczestników łupu. Rozpatrujemy więc najpierw nagromadzanie kapitału w oderwaniu, to znaczy jedynie jako moment bezpośredniego procesu produkcji.
Zresztą, o ile nagromadzanie kapitału się dokonywa, to znaczy, że kapitaliście udaje się sprzedaż wytworzonych towarów, i ponowna zamiana otrzymanych za nie pieniędzy w kapitał. Następnie: to pokruszenie wartości dodatkowej na różne części nic nie zmienia ani w jej naturze, ani w warunkach, niezbędnych dla tego, aby stała się ona pierwiastkiem nagromadzania kapitału. Bez względu na to, jaką część wartości dodatkowej producent kapitalistyczny zatrzymuje dla siebie, a jaką ustępuje innym, pozostaje on zawsze pierwszym przywłaszczycielem całości. To więc, co w naszym wykładzie jest założeniem nagromadzania kapitału, jest niem również i w rzeczywistym przebiegu nagromadzania. 2 drugiej strony rozszczepienie wartości dodatkowej oraz pośrednie fazy krążenia zaciemniają prostą formę zasadniczą procesu nagromadzania kapitału. Dlatego analiza procesu tego w jego czystej postaci wymaga chwilowego pominięcia wszystkich zjawisk, które przesłaniają przed nami wewnętrzną grę jego mechanizmu.



Rozdział dwudziesty pierwszy.
REPRODUKCJA PROSTA.

Proces produkcji, bez względu na swą formę społeczną, musi być ciągły, czyli musi wciąż powtarzać od początku te same fazy kolejne. Społeczeństwo nie może poniechać wytwarzania, zupełnie tak samo jak nie może poniechać spożycia. A więc wszelki społeczny proces produkcji, gdy go rozważamy w jego całokształcie i w toku jego ciągłego odnawiania się, jest zarazem procesem reprodukcji.
Warunki produkcji są zarazem warunkami reprodukcji. Żadne społeczeństwo nie może stale wytwarzać, to znaczy odtwarzać, jeżeli nie zamienia części swych wytworów w środki produkcji, czyli w czynniki nowej produkcji. Przy warunkach niezmienionych społeczeństwo o tyle tylko może bogactwo swe odtwarzać, czyli utrzymywać na tym samym poziomie, o ile zastępuje środki produkcji (t. j. narzędzia pracy, materjały surowe i materjały pomocnicze), zużyte w ciągu roku naprzyklad, przez takąż samą ilość świeżo wytworzonych środków produkcji tego samego rodzaju; ilość ta zostaje wyłączona z całej masy rocznego wytworu i wcielona na nowo do procesu produkcji. A więc pewna ilość rocznego wytworu należy do produkcji. Ilość ta, zgóry przeznaczona dla spożycia produkcyjnego, składa się po większej części z przedmiotów, z natury swej nie nadających się do spożycia indywidualnego.
Jeżeli produkcja posiada formę kapitalistyczną, to posiada ją również reprodukcja. Podobnie jak w produkcji kapitalistycznej proces pracy występuje tylko jako środek pomnażania wartości, tak samo reprodukcja jest tylko środkiem odtwarzania wyłożonej wartości w postaci kapitału, to jest w postaci pomnażającej się wartości. Dany człowiek przywdziewa ekonomiczną maskę kapitalisty tylko dzięki temu, że pieniądz jego stale funkcjonuje, jako kapitał. Jeżeli naprzykład wyłożona suma pieniężna 100 funtów szt. w tym roku zamieniła się w kapitał i wytworzyła 20 funtów szt. wartości dodatkowej, to musi ona powtórzyć tę samą czynność w roku przyszłym i t. d. Wartość dodatkowa, jako perjodyczny przyrost wartości kapitału, albo też perjodyczny owoc kapitału, czynnego w procesie produkcji, przybiera formę dochodu, pochodzącego z kapitału[717].
Jeżeli dochód ten służy kapitaliście jedynie jako fundusz spożycia, czyli jeżeli kapitalista spożywa go równie perjodycznie, jak go zdobywa, to przy innych warunkach niezmienionych zachodzi reprodukcja prosta. Chociaż ta ostatnia jest tylko prostem powtórzeniem procesu produkcji w tej samej skali, to jednak samo perjodyczne powtarzanie, czyli ciągłość, wyciska na tym procesie pewne nowe cechy, lub raczej pozbawia go pozornych cech, właściwych jego odosobnionemu przebiegowi.
Rozpatrzmy najpierw tę część kapitału, która zostaje wyłożona w formie płacy roboczej, a więc kapitał zmienny.
Wstępem do procesu produkcji jest kupno siły roboczej na określony przeciąg czasu, a wstęp ten powtarza się za każdym razem, ilekroć wygasa termin zakupu pracy, i wraz z nim upływa dany okres produkcji: tydzień, miesiąc i t. d. Robotnik jednak otrzymuje zapłatę dopiero potem, jak jego siła robocza już była czynna i zrealizowała w towarach zarówno swą własną wartość, jak wartość dodatkową. Wytworzył on nietylko wartość dodatkową, którą chwilowo rozpatrujemy tylko jako fundusz spożycia kapitalisty, ale i fundusz, z którego sam jest opłacony, czyli wytwarza kapitał zmienny, zanim jeszcze otrzymał go z powrotem w postaci swej płacy, i dopóty tylko bywa zatrudniony, dopóki go stale odtwarza. Na tem się opierają wymienione w szesnastym rozdziale (punkt II) formuły ekonomistów, którzy przedstawiają płacę roboczą jako udział w samym wytworze[718]. Jest to część wytworu, stale odtwarzanego przez samego robotnika, która powraca doń w formie płacy roboczej. Kapitalista wypłaca mu wprawdzie wartość tego towaru w pieniądzach. Ale pieniądze te są tylko przekształconą formą wytworu pracy, lub raczej części wytworu pracy. Podczas gdy robotnik zamienia część środków produkcji w wytwór nowy, wytwór jego poprzedniej pracy krąży na rynku, gdzie zamienia się z powrotem w pieniądz. Jego własna praca z przeszłego tygodnia lub z ubiegłego półrocza służy do opłacenia pracy jego dziś lub w najbliższem półroczu. Złudzenie, które stwarza forma pieniężna, znika natychmiast, skoro tylko zamiast pojedynczego kapitalisty i pojedynczego robotnika weźmiemy klasę kapitalistów oraz klasę robotników. Klasa kapitalistów stale daje klasie robotników w formie pieniężnej przekazy na część towarów, wytworzonych przez robotników, a przywłaszczonych przez kapitalistów. Robotnik równie stale zwraca te przekazy klasie kapitalistów i z ich pomocą odbiera przeznaczoną dla siebie część towarów. Towarowa forma wytworu i pieniężna forma towaru maskują ten proces.
Kapitał zmienny jest więc tylko szczególną formą historyczną funduszu środków utrzymania, który Anglicy nazywają funduszem pracy („Labour Fund“), rozumiejąc przez to oczywiście me zasób pracy, lecz zasób dla pracy; jest to fundusz, którego robotnik potrzebuje dla swego utrzymania i swej reprodukcji i który przy wszelkich systemach produkcji społecznej musi być przez niego samego wytwarzany i odtwarzany[719]. Fundusz pracy tylko dlatego przypływa doń stale w formie środków zapłaty za jego pracę, że jego własny wytwór wciąż oddala się odeń w formie kapitału. Ale ta forma funduszu pracy nic zgoła nie zmienia w tem, że kapitalista wykłada robotnikowi jego własną uprzedmiotowioną pracę[720].
Weźmy chłopa pańszczyźnianego. Pracuje on, dajmy na to, przez trzy dni w tygodniu na swej własnej ziemi swemi własnemi środkami produkcji. Przez pozostałe trzy dni tygodnia odrabia pańszczyznę na ziemi dziedzica. Bezustannie odtwarza on swój fundusz pracy, który nigdy względem niego nie przybiera formy środków płatniczych, wyłożonych przez kogoś innego. Natomiast jego przymusowa i nieopłacona praca nigdy nie przybiera postaci pracy dobrowolnej i płatnej. Jeżeli nazajutrz pan przywłaszczy sobie rolę chłopa, jego bydło pociągowe, nasiona, słowem jego środki produkcji, to odtąd chłop będzie zmuszony sprzedawać panu swą siłę roboczą. Przy innych warunkach niezmienionych będzie on i nadal pracował 6 dni w tygodniu, a mianowicie 3 dni dla siebie samego, a 3 dni dla dawnego pana pańszczyźnianego, który obecnie stał się kapitalistą, najmującym robotników. Chłop nasz będzie i nadał używał środków produkcji, jako środków produkcji, przenosząc ich wartość na wytwór. Określona część wytworu i nadal będzie obracana na reprodukcję. Lecz z chwilą, gdy praca pańszczyźniana przybiera formę pracy najemnej, fundusz pracy, w dalszym ciągu wytwarzany i odtwarzany przez naszego chłopa, przybiera postać kapitału, wykładanego przez byłego pana. Ekonomista burżuazyjny, którego ograniczony mózg nie umie odróżnić formy przejawiania się od tego, co się w niej przejawia, zamyka oczy na ten fakt oczywisty, że nawet dziś jeszcze na kuli ziemskiej fundusz pracy tylko wyjątkowo występuje w formie kapitału[721].
Jednakowoż kapitał zmienny traci znaczenie wartości, wyłożonej przez kapitalistę z własnego funduszu[722], skoro tylko zaczynamy rozpatrywać proces produkcji kapitalistycznej w ciągłym biegu jego odnawiania się. Ale wszakże proces ten gdzieś i kiedyś musiał się zacząć. Czyż z naszego dotychczasowego punktu widzenia nie powinniśmy przypuścić, że kapitalista niegdyś, dzięki jakiemuś pierwotnemu nagromadzeniu pieniędzy, niezależnemu od cudzej nieopłaconej pracy, i pochodzącemu naprzykład z zaoszczędzonych wyników własnej pracy, stał się posiadaczem pieniędzy, a więc mógł wystąpić na rynku jako nabywca siły roboczej? Przyjmijmy chwilowo to rozwiązanie zagadnienia, które rozpatrzymy bliżej w rozdziale o nagromadzeniu pierwotnem.
Tymczasem sama tylko ciągłość kapitalistycznego procesu produkcji, czyli reprodukcja prosta, powoduje dalsze szczególnie zmiany, tyczące już nietylko zmiennej części kapitału, lecz kapitału całkowitego.
Jeżeli kapitał wysokości 1000 funtów szterlingów przynosi perjodycznie, naprzykład rocznie, 200 f. szt. wartości dodatkowej i jeżeli ta wartość dodatkowa zostaje corocznie spożyta, to oczywiście po pięcioletniem powtarzaniu tego samego procesu, suma spożytej wartości dodatkowej wyniesie 5 ✕ 200, czyli równać się będzie pierwotnie wyłożonemu kapitałowi 1000 f. szt. Gdyby roczna wartość dodatkowa była spożywana częściowo tylko, naprzykład w połowie, to otrzymalibyśmy ten sam rezultat po 10 latach, gdyż 10 ✕ 100 = 1000. Wogóle: dzieląc kapitał wyłożony przez corocznie spożywaną wartość dodatkową, otrzymujemy liczbę lat, lub okresów reprodukcji, po upływie których pierwotnie wyłożony kapitał zostaje całkowicie spożyty przez kapitalistę, czyli znika zupełnie.
Wyobrażenie kapitalisty, że spożywa on wytwór cudzej pracy nieopłaconej, a mianowicie wartość dodatkową, i że dzięki temu zachowuje w całości wartość pierwotną kapitału, nie może zmienić istoty rzeczy. Po upływie pewnej liczby lat wartość przywłaszczonego kapitału równa się sumie wartości dodatkowej, przywłaszczonej w tym samym czasie bez równoważnika, suma zaś spożytej przez kapitalistę wartości równa się wartości kapitału pierwotnego.
Wprawdzie posiada on wciąż jeszcze kapitał, którego wielkość nie uległa zmianie, i którego część, budynki, maszyny i t. d. istniała już w chwili uruchomienia jego przedsiębiorstwa. Ale przecież chodzi tu o wartość kapitału, a nie o jego materjalne składniki. Jeżeli ktoś spożywa swój cały majątek w ten sposób, że zaciąga długi, iowne w sumie wartości majątku, to cały majątek jego wyobraża już tylko sumę jego długów. Równie dobrze, gdy kapitalista spożył już równoważnik wyłożonego kapitału. Wartość tego kapitału przedstawia już tylko całkowitą sumę bezpłatnie przywłaszczonej sobie przezeń wartości dodatkowej. Nie istnieje już nawet okruch wartości jego dawnego kapitału.
A więc, nawet niezależnie od wszelkiego nagromadzenia kapitału, sama ciągłość procesu produkcji, czyli reprodukcja prosta, prędzej lub później siłą konieczności przekształca każdy kapitał w kapitał nagromadzony, czyli w skapitalizowaną wartość dodatkową. Gdyby nawet kapitał ten w chwili swego wkroczenia do procesu produkcji był wytworem osobistej pracy swego posiadacza, to jednak prędzej czy później musiałby stać się wartością, przywłaszczoną bezpłatnie czyli wcieleniem, w formie pieniężnej lub innej, cudzej pracy nieopłaconej.
Na początku naszych badań, w rozdziale czwartym, widzieliśmy, że istnienie produkcji towarowej i obiegu towarów nie wystarczało, aby przekształcić pieniądz w kapitał. Trzeba było, aby posiadacz pieniędzy znalazł na rynku innych ludzi, którzy byli wolni, ale zmuszeni do sprzedawania swej siły roboczej, gdyż nic innego nie mieli do sprzedania. A więc faktyczną podstawą i punktem wyjścia kapitalistycznego procesu produkcji było oddzielenie wytworu pracy od samej pracy, oddzielenie kategorji osób rozporządzających wszystkiem, czego trzeba, aby praca mogła się dokonywać, od kategorji osób, których cały dobytek sprowadza się do ich własnej siły roboczej.
Lecz to, co początkowo było tylko punktem wyjścia, później, dzięki reprodukcji prostej, staje się wynikiem, który wciąż sam się odnawia. Z jednej strony proces produkcji przetwarza nieustannie bogactwo materjalne w kapitał i w środki użycia dla kapitalisty. Z drugiej strony robotnik wciąż wychodzi z procesu produkcji tak, jak wen wstąpił: jako osobowe źródło bogactwa, pozbawione jednak środków, aby bogactwo to urzeczywistniać dla siebie samego. Jeszcze przed wstąpieniem jego w proces produkcji własna jego praca została mu odjęta, przyswojona kapitaliście i wcielona w kapitał, a więc w procesie tym uprzedmiotowia się ona stale, jako wytwór cudzy. A ponieważ proces produkcji jest zarazem procesem spożycia siły roboczej przez kapitalistę, więc wytwór robotnika przekształca się nietylko w towar, ale również w kapitał, czyli w wartość, wysysającą siłę wartościotwórczą, w środki utrzymania, które kupują ludzi, i w środki produkcji, stosujące wytwórcę[723]. Sam więc robotnik wytwarza wciąż przedmiotowe bogactwo jako kapitał, jako obcą mu potęgę, panującą nad nim i wyzyskującą go; a kapitalista tak samo wytwarza wciąż silę roboczą, jako podmiotowe źródło bogactwa, oddzielone od środków swego własnego urzeczywistnienia i swego ucieleśnienia, oderwane, istniejące jedynie w ciele robotnika, słowem kapitalista wytwarza robotnika jako najmitę[724]. Ta nieustanna reprodukcja, czyli uwiecznianie robotnika stanowi „sine qua non“ [niezbędny warunek] produkcji kapitalistycznej.
Spożycie robotnicze jest dwojakie. W toku wytwarzania robotnik pracą swą spożywa środki produkcji i zamienia je w wytwory o wartości wyższej, niż wyłożony kapitał. Jest to jego spożycie produkcyjne. Jest ono jednocześnie spożyciem jego siły roboczej przez kapitalistę, który ją zakupił. Z drugiej strony robotnik wydaje pieniądze, wypłacone mu przy kupnie jego siły roboczej na środki utrzymania i własnej reprodukcji. Jest to jego spożycie osobiste, indywidualne. Spożycie produkcyjne i spożycie indywidualne robotnika są więc zupełnie różne. W pierwszem robotnik działa jako napędowa siła kapitału i należy do kapitalisty; w drugiem należy sam do siebie i załatwia swe czynności życiowe poza obrębem procesu produkcji. Wynikiem pierwszego spożycia jest życie kapitalisty, drugiego — życie samego robotnika.
Przy rozpatrywaniu dnia roboczego [w rozdziale ósmym] oraz maszyn i wielkiego przemysłu [w rozdziale trzynastym], przekonaliśmy się wprawdzie na wielu przykładach, że robotnik nieraz bywa zmuszony ograniczać swe spożycie indywidualne do roli prostego incydentu w procesie produkcji. W tym wypadku otrzymuje swe środki utrzymania jedynie w celu utrzymania w ruchu swej siły roboczej, podobnie jak maszyna parowa otrzymuje wodę i węgiel, a koło — smar. Jego środki spożycia są wtedy środkami spożycia środka produkcji, jego spożycie indywidualne staje się bezpośrednio spożyciem produkcyjnem. Lecz taki wypadek musimy uważać za nadużycie, które nie wynika z samej istoty produkcji kapitalistycznej[725].
Rzecz cała wygląda inaczej, skoro tylko zamiast oddzielnego kapitalisty i oddzielnego robotnika, rozpatrujemy klasę kapitalistów i klasę robotników, zamiast pojedynczego procesu produkcji — kapitalistyczny proces produkcji w jego biegu i w jego społecznym zakresie.
Gdy kapitalista zamienia część swego kapitału w siłę roboczą, to pomnaża przez to wartość swego całkowitego kapitału. Ale nie dość na tem. Na jednym rożnie piecze on dwie pieczenie. Ciągnie korzyść nietylko z tego, co otrzymuje od robotnika, ale i z tego, co mu daje.
Kapitał, wyzbyty wzamian za siłę roboczą, klasa robotnicza wymienia na środki utrzymania, których spożycie służy ku odtworzeniu mięśni, nerwów, kości i mózgu robotników i płodzeniu robotników nowych. A więc spożycie indywidualne klasy robotniczej, gdy jest ograniczone do tego, co jest absolutnie niezbędne, jest powrotną zamianą środków utrzymania, wyzbytych przez kapitał wzamian za siłę roboczą, na siłę roboczą, znowu podlegającą wyzyskowi kapitału. Indywidualne spożycie robotnika jest produkcją i reprodukcją najniezbędniejszego dla kapitalisty środka produkcji: samego robotnika. A więc pozostaje ono naogół czynnikiem produkcji i reprodukcji kapitału, bez względu na to, czy odbywa się w miejscu pracy, czy też poza niem, czy podczas procesu pracy, czy też o innej porze; podobnie jak czyszczenie maszyn, które czasem odbywa się w przebiegu pracy, a czasem w umyślnie wyznaczonych przerwach.
Nic to nie zmienia w istocie rzeczy, że robotnik dokonywa swego indywidualnego spożycia dla swej własnej potrzeby, a nie w celu dogodzenia kapitaliście. Toż nawet i bydło robocze własny głód zaspakaja, żrąc paszę, a jednak jego spożycie jest też niezbędnym czynnikiem procesu produkcji. Stale utrzymywanie i odtwarzanie klasy robotniczej pozostaje stałym warunkiem reprodukcji kapitału. Spełnienie tego warunku kapitalista może śmiało powierzyć samozachowawczemu i rozpłodowemu popędowi robotników.
Jedyną jego troską jest jak najdalej idące ograniczenie spożycia indywidualnego do najniezbędniejszych środków utrzymania. O całe niebo różni się on od nieokrzesania Ameryki Południowej, gdzie robotnika zmuszają do przyjmowania pożywniejszych pokarmów zamiast mniej posilnych[726].
To też kapitalista i jego ideolog, ekonomista, uważają za produkcyjną tylko tę część indywidualnego spożycia robotniczego, która jest niezbędna dla zachowania klasy robotniczej, a więc faktycznie musi być spożyta dlatego, ażeby kapitał mógł spożywać silę roboczą. To, co robotnik spożyje ponadto dla własnego zadowolenia, jest już spożyciem nieprodukcyjnem[727]. Gdyby nagromadzanie kapitału doprowadziło do podwyższenia płacy robotniczej, a zatem do pomnożenia robotniczych środków spożycia, i gdyby nie wzrosło jednocześnie spożycie siły roboczej przez kapitał, to przyrost kapitału byłby spożyty nieprodukcyjnie[728]. Istotnie, spożycie indywidualne robotnika jest nieprodukcyjne dla niego samego, gdyż odtwarza jedynie indywiduum, cierpiące nędzę; natomiast jest produkcyjne dla kapitalisty i dla państwa, gdyż jest wytwarzaniem siły, wytwarzającej cudze bogactwo[729].
Ze społecznego punktu widzenia klasa robotnicza, nawet poza bezpośrednim procesem pracy należy więc do kapitału, podobnie jak martwe narzędzie pracy. Nawet jej indywidualne spożycie jest w pewnych granicach jednym z czynników procesu reprodukcji kapitału. Ale proces ów, oddalając nieustannie od robotników wytwór ich pracy, i unosząc go ku przeciwnemu biegunowi społecznemu, ku kapitałowi, ’dba o to, aby owe obdarzone świadomością narzędzia produkcji nie uciekły. Spożycie indywidualne z jednej strony ma na celu własne utrzymanie i reprodukcję, z drugiej strony, niszcząc środki utrzymania, powoduje konieczność ciągłego powracania ich na rynek pracy. Niewolnik rzymski przykuty był do swego pana łańcuchem, robotnik najemny przywiązany jest do swego niewidzialną nicią. Tylko, że tym właścicielem nie jest kapitalista pojedyńczy, lecz klasa kapitalistów.
Dawniej kapitał, ilekroć mu się to potrzebnem zdawało, przeprowadzał swe prawo własności względem wolnego robotnika drogą ustawowego przymusu. Tak np. w Anglji aż do roku 1815 robotnikom, pracującym przy maszynach, wzbronione było kraj opuszczać pod bardzo surowemi karami.
Reprodukcja klasy robotniczej oznacza zarazem nagromadzenie uzdolnienia i przekazywanie go z pokolenia na pokolenie[730]. Do jakiego stopnia kapitalista zalicza to uzdolnienie klasy robotniczej do należnych sobie warunków produkcji i uważa je w gruncie rzeczy za realną egzystencję swego kapitału zmiennego — wychodzi to najaw, skoro tylko kryzys zagrozi mu utratą tego warunku produkcji. Wiadomo powszechnie, że wskutek amerykańskiej wojny domowej i towarzyszącego jej głodu bawełnianego, większa część robotników przemysłu bawełnianego w Lancashire i t. d. została wyrzucona na bruk. Zarówno ze strony samej klasy robotniczej, jak ze strony innych warstw społecznych rozległo się wołanie o pomoc państwową lub o dobrowolną składkę narodową, aby umożliwić „zbytecznym” emigrację do kolonij angielskich lub do Stanów Zjednoczonych. Wtedy to (24 marca 1863 r.) „Times” ogłosił list p. Edmunda Pottera, byłego prezydenta izby handlowej w Manchester. List ten w Izbie Gmin słusznie nazwano „manifestem fabrykantów“[731]. Przytaczamy z listu tego parę znamiennych ustępów, w których bez upiększeń sformułowana jest zasada własności kapitału względem siły roboczej.
„Bezrobotnym opowiadają, że podaż robotników w przemyśle bawełnianym jest nazbyt wielka... że trzebaby ją zredukować może o jedną trzecią, ażeby wywołać zdrowy popyt na pozostałe dwie trzecie Opinja publiczna z naciskiem domaga się emigracji..... majster (t. j. fabrykant wyrobów bawełnianych) nie może przystać dobrowolnie na zmniejszenie swej podaży robotników; wolno mu sądzie, że jest to rozstrzygnięcie równie niesprawiedliwe jak błędne... Jeżeli emigracja ma być wspomagana z funduszów publicznych, to ma on prawo żądać, by i jego wysłuchano w tej sprawie, i — być może — zaprotestować”.
Ten sam Potter rozprawia dalej o tem, jak użyteczny jest przemysł bawełniany, jak on „niewątpliwie przyciągnął ludność z Irlandji i z rolniczych okręgów Anglji”, jak olbrzymie są jego rozmiary, jak w r. 1860 przypadało nań 5/13 całego angielskiego wywozu, jak po niewielu latach znów musi się podnieść, dzięki rozszerzeniu rynku, szczególnie indyjskiego i dzięki osiągnięciu dostatecznej „podaży bawełny, po 6 pensów za funt”. I dalej jeszcze wywodzi: „Czas — rok, dwa lub trzy — zapewni nam dostateczną ilość... Chciałbym więc zadać pytanie: czy przemysł ten wart poparcia? — Czy warto się troszczyć, by mu jego mechanizm (a mianowicie żywe maszyny robocze) zachować w porządku? Czy nie jest największem szaleństwem myśleć o zrzekaniu się tych maszyn? Ja sądzę, że tak! Przystaję na to, że robotnicy nie są własnością („I allow that the workers are not a property“), że nie są własnością ani Lancashire‘u, ani majstrów; lecz stanowią oni siłę obojga, siłę inteligentną, silę tak wyszkoloną, że nie wystarczyłoby jedno pokolenie, by ich zastąpić; natomiast inne maszyny, przy których oni pracują (the mere machinery which they work“), w ciągu 12 miesięcy mogą być zastąpione przez lepsze[732]. Zachęćcie lub pozwólcie (!), emigrować i cóż się stanie z kapitalistą? („Encourage or allow the working power to emigrate, and what of the capitalist?“ — ten z serca płynący krzyk przypomina skargę słynnego marszałka dworu, Kalba: „gdy już nie będzie dworu, to co poczną perukarze?“...)Usuńcie śmietankę robotniczą, a kapitał zakładowy wiele straci na swej wartości, a kapitał obrotowy nie sprosta walce ze szczupłą podażą pracy pośledniego rodzaju... Mówią nam, że robotnicy sami chcą emigrować. Owszem, jest to bardzo zrozumiale, że chcą tego... Zmniejszcie, zredukujcie przemysł bawełniany, zabierając mu jego siłę roboczą (by taking away its working power), zniżcie więc sumę płac w tym przemyśle o 1/5, czyli o j mil jonów funtów, a zobaczycie, co się stanie z klasą bezpośrednio górującą nad robotnikami, z drobnymi sklepikarzami? Jak się to odbije na rentach gruntowych, na komornem z domów robotniczych?... jak wyjdą na tem drobni dzierżawcy, właściciele lepszych domów i obywatele ziemscy? A teraz powiedzcie, czy da się pomyśleć plan bardziej samobójczy dla wszystkich warstw kraju, niż ten, aby osłabić naród przez wywóz jego najlepszych robotników fabrycznych i przez zmarnowanie części jego najbardziej produkcyjnych kapitałów i bogactw Doradzam pożyczkę (5 do 6 miljonów funtów)... rozłożoną na z lub 3 lata, dla której zawiadywania wybrani będą specjalni komisarze, przydzieleni (do zarządu dobroczynności publicznej w ośrodkach przemysłu bawełnianego; w tym celu należy wydać specjalną ustawę, wprowadzającą w pewnych granicach pracę przymusową, aby podtrzymać siłę moralną żyjących z jałmużny... Cóż może być gorszego dla właścicieli ziemskich i majstrów („can anything be worse for landowners and masters“), niż utrata najlepszych robotników, a demoralizacja i zniechęcenie pozostałych, dzięki tłumnej emigracji, opustoszającej całą prowincję i pozbawiającej wartości jej kapitały?“
Potter, ów niezrównany przedstawiciel fabrykantów bawełny, odróżnia więc dwa rodzaje maszyn, które zarówno należą do kapitalisty, lecz pierwsze stale się znajdują w fabryce, drugie spędzają noce i niedziele poza fabryką w swych chatach. Pierwsze są martwe, drugie — żywe. Maszyny martwe z każdym dniem się zużywają i tracą na wartości, a ponadto wielka część ich, dzięki ciągłemu postępowi techniki, przechodzi wciąż do kategorji przestarzałych, i to tak szybko, że może być z korzyścią zastąpiona przez maszyny nowe w ciągu kilku miesięcy. Przeciwnie, maszyny żywe tem bardziej się ulepszają, im dłużej trwają, im więcej nagromadzają umiejętności, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. „Times“ w swej odpowiedzi magnatowi fabrycznemu pisze między innemi:
„Pan E. Potter jest tak przejęty myślą o wyjątkowem i bezwzględnem znaczeniu fabrykantów bawełny, iż dla zachowania tej klasy i uwiecznienia jej zawodu gotów jest zamknąć pól miljona robotników wbrew ich woli w wielkim moralnym domu roboczym. Czy przemysł ten — zapytuje p. Potter — godzien jest podtrzymania? Zapewne — odpowiadamy — wszystkiemi godziwemi środkami. Czy warto — dalej pyta on — przechowywać w porządku jego maszyny? Tu ogarnia nas wątpliwość. Przez maszyny pan Potter widocznie rozumie maszyny ludzkie, skoro przysięga, że nie chce ich uważać za bezwzględną własność. Musimy przyznać, że zdaniem naszem jest to rzecz nie „warta trudu“ i nawet niemożliwa, przechowywać w porządku maszyny ludzkie, to znaczy trzymać je w zamknięciu i naoliwiać, aż będą potrzebne. Maszyna ludzka tem się odznacza, że rdzewieje w bezczynności, choćbyśmy nie wiem jak ją naoliwiali i czyścili. Co więcej, maszyna ludzka, jak teraz właśnie się o tem przekonywamy, potrafi sama pod swym kotłem napalić, wybuchnąć, albo też wywołać w naszych wielkich miastach taniec św. Wita. Być może, iż, jak poucza o tem p. Potter, reprodukcja robotników wymaga dłuższego czasu, lecz mając pod ręką mechaników i pieniądze, zawsze znajdziemy dość ludzi przedsiębiorczych, wytrwałych i pracowitych, aby mieć z nich więcej fabrykantów niż nam potrzeba... Pan Potter opowiada nam, że przemysł odżyje w ciągu roku lub w ciągu dwóch — trzech lat, i na tej zasadzie żąda, by nie popierano emigracji, lub nie pozwalano (!) na nią! Uważa on za naturalne, że robotnicy chcą emigrować, ale sądzi, że naród może zamknąć w ośrodkach przemysłu bawełnianego owe pół miljona robotników wraz z 700 tysiącami członków ich rodzin wbrew ich woli i, co jest konsekwencją nieuniknioną, uśmierzać ich niezadowolenie przemocą, a ich samych utrzymywać jałmużną — wszystko to ze względu na ewentualność, że pewnego pięknego dnia mogą być jeszcze potrzebni fabrykantom bawełny... Nadszedł czas, gdy poważna opinja publiczna naszej wyspy musi coś uczynić, aby obronić tę „silę roboczą“ przed tymi, którzy chcą ją traktować, jak żelazo, węgiel i bawełnę“ („to save this „working power“ frome those who would deal with it as they deal with iron, coal and cotton“)[733].
Artykuł „Times‘a“ był tylko „jeu d‘esprit“ [igraszką słów]. „Poważna opinja publiczna“ podzielała zdanie p. Pottera, że robotnicy stanowią część ruchomości fabrycznych. Przeszkodzono emigracji robotników[734]. Zamknięto ich w „moralnym domu roboczym“ ośrodków bawełnianych, gdzie stanowią i nadal „siłę (the strength) fabrykantów bawełny w Lancashire“.
Kapitalistyczny proces produkcji samym swym przebiegiem odtwarza więc rozdział pomiędzy siłą roboczą, a warunkami pracy. Odtwarza on i uwiecznia przez to warunki, powodujące wyzysk robotnika. Zmusza nieustannie robotnika do sprzedaży swej siły roboczej w celu zachowania życia a kapitaliście umożliwia jej kupno w celu zbogacenia się[735]. Już nie wypadek stawia na rynku towarowym kapitalistę wobec robotnika, jako nabywcę wobec sprzedawcy. Sam mechanizm procesu reprodukcji kapitalistycznej wciąż wyrzuca robotnika na rynek towarowy, a własny jego wytwór wciąż przeistacza w środek płatniczy kapitalisty. Właściwie robotnik należy już do kapitału, zanim się jeszcze sprzedał kapitaliście. Jego ekonomiczne poddaństwo[736] uskutecznia się — i maskuje się zarazem — zapomocą perjodycznego odnawiania jego samosprzedaży, częstej zmiany jego indywidualnego pana najemcy i wahań rynkowych cen pracy[737].
Kapitalistyczny proces produkcji, rozpatrywany w swej ciągłości, a zatem jako proces reprodukcji, wytwarza więc nietylko towary i nietylko wartość dodatkową; wytwarza on i odtwarza sam stosunek kapitalistyczny: z jednej strony kapitalistę, z drugiej — robotnika najemnego[738].

Rozdział dwudziesty drugi.
PRZEKSZTAŁCANIE WARTOŚCI DODATKOWEJ W KAPITAŁ
1. Kapitalistyczny proces produkcji w skali rozszerzonej. Przemiana praw własności produkcji towarowej w prawa kapitalistycznego przywłaszczania.

Przedtem chodziło nam o zbadanie, jak wartość dodatkowa powstaje z kapitału, teraz — jak kapitał powstaje z wartości dodatkowej. Jeżeli wartość dodatkowa nie zostaje zużyta przez swego właściciela na jego osobiste potrzeby, lecz zostaje przezeń zastosowana jako kapitał, to powstaje kapitał nowy, dołączony do kapitału dawnego, czyli nagromadzony. Zastosowanie wartości dodatkowej jako kapitału, czyli ponowne przekształcenie jej w kapitał, nazywa się nagromadzaniem [akumulacją] kapitału[739].
Rozpatrzmy ten proces najpierw z punktu widzenia pojedynczego kapitalisty. Przypuśćmy naprzykład, że właściciel przędzalni wyłożył kapitał wysokości 10.000 funtów szt., z czego cztery piąte na bawełnę, maszyny i t. d., a jedną piątą — na płacę roboczą, i że wytwarza on rocznie 240.000 funtów przędzy wartości 12.000 funtów szt. Przy stopie wartości dodatkowej 100%, wartość dodatkowa zawiera się w 40.000 funtów przędzy wytworu dodatkowego, czyli wytworu netto, Ze wytworu brutto, czyli wytworu całkowitego. Ten wytwór dodatkowy posiada wartość 2.000 f. szt., która zostanie zrealizowana przy sprzedaży. Jeżeli te 2.000 f. szt. zostaną znowu wyłożone, jako kapitał, to kapitał pierwotny wzrasta z 10.000 f. szt. do 12.000 f. szt., czyli zostaje nagromadzony.
Suma wartości 2.000 f. szt. jest sumą wartości 2.000 f. szt. Wcale nie znać po tych pieniądzach, że jest to wartość dodatkowa, To, że pewna wartość jest wartością dodatkową, oznacza sposób, w jaki doszła ona do swego posiadacza, ale nic nie zmienia w naturze tej wartości lub tych pieniędzy.
A zatem nasz fabrykant, ażeby w swej przędzalni przekształcić w kapitał świeżo otrzymaną sumę 2.000 f. szt., przy pozostałych warunkach niezmienionych, wyłoży cztery piąte sumy tej na zakup bawełny i t. d., a jedną piątą — na kupno nowych robotników przędzarzy, ci zas znajdą na rynku środki utrzymania, których wartość fabrykant im wyłożył. Od tej chwili w przędzalni poczyna działać nowy kapitał wysokości 2.000 f. szt. i zkolei przynosi wartość dodatkową 400 f. szt.
Wartość kapitału była wyłożona pierwotnie w formie pieniężnej, natomiast wartość dodatkowa istnieje najpierw jako wartość określonej części wytworu brutto. Przy sprzedaży tego wytworu, czyli zamianie go na pieniądze, wartość kapitału odzyskuje swą pierwotną formę bytu. Ale od tej chwili zarówno wartość kapitału, jak wartość dodatkowa są sumami pieniężniemi, i ich ponowna zamiana w kapitał dokonywa się zupełnie jednakowo. Kapitalista obraca zarówno jedną jak drugą na zakup towarów, dzięki którym może podjąć nanowo, i tym razem w skali rozszerzonej, produkcję swych wyrobów. Lecz aby kupić te towary, musi znaleźć je na rynku.
Jego własna przędza znajduje się w obiegu tylko dlatego, że przyniósł on na rynek swój całoroczny wytwór, jak to czynią również wszyscy kapitaliści ze swemi towarami. Lecz zanim towary te przybyły na rynek, musiały już istnieć w rocznym funduszu produkcji, to znaczy w ogólnej masie najrozmaitszych przedmiotów, w które przekształca się w ciągu roku suma ogólna pojedynczych kapitałów, czyli całkowity kapitał społeczny, i których cząstka tylko znajduje się w ręku każdego pojedyńczego kapitalisty. Procesy, zachodzące na rynku, dokonywują tylko przesunięć oddzielnych części składowych produkcji rocznej, przenoszą je z rąk do rąk, ale nie mogą ani powiększyć sumy produkcji rocznej, ani też zmienić rodzaju wytworzonych przedmiotów. A więc użytek, którv można uczynić z całkowitego wytworu rocznego, zależy od jego własnego składu, ale bynajmniej nie od obiegu.
Produkcja roczna musi najpierw dostarczyć tych przedmiotów (wartości użytkowych), które służą do zastąpienia rzeczowych składników kapitału, zużytych w ciągu roku. Po odjęciu ich pozostaje wytwór netto, czyli wytwór dodatkowy, w którym tkwi wartość dodatkowa. Z czego się składa ten wytwór dodatkowy? Bez wątpienia zawiera on przedmioty, przeznaczone do zaspokojenia potrzeb i zachcianek klasy kapitalistów, wchodzące zatem w skład jej funduszu spożycia. Ale gdyby to było wszystko, to wartość dodatkowa zostałaby w całości roztrwoniona i zachodziłaby jedynie reprodukcja prosta.
Ażeby nagromadzać, trzeba część wytworu dodatkowego zamieniać w kapitał. Ale jeżeli nie czynimy cudów, to możemy zamieniać w kapitał tylko takie rzeczy, które znajdują zastosowanie w procesie pracy, t. j. środki produkcji, a następnie rzeczy, które utrzymują robotnika przy życiu, a więc środki utrzymania. Z tego wynika, że część rocznej pracy dodatkowej musi być zużyta na przygotowanie dodatkowych (stanowiących nadwyżkę w porównaniu z ilością, potrzebną do zastąpienia wyłożonego kapitału) środków produkcji i środków utrzymania. Jednem słowem: wartość dodatkowa może być zamieniona w kapitał jedynie dzięki temu, że wytwór dodatkowy, którego jest ona wartością, już zawiera rzeczowe składniki nowego kapitału[740].
Aby tym składnikom rzeczowym kazać faktycznie funkcjonować, jako kapitałowi, klasa kapitalistów potrzebuje nowego dopływu pracy. Jeżeli wyzysk już zatrudnionych robotników nie ma wzrosnąć ekstensywnie lub intensywnie, to muszą być wciągnięte świeże siły robocze. Mechanizm produkcji kapitalistycznej już znów temu zgóry zaradził, gdyż odtwarza on klasę robotniczą, jako klasę zależną od płacy roboczej, klasę, której zwykła płaca wystarcza me tylko na utrzymanie, ale również na rozmnażanie się. Trzeba jeszcze tylko, aby kapitał wcielił dodatkowe siły robocze, rok rocznie dostarczane mu, na różnych szczeblach wieku, przez klasę robotniczą, do dodatkowych środków produkcji, już zawartych w wytworze rocznym, i przekształcenie wartości dodatkowej w kapitał jest gotowe. Konkretnie rzeczy biorąc, nagromadzanie sprowadza się do reprodukcji kapitału w skali stopniowo rozszerzanej. Ruch okrężny reprodukcji prostej rozszerza i przekształca się, według wyrażenia Sismondi‘ego, w linję spiralną[741].
Wróćmy teraz do naszego przykładu. Stara to historja: Abraham spłodził Izaaka, Izaak spłodził Jakóba i t. d — Kapitał pierwotny wysokości 10.000 funtów szt. przynosi wartość dodatkową 2.ooo f. szt., która zostaje skapitalizowana. Nowy kapitał 2.000 f. szt., który nazwiemy kapitałem dodatkowym I, przynosi wartość dodatkową 400 f. szt., jeżeli podział jego na kapitał stały i zmienny oraz stopa wartości dodatkowej pozostają te same, co w kapitale pierwotnym; ta wartość dodatkowa po ponownem skapitalizowaniu, a więc po przekształceniu w drugi kapitał dodany, w kapitał dodatkowy II, przynosi nową wartość dodatkową 80 f. szt., i t. d.
Pomijamy tu część wartości dodatkowej, spożytą przez kapitalistę. Równie mało obchodzi nas w tej chwili, czy kapitały dodatkowe zostają dołączone do kapitału pierwotnego, czy też oddzielają się odeń, aby samodzielnie pomnażać swą wartość; czy obraca niemi ten sam kapitalista, który je nagromadził, czy też oddaje je w inne ręce. Powinniśmy tylko pamiętać o tem, że obok świeżo nagromadzonego kapitału, także i kapitał pierwotny w dalszym ciągu odtwarza się i wytwarza wartość dodatkową, i że to samo tyczy zkolei każdego kapitału nagromadzonego w stosunku do wytworzonego przezeń kapitału dodatkowego.
Kapitał pierwotny powstał z wyłożenia 10.000 funtów szt. Ale skąd ich posiadacz wziął tę sumę? Z pracy osobistej i z pracy swych przodków jednogłośnie odpowiadają luminarze ekonomji politycznej[742], i ich założenie wydaje się jedynem, zgodnem z prawami produkcji towarowej, według których przeciętnie wymieniane są równoważniki, i każdy kupuje towar za towar.
Zupełnie inaczej mają się rzeczy ze świeżo nagromadzonym kapitałem 2.000 f. szt. Znamy całkiem dokładnie przebieg jego powstania. Jest to skapitalizowana wartość dodatkowa. Już od chwili swego powstania nie zawiera on ani atomu wartości, któryby nie pochodził z cudzej, nieopłaconej pracy. Zarówno środki produkcji„ do których się wciela dodatkową siłę roboczą, jak środki utrzymania, któremi się podtrzymuje jej istnienie, są tylko składowemi częściami wytworu dodatkowego, haraczu corocznie wydzieranego klasie robotniczej przez klasę kapitalistów. Gdy klasa kapitalistów za część haraczu zakupuje od klasy robotniczej dodatkową siłę roboczą, nawet według pełnej wartości, dając równoważnik za równoważnik, to i w tym wypadku jest to postępowanie zdobywcy, który kupuje towary od ludności podbitej za pieniądze z niej samej z łupione.
Jeżeli kapitał dodatkowy zatrudnia tego samego robotnika, który go wytworzył, to robotnik ten musi nietylko w dalszym ciągu pomnażać wartość kapitału pierwotnego, ale również musi na nowo kupić wyniki swej nieopłaconej poprzedniej pracy zapomocą większej ilości nowej pracy, niż one kosztowały. Jeżeli zaś rozpatrujemy cały ten proces jako tranzakcję pomiędzv całą klasą kapitalistów a całą klasą robotników, to nic się w gruncie rzeczy nie zmienia przez to„ że praca nieopłacona robotników, dotychczas zatrudnionych, służy do zatrudniania robotników nowych. Kapitalista może naprzykład użyć kapitał dodatkowy na to, aby kupić maszynę, która wytwórcę tego kapitału dodatkowego wyrzuci na bruk i zastąpi przez kilkoro dzieci. W każdym z tych wypadków klasa robotnicza swą pracą dodatkową w danym roku wytworzyła kapitał, który w następnym roku zatrudni pracę nową[743]. To właśnie nazywa się: kapitał wytwarza kapitał.
Przesłanką nagromadzenia pierwszego kapitału dodatkowego, 2.000 f. szt., była wyłożona przez kapitalistę suma wartości 10.000 f. szt. należna mu na zasadzie jego „pracy pierwotnej“. Natomiast przesłanką drugiego kapitału dodatkowego, 400 f. szt., jest już tylko poprzedzające go nagromadzenie pierwszego kapitału dodatkowego, 2.000 f. szt., którego skapitalizowaną wartością dodatkową jest drugi kapitał dodatkowy. Posiadanie na własność minionej pracy nieopłaconej występuje obecnie jako jedyny warunek dalszego przywłaszczania żywej pracy nieopłaconej, w coraz szerszym zakresie. Im więcej kapitalista nagromadził, tem więcej może nagromadzać.
Ponieważ wartość dodatkowa, z której składa się kapitał dodatkowy Nr. 1, powstała z kupna siły roboczej za część kapitału pierwotnego, kupna, odpowiadającego prawom wymiany towarów, a z prawnego punktu widzenia wymagającego jedynie, aby robotnik swobodnie rozporządzał swemi własnemi zdolnościami, a właściciel pieniędzy lub towarów — wartościami, które posiada; ponieważ kapitał dodatkowy Nr. 2 jest tylko rezultatem pierwszego kapitału dodatkowego, a więc konsekwencją owego pierwszego stosunku; ponieważ każda oddzielna tranzakcja odpowiada stale prawom wymiany towarów, a mianowicie kapitalista wciąż kupuje siłę roboczą, robotnik ją wciąż sprzedaje, przypuśćmy nawet, że według jej rzeczywistej wartości — więc prawo przywłaszczenia, czyli prawo własności prywatnej, oparte na wymianie i na obiegu towarów, dzięki swej własnej wewnętrznej, nieprzepartej dialektyce zamienia się oczywiście w swe bezpośrednie przeciwieństwo. Wymiana równoważników, która występowała jako czynność pierwotna, uległa takiemu spaczeniu, iż pozostaje jedynie pozór wymiany, ponieważ po pierwsze część kapitału, wymieniona na siłę roboczą, sama jest tylko częścią wytworu cudzej pracy, przywłaszczonego bez równoważnika, powtóre musi ona być nietylko odtworzona przez swego wytwórcę (robotnika), lecz odtworzona wraz z nowym wytworem dodatkowym. Stosunek wymiany pomiędzy kapitalistą a robotnikiem staje się więc tylko ułudą, czczą formą procesu obiegowego, obcą jego treści i zaciemniającą ją. Formą tą jest stałe kupowanie i sprzedawanie siły roboczej. Treścią jest to, że kapitalista pewną część cudzej już uprzedmiotowionej pracy, którą bezustannie przywłaszcza sobie bez równoważnika, zamienia wciąż na większą ilość cudzej pracy żywej. Początkowo zdawało nam się, że prawo własności opiera się na pracy własnej. Musieliśmy przynajmniej wychodzić z tego założenia dopóty, dopóki stali wobec siebie jedynie równoprawni posiadacze towarów, a jedynym środkiem nabycia cudzego towaru było wyzbycie się własnego, który można wytworzyć tylko pracą. Tymczasem obecnie własność okazuje się dla kapitalisty prawem przywłaszczania sobie cudzej pracy nieopłaconej, lub jej wytworu, dla robotnika zaś — niemożnością przywłaszczenia sobie swego własnego wytworu. Oddzielenie własności od pracy staje się koniecznem następstwem prawa, które pozornie wychodziło z założenia ich tożsamości[744].
Kapitalistyczny sposób zbogacenia się urąga więc napozór wszelkim zasadniczym prawom produkcji towarowej, a jednak wypływa on nie z podeptania tych praw, lecz przeciwnie — z ich stosowania. Aby to wyjaśnić, wystarczy nam rzut oka na kolejne fazy ruchu, wiodącego do nagromadzania kapitału.
Najpierw widzieliśmy, że pierwotne przekształcenie pewnej sumy wartości w kapitał odbywa się całkiem zgodnie z prawami wymiany. Jeden z wymieniających sprzedaje swą siłę roboczą, drugi ją kupuje. Pierwszy otrzymuje wartość swego towaru, którego wartości użytkowej — pracy — wyzbywa się na rzecz drugiego. Ten drugi obecnie przekształca środki produkcji, poprzednio już doń należące, zapomocą również doń należącej pracy w nowy wytwór, który również z prawa mu się należy.
Wartość tego wytworu zawiera: po pierwsze, wartość zużytych środków produkcji. Praca użyteczna nie może zużyć środków produkcji, nie przenosząc ich wartości na nowy wytwór. Ale siła robocza, aby stać się przedmiotem sprzedaży, winna móc dostarczać pracy użytecznej dla tej gałęzi przemysłu, w której ma być zastosowana.
Dalej wartość nowego wytworu zawiera: równoważnik wartości siły roboczej, oraz wartość dodatkową. A mianowicie dlatego, że siła robocza, sprzedana na określony okres czasu, dzień, tydzień i t.d., posiada mniejszą wartość, niż używanie jej przez ten sam okres stwarza. Lecz robotnik przyjął zapłatę za wartość wymienną swej siły roboczej i wzamian wyzbył się jej wartości użytkowej — jak to się dzieje przy każdem kupnie i sprzedaży.
Nic się jednak nie zmienia w ogólnem prawie produkcji towarowej przez to, że ten szczególny towar, siła robocza, posiada tę osobliwą wartość użytkową, iż dostarcza pracy, a więc stwarza wartość. Jeżeli więc suma wartości, wyłożona w postaci płacy roboczej, nietylko znów się zjawia poprostu w wytworze, lecz nadto zjawia się powiększona o pewną wartość dodatkową, to nie dla tego, by został oszukany sprzedawca, który wszakżeż otrzyma! wartość swego towaru, lecz z powodu użytku, jaki z towaru tego czyni nabywca.
Prawo wymiany warunkuje jedynie równość wartości wymiennych towarów, nawzajem za siebie oddanych. Warunkuje ono nawet zgóry rozmaitość ich wartości użytkowych, a wcale nie tyczy spożycia towaru, które zaczyna się dopiero po zawarciu i dokonaniu tranzakcji.
A więc początkowe przekształcenie pieniędzy w kapitał dokonywa się w doskonałej harmonji z ekonomicznemi prawami produkcji towarowej i z wywodzącem się z nich prawem własności. A jednak prowadzi ono do następujących wyników:
1) że wytwór należy do kapitalisty, a nie do robotnika;
2) że wartość wytworu, prócz wartości wyłożonego kapitału, zawiera jeszcze wartość dodatkową, która powstała kosztem pracy robotnika, nic zaś nie kosżtuje kapitalistę, a która mimo to staje się prawowitą własnością kapitalisty;
3) że robotnik zachowuje nadal swą siłę roboczą i może ją nanowo sprzedać, jeżeli znajdzie nabywcę.
Reprodukcja prosta jest tylko perjodycznem powtarzaniem tej pierwszej czynności; za każdym razem na nowo pieniądze zamieniają się w kapitał. Prawo więc nie zostaje złamane, przeciwnie — otrzymuje możność stałego przejawiania się. „Jeżeli szereg zamian następuje po sobie kolejno, to ostatnia staje się tylko przedstawicielką pierwszej“[745].
A jednak widzieliśmy, że reprodukcja prosta wystarcza, aby zmienić zasadniczo te cechy, które posiadała owa pierwsza czynność — przekształcanie pieniędzy w kapitał — dopóki rozpatrywaliśmy ją jako proces pojedynczy. „Śród tych, którzy się dzielą dochodem narodowym, jedni (robotnicy) nabywają co roku nowe prawo do niego dzięki nowej pracy; drudzy (kapitaliści) poprzednio już posiedli trwałe prawo do niego dzięki swej pracy pierwotnej“.[746] Zresztą, praca nie jest jedyną dziedziną, gdzie pierworództwo czyni cuda.
Nic się również nie zmienia, gdy reprodukcję prostą zastępuje reprodukcja w skali rozszerzonej, czyli nagromadzanie. W pierwszym wypadku kapitalista trwoni całą wartość dodatkową, w drugim wykazuje swą cnotę obywatelską przez to, że spożywa tylko część wartości dodatkowej, resztę zaś przekształca w kapitał.
Wartość dodatkowa jest jego własnością: nigdy nie należała do nikogo innego. Jeżeli wykłada ją na produkcję, to poprostu wydaje zaliczkę z własnej kasy, tak samo jak w dniu, gdy poraź pierwszy wkroczył na rynek. Że zaś tym razem własność jego pochodzi z nieopłaconej pracy jego robotników, to nic do rzeczy nie ma. Jeżeli wartość dodatkowa, wytworzona przez robotnika A, służy do zatrudnienia robotnika B, to po pierwsze A dostarczył tej wartości dodatkowej, me otrzymując przytem ani o grosz mniej, niż wynosiła słuszna cena jego towaru, a powtóre robotnika B cała ta sprawa wogóle nie obchodzi. Jedyną rzeczą, której B się domaga i do której jest uprawniony, jest to, aby kapitalista zapłacił mu za wartość jego siły roboczej. „Obaj skorzystali jeszcze na tem: robotnik, gdyż wyłożono mu owoce jego pracy (ma to znaczyć nieopłaconej pracy innych robotników), zanim jej dokonał (ma to znaczyć: zanim jego własna praca przyniosła owoce); majster — bo praca tego robotnika więcej była warta od jego płacy (ma to znaczyć: wytworzyła większą wartość, niż wartość płacy)“[747].
Wprawdzie sprawa cała przybiera całkiem inną postać, gdy rozpatrujemy produkcję kapitalistyczną w nieprzerwanym biegu jej odnowy i gdy bierzemy pod uwagę nie pojedynczego kapitalistę i pojedynczego robotnika, lecz zbiorowo klasę kapitalistów wobec klasy robotników. Lecz wtedy zastosowalibyśmy skalę, która, jest całkiem obca produkcji towarowej.
W produkcji towarowej stoją jedynie naprzeciw siebie nabywca i sprzedawca, wzajemnie od siebie niezależni. Ich stosunki wzajemne kończą się wraz z wygaśnięciem zawartej przez nich umowy. Jeżeli tranzakcja się powtarza, to na zasadzie nowej umowy, która nic nie ma do poprzedniej, i przy której chyba ślepy traf sprowauza znowu tego samego nabywcę z tym samym sprzedawcą.
Jeżeli więc mamy sądzić o produkcji towarowej lub o jej pojedynczych procesach na zasadzie jej własnych praw ekonomicznych, to musimy każdy akt wymiany uważać za niezależny, za pozbawiony wszelkiego związku z tym aktem wymiany, który go poprzedza i z tym, który następuje po nim. A ponieważ kupna i sprzedaże dokonywują się między oddzielnemi jednostkami, więc nie wolno doszukiwać się w nich stosunków między całemi klasami społecznemi.
Chociażby kapitał, dziś funkcjonujący, przeszedł przez jak najdłuższy szereg perjodycznych reprodukcyj i poprzedzających je nagromadzeń, to jednak zachowuje on zawsze swe pierwotne dziewictwo. Dopóki przy każdej zamianie — rozpatrywanej oddzielnie — przestrzegane są prawa wymiany, dopóty sposób przywłaszczania może się zupełnie zmienić, bez jakiegokolwiek uszczerbku dla prawa własności, właściwego produkcji towarowej. To samo prawo działa zarówno na początku, gdy wytwór należy jeszcze do wytwórcy, i gdy ten, wymieniając równoważnik na równoważnik, własną tylko pracą zbogacić się może, jak i w okresie kapitalistycznym, gdy bogactwo społeczne w coraz to większym zakresie staje się własnością tych, którzy mają możność wciąż na nowo przywłaszczać sobie cudzą pracę nieopłaconą.
Wynik ten staje się nieuniknionym od chwili, gdy robotnik sam poczyna swobodnie sprzedawać swą silę roboczą, jako towar. Ale też dopiero od tej chwili produkcja towarowa upowszechniła się i staje się typową formą produkcji; dopiero od tej chwili każdy wytwór jest zgóry przeznaczony na sprzedaż i całe wytworzone bogactwo przechodzi przez obieg towarowy. Dopiero na podstawie pracy najemnej produkcja towarowa narzuca się całemu społeczeństwu, ale też wtedy dopiero rozwija w pełni swe utajone siły. Mówić, że zjawienie się pracy najemnej wypacza produkcję towarową, znaczy to samo, co mówić, że produkcja towarowa nie powinna się rozwinąć, aby się nie wypaczyć. W miarę jak produkcja towarowa, zgodnie ze swemi własnemi prawami, rozwija się w produkcję kapitalistyczną, prawa własności produkcji towarowej przechodzą w prawa kapitalistycznego przywłaszczania. Spryciarz więc nielada z Proudhona, który chce znieść własność kapitalistyczną, przeciwstawiając jej — wieczne prawa własności produkcji towarowej!
Widzieliśmy, że nawet przy prostej reprodukcji wszelki kapitał wyłożony, bez względu na źródło swego powstania, przekształca się w kapitał nagromadzony, czyli w skapitalizowaną wartość dodatkową. Ale w toku produkcji wszelki wogóle kapitał pierwotnie wyłożony staje się wielkością znikomą (magnitudo evanescens w znaczeniu matematycznem) w porównaniu z kapitałem bezpośrednio nagromadzonym, to znaczy z wartością dodatkową, lub z wytworem dodatkowym, znów przekształconym w kapitał, bez względu na to czy kapitał ten pozostał w ręku tego, co go nagromadził, czy też przeszedł w ręce obce. To też ekonomja polityczna wogóle przedstawia kapitał jako „bogactwo nagromadzone“ (przekształconą wartość dodatkową lub przekształcony dochód), „które znowu zostaje użyte dla wytwarzania wartości dodatkowej“,[748] kapitalistę zaś, jako „posiadacza wytworu dodatkowego“[749]. Ten sam punkt widzenia, w odmiennej tylko formie, odnajdujemy w wyrażeniu, że wszelki kapitał istniejący jest nagromadzonym lub skapitalizowanym procentem, procent bowiem jest jeno częścią wartości dodatkowej[750].

2. Błędne pojmowanie reprodukcji w skali rozszerzonej przez ekonomję polityczną.

Zanim teraz przejdziemy do niektórych ściślejszych określeń nagromadzenia, czyli ponownego przekształcania wartości dodatkowej w kapitał, wypada nam usunąć pewną dwuznaczność, spłodzoną przez ekonomję klasyczną.
Podobnie jak towary, które kapitalista kupuje za część wartości dodatkowej i przeznacza dla swego własnego spożycia, nie służą mu jako środki produkcji i pomnażania wartości, tak samo i praca, którą on kupuje dla zaspokojenia swych potrzeb naturalnych i społecznych, nie jest pracą produkcyjną. Bowiem kupując te towary i tę pracę, nie zamienia on wartości dodatkowej w kapitał, lecz przeciwnie — spożywa lub wydaje ją jako dochód. W przeciwstawieniu do staroszlacheckiego obyczaju, polegającego na „spożywaniu — jak trafnie powiada Hegel — tego co się posiada“ i w szczególności na zbytkownej usłudze osobistej, ekonomja burżuazyjna uznała za rzecz rozstrzygającej wagi głosić i niezmordowanie wysławiać nagromadzanie kapitału, jako pierwszy obowiązek obywatelski. A nikt nie może nagromadzać kapitału, jeżeli przejada cały swój dochód, zamiast wydawać sporą część jego na najem dodatkowych robotników produkcyjnych, którzy mu więcej przynoszą, niż go będą kosztowali. Zarazem wypadło jeszcze ekonomji zwalczać przesąd ludowy, który utożsamia produkcję kapitalistyczną z tezauryzacją [gromadzeniem skarbu][751]; dlatego sądzi, że bogactwo nagromadzone jest to bogactwo, które w swej naturalnej formie zostało ocalone od zniszczenia, t.j. od spożycia, albo nawet wycofane z obiegu. Wycofywanie pieniędzy z obiegu byłoby właśnie przeciwieństwem rozmnażania ich pod postacią kapitału, a nagromadzanie towarów w sensie tezauryzacji — jest czystem szaleństwem[752]. Nagromadzanie towarów w wielkich masach bywa następtwem zastoju w obiegu czyli nadprodukcji[753]. Coprawda wyobraźnia ludowa z jednej strony przedstawia bogactwo w postaci skupienia dóbr użytkowych, powoli spożywanych i stanowiących fundusz spożycia bogaczów, z drugiej strony jako nagromadzanie zapasów, zjawisko, które jest właściwe wszystkim systemom produkcji i przy którem zatrzymamy się chwilę przy analizie procesu obiegu.
A więc ekonomja klasyczna ma słuszność dopóty, póki podkreśla, że cechą znamienną nagromadzania kapitału jest spożycie wytworu dodatkowego przez robotników produkcyjnych, zamiast przez nieprodukcyjnych. Lecz tu zarazem zaczyna się jej błąd. Adam Smith uczynił modnem przedstawianie nagromadzania kapitału poprostu jako spożywania wytworu dodatkowego przez robotników produkcyjnych, zamiast przez nieprodukcyjnych, a więc przedstawianie kapitalizacji wartości dodatkowej — poprostu jako jej zamiany na siłę roboczą.
Posłuchajmy naprzykład Ricarda: „Musimy zrozumieć, że wszystkie wytwory kraju zostają spożyte; ale największa to różnica, jaką się da pomyśleć, czy są one spożywane przez ludzi, którzy odtwarzają nową wartość, czy przez takich, którzy jej nie odtwarzają. Gdy mówimy: dochód został zaoszczędzony i dołączony do kapitału, to rozumiemy przez to, że część dochodu, ta właśnie, o której twierdzimy, że została dołączona do kapitału — została spożyta przez robotników produkcyjnych, zamiast przez nieprodukcyjnych. Niema poglądu błędniejszego, aniżeli przypuszczenie, jakoby kapitał pomnażał się przez niespożywanie“[754].
Niema większego błędu, niż pogląd Smitha, powtórzony za nim przez Ricarda i przez wszystkich ich następców, jakoby „część dochodu, o której twierdzimy, że została dołączona do kapitału, — została spożyta przez robotników produkcyjnych“. Wynikałoby z tego poglądu, że cała skapitalizowana wartość dodatkowa zostaje zamieniona w kapitał zmienny. A tymczasem rozpada się ona, podobnie jak i pierwotnie wyłożona wartość, na kapitał stały i kapitał zmienny, czyli na środki produkcji i siłę roboczą. Siła robocza jest formą bytowania kapitału zmiennego w obrębie procesu produkcji. W tym procesie siła robocza zostaje spożyta przez kapitalistę. Sama zaś przez swą funkcję pracę spożywa środki produkcji. Zarazem pieniądze, wypłacane przy kupnie siły roboczej, przekształcają się w środki utrzymania, spożywane nie przez „pracę produkcyjną“, lecz przez „robotnika produkcyjnego“. A. Smith, dzięki swej z gruntu błędnej analizie, dochodzi do niedorzecznego wniosku, że, chociaż każdy kapitał indywidualny rozpada się na stały i zmienny, to jednak kapitał społeczny składa się tylko ze zmiennego, czyli jest wydawany jedynie na wypłatę płac roboczych. Dajmy na to, że fabrykant sukna zamienia 2.000 funtów szterlingów w kapitał. Część tych pieniędzy wydaje on na najem tkaczy, część na przędzę wełnianą, maszyny i t. d. Lecz ludzie, od których on nabywa przędzę i maszyny, zapomocą części tych pieniędzy znów opłacają pracę, i t. d., tak że w końcu całkowita sumą 2.000 f. szterl., wydana zostaje na płacę roboczą, czyli cały wytwór, wyobrażany przez te 2.000 f. szt., zostaje spożyty przez robotników produkcyjnych. Widzimy więc że cała moc tego argumentu polega na słowach „i t. d.“, które odsyłają nas od Annasza do Kajfasza. Istotnie A. Smith przerywa swe badania właśnie tam, gdzie się zaczyna trudność[755].
Proces corocznej reprodukcji jest łatwy do zrozumienia, dopóki chodzi nam jedynie o sumę produkcji rocznej. Ale wszystkie składniki produkcji rocznej muszą byc dostarczone na rynek towarowy, i tu właśnie zaczyna się trudność. Kuchy pojedynczych kapitałów i osobistych dochodów krzyżują się, kłębią i gubią się w ogólnym wirze obiegu bogactwa społecznego, który zwodzi wzrok i stawia badaczowi bardzo zawiłe zadania. W dziale trzecim księgi drugiej podam analizę istotnego związku tych zjawisk. Wykażę tam, że dogmat A. Smitha, odziedziczony przez wszystkich jego następców, przeszkodził ekonomji politycznej pojąć chociażby elementarny mechanizm społecznego procesu reprodukcji. Jest to wielka zasługa fizjokratow, że w swem „Tableau economique“ [obrazie gospodarstwa] po raz pierwszy spróbowali dać obraz produkcji rocznej w tej postaci, w jakiej wyłania się ona z obiegu[756].
Rzecz oczywista zresztą, że ekonomja polityczna nie omieszkała wyzyskać na korzyść klasy kapitalistów tezy A. Smitha, że cała skapitalizowana część „wytworu czystego“ zostaje spożyta przez klasę robotniczą.

3. Podział wartości dodatkowej na kapitał i dochód. Teorja wstrzemięźliwości.

W rozdziale poprzednim rozpatrywaliśmy wartość dodatkową, względnie wytwór dodatkowy, jedynie jako indywidualny fundusz spożycia kapitalisty, natomiast w rozdziale niniejszym rozpatrujemy ją dotychczas jedynie jako fundusz nagromadzenia kapitału.
Właściwie jednak wartość dodatkowa nie jest ani jednem, ani drugiem, lecz obydwoma naraz. Część jej zostaje spożyta przez kapitalistę, jako dochód[757], część druga zostaje przezeń zastosowana jako kapitał, czyli nagromadzona.
Jeżeli masa wartości dodatkowej jest dana, to wielkość nagromadzania zależy oczywiście od podziału wartości dodatkowej na fundusz nagromadzania i fundusz spożycia, na kapitał i dochód.
Im większa jest jedna z tych części, tem mniejsza jest druga. Masa wartości dodatkowej, lub wytworu dodatkowego, a więc rozporządzalnego bogactwa krajowego, która może być przekształcona w kapitał, jest przeto stale większa od tej części wartości dodatkowej, która rzeczywiście zostaje zamieniona w kapitał. Im bardziej jest rozwinięta w danym kraju produkcja kapitalistyczna, im bardziej nagromadzenie jest masowe i szybkie, im kraj jest bogatszy, im bardziej przeto kolosalne są marnotrawstwo i zbytek — tem większa jest różnica między całkowitą masą wartości dodatkowej, a tą jej częścią, która zostaje zamieniona w kapitał.
Bogactwo, stanowiące fundusz spożycia kapitalisty i podlegające, abstrahując od przyrostu rocznego, bardzo powolnemu spożyciu, poczęści posiada tego rodzaju formy naturalne, w których mogłoby bezpośrednio funkcjonować jako kapitał. Do tych czynników bogactwa, które mogłyby funkcjonować w procesie produkcji, należą wszelkie siły robocze, bądź wcale niezatrudnione, bądź używane do czysto konwencjonalnych, a częstokroć haniebnych posług osobistych.
Stosunek, w jakim wartość dodatkowa dzieli się pomiędzy kapitał i dochód, zmienia się nieustannie i określony jest przez okoliczności, których w tem miejscu nie możemy rozpatrywać szczegółowo. To też kapitał, zastosowany w danym kraju, stanowi wielkość nie stałą, lecz zmienną. Stanowi on zmienny, elastyczny ułamek rozporządzalnego bogactwa, mogącego funkcjonować jako kapitał.
W każdym razie tym, który dokonywa podziału wartości dodatkowej na kapitał i dochód, jest kapitalista. A więc podział ten jest aktem jego woli. O tej części pobieranego przezeń haraczu, którą on nagromadza, mówi się, że ją zaoszczędza, ponieważ jej nie przejada, to jest ponieważ służy mu ona do pełnienia funkcji kapitalisty, a mianowicie funkcji zbogacania się.
Kapitalista o tyle tylko, o ile jest uosobionym kapitałem, ma rację bytu w dziejach oraz owo historyczne prawo istnienia, które, jak twierdzi dowcipniś Lichnowski[758], jest prawem bez daty. O tyle tylko jego własna przejściowa konieczność dziejowa zawarta jest w przejściowej konieczności dziejowej kapitalistycznego trybu produkcji. Ale zarazem wtedy bodźcami jego postępków nie są używanie i wartość użytkowa, lecz wartość wymienna i jej pomnażanie. Jako fanatyk pomnażania wartości, zmusza on bezwzględnie ludzkość do produkcji dla produkcji, a więc do takiego rozwoju społecznych sił wytwórczych i do stwarzania takich materjalnych warunków produkcji, które jedynie stworzyć mogą realną podstawę dla wyższej formy społeczeństwa, opartej na zasadzie pełnego i wolnego rozwoju każdej jednostki. Kapitalista zasługuje na uznanie tylko o tyle, o ile jest uosobieniem kapitału. Jako taki, dzieli on bezwzględną żądzę zbogacenia się z ciułaczem skarbu. Ale to, co w tym ostatnim jest manją jednostki, u kapitalisty jest już działaniem mechanizmu społecznego, w którym on sam jest tylko jednem z kółek. Rozwój produkcji kapitalistycznej czyni koniecznym ciągły wzrost kapitału, włożonego w przedsiębiorstwa przemysłowe, a konkurencja narzuca każdemu pojedynczemu kapitaliście wewnętrzne prawa rozwoju produkcji kapitalistycznej, jako prawa zewnętrznego przymusu. Konkurencja nie pozwala kapitaliście na zachowanie swego kapitału, jeżeli go nie powiększa, a powiększać go może jedynie zapomocą postępującego nagromadzania.
Dopóki więc cała działalność kapitalisty jest tylko funkcją kapitału, obdarzonego w jego osobie świadomością i wolą, dopóty nawet jego własne spożycie osobiste wydaje mu się rabunkiem nagromadzonego przezeń kapitału, podobnie jak w buchalterji włoskiej prywatne wydatki kapitalisty figurują po stronie „winien“ względem kapitału. Nagromadzanie — to podbój świata bogactwa społecznego. Rozszerza ono, wraz z masą wyzyskiwanego materjału ludzkiego, teren bezpośredniego i pośredniego panowania kapitalisty[759].
Lecz grzech pierworodny ciąży nad wszystkimi. Wraz z rozwojem produkcji kapitalistycznej, nagromadzania i bogactwa, kapitalista przestaje być wyłącznie uosobieniem kapitału. „Współczuje po ludzku“ z Adamem w swem własnem ciele, a zarazem staje się dość wykształcony, aby ośmieszać fanatyczną ascezę staroświeckiego ciułacza skarbu. Podczas gdy kapitalista klasyczny piętnuje spożycie indywidualne, jako grzech przeciwko swej funkcji i jako „powstrzymywanie się“ od nagromadzania, to kapitalista zmodernizowany zdolny już jest widzieć w nagromadzaniu „wyrzeczenie się“ swych uciech. „Ach, dwie dusze goszczą w mej piersi, i jedna chce się oderwać od drugiej!“
W zaraniu dziejowem produkcji kapitalistycznej — a fazę tę indywidualnie przechodzi każdy kapitalistyczny dorobkiewicz — chciwość i skąpstwo są namiętnościami, panującemi absolutnie. Ale rozwój produkcji kapitalistycznej stwarza nietylko cały świat rozkoszy. Dzięki spekulacji i kredytowi stwarza on tysiączne źródła raptownego zbogacania się. Na pewnym szczeblu rozwoju „wymagania interesu narzucają nawet „nieszczęsnemu“ kapitaliście pewien konwencjonalny stopień rozrzutności, będący zarazem wystawą jego bogactwa, a więc podstawy jego kredytu. Zbytek wchodzi w skład kosztów reprezentacji kapitału. Wreszcie kapitalista w odróżnieniu od ciułacza skarbu, zbogaca się nie w miarę własnej pracy i ograniczenia własnego spożycia, lecz w miarę wyzyskiwania cudzej siły roboczej i w miarę zmuszania robotnika do wyrzekania się wszelkich rozkoszy życia. Choć więc rozrzutność kapitalisty nie posiada nigdy tego szczerego rozmachu, jaki cechuje marnotrawstwo lekkomyślnego feodała, chociaż raczej poza nią czają się zawsze najbrudniejsze skąpstwo i najtchórzliwsze wyrachowanie, to jednak rozrzutność jego wzrasta wraz z nagromadzaniem i całkiem dobrze się z niem godzi. Zarazem zaś w szlachetnej piersi kapitalistycznego indywiduum wyrasta faustowski konflikt pomiędzy żądzą używania i żądzą nagromadzania.
„Rozwój przemysłu manchesterskiego — czytamy w książce, którą dr. Aikin ogłosił w roku 1795 — może być podzielony na cztery okresy. W pierwszym okresie fabrykanci zmuszeni byli ciężko pracować na życie“. Szczególnie zbogacili się oni zapomocą okradania rodziców, którzy przysyłali im swych chłopców, jako „apprentices“ (terminatorów) i musieli sowicie płacić za tę naukę, choć chłopcy bywali przy niej morzeni głodem. Ale z drugiej strony przeciętny zysk był niski i nagromadzanie wymagało wielkiej oszczędności. Fabrykanci żyli więc jak skąpcy i bynajmniej nie spożywali nawet procentu od swego kapitału. „W drugim okresie zaczęli oni dorabiać się niewielkich fortun, lecz pracowali równie ciężko jak wprzódy“, albowiem bezpośredni wyzysk pracy wymaga także pracy, jak o tem wie każdy dozorca niewolników, „i wiedh równie wstrzemięźliwy tryb życia... W trzecim okresie zjawił się zbytek, interes zaś rozszerzał się dzięki rozsyłaniu jeźdźców (konnych komiwojażerów) na wszystkie jarmarki Zjednoczonego Królestwa, w celu zjednywania zamówień. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, aż do roku 1690 nie było wcale, lub bardzo mało, kapitałów, zarobionych w przemyśle, a sięgających 3.000—4.000 funt. szt. Jednak około tego czasu, lub nieco później, przemysłowcy uzbierali już pieniądze, i poczęli stawiać sobie kamienice, zamiast domów z drzewa i tynku... Jeszcze w pierwszych dziesięcioleciach 18-go wieku fabrykant manchesterski, podejmujący gości dzbanem wina zagranicznego, wystawiał się na obmowy i nagany swych wszystkich sąsiadów“. Przed wprowadzeniem maszyn, zwykły rachunek fabrykanta w knajpach, gdzie się oni schodzili wieczorami, nie wynosił nigdy więcej, niż: sześć pensów za szklankę ponczu. Pensa za zwitek tytoniu. Dopiero w roku 1758 zaszedł fakt zaiste epokowy: zobaczono „osobę, istotnie zatrudnioną w przemyśle, jadącą własnym powozem“! „Okres czwarty“, a mianowicie ostatnie trzydziestolecie 18-go wieku, „jest okresem wielkiego zbytku i rozrzutności, umożliwionych przez rozwój przemysłu“[760]. Cóżby powiedział poczciwy dr. Aikin, gdyby dziś zmartwychwstał w Manchesterze! Nagromadzajcie, nagromadzajcie! Tak głoszą dziś Mojżesz i prorocy! „Oszczędność, a nie pracowitość (industry), jest bezpośrednią przyczyną nagromadzenia kapitału. Zresztą pracowitość dostarcza materjału, który oszczędność nagromadza“[761]. A więc oszczędzajcie, oszczędzajcie, t. j. zamieniajcie znów w kapitał jak największą część wartości dodatkowej lub wytworu dodatkowego.
Nagromadzanie dla nagromadzania, produkcja dla produkcji w tej formule ekonomja klasyczna wyraziła dziejowe posłannictwo okresu burżuazyjnego. Ani na chwilę nie łudziła się ona co do bólów przy porodzie bogactwa[762], ale cóż pomoże lament wobec konieczności dziejowej? Jeżeli dla ekonomji klasycznej proletarjusz jest tylko maszyną do wytwarzania wartości dodatkowej, to również kapitalista jest dla niej tylko maszyną do przetwarzania tej wartości dodatkowej w kapitał dodatkowy. Ekonomja klasyczna z tragiczną powagą ujmuje rolę dziejową kapitalisty! Malthus, aby uchronić łono kapitalisty od tej nieuleczalnej rozterki między żądzą używania a żądzą zbogacania się, wystąpił w początku trzeciego dziesięciolecia bieżącego wieku w obronie tego rodzaju podziału pracy, który kapitaliście, istotnie czynnemu w produkcji, wyznaczał zadanie nagromadzania, a jego wspólnikom w pobieraniu wartości dodatkowej, arystokracji ziemskiej, synekurzystom państwowym i kościelnym i t. d. — trud trwonienia pieniędzy, jest to, powiada on, rzeczą wielkiej wagi, aby oddzielić „namiętność wydawania od namiętności nagromadzania“ („the passion for expenditure and the passion for accumulation“)[763]. Lecz panowie kapitaliści, którzy już na długo przedtem stali się światowcami, używającymi życia, podnieśli gwałt. Cóż to — wołał jeden z ich rzeczników, zwolennik Ricarda — pan Malthus zachwala wysokie renty gruntowe, wysokie podatki i t. d., aby z nieprodukcyjnych spożywców zrobić bicz do poganiania przemysłowca! Wprawdzie produkcja, produkcja na coraz szerszą skalę, jest naszem hasłem, ale „tego rodzaju postępowanie raczej zatamuje produkcję, niż ją podniesie. Przytem wcale nie jest słuszne („nor is it quite fair“) utrzymywać w bezczynności pewną liczbę osób, poto jedynie, aby zapędzać do pracy innych, z których charakteru można wnosić, („who are likely, from their characters“), że jeżeli ich zdołacie zmusić do działania, to będą działali z powodzeniem“[764]. O ile niesłusznem mu się wydaje, aby kapitalistę przemysłowego zapędzać do nagromadzania, podczas gdy inni zgarniają śmietankę z jego mleka, o tyle uważa on za konieczne ograniczyć do minimum płacę robotnika, „aby podtrzymać jego pracowitość“. I bynajmniej nie trzyma on tego w sekrecie, że sztuka osiągania zysków polega na przywłaszczaniu sobie cudzej pracy nieopłaconej. „Wzmożony popyt“[765] ze strony robotników oznacza jedynie ich gotowość zatrzymania sobie mniejszej części swego własnego wytworu i pozostawienia większej części przedsiębiorcy. A jeżeli kto powie, że to prowadzi, drogą zmniejszenia spożycia (ze strony robotników) do „glut“ (przepełnienia rynku, nadprodukcji), to mogę tylko odpowiedzieć, że „glut“ jest synonimem wysokiej stopy zysku“[766].
Rewolucja lipcowa (r. 1830) zagłuszyła uczony spór o to, jak najkorzystniej dla celów nagromadzania rozdzielić pomiędzy pracowitego kapitalistę i próżnującego właściciela ziemskiego haracz, ściągany z proletarjatu. Niebawem proletarjat miejski uderzył w Ljonie w dzwon buntu, a proletarjat wiejski w Anglji puścił „czerwonego kura“. Po jednej stronie Kanału szerzył się owenizm, po drugiej — saint-simonizm i fourieryzm. Wybiła godzina ekonomii wulgarnej. Nassau W. Senior, który akurat w rok później miał wykryć w Manchesterze, że zysk (wraz z procentem od kapitału) jest wytworem nieopłaconej „ostatniej, dwunastej godziny pracy“, tymczasem obwieszczał światu inne odkrycie. „Słowo: kapitał“, oznajmiał on uroczyście, „jeżeli ma oznaczać narzędzia produkcji, zastępuję słowem wstrzemięźliwość“[767]. Wzór to niedościgniony „odkryć“ ekonomji wulgarnej! Zastępuje ona kategorję ekonomiczną obłudnym frazesem. „Voilà tout“ [oto wszystko].
„Jeżeli dziki“, poucza Senior, „sporządza sobie łuk, to uprawia przemysł, ale nie praktykuje wstrzemięźliwości“. To nam wyjaśnia, jak i dlaczego w dawniejszych warunkach społecznych narzędzm produkcji wytwarzane były bez udziału „wstrzemięźliwości kapitalisty. „Im bardziej się rozwija społeczeństwo, tem większej wymaga wstrzemięźliwości“[768], mianowicie od tych, których praca polega na przywłaszczaniu sobie cudzej pracy i jej wytworu.
Odtąd wszystkie warunki procesu pracy przekształcają się w tyleż aktów kapitalistycznej wstrzemięźliwości. Zboże zostaje nietylko zjedzone, lecz i posiane — wstrzemięźliwość kapitalisty! Wino ma czas sfermentować — wstrzemięźliwość kapitalisty![769] Kapitalista od ust sobie odejmuje, kiedy „pożycza (!) robotnikowi narzędzia produkcji“ (innemi słowy pomnaża ich wartość jako kapitału, wcielając do nich siłę roboczą), zamiast pożreć maszyny parowe, bawełnę, koleje żelazne, nawóz, konie robocze i t. d., albo też, jak to naiwnie przedstawia ekonomista wulgarny, roztrwonić „ich wartość“ na zbytek i inne środki spożycia[770]. W jaki sposob klasa kapitalistów mogłaby to uskutecznić, pozostaje to dotychczas tajemnicą, zazdrośnie strzeżoną przez ekonomję wulgarną. Dość, że cały świat żyje tylko dzięki samoutrapieniom kapitalisty, tego nowoczesnego pokutnika Wisznu [boga Hindusów]. Już nietylko nagromadzanie, ale nawet proste „zachowanie kapitału wymaga stałego napięcia sił, aby oprzeć się pokusie przejedzenia go“[771]. Sama ludzkość więc wymaga, aby uwolnić kapitalistę od męczeństwa i pokus, podobnie jak zniesienie niewolnictwa uwolniło niedawno właścicieli niewolników z Georgji od bolesnego dylematu, czy wytwór dodatkowy, pod batogiem wyciśnięty z murzynów, roztrwonić całkowicie na wino szampańskie, czy też za część jego dokupić sobie więcej murzynów i więcej gruntu.
W najrozmaitszych ustrojach ekonomiczno-społecznych spotykamy nietylko reprodukcję prostą, ale nawet, choć w rożnym stopniu, reprodukcję w skali rozszerzonej. Coraz więcej się wytwarza, i również coraz więcej się spożywa, a więc zarazem coraz większa ilość wytworów zostaje przekształcona w środki produkcji. Ale ten proces nie występuje, jako nagromadzanie kapitału, a więc również nie występuje, jako funkcja kapitalisty, dopóki wobec robotnika nie występują jeszcze w postaci kapitału jego środki produkcji, a więc również jego wytwór i jego środki utrzymania[772]. Richard Jones, zmarły przed niewielu laty [w r. 1855] następca Malthusa na katedrze ekonomji politycznej we wschodnio-indyjskiem kolegjum w Haileybury, dobrze to uzasadnia dwoma przykładami. Ponieważ najlększą częsc ludu hinduskiego stanowią chłopi, samodzielni gospodarze, więc ich wytwory, ich środki pracy i utrzymania, nigdy nie przybierają postaci ( the shape“) funduszu, który został zaoszczędzony z cudzego dochodu („saved from revenue“), i który dlatego musiał przejść przez poprzedzający proces nagromadzania („a previous process of accumulation“)“[773]. 2 drugiej strony w tych prowincjach gdzie panowanie angielskie najmniej zniszczyło dawny ustrój, robotnicy nierolni Są zatrudnieni bezpośrednio przez magnatów, pobierających część dodatkowego produktu rolnego w postaci daniny lub renty gruntowej. Część tego wytworu panowie ci spożywają w naturze, inną część robotnicy przetwarzają dla nich w przedmioty zbytku i w inne środki spożycia, podczas gdy reszta stanów, płace robotników, będących właścicielami swych narzędzi pracy. Produkcja i reprodukcja w skali rozszerzonej odbywają się tam bez pośrednictwa owego świętego cudotwórcy, owego rycerza o smętnej postaci, którym ma być nasz „wstrzemięźliwy“ kapitalista.

4. Okoliczności, które określają zakres nagromadzania niezależnie od stosunkowego podziału wartości dodatkowej na kapitał i dochód: stopa wyzysku siły roboczej. — Siła wytwórcza pracy. Wzrastająca różnica pomiędzy kapitałem stosowanym a spożywanym. — Wielkość kapitału wyłożonego.

Dotychczas rozpatrywaliśmy wielkość wartości dodatkowej, jako wielkość daną. W tym wypadku podział jej na dochód i na kapitał dodatkowy określa zakres nagromadzania. Ale ten ostatni zmienia się, niezależnie od owego podziału, wraz ze zmianą wielkości samej wartości dodatkowej. Jeżeli założymy, że 80% przypada na kapitalizację, a 20% na spożycie, to kapitał nagromadzony wyniesie 2.400 f. szt., albo też 1.200 £. szt., zależnie od tego, czy całkowita wartość dodatkowa wyniesie 3.000, czy też 1.500 f. szt. Zatem w określaniu wielkości nagromadzania spółdziałają wszystkie te okoliczności, które określają masę wartości dodatkowej. Okoliczności te zostały szczegółowo wyłożone w rozdziałach o wytwarzaniu wartości dodatkowej. Wobec tego powracamy tu do nich o tyle tylko, o ile rzucają nowe światło na nagromadzanie.
Czytelnik przypomina sobie, że stopa wartości dodatkowej przedewszystkiem zależy od stopnia wyzysku siły roboczej. Ekonomja polityczna tak wysoko ceni tę rolę, że niekiedy utożsamia przyśpieszenie nagromadzania przez podniesienie siły wytwórczej pracy z przyśpieszeniem go przez wzmożenie wyzysku robotnika[774]. W rozdziałach, poświęconych wytwarzaniu wartości dodatkowej, zakładaliśmy zawsze, że płaca robocza jest conajmniej równa wartości siły roboczej. Jednak spychanie przemocą płacy roboczej poniżej tego poziomu gra w praktyce rolę zbyt doniosłą, abyśmy nie mieli chwilę się nad tem zatrzymać. Przekształca ono faktycznie, w obrębie pewnych granic, niezbędny robotniczy fundusz spożycia w fundusz nagromadzania kapitału.
„Płace robocze“, powiada J. Stuart Mill, „nie mają siły wytwórczej; są one ceną siły wytwórczej. Płace robocze nic, poza pracą samą, nie wnoszą do produkcji towarów, podobnie jak cena maszyny nie wnosi nic, prócz maszyny. Gdyby można mieć pracę, nie kupując jej, to place robocze byłyby zbyteczne“[775]. Ale zato, gdyby robotnicy mogli żyć powietrzem, toby ich nie można było kupie za żadną cenę. Ich bezpłatność jest więc granicą w sensie matematycznym, granicą, której nie można osiągnąć, lecz do której się można wciąż zbliżać. Stałą tendencją kapitału jest właśnie to, aby spychać płace na ten poziom nihilistyczny.
Często cytowany przeze mnie pisarz 18-go wieku, autor „Essay on trade and commerce“, zdradza najskrytsze tajniki duszy angielskiego kapitału, gdy oświadcza, że dla Anglji dziejowem zadaniem jest sprowadzenie płac roboczych angielskich na poziom francuskich 1 holenderskich[776]. Powiada on między innemi naiwnie: „Skoro jednak nasi ubodzy (termin techniczny dla oznaczenia robotników) chcą żyć zbytkownie... to praca ich musi naturalnie być droga... Spójrzmy na ten nawał przedmiotów zbytku („heap of superfluities“), spożywanych przez robotników naszych rękodzielni, jak to wódka, dzyń, herbata, cukier, zagraniczne owoce, mocne piwo, barwione płótno, tytoń, tabaka i t. d.“[777].
Cytuje on dalej artykuł pewnego fabrykanta z Northamptonshire, który, wznosząc oczy ku niebu, lamentuje: „Praca we Francji jest o całą trzecią część tańsza, niż w Anglji, gdyż francuscy ubodzy pracują ciężko 1 nie mają wielkich wymagań co do pożywienia i odzieży; głównemi przedmiotami ich spożycia są chleb, owoce, jarzyny, korzenie i suszone ryby, gdyż bardzo rzadko jedzą mięso’ a nawet, gdy pszenica jest droga, bardzo mało chleba“[778]. >;Do! dajmy do tego“, wywodzi dalej autor „Essay‘u“, „że piją oni wodę czystą lub napoje bardzo rozwodnione, dzięki czemu istotnie wydają zdumiewająco mało pieniędzy... Pewno, że u nas trudnoby zaprowadzić taki stan rzeczy, ale nie jest to niemożliwe, jak tego dowodzi niezbite jego istnienie zarówno we Francji jak w Holandji“[779]
Dziś [w r. 1873] posunęliśmy się znacznie dalej, dzięki konkurencji międzynarodowej, której, wskutek rozwoju kapitalistycznego trybu produkcji, zostali poddani robotnicy całej kuli ziemskiej. Dziś już nie o to chodzi, aby płace angielskie zepchnąć na poziom kontynentu europejskiego, lecz o to, by poziom europejski w bliższej lub dalszej przyszłości zniżył się do poziomu chińskiego. Taką perspektywę rozwinął przed swymi wyborcami pan Stapleton, członek parlamentu angielskiego, w mowie, dotyczącej ceny pracy w przyszłości. „Gdy Chiny“, — mówił on — „staną się mocarstwem przemysłowem, to nie wiem, jak ludność przemysłowa Europy wytrzyma konkurencję z niemi, nie schodząc na poziom swych konkurentów“ („Times“, 3 września 1873 r.).
We dwadzieścia łat po przytoczonym „Essay‘u“ z r. 1770 pewien blagier amerykański, świeżo upieczony baron, Yankee Benjamin Thomson (inaczej hrabia Rumford) wszedł na tory takiej samej filantropji, ku chwale bożej i zadowoleniu ludzi. Jego „Essays“ są książką kucharską z wszelkiego rodzaju receptami, mającemi na celu zastąpienie zwykłych drogich potraw stołu robotniczego tańszemi od nich surogatami. Oto szczególnie udatna recepta zadziwiającego „filozofa“: „5 funtów jęczmienia, j funtów kukurydzy, śledzi za 3 pensy, soli za pensa, octu za pensa, pieprzu i przypraw za 2 pensy — w sumie za 20¾ pensa można ugotować zupę dla 64.ludzi, a przy przeciętnych cenach zboża można koszt zredukować do 14 pensa (niecałe 3 fenigi!) na głowę“[780]. Wraz z postępem produkcji kapitalistycznej umiejętność fałszowania towarów uczyniła pomysły Thomsona zbytecznemi[781].
W końcu 18-go wieku i w ciągu pierwszych dziesięcioleci 19-go wieku angielscy dzierżawcy i właściciele ziemscy narzucili robotnikom rolnym, pracującym na dniówkę, zniżkę płac do absolutnego minimum, gdyż zarobek robotników był niższy od minimum, a resztę dopłacano w postaci zapomóg parafjalnych. W tych pięknych czasach szlagonowie angielscy posiadali jeszcze władzę ustalania „prawnych taryf płac robotników rolnych. Oto przykład angielskiego humoru, z jakim angielscy Dogberries[782] wykonywali swe prawo: „Kiedy Sąuires [właściciele ziemscy] w r. 1795 ustalali płace dla Speenhamland, to przedtem zjedli obiad, ale uznali widocznie, że robotnikom obiad jest niepotrzebny... postanowili oni, aby płaca tygodniowa robotnika wynosiła 3 szylingi, dopóki bochenek chleba, ważący 8 funtów 11 uncyj, kosztować będzie szylinga; płaca ta miała wzrastać, opoki cena bochenka chleba nie dojdzie do 1 szylinga i 3 pensów, poczem znowu miała się zmniejszać, dopóki cena bochenka nie osiągnie 2 szylingów. Wtedy ilość pokarmu, przypadająca na robotnika, miała być zmniejszona o 1/5[783].
Niejaki A. Bennett. dzierżawca wielkiej posiadłości, sędzia pokoju, przełożony przytułku dla ubogich i „regulator“ płac roboczych w r. 1814, na zapytanie komisji śledczej Izby Lordów: „Czy zachodzi jakiś stosunek pomiędzy wartością pracy dziennej a wsparciem parafjalnem dla robotników?“ — odpowiedział: „Tak. Tygodniowy dochód każdej rodziny zostaje uzupełniony zapomocą dodatku do płacy nominalnej w ten sposób, aby dosięgał wartości bochenka chleba (8 funtów 11 uncyj) i 3 pensów na głowę... uważamy, że bochenek chleba jest dostatecznym tygodniowym pokarmem dla każdej osoby w rodzinie; zaś trzy pensy są przeznaczone na odzież. O ile parafja woli sama dostarczać odzieży., to my potrącamy te trzy pensy. Praktykuje się to nietylko w calem zachodniem Wiltshire, ale, jak sądzę, w całym kraju“[784]. „Tak to“, woła pewien burżuazyjny pisarz owej epoki, „dzierżawcy przez długie lata degradowali uczciwą klasę swych rodaków, zmuszając ich do szukania schronienia w domach roboczych... Dzierżawca ciągnął coraz większe zyski, ale zarazem nie pozwalał robotnikom na zaoszczędzenie najmniejszego bodaj funduszu spożycia“[785].
Na przykładzie pracy chałupniczej (patrz rozdz. 13, punkt 8 d) pokazaliśmy, jaką rolę w tworzeniu wartości dodatkowej, a więc i funduszu nagromadzenia kapitału, i dziś jeszcze odgrywa bezpośrednia grabież niezbędnego robotniczego funduszu spożycia. Dalsze fakty z tej dziedziny czytelnik znajdzie w następnym rozdziale.
Chociaż we wszystkich gałęziach przemysłu ta część kapitału stałego, która składa się ze środków pracy (maszyn, narzędzi, przyrządów, środków transportowych, budynków i t. d.), musi wystarczyć dla pewnej liczby robotników, określonej przez wielkość przedsiębiorstwa, to jednak nie jest konieczne, aby część ta zmieniała się zawsze w tym samym stosunku, co liczba robotników zatrudnionych. W danym zakładzie fabrycznym 100 robotników przy 8 godzinnym dniu roboczym może dostarczyć 800 godzin pracy. Jeżeli fabrykant chce liczbę tę podnieść o połowę, to może nająć jeszcze 50 robotników; wtedy jednak musi również wyłożyć nowy kapitał, nietylko na płace, ale również na środki pracy. Ale przecież może on również dawnym stu robotnikom kazać pracować po 12 godzin, zamiast po 8, a wtedy wystarczą dotychczasowe środki pracy, które się tylko szybciej zużyją. W ten sposób przyrost pracy, otrzymany dzięki wyższemu natężeniu siły roboczej, może powiększyć wytwór dodatkowy i wartość dodatkową, czyli przedmiot nagromadzenia, choć stała część kapitału nie wzrosła uprzednio w tym stosunku.
W przemyśle dobywającym, naprzykład w górnictwie, materjały surowe nie stanowią części składowej kapitału wyłożonego. Przedmiot pracy nie jest tu wytworem pracy poprzedniej, lecz bezpłatnym darem przyrody. Takim darem są rudy metalowe, węgiel kamienny, kamienie i t. d. Kapitał stały składa się tu wyłącznie niemal ze Środków pracy, mogących bardzo dobrze wytrzymać zwiększenie ilości pracy (naprz. wprowadzenie dziennej i nocnej zmiany robotników). Ale przy innych warunkach niezmienionych masa i wartość wytworu wzrastają w stosunku prostym do zastosowanej pracy. Człowiek i przyroda, pierwsi twórcy wytworów, a więc twórcy materjalnych pierwiastków kapitału, działają tu zgodnie, jak w pierwszym dniu produkcji. Dzięki elastyczności siły roboczej dziedzina nagromadzania rozszerzyła się tu bez uprzedniego powiększenia kapitału stałego.
Wprawdzie w rolnictwie nasiona i nawóz odgrywają tę samą rolę, co materjały surowe w przemyśle, i nie można obsiać więcej gruntu, jeżeli się nie przygotuje zawczasu większej ilości nasion. Ale jeżeli dane są te surowce i środki pracy, to wiadomo, jak cudotwórczy wpływ na masowość wytworu wywiera sama już mechaniczna uprawa roli. W ten sposób większa ilość pracy, dostarczona przez dotychczasową liczbę robotników, podnosi urodzajność gruntu, nie wymagając wyłożenia nowych środków pracy. Znowuż tutaj^ bezpośrednie oddziaływanie człowieka na przyrodę staje się bezpośredniem źródłem zwiększonego nagromadzania, bez interwencji nowego kapitału.
Wreszcie w przemyśle właściwym wszelki dodatkowy rozchód pracy wymaga odpowiedniego dodatkowego rozchodu materjałów surowych, lecz niekoniecznie również rozchodu środków pracy. A ponieważ przemysł dobywający i rolnictwo dostarczają przemysłowi przetwórczemu materjałów surowych dla jego produktów i dla jego środków pracy, więc i przemysł przetwórczy korzysta z tego przyrostu wytworu, który tamte gałęzie produkcji wytworzyły bez dodatkowego przyrostu kapitału.
Wynika stąd następujący wniosek ogólny: kapitał, wcielając w siebie pierwiastkowe twórczynie bogactwa, t. j. siłę roboczą i ziemię, nabiera prężności, pozwalającej mu rozszerzyć elementy swego nagromadzania poza granice, które pozornie zakreśla mu jego własna wielkość, to jest wartość i masa już wytworzonych środków produkcji, w których on bytuje.
Innym ważnym czynnikiem nagromadzania kapitału jest stopień wydajności pracy społecznej.
Wraz z siłą wytwórczą pracy wzrasta masa wytworów, wyobrażających określoną wartość, a więc również i wartość dodatkową danej wielkości. Im bardziej wzrasta siła wytwórcza pracy, tem więcej środków użycia i środków nagromadzania zawiera wartość dodatkowa. Masa wytworu dodatkowego wzrasta zatem przy niezmienionej stopie wartości dodatkowej, a nawet przy zmniejszającej się stopie, o ile tylko spadek ten jest wolniejszy, niż wzrost siły wytwórczej pracy. Jeżeli stosunek podziału wytworu dodatkowego na dochód i kapitał dodatkowy pozostaje niezmieniony, to spożycie kapitalisty może wzrastać bez uszczerbku dla funduszu nagromadzania. Nawet jeżeli wielkość stosunkowa funduszu nagromadzania wzrasta kosztem funduszu spożycia, kapitalista może, dzięki potanieniu towarów, mieć do rozporządzenia tyleż środków użycia, co przedtem, albo więcej. Ale za wzmożoną wydajnością pracy idzie, jakeśmy to już widzieli, potanienie robotnika, czyli wzrost stopy wartości dodatkowej, nawet jeżeli wzrasta realna płaca robocza. Płaca ta bowiem nie wzrasta nigdy w tym samym stopniu, co wydajność pracy. A zatem ta sama wartość kapitału zmiennego uruchomia większą ilość siły roboczej, a więc większą ilość pracy. Ta sama wartość kapitału stałego wyraża się w większej ilości środków produkcji, t. j. większej ilości środków pracy, materjałów surowych i materjałów pomocniczych; dostarcza zatem większej ilości czynników, tworzących produkt, a więc tworzących wartość, czyli wchłaniających pracę. To też przy niezmienionej, a nawet przy zmniejszającej się wartości kapitału dodatkowego, odbywa się nagromadzanie przyśpieszone. Nietylko rozszerza się materjalnie skala reprodukcji, lecz również wytwarzanie wartości dodatkowej wzrasta szybciej, niż wartość kapitału dodatkowego.
Rozwój siły wytwórczej pracy oddziaływa również na kapitał pierwotny, czyli na kapitał już znajdujący się w procesie produkcji. Część funkcjonującego kapitału stałego składa się ze środków pracy, jak maszyny i t. d., które zużywają się w ciągu dłuższych okresów czasu i wtedy dopiero są reprodukowane, czyli zastępowane przez nowe egzemplarze tego samego rodzaju. Ale co roku część tych środków pracy obumiera, czyli dobiega kresu swej produkcyjnej funkcji. Co roku więc część ta znajduje się w stadjum swej perjodycznej; reprodukcji, czyli zostaje zastąpiona przez nowe egzemplarze tego samego rodzaju. Jeżeli siła wytwórcza pracy wzmaga się tam, gdzie przychodzą na świat te środki pracy — a rozwija się ona nieustannie wraz z ciągłym postępem nauki i techniki — to na miejsce starych maszyn, warsztatów, przyrządów i t. d. zjawiają się nowe, potężniejsze i, w stosunku do swego okresu działania — tańsze. Stary kapitał zostaje odtworzony w formie produkcyjniejszej, niezależnie od ciągłych drobnych ulepszeń istniejących środków pracy.
Pozostała część kapitału stałego, materjały surowe i pomocnicze, jest nieustannie odtwarzana w ciągu roku; część zaś, pochodząca z rolnictwa, przeważnie jest odtwarzana corocznie. A zatem wszelkie wprowadzenie ulepszonych metod i t. p. oddziaływa prawie jednocześnie na kapitał świeżo nagromadzony i na kapitał już funkcjonujący. Każdy postęp chemji nietylko pomnaża liczbę substancyj użytecznych i nowych zastosowań substancyj dawniej już znanych i przez to wraz ze wzrostem kapitału rozszerza dziedzinę jego zastosowania. Postęp ten uczy również wciągać zpowrotem w krąg procesu reprodukcji ekskrementy [odpadki] procesów produkcji i spożycia, a więc bez uprzedniego nakładu kapitału stwarza nowy materjał dla kapitału. Jak samo tylko podniesienie natężenia siły roboczej pozwala na lepsze wyzyskanie bogactw naturalnych, podobnie wiedza i technika stwarzają potęgę ekspansji kapitału funkcjonującego, niezależną od jego danej wielkości. Potęga ta oddziaływa zarazem i na tę część kapitału pierwotnego, która wkroczyła w stadjum odnawiania się. Kapitał w swej nowej postaci wchłania bezpłatnie postęp społeczny, dokonany za plecami jego dawnej formy. Jednakowoż temu wzrostowi siły wytwórczej towarzyszy zarazem częściowa deprecjacja kapitałów funkcjonujących. Naprzykład kapitał, tkwiący w maszynie, traci swą wartość, gdy zjawiają się lepsze maszyny tego samego rodzaju. Gdy naskutek konkurencji deprecjacja ta staje się bardzo dotkliwa, to główny jej ciężar wali się na barki robotnika, gdyż kapitalista we wzmożonym wyzysku szuka odszkodowania za poniesione straty.
Praca przenosi na wytwór wartość spożytych przez nią środków produkcji. 2 drugiej strony wartość i masa środków produkcji, uruchomionych przez daną ilość pracy, wzrastają w miarę jak praca staje się wydajniejsza. Chociaż więc ta sama ilość pracy dołącza do wytworu zawsze tylko tę samą ilość wartości nowej, to jednak ze wrostem wydajności pracy wzrasta dawna wartość kapitału, którą praca w tym samym czasie przenosi na wytwór.
Przypuśćmy naprzykład, że przędzarz angielski i indyjski pracują tę samą liczbę godzin z tem samem natężeniem, że zatem wytwarzają w ciągu tygodnia równe wartości. Pomimo tej równości, zachodzi ogromna różnica pomiędzy wartością tygodniowego wytworu Anglika, posługującego się potężnemi maszynami automatycznemi, a Hindusa, posiadającego tylko kołowrotek. Przędzarz angielski przetwarza na przędzę w ciągu jednego dnia paręset razy większą masę bawełny, narzędzi i t. d. Zachowuje więc w swym wytworze paręset razy większą wartość kapitału. Gdyby nawet wartość, wytworzona w ciągu jednego dnia jego pracy, to znaczy wartość nowa, dołączona przezeń do wartości zużytych środków produkcji, była tylko równa wartości dnia pracy Hindusa, to jednak nietylko wyrażałaby się w większej ilości wytworów, lecz również w wielekroć większej wartości tych wytworów, a mianowicie w dawnej wartości, która zostaje przeniesiona na nowy wytwór i znów może funkcjonować jako kapitał.
„W roku 1782“, poucza nas F. Engels, „całkowity zbiór wełny z trzech lat poprzednich (w Anglji) pozostawał w stanie surowym z powodu braku robotników i trwałoby to jeszcze długo, gdyby nie pomoc świeżo wynalezionych maszyn, które umożliwiły wyprzędzenie tej wełny“[786]. Rzecz oczywista, że praca, uprzedmiotowiona w formie maszyn, nie wywołała zpod ziemi ani jednego robotnika, ale praca ta pozwoliła mniejszej liczbie robotników, zapomocą stosunkowo niewielkiego przyrostu pracy żywej, nietylko produkcyjnie spożyć wełnę i dołączyć do niej nową wartość, ale również przechować jej wartość dawną w formie przędzy i t. p. Zarazem dostarczyła ona przez to samo środków i bodźca dla rozszerzonej reprodukcji wełny. Jest to darem przyrodzonym pracy żywej, że przechowuje starą wartość, stwarzając nową. A więc w miarę jak wzrastają skuteczność, rozmiary i wartość jej środków produkcji, a zatem w miarę nagromadzania kapitału, towarzyszącego wzrostowi jej siły wytwórczej — praca ta zachowuje i uwiecznia w coraz nowej formie wciąż wzrastającą wartość kapitału[787]. Ale przy systemie pracy najemnej ta przyrodzona siła pracy wydaje się siłą samozachowawczą kapitału, w który jest wcielona; zupełnie tak samo społeczne siły wytwórcze pracy wydają się cechami kapitału, a stałe przywłaszczanie pracy dodatkowej przez kapitalistę — stałem samopomnażaniem wartości kapitału. Wszystkie siły pracy występują, jako siły kapitału, podobnie jak wszystkie formy wartości towaru jako formy pieniądza.
Ta część kapitału stałego, którą A. Smith nazywa zakładową, a mianowicie środki pracy, jak budynki, maszyny i t. d. — jest zawsze w całości czynna w procesie produkcji, ale zużywa się bardzo powoli i stopniowo tylko przenosi swą wartość na wytwory, których produkcji stopniowo spółdziała. Ta część kapitału stanowi prawdziwy wskaźnik postępu sił wytwórczych. Ze wzrostem jej wzrasta rownież różnica wielkości pomiędzy kapitałem zastosowanym a tą jego cząstką, która jest spożywana w każdym danym momencie. Innemi słowy: wzrasta suma materjalna i wartościowa środków pracy, jak to: budowli, maszyn, rur do drenowania, bydła roboczego, przyrządów wszelkiego rodzaju i t. d., które w ciągu krótszych lub dłuższych, lecz powtarzających się procesów produkcji, funkcjonują w całym swym zakresie, czyli służą osiągnięciu określonych wyników użytecznych, lecz stopniowo tylko zużywają się, dzięki czemu cząstkami tylko tracą swą wartość, a więc również cząstkami tylko przenoszą ją na wytwór. „W tej mierze, w które; środki pracy są twórcami wytworu, nie dołączając doń wartości, a więc są używane w całości, a spożywane tylko częściowo, — -w tej mierze pełnią one swą służbę, jak o tem już była wzmianka, bezpłatnie, na podobieństwo sił przyrody: wody, pary, powietrza, elektryczności i t. d.
Ta bezpłatna służba pracy minionej, opanowanej i ożywionej przez pracę żywą, zostaje nagromadzana w miarę nagromadzania kapitału w skali rozszerzonej.
Ponieważ praca miniona przybiera zawsze postać kapitału, to znaczy pasywa pracy A, B, C i t. d. przybierają postać aktywów nierobotnika X, więc burżuazja i ekonomja polityczna nie szczędzą pochwał zasługom pracy minionej, która według szkockiego genjusza Mac-Cullocha powinna nawet pobierać swój własny żołd (zysk, procent i t. d.)[788]. Wzrastająca wciąż waga pracy minionej, uczestniczącej w żywym procesie pracy w postaci środków produkcji, przypisywana jest przeto jej formie, a mianowicie formie kapitalistycznej, w której zostaje odebrana temu samemu robotnikowi, którego jest minioną i nieopłaconą pracą. Praktyczni działacze produkcji kapitalistycznej oraz jej ideologiczni pyskacze są również niezdolni wyobrazić środków produkcji inaczej, niż z nalepioną na nich antagonisty czną [opartą na sprzecznościach] etykietą społeczną, — jak właściciel niewolników nie mógł sobie wyobrazić robotnika inaczej, niż w postaci niewolnika.
Śród okoliczności, które niezależnie od podziału wartości na dochód i na kapitał, wywierają znaczny wpływ na rozmiary nagromadzania, należy wreszcie wymienić wielkość kapitału wyłożonego.
Przy danym stopniu wyzysku siły roboczej masa wartości dodatkowej jest określona przez liczbę robotników jednocześnie wyzyskiwanych, a ta znów odpowiada, choć w zmiennym stosunku wielkości kapitału. Wraz z ogólną sumą kapitału wzrasta także jego zmienna część składowa, choć nie w tym samym stopniu. Im większe rozmiary posiada produkcja danego pojedyńczego kapitalisty, tem większa jest liczba robotników, jednocześnie przezeń wyzyskiwanych, czyli tem większa jest masa pracy nieopłaconej, którą on sobie przywłaszcza.[789]. Im bardziej przeto wzrasta kapitał wskutek kolejno po sobie następujących nagromadzań, tem bardziej wzrasta również suma wartości, która rozpada się na fundusz spożycia i fundusz nagromadzania. Kapitalista może więc i żyć rozrzutniej, i więcej sobie „odmawiać“. Wreszcie wszystkie sprężyny produkcji działają z tem większą silą, im bardziej rozszerza się skala produkcji wraz ze wzrostem masy wyłożonego kapitału.



5. Tak zwany fundusz pracy.

Kapitaliści, zarówno jak inni uczestnicy wartości dodatkowej, naprzyklad właściciele ziemscy, ich świta oraz ich rządy, corocznie trwonią pokaźną część wytworu dodatkowego. Prócz tego zachowują w swym funduszu spożycia mnóstwo przedmiotów, które się zużywają powoli i które mogłyby znaleźć zastosowanie w reprodukcji; wreszcie używają wielkiej ilości sił roboczych do posług osobistych, a przez to czynią te siły nieprzydatnemi dla produkcji.
A więc kapitalizowana część bogactwa nie jest nigdy tak wielka, jakąby być mogła. Wielkość jej, w stosunku do całości bogactwa społecznego, zmienia się wraz z każdą zmianą w podziale wartości dodatkowej na dochód osobisty i na kapitał dodatkowy; stosunek zaś, na którego podstawie dokonywa się ten podział, podlega ciągłym zmianom, pod wpływem warunków, których w tem miejscu nie możemy bliżej rozpatrzeć. Wystarczy tu stwierdzić, że kapitał nie jest wielkością stałą, lecz jest elastyczną częścią bogactwa społecznego, podległą ciągłym wahaniom i zmianom, w zależności od podziału wartości dodatkowej na dochód i na kapitał dodatkowy.
Widzieliśmy dalej, że nawet przy danej wielkości funkcjonującego kapitału wcielona doń siła robocza, wiedza i ziemia (a przez ziemię w ekonomji rozumiemy wszelkie przedmioty pracy, których przyroda nam dostarcza bez spółudziału człowieka), są czynnikami elastycznemi, które w pewnych granicach mogą rozszerzyć pole jego działania, niezależnie od jego wielkości. Pominęliśmy przytem wszelkie stosunki obiegu, za których sprawą ta sama masa kapitału może osiągać bardzo różne wyniki. Pominęliśmy również wszelki racjonalniejszy układ istniejących środków produkcji i sil roboczych, dający się planowo i bezpośrednio uskutecznić, gdyż założeniem naszem są szranki produkcji kapitalistycznej we właściwych jej granicach, a więc nawskroś żywiołowo wyrosłej formy społecznego procesu produkcji. ekonomja klasyczna zawsze była skłonna pojmować kapitał, jako wielkość stałą, stale dającą te same wyniki. Lecz przesąd ten został podniesiony do godności dogmatu dopiero przez arcyfilistra Jeremjasza Benthama, tę czczą, pedantyczną i gadatliwą wyrocznię rozsądku mieszczańskiego w 19 wieku[790]. Bentham jest tem samem wśród filozofów, czem Marcin Tupper wśród poetów. Obaj mogli być sfabrykowani tylko w Anglji[791].
Z punktu widzenia dogmatu, że kapitał społeczny jest w każdym momencie wielkością stałą, stają się zupełnie niepojęte najzwyklejsze zjawiska procesu produkcji; choćby takie, jak jego nagle rozszerzanie i kurczenie się, a nawet nagromadzanie kapitału[792]. Dogmatem tym posługiwali się sam Bentham oraz Malthus, James Mill, Mac Culloch i inni dla celów apologetycznych, a zwłaszcza poto, aby przedstawić, jako stałą wielkość, pewną część kapitału, a mianowicie kapitał zmienny, czyli zamieniany na siłę roboczą. Stworzono legendę, że materjalna forma bytu kapitału zmiennego, to znaczy ta suma środków utrzymania, którą on wyobraża dla robotników, czyli tak zwany fundusz pracy, stanowi odrębną część bogactwa społecznego, ujętą przez samą naturę w nieprzekraczalne szranki.
Ażeby uruchomić tę część bogactwa społecznego, która ma funkcjonować, jako kapitał stały, czyli, ujmując sprawę ze strony materjalnej, jako środki produkcji, niezbędna jest określona masa pracy żywej. Masę tę określają względy techniczne. Ale względy te nie określają ani liczby robotników, mających uruchomić tę masę pracy, gdyż to zmienia się wraz ze stopniem wyzysku indywidualnej siły roboczej, ani też ceny tej siły roboczej, lecz określają conajwyżej minimalną i przytem bardzo elastyczną granicę tej ceny. Podłożem omawianego dogmatu są następujące fakty: z jednej strony robotnik nie ma głosu przy podziale bogactwa społecznego na środki użycia nierobotników i na środki produkcji. Z drugiej strony tylko w pomyślnych, wyjątkowych wypadkach może on rozszerzyć t. zw. „fundusz pracy“ kosztem „dochodu“ bogacza. „Wola bogacza, mówi Sismondi, „decyduje o losie biedaka... gdyż bogacz sam dokonywa podziału wytworu rocznego. Wszystko to, co bogacz zowie dochodem, zostawia on sobie dla własnego spożycia. To zaś, co zowie kapitałem, oddaje biedakowi w tym celu, aby ten z jego pomocą wytworzył dlań dochód (raczej, aby ten zapomocą owych środków wytworzył dlań dochód dodatkowy)[793].
Do jak niedorzecznej tautologji prowadzi przemianowanie kapitalistycznych szranek funduszu i pracy na jego przyrodzone warunki społeczne, pokazuje nam między innemi profesor Fawcett. „Kapitał obrotowy[794] danego kraju“, powiada on, „jest jego funduszem pracy. Ażeby więc wyliczyć przeciętną płacę pieniężną otrzymywaną przez każdego robotnika, wystarcza poprostu podzielić ten kapitał przez liczbę ludności robotniczej“.[795] Ma to więc znaczyć, ze najpierw sumujemy rzeczywiście wypłacone indywidualne place robocze, potem stwierdzamy, że zapomocą tego dodawania otrzymaliśmy sumę wartości „funduszu pracy“, ustanowionego przez Boga maturę. Wreszcie dzielimy sumę, w ten sposób otrzymaną, — przez liczbę robotników, aby znowuż odkryć, ile mogło wypaść przeciętnie na każdego indywidualnego robotnika. Niezwykle pomysłowy proceder! Ale nie przeszkadza on panu Fawcett jednym tchem dalej recytować: „Całe bogactwo, co roku nagromadzane w Ang p, dzieli się na dwie części. Jedna część zostaje użyta w Angiji, la zachowania naszego własnego przemysłu, druga jest wywożona do innych krajów Część, wkładana w nasz przemysł, stanowi część bogactwa, corocznie nagromadzanego w naszym kraju“.[796] A zatem większa część rocznego przyrostu wytworu dodatkowego, odebranego bez równoważnika robotnikowi angielskiemu, zostaje skapitalizowana nie w Anglji, lecz w krajach obcych. Ale wraz z wywożonym kapitałem dodatkowym zostaje przecież wywieziona zagranicę i część „funduszu pracy“, wynalezionego przez Boga i przez Benthama[797].



Rozdział dwudziesty trzeci.
OGÓLNE PRAWO NAGROMADZANIA KAPITALISTYCZNEGO.
1. Wzrastający popyt na siłę roboczą wraz z nagromadzaniem, przy niezmienionym składzie kapitału.

W rozdziale tym rozpatrujemy wpływ, jaki wzrost kapitału wywiera na los klasy robotniczej. Najważniejszemi czynnikami w badaniach tych są: skład kapitału oraz zmiany, którym skład ten podlega w toku procesu nagromadzania.
Możemy rozpatrywać skład kapitału z dwojakiego punktu widzenia. Pod względem wartości przez skład kapitału rozumieć należy stosunek między kapitałem stałym, czyli wartością srodkow produkcji, a kapitałem zmiennym, czyli wartością siły roboczej, t. j. łączną sumą płac roboczych. Pod względem materji, czynnej w procesie produkcji, każdy kapitał dzieli się na środki produkcji i na żywą siłę roboczą; skład ten określony jest przez stosunek, zachodzący pomiędzy masą zastosowanych środków produkcji, a ilością pracy, potrzebną do ich uruchomienia. Skład kapitału w pierwszem znaczeniu nazywam wartościowym, w drugim — technicznym. Między wartościowym a technicznym składem kapitału zachodzi ścisła współzależność. Aby dać wyraz tej współzależności, nazywam skład wartościowy kapitału, o ile jest on określony przez skład techniczny i odzwierciedla jego zmiany — składem organicznym. Tam, gdzie mowa poprostu o składzie kapitału, należy stale rozumieć skład organiczny.
Liczne kapitały pojedyncze, ulokowane w danej gałęzi produkcji i funkcjonujące w ręku licznych kapitalistów, nawzajem od siebie niezależnych, różnią się mniej lub więcej swym składem. Przeciętna tych pojedynczych składów daje nam skład ogólnego kapitału danej gałęzi przemysłu. Wreszcie przeciętna tych przeciętnych składów poszczególnych gałęzi przemysłu stanowi skład kapitału społecznego danego kraju; i o nim tylko w ostatecznym rachunku będzie mowa w następujących wywodach.
Po tych uwagach wstępnych wróćmy teraz znowu do nagromadzania kapitału.
Wzrost kapitału zawiera w sobie wzrost jego części składowej zmiennej, czyli zamienianej na silę roboczą. Część wartości dodatkowej, zamienianej w kapitał dodatkowy, musi zkolei stale być zamieniana na kapitał zmienny, czyli dodatkowy fundusz pracy. Przypuśćmy teraz, że, przy innych warunkach niezmienionych, skład kapitału pozostaje również bez zmiany, t. j., że dla uruchomienia danej masy środków produkcji, czyli kapitału stałego, potrzeba zawsze tej samej masy siły roboczej, — rzecz oczywista, że wtedy popyt na siłę roboczą oraz fundusz utrzymania robotników będą wzrastały w tym samym stosunku, co kapitał, i tem szybciej, im szybciej kapitał wzrasta. A ponieważ kapitał corocznie przynosi wartość dodatkową, której częsc dołącza się do kapitału pierwotnego, ponieważ przyrost ten zkolei sam wzrasta wraz ze wzrostem rozmiarów kapitału już funkcjonującego, i ponieważ wreszcie, w razie szczególnie silnych bodzcow ku bogaceniu się, jak np. otwarcia nowych rynków lub nowych dziedzin lokaty kapitałów, wskutek powstania nowych potrzeb społecznych i t. d., skala nagromadzania może być nagle rozszerzona drogą prostej zmiany stosunku, w jakim wartość dodatkowa lub wytwór dodatkowy dzielą się na kapitał i dochód, więc potrzeby nagromadzania mogą przewyższyć wzrost siły roboczej, czyli liczby robotników; popyt na robotników może przewyższyć ich podaż, a więc płace robocze mogą wzrosnąć.
Wzrost ten musi nawet nastąpić, jeżeli powyżej założone warunki trwają bez zmiany. Skoro co roku zatrudniona jest większa liczba robotników, niż w roku poprzednim, więc prędzej czy później musimy dojść do punktu, w którym potrzeby nagromadzania poczynają przerastać zwykłą podaż siły roboczej, a więc następuje zwyżka płac. Skargami na tę zwyżkę plac Anglja rozbrzmiewała przez całe piętnaste stulecie i przez pierwszą połowę osiemnastego. Ale mniej lub bardziej pomyślne warunki utrzymania i rozmnażania się robotników najemnych nic nie zmieniają w istocie produkcji kapitalistycznej. Jak reprodukcja prosta odtwarza nieustannie sam stosunek kapitalistyczny, t. j. z jednej strony kapitalistę, a z drugiej — robotnika najemnego, tak samo reprodukcja w skali rozszerzonej, czyli nagromadzanie, odtwarza stosunek kapitalistyczny w skali rozszerzonej: na jednym biegunie więcej kapitalistów, albo więksi kapitaliści, na drugim — więcej robotników najemnych. Widzieliśmy już poprzednio, że reprodukcja siły roboczej w gruncie rzeczy jest spółczynnikiem reprodukcji samego kapitału, siła robocza bowiem nie może się oderwać od kapitału, do którego musi byi nieustannie wcielana, jako środek pomnażania jego wartości; zmiany zaś indywidualnych kapitalistów, którym siła robocza się sprzedaje, przesłaniają nam tylko jej poddańczy stosunek do kapitału. A więc nagromadzanie kapitału jest rozmnażaniem proletarjatu.[798].
Ekonomja klasyczna tak dobrze rozumiała tę zasadę, że jej przedstawiciele, A. Smith, Ricardo i inni, dochodzili nawet, jak już wspominaliśmy o tem wyżej, aż do błędnego utożsamienia nagromadzania ze spożyciem całej skapitalizowanej części wartości dodatkowej przez robotników produkcyjnych, czyli z jej przekształcaniem w dodatkowych robotników najemnych.
Już w roku 1696 mówił John Bellers: „Gdyby ktoś miał 100 tysięcy akrów ziemi, tyleż funtów szterlingów i taką samą ilość bydła, ale nie miał robotników, to czemby ten bogacz mógł być? Chyba sam robotnikiem. A skoro robotnik stwarza bogacza, przeto im więcej robotników, tem więcej bogaczy... Praca ubogiego jest kopalnią bogacza.“[799]
Podobnie Bernard de Mandeville, na początku 18-go wieku:. „Tam, gdzie własność cieszy się dostateczną ochroną, byłoby łatwiej żyć bez pieniędzy, niż bez ubogich, gdyż ktoby pracował?... Jeżeli jednak ubogich należy bronić przed zagłodzeniem, to również nie powinni oni otrzymywać nic takiego, co jest warte zaoszczędzenia. Jeżeli ten i ów niezwykłą pracowitością i zaciskaniem pasa zdoła się wznieść z najniższej klasy, w której wyrósł, na szczebel wyższy, to niechaj nikt mu w tem nie przeszkadza: oszczędny tryb życia jest niewątpliwie najzbawienniejszy dla każdej osoby prywatnej w społeczeństwie. Ale wszystkie narody bogate są zainteresowane w tem, aby jak największa część ubogich nie była nigdy bezczynna, żeby oni zawsze wydawali wszystko to, co otrzymują... Jedynym bodźcem do karnej pracy dla tych, którzy pracą codzienną zarabiają na życie, są ich potrzeby, którym mądrość każe ulżyć, ale które byłoby szaleństwem zaspokoić. Płaca mierna jest jedyną rzeczą, która może człowieka pracy uczynić pilnym. Zbyt niska płaca doprowadzi go, zależnie od usposobienia, do apatji lub rozpaczy; zbyt wysoka uczyni go hardym i leniwym... Z tego, co dotąd powiedziano, wynika, że w kraju wolnym, gdzie niewolnictwo nie jest dozwolone, najpewniejszem bogactwem jest mnóstwo pracowitych ubogich. Nie mówiąc już o tem, że stanowią oni niezawodne źródło rekruta dla floty i armji, niktby bez nich nie mógł używać bogactwa i żaden kraj nie mógłby korzystać ze swych produktów. Ażeby społeczeństwo [złożone oczywiście z nierobotników] było szczęśliwe i aby lud był pomimo trudnych warunków bytu zadowolony, trzeba, aby ogromna większość pozostała nieoświecona i uboga. Wiedza rozszerza i pomnaża nasze pragnienia, im mniej zaś człowiek pragnie, tem łatwiej potrzeby jego mogą być zaspokojone“[800].
Mandeville, człowiek uczciwy i umysł światły, nie rozumie jeszcze, że sam mechanizm procesu nagromadzania pomnaża wraz z kapitałem masę „pracowitych ubogich“, t. j. robotników najemnych, którzy przekształcają swą siłę roboczą we wzrastającą siłę pomnażania wzrastającego kapitału i przez to właśnie muszą uwieczniać swą zależność od swego własnego wytworu, uosobionego w postaci kapitalisty. Sir F. M. Eden w swem „Położeniu ubogich, czyli historji klasy pracującej w Anglji“ poświęca temu stosunkowi zależności następujące uwagi: „Plon przyrodzony naszej ziemi z pewnością nie “wystarcza na całe nasze utrzymanie; nie moglibyśmy się zaopatrzyć ani w odzież, ani w mieszkanie, ani w pożywienie bez pracy uprzedniej, to też przynajmniej część społeczeństwa musi pracować bez wytchnienia... Są inni, którzy choć „nie sieją i nie przędą“, rozporządzają jednak wytworem pracy, lecz zawdzięczają swe uwolnienie od pracy tylko cywilizacji i porządkowi. Są oni tylko tworem instytucyj społecznych[801]. Uznały one bowiem, że płody pracy można nabywać nietylko pracą. Ludzie materjalnie niezależni zawdzięczają swój majątek wyłącznie pracy innych, a nie swej własnej zdolności, która wcale nie jest lepsza, niż zdolność tych innych. Nie posiadanie ziemi i pieniędzy, lecz dowództwo nad pracą („the command of labour“) odróżnia bogaczy od pracującej części społeczeństwa... Plan ten [aprobowany przez Edena] dałby posiadaczom władzę i wpływ dostateczny, acz nie za wielki... na tych, co na nich pracują, i postawiłby tych robotników w stan nie nędzy i poddaństwa, lecz dogodnej i swobodnej zależności („a State of easy and liberał dependence“). Tego rodzaju stosunek zależności, jak wie o tem każdy znawca natury ludzkiej i jej dziejów, jest niezbędny dla dobrobytu samych robotników“.[802] Sir F. M. Eden, zauważmy mimochodem, jest jedynym, w ciągu osiemnastego wieku, uczniem Adama Smitha, którego własne prace mają pewne znaczenie.[803]
W tych najpomyślniejszych dla robotników warunkach nagromadzania, które dotychczas przyjmowaliśmy jako założenie, ich stosunek zależności od kapitału przybiera formy znośne, czyli jak Eden powiada, „dogodne i swobodne”. W miarę wzrostu kapitału zależność ta nie staje się intensywniejsza, lecz tylko ekstensywniejsza, to znaczy, że wraz z rozmiarami kapitału i liczbą jego poddanych rozszerza się tylko dziedzina jego panowania i wyzysku. Coraz, większa część ich własnego wytworu dodatkowego, rosnącego — i w rosnącym stopniu zamienianego w kapitał dodatkowy, powraca do robotników w postaci środków płatniczych. Dzięki temu mogą oni rozszerzyć krąg swych potrzeb, lepiej zaopatrywać swój fundusz spożycia, złożony z ubrania, mebli i t. d., a nawet stworzyć sobie niewielki fundusz oszczędności pieniężnych. Ale jak nieco lepsze traktowanie, lepsza strawa i przyodziewek, wreszcie trochę więcej „peculium“[804] nie wyzwalają jeszcze niewolnika ze stosunku zależności i z wyzysku, podobnie nie wyzwalają one robotnika najemnego. Wzrost ceny pracy naskutek nagromadzania kapitału świadczy w rzeczywistości jedynie o tem, że długość i ciężar złotego łańcucha, który robotnik najemny już sam sobie wykuł, pozwalają go nieco rozluźnić. W sporach, prowadzonych na ten temat, przeważnie zapominano o rzeczy najważniejszej, t. j. o differentia specifica [cesze wyróżniającej] produkcji kapitalistycznej. Siła robocza jest tu kupowana nie poto, aby jej służba lub jej wytwór służyły do zaspokojenia osobistych potrzeb nabywcy. Celem nabywcy jest pomnażanie wartości jego kapitału, wytwarzanie towarów, które zawierają więcej pracy, niż on opłacił, a zatem zawierają pewną część wartości, która ma go nie kosztuje, a którą on jednak realizuje przy sprzedaży towaru. Wytwarzanie wartości dodatkowej, czyli wyrabianie zysku, jest absolutnem prawem produkcji kapitalistycznej. Siła robocza może znaleźć nabywców o tyle tylko, o ile zachowuje środki produkcji jako kapitał, o ile odtwarza swą własną wartość jako kapitał i o ile dostarcza pracy nieopłaconej, jako źródła kapitału dodatkowego.
A więc warunki sprzedaży siły roboczej, czy to mniej czy więcej pomyślne dla robotnika, zawierają już w sobie konieczność ciągłego powtarzania jej sprzedaży oraz wciąż rozszerzającej się reprodukcji bogactwa jako kapitału. Widzieliśmy już, że płaca robocza z natury swej wymaga stałego dostarczania przez robotnika określonej ilości pracy nieopłaconej. Wzrost płacy roboczej, pomijając ewentualność, że towarzyszyć mu może spadek ceny pracy, w najlepszym razie oznacza tylko ilościowe zmniejszenie pracy nieopłaconej, której robotnik musi dostarczyć. Nigdy jednak to zmniejszenie nie może dojść do punktu, w którym zagroziłoby samemu systemowi kapitalistycznemu, to znaczy kapitalistycznemu charakterowi procesu produkcji oraz odtwarzaniu jego własnych warunków: z jednej strony środków produkcji i środków utrzymania, jako kapitału, z drugiej strony siły roboczej, jako towaru, na jednym biegunie — kapitalisty, na drugim — robotnika najemnego. Jeżeli pominiemy przytem gwałtowne walki o wysokość plac — a już Adam Smith wykazał, że naogół w tych walkach majster zawsze zostaje majstrem — to wzrost ceny pracy, spowodowany nagromadzaniem kapitału, prowadzi do następującej alternatywy.
Albo cena pracy w dalszym ciągu wzrasta, ponieważ wzrost jej nie hamuje postępu nagromadzania; nic w tem niema dziwnego, ponieważ, jak powiada A. Smith, „nawet przy zmniejszonym zysku kapitały nietylko mogą rosnąć w dalszym ciągu, ale nawet o wiele szybciej, niż przedtem... Wielki kapitał przy małym nawet zysku wzrasta naogół szybciej, niż mały kapitał przy wielkim zysku“ — („Wealth of nations“, II, str. 189). W tym wypadku jest oczywiste, że zmniejszenie pracy nieopłaconej bynajmniej nie przeszkadza rozszerzeniu dziedziny panowania kapitału. Tego rodzaju ruch płac raczej przyzwyczaja robotnika do tego, by widział cale swe zbawienie w zbogaceniu swego pana.
Albo też — a to jest druga strona tej alternatywy — nagromadzanie słabnie wskutek zwyżki ceny pracy, gdyż bodziec, którym jest chęć zysku, zostaje przytępiony. Nagromadzanie zmniejsza się.
Ale jednocześnie znika przyczyna tego zmniejszenia, mianowicie dysproporcja między kapitałem a siłą roboczą, podległą wyzyskowi, nadmiar kapitału w stosunku do podaży siły roboczej. Mechanizm kapitalistycznego procesu produkcji sam więc usuwa przeszkody, które chwilowo sobie stwarza. Cena pracy spada znowu na poziom, odpowiadający potrzebie pomnażania wartości kapitału; przyczem poziom ten może być równie dobrze wyższy, jak niższy lub też równy poziomowi, który przed zwyżką płac uchodził za normalny.
Widzimy więc, że w pierwszym wypadku nie zmniejszenie absolutnego lub stosunkowego wzrostu siły roboczej, czyli ludności robotniczej, czyni kapitał nadmiernym, lecz przeciwnie, wzrost kapitału sprawia, że siła robocza, podległa wyzyskowi, staje się niedostateczna. W drugim zaś wypadku nie zwiększenie absolutnego łub stosunkowego wzrostu siły roboczej, czyli ludności robotniczej, czyni kapitał niedostatecznym, lecz przeciwnie, zmniejszenie kapitału sprawia, że siła robocza staje się nadmierna i że cena jej spada. W ten sposób ruchy absolutne nagromadzania kapitału odzwierciadlają się w ruchach względnych masy wyzyskiwanej siły roboczej, a wskutek tego wydaje się, że są wywołane jej własnym ruchem. Mówiąc językiem matematyki, wielkość nagromadzania stanowi zmienną niezależną, wielkość płacy — zmienną zależną, a nie odwrotnie. Podobnie w kryzysowej fazie cyklu przemysłowego, powszechny spadek cen towarów występuje jako wzrost wartości względnej pieniądza, a w fazie rozkwitu — powszechna zwyżka cen towarów występuje jako spadek wartości względnej pieniądza. Tak zwana „Currency school“ wysnuwa stąd wniosek, że przy cenach wysokich kursuje za mało pieniędzy, przy cenach niskich — za wiele. Jej ignorancja i zupełne wypaczanie faktów[805] znajdują godną paralelę u ekonomistów, którzy sprowadzają owe zjawiska nagromadzania do tego, że robotników najemnych jest raz za mało, raz za wiele.
Prawo, rządzące produkcją kapitalistyczną, a będące zarazem podstawą rzekomego „przyrodzonego prawa zaludnienia“, sprowadza się poprostu do tego, co następuje: stosunek pomiędzy nagromadzaniem kapitału a stopą płacy jest niczem innem, jak stosunkiem pomiędzy pracą nieopłaconą, przekształconą w kapitał, a przyrostem pracy, potrzebnym dla uruchomienia kapitału dodatkowego. Nie jest to więc bynajmniej stosunek między dwiema wielkościami niezależnemi, z jednej strony wielkością kapitału, z drugiej — liczbą ludności robotniczej, jest to raczej w ostatniej instancji tylko stosunek między pracą opłaconą a nieopłaconą tej samej ludności robotniczej. Jeżeli ilość pracy nieopłaconej, dostarczanej przez klasę robotniczą, a nagromadzanej przez klasę kapitalistów, wzrasta tak szybko, że może być zamieniona w kapitał jedynie dzięki nadzwyczajnemu przyrostowi pracy opłaconej, to płaca się podnosi, a zatem, przy innych warunkach niezmienionych, zmniejsza się stosunkowo praca nieopłacona. Z chwilą jednak, gdy zmniejszenie to dojdzie do punktu, w którym praca dodatkowa, żywiąca kapitał, nie może już być zaofiarowana w ilości normalnej, następuje reakcja: coraz mniejsza część dochodu podlega kapitalizacji, nagromadzanie słabnie, i zwyżkowy ruch płac zostaje odepchnięty wstecz. A zatem wzrost ceny pracy jest ujęty zgóry w pewne szranki, które nietylko nie naruszają podstaw systemu kapitalistycznego, lecz również zabezpieczają jego reprodukcję w skali rosnącej. Prawo nagromadzania kapitału, błędnie przystrajane w szatę prawa przyrody, w rzeczywistości wyraża to tylko, że sama istota nagromadzania kapitalistycznego wyklucza wszelkie takie zmniejszenie wyzysku pracy, względnie taki wzrost ceny pracy, jakieby mogło przynieść poważniejszy uszczerbek stałej reprodukcji stosunku kapitalistycznego, i przytem jego reprodukcji w stale rozszerzającej się skali[806]. Nie może być inaczej przy takim trybie produkcji, gdzie robotnik istnieje dla potrzeb pomnażania istniejących wartości, a nie odwrotnie, bogactwo rzeczowe — dla potrzeb rozwoju robotnika. Podobnie jak w religji człowiek jest ujarzmiony przez twór swej własnej głowy, tak w produkcji kapitalistycznej — przez twór swych własnych rąk[807].



2. Stosunkowe zmniejszenie się zmiennej części kapitału, w przebiegu nagromadzania i towarzyszącej mu centralizacji.

Sami nawet ekonomiści przyznają, że zwyżkę plac roboczych sprowadzają nie aktualne rozmiary bogactwa społecznego, ani też wielkość już funkcjonującego kapitału, lecz jedynie ciągły wzrost nagromadzania i stopień szybkości tego wzrostu. Adam Smith w swych badaniach nad nagromadzaniem uważa tę przesłankę za zasadę, która rozumie się sama przez się. (A. Smith: „Wealth of nations, ks. I, rozdz. 8) Dotychczas rozpatrywaliśmy jedynie pewną szczególną fazę tego procesu, tę mianowicie, w której wzrost kapitału odbywa się przy niezmienionym składzie technicznym kapitału. Lecz proces ów przekracza tę fazę.
Jeżeli dane są ogolne podstawy systemu kapitalistycznego, to w przebiegu nagromadzania dochodzimy zawsze do punktu, gdy rozwój siły wytwórczej pracy społecznej staje się najpotężniejszą dźwignią nagromadzania. „Ta sama przyczyna“, powiada A. Smith (w cytowanym wyżej rozdziale), „która powoduje zwyżkę płac, a mianowicie wzrost kapitału, zdąża do podniesienia siły wytwórczej pracy i sprawia, że mniejsza ilość pracy może wytwarzać większą ilość produktu“.
Jeżeli pominiemy warunki przyrodzone, jak urodzajność ziemi i t. p., jeżeli jeszcze pominiemy sprawność poszczególnych wytwórców niezależnych i pracujących oddzielnie, co zresztą ujawnia się raczej jakościowo w dobroci wytworów, niż ilościowo w ich masie, to stopa wydajności pracy w danem społeczeństwie wyrazi się w stosunkowej wielkości środków produkcji, które robotnik zamienia w wytwór w ciągu danego czasu, przy tem samem natężeniu siły roboczej. Masa środków produkcji, któremi robotnik działa, — wzrasta wraz z wydajnością jego pracy. Środki produkcji odgrywają przy tem dwojaką rolę. Wzrost jednych jest następstwem, innych zaś — warunkiem wzrastającej wydajności pracy. Tak np. wraz z rękodzielniczym podziałem pracy i z zastosowaniem maszyn zwiększa się ilość surowca, przerabianego w tym samym czasie, a więc większa ilość materjału surowego i materjałów pomocniczych wstępuje do procesu pracy. Jest to następstwo rosnącej wydajności pracy. Ale z drugiej strony masa zastosowanych maszyn, bydła roboczego, nawozów mineralnych, rur do drenowania i t. d. jest warunkiem wzrostu wydajności pracy. To samo dotyczy środków produkcji, skoncentrowanych w postaci budynków, wielkich pieców, środków przewozowych i t. d. Lecz wzrost wielkości środków produkcji w stosunku do wchłanianej przez nie siły roboczej jest wyrazem wzrostu wydajności pracy, bez względu na to, czy jest jego następstwem, czy też warunkiem.
W epoce powstawania wielkiego przemysłu w Anglji wynaleziono sposób przekształcania surowego żelaza z domieszką koksu w żelazo, zdatne do kucia. Metoda ta, zwana pudlingowaniem, polega na wydzielaniu węgla z lanego żelaza w piecach odpowiedniej konstrukcji. Zastosowanie jej’ pociągnęło za sobą ogromny wzrost rozmiarów wielkich pieców, wprowadzenie urządzeń do wytwarzania prądu gorącego powietrza i t. d., jednem słowem tego rodzaju pomnożenie środków pracy i przerabianych materjałów, zużywanych przez tę samą ilość pracy, że odtąd żelazo mogło być dostarczane w ilościach dość wielkich i po cenach dość tanich, aby wyprzeć drzewo i kamień z całego szeregu zastosowań.
Jednak pudlingarz, czyli robotnik, zatrudniony przy oczyszczaniu surowego żelaza z węgla, musi wykonywać tego rodzaju pracę ręczną, że wielkość pieca, który on może obsłużyć, zależy od jego osobistych zdolności. Ta okoliczność powstrzymuje obecnie [rok 1874] ów imponujący wzrost metalurgji, który datuje się od wynalezienia pudlingowania w r. 1780.
„Faktem jest“, utyskuje „The Engineering“, organ inżynierów angielskich, „że stary sposób ręcznego pudlingowania jest dziś niemal przeżytkiem barbarzyństwa... Przemyśl nasz dąży do tego, aby na różnych szczeblach fabrykacji przerabiać jak największe masy surowca. Dlatego też widzimy, że w różnych gałęziach metalurgji z roku na rok powstają coraz ogromniejsze wielkie piece, coraz cięższe młoty parowe, coraz potężniejsze walcownie, coraz bardziej wyolbrzymione narzędzia pracy. Pośród tego powszechnego wzrostu — wzrostu środków produkcji w stosunku do pracy zastosowanej — samo pudlingowanie pozostało prawie bez zmiany i stanowi dziś zawadę nie do zniesienia dla całego ruchu przemysłowego... To też wielkie przedsiębiorstwa zamierzają wprowadzić teraz piece o automatycznem obracaniu, mogące przerabiać olbrzymie ładunki surowca, którym żadna praca ręczna nigdyby nie sprostała“[808].
A więc pudlingowanie, która wywołało przewrót w hutnictwie Żelaznem i ogromnie powiększyło masę środków pracy i surowca, przerabianego przez daną ilość pracy, w dalszym przebiegu nagromadzania samo stało się zaporą ekonomiczną, której dziś przemysł chce się pozbyć zapomocą nowych metod, zdolnych rozsadzić szranki, hamujące dalszy wzrost materjalnych środków produkcji w stosunku do pracy zastosowanej. Takie są dzieje wszelkich odkryć i wynalazków, powstających na gruncie nagromadzania, jak już wykazaliśmy tam, gdzie była mowa o rozwoju produkcji nowożytnej od jego początku aż do naszych czasów[809].
W przebiegu nagromadzania widzimy więc nietylko ilościowy i równomierny wzrost różnych materjalnych składników kapitału: rozwój sił wytwórczych pracy społecznej, będący wynikiem tego postępu, wyraża się też w zmianach jakościowych, w stopniowych zmianach technicznych składu kapitału. Objektywny, rzeczowy czynnik procesu pracy wzrasta w stosunku do czynnika subjektywnego, osobowego, a mianowicie: masa środków pracy i surowców wzrasta w stosunku do sumy zużytkowujących je sił roboczych. W miarę jak kapitał czyni pracę wydajniejszą, jego zapotrzebowanie pracy zmniejsza się w stosunku do jego wielkości.
Ta zmiana w technicznym składzie kapitału, wzrost masy środków produkcji w porównaniu do masy siły roboczej, nadającej im życie, odzwierciedla się w jego składzie wartościowym, we wzroście stałej części wartości kapitału kosztem jego części zmiennej. Naprzykład początkowo 50% danego kapitału zostaje wyłożone na środki produkcji, a 50% — na siłę roboczą; później, z rozwojem wydajności pracy, 80% na środki produkcji, a już tylko 20% na siłę roboczą i t. d.
To prawo postępującego wzrostu stałej części kapitału w stosunku do zmiennej można stwierdzić na każdym kroku (jak to już zostało wykazane wyżej) zapomocą porównawczego badania cen towarów, przyczem możemy równie dobrze zestawiać różne okresy gospodarcze jednego narodu, jak różne kraje w tym samym okresie. Względna wielkość tego składnika ceny, który wyobraża tylko zużyte środki produkcji, czyli stałą część kapitału, pozostaje w prostym stosunku do postępów nagromadzania, a względna wielkość drugiej części ceny, wyobrażającej zapłatę za pracę, czyli zmienną część kapitału, naogół w stosunku odwrotnym.
Ale zmniejszenie zmiennej części kapitału w stosunku do stałej, czyli zmiana wartościowego składu kapitału, w przybliżeniu tylko odzwierciedla zmianę w składzie jego składników rzeczowych. Jeżeli naprzykład z wartości kapitału, włożonego w przędzalnię, 7/8 przypada dziś na kapitał stały, a 1/8 na zmienny, podczas gdy w początku 18-go wieku ½ przypadała na kapitał stały, a ½ na zmienny, — to przeciwnie masa surowca, środków pracy i t. d., spożywana produkcyjnie przez daną ilość pracy przędzarskiej, jest dziś setki razy większa, aniżeli na początku wieku 18-go. Przyczyna polega poprostu na tem, że wraz ze wzrostem, wydajności nietylko wzrasta masa zużywanych przez nią środków produkcji, lecz również zmniejsza się ich wartość w porównaniu z ich masą. Zatem wartość ich podnosi się absolutnie, ale nie proporcjonalnie do ich masy. Wzrost różnicy pomiędzy stalą a zmienną częścią kapitału jest więc daleko wolniejszy, niż wzrost różnicy pomiędzy masą środków produkcji, w które zamienia się kapitał stały, a masą siły roboczej, w którą zamienia się kapitał zmienny. Pierwsza różnica wzrasta wraz z drugą, ale w mniejszym stopniu.
Zauważmy zresztą, aby uniknąć nieporozumień, że choć postęp nagromadzania zmniejsza wielkość względną zmiennej części kapitału, to jednak bynajmniej przez to nie wyłącza wzrostu jej wielkości absolutnej. Przypuśćmy, że dana wartość kapitału dzieli się pierwotnie na 50% kapitału stałego i 50% zmiennego, później na 80^ kapitału stałego i 20% zmiennego. Jeżeli jednak tymczasem kapitał pierwotny, dajmy na to 6.000 f. szt. wzrósł do 18.000 f. szt., to i jego zmienna część składowa wzrosła o 1/5. Wynosiła 3.000 f. szt., obecnie zaś wynosi 3.600 f. szt. Lecz gdy przedtem wystarczyłoby powiększenie kapitału o 20%, aby podnieść zapotrzebowanie pracy o 20%, to obecnie to samo wymaga potrojenia kapitału pierwotnego.
Wykazaliśmy w dziale czwartym, jak rozwój społecznej siły wytwórczej pracy każe przypuszczać kooperację na wielką skalę i jak tylko przy tem założeniu można zorganizować podział i połączenie prac, poczynić oszczędności na środkach produkcji dzięki masowemu ich skoncentrowaniu, powołać do życia środki pracy, które już z materjalnej natury swojej wymagają zbiorowego stosowania, jak np. całe zespoły maszyn, zmusić do służenia potężne siły przyrody i przekształcić proces produkcji w techniczne zastosowanie nauki. Na podstawie produkcji towarowej, gdy środki produkcji są własnością osób prywatnych, gdy zatem robotnik ręczny bądź wytwarza towary oddzielnie i samodzielnie, bądź też w braku środków do samodzielnej pracy, sprzedaje swą siłę roboczą, jako towar, zasada kooperacji urzeczywistnia się tylko drogą wzrostu kapitałów indywidualnych, czyli w miarę, jak społeczne środki produkcji i środki utrzymania przechodzą na własność prywatną kapitalistów. Na gruncie produkcji towarowej, produkcja na wielką skalę może się rozwinąć tylko w formie kapitalistycznej. Pewne nagromadzenie kapitału w ręku indywidualnych wytwórców towarów stanowi więc przesłankę przemysłu nowożytnego, czyli tego spółdziałania stosunków społecznych i metod technicznych, które nazywamy szczególnym kapitalistycznym rodzajem produkcji lub specyficznie kapitalistycznym trybem produkcji[810]. Musimy więc założyć istnienie tego nagromadzenia przy przejściu od rzemiosła do przemysłu kapitalistycznego. Możemy nazwać je nagromadzaniem pierwotnem, ponieważ jest ono podstawą historyczną, a nie wynikiem historycznym właściwej produkcji kapitalistycznej. Skąd ono samo bierze początek, tego w tem miejscu nie mamy jeszcze potrzeby badać. Dość, że stanowi ono dla nas punkt wyjścia. Ale wszystkie metody podnoszenia społecznej siły wytwórczej pracy, które wyrosły na tym gruncie, są zarazem metodami wzmożonego wytwarzania wartości dodatkowej lub produktu dodatkowego, który zkolei jest pierwiastkiem nagromadzania kapitału. Są to więc zarazem metody wytwarzania kapitału przez kapitał, czyli metody nagromadzania przyspieszonego. Ciągła zamiana powrotna wartości dodatkowej w kapitał występuje w postaci wzrostu wielkości kapitału, wkraczającego do procesu produkcji. Zkolei wzrost kapitału staje się podstawą rozszerzenia skali produkcji, z towarzyszącemi jej metodami podnoszenia siły wytwórczej pracy i przyśpieszonego wytwarzania wartości dodatkowej. Jeżeli więc pewien stopień nagromadzenia kapitału jest warunkiem specyficznie kapitalistycznego trybu produkcji, to zkolei ten ostatni powoduje przyśpieszone nagromadzanie kapitału. A więc wraz z nagromadzaniem kapitałów rozwija się specyficznie kapitalistyczny tryb produkcji, a ze specyficznie kapitalistycznym trybem produkcji — nagromadzanie kapitału. Oba te czynniki ekonomiczne, w złożonym stosunku wzajemnie udzielanych sobie bodźców, powodują zmianę w technicznym składzie kapitału, wskutek której jego zmienna część składowa staje się coraz mniejsza w porównaniu z częścią stałą.
Każdy kapitał indywidualny stanowi większą lub mniejszą koncentrację [skupienie w jednych rękach] środków produkcji i zarazem dowództwa nad większą lub mniejszą armją robotniczą. Każde nagromadzenie staje się środkiem dalszego nagromadzania. Wraz z powiększaniem masy bogactwa, funkcjonującego jako kapitał, rozszerza ono koncentrację tego bogactwa w rękach kapitalistów indywidualnych, a więc i podstawę produkcji na wielką skalę i specyficznie kapitalistycznych metod produkcji. Wzrost kapitału społecznego dokonywa się w postaci wzrostu wielu kapitałów indywidualnych. Przy pozostałych warunkach niezmienionych, kapitały indywidualne, a wraz z niemi koncentracja środków produkcji, wzrastają w takim stosunku, w jakim stanowią proporcjonalne części całkowitego kapitału społecznego. Zarazem od kapitałów pierwotnych oddzielają się ich rozgałęzienia i funkcjonują, jako nowe kapitały samoistne. Wielką rolę w tem odgrywa między innemi podział majątków w rodzinach kapitalistów. To też wraz z nagromadzaniem kapitału wzrasta również w mniejszym lub większym stopniu liczba kapitalistów. Dwa punkty charakteryzują tę odmianę koncentracji, która bezpośrednio opiera się na nagromadzaniu lub raczej z niem się utożsamia.
1. Wzrastająca koncentracja społecznych środków produkcji w rękach pojedynczych kapitalistów, przy innych warunkach niezmienionych, jest ograniczona przez stopień wzrostu bogactwa społecznego. 2. Część kapitału społecznego, tkwiąca w każdej poszczególnej dziedzinie produkcji, jest podzielona pomiędzy wielu kapitalistów, którzy występują wobec siebie jako samodzielni, i współzawodniczący wytwórcy towarów. A więc nagromadzanie i towarzysząca mu koncentracja kapitałów są nietylko rozproszone na wiele punktów, ale również wzrost kapitałów już funkcjonujących krzyżuje się z powstawaniem kapitałów nowych i z podziałem starych. Jeżeli więc nagromadzanie kapitału z jednej strony występuje jako rosnąca koncentracja środków produkcji i dowództwa nad pracą, to z drugiej strony przybiera ono postać wzajemnego odpychania się wielu kapitałów indywidualnych.
Temu rozdrobnieniu całkowitego kapitału społecznego oraz wzajemnemu odpychaniu jego odłamków przeciwdziała ich przyciąganie. Nie jest to już prosta, utożsamiająca się z nagromadzaniem, koncentracja srodkow produkcji i dowództwa nad pracą. Jest to koncentracja już utworzonych kapitałów, zniesienie ich samoistności indywidualnej, wywłaszczanie kapitalisty przez kapitalistę, przekształcenie wielu kapitałów mniejszych w niewiele większych. Proces ten tem rożni się od poprzedniego, że polega tylko na odmiennym podziale kapitałów już istniejących i funkcjonujących, że więc jego pole działania bynajmniej nie jest ograniczone przez absolutny w wzrost bogactwa społecznego, czyli absolutną granicę nagromadzania. Kapitał skupia się tu wielkiemi masami w jednem ręku, ponieważ gdzieindziej wymyka się z wielu rąk. Jest to właściwa centralizacja [ześrodkowanie] kapitałów w odróżnieniu od ich akumulacji [nagromadzania] i koncentracji [skupienia].
Prawa tej centralizacji kapitałów, czyli przyciąganie kapitału przez kapitał, nie mogą być w tem miejscu wyłożone. Wystarczy krotka wzmianka rzeczowa. Walka konkurencyjna jest prowadzona zapomocą obniżania ceny towaru. Taniość towarów zależy caeteris paribus [przy innych warunkach równych] od wydajności pracy, a ta zkolei — od rozmiarów produkcji. Dlatego większe kapitały zwyciężają mniejsze. Dalej należy pamiętać, że wraz z rozwojem kapitalistycznego trybu produkcji wzrasta owo minimum kapitału indywidualnego, które jest niezbędne do funkcjonowania przedsiębiorstwa w warunkach normalnych. To też mniejsze kapitały cisną się do dziedzin produkcji, które wielki przemysł opanował dopiero sporadycznie lub niezupełnie. Konkurencja sroży się tu w stosunku prostym do liczby i w stosunku odwrotnym do wielkości współzawodniczących kapitałów. Kończy się ona zawsze upadkiem wielu drobniejszych kapitalistów, których kapitały częściowo przechodzą do rąk zwycięzców, częściowo giną.
Produkcja kapitalistyczna powołuje ponadto do życia zupełnie nową potęgę — kredyt, który z początku wkrada się chyłkiem, jako skromny pomocnik nagromadzania, niewidzialnemi nićmi wyciągający środki pieniężne, w mniejszych lub większych ilościach rozsiane na powierzchni społeczeństwa i ściągający je do rąk indywidualnych, lub stowarzyszonych kapitalistów, lecz niebawem staje się nową i straszliwą bronią w walce konkurencyjnej, i wreszcie przekształca się w olbrzymi mechanizm społeczny dla centralizacji kapitałów.
W miarę rozwoju produkcji kapitalistycznej i nagromadzania kapitału rozwijają się również konkurencja i kredyt, dwie najpotężniejsze dźwignie centralizacji. Postęp nagromadzania pomnaża przyton materjał centralizacji, a mianowicie kapitały indywidualne, podczas gdy rozszerzanie produkcji kapitalistycznej stwarza z jednej strony potrzebę społeczną, a z drugiej — środki techniczne owych potężnych przedsiębiorstw przemysłowych, których powstanie wymagało uprzedniej centralizacji kapitału. Dziś więc wzajemne przyciąganie kapitałów indywidualnych i dążenie ku ich centralizacji są silniejsze, niż kiedykolwiek. A chociaż wielkość stosunkowa i rozmach ruchu centralizującego są do pewnego stopnia określone przez już osiągniętą wielkość bogactwa kapitalistycznego i przez wyższość jego mechanizmu gospodarczego, to jednak postęp centralizacji jest niezależny od pozytywnego wzrostu wielkości kapitału społecznego. I to odróżnia szczególnie centralizację od koncentracji, będącej tylko odmiennym wyrazem reprodukcji w skali rozszerzonej. Centralizacja może nastąpić wskutek samej tylko zmiany podziału kapitałów już uformowanych, czyli wskutek prostego przegrupowania ilościowego części składowych kapitału społecznego. Kapitał może skupiać się tu w wielkich ilościach w jednem ręku dlatego, że gdzieindziej odjęty jest wielu rękom. W danej gałęzi przemysłu centralizacja osiągnęłaby swój kres, gdyby wszystkie ulokowane w niej kapitały zlały się w jeden. W danem społeczeństwie kres ten byłby osiągnięty dopiero wtedy, gdyby całkowity kapitał społeczny zjednoczył się w ręku bądź pojedynczego kapitalisty, bądź jednego tylko zrzeszenia kapitalistów[811].
Centralizacja uzupełnia dzieło nagromadzania, ponieważ umożliwia kapitalistom przemysłowym rozszerzenie skali ich operacyj. Czy to rozszerzenie jest następstwem nagromadzania, czy też centralizacji; czy centralizacja dokonywa się na drodze przymusowego wcielania kiedy pewne kapitały stają się ośrodkami tak silnie przyciągającemi pozostałe, że rozrywają ich spójność indywidualną i przyciągają ku sobie ich oddzielne odłamki — czy też zlewanie się pewnej ilości utworzonych, względnie tworzących się kapitałów dokonywa się gładziej, zapomocą tworzenia spółek akcyjnych — skutek ekonomiczny pozostaje zawsze ten sam. Rozszerzenie rozmiarów zakładów przemysłowych stanowi wszędzie punkt wyjścia dla szerszej organizacji pracy zbiorowej, dla szerszego rozwoju jej sił materjalnych, a zatem dla postępującego przekształcania procesów produkcji pojedynczych i prowadzonych rutynicznie — w procesy produkcji społecznie połączone i regulowane na podstawie naukowej.
Ale jest rzeczą jasną, że nagromadzanie, czyli stopniowe powiększanie kapitałów zapomocą reprodukcji, przechodzącej z ruchu okrężnego w ruch spiralny, stanowi proces bardzo powolny w porównaniu z centralizacją, która wymaga jedynie ilościowego przegrupowania oddzielnych i nawzajem uzupełniających się części kapitału społecznego. Świat obywałby się jeszcze bez kolei żelaznych, gdyby miał czekać na to, aż nagromadzanie doprowadzi pojedyncze kapitały do tej miary, której wymaga budowa kolei. Natomiast centralizacja, zapomocą spółek akcyjnych, dokonała tego w mgnieniu oka. A podczas gdy centralizacja w ten sposób potęguje i przyspiesza działanie nagromadzania, to zarazem przyspiesza ona i potęguje przewroty w technicznym składzie kapitału, które powiększają jego część stałą kosztem części zmiennej i przez to zmniejszają stosunkowe zapotrzebowanie pracy.
Masy kapitału, stapiane raptownie w procesie centralizacji, odtwarzają się i rozmnażają tak samo, jak inne kapitały, lecz prędzej od nich, i zkolei stają się nowemi potężnemi dźwigniami nagromadzania społecznego. Gdy więc mowa o postępach nagromadzania społecznego, to — w dzisiejszych czasach — rozumie się przez to milcząco także i działanie centralizacji.
Wzrost rozmiarów indywidualnych mas kapitałów stwarza materjalną podstawę nieustannego przekształcania samego trybu produkcji. Produkcja kapitalistyczna ogarnia wciąż nowe gałęzie pracy, dotychczas wcale jeszcze przez nią nieopanowane, albo opanowane tylko formalnie, lub częściowo. Prócz tego na gruncie jej wyrastają całkiem nowe gałęzie pracy, od samego początku już przez nią opanowane. Wreszcie, w gałęziach pracy, już prowadzonych trybem kapitalistycznym, siła wytwórcza pracy jest rozwijana sposobem cieplarnianym. We wszystkich tych wypadkach liczba robotników spada w stosunku do masy używanych przez nich środków produkcji. Coraz większa część kapitału zostaje zamieniana w środki produkcji, — coraz mniejsza — w siłę roboczą. W miarę wzrostu koncentracji i technicznej skuteczności środków produkcji, stają się one w coraz słabszym stopniu środkami zatrudnienia robotników. Pług parowy jest o wiele skuteczniejszym środkiem produkcji, aniżeli pług zwyczajny, lecz wartość kapitału, włożonego weń, jest daleko mniejszym środkiem zatrudnienia robotnika, niż gdyby kapitał ten był włożony w pług zwyczajny. 2 początku właśnie nowy kapitał, dołączony do dawnego, umożliwia rozszerzenie i techniczne przekształcenie przedmiotowych warunków produkcji. Niebawem jednak zmiana składu organicznego i przekształcenia techniczne rozciągają się w większym lub mniejszym stopniu także i na cały kapitał dawny, w miarę jak ten dobiega kresu swej reprodukcji i odnawia się. To przekształcenie kapitału dawnego jest w pewnym sensie niezależne od absolutnego wzrostu kapitału społecznego, podobnie jak niezależna jest odeń centralizacja. Ale ta ostatnia — która tylko rozdziela inaczej istniejący kapitał społeczny i stapia w jedną całość liczne kapitały dawne — działa znowu, jako potężny czynnik tego przekształcenia dawnego kapitału.
A więc z jednej strony kapitał dodatkowy, utworzony w toku nagromadzania, przyciąga coraz mniej robotników w stosunku do swej wielkości. 2 drugiej strony kapitał dawny, perjodycznie odtwarzany w nowym składzie, odpycha coraz więcej robotników, poprzednio przezeń zatrudnionych.

3. Wzrastające wytwarzanie przeludnienia względnego, czyli rezerwowej armji przemysłu.

Nagromadzanie kapitału, które pierwotnie występuje tylko jako rozszerzenie ilościowe, dokonywa się, jak widzieliśmy, wśród ciąągłych zmian jakościowych w składzie kapitału, wśród nieustannego wzrostu jego części stałej kosztem części zmiennej[812] i w ten sposób zmniejsza względne zapotrzebowanie pracy. Jaki wpływ ruch ten wywiera na położenie klasy robotników najemnych? Specyficznie kapitalistyczny tryb produkcji, odpowiadający mu rozwój siły wytwórczej pracy i spowodowana przez to zmiana organicznego składu kapitału nietylko dotrzymują kroku postępowi nagromadzania, czyli wzrostowi bogactwa społecznego. Posuwają się one nierównie szybciej, ponieważ nagromadzaniu prostemu, czyli absolutnemu rozszerzeniu kapitału całkowitego towarzyszy centralizacja jego pierwiastków indywidualnych, a technicznemu przeKształceniu kapitału dodatkowego — techniczne przekształcenie kapitału pierwotnego. Wraz z postępem nagromadzania zmienia się więc stosunek kapitału stałego do zmiennego w ten sposób, że jeżeli pierwotnie wynosił 1:1, to później 2:1, 3:1, 4:1, 5:1, 7:1 i t. d.; a więc w miarę wzrostu kapitału„ już nie 1/2 jego całkowitej wartości zamieniana jest w siłę; roboczą, ale ⅓, ¼, ⅕, ⅛ i t. d., natomiast w środki produkcji — ⅔, ¾, ⅘, ⅚, ⅞ i t. ± A ponieważ zapotrzebowanie pracy jest określone nie przez rozmiary całkowitego kapitału, lecz przez rozmiary jego zmiennej części składowej, więc zmniejsza się ono coraz bardziej wraz ze wzrostem kapitału całkowitego, zamiast wzrastać w tym samym, co on stosunku, jakeśmy to przypuszczali dotychczas. Zapotrzebowanie pracy zmniejsza się w stosunku do wielkości kapitału całkowitego, przytem w progresji przyśpieszonej wraz ze wzrostem tej wielkości.
Wprawdzie wraz ze wzrostem kapitału całkowitego wzrasta również jego część składowa zmienna, czyli wcielona w skład kapitału siła robocza, lecz w stale zmniejszającym się stosunku. Coraz krótsze są przerwy, podczas których nagromadzanie działa, jak proste rozszerzanie produkcji na danej podstawie technicznej. Nagromadzanie kapitału całkowitego, przyśpieszone w progresji rosnącej, staje się potrzebne już nietylko dla wyzyskiwania danej dodatkowej liczby robotników, lub nawet, wobec ciągłego przekształcania kapitału dawnego, dla zatrudniania robotników już czynnych. Wzrost nagromadzania i centralizacji ze swej strony staje się źródłem nowej zmiany w składzie kapitału, czyli nowego przyśpieszonego zmniejszania się jego części składowej zmiennej w porównaniu ze stałą. To względne zmniejszenie się zmiennej składowej części kapitału, przyśpieszające się wraz ze wzrostem kapitału całkowitego, ale w tempie szybszem, niż on wzrasta, po drugiej stronie wydaje się odwrotnie absolutnym wzrostem ludności robotniczej, zawsze szybszym niż wzrost kapitału zmiennego, czyli środków jej zatrudnienia. Raczej nagromadzanie kapitału wytwarza i to w stosunku do swego rozmachu i swych rozmiarów, ludność robotniczą nadmierną względnie, to znaczy nadmierną w stosunku do średnich potrzeb pomnażania wartości kapitału, a więc ludność robotniczą zbyteczną, czyli nadmiar ludności robotniczej.
Przy rozpatrywaniu całkowitego kapitału społecznego dostrzegamy, że ruch jego nagromadzania bądź wywołuje zmiany perjodyczne, — bądź różne jego czynniki występują równocześnie w różnych dziedzinach produkcji. W niektórych dziedzinach dokonywa się zmiana składu kapitału, bez zmiany jego absolutnej wielkości, wskutek samej tylko centralizacji; w innych mamy wzrost absolutny kapitału, związany z absolutnem zmniejszeniem się jego części składowej zmiennej, lub wchłanianej przezeń siły roboczej; jeszcze w innych dziedzinach kapitał bądź wzrasta na danej podstawie technicznej, i przyciąga dodatkową siłę roboczą w proporcji swego wzrostu, — bądź następuje zmiana organiczna i zmniejsza się jego składowa część zmienna; we wszystkich dziedzinach wzrost zmiennej części kapitału, a więc liczby robotników zatrudnionych, wiąże się zawsze z raptownemi wahaniami tej liczby i stwarzaniem przejściowego przeludnienia, które bądź występuje w formie bardziej widocznej, jako usuwanie już zajętych robotników, bądź w formie mniej widocznej, ale niemniej skutecznej, jako utrudniony odpływ nadmiaru ludności robotniczej przez jego zwykłe ujścia[813]. Wraz z wielkością już funkcjonującego kapitału społecznego i ze stopniem jego wzrostu, z rozszerzeniem się skali produkcji i masy uruchomionych robotników, z rozwojem siły wytwórczej ich pracy, z szerszym i pełniejszym wytryskiem wszystkich źródeł bogactwa — rozszerza się również i skala, w jakiej silniejsze przyciąganie robotników przez kapitał jest związane z silniejszem ich odpychaniem, potęguje się szybkość zmian w składzie organicznym kapitału i w jego formie technicznej, i wzrasta liczba dziedzin produkcji, obejmowanych tym przewrotem bądź jednocześnie, bądź kolejno. W ten sposób ludność robotnicza, wytwarzając nagromadzanie kapitału, zarazem wytwarza w coraz większym zakresie środki, które ją samą czynią stosunkowo nadmierną[814]. Jest to prawo zaludnienia, właściwe kapitalistycznemu trybowi produkcji, gdyż faktycznie każdy historyczny tryb produkcji ma swe własne prawa zaludnienia, mające moc w danej epoce historycznej. Oderwane prawo zaludnienia istnieje tylko w stosunku do roślin i zwierząt, aż do historycznego momentu interwencji człowieka.
Jeżeli jednak nadmiar ludności robotniczej jest koniecznym wytworem nagromadzania, czyli wzrostu bogactwa na podstawie kapitalistycznej, to nadmiar ten staje się odwrotnie dźwignią nagromadzania kapitału, a nawet warunkiem istnienia produkcji kapitalistycznej. Stanowi on rozporządzalną rezerwową armję przemysłu, zupełnie tak absolutnie podległą kapitałowi, jakgdyby ją kapitał własnym kosztem wyhodował. Dostarcza ona, w miarę zmiennych potrzeb pomnażania wartości kapitału, zawsze gotowego ludzkiego materjału wyzysku, niezależnie od granic rzeczywistego przyrostu ludności.
Wraz z nagromadzaniem kapitału i towarzyszącym mu rozwojem siły wytwórczej pracy, wzmaga się siła raptownej ekspansji kapitału, nietylko dlatego, że wzrasta elastyczność kapitału funkcjonującego i że powiększa się bogactwo absolutne, którego kapitał jest jedynie elastyczną częścią; nietylko dlatego, że kredyt za wszelką poszczególną podnietą w mgnieniu oka dostarcza produkcji niezwykłej części tego bogactwa w charakterze kapitału uzupełniającego. Warunki techniczne samego procesu produkcji (maszyny, środki przewozowe i t. d.) umożliwiają w najszerszym zakresie niezmiernie szybką przemianę wytworu dodatkowego w dodatkowe środki produkcji. Masa bogactwa społecznego, rosnącego w miarę postępu nagromadzania i dającego się przekształcić w wytwór dodatkowy, ciśnie się gwałtownie bądź ku starym gałęziom produkcji, przed któremi nagle otwierają się nowe rynki, bądź ku nowym, jak to koleje i t. d., których potrzeba wynika z rozwoju starych. We wszystkich tych wypadkach trzeba nagle i bez raptownego zmniejszania skali produkcji w innych dziedzinach przerzucać wielkie masy ludzkie na rozstrzygające pozycje. Mas tych dostarcza nadmiar ludności. Ów charakterystyczny krąg żywota nowożytnego przemysłu, ze swym dziesięcioletnim cyklem, przerywanym tylko przez pomniejsze wahania, okresów średniego ożywienia, produkcji pod Wysokiem ciśnieniem, przesilenia i zastoju, opiera się na ciągiem tworzeniu rezerwowej armji przemysłu, czyli nadmiaru ludności, na jej słabszem czy silniejszem wchłanianiu i na jej ponownem odtwarzaniu. Zmiany faz cyklu przemysłowego ze swej strony pomnażają przeludnienie i stają się jednym z głównych czynników, odtwarzających je.
Ten osobliwy bieg życia przemysłu nowoczesnego, niespotykany w żadnej poprzedniej epoce dziejów ludzkości, był niemożliwy również w okresie dziecięcym produkcji kapitalistycznej. Postęp techniki posuwał ’się powoli, a rozpowszechniał się jeszcze wolniej. Skład kapitału zmieniał się bardzo stopniowo. Nagromadzaniu kapitału naogoł odpowiadał więc stosunkowy wzrost popytu na pracę. Ale jakkolwiek powoli w porównaniu z epoką nowożytną odbywało się nagromadzanie kapitału, to jednak natrafia! on na przyrodzone szranki, ograniczające wzrost podległej wyzyskowi ludności robotniczej; usunięcie tych szranek było możliwe jedynie zapomocą środków gwałtownych, o których będzie mowa poniżej.“[815] Gwałtowne i raptowne rozszerzenie się skali produkcji jest przesłanką jej raptownego skurczu. Skurcz ten zkolei znów wywołuje rozszerzenie, ale to ostatnie jest niemożliwe bez gotowego już materjału ludzkiego, bez pomnażania liczby robotników, niezależnego od absolutnego wzrostu ludności. Pomnażanie to dokonywa się zapomocą prostego procesu, który stale „zwalnia“ część robotników zapomocą metod, zmniejszających liczbę robotników zatrudnionych w stosunku do powiększonej produkcji. Cala więc forma ruchu nowożytnego przemysłu wyrasta z ciągłego zamieniania ludności robotniczej w ludność bezroboczą lub półroboczą. Powierzchowność ekonomji politycznej w tem się między innemi ujawnia, że rozszerzenia i ograniczenia kredytu, będące tylko przejawami kolejnych faz cyklu przemysłowego, uważa ona za ich przyczynę. Zupełnie jak ciała niebieskie, raz wprawione w pewien ruch określony, stale go już powtarzają, tak samo produkcja społeczna, raz wciągnięta w ów ruch, stale odtwarza swe kolejne rozszerzenia i skurcze. Skutki stają się zkolei przyczynami, a zmienne fazy całego tego procesu, który stale odtwarza swe własne warunki, stają się perjodyczne. Dopiero odkąd przemysł maszynowy puścił głębokie korzenie i nabrał przeważającego znaczenia w przemyśle krajowym, odkąd dzięki temu handel zagraniczny jął przeważać nad wewnętrznym; odkąd rynek światowy objął olbrzymie przestrzenie Ameryki, Azji, Australji; odkąd wreszcie dość liczne stały się państwa przemysłowe, konkurujące ze sobą; — odtąd dopiero wystąpiły owe powtarzające się stale cykle, których kolejne fazy trwają lata, i które za każdym razem prowadzą do ogólnego kryzysu, który, zamykając jeden cykl, rozpoczyna cykl nowy. Dotychczas taki cykl trwał zazwyczaj dziesięć lub jedenaście lat; ale nie mamy żadnego powodu, by uważać tę liczbę za niezmienną. Przeciwnie, wyłożone przez nas tutaj prawa rozwoju kapitalizmu uzasadniają przypuszczenie, że jest to liczba zmienna, i że stopniowo ulegnie zmniejszeniu.
Z chwilą ustalenia się perjodyczności cyklów przemysłowych, nawet ekonomja polityczna zaczyna rozumieć konieczność przeludnienia względnego, t. j. w stosunku do przeciętnych potrzeb pomnażania wartości kapitału, jako warunku istnienia nowożytnego przemysłu.
„Przypuśćmy — powiada H. Merivale, niegdyś profesor ekonomji politycznej w Oksfordzie, a później urzędnik angielskiego ministerstwa kolonij — przypuśćmy, że w czasie kryzysu państwo się wysili, aby się pozbyć, drogą emigracji, paruset tysięcy zbytecznych ubogich; jakiż będzie z tego skutek? Ten, że przy pierwszem wznowieniu popytu na pracę da się odczuć jej brak. Najszybsza nawet reprodukcja ludzi wymaga bądź co bądź okresu całego pokolenia, aby zastąpić robotników dorosłych. Ale zyski naszych fabrykantów głównie są zależne od możności wyzyskania pomyślnego momentu ożywienia popytu i powetowania poprzedniego okresu zastoju. Tylko dowództwo nad maszynami i nad silą roboczą zapewnia im tę możność. Muszą znajdować wolne ręce do pracy; muszą mieć możność wzmagania w miarę potrzeby swej działalności, lub osłabiania jej, zależnie od stanu rynku; inaczej w żaden sposób nie będą mogli, wśród zażartego wyścigu konkurencji, utrzymać tej przewagi, na której się opiera bogactwo naszego kraju“.[816]
Nawet Malthus uznaje w przeludnieniu, które w swej ograniczoności wyprowadza on z absolutnego przerostu ludności robotniczej, a nie z jej względnego nadmiaru, konieczny warunek nowożytnego przemysłu. Mówi on, co następuje: „Rozumne zwyczaje, ograniczające małżeństwo, mogą zaszkodzić, krajowi, opierającemu swój byt głównie na przemyśle i handlu, jeżeli osiągną pewien stopień rozpowszechnienia wśród klasy robotniczej tego kraju... Wynika to z natury zaludnienia, że przyrost robotników, wskutek zwiększonego zapotrzebowania, może być dostarczony na rynek dopiero po upływie 16—18 lat, podczas gdy zamiana zaoszczędzonego dochodu w kapitał może się uskutecznić o wiele szybciej. Kraj jest zawsze wystawiony na niebezpieczeństwo, że jego fundusz pracy wzrośnie prędzej, niż ludność“[817]. Ekonomja polityczna uznała w ten sposób stałe wytwarzanie względnego nadmiaru ludności robotniczej za konieczność nagromadzania kapitału, poczem, przybierając doprawdy bardzo pasującą do niej pozę starej panny, wkłada w usta swemu „cudnemu ideałowi“ kapitalisty następujące słowa, zwrócone do „zbytecznych“ robotników, wyrzuconych na bruk przez swój własny twór, a mianowicie przez kapitał dodatkowy: „My, fabrykanci, robimy dla was, co możemy, pomnażając kapitał, z którego wy musicie żyć; wy musicie dokonać reszty, dostosowując liczbę swą do środków utrzymania“.[818]
Produkcja kapitalistyczna nie zadowala się tą ilością rozporządzanej siły roboczej, której dostarcza jej naturalny przyrost ludności. Aby mieć swobodę ruchów, wymaga ona armji rezerwowej przemysłu, niezależnej od owej przyrodzonej granicy.
Dotychczas wychodziliśmy z założenia, że wzrost lub zmniejszenie kapitału zmiennego ściśle odpowiada wzrostowi lub zmniejszeniu liczby zatrudnionych robotników.
Jednakowoż kapitał zmienny wzrasta, przy niezmienionej a nawet przy zmniejszającej się liczbie podległych mu robotników, jeżeli robotnik indywidualny dostarcza więcej pracy, i jeżeli wskutek tego płaca jego rośnie, chociaż cena pracy pozostaje niezmieniona albo nawet spada, lecz spada wolniej niż wzrasta jej masa. Wzrost kapitału zmiennego jest wtedy wykładnikiem większej ilości pracy, ale nie większej liczby zatrudnionych robotników. Każdy kapitalista jest bezwzględnie zainteresowany w tem, aby określoną ilość pracy wycisnąć raczej z mniejszej liczby robotników, aniżeli równie tanio lub bodaj taniej — z większej. W tym ostatnim wypadku nakład kapitału stałego wzrasta w stosunku do masy uruchomionej pracy, w pierwszym zaś wypadku — o wiele wolniej. Im większe są rozmiary produkcji, tem silniej działa ten motyw. Moc jego wzrasta wraz z nagromadzaniem kapitału.
Widzieliśmy już, że rozwój kapitalistycznego trybu produkcji i siły wytwórczej pracy — będący zarazem przyczyną i skutkiem nagromadzania kapitału — pozwala kapitaliście, przy tym samym nakładzie kapitału zmiennego, uruchomić większą ilość pracy, dzięki większemu, pod względem ekstensywności lub intensywności, wyzyskowi robotników. Dalej widzieliśmy, że kapitalista za tę samą wartość kapitału nabywa większą ilość sil roboczych, gdy w coraz większym stopniu zastępuje wprawniejszych robotników przez mniej wprawnych, dojrzałych — przez niedojrzałych, mężczyzn — przez kobiety i dorosłych — przez młodocianych.
A zatem, z postępem nagromadzania z jednej strony, większy kapitał zmienny uruchomia większą ilość pracy, nie najmując większej liczby robotników; z drugiej strony kapitał zmienny o tej samej wielkości uruchomia większą ilość pracy przy tej samej masie siły roboczej; i wreszcie uruchomia większą ilość sił roboczych niższej kategorji, rugując siły robocze wyższej kategorji.
Wytwarzanie względnego nadmiaru ludności, czyli zwalnianie robotników, postępuje więc jeszcze szybciej aniżeli techniczne przekształcenie procesu produkcji, przyspieszane zresztą i tak przez postęp nagromadzania, i aniżeli odpowiadające mu stosunkowe zmniejszenie zmiennej części kapitału w porównaniu z częścią stałą. Jeżeli środki produkcji, wzrastając zarówno pod względem rozmiarów, jak siły działania, stają się w mniejszym stopniu środkami zatrudnienia robotników, to stosunek ten zmienia się zkolei przez to, że w miarę wzrostu siły wytwórczej pracy, kapitał szybciej podnosi swą podaż pracy, aniżeli swe zapotrzebowanie robotników. Przeciążenie pracą zatrudnionej części klasy robotniczej pomnaża szeregi jej rezerwy, podczas gdy odwrotnie, spotęgowany nacisk, który rezerwa ta zapomocą konkurencji wywiera na robotników zatrudnionych, zmusza ich do pracy nadmiernej i do uległości względem rozkazów kapitału. Skazywanie pewnej części klasy robotniczej na przymusową bezczynność zapomocą przeciążenia pracą innej części, i odwrotnie, staje się środkiem zbogacania się oddzielnego kapitalisty,[819] a zarazem przyśpiesza wytwarzanie armji rezerwowej przemysłu w skali, odpowiadającej postępowi społecznego nagromadzania.
Na przykładzie Anglji widzimy, jak wielką rolę gra ten czynnik w wytwarzaniu względnego nadmiaru ludności. Jej środki techniczne „zaoszczędzania“ pracy są olbrzymie. A jednak, gdyby jutro nastąpiło ogólne ograniczenie pracy do normy racjonalnej, stopniowanej przytem w stosunku do różnych warstw klasy robotniczej, zależnie od pici i wieku, to dzisiejsza ludność robotnicza okazałyby się absolutnie niedostateczna, aby utrzymać produkcję krajową na obecnym poziomie. Większość robotników obecnie „nieprodukcyjnych“ musiałaby zamienić się w „produkcyjnych“.
Naogół biorąc, powszechne wahania płacy roboczej są wyłącznie regulowane przez rozszerzanie się i skurcze rezerwowej armji przemysłu, odpowiadające zmianom faz cyklu przemysłowego. A więc są określone me przez ruch absolutne; liczby ludności robotniczej, lecz przez zmienny stosunek, w jakim klasa robotnicza rozpada się na armję czynną i armję rezerwową, przez wzrost lub zmniejszanie się wielkości względnej nadmiaru ludności, przez stopień w jakim produkcja to wchłania ten nadmiar, to go znów zwalnia. Dla przemysłu nowożytnego z jego dziesięcioletnim cyklem i z fazami tego cyklu, przerywanemi zresztą w przebiegu nagromazania przez coraz częściej następujące po sobie wahania nieregularne, byłoby to zaiste piękne prawo, któreby uzależniało ruch kapitału od absolutnego ruchu liczby ludności, zamiast regulować zapotrzebowanie i zaofiarowanie pracy zapomocą rozszerzania i kurczenia kapitału, czyli według każdorazowych potrzeb pomnażania jego wartości, dzięki czemu rynek pracy to wydaje się względnie pusty, ponieważ kapitał się rozszerza, to przepełniony, ponieważ kapitał się kurczy. A jednak to prawo jest dogmatem ekonomji politycznej! W myśl jego płaca robocza podnosi się naskutek nagromadzania kapitału. Wyższa płaca robocza jest bodźcem do szybszego rozmnażania ludności robotniczej, a to znów trwa dopóty, dopóki nie nastąp, przepełnienie rynku pracy, a więc dopóki kapitał nie okaże się niedostateczny w stosunku do podaży pracy. Wtedy płaca robocza spada i ukazuje się zkolei odwrotna strona medalu. Spadek płacy roboczej przerzedza stopniowo ludność robotniczą, przez co kapitał znów staje się w stosunku do niej nadmierny; lub też, jak inni to objaśniają, zniżka płacy, wraz z odpowiadającem jej spotęgowaniem wyzysku, przyspiesza zkolei nagromadzanie kapitału, a zarazem niższa płaca hamuje wzrost klasy robotniczej. A zatem znów powracają warunki, przy których podaż pracy jest mniejsza, niż popyt na nią, płaca się wznosi i t. d. Pięknie by ten system ruchu odpowiadał potrzebom rozwiniętej produkcji kapitalistycznej! Toż zanimby zdążył nastąpić, pod wpływem zwyżki plac, jakikolwiek realny przyrost ludności, zdolnej do pracy, wiele razy już minąłby czas, w którego ciągu kampanja przemysłowa musi być przeprowadzona i stoczona rozstrzygająca bitwa.
W latach 1849—1859, wraz ze spadkiem cen zboża, nastąpiła w angielskich okręgach rolniczych pewna, w praktyce czysto nominalna, zwyżka płac. Tak więc w Wiltshire płaca tygodniowa podniosła się z 7 do 8 szylingów, w Dorsetshire z 7 lub 8 do 9 szyligów i t. d. Było to następstwem niezwykłego odpływu nadmiaru ludności wiejskiej, spowodowanego popytem wojennym, masową rozbudową kolei, fabryk, kopalni i t. d. Im niższa jest płaca, tem wyższą stopą procentową musi się wyrażać nawet nieznaczna podwyżka. Jeżeli np. płaca tygodniowa w wysokości 20 szylingów podnosi się do 22 szylingów, to podwyżka wyniesie 10%; jeżeli natomiast płaca wysokości 7 szyk wzrasta do 9 szyk, to podwyżka procentowa wyniesie 284/7%, co wygląda bardzo pokaźnie. W każdym razie dzierżawcy podnieśli lament, a nawet „London Economist“ bardzo poważnie ględził o „powszechnej i wydatnej podwyżce płac“[820] z powodu tych płac głodowych! Cóż uczynili dzierżawcy? Czyż może czekali, aż robotnicy rolni wskutek tak świetnych plac rozmnożą się do tego stopnia, aby place ich musiały się zniżyć, jak to się odbywa w dogmatycznym łbie ekonomisty? Sprowadzili więcej maszyn i w okamgnieniu robotnicy stali się „zbyteczni, w takim stosunku, jaki nawet dzierżawców mógł zadowolić. Włożyli oni w rolnictwo „więcej kapitału“, niż poprzednio i w produkcyjniejszej formie. A wskutek tego zapotrzebowanie pracy spadło nietylko stosunkowo, lecz również absolutnie.
Owa fikcja ekonomiczna miesza prawa, regulujące ogólny ruch płac roboczych, czyli stosunek pomiędzy klasą robotniczą, t. j. całkowitą siłą roboczą, a całkowitym kapitałem społecznym, z prawami, które rządzą podziałem ludności robotniczej pomiędzy poszczególne dziedziny produkcji. Jeżeli naprzykład w danej gałęzi produkcji, dzięki pomyślnej konjunkturze, nagromadzanie postępuje szczególnie szybko, zyski są większe od zysków przeciętnych, a stąd napływa tu kapitał dodatkowy, to wzrosną oczywiście zapotrzebowanie pracy i płaca robocza. Wyższa płaca przyciąga ku pomyślnie usytuowanej dziedzinie większy odsetek ludności robotniczej, dopóki nie nastąpi przesycenie siłą roboczą i płaca na czas dłuższy nu spadnie znów do swego poprzedniego poziomu przeciętnego, albo nawet jeszcze niżej, jeżeli napływ siły roboczej był zbyt wielki. Wte y napływ robotników do danej gałęzi produkcji nietylko ustaje, lecz nawet ustępuje miejsca ich odpływowi. Tu właśnie ekonomista wyobraża sobie, że widzi, „gdzie i jak“ wzrost płacy wywołuje absolutne zwiększenie liczby robotników, a wraz z absolutnem zwiększeniem liczby robotników — zmniejszenie płacy, ale w gruncie rzeczy widzi on tylko miejscowe wahania rynku pracy w poszczególnej dziedzinie produkcji, widzi tylko zjawiska podziału ludności robotniczej pomiędzy różne dziedziny lokaty kapitału, w zależności od jego zmiennych potrzeb.
Rezerwowa armja przemysłu, czyli względny nadmiar ludności, w okresach zastoju i średniego ożywienia wywiera nacisk na czynną armję robotniczą, a powściąga jej wymagania w okresach nadprodukcji i przemysłowej gorączki. Przeludnienie względne jest więc podłożem prawa, rządzącego zapotrzebowaniem i zaofiarowaniem pracy. Zamyka ono pole działania tego prawa w szranki, bezwzględnie odpowiadające właściwej kapitałowi żądzy wyzysku i panowania.
W tem miejscu wypada powrócić do jednego z wielkich czynów ekonomicznej apologetyki. Przypominamy sobie, że gdy, wraz z wprowadzeniem nowych maszyn lub rozpowszechnieniem starych, cząstka kapitału zmiennego przekształca się w kapitał stały, ekonomista — apologeta przedstawia czynność tę, która „wiąże“ kapitał i „zwalnia“ robotnika, wręcz odwrotnie, twierdząc, iż zwalnia ona kapitał dla robotnika [por. rozdział 13, punkt 6, „Teorja kompensaty i t. d.“]. Teraz dopiero możemy należycie ocenić bezczelność apologety. Zwolnieni są nietylko robotnicy, bezpośrednio wyrugowani przez maszyny, ale również ich jutrzejsi zastępcy i wreszcie kontyngent dodatkowy, normalnie przyjmowany przy zwykłym rozwoju przedsiębiorstwa na jego starej podstawie technicznej. Wszyscy oni już są „wolni“, i każdy nowy kapitał, poszukujący zastosowania, może nimi dysponować. Bez względu na to, czy ów nowy kapitał przyciągnie tych, czy też innych robotników, wpływ jego na ogólne zapotrzebowanie pracy będzie dopóty równy zeru, dopóki wystarcza on na to właśnie, aby odciągnąć z rynku tyleż rąk roboczych, ile maszyny wyrzuciły na rynek. Jeżeli zatrudni mniejszą liczbę, to ilość „zbytecznych“ wzrośnie; jeżeli większą — to ogólne zapotrzebowanie pracy wzrośnie jedynie o przewyżkę świeżo zatrudnionych nad zwolnionymi. Zwiększenie zapotrzebowania pracy, jakie mogłyby spowodować nowe kapitały, szukające lokaty, jest przeto w każdym wypadku zneutralizowane w tych granicach, w jakich zaspokajają je robotnicy, wyrzuceni na bruk przez maszyny.
A więc mechanizm produkcji kapitalistycznej dba o to, żeby absolutnemu powiększeniu kapitału nie towarzyszył odpowiedni wzrost ogólnego zapotrzebowania pracy. I to apologeta nazywa kompensatą za nędzę, za cierpienia, za śmierć, grożącą robotnikom, wyrzuconym na bruk podczas okresu przejściowego, który zapędza ich do szeregów rezerwowej armji przemysłu.
Zapotrzebowanie pracy nie jest równoznaczne z powiększaniem kapitału, ani jej zaofiarowanie ze wzrostem klasy robotniczej. Nie oddziaływują tu wzajemnie na siebie dwie potęgi niezależne. Les dés sont pipés [kości są fałszywe]. Kapitał działa naraz po obu stronach! Jeżeli nagromadzanie kapitału z jednej strony zwiększa popyt na pracę, to z drugiej strony zwiększa podaż robotników, „zwalniając“ ich; jednocześnie nacisk bezrobotnych zmusza robotników zatrudnionych do uruchomiania większej ilości pracy, a więc czyni podaż pracy do pewnego stopnia niezależną od podaży robotników. Działanie prawa popytu i podaży pracy na tej podstawie doprowadza do szczytu despotyzm kapitału.
Skoro więc robotnicy odkrywają tę tajemnicę, że im więcej pracują, im więcej wytwarzają cudzego bogactwa i im bardziej wzrasta siła wytwórcza ich pracy, tem bardziej niepewne staje się ich położenie, nawet w roli środka pomnażania kapitału; skoro odkrywają, że stopień napięcia konkurencji w ich własnych szeregach zależy całkowicie od nacisku względnego nadmiaru ludności; skoro zapomocą związków zawodowych i t. d. próbują zorganizować planowe współdziałanie pracujących z bezrobotnymi, ażeby unicestwić lub osłabić zgubny wpływ owego prawa przyrodzonego produkcji kapitalistycznej na los ich klasy, — wtedy kapitalista, ze swym adwokatem ekonomistą, podnoszą gwałt przeciwko podeptaniu „odwiecznego“ i, że tak powiem, „świętego“ prawa popytu i podaży. Wszakże wszelki związek pomiędzy robotnikami zatrudnionymi a niezatrudnionymi wypacza „czyste“ działanie tego prawa. Ale gdy z drugiej strony, naprzykład w kolonjach, niepomyślne okoliczności przeszkodzą wytwarzaniu rezerwowej armji przemysłu, a więc i całkowitemu uzależnieniu klasy robotniczej od klasy kapitalistów, to kapitał wraz ze swym rozdętym ogólnikami Sancho Pansą buntuje się przeciw „świętemu“ prawu popytu i podaży i stara się pokrzyżować je zapomocą środków przymusowych.

4. Różne formy bytu przeludnienia względnego. Ogólne prawo nagromadzania kapitalistycznego.

Przeludnienie względne istnieje we wszelkich możliwych odmianach. Należy doń każdy robotnik w czasie, gdy jest częściowo tylko zatrudniony lub zupełnie bezrobotny. Jeżeli pominiemy wielkie, perjodycznie powracające formy przeludnienia względnego, formy, które nadaje mu zmiana faz cyklu przemysłowego, a mianowicie przeludnienie ostre podczas kryzysów i chroniczne podczas okresów stagnacji, — to posiada ono stale trzy formy: płynną, utajoną i chroniczną.
Ośrodki przemysłu nowożytnego — fabryki, rękodzielnie, huty, kopalnie i t. d. — to odpychają robotników, to znów przyciągają ich w większych masach, tak, że naogół liczba ich wzrasta, choć w zmniejszającym się stosunku do skali produkcji. Przeludnienie istnieje tu w formie płynnej.
Zarówno w fabrykach we właściwem znaczeniu tego wyrazu, jak we wszelkich wielkich warsztatach, gdzie stosowane są maszyny lub choćby tylko przeprowadzony jest nowożytny podział pracy, istnieje masowe zapotrzebowanie robotników mężczyzn w wieku młodzieńczym. Gdy okres ten mija, tylko niewielka garstka pozostaje w tych samych gałęziach pracy, większość zaś regularnie bywa wydalana. Ci wydaleni stanowią żywioł przeludnienia płynnego, wzrastającego wraz z rozmiarami przemysłu. Część ich emigruje, a w gruncie rzeczy podąża tylko za emigrującym kapitałem. Jednem z następstw tego stanu rzeczy jest, że ludność kobieca wzrasta szybciej od męskiej, jak o tem świadczy przykład Anglji. Jest to sprzecznością samego ruchu kapitału, że naturalny przyrost ludności nie zadowala potrzeb jego nagromadzania, a jednak je zarazem przekracza. Kapitałowi potrzebna jest większa masa robotników w wieku młodzieńczym, mniejsza — w dojrzałym. Ta sprzeczność nie jest bardziej krzycząca, aniżeli inna, ta mianowicie, że rozlegają się skargą na brak rąk roboczych, podczas gdy jednocześnie tysiące robotników znajdują się na bruku, gdyż podział pracy przykuwa ich do pewnego określonego zawodu.[821] Przytem kapitał tak szybko spożywa siłę roboczą, że robotnik w wieku średnim jest już przeważnie mniej lub więcej zużyty. Bądź przechodzi on do szeregów rezerwy, bądź zostaje zepchnięty z wyższego szczebla na niższy, podczas gdy młodsza siła robocza zajmuje jego miejsce. Właśnie wśród robotników wielkiego przemysłu znajdujemy najkrótsze trwanie życia.
„Dr. Lee, funkcjonarjusz służby zdrowia w Manchester, stwierdził, że w mieście tem średnia długość życia wynosi: wśród klas posiadających 38 lat, wśród robotników tylko 17 lat. W Liverpool wynosi ona wśród pierwszych 35 lat, — wśród drugich — 15. Z tego wynika, że klasa zamożna otrzymuje przydział życia (have a lease of life) zgórą podwójny, w porównaniu ze swymi mniej zamożnymi współobywatelami“[822].
W tych warunkach wzrost absolutny tej części proletarjatu musi dokonywać się w formie, pomnażającej jej liczbę, choć jednostki, w skład jej wchodzące, zużywają się szybko. Stąd szybka zmiana pokoleń proletarjackich. Prawo to nie dotyczy pozostałych klas ludności. Tej potrzebie społecznej czynią zadość wczesne małżeństwa, które są koniecznem następstwem warunków bytu robotników wielkiego przemysłu, oraz wyzysk pracy dzieci robotników, będący premją za ich płodzenie.
Skoro produkcja kapitalistyczna ogarnia rolnictwo, i w tym stopniu, w jakim je ogarnia, wraz z nagromadzaniem funkcjonującego tu kapitału zmniejsza się absolutnie popyt na wiejską ludność robotniczą, przyczem tego odpychania siły roboczej nie kompensuje, jak w przemyśle nierolniczym — większe jej przyciąganie. To też część ludności wiejskiej jest zawsze gotowa przejść w szeregi miejskiego, czyli rękodzielniczego proletarjatu i wyczekuje okoliczności, sprzyjających temu przejściu[823]. (Przez „rękodzielnictwo“ rozumiemy tu wszelki przemysł nierolniczy). To źródło względnego przeludnienia tryska więc nieustannie. Lecz jego stały odpływ do miasta możliwy jest tylko przy jednoczesnem chronicznem, choć utajonem przeludnieniu samej wsi, którego rozmiary stają się widoczne dopiero wtedy, gdy wyjątkowo szeroko otworzą się kanały odpływowe. To też robotnik rolny zostaje zepchnięty na najniższy poziom płacy i zawsze tkwi jedną nogą w bagnie pauperyzmu.
Trzecia kategorja względnego nadmiaru ludności, kategorja chroniczna, stanowi część czynnej armji robotniczej, lecz część zatrudnioną bardzo nieregularnie. W ten sposób jest ona dla kapitału wręcz niewyczerpanym zbiornikiem rozporządzalnej siły roboczej. Jej stopa życiowa spada poniżej przeciętnego, normalnego poziomu klasy pracującej: to właśnie czyni z niej szeroką podstawę dla specjalnych form wyzysku kapitalistycznego. Maksimum czasu pracy i minimum płacy roboczej cechują tę część klasy robotniczej. Poznaliśmy już, mówiąc o chałupnictwie, jej główną odmianę. Warstwa ta rekrutuje się stale zpośród robotników zbytecznych w wielkim przemyśle i w rolnictwie, a w szczególności z zanikających gałęzi przemysłu, gdzie rzemiosło upada w walce z rękodzielnictwem, rękodzielnictwo zaś — w walce z produkcją maszynową. Kategorja ta wzrasta w miarę, jak wraz z rozmiarami i z energją nagromadzania zwiększa się liczba robotników, przechodzących do szeregów „zbytecznych“. Ale stanowi ona zarazem tego rodzaju element klasy robotniczej, który sam się uwiecznia, i bierze stosunkowo większy udział we wzroście całej klasy robotniczej, niż pozostałe elementy. W istocie, nietylko masa urodzeń i zgonów, lecz również absolutna wielkość rodzin pozostaje w stosunku odwrotnym do wysokości płacy roboczej, a więc do masy środków utrzymania, któremi rozporządzają różne kategorje robotników. — Tego rodzaju prawo brzmiałoby jak niedorzeczność wśród dzikich, a nawet wśród cywilizowanych mieszkańców kolonij. Przypomina ono masową reprodukcję niektórych gatunków zwierzęcych, indywidualnie słabych i zawzięcie tępionych[824].
Wreszcie najgłębsza warstwa względnego nadmiaru ludności przebywa w sferze pauperyzmu. Pomijając włóczęgów, zbrodniarzy i prostytutki, krótko mówiąc, właściwy lumpenproletarjat, ta warstwa społeczeństwa składa się z trzech kategoryj: i. Zdolni do pracy. Wystarcza powierzchownie bodaj przejrzeć angielską statystykę pracy, aby się przekonać, że ta kategorja wzrasta liczebnie przy każdym kryzysie i topnieje przy każdem ożywieniu przemysłu. 2. Sieroty i dzieci nędzarzy. Są to kandydaci rezerwowej armji przemysłu; w okresach rozkwitu przemysłowego, jak np. w r. 1860, bywają oni pośpiesznie i masowo wcieleni do czynnej armji robotniczej. 3. Ludzie zużyci, wynędzniali, niezdolni do pracy. Są to zwłaszcza jednostki, doprowadzone do zaniku sił przez nieruchomość swego zatrudnienia, spowodowaną przez podział pracy; dalej: robotnicy, którzy przeżyli normalny wiek życia robotniczego, wreszcie: ofiary przemysłu, których liczba wzrasta z rozpowszechnieniem niebezpiecznych maszyn, z rozwojem górnictwa, fabryk chemicznych i t. d.; kaleki, chorzy, wdowy i t. d. Pauperyzm jest domem inwalidów czynnej armji robotniczej i balastem rezerwowej armji przemysłu. Wytwarzanie pauperyzmu jest zawarte w wytwarzaniu nadmiaru ludności; konieczność pierwszego — w konieczności drugiego; razem są one niezbędnemi warunkami produkcji kapitalistycznej i wzrostu bogactwa. Pauperyzm należy do „faux frais“ [martwych kosztowi produkcji kapitalistycznej, które zresztą kapitał po większej części umie spychać na barki klasy robotniczej i drobnomieszczaństwa.
Im większe jest bogactwo społeczne, im większy jest kapitał funkcjonujący, im energiczniejszy, im szybszy jest wzrost jego, im większe są więc: liczba absolutna proletarjatu i siła wytwórcza jego pracy — tem większy jest względny nadmiar ludności, czyli rezerwowa armja przemysłu. Te same przyczyny powodują wzrost rozporządzalnej siły roboczej i wzrost prężności kapitału. Stosunkowa wielkość rezerwowej armji przemysłu wzrasta więc wraz z potencjonalnemi siłami bogactwa. Lecz im większa jest ta armja rezerwowa w stosunku do czynnej armji robotniczej, tem bardziej masowy charakter ma ów stały nadmiar ludności, którego nędza pozostaje w prostym[825] stosunku do męczarni jego trudów. Wreszcie, im większa jest warstwa łazarzy klasy robotniczej oraz rezerwowa armja przemysłu, tem większy jest pauperyzm oficjalny, urzędowo uznany. Jest to absolutne, ogólne prawo kapitalistycznego nagromadzania. Prawo to narówni z innemi prawami w urzeczywistnieniu swem podlega zmianom pod wpływem okoliczności postronnych, których nie będziemy analizowali w tem miejscu.
Staje się więc oczywistą niedorzeczność mądrości ekonomicznej, pouczającej robotników, by przystosowali swą liczbę do potrzeb pomnażania wartości kapitału. Jakgdyby mechanizm produkcji kapitalistycznej i nagromadzania kapitału nie dokonywały wciąż tego przystosowania! Pierwszem słowem wymaganego przystosowania jest wytworzenie względnego nadmiaru ludności, czyli rezerwowej armji przemysłu, ostatniem — nędza coraz liczniejszych warstw czynnej armji robotniczej i balast pauperyzmu.
Prawo, że wciąż wzrastająca masa środków produkcji dzięki postępowi wydajności pracy społecznej, może być uruchomiana coraz to mniejszym nakładem pracy ludzkiej, — prawo to w ustroju kapitalistycznym, gdzie nie robotnik zastosowuje środki produkcji, lecz one jego zastosowują, wyraża się jak następuje: im wyższa siła wytwórcza pracy, tem większy nacisk, wywierany przez robotników na ich środki zatrudnienia, a więc tem bardziej niepewna staje się podstawa ich bytu, a mianowicie sprzedaż własnej siły dla pomnożenia cudzego bogactwa, czyli dla samopomnażania wartości kapitału.
Szybszy wzrost środków produkcji i wydajności pracy, w porównaniu z ludnością produkcyjną, w stosunkach kapitalistycznych, brzmi odwrotnie: ludność robotnicza wzrasta zawsze szybciej, niż potrzeba samopomnażania wartości kapitału. Przekonaliśmy się w dziale czwartym przy badaniu wytwarzania wartości dodatkowej względnej, że w ustroju kapitalistycznym wszelkie metody podnoszenia społecznej siły wytwórczej pracy wprowadzane są zawsze kosztem robotnika indywidualnego; wszelkie środki podnoszenia produkcji przekształcają się w środki ujarzmiania i wyzyskiwania producenta; zniekształcają robotnika, zamieniając go w ułamek człowieka, poniżają go do roli dodatku do maszyny; wraz z męką jego pracy, wyzuwają ją z treści; obcą mu czynią duchową stronę procesu pracy, w tym samym stopniu, w jakim wcielają do tego procesu wiedzę, jako samodzielną potęgę; wypaczają warunki jego pracy; poddają go w procesie pracy szykanom, małostkowemu i nienawistnemu despotyzmowi, przemieniają całe życie jego w czas roboczy; rzucają jego żonę i dzieci pod koła zwycięskiego Dżagernatu[826] kapitału. Lecz wszelkie metody wytwarzania wartości dodatkowej są zarazem metodami nagromadzania kapitału, i odwrotnie: wszelki wzrost nagromadzania staje się środkiem rozwijania owych metod. Wynika stąd, że w miarę nagromadzania kapitału położenie robotnika, bez względu na to, czy płaca jego jest wysoka, czy niska, musi się pogarszać. Wreszcie prawo, które wciąż utrzymuje równowagę między względnym nadmiarem ludności, czyli rezerwową armją przemysłu, a rozmiarami i energją nagromadzania, przykuwa robotnika do kapitału mocniej, niż łańcuchy Wulkana przykuwały Prometeusza do skały. Wymaga ono nagromadzania nędzy, odpowiadającego nagromadzaniu kapitału. Nagromadzanie bogactw na jednym biegunie jest więc zarazem nagromadzaniem nędzy, wyczerpującej pracy, niewoli, ciemnoty, zdziczenia i otępienia na przeciwnym biegunie, to jest po stronie klasy, która wytwarza swój własny produkt jako kapitał.
Ten charakter antagonistyczny nagromadzania kapitalistycznego[827] bywa w różny sposób formułowany przez ekonomistów, jakkolwiek poczęści mieszają oni z nim pewne, wprawdzie podobne, lecz w gruncie rzeczy różne zjawiska przedkapitalistycznych trybów produkcji.
Mnich wenecki, Ortes, jeden z największych pisarzy ekonomicznych 18-go wieku, uważa ów antagonizm produkcji kapitalistycznej za powszechne prawo przyrodzone bogactwa społecznego.
„Ekonomiczne dobro i ekonomiczne zło zawsze się w danym kraju równoważą (il bene ed il male economico in una nazione sempre all‘istessa misura), obfitość dóbr u niektórych jest zawsze równoznaczna z ich brakiem u innych (la copia dei beni in alcuni sempre eguale alla mancanza di essi in altri). Wielkiemu bogactwu niewielu jednostek zawsze towarzyszy ograbianie z najniezbędniejszych rzeczy innych, o wiele liczniejszych“. Bogactwo narodu odpowiada jego ludności, a jej nędza odpowiada jego bogactwu. Pracowitość jednych jest przyczyną próżniactwa innych. Biedacy i próżniacy są nieodzownem następstwem istnienia bogatych i pracowitych i t. d.[828].
W lat 10 po Ortesie klecha anglikański Townsend z całą brutalnością wysławiał ubostwo, jako konieczny warunek bogactwa: „Prawny przymus pracy wymaga zbyt wiele zachodu, gwałtu i hałasu, podczas gdy głód nietylko wywiera nacisk spokojny, cichy i nieustanny, lecz również skłania do największego wysiłku, jako najbardziej naturalny motyw pracy i przemysłu“. A więc wszystko sprowadza się do tego, aby głód panował stale wśród klasy robotniczej, o co zresztą dba, według Townsenda, zasada zaludnienia, która działa zwłaszcza wsrod ubogich. „Jest to, jak się zdaje, prawo przyrody, że ubodzy są poniekąd lekkomyślni (improvident)“ (mianowicie, są tak lekkomyślni, że nie przychodzą na świat w złotych czepkach!), to też me braJk ich nigdy (that there always may be some) do spełnienia najniższych, najbrudniejszych i najcięższych posług życia społecznego. Suma szczęścia ludzkiego (the fund of human happiness) zostaje dzięki temu znacznie powiększona; ludzie delikatniejsi (the morę delicate) są wolni od tej udręki i mogą swobodnie oddawać się wyższym powołaniom... Ustawa o ubogich dąży do zniszczenia harmonji, piękna, symetrji i porządku tego ustroju, który Bóg i natura ustanowili na świecie“[829].
Podczas gdy mnich wenecki w wyroku losów, uwieczniającym nędzę, upatrywał rację bytu miłosierdzia chrześcijańskiego, celibatu, klasztorów i fundacyj dobroczynnych, to przeciwnie, prebendarz protestancki znajduje tu pretekst, aby potępiać angielskie ustawy o ubogich, na których mocy ubogi posiada prawo do nędznej zapomogi publicznej.
„Postęp bogactwa społecznego“, mówi Storch, „stwarza ową użyteczną klasę społeczną..., która wykonywa najprzykrzejsze, najcięższe i największy wstręt budzące czynności, — jednem słowem bierze na swe barki wszystko, co tylko życie zawiera nieprzyjemnego i niewolniczego, i tem właśnie zapewnia innym klasom czas wolny, nastrój wesoły i konwencjonalną (c‘est bon! — to niezłe!) — godność charakteru (dignite conventionelle)“[830]. Storch stawia sobie pytanie, jaką przewagę nad barbarzyństwem ma ta cywilizacja kapitalistyczna ze swą nędzą i upośledzeniem mas? I znajduje jedną tylko odpowiedź: bezpieczeństwo! Dzięki postępowi przemysłu i wiedzy, oświadcza Sismondi, każdy robotnik każdego dnia może wytworzyć znacznie więcej, niż mu potrzeba dla jego własnego spożycia. Ale zarazem, choć praca jego wytwarza bogactwo, to jednak bogactwo uczyniłoby go mało skłonnym do pracy, gdyby był powołany do tego, by je osobiście spożywać. Według Sismondi‘ego „ludzie“, t. j. ludzie niepracujący, „zrzekliby się prawdopodobnie wszelkich doskonałości sztuki i wszelkich rozkoszy, których nam przemysł dostarcza, gdyby je musieli nabywać za cenę nieustannej pracy, jaką jest praca robotnika... Istnieje dziś rozbrat między wysiłkami a wynagrodzeniem za nie; nie ten sam człowiek naprzemian pracuje i wypoczywa; wręcz przeciwnie; właśnie dlatego, że jeden pracuje, drugi może wypoczywać... Jedynym skutkiem nieograniczonego pomnażania sił wytwórczych pracy jest wzrost zbytku.i rozkoszy bogatych próżniaków“[831]. Cherbuliez, uczeń Sismondkego, uzupełnia go, dodając; „Sami robotnicy... biorąc udział w nagromadzaniu kapitałów produkcyjnych, przyczyniają się do wytworzenia stanu, który wcześniej czy później pozbawi ich części ich płacy“[832].
Wreszcie, Destutt de Tracy, chłodny doktryner burżuazyjny, wyraża się brutalnie: „Biednemi krajami są te, gdzie lud ma się dobrze, a bogatemi te, gdzie zazwyczaj jest w biedzie“[833].

5. Ilustracja ogólnego prawa nagromadzania kapitalistycznego.
a) Anglja w latach 1846—1866.

Żaden okres społeczeństwa nowożytnego nie sprzyja badaniom nagromadzania kapitalistycznego w tym stopniu, co ostatnie dwudziestolecie[834]. Zdawałoby się, że w okresie tym rozwiązał się worek Fortuny. Ale znów Anglja jest z pomiędzy wszystkich krajów najbardziej klasycznym przykładem, ponieważ zajmuje pierwsze miejsce na rynku światowym, ponieważ w niej tylko produkcja kapitalistyczna rozwinęła się w całej pełni, i wreszcie ponieważ zaprowadzenie od r. 1846 tysiącletniego królestwa wolnego handlu wygnało ekonomję wulgarną z ostatniej kryjówki. W czwartym dziale dostatecznie zaznaczyliśmy już tytaniczny rozwój produkcji, dzięki któremu druga połowa tego okresu zkolei o wiele prześcignęła pierwszą.
Chociaż wzrost absolutny ludności angielskiej w ciągu ubiegłego pięćdziesięciolecia był bardzo znaczny, jednak wzrost stosunkowy, czyli stopień wzrostu, wykazywał ciągły spadek, jak świadczy o tem następująca tablica, zaczerpnięta ze spisu urzędowego.
Procentowy roczny przyrost Anglji i Wallji wynosił:

w dziesięcioleciu 1811—1821 1,533%
1821—1831 1,446%
1831—1841 1,326%
1841—1851 1,216%
1851—1861 1,141%

Rozpatrzmy natomiast wzrost bogactwa. Najpewniejszem oparciem jest tu wzrost zysków, rent i t. d., podlegających podatkowi dochodowemu. Otóż przyrost opodatkowanych zysków (nie są tu włączeni dzierżawcy i niektóre inne kategorje podatników) wyniósł w Wielkiej Brytanji od r. 1853 do r. 1864 — 50,47% (czyli przeciętnie rocznie 4,58%)[835], zaś przyrost ludności w ciągu tego samego okresu — około 12%. Przyrost opodatkowanych rent z ziemi (łącznie z domami, kolejami, kopalniami, gospodarstwami rybnemi i t. d.) wyniósł od r. 1853 do r. 1864 — 38%, czyli 35/12% rocznie, w czem największy udział wzięły następujące działy[836]:

Wzrost rocznego dochodu od r. 1853 do r. 1864
Przyrost roczny
Domy 38.60% 03.50%
Kamieniołomy 84.76% 07.70%
Kopalnie 68.85% 06.26%
Huty żelazne 39.92% 03.63%
Gospodarstwa rybne 57.37% 05.21%
Gazownie 126.02% 11.45%
Koleje 83.29% 07.57%

Jeżeli zestawimy kolejne czterolecia okresu 1853—1864, to przekonamy się, że stopień wzrostu dochodu zwiększa się nieustannie. A więc dla dochodów, pochodzących z zysku, mamy:

w latach 1853 — 1857 1,73% rocznie
1857—1861 2,74%
1861—1864 9,30%

Całkowita suma dochodów, podległych podatkowi dochodowemu w Zjednoczonem Królestwie, wynosiła[837]:

w roku 1856 307,068,898 f. szt.
1859 328,127,416
1862 351,745,241
1863 359,142,897
1864 362,462,279
1865 385,530,020
Nagromadzaniu kapitału towarzyszyły równocześnie jego koncentracja i centralizacja. Choć w Anglji (z wyjątkiem Irlandji) nie było urzędowej statystyki rolnictwa, lecz 10 hrabstw dobrowolnie statystyki tej dostarczyło. Dała ona ten wynik, że w ciągu dziesięciolecia 1851—1861 liczba gospodarstw poniżej 100 akrów spadła z 31.583 do 26.567, a więc 5.016 połączono z większemi gospodarstwami[838]. W latach 1815—1825 żaden majątek, złożony z dóbr ruchomych, podlegających podatkowi spadkowemu, nie przenosił miljona funtów szt., w okresie od r. 1825 do r. 1855 było takich spadków 8, a od 1856 do czerwca r. 1859, czyli w ciągu 3½ lat — 4[839]. Najlepsze jednak pojęcie o centralizacji da nam zwięzła analiza rubryki D. podatku dochodowego (zyski, z wyłączeniem dzierżawców i t. d.) w latach 1864 i 1865. Zaznaczam przytem, że dochody z tego źródła od 60 f. szt. wgórę opłacają „income tax“, [podatek dochodowy ]. Dochody te, podległe opodatkowaniu, wyniosły w Anglji, Walji i Szkocji, w r. 1864 — 95.844.222 f. szt., a w r. 1865 105.435.579 f. szt.[840]; liczba zaś podatników wynosiła w 1864 r. 308.416 osób z pomiędzy ogółu ludności 23.891.009, a w r. 1865 332.421 osob z pomiędzy ogółu ludności 24.127.003. O podziale tych dochodów w obu latach daje pojęcie następująca tablica:
Rok, kończący się 5 kwietnia 1864 r. Rok, kończący się 5 kwietnia 1865 r.
Dochody z zysku w f. szt. Liczba osób Dochody z zysku w f. sz. Liczba osób
Ogółem 95,844,222 308,416 105,435,738 332,431
w tem 57,028,289 023,334 064,554,297 024,265
36,415,225 003,619 042,535,576 004,021
22,809,781 000832 027,555,313 000973
08,744,762 000091 011,077,238 000107

Węgla w Zjednoczonem Królestwie wydobyto w roku 1855 — 61.453.079 tonn, wartości 16.113.167 f. szt., w r. 1864 — 92.787.873 tonny, wartości 23.197.968 f. szt. Surowego żelaza wytworzono w r. 1855 — 3.218.154 tonny, wartości 8.045.385 f. szt., w r. 1864 — 4.767.951 tonn, wartości “.919.877 f. szt. W r. 1854 długość eksploatowanej sieci kolejowej Zjednoczonego Królestwa wynosiła 8.054 mil ang., kapitał wpłacony — 286.068.794 f. szt. W r. 1864: długość — 12.789 mil ang., kapitał wpłacony — 425.719.613 f. szt. W r. 1854 całkowity wywóz i wwóz Zjednoczonego Królestwa wynosił 268.210.145 f. szt., w r. 1865 — 489.923.285 f. szt. Ruch wywozu ilustruje poniższa tablica:[841]

rok 1846 058.842.377 f. szt.
1849 063.596.052  „
1856 115.826.948  „
1860 135.842.817  „
1865 165.862.402  „
1866 188.917.563  „

Po przytoczeniu tych niewielu danych zrozumiemy okrzyk triumfu Generalnego Registratora [przełożony nad księgami stanu cywilnego] narodu brytyjskiego: „Chociaż ludność wzrastała szybko, jednak nie dotrzymywała kroku postępowi przemysłu i bogactwa“[842].
Zwróćmy się teraz do bezpośrednich czynników tego przemysłu, czyli do wytwórców tego bogactwa, do klasy robotniczej: „Jest jedną z najsmutniejszych cech stanu społecznego kraju“, powiada Gladstone, „że obecnie w sposób zgoła niewątpliwy następuje zmniejszenie siły nabywczej ludu i wzrost cierpień i nędzy klasy pracującej. A zarazem wśród klas wyższych odbywa się ciągłe nagromadzanie bogactwa, wzrost zbytkownego trybu życia i używania“[843].
Tak przemawiał ten namaszczony minister w Izbie Gmin, 13-go lutego 1843 roku. A w lat dwadzieścia później, 16 kwietnia 1863 r., przedstawiając swój budżet Izbie, mówił on, co następuje: „Pomiędzy r. 1842 a r. 1852 podlegający opodatkowaniu dochód naszego kraju wzrósł o 6%... W ciągu ośmiolecia 1853—1861 wzrósł on w porównaniu z r. 1853 o 20%. Jest to rzecz tak zdumiewająca, że niemal trudna do wiary... Ten oszołamiający wzrost bogactwa i potęgi... ogranicza się wyłącznie do klas posiadających, ale... musi też przynosić pośrednią korzyść ludności robotniczej, gdyż pociąga za sobą zniżkę cen artykułów powszechnego spożycia — podczas gdy bogaci się zbogacili, ubodzy przynajmniej stawali się mniej ubogimi! Nie ośmielam się twierdzić, że się zmniejszyły objawy nędzy“[844].
Cóż za nędzny odwrót! Jeżeli klasa robotnicza pozostała „uboga, a tylko „mniej uboga w stosunku do „oszołamiającego wzrostu bogactwa i potęgi“, który wytworzyła dla klasy posiadającej, to stosunkowo jest ona równie uboga, jak wprzódy. Jeżeli „objawy nędzy“ nie zmniejszyły się, to znaczy, że wzrosły, gdyż wzrosły objawy bogactwa. Co zaś dotyczy potanienia środków utrzymania, to statystyka urzędowa, naprzykład dane londyńskiego przytułku dla sierot, wykazuje przeciętną podwyżkę o 20% cen w trzyleciu 1860 — 1862, w porównaniu z trzyleciem 1851 — 1853. W następnem trzyleciu, 1863 1865 widzimy rosnącą drożyznę mięsa, mleka, cukru, soli, węgla i mnóstwa innych niezbędnych środków utrzymania[845]. Następna zkolei mowa budżetowa Gladstone‘a, wygłoszona dnia 7 kwietnia 1864 r., jest wręcz jakąś odą Pindara, opiewającą postęp dorobkiewiczowstwa oraz szczęście ludu, miarkowane przez „ubóstwo. Mówi on tam o położeniu mas „graniczącem z pauperyzmem, o gałęziach produkcji, „gdzie płaca się nie podniosła, aż wkońcu podsumowuje szczęśliwość klasy robotniczej w słowach: „Życie ludzkie w dziewięciu wypadkach na dziesięć jest tylko walką o byt“[846].
Profesor Fawcett, nieskrępowany jak Gladstone względami natury urzędowej, oświadcza prosto z mostu: „Nie będę oczywiście przeczył temu, że płaca pieniężna, przy tak wielkiem pomnożeniu kapitału (w ostatnich dziesięcioleciach) również wzrosła, lecz ta pozorna korzyść jest znów w znacznym stopniu stracona, gdyż rożne artykuły pierwszej potrzeby wciąż drożeją (zdaniem jego z powodu spadku wartości metali szlachetnych)... Bogacze szybko stają się jeszcze bogatsi (the rich grow rapidly richer), podczas gdy nie znać żadnej poprawy w dobrobycie klas pracujących... Robotnicy stają się niemal niewolnikami sklepikarzy, których są dłużnikami“[847].
W działach, dotyczących dnia roboczego i maszyn, wyłuszczyliśmy okoliczności, wśród których angielska klasa robotnicza w ciągu ostatnich dziesięcioleci dokonała „oszołamiającego pomnożenia bogactwa i potęgi“ klas posiadających. Wtedy jednak zajmował nas przeważnie robotnik w czasie, gdy wykonywa swą funkcję społeczną. Dla zupełnego oświetlenia prawa nagromadzania kapitalistycznego należy przyjrzeć się przez chwilę również położeniu robotnika, poza warsztatem pracy, jego odżywianiu się i mieszkaniu. Ramy niniejszej księgi zmuszają nas do uwzględnienia przedewszystkiem najgorzej opłacanej części proletarjatu przemysłowego i robotników rolnych, t. j. większości klasy robotniczej[848].
Przedtem jeszcze słówko o urzędowym pauperyzmie, czyli o tej części klasy robotniczej, która utraciła podstawę swego istnienia, a mianowicie możność sprzedaży swej siły roboczej, i wegetuje dzięki jałmużnie publicznej. Oficjalny spis ubogich obejmował w Anglji[849]; w r. 1855 — 851.369 osób, w r. 1856 — 877.767, w r. 1865 — 97M33 — 2 powodu „głodu bawełnianego“ liczba ta wzrosła w latach 1863 i 1864 do 1.079.382 i 1.014.978. Kryzys r. 1866, który najciężej ugodził w Londyn, wywołał w tej stolicy rynku światowego, ludniejszej niż Królestwo Szkocji, w r. 1866 przyrost ubogich, wynoszący 19, 5% w porównaniu z rokiem 1865, a 24, 4% w porównaniu z r. 1864, oraz jeszcze większy przyrost ubogich w pierwszych miesiącach r. 1867 w porównaniu z rokiem 1866. Przy analizie statystyki pauperyzmu należy zaznaczyć dwa punkty. 2 jednej strony ruch liczby ubogich odzwierciedla perjodyczne zmiany faz cyklu przemysłowego. Z drugiej strony statystyka urzędowa staje się coraz błędniejszym wykładnikiem rzeczywistych rozmiarów pauperyzmu w miarę jak wraz z nagromadzaniem kapitału rozwija się walka klasowa, a wraz z mą rozwija się wśród robotników poczucie godności osobistej. Np. barbarzyństwo w traktowaniu ubogich, o którem prasa angielska (Times, Pall Mali Gazette i t. d.) tak głośno krzyczała w ostatnich dwóch latach, jest starej daty. Engels w r. 1844 stwierdzał te same okropności, i nawet ten sam obłudny, przemijający zgiełk oburzenia, należący do „sensacyjnej literatury“. Ale przerażający wzrost zgonów z głodu („death by starvation“) w Londynie, w ciągu ostatniego dziesięciolecia, świadczy wymownie o coraz silniejszej odrazie robotników do niewoli „workhouse“ [domu roboczego][850] tego istnego zakładu karnego dla nędzy.


b) Źle opłacane warstwy robotników przemysłowych w Anglji.

Przejdźmy teraz do źle opłacanych warstw klasy robotników przemysłowych. W czasie „głodu bawełnianego“, a mianowicie w r. 1862, Privy Council [rada tajna, czyli rada stanu, załatwiająca sprawy państwowe, nie podlegające kompetencji parlamentu. K.], polecił dr. Smithowi przeprowadzić ankietę w sprawie stanu odżywienia wynędzniałych robotników przemysłu bawełnianego w okręgach Lancashire i Cheshire. Uprzednie długoletnie studja doprowadziły go do wniosku, że „dla uniknięcia chorób, pochodzących z głodu“ (starvation diseases), trzeba, ażeby całodzienny posiłek przeciętnej kobiety zawierał conajmniej 3.900 granów węgla i 180 granów azotu, całodzienny posiłek mężczyzny — conajmniej 4.300 gr. węgla i 200 gr. azotu;, to jest dla kobiety tyle mniej więcej pierwiastków odżywczych, ile ich zawierają dwa funty dobrego pszennego chleba, dla mężczyzny o 1/9 więcej, czyli przeciętne spożycie tygodniowe dorosłych mężczyzn i kobiet winno wynosić conajmniej 28.600 gr. węgla i 1.330 gr. azotu. Obliczenie jego w praktyce zostało potwierdzone w sposób zdumiewający przez swą zgodność z mizernemi racjami pożywienia, do którego nędza sprowadziła spożycie robotników przemysłu bawełnianego. W grudniu 1862 roku otrzymywali oni tygodniowo 29.211 gr. węgla i 1.295 gr — azotu.
W r. 1863 Privy Council zarządził ankietę w sprawie nędznego stanu najgorzej odżywiającej się części klasy robotniczej. Dr. Simon, urzędnik sanitarny Privy Council, powierzył tę pracę wspomnianemu powyżej dr. Smithowi. Ankieta jego rozciągnęła się z jednej strony na robotników rolnych, z drugiej — na tkaczy jedwabiu, szwaczki, białoskórników, pończoszarzy, rękawiczników i szewców. Te ostatnie kategorje obejmują wyłącznie robotników miejskich, z wyjątkiem pończoszarzy. Przyjęto za zasadę ankiety, że w każdym zawodzie obejmie ona rodziny najzdrowsze i stosunkowo najlepiej się mające.
Wynik ogólny był taki, że „tylko w jednej z badanych kategoryj robotników miejskich otrzymywana ilość azotu przekraczała absolutne minimum, poniżej którego następuje stan niedożywienia, że u dwóch kategoryj stwierdzono niedobór, przyczem u jednej bardzo znaczny niedobór zarówno pokarmów, zawierających węgiel jak zawierających azot; że z pomiędzy badanych rodzin robotników rolnych zgorą ⅓ wykazywała niedobór pokarmów, zawierających węgiel, a zgórą ⅓ — niedobór pokarmów, zawierających azot, i że w trzech hrabstwach (Berkshire, Oxfordshire i Somersetshire) niedobór pokarmów azotowych był powszechny“[851]. 2 pomiędzy robotników rolnych, najgorzej odżywiali się robotnicy w Anglji właściwej — najbogatszej części Zjednoczonego Królestwa[852]. Niedożywienie wśród robotników rolnych dotyczyło głównie kobiet i dzieci, gdyż „mężczyzna musi jeść, żeby odrobić swą robotę“. Jeszcze większy niedostatek srożył się wśród zbadanych kategoryj robotników miejskich. „Odżywiają się tak nędznie, że w wielu wypadkach wpadają w ciężki i groźny dla zdrowia stan niedożywienia“[853]. (Wszystko to jest „wstrzemięźliwością“ kapitalisty! Mianowicie wstrzemięźliwością od wypłacania swym „rękom roboczym“ środków niezbędnych dla samego tylko utrzymania się przy życiu!)
Poniższa tablica ilustruje stosunek, zachodzący pomiędzy stanem odżywiania wzmiankowanych powyżej czysto miejskich kategoryj robotników, a racjami, przyjętemi przez dr. Smitha jako minimalne i zarazem, jako norma spożycia robotników przemysłu bawełnianego w czasie najgorszej nędzy:[854]

Obie płci
Przeciętne tygodniowe spożycie węgla
Przeciętne tygodniowe spożycie azotu
I. Pięć zawodów miejskich 28,876 gr. 1,192 gr.
II. Bezrobotni fabrycznego okręgu Lancashire 29,211 gr. 1,295 gr.
III. Normy minimalne, przecięt. dla obojga płci, zaproponowane dla robotników w Lancashire 28,600 gr. 1,330 gr.


Połowa, 60/125 zbadanych robotników przemysłowych, nie piła wcale piwa, 28% nie piło mleka. Przeciętne tygodniowe spożycie pokarmów płynnych wahało się od 7 uncyj na rodzinę u szwaczek, do 24¾ uncyj u pończoszarzy. Wśród niespożywających mleka większość stanowiły szwaczki londyńskie. Tygodniowe spożycie chleba wahało się pomiędzy 7% funta u szwaczek, a II!4 funta u szewców, przy przeciętnej ogólnej 9, 9 funta na osobę dorosłą. Tygodniowe spożycie cukru (syropu i t. d.) wahało się pomiędzy 4 uncjami u białoskórników, a “ u pończoszarzy, przy przeciętnej ogólnej 8 uncyj na osobę dorosłą. Ogólna przeciętna spożycia tygodniowego masła (tłuszczu i t. d.) wynosiła j uncyj na osobę dorosłą. Przeciętne spożycie mięsa (słoniny i t. p.) wahało się od 7¼ uncji na osobę dorosłą u tkaczy jedwabiu, a 18¼ uncyj u białoskórników; przeciętna ogólna dla różnych kategoryj wynosiła 13,6 uncyj. Przeciętny tygodniowy koszt wyżywienia osoby dorosłej wynosił: u tkaczy jedwabiu 2 szylingi 2½ pensa, u szwaczek 2 szylingi 7 p., u białoskórników 2 sz. 9½ p., u szewców 2 sz. 7¾ p., u pończoszarzy 2 sz. 6¼ p.. U tkaczy jedwabiu w Macclesfield przeciętny koszt tygodniowy wyżywienia wynosił tylko 1 sz. 8½ p.. Najgorzej odżywiające się kategorje stanowili: tkacze jedwabiu, szwaczki i białoskórnicy[855].
Dr. Simon w swem ogólnem sprawozdaniu zdrowotnem tak się wyraża o tym stanie odżywienia: „Ktokolwiek jest obeznany z praktyką lekarską wśród ubogich, albo wśród pacjentów szpitalnych, czy to przebywających w szpitalu, czy poza nim, przyzna niewątpliwie, że niedożywienie w niezliczonych wypadkach wywołuje choroby, lub je zaostrza... Jednak ze zdrowotnego punktu widzenia dochodzi tu jeszcze inna bardzo doniosła okoliczność... Trzeba pamiętać, że Judzie bardzo niechętnie znoszą redukcję pożywienia i że naogół wielka jałowość posiłku jest już następstwem szeregu innych, poprzedzających ograniczeń. Gospodarstwo domowe zostaje pozbawione wszelkiego komfortu materjalnego o wiele wcześniej, zanim niedożywienie zaważy na szali zdrowia, zanim fizjolog pocznie obliczać grany azotu i węgla, wypełniające odległość pomiędzy życiem a śmiercią głodową. Odzież i opał zapewne stały się jeszcze bardziej skąpe, niż pokarm. Brak więc osłony przed chłodem i niepogodą; ciasnota mieszkania zostaje doprowadzona do takiego stopnia, że wywołuje choroby lub je zaostrza; z mebli i sprzętów pozostają zaledwie resztki; nawet czystość sama staje się kosztowna lub uciążliwa. Jeżeli poczucie godności osobistej skłania do prób utrzymywania czystości, to każda próba taka pociąga za sobą powiększenie męki głodowej. Miejscem zamieszkania staje się okolica, gdzie najtańszy jest dach nad głową, t. j. dzielnica, gdzie przepisy zdrowotne osiągnęły najmniejszy skutek, gdzie najwięcej cuchną ścieki, gdzie najlichsza jest komunikacja, najwięcej brudów na ulicy, najgorsze i najbardziej skąpe zaopatrzenie w wodę i, w miastach, największy brak światła i powietrza. Takie oto są niebezpieczeństwa dla zdrowia, na które nieuchronnie wystawione jest ubóstwo, jeżeli to ubóstwo dochodzi aż do niedostatecznego odżywiania. Jeżeli suma tych dolegliwości wystarcza, aby życie uczynić ciężkiem, to niedożywienie już samo przez się jest okropne... Są to dręczące myśli, zwłaszcza gdy uprzytomnimy sobie, że nędza, o której mowa, nie jest nędzą, pochodzącą z własnej winy, z próżniactwa. Jest to nędza robotników. Przytem u chałupników praca, którą oni okupują skąpy kęs strawy, przeważnie jest przedłużona ponad wszelką miarę. A jednak chyba w bardzo warunkowem znaczeniu możnaby powiedzieć, że praca ich wystarcza na utrzymanie... Nominalna samodzielność może w bardzo znacznym stopniu być tylko krótszym lub dłuższym manowcem, wiodącym do pauperyzmu“[856].
Związek wewnętrzny między głodowaniem najpracowitszych warstw robotniczych a pospolitem czy też wyrafinowanem marnotrawstwem bogaczy, opartem na nagromadzaniu kapitału, ujawnia się dopiero przez poznanie praw ekonomicznych. Inaczej ze sprawą mieszkaniową. Każdy bezstronny postrzegacz dojrzy, że im większa centralizacja srodkow produkcji, tem większe stłoczenie robotników na małej przestrzeni, że więc im szybsze nagromadzanie kapitału, tem nędzniejsze warunki mieszkaniowe robotników. „Postęp“ i „upiększanie“ (improvements) miast, towarzyszące wzrostowi bogactw, a polegające na burzeniu źle zabudowanych dzielnic, na wznoszeniu pałaców dla banków i wielkich magazynów handlowych, na poszerzaniu ulic dla ruchu handlowego i dla zbytkownych powozów, na zaprowadzaniu tramwajów miejskich i t. d., zapędza oczywiście biedaków do zaułków coraz nędzniejszych i coraz gęściej zatłoczonych. 2 drugiej strony każdy wie, że drożyzna mieszkań pozostaje w odwrotnym stosunku do ich dobroci, i że kopalnie nędzy są eksploatowane przez spekulantów budowlanych z lepszym wynikiem i mniejszym kosztem, niż kiedykolwiek były eksploatowane kopalnie srebra w Potosi.
Antagonistyczny charakter nagromadzania kapitalistycznego, a więc i stosunków kapitalistycznej własności wogóle[857] staje się tu tak oczywisty, że nawet urzędowe sprawozdania angielskie o tym przedmiocie roją się od heretyckich wycieczek przeciwko „własności i jej prawom“. Plaga mieszkaniowa do tego stopnia dotrzymywała kroku rozwojowi przemysłu, nagromadzaniu kapitału, wzrostowi i „upiększaniu“ miast, że sama obawa przed zakaźnemi chorobami, które i „porządnego“ towarzystwa nie oszczędzają, powołała do życia w latach 1847—1864 aż 10 parlamentarnych ustaw sanitarno-policyjnych, a w niektórych miastach, jak w Liverpool, w Glasgow i t. d. strwożone mieszczaństwo wdało się w tę sprawę za pośrednictwem swych rad miejskich.
A jednak dr. Simon w swym raporcie z r. 1865 woła: „Naogół powiedziawszy, zło to nie podlega w Anglji żadnej kontroli“. Privy Council zarządził w r. 1864 ankietę w sprawie mieszkań robotników rolnych, a w r. 1865 — w sprawie mieszkań ludności ubogiej w miastach. W sprawozdaniach 7-em (z r. 1865) i 8-em (z r. 1866) o „Public Health“ znajdujemy mistrzowskie prace dr. Juljana Huntera. Do robotników rolnych powrócę później. Opis stanu mieszkań robotników miejskich poprzedzę ogólną uwagą dra Simona: „Aczkolwiek mój urzędowy punkt widzenia“, powiada on, „jest wyłącznie lekarski, jednak najzwyklejsze uczucie ludzkości nie pozwala mi zamykać oczu na drugą stronę tego zła. Gdy zło to (przeludnienie mieszkań) osiąga pewien poziom, to już prawie nieuchronnie pociąga za sobą taką negację wszelkiego poczucia delikatności, takie niechlujne zmieszanie ciał i czynności cielesnych, takie odsłonięcie nagości płciowej, które jest bydlęce, a nie ludzkie. Żyć w takich warunkach — to poniżenie człowieka, i tem głębsze, im dłużej oddziaływa. Dla dzieci, pod takiem przekleństwem zrodzonych, musi to być często chrzest upodlenia (baptism into infamy). Nie można mieć bodaj iskry nadziei, aby ludzie, postawieni w takich warunkach, mogli pod innemi względami zdążać ku owej atmosferze cywilizacji, której istotą jest czystość moralna i fizyczna“[858].
Londyn zajmuje pierwsze miejsce pod względem przeludnienia mieszkań, jak również pod względem ich absolutnej niezdatności na siedziby ludzkie: „Dwa są pewniki“, powiada dr. Hunter, „po pierwsze: Londyn posiada około 20 dużych osad, liczących po jakie 10.000 mieszkańców; stan rozpaczliwy tych osad przekracza wszystko, co dotychczas widziano w Anglji, a wynika całkowicie niemal ze złego stanu domów; powtóre: domy w tych osadach są dziś znacznie bardziej przepełnione i zniszczone, aniżeli przed 20 laty“[859]. „Niema w tem przesady, że w wielu dzielnicach Londynu i Newcastle‘u życie jest piekłem“[860].
W Londynie nawet lepiej się mająca część, klasy robotniczej wraz ze sklepikarzami i innemi żywiołami drobnomieszczańskiemi coraz silniej odczuwa plagę tych ohydnych stosunków mieszkaniowych w miarę jak wprowadzane są „ulepszenia“, jak niszczone są stare ulice i domy, jak fabryki rosną i jak wzrasta napływający do stolicy potok ludzki, jak wreszcie podnosi się komorne wraz z miejską rentą gruntową. „Komorne jest dziś tak wygórowane, że niewi lu robotników stać na więcej, niż na jeden pokój“[861]. Niema prawie domu w Londynie, dokoła którego nie uwijałaby się kupa „middlemen“ [pośredników]. Cena ziemi w Londynie jest mianowicie zawsze bardzo wysoka w porównaniu z rocznym dochodem z niej, ponieważ naogół nabywca spekuluje na to, że albo pozbędzie się wcześniej czy później swego nabytku po „Jury price“ (cena ustalana przy wywłaszczeniach przez taksatorów przysięgłych!, albo wyszachruje nadzwyczajny przyrost wartości, dzięki sąsiedztwu jakiegoś wielkiego przedsiębiorstwa. Następstwem tego jest regularny skup kontraktów najmu, których wygaśnięcie się zbliża. „Po dżentelmenach z tej branży można się spodziewać tego właśnie, co czynią: wyciśnięcia jak można najwięcej z mieszkańców domu i pozostawienia swym następcom samego domu w jak najgorszym stanie“[862].
Komorne jest tygodniowe, to też ci panowie nic nie ryzykują. Naskutek przeprowadzania linij kolejowych przez miasto „widziano niedawno we wschodniej części Londynu, jak pewna liczba rodzin, wypędzonych ze swych dawnych mieszkań, wędrowała pewnego sobotniego wieczora po mieście, niosąc swe manatki na grzbiecie i nie znajdując żadnego schronienia poza domem roboczym“[863]. Domy robocze są już przepełnione, „ulepszenia“ zaś, uchwalone przez parlament, właśnie teraz dopiero zaczynają wchodzić w życie. Robotnicy, wypędzani ze starych, burzonych domów, nie porzucają swej parafji, lub conajwyżej osiedlają się na jej granicy, w parafji sąsiedniej. „Oczywiście starają się mieszkać jak najbliżej swego warsztatu pracy. W rezultacie rodzina bywa zmuszona zamiast dwóch pokojów wynajmować jeden. Nawet przy wyższem komornem mieszkanie jest gorsze, niż to liche mieszkanie, z którego ją wypędzono. Połowa robotników w Strand odbywa już dwumilowe podróże do swego warsztatu pracy“.
Ów Strand, którego główna ulica imponuje przybyszom obrazem bogactw Londynu, jest zarazem przykładem stłoczenia ludzi w Londynie. W jednej parafji tej dzielnicy urzędnik sanitarny naliczył 581 osób na akr przestrzeni, choć do obszaru tego doliczono połowę szerokości Tamizy.
Rzecz prosta, że wszelkie zarządzenie policji sanitarnej, aby, jak to się dotychczas działo w Londynie, burzyć domy niezdatne do użytku i w ten sposób wyganiać robotników z danej dzielnicy, osiąga tylko ten wynik, że robotnicy stłaczają się tem gęściej w innej dzielnicy. „Albo“, mówi Dr. Hunter, „cały ten proceder musi się skończyć jako niedorzeczność, albo też musi się zbudzić sympatja publiczna (!) do tego, co dziś już bez przesady można nazwać obowiązkiem narodowym, a mianowicie do dostarczania dachu nad głową ludziom, którzy sami nie mogą go sobie sprawie z braku kapitału, ale którzyby mogli odszkodować właścicieli domow zapomocą opłat perjodycznych“[864]. Jakże godna podziwu jest sprawiedliwość kapitalistyczna! Właściciel ziemi, kamienicznik lub przemysłowiec, jeżeli jest wywłaszczony z powodu „ulepszeń“, jak koleje żelazne, nowe ulice i t. d. otrzymuje nietylko pełne odszkodowanie. Jeszcze należy mu się, na mocy praw boskich i ludzkich, sowity zysk, jako pociecha za przymusową „wstrzemięźliwość“. Robotnik zostaje wyrzucony na bruk z żoną, z dziećmi i z manatkami, a jeżeli zbyt masowo pcha się do dzielnic, które zarząd miejski chce utrzymać w przyzwoitym stanie, jest ścigany przez policję sanitarną!
Na początku 19-go wieku nie było w Anglji, poza Londynem, ani jednego miasta, liczącego sto tysięcy mieszkańców. Tylko 5 miast liczyło ich więcej niż 50,000. Dziś jest 28 miast, liczących ponad 50.000 mieszkańców. „Następstwem tej zmiany był nietylko olbrzymi wzrost ludności miejskiej, lecz również przekształcenie dawnych, gęsto stłoczonych miasteczek w ośrodki, ze wszystkich stron okolone zabudowaniami, bez żadnego dostępu świeżego powietrza. Ponieważ miejscowości te przestały być przyjemne dla bogatych, poczęli oni porzucać je, przenosząc się do powabniejszych okolic podmiejskich. Następcy tych bogaczy osiedlili się w dużych domach: każda rodzina, nieraz jeszcze z sublokatorami, zajmowała jeden pokój. Tak stłoczyła się ludność w domach, nie dla niej przeznaczonych, nieprzystosowanych do jej potrzeb, i w warunkach, zaiste poniżających dla dorosłych, a zgubnych dla dzieci“[865].
Im szybciej nagromadza się kapitał w danem mieście przemysłowem lub handlowem, tem większy jest napływ materjału ludzkiego, podległego wyzyskowi, i tem nędzniejsze są mieszkania robotnicze, budowane pośpiesznie i licho.
To też Newcastle-upon-Tyne, jako ośrodek coraz wydajniejszego okręgu górniczego i węglowego, zajmuje drugie miejsce po Londynie w tem piekle mieszkaniowem. Niemniej jak 34.000 osób mieszka tam w pojedyńczych izbach. Niedawno policja kazała zburzyć w Newcastle i w Gateshead znaczną liczbę domów, ze względu na absolutne niebezpieczeństwo dla publicznego zdrowia. Budowa nowych domow postępuje bardzo powoli, rozwój przedsiębiorstw bardzo szybko. To też w r. 1865 miasto było bardziej przeludnione, niż kiedykolwiek przedtem. Bardzo trudno było dostać nawet pojedynczą izbę. Dr. Embleton, lekarz szpitala dla chorych na choroby zakaźne, powiada: „Bezwątpienia, przyczyny trwania i rozszerzania się tyfusu szukać należy w stłoczeniu istot ludzkich i w niechlujstwie ich mieszkań. Robotnicy zazwyczaj mieszkają w domach, położonych w ślepych zaułkach i na podwórzach. Domy te pod względem światła, powietrza, przestrzeni i czystości są istnemi wzorami braku higjeny, są zakałą każdego cywilizowanego kraju. Mężczyźni, kobiety i dzieci sypiają tam w kupie. Jeżeli chodzi o mężczyzn, to nocna zmiana przychodzi zaraz po wyjściu dziennej, tak że pościel ledwo zdąży ostygnąć. Domy, źle zaopatrzone w wodę 1 gorzej jeszcze w ustępy, są plugawe, duszne i smrodliwe.“[866] Komorne tygodniowe za te nory wynosi od 8 pensów do 3 szylingów. „Newcastle-upon-Tyne, — powiada Dr. Hunter, — jest przykładem, jak jeden z najpiękniejszych szczepów naszego narodu pod wpływem zewnętrznych warunków, mieszkania i ulicy, stoczył się do stanu nieraz wręcz barbarzyńskiego zwyrodnienia.“[867]
Wobec przypływów i odpływów kapitału i pracy stan mieszkań w danem mieście przemysłowem może dziś być znośny, a jutro stać się ohydny. Albo też zarząd miasta może wreszcie zabrać się do usuwania najgorszych plag. Nazajutrz nadciąga jak szarańcza chmara obdartych Irlandczyków lub wynędzniałych robotników rolnych angielskich. Pakują ich do suteryn, do stodół, aż wreszcie zamieniają jakiś dotychczas porządny dom robotniczy w dom noclegowy, którego mieszkańcy zmieniają się tak szybko, jak żołnierze na kwaterunku podczas wojny trzydziestoletniej. Przykładem — Bradford. Właśnie filister municypalny był tam bardzo zajęty reformą miasta. Ponadto jeszcze w r. 1861 było tam 1751 domów niezamieszkanych. Ale wtem zaczyna się rozkwit przemysłowy, o którym niedawno piał tak wymownie ckliwy liberał, pan Forster, przyjaciel Murzynów. A wraz z rozkwitem przemysłu oczywiście zalały miasto wiecznie rozkołysane fale „armji rezerwowej przemysłu. czyli „względnego nadmiaru ludności“. Ohydne suteryny i izby, których spis[868] Dr. Hunter otrzymał od agentów pewnego towarzystwa ubezpieczeń, były zamieszkane przeważnie przez robotników dobrze opłacanych. Robotnicy ci twierdzili, że chętnieby zapłacili za lepsze mieszkania, gdyby je mogli dostać. Tymczasem poniewierają się i chorują wraz z rodzinami, podczas gdy ckliwy liberał Forster, członek parlamentu, rozczula się do łez nad dobrodziejstwami wolnego handlu i nad zyskami wybitnych mężów z Bradford, robiących w wełnie czesankowej.
Dr. Bell, jeden z lekarzy dla ubogich w Bradford, w swem sprawozdaniu z 5 września 1865, przypisuje warunkom mieszkaniowym przerażającą śmiertelność z chorób zakaźnych w jego okręgu: „W suterynie o objętości 1500 stóp sześciennych, mieszka 10 osób... Vincentstreet, Green Air Place i The Leys obejmują ogółem 225 domki z 1450 mieszkańcami, 435 łóżkami i 36 ustępami... Na każde łożko, a pi zez lożko rozumiem tu każdy kłąb brudnych łachmanów i każdą garsc wiórów, wypada przeciętnie 3, 3 osoby, a w pojedynczych wypadkach j i 6 osób. Wielu śpi bez łóżek, w ubraniu na gołej podłodze, młodzi mężczyźni i kobiety, małżeństwa, kawalerowie i panny — wszyscy w kupie. Czyż potrzeba dodawać, że te mieszkania, przeważnie nory smrodliwe, ciemne, Wilgotne i brudne, są zgoła nieodpowiednie na ludzkie siedziby? Są to ośrodki, z których się rozchodzą śmierć i choroba, i porywają swe ofiary nawet, i zpośród ludzi zamożnych (of good circumstances), którzy dopuścili do ropienia wśród nas tego rodzaju wrzodów“[869].
Trzecie miejsce po Londynie pod względem plagi mieszkaniowej zajmuje Bristol. „Tu, w jednem z najbogatszych miast Europy widzimy największy nadmiar gołej nędzy („blank poverty“) i plagi mieszkaniowej“[870].

c) Ludność koczująca. Górnicy.

Przechodzimy teraz do warstwy ludowej, z pochodzenia swego wiejskiej, z zajęć przeważnie przemysłowej. Jest to lekka piechota kapitału, którą on zależnie od swych potrzeb przerzuca z miejsca na miejsce. Gdy nie jest w marszu — „biwakuje“. Praca robotników wędrownych używana jest do różnych robót budowlanych i kanalizacyjnych, do wyrobu cegieł, do wypalania wapna, do budowy kolei żelaznych i t. d. Jest to wędrowna kolumna zarazy; miejscowościom, w których sąsiedztwie obozuje, przynosi ospę, tyfus, cholerę, szkarlatynę i t. d.[871]. W przedsiębiorstwach o znacznym nakładzie kapitału, jak budowa kolei i t. d., zazwyczaj przedsiębiorca sam dostarcza swej armji baraków drewnianych lub innych pomieszczeń w tym rodzaju, całych na poczekaniu zbudowanych osad bez urządzeń sanitarnych, poza dozorem władz miejscowych, lecz z wielką korzyścią dla pana przedsiębiorcy, który podwójnie wyzyskuje robotników: jako żołnierzy przemysłu i jako lokatorów. Zależnie od tego, czy barak drewniany zawiera i, 2, czy 3 nory, mieszkaniec, jego, kopacz lub t. p., płacić musi tygodniowo 1, 3 lub 4 szylingi[872].
Niechaj jeden przykład wystarczy. We wrześniu r. 1864, jak podaje dr. Simon, Sir George Grey, minister spraw wewnętrznych, otrzymał następującą skargę od przedstawiciela Nuisance Removal Committee [Komitet walki z warunkami antysanitarnemi] parafji Sevenoaks: „Jeszcze 12 miesięcy temu ospa była zgoła nieznana naszej parafji. Nie na długo przed tym czasem zostały rozpoczęte roboty przy budowie kolei z Levisham do Tunbridge. Główne roboty były wykonywane w bezpośredniem sąsiedztwie miasta; ponadto otworzono tu magazyn centralny całego przedsięwzięcia. To też pracuje tu wielka liczba osób. Ponieważ niepodobieństwem było rozmieścić ich wszystkich w domach, więc przedsiębiorca, pan Jay, kazał zbudować baraki w różnych punktach wzdłuż linji kolejowej, ażeby umieścić w nich robotników. Baraki te me miały ani wentylacji, ani ścieków i ponadto były z konieczności przepełnione, bo każdy lokator miał obowiązek przyjmowania sublokatorów, nawet jeżeli własna jego rodzina była bardzo liczna, i pomimo że każdy barak był tylko dwuizbowy. Według otrzymanego przez nas sprawozdania lekarskiego, biedacy ci znosili wskutek tego nocami wszelkie męki duszności, chcąc uniknąć jadowitych wyziewów z kałuż brudnej, stojącej wody oraz z ustępów, położonych tuż pod oknami. Wreszcie naszemu komitetowi złożył skargę lekarz, który miał sposobność zwiedzie te baraki. Wyrażał się on z największą goryczą o stanie tych tak zwanych mieszkań, i obawiał się bardzo poważnych następstw, jeżeli nie zostaną przedsięwzięte pewne zarządzenia sanitarne. Mniej więcej rok temu p. Jay zobowiązał się urządzić dom, do którego miały być przenoszone zatrudnione przezeń osoby w wypadkach chorob zakaźnych. W końcu lipca r. b. powtórzył on tę obietnicę, ale nigdy nie uczynił najmniejszego kroku dla jej wykonania, choć tymczasem nastąpiło parę wypadków ospy, z których dwa — śmiertelne. 9 września doktór Kelson zawiadomił mnie o dalszych zapadnięciach na ospę w tych samych barakach, i opisał ich stan ohydny. Muszę dodać dla Pańskiej (t. j. ministra) wiadomości, iż paraf ja nasza posiada dom izolowany, tak zwany dom zarazy, gdzie są pielęgnowani parafjanie, chorzy na choroby zakaźne; od paru miesięcy dom ten jest wciąż przepełniony pacjentami. W jednej tylko rodzinie zmarło pięcioro dzieci na ospę i febrę. Od 1 kwietnia do 1 września tego roku zmarło na ospę nie mniej niż 10 osób, z których 4 we wspomnianych barakach, będących rozsadnikami zarazy. Liczby zachorzeń niepodobna ustalić, gdyż rodziny, nawiedzone przez zarazę, starają się jak tylko mogą zachować to w tajemnicy.“[873].
Robotnicy w kopalniach węgla i w innych kopalniach należą do najlepiej opłacanych kategoryj proletarjatu angielskiego. Już poprzednio mieliśmy sposobność wykazać, jaką ceną okupują oni swój zarobek[874]. W tem miejscu wystarczy nam rzut oka na ich stosunki mieszkaniowe. Zazwyczaj przedsiębiorca kopalni, czy to jej właściciel, czy dzierżawca, stawia pewną ilość domków dla swych „rąk“. Otrzymują oni domki i węgiel za „darmo“, co oznacza, że stanowi to część ich zarobku, wypłacaną w naturze. Ci, którzy nie korzystają z tego przydziału, otrzymują wzamian 4 funty szt. rocznie. Okręgi górnicze szybko przyciągają ku sobie liczną ludność, złożoną nietylko z górników, lecz również z rzemieślników, sklepikarzy i t. d., którzy skupiają się wokół kopalni. Renta gruntowa jest tam wysoka, jak we wszelkich miejscowościach o gęstem zaludnieniu. Przedsiębiorca górniczy stara się więc postawić w sąsiedztwie szybów, na jak najmniejszej przestrzeni, tyle domków, wiele potrzeba, aby wpakować tam swe „ręce“ wraz z ich rodzinami. W razie otwierania wpobliżu nowych kopalni, lub wznawiania eksploatacji starych, natłok zwiększa się. Przy budowie domków jedyną zasadą wytyczną jest „wstrzemięźliwość“ kapitalisty od wszelkiego wykładania gotówki, nie będącego absolutną koniecznością.
„Mieszkania górników i innych robotników, pracujących w kopalniach w Northumberland i Durham“, powiada dr. Juljan Hunter, „są zapewne przeciętnie najgorsze i najdroższe z pomiędzy tego, co Anglja w tej dziedzinie w większych rozmiarach posiada, z wyjątkiem jednak okręgów górniczych w Monmouthshire. Są nadzwyczaj złe ze względu na wielką liczbę ludzi w każdym pokoju, na szczupłość terenu budowy, na którym stłaczają mnóstwo domów, na brak wody i ustępów, na często stosowaną metodę stawiania jednych domków na drugich lub dzielenia domów na piętra [w ten sposób, że każde piętro stanowi jakgdyby osobny domek i rożne domki stoją prostopadle jeden nad drugim]... Przedsiębiorca traktuje całą osadę w ten sposób, jakgdyby ludzie mieli tam tylko obozować, a nie mieszkać stale“[875].
Dr. Stevens pisze: „Zgodnie z otrzymaną instrukcją zwiedziłem większą część wielkich osad górniczych w Durham Union... Mogę stwierdzić, że prawie we wszystkich, z niewielkiemi wyjątkami, zaniedbano wszelkich urządzeń ku ochronie zdrowia ludności... Wszyscy górnicy są na dwanaście miesięcy przywiązani („bound“, wyrażenie, które podobnie, jak „bondage“ — pochodzi z czasów pańszczyźnianych) do dzierżawcy („lessee“) lub do właściciela kopalni. Jeżeli poważą się okazać swe niezadowolenie lub w inny sposob urażą dozorcę („viewer“), to stawia on znaczek lub adnotację przy ich nazwiskach w rejestrze robotników i wydala ich przy zawieraniu nowej umowy rocznej Wydaje mi się, że żadna odmiana „trucksystemu“[876] nie może być gorsza od tej, która panuje w tych gęsto zaludnionych okręgach. Robotnik zmuszony jest przyjmować, jako część swej płacy, mieszkanie, otoczone zabójczemi wyziewami. Robotnik nie może sam dać sobie rady. Jest on cod każdym względem poddanym (he is to all intents and purposes a serf). Wydaje się wątpliwe, czy ktokolwiek może mu dopomóc, prócz jego pana, a ten radzi się przedewszystkiem swego bilansu, z dość niezawodnym wynikiem. Robotnik otrzymuje od właściciela i wodę; czy woda jest dobra czy zła, czy jest dostarczana, czy wstrzymana, musi on za nią zapłacić, albo raczej pozwolić strącić jej cenę ze swej płacy“[877].
Przy konfliktach z „opinją publiczną“, lub też z policją sanitarną, kapitał wcale się nie krępuje „usprawiedliwiać“ warunki, niebezpieczne i poniżające zarazem, w które wpędza pracę robotnika i jego życie domowe, argumentem, że jest to potrzebne, aby wyzyskiwać robotnika z większą dla siebie korzyścią. Kapitalista uzasadnia w ten sposób odmowę stosowania środków ochronnych przy maszynach niebezpiecznych w fabrykach, wentylacji i środków zapobiegawczych przeciw katastrofom w kopalniach i t. d. To samo słyszymy, gdy mowa o mieszkaniach górników.
„Na usprawiedliwienie“ powiada w swym urzędowym raporcie dr. Simon, urzędnik sanitarny Privy Council, „na usprawiedliwienie nędznego urządzenia mieszkań przedsiębiorcy powołują się na to, że są zazwyczaj tylko dzierżawcami kopalni, że dzierżawa jest zbyt krótkotrwała (w kopalniach węgla przeważnie 21 lat), aby dzierżawcom opłacało się budować dobrze urządzone domy dla robotników, majstrów i t. d., których przedsiębiorstwo przyciąga; gdyby nawet on sam chciał być hojnym na tym punkcie, to przeszkodziłby mu w tem właściciel gruntu. Mianowicie właściciel zażądałby natychmiast olbrzymich dodatków do swej renty gruntowej za pozwolenie zbudowania na powierzchni gruntu przyzwoitej i wygodnej osady dla pomieszczenia ludzi, pracujących w jego podziemnej włości. Ta cena, uniemożliwiająca wszelkie ulepszenia, jeżeli już nie bezpośredni zakaz, odstrasza również i tych, którzy skądinąd mieliby ochotę budować.... Nie będę dłużej badał słuszności tego usprawiedliwienia, ani też dochodził, na kogoby ostatecznie spadł dodatkowy wydatek na budowę przyzwoitych mieszkań: na właściciela, dzierżawcę kopalni, robotników czy publiczność.... Ale wobec tak haniebnych faktów, jakie odsłaniają załączone sprawozdania (Dr. Huntera, dr. Stevensa i innych), należy zastosować środki zaradcze z praw własności ziemskiej korzysta się tu dla wyrządzenia wielkiej niesprawiedliwości społecznej. Pan gruntu, jako właściciel kopalni, zaprasza kolonję robotniczą do pracy na swoim terenie; następnie, jako właściciel powierzchni gruntu, uniemożliwia zgromadzonym robotnikom znalezienie znośnych mieszkań, niezbędnych dla ich bytu. Dzierżawca kopalni (eksploatator kapitalistyczny) nie ma żadnego interesu pieniężnego, aby się przeciwstawić takiemu podziałowi ról, gdyż wie, że konsekwencje nadmiernych wymagań właściciela nie na niego spadają, lecz na robotników, którzy są za mało świadomi, aby znać swe prawa sanitarne, i że ani najohydniejsze mieszkania, ani najbardziej zgniła woda nie będą nigdy powodem strajku“[878].

d) Wpływ kryzysów na najlepiej opłacaną część klasy robotniczej.

Zanim przejdę do właściwych robotników rolnych, zobaczymy jeszcze na jednym przykładzie, jak działają kryzysy na najlepiej nawet opłacaną część klasy robotniczej, na jej arystokrację. Przypominamy sobie, że rok 1857 przyniósł jeden z owych wielkich kryzysów, któremi się kończy za każdym razem cykl przemysłowy. Termin następnego kryzysu przypadał na r. 1866. Wyprzedzony we właściwych okręgach fabrycznych przez tak zwany „głód bawełniany, który wygnał wiele kapitału ze sfery zwykłego zastosowania do centralnych zbiorników rynku pieniężnego, kryzys przybrał tym razem przeważnie finansowy charakter. Sygnałem wybuchu kryzysu w maju r. 1866 było bankructwo pewnego olbrzymiego banku londyńskiego, po którem natychmiast nastąpił szereg upadłości spekulacyjnych towarzystw finansowych. W Londynie jedną z wielkich gałęzi przemysłu, dotkniętych kryzysem, była budowa okrętów z żelaza. Największe przedsiębiorstwa tej gałęzi przemysłu w czasie grynderstwa nietylko uprawiały masową nadprodukcję, ale ponadto zakontraktowały ogromne dostawy, spekulując na to, że źródło kredytu wciąż będzie tryskało równie obficie. Teraz nastąpiła straszliwa reakcja, która i w innych gałęziach przemysłu londyńskiego trwa do tej chwili, t. j. do końca marca 1867 r.[879].
Dla charakterystyki położenia robotników przytoczymy ustęp z obszernego szczegółowego sprawozdania korespondenta „Morning Star, który na początku r. 1867 zwiedził główne ośrodki niedoli: „We wschodniej części Londynu, a mianowicie w dzielnicach Poplar, Millwall, Greenwich, Deptford, Limehouse i Canning Town jest piętnaście tysięcy robotników, pogrążonych wraz z rodzinami w zupełnej nędzy; w ich liczbie znajduje się trzy tysiące wykwalifikowanych mechaników, którzy tłuką kamienie na podwórzu domu roboczego. Ich oszczędności wyczerpały się w ciągu sześcio lub ośmiomiesięcznego bezrobocia.... Trudno mi było dotrzeć do bramy domu roboczego (w Poplar), gdyż była formalnie oblężona przez tłum wygłodniały. Ludzie ci mieli otrzymać kartki na chleb, lecz jeszcze nie nastąpił moment rozdawania tych kartek. Podwórze stanowi duży kwadrat, okolony daszkiem, biegnącym wzdłuż ścian. Bruk na środku podwórza zawalony był wielkiemi kupami śniegu. Pośrodku również było parę małych placyków, ogrodzonych płotami z chróstu, coś nakształt owczarni, gdzie ludzie pracują przy znośnej pogodzie. W dniu mej bytności jednak „owczarnie“ te były tak zawalone śniegiem, że niktby tam nie usiedział. Ale ludzie pracowali pod daszkiem, mianowicie kruszyli kamienie na szuter, używany do brukowania szosy. Każdy siedział na wielkim kamieniu i ciężkim młotem kruszył złom granitu, okryty soplami lodu, dopóki nie utłukł w ten sposób — pomyśleć tylko! — 5 buszli miału. Wtedy dopiero kończył się jego dzień roboczy, i otrzymywał on 3 pensy i kartkę na chleb. W innej części podwórza znajdował się mały i nędzny domek drewniany. Uchyliwszy drzwi, zobaczyliśmy w nim gromadę mężczyzn, stłoczoną widocznie poto, żeby grzać się; wzajemnie. Skubali oni stare liny okrętowe i spierali się, kto z nich najdłużej zdoła pracować przy najmniejszem pożywieniu; wytrzymałość była ich point d‘honneur [punktem honoru]. W tym jednym tylko domu roboczym.... otrzymywało zapomogi 7,000 bezrobotnych.... w tej liczbie setki wykwalifikowanych robotników, którzy 6—8 miesięcy temu otrzymywali płace, zaliczane do najwyższych w naszym kraju. A liczba ich byłaby dwakroć większa, gdyby nie to, że tak wielu, po wyczerpaniu całych swych oszczędności pieniężnych, stroniło jednak od zapomogi parafjalnej, dopóki miało choć cośkolwiek do zastawienia.... Wychodząc z domu roboczego„ przeszedłem się po ulicach, wśród przeważnie jednopiętrowych domków, tak licznych w Poplar. Przewodnikiem moim był członek komitetu bezrobotnych. Pierwszy dom, do któregośmy weszli, należał do robotnika z fabryki żelaza, bezrobotnego od 27 tygodni. Znalazłem go wraz z rodziną w tylnym pokoju. Pokój ten niecałkiem był jeszcze ogołocony z mebli, a na kominku palił się ogień. Było to konieczne dla uchronienia od zimna bosych nóżek dziatwy, gayż dzień był mroźny. Przed kominkiem, na talerzu leżały pakuły, które żona i dzieci skubały wzamian za kartkę na chleb z parafjalnego domu roboczego. Mąż pracował na opisanem już podwórku za kartkę na chleb i 3 pensy dziennie. Przyszedł obecnie do domu na obiad, bardzo głodny, jak nam oznajmił z gorzkim uśmiechem na twarzy, a obiad jego składał się z paru kromek chleba ze smalcem i kubka herbaty bez mleka... Drzwi następne otworzyła nam kobiecina w wieku średnim i, nie rzekłszy ani słowa, zaprowadziła nas do pokoju, gdzie cała rodzina siedziała w milczeniu, utkwiwszy oczy w szybko wygasający ogień. Taką pustką i beznadziejnością owiani byli ci ludzie i ich maleńka izdebka, że doprawdy nie chciałbym po raz drugi sceny takiej oglądać. „Nic nie zarobiły, panie“, rzekła kobieta, wskazując na swe dzieci, „nic nie zarabiają już od 20 tygodni, a już całe pieniądze nasze się rozeszły; całe 20 funtów szterlingów, któreśmy z ojcem w lepszych czasach uciułali w nadziei, że to nam pozwoli przetrwać złe czasy.... A niechże Pan teraz zobaczy!“, krzyknęła dzikim prawie głosem, wyciągając książeczkę bankową, gdzie były kolejno oznaczone wszystkie wpłaty i wypłaty, tak że mogliśmy się naocznie przekonać, jak ten skromny fundusz, od pierwszego wkładu j szylingów narastał stopniowo aż do 20 funtów, i jak później znów topniał, jak z funtów schodził do szylingów, aż wreszcie ostatnia adnotacja czyniła książeczkę również bezwartościową, jak strzęp białego papieru. Rodzina ta otrzymywała pożywienie z domu roboczego, który raz na dzień dostarczał jej nędznego posiłku... Następna nasza wizyta zaprowadziła nas do żony pewnego metalowca, który pracował w stoczni. Znaleźliśmy ją — chorą z głodu, wyciągniętą w ubraniu na materacu, nawpół przykrytą kawałem dywana, gdyż cała pościel była w lombardzie. Doglądały jej wynędzniałe dzieci, którym opieka byłaby równie potrzebna, jak ich matce. 19 tygodni przymusowego bezrobocia doprowadziły ją do takiego stanu; opowiadała nam swe dzieje z takim jękiem rozpaczy, jakgdyby utraciła wszelką nadzieję na powrót lepszych czasów... Gdyśmy już wychodzili z tego domu, podbiegł do nas jakiś młody robotnik, prosząc, abyśmy zaszli do niego do mieszkania i zobaczyli, czy się nie da co uczynić dla niego. A miał on do pokazania tylko młodą żonę i dwoje ładnych dzieci, pęk kwitów z lombardu, i ogołocony ze sprzętów pokój“.
W sprawie bolesnych następstw kryzysu z r. 1866, przytaczamy poniżej wyciąg z pewnej torysowskiej gazety. Należy przytem pamiętać, że Eastend, wschodnia część Londynu, o której tu mowa, jest zamieszkiwana nietylko przez robotników, zatrudnionych przy budowie okrętów żelaznych i w innych gałęziach wielkiego przemysłu, lecz również przez licznych t. zw. „chałupników“, stale płatnych poniżej minimum. [Ich to właśnie dotyczy poniższy cytat, zaczerpnięty ze „Standardu“, głównego organu torysów, t. j. konserwatystów]: „Scena, pełna grozy, rozegrała się wczoraj w jednej z dzielnic stolicy. Choć niecała wielotysięczna masa bezrobotnych z Eastend manifestowała pod czarnemi sztandarami, to jednak pochód był dość imponujący. Uprzytomnijmy sobie cierpienia tej ludności. Umiera ona z głodu. Fakt to prosty i straszliwy. Jest ich 40.000... Za naszych dni na przedmieściu naszej wspaniałej stolicy, tuż obok największego skupienia bogactw, jakie świat kiedykolwiek oglądał — 40.000 ludzi, pozbawionych pomocy, umierających z głodu! Te tłumy tysiączne obecnie wdzierają się do innych dzielnic. Wciąż nawpół głodni, dziś w twarz nam miotają swe cierpienia, wołają o pomstę do nieba, opowiadają nam o wynędzniałych mieszkaniach, o tem, że niepodobna znaleźć roboty i że na nic zda się żebrać. Gminni płatnicy podatku na ubogich są już sami na brzegu pauperyzmu wskutek wymagań władz parafjalnych“. („Standard“, 5 kwietnia 1867 r.).
Ponieważ wśród kapitalistów angielskich modne jest przedstawiać Belgję, jako „raj robotników“, gdyż tam „wolność pracy“, lub — co na jedno wychodzi, — „wolność kapitału“, nie jest ograniczona ani przez „despotyzm“ trade unionów, ani przez ustawodawstwo fabryczne, przeto poświęcimy słów parę „szczęściu“ „wolnego“ robotnika belgijskiego, którego uszczęśliwiają kler, arystokracja, liberalna burżuazja i biurokracja, ale dalibóg nie trade — uniony i nie ustawy fabryczne. Z pewnością nikt głębiej nie wniknął w tajniki tego szczęścia, niż zmarły pan Ducpétiaux, inspektor generalny belgijskich więzień i zakładów dobroczynnych, a zarazem członek komisji centralnej dla statystyki Belgji. Weźmy jego dzieło: „Budgets économiques des classes ouvrières en Belgique, Bruxelles 1855“. Między innemi poznajemy tam normalną belgijską rodzinę robotniczą, której roczny przychód i rozchód są przedstawione według szczegółowych rachunków i której stan odżywiania jest porównany z racją pożywienia żołnierza, marynarza i więźnia. Rodzina „składa się z ojca, matki i czworga dzieci“. Z tych „sześciu osób cztery mogą być przez rok cały użytecznie zatrudnione. Autor zakłada zgóry, że w rodzinie tej „niema chorych, ani też niezdolnych do pracy“, że nie ponosi ona „żadnych wydatków na cele religijne, moralne lub intelektualne, z wyjątkiem drobnej opłaty za krzesła w kościele“, ani też nie opłaca „składek do kas oszczędnościowych, lub ubezpieczeń na starość”, ani wreszcie nie pozwala sobie na „zbytek i niepotrzebne wydatki”. Jednak autor pozwala ojcu i starszemu synowi palić tytoń, a w niedzielę bywać w gospodzie, i na ten cel przeznacza im całych 86 centymów tygodniowo. „Z ogólnego zestawienia płac, pobieranych przez robotników w różnych gałęziach przemysłu, wynika.... iż przeciętna płaca dzienna wynosi conajwyżej: 1 fr. 56 centymów dla mężczyzn, 89 centymów dla kobiet, 56 centymów dla chłopców i 55 centymów dla dziewcząt. Na tej podstawie obliczamy dochód rodziny co najwyżej na 1068 franków rocznie.... W gospodarstwie, przyjętem za typowe, uwzględniliśmy wszelkie możliwe dochody. Ale jeżeli uwzględnimy płacę matki, to kto będzie prowadził gospodarstwo, troszczył się o dom, zajmował się małemi dziećmi? Kto będzie gotował, prał, cerował? Oto zagadnienie, które codziennie staje przed robotnikami”. Budżet rodziny jest następujący:

Ojciec 300 dni roboczych po fr. 1.56 fr. 468
Matka 300 0.89 267
Najstarszy syn 300 0.56 168
Najstarsza córka 300 0.55 165
Razem fr. 1.068

Roczny wydatek rodziny i jej deficyt wynosiłyby, gdyby robotnik odżywiał się jak:

marynarz fr. 1828.— deficyt fr. 760.—
żołnierz 1473.— 405.—
więzień 1112.— 044.—

„Widzimy stąd, że niewiele rodzin robotniczych może sobie pozwolić na pożywienie już nietylko marynarza lub żołnierza, ale bodaj więźnia. Przeciętny koszt dzienny utrzymania więźnia w latach 1847/1849 wynosił w Belgji 63 centymy, co w porównaniu z dziennym kosztem utrzymania robotnika stanowi różnicę 13 centymów. Koszty administracji i dozoru zrównoważone są przez to, że więzień nie płaci komornego.... Jakżeż to się jednak dzieje, że wielka liczba, możnaby powiedzieć, znaczna większość robotników umie żyć jeszcze oszczędniej? Tylko dzięki posługiwaniu się środkami, stanowiącemi wyłączną tajemnicę robotnika; dzięki temu, że zmniejsza on rację dzienną swego pożywienia; że jada żytni chleb zamiast pszennego; że nie jada mięsa wcale lub też bardzo mało, tak samo masła i przypraw; że tłoczy się z rodziną w jednym lub dwóch pokojach, gdzie chłopcy z dziewczętami śpią razem, często na tym samym sienniku; że oszczędza na ubraniu, na praniu, na czystości; że wyrzeka się niedzielnej rozrywki i że wogóle odmawia sobie wszystkiego. Po osiągnięciu tej ostatecznej granicy najmniejsza zwyżka cen środków utrzymania, przerwa w pracy, choroba, pomnażają nędzę robotnika i rujnują go ostatecznie. Długi narastają, kredyt się wyczerpuje, ubrania i niezbędne meble wędrują do lombardu, i wreszcie rodzina prosi o wciągnięcie jej na listę ubogich“[880]. W istocie, w tym „raju kapitalistów“ najmniejsza zwyżka najniezbędniejszych środków utrzymania prowadzi do wzrostu liczby zgonów i przestępstw. (Porównaj odezwę „Maatschappij: De Vlamingen Vooruit“, Bruksela 1860“, str. 15, 16). Belgja liczy ogółem 930.000 rodzin, z czego według urzędowej statystyki na bogatych (wyborców) wypada 90.000 rodzin = 450.000 osób; 190.000 rodzin drobnej klasy średniej w mieście i na wsi, których znaczna część stacza się ku proletarjatowi = 950.000 osób; wreszcie 450.000 rodzin robotniczych = 2.250.000 osób, z pomiędzy których wzorowe rodziny robotnicze rozkoszują się szczęściem, opisanem przez pana Ducpétiaux. 2 pomiędzy 450.000 rodzin robotniczych przeszło 200.000 figuruje na liście ubogich!

c) Brytyjski proletarjat rolny.

Antagonistyczny charakter kapitalistycznej produkcji i kapitalistycznego nagromadzania nigdzie nie ujawnia się brutalniej, aniżeli w postępie angielskiego rolnictwa (wraz z hodowlą bydła) i w uwstecznieniu położenia angielskiego robotnika rolnego. Zanim przejdę do jego obecnego położenia, potrzebny jest krótki rzut oka wstecz. Rolnictwo nowożytne datuje się w Anglji od połowy 18-go wieku, choć przełom w stosunkach własności rolnej, z którego wyrósł, jako z podstawy, zmieniony sposób produkcji, jest o wiele wcześniejszej daty.
Jeżeli weźmiemy dane Arthura Younga, sumiennego obserwatora, choć powierzchownego myśliciela, o położeniu angielskiego robotnika rolnego w r. 1771, to okaże się, że było ono bardzo nędzne w porównaniu z położeniem jego przodka w końcu 14-go wieku, „który mógł żyć w dostatku i gromadzić bogactwo“[881], nie mówiąc już o wieku 15-ym, „złotym wieku robotników angielskich w mieście i na wsi“. Lecz nie mamy potrzeby cofać się tak daleko. W pewnem, bardzo bogatem w treść, dziele z r. 1777 czytamy: „Wielki dzierżawca podniósł się już niemal do poziomu szlachcica, podczas gdy biedny robotnik rolny został przybity prawie do ziemi. Jego nieszczęsne położenie ujawnia się w całej pełni, gdy porównywamy je z jego stanem przed laty 40... Właściciele ziemscy i dzierżawcy szli ze sobą ręka w rękę, aby uciskać robotnika“[882]. Dalej autor wykazuje szczegółowo, że realne place robotników wiejskich w latach 1737—1777 spadły prawie o ¼, czyli o 25%. „Polityka współczesna — pisze dalej Dr. Richard Price — zaiste bardziej sprzyja wyższym klasom społecznym. W rezultacie może się wkońcu okazać, że całe królestwo będzie się składało ze szlachty i z żebraków, z magnatów i z niewolników“[883].
A jednak położenie angielskiego robotnika rolnego w latach 1770—1780 zarówno pod względem pożywienia i mieszkania, jak poczucia godności osobistej, rozrywek i t. d. stanowi niedościgły ideał dla czasów późniejszych. Jego przeciętna płaca robocza, wyrażona w pintach [garncach] pszenicy w latach 1770—1771 równała się 90 pintom, w okresie, opisanym przez Edena (r. 1797) — 65 pintom, a w r. 1808 już tylko 60 pintom[884].
O położeniu robotników rolnych pod koniec wojny antyjakobińskiej, podczas której obszarnicy, dzierżawcy, fabrykanci, kupcy, bankierzy, rycerze giełdy i dostawcy wojskowi zbogacili się niepomiernie, wspomnieliśmy już powyżej. Płaca nominalna wzrosła poczęści wskutek dewaluacji banknotów, poczęści z powodu niezależnej od niej zwyżki cen artykułów pierwszej potrzeby. Jednak rzeczywisty ruch płac można stwierdzić dość łatwo, nie gubiąc się w szczegółach, w które tu nie możemy wnikać. Ustawa o pomocy ubogim i jej regulamin były te same w latach 1795 i 1814. Przypominamy sobie, jak ta ustawa była stosowana na wsi: zarząd parafjalny zapomocą jałmużny uzupełniał płacę robotnika do wysokości sumy nominalnej, wystarczającej zaledwie na utrzymanie się przy życiu. Stosunek pomiędzy zarobkiem robotnika, wypłacanym przez dzierżawcę, a niedoborem, pokrywanym przez parafję, wykaże nam dwie rzeczy: po pierwsze — spadek płacy roboczej poniżej minimum, powtóre zaś — miarę tego, w jakim stopniu robotnik rolny był mieszaniną najmity i nędzarza, czyli miarę tego, w jakim stopniu przekształcano go w poddanego jego parafji.
Wybierzemy hrabstwo, wyobrażające przeciętne stosunki wszystkich innych hrabstw. W r. 1795 przeciętna płaca tygodniowa w Northamptonshire wynosiła 7 szylingów i 6 pensów, całkowity rozchód roczny rodziny z 6 osób — 36 funtów, 12 szylingów, 5 pensów, jej całkowity dochód roczny — 29 f. szt. 18 sz., i wreszcie jej deficyt, pokrywany przez parafję: 6 f. szt. 14 sz. 5 p. W tem samem hrabstwie w r. 1814 płaca tygodniowa wynosiła 12 sz. 2 p., całkowity rozchód roczny rodziny z 5 osób — 54 f. szt. 18 sz. 4 p., jej całkowity dochód roczny — 36 f. szt. 2 sz., a deficyt, pokrywany przez parafję: 18 f. szt. 16 sz. 4 p.[885]. W roku 1795 deficyt wynosił mniej niż ćwierć płacy roboczej, w r. 1814 — więcej niż połowę. Rozumie się, że w tych warunkach, w roku 1814, zniknęły bez śladu te resztki pewnego dostatku, które jeszcze Eden znajdował w domku robotnika rolnego[886]. Z pośród wszystkich zwierząt, hodowanych przez dzierżawcę, robotnik, instrumentum vocale[887], stał się odtąd zwierzęciem najbardziej zamęczanem, najgorzej karmionem, najbrutalniej traktowanem. Ten stan rzeczy trwał spokojnie nadal aż do czasu, gdy „burzliwe rozruchy 1830 roku ukazały nam (t. j. klasom panującym) w blasku płonących stert zboża, że nędza i buntownicze niezadowolenie szerzy się pod powierzchnią Anglji rolniczej, tak sarno, jak Anglji przemysłowej“[888]. Sadler podówczas w Izbie Gmin ochrzcił robotników rolnych mianem „białych niewolników“ („white slaves“), a pewien biskup powtórzył to samo w Izbie Lordów. Najwybitniejszy ekonomista owego czasu, E. G. Wakefield, orzekł: „Robotnik rolny Anglji Południowej nie jest ani niewolnikiem, ani człowiekiem wolnym — jest pauprem“[889].
Okres, poprzedzający bezpośrednio zniesienie ustaw zbożowych, rzucił nowe światło na położenie robotników rolnych. Z jednej strony, agitatorzy mieszczańscy byli zainteresowani w tem, by wykazać, jak mało owe ustawy ochronne zabezpieczają istotnego wytwórcę zboża. Z drugiej strony, burżuazja przemysłowa pieniła się z wściekłości wskutek tego, że arystokracja obszarnicza potępiła stosunki fabryczne i że ci, nawskroś zepsuci, oschli i wytworni próżniacy ostentacyjnie wyrażali swe współczucie dla cierpień robotników fabrycznych i bronili z „dyplomatyczną gorliwością“ ustawodawstwa fabrycznego. Stare przysłowie angielskie powiada, że gdy dwaj złodzieje biorą się za czuby, to zawsze wynika stąd coś użytecznego. No i doprawdy, namiętna, hałaśliwa kłótnia między dwoma odłamami klas panujących o to, który z nich jest bezwstydniejszy w wyzyskiwaniu robotników, stała się i po prawicy i po lewicy akuszerką niejednej prawdy. Hrabia Shaftesbury, dawniej Lord Ashley, kroczył na czele arystokratycznej i filantropijnej kampanji przeciw fabrykantom. Dlatego stał się on w latach 1844 — 1845 celem ustawicznych pocisków „Morning Chronicie“ w jej rewelacjach o położeniu robotników rolnych. Ten podówczas największy dziennik liberalny wysyłał na wieś swych korespondentów, którzy bynajmniej nie poprzestawali na ogólnych opisach i na statystyce, lecz ogłaszali nazwiska zarówno odwiedzanych przez siebie rodzin robotniczych, jak ich panów. W tabeli podanej poniżej[890] znajdujemy place robotników rolnych trzech wiosek, położonych wpobliżu miast Blanford, Wimbourne i Poole. Wioski te są własnością p. G. Bankes i hrabiego Shaftesbury. Łatwo spostrzec, że ten papież „Iow church“ [„niższego kościoła“] [891], ten wódz nabożnisiów angielskich, zarówno jak jego kompan, p. Bankes, potrącali sobie jeszcze sporą część nędznych zarobków robotniczych tytułem komornego.

Liczba dzieci
Liczba członków
rodziny
Płaca tygodniowa
mężczyzn
Płaca tygodniowa
dzieci
Dochód tygodniowy
rodzin
Komorne tygodniowe
Całkowity zarobek
tygodniowy po
potrąceniu komornego
Zarobek tygodniowy
na głowę
PIERWSZA WIOSKA
2 4 8 sz. 8 sz. 2 sz. 6 sz. 1 sz. 6 p.
3 5 8 „ 8 „ 1 sz. 6 p. 6 „ 6 p. 1 „ 3 1/2 „
2 4 8 „ 8 „ 1 „ 7 „ 1 „ 9 „
2 4 8 „ 8 „ 1 „ 7 „ 1 „ 9 „
6 8 7 „ 1 sz. do 1 sz. 6 p. 10 „ 6 p. 2 „ 8 „ 6 „ 1 „ 1/4 „
3 5 7 „ 1 sz. 2 p. 8 „ 1 p. 1 „ 4 p. 6 „ 10 „ 1 „ 7 1/2 „
DRUGA WIOSKA
6 8 7 sz. 1 sz. do 1 sz. 6 p. 10 sz. 1 sz. 6 p. 8 sz. 6 p. 1 sz. 3/4 p.
6 8 7 „ 7 „ 1 „ 3 1/2 p. 5 „ 8 1/2 p. — 8 1/2 „
8 10 7 „ 7 „ 1 „ 3 1/2 „ 5 „ 8 1/2 „ — 7 „
4 6 7 „ 7 „ 1 „ 6 1/2 „ 5 „ 5 1/2 „ — 11 „
3 5 7 „ 7 „ 1 „ 6 1/2 „ 5 „ 5 1/2 „ 1 sz. 1 „
TRZECIA WIOSKA
4 6 7 sz. 7 sz. 1 sz. 6 sz. 1 sz.
3 5 7 „ 1 sz. do 2 sz. 11 „ 6 p. — 10 p. 10 „ 8 p. 2 „ 1 1/2 p.
2 5 „ 5 „ 1 „ 4 „ 2 „
Zniesienie ustaw zbożowych dało rolnictwu angielskiemu potężnego bodźca. Epokę tę charakteryzują: drenowanie na wielką skalę[892], nowy system tuczenia bydła i uprawy sztucznych pasz, wprowadzenie aparatów do mechanicznego nawożenia, udoskonalona uprawa gruntów gliniastych, rozpowszechnienie nawozów mineralnych, zastosowanie maszyn parowych i wszelkiego rodzaju maszyn roboczych i t. d., i wogóle intensywniejsza kultura rolna. Pan Pusey, prezes Królewskiego Towarzystwa Rolniczego, twierdzi, że dzięki zastosowaniu nowych maszyn koszty gospodarcze (względne) zmniejszyły się niemal o połowę. Z drugiej zaś strony, wzrosła szybko absolutna wydajność gleby. Większy nakład kapitału na akr gruntu, a więc przyspieszona koncentracja dzierżaw były koniecznemi warunkami nowej metody[893].

Zarazem powierzchnia gruntów uprawnych wzrosła w latach 1846—1856 o 464.119 akrów, że nie wspomnimy już o wielkich równinach hrabstw wschodnich, cudem niemal przekształconych z królikarni 1 z nędznych pastwisk w bujne łany zboża. Wiemy już, że jednocześnie zmalała liczba osób, zatrudnionych w rolnictwie. Co do rolników w ścisłem znaczeniu tego wyrazu, bez różnicy płci 1 wieku, to liczba ich zmniejszyła się z 1.241.269 w r. 1851 do 1.163.217 w r. 1861[894]. Skoro więc Generalny Registrator Anglji czyni następującą słuszną uwagę: „Wzrost liczby dzierżawców i robotników rolnych, poczynając od r. 1801, nie pozostaje w żadnej proporcji do wzrostu produkcji rolniczej“[895], to owa dysproporcja dotyczy jeszcze o wiele bardziej ostatniego okresu, kiedy absolutne zmniejszenie robotniczej ludności wiejskiej idzie w parze z rozszerzeniem powierzchni gruntów uprawnych, z intensyfikacją gospodarki, z niesłychanem nagromadzeniem kapitału, wcielonego w ziemię i poświęconego jej uprawie, ze wzrostem plonów, niebywałym w dziejach angielskiego rolnictwa, z narastaniem ksiąg czynszowych obszarniczych i z pęcznieniem bogactwa kapitalistycznych dzierżawców. Jeżeli do tego dodamy szybki i nieprzerwany rozwój miejskiego rynku zbytu oraz panowanie wolnego handlu, to chybaż robotnik rolny post tot discrimina rerum [po tak wielu przeprawach] osiągnął wreszcie warunki, które powinny go były secundum artem [według reguł sztuki] upoić szczęściem!
Natomiast profesor Rogers dochodzi do wniosku, że współczesny angielski robotnik rolny ma się o wiele gorzej, w porównaniu nietylko ze swym poprzednikiem z drugiej połowy 14-go i 15-go wieku, lecz nawet ze swym poprzednikiem z lat 1770—1780, że „stał się znowu poddanym“, i to poddanym źle karmionym i źle zakwaterowanym[896]. Dr. Juljan Hunter w swem epokowem sprawozdaniu o mieszkaniach robotników rolnych powiada: „Koszty utrzymania hinda (nazwa angielskiego robotnika rolnego z czasów pańszczyzny) są sprowadzone do najniższej normy, umożliwiającej istnienie.... Jego płaca i jego mieszkanie nie pozostają w żadnym stosunku do zysku, który ma być zeń wyciśnięty. W rachunkach dzierżawcy jest on okrągłem zerem[897].... Jego środki utrzymania są uważane za wielkość stałą“[898]. „Co się zaś tyczy dalszej redukcji jego dochodów, to może on powiedzieć: nihil habeo, nihil euro [nic nie mam, o nic nie dbam]. Nie lęka się on o przyszłość, gdyż nie posiada nic, prócz tego, co jest mu absolutnie niezbędne do istnienia. Doszedł do punktu zero, który zarazem jest punktem wyjścia dla kalkulacji dzierżawcy. Niech się dzieje co chce, niema już dla niego dobrej ani złej doli“[899].
W roku 1863 rozpisano urzędową ankietę w sprawie warunków odżywiania i pracy przestępców, skazanych na zesłanie do kolonji karnej, lub na publiczne roboty przymusowe. Rezultaty tych badań zawarte są w dwóch grubych błękitnych księgach. Czytamy tam między innemi: „Staranne zestawienie pożywienia przestępców, odsiadujących więzienie w Anglji, z pożywieniem ubogich w domach roboczych, lub też wolnych robotników wiejskich w tym samym kraju...., doprowadza nas do wniosku, że przestępcy są znacznie lepiej odżywiani, niż którakolwiek z pozostałych dwóch kategoryj“[900], podczas gdy „ilość pracy, wymagana od skazanego na publiczne roboty przymusowe, stanowi mniej więcej połowę roboty, wykonywanej przez zwykłego robotnika rolnego“[901]. Posłuchajmy teraz niektórych charakterystycznych zeznań. John Smith, dyrektor więzienia w Edynburgu, zeznaje co następuje — Nr. 5056: „Pożywienie w więzieniach angielskich jest o wiele lepsze od strawy zwykłych robotników rolnych“. Nr. 5075: „Jest faktem, że zwykli robotnicy rolni w Szkocji bardzo rzadko jadają mięso“. Nr. 3047: „Czy zna Pan jaki powód, aby przestępców trzeba było karmić znacznie lepiej (much better), aniżeli zwykłych robotników rolnych? — Pewno, — ze me“. Nr. 3048; „Czy uważa Pan za stosowne czynić dalsze próby, aby pożywienie więźniów, skazanych na publiczne roboty przymusowe, ^ zbliżyć do pożywienia wolnych robotników wiejskich?“[902]. „Wszak robotnik rolny“, czytamy tam, „mógłby powiedzieć: pracuję ciężko, a jeść dostaję za mało. Gdy byłem w więzieniu, pracowałem nie tak ciężko, a jedzenia miałem poddostatkiem, i dlatego wolę wrócić do więzienia niż być na wolności“[903]. Z tablic, załączonych do pierwszego tomu Błękitnej Księgi, wiliśmy poniższą tabliczkę porównawczą: zestawiliśmy poniższą tabliczkę porównawczą:

Spożycie tygodniowe.[904]
Pokarmów azotowych uncyj
Pokarmów bezazotowych uncyj
Pokarmów mineralnych uncyj
Razem uncyj
Przestępca w więzieniu w Portland
28,95 150,06 4,68 183,69
Majtek marynarki królewskiej
29,63 152,91 4,52 187,06
Żołnierz 25,55 114,49 3,94 143,98
Robotnik — stelmach 24,53 162,06 4,23 190,82
Zecer 21,24 100,83 3,12 125,19
Robotnik rolny 17,73 118,06 3,29 139,08

Czytelnik zna już ogólny rezultat poszukiwań komisji lekarskiej z r. 1863 w sprawie stanu odżywienia gorzej odżywiających się warstw ludowych. Czytelnik pamięta również, że racja pożywienia znacznej części wiejskich rodzin robotniczych znajduje się poniżej minimum, „chroniącego przed chorobami, pochodzącemi z głodu“. Dotyczy to zwłaszcza wszystkich okręgów czysto rolniczych, jak Kornwalja, Devon, Somerset, Wilts, Stafford, Oxford, Berks i Herts.
„Pożywienie, które otrzymuje robotnik rolny“, powiada dr. Simon, „jest obfitsze, niż wykazuje ilość przeciętna, gdyż spożywa on o wiele większą porcję żywności, konieczną przy jego pracy.... aniżeli pozostali członkowie rodziny; w okręgach uboższych zazwyczaj przypada nań prawie całe mięso lub słonina.... Ilość pokarmu, przypadająca żonie tudzież dzieciom w okresie szybkiego wzrostu, jest w wielu wypadkach, i to w prawie wszystkich hrabstwach, niedostateczna, głównie pod względem pokarmów azotowych“[905].
Parobcy i dziewczyny, mieszkające u samych dzierżawców, otrzymują obfitą strawę. Liczba ich spadła z 288, 277 w r. 1851 do 204, 962 w r. 1861. „Praca kobiet w polu“, powiada dr. Smith, „niezależnie od swych wszelkich stron ujemnych.... jest jednak w obecnych warunkach wielką pomocą dla rodziny, gdyż dostarcza jej środków na obuwie, odzież, komorne i pozwala jej na lepsze odżywianie się“[906]. Jednym z najbardziej uderzających wyników tej ankiety było to, że w Anglji właściwej robotnik rolny odżywia się daleko gorzej („is considerably the worst fed“), niż w innych dzielnicach Zjednoczonego Królestwa, jak wskazuje następująca tablica[907].

Tygodniowe spożycie węgla i azotu przeciętnego robotnika wiejskiego.
Węgiel
Azot
Anglja 40,673 granów 1,594 granów
Walja 48,354 2,031
Szkocja 48,980 2,348
Irlandja 43,366 2,439


„Każda stronica raportu dr. Huntera“, powiada dr. Simon w swem urzędowem sprawozdaniu sanitarnem, „jest świadectwem niewystarczającej ilości i, nędznej jakości mieszkań robotników rolnych A od wielu lat stan rzeczy coraz bardziej się pogarszał. Rootmkom rolnym o wiele dziś trudniej niż ongi znajdować mieszkania; gdy zaś je znajdą, to okazuje się, że odpowiadają one ich potrzebom gorzej, niż może bywało od wieków. Zło to wzrasta szybko„ zwłaszcza w ciągu ostatnich 20—30 lat, i warunki mieszkaniowe wieśniaka są dziś w najwyższym stopniu opłakane. Robotnik rolny jest w tej sprawie całkiem bezsilny, chyba że ci, których praca jego zbogaca, uznają, że warto rozciągnąć nad nim coś w rodzaju miłosiernego dozoru. Czy znajdzie pomieszczenie na gruncie, który uprawia, czy to pomieszczenie będzie ludzkie, czy świńskie; czy z ogródkiem, który tak wielką ulgę przynosi w biedzie — wszystko to nie zależy wcale od tego, czy chce i czy może płacić odpowiednie komorne, lecz od użytku, jaki kto inny raczy zrobić ze swego prawa „czynić ze swą własnością, co mu się podoba“. Choćby obszar dzierżawiony był nie wiem jak wielki, żadna ustawa me nakazuje, aby znajdowała się na nim określona liczba mieszkań dla robotników, a zwłaszcza przyzwoitych mieszkań. Żadna też ustawa nie nadaje robotnikom najmniejszego bodaj prawa do ziemi, dla której praca ich jest równie niezbędna, jak deszcz i słońce... prócz tego pewna okoliczność zewnętrzna silnie przechyla szalę na jego niekorzyść... Wpływ ustawy o ubóstwie z jej przepisami, dotyczącemi miejsca stałego pobytu ubogich oraz podatku na biednych[908]. Dzięki tej ustawie każda parafja ma interes pieniężny w tem, aby zmniejszyć do minimum liczbę robotników rolnych, zamieszkałych na jej obszarze. Niestety bowiem praca na roli zamiast zapewniać ciężko pracującemu robotnikowi i jego rodzinie spokojny i trwale niezależny byt, wiedzie go przeważnie po dłuższych lub krótszych manowcach ku nędzy, której przez całe życie jest on tak blisko, że byle choroba, byle przelotny brak pracy zmusza go natychmiast do ubiegania się o wsparcie parafjalne. Wobec tego wszelkie osiedlanie się robotników rolnych w danej parafji oznacza oczywiście wzrost podatku na ubogich.... Dość, aby wielcy właściciele.... postanowili zabronić budowy mieszkań robotniczych na swych posiadłościach[909], a wnet zwalniają się w ten sposób od połowy odpowiedzialności za ubogich. Czy i do jakiego stopnia leżało to w intencjach konstytucji angielskiej oraz kodeksu cywilnego, aby umożliwić tego rodzaju absolutne prawo własności ziemskiej, które uprawnia obszarnika, „czyniącego z własnością, co mu się podoba“, do traktowania oraczy swego gruntu jako obcych i do wyganiania ich ze swych włości — to już zagadnienie, którego roztrząsanie nie do mnie należy... To prawo rugów... istnieje bowiem nietylko w teorji. Bardzo szeroko jest ono stosowane w praktyce. Jest to jedna z okoliczności, rozstrzygających o warunkach mieszkaniowych robotników rolnych... O rozmiarach zła można sądzić choćby ze spisu ludności, według którego w ostatniem 10-leciu burzenie domów czyniło postępy w 821 różnych okręgach Anglji, pomimo rosnącego lokalnego popytu na mieszkania. To też nie licząc osób, które zmuszone były stać się niestałymi mieszkańcami (parafji, w której pracują), w r. 1861, w porównaniu z r. 1851, ludność o 5⅓% liczniejsza wtłoczona była w ilość mieszkań o 4½% mniejszą... Gdy proces wyludniania wsi, powiada dr. Hunter, dochodzi do swego kresu, to powstają „wioski na pokaz“ (showvillages), złożone z paru zaledwie domków, w których nie wolno mieszkać nikomu prócz pastuchów, ogrodników i gajowych, stałej służby dworskiej, zazwyczaj dobrze traktowanej przez swych łaskawych panów[910]. Ale ziemia wymaga uprawy, i okazuje się, że zatrudnieni na niej robotnicy nie mieszkają u właściciela majątku, lecz przychodzą z wioski otwartej, odległej może o jakie 3 mile [angielskie], gdzie znaleźli mieszkania u licznych drobnych właścicieli, ponieważ ich chaty w wiosce zamkniętej zostały zburzone. Zwykle tam gdzie się zanosi na podobne rozwiązanie, chaty samym już swym wyglądem nędznym zdradzają los, na który są skazane. Widzimy je na różnych szczeblach naturalnego zniszczenia. Dopóki dach się nie wali na głowę, robotnikowi wolno opłacać komorne, i nieraz robotnik jest rad, że mu to czynić wolno, nawet gdy każą mu płacić cenę dobrego mieszkania. „Me me robi się więcej remontu, ani żadnych reperacyj, prócz tych chyba, które może wykonać sam mieszkaniec, żyjący w nędzy. Gdy wreszcie chata stanie się całkiem do zamieszkania niezdatna — to właścicielowi przybywa jedna rozwalona chałupa, a ubywa w przyszłości odpowiednia kwota podatku na ubogich. Podczas gdy obszarnicy uwalniają się od podatku na ubogich, wyludniając swe włości, wypędzeni robotnicy udają się do najbliższego miasteczka lub wioski, otwartej. Mówię: do „najbliższej“ miejscowości, ale ta „najbliższa“ miejscowość może leżeć o 3—4 mile [angielskie] od folwarku, gdzie robotnik codzień musi harować. A zatem do całodziennej pracy dołącza się jeszcze drobnostka: konieczność codziennego przemarszu 6—8 mil. dla zapracowania na chleb powszedni. Wszelka praca rolna jego żony i dzieci odbywa się w tych samych ciężkich warunkach. Ale na tem nawet w przybliżeniu jeszcze nie kończy się zło, wyrządzane robotnikowi przez odległość od miejsca pracy. W miejscowości otwartej spekulanci budowlani kupują parcele gruntu, które zabudowują jak najgęściej jak najtańszemi chałupami. W tych nędznych mieszkaniach (które — nawet gdy wychodzą na pola, posiadają najpotworniejsze cechy najgorszych mieszkań miejskich) gnieżdżą się robotnicy rolni Anglji[911]... 2 drugiej strony, nie naeży wyobrażać sobie, aby robotnik, nawet zamieszkały na gruntach, które uprawia, znajdował tam godziwe pomieszczenie, na jakie zasłużył swem życiem pracowitego wytwórcy. Nawet w książęcych dobrach chata robotnika bywa często w stanie jak najbardziej opłaanym. Nie brak i obszarników, którzy uważają byle stajnię za dość dobre pomieszczenie dla robotników i ich rodzin, a jednak nie wstydzą się wyciskać z nich jak najwięcej gotówki za komorne[912]. Choćby to była rozwalona chałupa, o jednej komorze do spania, bez pieca, bez ustępu, bez okien otwieranych, bez wody prócz w rowie, bez ogrodu, — robotnik jest bezsilny wobec tej krzywdy.... Nasze ustawy policyjno-sanitarne (the nuisance removal acts) są martwą literą. Wszakżeż ich wykonanie jest powierzone właśnie właścicielom, którzy wynajmują takie nory.... Odosobnione jaśniejsze obrazy nie powinny nas w błąd wprowadzać co do przytłaczającej przewagi faktów, stanowiących piętno hańby cywilizacji angielskiej. Stan rzeczy musi być zaiste okropny, skoro pomimo rzucających się w oczy niesłychanych braków dzisiejszych mieszkań, kompetentni obserwatorowie jednogłośnie stwierdzają, że nawet powszechny nędzny stan mieszkań jest jeszcze stokroć mniejszem złem, niż ich brak czysto ilościowy. Od wielu łat przeludnienie mieszkań robotników rolnych jest przedmiotem głębokiej troski nietylko ludzi dbających o hygjenę, ale i tych wszystkich, co dbają o moralność i dobre obyczaje. Gdyż raz po raz sprawozdawcy o szerzeniu się chorób nagminnych w okręgach wiejskich wskazują w jednostajnych, niemal stereotypowych wyrażeniach na doniosłe znaczenie przeludnienia mieszkań, jako na przyczynę, udaremniającą niemal wszelką próbę wstrzymania postępu jakiejkolwiek szerzącej się epidemji. I raz po raz przytaczano dowody, że stłoczenie ludności, które tak bardzo przyśpiesza szerzenie się chorob zakaźnych, sprzyja nawet i powstawaniu chorób niezakaźnych, wbrew wpływowi życia wiejskiego, pod tak wielu względami pomyślnego dla zdrowia, A ludzie, którzy ujawnili ten stan rzeczy, nie przemilczeli i innej jeszcze plagi. Tam nawet, gdzie ich pierwotny temat obejmował wyłącznie sprawy zdrowotne, byli oni prawie zmuszeni zatrącić i o inne strony przedmiotu. Wykazując, jak często się zdarza, że osoby dorosłe obojga płci, małżonkowie i niemałżonkowie, stłoczone są w ciasnych sypialniach, sprawozdania ich musiały wywołać przekonanie, że w takich warunkach poczucie wstydu i przyzwoitości musi być zawsze sponiewierane, a moralność prawie niechybnie musi na tem cierpieć...[913] Naprzykład, w załączniku do swego ostatniego sprawozdania, dr. Ord w swym raporcie o wybuchu epidemji febry w Wing, w Buckinghamshire, wspomina o tem, jak przybył tam z Wingrave pewien młodzieniec, chory na febrę: „W ciągu pierwszych dni swej choroby spał on w jednej izbie z 51 innemi osobami. Parę z tych osób zachorowało w przeciągu dwóch tygodni. Po paru tygodniach z pośród tych 9 osób 5 było chorych, a jedna zmarła“. Podobny fakt zakomunikował mi w tym samym czasie dr. Harvey ze szpitala św. Jerzego, odwiedzający Wing w czasie tej samej epidemji ze względu na swą praktykę prywatną: „Młoda kobieta, chora na febrę, spala w nocy w jednym pokoju z ojcem i matką, ze swem nieślubnem dzieckiem, z dwoma młodzieńcami (swymi braćmi), i z dwiema siostrami, z których każda miała po nieślubnem dziecku, razem 10 osób. Parę tygodni przedtem w tej samej izbie spało trzynaście osób“[914].
Dr. Hunter zbadał 5375 chat robotników rolnych, nietylko w okięgach czysto rolniczych, lecz we wszystkich hrabstwach Anglji. 2 tych 5375 chat 2195 miało tylko 1 izbę sypialną (częstokroć stanowiącą zarazem pokoj mieszkalny), 2930 — tylko po 2, a 250 po więcej niż dwie sypialnie. Pragnę dać mały bukierk przykładów, zebranych z 12 hrabstw.

1. Bedfordshire.

Wrestlingworth: Sypialnie mają około 12 stóp długości i 10 szerokości, choć często bywają mniejsze. Mała parterowa chata bywa nieraz rozdzielona przepierzeniem z desek na dwie sypialnie, często też łóżko stoi w kuchni, wysokiej na 5 stóp i 6 cali. Komorne wynosi 3 f. szt. Lokator musi sam postawić ustęp, właściciel domu daje tylko dół. Ilekroć ktoś zbuduje ustęp, korzysta zeń całe sąsiedztwo. Dom pewien, należący do rodziny imieniem Richardson, odznacza się niedościgłą pięknością. „Wapienne ściany jego rozdęły się nakształt damskiej spódnicy podczas dygu. Jeden koniec dachu wygiął się nazewnątrz, drugi nawewnątrz, i na tym ostatnim sterczał jak na złość komin, pogięta rura z gliny i drzewa, podobna do trąby słonia. Długi drąg służył za podporę, zabezpieczającą komin od upadku. Drzwi i okna przybrały kształt ukośny“. Z 17 zwiedzonych domów — 4 tylko miały więcej niż po 1 sypialni, a i te 4 były przepełnione. W jednym z tych domów, o jednej tylko sypialni, gnieździło się troje dorosłych i troje dzieci, w innym — małżeństwo z sześciorgiem dzieci i t. d.
Dunton: Komorne wysokie, 4—5 f. szt. Tygodniowa płaca mężczyzny: 10 szylingów. Spodziewają się opłacić komorne z zarobków członków rodziny, zajmujących się wyplataniem ze słomy. Im wyższe komorne, tem więcej osób musi tłoczyć się razem, by je opłacić. Sześć osób dorosłych, zamieszkałych w jednej izbie z czworgiem dzieci, płaci za to 3 f. szt. 10 szylingów. Najtańszy dom w Dunton, którego zewnętrzne wymiary wynoszą 15 stóp długości i 10 szerokości, jest wynajmowany za 3 f. szt. Jeden tylko z 14 zbadanych domków ma 2 sypialnie. Nieco poza wioską stoi dom, opaskudzony zzewnątrz przez swych mieszkańców. Drzwi do tego domku wygniły na wysokość 5 cali od ziemi; brama jest dziurą, którą pomysłowi mieszkańcy na noc zakładają cegłami i zawieszają kawałem maty. Pół okna wraz z szybami i ramą znikły bez śladu. Gnieździło się tam razem, bez żadnych mebli, troje dorosłych i pięcioro dzieci. Zresztą, Dunton nie jest gorsze, niż reszta Biggleswade Union.

2. Berkshire.

Beenham: w czerwcu 1864 r., w „cot“ (parterowym domku), mieszkali mąż, żona i czworo dzieci. Córka, chora na szkarlatynę, przybyła ze służby do domu. Zmarła. Jedno z dzieci zaraziło się 1 umarło. Gdy wezwano dra Huntera, zastał on matkę i jedno z dzieci chore na tyfus. Ojciec 7 jednem dzieckiem spał na dworze, ale jak trudno było przeprowadzić izolację, świadczy fakt, że bielizna z tego domu, dotkniętego zarazą, leżała na zatłoczonym rynku tej nędznej wioski, czekając na pranie. Komorne za dom H. wynosi szylinga tygodniowo; jest tam jedna tylko sypialnia dla małżeństwa z sześciorgiem dzieci. Pewien dom, wynajmowany za 8 pensów (tygodniowo), ma 14 stóp 6 cali długości i 7 stóp szerokości; kuchnia ma zaledwie 6 stop wysokości; sypialnia nie ma okna, kominka, drzwi, ani innych otworów, prócz wejścia; niema ogródka. Mieszkał tam niedawno mężczyzna z dwiema dorosłemi córkami i dorastającym synem. Ojciec z synem sypiali w łóżku, a dziewczyny na korytarzu. Każda z dziewczyn miała po dziecku w czasie, gdy rodzina tu mieszkała, ale jedna odbyła połóg w domu roboczym, poczem powróciła do domu.

3. Buckinghamshire.

Trzydzieści domków — na 1000 akrów gruntu — mieści tu około 130—140 osób. Parafja Bradenham obejmuje również 1000 akrów; w r. 1851 miała ona 36 domów, zaludnionych przez 84 osoby płci męskiej i 54 — żeńskiej. Ta nierówność płciowa została zażegnana w r. 1861, kiedy już liczono 98 osób płci męskiej i 87 — żeńskiej. Przyrost w ciągu dziesięciolecia wyniósł 14 mężczyzn i 33 kobiet. W tym czasie liczba domków zmniejszyła się o jeden.
Winslow: znaczna część tej miejscowości jest zabudowana świeżo 1 w dobrym stylu; zapotrzebowanie mieszkań jest widocznie znaczne, skoro bardzo marne chaty wynajmowane są po szylingu oraz po szylingu i trzy pensy tygodniowo.
Water Eaton: tutaj właściciele, wobec wzrostu zaludnienia, zburzyli około 20% istniejących domów. Pewien biedny robotnik, mieszkający około 4 mil ang. o i swego warsztatu, na pytanie, czy nie może bliżej znaleźć sobie chaty, odpowiedział: „O nie! — djablo będą się strzegli wziąć człowieka z tak liczną rodziną, jak moja“.
Tinkers End pod Winslow: sypialnia, w której mieszkają cztery osoby dorosłe i czworo dzieci, długa na 11 stóp, szeroka na 9 stóp i wysoka w najwyższym punkcie — 6 stóp i j cali; inna sypialnia o długości 11 stóp i 3 cali, szerokości 9 stóp, wysokości 5 stóp i 10 cali — gości 6 osób. Każda z tych rodzin miała mniej przestrzeni na osobę, niż przepisowo wypada na galernika. Żaden z tych domów nie miał drugiej sypialni, ani drugiego wejścia; rzadko który miał wodę. Komorne tygodniowe wynosiło od szylinga i 4 pensów do 2 szylingów. W 16 zbadanych domach tylko jeden jedyny robotnik zarabiał 10 szylingów tygodniowo. Zapas powietrza, przyznany w tym wypadku każdej osobie, był taki, jakgdyby osobę tę zamknięto na noc w sześciennem pudle, liczącem 4 stopy w każdym wymiarze. Coprawda stare chaty mają moc wentylacji naturalnej.

4. Cambridgeshire.

Gamblingay należy do różnych właścicieli. Składa się ono z najnędzniejszych chat, jakie gdziekolwiek można znaleźć. Wyplatanie ze słomy jest bardzo rozpowszechnione. Martwa apatja i beznadziejne wdrożenie do życia w brudzie panują w Gamblingay. Zaniedbanie, widoczne w środku osady, przechodzi w ruinę na krańcach północnym i południowym, gdzie domy rozpadają się na kawały. Właściciele ziemscy, zazwyczaj nieobecni, nazbyt chciwie wysysają krew z nieszczęsnej osady. Komorne jest bardzo wysokie; 8 — 9 osób tłoczy się w jednej izbie, w dwóch wypadkach w niewielkiej sypialni gnieździło się 6 osób dorosłych, każda z jednem lub z dwojgiem dzieci.

3. Essex.

W wielu parafjach tego hrabstwa zmniejszają się jednocześnie ludność i liczba domów. Jednak nie mniej niż w 22 parafjach burzenie domów nie powstrzymało przyrostu ludności, albo nie pociągnęło za sobą jej rugowania, znanego powszechnie pod nazwą,;wychodztwa do miasta“. W Fingringhoe, parafji o rozległości 3443 akrów, w r. 1851 znajdowało się 145 domów, w r. 1861 — już tylko 110 domów, ale ludność nie chciała się wynosić, i nawet w takich warunkach potrafiła się rozmnażać. Ramsden Crags w r 1851 252 osoby mieszkały w 61 domach, lecz w 1861 r. 262 osoby tłoczyły się w 49 domach. W Basilden w r. 1851 na 1827 akrach mieszkało 157 osób w 35 domach, przy końcu zaś dziesięciolecia — 180 osób w 27 domach. W parafjach Fingringhoe, South Farnbridge, Widford, Basilden i Ramsden Crags w r. 1851 na przestrzeni 8449 akrów mieszkały 1392 osoby w 316 domach, w r. 1861 na tej samej powierzchni mieszkały 1473 osoby w 249 domach.

6. Herefordshire.

Małe to hrabstwo ucierpiało więcej wskutek „nastroju rugowania niż którekolwiek inne w Anglji. W Nadby przepełnione chaty, przeważnie o dwóch sypialniach, po większej części należą do dzierżawców. Ci wynajmują je z łatwością za 3—4 funty szt. rocznie, a płacą robotnikom po 9 szylingów tygodniowo!

7. Huntingdonshire.

Hartford miało w r. 1851 — 87 domów, niebawem jednak w tej małej parafji, liczącej 1720 akrów, zburzono 19 domów. Ludność wynosiła: w r. 1831 — 452 osoby, w r. 1852 — 832 osoby, a w r. 1861 — 341 osób. Zbadano 14 chat o jednej sypialni. W jednej chacie mieszkało: małżeństwo z 3 dorosłymi synami, 1 dorosłą dziewczyną, 4 młodszych dzieci — razem 10 osób; w innej — 3 dorosłe osoby i sześcioro dzieci. Jedna z tych izb, gdzie spało 8 osób, miała 12 stop 10 cali długości, 12 stóp 2 cale szerokości, 6 stóp 9 cali wysokości; przeciętnie, nie odliczając występów muru, wypada około 130 stop sześciennych na osobę. Ogółem w 14 izbach sypialnych były 34 osoby dorosłe i 33 dzieci. Chaty te rzadko kiedy miewają ogródki, lecz wielu lokatorów mogło brać w dzierżawę małe działki, płacąc 10—12 szylingów od „rood“ (¼ akra). Działki te są położone w odległości od domów, pozbawionych ustępów, więc rodzina musi albo chodzie na swą działkę i tam składać swe wydaliny, albo też, jak to się tutaj, za pozwoleniem, dzieje, napełniać niemi szufladę w szafie. Gdy szuflada jest już pełna, wyciągają ją i opróżniają tam, gdzie zawartość jej może się przydać. W Japonji obrót czynności życiowych odbywa się schludniej.

8. Lincolnshire.

Langtoft: pewien mężczyzna mieszka tu w domu Wrighta z żoną, z jej matką i pięciorgiem dzieci. Dom posiada kuchnię, będącą zarazem przedpokojem, komórkę, a nad kuchnią — sypialnię. Kuchnia i sypialnia mają po 12 stóp i 2 cale długości, a 9 stóp i 5 cali szerokości, cały dom zajmuje powierzchnię o długości 21 stóp 2 cali, a szerokości 9 stóp i $ cali. Sypialnia stanowi poddasze, którego ściany zbiegają się u góry, nakształt głowy cukru, a z frontu otwiera się opuszczane okienko. Dlaczegóż on tu zamieszkał? Dla ogródka? Nie, ogródek jest maleńki. Z powodu komornego? Również nie. jest ono wysokie, szyling i 3 pensy tygodniowo. Z powodu bliskości miejsca pracy? Nie, jest ono odległe o sześć mil angielskich, tak że musi on codziennie przemaszerować 12 mil. Mieszka tam poprostu dlatego, że była to chata do wynajęcia, że chciał sobie wynająć osobną chatę gdziekolwiek, po jakiejkolwiek cenie, w jakimkolwiekstanie. Poniższa tablica przedstawia statystykę 12 domów w Langtoft z 12 izbami sypialnemi, 38 dorosłymi i 36 dziećmi:

12 domów w Langtoft.

Dom
Sypialni
Dorosłych
Dzieci
Razem osób
Dom
Sypialni
Dorosłych
Dzieci
Razem osób
№ 1 1 3 5 8 № 7 1 3 3 6
№ 2 1 4 3 7 № 8 1 3 2 5
№ 3 1 4 4 8 № 9 1 2 2
№ 4 1 5 4 9 № 10 1 2 3 5
№ 5 1 2 2 4 № 11 1 3 3 6
№ 6 1 5 3 8 № 12 1 2 4 6


9. Kent.

Kennington było rozpaczliwie przeludnione w r. 1859, gdy pojawił się tam dyfteryt, i lekarz parafjalny przeprowadził ankietę urzędową w sprawie położenia ubogiej klasy ludności. Przekonał się on, że w tej miejscowości, choć wielkie było zapotrzebowanie pracy, zburzono wiele chat i nie wystawiono żadnej nowej. W jednym obwodzie stały 4 domy, zwane powszechnie „birdcages (klatkami). Każdy z tych domow miał po 4 izby następujących wymiarów (w stopach i calach):

Kuchnia 9,5 × 8,11 × 6,6
Komora do prania
i zmywania
8,6 × 4,6 × 6,6
Sypialnia 8,5 × 5,10 × 6,3
Sypialnia 8,3 × 8,4 × 6,3


10. Northamptonshire.

Brinworth, Pickford i Floore: zimą w tych wioskach 20 — 30 robotników wałęsa się po ulicach z powodu braku pracy. Dzierżawcy niezawsze uprawiają dostateczną ilość gruntu pod zboża i jarzyny, a właściciel uznał za dobre złączyć wszystkie swoje dzierżawy dotychczasowe w dwa albo trzy folwarki. Stąd pochodzi brak pracy. Z jednej strony rowu, ziemia nieuprawna woła o pracę, z drugiej strony, robotnicy, wypędzeni z pracy, spoglądają na ziemię pożądliwem okiem. Latem pracują gorączkowo, a zimą cierpią głód, nic więc dziwnego, że powiadają w swem rodowitem narzeczu, iż „the parson and the gentlefolks seem frit to death at them“[915].
We Floore trafiają się małżeństwa z 4, 5 i 6 dzieci w maleńkiej sypialni; albo 3 dorosłych i j dzieci, albo też małżeństwo z dziadkiem i sześciorgiem dzieci chorych na szkarlatynę i t. d. W dwóch domach z dwiema sypialniami mieszkają dwie rodziny, liczące jedna 8, druga — 9 osób dorosłych.

11. Wiltshire.

Stratton: zbadanych — 31 domów, z których 8 — o jednej tylko sypialni. Pentill w tej samej parafji: chata, wynajmowana za szylinga i trzy pensy tygodniowo, i mieszcząca rodzinę z czworga dorosłych i czworga dzieci, miała dobre ściany, ale nic dobrego pozatem, od podłogi z grubo ociosanych kamieni do przegniłej strzechy słomianej.

12. Worcestershire.

Burzenie domów w tem hrabstwie nie przybrało tak ostregocharakteru, jednakowoż od r. 1851 do r. 1861 przeciętna liczba osób w domu wzrosła z 4, 2 do 4, 6.
Badsey: wiele chat i ogródków. Niektórzy dzierżawcy tutejsi oświadczyli, że chaty przynoszą „a great nuisance here, because they bring the poor“ („wielką szkodę, bo przyciągają ubogich”). W odpowiedzi na wynurzenia pewnego właściciela ziemskiego, że: „ubogim wcale to nie ulży, bo choćbyśmy 500 chat postawili, to 1 tak rozchwytają je, jak gomółki sera; im więcej stawiamy domów, tem więcej im ich potrzeba” (snąć według niego domy same rodzą mieszkańców, którzy zgodnie z prawem przyrody cisną na „środki zamieszkania”), dr. Hunter czyni następującą uwagę: cóż, ci ubodzy muszą skądciś przychodzić, a skoro Badsey nie ma żadnej szczególnej siły przyciągającej, jak np. dobroczynność, więc musi gnać ich tu jakaś siła odpychająca od innej, gorszej jeszcze miejscowości. Przecież każdy wolałby znaleźć działkę gruntu z chatą w sąsiedztwie miejsca swej pracy, aniżeli w Badsey płacie za swą piędź ziemi dwa razy drożej, niż płaci dzierżawca”.
Ręka w rękę ze stałem wychodźtwem do miast, ze stałem powstawaniem na wsi ludności „zbytecznej”, wskutek koncentracji dzierżaw, z zamianą roli w pastwiska, ze stosowaniem maszyn i t. d. idzie stałe wypędzanie ludności rolniczej przez burzenie jej domów. Im bardziej dany okręg jest wyludniony, tem większe jest jego „względne przeludnienie”, tem większy napór na środki zatrudnienia, tem większa absolutna nadwyżka ludności rolniczej nad środkami zamieszkania i tem większe po wsiach miejscowe przeludnienie i zgubne dla zdrowia stłoczenie ludzi. Zgęszczeniu skupisk ludzkich w rozproszonych drobnych wioskach i w miasteczkach odpowiada gwałtowne wyludnianie, otaczających je obszarów rolnych. Nieustanna zamiana robotników rolnych w „ludzi zbytecznych, pomimo zmniejszania się ich liczby i wzrostu masy ich wytworu, jest kolebką ich pauperyzmu. Zkolei obawa przed pauperyzmem jest bodźcem do wypędzania ich i główną przyczyną ich nędzy mieszkaniowej, która lamie ostatecznie ich zdolność oporu 1 czym ich poprostu niewolnikami[916] obszarników i dzierżawców do tego stopnia, że minimum płacy roboczej staje się dla nich prawem przyrody.
Z drugiej strony pomimo stałego „względnego przeludnienia“, wieś zarazem wyludnia się. Zjawisko to zachodzi nietylko w miejscowościach, skąd odpływ ludności ku miastom, kopalniom, budoi kolei i t. d. jest zbyt szybki, występuje ono wszędzie zarówno w czasie żniw, jak wiosną i jesienią, w tych licznych momentach, gdy bardzo staranna i intensywna gospodarka rolna angielska wymaga dodatkowych rąk roboczych. Robotników rolnych jest zawsze za wiele na przeciętne potrzeby rolnictwa, a zawsze za mało na potrzeby sezonowe lub wyjątkowe[917]. Z tego powodu nawet w urzędowych dokumentach napotykamy sprzeczne skargi z tych samych miejscowości, zarazem na brak i na nadmiar robotników. Miejscowy lub przejściowy brak rąk roboczych powoduje jednak nie zwyżkę plac, lecz zmuszanie do pracy na roli kobiet i dzieci, i schodzenie do coraz niższych roczników. Skoro tylko wyzysk pracy dziecięcej i kobiecej przybiera większe rozmiary, zkolei staje się środkiem, aby czynić „zbytecznym“ robotnika rolnego, mężczyznę, i aby płacę jego utrzymywać na niskim poziomie. To błędne koło na wschodnich ziermach Anglji wydało już piękne owoce w postaci systemu „gangów“ czyli „band“, do którego właśnie pokrótce przechodzę[918].
„System band“ panuje prawie wyłącznie w Lincolnshire, Huntingdonshire, Cambridgeshire, Norfolk, Suffolk i Nottinghamshire; występuje zaś sporadycznie w sąsiednich hrabstwach Northampton, Bedford i Rutland. Niech za przykład posłuży Lincolnshire. Większą część tego hrabstwa stanowią grunty nowe, a mianowicie świeżo osuszone bagna i, jak w innych wymienionych hrabstwach wschodnich, ziemie niedawno wydarte morzu. Maszyna parowa dokazywała cudów przy odwadnianiu. Z dawniejszych trzęsawisk i piasków wytrysły morza bujnych zbóż i najwyższe renty gruntowe. To samo dotyczy sztucznie utworzonych lęgowisk, naprzykład na wyspie Axholme i w paru parafjach nad brzegami Tren tu. W miarę powstawania nowych folwarków nietylko nie stawiano tam nowych chat, lecz nawet burzono stare, natomiast robotników ściągano z odległych o całe mile wiosek otwartych, rozrzuconych wzdłuż gościńców, wijących się po grzbietach wzgórz. Niegdyś te wzgórza były jedynem schroniskiem ludności przed dlugotrwałemi zimowemi powodziami. W folwarkach, liczących od 400 do 1000 akrów, robotnicy osiedli (tak zwani tu „confined labourers“) [robotnicy przytwierdzeni] używani są wyłącznie do stałych i ciężkich robot w polu, wykonywanych przy pomocy kom. Na każde 100 akrów (akr równa się 40,49 ara, czyli 1,584 morgi magdeburskiej)[919] przypada przeciętnie zaledwie jedna chata. Pewien dzierżawca, gospodarzący na osuszonych błotach, tak zeznawał przed komisją śledczą: „Dzieiżawa moja obejmuje 320 akrów, są to wszystko grunty uprawne pod zboże. Chat w mojem gospodarstwie niema; jeden tylko robotnik mieszka u mnie. Trzymam czterech fornali, zamieszkałych w okolicy. Roboty lżejsze, lecz wymagające wielu rąk, powierzam bandom“.[920] Rola wymaga wielu lekkich robót polnych, jak pielenie chwastów, kopanie, niektóre czynności przy nawożeniu, usuwanie kamieni i t. d. Roboty te wykonywane są przez „gangi“ czyli zorganizowane „bandy“ z sąsiednich wiosek otwartych.
„Banda“ składa się z 10 do 40 lub 50 osób, a mianowicie młodzieży płci obojga (od 13 do 18 lat), choć zwykle chłopcy po 13-ym roku życia opuszczają „bandę“, wreszcie z dzieci pici obojga (od 6 do 13 lat). Na czele bandy stoi tak zwany „gangmaster“, którym jest zawsze zwykły robotnik rolny, najczęściej tak zwany typ zepsuty, rozpustnik, włóczęga i opój, lecz niepozbawiony ducha przedsiębiorczości i obrotności. On to werbuje bandę i on, a nie dzierżawca, kieruje jej pracą. Z dzierżawcą umawia się on zwykle na akord, a jego własny zarobek, który przeciętnie nic o wiele przewyższa płacę zwykłego robotnika rolnego[921], zależy głównie od zręczności, z jaką umie wyciskać ze swej bandy jak najwięcej pracy w jak najkrótszym czasie. Dzierżawcy odkryli, że kobiety pracują porządnie tylko pod męską dyktaturą, lecz zato kobiety i dzieci, gdy raz wezmą się do roboty, to — jak o tem już Fourier wiedział — z całą rozrzutnością wydatkują swą siłę żywotną, podczas gdy dorosły robotnik jest tak chytry, że stara się w miarę możności oszczędzać swą silę. „Gangmaster“ ciągnie ze swą bandą od folwarku do folwarku, zatrudniając ją w ten sposób przez jakie 6 — 8 miesięcy w ciągu roku. To też dla rodzin robotniczych jest o wiele korzystniej i pewniej mieć z nim do czynienia, aniżeli z oddzielnym dzierżawcą, który dorywczo tylko zatrudnia dzieci. Okoliczność ta do tego stopnia wzmacnia wpływ jego w miejscowościach otwartych, że w wielu z nich nie można nająć dzieci do roboty inaczej, jak za jego pośrednictwem. Indywidualny najem dzieci poza „bandą“ stanowi jego proceder uboczny.
„Ciemnemi“ stronami tego systemu są: przeciążenie pracą dzieci i młodzieży, ogromne marsze tam i zpowrotem do folwarków, odległych o 5, 6 lub 7 mil angielskich, wreszcie demoralizacja „bandy“. Chociaż „gangmaster“, w niektórych miejscowościach nazywany „driver“ (naganiacz), jest uzbrojony w wielki drąg, lecz posługuje się nim rzadko, i skarga na brutalne traktowanie jest wyjątkiem. Jest to cesarz demokratyczny, albo legendarny uwodziciel szczurów. Potrzebna mu jest więc popularność wśród poddanych, których przykuwa do siebie urokiem cygańskiego życia. Życie w „bandzie“ uskrzydla nieokrzesana prostota, wesoła rozwiązłość i najbardziej wyuzdany bezwstyd. „Gangmaster“ wypłatę zwykle uskutecznia w karczmie, a w powrotnej drodze kroczy na czele pochodu, oczywiście chwiejąc się na nogach, przyczem z obu stron podtrzymują go krzepkie baby, a za nimi ciągnie dziatwa i młodzież, wśród swawoli i śpiewu piosenek pieprznych i sprośnych. Podczas tego powrotu jest na porządku dziennym to, co Fourier zowie „fanerogamją“ [publicznem spełnianiem czynności płciowych]. Nieraz dziewczyny trzynasto i czternastoletnie zachodzą w ciążę za sprawą swych rówieśników. Miejscowości otwarte, w których „bandy są werbowane, stają się Sodomą i Gomorą[922] i dostarczają dwa razy tyle dzieci nieślubnych, co pozostałe miejscowości Anglji. Już wyżej mówiliśmy o tem, jak cnotliwe małżonki wyrastają z dziewcząt, wychowanych w tej szkole. Dzieci ich są urodzonymi rekrutami tych band, o ile opium ich wcześniej nie wpędzi do grobu.

„Banda“ w powyżej opisanej formie klasycznej nazywa się bandą publiczną, pospolitą lub wędrowną (public, common or tramping gang). Istnieją mianowicie również „bandy prywatne“ (private gangs). Mają one skład podobny do bandy publicznej, lecz liczą mniej osób i zamiast „gangmastra“ mają za kierownika byiejakiego starszego parobka, dla którego dzierżawca nie znalazł lepszego zajęcia. Znika tam cygański humor, natomiast według wszeł kich świadectw dzieci mają się gorzej pod względem płacy i traktowania. System band, który się wciąż rozszerza w ostatnich czasach[923], oczywiście istnieje nie gwoli „gangmastrowi“. Celem jego jest zbogacenie wielkiego dzierżawcy[924], względnie obszarnika[925]. Dzierżawca nie mógłby znaleźć bardziej pomysłowego sposobu na to, aby swój personel roboczy utrzymać na poziomie o wiele niższym od przeciętnego, a mimo to mieć jednak zawsze napogotowiu wolne ręce do robót nadzwyczajnych, aby za jak najmniejszą sumę pieniędzy otrzymywać jak najwięcej pracy[926], i aby czynić „zbytecznym“ dorosłego robotnika — mężczyznę. Czytelnik po poprzednich wywodach zrozumie, że z jednej strony stwierdza się istnienie większego lub mniejszego bezrobocia wśród robotników rolnych, a zarazem z drugiej strony „system band“ ogłasza się za „konieczny“ wo-b c braku siły roboczej męskiej i jej odpływu do miast[927]. Pole, wy-pielone z chwastów, oraz chwast ludzki z Lincolnshire i t. d. — oto dwa bieguny produkcji kapitalistycznej[928].

f) Irlandja.

Na zakończenie tego działu musimy na chwilę jeszcze powędrować do Irlandji. Zaczniemy od faktów, mających zasadnicze znaczenie.
Ludność Irlandji w roku 1841 osiągnęła liczbę 8,222,664 osób. W r. 1851 spadła do 6,623,985, w r. 1861 — do 5,850,309, a w r. — do 5½ miljonów, nieomal do poziomu r. 1801. To wyludnienie Irlandji rozpoczęło się w głodowym roku 1846: w ciągu lat niespełna 20 Irlandja straciła zgórą 5/16 swej ludności[929]. Wychodztwo irlandzkie w okresie od maja r. 1851 do lipca r. 1865 wyniosło ogółem 1,591,487 osób, w ostatniem zaś pięcioleciu, 1861—1865, zgórą pól miljona. Liczba domów zamieszkanych zmalała od roku 1851 do r. 1861 o 52,990. W tem samem dziesięcioleciu liczba dzierżaw od 15 do 30 akrów — wzrosła o 61.000, liczba dzierżaw powyżej 30 akrów — o 109,000, podczas gdy całkowita liczba wszystkich dzierżaw zmalała o 120,000, co się tłumaczy wyłącznie niszczeniem dzierżaw poniżej 15 akrów, innemi słowy — ich centralizacją.
Spadkowi zaludnienia towarzyszyło oczywiście — naogół biorąc — zmniejszenie masy wytworów. Dla naszego celu wystarcza rozpatrzeć dane za ostatnie pięciolecie, 1861—1865, w którego ciągu ponad pół miljona osób wywędrowało zagranicę, a absolutna liczba ludności zmniejszyła się o ⅓ miljona (por. tablicę A).

Tablica A. Stan bydła.
KONIE BYDŁO ROGATE
Rok Liczba ogólna Zmniejszenie Liczba ogólna Zmniejszenie Wzrost
1860 619 811 3 606 374
1861 614 232 5579[930] 3 471 688 134 686[931]
1862 602 894 11 338 3 254 890 216 798
1863 579 978 22 916 3 144 231 110 695
1864 562 158 17 820 3 262 294 118 063
1865 547 867 14 291 3 493 414 231 120


OWCE ŚWINIE
Rok Liczba ogólna Zmniejszenie Wzrost Liczba ogólna Zmniejszenie Wzrost
1860 3 542 080 1 271 072
1861 3 556 050 13 970 1 102 042 169 030
1862 3 456 132 99 918 1 154 324 52 282
1863 3 308 204 147 928 1 067 458 86 866
1864 3 366 941 58 737 1 058 480 8 978
1865 3 688 742 321 801 1 299 893 241 413

Z powyższej tablicy wynika:[932]

KONIE BYDŁO ROGATE OWCE ŚWINIE
Zmniejszenie absol. Zmniejszenie absol. Wzrost absolutny Wzrost absolutny
71 944[933] 112 960[934] 146 662[935] 28 821[936]
Zwróćmy się teraz do rolnictwa, które dostarcza żywności bydłu i ludziom. Poniższa tablica wykazuje zmniejszenie, lub wzrost w każdym roku w stosunku do roku poprzedniego. Przez zboże rozumiemy tutaj pszenicę, owies, jęczmień, żyto, fasolę, groch; przez warzywa — kartofle, rzepę, buraki, kapustę, marchew, pasternak, wykę i t. d.


Tablica B.
Wzrost lub zmniejszenie powierzchni upraw lub łąk (względnie pastwisk).
Rok Zboże Warzywa Łąki i koniczyna Len
Razem gruntów, służących rolnictwu i hodowli bydła
Zmniejsz.
akrów
Zmniejsz.
akrów
Wzrost
akrów
Zmniejsz.
akrów
Wzrost
akrów
Zmniejsz.
akrów
Wzrost
akrów
Zmniejsz.
akrów
Wzrost
akrów
1861 015 071 36 974 47 969 19 271 81 873
1862 072 734 74 785 06 623 02 055 138 841
1863 144 719 19 358 07 724 63 922 092 431
1864 122 437 02 317 47 486 87 761 10 493
1865 072 450 25 241 68 970 50 159 028 218
Ogółem
428 041 107 984 82 834 122 850 330 860

W roku 1865 do rubryki „łąk“ dochodzi 127.470 akrów, głównie dzięki temu, że obszar „nieużytków i torfowisk“ zmniejszył się o 101.543 akry. Jeżeli porównamy polny r. 1865 z plonami roku 1864, to otrzymamy zmniejszenie zbioru zboża o 246.667 kwartetów, z tego przypada na pszenicę — 48.999 kw., na owies — 166.605 kw., na jęczmień — 29.892 kw. i t. d., oraz zmniejszenie zbioru kartofli o 446.398 tonn, pomimo że obszar ich uprawy w roku 1865 wzrósł i t. d. (porównaj tablicę C, na str. 750).
Od ruchu ludności w Irlandji i jej produkcji rolniczej przejdźmy do ruchu w trzosie jej obszarników, większych dzierżawców i kapitalistów przemysłowych. Ruch ten odzwierciedla się w wahaniach wpływów podatku dochodowego. Dla wyjaśnienia następującej tablicy D (str. 751) musimy dodać, że kategorja D (zyski z wyjątkiem zysków z dzierżaw) obejmuje również tak zwane zyski „zawodowe“, czyli dochody lekarzy, adwokatów i t. d., natomiast niewyszczególnione w tablicy kategorje C i E obejmują dochody urzędników, oficerów, posiadaczy synekur państwowych, wierzycieli państwa i t. d..

Tablica C. Wzrost lub zmniejszenie powierzchni ziemi uprawnej, plonu z 1 akra,
oraz całkowitych zbiorów w r. 1865 w porównaniu z r. 1864[937].
Powierzchnia uprawy w akrach Plony z 1 akra Zbiór całkowity
1864 1865 1865 1864 1865 1865 1864 1865 1865
Wzrost Zmniejsz. Wzrost Zmniejsz. Wzrost Zmniejsz.
Centnarów
Kwarterów
Pszenica 276 483 266 989 9 494 13,3 13,0 0,3 875 782 826 783 48 999
Owies 1 814 886 1 745 228 69 658 12,1 12,3 0,2 7 826 332 7 659 727 166 605
Jęczmień 172 700 177 102 4 402 15,9 14,9 1,0 761 909 732 017 29 892
„Beere“ (Orkisz) 8 894 10 091 1 197 16,4 14,8 1,6 15 160 13 989 1 171
Żyto 8,5 10,4 1,9 12 680 18 364 5 684
Tonn Tonn
Kartofle 1 039 724 1 066 260 26 536 4,1 3,6 0,5 4 312 388 3 865 990 446 398
Rzepa 337 355 334 212 3 143 10,3 9,9 0,4 3 467 659 3 301 683 165 976
Buraki 14 073 14 839[938] 316 10,5 13,3 2,8 147 284 191 937 44 653
Kapusta 31 821 33 622 1 801 9,3 10,4 1,1 297 375 350 252 52 877
Len 301 693 251 433 50 260 34,2[939] 25,2[939] 9,0[939] 64 506 39 561 24 945
Siano 1 609 569 1 678 493 68 924 1,6 1,8 0,2 2 607 153 3 068 707 461 554
TABLICA D.
Dochody, podlegające podatkowi dochodowemu w Irlandji.
w funtach szterlingach[940]
1860 1861 1862 1863 1864 1865
Rubryka A
Renta grunt.
13 893 829 13 003 554 13 398 938 13 494 091 13 470 700 13 801 616
Rubryka B
Zyski dzierżaw.
2 765 387 2 773 644 2 937 899 2 938 823 2 930 874 2 946 072
Rubryka D
Zyski przemysłowe i inne
4 891 652 4 836 203 4 858 800 4 846 497 4 546 147 4 850 199
Suma wszystkich rubryk od A do E 22 962 885 22 998 394 23 597 574 23 658 631 23 236 298 23 930 340

Przeciętny przyrost dochodów kategorji D wynosił w latach 1853—1863 tylko 0.93%, podczas gdy w Wielkiej Brytanji w tym samym okresie — 4,58%. Następująca tablica uwidocznia podział zysków (z wyjątkiem zysków z dzierżaw) w latach 1864 i 1865:

TABLICA E.
Kat. D.[941] Dochody z zysków przemysłowych
i t. d. (powyżej 60 f. szt.) w Irlandji
1864 1865
f. szt. rozdzielone
wśród osób
f. szt. rozdzielone
wśród osób
Całkowity wpływ roczny 4 368 610 17 467 4 669 979 18 081
Dochody roczne od 60 do 100 f. szt.
238 626 5 015 222 575 4 703
Z całkowitego wpływu rocznego
1 979 066 11 321 2 028 471 12 184
Pozostałość całkowitego wpływu rocznego
2 150 818 1 131 2 418 933 1 194
Z tej pozostałości 1 083 906 910 1 097 937 1 044
1 066 912 121 1 320 996 186
430 535 105 584 458 122
646 377 26 736 448 28
262 610 3 274 528 3
Anglja, jako kraj przeważnie przemysłowy o rozwiniętej produkcji kapitalistycznej, nie wytrzymałaby takiego upustu krwi ludności, jakiemu uległa Irlandja. Ale Irlandja dziś jest tylko rolniczą prowincją Anglji, odgrodzoną od niej szerokim rowem i dostarczającą jej zboża, wełny i bydła, oraz rekrutów dla armji i dla przemysłu.

Wyludnienie sprawiło, że wiele pól leży odłogiem, że zmniejszyły się plony[942] i że, pomimo zwiększenia terenu hodowli bydła, w pewnych gałęziach cofa się ona, w innych zaś ujawnia niewielki postęp, zaledwie zasługujący na wzmiankę i przerywany ustawicz-nem cofaniem się. A jednak wraz ze spadkiem masy ludności rosły wciąż renty gruntowe i zyski z dzierżaw, chociaż te ostatnie nie tak stale, jak pierwsze. Przyczyna jest zrozumiała. Z jednej strony łączenie dzierżaw i przekształcanie roli w pastwiska sprawiło, że coraz większa część całkowitego produktu zamieniała się w wytwór dodatkowy. Wytwór dodatkowy wzrastał, choć wytwór całkowity, którego on był częścią, zmniejszał się. Z drugiej strony wartość pieniężna wytworu dodatkowego rosła jeszcze szybciej, aniżeli jego masa, a to dzięki zwyżkowej tendencji cen na mięso, wełnę i t. d., trwającej na rynku angielskim od lat 20, ale szczególnie silnej w ostatniem dziesięcioleciu.
Rozproszone środki produkcji, służące samemu wytwórcy, jako środki zatrudnienia i utrzymania, ale nie pomnażające swej wartości przez wchłanianie cudzej pracy, nie są bynajmniej kapitałem, podobnie jak wytwór, spożyty przez swego własnego wytwórcę, nie jest towarem. Więc chociaż wraz z masą ludności zmniejszyła się również masa środków produkcji, stosowanych w rolnictwie, to jednak masa kapitału, zastosowanego w rolnictwie, wzrosła, gdyż część środków produkcji, dawniej rozproszonych, została zamieniona w kapitał.
Całkowity kapitał Irlandji, włożony w handel i w przemysł, prócz rolnictwa, nagromadzał się w ciągu ostatnich lat 20 powoli i wśród ciągłych silnych wahań. Tem szybciej natomiast posuwała się centralizacja jego indywidualnych części składowych. Wreszcie, jakkolwiek nieznaczny był absolutny wzrost kapitału, względnie, w stosunku do stopniałej ludności kraju, kapitał nabrzmiewał.
A więc tu, przed naszemi oczyma, rozgrywa się na szeroką skalę proces, będący dla ekonomji ortodoksyjnej wymarzonym wprost dowodem słuszności jej dogmatu, według którego nędza pochodzi z przeludnienia absolutnego, wyludnienie zaś przywraca równowagę. Jest to doświadczenie o wiele większej wagi, niż owa zaraza morowa z połowy czternastego wieku, tak bardzo wysławiana przez maltuzjańczyków. Zauważmy mimochodem, że jeżeli trzeba bakalarskiej naiwności, aby do stosunków produkcji i odpowiadających im stosunków zaludnienia wieku 19-go przykładać skalę wieku 14-go, to naiwność owa ponadto jeszcze przeoczyła, iż podczas, gdy po tej stronie kanału, w Anglji, bezpośredniem następstwem owej zarazy i towarzyszącego jej wyludnienia były uwolnienie i zbogacenie ludu wiejskiego, po tamtej stronie, we Francji, następstwem jej były sroższa niewola i większa nędza.[943]
Głód wymiótł z Irlandji w r. 1846 zgórą miljon ludzi, ale tylko biedaków. Nie uczynił on natomiast najmniejszego uszczerbku w bogactwie kraju. Następujące po głodzie dwudziestoletnie wychodztwo, wciąż jeszcze wzrastające, nie zmniejszyło, jak wojna trzydziestoletnia, wraz z ludnością kraju, jego środków produkcji. Genjusz iryjski wynalazł całkiem nowy sposób na to, aby lud biedny wyganiać o tysiące mil od widowni jego nędzy. Wychodźcy irlandzcy, którzy osiedlili się w Stanach Zjednoczonych, corocznie przysyłają do kraju swego pieniądze na koszty podróży dla pozostałych w domu. Każda partja wychodźców, opuszczająca kraj w tym roku, ciągnie za sobą nową partję na rok przyszły. W ten sposób wychodztwa nic nie kosztuje Irlandję, lecz stanowi jedną z najbardziej dochodowych gałęzi jej eksportu. Wreszcie wychodztwo jest procesem systematycznym, który nie przejściowo wierci dziurę w masie ludności, lecz systematycznie wyciąga z niej więcej ludzi, niż przyrost naturalny zdoła nadrobić, wskutek czego absolutny poziom zaludnienia opada z roku na rok[944].
A jakież były następstwa wychodztwa dla robotników irlandzkich, pozostałych w kraju, wybawionych od plagi przeludnienia? Oto takie, że przeludnienie względne jest dziś równie wielkie, jak przed rokiem 1846, że płaca robocza jest równie niska, że praca jest jeszcze uciążliwsza, że nędza, panująca na wsi, grozi nowym kryzysem. Przyczyny tego stanu rzeczy są bardzo proste. Wychodztwu dotrzymywał kroku przewrót w rolnictwie. Wytwarzanie względnego przeludnienia prześcigało wyludnienie absolutne. Wystarczy spojrzeć na tablicę B, aby przekonać się, że przekształcenie roli w pastwiska musi działać jeszcze szybciej w Irlandji, aniżeli w Anglji. Anglji wraz z rozwojem hodowli bydła wzrasta uprawa warzyw, w Irlandji zaś zmniejsza się. Podczas gdy wielkie obszary dawniej uprawnych gruntów leżą odłogiem lub zamieniane są w stałe pastwiska, znaczna część dawniejszych nieużytków i torfowisk dziś służy do wypasania bydła. Dzierżawcy drobni i średni — zaliczam do nich wszystkich tych, którzy uprawiają nie więcej niż 100 akrów ziemią — wciąż jeszcze stanowią około 4/5 całkowitej liczby dzierżawców[945]. Daleko silniej niż wprzódy, przytłacza ich konkurencja rolnictwa, prowadzonego sposobem kapitalistycznym, to też wciąż dostarczają oni świeżego rekruta klasie robotników najemnych.
Jedyny przemysł wielki w Irlandji, a mianowicie wyrób płótna, wymaga stosunkowo niewielkiej liczby dorosłych mężczyzn i wogóle zatrudnia tylko stosunkowo niewielką cząstkę ludności, pomimo, że przemysł ten rozszerzył się w związku z drożyzną bawełny w latach 1861—1866. Jak wszelki wogóle przemysł wielki, dzięki ciągłym wahaniom w swej własnej dziedzinie, wytwarza on wciąż przeludnienie względne nawet przy wzroście absolutnym zatrudnionej przezeń masy ludzkiej. Nędza ludu wiejskiego stanowi podstawę bytu olbrzymich fabryk koszul i t. d., których armja robotnicza po większej części rozproszona jest na wsi. Znajdujemy tu znowu poprzednio przez nas opisany system chałupnictwa, które w nadmiernej pracy i w niedostatecznej płacy znalazło własne doskonałe metody stwarzania robotników „zbytecznych“. Wreszcie; chociaż wyludnienie nie pociąga tu za sobą tak zgubnych skutków, jak w kraju o rozwiniętej produkcji kapitalistycznej, jednak wywiera ono stały wpływ na rynek wewnętrzny. Wychodztwo pozostawia po sobie nietylko puste domy, lecz również zrujnowanych gospodarzy. Luki, stwarzane przez wychodżtwo, nietylko zwężają miejscowe zapotrzebowanie pracy, ale również dochody sklepikarzy, rzemieślników i wogóle ludzi, żyjących z drobnego przemysłu. Stąd zmniejszenie dochodów od 60 do 100 funtów szt. w tablicy E.
W sprawozdaniu irlandzkich inspektorów instytucyj dobroczynnych za rok 1870[946] położenie irlandzkich robotników rolnych, płatnych na dniówkę, przedstawione jest w sposób przejrzysty. Inspektorowie ci, jako urzędnicy rządu, który opiera się jedynie na bagnetach i na stanie oblężenia bądź jawnym, bądź zamaskowanym, muszą przestrzegać w słowach wszelkich względów, o które nie dbają ich angielscy koledzy. Jednak i oni nie pozostawiają rządowi żadnych złudzeń.
Wykazują oni, że stopa płac, wciąż jeszcze na wsi bardzo niska, w ostatnich 20 latach podniosła się o 50—60% i obecnie wynosi przeciętnie 6—9 szylingów tygodniowo. Ale za tą pozorną zwyżką kryje się rzeczywisty spadek płac, gdyż nie dorównywa ona wzrostowi niezbędnych środków utrzymania, który przez ten czas nastąpił. Na poparcie tego twierdzenia możemy przytoczyć następujący wyciąg z urzędowych rachunków pewnego irlandzkiego domu roboczego:
Przeciętna tygodniowa kosztów utrzymania na głowę:

Rok Pokarm Odzież Ogółem
29/IX 1848 do 29/IX 1849 1 Szyl. 3¾ pensa 3 pensy 1 Szyl. 6¼ pen.
29/IX 1868 do 29/IX 1869 2 Szyl. 7¼ pensa 6 pensów 3 Szyl. 1¼ pen.

A więc koszt niezbędnych środków utrzymania jest prawie dwa razy, a koszt odzieży — dokładnie dwa razy wyższy, niż przed 20 laty.
Nawet abstrahując od tej dysproporcji cen i płac, samo tylko porównanie wysokości płac, wyrażonej w pieniądzach, nie daje właściwego wyniku. Przed rokiem głodu główna masa płac w rolnictwie była uskuteczniana in natura [w produktach], a tylko niewielka część w pieniądzach; dziś regułą jest płaca pieniężna. Już stąd wynika, że stopa pieniężna płacy musiała wzrosnąć, niezależnie od ruchu płacy rzeczywistej. „Przed rokiem głodu najmita rolny miewał działkę ziemi, na której sadził ziemniaki, hodował drób i świnie. Dziś nietylko musi on kupować całą swą żywność, lecz również ubyły mu dochody ze sprzedaży świń, drobiu i jaj“[947].
W istocie, dawniej robotnicy rolni zlewali się z klasą drobnych dzierżawców i stanowili jakby rezerwę dla dzierżaw średnich i wielkich, gdzie znajdowali pracę. Dopiero katastrofa roku 1846 uczyniła ich częścią klasy właściwych robotników najemnych, odrębnym stanem, związanym ze swymi panami — najemcami już tylko węzłami stosunków pieniężnych.
Wiadomo, jaki był stan ich mieszkań już przed rokiem 1846. Od tego czasu jeszcze się bardzo pogorszył. Część, coraz mniejsza zresztą, najemnych robotników rolnych mieszka jeszcze na gruntach dzierżawców w przepełnionych chatach, których ohyda o wiele przewyższa najgorsze przykłady, zaczerpnięte z okręgów rolnych angielskich. Jest to powszechne prawidło, z wyjątkiem niektórych okolic Ulsteru. Tak stoją sprawy na południu w hrabstwach Cork, Limerick, Kilkenny i t. d.; na wschodzie w Wicklow, Wexford i t. d.; w środkowej części Irlandji, w hrabstwach King‘s and Queen‘s, w hrabstwie Dublin i t. d.; na północy w hrabstwach Down, Antrim, Tyrone i t. d.; na zachodzie w Sligo, Roscommon, Mayo, Galway i t. d. „Chaty robotników rolnych“, woła jeden z inspektorów, „to hańba religji i cywilizacji naszego kraju“[948]. Ażeby dla najmitów rolnych uczynić powabniejszemi ich nory, dzierżawcy konfiskują ziałki, ziemi, należące do nich od niepamiętnych czasów. „Świadomosc tej swego rodzaju banicji, doznanej ze strony właścicieli ziemskich i ich rządców, budzi w najmitach rolnych uczucia przeciwieństwa i nienawiści względem tych, którzy ich traktują, jak rasę wydziedziczoną z wszelkich praw“[949].
Pierwszym aktem rewolucji w rolnictwie było masowe i, jakby na dane zgóry hasło rozpoczęte, burzenie chat, znajdujących się na polu pracy. Wielu robotników musiało szukać dachu nad głową po wsiach i w miasteczkach. Tam lokowano ich jak rupiecie: na strychy, do piwnic, do suteryn i w różne nory w najgorszych zaułkach miasta. W ten sposób przesadzano nagle do tych wylęgarni występków tysiące rodzin irlandzkich, które nawet według świadectwa Anglików, przesiąkniętych narodowemi uprzedzeniami, odznaczały się wyjątkowem przywiązaniem do domowego ogniska, wesołą beztroską i czystością obyczajów rodzinnych. Mężczyźni muszą obecnie szukać pracy u sąsiednich dzierżawców, którzy najmują ich tylko na dniówkę, czyli na najbardziej niestały zarobek. Przytem „muszą dziś odbywać daleką drogę do folwarku i zpowrotem, nieraz przemokli jak szczury i wogóle wystawieni na wszelkie plagi, które częstokroć sprowadzają wyczerpanie, chorobę, a wraz z nią — nędzę“[950].
„Miasta musiały rok rocznie przyjmować wszystko to, co uchodziło za nadmiar w okręgach rolniczych[951] i jakże tu się dziwić, „że w miastach i we wioskach panuje przeludnienie, a na roli brak lub grozi brak robotników“[952]. Naprawdę jednak brak ten daje się odczuwać jedynie tylko „w czasie żniw, wiosną lub podczas pilnych robót polnych; przez resztę roku jest wiele rąk bezczynnych“[953]; zaś „po wykopaniu kartofli, głównego plonu, od października do początku następnej wiosny.... trudno o pracę dla nich[954], i nawet w sezonie roboczym „częstokroć dni całe tracą, i wogóle są narażeni na wszelkiego rodzaju przerwy w pracy“[955].
Te następstwa rewolucji w rolnictwie, to jest zamiany roli w pastwiska, zastosowania maszyn, skrupulatnego zaoszczędzania na pracy i t. d. — występują jeszcze ostrzej u tych wzorowych obszarników, którzy nie przejadają swych rent zagranicą, lecz raczą, mieszkać w swych dobrach irlandzkich. Aby pod każdym względem stało się zadość prawu popytu i podaży, panowie ci „obecnie potrzeby swego gospodarstwa opędzają jedynie pracą drobnych dzierżawców, którzy w ten sposób zmuszeni są harować na swych panów na każde zawołanie za płacę, najczęściej o wiele niższą od płacy zwykłych najmitów, i to bez względu na trudności i na straty, które dzierżawca ponosi, gdy w krytycznym czasie siejby lub żniwa zaniedbywać musi we własne pole“[956].
Niepewność i nierównomierność zatrudnienia, częstość i długotrwałość przerw w pracy, wszystkie te objawy względnego przeludnienia, figurują więc w sprawozdaniach inspektorów administracji dobroczynności publicznej, jako plagi, trapiące irlandzki proletarjat rolny. Pamiętamy, że z podobnemi zjawiskami spotkaliśmy się i u angielskiego proletarjatu rolnego. Ale różnica polega na tem, że w Anglji, kraju przemysłowym, rezerwa przemysłu rekrutuje się ze wsi, natomiast w Irlandji, kraju rolniczym, rezerwa rolnictwa rekrutuje się z miast, dokąd się chronią robotnicy rolni. W Anglji „zbyteczni robotnicy rolni przekształcają się w robotników fabrycznych. W Irlandji wyparci do miast pozostają robotnikami rolnymi i wciąż wysyłani na wieś w poszukiwaniu pracy cisną zarazem na płace robotników miejskich.
Sprawozdawcy urzędowi w następujących słowach ujmują położenie materjalne dniówkowego robotnika rolnego: „Chociaż żyje on jak najoszczędniej, jednak płaca jego zaledwie starcza na wyżywienie jego samego i jego rodziny i na opłatę komornego za mieszkanie; aby przyodziać siebie, żonę i dzieci, musi on szukać ubocznych dochodów... Atmosfera ich mieszkań wraz z innemi dolegliwościami czyni tę klasę wysoce nieodporną wobec tyfusu i gruźlicy“[957]. Cóż więc dziwnego, że według zgodnych zaświadczeń sprawozdawców, głuche niezadowolenie przenika szeregi tej klasy, że wzdycha ona ku przeszłości, że teraźniejszości nienawidzi, a o przyszłości wątpi, że „ulega przewrotnym podszeptom agitatorów“, i że widzi przed sobą tylko jedno wyjście: wychodztwo do Ameryki. W taką to ziemię obiecaną zamieniło zielony Eryn wyludnienie, owo wielkie panaceum maltuzjańskie i Jakim zaś dobrobytem cieszą się nawet wykwalifikowani irlandzcy robotnicy przemysłowi, to wystarczy zobrazować na jednym przykładzie: „Podczas mej niedawnej inspekcji w Irlandji Północnej“, pisze Robert Baker, angielski inspektor fabryczny, „uderzył mnie wysiłek pewnego zdolnego robotnika irlandzkiego, który przy bardzo skąpych środkach starał się zapewnić trochę wykształcenia swym dzieciom. Powtarzam jego zeznanie dosłownie, jakem je z ust jego słyszał. Że jest on zdolnym robotnikiem fabrycznym, o tem świadczy choćby ten fakt, że jest zatrudniony przy towarach, przeznaczonych na rynek manchesterski. Johnson: jestem trykociarzem, pracuję od 6 rano do 11 wieczór, od poniedziałku do piątku; w sobotę kończymy o 6 wieczorem i mamy trzy godziny na obiad i odpoczynek. Mam pięcioro dzieci. Za pracę tę otrzymuję 10 szylingów i 6 pensów tygodniowo. Moja żona pracuje też tutaj i zarabia 5 szył. tygodniowo. Najstarsza dziewczynka, dwunastoletnia, prowadzi gospodarstwo domowe. Jest ona również naszą kucharką i jedyną pomocą w domu. Wyprawia ona młodszą dziatwę do szkoły. Dziewczyna, przechodząc obok naszego domu, budzi mnie o pół do szóstej. Żona moja wstaje razem ze mną i razem ze mną wychodzi. Przed wyjściem z domu nic nie jemy. W ciągu dnia 12-letnie dziecko pilnuje młodszej dziatwy. Śniadanie jemy o 8-ej, i przychodzimy na nie do domu. Herbatę pijamy raz na tydzień. Zwykłą naszą strawą jest kasza (stirabout) z owsianej mąki, czasem z kukurydzowej zależnie od tego, co nam się uda dostać. Zimą dodajemy trochę cukru i gorącej wody do mąki kukurydzowej. Latem kopiemy trochę kartofli, zasadzonych przez nas samych na działce ziemi, a gdy się kartofle skończą, powracamy do kaszy. Tak mija dzień za dniem, świątek i piątek, przez cały rok. Bywam zawsze bardzo zmęczony wieczorem po zakończeniu dziennej pracy. Widujemy niekiedy kawałek mięsa, ale bardzo rzadko. Troje dzieci naszych uczęszcza do szkoły, za każde płacimy pensa tygodniowo. Komorne nasze wynosi 9 pensów tygodniowo, a torf na opał conajmniej szylinga i 6 pensów na dwa tygodnie“[958]. Takie są płace irlandzkie, takie jest życie irlandzkie!“[959]
Faktycznie nędza Irlandji weszła znów w Anglji na porządek dzienny. Do rozwiązywania tego zagadnienia zabrał się w „Times“, w końcu r. 1866 i na początku r. 1867; Lord Dufferin, jeden z obszarników irlandzkich. „Jakaż to ludzkość u tak wielkiego pana!“[960]
Widzieliśmy w tablicy E, że w r. 1864 trzej rycerze zysku zgarnęli tylko 262.610 f. szt. z ogólnokrajowej sumy zysku 4.368.010 f. szt.; w r. 1863 ci sami trzej mistrzowie „wstrzemięźliwości“ z ogólnego zysku w sumie 4.669.979 f. szt. zagarnęli już 274.448 f. szt., w r. 1864 — 26 rycerzy zysku zagarnęło 646.377 f. szt.; w r. 1863 — 28 rycerzy zysku — 736.448 f. szt., w r. 1864 — 121 rycerzy zysku — 1.066.912 f. szt.; w r. 1863 — 186 rycerzy zysku — 1.320.996 f. szt.; w r. 1864 — 1131 rycerzy zysku — 2.130.818 f. szt., prawie połowę ogólnej sumy zysków rocznych; w roku 1863 — 1194 rycerzy zysku 2.418.933 f. szt., przeszło połowę ogólnej sumy zysków rocznych Ale znikomo drobna garść magnatów Anglji, Szkocji i Irlandji pochłania tak potwornie lwią część rocznej sumy rent gruntowych, że angielska mądrość stanu uważa za stosowne nie ogłaszać statystyki podziału renty gruntowej, podobnej do statystyki podziału zysków.
Lord Dufterm jest właśnie jednym z tych magnatów. Że czynsze i zyski mogą kiedykolwiek być „nadmierne“, że ten nadmiar jakoś wiąże się z nadmiarem nędzy ludu — jest to oczywiście myśl zgoła „nieprzyzwoita i niezdrowa“ (unsound). Lord Dufferin trzyma się faktów. Faktem jest, że w miarę, jak zmniejsza się liczba ludności irlandzkiej, rosną irlandzkie czynsze dzierżawne, że wyludnienie „dobrze czym“ właścicielowi ziemskiemu, a więc także i ziemi, — a więc także i ludowi, który jest tylko dodatkiem do ziemi. Oświadcza on więc, że Irlandja jest wciąż jeszcze przeludniona, i że strumień wychodztwa płynie wciąż jeszcze zbyt ospale. Irlandja, aby być już całkiem szczęśliwą, musi się wyzbyć jeszcze conajmniej 1/3 miljona ludzi pracy. Proszę jednak nie myśleć, jakoby ten poetyczny skądinąd lord był lekarzem ze szkoły Sangrada, który za każdym razem, gdy u chorego nie znajdował poprawy, puszczał mu krew, a gdy to nie pomagało, puszczał mu krew powtórnie, aż póki pacjent wraz z krwią nie wyzbył się i choroby. Lord Dufferin żąda upustu krwi w granicach tylko ⅓ miljona, zamiast tych około 2 miljonów, bez których pozbycia się królestwo boże w Irlandji nie zakwitnie. O dowód nietrudno.

1 2 3 4
Dzierżawy nie przekraczające 1 akra Dzierżawy powyżej 1 akra, nie przekraczające 5 akrów Dzierżawy powyżej 5 akrów, nie przekraczające 15 akrów Dzierżawy powyżej 15 akrów, nie przekraczające 30 akrów
Liczba
dzierżaw
akry Liczba
dzierżaw
akry Liczba
dzierżaw
akry Liczba
dzierżaw
akry
48 653 25 394 82 037 288 916 176 368 1 836 310 136 578 3 051 343
5 6 7 8
Dzierżawy powyżej 30 akrów, nie przekraczające 50 akrów Dzierżawy powyżej 50 akrów, nie przekraczające 100 akr. Dzierżawy ponad 100 akrów Obszar ogólny[961]
Liczba
dzierżaw
akry Liczba
dzierżaw
akry Liczba
dzierżaw
akry akry
71 961 2 906 274 54 247 3 983 880 31 927 8 227 807 20 319 924


W latach 1851—1861 centralizacja zniszczyła głównie pierwsze trzy kategorje dzierżaw, do 1 akra i od 1 do 15 akrów. One muszą zniknąć najpierwej. Daje to liczbę 307.058 „zbytecznych“ dzierżawców, a licząc skromnie po 4 osoby przeciętnie na rodzinę — 1.228.232 osoby. Jeżeli nawet przyjmiemy przesadne założenie, że po dokonanej rewolucji w rolnictwie ¼ tej liczby znajdzie utrzymanie, to pozostaną jeszcze 921.174 osoby, będące kandydatami na wychodźców. Kategorje 4, 5 i 6, od 15 do 100 akrów, są to — jak dawno już w Anglji wiadomo — dzierżawy zbyt małe dla kapitalistycznej gospodarki zbożowej, a dla hodowli owiec prawie nie wchodzą w rachubę. Przy poprzednich założeniach mamy tu więc dalszych 788.761 kandydatów na wychodźców, co stanowi ogółem 1.709.532. A ponieważ l‘appétit vient en mangeant [apetyt przychodzi w miarę jedzenia], więc obszarnicy wnet odkryją, że przy 3 i pół miljonach ludności Irlandja cierpi nędzę, a cierpi tę nędzę z tego powodu, ze jest przeludniona, że więc trzeba ją dalej wyludniać, dopóki nie spełni swego istotnego posłannictwa, to jest nie zostanie owczarnią i pastwiskiem Anglji.[962] Ale ten intratny proceder, jak wszelkie dobro tego świata, ma swą stronę ujemną. Nagromadzaniu renty gruntowej w Irlandji dotrzymuje kroku nagromadzanie Irlandczyków w Ameryce. Irlandczyk, wypędzany przez owcę i przez wołu, odradza się po drugiej strome oceanu, jako buntowniczy fenjanin.[963] A starej królowej mórz groźnie i coraz groźniej przeciwstawia się młoda olbrzymia republika.

Acerba fata Romanos agunt
Scelusque fraternae necis.

[„Srogi los i zbrodnia bratobójstwa ścigają Rzymian“. Horacy: „Epody“][964].



Rozdział dwudziesty czwarty.
TAK ZWANE NAGROMADZANIE PIERWOTNE
1. Tajemnica nagromadzania pierwotnego.

Widzieliśmy już, jak pieniądz zamienia się w kapitał, jak kapitał wytwarza wartość dodatkową, jak z wartości dodatkowej powstaje kapitał dodatkowy. Lecz nagromadzanie kapitału każe przypuszczać istnienie wartości dodatkowej, wartość dodatkowa — istnienie produkcji kapitalistycznej, a wreszcie produkcja kapitalistyczna — skupienie większych mas kapitału i siły roboczej w rękach producentów towarów. Wydaje się więc jakgdyby cały ruch obracał się w błędnem kole, z którego wyjść możemy dopiero wtedy, gdy przyjmiemy istnienie nagromadzania pierwotnego („previous accumulation“ u Adama Smitha), które poprzedza nagromadzanie kapitalistyczne i nie jest wynikiem kapitalistycznego trybu produkcji, lecz jego punktem wyjścia.
Owo nagromadzanie pierwotne odgrywa w ekonomji politycznej mniej więcej tę samą rolę, jak grzech pierworodny w teologji. Adam nadgryzł jabłko i przez to pokalał grzechem cały rodzaj ludzki. Lak samo początek nagromadzania wykładany nam bywa w postaci anegdoty historycznej. W zamierzchłych jakowychs czasach była sonie z jednej strony elita ludzi pracowitych i rozumnych, a nadewszystko oszczędnych, a z drugiej strony byli nicponie, leniwcy, trwoniący całe swe mienie i jeszcze więcej. Więc tak się stało, ża oszczędni nagromadzili bogactwo, nicponie zaś po niejakim czasie nie mieli już do sprzedania nic, prócz swej skóry. Stąd pochodzi nędza wielkiej masy ludzi, którzy pomimo swej ciągłej pracy wciąż jeszcze mogą sprzedawać tylko siebie samych, gdyż nic innego do sprzedania nie mają, oraz bogactwo niewielu, które wciąż wzrasta, chociaż ci dawno już przestali pracować.
Wprawdzie legenda biblijna o grzechu pierworodnym poucza nas, dlaczego człowiek został skazany na to, aby chleb swój spożywać w pocie czoła swego; natomiast opowieść o ekonomicznym grzechu pierworodnym wypełnia boleśnie odczuwaną lukę, odsłaniając nam, w jaki sposób istnieją ludzie, którzy nic sobie nie robią; z tego wyroku bożego.
Tego rodzaju dziecinne bzdurstwa są wciąż przeżuwane na nowo. Pan Thiers, naprzykład, z uroczystą powagą męża stanu poważa się częstować niemi Francuzów, niegdyś tak bystrych, w książce, w której obraca wniwecz świętokradzkie w swem mniemaniu zamachy socjalizmu na własność. Skoro tylko wchodzi w grę kwestja własności, to stanowisko elementarza dla dzieci uchodzi za święcie obowiązujące dla każdego wieku i dla każdego szczebla rozwoju umysłowego[965]. W historji rzeczywistej wielką rolę odgrywał podbój, ujarzmienie, rabunek, jednem słowem: gwałt. Natomiast w pełnej słodyczy ekonomji politycznej od niepamiętnych czasów panowała sielanka Prawo i praca“ były od niepamiętnych czasów jedynemi środkami bogacenia się, oczywiście z każdorazowym wyjątkiem dla „roku bieżącego“. Naprawdę jednak nagromadzanie pierwotne było raczej wszystkiem innem niż sielanką.
Pieniądze i towary same przez się nie są kapitałem, podobnie, jak me są mm również środki produkcji i utrzymania. Muszą one być przekształcone w kapitał. Ale przekształcenie to może się odbyć jedynie w określonych warunkach, które dają się ująć jak następuje. Dwie różne kategorje posiadaczy towarów muszą się zetknąć i nawiązać kontakt ze sobą: z jednej strony posiadacze pieniędzy oraz środków produkcji i utrzymania, którym idzie o to, aby pomnożyć posiadaną sumę wartości zapomocą kupna cudzej siły roboczej; z drugiej strony wolni robotnicy, sprzedawcy swej własnej siły roboczej, a więc sprzedawcy pracy. Robotnicy ci muszą być wolni w dwojakiem znaczeniu: żeby ani sami nie należeli do środków produkcji (jak niewolnicy, chłopi pańszczyźniani i t. d.), ani też, żeby nie należały do nich’ środki produkcji, jak do samodzielnych chłopów i t. d., lecz przeciwnie, żeby byli od tych środków produkcji uwolnieni, oddzieleni od nich, pozbawieni ich. Wraz z tą polaryzacją [rozszczepieniem na dwa przeciwne bieguny] rynku towarowego spełniają się zasadnicze warunki produkcji kapitalistycznej. Rozdział pomiędzy robotnikami a prawem własności na środki urzeczywistnienia pracy jest przesłanką stosunku kapitalistycznego. Z chwilą, gdy produkcja kapitalistyczna staje na własnych nogach, nietylko zachowuje ona ten podział, ale nawet odtwarza go w coraz to szerszej skali. A więc proces, stwarzający stosunek kapitalistyczny, nie może być niczem innem, jak tylko procesem wyzuwania robotnika z własności środków jego pracy, procesem, który zamienia z jednej strony społeczne środki utrzymania i środki produkcji w kapitał, a z drugiej strony — bezpośredniego wytwórcę w robotnika najemnego. Tak zwane nagromadzanie pierwotne nie jest więc niczem innem, jak dziejowym procesem oddzielenia wytwórcy od środków wytwarzania. Występuje on jako „pierwotny“, gdyż stanowi przedhistorję kapitału i właściwego mu trybu produkcji.
Ustrój ekonomiczny społeczeństwa kapitalistycznego wyrósł z ustroju ekonomicznego społeczeństwa feodalnego. Rozkład feodalizmu wyzwolił pierwiastki kapitalizmu.
Bezpośredni wytwórca, robotnik, mógł rozporządzać swoją osobą dopiero od chwili, gdy przestał być przykuty do gleby i przestał być niewolnikiem lub poddanym innej osoby. Następnie, aby stać się wolnym sprzedawcą siły roboczej, dostarczającym towaru swego wszędzie, gdzie go zbyć można, musiał się wyłamać z pod panowania cechów, z pod ich regulaminów o terminie, o czeladnikach, z pod ich krępujących przepisów o sposobie pracy i t. d. A więc ruch dziejowy, przekształcający wytwórcę w najmitę, z jednej strony występuje, jako jego wyzwolenie z poddaństwa i więzów cechowych — i jedynie ta strona istnieje dla naszych burżuazyjnych dziejopisów. Ale z drugiej strony ci wyzwoleńcy stają się sprzedawcami samych siebie dopiero wtedy, gdy zrabowano im wszelkie środki produkcji oraz wszelkie gwarancje istnienia, które dawały im dawne urządzenia feodalne. A historja ich wywłaszczenia nie opiera się na samych tylko domysłach. Jest wpisana do kronik ludzkości niezatartemi głoskami krwi i żelaza.
Kapitaliści przemysłowi, ci nowi władcy, musieli ze swej strony wypierać nietylko rzemieślniczych majstrów cechowych, lecz również panów feodalnych, władających źródłami bogactwa. 2 tego punktu widzenia wysunięcie się kapitalistów przemysłowych na czoło społeczeństwa ukazuje się, jako rezultat zwycięskiej walki zarówno przeciw władzy feodalnej i jej oburzającym przywilejom, jak przeciw cechom oraz przeciw pętom, które cechy nakładały na wolny rozwój produkcji i na wolność wyzysku człowieka przez człowieka. Ale rycerze przemysłu pokonali rycerzy oręża jedynie dzięki temu, iż wyzyskali wypadki, do których się nie przyczynili. Wysunęli się na czoło zapomocą środków równie podłych, jak te, dzięki którym ongi wyzwoleniec rzymski stawał się panem swego patrona.
Punktem wyjścia rozwoju, który wytwarza zarówno kapitalistę, jak robotnika najemnego, była niewola robotnika. Osiągnięty przezeń postęp polegał na zmianie postaci tej niewoli, na przekształceniu wyzysku feodalnego w kapitalistyczny. Ażeby pojąć przebieg tej przemiany, nie mamy potrzeby cofać się bardzo daleko wstecz. Choć pierwsze zaczątki produkcji kapitalistycznej sporadycznie występują w niektórych miastach nadśródziemnomorskich już w wieku 14-ym i 15-ym, to jednak era kapitalizmu datuje się dopiero od 16-go wieku. Występuje ona tam, gdzie już poddaństwo zostało zniesione oddawna i gdzie miasta udzielne, ów najwyższy wykwit średniowiecza, już od dłuższego czasu chyliły się do upadku.
Epokowe znaczenie w dziejach pierwotnego nagromadzania mają wszelkie przewroty, które stanowią dźwignię dla tworzącej się klasy kapitalistów; przedewszystkiem jednak te, które nagle i gwałtownie odrywały wielkie masy ludzkie od ich środków utrzymania i rzucały je na rynek pracy w postaci proletarjuszów, wolnych, jak ptaki niebieskie. Podstawą całego procesu jest wywłaszczenie z ziemi wytwórcy wiejskiego, chłopa. A więc musimy przedewszystkiem rozpatrzyć to wywłaszczenie. Jego dzieje w różnych krajach przybierały różne formy i przechodziły różne fazy w różnej kolei i w różnych epokach historycznych. Tylko w Anglji, którą dlatego bierzemy za przykład, wywłaszczenie to dokonało się w formie klasycznej.[966]

2. Wywłaszczenie ludu wiejskiego z ziemi.

Poddaństwo faktycznie zanikło w Anglji ku końcowi 14-go wieku. Już podówczas, a bardziej jeszcze w wieku 17-ym, olbrzymią większość ludności stanowili wolni i gospodarujący samodzielni chłopi, bez względu na wszelkie szyldy feodalne, zasłaniające ich prawo własności.[967] W dobrach wielkopańskich wolny dzierżawca wyparł dawniejszego karbowego (bailiff), który sam byt poddanym. Najemni robotnicy rolni składali się podówczas poczęści z chłopów, którzy korzystali z wolnego czasu, aby najmować się do robót u wielkich właścicieli ziemskich, poczęści z odrębnej klasy właściwych robotników rolnych, nielicznej zarówno absolutnie jak stosunkowo. Również i ci robotnicy byli faktycznie zarazem samodzielnymi gospodarzami, gdyż oprócz płacy otrzymywali działkę gruntu, zwykle 4 akry lub więcej, i chatę na niej. Pozatem zaś narówni z właściwymi chłopami korzystali oni z gruntów gminnych, na których wypasali swe bydło i z których brali opał: drzewo, torf i t. d.[968].
We wszystkich krajach Europy gospodarkę feodalną cechuje rozdrobnienie ziemi pomiędzy wielu lenników. Potęga pana feodalnego, jak wogóle każdego suwerena [zwierzchnika] polegała nie na sumie czynszów dzierżawnych, ale na liczbie jego poddanych, a więc ostatecznie na liczbie samodzielnie gospodarujących chłopów.[969] To też choć ziemia Anglji po normandzkim podboju została podzielona na olbrzymie baronje, z których jedna jedyna tylko obejmowała nieraz do 900 dawnych anglosaskich majątków, to jednak była ona usiana mnóstwem zagród chłopskich, zaledwie tu i ówdzie przedzielonych większemi dobrami pańskiemi. Takie stosunki, przy jednoczesnym rozkwicie miast, cechującym 15-ste stulecie, sprzyjały owej zamożności ludu, którą kanclerz Fortescue tak wymownie opiewał w swych „Laudes legum Angliae“ [„Pochwały praw angielskich“], ale nie pozwalały na powstawanie bogactwa kapitalistycznego.
Prolog przewrotu, który stworzył podstawę społeczną dla produkcji kapitalistycznej, rozegrał się w trzech ostatnich dziesięcioleciach wieku 15-go i w pierwszych 16-go. Wtedy to rozpuszczenie licznych świt pańskich, o których trafnie powiada James Stuart, że „wszędzie zapełniały bezużytecznie zamki i dwory“, wyrzuciło na rynek pracy masę wolnych proletarjuszy. Chociaż władza królewska, która sama była wytworem rozwoju burżuazyjnego, w swem dążeniu do absolutyzmu przyśpieszała gwałtownemi środkami rozwiązanie tych świt, nie było to jednak jedyną przyczyną tego przewrotu. Raczej magnat feodalny, butny przeciwnik króla i parlamentu, stwarzał daleko większą masę proletarjacką, spędzając gwałtem chłopów z ziem, do których ci mieli równie dobre, jak i on sam, prawa feodalne, oraz uzurpując [przywłaszczając sobie] grunty gminne.
Bezpośrednim bodźcem do tego stał się zwłaszcza w Anglji rozwój sukiennictwa flandryjskiego i odpowiadający mu wzrost cen wełny. Starą szlachtę feodalną pochłonęły wielkie wojny feodalne, a nowa była już dziecięciem swego czasu, czczącego złoto ponad wszelką potęgę świata. Hasłem jej stała się więc zamiana pól ornych na pastwiska dla owiec. Harrison, w swem dziele „Description of England. Prefixed to Holinshed‘s Chronicles“ opisuje, jak wywłaszczanie drobnych chłopów rujnuje kraj.
„What care our great incroachers!“ (Cóż to obchodzi naszych wielkich uzurpatorów!). Burzono gwałtem domy włościan i chaty robotników lub pozostawiano je na pastwę powolnego zniszczenia. „Jeżeli zajrzymy“ — powiada Harrison, — „do starych inwentarzy każdego szlacheckiego folwarku, to przekonamy się, że znikło mnóstwo domów i drobnych gospodarstw, że wieś dziś żywi o wiele mniej łudzi, niż dawniej, że wiele miast upadło, choć niektóre nowe rozkwitły... Niejedno mógłbym opowiedzieć o miastach i wioskach, które zburzono i zamieniono na pastwiska dla owiec i na których miejscu stoją dziś jedynie pańskie dwory“.
Skargi tych starych kronik są zawsze zabarwione; przesadą, ale dobrze odzwierciedlają wrażenie, jakie przewrót w stosunkach produkcji wywarł na spółczesnych. Porównanie pism kanclerza Fortescue z pismami Tomasza Morusa odsłania nam przepaść pomiędzy wiekiem 15-ym a 16-ym. Klasa robotnicza angielska, jak słusznie mówi Thornton, została strącona ze swego wieku złotego bez szczebli pośrednich do wieku żelaznego.
Ustawodawstwo ulękło się tego przewrotu. Nie stało ono jeszcze na tym poziomie cywilizacji, na którym „wealth of the nation“ [bogactwo narodowe], t. j. tworzenie kapitałów, bezwzględny wyzysk i zubożenie mas ludowych — są „ultima Thule“ [najwyższym szczytem] wszelkiej mądrości stanu. Bacon w swej historji Henryka VII powiada: „Około tego czasu (rok 1489) zewsząd jęły się rozlegać skargi na zamianę gruntów ornych na pastwiska (dla owiec i t. d.), dla których wystarczała niewielka liczba pastuchów; zagrody* zaś, dzierżawione dożywotnio, długoterminowo lub też rocznie, (z których żyła znaczna część yeomen [wolnych chłopów]) zostały zamienione w grunty dworskie. Spowodowało to zmniejszenie zaludnienia, a w skutkach — upadek miast, kościołów, dziesięcin... Król i parlament w walce z tem ziem wykazali podówczas mądrość godną podziwu... Wydawano zarządzenia przeciw wyludniającym kraj przywłaszczeniom (depopulating inclosures) ziemi gminnej, oraz przeciw idącej wślad za niemi i równie wyludniającej kraj hodowli bydła (depopulating pasture).
Ustawa Henryka VII, c. 19, wydana w r. 1489, zakazuje burzenia domów chłopskich, do których należy przynajmniej 20 akrów gruntu. Zakaz ten potwierdził Henryk VIII ustawą 25. Ustawa ta głosi między innemi: „Liczne dzierżawy oraz wielkie stada bydła, w szczególności owiec, skupiają się w niewielu rękach, przez co renty gruntowe wzrosły, a rolnictwo (tillage) bardzo podupadło, domy i kościoły obrócone zostały w gruzy, a zdumiewająco wielkie masy ludu utraciły środki utrzymania siebie i swych rodzin“. Ustawa nakazuje przeto odbudowę zrujnowanych zagród chłopskich, określa stosunek, w jakim grunty mają być dzielone pomiędzy pola orne a pastwiska i t. d. Ustawa Z r. 1533 uskarża się, że niektórzy właściciele mają do 24,000 owiec i ogranicza liczbę owiec do 2.000[970].
Ale bezsilne były zarówno skargi ludu, jak ustawy, wydawane przeciw wywłaszczaniu drobnych dzierżawców i chłopów przez lat 150, poczynając od Henryka VII. Bacon zdradza bezwiednie tajemnicę ich bezsilności. „Ustawa Henryka VII“, powiada on w swoich „Essays civil and moral“, Sect. 20, „miała myśl głęboką i godną podziwu, gdyż stwarzała gospodarstwa i zagrody rolne określonej wielkości normalnej, a więc zapewniała rolnikom obszar ziemi, dostateczny aby pozwolić im wychowywać poddanych, żyjących w pewnym dostatku i nie w niewolniczym stanie, i aby pług utrzymał się w ręku właścicieli, a nie najmitów („to keep the plough in the hand of the owners and not hirelings“)“[971].
Natomiast produkcja kapitalistyczna wymagała przeciwnie ujarzmienia masy ludowej, zepchnięcia jej na poziom najmitów i przekształcenia jej środków pracy w kapitał. W tym okresie przejściowym ustawodawstwo starało się pozostawić choć 4 akry gruntu przy chacie robotnika rolnego i zabraniało mu przyjmować do siebie komorników. Jeszcze w r. 1627, za Jakoba I, niejaki Roger Crocker z Front Mill został skazany za to, że w dobrach Front Mill wystawił chatę, a nie dołączył do niej 4 akrów gruntu; jeszcze w r. 1638, za Karola I, została powołana Komisja królewska poto, by wymóc przestrzeganie dawnych ustaw, zwłaszcza dotyczących 4 akrów ziemi; jeszcze Cromwell zabraniał stawiania w promieniu 4 mil dokoła Londynu domów bez przydziału 4 akrów gruntu. Jeszcze w pierwszej połowie wieku 18-go rozlegają się skargi, gdy chata robotnika rolnego nie posiada przydziału 1 do 2 akrów gruntu. Dziś robotnik rolny jest uszczęśliwiony, gdy ma przy chacie ogródek, lub gdy zdała od niej zdoła wziąć w dzierżawę parę prętów gruntu. „Właściciele ziemscy i dzierżawcy”, powiada dr. Hunter, „działają tu ręka w rękę. Parę akrów gruntu kolo chaty uczyniłoby robotnika zbyt samodzielnym”[972].
W wieku 16-ym reformacja i jej następstwo, olbrzymi rabunek dóbr kościelnych, stały się nowemi potężnemi bodźcami przymusowego wywłaszczania mas ludowych. Kościół katolicki w epoce reformacji był panem feodalnym sporej części ziemi angielskiej. Zniesienie klasztorów i t. d. zepchnęło ich mieszkańców w szeregi proletarjatu. Same dobra kościelne zostały po większej części rozdarowane drapieżnym królewskim ulubieńcom, lub sprzedane za psi grosz spekulującym dzierżawcom lub mieszczanom, którzy rugowali masowo dawnych dziedzicznych dzierżawców i łączyli ich zagrody. Milczkiem wydarto zubożałym wieśniakom ich sankcjonowane ustawami prawo do części kościelnych dziesięcin[973]. „Pauper ubique jacet“ [wszędzie pełno nędzarzy] — wołała królowa Elżbieta, wracając z okrężnej podróży po Anglji. W 43-im roku jej panowania zaszła wreszcie konieczność oficjalnego uznania istnienia pauperyzmu zapomocą wprowadzenia podatku na ubogich. „Autorowie tej ustawy wstydzili się widocznie pobudek, które ją wywołały, to też wbrew starodawnemu zwyczajowi — ustawa ta weszła w życie bez żadnego preamble (wstępnego uzasadnienia)“[974]. Na mocy ustawy 16 Karola I, 4, ustawa o podatku na ubogich została uznana za stałą i istotnie dopiero w r. 1834 otrzymała nową i ostrzejszą formę[975]. Te bezpośrednie skutki Reformacji nie były jej najtrwalszemi skutkami. Majątek kościelny był religijną podporą staroświeckiego ustroju własności ziemskiej. Ustrój ten nie mógł się utrzymać po upadku swej podpory[976].
Jeszcze w ostatnich dziesięcioleciach 17-go wieku yeomenry, czyli chłopstwo niezależne było liczniejsze od klasy dzierżawców, stanowiło ono główną siłę CromwelFa i nawet sam Macaulay stawia je wyżej od rozpitych szlachetków i ich zauszników, klechów wiejskich, do których obowiązków należało przystrajanie welonem ślubnym pańskich kochanek. Ale nawet robotnicy rolni byli jeszcze spółwłaścicielami gruntów gminnych. Około r. 1750 znika yeomenry[977], a w ostatnich dziesięcioleciach 18-go wieku ostatni ślad gminnej własności rolników. Pomijamy tu czysto ekonomiczne czynniki rewolucji rolniczej. Mowa o jej narzędziach przemocy.
Za Restauracji [po odnowieniu władzy] Stuartów obszarnicy przeprowadzili w drodze ustawodawczej przywłaszczenie, które wszędzie na kontynencie Europy dokonało się bez ustawodawczych ceregieli. Znieśli oni feodalny ustrój własności ziemskiej, a właściwie skasowali swe powinności względem państwa, „odszkodowali państwo zapomocą opodatkowania chłopstwa i wogóle mas ludowych, przyswoili sobie nowożytne prawo własności prywatnej na dobra, nad któremi poprzednio mieli li tylko zwierzchność feodalną, i narzucili robotnikom rolnym Anglji owe ustawy o osiadłości (laws of the settlement), które mutatis mutandis [z uwzględnieniem różnic] przykuły ich do gminy tak samo, jak ukaz Tatara Borysa Godunowa[978] przykuł chłopów rosyjskich do ich gruntów.
„Glorious Revolution“[979] [sławna rewolucja] przyniosła wraz z Wilhelmem III Orańskim[980] panowanie dorobkiewiczów obszarniczych i kapitalistycznych. Uczcili oni nową erę w ten sposób, że dotychczasową powściągliwą grabież dóbr państwowych jęli praktykować na wielką skalę. Otrzymywali oni te dobra w podarunku, lub też kupowali za bezcen, albo wreszcie wprost przywłaszczali je sobie, dołączając je do swych dóbr prywatnych[981]. Wszystko to odbywało się bez zachowania pozorów bodaj form ustawodawczych. Dobra państwowe, nabyte zapomocą tych szalbierstw, oraz grabież dóbr kościelnych, o ile te nie zostały stracone podczas rewolucji republikańskiej — stanowią podwalinę dzisiejszych książęcych latyfundjów oligarchji angielskiej[982]. Kapitaliści burżuazyjni sprzyjali tej operacji, między innemi w tym celu, aby zamienić ziemię w zwykły przedmiot handlu, aby rozszerzyć wielką produkcję rolną i pomnożyć dostawę do miast licznych rzesz „wolnych“ proletarjuszy. Przytem nowa arystokracja ziemska była naturalną sojuszniczką nowej bankokracji, wyższej finansjery, również świeżo wyklutej z jaja, oraz wielkich rękodzielników, szukających podówczas oparcia w ciach ochronnych. Burżuazja angielska działała w swym interesie równie trafnie, jak mieszczanie szwedzcy, którzy, przeciwnie wspierali wspólnie ze swym sojusznikiem gospodarczym, chłopstwem, królów, odbierających przemocą zagrabione przez arystokrację dobra koronne (poczynając od r. 1604, a potem za Karola i Karola XI).
Własność gminna — całkiem różna od własności państwowej, o której dopiero co była mowa — była instytucją starogermańską, która się przechowała pod osłoną feodalizmu. Widzieliśmy już, ze przywłaszczenie gwałtem własności gminnej, któremu przeważnie towarzyszyła zamiana pól ornych w pastwiska, poczyna się na schyłku 15-go wieku i trwa dalej w ciągu 16-go stulecia. Ale ów proces podówczas dokonywał się, jako gwałt indywidualny, przez lat 150 daremnie zwalczany przez ustawodawstwo. Postęp wieku 18-go przejawia się w tem, że ustawa sama staje się narzędziem grabieży ziem gminnych, chociaż wielcy dzierżawcy stosują przytem swe niezależne środeczki prywatne[983]. Formę parlamentarną tej grabieży stanowią „Bills for inclosures of Commons“ („Ustawy o zagradzaniu gruntów gminnych“), — inaczej mówiąc dekrety o wywłaszczeniu ludu z których pomocą właściciele ziemscy sami sobie podarowali ziemię ludu na własność. Sir F. M. Eden w swych zgrabnych wywodach adwokackich usiłuje przedstawić własność gminną, jako prywatną własność wielkich właścicieli ziemskich, którzy zajęli miejsce feodałów, lecz przeczy sam sobie, gdyż domaga się „ogólnej ustawy parlamentarnej o zagradzaniu gruntów gminnych”, a więc przyznaje, że potrzebny jest parlamentarny zamach stanu, aby te grunty przekształcić we własność prywatną, z drugiej zaś strony domaga się od Izby „odszkodowania” dla wywłaszczonych ubogich[984].
Gdy miejsce dawnych, niezależnych yeomen‘ów zajęli tenants-at-will, czyli drobni dzierżawcy z rocznem wymówieniem, tłum niewolniczy i zdany na łaskę i niełaskę landlordów, to obok grabieży dóbr państwowych również rabunek gruntów gminnych przyczyni! się do wzrostu owych wielkich dzierżaw, które w 18-ym wieku zwano „kapitaliscycznemi”[985] lub „kupieckiemi”[986], oraz do „wyzwalania” wieśniaków na proletarjuszy dla przemysłu.
Ale wiek 18-ty nie pojmował jeszcze tak dobrze, jak wiek 19-ty, tożsamości zachodzącej pomiędzy bogactwem narodowem, a nędzą ludu. Stąd w ówczesnej literaturze ekonomicznej nadzwyczaj namiętna polemika, dotycząca „inclosure of commons”. Z ogromnego materjału, leżącego przede mną, przytaczam tylko parę ustępów, ponieważ one dają żywy obraz tych stosunków.
„W wielu parafjach Hertfordshire‘u” — pisze jakieś oburzone pióro — „24 dzierżawy, liczące średnio od 50 do 150 akrów, zostały złączone w trzy duże folwarki”[987]. „W Northamptonshire i Lincolnshire zagradzani gruntów gminnych przybrało wielkie rozmiary, a większość nowych majątków, powstałych tą drogą, obrócono na pastwiska. W rezultacie w wielu majątkach niema nawet jo akrów pola ornego, choć przedtem zaorywano tam po ijoc akrów... Ruiny dawnych domów mieszkalnych, stodół, stajen i t. d.” są jedynemi śladami po dawnych mieszkańcach. „W niektórych miejscowościach.... z setek domów, i rodzin.... pozostało tylko 8 lub 10.... W wielu parafjach, w których zagrodzenie gruntów gminnych dokonało się przed 15 lub 20 laty, obecnie właściciele gruntu są bardzo nieliczni w porównaniu z liczbą tych, którzy tam uprawiali ziemię, gdy pola były jeszcze wolne. Zwykła to rzecz, że 4 5 bogatych hodowców bydła przywłaszcza sobie wielkie posiadłości, świeżo zagrodzone majątki, na których poprzednio siedziało 20 — 30 dzierżawców i tyluż drobnych właścicieli i komorników. Wszyscy oni zostają wyrzuceni wraz ze swemi rodzinami podobnie jak wiele innych rodzin, które dzięki mm znajdowały zajęcie i utrzymanie“[988].
Pod pozorem zagradzania landlordowie zagarniali nietylko pola nieuprawne, lecz również grunty uprawiane zbiorowo, lub wydzierżawiane przez gminę za określony czynsz. „Mówię tu o zagradzaniu pól i gruntów, wziętych już pod uprawę. Nawet pisarze, którzy bronią zagrodzeń, godzą się na to, że wzmagają one monopol dzierżawców, powodują zwyżkę cen żywności i prowadzą do wyludnienia... nawet zagradzanie nieużytków, tak jak się dokonywa, jest ograbianiem ubogiego z części jego środków utrzymania i rozdymaniem rozmiarów dzierżaw, już i tak nazbyt wielkich.[989]
„Gdy ziemia“, powiada dr. Price, „dostaje się w ręce niewielu wielkich dzierżawców, to drobni dzierżawcy (których on przedtem określał, jako „mnóstwo drobnych gospodarzy i dzierżawców, którzy utrzymują siebie i swe rodziny z plonu uprawianych przez sienie pól oraz z owiec, drobiu, świń i t. d., wypasanych na gminnych gruntach, a zatem mają mało powodów do kupowania środków utrzymania“) zamieniają się w ludzi, którzy pracą u innych zarabiać muszą na swe utrzymanie i którzy zmuszeni są chodzie na rynek po wszystko, czego im potrzeba... Pracują może więcej, gdyż większy jest przymus pracy... Miasta i rękodzielnie będą wzrastały, gdyż więcej ludzi zapędzanych będzie do miast w poszukiwaniu zajęcia. Takie muszą być skutki, do których z natury swej prowadzi koncentracja dzierżaw i do których faktycznie doprowadziła od wiciu lat w naszem królestwie“[990].
Ogólny skutek zagrodzeń określa on w następujący sposób: „Naogół położenie niższych warstw ludowych pogorszyło się pod każdym względem. Małorolni gospodarze i dzierżawcy są zepchnięci do stanu najmitów dziennych i komorników. A zarazem ludziom tego stanu coraz trudniej zarobić na życie“[991].
Istotnie, przywłaszczanie ziem gminnych i towarzyszący mu przewrót w rolnictwie oddziałały tak silnie na położenie robotników rolnych, że, jak sam Eden przyznaje, płaca ich w latach 1765—1780 jęła spadać poniżej minimum i musiała być uzupełniana ze środków dobroczynności publicznej. Płaca robocza, powiada on, „ledwie wystarczała już na zaspokojenie najelementarniejszych potrzeb życiowych“.
Posłuchajmy teraz przez chwilę obrońcy zagrodzeń i przeciwnika d-ra Price‘a: „Jest to nawskroś błędny wniosek, że musi nastąpić wyludnienie dlatego, że nie widać już ludzi, trwoniących swą pracę w otwartem polu. Jest ich mniej na wsi, ale zato więcej w mieście... Jeżeli naskutek przekształcenia drobnych chłopów w ludzi, pracujących dla innych, nastąpiło większe uruchomienie pracy, to przecież jest to korzyścią, której naród (do którego snąc ci „przekształceni“ nie należą!) powinien sobie życzyć wytwór ogólny będzie większy, jeżeli ich połączona praca będzie zastosowana na jednym folwarku; powstaje wytwór dodatkowy dla rękodzielni, a w ten sposób proporcjonalnie do ilości zboża rozrastają się rękodzielnie, będące dla kraju jedną z kopalni złota“[992].
Jednym z przykładów stoickiego spokoju duszy, z jakim ekonomista traktuje najcyniczniejsze podeptanie „świętych praw własności“ i najbrutalniejsze gwałty nad osobami, jeżeli tylko są potrzebne dla budowania podwalin kapitalistycznego trybu produkcji, jest Sir F. M. Eden, autor o zabarwieniu torysowskiem i „filantrop“. Długie pasmo grabieży, okrucieństw i gwałtów, które towarzyszyły wywłaszczeniu ludu od schyłku wieku 15-go do końca wieku 18-go, skłania go tylko do takiej oto „pocieszającej konkluzji: „Trzeba było ustalić właściwy (due) stosunek pomiędzy polami ornemi a pastwiskami. Jeszcze przez całe stulecie 14-ste i większą część is-go na akr pastwiska przypadały 2, 3, a nawet 4 akry pola. W połowie 16-go wieku stosunek ten się zmienia: już na 2 akry pastwiska mamy 2 akry pola, później przypadają 2 akry pastwiska na 1 akr pola; aż wreszcie występuje właściwy stosunek: 3 akry pastwisk na 1 akr pola ornego. .
W wieku 19-ym zatarło się oczywiście nawet wspomnienie o związku, łączącym chłopa z własnością gminną. Czyż lud wiejski otrzymał choć szeląg wynagrodzenia za 3,511,770 akrów gruntów gminnych, które w latach 1801—1831, że pominiemy już okres późniejszy, zostały mu wydarte i które landlordowie uchwałą parlamentarną sami sobie podarowali?
Ostatniem wielkiem wywłaszczeniem rolników było tak zwane Clearing of estates („czyszczenie“ dóbr, naprawdę wyświecanie z nich ludności). Wszystkie dotychczas przez nas opisane metody wywłaszczania osiągnęły swój punkt kulminacyjny w tym clearing'u. W poprzednim rozdziale, przy rozpatrywaniu spółczesnych stosunków, widzieliśmy, że teraz, gdy już niema więcej niezależnych chłopów, dochodzi do „czyszczenia“ dóbr z chat, tak że robotnicy rolni nie znajdują już nawet miejsca zamieszkania na uprawianych przez siebie gruntach. Ale dopiero w tej ziemi obiecanej romansów nowożytnych, którą jest Górna Szkocja, możemy poznać, co oznacza „clearing of estates“ we właściwem znaczeniu tego wyrazu. Tam to „czyszczenie“ wyróżnia się systematycznością wykonania i szerokością rozmachu (w Irlandji obszarnicy burzyli nieraz po parę wiosek; w Górnej Szkocji chodzi o obszary wielkości niemieckich księstw udzielnych) — i wreszcie szczególną formą rabowanej własności ziemskiej.
Celtycka ludność Górnej Szkocji składała się z klanów, z których każdy był właścicielem zamieszkałego przezeń terytorjum. Przedstawiciel klanu, jego naczelnik, czyli „wielki mąż“, był tylko tytularnym właścicielem ziemi klanowej, tak samo zresztą jak królowa angielska jest tytularną właścicielką całego terytorjum narodowego. Gdy rządowi angielskiemu udało się powściągnąć wewnętrzne wojenki tych „wielkich mężów“ i ich ciągle wyprawy łupieżcze na równiny Dolnej Szkocji, to naczelnicy klanów nie wyrzekli się bynajmniej swego rozbójniczego rzemiosła, lecz tylko zmienili jego postać. Mocą własnej władzy przekształcili oni swe tytularne prawo własności w swą własność prywatną, a że napotykali na opór ze strony członków klanu, których krwi nie potrzebowali już przelewać, więc jęli ich spędzać z gruntów jawną przemocą. „Z równem prawem mógłby król angielski wpędzić swych poddanych do morza — powiada prof. Newman[993], Sir James Steuart[994] i James Anderson[995] opisali pierwsze fazy tego przewrotu, który rozpoczął się w Szkocji po ostatniem powstaniu pretendenta. Dowiadujemy się od Steuarta, że za jego czasów, w ostatniej części XVIII-go wieku Górna Szkocja była jeszcze obrazem w minjaturze stosunków, panujących w całej Europie o 400 lat wcześniej. Gdy za czasów Steuarta zaczęto Gaelów wyganiać z ich ziem, to jednocześnie zabroniono im emigrować, aby w ten sposób zapędzić ich przemocą do Glasgow i do innych miast przemysłowych[996].
Wystarczającym przykładem „metody“[997], panującej w XIX wieku, są „czyszczenia“ księżny Sutherland. Zaledwie ta wyszkolona w ekonomji dama ujęła zarząd swych dóbr we własne dłonie, wnet postanowiła przeprowadzić radykalną kurację gospodarczą i przemienić w pastwiska dla owiec całe hrabstwo, którego ludność, pod wpływem poprzednich operacyj w tym samym rodzaju, stopniała już była do 15.000. W ciągu lat 1814—1820 systematycznie rujnowano i wypędzano owych 15.000 mieszkańców, stanowiących około 3.000 rodzin. Zburzono i popalono wszystkie ich wsie, wszystkie pola przemieniono w pastwiska. Żołnierze angielscy zostali odkomenderowani do tych egzekucyj i staczali istne bitwy z mieszkańcami. Jakaś staruszka spłonęła w chacie, której nie chciała porzucić. W ten sposób dama ta przywłaszczyła sobie 794.000 akrów ziemi, która od niepamiętnych czasów należała do klanu. Wygnanym mieszkańcom kazała ona odmierzyć 6.000 akrów na wybrzeżu morskiem, po 2 akry na rodzinę. Te 6.000 akrów leżały dotychczas odłogiem i nie przynosiły właścicielom żadnego dochodu. Księżna była tak wspaniałomyślna, że ziemię tę wydzierżawiła przeciętnie po 2 szylingi i 6 pensów członkom klanu, który przez całe stulecia za ród jej krew przelewał. Całą ziemię, zagarniętą klanowi, księżna podzieliła na 29 wielkich gospodarstw owczarskich, i w każdem osadziła jedną tylko rodzinę, przeważnie z pomiędzy angielskich parobków. Już w roku 1825 miejsce 15.000 Gaelów zajęło 130.000 owiec. Częsc tubylców, wyrzuconych na morskie wybrzeże, starała się wyżyć z rybołówstwa. Pewien pisarz angielski powiada, że stali się oni ziemnowodnemi zwierzętami i żyją pól na lądzie, pół na wodzie, lecz oba żywioły razem dają im dopiero pół utrzymania[998].
Poczciwi Gaelowie jednak mieli niebawem jeszcze srożej odpokutować za swą góralską romantyczną wierność dla „wielkich mężów“ klanu. Ci „wielcy mężowie“ zwietrzyli odrazu zapach rybi i wydzierżawili wybrzeża wielkim handlarzom ryb z Londynu. Gaelów wygnano po raz drugi.[999]
Wreszcie pewną część pastwisk znów zmieniono w knieje. Wiadomo że w Anglji niema prawdziwych lasów. Zwierzyna w parkach magnatów jest konstytucyjnem bydłem domowem, tłustem, jak rajcy miasta Londynu. Szkocja jest więc ostatniem schronieniem tej „szlachetnej“ rozrywki.
„W okolicach górskich“, pisze Somers w r. 848, „nowe lasy wyrosły jak grzyby po deszczu“[1000]. Tu, z jednej strony Gaick‘a, mamy nowy las Glenfeshie, a tam, z drugiej strony, — nowy las Ardyerike. W tych samych stronach widzimy ogromną a całkiem świeżą puszczę Black Mount. Posuwając się ze wschodu na zachód, z okolicy Aberdeen aż do nadbrzeżnych skal Obanu, mamy obecnie nieprzerwaną linję lasów; w innych zaś okolicach górskich spoty kamy młode lasy w Loch Archaig, Glengarry, Glenmoristou i t. d.... Zamiana ich pól w pastwiska zmusiła Gaelów do przenoszenia się na grunt nieurodzajny. Teraz, gdy zwierzyna zaczęła zajmować miejsce owiec, nędza Gaelów stała się jeszcze rozpaczliwsza... Knieje nie mogą współistnieć z ludem. Jedna albo druga strona musi ustąpić miejsca. Jeżeli knieje w nadchodzącem ćwierćwieczu będą tak samo wzrastały w liczbę i obszar, jak w ubiegłem, to nie znajdziemy już żadnego Gaela na ziemi ojczystej.... Ten zwrot ku myśliwstwu wśród górskich właścicieli ziemskich poczęści jest wypływem mody arystokratycznych zachcianek i namiętności łowieckiej, poczęści jednak uprawiają oni handel zwierzyną wyłącznie dla zysku. Jest bowiem faktem, że teren górski, zamieniony w knieje, częstokroć przynosi właścicielom nierównie większy zysk, niż pastwisko... Amator, szukający kniei dla polowania, gotów bywa ofiarować tyle, ile tylko pozwala długość jego trzosu... Okolice górskie znoszą cierpienia niemniejsze bodaj od tych, jakie Anglji zadawała polityka królów normandzkich. Zwierzyna otrzymuje dużo wolnej przestrzeni, lecz ludzi zapędza się w ciasne i coraz ciaśniejsze koło... Lud traci swe wolności jedną po drugiej... A ucisk wrasta jeszcze z dnia na dzień. Właściciele ziemscy stosują „czyszczenie“ dóbr i rugowanie ludności, jako stałą zasadę, jako konieczną potrzebę gospodarczą, tak samo jak w puszczach amerykańskich 1 australijskich osadnicy wycinają drzewa i zarośla, i cała ta operacja ma przebieg spokojny i rzeczowy“.[1001]
Grabież dóbr kościelnych, podstępna wyprzedaż dóbr państwowych, kradzież własności gminnej, bezprawne i terorystycznemi środkami przeprowadzone przekształcenie własności feodalnej i klanowej w nowożytną własność prywatną — oto sielankowe sposoby nagromadzania pierwotnego. One to zdobyły teren dla kapitalistycznego rolnictwa, wcieliły ziemię do kapitału i zapewniły przemysłowi miejskiemu potrzebną mu podaż „wolnego“ proletarjatu.

3. Krwawe ustawodawstwo przeciw wywłaszczonym od końca 15-go wieku. Ustawy w celu obniżenia płacy roboczej.

Ludzie, spędzeni z gruntu wskutek rozwiązania świt feodalnych oraz wskutek gwałtownego, brutalnego wywłaszczania, tworzyli „wolny“ proletarjat, którego powstające rękodzielnictwo nie mogło wchłaniać równie szybko, jak on przychodził na świat. Z drugiej zaś strony ludzie ci, tak raptownie wytrąceni ze zwykłej kolei swego życia, nie mogli równie błyskawicznie wdrożyć się do dyscypliny swego nowego stanu. Przemieniali się oni masowo w żebraków, rozbójników i włóczęgów, czasem pod wpływem własnych skłonności, częściej zaś pod przymusem okoliczności zewnętrznych. To też w końcu — wieku 15-go i przez cały wiek 16-ty cała Europa Zachodnia jest widownią krwawego ustawodawstwa przeciw włóczęgostwu. Przodków dzisiejszej klasy robotniczej karano przedewszystkiem za to, że gwałtem zrobiono z nich włóczęgów i nędzarzy. Ustawodawstwo traktowało ich jako „dobrowolnych“ zbrodniarzy i wychodziło z założenia, iż przy dobrej woli mogliby i nadal pracować w dawnych, nieistniejących już warunkach.
W Anglji owo ustawodawstwo zaczęło się za Henryka VII.
Na mocy ustawy Henryka VIII z roku 1530 starzy i niezdolni do pracy żebracy otrzymywali patent na żebractwo. Natomiast włóczędzy, zdolni do pracy, podlegali karom chłosty i więzienia. Mieli być przywiązywani do taczki i biczowani dopóki krew nie popłynie z ich ciała, potem zaś mieli złożyć przysięgę, że powrócą do miejsca urodzenia, lub też tam, gdzie mieszkali przez ostatnie trzy lata, i „wezmą się do pracy“ (to put himself to labour). Co za okrutne szyderstwo! Ustawa 27 Henryka VIII potwierdza statut poprzedni, ale wprowadza doń nowe obostrzenia. Człowiek, powtórnie ujęty za włóczęgostwo, miał być ponownie wy chłostany i ponadto miano mu obciąć pół ucha. Za trzecim razem miał być stracony, jako złoczyńca i wróg społeczeństwa.
Edward VI w roku 1547, pierwszym roku swego panowania, wydał statut, mocą którego ktokolwiekby się wzdragał pracować, miał być oddany w niewolę osobie, która go zadenuncjowała jako próżniaka. Pan ma karmić swego niewolnika chlebem i wodę, słabemi napojami i takiemi odpadkami mięsa, jakie uzna za dobre. Ma prawo zapędzić go do każdej, chociażby najwstrętniejszej roboty; może „go w tym celu chłostać i zakuwać w łańcuchy. Jeżeli nie wolni! oddali się na 14 dni, to zostaje skazany na niewolnictwo dożywotnie i napiętnowany literą „S“, wypalaną na czole lub na plecach. Za trzecim razem zostaje on stracony, jako zdrajca stanu. Pan może go sprzedać, zapisać w testamencie, wynająć komu innemu, wogóle traktować go jak bydlę, lub jak wszelki swój majątek ruchomy. Za wszelkie poczynania przeciw swym panom niewolnicy mają być karani śmiercią. Sędziowie pokoju obowiązani są ścigać sądownie tych łotrów na pierwsze zawiadomienie. Jeżeli się okaże, że włóczęga trzy dni się wałęsał, to należy go odesłać na miejsce urodzenia, tam wypalić mu rozpalonem żelazem znak V na piersiach, a następnie, skutego w łańcuchy, przeznaczyć do moszczenia dróg lub do innych robót w tym rodzaju. Jeżeli włóczęga błędnie wskaże miejsce swego urodzenia, to winien za karę zostać dożywotnim niewolnikiem wskazanej miejscowości, jej mieszkańców lub cechu, i być napiętnowany literą S. Każdy ma prawo zabrać włóczędze jego dzieci, i trzymać je u siebie w terminie: chłopaków aż do lat 24, dziewczyny do lat 20. W razie ucieczki, zostają oni na ten sam czas niewolnikami majstra, który może zakuwać ich w kajdany, chłostać i t. d. według swego uznania. Każdy majster może swemu niewolnikowi nałożyć obręcz żelazną na szyję, rękę lub nogę, aby go łatwiej rozpoznać i pewniej trzymać[1002]. Ostatnia część statutu stanowi, że niektórzy ubodzy mają obowiązek pracować w tej miejscowości lub u tej osoby, która zgadzaj się pracy im dostarczyć i za tę pracę karmić ich i poić. Ten rodzaj niewolników parafialnych istniał w Anglji jeszcze w wieku 19-ym pod nazwą „roundsmen“ („ludzie okrężni“).
Statut królowej Elżbiety z r. 1572 stanowił, że żebracy, nie mający patentu na żebractwo, i starsi nad lat 14, mają być wychłostani i napiętnowani na lewem uchu, o ile nikt nie zgodzi się wziąć ich na służbę na dwa lata; w razie recydywy starsi nad lat 18 mają być traceni, o ile nikt nie zgodzi się przyjąć ich na służbę na dwa lata; za trzecim razem podlegają straceniu nieodwołalnie jako zdrajcy stanu. Podobne statuty były wydawane i później (18 Elżbiety c. 13, oraz statut z r. 1597)[1003].
Według statutu Jakóba I ktokolwiekby się wałęsał i żebrał, uznany będzie za włóczęgę. Sędziowie pokoju (rzecz prosta — sami właściciele ziemscy, przemysłowcy i duchowni, biegli w prawie) zostali upoważnieni do skazywania ich na swych Petty Sessions [posiedzenia z udziałem 2 lub więcej sędziów pokoju — K.] na publiczną chłostę i ponadto przy pierwszem ujęciu na 6 miesięcy więzienia, przy drugiem — na dwa lata. W więzieniu winowajca ma być tak często i tak wiele chłostany, jak to sędziowie pokoju uznają za dobre... Włóczęgów niepoprawnych i niebezpiecznych należy piętnować na lewem ramieniu literą R i przeznaczać ich do robót przymusowych, w razie zaś, gdyby znów byli schwytani na żebractwie, nieodwołalnie śmiercią karać. Statut ten zachował moc prawną aż do początku 18-go wieku, kiedy to został odwołany Statutem 12 Anny c. 23.
Podobne ustawy obowiązywały we Francji, gdzie w połowie 17-go wieku powstało w Paryżu królestwo włóczęgów (royaume des truands). Jeszcze na początku panowania Ludwika XVI (oraonnance z 13-go lipca 1777 r.) każdy zdrowy mężczyzna, w wieku od lat 16 do 60, jeżeli nie posiadał środków utrzymania i nie wykonywał żadnego rzemiosła, miał być wysyłany na galery. Podobne zarządzenie znajdujemy w statucie Karola V dla Niderlandów z października 1537 r., w pierwszym edykcie stanów i miast holenderskich z 19 marca 1614 r. i w „plakaat“ Zjednoczonych Prowincyj z 25 czerwca 1649 r.
Takie to groteskowo-terorystyczne ustawy pręgierzem, batem i torturą wdrażały do dyscypliny pracy najemnej lud wiejski, przemocą wywłaszczony z ziemi, wygnany i zamieniony we włóczęgów.
Niedość na tem, że na jednym krańcu występują warunki pracy, jako kapitał, a na drugim — ludzie, nie mający do sprzedania nic prócz swej siły roboczej. Niedość również zmusić ich, aby się dobrowolnie sprzedawali. W toku produkcji kapitalistycznej rozwija się klasa robotnicza, która dzięki swemu wychowaniu, przyzwyczajeniom i tradycjom skłonna jest uważać wymagania tego systemu produkcji za bezsporne prawa przyrodzone. Organizacja rozwiniętego kapitalistycznego procesu produkcji kruszy wszelki opór; stałe wytwarzanie względnego przeludnienia utrzymuje popyt i podaż siły roboczej, a więc i płacę roboczą, na poziomie, odpowiadającym potrzebom pomnażania wartości kapitału, a wreszcie niemy przymus stosunków ekonomicznych utrwala panowanie kapitalisty nad robotnikiem. Przemoc bezpośrednia, pozagospodarcza, bywa wprawdzie jeszcze stosowana, ale tylko jako wyjątek. Dopóki rzeczy idą zwykłą koleją, robotnik może być śmiało pozostawiony „przyrodzonym prawom produkcji“, czyli swej zależności od kapitału, wynikającej z samych warunków produkcji, przez nie zabezpieczonej i uwiecznionej. Inaczej stoją sprawy w historycznym okresie powstawania produkcji kapitalistycznej. Wyłaniająca się dopiero burżuazja potrzebuje władzy państwowej i posługuje się nią dla „regulowania“ płacy roboczej, t. j. dla utrzymania jej w granicach, odpowiadających potrzebie wyciskania zysku, dla przedłużania dnia roboczego i dla utrzymania samego robotnika w stosownej zależności od kapitału. Jest to bardzo istotny moment tak zwanego nagromadzania pierwotnego.
Klasa robotników najemnych, która powstała w drugiej połowie 14-go wieku, tworzyła podówczas i w następnem stuleciu bardzo nieznaczną część ludności. Jej położenie było ochraniane przez samodzielną gospodarkę chłopską na wsi i przez cechową organizację w mieście. Zarówno w mieście jak i na wsi położenie społeczne gospodarza i robotnika było dosyć zbliżone. Praca była formalnie tylko podporządkowana kapitałowi, t. j. sam sposób produkcji nie posiadał jeszcze charakteru specyficznie kapitalistycznego. Zmienny element kapitału o wiele przeważał jeszcze nad stałym. To też popyt na pracę najemną wzrastał szybko przy każdorazowem nagromadzeniu kapitału, natomiast wzrost podaży był dosyć powolny. Znaczna część krajowego wytworu, później zamieniana w fundusz nagromadzania kapitału, podówczas wchodziła jeszcze w skład funduszu spożycia robotników.
Ustawodawstwo o pracy najemnej, od swego zarania mające na celu wyzysk robotnika i w dalszym swym rozwoju zawsze mu wrogie,[1004] rozpoczyna się w Anglji od Statute of Labourers Edwarda III z r. 1349 — We Francji odpowiada mu ordonnance z roku 1350, wydana w imieniu króla Jana. Ustawodawstwa Anglji i Francji są równoległe i jednakowej treści. Co zaś dotyczy ustaw, dążących do przymusowego przedłużania dnia roboczego, to nie powracam do nich, gdyż ta sprawa jest omówiona powyżej (rozdział 8, punkt 5).
Statute of Labourers (ustawą o robotnikach) został wydany na usilne żądanie Izby Gmin. „Dawniej“, powiada naiwnie pewien torys, „ubodzy żądali tak wysokiej płacy, że zagrażali przemysłowi i bogactwu. Dziś płaca jest tak niska, że stanowi to dla bogactwa 1 przemysłu niebezpieczeństwo równie groźne a może groźniejsze od dawnego“[1005]. Ustalono obowiązującą taryfę płac wiejskich i miejskich, dziennych i akordowych. Robotnicy wiejscy winni godzić się na rok, miejscy — „na wolnym rynku“. Zabrania się pod karą więzienia płacić wyższe stawki od ustawowych, ale surowiej karane jest pobieranie wyższej płacy, niż dawanie jej. Tak więc jeszcze w dekrecie królowej Elżbiety o terminatorach (art. 18 i 19) wyznaczona jest kara 10 dni więzienia dla tego, kto daje wyższą płacę, zaś 21 dni dla tego, kto ją bierze. Dekret z roku 1360 zaostrzył kary: nawet upoważnił majstrów do zmuszania siłą fizyczną robotników do pracy za płacę ustawową. Wszelkie porozumienia, umowy i przysięgi, któremi się wiązali murarze i cieśle, zostały uznane za nieważne i niebyłe. Koalicje [zmowy] robotnicze traktowano, jako ciężkie przestępstwo od 14-go wieku aż do roku 1825, w którvm odwołano ustawę antykoalicyjną. O duchu przepisów o pracy dekretu z roku 1349 i dekretów następnych świadczy już to jedno, że państwo dyktowało wprawdzie maksymalną płacę, ale bynajmniej nie ustalało minimalnej.
Jak wiadomo, w XVI wieku położenie robotników bardzo się pogorszyło. Płaca pieniężna wzrastała, lecz nie w stosunku dewaluacji pieniądza oraz idącej za tem zwyżki cen. Faktycznie więc płaca spadała. Jednakowoż ustawy, mające na celu obniżenie płac, pozostawały w mocy, a zarazem praktykowano nadal obcinanie uszu i wypalanie piętna tym, „których nikt nie chciał wziąć do służby“. Statut królowej Elżbiety (5 c. 3) o terminatorach upoważniał sędziów pokoju do wyznaczania niektórych płac i do zmieniania ich w zależności od cen towarów i od pory roku. Jakób I rozciągnął tę regulację płac również na przędzarzy, tkaczy i na wszelkie wogóle kategorje robotników[1006]. Jerzy II rozszerzył ustawy antykoalicyjne na wszelkie rękodzielnie.
We właściwym okresie rękodzielniczym produkcja kapitalistyczna wzmocniła się dostatecznie, ażeby prawne normowanie płacy roboczej uczynić równie zbytecznem jak niewykonalnem, chciano jednak mieć w odwodzie i broń ze starego arsenału. Jeszcze statut 8 Jerzego II zabraniał płacić czeladnikom krawieckim Londynu i okolicy więcej, niż 2 szylingi i 7½ pensa dziennie, z wyjątkiem wypadku żałoby publicznej; jeszcze statut 13 c. 68 Jerzego III przekazywał sędziom pokoju regulowanie płac tkaczy jedwabnych, jeszcze w r. 1796 potrzeba było dwóch orzeczeń sądu najwyższego, ab) rozstrzygnąć, czy decyzje sędziów pokoju są miarodajne także i dla płac robotników nierolnych; jeszcze w r. 1799 ustawa parlamentarna stwierdzała, że płaca górników szkockich określona została statutem królowej Elżbiety oraz dwiema ustawami szkockiemi z lat 1661 i 1671. Jak bardzo jednak przez ten czas zmieniły się stosunki, o tem świadczy zdarzenie, przedtem niebywałe w angielskiej Izbie Gmin. W izbie tej, która przed 400 lat zgórą kuła ustawy o maksimum, którego płace żadną miarą nie miały przekraczać, Whitbread w r. 1796 wniósł projekt ustawy o minimum płacy dla robotników rolnych. Pitt, choć sprzeciwił się wnioskowi, przyznał jednak, że „położenie ubogich jest okropne (cruel)“. Wreszcie, w r. 1813 zniesiono ustawy o regulowaniu płac. Stały się one śmiesznym przeżytkiem, odkąd kapitalista regulował stosunki w fabryce mocą swego ustawodawstwa prywatnego, a płacę robotnika rolnego kazał uzupełniać do poziomu minimalnych kosztów utrzymania zapomocą podatku na ubogich. Przepisy ustaw o kontraktach pomiędzy przedsiębiorcami a robotnikami, o terminach wymówienia i t. d., przepisy, które uznają tylko odpowiedzialność cywilną, gdy przedsiębiorca łamie umowę, natomiast odpowiedzialność karną, gdy to czyni robotnik — aż do tej chwili są w mocy[1007].
Okrutne ustawy przeciwko zmowom upadły w r. 1825 wobec groźnej postawy proletarjatu, jednak upadły tylko częściowo. Niektóre miłe pozostałości po starych ustawach znikły dopiero w r. 1859. Wreszcie ustawa parlamentarna z dn. 29 czerwca 1871 r., będąca prawnem uznaniem trade unionów, pozornie znosiła ostatnie ślady tego ustawodawstwa klasowego. Tymczasem inna ustawa parlamentarna pod tą samą datą (an act to amend the criminal law relating to violence, threats and molestation), faktycznie pod nową postacią przywracała dawny stan rzeczy. Zapomocą tej sztuczki parlamentarnej wyjęto z pod prawa ogólnego i poddano mocy karnych ustaw wyjątkowych, których wykład powierzono samym przedsiębiorcom, jako sędziom pokoju, środki walki, któremi robotnicy mogą się posługiwać w czasie strajku lub lokautu (tak się nazywa zbiorowy strajk zjednoczonych fabrykantów, którzy jednocześnie zamykają swoje fabryki). Dwa lata przedtem ta sama Izba Gmin i ten sam Gladstone ze zwykłą sobie uczciwością wnieśli projekt ustawy, odwołujący wszystkie karne ustawy wyjątkowe przeciw robotnikom. Ale dalej, niż do drugiego czytania projektu tego nie dopuszczone i tak przewlekano sprawę, aż wreszcie „wielka partja liberalna“, zawarłszy sojusz z torysami i nabrawszy stąd otuchy, postanowią zwrócić się bezwzględnie przeciw temu samemu proletarjatowi, który wyniósł ją do władzy. Niedość mając tej zdrady, „wielka partja liberalna“ pozwoliła sędziom angielskim zawsze merdającym ogonem przed klasami posiadającemi, odgrzebać przedawnione ustawy przeciw „spiskom“ i zastosować je do zmów robotniczych. Widzimy więc jak niechętnie i dopiero pod naciskiem mas parlament angielski zrzekł się ustaw przeciw strajkom i trade unionom, potem jak sam przez lat pięćset z cynicznym bezwstydem pełnił czynności stałego trade unionu kapitalistów przeciw robotnikom.
Po drugiej stronie Kanału, we Francji, burżuazja nie zawahała się na samym początku burzy rewolucyjnej odebrać robotnikom świeżo zdobytego przez nich prawa stowarzyszania się. Ustawa z dn. 14 czerwca 1791 roku uznawała wszelką zmowę robotniczą za „zamach na wolność i na deklarację praw człowieka“ i karała ją grzywną do 500 liwrów oraz pozbawieniem praw obywatelskich na przeciąg roku[1008]. Ustawa ta, która państwowo-policyjnemi środkami wtłacza walkę konkurencyjną między kapitałem a pracą w szranki dogodne dla kapitału, przeżyła rewolucję i zmiany dynastji. Nawet rząd terom jej nie tknął. Dopiero całkiem niedawno skreślono ją z Codę Penal [kodeksu karnego].
Nic bardziej charakterystycznego, jak motywy tego burżuazyjnego zamachu stanu. Chapelier, który był sprawozdawcą tego wniosku na Zgromadzeniu Narodowem, a którego Camille Desmoulins nazwał „ergoteur misérable“ [nędznym pieniaczem],[1009] mówił: „Choć należałoby sobie życzyć, ażeby płaca robocza wzniosła się nad swój poziom obecny, i aby ten, co ją pobiera, wyszedł ze stanu całkowitej zależności, która pochodzi z braku niezbędnych środków utrzymania i równa się niemal niewoli“ — to jednak wara robotnikom porozumiewać się co do swych interesów, działać wspólnie i w ten sposób zmniejszać swą „całkowitą zależność, równą niemal niewoli“, ponieważ w takim razie naruszają oni „wolność swych dawnych majstrów, a dzisiejszych przedsiębiorców“ (wolność trzymania robotników w niewoli!) i ponieważ zmowa przeciw despotyzmowi dawniejszych majstrów cechowych jest ni mniej ni więcej jak — zgadnijcie! — wskrzeszeniem cechów, zniesionych przez konstytucję francuską![1010]

4. Geneza kapitalistycznych dzierżawców.

Widzieliśmy już, w jaki sposób wytworzona została przemocą klasa „wolnych“ proletarjuszy, poznaliśmy krwawą dyscyplinę, zapomocą której przemieniono ich w najmitów, brudną robotę władzy państwowej, która policyjnemi środkami wzmagała wyzysk robotników, a wraz z nim nagromadzanie kapitału. Staje teraz przed nami pytanie: skąd się wzięli, pierwotnie, kapitaliści? Wszakże wywłaszczenie ludu wiejskiego stwarza bezpośrednio tylko obszarników. Otóż co dotyczy genezy dzierżawcy, to możemy proces ten dłonią, że tak powiem, wymacać, gdyż ciągnął się powoli i trwa! całe stulecia. Chłopi pańszczyźniani, a także istniejący obok nich wolni drobni posiadacze gruntów byli w bardzo rożnem położeniu pod względem posiadania gruntu, to też zostali wyzwoleni w bardzo różnych warunkach ekonomicznych.
W Anglji pierwotną formą dzierżawcy był Bailiff [karbowy, rządca], który sam był poddanym. Stanowisko jego było podobne do starorzymskiego villicus [rządcy folwarku], acz zakres dzialanis bailiff’a był nieco węższy. Natomiast już w drugiej połowie wieku 14-go ustępuje on miejsca dzierżawcy, którego właściciel ziemski zaopatruje w bydło, nasiona i narzędzia pracy. Położenie takiego dzierżawcy różni się niewiele od położenia chłopa: tem chyba, że wyzyskuje on więcej pracy najemnej. Niebawem staje się on połownikiem (metayer), czyli półdzierżawcą. Dostarcza części potrzebnego kapitału, resztę daje właściciel i obaj dzielą się plonem w umówionym stosunku. Postać ta szybko znika w Anglji, aby ustąpić miejsca właściwemu dzierżawcy, pomnażającemu swój własny kapitał zapomocą zatrudniania robotników najemnych i wnoszącemu część wytworu dodatkowego, w pieniądzach lub w naturze, właścicielowi ziemskiemu tytułem renty gruntowej.
Dopóki, w 15-ym wieku, chłop niezależny, a nawet i parobek, posiadając obok pracy najemnej i własne gospodarstwo, dorabiają się jeszcze własną pracą, dopóty położenie materjalne dzierżawcy i zakres jego produkcji są jeszcze dość mierne. Przewrót rolny, który rozpoczął się pod koniec wieku 15-go i trwał przez prawie cały wiek 16-ty (z wyjątkiem ostatnich dziesięcioleci) w szybkiem tempie zbogacał dzierżawcę i rujnował ludność wiejską[1011]. Przywłaszczenie gminnych pastwisk i t. d. pozwalało dzierżawcy na wielkie rozmnożenie, bydła prawie bez nakładu kosztów, podczas gdy większa ilość bydła dzięki zastosowaniu w rolnictwie i dzięki sprzedaży, dostarczała mu obfitszych zysków, a zarazem obfitszego nawozu dla uprawy gruntu.
W 16-ym wieku przybył tu jeszcze jeden ważny, rozstrzygający czynnik. Ówczesne kontrakty dzierżawne były długoterminowe, często na 99 lat. Nieustanny spadek wartości metalów szlachetnych, a więc i pieniądza, przynosił dzierżawcom złote jabłka. Powodował on, niezależnie od wszystkich okoliczności, wyłożonych powyżej, zniżkę płacy roboczej. Część tej płacy dzierżawca przyłączał do zysku. Ciągły wzrost cen na zboże, mięso, wełnę i wogóle produkty rolne pomnażał kapitał pieniężny dzierżawcy bez zachodu z jego strony, podczas gdy renta gruntowa, którą on opłacał, była ustalona według dawnej wartości pieniądza[1012]. Tak więc wzbogacił się on naraz kosztem swych robotników i kosztem właściciela ziemskiego. Nic więc dziwnego, że z końcem 16-go wieku zjawia się w Anglji bogata jak na owe czasy klasa „dzierżawców kapitalistycznych“[1013].

5. Oddziaływanie rewolucji w rolnictwie na przemysł. Stworzenie wewnętrznego rynku dla kapitału przemysłowego.

Przerywane, lecz ponawiające się wciąż wywłaszczanie ludności wiejskiej i rugowanie jej z roli dostarczały, jak to widzieliśmy powyżej, przemysłowi miejskiemu wciąż nowych mas proletarjackich, stojących poza obrębem organizacji cechowej. Ta zastanawiająca okoliczność kazała nawet staremu A. Andersonowi (nie należy go mylić z Jamesem Andersonem) oświadczyć w swej historji handlu, że widzi w tem bezpośrednie zrządzenie Opatrzności. Musimy jeszcze chwilę uwagi poświęcić temu czynnikowi nagromadzania pierwotnego. Przerzedzenie niezależnej, gospodarczo samodzielnej ludności wiejskiej odpowiadało nietylko zgęszczeniu proletarjatu przemysłowego podobnie jak Geoffroy Saint-Hilaire tłumaczy zgęszczenie materji kosmicznej w jednych miejscach jej rozrzedzeniem w innych[1014]. Pomimo zmniejszenia liczby rolników, ziemia przynosiła plon taki sam jak wprzódy, a nawet większy, gdyż rewolucji w stosunkach własności rolnej towarzyszyły ulepszone metody uprawy, większa kooperacja, koncentracja środków produkcji i t. d., i ponieważ robotnicy rolni nietylko byli zmuszeni do intensywniejszej pracy[1015], ale również topniał obszar ich produkcji na własne potrzeby — „Oswobodzeniu części ludności wiejskiej odpowiadało również „oswobodzenie“ części jej poprzednich środków żywności. Przekształcały się one teraz w rzeczowy składnik kapitału zmiennego. Oderwany od gruntu chłop musiał odkupywać wartość tych środków spożycia od swego nowego pana, kapitalisty przemysłowego, w postaci płacy roboczej. Tak samo sprawy stały z krajowym surowcem, dostarczanym przemysłowi przez rolnictwo. Przekształcał się on w część składową kapitału stałego.
Wyobraźmy sobie naprzykład część chłopów westfalskich z czasów Fryderyka II, którzy zajmowali się wszyscy przędzeniem lnu, acz nie jedwabiu, wywłaszczoną i przemocą spędzoną z roli, oraz resztę tych chłopów przemienioną w najmitów wielkich dzierżawców. Jednocześnie powstają wielkie przędzalnie i tkalnie lnu, w których „oswobodzeni“ znajdują zajęcie, ale już w charakterze robotników najemnych. Len nie zmienił swej natury, ani jedno włókno nie uległo zmianie, ale nowa dusza społeczna wstąpiła w jego ciało. Stanowi on obecnie część kapitału stałego właścicieli rękodzielni. Niegdyś rozdzielony pomiędzy mnóstwo małych wytwórców, którzy sami go uprawiali, a potem przędli go w małych ilościach wespół ze swemi rodzinami, dziś skupił się w ręku kapitalisty, który innym każe prząść i tkać dla siebie. Praca nadzwyczajna, wydatkowana w przędzalni lnu, poprzednio realizowała się w postaci dochodu nadzwyczajnego niezliczonych rodzin chłopskich, lub też za Fryderyka II, w postaci podatku pour le roi de Prusse.[1016] Obecnie realizuje się w postaci zysku niewielu kapitalistów. Wrzeciona i krosna, dawniej rozsiane po wsiach, dziś skupiają się w nielicznych wielkich koszarach pracy, narówni z robotnikami i z materjałem surowym. A więc wrzeciona, krosna i materjal surowy ze środków niezależnego bytu przędzarzy i tkaczy przekształcają się w środki panowania nad nimi[1017] i wyciskania z nich pracy nieopłaconej. Po wielkich rękodzielniach nie znać, jak po wielkich folwarkach, iż powstały one ze złączenia wielu małych warsztatów i z wywłaszczenia wielu niezależnych wytwórców. Jednak bezstronny postrzegacz nie da się w błąd wprowadzić.
Za czasów Mirabeau, lwa rewolucji, wielkie rękodziełnie zwały się jeszcze manufactures reunies, połączonemi rękodzielniami, podobnie jak dziś mówi się o połączonych polach. „Widzimy tylko“, powiada Mirabeau, „wielkie rękodziełnie, gdzie setki ludzi pracują pod rozkazami jednego dyrektora, i które zwykle są nazywane rękodzielniami połączonemi (manufactures reunies). Natomiast ledwo spojrzeć raczymy na te warsztaty, gdzie wielka liczba robotników jest rozproszona, i każdy z nich pracuje na własny rachunek. Stoją one na dalszym planie, a jest to wielki błąd, gdyż one właśnie stanowią istotnie doniosłą część składową bogactwa narodowego... Fabryka zjednoczona (fabriąue reunie) może bajecznie wzbogacić jednego lub drugiego przedsiębiorcę, ale robotnicy są w niej tylko najmitami, lepiej lub gorzej wynagradzanymi i nie biorą żadnego udziału w, dobrobycie przedsiębiorcy. Natomiast w fabryce oddzielnej (fabrique séparée) nikt się nie wzbogaca, lecz mnóstwo robotników znajduje byt dostatni.... Wzrasta liczba robotników pilnych i gospodarnych, gdyż w rozumnym i pracowitym trybie życia widzą oni środek istotnej poprawy bytu, odmiennej niż błaha podwyżka płacy, nie dająca nigdy poważnej rękojmi na przyszłość i co najwyżej pozwalająca narazie na lepszy kęs strawy. Oddzielne, indywidualne warsztaty, najczęściej połączone z małem gospodarstwem rolnem, są wolne“[1018]. Gdy Mirabeau pojedyńcze warsztaty uważa również za oszczędniejsze i produkcyjniejsze od „połączonych“, i gdy w tych ostatnich widzi tylko cieplarniane rośliny, wyhodowane przez państwo, to tłumaczy się to ówczesnym stanem większej części rękodzielni na kontynencie Europy.
Wywłaszczenie i wypędzenie części ludności wiejskiej nietylko zwalnia dla kapitału przemysłowego robotników wraz ze środkami żywności i z surowcem, ale ponadto otwiera mu rynek wewnętrzny.[1019]
W istocie, te same wydarzenia dziejowe, które chłopa małorolnego przekształcają w najmitę, a jego środki pracy i utrzymania w rzeczowe składniki kapitału, stwarzają zarazem rynek wewnętrzny dla przemysłu. Przedtem rodzina chłopska wytwarzała i obrabiała środki utrzymania i surowce, które potem po większej części sama spożywała. Obecnie te surowce i środki utrzymania stały się towarami; wielki dzierżawca[1020] sprzedaje je masowo, a rękodzielnie są dlań rynkiem zbytu. Zato przędza, płótno, grube sukna — rzeczy, których surowce znajdowały się w obrębie gospodarstwa każdej rodziny chłopskiej, i które ona przędła i tkała na własny użytek — obecnie zamieniają się w artykuł rękodzielniczy, znajdujący zbyt właśnie w okręgach rolniczych. Dotychczasowa klientela liczna i rozproszona, złożona z mnóstwa drobnych wytwórców, pracujących na własny rachunek, ustępuje teraz miejsca na rzecz wielkiego rynku, zaopatrywanego przez kapitał przemysłowy[1021]. Tak więc wywłaszczeniu przedtem samodzielnych chłopów i pozbawieniu ich środków produkcji towarzyszy zniszczenie wiejskiego przemysłu ubocznego i oddzielenie rękodzielnictwa od rolnictwa. A właśnie tylko zniszczenie wiejskiego przemysłu domowego może rozszerzyć i skonsolidować wewnętrzny rynek krajowy w takim stopniu, jakiego wymaga kapitalistyczny tryb produkcji.
A jednak właściwy okres rękodzielnictwa nie przynosi radykalnego przekształcenia. Widzieliśmy już, że rękodzielnictwo bardzo stopniowo ogarnia produkcję krajową, i zawsze opiera się na szerokiej podstawie społecznej miejskiego rzemiosła i ubocznego domowego przemysłu wiejskiego. Jeżeli nawet burzy ono tę swoją podstawę w pewnych dziedzinach i w pewnych gałęziach produkcji, to odbudowuje ją gdzieindziej, ponieważ potrzebuje jej dla obrabiania, do określonego stopnia, materjału surowego. A więc wytwarza ono nową klasę drobnych wieśniaków, dla których już uprawa roli jest zajęciem ubocznem, a głównem — praca przemysłowa, w celu sprzedaży jej wytworu rękodzielni, bądź bezpośrednio, bądź za pośrednictwem kupca. Jest to jedna z przyczyn, zresztą nie najważniejsza, zjawiska, które zrazu może wprowadzić w błąd badacza historji angielskiej. Poczynając od lat siedemdziesiątych 15-go wieku napotyka on ustawiczne, tylko w niektórych okresach milknące, skargi na wzrost gospodarki kapitalistycznej na wsi i na postępujący upadek chłopstwa. Z drugiej strony wciąż odnajduje on znów owe chłopstwo, choć w coraz mniejszej liczbie i w coraz gorszym stanie.[1022]
Główna przyczyna tego zjawiska jest następująca: Anglja w różnych okresach jest naprzemian to przeważnie chłopem — oraczem, to hodowcą bydła. W zależności od tych okresów zmienia się zakres gospodarki chłopskiej.
Dopiero wielki przemysł maszynowy stworzył stałą podstawę kapitalistycznego rolnictwa, wywłaszczył ostatecznie ogromną większość ludu wiejskiego i dokonał rozdziału między rolnictwem a wiejskim przemysłem domowym — przędzalnictwem i tkactwem[1023] — który wyrwał z korzeniem. To też on dopiero zdobył całkowicie dla kapitału przemysłowego rynek krajowy.[1024]

6. Geneza kapitalisty przemysłowego.

Geneza kapitalisty przemysłowego[1025] nie dokonała się tak stopniowo, jak geneza dzierżawców. Bezwątpienia, wielu majsterków cechowych, a jeszcze więcej samodzielnych rzemieślników lub nawet robotników najemnych, zamieniło się z początku w drobnych dorabiających się kapitalistów, aby wreszcie, wraz z rozszerzeniem zakresu wyzysku pracy najemnej i odpowiedniem nagromadzaniem kapitału, przedzierzgnąć się w kapitalistów „sans phrase“ [bez osłonek]. W okresie dziecięcym produkcji kapitalistycznej działo się nieraz podobnie jak w okresie dziecięcym miast średniowiecznych, kiedy to wcześniejsza lub późniejsza ucieczka chłopow pańszczyźnianych rozstrzygała o tem, komu z nich sądzono było zostać majstrem, a komu czeladnikiem.
Lecz żółwi krok tej metody nie odpowiadał w najmniejszym stopniu potrzebom handlowym nowego rynku światowego, stworzonego przez wielkie odkrycia geograficzne na schyłku 15-go wieku. Ale średniowiecze pozostawiło po sobie dwie postaci kapitału, które dojrzewają w najróżniejszych ustrojach społecznych, a przed erą produkcji kapitalistycznej uchodzą za kapitał wogóle. Są to kapitał lichwiarski i kapitał kupiecki.
„Obecnie“, powiada pewien pisarz angielski, który jednak nie bierze pod uwagę kapitału kupieckiego, — „wszelkie bogactwo społeczne przechodzi najpierw przez ręce kapitalisty..., on to wypłaca właścicielowi ziemskiemu rentę, robotnikowi — płacę, poborcy podatków i dziesięcin — jego należność, i on również zachowuje dla siebie wielką, zaiste największą, i z dnia na dzień rosnącą część rocznego wytworu pracy. Kapitalista może być uważany za głównego właściciela całego bogactwa społecznego, choć żadna ustawa nie nadała mu takiego prawa własności... Zmiana ta w dziedzinie własności dokonała się dzięki pobieraniu procentów od kapitału.... i jest rzeczą nader godną uwagi, że wszyscy ustawodawcy w całej Europie usiłowali przeszkodzić temu zapomocą ustaw przeciw lichwie.... Władza kapitalisty nad calem bogactwem krajowem stanowi zupełny przewrót w prawie własności, a na jakiejże to ustawie, czy też szeregu ustaw, zasadza się ten przewrót prawny?“[1026]. Autor nasz powinien był sobie odpowiedzieć, że rewolucje nie dokonywują się zapomocą ustaw.
Ustrój feodalny na wsi i ustrój cechowy w mieście utrudniały i kapitałowi pieniężnemu, uzbieranemu lichwą i handlem, przemianę w kapitał przemysłowy[1027]. Zapory te upadły wraz z rozpuszczeniem feodalnych świt pańskich, i wraz z wywłaszczeniem ludu wiejskiego i częściowem spędzeniem go z roli. Nowe rękodzielnie powstawały w sąsiedztwie eksportowych portów morskich, lub też na wsi, poza kontrolą staroświeckiej organizacji miejskiej i jej konstytucji cechowej. To też w Anglji rozgorzała zacięta walka „corporate town“ [starych uprzywilejowanych miast] przeciw tym nowym plantacjom przemysłowym.
Odkrycie w Ameryce krain, obfitujących w srebro i złoto, tępienie, ujarzmianie i grzebanie w kopalniach ludności miejscowej, początek podboju i grabieży Indyj Wschodnich, zamiana Afryki w wielką knieję, w której się odbywają łowy na czarnoskórych — oto jutrzenka ery produkcji kapitalistycznej, oto główne czynniki tej sielanki, którą jest nagromadzanie pierwotne. Niebawem rozpoczyna się wojna handlowa narodów europejskich, której widownią jest kula ziemska. Zaczyna się ona od oderwania Niderlandów od Hiszpanji, przybiera olbrzymie rozmiary w antyjakobińskiej wojnie Anglji, a później trwa pod postacią wypraw łupieskich, jak wojna o opjum przeciw Chinom i t. d.
Różne momenty nagromadzenia pierwotnego przypadają zrazu, w kolejności mniej więcej chronologicznej, zwłaszcza na Hiszpanję, Portugalję, Holandję, Francję i Anglję. W Anglji w końcu 17-go wieku zostają one systematycznie połączone w system kolonjalny, system długu państwowego, nowożytny system podatkowy i system protekcjonizmu [ceł ochronnych]. Metody te poczęści oparte są na brutalnej przemocy (przykładem system kolonjalny); wszystkie zaś posługują się władzą państwową — zorganizowaną i skoncentrowaną przemocą społeczną w tym celu, aby proces przemiany feodalnego trybu produkcji w kapitalistyczny przyspieszyć cieplarnianym sposobem i skrócić fazy przejściowe. Przemoc jest zawsze akuszerką starego społeczeństwa, brzemiennego nowem. Przemoc sama jest potęgą ekonomiczną.
W. Howitt, który z chrześcijaństwa uczynił swą specjalność, mówi o chrześcijańskim systemie kolonjalnym: „Barbarzyńskie i haniebne okrucieństwa, popełniane przez tak zwane narody chrześcijańskie w każdej okolicy świata i nad każdym ludem, który udało się im ujarzmić, nie znajdują równych sobie przykładów w żadnej epoce dziejów świata, u żadnego szczepu, chociażby najdzikszego, najciemniejszego, najokrutniejszego i najbezwstydniejszego“[1028]. Historja gospodarki kolonjalnej holenderskiej a Holandja była wzorem kraju kapitalistycznego 17-ego wieku — „przedstawia niedościgniony obraz zdrady, przekupstwa, skrytobójstwa i podłości“[1029]. Nic charaktery styczniejszego, jak jej system wykradania ludzi na wyspie Celebes, aby mieć z nich niewolników na Jawie. Dla tego celu kształcono umyślnych złodziei ludzi. Złodziej, tłumacz i sprzedawca byli głównymi agentami w tym handlu, głównymi zaś sprzedawcami byli królikowie tubylców. Młodzież wykradzioną trzymano w tajemnych więzieniach na Celebes, dopóki nie dojrzała do załadowania na okręty, przewożące niewolników. Sprawozdanie urzędowe powiada: „pewne tutejsze miasto Makassar, naprzykład, roi się od tajemnych więzień, okropniejszych jedno od drugiego. Więzienia te pełne są ofiar chciwości i tyraństwa, nieszczęśników, przemocą wydartych rodzinom i skutych w kajdany“. Ażeby zawładnąć Malakką, Holendrzy przekupili gubernatora portugalskiego, który ich wpuścił do miasta w roku 1641. Natychmiast pobiegli oni do jego domu i zamordowali go, aby w ten sposób „wstrzymać się“ od zapłacenia mu za zdradę umówionej sumy, 21.875 f. szt. Spustoszenie i wyludnienie szły ich śladem. Banjuwangi, prowincja Jawy, w r. 1750 liczyła zgórą 80.000 mieszkańców, w r. 1811 — już tylko 8.000. Oto doux commerce [miły handel]!
Kompanja angielsko-wschodnioindyjska otrzymała, jak wiadomo, oprócz panowania politycznego w Indjach Wschodnich, monopol handlu herbatą i wogóle handlu z Chinami, oraz przewozu towarów do Europy i z Europy. Ale indyjska żegluga nadbrzeżna i między wyspami oraz wewnętrzny handel w Indjach zostały monopolem prywatnym wyższych urzędników Kompanji. Monopole na sól, opjum i inne towary stały się niewyczerpanemi kopalniami bogactw. Urzędnicy sami naznaczali ceny i obdzierali nieszczęsnych Hindusów wiele im się tylko podobało. Gubernator naczelny brał udział w tym handlu prywatnym. Ulubieńcy jego zawierali kontrakty na takich warunkach, że mądrzej niż alchemicy robili złoto z niczego., Wielkie fortuny wyrastały, jak grzyby po deszczu, a nagromadzanie pierwotne ruszało z miejsca, choć nie wykładano ani szylinga. Dochodzenie sądowe w sprawie Warren Hastingsa roi się od przykładów tej gospodarki. Tu przytoczymy jeden wypadek. Kompanja Wschodnio-Indyjska zawarła kontrakt na dostawę opjum z niejakim Sullivanem w chwili, gdy ten wyjeżdżał — mianowicie w urzędowej misji! — do okolicy Indyj odległej od okręgów, w których uprawiają opjum. Sullivan sprzedał swój kontrakt za 40.000 funtów niejakiemu Binnowi, a Binn odsprzedał go tego samego dnia za 60.000 funtów. Ostatni nabywca i wykonawca kontraktu przyznał później, że jeszcze zeń wyciągnął ogromny zysk. Według listy przedstawionej parlamentowi, Hindusi musieli podarować Kompanji i jej urzędnikom w latach 1757—1766 — 6 miljonów funtów szt. W latach 1769 i 1770 Anglicy sztucznie wywołali w Indjach głód, skupując wszystek ryż i sprzedając go potem po nieprawdopodobnych cenach[1030].
Traktowanie tubylców było oczywiście najhaniebniejsze w plantacjach, uprawianych głównie na wywóz, jak naprzykład w Indjach Zachodnich, oraz w krajach bogatych i gęsto zaludnionych, wydanych na łup rozboju, jak Meksyk i Indje Wschodnie. Jednak i we właściwych kolonjach nagromadzanie pierwotne nie zatraciło swych cech chrześcijańskich. Purytanie Nowej Anglji, owi trzeźwi bojownicy protestantyzmu, wyznaczyli na swej Assembly [zgromadzenia ustawmdawczem] w r. 1703 nagrodę 40 funtów szt. za każdy skalp indyjski, lub za każdego jeńca czerwonoskórego, w r. 1720 nagrodę 100 f. szt. za każdy skalp; w r. 1744, gdy Massachusetts — Bay ogłosił pewne plemię indyjskie za zbuntowane, wyznaczono takie ceny: za skalp mężczyzny powyżej 12 lat — 100 funtów szterl. w nowej walucie, za jeńców mężczyzn po 105 f. szt., za pojmane kobiety i dzieci — po 55 f. szt., za skalpy kobiet i dzieci po 50 f. szt. W kilkadziesiąt lat później system kolonjalny zemścił się na buntowniczem już potomstwie bogobojnych Pilgrim fathers [ojców pielgrzymów, jak nazywano pierwszych osadników purytanów, przybyłych z Anglji — K.]. Oni zkolei byli tomahawked [skalpowani] za sprawą Anglji i przez jej najemników. Parlament angielski uznał psy, zaprawione do łowów na buntowników i skalpowanie Indjan, za „środki, dane mu przez Boga i naturę”.
System kolonjalny sprzyjał cieplarnianej hodowli handlu i żeglugi, a „Gesellschaften Monopolia” („towarzystwa monopole” — wyrażenie Lutra) były potężnemu dźwigniami koncentracji kapitałów. Kolonje zapewniały świeżo powstającym rękodzielniom rynek zbytu i nagromadzanie kapitału, spotęgowane dzięki monopolowi rynkowemu. Skarby, zagrabiane poza Europą zapomocą ujarzmienia, rozboju i rzezi, wracały do kraju macierzystego i tu zamieniały się w kapitał. Holandja, która pierwsza rozwinęła w pełni system kolonjalny, stanęła już w roku 1648 u szczytu swej potęgi handlowej. „Handel z Indjami Wschodniemi, oraz pomiędzy Europą Północno-Wschodnią a Południowo-Zachodnią były w jej posiadaniu niemal wyłącznem. Jej rybołówstwo, marynarka i rękodzielnictwo pozostawiały daleko za sobą wszystkie inne kraje. Kapitały republiki były może znaczniejsze, niż pozostałej Europy, razem wziętej”. Guelich zapomina tylko dodać, że lud pracujący w Holandji już w r. 1648 bardziej był przeciążony pracą, uboższy i srożej uciśniony, niż w pozostałej Europie, razem wziętej.
W czasach dzisiejszych supremacja [przewaga] przemysłowa pociąga za sobą supremację handlową. Natomiast w okresie właściwego rękodzielnictwa supremacja handlowa pociągała za sobą supremację przemysłową. Stąd przemożna rola, którą odgrywał podówczas system kolonjalny. Był on „obcym bogiem”, który zasiadł na ołtarzu obok starych bożków Europy, i pewnego pięknego poranka jednem kopnięciem zwalił ich wszystkich w proch. Ogłosił dorobkiewiczostwo ostatecznym i jedynym celem ludzkości. Był wreszcie kolebką nowoczesnego systemu długów państwowych i kredytu.
System kredytu publicznego, to jest długów państwowych, którego początki znajdujemy jeszcze w wiekach średnich w Genui i w Wenecji, zapanował w całej Europie w okresie rękodzielnictwa. System kolonjalny ze swym handlem morskim i ze swemi wojnami handlowemi stał się jego wylęgarnią. To też system ten nasamprzód usadowił się w Holandji. Dług państwowy, to znaczy sprzedaż państwa, — czy to despotycznego, czy konstytucyjnego lub republikańskiego — wyciska swe piętno na epoce kapitalizmu. Jedyną częścią tak zwanego bogactwa narodowego, która istotnie u nowożytnych narodów znajduje się w posiadaniu zbiorowem, jest dług państwowy[1031]. A stąd już całkiem konsekwentnie wynika nowożytna nauka, że naród tem bardziej się zbogaca, im głębiej pogrąża się w długi. Kredyt publiczny zamienia się w credo [wyznanie wiary] kapitału. Z powstaniem odłużenia państwowego grzechem przeciw Duchowi Świętemu, nie podlegającym odpuszczeniu, staje się złamanie wiary długowi państwowemu.
Dług, publiczny staje się jedną z najpotężniejszych dźwigni nagromadzania pierwotnego. Niby dotknięciem różdżki czarodziejskiej obdarza on nieprodukcyjny pieniądz siłą twórczą i zamienia go w kapitał, oszczędzając mu przytem zachodów i ryzyka, które są nieodstępne od lokaty przemysłowej i nawet od prywatnej lichwy. Wierzyciele państwa w gruncie rzeczy nie dają nic, gdyż pożyczona przez nich suma zamienia się na łatwo dające się zbyć obligacje długu państwowego, które funkcjonują nadal w ich rękach zupełnie jakby były gotówką. Ale pomijając już powstającą w ten sposób próżniaczą klasę rentjerów, pomijając również nagle wybujałe bogactwo finansistów, odgrywających rolę pośredników pomiędzy rządem a narodem — pomijając wreszcie zbogacanie się dzierżawców podatków, kupców, fabrykantów, którym zazwyczaj dostaje się, jak manna z nieba, dobra porcja każdej pożyczki państwowej — dług państwowy powołał do życia spółki akcyjne, handel papierami wartościowani wszelkiego rodzaju, zuchwałą spekulację, ażiotaż: jednem słowem, grę giełdową i spółczesną bankokrację [władzę banków].
Wielkie banki, ozdobione tytułami narodowemi, od swego powstania były tylko towarzystwami spekulantów prywatnych, które stawały obok rządów i dzięki otrzymywanym przywilejom, mogły dostarczać im pieniędzy. To też najnieomylniejszym wskaźnikiem wzrostu długu państwowego była ciągła zwyżka akcyj tych banków, których rozkwit rozpoczyna się od założenia Bank of England w r. 1694. Bank Angielski rozpoczął swą działalność od udzielenia pożyczki rządowi na 8%. Ale zarazem uzyskał on od parlamentu prawo bicia monety z tego samego kapitału, czyli wypożyczania go powtórnie publiczności w postaci banknotów. Wolno było Bankowi temi banknotami dyskontować weksle, udzielać pożyczek pod zastaw towarów i zakupywać metale szlachetne. A niebawem wypuszczane przezeń banknoty stały się monetą, w której Bank udzielał pożyczek państwu i którą na rachunek państwa wypłacał procenty od pożyczek publicznych. Niedość na tem, że Bank jedną ręką dawał, aby drugą więcej odebrać; nawet i odbierając, pozostawał on wiecznym wierzycielem państwa aż do ostatniego pożyczonego szeląga. Stopniowo stał się on niezastąpionym zbiornikiem krajowego zapasu metalów szlachetnych oraz środkiem ciężkości, dokoła którego obraca się cały kredyt handlowy. W tym samym czasie, gdy w Anglji przestano palić czarownice, poczęto wieszać fałszerzy banknotów. Pisma ówczesne, naprzykład Bolingbroke‘a, świadczą o tem, jakie wrażenie wywarło na spółczesnych nagłe zjawienie się tego plemienia bankokratów, finansistów, rentjerów, maklerów, spekulantów i rekinów giełdowych[1032].
Wraz z długami państwowemi powstał międzynarodowy system kredytowy, w którym nieraz kryje się jedno ze źródeł nagromadzania pierwotnego w tym lub innym kraju. Tak naprzykład bezeceństwa rabunkowej gospodarki Wenecji były takiem ukrytem źródłem bogactwa kapitału holenderskiego, gdyż upadająca Wenecja pożyczała wielkie sumy Holandji. Podobnie rzeczy się miały pomiędzy Holandją a Anglją. Już na początku wieku 18-go rękodzielnie Holandji pozostały daleko wtyle i Holandja przestała być narodem panującym na polu handlu i przemysłu. W latach 1701—1771 jednem z głównych zastosowań ogromnych kapitałów holenderskich staje się więc wypożyczanie ich, w szczególności potężnej spółzawodniczce — Anglji. Coś podobnego zachodzi dziś między Anglją a Stanami Zjednoczonemu Niejeden kapitał, który zjawia się dziś w Stanach bez metryki urodzenia, jest wczoraj dopiero skapitalizowaną krwią angielskiej dziatwy robotniczej.
Ponieważ dług państwa opiera się na dochodach państwa, które muszą starczyć na opłacenie rocznych procentów i innych wypłat, więc niezbędnem uzupełnieniem systemu długu państwowego stał s.ę nowożytny system podatków. Pożyczki umożliwiają rządowi pokrywanie wydatków nadzwyczajnych w taki sposób, aby podatmk nie odczuł natychmiast całego ich ciężaru, jednak w konsekwencji wymagają one podnoszenia podatków. Z drugiej strony podwyższanie podatków, wywoływane nagromadzaniem kolejno zaciągany en długów, zmusza rząd do zaciągania wciąż nowych pożyczek dla opędzenia nowych wydatków nadzwyczajnych. Nowożytny fiskalizm [system skarbowy], którego osią jest opodatkowanie, (a więc i podrożenie) artykułów pierwszej potrzeby, kryje więc w sobie zarodek automatycznego podnoszenia podatków. Przeciążenie podatkowe staje się nie szczególnym wypadkiem, lecz raczej powszechną zasadą. W Holandji, gdzie system ten najpierw był wprowadzony, wielki patrjota De Witt wysławiał go w swych „Maksymach“, jako najlepszy środek na to, aby robotnik był uległy, niewymagający, pracowity i... przepracowany. W tem miejscu zajmuje nas jednak nietyle zgubny wpływ tego systemu na położenie samych robotników najemnych, ile raczej spowodowane przezeń przymusowe wywłaszczanie chłopa, rzemieślnika, słowem wszystkich składowych części drobnego stanu średniego. W tej sprawie niema dwóch zdań, nawet u ekonomistów burżuazyjnych. System protekcyjny, stanowiący jedną z zasadniczych części systemu podatkowego, potęguje jeszcze skuteczność akcji wywłaszczania.
Wybitna rola nowożytnego systemu długów i podatków państwowych w zamianie bogactwa społecznego w kapitał, w wywłaszczaniu samodzielnych wytwórców i w obniżaniu stopy życiowej robotników najemnych skłoniła niektórych pisarzy, jak Cobbett, Doubleday i innych, do upatrywania w nim zasadniczej przyczyny całej spółczesnej nędzy ludu.
System protekcyjny był sztucznym środkiem, aby fabrykować fabrykantów, aby wywłaszczać niezależnych robotników, aby skapitalizować narodowe środki produkcji i utrzymania, aby przemocą, skrócić przejście od staroświeckiego do nowożytnego trybu produkcji. Państwa europejskie wyrywały sobie patent na ten wynalazek, a skoro już poszły na służbę do dorobkiewiczów, to okładały w tym celu kontrybucją pośrednio zapomocą ceł ochronnych, bezpośrednio zapomocą premij wywozowych i t. p. — nietylko lud własny. W krajach przyległych i zawisłych niszczono gwałtem wszelki przemysł, jak to naprzykład Anglja uczyniła z sukiennictwem irlandzkiem. Na kontynencie Europy proceder ten od czasów Colberta uprościł się jeszcze bardziej. Początkowy kapitał przemysłowca płynie tam do jego kieszeni wprost ze skarbu państwa. „Pocóż“, woła Mirabeau, „szukać tak daleko przyczyn świetności rękodzielni saskich przed wojną siedmioletnią? A 180-miljonowy dług państwa?“[1033]
System kolonjalny, długi państwowe, ucisk podatkowy, cła ochronne, wojny handlowe i t. d. — wszystkie te latorośle właściwego okresu rękodzielniczego wybujały potężnie w dziecięcym okresie wielkiego przemysłu. Narodziny wielkiego przemysłu upamiętniły się masową, iście herodową rzezią niewiniątek. Na podobieństwo floty królewskiej, fabryki werbują sobie rekruta zapomocą przymusowego poboru. Sir F. M. Eden, choć tak głuchy na okropności wywłaszczania ludu wiejskiego, które trwało od ostatniego trzydziestolecia wieku 15-go, aż do jego czasów, to jest do końca wieku 18-go; choć stwierdza z zadowoleniem, że był to środek „niezbędny“, aby przywrócić kapitalistyczną gospodarkę rolną i „właściwy stosunek ilościowy gruntów ornych do pastwisk“, — to jednak me wykazuje tego samego zrozumienia ekonomicznego dla konieczności rabowania dzieci i uprowadzania ich w niewolę w celu przekształcenia produkcji rękodzielniczej w fabryczną i dla przywrócenia właściwego stosunku pomiędzy kapitałem a siłą roboczą.
Powiada on mianowicie: „Warto może, aby się publiczność zastanowiła, czy przemysł, który wtedy tylko pracuje skutecznie, gdy porywa biedne dzieci z chat i z domów roboczych, poto, aby kazać im harować na zmianę przez większą część nocy, kradnąc im odpoczynek, — czy przemysł, który przytem miesza do kupy osoby obojga płci, różnego wieku, skłonności, co musi prowadzić do gorszenia dziatwy przykładami rozwiązłości i rozpusty, czy tego rodzaju przemysł może powiększyć sumę szczęścia narodu i jednostek“[1034].
„W Derbyshire, Nottinghamshire, a w szczególności w Lancashire“, powiada Fielden, „celem zastosowania świeżo wynalezionych maszyn poczęto stawiać wielkie fabryki wzdłuż potoków, zdolnych do obracania koła wodnego. Znagła zjawiła się potrzeba tysiącznych rąk roboczych w okolicach, odległych od miast; w szczególności zaś Lancashire, hrabstwo aż dotąd stosunkowo rzadko zaludnione i nieurodzajne, przedewszystkiem musiało się zaludnić. Drobne, zwinne paluszki były najbardziej poszukiwane. Weszło więc zaraz w zwyczaj ściąganie uczniów (!) z różnych parafjalnych domów roboczych w Londynie, w Birmingham i gdzie się nadarzyło. Wiele, wiele tysięcy tych bezbronnych nieszczęsnych istot w wieku od 7 do 13 lub 14 lat wysłano na północ. Było obowiązkiem majstra (to znaczy złodzieja dzieci) ubierać swych uczniów, karmić ich i umieszczać w domu noclegowym, sąsiadującym z fabryką. Postawiono dozorców, czuwających nad ich pracą. W interesie tych istnych poganiaczy niewolników leżało jak największe zamęczanie dzieci pracą, gdyż zapłata ich była zależna od ilości wytworu, wyciśniętego z dziatwy. Oczywiście następstwem tego było okrucieństwo... W wielu okręgach fabrycznych, zwłaszcza w! Lancashire, pastwiono się okrutnie nad temi niewinnemi i bezbronnemu istotami, wydanemi w ręce panów fabrykantów. Wpędzano je do mogiły nadmiarem pracy.... Bito je, zakuwano w łańcuchy, męczono z wyrafinowanem okrucieństwem... W wielu wypadkach były one chude jak szkielety, a jednocześnie batem napędzane do pracy.... a niekiedy nawet doprowadzano je do samobójstwa.... Piękne i romantyczne doliny Derbyshire, Nottinghamshire i Lancashire, zasłonięte przed okiem publiczności, stawały się ponurym przybytkiem tortur i częstokroć mordu.... Fabrykanci ciągnęli olbrzymie zyski. Lecz to podniecało tylko ich wilczą żarłoczność. Poczęli więc stosować system pracy nocnej: to znaczy że gdy wyczerpali jedną grupę rąk pracą dzienną, to mieli napogotowiu grupę drugą, przychodzącą na noc. Zmiana dzienna szła do łóżek, dopiero co opuszczonych przez zmianę nocną, i odwrotnie. Według tradycji ludowej w Lancashire, łóżka te nigdy nie ostygały“[1035].
Z rozwojem produkcji kapitalistycznej w okresie rękodzielniczym opinja publiczna Europy utraciła resztę sumienia i wstydu. Narody szczyciły się cynicznie każdem bezeceństwem, które było środkiem nagromadzania kapitału. Przeczytajcie choćby naiwne „Roczniki Handlu“ poczciwego A. Andersona, który otrąbią, jako triumf angielskiej racji stanu, że Anglja przy zawieraniu pokoju Utrechckiego [r. 1713] wymogła na Hiszpanji traktatem w Asiento przywilej handlu niewolnikami między Afryką a Ameryką Hiszpańską, podczas gdy poprzednio uprawiała ten handel tylko między Afryką a angielskiemi Indjami Zachodniemi. Anglja otrzymała prawo dostarczania Ameryce hiszpańskiej aż do r. 1743 rocznego kontyngentu 4.800 Murzynów. Przywilej ten stwarzał zarazem urzędową osłonę dla angielskiego przemytnictwa. Liverpool wyrósł na handlu niewolnikami, który był jego środkiem nagromadzania pierwotnego. Do dziś dnia jeszcze „sławetni“ liwerpoolanie pozostali Pindarami tego „zacnego“ handlu, jak np, dr. Aikin, który w cytowanej już powyżej rozprawie z roku 1795 powiada, że handel niewolnikami „rozwija ducha przedsiębiorczości aż do namiętności, kształci wybornych marynarzy i przynosi grube pieniądze“. W r. 1730 Liverpool zatrudniał handlem niewolnikami 15 okrętów, w r. 1751 — 53, w r. 1760 — 74, w r. 1770 — 96, a w r. 1792 — 132.
Przemysł bawełniany, wprowadzając w Anglji niewolę dzieci, stał się zarazem bodźcem do przekształcenia niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych, dotychczas mniej lub więcej patrjarchalnego, w system handlowy wyzysku. Wogóle, zamaskowanej niewoli robotników najemnych w Europie potrzebne było oparcie o niewolnictwo sans phrase [bez osłonek] w Nowym Świecie[1036].
„Tantae molis erat“ [tak wiele trzeba było mozołów], aby nastąpił poród „wiecznych praw przyrodzonych“ produkcji kapitalistycznej, aby dokonał się rozdział między robotnikami a warunkami pracy, aby na jednym biegunie społeczne środki produkcji i utrzymania zamieniły się w kapitał, a na biegunie przeciwnym — masy ludowe w robotników najemnych, w wolnych „ubogich pracujących, w to arcydzieło dziejów nowożytnych[1037]. Jeżeli pieniądz, wedle słów Augiera, „przychodzi na świat z krwawem piętnem na policzku“[1038], to kapitał wydziela krew i brud wszystkiemi porami, od stóp do głowy[1039].

7. Tendencja dziejowa nagromadzania kapitalistycznego.

Skąd się wzięło nagromadzanie pierwotne, jaka jest jego dziejowa geneza? O ile nie jest ono bezpośredniem przekształceniem niewolników i poddanych w robotników najemnych, a zatem prostą zmianą formy, to oznacza jedynie wywłaszczenie bezpośrednich wytwórców, czyli rozkład własności prywatnej, opartej na własnej pracy.
Własność prywatna, w przeciwstawieniu do społecznej, kolektywnej, występuje tylko tam, gdzie środki pracy i inne zewnętrzne warunki pracy należą do ludzi prywatnych. Lecz rożny jest charakter tej własności prywatnej zależnie od tego, czy ci ludzie prywatni są robotnikami, czy też nierobotnikami. Nieskończone napozór odcienie, które własność prywatna przedstawia na pierwszy rzut oka, są tylko odbiciem stanów przejściowych między temi dwoma krańcami.
Własność prywatna robotnika na jego środki produkcji jest podstawą drobnego przemysłu, drobny przemysł zaś jest koniecznym warunkiem rozwoju produkcji społecznej i wolnej indywidualności samego robotnika. Wprawdzie ten tryb produkcji występuje także przy niewolnictwie, przy poddaństwie i innych stosunkach zależności. Ale rozkwita, rozwija całą swą energję i osiąga właściwą sobie postać klasyczną tylko tam, gdzie robotnik jest wolnym prywatnym właścicielem środków pracy, któremi się posługuje, a więc chłop — właścicielem pola, które sam uprawia, a rzemieślnik — narzędzia, którem włada, jak wirtuoz instrumentem muzycznym.
Ten tryb produkcji wymaga rozdrobnienia ziemi i innych śródków produkcji. Wyłącza on zarówno koncentrację środków produkcji, jak kooperację, podział pracy w obrębie tego samego procesu produkcji, społeczne opanowanie i regulowanie przyrody i swobodny rozwój społecznych sił wytwórczych. Daje się on pogodzić tylko z bardzo wąskiemi granicami przyrodzonemi produkcji i społeczeństwa. Chcieć go uwiecznić, znaczyłoby, jak słusznie twierdzi Pecqueur: „zadekretować powszechną przeciętność“. Na pewnym stopniu rozwoju wydaje on na świat materjalne środki swej własnej zagłady. Od tej chwili budzą się w łonie społeczeństwa siły i namiętności, które czują się skute tym trybem produkcji. Musi on zginąć i ginie. Upadek jego, a więc przekształcenie indywidualnych i rozproszonych środków produkcji w społecznie skoncentrowane, a więc przekształcenie karłowatej własności wielu w masową własność niewielu, a więc wywłaszczenie mas ludowych z ziemi, ze środków utrzymania, z narzędzi pracy — całe to straszliwe i z trudem dokonane wywłaszczenie ludu — stanowi przedhistorję kapitału. Obejmuje ona szereg środków przemocy, z pomiędzy których zrobiliśmy przegląd jedynie tych, co były epokowe jako metody pierwotnego nagromadzania kapitału. Wywłaszczenie bezpośrednich wytwórców zostało dokonane z najbezwzględniejszym wandalizmem i pod wpływem namiętności najbardziej haniebnych, brudnych i ohydnych w swej małostkowości. Własność prywatna, zdobyta własną pracą, oparta na zrośnięciu, że tak powiem, osoby niezależnego pracownika z jego warunkami pracy, zostaje wyparta przez kapitalistyczną własność prywatną, polegającą na wyzysku pracy cudzej, lecz formalnie wolnej[1040].
Z chwilą jednak, gdy proces tych przekształceń dostatecznie rozłożył dawne społeczeństwo wgłąb i wszerz, gdy przemienił robotników w proletarjuszy, a ich warunki pracy w kapitał, z chwilą gdy kapitalistyczny tryb produkcji stanął na własnych nogach — z tą chwilą dalsze uspołecznianie pracy, dalsze przekształcanie ziemi i innych środków produkcji w społecznie eksploatowane, a więc wspólne środki produkcji, a przez to i dalsze wywłaszczenie właścicieli prywatnych przybiera nową postać. Obecnie wywłaszczeniu podlega już nie robotnik gospodarczo samodzielny, lecz kapitalista, wyzyskujący wielu robotników.
To wywłaszczenie dokonywa się poprzez działanie praw, nieodłącznych od samej produkcji kapitalistycznej, a mianowicie poprzez centralizację kapitałów. Jeden kapitalista zabija wielu kapitalistów. Centralizacji czyli wywłaszczaniu wielu kapitalistów przez niewielu, dotrzymują kroku rozwój pracy zrzeszonej na coraz większą skalę, świadome techniczne stosowanie, wiedzy, planowa eksploatacja ziemi, przekształcanie środków pracy w takie środki pracy, które nadają się jedynie do zbiorowego użytku, oszczędzanie wszelkich środków produkcji dzięki stosowaniu ich, jako środków pracy zbiorowej, społecznej, wreszcie wciągnięcie wszystkich narodów w sieć rynku światowego, a przez to międzynarodowy charakter ustroju kapitalistycznego. W miarę zmniejszania się liczby magnatów kapitału, którzy przywłaszczają sobie i monopolizują wszelkie korzyści, płynące z procesu tych przekształceń, wzrasta masa nędzy, ucisku, niewoli, zwyrodnienia i wyzysku, ale jednocześnie wzbiera bunt klasy robotniczej, wciąż wzrastającej, a wyszkolonej, zjednoczonej i zorganizowanej przez sam mechanizm kapitalistycznego procesu produkcji. Monopol kapitału staje się zaporą dla trybu produkcji, który z nim i pod nim się rozwinął. Centralizacja środków produkcji i uspołecznienie pracy dochodzą do punktu, gdy już się nie mieszczą w swej kapitalistycznej łupinie. Łupina ta pęka. Wybija godzina prywatnej własności kapitalistycznej. Wywłaszczy ciele zostają wywłaszczeni.
Kapitalistyczny tryb przywłaszczania, wynikający z kapitalistycznego trybu produkcji, stwarza własność kapitalistyczną, będącą pierwszą negacją [zaprzeczeniem] własności indywidualnej, opartej na własnej pracy. Ale produkcja kapitalistyczna z koniecznością procesu przyrody wytwarza swą własną negację. Jest to negacja negacji. Wskrzesza ona nie prywatną własność robotnika, lecz własność indywidualną, opartą na zdobyczach ery kapitalistycznej: na kooperacji i na wspólnem władaniu ziemią oraz środkami produkcji, wytworzonemi przez samą pracę.
Przekształcenie rozdrobnionej własności prywatnej, opartej na własnej pracy jednostek, we własność kapitalistyczną, jest oczywiście procesem o wiele dłuższym, uciążliwszym i trudniejszym, aniżeli zamiana własności kapitalistycznej, opartej na produkcji już faktycznie uspołecznionej, we własność społeczną. Tam chodziło o wywłaszczenie masy ludowej przez niewielu przywłaszczycieli, tu idzie o wywłaszczenie niewielu przywłaszczycieli przez masę ludową[1041].



Rozdział Dwudziesty Piąty.
NOWOŻYTNA TEORJA KOLONIZACJI

Ekonomja polityczna miesza zasadniczo dwie bardzo różne odmiany własności prywatnej, z których jedna oparta jest na własnej pracy wytwórcy, druga zaś na wyzysku cudzej pracy. Zapomina ona, że ta druga odmiana nietylko jest bezpośredniem przeciwieństwem pierwszej, ale również rośnie tylko na jej mogile.
W Europie Zachodniej, ojczyźnie ekonomji politycznej, proces nagromadzania pierwotnego“[1042] jest mniej lub więcej dokonany. Ustrój kapitalistyczny bądź podporządkował tu sobie bezpośrednio całą produkcję krajową, bądź tam gdzie stosunki nie dojrzały jeszcze do tego stopnia, kontroluje, przynajmniej pośrednio, zanikające, lecz wciąż jeszcze istniejące obok niego warstwy społeczeństwa, należące do przestarzałego trybu produkcji. Do tego gotowego już świata kapitału ekonomista usiłuje zastosować pojęcia o prawie i własności świata przedkapitalistycznego, i czyni to z tem większą gorliwością i z tem większem namaszczeniem, im głośniej fakty krzyczą przeciw jego ideologji.
Inaczej w kolonjach[1043]. Ustrój kapitalistyczny napotyka tam wszędzie na opór ze strony wytwórcy, który jako posiadacz warunków swej własnej pracy, sam siebie zbogaca swą pracą, zamiast zbogacać nią kapitalistę. Sprzeczność pomiędzy temi dwoma wręcz przeciwstawnemi sobie ustrojami ekonomicznemi ujawnia się tu w praktyce jako walka pomiędzy niemi. Tam, gdzie kapitalista czuje za sobą potęgę kraju macierzystego, stara się on przemocą usunąć z drogi tryb produkcji i posiadania, oparty na pracy własnej. Ten sam interes, który w kraju macierzystym skłania ekonomistę, jako poplecznika kapitału, do teoretycznego utożsamiania produkcji kapitalistycznej z jej własnem przeciwieństwem, ten sam interes na gruncie kolonjalnym każe mu „to make a clean breast of it“ [złożyć szczere zeznanie] i otwarcie głosić przeciwieństwo tych dwóch trybów produkcji. W tym celu wykazuje on, jak rozwój społecznej siły wytwórczej pracy, kooperacja, podział pracy, stosowanie maszyn na szerszą skalę i tak dalej — są niemożliwe bez wywłaszczenia robotników i bez odpowiadającego mu przekształcenia ich środków, produkcji w kapitał. W interesie tak zwanego bogactwa narodowego szuka on środków sztucznych dla wytworzenia nędzy ludu. Jego pancerz apologetyczny rozpada się tu na kawały, jak przegniłe próchno.
Wielką zasługą E. G. Wakefielda jest nie to, że odkrył on coś nowego o kolonjach[1044], lecz to, że w kolonjach odkrył prawdę o stosunkach kapitalistycznych w kraju macierzystym. Podobnie jaś w kraju macierzystym system protekcyjny w swem zaraniu[1045] jest fabrykowaniem kapitalistów, tak samo teorja kolonizacji Wakefielda, którą Anglja przez czas długi próbowała przeprowadzać w drodze ustawodawczej, dążyła do fabrykowania robotników najemnych w kolonjach. To nazywa on „systematic colonisation“ [kolonizacją systematyczną].
Przedewszystkiem Wakefield odkrył w kolonjach, że nawet posiadanie pieniędzy, środków utrzymania, maszyn i innych środków produkcji nie czyni danego człowieka kapitalistą, jeżeli brak uzupełnienia — robotnika najemnego, czyli innego człowieka, który zmuszony jest dobrowolnie sprzedawać siebie samego. Odkrył więc, że kapitał nie jest rzeczą, lecz uskuteczniającym się zapomocą rzeczy stosunkiem społecznym między osobami[1046]. Pan Peel, lamentuje on, zabrał ze sobą z Anglji do Swan River [Rzeka Łabędzia] w Nowej Holandji środki utrzymania i środki produkcji na ogólną sumę 50.000 funtów. Pan Peel był tak przezorny, że zabrał ze sobą również 3.000 osób z klasy robotniczej: mężczyzn, kobiety i dzieci. Lecz po przybyciu na miejsce, pan Peel pozostał „bez służącego, któryby mu łóżko posłał lub zaczerpnął wody ze strumienia“[1047]. Nieszczęsny pan Peel o wszystkiem pomyślał, zapomniał tylko przywieźć angielskie stosunki produkcji nad Rzekę Łabędzią!
Dwie uwagi wstępne dla lepszego zrozumienia następnych odkryć Wakefielda. Wiemy już, że środki produkcji i środki utrzymania nie stanowią kapitału, gdy są własnością bezpośredniego wytwórcy, samego robotnika. Stają się kapitałem dopiero w warunkach, gdy służą zarazem jako środki wyzyskiwania i ujarzmiania robotnika. Ale w głowie ekonomisty ich dusza kapitalistyczna jest tak ściśle złączona z ich materjalną substancją, że bez względu na warunki chrzci je mianem) kapitału, a więc nawet tam, gdzie stanowią jego bezpośrednie przeciwieństwo. Tak czyni Wakefield. Dalej: rozdrobnienie środków produkcji, stanowiących własność wielu robotników, nawzajem od siebie niezależnych i gospodarczo samodzielnych, nazywa on równym podziałem kapitału. Nasz ekonomista przypomina feodalnego prawnika, który nawet na czysto pieniężnych stosunkach naklejał swe feodalne etykiety prawne.
„Gdyby kapitał“, powiada Wakefield, „był podzielony pomiędzy wszystkich członków społeczeństwa na części równe, to niktby nie miał interesu nagromadzać więcej kapitału, niż sam własnoręcznie zdoła zastosować. Do pewnego stopnia tak się dzieje w nowych północno-amerykańskich kolonjach, gdzie namiętność własności ziemskiej nie pozwala na istnienie klasy robotników najemnych“[1048].
A zatem, dopóki robotnik może sam dla siebie nagromadzać, a może on to czynie, dopóki jest właścicielem swych środków produkcji, dopóty jest niemożliwe nagromadzanie kapitalistyczne i kapitalistyczny tryb produkcji. Brak niezbędnej po temu klasy, t. j. klasy robotników najemnych. A jakżeż to w starej Europie dokonane zostało wywłaszczenie robotnika z warunków jego pracy, czyli jak stworzone zostały kapitał i praca najemna? Zapomocą Contrat Social [umowy społecznej] całkiem osobliwego rodzaju.
„Ludzkość... użyła prostego sposobu, aby rozpocząć nagromadzanie kapitału“, które oczywiście, poczynając od Adama, przyświecało ludzkości, jako jedyny i ostateczny cel jej istnienia: „podzieliła się ona na właścicieli kapitału i właścicieli pracy... podział ten był następstwem dobrowolnego porozumienia i połączenia“[1049].
Jednem słowem: masa ludzkości sama się wywłaszczyła ku chwale „nagromadzania kapitału“. Z tegoby wynikało, że ów instynkt fanatycznego samozaparcia powinienby popuścić sobie cugli zwłaszcza w kolonjach, boć tam tylko istnieją ludzie i warunki, mogące ściągnąć Contrat Social z krainy marzeń na padół rzeczywistości. Ależ pocóż w takim razie owa proponowana przez Wakefielda „kolonizacja systematyczna“, przeciwstawiana kolonizacji żywiołowej? Ależ: „jest rzeczą wątpliwą, czy w Północnych Stanach Unji amerykańskiej nawet dziesiąta część ludności należy do kategorji robotników najemnych... w Anglji... masa ludowa składa się głównie z robotników najemnych“[1050].
W rzeczywistości ów pęd ludzkości pracującej ku samowywłaszczeniu dla chwały kapitału tak dalece nie istnieje, że według samego Wakefielda jedyną naturalną podstawą bogactwa kdonjalnego jest niewolnictwo. Jego kolonizacja systematyczna Jest tylko środkiem „pis aller“ [od biedy], skoro już ma on do czynienia z ludźmi wolnymi, a nie niewolnikami. „Pierwsi osadnicy hiszpańscy w Santo Domingo nie sprowadzali robotników z Hiszpanji. Ale bez robotników (to znaczy bez niewolnictwa) kapitałby się zmarnował, a już conajmniej rozdrobniłby się na małe sumy, jakie każda jednostka własnoręcznie może zastosować. Tak się też stało w ostatniei kolonji, założonej przez Anglików, gdzie wielki kapitał, złożony z nasion, bydła i narzędzi, zmarnował się z powodu braku robotników najemnych, i gdzie żaden osadnik nie ma więcej kapitału, niż własnoręcznie może zastosować“[1051].
Widzieliśmy już, że wywłaszczenie masy ludowej z ziemi stanowi podstawę kapitalistycznego trybu produkcji. Odwrotnie istota wolnej kolonji opiera się na tem, że ziemia w swej przeważającej większości jest jeszcze własnością ludu, dzięki czemu każdy osadnik może cząstkę jej uczynić swą prywatną własnością i swym indywidualnym środkiem produkcji, nie przeszkadzając pomimo to wcale następnemu osadnikowi postąpić tak samo[1052]. W tem tkwi tajemnica nietylko rozkwitu kolonij, ale i toczącego je raka — ich oporu przeciwko wtargnięciu kapitału. „Gdzie ziemia jest bardzo tania i wszyscy ludzie są wolni, gdzie każdy może. gdy chce, otrzymać dla siebie samego kawałek ziemi, tam praca nietylko wypada bardzo drogo pod względem udziału robotnika w jego wytworze, lecz przedewszystkiem trudno dostać pracę zbiorową za jakąkolwiek cenę“[1053]: Ponieważ w kolonjach nie istnieje jeszcze przedział pomiędzy robotnikiem a warunkami pracy i ich korzeniem, ziemią, albo też istnieje tylko sporadycznie, albo wreszcie w bardzo ograniczonym zakresie, a więc niema tam również oddzielenia rolnictwa od przemysłu, ani też ruiny wiejskiego przemysłu domowego, a przeto skąd mógłby się tam wziąć wewnętrzny rynek dla kapitału? „Żadna część ludności amerykańskiej nie jest wyłącznie rolnicza, oprócz niewolników i ich posiadaczy, którzy łączą kapitał z pracą dla wielkich przedsięwzięć. Wolni Amerykanie, sami uprawiający ziemię, oddają się zarazem wielu innym zajęciom. Zazwyczaj sami sobie robią część sprzętów i narzędzi, których używają. Często sami stawiają sobie domy i sami zawożą na odległe targi wytwory swego przemysłu. Są przędzarzami i tkaczami, wyrabiają mydło i świece, sporządzają obuwie i odzież na własny użytek. W Ameryce uprawa, roli stanowi częstokroć uboczne zajęcie kowala, młynarza lub kramarza“[1054]. I gdzież wśród takich cudaków może się znaleźć miejsce dla kapitalisty z jego „wstrzemięźliwością“?
Największy urok produkcji kapitalistycznej polega na tem, że nietylko odtwarza ona wciąż robotnika najemnego, jako robotnika najemnego, ale również — proporcjonalnie do nagromadzania kapitału — wytwarza wciąż względny nadmiar robotników najemnych. W ten sposób prawo popytu i podaży utrzymane jest we właściwych ramach, wahania płac zawarte są w granicach, odpowiadających potrzebom kapitalistycznego wyzysku, i wreszcie zagwarantowana jest tak niezbędna zależność społeczna robotnika od kapitalisty. U siebie w domu, w swym kraju macierzystym, ekonomista może sobie przedstawiać kłamliwie ten stosunek bezwzględnej zależności, jako swobodną umowę między nabywcą i sprzedawcą, między dwoma niezależnymi posiadaczami towarów: między posiadaczem towaru „kapitał“ i posiadaczem towaru „praca“. Ale w kolonjach piękna ta ułuda pryska. Absolutna liczba ludności wzrasta tu o wiele szybciej, aniżeli w kraju macierzystym, gdyż wielu robotników przychodzi tu na świat jako ludzie dorośli, a jednak na rynku pracy jest stały niedobór. Prawo popytu i podaży pracy załamuje się. Z jednej strony stary świat wciąż dorzuca kapitału, spragnionego wyzysku, łaknącego „wstrzemięźliwości“. Z drugiej zaś strony regularna reprodukcja robotników najemnych, jako robotników najemnych, napotyka na bardzo niemiłe i poczęści nieprzezwyciężone przeszkody. A cóż dopiero mówić o wytwarzaniu nadliczbowych robotników najemnych w stosunku do nagromadzania kapitału! Dzisiejszy najemnik staje się nazajutrz niezależnym, samodzielnie gospodarującym) chłopem albo rzemieślnikiem. Znika z rynku pracy — ale nie poto, by się znaleźć w domu roboczym. To nieustające przekształcanie robotników najemnych w wytwórców niezależnych, pracujących dla siebie, zamiast pracować dla kapitału, zbogacających siebie zamiast zbogacać pana kapitalistę, ze swej strony oddziaływa bardzo szkodliwie na rynek pracy. Nietylko stopień wyzysku robotnika najemnego pozostaje nieprzystojnie niski. Ponadto robotnik wraz ze stosunkiem zależności traci również poczucie zależności od wstrzemięźliwego kapitalisty. Stąd biorą początek wszystkie te smutne zjawiska, które nasz E. G. Wakefield opisuje tak poczciwie, tak wymownie i tak wzruszająco.
Podaż pracy najemnej nie jest, utyskuje Wakefield, ani ciągła, ani regularna, ani dostateczna. Przeciwnie, „jest ona stale nietylko zbyt mała, lecz również niepewna“[1055]. „Choć wytwór do podziału między robotnika a kapitalistę jest bardzo znaczny, lecz robotnik zabiera zeń część tak wielką, iż sam się przedzierzga niebawem w kapitalistę... Natomiast niewielu zdoła, nawet przy niezwykle długiem życiu, nagromadzić wielkie masy bogactwa“[1056]. Robotnicy bezwzględnie nie pozwalają kapitaliście powstrzymać się od opłacania większej części ich pracy. I nawet gdy kapitalista jest tak obrotny, że wraz z własnym kapitałem sprowadza sobie z Europy własnych robotników najemnych, nic mu to nie pomaga. „Niebawem przestają oni być robotnikami najemnymi, gdyż wnet stają się niezależnymi chłopami, albo zgoła konkurentami swych dawnych majstrów, na samym rynku pracy najemnej“[1057]. Cóż za zgroza! Zacny kapitalista sam, za swe własne grosiwo sprowadził sobie z Europy swych własnych konkurentów z krwi i kości! Świat się kończy! Nic dziwnego więc, że Wakefield utyskuje na brak stosunku zależności i poczucia zależności u robotników kolonjalnych. „Z powodu wysokich płac“, powiada jego uczeń Merivale, „istnieje w kolonjach namiętne pragnienie pracy tańszej i uleglejszej, pragnienie klasy, której kapitalista mógłby dyktować warunki, zamiast żeby ona mu je dyktowała... W krajach starej cywilizacji robotnik, acz wolny, mocą prawa przyrody zależy od kapitalisty, w kolonjach zależność tę trzeba stwarzać środkami sztucznemi“[1058].
Jakież są, zdaniem Wakefielda, następstwa tego upośledzenia kolonij? „Nawracająca ku barbarzyństwu dążność do rozproszenia“ wytwórców i bogactwa narodowego[1059]. Rozdrobnienie środków produkcji pomiędzy niezliczonych właścicieli gospodarczo samodzielnych burzy wraz z centralizacją kapitałów wszelką podstawę pracy zrzeszonej. Wszelkie przedsięwzięcie na dłuższą metę, obliczone na lata i wymagające znacznego nakładu kapitału stałego, natrafia przy wykonaniu na trudności. W Europie kapitał nie zwleka ani chwili, gdyż klasa robotnicza stanowi jego żywy przydatek, zawsze w nadmiernej ilości, zawsze rozporządzalny. Ale w krajach kolonjalnych!
Wakefield opowiada anegdotę nadzwyczaj bolesną. Rozmawiał on z kilkoma kapitalistami z Kanady i ze Stanu Nowy York, gdzie przytem fale imigracji często się zatrzymują i zostawiają osad w postaci „nadliczbowych“ robotników. „Nasz kapitał“, wzdycha jedna z osób tego melodramatu, „nasz kapitał był już gotowy dla wielu przedsięwzięć, których wykonanie wymaga znacznego przeciągu czasu. Czyż mogliśmy jednak przystępować do tych przedsięwzięć z robotnikami, o których wiedzieliśmy, że niebawem odwróciliby się do nas tyłem? Gdybyśmy mogli byli liczyć na stalą pracę takich migrantów, chętniebyśmy ich zaangażowali, i to po wysokiej cenie. A nawet, wiedząc napewno, że ich stracimy, bylibyśmy ich zaangażowali, gdybyśmy mieli zapewnioną dalszą podaż pracy, wystarczającą na nasze potrzeby“[1060].
Gdy już Wakefield z pychą przeciwstawił angielskie rolnictwo kapitalistyczne i jego „zrzeszoną“ pracę amerykańskiej rozproszonej gospodarce chłopskiej, wymyka mu się coś niecoś i o odwrotnej stronie medalu. Przedstawia on masy ludowe amerykańskie jako zamożne, niezależne, przedsiębiorcze i dość oświecone, podczas gdy „angielski robotnik rolny jest nędznym obszarpańcem (a miserable wretch), jest pauprem... W którymże to kraju, oprócz Ameryki Północnej i niektórych nowych kolonij, place walnych najmitów wiejskich przekraczają choć trochę niezbędne środki utrzymania robotnika?... Bezwątpienia w Anglji konie robocze, ponieważ są cennym dobytkiem, lepiej są odżywiane, aniżeli rolnik angielski“[1061]. Lecz never mind [cóż to szkodzi?], bogactwo narodowe jest już z przyrodzenia równoznaczne z nędzą ludu.
Jak tedy wyleczyć antykapitalistycznego raka, toczącego kolonje? Gdyby kto chciał za jednym zamachem odebrać ludowi całą ziemię i przekształcić ją we własność prywatną, to zniszczyłby wprawdzie korzenie zła, ale też — i kolonje. Sztuka cała polega na tem, aby dwie sroki złapać za ogony. Trzeba mianowicie, aby rząd nadal dziewiczej ziemi cenę sztuczną i niezależną od prawa popytu i podaży, cenę, która sprawi, że imigrant dłużej popracuje jako najemnik, zanim zarobi sobie na kupno gruntu[1062], czyli zanim przekształci się w niezależnego chłopa. Parcele ziemi winny być sprzedawane po takiej cenie, któraby nabycie ich czyniła prawie niedostępnem dla robotnika najemnego, z drugiej zaś strony fundusz, płynący ze sprzedaży tych ziem, a zatem fundusz pieniężny, wyciśnięty z płacy roboczej zapomocą podeptania świętego prawa popytu i podaży, ma być w miarę swego wzrostu, obracany przez rząd na sprowadzanie z Europy do kolonij biedaków i zaopatrywanie w ten sposób rynku pracy najemnej dla pana kapitalisty. Pod tym warunkiem tout sera pour le mieux dans le meilleur de mondes possibles [wszystko pójdzie jak najlepiej na tym najlepszym ze światów].
Na tem polega wielka tajemnica „kolonizacji systematycznej”. „Plan ten zapewnia“, triumfująco woła Wakefield, „stałą i regularną podaż pracy. Albowiem po pierwsze, skoro żaden robotnik nie może nabyć ziemi, zanim nie popracuje za pieniądze, to wszyscy robotnicy imigranci, pracując łącznie za płacę, wytwarzaliby dla swego przedsiębiorcy kapitał, pozwalający mu zastosować większą ilość pracy. Powtóre, każdy, ktoby pracę najemną zawiesił na kołku i stał się właścicielem gruntu, właśnie przez to kupno ziemi dostarczyłby funduszu dla sprowadzenia do kolonji świeżej pracy“[1063].
Cena gruntu, wyznaczana przez państwo, musi oczywiście być „dostateczna“ (sufficient price), to znaczy tak wysoka, „aby nie dopuścić, by robotnicy mogli stawać się niezależnymi chłopami, dopóki nie zjawią się inni, gotowi zająć ich miejsca na rynku pracy najemnej“[1064]. Ta „dostateczna cena ziemi“ jest tylko eufemistycznym [pięknie brzmiącym] opisem okupu, który robotnik opłaca kapitaliście, aby mu pozwolił opuścić rynek pracy i wrócić na wieś. Musi on najpierw stworzyć dla pana kapitalisty „kapitał“, aby ten pan mógł wyzyskiwać większą liczbę robotników, a następnie musi dać za siebie na rynku pracy „zastępcę“, którego rząd jego kosztem wyśle z za morza jego dawnemu panu kapitaliście.
Jest rzeczą wysoce charakterystyczną, że rząd angielski przez lata całe posługiwał się ową metodą „nagromadzania pierwotnego“, przepisaną mu przez pana Wakefielda, dla stosowania specjalnie w kolonjach. Doprowadziło to oczywiście do równie haniebnego krachu, jak ustawa Peela o bankach. Prąd wychodztwa jął poprostu omijać angielskie kolonje, skierowując się do Stanów Zjednoczonych. Tymczasem postęp produkcji kapitalistycznej w Europie wraz z rosnącym uciskiem rządowym uczyniły zbyteczną receptę Wakefielda. Z jednej strony olbrzymi i nieustanny potok ludzki, rok rocznie pędzony do Ameryki pozostawia stały osad na wschodzie Stanów Zjednoczonych, gdyż fala wychodztwa europejskiego szybciej wyrzuca ludzi na tamtejszy rynek pracy, aniżeli druga fala wychodźcza zdoła unieść ich na Zachód. Z drugiej strony amerykańska wojna domowa pozostawiła po sobie olbrzymi dług państwa i idący za tera ucisk podatkowy, powstanie najpodlejszej arystokracji finansowej, darowiznę lwiej części ziem państwowych spółkom spekulantów, eksploatującym koleje, kopalnie i t. d., jednem słowem — jaknajszybszą koncentrację kapitałów. Wielka republika przestała więc być ziemią obiecaną dla robotników-wychodźców. Produkcja kapitalistyczna posuwa się tam krokami olbrzyma, choć spadek plac i stopień zależności robotnika najemnego dalekie są jeszcze od zepchnięcia na normalny poziom europejski.
Bezwstydne, tak dobitnie napiętnowane przez samego Wakefielda rozdarowanie przez rząd angielski dziewiczych gruntów kolonjalnych, zwłaszcza w Australji[1065], arystokratom i kapitalistom, wraz z potokiem ludzkim, przyciąganym przez kopalnie złota, i wraz z konkurencją dowozu towarów angielskich, odczuwaną nawet przez najdrobniejszego rzemieślnika miejscowego, wytworzyło dostateczny „nadmiar względny ludności robotniczej“. To też prawie każdy parowiec pocztowy przynosi hiobowe wieści o przepełnieniu australijskiego rynku pracy („glut of the Australian Labourmarket), a gdzieniegdzie kwitnie tam prostytucja, niczem w Hay Market w Londynie.
Nie chodzi nam tu jednak o położenie kolonij. Zajmuje nas tu jedynie tajemnica, odkryta w Nowym Świecie, a rozgłośnie proklamowana przez ekonomistów Starego Świata: kapitalistyczny tryb produkcji i nagromadzania, a więc również i prywatna własność kapitalistyczna, wymagają zniszczenia prywatnej własności, opartej na własnej pracy, to znaczy wymagają wywłaszczenia robotnika.









  1. Wydawało mi się to tem konieczniejsze, że nawet praca F. Lassalle’a, wymierzona przeciw Schultze-Delitzschowi, w tej części, która, według autora, ma rzekomo podawać „kwintesencję duchową“ moich na te sprawy poglądów, zawiera poważne nieporozumienia. En passant [przy sposobności]. Jeżeli wszystkie ogólne teoretyczne założenia prac ekonomicznych F. Lassalle’a, np. dotyczące historycznego charakteru kapitału, spółzależności pomiędzy stosunkami produkcji a sposobem produkcji itd. i t. d., zostały przez niego niemal dosłownie zapożyczone z moich pism aż do stworzonej przeze mnie terminologii, i przytem bez podania źródła, to postępowanie takie było z pewnością wywołane względami propagandy. Rzecz jasna, nie mówię tu o różnych jego wywodach [poszczególnych i o zastosowaniach praktycznych, z któremi nie mam nic wspólnego.
  2. Porównaj moją pracę: „Zur Kritik der politischen Oekonomie 1 Auflaige, Berlin 1859“, str. 39. [Nowe wyd., Stuttgart 1907, str. 44. Przekł. pol. Leona Winiarskiego, Paryż, 1889/90, str. 31, 32]
  3. Szepleniące gaduły niemieckiej ekonomji wulgarnej ganią styl i sposób wykładu mego dzieła. Nikt nie może surowiej oceniać braków literackich „Kapitału“ niż ja sam. Jednak ku pożytkowi i uciesze tych panów i ich publiczności, chcę im zacytować tutaj jedną ocenę angielską i jedną rosyjską. Bezwzględnie wrogi mym poglądom „Saturday Review“, w notatce, dotyczącej pierwszego wydania niemieckiego, pisał: sposób wykładu „nadaje swoisty urok (charm) nawet najbardziej oschłym zagadnieniom ekonomicznym“. Zaś „S.-Pieitierburgskija Wiedomosti“ w numerze z dnia 20 kwietnia r. 1872. piszą m. i.: „Z wyjątkiem niektórych zbyt specjalnych części, wykład wyróżnia się swą dostępnością, jasnością i niezwykłą żywością, pomimo wysoce naukowego poziomu pracy. Pod tym względem autor.... w niczem nie jest podobny do większości uczonych niemieckich.... którzy piszą swe książki językiem tak ciemnym i oschłym, że zwykłego śmiertelnika aż w głowie łupie“. Czytelników dzisiejszej niemiecko-narodowo-liberalnej literatury profesorskiej łupie jednak wcale nie w głowie, a zupełnie gdzieindziej.
  4. „Taki jest stan rzeczy, jeśli chodzi o bogactwo naszego kraju. Muszę się przyznać, że z trwogą niemal i z troską patrzyłbym na ten oszałamiający wzrost bogactwa, i potęgi, gdybym sądził, że dotyczy on tylko mas rzeczywiście, zamożnych. A jednak nic to nie mówi o połażeniu ludności pracującej. Wzrost bogactw, opisany przeze mnie i oparty, jak mniemam, na zupełnie ścisłych danych, jest wzrostem, ograniczonym wyłącznie do klas posiadających“.
  5. Podział książki na poszczególne działy i rozdziały jest w wydaniu angielskiem nieco odimienny niż w niemieckiem, z którego dokonany jest, niniejszy przekład. Tł.
  6. „Le Capital, par Karl Marx. Traduction de M. J. Roy, entièrement revisée par l’auteur, Paris. Lachâtre“. Przekład ten, zwłaszcza w końcowej części dzieła, zawiera ważne zmiany i dodatki do tekstu drugiego wydania niemieckiego.
  7. „Na odbytem, dziś popołudniu kwartalnem posiedzeniu mamchesterskiej izby handlowej toczyła się gorąca dyskusja na temat wolnego handlu. Zgłoszony został wniosek tej treści, że „po czterdziestu latach oczekiwania, aby inne narody poszły za przykładem Anglji w dziedzinie wolności handlu, izba sądzi, że czas już obecnie rozważyć ponownie tą sprawę“. Wniosek ten; odrzucono większością zaledwie jednego głosu, gdyż 21 głosowało za, a 22 przeciw“ („Evening Standard“ z 1 listopada 1886 r.).
  8. Karl Marx: „Zur Kritik der Politischen Oekonomie. Berlin 1859“, str. 3 (wydanie sztutgardzkie 1897, str. 1; wydanie polskie: „Przyczynek do krytyki ekonomji politycznej“ w „Pismach pomniejszych, serji trzeciej, Paryż 1889“, str. 9).
  9. „Pożądanie przypuszcza istnienie potrzeby, jest to apetyt ducha równie naturalny, jak głód ciała... Większość rzeczy nabywa wartości dzięki temu, że zaspakaja potrzeby ducha“. Nicolas Barbon: „A discourse on coining the money lighter, in answer to Mr. Lockes Considerations etc. London 1696“, str. 2, 3).
  10. „Rzeczy posiadają wewnętrzną doskonałość, cnotę (vertue, co u Barbona jest specyficzną nazwą wartości użytkowej), która jest wszędzie ta sama, podobnie jak w magnesie zdolność przyciągania żelaza“ (N. Barbon: „A discourse on coining the new money lighter“, str. 16). Zdolność przyciągania żelaza stała się w magnesie użyteczną dopiero z chwilą, gdy przy jej pomocy odkryto biegunowość magnetyczną.
  11. „Wartość przyrodzona (worth) każdej rzeczy polega na jej zdolności zaspakajania niezbędnych potrzeb życiowych człowieka lub służenia ku jego wygodzie“ (John Locke: „Some considerations on the consequences of the lowering of interest, 1691“, w „Wrks, ed. London 1777“, tom II, str. 88). W 17 wieku spotykamy jeszcze często u angielskich pisarzy „worth“ dla wartości użytkowej i „value“ dla wartości wymiennej, co zgodnie jest z duchem języka, który zwykł rzecz bezpośrednią wyrażać słowem germańskiem, a odbicie jej w pojęciu — słowem, zaczerpniętem z języków romańskich.
  12. W społeczeństwie burżuazyjnem panuje Fictio juris (fikcja prawna), że każdy człowiek, kupujący towary, posiada encyklopedyczną (wszechogarniającą) ich znajomość.
  13. „Wartość polega na stosunku w jakim jedną rzecz wymieniamy na drugą, określoną ilość jednego wytworu na określoną ilość innego“ (Le Trosne: „De l’intérêt social. Physiocrates, éd. Daire, Paris 1846“, str. 889).
  14. „Żadna rzecz nie może posiadać wartości wymiennej wewnętrznej“ (N. Barbon: „A discourse on coining the new money lighter“, Str. 16), lub, jak mówi Butler:

    „The value of a thing
    Is just as much as it will bring“

    (Rzecz jest akurat tyle warta, ile przynosi).
  15. Barbon pisze dalej: „.....100 f. st. w ołowiu lub żelazie są tyleż warte, co 100 f. st. w srebrze lub złocie“ („A discourse on coining the new money lighter“, str. 53 i 7).
  16. Przypis do 2-go wydania. „The value of them (the necessaries of life) when they are exchanged the one for another, is regulated by the quantity of labour necessarily required, and commonly taken in producing them“. „Wartość przedmiotów użytkowych, gdy je wymieniamy jeden na drugi, jest określona przez ilość pracy, niezbędnej do ich wytworzenia i zwykle w tym celu wydatkowanej“. („Some thoughts on the interest of money in general, and particularly in the public funds etc. London“, str. 36). Ta godna uwagi publikacja bezimienna z zeszłego stulecia nie jest datowana. Z treści jej jednak wynika, że ukazała się za panowania Jerzego II, około 1739 lub 1740 r.
  17. „Wszystkie produkty tego samego rodzaju tworzą właściwie jedną masę, której cena zostaje wyznaczona ryczałtem bez względu na okoliczności poszczególnego wypadku“. (Le Trosne: „De l’intérêt social“, str. 893).
  18. Karl Marx: „Zur Kritik der Politischen Oekonomie“, str. 6 (wydanie sztutgardzkie, r. 1897, str. 5, wyd. polskie, r. 1889, str. 11).
  19. Engels dodaje tutaj: „I to nie wystarcza, że się wytwarza dla innych. Średniowieczny chłop produkował zboże na daninę dla feudała i na dziesięcinę dla klechy. Ale ani danina w zbożu, ani dziesięcina w zbożu nie stały się przez to towarami, że zostały wytworzone dla innych. Aby stać się towarem, „produkt musi przejść drogą wymiany do rąk tego, komu służy jako wartość użytkowa“. — Ta uwaga wydała się Engelsowi konieczna, gdyż często przez nieporozumienie sądzono, że Marks traktuje jako towar każdy produkt, który został spożyty nie przez swego wytwórcę. K.
  20. Karl Marx: „Zur Kritik der Politischen Oekonomie“, str. 12, 13 i nast. (wydanie sztutgardzkie, 1897, str. 11, 12 i nast., wyd. polskie 1889 r. str. 15, 16 i nast.).
  21. „Wszystkie zjawiska wszechświata, wywołane bądź ręką ludzką, bądź przez ogólne prawa przyrody, nie stanowią prawdziwych aktów tworzenia, lecz jedynie przekształcają materję. Łączenie i rozdzielanie, oto jedyne pierwiastki, jakie napotyka duch ludzki, ilekroć rozbiera treść naszych wyobrażeń o wytwarzaniu; to samo tyczy wytwarzania wartości (valore — wartość użytkowa, jakkolwiek Verri tutaj, w swej polemice przeciw fizjokratom, sam dobrze nie zdaje sobie sprawy o jakiej wartości mówi) i bogactwa, kiedy to ziemia, powietrze i woda zamieniają się na łące w trawę, lub kiedy w ręku człowieka lepka wydzielina owada zamienia się w tkaninę jedwabną, lub też gdy kilka kawałków metalu układa się w zegarek“ (Pietro Verri: „Meditazioni sulla economia politica“ (po raz pierwszy drukowane w 1773) w wydaniu włoskich ekonomistów Custodi’ego, Parte Moderna, tom XV, str. 22).
  22. Porówn. Hegel: „Philosophie des Rechts. Berlin 1840“, str. 250, § 190.
  23. Czytelnik winien pamiętać, że mowa tu nie o płacy roboczej, czyli o wartości, którą robotnik otrzymuje naprzykład za dzień pracy, lecz o wartości towarów, w których się jego dzień pracy ucieleśnia. Kategorja płacy roboczej nie istnieje wogóle jeszcze w tem stadjum naszego rozbioru.
  24. Przypis do 2-go wydania. Aby dowieść, że jedynie praca jest ostateczną i realną miarą, zapomocą której wartość wszystkich towarów we wszelkich czasach może być porównywana, A. Smith mówi: „Równe ilości pracy muszą dla samego robotnika wszędzie i zawsze posiadać tę samą wartość. Przy normalnym zasobie swych sił, zdrowia i energji, przy średnim poziomie umiejętności, musi on każdorazowo poświęcać tę samą ilość swego spoczynku, swej wolności i swego szczęścia“. („Wealth of Nations“, ks. I, rozdz. 5). A. Smith miesza tutaj (nie zawsze) wyznaczenie wartości przez ilość pracy, zużytej na produkcję towaru, z wyznaczeniem wartości towaru przez wartość pracy i stara się dlatego dowieść, że równe ilości pracy mają jednakową wartość. Z drugiej strony przeczuwa, że praca o tyle, o ile się ujawnia w wartości towarów, wchodzi w rachubę tylko jako wydatek ludzkiej siły roboczej, traktuje jednak znów ten wydatek tylko jako ofiarę spoczynku, wolności i szczęścia, nie jako normalną czynność życiową. Coprawda, ma przed oczyma spółczesnego robotnika najemnego. — Daleko trafniej mówi anonimowy poprzednik A. Smitha, cytowany w przypisie 9-tym: „Ktoś, aby zrobić pewien przedmiot użytku, pracował cały tydzień.... Ktoś, kto chce mu wzamian dać inny przedmiot, posiadający taką samą wartość, nie może zrobić nic lepszego, jak wybrać przedmiot, który go kosztował tyleż pracy (labour) i czasu. Sprowadza to się w gruncie rzeczy do tego, że praca, którą jeden człowiek włożył w przeciągu określonego czasu w swój wytwór, zostaje wymieniona na pracę, którą drugi człowiek zużył w przeciągu tego samego czasu na zrobienie innego przedmiotu“. (Some thoughts on the interest of money in generał etc.“, str. 39).
    (Engels dodaje w przypisie do angielskiego tłumaczenia „Kapitału“, tom X, str. 14: „Język angielski ma przywilej posiadania dwóch różnych nazw dla tych dwu stron pracy. Praca, tworząca wartości użytkowe i określona jakościowo, nazywa się work, w przeciwstawieniu do labour. Praca twórcza wartości i mierzona tylko ilościowo, nazywa się labour, w przciwstawieniu do work“. Porównaj przypis 4-ty o duchu języka angielskiego. K.).
  25. Nieliczni ekonomiści, którzy, jak S. Bailey, zajmowali się analizą formy wartości, nie mogli dojść do żadnego wyniku, po pierwsze dlatego, że gmatwają ze sobą wartość i formę wartości, po drugie dlatego, że ulegając brutalnemu wpływowi praktycznego burżua, od początku zwracają uwagę wyłącznie na ilościową określoność. „Rozporządzanie ilościami.... stanowi wartość“. („Money and its vicissitudes. London 1837“, str. 11. Autorem jest S. Bailey).
  26. Przypis do 2-go wydania. Ekonomista, który jeden z pierwszych po Williamie Petty przeniknął istotę wartości, sławny Franklin mówi: „Ponieważ handel nie jest wogóle niczem innem jak wymianą jednej pracy na drugą, więc wartość wszystkich rzeczy najsłuszniej jest oceniać pracą“. („The Works of B. Franklin, etc., ed. by Sparkes. Boston 1836“, tom II, str. 267). Franklin nie uświadamia sobie, że oceniając wartość wszystkich rzeczy „pracą“, odrzuca różnice wymienianych na siebie prac i że sprowadza je do jednakowej pracy ludzkiej. Jakkolwiek tego nie wie, jednakże to wypowiada. Mówi naprzód o „jednej pracy“, potem o „drugiej pracy“, wkońcu o „pracy“ bez bliższego określenia, jako o substancji wartościowej wszystkich rzeczy.
  27. Np. A. Krzyżanowski: Nauka o pieniądzu i kredycie. Kraków 1919, str. 48.
  28. Do pewnego stopnia z człowiekiem dzieje się to samo, co z towarem. Ponieważ ani nie przychodzi on na świat ze zwierciadłem, ani też rodzi się filozofem ze szkoły Fichtego: „ja jestem ja“ — więc człowiek przegląda się naprzód w innym człowieku. Dopiero dzięki stosunkowi do człowieka Pawła, jako do podobnego sobie, człowiek Piotr odnosi się do siebie, jako do człowieka. Ale dlatego też Paweł, w całej swej cielesności, od stóp do głów, przedstawia dla niego typ rodzaju „człowiek“.
  29. Używamy tutaj, jak to się i poprzednio nieraz zdarzało, wyrazu „wartość“ w znaczeniu ilościowo określonej wartości, czyli wielkości wartości.
  30. Przypis do 2-go wydania. Ta rozbieżność między wielkością wartości i jej względnym wyrazem została wyzyskana przez ekonomję wulgarną z właściwą jej pomysłowością. Naprzykład: „Uznajcie tylko, że A maleje, dlatego że B, na które jest wymieniane, wzrasta, jakkolwiek ilość pracy wydanej na A nie zmniejszyła się, a odrazu wasza ogólna zasada wartości jest obalona... Jeśli przyznamy, że gdy wartość A w stosunku do B wzrasta, wartość B w stosunku do A maleje, to kruszymy podstawę, na której Ricardo zbudował swoje wielkie twierdzenie, że wartość towaru zawsze jest określona przez ilość pracy weń włożonej; gdyż jeśli zmiana w kosztach A nietylko zmienia jego wartość w stosunku do B, na który jest wymieniany, ale także wartość B w stosunku do A, chociaż nie nastąpiła żadna zmiana w ilości pracy niezbędnej do wyprodukowania B, to w takim razie upada nietylko doktryna, która zapewnia, że praca wydatkowana na jakiś artykuł reguluje jego wartość, ale także doktryna, według której koszty produkcji jakiegoś artykułu regulują jego wartość“. (J. Broadhurst: „Political Economy“. London 1842, str. 11, 14).
    Pan Broadhurst mógłby z równem powodzeniem powiedzieć: spójrzcie na stosunki 10/20, 10/50, 10/100 i t. d. Liczba 10 pozostaje niezmienna, a jednak jej wielkość względna, jej wielkość w stosunku do mianowników 20, 50, 100, stale się zmniejsza. A więc upada wielkie prawo, że wielkość jakiejś liczby całkowitej, jak naprzykład 10, jest „regulowana“ przez ilość zawartych w niej jednostek.
  31. Z podobnemi względnemi określeniami rzecz ma się osobliwie. Oto ten człowiek naprzykład jest tylko dlatego królem, ponieważ inni ludzie zachowują się względem niego jak poddani. Oni znów, naodwrót, sądzą, że są poddanymi dlatego, że tamten jest królem.
  32. Aristoteles: „Ethicorum ad Nicomachum libri decem“, lib. V c. 8. K.
  33. Przypis do 2-go wydania F. C. A. Ferrier (sous-inspecteur des douanes): „Du gouvernement consideré dans ses rapports avec le commerce. Paris 1805“ i Charles Ganilh: „Des systèmes de l’economie politique. 2-ème éd. Paris 1821“.
  34. Ulica w Londynie, siedlisko wielkich banków. K.
  35. Przyp. do 2-go wydania. Naprzykład Homer wyraża wartość pewnej rzeczy zapomocą całego szeregu innych rzeczy.
  36. Dlatego mówimy o wartości surdutowej płótna, gdy wyrażamy jego wartość w surdutach, o wartości zbożowej, gdy wyrażamy ją w zbożu i t. d. Każde takie wyrażenie okazuje, że to wartość płótna przybiera postać wartości użytkowej surduta, zboża i t. d. „Wartość każdego towaru wyraża się w jego stosunku zamiennym; możemy więc o niej mówić jako o... wartości zbożowej lub sukiennej towaru, zależnie od towaru, z którym go porównywamy; w ten sposób mamy tysiące różnych wartości, to jest tyleż, ile jest rodzajów towarów i wszystkie są jednakowo rzeczywiste lub jednakowo urojone” („A critical dissertation on the nature, measure and causes of value: chiefly in reference to the writings of Mr. Ricardo and his followers. By the author of essays on the formation etc. of opinions. London 1825“, str. 39). S. Bailey, autor tej bezimiennej broszury, która w swoim czasie narobiła dużo hałasu w Anglji, wyobraża sobie, że przez przypomnienie wielorakości względnych wyrazów wartości tego samego towaru zniweczył wszelkie określenia pojęcia wartości. Jednak, pomimo ciasnoty jego umysłu, udało mu się wytknąć niektóre słabe punkty teorji Ricarda; najlepszym tego dowodem jest gwałtowność, z jaką szkoła Ricarda atakowała go, naprzykład, w „Westminster Review“.
  37. Forma powszechnej bezpośredniej zamienialności nie zdradza na pierwszy rzut oka tego, iż jest formą towarową przeciwstawną, tak samo nieodłączną od strony przeciwnej, pozbawionej tego charakteru bezpośredniej zamienialności, jak jeden biegun magnesu od drugiego. Można więc wyobrażać sobie, że jest w naszej mocy wszystkim towarom nadać tytuł bezpośredniej zamienialności z innemi, podobnie jak wolno sobie roić, że można wszystkich katolików zrobić papieżami. Drobnomieszczanin, który produkcję towarową uważa za nec plus ultra (szczyt) ludzkiej wolności i osobistej niezależności, byłby oczywiście bardzo zadowolony, gdyby go uwolniono od ciemnych stron tej formy produkcji, między innemi od tego, że towary nie mają przywileju bezpośredniej zamienialności. Socjalizm Proudhona polega właśnie na opisywaniu tej drobnomieszczańskiej utopji; zresztą, jak to w innem miejscu wykazałem, nie ma on nawet zasługi oryginalności, gdyż na długo przed nim Gray, Bray i inni o wiele lepiej utopję tę rozwinęli. To nie przeszkadza, że takie mądrości w niektórych kołach dzisiaj jeszcze obiegają pod nazwą „nauki“. Żadna szkoła nie nadużywała obficiej słowa „nauka“ od szkoły Proudhona, gdyż
    „wo Begriffe fehlen,
    da stellt zur rechten Zeit ein Wort sich ein“.
    („Gdzie braknie pojęć, tam można słówko wstawić we właściwej chwili“ Goethe: „Faust“, część I).
  38. Tautologją nazywamy zdanie, którego orzeczenie jest tylko powtórzeniem podmiotu. K. (Np. żelazo jest żelazne. Tł.).
  39. Przypomnijmy sobie, że Chiny i stoły zaczęły tańczyć w chwili, gdy reszta świata zdawała się nieruchoma, — zapewne, aby ją rozruszać.
  40. Przypis do 2-go wydania. Starożytni Germanie obliczali wielkość morga według pracy jednego dnia, skąd jego nazwa Tagwerk (także Tagwanne-jurnale lub jurnalis, terra jurnalis, jornalis albo diornalis), Mannwerk, Mannskraft, Mannsmaad, Mannshauet i t. p. Patrz Georg Ludwik v. Maurer: „Einleitung zur Geschichte der Mark-, Hof- usw. Verfassung. München 1859“, S. 129 fg., Nazwa „journal“ dla miary gruntu, mniej więcej wielkości morga zachowała się dotąd w niektórych częściach Francji. — Podobnie w niektórych okolicach Włoch miarą gruntu jest „giornata“ (dniówka). Przyp. tł.
  41. Przypis do 2-go wydania. Jeśli wiec Galiani mówi: Wartość jest to stosunek między dwiema osobami — „La ricchezza é una ragione tra due persone“. — to winienby dodać: stosunek, ukryty pod postacią rzeczową, (Galiani: „Della Moneta“, str. 220, tom III zbioru Custodi’ego „Scrittori classici italiani di economia politica“. Parte Moderna. Milano 1801). (Właściwie przytoczone zdanie głosi, że „bogactwo jest stosunkiem pomiędzy dwiema osobami“. Tł.).
  42. „Cóż mamy myśleć o prawie, które się urzeczywistnia jedynie dzięki periodycznym przewrotom? Jest to poprostu prawo natury, oparte na nieświadomości tych, którzy mu ulegają“ (Friedrich Engels: „Umrisse zu einer Kritik der Nationalökonomie“ w Rocznikach Niemiecko-francuskich, wydawanych przez Arnolda Ruge i Karola Marksa. Paryż 1844). — (Porównaj „Gesammelte Schriften von K. Marx und Friedrich Engels, 1841—1850. Stuttgart 1902“, tom I. str. 449).
  43. Przypis do 2-go wydania. Nawet Ricardo nie obył się bez Robinsonady. „Pierwotnemu rybakowi i myśliwemu każe on natychmiast stać się handlarzem i zamieniać ryby na zwierzynę w stosunku czasu pracy, ucieleśnionego w tych wartościach wymiennych. Przy tej sposobności przytrafia mu się ten anachronizm, że jego pierwotny łowca i rybak dla obliczenia udziału wartości swych narzędzi pracy w wartości zdobyczy posługują się tablicami amortyzacyjnemi, używanemi w roku 1817 na giełdzie londyńskiej. „Równoległoboki pana Owena“ są, zdaje się, jedyną formą społeczeństwa, znaną mu poza społeczeństwem burżuazyjnem“ (Karl Marx: „Zur Kritik der Politischen Oekonomie“, str. 38, 39; wydanie sztudgardzkie, str. 43; wyd. polskie: „Przyczynek do krytyki ekonomji politycznej“ w „Pismach pomniejszych“, serji trzeciej, Paryż 1889, str. 31).
  44. (M. Wirth, współczesny Marksowi ekonomista niemiecki, typ w rodzaju E. Majewskiego. Tł.).
  45. Przypis do 2-go wydania. „Śmieszny jest przesąd, rozpowszechniany w ostatnich czasach, jakoby forma pierwotnej wspólnoty była formą specyficznie słowiańską lub nawet wyłącznie rosyjską. Jest to forma prastara, którą spotykamy u Rzymian, Celtów, Germanów, której rozliczne okazy znaleźć możemy jeszcze i dzisiaj u Hindusów, jakkolwiek nieraz tylko w stanie szczątkowym. Bliższe zbadanie azjatyckich, a szczególnie indyjskich form wspólnoty wykazałoby, jak z rozmaitych form pierwotnej własności wspólnej wynikają rozmaite formy jej rozkładu. Tak, naprzykład, można wyprowadzić rozmaite szczególne typy własności prywatnej u Rzymian i Greków z różnych form indyjskiej wspólnoty”. (Karl Marx: „Zur Kritik der Politischen Oekonomie“, str. 10; wydanie sztutgardzkie, str. 9; wyd. polskie: „Przyczynek do krytyki ekonomji politycznej“ w „Pismach pomniejszych“, serji trzeciej, Paryż 1889, str. 14).
  46. Jak już zwróciliśmy uwagę na str. 22, Benj. Franklin mówi: „Ponieważ handel nie jest wogóle niczem innem jak wymianą jednej pracy na drugą, więc wartość wszystkich rzeczy najsłuszniej możemy oceniać pracą“ („The Works of Benj. Franklin, etc., ed. by Sparks, Boston 1836“, tom II, str. 267). Franklin uważa za równie oczywiste, że rzeczy posiadają wartość jak to, że ciała posiadają wagę. Z jego punktu widzenia chodzi tylko o to, aby wynaleźć, w jaki sposób najściślej zmierzyć tę wartość. Nie zauważa on nawet, że twierdząc, iż wartość wszystkich rzeczy najsłuszniej jest mierzyć pracą, odrzuca różnice zamienianych prac i sprowadza je do jednakowej pracy ludzkiej; gdyż inaczej musiałby powiedzieć: ponieważ zamiana butów i trzewików na stoły nie jest niczem innem jak zamianą pracy szewca na pracę stolarza, więc wartość butów najlepiej zmierzymy zapomocą pracy stolarza! Używając ogólnie wyrazu „praca“, abstrahuje on od charakteru użyteczności i od konkretnej postaci rozmaitych prac.
    Trzecia i czwarta księga tego dzieła wykażą czytelnikowi braki w dokonanej przez Ricarda analizie (rozbiorze) wielkości wartości, — a jest to najlepsza z dotychczasowych analiz. W stosunku jednak do wartości wogóle klasyczna ekonomja polityczna nie odróżnia nigdzie wyraźnie i z pełną świadomością pracy, znajdującej wyraz w wartości, od pracy, wyrażonej przez wartość użytkową wytworu. Oczywista, że w istocie czyni ona tę różnicę, gdyż rozpatruje pracę to pod względem ilości, to pod względem jakości. Ale nie przychodzi jej do głowy, że prace, aby mogły się różnić jedynie co do ilości, muszą być jakościowo równe, jednakowe, czyli że trzeba przypuścić, iż są sprowadzone do oderwanej pracy ludzkiej. Ricardo naprzykład oświadcza, iż zgadza się ze słowami Destutt de Tracy, gdy ten mówi: „Ponieważ jest to rzecz pewna, że jedynie nasze zdolności fizyczne i moralne stanowią nasze pierwotne bogactwo, więc zastosowanie tych zdolności, czyli praca jakiegokolwiek bądź rodzaju, jest naszym pierwotnym skarbem i przez to zastosowanie stwarzamy wszystko to, co zwiemy bogactwem... Prócz tego, rzecz pewna, że wszystkie te rzeczy przedstawiają tylko tę pracę, która je stworzyła i jeśli posiadają wartość, lub nawet dwie różne wartości, to można wyprowadzić te wartości tylko z wartości pracy, której są wynikiem“ (Destutt de Tracy: „Elements d’ideologie, 4-ème et 5-ème partie, Paris 1826“, str. 35, 36, cytowane przez Ricarda: „The principles of political economy, 3rd ed. London 1821“, str. 334. Patrz polski przekład: Dawid Ricardo: „Zasady ekonomji politycznej i podatkowania“, tłum. dr. M. Bornsteinowa, Bibljoteka Wyższej Szkoły Handlowej, nakł. Gebethnera i Wolffa, Warszawa, 1919, str. 226). Zaznaczamy, że Ricardo wkłada w słowa Destutt’a sens głębszy, własny. Destutt mówi wprawdzie z jednej strony, że wszystkie rzeczy tworzące bogactwo „przedstawiają pracę, która je stworzyła”; z drugiej jednak strony, że otrzymują one swoje „dwie różne wartości” (wartość użytkową i wartość wymienną) od „wartości pracy”. W ten sposób stacza się on do poziomu płytkiej ekonomji wulgarnej, która zgóry przyjmuje wartość pewnego towaru (w tym wypadku pracy), aby zapomocą tej dopiero określić wartość innych towarów. Natomiast Ricardo czyta go w ten sposób, jakgdyby mówił, że praca (nie wartość pracy) przedstawiona jest zarówno przez wartość użytkową, jak przez wartość wymienną. Sam Ricardo jednak tak niedostatecznie rozróżnia dwojaki charakter pracy, jej dwoistą postać, że zmuszony jest borykać się w całym rozdziale: „Wartość i bogactwo, ich odmienne właściwości”, z głupstwami takiego naprzykład J. B. Say’a. To też jest wkońcu bardzo zdziwiony, że Destutt zgadza się wprawdzie z nim co do pracy jako źródła wartości, lecz zgadza się mimo to także z Say’em co do pojęcia wartości.
  47. Jest to jeden z głównych braków klasycznej ekonomji politycznej, że nie zdołała nigdy z rozbioru towaru, a w szczególności z rozbioru wartości towaru wyprowadzić formy wartości, która czyni z niej właśnie wartość wymienną. Właśnie najlepsi jej przedstawiciele jak A. Smith i Ricardo traktują formę wartości jako coś obojętnego i niedotykającego istoty towaru. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że uwagę ich zaprząta całkowicie rozbiór wielkości wartości. Przyczyna jest głębsza. Forma wartości wytworu pracy jest najbardziej oderwaną ale i najogólniejszą formą burżuazyjnego sposobu produkcji i forma ta charakteryzuje ten sposób produkcji jako ściśle historycznie określony ustrój społeczny. Jeśli więc ten ustrój uważamy za wieczną, przyrodzoną formę produkcji społecznej, to z natury rzeczy nie zwracamy uwagi na osobliwości jemu tylko właściwej formy wartości czyli formy towaru, której dalszem stadjum rozwojowem są forma pieniężna, forma kapitału i t. d. Dlatego też spotykamy u ekonomistów zgadzających się ze sobą co do mierzenia wartości czasem pracy najprzeróżniejsze i najbardziej ze sobą sprzeczne poglądy na pieniądz, to jest na rozwiniętą postać powszechnego równoważnika. Jaskrawo uwydatnia się to naprzykład w rozprawach o bankowości, gdyż jest to dziedzina, w której daleko się nie zajedzie banalnemi definicjami pieniędzy. W przeciwieństwe do tych teoryj powstał odnowiony merkantylizm (Ganilh i t. d.), który w wartości widzi tylko formę społeczną, a właściwie tylko jej bezcielesny pozór. — Chcę tu raz na zawsze wyjaśnić, że przez ekonomję polityczną klasyczną rozumiem całą ekonomję, poczynając od W. Petty’ego, która bada całokształt burżuazyjnych stosunków produkcji w ich wewnętrznym związku, w przeciwstawieniu do ekonomji wulgarnej, uwijającej się w dziedzinie związków pozornych, która w celu popularnego wytłumaczenia najordynarniejszych, że tak powiem, faktów i dla domowego użytku mieszczanina, przeżuwa wciąż na nowo materjał oddawna już dostarczony przez naukową ekonomję, zresztą zaś ogranicza się do tego, że zamyka w pedantyczny system i ogłasza za wieczne prawdy najpłytsze wyobrażenia producenta burżuazyjnego, uważającego świat swój za najlepszy ze światów.
  48. „Ekonomiści postępują w osobliwy sposób. Znają oni tylko dwa rodzaje instytucyj, sztuczne i naturalne. Urządzenia feodalizmu są urządzeniami sztucznemi, urządzenia burżuazji — naturalnemi. Podobni są w tem do teologów, którzy również odróżniają dwa rodzaje religji. Każda religja, która nie jest ich religją, jest wymysłem ludzkim, podczas gdy ich religja jest objawieniem boskiem... W myśl tego ludzkość miała kiedyś historję, ale już jej nie ma“. (Karl Marx: „Misère de la Philosophie. Reponse a la Philosophie de la Misère par M. Proudhon. 1847“, str. 113). (Porówn. tłum. polskie: „Nędza filozofji. Odpowiedź na Filozofję nędzy p. Proudhona“ w „Pismach pomniejszych“ Karola Marxa, Paryż 1886 r. Serja III). Prawdziwie śmieszny jest p. Bastiat, który sobie wyobraża, że starożytni Grecy i Rzymianie żyli wyłącznie z rabunku. Jeśli się jednak kilkaset lat żyje z rabunku, trzeba aby stale coś było do rabowania, czyli aby przedmiot rabunku wciąż się odtwarzał. Wygląda więc na to, że i Grecy i Rzymianie mieli jakiś przebieg produkcji czyli jakieś gospodarstwo, które w ten sposób stanowiło materjalne podłoże ich świata, jak gospodarstwo burżuazyjne stanowi podłoże dzisiejszego. Czy też może Bastiat chce to powiedzieć, że ustrój produkcji, oparty na pracy niewolników, opiera się na systemie rabunku? W takim razie wkracza na niebezpieczne tory. Jeśli taki olbrzym myśli, jak Arystoteles, mylił się w swej ocenie niewolnictwa, skąd pewność, że taki karzeł ekonomji, jak Bastiat, nie błądzi w swej ocenie systemu pracy najemnej? — Korzystam ze sposobności, aby krótko odeprzeć jeden zarzut, który mi uczynił pewien niemiecki dziennik, wychodzący w Ameryce, po ukazaniu się mojej pracy: „Przyczynek do krytyki ekonomji politycznej“. O moim poglądzie, że każdy sposób produkcji i odpowiednio z nim związane stosunki wytwórcze, krótko mówiąc „ekonomiczna budowa społeczeństwa, stanowi rzeczywistą podstawę, nad którą się wznosi nadbudowa prawna i polityczna i której odpowiadają określone formy społecznej świadomości“, że „sposób produkcji życia materjalnego kształtuje społeczne, polityczne i duchowe życie“ — powiedziano tam, że jest to wprawdzie zupełnie słuszne dla obecnego świata, w którym panują nad wszystkiem interesy materialne, natomiast nie dla średniowiecza, gdzie panował katolicyzm, ani dla Aten i Rzymu, gdzie panującą rolę odgrywała polityka. Przedewszystkiem dziwne jest przypuszczenie, że komukolwiek są nieznane te oklepane frazesy o średniowieczu i świecie starożytnym. Jedna rzecz jest pewna: ani średniowiecze nie mogło żyć samym katolicyzmem, ani świat starożytny samą polityką. Wręcz odwrotnie: sposób i formy, w jakich zdobywali to, co potrzebne do życia, pozwala wytłumaczyć, dlaczego tu polityka, tam katolicyzm odgrywały główną rolę. Niewiele trzeba zresztą mieć wiadomości, naprzykład z historji republiki rzymskiej, aby wiedzieć, że tajemnicą jej dziejów jest historja własności ziemskiej. Skądinąd już Don Kiszot odpokutował za mylny pogląd, jakoby błędne rycerstwo dawało się jednakowo pogodzić ze wszystkiemi formami społeczeństwa.
  49. „Observations on some verbal disputes in polltical economy, particularly relating to value and to supply and demand. London 1821“, str. 16.
  50. J. Bailey: „A critical dissertation on the naturę etc. of value“, str. 165.
  51. Przypis własny Wikiźródeł Być pięknym mężczyzną... — fragment III sceny, III aktu komedii Wiele hałasu o nic Williama Szekspira w tłumaczeniu nieznanego autora; w oryginale (uwspółcześniona pisownia): to be a well-favoured man is the gift of fortune; but to write and read comes by nature.
  52. Autor „Observations“ i J. Bailey oskarżają Ricarda, że przemienił wartość wymienną z czegoś względnego w coś absolutnego. Naprawdę rzecz ma się odwrotnie. Sprowadził on pozorną względność, która jest udziałem rzeczy, np. perły i diamentu, jako wartości wymiennych do prawdziwego stosunku, kryjącego się za tym pozorem, do ich względności jako wyrazów ludzkiej pracy. Jeśli uczniowie Ricarda odpowiedzieli Bailey’owi grubjańsko, lecz nie przekonywająco, to dlatego, że u samego Ricarda nie znaleźli klucza do zrozumienia wewnętrznego związku między wartością a formą wartości, czyli wartością wymienną.
  53. Do słów „procès de travail“ w wydaniu francuskiem Marks dodaje tu następującą uwagę: słowo „proces“, oznaczające rozwój, rozpatrywany w całokształcie swych realnych warunków, dawno już zdobyło sobie obywatelstwo w słownictwie naukowem całej Europy. We Francji wprowadzono je najpierw nieśmiało w formie łacińskiej: processus. Następnie jednak zrzuciło ono z siebie tę pedantyczną szatę i weszło do książek z zakresu chemji, fizjologii i t. d., a również i do niektórych prac metafizycznych. W końcu naturalizowało się całkowicie. W języku potocznym zarówno Niemcy jak Francuzi używają słowa: proces w jego prawniczem znaczeniu. K.
  54. „Ponieważ samorodne wytwory ziemi istnieją w nieznacznych ilościach i są całkiem niezależne od człowieka, więc wydaje się, jak gdyby były mu dane przez naturę tak samo, jak daje się młodzieńcowi niewielką sumę, żeby mu ułatwić zajęcie się jakimś przemysłem i zrobienie majątku“. (James Steuart: „Principles of polit. econ. Dublin 1770“ t. I. str. 116).
  55. „Rozum jest tyleż chytry co potężny. Chytrość polega wogóle na tej pośredniczącej działalności, która kojarzy różne przedmioty, oddziaływujące na siebie wzajemnie i wzajem się obrabiające zgodnie z ich własną naturą, lecz nie miesza się bezpośrednio do tego procesu, a mimo to przeprowadza tylko swe plany i urzeczywistnia tylko swe cele“. (Hegel: Encyklopaedie. Erster Teil. Die Logik. Berlin 1840“. Str. 382).
  56. W nędznej skądinąd pracy p. t. „Théorie de l’écon. polit. Paris 1815“ Ganilh, polemizując z fizjokratami, trafnie wylicza cały szereg prac, stanowiących przesłankę właściwego rolnictwa.
  57. Turgot w swych „Reflexions sur la formation et distribution des richesses“, 1766, Oeuvres, éd. Daire, tom I, trafnie ocenia znaczenie oswojonego zwierzęcia dla początków kultury.
  58. Właściwe artykuły zbytku mają z pośród wszystkich towarów najmniejsze znaczenie dla technologicznego porównania różnych epok produkcji.
  59. Uwaga do wyd. 2-go. Jakkolwiek mało nasze dotychczasowe dziejopisarstwo zna rozwój produkcji materialnej, a więc podstawę wszelkiego życia społecznego a stąd i wszelkich prawdziwych dziejów, to przecież przynajmniej okres przedhistoryczny podzielono nie na podstawie tak zw. badań historycznych, lecz na zasadach przyrodniczych, zależnie od materiału, z jakiego wyrabiano broń i narzędzia, a mianowicie na epokę kamienną, bronzową i żelazną.
  60. Wydaje się paradoksem, jeżeli np. niezłowioną jeszcze rybę nazwie ktoś środkiem produkcji w rybołóstwie. Dotąd jednak nie wynaleziono jeszcze sztuki łowienia ryb w wodzie, w której ich już przedtem nie było.
  61. To określenie pracy wytwórczej, dane z punktu widzenia prostego procesu pracy, bynajmniej nie wystarcza dla kapitalistycznego procesu produkcji.
  62. Storch odróżnia właściwy materjał surowy, jako „matière“, od materiałów pomocniczych, jako „matèriaux“. Cherbuliez nazywa materjały pomocnicze „matières instrumentales“.
  63. Właśnie z tego wysoce logicznego powodu pułkownik Torrens odkrywa w kamieniu dzikusa — początek kapitału. „W pierwszym kamieniu, rzuconym przez dzikiego na ścigane przez siebie zwierzę, w pierwszym kiju, który uchwycił, ażeby strącić z drzewa owoc, którego nie może dosięgnąć rękami, dostrzegamy przyswojenie sobie jednego artykułu w celu zdobycia jakiegoś innego i w ten sposób odkrywamy — początek kapitału“. (Torrens: „An essay on the production of wealth etc.“ str. 70, 71). Ten pierwszy kij (stock) wyjaśnia nam prawdopodobnie, czemu w języku angielskim słowo „stock“ jest równoznacznikiem kapitału.
  64. „Wytwory są przywłaszczane, zanim jeszcze zostaną przekształcone w kapitał. Przekształcenie to nie chroni ich od tego przywłaszczenia“. (Cherbuliez: „Riche ou pauvre, edit. Paris 1841“, str. 53, 54). „Sprzedając swą pracę wzamian za określoną ilość środków utrzymania (approvisionnement), proletariusz zrzeka się całkowicie wszelkiego udziału w wytworze. Przywłaszczenie wytworów pozostaje zupełnie takie, jak przedtem, nie zostało w żadnej mierze zmienione przez wspomnianą umowę. Wytwór należy wyłącznie do kapitalisty, który dostarczył surowcowi i środków utrzymania. Jest to nieuniknione następstwo prawa przywłaszczenia, podczas gdy — odwrotnie — u podstaw tego prawa leżało prawo wyłącznej własności każdego robotnika w stosunku do swego wytworu“. (Tamże, str. 58). „Gdy robotnicy pracują za płacę roboczą, to kapitalista jest właścicielem nietylko kapitału (ma on tu na myśli środki produkcji), lecz również i pracy (of the labour also). Skoro to, co zostało wypłacone jako płaca robocza, włącza się do pojęcia kapitału, jak to się zwykle dzieje, to jest niedorzecznością mówić osobno o pracy i o kapitale. Wyraz: kapitał, wzięty w tem znaczeniu, mieści w sobie jedno i drugie: kapitał i pracę“. (James Mill: „Elements of political economy etc. London 1821“, str. 70, 71).
  65. „Na wartość towarów wpływa nie tylko praca, włożona w nie bezpośrednio, lecz również i praca, zawarta w narzędziach, urządzeniach 1 Rynkach, pomocnych dla tej pracy“. (Ricardo: „The principles of political economy. 3rd ed. London 1821“, str. 16; przekład polski, str. 11).
  66. Liczby są tu całkiem dowolne.
  67. Jest to właśnie podstawowe założenie, na którem opiera się teorja fizjokratów o nieprodukcyjności wszelkiej nierolniczej pracy, i założenie to jest czemś niezwalczonem dla „fachowego“ ekonomisty. „Ten sposób przypisywania jednej jakiejś wartości różnych innych rzeczy (np. płótnu — spożycia tkacza), nakładania, że się tak wyrażę, warstwa po warstwie, wielu wartości na jedną z nich — sposób ten sprawia, że owa wartość o tyleż się powiększa... Termin „dodawanie“ bardzo dobrze maluje sposób tworzenia się wartości wytworów rękodzielnictwa. Cena ta jest tylko sumą wielu wartości spożytych i dodanych do siebie; otóż dodawanie nie jest mnożeniem“. (Mercier de la Rivière: „L’Ordre naturel et essentiel etc.“ Physiocrates, éd. Daire, część II, str. 599).
  68. Tak naprzykład w latach 1844—1847 wycofał on część swego kapitału z produkcyjnego zatrudnienia, ażeby ją stracić, spekulując na akcjach kolejowych. Podobnie podczas amerykańskiej wojny domowej zamknął om fabrykę i wyrzucił swych robotników za bramę, ażeby grać na liverpoolskiej giełdzie bawełnianej.
  69. „Możesz się chełpić, zdobić i chędożyć... Kto jednak bierze więcej lub coś lepszego (niż dał), — to jest to lichwa i zowie się nie usługą lecz szkodą, wyrządzoną swemu bliźniemu, jak gdybyś kradł lub rabował. Nie wszystko jest przysługą i dobrodziejstwem dla bliźniego, co się nazywa przysługą lub dobrodziejstwem. Albowiem cudzołożnik i cudzołożnica czynią sobie wielką przysługę i przyjemność. Rajtar wyświadcza mordercy i podpalaczowi wielką przysługę żołnierską, gdy mu pomaga łupić po drogach i napastować kraj i ludzi. Papiści wyświadczają naszym też wielką przysługę, że nie wszystkich topią, palą, mordują, nie wszystkim każą gnić w wieży, lecz pozwalają niektórym żyć i wyganiają ich lub zabierają im wszystko co mieli. Nawet sam djabeł wyświadcza swym sługom wielką, niezmierną przysługę... Słowem świat jest pełen wielkich, wybornych, codziennych usług i dobrodziejstw“. (Marcin Luter: „An die Pfarherrn, wider den Wucher zu Predigen etc. Wittenberg 1540“).
  70. W mej „Zur Kritik der Pol. Oek. Berlin 1859“, str. 14, mówię z tego powodu m. in. co następuje: „Łatwo pojąć, jaka. przysługę słowo „przysługa“ (service) musiało wyświadczyć pewnemu gatunkowi ekonomistów, jak np. J. B. Say i F. Bastiat”.
  71. Jest to jedna z okoliczności, podrażających produkcję, opartą na niewolnictwie. Robotnik, według trafnego wyrażenia starożytnych, uważany jest tu tylko za narzędzie obdarzone mową, instrumentum vocale, i tem tylko różni się od zwierzęcia, napół obdarzonego głosem, instrumentum semivocale, i od narzędzia martwego, niemego — instrumentum mutum. Sam on jednak daje boleśnie odczuć zwierzętom i narzędziom pracy, że nie jest im równy, lecz że jest człowiekiem. Samopoczucie swej wyższości nad niemi stwarza on sobie w ten sposób, że con amore (z zamiłowaniem) znęca się nad niemi i niszczy je. To też w tym sposobie wytwarzania ogólną zasadą ekonomiczną jest, żeby używać narzędzi pracy najsurowszych, najniezdarniejszych, ale właśnie wskutek swej prostoty i niezgrabności najtrudniejszych do zniszczenia. To też przed wybuchem wojny domowej w stanach niewolniczych, leżących nad zatoką meksykańską, znajdowano jeszcze pługi starochińskiej konstrukcji, które ziemię ryją jak Świnia lub kret, lecz jej nie krają w bruzdy i nie odwracają gleby. Por. JC. Cairns: „The slave power. London 1862“, str. 46 i nast. Olmsted w swych „Sea bord slave states“ opowiada m.in.: „Pokazywano mi tu narzędzia, których nikt z rozumem w porządku nie dałby swemu najemnikowi, gdyż nadmiernieby go krępowały: sądzę, że i nadmierny ciężar i niezgrabność ich przynajmniej o jakieś 10% utrudniłyby pracę w porównaniu z narzędziami, zazwyczaj używanemi u nas. Zapewniano mnie jednak, że wobec niestarannego i niezdarnego obchodzenia się z niemi niewolników, nie opłaca się dostarczać im narzędzi trochę lżejszych i nie tak ordynarnych i że narzędzia, jakie stale dajemy naszym robotnikom, znajdując w tem własny zysk, nie wytrzymałyby ani jednego dnia na polach Virginji, — zresztą znacznie lżejszych i mniej kamienistych niż nasze pola. Tak samo, gdy zapytywałem, dlaczego konie zostały tak powszechnie wyparte z ferm przez muły, to pierwszą i coprawda najbardziej przekonywującą odpowiedzią było, że konie nie wytrzymałyby traktowania, jakie musiałyby wciąż znosić od murzynów. Konie zawsze ginęły lub marnowały się szybko wskutek tego, podczas gdy muły znoszą bicie i nieraz opuszczają jeden lub dwa posiłki bez poważniejszych szkód dla organizmu i nie przeziębiają się ani chorują w razie złego nadzoru lub przepracowania. Zresztą, wystarczy mi podejść do okna pokoju, w którym piszę, a za każdym razem prawie widzę taki stosunek do zwierząt, za jaki każdy fermer na północy natychmiast przepędziłby swego najemnika“.
  72. Rozróżnienie między pracą wyższą i prostą, między „skilled“ i „unskilled labour“, do pewnego stopnia opiera się na zwykłych złudzeniach, lub przynajmniej na różnicach, które dawno już przestały być realne, a żyją jeszcze tylko, jako tradycyjny konwenans. Częściowo oparte jest ono na większej bezsilności niektórych warstw: ludności robotniczej, która nie pozwala im na równi z innymi wywalczyć sobie pełną wartość swej siły roboczej. Okoliczności przypadkowe odgrywają przytem tak znaczną rolę, że nie raz te same rodzaje pracy zmieniają miejsce. Tak np. gdy siły fizyczne klasy robotniczej ulegają osłabieniu lub względnemu wyczerpaniu, jak to się dzieje we wszystkich krajach rozwiniętej produkcji kapitalistycznej, stosunki się naogól odwracają, a prace bratalniejsze, wymagające więcej siły mięśniowej, osiągają wyższy stopień niż czynności bardziej wyspecjalizowane, które staczają się do poziomu pracy prostej. Tak np. praca takiego bricklayer’a (murarza) zajmuje w Anglji znacznie wyższy stopień niż praca tkacza adamaszków. Z drugiej zaś strony praca takiego fustian cutter’a (robotnik, który strzyże welwet) figuruje jako praca „prosta“, choć wymaga wielkich wysiłków fizycznych a ponadto jest bardzo niezdrowa. Zresztą nie trzeba sobie wyobrażać, że tak zwane „skilled labour“ zajmuje poważne ilościowo miejsce w całokształcie pracy narodowej. Laing oblicza, że w Anglji (i Walji) byt więcej niż 11 miljonów ludzi opiera się na pracy prostej. Po odliczeniu miljona arystokratów i półtora miljona nędzarzów, włóczęgów, przestępców, prostytutek i t. p., z pośród 18 miljonów ludności, zamieszkującej kraj w chwili ukazania się jego pracy, pozostaje 4.650.000 na klasy średnie wraz z drobnymi rentjerami, urzędnikami, literatami, artystami, nauczycielami i t. p. Żeby zaś otrzymać te 4⅔ miljonów, zalicza on do pracującej części klas średnich nie tylko bankierów i t. d. lecz również i wszystkich lepiej płatnych „robotników fabrycznych“. Również i „bricklayer’ów“ nie brak pośród tych „robotników wykwalifikowanych“. Pozostaje mu wówczas wspomniane 11 miljonów. (S. Laing: „National distress etc. London 1844“). „Liczna klasa ludzi, którzy wzamian za pożywienie nie mogą dać nic oprócz najprostszej pracy, stanowi główną masę ludności“. (James Mill w artykule „Colony“. Supplement to the Encyclop. Brit. 1831).
  73. „Gdy wskazujemy na pracę, jako na miarę wartości, to z konieczności mamy na myśli pracę pewnego wiadomego rodzaju stosunek jej do innych rodzajów może być łatwo określony“ („Outlines of polit. economy London 1832“, str. 22, 23).
  74. „Praca daje nowy twór zamiast zniszczonego przez siebie“ („An essay on the polit. econ. of nations. London 1821“, str. 13).
  75. Nie mówimy tutaj o naprawianiu środków pracy, maszyn, budowli i t. p. Maszyna, ulegająca naprawie, funkcjonuje nie jako środek pracy, lecz jako materjał pracy. Nie pracuje już, lecz sama jest przedmiotem pracy, ażeby odzyskać swą wartość użytkową. Takie prace reparacyjne można dla naszych celów zawsze uwzględnić w pracy, potrzebnej do wytworzenia środków produkcji. W tekście jest mowa o zużyciu, którego żaden lekarz nie jest w stanie wykurować i które stopniowo doprowadza do śmierci, o „takiem zużyciu, które nie może ulec naprawie od czasu do czasu, i które, jeśli np. chodzi o nóż, doprowadziłoby go ostatecznie do takiego stanu, że nożownik powiedziałby, iż nie wart nawet nowego ostrzenia“. Widzieliśmy w tekście, że np. dana maszyna uczestniczy jako całość w każdym poszczególnym procesie pracy, lecz tylko ułamkowo w równoczesnym procesie tworzenia wartości. Można wobec tego ocenić poniższe pomieszanie pojęć: „Pan Ricardo mówi o części pracy mechanika, zużytej na zbudowanie maszyny pończoszniczej“, że zawarta jest np. w każdej parze pończoch. „Tymczasem cała praca, zużyta na wytworzenie każdej oddzielnej pary pończoch zawiera w sobie całą pracę mechanika, a nie tylko jej część, albowiem każda maszyna wyrabia wielką ilość par, a żadna z tych par nie mogłaby być wyrobiona bez jakiejkolwiek części składowej maszyny“ („Observations on certain verbal disputes in Polit. Econ. particulary relating to value, and to demand and supply. London 1821“, str. 54). Autor, niezwykle zarozumiały pedant, w swej konkluzji, a więc i w swej polemice, ma o tyle tylko słuszność, że ani Ricardo, ani żaden inny ekonomista przed nim lub po nim nie oddzielił wyraźnie obu stron pracy, a przeto tem bardziej nie zanalizował ich odmiennej roli w tworzeniu wartości.
  76. Łatwo wobec tego poznać się na nonsensach ckliwego J. B. Say’a, który chce wyprowadzić wartość dodatkową (procent, zysk, rentę) z „services productifs“ usług produkcyjnych), świadczonych w przebiegu pracy przez wartości użytkowe środków produkcji, np. przez ziemię, narzędzia, skóry i t. p. Pan Wilhelm Roscher, któremu wcale nie łatwo jest zarejestrować czarno na białem jakiś własny zgrabny pomysł apologety czny, woła z tego powodu: „J. B. Say (Traité, t. I, str. 4) robi bardzo, słuszną uwagę: Wartość, otrzymana po odtrąceniu wszystkich kosztów z tłoczni oleju, jest czemś nowem, czemś rożnem od pracy, która stworzyła samą tłocznię“. („Die Grundlagen der Nationaloekonomie. 3 Auflage, 1858“, str. 82, przypis“). Bardzo słusznie! „Olej”, sporządzony w tłoczni, jest czemś bardzo rożnem od pracy, jakiej wymagała budowa tłoczni. Przez słowo zaś „wartość“ pan Roscher rozumie takie np. piękne rzeczy, jak „olej“, albowiem ten „olej“ posiada wartość. Ponieważ zaś „w naturze“ spotyka się również i olej skalny, choć stosunkowo „niezbyt wiele“, więc prawdopodobnie do tego odnosi się inna cenna uwaga: „Wartości wymiennych nie dostarcza ona (przyroda) prawie wcale“. Roscherowskiej przyrodzie przytrafiło się z temi wartościami wymiennemi coś podobnego, jak owej głupkowatej dziewczynie, której dziecko było „zupełnie malutkie“. Ten sam „uczony“ („savant serieux“), korzystając ze wzmiankowanej już sposobności, czyni jeszcze następującą uwagę: „Szkoła Ricarda pojęciem pracy zazwyczaj obejmuje i kapitał, jako „zaoszczędzoną pracę“. Jest to niezręczne (!), gdyż (!) przecież (!) posiadacz kapitału (!) uczynił jednak (!) coś więcej (!) niż zwykłe (?!) wydobycie i zachowanie tegoż (czegóż?): mianowicie!?!) wstrzymanie się od przyjemności, za co np. (!!) żąda procentu“ (tamże): Jakaż „zręczna“ jest ta „anatomiczno-fizjologiczna metoda“ ekonomji, która ze zwykłego „żądania“ rozwija mianowicie „wartość“!
  77. „Z pośród wszystkich narzędzi, używanych w gospodarstwie dzierżawcy, praca ludzka... daje mu najlepsze gwarancje zwrotu wyłożonego kapitału. Oba pozostałe — a mianowicie bydło robocze oraz... wozy, pługi, łopaty i t. d. — bez określonej ilości pracy są zgoła niczem“ (Edmund Burke: „Thoughts and details on scarcity, originally presented to the Rt. Hon. W. Pitt in the month of November 1795, edit. London 1800“, str. 10).
  78. W Times’ach z dnia 26 listopada 1862 r. pewien fabrykant, którego przędzalnia zatrudnia 800 robotników i przerabia przeciętnie 150 bel wschodnio-indyjskiej lub około 130 bel amerykańskiej bawełny tygodniowo, użala się przed publicznością na koszty, wywołane roczną bezczynnością jego fabryki. Ocenia je on na 6000 f. st. W tych martwych kosztach mieszczą się różne pozycje, nas tutaj nie obchodzące, jak np. renta gruntowa, podatki, składki ubezpieczeniowe, płace zaangażowanych na cały rok robotników, dyrektorów, buchalterów, inżynierów i t. p. Następnie jednak wylicza on 150 f. st. na węgiel, ażeby fabrykę od czasu do czasu ogrzać i przy okazji puścić też w ruch maszynę parową, pozatem zaś wypłaty dla robotników, którzy dorywczemi pracami utrzymują „w pogotowiu“ maszyny. Wreszcie 1200 f. st. liczy na pogorszenie stanu maszyn, albowiem „wilgoć i przyrodzone czynniki zniszczenia nie zawieszają swego działania wskutek tego, że parowe maszyny przestały się obracać“. Podkreśla on wyraźnie, że suma 1200 t. st. została oszacowana bardzo nisko ze względu na to, że maszyny już były bardzo zużyte.
  79. „Spożycie produkcyjne: gdy spożycie towaru stanowi część przebiegu produkcji... W tych wypadkach nie mamy do czynienia ze spożyciem wartości“ (SP. Newman; „Elements of political economy. Andover and New-York, 1835“, str. 296).
  80. W pewnym północno-amerykańskim podręczniku, który doczekał się może już 20 wydań, czytamy: „Niema żadnego znaczenia, w jakiej formie kapitał zjawia się na nowo“. Po wielomównem wyliczeniu wszelkich możliwych składników produkcji, których wartość zjawia się z powrotem w wytworze, czytamy tam wreszcie: „Różne rodzaje żywności, ubrania i mieszkań, potrzebne dla istnienia i wygody rodzaju ludzkiego, uległy również zmianie. Są one spożywane od czasu do czasu, a wartość ich zjawia się z powrotem w nowej fizycznej i duchowej sile człowieka, stanowiącej świeży kapitał, który może być znowu użyty w produkcji“. (F. <span class="n0kh" title="[Errata] 'Wayland'" style=" display:none">WeylandWayland</span>: „The elements of political economy. Boston 1853“, str. 32). Pomijając już różne inne dziwactwa, wcale np. nie cena Chleba zjawia się w odnowionej sile organizmu, lecz jego krwiotwórcze pierwiastki. Natomiast jako wartość siły zjawiają się na nowo nie środki utrzymania, lecz ich wartość. Ta sama ilość środków utrzymania, choćby kosztowała o połowę mniej, wytworzy zupełnie tyleż co przedtem mięśni, kości i t. d., słowem taką samą siłę, lecz siła ta będzie już miała inną wartość. To przekształcanie „wartości“ w „siłę“ (choć słuszniej byłoby omówić odwrotnie o przekształcaniu „siły“ w „wartość“) i wogóle cała ta faryzejska niejasność kryje w sobie chybioną zresztą próbę wyprowadzenia wartości dodatkowej z samego faktu odnawiania się wartości wyłożonych.
  81. 81,0 81,1 „Wszystkie wytwory tego samego rodzaju tworzą właściwie jedną masę, której cena określa się ogólnie bez względu na szczególne okoliczności“ (Le Trosne: „De l’intérêt social“, Physiocrates, éd Daire, Paris 1846, str. 893).
  82. „Jeżeli wartość użytego kapitału zakładowego uważamy za część sumy wyłożonej, to i pozostałość wartości tego kapitału w końcu roku musimy uważać za część przychodu rocznego“ (Malthus: „Princ. of pol. econ. 2nd ed. London 1836“, str. 269).
  83. Przypis do wyd. 2-go. Rozumie się samo przez się, że z niczego nie powstanie nic, zgodnie z Lukrecjuszowskiem „nil posse creari de nihilo“. „Tworzenie wartości“ jest przemiana siły roboczej w pracę. Siła zaś roboczą ze swej strony jest przedewszystkiem materją przyrodzoną, przemienioną w organizm ludzki.
  84. W podobny sposób, jak Anglik używa terminów „rate of profits“ (stopa zysku), „ratę of interest“ (stopa procentowa) i t. p. W księdze III przekonamy się, że stopę zysku łatwo jest zrozumieć, gdy znane są prawa, rządzące wartością dodatkową. W odwrotnej drodze nie można zrozumieć ni l’un, ni l’autre (ani jednego ani drugiego).
  85. Przypis F. Engelsa do wyd. 3-go. Autor używa tu potocznego języka ekonomicznego. Przypomnijmy sobie, że na str. 152 zostało wykazane, jak w rzeczywistości nie kapitalista robotnikowi lecz robotnik udziela kapitaliście „zaliczki“.
  86. Aż dotąd w pracy niniejszej używaliśmy słów „niezbędny czas pracy“ na oznaczenie czasu pracy, wogóle społecznie niezbędnego dla wytworzenia danego towaru. Odtąd zaś będziemy używali ich również na oznaczenie czasu pracy, potrzebnego do wytworzenia swoistego towaru: siły roboczej. Używanie tego samego terminu technicznego w różnych znaczeniach jest rzeczą niedogodną, lecz w żadnej nauce nie da się tego całkiem uniknąć. Wystarczy np. porównać różne dziedziny matematyki wyższej i niższej.
  87. Pan Wilhelm Tucydydes Roscher z iście Gottschedowską genjalnością (Gottsched u Niemców jest typem nudnego pedanta, R.) odkrywa, że jeśli dziś powstawanie wartości dodatkowej i wytworu dodatkowego, a w związku z tem i nagromadzanie kapitału należy zawdzięczać „oszczędności“ kapitalisty, który wzamian za to „domaga się np. procentu“, to przeciwnie: „na najniższych stopniach kultury... słabsi byli zmuszani do oszczędności przez silniejszych“. („Die Grundlagen der Nationaloekonomie“, 3 auflage, 1858, str. 78). Do oszczędzania pracy? czy też nieistniejącego nadmiaru wytworów? Do wyszukiwania takich mniej lub bardziej sielankowych okoliczności, jakiemi kapitaliści usprawiedliwiają przywłaszczanie sobie istniejących wartości dodatkowych, i do podawania ich za przyczyny powstawania tej wartości dodatkowej zmusza takiego Roschera i kompanję nietylko istotna ignorancja, lecz i apologetyczna odraza do rzetelnej analizy wartości i wartości dodatkowej, która zawsze może doprowadzić do wniosków policyjnie zakazanych.
  88. Przypis do wyd. 2-go. Stopa wartości dodatkowej dokładnie wyraża stopień wyzysku siły roboczej, lecz nie jest bynajmniej wykładnikiem bezwzględnej wysokości tego wyzysku. Tak np. gdy praca niezbędna = 5 godzinom a praca dodatkowa = 5 godzinom, to stopa wartości dodatkowej = 100%. Wielkość wyzysku mierzy się tu pięciu godzinami. Gdy jednak praca niezbędna = 6 godzinom a praca dodatkowa = 6 godzinom, to stopa wyzysku pozostaje bez zmiany, wynosząc 100%, podczas gdy rozmiary wyzysku wzrosły o 20%, a mianowicie z 5 do 6 godzin.
  89. Przypis do wydania 2-go. Przykład przędzalni, podany w 1 wydaniu, a odnoszący się do roku 1860, zawierał kilka błędów faktycznych. Podane w tekście zupełnie ścisłe dane zostały mi dostarczone przez pewnego fabrykanta z Manchesteru. Trzeba zaznaczyć, że w Anglji dawniej liczono konie mechaniczne według średnicy cylindrów, obecnie zaś — według siły rzeczywistej, wykazanej przez indykator (wskaźnik).
  90. Akr — ok. 0,40 hektara; kwarter — 8 buszli; buszel — ok. 36 litrów. Tł.
  91. Liczby powyższe są tylko ilustracją. Mianowicie zakładamy tu wciąż, że ceny równe są wartościom. W księdze III przekonamy się, że wyrównanie to nie urzeczywistnia się wcale tak prosto nawet w stosunku do cen przeciętnych.
  92. Sykofant — najemny obrońca lub oskarżyciel. Tłum.
  93. Romantyczny powieściopisarz niemiecki. R.
  94. Senior, w rozprawie przytoczonej powyżej, str. 12, 13. Pozostawiamy na boku różne osobliwości, obojętne dla naszych celów, np. twierdzenie, że odtwarzanie wartości zużytych maszyn i t. d., a więc składowej części kapitału, kapitaliści zaliczają do swego zysku brutto lub netto, czystego lub brudnego. Również nie zatrzymujemy się na prawdziwości lub błędności podanych liczb. Że nie są one warte więcej, niż tak zwana „analiza“, tego dowiódł Leonhard Horner w „A letter to Mr. Senior etc., Lond. 1837“. Leonard Horner, jeden z członków komisji, badającej stosunki fabryczne w r. 1833 i inspektor fabryczny, a właściwie cenzor fabryk aż do roku 1859, położył nieśmiertelne zasługi w obronie angielskiej klasy robotniczej. Przez całe życie prowadził on zawziętą walkę nietylko z chciwością fabrykantów, lecz i z ministrami, dla których nieskończenie ważniejszą rzeczą było liczenie „głosów“ panów fabrykantów w Izbie Gmin niż godzin pracy „rąk“ roboczych, zatrudnionych w fabryce.
    Uzupełnienie przypisu 32. Wykład Seniora jest mętny, zgoła niezależnie od tego, że i jego treść jest błędna. Właściwie chciał on powiedzieć co następuje. Fabrykant zatrudnia robotników w przeciągu 11%, to jest 2% godzin dziennie. Podobnie jak pojedynczy dzień roboczy, tak samo i całoroczna praca składa się z 11½ czyli 23/2 godzin (pomnożonych przez liczbę dni roboczych w ciągu roku). Przy tem założeniu 23/2 godzin pracy wytwarzają produkt roczny wartości 115,000 f. st. 20/2 godzin pracy wytwarzają 20/23 ✕ 115,000 f. st. = 100,000 f. st., to jest odtwarzają tylko wyłożony kapitał. Pozostają godzin pracy, które wytwarzają 3/2 ✕ 115.000 f. st. = 15,000, to jest zysk brutto. Z tych 3/2 godzin pracy ½ godziny pracy wytwarza 1/23 ✕ 115,000 f. st. = 5,000 f. st., to jest odtwarza tylko zużycie fabryki i maszyn. Ostatnie dwie półgodziny, to jest ostatnia godzina pracy, wytwarza 2/23 ✕ 115,000 f. st. = 10,000 f. st., to jest zysk czysty. W tekście Senior.przekształca ostatnie %3 wytworu w części samego dnia pracy.
  95. Jeżeli Senior dowiódł, że od „ostatniej godziny pracy“ zawisł los czystego zysku fabrykantów, istnienie angielskiego przemysłu bawełnianego i stanowisko Anglji na rynkach światowych, to Dr. Andrew Ure przelicytował go jeszcze, dowodząc, że jeśli dzieci, pracujących w fabrykach, i wogóle młodzieży poniżej łat 18 nie zapędzi się na całe 12 godzin do ciepłej i czystej atmosfery moralnej izby fabrycznej, lecz wygna się ją „o godzinę“ wcześniej do oziębłego i lekkomyślnego świata zewnętrznego, to zostanie ona skażona próżniactwem i.tanami grzechami, i straci zbawienie duszy. Począwszy od roku 1848, Inspektorzy fabryczni w swych „sprawozdaniach“ półrocznych niemiłosiernie drażnią fabrykantów ową „ostatnią“ lub „fatalną godziną”. Tak np. Howell w swem sprawozdaniu z d. 31 maja r. 1855 mówi: „Gdyby poniższe dowcipne wyliczenie (tu cytuje Seniora) było słuszne, to wszystkie fabryki bawełniane Zjedn. Królestwa pracowałyby od roku 1850 ze stratą“. („Report“ of the imsp. of fact. for the half year ending 30th April 1855“, str. 19, 20). Gdy w roku 1848 parlament uchwalił ustawę o dziesięciogodzinnym dniu roboczym, fabrykanci kazali pewnej ilości robotników, pracujących w szeregu wiejskich przędzalń lnu, rozsianych na obszarze hrabstw Dorset i Somerset, podpisać kontrpetycję, w której między innemi czytamy, co następuje: „My, podpisani pod petycją rodzice, sądzimy, że dodatkowa godzina próżnowania nie może przynieść żadnych innych następstw oprócz demoralizacji naszych dzieci, gdyż próżniactwo jest początkiem wszystkich grzechów“. Sprawozdanie inspekcji fabrycznej z dnia 31 października r. 1848 czyni z tego powodu następującą uwagę: „Atmosfera przędzalń lnu, w których pracują dzieci tych cnotliwych i czułych rodziców, jest do tego stopnia przepełniona kurzem i drobnemi włókienkami surowca, że spędzenie choćby 10 minut w przędzalniach jest w najwyższym stopniu niemiłe, gdyż nie można tego uczynić bez najbardziej przykrego wrażenia, że oczy, uszy, dziurki od nosa i usta natychmiast napełniają się chmurami pyłu lnianego, przed którym niema żadnej ucieczki. Sama praca, wobec gorączkowego tempa maszyn, wymaga wytężonej zręczności, nieustannego ruchu i niezmordowanej uwagi, wydaje się więc trochę zanadto surowe kazać rodzicom stosować wyraz „próżniactwo“ do własnych dzieci, które po odliczeniu przerwy na posiłek, są przez całe 10 godzin przykute do takiego zajęcia w takiej atmosferze... Dzieci te pracują dłużej, niż robotnicy rolni w sąsiednich wioskach... Takie nielitościwe zarzuty „próżniactwa i grzechów“ trzeba napiętnować, jako czystej wody świętoszkostwo („cant“) i najbezwstydniejszą obłudę... Ta część publiczności, która przed dwunastu mniej więcej laty oburzała się na zarozumialstwo, z jakiem publicznie i zgoła poważnie głoszono, zasłaniając się sankcją wysokiego autorytetu, że cały „czysty zysk“ fabrykanta jest dziełem „ostatniej godziny“ pracy, wobec czego skrócenie dnia roboczego 0 jedną godzinę zniszczy ten zysk czysty, — ta część publiczności, mówimy, zaledwie wierzyć będzie swym oczom, gdy się przekona, że oryginalne odkrycie, dotyczące cnót i zalet „ostatniej godziny“, zostało potem ulepszone w tym sensie, że zawiera już ona zarazem „moralność“ i „zysk“. Tak, że jeżeli czas trwania pracy dzieci ulegnie skróceniu do pełnych 10 godzin, to wraz z zyskiem pracodawców ulotni się również i moralność tych dzieci, albowiem jedno i drugie zależy od tej ostatniej, tej „fatalnej godziny“ („Repts of insp. of fact. for 31th oct. 1848“, str. 101). To samo sprawozdanie przytacza potem przykłady „moralności“ i „cnoty“ tych fabrykantów, ich podstępów, szykan, obiecanek, pogróżek, fałszerstw i t. p., z których pomocą wymogli na niektórych całkiem bezbronnych robotnikach podpisanie takich i podobnych petycyj, ażeby potem podawać je parlamentowi za petycje całych gałęzi przemysłu, całych hrabstw. Rzeczą w najwyższym stopniu charakterystyczną dla dzisiejszego stanu tak zwanej „nauki“ ekonomicznej jest to, że ani sam Senior, który ku swemu honorowi umiał później energicznie wystąpić w obronie ustawodawstwa fabrycznego, ani jego najpierwsi lub późniejsi przeciwnicy nie mogli sobie poradzić z błędami logicznemi „oryginalnego odkrycia“. Odwoływali się oni tylko do doświadczenia i do praktyki. Why [dlaczego?] i wherefore [skąd?] pozostało tajemnicą.
  96. A jednak pan profesor skorzystał co nieco ze swej wycieczki menczesterskiej. W „Letters on the Factory Act“ cały zysk czysty, cały „zysk“ i „procent“ a ponadto „something more“ (jeszcze coś więcej) zawisły od jednej nieopłaconej godziny pracy robotnika! Natomiast rok przedtem w swych „Outlines of political economy“, napisanych ku zbudowaniu oksfordzkich studentów i wykształconych filistrów, „odkrył“ on wszak jeszcze wbrew teorja Ricarda, określającej wartość czasem pracy, że zysk pochodzi z pracy kapitalisty, a procent — z jego ascezy, z jego „wstrzemięźliwości“. Bajeczka była sobie stara, ale słowo „wstrzemięźliwość“ — nowe. Pan Roscher zniemczył je właściwie na „Enthaltung“ [powstrzymanie się]. Jego rodacy, mniej ćwiczeni w łacinie, wszelakie Wirthy, Schulze i inni Michele, nadali mu bardziej mniszy charakter, wprowadzając słówko „Entsagung“ [wyrzeczenie się].
  97. „Dla jednostki z kapitałem 20,000 f. st„ przynoszącym 2,000 f. st. zysku rocznego, byłoby rzeczą najzupełniej obojętną, czy jej kapitał zatrudnia 100 lub 1,000 robotników, czy wytworzone towary będą sprzedane za 10,000 lub za 20,000 f. st„ byleby jej zysk w żadnym wypadku nie spadł poniżej 2.000 f. st. Czyż rzeczywisty interes narodu nie jest taki sam? Jeżeli jego rzeczywisty dochód czysty, jego renta i zysk pozostaje ten sam, to jest rzeczą bez najmniejszego znaczenia, czy liczy on 10 czy też 12 miljonów mieszkańców“ (Ricardo: „The principles of political economy, 3rd. ed., London 1821, str. 416; wyd. polskie, str. 280). Dawno już przed Ricardem inny fanatyk wytworu dodatkowego, Arthur Young, który zresztą był gadatliwym i bezkrytycznym pisarzem, a którego sława stoi w odwrotnym stosunku do zasług, powiedział m.in. co następuje: „Jakiż pożytek dla nowożytnego królestwa miałaby cała prowincja, której ziemia byłaby uprawiana na starorzymską modłę przez drobnych samodzielnych chłopów’, choćby nawet uprawa ta była najlepsza? Jakiż to miałoby cel, jeśli nie ten jeden, żeby płodzić ludzi („the mere purpose of breeding men“), co samo przez się jest zgoła bezcelowe“ („is a most useless purpose“) (Arthur Young: „Political arithmetic etc. London 1774“, str. 47).
    Uzupełnienie przypisu 34. Hopkins czyni słuszną uwagę: „Dziwną jest skłonność do podawania dochodu czystego (net wealth) za korzystny dla klasy robotniczej., choć jest jasne, że korzyść ta nie płynie z jego czystości“ (Th. Hopkins: „On rent of land etc., London 1823“, str. 126).
  98. Przypis własny Wikiźródeł Poprawiono numerację godzin w grafice; w oryginale między „4“ a „6“ stało kolejne „6“.
  99. „Praca dzienna jest wielkością nieokreśloną, może być długa lub krótka“. („An essay on trade and commerce, containing observations on taxation etc. London 1770“, str. 73).
  100. Pytanie to jest nieskończenie ważniejsze od słynnego pytania Sir Roberta Peela, wystosowanego do izby handlowej w Birmingham: „What is a pound?“ [„Co to jest funt sterlinig?“]. Tamto pytanie można było postawić tylko dlatego, że Peel równie mało wiedział o istocie pieniądza, jak „little shilling men“ [drobne groszoroby] z Birminghamu.
  101. „Zadanie kapitalisty polega na tem, żeby z pomocą wyłożonego kapitału uzyskać możliwie największą ilość pracy“ (J. G. Courcelle-Seneuil: „Traité théorique et pratique des entreprises industrielles. 2-ème édit. Paris 1857“, str. 63).
  102. „Strata jednej godziny pracy w ciągu dnia jest niesłychaną krzywdą, wyrządzoną państwu przemysłowemu”. „Pośród pracujących ubogich tego królestwa, a zwłaszcza pośród gminu fabrycznego można stwierdzić nadzwyczaj zbytkowne spożycie, przyczem spożywają oni swój własny czas, co jest najzgubniejszym rodzajem spożycia” („An essay on trade and commerce”. London 1770, str. 47 i 153).
  103. „Jeżeli wolny najmita odpoczywa przez chwilkę, to chciwa ekonomja, niespokojnie ścigająca go wzrokiem, sądzi, że ją okradł” (N. Linguet: „Théorie des lois civiles etc. London 1767“ t. II. str. 466).
  104. Podczas wielkiego strajku robotników budowlanych w Londynie w r. 1860—61, gdy robotnicy domagali się skrócenia dnia roboczego do 9 godzin, komitet strajkowy złożył oświadczenie, pokrywające się niemal z wywodami naszego robotnika. Oświadczenie to nie bez ironji nawiązuje do tego, że najbardziej łakomy na zysk przedsiębiorca budowlany, niejaki Sir M. Peto, „chadza w aureoli świątobliwości“. (Przypis do wydania 2-go: ten sam Pęto po roku 1867 wsławił się olbrzymiem bankructwem!).
  105. „Ci, którzy pracują... żywią w istocie i pensjonarjuszów, którzy noszą nazwę bogatych, i samych siebie“. (Edmund Burke: „Thoughts and details on scarcity. London 1800“, str. 2).
  106. Niebuhr w swej „Römische Geschichte“ robi następującą, bardzo naiwną uwagę: „Trudno zaprzeczyć, że dzieła, podobne do budowli etruskich, wprowadzające nas w podziw nawet w zwaliskach, nie mogły powstać bez istnienia w małych (!) państewkach panów i niewolników“. Znacznie większą przenikliwość wykazuje Sismomdi, stwierdzając, że „koronki brukselskie“ nie mogły powstać bez istnienia najemników i przedsiębiorców.
  107. „Nie można patrzeć na tych nieszczęsnych (w kopalniach złota pomiędzy Egiptem, Etjopją i Arabją), którzy nie mogą nawet własnego ciała utrzymać w czystości, ani nie mają czem przykryć swej nagości; nie można patrzeć ma nich, nie litując się nad ich nędznym losem. Albowiem nie znajdziemy tu amii ciernia względności lub litości — dla chorych, dla kalek dla starców, dla słabych niemowląt. Pobudzani uderzeniami, wszyscy mniszą wciąż pracować, aż póki śmierć nie położy kresu ich mąkom a ich niedoli“ (Diodorus Siculus: „Historische Bibliothek“, księga 3, rozdz. 13).
  108. Wywody poniższe dotyczą stosunków, istniejących w prowincjach rumuńskich przed przewrotem, związanym z wojną krymską.
  109. Przypis F. Engelsa do wyd. 3-go: Stosuje się to również i do Niemiec, zwłaszcza zaś do Prus na wschód od Elby. W wieku 15-ym chłop niemiecki był wprawdzie obowiązany do pewnych świadczeń w naturze i w pracy, lecz poza tem był wolnym człowiekiem, przynajmniej de facto. Koloniści niemieccy w Brandeburgji, na Pomorzu, na Śląsku i w Prusach Wschodnich nawet pod wzglądem prawnym uznani byli za wolnych. Kres temu położyło zwycięstwo szlachty w wojnie chłopskiej. Nietylko zwyciężeni chłopi południowoniemieccy stoczyli się z powrotem w poddaństwo. Już poczynając od połowy wieku 16-go, również i wolni chłopi wschodniopruscy, brandeburscy, pomorscy i śląscy, a niebawem również i szlezwik-holsztyńscy, zostali wtrąceni w poddaństwo. (Maurer: „Geschichte der Fronhöfe, der Bauernhöfe und der Hofverfassung in Deutschland. Erlangen 1862/63“, tom IV. — Meitzen: „Der Boden und die landwirtschaftlichen Verhaltnisse des preussischen Staates nach dem Gebietsumfange von 1866. Berlin 1873“. — Hansen: „Leibeigenschaft in Schleswig-Holstein“). Zapewne Engels miał tu na myśli G. Hannsena: „Die Aufhebung der Leibeigenschaft und die Umgestaltung der gutsherrlich bäuerlichen Verhältnisse überhaupt in den Herzogtümern Schleswiig und Holstein. Petersburg 1861“. — K.
  110. Bliższe szczegóły znaleźć można w E. Regnault’a: „Histoire politique et sociale des Principautés Danubiennes. Paris 1855“.
  111. „Naogół przekraczanie przeciętnej miary swego gatunku świadczy w pewnych granicach o pomyślnym rozwoju istot organicznych. Co się tyczy ludzi, to wymiary ich ciała zmniejszają się, gdy warunki ich bytu ulegają pogorszeniu, bądź z przyczyn fizycznych, bądź społecznych. We wszystkich krajach europejskich, gdziekolwiek wprowadzono powszechną służbę wojskową, od czasu jej wprowadzenia zmniejszyły się przeciętne wymiary ciała dorosłych mężczyzn, a naogół i ich zdolność do odbywania służby wojskowej. Przed rewolucją (1789 r.) minimalny wzrost piechura musiał wynosić we Francji 165 centymetrów; w roku 1818 (ustawa z dnia 10 marca) — 157, po wydaniu ustawy z dn. 21 marca 1832 roku — 156 centymetrów; przeciętnie we Francji więcej niż połowa popisowych uważana jest za niezdatnych do służby wojskowej wskutek zbyt niskiego wzrostu lub ułomności. Miara wojskowa w Saksonji wynosiła w r. 1780 — 178 centymetrów, obecnie — 155. W Prusach wynosi ona 157. Według wiadomości D-ra Meyera, podanych w „Bayerische Zeitung“ z dn. 9 maja r. 1862, wynika z 9-letniego doświadczenia, że w Prusach z pośród 1000 popisowych 716 jest niezdolnych do służby wojskowej: 317 z powodu zbyt niskiego wzrostu, a 399 — z powodu ułomności ciała... Berlin w roku 1858 nie mógł dostarczyć swego kontyngentu rekrutów, brakowało bowiem 156 ludzi“. (J. v. Liebig: „Die Chemie in ihrer Anwendung auf Agrikultur und Physiologie. 1862. 7. Aufl.“ tom. I, str. 117, 118).
  112. Historja ustawy z r. 1850 będzie podana niżej w niniejszym rozdziale.
  113. Okresu, obejmującego czas od powstania wielkiego przemysłu w Anglji aż do roku 1845, dotykam tylko kiedy niekiedy i odsyłam czytelnika do książki F. Engelsa, p. t. „Die Lage der arbeitenden Klasse in England. Leipzig 1845“. Jak głęboko Engels wniknął w ducha kapitalistycznego sposobu produkcji, o tem świadczą „Factory Reports“, „Reports on Mines“ i t. p.., ogłoszone po r. 1845, a w jak podziwu godny sposób potrafił on odmalować najdrobniejsze szczegóły opisywanych przez siebie stosunków, o tem świadczy najpobieżniejsze porównanie jego książki z ogłoszonemi w 18 do 20 lat później sprawozdaniami „Children’s Employment Commission“ [Komisja do zbadania pracy dzieci] z r. 1863 — 67. Sprawozdania te dotyczą mianowicie tych gałęzi przemysłu, na które ustawodawstwo fabryczne nie było jeszcze rozciągnięte aż po rok 1862, a częściowo nie jest jeszcze rozciągnięte po dziś dzień. Tutaj więc stosunki, opisywane przez Engelsa, nie zostały wcale zmienione przez nacisk zewnętrzny. Podawane przeze mnie przykłady dotyczą rozkwitu wolnego handlu po roku 1848, to jest tego bajecznego okresu, o którym przeróżni komiwojażerowie wolnego handlu, odznaczający się taką samą chyba wrzaskliwością jak ignorancją, prawią Niemcom takie cuda. Zresztą, Anglja wysunięta tu została na plan pierwszy tylko dlatego, że jest klasyczną przedstawicielką produkcji kapitalistycznej i sama jedna tylko prowadzi bieżącą statystykę spraw, o których tu mowa.
  114. „Suggestions etc. by Mr. L. Homer, Inspector of Factories” w „Factories Regulation Act. Ordered by the House of Commons to be printed 9 Aug. 1859“, str. 4, 5.
  115. „Reports of the Insp. of Fact. for the half year ending Oct. 1856“. Str. 35.
  116. „Reports etc., 30th April 1858“, str. 9.
  117. Tamże, str. 43.
  118. Tamże, str. 25.
  119. „Reports etc. for the half year ending 30 th April 1861“. Obacz Appendix Nr. 2. „Reports etc. 31st Octob. 1862“, str. 7, 52, 53. W ciągu ostatniego półrocza 1863 wykroczenia stają się znowu częstsze. Por. „Reports etc. ending 31st Octob. 1863“, str. 7.
  120. „Reports etc. 31st Oct. 1860“, sto. 23. Z jakim fanatyzmem „ręce“, zatrudniane przez fabrykantów, sprzeciwiają się, według sądowych zeznań fabrykantów, wszelkiemu przerywaniu pracy fabrycznej, o tem niech świadczy poniższe curiosum. W początkach czerwca r. 1856 władze sądowe w Dewsbury (Yorkshire) zostały zawiadomione, że właściciele 8 wielkich fabryk w pobliżu Batley naruszyli ustawę fabryczną. Część tych panów oskarżona była o to, że kazali 5 chłopcom w wieku od 12 do 15 lat przepracować w fabryce od godziny 6 rano w piątek aż do 4-ej popołudniu w sobotę, nie pozwalając im na żaden odpoczynek, wyjąwszy tylko czas pożywienia i godzinę snu o północy. I te dzieci musiały dokonać szalonej 30-godzinnej pracy w „shoddy hole“, tak bowiem nazywa się nora, w której drze się i szarpie gałganki wełniane, i w której ocean kurzu i pyłu zmusza nawet dorosłych robotników do obwiązywania ust chustkami, ażeby choć trochę ochronić płuca! Oskarżeni złożyli uroczyste zapewnienie — albowiem jako kwakrzy byli zbyt skrupulatni w sprawach religji, żeby składać przysięgę — że w swej niezmiernej łaskawości pozwoliliby biednym dzieciom spać nawet i 4 godziny, ale te uparciuchy żadną miarą nie chciały iść do łóżka! Panowie kwakrzy zostali skazani na 20 f. st. grzywny. Dryden (poeta angielski) przeczuł tych świętoszków:

    „Fox full fraught in seeming sanctity
    That feared an oath, but like the devil would lie,
    That look’d like Lent, and had the holy leer
    And durst not sin! before he said his prayer!“

    [Lis, zachowujący wszelkie pozory świętości, który lęka się przysięgi, lecz kłamie jak sam djabeł; wygląda jak uosobienie pokuty i pobożności i nie ośmieli się zgrzeszyć, nie zmówiwszy przedtem pacierza!“].
  121. „Rep. etc. for 31st Oct. 1856“, str. 34.
  122. Tamże, str. 35.
  123. Tamże, str. 48.
  124. Tamże.
  125. Tamże.
  126. Tamże.
  127. „Moments are elements of profit“ („Rep. of the Insp. etc. 30th April 1860“, str. 56).
  128. Wyrażenie to zdobyło sobie urzędownie prawo obywatelstwa, zarówno w fabryce jak i w sprawozdaniach inspektorskich.
  129. „Chciwość fabrykantów, których okrucieństwa w pogoni za zyskiem bodaj nie były mniejsze niż okrucieństwa, popełniane przez Hiszpanów po podboju Ameryki w pogoni za złotem” (John Wade: „History of the middle and working classes. 3-d ed. Lond. 1835“, str. 114). Teoretyczna część tej książki, coś w rodzaju zarysu ekonomji politycznej, zawierała, jak na swój czas, niektóre myśli oryginalne, np. w sprawie kryzysów handlowych. Natomiast część historyczna jest bezwstydnym plagjatem z Sir M. Edena: „History of the Poor. London 1799“.
  130. „London Daily Telegraph“ z dnia 17 stycznia r. 1860.
  131. Por. Engels: „Lage der arbeitenden Klasse in England. Leipzig 1845“, str. 249—51. [Wyd. sztutgardzkie, str. 208 — 210]
  132. „Children’s Employment Commission. First report etc. 1863“. Appendix, str. 16, 19, 18.
  133. „Public Health. 3rd report etc“, str. 102, 104, 105.
  134. „Children’s Employment Commission. 1863“, str. 24, 22 i XI.
  135. Tamże, str. XLVII.
  136. Tamże, str. LIV.
  137. Nie trzeba tego mieszać z naszem (pojęciem dodatkowego czasu pracy. Ci panowie uważają dzień roboczy 10½ godzinny za normalny dzień roboczy, to jest za taki, który zawiera już w sobie i normalną pracę dodatkową. Dopiero wówczas zaczyna się owa praca „nadliczbowa”, opłacana trochę lepiej. Później będziemy mieli sposobność przekonać się, że siła robocza w ramach normalnego dnia roboczego jest opłacana poniżej swej wartości, tak, że ta praca „nadliczbowa” jest zwykłą sztuczką kapitalisty, użytą w celu wyciśnięcia większej ilości pracy dodatkowej, co zresztą osiąga on nawet wówczas, gdy siłę roboczą, zatrudnioną w ciągu „normalnego” dnia, opłaca rzeczywiście według jej pełnej wartości.
  138. Dzielnica Londynu na prawym brzegu Tamizy. Southwark. — K.
  139. „Children’s Employment Commission, 1863“, Evidence, str. 123, 124, 125, 140, LIV.
  140. Ałun drobno sproszkowany, lub zmieszany z solą jest normalnym artykułem handlu i posiada znamienną nazwę „baker’s stuff“ (materjał piekarski).
  141. Sadza jest, jak wiadomo, nader energiczną postacią węgla i stanowi środek użyźniający, sprzedawany dzierżawcom angielskim przez kapitalistycznych przedsiębiorców kominiarskich. Otóż w roku 1862 brytańscy „jurymen“ [przysięgli] musieli rozstrzygać w rozprawie sądowej, czy sadza, do której bez wiedzy nabywcy przymieszano 90 proc. kurzu i piasku, jest „rzeczywistą“ sadzą w znaczeniu „handlowem“, czy też „sfałszowaną“ sadzą w znaczeniu „prawnem“. Panowie „amis du commerce“ [przyjaciele handlu] orzekli, że jest to „rzeczywista“ sadza handlowa i oddalili skargę dzierżawcy, który ponadto musiał jeszcze opłacić koszty sądowe.
  142. Chemik francuski, Chevallier, w pracy swej o „sophistications“ [fałszowaniu] towarów, rozpatrując przeszło 600 artykułów, wylicza dla wielu z pośród nich 10, 20 i 30 różnych metod fałszowania. Dodaje zaś, że zna nie wszystkie metody fałszowania, a wylicza nie wszystkie, które zna. Dla cukru podaje on 6 rodzajów fałszowania, dla oliwy 9, dla masła — 10, dla soli — 12, dla mleka — 19, dla Chleba — 20, dla wódki — 23, dla mąki — 24, dla czekolady — 28, dla wina — 30, dla kawy — 32 i t. d. Nawet i Pan Bóg nie uniknął tego samego losu, Obacz: Ronard de Card: „De la falsification des substances sacramentelles. Paris 1856“.
  143. „Report etc. relating to the grievances complained of by the journeymen bakers etc. London 1862“ i „2nd Report etc. London 1863“.
  144. Tamże, 1st report etc., str. VI.
  145. Tamże, str. LXXI.
  146. George Read: „The history of baking. London 1848“, str. 16.
  147. First report etc. Evidence. Zeznania „fuli priced Paker“ Cheesemana, str. 108.
  148. George Read: „The history of baking. London 1848“. W końcu wieku 17-go i w początkach wieku 18-go agenci (factors), przenikający do wszelkiego rodzaju rzemiosł, byli jeszcze piętnowani oficjalnie, jako plaga publiczna — „public nuisances“. Tak naprzykład Grand Jury na kwartalnem posiedzeniu sędziów pokoju w hrabstwie Somerset zwróciło się do Izby Gmin z memorjałem („presentement“), gdzie między innemi czytamy: „that these factors of Blackwell Hall are a public nuisance and prejudice to the clothing trade and ought to he put down as a nuisance (że ci agenci z Blackwell Hall’u są plagą publiczną i stanowią niebezpieczeństwo dla przemysłu odzieżowego i powinni być usunięci, jako plaga publiczna)“. („The case of our english wool etc. London 1685“, str. 6, 7).
  149. First Report etc., str. VIII.
  150. „Report of Committee on the Baking Trade in Ireland for 1861“
  151. Tamże.
  152. Zgromadzenie publiczne robotników rolnych w Lasswade w pobliżu Glasgowa. (Ob. „Workman’s Advocate“ z dnia 13 stycznia r. 1866). Założenie związku zawodowego robotników rolnych w końcu roku 1865, narazie tylko w Szkocji, jest zdarzeniem historycznem. W jednym z najbardziej uciśnionych okręgów rolniczych Anglji, w Buokinghamshire robotnicy zorganizowali w marcu r. 1867 wielki strajk, w celu podniesienia płacy tygodniowej z 9—10 szylingów do 12 szylingów. — (Widzimy z powyższego, że ruch angielskiego proletariatu rolnego, zupełnie złamany od czasu stłumienia potężnych demonstracyj po roku 1830, a zwłaszcza po wprowadzeniu nowej ustawy o biednych, znów po nosi i dziesiątych aż w końcu nabiera epokowego znaczenia w roku 1872. W drugim tomie wracam do tej sprawy, jak również do „ksiąg błękitnych wydanych po roku 1867, a dotyczących położenia angielskich robotniczych Przypis do wydania 2-go). Zanim jeszcze zdążył przełknąć szklankę herbaty, wezwano go znów do pracy... Tym razem trwała ona 14 godzin i 25 minut. Musiał on wiec przemęczyć się bez przerwy w ciągu 29 godzin 15 minut. Pozostała ilość pracy tygodniowej wygląda jak następuje: środa — 15 godzin, czwartek — 15 godzin 35 minut, piątek — 14½ godzin, sobota — 14 godzin 10 minut; ogółem w tygodniu 88 godzin 40 minut. A teraz wyobraźcie sobie jego zdumienie, gdy otrzymuje zapłatę tylko za 6 dni roboczych. Człowiek ten był nowicjuszem i zapytał, co też mają oznaczać słowa: praca dzienna? Odpowiedź: 13 godzin, a więc 78 godzin w tygodniu. A jakże z zapłata za nadliczbowe 10 godzin i 40 minut? Po długich targach otrzymał on wynagrodzenie w sumie 10 pensów“. („Reynold's Newspaper” z 4 lutego r. 1866).
  153. „Wielkie Jury“ — jest to sąd przysięgłych, złożony z 24 osób który ma orzec, czy oskarżenie jest uzasadnione i czy oskarżony ma być stawiony przed sądem. — K.
  154. „Reynolds’ Newspaper“, 20 stycznia 1866. Bezpośrednio potem ten sam tygodnik w szeregu kolejnych numerów ogłasza całą katastrof kolejowych pod „sensacyjnemu tytułami, jak np.: „Straszliwe tragedje“ i t. p. Odpowiada na to jakiś robotnik z linji North Stafford: „Każdy wie, jakie, są następstwa, gdy uwaga maszynisty lub palacza kolejowego osłabnie choćby na chwilę. A jakże może być inaczej, gdy pracę przedłuża się bez miary, pomimo najgorszej pogody bez żadnej przerwy lub odpoczynku? Weźcie dla przykładu wypadek, jakich wiele codzień. Ostatniego poniedziałku pewien palacz zaczął swą pracę dzienną bardzo wczesnym rankiem. Ukończył ją po 14 godzinach i 50 minutach.
  155. Por. F. Engels „Die Lage der arbeitenden Klasse in England. Leipzig 1845“, str. 253, 254. [Wydanie sztutgardzkie, str. 211 i nast.].
  156. Dr. Letheby, lekarz Urzędu Zdrowia (Board of Health), oświadczył wówczas: „Minimum powietrza dla człowieka dorosłego powinno wynosić 300 stóp sześciennych w pokoju sypialnym, a 500 stóp sześciennych w innych pokojach“. Dr. Richardson zaś, lekarz naczelny pewnego szpitala londyńskiego: „Pracownice odzieżowe wszelkiego rodzaju, a mianowicie modniarki, krawcowe i zwykłe szwaczki cierpią potrójnie- — wskutek przepracowania, braku powietrza i braku pożywienia lub złego trawienia. Naogół ten rodzaj pracy we wszelkich okolicznościach lepiej odpowiada kobietom, niż mężczyznom. Nieszczęściem jednak tej gałęzi przemysłu, zwłaszcza w stolicy, jest to, że została zmonopolizowana przez jakichś 26 kapitalistów, którzy korzystają z siły, jaką im daje kapitał (that spring from capital), ażeby zmusić do oszczędzania na pracy (force economy out of labour; ma on tu.na myśli oszczędzanie wydatków drogą marnotrawienia siły roboczej). Ich potęgę odczuwa cała klasa tych robotnic. Jeżeli jakaś krawcowa zdobędzie sobie nawet ograniczone koło klijentów, to konkurencja zmusi ją do zapracowywania się w domu na śmierć, aby się utrzymać na powierzchni, przyczem z konieczności musi ona obarczać tą samą nadmierną pracą i swoje pomocnice. Jeżeli przedsięwzięcie jej się nie uda, lub jeżeli nie jest w stanie zachować samodzielności, to udaje się do pracowni, gdzie praca jest nie mniejsza, lecz zaplata jest pewna. W tem położeniu staje się ona zwykłą niewolnicą, rzucaną to tu, to owdzie, zależnie od byle konjunktury; bądź musi głodować lub być bliską głodu w swej ciupce; bądź z każdych 24 godzin pracuje po 15, 16 a nawet 18 godzin w powietrzu, niemal niemożliwem do zniesienia, i o pokarmie, który nawet gdy jest dobry, nie może być strawiony z powodu braku czystego powietrza. Temi właśnie ofiarami karmi się gruźlica, która nie jest niczem innem, jak tylko właśnie chorobą, pochodzącą z zepsutego powietrza“. (Dr. Richardson: „Work and Overwork“ w „Social Science Review“, 18 lipca 1863).
  157. „Morning Star“, 23 czerwca 1863. Gazeta „Times“ skorzystała ze sposobności, ażeby wziąć w obronę amerykańskich właścicieli niewolników przeciw Brightowi i towarzyszom: „Bardzo wielu z pośród nas“ — pisała ta.gazeta — „uważa, że dopóki my sami nadmierną pracą zamęczamy na śmierć nasze młode dziewczęta, posługując się groźbą głodu, zamiast chlaśnięciami bioza, to chyba nie mamy prawa grozić ogniem i mieczem rodzinom, które urodziły się już jako właściciele niewolników i przynajmniej dobrze odżywiają swych niewolników i dają im umiarkowaną pracę“ („Times“, 2 lipca 1863). Podobna odprawa spotkała wielebnego Newman Hall'a ze strony innego organu tory, sów [zachowawców angielskich], a mianowicie „Standardu“. Czytamy lam — Wyklina om właścicieli niewolników, lecz modli się za dzielnych ludzi, którzy woźnicom i kierowcom omnibusowym w Londynie każą pracować tylko po 16 godzin ma dobę za psie pieniądze“. Wreszcie odezwała się i wyrocznia, w osobie pana Tomasza Carlyle’a, o którym już w roku 1850 pisałem: „Geniusz poszedł do djabła, lecz kult pozostał“. W krótkiej paraboli [zwrot pisarski, oznaczający przypowieść] sprowadza on jedyne wielkiej miary zdarzenie dziejów spółczesnych, a mianowicie wojnę domową w Ameryce, do tego, że Piotr z północy stara się wszelkiemi siłami rozwalić czaszkę Pawłowi z południa tylko dlatego, że Piotr z północy wynajmuje swego robotnika „na dniówkę“, a Paweł z południa „wynajmuje (go) na całe życie“. („Macmillan's Magazine“. — Ilias Americana in nuce. Zeszyt sierpniowy 1863). Nareszcie więc pękła bańka mydlana torysowskiej sympatji dla najemników miejskich — bo broń Boże, nie wiejskich! Sednem sprawy jest — niewolnictwo!
  158. Dr. Richardson: „Work and Overwork“ w „Social Science Review“, 18 lipca 1863.
  159. Children's Employment Commission. 3rd report, London 1864“ str. IV, V, VI.
  160. „Zarówno w Staffordshire, jak w Południowej Walji kobiety i dziewczyny pracują w kopalniach węgla i w koksowniach nietylko w dzień, ale i w nocy. Sprawozdania, składane parlamentowi, wielokrotnie zwracały uwagę, że postępowanie to notorycznie pociąga za sobą złe skutki. Kobiety te, we wspólnej z mężczyznami pracy mało różniące się od nich ubiorem, okryte brudem i sadzą, tracą poczucie godności osobistej i wskutek tego demoralizują się. Jest to nieuchronne następstwo ich niekobiecego zatrudnienia“ (tamże 194, str. XXVI, por. też 4th report, z r. 1865, 61 str. XIII). To samo dzieje się w hutach szklanych.
  161. „Rzecz to naturalna“, wywodzi pewien fabrykant stali, używający dzieci do pracy nocnej, „że chłopcy, którzy pracują w nocy, nie mogą za dnia ani spać, ani spokojnie odpocząć, lecz biegają bez wytchnienia przez dzień następny“ („Children’s Employment Commission, 4th report“, 63, str. XIII). O znaczeniu światła słonecznego dla zachowania i rozwoju ciała, pewien lekarz pisze m.in.: „Światło działa też bezpośrednio na tkanki ciała, nadając im moc i giętkość. Mięśnie zwierząt, które pozbawiono właściwej ilości światła, wiotczeją i stają się gąbczaste, nerwy ich tracą swą prężność z powodu braku podniet, i cały rozwój, właściwy okresowi wzrostu, zostaje wstrzymany... Gdy chodzi o dzieci, to stały i obfity dostęp światła dziennego i bezpośredni dostęp promieni słonecznych przez część dnia jest naskroś niezbędnym warunkiem zdrowia. Światło pomaga pokarmowi przekształcać się w dobrą, twórczą krew i wzmacnia świeżo wytworzone włókna mięśniowe. Światło działa również jako bodziec na organy wzroku i wzmaga przez to działalność różnych czynności mózgowych“. Lekarz naczelny szpitala głównego w Worcester, p. W. Strange, z którego dzieła o „Zdrowiu“ zaczerpnięta jest powyższa cytata, pisze w liście do jednego z komisarzy śledczych, pana White’a: „Miałem dawniej w Landcashire sposobność obserwować wpływ pracy nocnej na dziatwę fabryczną i, w przeciwstawieniu do ulubionych zapewnień niektórych pracodawców, oświadczam stanowczo, że zdrowie dzieci rychło odczuwa szkodliwy wpływ tej pracy“ („Children’s Employment Commission“, 4th report, 284, str. 55). Fakt, że takie rzeczy wogóle mogą być przedmiotem poważnych sporów“, jest najlepszym przykładem oddziaływania produkcji kapitalistycznej na „czynności mózgowe“ kapitalistów i ich retainers [popleczników].
  162. Tamże, 57, str. XII.
  163. Tamże (4th report, 1865). 58, str. XII.
  164. Tamże.
  165. Tamże. Str. XIII. Stopień wykształcenia tych „sił roboczych“ musi oczywiście być taki, jaki się ujawnił w następujących rozmowach z jednym z członków komisji śledczej! Jeremjasz Haynes, chłopiec 12-letni: „...Cztery razy cztery jest osiem, ale cztery czwórki (4 fours) jest szesnaście... Król to ten, do kogo należy wszelkie złoto i pieniądze. Mamy króla, podobno jest to królowa, nazywa się księżniczka Aleksandra. Podobno wyszła za mąż za syna królowej. Księżniczka jest mężczyzną". Wiljam Turner, lat 12: „Nie mieszkam w’ Anglji; myślę, że jest taki kraj, ale dotychczas o nim nic nie wiedziałem". John Morris, lat 14: „Słyszałem. że Bóg zrobił świat, wszyscy ludzie prócz jednego utonęli, a ten jeden był małym ptaszkiem". Wiljam Smith, lat 15: „Bóg zrobił mężczyznę, a mężczyzna kobietę". Edward Taylor, lat 15: „Nic nie wiem o Londynie", Henry Mattewman, lat 17: „Chodzę niekiedy do kościoła... W kazaniach mówią o niejakim Jezusie Chrystusie, ale innych imion nie słyszałem, a i o nim nic nie mogę powiedzieć. Nie był zamordowany, umarł jak wszyscy ludzie. Był na swój sposób odmienny od innych ludzi, bo był na swój sposób religijny, a inni — to nie" („He was not the same as other people in some ways, because he was religious in sonie ways, and others isn’t“, tamże, 74, str. XV). „Djabeł jest dobrą osobą. Nie wiem, gdzie mieszka. Chrystus był złym człowiekiem". „Ta dziewiczy oka (dziesięcioletnia) czytała dog (pies) zamiast God (Bóg) i nie znała imienia królowej" („Children's Employment Commission, 5th report, 1860“. str. 55, Nr. 278). W hutach szklanych i papierniach panuje ten sam system, co we wspomnianych już rękodzielniach metalowych. W papierniach, gdzie papier jest wyrabiany maszynowo, praca nocna obowiązuje przy wszystkich robotach prócz sortowania gałganów. W pojedynczych wypadkach praca nocna, dzięki systemowi zmian, trwa bez przerwy cały tydzień, zazwyczaj od niedzieli wieczór do 12 w nocy następnej soboty. Dzienna zmiana robotników pracuje przez 5 dni każdego tygodnia po 12, a przez jeden 18 godzin, zmiana nocna pracuje przez 5 nocy po 12 i przez jedną 6 godzin. W innych wypadkach naprzemian każda zmiana pracuje co drugi dzień przez całe 24 godziny. Jedna zmiana pracuje 6 godzin w poniedziałek i 18 godzin w sobotę, aby dociągnąć do całych 24 godzin. Gdzieindziej znów panuje system pośredni, polegający na tem, że wszyscy zatrudnieni przy maszynach papierniczych pracują przez wszystkie dni tygodnia po 15—16 godzin. Ten system — powiada komisarz śledczy Lord — zdaje się łączyć w jedno wszystkie złe strony 12-godzinnej i 24-godzinnej zmiany. Przy tym systemie pracy nocnej pracują dzieci do łat 13, młodzież do lat 18 i kobiety. Niekiedy przy systemie 12-godzinnym musieli oni, z powodu zdekompletowania drugiej zmiany, pracować przez obie zmiany, przez całe 24 godziny, Zeznania świadków stwierdzają, ze chłopcy i dziewczęta często odrabiają godziny nadliczbowe, przez co praca ich nieraz przeciąga się do 24, a nawet 36 godzin bez przerwy. W „ciągłym i niezmiennym“ procesie pracy w polerowniach spotykamy dziewczęta dwunastoletnie, pracujące przez cały miesiąc po 14 godzin na dobę „bez jakiegokolwiek regularnego wypoczynku lub przerwy, prócz 2, conajwyżej 3 pauz półgodzinnych na posiłki“. W niektórych fabrykach, gdzie poniechano zupełnie regularnej pracy nocnej, nadużywają godzin nadliczbowych w sposób oburzający „i to często w robotach najbardziej jednostajnych, najbrudniejszych i wykonywanych w największem gorącu“ (..Children’s Employment Commission, 4th report, 1865“, str. XXXVIII i XXXIX).
  166. Fourth report etc. 1865, 79, str. XVI
  167. Tamże, 80, str. XVI.
  168. Tamże, 82, str. XVII.
  169. „W naszej epoce refleksyjnej i rezonerskiej niedaleko jeszcze zaszedł ten, kto nie zdoła przytoczyć słusznego powodu dla każdej rzeczy, chociażby najgorszej i najprzewrotniejszej. Wszystko, co zostało zepsute na świecie, zostało zepsute ze słusznych powodów“. (Hegel: „Enzyklopädie. Erster Teil: Die Logik. Berlin. 1840“, str. 249).
  170. „Childrens Employment Commission, 4th report etc., 1866“, str. 85. Przypomina to równie subtelny argument panów fabrykantów szkła, a mianowicie że „regularne posiłki“ dziatwy nie są możliwe, gdyż pewna określona ilość ciepła, wypromieniowiana przez piece, stanowiłaby „czystą stratę“, lub byłaby „zmarnowana“. Odpowiada na to komisarz śledczy White, o wiele mniej od Ure’a, Seniora i t. d. (a także ich ograniczonych naśladowców niemieckich, w rodzaju Roschera) przejęty „wstrzemięźliwością“, „powściągliwością“ i „oszczędnością“ kapitalistów w wydawaniu pieniędzy i ich godną Timura-Tamerlana „rozrzutnością“ w marnowaniu ludzkiego życia: „Dzięki wyprowadzeniu regularnych posiłków’ pewna ilość ciepła może marnowałaby się, w porównaniu z normą obecną, ale nawet pod względem wartości pieniężnej strata ta nie może być porównana z marnowaniem siły żywotnej („the waste of animal power“), które obecnie w Królestwie nasze-m wynika stąd, że dzieci w okresie wzrostu, zatrudnione wt hutach szklanych, nie mają dość czasu nawet na to, by spokojnie spożyć i strawić swój posiłek“ (tamże, str. XLV). I to w „roku — postępu“ 1865! Nie mówiąc już o wydatkowaniu siły przy dźwiganiu i przenoszeniu ciężarów, dzieciak taki w hucie, przy wyrobie butelek i szkła kryształowego wykonywując bez przerwy swoją robotę, przechodzi 15 — 20 mil (angielskich) w ciągu 6 godzin. A praca trwa często 14 — 15 godzin! W wielu takich hutach szklanych, — podobnie jak w przędzalniach moskiewskich, panuje system zmian sześciogodzinnych. „W — ciągu tygodnia roboczego nieprzerwany wypoczynek trwa maksymalnie 6 godzin. Z tego trzeba jeszcze strącić czas na drogę do fabryki i z powrotem, na mycie, ubranie się, posiłek — wszak wszystko to czas zabiera. Bardzo więc mało czasu pozostaje na właściwy wypoczynek. A czas na zabawę i na odetchnięcie świeżem powietrzem, tak niezbędne dla dziatwy, która w1 tej gorącej atmosferze wykonywa tak męczącą pracę, znaleźć się może chyba kosztem snu... Nawet krótkotrwały sen bywa nieraz zakłócany w nocy obawą zaspania, a za dnia gwarem, dochodzącym z zewnątrz“. Pan White cytuje taki wypadek, że pewien chłopiec pracował 36 godzin z rządu; w innych wypadkach chłopcy 12-letni harują do2 w nocy, impetem śpią w hucie do 5 rano (3 godziny!), aby na nowo rozpocząć pracą dzienną! „Masa pracy, którą chłopcy, dziewczęta i kobiety“, mówią redaktoirowie ogólnego sprawozdania, Trememheere i Tufneli, „wykonywają w ciągu swej nocnej lub dziennej zmiany („spell of labour“), jest doprawdy bajeczna“ (tamże, str. XLIII i XLIV). A tymczasem „wstrzemięźliwy“ kapitał przemysłu szklanego, podochocony portwejnem w swym późnym nocnym powrocie z klubu do domu, może zatacza się, podśpiewując sobie bezmyślnie: „Britons never, never shall be slaves“ [„Nigdy, nigdy Brytowie nie będą niewolnikami“]!
  171. Naprzykład w różnych miejscowościach Anglji wciąż jeszcze się zdarza, że na wisi robotnik zostaje skazany na karę więzienną za profanację dnia świętego, z powodu pracy w ogródku przed własnym domkiem. Ten sam robotnik bywa karany za złamanie umowy, gdy chociażby z religijnych powodów nie przyjdzie w niedzielę do papierni lub huty szklanej lub fabryki metalowej. Prawowierny parlament staje się głuchy na profanację dnia świętego, skoro ta profanacja zachodzi w przebiegu „pomnażania wartości kapitału“. Wyrobnicy londyńscy ze sklepów ryb i drobiu przedstawili w sierpniu 1863 r. memorjał, w którym zażądali zniesienia pracy niedzielnej. Czytamy tam, że praca ich w dni powszednie — trwa przeciętnie 15 godzin, a w niedzielę 8 do 10 godzin. Czytamy również w tym memorjale, że właśnie wykwintne smakoszostwo świętoszków arystokratycznych z Exeter Hall [klub świętoszków w Londynie] jest pobudką tej pracy niedzielnej. Świętoszkowie ci, gorliwi „in cute curanda“ [w pielęgnowaniu swej skóry], z prawdziwie chrześcijańską pokorą znoszą cudzą nadmierną pracę, cudzy głód i niedostatek. Obsequium ventris istis pernitiosius est [obżarstwo dla nich — robotników — jest o wiele szkodliwsze].
  172. „W poprzednich sprawozdaniach przytoczyliśmy zeznania różnych doświadczonych fabrykantów, stwierdzających, że godziny nadliczbowe... niewątpliwie pociągają za sobą niebezpieczeństwo przedwczesnego wyczerpania siły roboczej robotników“ (tamże, 64, str. XIII).
  173. J. C. Cairns: „The Slave power. London 1862“, str. 110, 111.
  174. John Ward: „History of the Borough of Stoke-upon-Trent, London 1843“, str. 42.
  175. Mowa Ferranda w Izbie Gmin, 27 kwietnia 1863 r.
  176. „Tak brzmiało dosłownie oświadczenie fabrykantów“ (tamże).
  177. Tamże. Villiers, pomimo najlepszych — chęci musiał, „ze względu na ustawę“, odrzucić propozycję fabrykantów. Panowie ci osiągnęli jednak swój cel dzięki powolności miejscowych urzędów opieki nad ubogimi. Pan A. Redgrave, inspektor fabryczny, zapewnia, że tym razem system w którego mysi sieroty i dzieci pauprów [ubogich] „prawnie“ traktowane są jako „apprentices“ (terminatorzy), „wolny był od dawnych niedomagan“ — (o tych „niedomaganiach“ patrz w Engelsa „Die Lage — der arbeitenden Klasse in England, Leipzig 1845“) [wyd. sztutgardzkie, str. 1531 — coprawda w jednym wypadku „nadużyto — tego systemu w — stosunku do dziewcząt i — młodych — kobiet, sprowadzonych z rolniczych okręgów Szkocji do Lancashire i Cheshire“. Przy tym „systemie“ fabrykant — zawiera na określony przeciąg czasu — kontrakt z zarządem domu ubogich. Daje dzieciom wikt, przyodziewek i mieszkanie, ponadto mały dodatek pieniężny. Osobliwie brzmi uwaga pana Redgrave, — przytoczona poniżej — zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę że rok 1860 był wyjątkowy nawet pomiędzy pomyślnemi latami angielskiego przemysłu bawełnianego i że pozatem płace robocze były wtedy wysokie, gdyż nadzwyczajne zapotrzebowanie pracy natknęło się na wyludnienie Irlandji, na bezprzykładne wychodźtwo z angielskich i szkockich okręgów rolniczych do Ameryki i Australii, na absolutne zmniejszenie zaludnienia niektórych okręgów rolniczych angielskich, będące poczęści następstwem pomyślnie doprowadzonego do — skutku załamania siły żywotnej ludności, poczęści zaś tego, ze handlarze mięsem ludzkiem już przedtem zdołali wyczerpać nadmiar ludności. Pomimo to wszystko pan Redgrave powiada: „Ten rodzaj pracy (dzieci z domów ubogich) bywa jednak poszukiwany tylko w braku innych, gdyż jest to praca droga (high priced labour). Zwykła płaca chłopca trzynastoletniego wynosi około 4 szylingów tygodniowo. Ale niepodobna za te 4 szylingi ma głowę tygodniowo dawać 50 lub 100 takim chłopcom mieszkanie, przyodziewek, utrzymanie, pomoc lekarską, odpowiedni dozór i ponadto małe dodatki pieniężne“ (Report of insp. of fact., 30th april 1860“, str. 27). Pan Redgrave zapomina tylko powiedzieć nam, „w jaki sposób robotnik sam może dawać to wszystko swym chłopcom za 4 szylingi tygodniowo, skoro nie może uczynić tego fabrykant, który ma dawać zbiorowe mieszkanie, utrzymanie i dozór 50 lub 100 chłopcom. Aby zapobiec wyciąganiu z tekstu fałszywych wniosków, muszę tu zauważyć jeszcze, że angielski przemysł bawełniany od czasu rozciągnięcia nań ustawy fabrycznej z r. 1850, normującej czas pracy i t. d., musi być uważany za wzór przemysłu Anglji. Angielski robotnik przemysłu bawełnianego stoi pod każdym względem wyżej od swego kolegi, z kontynentu. „Pruski robotnik fabryczny pracuje przynajmniej o 10 godzin w tygodniu dłużej, niż jego spółzawodnik angielski, a gdy pracuje w domu przy swym własnym warsztacie, to upada nawet i to ograniczenie dodatkowych godzin pracy“. („Reports of insp. of fact. 31st october 1855“, str. 103). Wspomniany powyżej inspektor fabryczny Redgrave po wystawie przemysłowej w r. 1851 udał się na kontynent, a zwłaszcza do Francji i do Prus, aby zbadać tamtejsze stosunki fabryczne, Powiada on o pruskim robotniku fabrycznym: „Otrzymuje on płacą, wystarczającą na proste utrzymanie i na te nieliczne przyjemności, do których przywykł i na których poprzestaje... żyje gorzej i pracuje ciężej niż robotnik angielski“ („Reports of insp. of fact. 31st october 1853“, str. 85).
  178. „Robotnicy przepracowani umierają z przerażającą szybkością, lecz nowi zajmują natychmiast miejsca ginących i częsta zmiana osób nie powoduje żadnej zmiany na scenie“ („England and America, London 1833“, tom I, str. 55. — Autorem jest E. G. Wakefield.
  179. Patrz: „Public Health, 6th report of the medical officer of the privy council, 1863“ (wydane w Londynie w r. 1864). Sprawozdanie to traktuje zwłaszcza o robotnikach rolnych, „Przedstawiano hrabstwo Sutherland jako takie, które osiągnęło znaczną poprawą warunków bytu, ale nowsze badania wykazały, że w okręgach tych, niegdyś słynnych z dorodnych mężczyzn i dzielnych żołnierzy, mieszkańcy zwyrodnieli, stali się rasą skarlałą i wątłą. W najzdrowszych okolicach, na zboczach wzgórz nadmorskich dzieci są tak blade, jak gdyby wyrosły w zgniłej atmosferze londyńskiego zaułka“. (Thornton: „Overpopulation and its remedy, London 1846“, str. 74, 75). Przypominają oni owe 30.000 „gallant highlanders“ [dzielnych górali], które Glasgow gnieździ w swych „wynds and closes“ [uliczkach i zaułkach] wespół ze złodziejami i prostytutkami.
  180. „Choć zdrowie ludności jest lak ważnym czynnikiem kapitału narodowego, jednak musimy niestety przyznać, iż kapitaliści wcale nie troszczą się o to. aby skarb ten ochraniać i cenić należycie... Wzgląd na zdrowie robotników został fabrykantom narzucony“ („Times“ z 5 list. 1861 r.). „Robotnicy z West Riding stali się sukiennikami ludzkości... Poświęcono zdrowie ludu roboczego i rasa zwyrodniałaby w ciągu paru pokoleń, gdyby nie nastąpiła reakcja. Ograniczono liczbę godzin pracy dziecięcej i t. d.“ (..Report ot the Registrar General for october 1861")
  181. Cytata z Goethego: „Sollte diese Qual uns quälen, da sie unsere Lust vermehrt?" R.
  182. Tak naprzykład w początku 1863 roku 26 firm posiadających wielkie garncarnie w Staffordshire (w tej liczbie także J. Wedgwood i Synowie). składają petycję o „przymusową interwencję państwa". „Konkurencja z innymi kapitalistami" nie pozwala im na „dobrowolne" ograniczenie czasu pracy dzieci i t. p. „Więc choć bardzo ubolewamy nad tem ziem. jednak nie widzimy możności uniknięcia go zapomocą jakiegokolwiek porozumienia między fabrykantami... Biorąc pod uwagę wszystkie te względy, doszliśmy do przekonania, że ustawa przymusowa jest niezbędna" („Children's Kmployment Commission. 1st report 1863", str. 322).
    Przypis do 2-go wydania. Daleko bardziej uderzający przykład czerpiemy z najświeższej przeszłości. Zwyżka cen bawełny w okresie gorączki przemysłowej skłoniła właścicieli tkalń bawełnianych w Blackburn do tego. że za wzajemnem porozumieniem skrócili czas pracy w swych fabrykach na pewien okres. Termin upływu! w końcu listopada (1871 r.) Skorzystali z tej luki w produkcji fabrykanci bogatsi, łączący przędzalnie z tkalniami, aby rozszerzyć swe przedsiębiorstwo, i w ten sposób ciągnąć wielkie zyski kosztem małych majsterków. Ci zwrócili się w potrzebie do robotników fabrycznych, wzywając ich do energicznej akcji o dziewięciogodzinny dzień pracy i obiecując im w tym celu poparcie pieniężne!
  183. Owe ustawy robotnicze (znajdujemy je w tym samym okresie we Francji, w Holandji i t. d.), zostały w Anglji formalnie zniesione dopiero w r. 1813, to jest wtedy, gdy już oddawna przekreślił je rozwój stosunków produkcji.
  184. „Żadne dziecko w wieku do lat 12 nie ma (być zatrudnione w żadnej fabryce dłużej niż 10 godzin dziennie” („General Statutes of Massachusetts”, 63, ch. 12. — Różne ustawy w tej sprawie wydano w latach 1836—1858). „Dziesięciogodzinny okres pracy w ciągu dnia ma być uważany za ustawowy dzień roboczy we wszystkich zakładach przemysłu bawełnianego, wełnianego, jedwabnego, papierniczego, szklanego. lnianego żelaznego i metalowego. Postanawia się, że odtąd żaden młodociany, zatrudniony w jakimkolwiek zakładzie fabrycznym, nie ma być zatrzymywany przy pracy lub zmuszany do pracy dłużej niż 10 godzin dziennie lub 60 godzin tygodniowo; żaden młodociany poniżej lat 10 nie ma być przyjęty do pracy w fabryce w obrębie tego stanu“ („State of New Jersey. An act to limit the hours of labour etc. 61 and 62“ — ustawa z dnia 11 marca 1855 r.). „Żaden młodociany w wieku od lat 12 do 15 nie ma być zatrudniony w zakładzie fabrycznym dłużej niż 11 godzin w ciągu dnia, ani też przed 5 rano, ani po 7½ wieczorem“ („Revised statutes of the State of Rhode Island etc. ch. 39, § 23, 1st july 1857“).
  185. „Sophisms of free trade. 7th ed. London 1850“, str. 205. Ten sam torys przyznaje zresztą: „Ustawy parlamentarne, regulujące płace robocze na korzyść przedsiębiorców i na niekorzyść robotników, utrzymały się w ciągu długiego okresu 464 lat. Ludność wzrosła. Ustawy te stały się obecnie zbyteczne i uciążliwe“ (tamże, str. 206).
  186. J. Wade czyni słuszną uwagę w sprawie tego Statutu: „Ze statutu z roku 1496 wynika, że wydatek na pożywienie liczony był iza trzecią część dochodu rzemieślnika, a za połowę dochodu robotnika rolnego, co wskazuje na większą od obecnej niezależność robotników, gdyż obecnie zarówno w rolnictwie, jak w rękodzielnictwie pożywienie stanowi o wiele większą część ich plac. (J. Wade: „History of the middle and working classes. 3rd ed. London 1835“, str, 24, 25, 577). Mniemanie, jakoby tę różnicę przypisać należało różnicy między obecnemi a ówczesnemi cenami pożywienia i odzieży, upada przy powierzchownym bodaj rzucie oka na: „Chronicon pretiosum etc. by Bishop Fleetwood, 1st ed. London 1707 2nd ed. London 1745“.
  187. W. Petty: „Political anatomy of Ireland, Verbum Sapienti, 1672. Ed. 1691“, str. 10.
  188. „A discourse of the necessity of encouraging mechanic industry, London 1689“, str. 13. Macaulay, który sfałszował historię angielską w interesie whigów [liberałów] i burżuazji, deklamuje o tem w następujący sposób: „Zwyczaj przedwczesnego posyłania dzieci do pracy panował w wieku 17 w sposób trudny do wiary, jak na ówczesny stan przemysłu W Norwich, siedzibie przemysłu wełnianego, uznawano sześcioletnie dziec ko za zdolne do pracy. Różni pisarze ówcześni, a w tej liczbie niektórzy, uchodzący za szczególnie prawomyślnych, wspominają z „exultation“ [zachwytem] o fakcie, że tylko w tem jednem mieście chłopcy i dziewczęta wytwarzają bogactwo, które w ciągu roku wyniosło o 12 tysięcy funtów sterl. więcej niż ich własne utrzymanie. Im lepiej poznajemy historję przeszłości, tem więcej mamy podstaw, aby odrzucić pogląd tych, którzy naszą epokę uważają za obfitującą w nowe zła społeczne. Nową jest tylko inteligencja, która zło odkrywa, i humanitarność, która je leczy“. („History of England", tom I. str. 410). Macaulay mógłby dalej nas pouczyć, że „szczególnie prawomyślni“ amis du commerce (przyjaciele handlu] w 17 wieku opowiadają z „exultation" o tem, że w Holandji w pewnym domu ubogich kazano pracować czteroletniemu dziecku, i że przykład tej „vertue mise en pratique" [cnoty stosowanej] przytaczany był jako wzór przez wszystkich pisarzy humanitarnych w rodzaju Macaulay a, aż do czasów A. Smitha. Prawda, że wraz z powstaniem rękodzielnictwa, w odróżnieniu od rzemiosła, ukazują się oznaki wyzysku dziatwy, który do pewnego stopnia odwiecznie istnieje u wieśniaków i tem bardziej jest rozwinięty, im cięższe Jarzmo wieśniak znosi. Tendencja kapitału Jest zupełnie widoczna, ale fakty jeszcze były tak odosobnione. Jak narodziny dziecka z dwiema głowami. Dlatego wlec jasnowidzący „amis du commerce“ witali te fakty z „exultation“ jako godne osobliwiej uwagi i podziwu. sygnalizując je spółczesnym i potomności i polecając jako wzór do naśladowania. Ten sam szkocki sykofant [płatny pochlebca] i krasomówca, Macaulay powiada: „Słyszymy dziś tylko o zacofaniu, a widzimy tylko postęp“. Co za oczy, a zwłaszcza co za uszy!
  189. Śród oskarżycieli robotników najbardziej zacietrzewiony jest wspomniany w tekście bezimienny autor „An essay on trade and commerce, containing observations on taxation etc. London 1770". również w swem wcześniejszem dziele: „Considerations on taxes", London 1765. Również Poloniusz Arthur Young, nieznośny gaduła w statystyce, wyobraża ten sam kierunek. Z pomiędzy obrońców robotników wyróżniają się: Jacob Vanderlint w „Money answers all things. London 1734". wielebny Nataniel Forster w „An inquary into the cause of the present price of proisions. London 1767", dr. Price i zwłaszcza Postlethwayt, zarówno w dodatku do swego „Universal dictionary of trade and commerce“. jak w „Great Britain's commercial interest explained and improved. 2nd ed. London 1756". Same fakty znajdujemy u wielu innych pisarzy ówczesnych, m. in. u Jozjasza Tuckera.
  190. Postlethwayt, tamże: „First preliminary discourse“, str. 14.
  191. „An essay etc.“. Ten sam autor opowiada ma str. 96, na czem już w r. 1766 polegało „szczęście“ angielskich robotników rolnych. Ich siła robocza („their working powers“) znajduje się wciąż w stanie największego natężenia („on the stretch“) i nie mogą oni żyć gorzej niż żyją („they cannot live cheaper than they do“), ani ciężej pracować („nor work harder“).
  192. Protestantyzm odegrał wielką rolę w powstaniu kapitału już przez to, że prawie wszystkie tradycyjne święta zmienił w dni powszednie.
  193. „An essay etc.“, str. 15, 41, 96, 97, 55, 57, 69.
  194. Tamże, str. 69. Jakób Vanderlint oświadczył już w r. 1734, że sekret skargi kapitalistów na lenistwo ludu roboczego polega poprostu na tem, że domagają się oni za tę samą płacę 6 dni roboczych zamiast 4.
  195. Tamże, str. 242: „Tego rodzaju idealny dom roboczy ma być uczyniony „domem postrachu“, a nie lakiem schroniskiem dla ubogich, gdzieby ich obficie karmiono, ładnie i ciepło ubierano i niewiele kazano pracować“.
  196. „In this ideal workhouse the poor shall work 14 hours in a day allowing proper time for meals, in such manner that there shall reniain 12 hours of neat labour“ (tamże). „Francuzi śmieją się z naszych entuzjastycznych idej wolnościowych“ (tamże, str. 78).
  197. „Opierali się pracy dłuższej niż 32 godzin, powołując się przedewszystkiem na to, że ustawa, normująca dzień roboczy, jest jedynem dobrem, które im pozostaje po ustawodawstwie republikańskiem“ („Reports ot insp. of fact. 31st october 1856“ str. 80). Francuska ustawa z 5 września 1850 r. o dwunastogodzinnym dniu roboczym, będąca burżuazyjnem wydaniem dekretu Rządu Tymczasowego z 2 marca 1848 r. tyczy się wszystkich bez różnicy warsztatów pracy. Przed tym dekretem dzień roboczy we Francji był nieograniczony. W fabrykach trwał 14, 15 i więcej godzin. Patrz: „Des classes ouvrieres en France pendant l’année 1848. Par M. Blanqui“. Panu Blanqui (ekonomiście, a nie rewolucjoniście) rząd polecił przeprowadzenie ankiety o położeniu robotników.
  198. Belgja okazuje się wzorem państwa burżuazyjnego także w dziedzinie normowania dnia pracy. Lord Howard de Welden, angielski minister pełnomocny w Brukseli, donosi Foreign Office [Ministerstwu Spraw Zagranicznych] w Londynie pod datą 12 maja 1862 r.: „Minister Rogier oświadczył mi ,że ani ustawa państwowa, ani regulaminy lokalne nie ograniczają nigdzie pracy dziecięcej; że od lat trzech podczas każdej sesji parlamentarnej rząd nosi się z zamiarem przdstawienia izbie ustawy w tym przedmiocie, ale za każdym razem natrafia na niepokonaną przeszkodę, jaką Jest samolubna obawa przed jakąkolwiek ustawą, przeczącą zasadzie zupełnej wolności pracy".
  199. „Jest rzeczą niewątpliwie godną pożałowania, że jakakolwiek kategoria osób musi się zamęczać robotą przez 12 godzin dziennie. Jeżeli doliczymy do tego posiłki oraz czas potrzebny ma drogę do warsztatu i z powrotem, to dojdziemy faktycznie do 14 godzin na 24... Pominąwszy już.kwestię.zdrowia, mam nadzieję, że chyba z moralnego punktu wadzenia nikt nie zawaha się przyznać, iż takie zupełne zagarnianie czasu klas pracujących, trwające bez przerwy od 14-go roku życia, a w wolnych gałęziach przemysłu od jeszcze wcześniejszego dzieciństwa, jest nadzwyczajną szkodą i wielkiem złem. W interesie moralności publicznej, w celu wychowania dzielnej ludności i aby dać większości ludu możność rozumnego używania życia, należy domagać się, aby w każdej gałęzi przemysłu pewna część dnia roboczego została przeznaczona na wypoczynek i rozrywkę“ (Leonhard Horner: „Reports of insp. of faot. for 31st december 1841“).
  200. Patrz: „Judgment of Mr. J. H. Otway, Belfast, Hilary Sessions, County Antrim, 1860“.
  201. Jest to bardzo charakterystyczne dla rządów Ludwika Filipa, tego „roi bourgeois“ [króla burżuazyjnego], że jedyna wydana przezeń ustawia fabryczna, z 22 marca 1841, nigdy nie została wprowadzona w życie. Ustawa ta tyczy jedynie pracy dziecięcej. Przepisuje ona 8 godzin pracy dla dzieci od lat 8 do 12, 12 godzin dla dzieci od lat 12 doi 16 i t. d.; z wieloma zastrzeżeniami,.które zezwalają na pracę nocną nawet dzieci ośmioletnich. Nadzór i przymus wykonania tych ustaw pozostawiono dobrej wioli „amis du commerce“ [przyjaciół handlu], i to w kraju, gdzie każda mysz podlega kontroli policyjnej. Dopiero od 1853 r. jeden jedyny departament (Departement du Nord) posiada płatnego inspektora rządowego. Rzeczą niemniej charakterystyczną dla rozwoju społeczeństwa francuskiego wogóle jest to, że aż do rewolucji w r. 1848 ustawa Ludwika Filipa była odosobniona w nawale ustaw, fabrykowanych masowo i oplątujących całe życie Francji.
  202. „Reports of i osp. of tact. tor 30th april 1860“, str. 51.
  203. Juggernaut (czytaj Dżagernat), bożek Hindusów, obwożony oo pewien czas na olbrzymim wozie. Zdarza się, że pobożny Hindus rzuca się pod koła tego wozu, aby zostać przezeń zmiażdżonym. K.
  204. „Reports of insp. of fact. for 31st october 1849“, str. 6.
  205. „Peopies charter“, czytaj: pipels czarter, czyli kartą ludową nazywał się program polityczny czartystów, którego głównym punktem było powszechne, tajne i równe głosowanie. Porównaj M. Beera: „Geschichte des Sozialismus in England. Stuttgard 1913, str. 226. K. [Porówna] tegoż autora: „Historję — powszechną socjalizmu i walk społecznych“, w języku polskim wydaną przez „Książkę“ w r. 1924, część czwarta, str. 99. Tł.].
  206. „Reports of insp. of fact. for 31st october 1848“, str. 98.
  207. Zresztą Leonard Homer używa oficjalnie wyrażenia „nefarious practices“ („Reports of insp. of fact. for 31 oct. 1859, str. 7).
  208. „Reports etc. for 30th september 1844“, str. 15.
  209. Ustawia pozwalała na dziesięciogodzinną pracę dzieci, jeżeli pracowały nie dzień po dniu, lecz co drugi dzień. Przepis ten nie był naogół stosowany.
  210. „Ponieważ ograniczenie czasu pracy wywołałoby wielkie zapotrzebowanie (dzieci), więc uznano, że nowa podaż dzieci w wieku 8—9 lat mogłaby uczynić zadość tej potrzebie“ (tamże, str. 13).
  211. „Reports of insp. of fact. for 31st october 1848“, str. 16.
  212. „Przekonałem się, że ludziom, zarabiającym 10 szylingów tygodniowo, strącano szylinga z tytułu ogólnej dziesięcioprocentowej zniżki płac i dalsze 1½ szylinga z tytułu skrócenia czasu pracy, razem więc 2½ szylinga, a pomimo to wszystko większość obstawała mocno przy dziesięciogodzinnym dniu roboczym“ (tamże).
  213. „Podpisując petycję, oświadczyłem zarazem, że czynię rzecz złą. — Dlaczego więc podpisaliście? — Bo w razie odmowy wyrzuconoby mnie na bruk. — Petent czuł się istotnie „uciśniony“, ale wcale nie przez ustawię fabryczną“ (tamże, str. 102).
  214. Konwent Zgromadzenie Narodowe francuskie czasu Wielkiej Rewolucji. Komisarze Konwentu byli.postrachem kontrrewolucyjnych prowincyj. Tł.
  215. Tamże str. 17. W okręgu pana Homera przesłuchano 10270 robotników dorosłych w 181 fabryce. Znajdujemy ich zeznania w załączniku do sprawozdania inspekcji fabrycznej za półrocze, kończące się w październiku 1848 roku. Zeznania te są i pod innym względem cennym materjałem.
  216. Patrz (w wielokrotnie już wymienionem sprawozdaniu) zeznania, zebrane osobiście przez Leonarda Homera, Nr. Nr. 69, 70, 71, 72, 92, 93, oraz zeznania zebrane przez podinspektora A., Nr. Nr. (załącznika) 51, 52, 58, 59, 62, 70. Nawet jeden z fabrykantów powiedział szczerą prawdę. Patrz Nr. 14 i Nr. 265 sprawozdania.
  217. „Reports etc. for 31st october 1848“, sfer. 133, 134.
  218. „Reports etc. for 30th ap<nil 1848“, str. 47.
  219. „Reports etc. for 31st october 1848“, str. 130.
  220. Tamże, str. 142.
  221. „Reports etc. for 31st october 1850“, str. 5, 6.
  222. Kapitał ma jednakową naturę zarówno w swych formach rozwiniętych, jak nierozwiniętych. Kodeks narzucony terytorium Nowego Meksyku przez właścicieli niewolników, nienadługo przed wybuchem amerykańskiej wojny domowej, głosi: robotnik, od chwili gdy kapitalista zakupił jego siłę roboczą, „jest jego — kapitalisty — pieniądzem“ („the labourer is his (the capitalists) money“). Ten sam pogląd panował śród patrycjuszów rzymskich. Pieniądz pożyczamy przez nich dłużnikowi plebejskiemu, za pośrednictwem środków utrzymania, przekształcał się w krew i ciało dłużnika. A więc „krew i ciało“ dłużnika były ich pieniądzem. Stąd szajlokowe prawo dziesięciu tablic. Pozostawiamy na uboczu hipotezę Lingueta, że wierzyciele patrycjuszowscy wyprawiali niekiedy za Tybrem uczty, na których zajadali gotowane mięso dłużników, zarówno jak hipotezę Daumera co do pochodzenia komunji chrześcijańskiej.
  223. „Reports etc. for 30th april 1848“, str. 28.
  224. Twierdzi to, między innymi, filantrop Ashworth w liście, po kwakiersku obrzydliwym, do Leonarda Homera („Reports etc. april 1849“ str. 4).
  225. „Reports etc. for 30th april 1848“, str. 134.
  226. Tamże str. 140.
  227. Ci „county magistrates“, ci „wielcy nieopłacani“, jak ich tytułuje W. Cobbett, są czemś w rodzaju nieopłacanych sędziów pokoju, wybieranych z pomiędzy „najsławetniejszych” obywateli danego hrabstwa. Jest to faktycznie patrymonjalne sądownictwo klas panujących.
  228. „Reports etc. for. 30th April 1849“, str. 21, 22 Por. tamże przykłady podobne, str. 4, 5.
  229. Ustawa, znana pod nazwą ustawy fabrycznej Sir Johna Hobhouse'a (1 i 2 ust. Wilhelma IV, c. 24, str. 10) zabrania, aby właściciel przędzalni lub tkalni bawełny, albo jego ojciec, syn lub brat, mogli być sędziami pokoju w sprawach, tyczących stosowania ustawy fabrycznej.
  230. „Reports etc. for 30th april 1849“.
  231. Tamże, str. 5.
  232. „Reports etc. for 31st october 1849“, str. 6.
  233. „Reports etc. for 30th april 1849“, str. 21.
  234. „Reports etc. for 1st december 1848“, str. 95.
  235. Patrz „Reports etc. for. 30th april 1849“, str. 6, oraz obszerną analizę „shifting system” [systemu przerzucania], dokonaną przez inspektorów fabrycznych Howella i Saundersa w „Reports etc. for. 31st. october 1848“. Patrz wreszcie petycję przeciw „shift system”, podaną królowej przez duchowieństwo z Ashton i okolicy wiosną r. 1849.
  236. Por. np. R. H. Greg: „The factory question and the ten hours bill, London 1837“.
  237. F. Engels: „Die englische Zehnstundenbill” (w wydawanej przeze mnie „Neue Rheinische Zeitung. Poilitisch-ökonomische Revue. Aprilheft 1850“, str. 13) [„Gesammelte Schriften von Karl Marx und Fr. Engels. Stuttgart 1902, tom 3, str. 384]. Ten sam „wysoki” trybunał wynalazł również w czasie amerykańskiej wojny domowej kruczek słowny, który tak przekręcał ustawę przeciw uzbrojeniu okrętów pirackich, że nadawał jej wręcz odwrotne znaczenie.
  238. „Reports etc. for 30th april 1850“.
  239. W zimie zamiast tego okresu może być wprowadzony okres pracy od godziny 7-ej rano do godziny 7-ej wieczór.
  240. „Niniejsza ustawa (z r. 1850) była wynikiem kompromisu, na mocy którego robotnicy zrzekali się dobrodziejstwa ustawy o dziesięciogodzinnym dniu roboczym wzamian za dogodność jednoczesnego rozpoczynania i kończenia pracy przez tych, których praca wogóle podlega ograniczeniom“ („Reports etc. for 30th april 1852“, str. 14).
  241. „Reports etc. for 30th september f844“, str. 13.
  242. Tamże.
  243. Tamże, str. 20.
  244. „Reports etc. for 31st october 1861“, str. 26.
  245. Tamże str. 27. Naogół stan fizyczny ludności robotniczej podlegającej ustawie fabryczne} polepszył się znacznie. Wszystkie opinje lekarskie stwierdzają to jednogłośnie i moje osobiste spostrzeżenia, czynione w różnych okresach, upewniły mnie oo do tego. Pomimo tego, pomijając niesłychanie wysoką śmiertelność dzieci w pierwszych latach życia, sprawozdanie urzędowe D-ra Greenhow wykazuje niepomyślny stan zdrowotny okręgów fabrycznych w porównaniu z „okręgami rolniczemi o zdrowotności normalnej“. Dowodzą tego m.in. następujące tablice z jego sprawozdania z r. 1861:
    Nazwa okręgu Procent dorosłych mężczyzn, zatrudnionych w przemyśle Śmiertelność wskutek chorób płucnych na 100,000 mężczyzn Procent dorosłych kobiet, zatrudnionych w przemyśle Śmiertelność z chorób płucnych na 100,000 kobiet Rodzaj pracy kobiecej
    Wigan
    14.9
    598
    18.0
    644
    Bawełna
    Blackburn
    42.6
    708
    34.9
    734
    Halifax
    37.3
    547
    20.4
    564
    Wełna czesana
    Bradford
    41.9
    611
    30.0
    603
    Macclesfield
    31.0
    691
    26.0
    604
    Jedwab
    Leek
    14.9
    588
    17.2
    705
    Stoke-upon-Trent
    36.6
    721
    19.3
    665
    Garncarstwo
    Woolstantont
    30.4
    726
    13.9
    727
    Osiem zdrowych okr. rolniczych
    305
    340
  246. Wiadomo, jak niechętnie wyrzekli się „wolnohandlowcy“ angielscy ochrony celnej przemysłu jedwabnego. Ochronę przeciw przywozowi francuskiemu zastępuje obecnie brak ochrony angielskiej dziatwy fabrycznej. [Ustawy 37 i 38, Victoria e. 44, z r. 1874, zniosły przepisy wyjątkowe dla fabryk jedwabiu, ustanawiając dwuletni okres przejściowy — K.].
  247. „Reports etc. for 30th april 1853“, str. 31.
  248. W latach rozkwitu angielskiego przemysłu bawełnianego, 1859 i 1860, niektórzy fabrykanci próbowali skłonić dorosłych mężczyzn przędzarzy i in. do przedłużenia dnia roboczego zapomocą przynęty wysokich płac za godziny nadliczbowe. Przędzarze, pracujący na ręcznych przędzarkach mulejowych i na selfaktorach [samoprząśnicach] położyli koniec tentu eksperymentowi, przedstawiając swoim fabrykantom memoriał, w którym między innemi powiadają: „Mówiąc poprostu, życie nasze jest nam ciężarem i dopóki jesteśmy przykuci do fabryki prawie o dwa dni w tygodniu (20 godzin) dłużej, niż inni robotnicy, czujemy się w kraju jak heloci [niewolnicy] i wyrzucamy sobie, że uwieczniamy system, który przynosi szkodę fizyczną i moralną nam i naszemu potomstwu... Niniejszem powiadamiamy więc z całem poważaniem, że od Nowego Roku nie będziemy pracowali ani minuty dłużej, niż 60 godzin tygodniowo, od godz. 6 do godz. 6, z odliczeniem półtoragodzinnych przerw ustawowych" („Reports etc. for 30th april 1860", str. 30).
  249. O tem, jak sformułowanie tej ustawy daje możność łamania jej, patrz w sprawozdaniu parlamentarnem: „Factory Regulations Acts“ (z dnia 6 sierpnia 1859 r.), a w niem Leonarda Homera: „Suggestions for amending the Factory Acts to enable the inspectors to prevent illegal wurking, now become very prevalent“.
  250. „W ostatniem półroczu (r. 1857) w moim okręgu dzieci poczynając od lat ośmiu były faktycznie zamęczane od godz. 6 r. do godz. 9 wieczór" („Reports etc. for 31st october 1857", str. 39).
  251. „Ustawa o drukarniach perkalu" („Printworks Act“) uznana jest za wadliwą zarówno w swych przepisach, dotyczących wychowania, jak ochrony pracy" („Reports etc. for 31st october 1862", str. 52).
  252. Tak czyni np. E. Potter w liście do „Times“ z d.n. 24 marca 1863 r. „Times“ przypominają mu rokosz fabrykantów przeciw ustawie o dziesięciogodzinnym dniu pracy.
  253. Tak np. wypowiadał się pan W. Newmarch, współpracownik i wydawca Tooke’a „History of price“. Czyż tchórzliwe ustępstwa wobec opinji publicznej są postępem nauki?
  254. Ustawa o farbiarniach i bielnikach, wydana w r. 1860, stanowi, że dzień roboczy na razie zostaje skrócony od 1 sierpnia 1861 T. do 12 godzin, a ostatecznie od 1 sierpnia 1862 r. do 10 godzin, t. j. do 10½ godzin w dni powszednie i do 7½ godzin w soboty. Kiedy wszakże nastał fatalny rok 1862, powtórzyła się dawna farsa. Panowie fabrykanci zwrócili się do parlamentu z petycją o tolerowanie jeszcze tylko w ciągu jednego roku dwunastogodzinnej pracy młodocianych i kobiet.... „Przy obecnym stanie interesowi (w czasie głodu bawełnianego) jest to bardzo korzystne dla robotników, że im się pozwala pracować po 12 godzin dziennie i wyrabiać możliwie najwięcej płacy roboczej... Udało się już wnieść do Izby Gmin projekt ustawy w tym duchu. Projekt upadł wobec poruszenia śród robotników w bielnikach w Szkocji“ („Reports etc. for 31st october 1862“, str. 14, 15). Kapitał, pobity w ten sposób przez samych robotników, za których rzecznika się podawał, odkrył teraz przy pomocy okularów prawniczych, że ustawia z r. 1860, pełna kruczków) prawnych, wypaczających myśl, nasuwa pretekst, podobnie jak wszystkie ustawy parlamentarne, dotyczące „ochrony pracy“, do wyłączenia z zakresu jej działania kategoryj robotników „calenderers“ [prasowaczy] i „finishers“ [pracujących w wykończalmiach]. Orzecznictwo angielskie, będące wiernym pachołkiem kapitału, usankcjonowało to krętactwo za pośrednictwem „Common Pleas“ [izby sądowej cywilnej], „Wywołało to wielkie niezadowolenie śród robotników, i jest bardzo godne pożałowania, że wyraźne zamierzenia ustawodawstwa udaremnione są pod pretekstem wadliwego sformułowania słownego“ (tamże, str. 18).
  255. „Właściciele bielników na otwarłem powietrzu“ uniknęli stosowania ustawy z r. 1860 o „bielnikach“ dzięki kłamstwu, jakoby nie zatrudniały kobiet przy pracy nocnej. Kłamstwo zostało wykryte przez inspektorów fabrycznych, jednocześnie zaś petycje robotników zburzyły.pojęcia parlamentu o „bielnikach na otwiartem powietrzu“, jako wonnych świeżych łąkach, W tych.bielnikach.powietrznych stosowane są suszarnie o 90 do 100 stopniach Fahrenheita [33—38 stopni Celsjusza], w których pracują przeważnie dziewczęta. Istnieje wyrażenie techniczne „cooling“ (ochłoda), oznaczające wyrwanie się na chwilę z suszarni.na świeże powietrze. „Piętnaście dziewcząt w suszami. Skwar 80 do 90° [27—32° Celsjusza] w suszarniach płótna lnianego, 100° [38° Celsjusza] i więcej w suszarniach batystu, 12 dziewcząt.prasuje i składa (batyst i t. d.) w małym pokoiku o mniej więcej 10 stopach w kwadracie, w pośrodku szczelnie zamknięty piec. Dziewczęta stoją dokoła pieca, ziejącego straszliwym żarem, i szybko suszą batyst dla prasowaczek. Liczba godzin dla tych podręcznych nie jest ograniczona. Przy nawale pracy, pracują one wiele dni z rzędu do 9-ej lub 12-ej godziny w nocy“ („Reports etc. for 31st october 1862, str. 56). Pewien lekarz oświadcza: „Nie istnieją specjalne godziny dla ochłody, lecz kiedy temperatura staje się zbyt nieznośna, lub kiedy ręce robotnic brudzą się od potu, dozwala im się wyjść na kilka minut... Moje doświadczenie w leczeniu chorób tych robotnic zmusza mnie do stwierdzenia, że ich stan zdrowotny jest o wiele gorszy niż robotnic w przędzalniach bawełny (a kapitał w swych petycjach do parlamentu malował je w stylu Rubensa, jako tryskające zdrowiem!). Najczęstszemi chorobami wśród nich są: gruźlica, bronchit, choroby macicy, Lister ja w najokropniejszej postaci i reumatyzm. Wszystkie te choroby pochodzą, mojem zdaniem, bezpośrednio albo pośrednio z nadmiernie rozgrzanego powietrza ich pracowni i z braku odpowiedniej i dość cieplej odzieży dla zabezpieczenia przed zimną i wilgotną atmosferą w czasie powrotu do domu w miesiącach zimowych“ (tamże, str. 56, 57). Inspektorowie fabryczni odzywają się o późniejszej ustawie z r. 1863, narzuconej jowialnym właścicielom „bielników na otwarłem powietrzu“ w sposób następujący: „Ustawa ta nietylko chybia celu, o ile chodzi o ochronię robotników, którą ma rzekomo zapewniać... jest tak sformułowana, że ochrona zaczyna działać dopiero w wypadku przyłapania dzieci i kobiet przy pracy po godz. 8 wiecz., a nawet wówczas przepisane przez ustawię postępowanie dowodowe zawiera szereg przepisów, wyłączających niemal możność ukarania winnych“, (tamże str. 52). „Jako ustawa o celach humanitarnych i wychowawczych jest ona najzupełniej chybiona. Trudno wszak nazwać humanitarnem dozwalanie, albo co wychodzi na jedno, zmuszanie kobiet i dzieci do pracy po 14 godzin dziennie, a może i dłużej: z przerwami na posiłek, albo bez nich, jak wypadnie, bez ograniczeń co do wieku, bez różnicy płci i bez względu na społeczne zwyczaje rodzin w okolicach, gdzie znajdują siię bietaiki“ („Reports etc. for 30th april 1863“, str. 40).
  256. Przypis do 2-go wyd. Od roku 1866, kiedy pisałem to, co znajduje się w tekście, nastąpiła ponowna reakcja. (Kapitaliści tych gałęzi przemysłu, którym groziło podporządkowanie ustawodawstwu fabrycznemu, użyli swego wpływu na parlament, żeby zachować swoje „prawo obywatelskie“ do nieograniczonego wyzysku siły roboczej. Oczywiście znaleźli oni posłusznego lokaja w liberalnem ministerjum Gladstone’a). [Zdania wzięte w nawias zostały napisane przez Marksa w wydaniu francuskiem 1873 r. Lecz owa reakcja była tylko przejściowa. Już ustawa 1878 r. (41, Victoria, c. 16) o fabrykach i warsztatach spełniła oczekiwanie, wyrażone powyżej i „pozbawiła wolności wszystkie ważne gałęzie przemysłu angielskiego“, przynajmniej o ile zatrudniały kobiety i dzieci. Coprawda, nastąpiło to nie za ministerjum Gladstone’a, lecz za konserwatywnego ministerjum Disraeli’ego, które sprawowało rządy od r. 1874 do r. 1880. Od owego czasu konserwatyści zmienili się gruntownie. O ustawie r. 1878 mówi poniżej Engels w przypisie 322, rozdział trzynasty — K.].
  257. „Sposób postępowania każdej z tych klas (kapitalistów i robotnikowi Jest wynikiem stosunków wzajemnych, w których każda z nich się znajduje“ („Reports etc for 31st october 1848“, str. 113).
  258. „Zajęcia, do których zastosowano — ograniczenia, były związane z przemysłem wyrobów włókienniczych, korzystającym z siły pary lub wody. Istniały dwa warunki, którym dana gałęź pracy musiała odpowiadać, aby podlegać inspekcji fabrycznej, mianowicie: używanie siły pary albo siły wodnej i przerabianie pewnych określanych włókien“ („Reports etc for 31-th october 1864“, str. 8).
  259. O stanie tego t. zw. przemysłu domowego bardzo bogaty materiał znajduje się w ostatnich sprawozdaniach „Children’s Employment Commission“.
  260. „Ustawy ostatniej sesji (r. 1864)... obejmują różne gałęzie pracy, których sposoby produkcji są bardzo rozmaite. Używanie siły mechanicznej do poruszania maszyn narzędziowych nie jest już, jak przedtem, jednym z warunków koniecznych, aby dane przedsiębiorstwo było uznane prawnie za fabrykę" („Reports etc. for 31st october 1864“, str. 8).
  261. Belgja, ów raj liberalizmu kontynentalnego, nie wykazuje też śladu tego ruchu. Nawet jej kopalnie węgla i rudy konsumują z całkowitą „swobodą" robotników obojga płci i wszelkiego wieku, o jakiejkolwiek porze dnia i przez jakikolwiek przeciąg czasu. Na 1000 osób zatrudnionych przypada tam: 738 mężczyzn, 88 kobiet, 135 chłopców i 44 dziewczęta poniżej lat 16; w wielkich piecach i t. d. na 1000 mężczyzn wypada 149 kobiet, 98 chłopców i 85 dziewcząt poniżej lat 16. Dodajmy do tego niską płacę roboczą przy ogromnym wyzysku dojrzałych i niedojrzałych sił roboczych — przeciętnie dziennie 2 szylingi 8 pensów dla męczyzn, 1 szyl. 8 .pensów dla kobiet, 1 szył 2½ pensa dla chłopców. Ale zato Belgja niemal podwoiła w r. 1863, w porównaniu z r. 1850, ilość i wartość swego wywozu węgla, żelaza i t. d.
  262. Kiedy Robert Owen na początku drugiego dziesięciolecia 19-go wieku nietylko uzasadniał teoretycznie konieczność ograniczenia dnia roboczego, ale także wprowadził rzeczywiście w swojej fabryce w New-Lanark dziesięciogodzinny dzień roboczy, wyśmiewano to, jako utopję komunistyczną. podobnie jak jego „połączenie pracy wytwórczej z wychowaniem dzieci", i podobnie jak powołane przezeń do życia robotnicze przedsiębiorstwa spółdzielcze. Dziś pierwsza utopja stała się ustawą fabryczną, druga figuruje jako frazes urzędowy we wszystkich ustawach fabrycznych, a trzecia służy już nawet jako parawan szacherek reakcyjnych.
  263. Ure (przekł. franc.): „Philosophie des manufactures. Parts 1836“, t. II, str. 39, 40, 67, 77 i t. d.
  264. W sprawozdaniu „Międzynarodowego Kongresu Statystycznego w Paryżu, r. 1855“, czytamy m. inn.: „Ustawa francuska, ograniczająca trwanie pracy w fabrykach i warsztatach do 12 godzin dziennie, nie zamyka tej pracy w określonych stałych godzinach (okresach czasu), gdyż tylko dla pracy dzieci przepisany jest okres miedzy godz. 5 r. a 9 wiecz. Dlatego część fabrykantów korzysta z prawa, jakie im daje to fatalne przemilczenie, zmuszając robotników do pracy dzień w dzień bez przerwy, z wyjątkiem może niedzieli. Fabrykanci zatrudniają w tym celu dwie różne zmiany robotników, z których żadna nie przebywa w warsztacie więcej niż 12 godzin, ale.przedsiębiorstwo funkcjonuje dniem i nocą. Ustawie staje się zadość, ale czy ludzkości także?“ Prócz „mszczącego wpływu pracy nocnej na organizm ludzki“ podkreślany jest także „zgubny wpływ przebywania nocą obojga płci pospołu w tych samych skąpo oświetlonych warsztatach“.
  265. „Naprz. w moim okręgu w obrębie tych samych zabudowań fabrycznych, jeden i ten sam fabrykant podlega, jako blacharz i farbiarz „Ustawie o bielnikach i farbiarniach“, jako drukarz — specjalnej ustawie „Printworks act“ i jako „finisher“ [właściciel wykończalni] — „Ustawie fabrycznej“... („Report of Mr. Baker in „Reports etc for 31st october 1861“, str. 20). Po wyliczeniu rozmaitych przepisów tych ustaw i wynikających stąd komplikacyj, pan Baker powiada: „Widać, że musi być bardzo trudno zapewnić przestrzeganie tych 3 ustaw, jeżeli właścicielowi fabryki podoba się obchodzić prawo“, Ale zato panowie prawnicy mają dzięki temu zapewnione — procesy.
  266. Tak naprzykład inspektorzy fabryczni zdobywają się nareszcie na oświadczenie: „Te sprzeciwy (kapitału przeciwko ustawowemu ograniczeniu czasu pracy) muszą upaść wobec ogólnej zasady praw pracy... Istnieje chwila, kiedy prawo przedsiębiorcy do pracy robotnika ustaje i kiedy robotnik staje się panem swego czasu, nawet jeżeli nie wchodzi jeszcze w grę zupełne wyczerpanie“ („Reports etc. for 31st october 1862“ str. 54).
  267. „My, robotnicy Dunkirku, oświadczamy, że wymagana przy obecnym systemie długość czasu pracy jest za wielka i nie pozostawia robotnikowi czasu na odpoczynek ii na rozwój, a natomiast poniża go do stanu poddaństwa, niewiele lepszego od niewolnictwa („a condition of servitude but little better than slavery“). Dlatego postanowiliśmy, że ośmiogodzinny dzień roboczy wystarcza i musi być uznany przez prawo za dostateczny; dlatego odwołujemy się do poparcia potężnej dźwigni — prasy... a tych wszystkich, co nam tego poparcia odmówią, traktujemy jako wrogów reformy pracy i praw robotniczych” (uchwały robotników w Dunkirk, stan Nowego Yorku, r. 1866).
  268. „Reports etc. for 31th october 1848“ str. 112.
  269. „Te sposoby postępowania (manewry kapitału naprz. w latach 1848—50) dostarczyły nadto niezbitego dowodu fałszywości tak często wysuwanego twierdzenia, jakoby robotnicy nie potrzebowali ochrony lecz winni być uważani za zupełnie wolnych w rozporządzaniu jedyną własnością, jaką posiadają — pracą swych rąk i potem swego czoła“ („Reports etc. for 30th april 1850“, str. 45). „Wolina praca, o ile wogóle można ją tak nazwać, wymaga, nawet w wolnym kraju, opieki ze strony mocnej ręki prawa“ („Reports etc. for 31st october 1864“, str. 34). „Dozwolić, a znaczy to tyle, co przymuszać... pracować 14 godzin na dobę — z przerwami na posiłek, albo bez nich i t. d.“ („Reports etc. for 30th april 1863“, str. 40).
  270. Friedrich Engels: „Lage der arbeitenden Klasse in England, Leipzig 1845“.
  271. Ustawa o dziesięciogodzinnym dniu roboczym w podlegających jej gałęziach przemysłu „uratowała robotników’ od zupełnego zwyrodnienia i uchroniła ich zdrowie fizyczne“. („Reports etc. for 31th october J, str. 47). „Kapitał (w fabrykach) nie może utrzymywać maszyn w ruchu ponad ograniczony przeciąg czasu bez szkody, pod względem fizycznym i moralnym, dla zatrudnionych przezeń robotników; ci zaś nie mają możności sami się bronić“ (tamże, str. 8).
  272. „Magna Charta“ czyli „Wielka Karta“ — nazwa pierwszej angielskiej ustawy konstytucyjnej z r. 1215. W przenośni nazwa ta wszelką ustawę zasadniczą. Tł.
  273. Jeszcze — większe dobrodziejstwo polega na tem, że nareszcie — przeciągnięta jest wyraźna granica między czasem robotnika, należącym do niego samego, a czasem, należącym do jego pryncypała. Robotnik wie teraz, kiedy się kończy czas, który on sprzedaje, a kiedy — zaczyna się jego własny, a wiedząc o tem dokładnie zawczasu, ma zgóry możność zużytkować dla własnych celów każdą minutę własnego czasu“ (tamże, str. 52). „Czyniąc ich (robotnikowi) panami własnego czasu, dają im one (ustawy fabryczne) energję moralną, która przygotowuje ich do ewentualnego korzystania, z praw politycznych” (tamże, str. 47). Z powściągliwą ironją i w bardzo oględnych wyrazach wskazują inspektorzy fabryczni, że obecna ustawa o dziesięciu godzinach pracy wyzwala poniekąd także kapitalistę z jego przyrodzonego grubiaństwa, cechującego go w charakterze prostego uosobienia kapitału, i pozostawia mu czas na niejakie „wykształcenie”. Poprzednio „pan miał czas tylko na interesy, sługa tylko na pracę” (tamże, str. 48).
  274. Weźmy przykład, objaśniający powyższe wzory: jeżeli przypuścimy, ze wartość dodatkowa, przeciętnie dostarczana przez jednego robotnika, wynosi 2 szylingi, że płaca dzienna v, to jest dzienny rozchód kapitału zmiennego na zakup pojedynczej siły roboczej, równa się 3 szylingom, a więc łączna suma kapitału zmiennego, wykładanego w ciągu jednego dnia przy 100 robotnikach, równa się 300 szylingom, to wtedy wzór przybiera formę . Masa wartości dodatkowej wyniesie więc 200 szylingów dziennie. Jeżeli z drugiej strony przyjmiemy, że s, wartość pojedynczej siły roboczej, równa się 3 szylingom, ze praca dodatkowa p1 (przy dziesięciogodzinnym dniu roboczym) stanowi 4 godziny, a niezbędny czas pracy — 6 godzin, że wreszcie n, t. j. liczba robotników zatrudnionych, wynosi 100, to wzór . Również i w tym wypadku dzienna masa wartości dodatkowej wynosi 200 szylingów. K.
  275. Ta elementarna reguła zdaje się nieznaną panom ekonomistom wulgarnym, którzy — wbrew Archimedesowi — w określaniu rynkowych cen pracy przez popyt i podaż znajdują punkt oparcia nie poto, aby świat z posad ruszyć, lecz poto, aby go zatrzymać. [Archimedes, fizyk starożytny, miał zawołać: „Dajcie mi punkt oparcia, a poruszę z posad ziemię“. Tł.].
  276. Szczegóły w czwartej księdze. [Patrz trzeci tom marksowskich „Theorien über den Mehrwert“. K.].
  277. „Praca, to znaczy czas zużyty gospodarczo, jest w danem społeczeństwie wielkością określoną, naprzykład dziesięć godzin pracy dziennej miljona notatników, stanowi więc dziesięć mil jonów godzin pracy... Kapitał może wzrastać tylko do pewnej granicy. Granicą tą jest w każdym okresie rzeczywiste zużytkowanie gospodarcze czasu pracy“. („An essay on the political economy of nations. London 1821“, str. 47, 49).
  278. „Dzierżawca nie powinien liczyć na własną pracę: twierdzę, że jeżeli to czym, to traci na tem. Zajęciem jego powinien być ogólny nadzór nad całością, powinien mieć oko na młocarza, aby jego płaca nie poszła na marne, aby ziarno nie pozostawało w kłosie, tak samo na żniwiarzy, kosiarzy i t. d. Powinien wciąż obchodzić cały obszar gospodarstwa, pilnując, żeby nic nie było zaniedbane, coby się zdarzać musiało, gdyby wciąż tkwił w jednem miejscu“. („An inquiry into the connection between the price of provisions, and the size of farms etc. By a farmer. London 1773, str. 12). Rozprawa ta jest bardzo zajmująca. Możemy zbadać w mej powstanie „capitalist farmer“ [dzierżawcy kapitalistycznego], czyli „merchant farmer“ [dzierżawcy kupieckiego], jak go autor dobitnie nazywa, i wysłuchać jego hymnów samochwalczych przy porównaniu ze „smali farmer“ [drobnym dzierżawcą“], który w gruncie rzeczy pracuje tylko na swe własne utrzymanie. „Klasa kapitalistów wyzwala się z jarzma pracy ręcznej, z początku częściowo tylko, później zupełnie“. ({roz|Richard Jone}}s: „Textbook of lectures on the political ecomomy of nations Hertford 1852“, Lecture III, str. 39).
  279. Na tem właśnie prawie polega teorja molekularna, mająca zastosowanie w chemji nowożytnej, a rozwinięta po raz pierwszy w formie naukowej przez Laurenta i Gerhardta. — W przypisie do trzeciego wydania Engels czyni uwagę, że wzmianka ta jest dość ciemna dla osób, nie znających chemji, i wyjaśnia: „Autor mówi tu o „szeregach homologicznych“ związków węglowodanu, po raz pierwszy tak.nazwanych przez C. Gerhardta w r. 1843. Każdy z tych szeregów ma swój własny wzór algebraiczny, odpowiadający jego składowi. Naprzykład szereg parafiny: ; alkoholów normalnych: ; normalnych kwasów tłuszczowych: , i wiele innych. W powyższych przykładach tworzymy za każdym razem ciało, jakościowo różne od poprzedniego, dzięki czysto ilościowemu dodaniu do wzoru molekularnego“ W sprawie „przecenionego przez Marksa udziału Laurenta i Gerhardta w ustaleniu tego ważnego faktu“. Engels odsyła do Koppa: „Entwicklung der Chemie, München 1873“, str. 709, 716 i Schorlemmera: „Rise and progress of organie chemistry. London 1879“, str. 54. K.
  280. Marcin Luter nazywa te instytucje „die Gesellschaft Monopolia“ — towarzystwami monopolowem!
  281. „Reports ot insp. oif faot. for 30th april 1849“, str. 59.
  282. Tamże, str. 60. Inspektor fabryczny Stuart, też będący Szkotem i — w przeciwieństwie do inspektorów angielskich — przeniknięty kapitalistycznym sposobem myślenia, zaznacza wyraźnie, że list ten, wcielony do jego sprawozdania, „jest najużyteczniejszym z memoriałów, które zostały nam przedstawione przez któregokolwiek z fabrykantów, stosujących system zmian, a już szczególnie obliczony jest na to, aby usunąć przesądy i uprzedzenia przeciw temu systemowi“.
  283. Wartość przeciętnej, płacy dziennej określona jest przez to, czego potrzeba robotnikowi, „aby żył, pracował i rozmnażał się“ (William Petty: „Political anatomy of Ireland“, 1672, str. 64). „Cena pracy odpowiada zawsze cenie niezbędnych środków utrzymania”. Robotnik nie otrzymuje należnej płacy, „jeżeli... płaca jego nie wystarcza, aby rodzinę, tak liczną jak to u wielu z nich bywa, utrzymać na stopie, odpowiadającej jego niskiemu stanowi“ (J. Vanderlint: „Money answers all things. London 1734“, str. 15). „Prosty robotnik, który nic n’ie ma prócz swych rąk i swego rzemiosła, może coś nabyć jedynie za cenę swej pracy, jeżeli uda mu się ją sprzedać... Tak się musi dziać i tak się dzieje w każdej gałęzi pracy, że płaca robotnika starcza jedynie na to, co jest niezbędne dla jego utrzymania“ (Turgot: Reflexions sur la format i on et la distribution des richesses“, Oeuvres, éd. Daire, tom I, str. 10). „Cena niezbędnych środków utrzymania faktycznie wyobraża koszt wytworzenia pracy“ (Malthus: „Inquiry into etc. Rent. Lond. 1815“, str 48, przyp.).
  284. „Udoskonalenie rzemiosła nie oznacza nic innego, jak znalezienie sposobu, aby wytworzyć ten sam produkt przy pomocy mniejszej liczby ludzi lub też (co na jedno wychodzi) w krótszym przeciągu czasu“ (Galiani: „Della Moneta“, tom III zbioru Custodi’ego „Scrittori classici Italiani di economia politica“, Mediolan 1801, str. 159). „Oszczędność na kosztach produkcji nie może być niczem innem, niż oszczędnością na ilości pracy, użytej przy wytwarzaniu“ (Sismondi: „Etudes etc.“, tom I, str. 22).
  285. „Gdy fabrykant dzięki ulepszeniu maszyn podwaja ilość swych wytworów... to (ostatecznie) zyskuje na tem tylko tyle, że ubranie robotnika wypada mu taniej... i że w ten sposób robotnik otrzymuje mniejszą część ogólnego wytworu“ (Ramsay: „An essay on the distribution of wealth. London 1821“, str. 168, 169).
  286. „Zysk nie pochodzi z rozporządzania wytworami cudzej pracy, lecz z rozporządzania pracą samą... Gdy ktoś może drożej sprzedać swe towary, chociaż płace jego robotników nie uległy zmianie, to oczywiście osiąga stąd korzyść... Mniejsza ilość jego wytworu będzie potrzebna dla uruchomienia pracy, a więc większa zastanie dla niego samego“ („Outlines of political economy. London 1832“, str. 49, 50).
  287. Omyłka rachunku, skoro bowiem wytwór pracy 12-godzinnej równa się 8 szylingom, to każdy szyling = 1½ godziny pracy, a więc przy wartości siły roboczej, równej 5 sz., czas niezbędny wyniesie 7½ godz., a czas dodatkowy 4½ godzin, t. j. o 2½ godziny więcej niż poprzednio (a nie o 24/5 godziny). Tł.
  288. „Jeżeli sąsiad mój wytwarza dużo zapomocą niewielkiej ilości pracy i dzięki temu może sprzedawać tanio, to i ja jestem zmuszony sprzedawać równie tanio. Dzięki, temu każdy sposób, proceder lub mechanizm, który pozwala obejść się mniejszą ilością rąk, a więc wytwarzać taniej, jest z powodu spółzawodnictwa bodźcem dla innych, aby zastosowali ten sam sposób, proceder lub mechanizm, lub też, by wynaleźli sami coś w tym rodzaju po to, aby wszyscy utrzymali się na równym poziomie i aby nikt nie mógł sprzedawać taniej od swego sąsiada“. („The advantages of the East-India trade to England. London 1720“, str. 67).
  289. „W jakim stosunku zmniejszają się wydatki robotnika, w takim zmniejsza się jego płaca, jeżeli jednocześnie zostają zniesione ograniczenia przemysłu“. („Considerations concerning taking off the bounty on corn exported etc. London 1752“, str. 7). „Interes przemysłu i handlu wymaga, alby zboże i wszelkie środki spożywcze były jak najtańsze; gdyż cokolwiek je podraża, podraża również robociznę... We wszystkich krajach, gdzie przemysł nie jest ograniczony, cena środków spożywczych musi wpływać na cenę pracy. To też robocizna, zawsze tanieje, gdy artykuły niezbędnej potrzeby spadają w cenie“ (tamże, str. 3). „Płace spadają w takim samym stosunku, w jakim wzmagają się siły wytwórcze. Wprawdzie maszyny obniżają ceny artykułów niezbędnej potrzeby, lecz również czynią tańszym i samego robotnika“. („A prize essay on the comparative merits of competition and cooperation. London 1834“, str. 27).
  290. Quesnay: „Dialogues sur le commerce et sur les travaux des artisans, éd. Daire. Paris 1846“, str. 188, 189.
  291. „Ci spekulanci, tak oszczędni w stosunku do pracy robotników, ilekroć muszą za nią płacić“ (J. N. Bidault: „Du monopole qui s’établit dans les arts industriels et le commerce. Paris 1828“, str. 13). „Przedsiębiorca będzie zawsze czynił wszelkie wysiłki, aby zaoszczędzić czas i pracę (Dugald Stewart: Works ed. by Sir W. Hamilton. Edinburgh 1855, vol. III, „Lectures on political economy“, str. 318). „Oni (kapitaliści) są zainteresowani w tem, aby siła wytwórcza zatrudnionych przez nich robotników była jak największa. Cała ich uwaga skupia się niemal wyłącznie na podniesieniu tej siły wytwórczej“ (R. Jones: „Textbook of lectures on the political economy of nations. Hertford 1852“, Lecture III).
  292. Sykofant — płatny pochlebca lub oszczerca, Tł.
  293. „Bez wątpienia pomiędzy wartością roboty różnych ludzi zachodzi wielka różnica pod względem siły, zręczności i sumienności. Ale pewien jestem, na zasadzie własnych dokładnych spostrzeżeń, że każda grupa 5 ludzi (w podanych przeze mnie powyżej granicach wieku) w sumie wykona tę samą robotę, co inna podobna grupa, ponieważ śród tych pięciu ludzi zawsze znajdzie się jeden, mający wszystkie cechy dobrego robotnika, jeden partacz i trzech średnich, zbliżających się bądź do pierwszego, bądź do drugiego. A więc już tak mała gromadka, złożona z pięciu robotników, daje nam miarę, ile wogóle pięciu ludzi może zdziałać“ (E. Burke: „Thoughts and details on scarcity. London 1800“, str. 16). Por. wywody Queteleta o jednostce przeciętnej.
  294. Pan profesor Roscher chełpi się odkryciem, że jedna szwaczka, szyjąca przez 2 dni u pani profesorowej, wykonywa więcej roboty, niż dwie szwaczki w ciągu jednego dnia. Lepiej by jednak pan profesor uczynił, gdyby badał proces produkcji kapitalistycznej nie w dziecinnym pokoju i nie w warunkach, gdzie brak głównego bohatera sztuki, a mianowicie kapitalisty.
  295. „Concours de forces, spółdziałanie sił“ (Destutt de Tracy: „Traité de la volonté et de ses effets. Paris 1826“, str. 78).
  296. „Wiele jest czynności tak prostych, że nie znoszą podziału na części, a jednakże nie mogą być wykonane bez spółdziałania wielu par rąk, naprzykład naładowanie na wóz pnia wielkiego drzewa... jednem słowem to wszystko, co może być wykonane jedynie przy wzajemnej pomocy wielu par rąk w tej samej czynności niepodzielnej i w tym samym czasie“ (E. G. Wakefield: „A view of the art of colonization. London 1849“, str. 168).
  297. „Jeden człowiek wogóle nie uniesie ciężaru tonny, dziesięciu uczyni to z wysiłkiem, ale stu podniesie tonnę, gdy każdy z nich tylko palcem ruszy“ (John Bellers: „Proposals for raising a colledge of industry. London 1696“, str. 21).
  298. „W tym wypadku“ (gdy tę sarną liczbę robotników zatrudnia jeden dzierżawca trzystuakrowy, zamiast 10 trzydziestoakrowych), „korzyść polega również na zmniejszeniu liczby zatrudnionych parobków, co tylko praktyk z łatwością zrozumie. Zdaje się oczywistem, że 1 tak się ma do 4, jak 3 do 12, a jednak praktyka pokazuje nam co innego. Podczas żniwa i przy innych robotach, wymagających pośpiechu, praca idzie szybciej i lepiej, gdy wielu robotników pracuje razem. Jeżeli naprzykład przy żniwie postawimy dwóch fornali, dwóch robotników do nakładania, dwóch do podawania, dwóch, do grabienia i jeszcze paru przy stertach lub w gumnie, to zrobią oni razem dwa razy tyle, co ta sama liczba rąk roboczych, rozbitych na małe grupy lub rozproszonych po małych gospodarstwach“ („An inquiry in to the connection betweemn the present price of provisions and the size of farms. By a Farmer. London 1773“, str. 7, 8).
  299. Właściwie określenie Arystotelesa oznaczało, że człowiek jest z przyrodzenia obywatelem miasta. Jest to określenie równie charakterystyczne dla starożytności klasycznej, jak definicja Franklina, że człowiek jest z natury wytwórcą narzędzi, jest charakterystyczna dla współczesnych jankesów.
  300. „Zauważyć jeszcze należy, że ten częściowy podział pracy zachodzi nawet wtedy, gdy wszyscy robotnicy wykonywują tę samą czynność. Murarze naprzykład, podający sobie cegły z rąk do rąk na wyższe piętro, wykonywują tę samą czynność, a jednak i śród nich występuje pewien rodzaj podziału pracy, polegający na tem, że każdy przenosi cegłę przez dany odstęp, i że wszyscy razem zanoszą ją na miejsce daleko prędzej, niżby to uczynił każdy z nich, zanosząc swą cegłę na wyższe piętro“ (F. Skarbek: „Théorie des richesses sociales. 2-me éd. Paris 1840“, tona I, str. 97, 98).
  301. „Gdy chodzi o robotę złożoną, to trzeba robić kilka rzeczy naraz. Jeden robi jedno, drugi drugie, a razem osiągają skutek, któregoby człowiek pojedynczy nie osiągnął. Gdy jeden wiosłuje, drugi steruje, trzeci zarzuca sieć lub uderza rybę harpunem, to połów daje wyniki, które byłyby niemożliwe bez tego spółdziałania“ (Destutt de Tracy: „Traité de la volonté et de ses effets. Paris 1826“, str. 78).
  302. „Tem jest ważniejsze, by ona (praca w rolnictwie) dokonywała się w rozstrzygających momentach“ („An inquiry into the connection between the present prices etc.“, str. 9). „W rolnictwie niema ważniejszego czynnika, niż czynnik czasu“ (Liebig: „Ueber Theorie und Praxis in der Landwirtschaft. 1856“, str. 23).
  303. „Następnem złem, którego trudnoby się spodziewać w.kraju wywożącym może więcej pracy niż którykolwiek inny w świecie — z wyjątkiem chyba Chin i Anglji — jest niemożność znalezienia dostatecznej ilości robotników dla zebrania bawełny. Następstwem tego jest, że spora część plonu wogóle nie zostaje zebrana, a inna część zbierana jest z ziemi po opadnięciu, przez co naturalnie bawełna traci barwę i częściowo się psuje. Tak więc dzięki brakowi robotników wie właściwym sezonie plantator musi się pogodzić z utratą znacznej części swego plonu, na który Anglja tak niecierpliwie czeka“ (Bengal Hurkaru. Bi-monthly overland summary of news. 22nd July 1861).
  304. „Wraz z postępem rolnictwa kapitał i praca, niegdyś rozproszone na przestrzeni 500 akrów, a może i większej, skupiają się obecnie dla lepszej uprawy 100 akrów“. A chociaż „przestrzeń skurczyła się w stosunku do nakładu kapitału i pracy, to jednak rozmiary produkcji wzrosły w porównaniu « dawniejszą produkcją pojedynczego, niezależnego wytwórcy“ (R. Jones: „An essay on the distribution of wealth. Part I. On rent. London 1831“, str. 191, 199).
  305. „Siła każdego człowieka jest bardzo mała, lecz połączenie tych małych sił stwarza siłę zbiorową, która jest (większą nawet od sumy sił pojedynczych, dopóki złączenie tych sił pozwala skrócić czas i rozszerzyć pole ich działania“ (G. R. Carli: przypis do P. Verri’ego: „Meditazioni sulla economia politica“ (druk. po raz pierwszy w r. 1773) w wyd. „Scrittori classici italiani di economia politica“ Custodi’ego, Parte Moderna, tom XV, str. 196).
    Przypis do wydania francuskiego. „Praca zbiorowa osiąga wyniki, których nigdy nie osiągnęłaby praca indywidualna. W miarę jak ludzkość wzrasta liczebnie, wytwory pracy zbiorowej o wiele przekraczają sumę, która powstałaby przez zwykłe dodawanie wysiłków jednostkowych, uwzględniające ten wzrost... Czy to w umiejętnościach mechanicznych, ozy w pracach naukowych, człowiek obecnie może w ciągu jednego dnia zdziałać więcej, niż jako jednostka odosobniona zdołałby uczynić w ciągu całego życia. Pewnik matematyków, że całość równa się sumie swych części, nie jest już słuszny w zastosowaniu do naszego przedmiotu. W stosunku do pracy, tego potężnego filaru istnienia ludzkości, możemy powiedzieć, że wytwór połączonych wysiłków o wiele przenosi to wszystko, co mogłyby kiedykolwiek wytworzyć wysiłki oddzielnych jednostek“ (Th. Sadler: „The law of population, London 1850“).
  306. „Zysk... jest jedynym celem przedsiębiorstwa“ (Vanderlint: „Money ans wers all things. London 1734“, str. 11).
  307. Filisterska gazeta angielska, jaką jest „Spectator“, podaje pod datą 3 czerwca 1866 r„ że po zawarciu pewnego rodzaju spółki pomiędzy kapitalistą a robotnikami w „Wirework Company of Manchester“ — „pierwszem następstwem było raptowne zmniejszenie marnotrawienia materjału surowego, gdyż robotnicy nie widzieli przyczyny, dla której mieliby trwonić swój własny materjał bardziej, niż to gdzieindziej czynią majstrowie, a wszak psucie materjału jest, obok niewypłacalności dłużników, bodaj największem źródłem strat dla rękodzielnictwa“. To samo pismo odkryło zasadniczą wadę eksperymentu spółdzielców z Rochdale: „Dowiedli oni że stowarzyszenia robotnicze mogą prowadzić z powodzeniem sklepy, młyny i prawie wszystkie rodzaje.zakładów przemysłowych, poprawili przytem ogromnie położenie robotników, ale... ale nie pozostawili żadnego określonego miejsca dla przedsiębiorców!“ Quelle horreur! [Jaka zgroza!].
  308. Profesor Cairnes, przedstawiwszy „suiperintendence of labour“ [dozorowanie pracy] jako główną cechę charakterystyczną produkcji niewolniczej w stanach południowych Ameryki Północnej, w dalszym ciągu mówi: „Chłop gospodarz (na północy), jako właściciel całego plonu swej ziemi, nie potrzebuje zgoła innych bodźców do pracy. Dozór byłby tu zupełnie zbyteczny“ (Cairnes: „The slave power. London 1862“, str. 48, 49).
  309. Sir James Steuart, który wogóle wyróżniał się bystrością w rozróżnianiu charakterystycznych różnic społecznych pomiędzy rozmaitemi trybami produkcji, czyni następującą uwagę: „Czemuż to wielkie przedsiębiorstwa rękodzielnicze zrujnowały warsztaty prywatne, czyż nie dlatego, że zbliżają się do prostoty ustroju niewolniczego?“ (Steuart: „Principles of political economy“, cyt. według franc. przekładu, wyd. w Paryżu, w roku 1789, tom I, str. 308, 309. Oryg. ang., wyd. w Londynie w T. 1767, tom I, str. 167, 168).
  310. August Comte i jego szkoła mogli więc byli w ten sam sposób dowodzić wieczystej konieczności pana feodalnego, jak to czynili w stosunku do panów kapitału.
  311. R. Jones: „Texbook of lectures etc. Hertford 1852“, str. 77, 78. Zbiory starożytności asyryjskich, egipskich i t. d. w Londynie i innych stolicach europejskich czynią nas naocznymi świadkami przebiegu ówczesnych (prac, opartych na kooperacji.
  312. Kto wie, czy nie ma słuszności Linguet, który w swej „Théorie des lois civiles“ przedstawia polowanie, jako pierwszą formę kooperacji, a polowanie na ludzi (wojnę), jako jedną z pierwszych form polowania.
  313. Drobna gospodarka chłopska i niezależne rzemiosło, które poczęści stanowiły podstawę feodalnego trybu produkcji, poczęści zaś przeżyły jego upadek, trwając nadal obok kapitalistycznego przedsiębiorstwa, stanowiły również podstawę ekonomiczną społeczeństwa starożytnego w jego najlepszym okresie, a mianowicie po upadku pierwotnej, wschodniej własności gminnej, a zanim niewolnictwo stało się przeważającym trybem produkcji.
  314. „Czyż połączenie umiejętności, pracowitości i spółzawodnictwa wielu ludzi, zajętych tą samą robotą, nie jest sposobem podniesienia jej na wyzszy poziom? I czyż inaczej Anglia zdołałaby rozwinąć swe sukiennictwo do tak wysokiego stopnia doskonałości?“ (Berkeley: „The Querist“, London 1750, str. 56, § 521).
  315. Aby przytoczyć bardziej nowożytny — przykład tego sposobu powstawania rękodzielnictwa, podajemy poniższą cytatę. Przędzalnictwo i tkactwo jedwabiu w Ljonie i w Nimes „...jest całkiem patrjarchalne, zatrudnia ono wiele kobiet i dzieci, lecz nie wyczerpuje i nie demoralizuje ich, pozostawia je bowiem w kwitnących dolinach Drôme, Var, Isère i Vauoluse, gdzie hodują jedwabniki i rozwijają ich kokony; przemysł ten nie.przybiera cech właściwego przemysłu fabrycznego. Zasada podziału pracy jest tu również przestrzeganą... lecz w sposób odrębny. Nie brak tu motaczek, niciarzy, farbiarzy, szlichciarzy i wreszcie tkaczy; lecz nie pracują w tym samym warsztacie i nie zależą od tego samego majstra. Wszyscy oni są niezależni“ (A. Blanqui: „Cours d’économie industrielle, recueilli par A. Blaise, Paris 1838—1839“, str. 79). Odkąd Blanqui — to napisał, ci różni niezależni rzemieślnicy po części zostali skupieni w fabrykach. [A odkąd Marks — to na-pisał — zaznacza Engels w przypisie do 4-go wydania — warsztat mechaniczny zadomowił się w tych fabrykach i szybko wypiera krosna ręczne. I jedwabnictwo w Crefeld zna tę piosenkę].
  316. „Im bardziej w danej rękodzielni złożonej praca jest ’Podzielona i powierzona różnym rzemieślnikom, tem lepiej i tem prędzej musi być wykonana z mniejszą stratą czasu i pracy“ („The advantages of East India trade. London, 1720“, str. 71).
  317. „Praca łatwa — to umiejętność przekazana“ (Th. Hodgskin: „Popular political economy. London 1827“, str. 48).
  318. „Również rzemiosła... osiągnęły w Egipcie wysoki stopień doskonałości. Albowiem jedynie w tym kraju nie wolno rzemieślnikom mieszać się do spraw innej klasy obywateli, lecz muszą oni wyłącznie uprawiać zawód, dziedziczny w ich rodzie na mocy prawa... Widzimy u innych narodów, że rzemieślnicy rozpraszają swą uwagę na zbyt wiele przedmiotów... to próbują rolnictwa, to biorą się do handlu, to uprawiają naraz dwa lub trzy rzemiosła. W państwach wolnych przeważnie chodzą na zgromadzenia ludowe... Natomiast w Egipcie każdy rzemieślnik pod lega ciężkim karom, jeżeli miesza się do spraw państwowych lub wykonywa naraz różne rzemiosła. Nic więc nie może zamącić jego pilności w swym zawodzie... A przytem, otrzymawszy w spadku wiele prawideł swego kunsztu, tem gorliwiej starają się wprowadzić nowe udoskonalenia“ (Diodorus Siculus: „Historische Bibliothek“, tom I, roz. 74).
  319. „Historical and descriptive account of British India etc., by Hugh Murray, James Wilson etc. Edinburgh 1832“, tom II, str. 449. Krosno indyjskie jest wysokie, to znaczy) że osnowa jest naciągana pionowo.
  320. Darwin w swem epokowem dziele „O powstawaniu gatunków“ tak się wyraża o naturalnych organach roślin i zwierząt: „Dopóki jeden i ten sam organ wykonywa różne czynności, dopóty zmienność „jego tem się być może, tłumaczy, że dobór naturalny nie tak starannie zachowuje lub też tępi wszelkie drobne odchylenia od formy pierwotnej, jakby to było, gdyby organ ten był przeznaczony do jednego tylko szczególnego celu. Podobnie noże, służące do krajania najróżniejszych przedmiotów, mogą mieć kształt mniej więcej jednakowy, natomiast narzędzie, przeznaczone do jednego tylko użytku, musi zmieniać swą formę dla każdego użytku odmiennego“.
  321. Produkcja Genewy wynosiła w r. 1854-ym 80.000 zegarków, t. j. mniej niż jedną piątą produkcji kantonu Neufchâtel. Samo tylko Chaux-de-Fonds (które można uważać za jedną rękodzielnię zegarmistrzowską) wyrabia dwa razy tyle zegarków, co Genewa, Produkcja Genewy w latach 1850—1861 wyniosła 750.000 zegarków. Patrz „Report from Geneva on the watch trade“ w „Reports by H. M-s Secretaries of Emibassy and Legation on the manufactures, commerce etc. Nr. 6, 1863“. Już sam brak związku pomiędzy różnemi procesami pracy, na które rozpada się produkcja wytworów, będących tylko połączeniem różnych części, bardzo utrudnia przekształcenie takiego rękodzielnictwa w wielki przemysł maszynowy, lecz gdy chodzi specjalnie o wyrób zegarków, to dochodzą tu jeszcze dwie przeszkody: drobne wymiary i delikatność ich części składowych oraz ich charakter przedmiotu zbytku, pociągający za sobą tak wielką rozmaitość, że naprzykład najlepsze firmy londyńskie przez rok cały wyrabiają ledwo po dwanaście podobnych do siebie zegarków. To też fabryka „Vacheron et Constantin“, stosująca z powodzeniem produkcję maszynową, wyrabia zaledwie trzy lub cztery rodzaje zegarków, różniące się kształtem i wielkością.
  322. Na przykładzie zegarmistrzowstwa, tego klasycznego wzoru rękodzielnictwa różnorodnego, można doskonale zbadać wspomniane powyżej zróżniczkowanie i wyspecjalizowanie narzędzi pracy, wynikające ® rozkładu pracy rzemieślniczej.
  323. „Przy tak bliskiem sąsiedztwie ludzi, transport siłą rzeczy wymaga mniej pracy“ („The advantages of the East India trade. London 1720“, str. 106).
  324. „Wyodrębnienie różnych ogniw produkcji rękodzielniczej, opartej na pracy ręcznej, powiększa ogromnie koszt produkcji; przyczyną straty są tu głównie same przejścia z jednego procesu pracy do drugiego“ („The industry of nations. London 1855“, część II, str. 200).
  325. Podział pracy „powoduje też oszczędność czasu, gdyż rozkłada robotę na różne części, które mogą być wykonane równocześnie... Dzięki jednoczesnemu wykonaniu tych różnych procesów, które jednostka musiałaby wypełniać oddzielnie, staje się możliwy wyrób wielkiej ilości igieł zupełnie wykończonych w przeciągu czasu, który inaczej zaledwieby wystarczył na przycięcie lub zaostrzenie jednej igły“ (Dugald Stewart: „Works, edited by Sir W. Hamilton, Ediniburgh 1855, vol. III, Lectures on political economy“, sfer. 319).
  326. „Im większa jest rozmaitość rzemieślników, zatrudnionych w danej rękodzielni... tem większe są porządek i prawidłowość każdej roboty, w tem krótszym czasie robota bywa skończona i tem mniej pracy wymaga“ („The advantages of the East India trade. London 1720“, str. 68).
  327. Jednakowoż przemysł rękodzielniczy w wielu gałęziach niezupełnie osiąga ten wynik, ponieważ nie umie ściśle kontrolować ogólnych chemicznych oraz fizycznych warunków procesu produkcji.
  328. „Skoro tylko doświadczenie ustaliło (w zależności od szczególnego rodzaju produkcji danej rękodzielni) najkorzystniejszy sposób dzielenia produkcji na czynności cząstkowe, oraz liczbę robotników, niezbędną dla każdej czynności, to wszystkie inne rękodzielnie, gdzie ilość robotników zatrudnionych nie jest bezpośrednią wielokrotnością tej liczby, poczynają produkować zbyt drogo... Jest to jedna z przyczyn potężnych rozmiarów zakładów przemysłowych“ (Ch. Babbage: „On the economy of machinery. London 1832“, rozdz. XXI, str. 172, 173).
  329. W Anglji piec do wytapiania masy różny jest od pieca do obróbki szkła, w Belgji zaś naprzykład jeden i ten sam piec służy do obu procesów.
  330. Można to między innemi znaleźć u W. Petty’ego, Johna Bellersa, Andrew Yarrantona, w „The advantages of the East-India trade“ i u J. Vanderlinta.
  331. Jeszcze pod koniec 16-go wieku we Francji używano moździerza i rzeszota do tłuczenia i przemywania rudy.
  332. Całą historję rozwoju maszyn można zbadać na przykładach młynów zbożowych. Fabryka w Anglii do dziś dnia nosi nazwą „mill“, czyli młyna. W niemieckiem piśmiennictwie technicznem pierwszych dziesięcioleci 19-go wieku wyraz „Mühle“ [młyn] oznacza nietylko wszelką maszynę, poruszaną siłą przyrody, lecz również wszelką rękodzielnię, stosującą przyrządy mechaniczne.
  333. W czwartej księdze niniejszego dzieła przekonamy się, że A. Smith nie wniósł nic nowego do zagadnienia podziału pracy. Ale charakterystyczny dlań, jako dla ekonomisty, dającego syntezę całego okresu rękodzielniczego, jest nacisk, jaki kładzie on, na rolę podziału pracy. Maszynie wyznacza on rolę podrzędną, oo w związku z początkiem rozwoju wielkiego przemysłu wywołało krytykę ze strony Lauderdale’a, a w późniejszej i bardziej rozwiniętej epoce ze strony Ure’a. A. Smith miesza również zróżniczkowanie narzędzi, do którego bardzo się przyczynili sami robotnicy cząstkowi w rękodzielniach, z wynalezieniem maszyn. Przy wynalezieniu maszyn odegrali rolę uczeni, rzemieślnicy, nawet chłopi (Brindley) i t. d., ale nie robotnicy rękodzielń.
  334. „Gdy robota jest podzielona ma wiele różnych czynności, które wymagają różnych stopni zręczności i siły, to właściciel rękodzielni może dla każdej czynności znaleźć ściśle odpowiednią ilość siły i zręczności. Ale gdyby jeden robotnik miał wykonać całą robotę, to musiałby mieć dość zręczności dla najdelikatniejszej czynności i dość siły dla najcięższej“ (Ch. Babbage: „On the economy of machinery. London 1832“ rozdz. XIX).
  335. Naprzykład jednostronny rozwój mięśni, skrzywienia kości i t. d.
  336. Pan Wm Marshall, dyrektor generalny pewnej huty szklanej, bardzo trafnie odpowiedział na pytanie członka komisji śledczej, w jaki sposób przestrzega, aby chłopcy, zatrudnieni w jego rękodzielni, pracowali pilnie: „Nie mogą zaniedbać swej roboty; gdy raz ją.rozpoczną, nie mogą jej przerwać; są już wtedy tylko częściami maszyny“ („Children Employment Commission. 4th report 1865“, str. 247).
  337. Dr Ure w swej apoteozie wielkiego (przemysłu wyczuł lepiej cechy charakterystyczne rękodzielnictwa, niż ekonomiści poprzedni, którym brakło jego bodźca polemicznego, i nawet lepiej niż jego spółcześni, jak Babbage, który wprwadzie przewyższa go jako matematyk i mechanik, ale jednak rozpatruje właściwie wielki przemysł z punktu widzenia rękodzielnictwa. Ure czyni uwagę, że „Przystosowanie każdego robotnika do poszczególnej czynności stanowi istotę podziału pracy“. Skądinąd określa on ten podział jako „dostosowanie robót do różnych zdolności indywadualnych“ i wreszcie charakteryzuje cały system rękodzielnictwa jako „system podziału czyli stopniowania pracy według stopnia sprawności“, lub jako „podział pracy według różnych stopni sprawności“ i t. d. (Ure: „Philosophy of manufacture“ str. 19—23, passim).
  338. „Rzemieślnik..., nabywając wprawy w danej czynności jednostronnej, staje się tańszym robotnikiem“. (Ure: Philosophy of manufacture“ str. 19).
  339. „Podział pracy bierze początek z wyodrębnienia najróżniejszych zawodów i stopniowo dochodzi aż do tego podziału, (który zachodzi naprzykład w rękodzielni, gdy kilku robotników bierze udział w wyrobie tego samego produktu“ (Storch: „Cours d’économie politique“, wydanie paryskie, tom I, star. 173). „U ludów, które wzniosły się na pewien-szczebel cywilizacji, znajdujemy trzy rodzaje podziału pracy: pierwszy, który nazwiemy — ogólnym, to rozróżnienie między wytwórcami rolników, rękodzielników i kupców; tyczy on trzech głównych gałęzi przemysłu narodowego; drugi, który możnahy nazwać specjalnym, jest dalszym podziałem każdego rodzaju przemysłu na odmiany..., wreszcie trzeci podział, który należałoby nazwać podziałem roboty lub też pracy w ściśle jazem znaczeniu — tego wyrazu, powstaje w obrębie poszczególnych zawodów i rzemiosł... który powstaje W większej części rękodzielń i warsztatów“ (Skarbek: „Theorie des richesses sociales. 2-me éd. Paris 1840“, tom I, str. 84, 85).
  340. W przypisie do 3-go wydania Engels wspomina o późniejszych, bardzo gruntownych studjach Marksa nad społeczeństwem pierwotnem. W innem miejscu, a mianowicie we wstępie do swego „Pochodzenia rodziny“, Engels podaje, że studja te wzbudziły w Marksie chęć opracowania wyników poszukiwań Morgana. Te właśnie poszukiwania, jak pisze dalej Engels w swym (przypisie, doprowadziły Marksa do wniosku że „nie rodzina pierwotna rozwinęła się w ród, lecz przeciwnie ród jest pierwotną, żywiołową formą społeczności ludzkiej, opartej na związkach krwi, tak ze różne formy rodziny rozwinęły się dopiero później na tle rozpoczynającego się rozkładu więzi rodowej“. K.
  341. Sir James Steuart najlepiej opracował tę kwestię. Jak mało znane jest jego dzieło, które o 10 lat wyprzedziło „Wealth of nations“ Adama Smitha, o tem możemy sądzić chociażby stąd, że wielbiciele Malthusa wcale nie wiedzą, że Malthus w pierwszem wydaniu swego „Prawa ludności“ wszystko niemal poza częścią czysto deklamacyjną ściągnął od Steuarta, a w mniejszym stopniu od klechów Wallace’a i Townsenda.
  342. „Pewna gęstość zaludnienia jest niezbędna zarówno dla życia społecznego, jak dla zrzeszenia sił wytwórczych, podnoszącego wydajność pracy“ (James Mill: „Elements of political economy. London 1881“, str. 50). „Gdy liczba robotników wzrasta, to siła wytwórcza społeczeństwa powiększa się w stosunku do tego wzrostu, pomnożonego przez wyniki podziału pracy“ (Th. Hodgskin: „Popular political economy“, str. 120).
  343. Wskutek wzmożonego popytu na bawełnę po roku 1861 w niektórych gęsto zaludnionych okręgach Indyj Wschodnich rozszerzono uprawę bawełny kosztem uprawy ryżu. Następstwem tego był głód w wielu miejscowościach, gdyż dla braku środków komunikacyjnych, a więc dla braku spójni fizycznej, niedobór ryżu w danym okręgu nie mógł być usunięty zapoimocą dowozu z innych okręgów.
  344. Tak naprzykład wyrób czółenek tkackich już w XVII wieku stanowił w Holandjii osobną gałęź przemysłu.
  345. „Czyż sukiennictwo angielskie nie jest podzielone na szereg działów lub gałęzi, z których każda ma siedzibę w jakiejś okolicy, gdzie jest uprawiana wyłącznie lub przeważnie: sukna cienkie w Somersetshire, sukna grube w Yorkshire, o szerokości podwójnej w Exeter, tkaniny jedwabne w Sudbury, krepy w Norwich, półwełniane w Kendal, kapy w Whitney, i t. d.?“ (Berkeley: „The querist, 1750“, § 520).
  346. A. Ferguson: „History of civil society. Edinburgh 1707“ cześć IV, rozdz. II, str. 285.
  347. We właściwych rękodzielniach, powiada Smith, podział pracy wydaje się większy, ponieważ, Judzie, zatrudnieni w różnych gałęziach pracy, częstokroć mogą być skupieni w tym samym warsztacie, tak że obserwator może ich jednocześnie zobaczyć. Natomiast w owych wielkich rękodzielniach (!), których celem jest zaspakajanie głównych potrzeb całego narodu, każda gałąź produkcji zatrudnia tak wielu robotników, że niepodobnaby ich zebrać w tym samym warsztacie... to też podział pracy nie jest tak oczywisty“ (A. Smith: „Wealth of nations“, t. I, r. I). [por. również: „Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów“, przekł. Oswalda Einfelda i Stefana Wolffa, — Biblj. Wyższ. Szk. Handl., Warszawa 1927, Tom I, str. 15, 16]. Słynny ustęp tego samego rozdziału, rozpoczynający się od słów: „Zwróćmy tylko uwagę na dobytek najprostszego rzemieślnika lub wyrobnika w cywilizowanym i pomyślnie rozwijającym się kraju i t. d.“ (tamże) [przekł. pol. str. 22] — i przedstawiający dalej, jak to najróżniejsze i niezliczone gałęzie przemysłu spółdziałają ze sobą dla zaspokojenia potrzeb zwykłego robotnika — jest niemal dosłownie przepisany z uwag B. de Mandeville’a do jego „Fable of the bees, or private vices, public benefis“ (pierwsze wydanie bez uwag w. r 1706, z uwagami w r. 1714).
  348. „Niema już nic takiego, co mogłoby nosić.miano wynagrodzenia naturalnego za pracę indywidualną. Każdy robotnik wytwarza jedynie część całości, a że żadna część sama przez się nie przedstawia wartości i użyteczności, przeto niema nic takiego, coby robotnik mógł wziąć i zawołać: oto mój wytwór,.zatrzymuję go dla siebie“ („Labour defended against the claims of Capital, London 1825“, str. 25). Autorem tej wybornej rozprawy jest cytowany już wyżej Th. Hodgskin.
  349. Przypis do 2-go wydania. Jankesi poznali w praktyce różnicę miedzy społecznym a rękodzielniczym podziałem pracy. Jednym z nowych podatków, spłodzonych w Waszyngtonie podczas wojny domowej, tuła akcyza C% od „wszystkich produktów przemysłowych“. Pytanie: co to jest produkt przemysłowy? Odpowiedź ustawodawcy: rzecz jest produktem, „gdy jest zrobiona“ (when it is made), a jest zrobiona, gdy jest gotowa do sprzedaży. A teraz jeden z wielu przykładów. Rękodzielnie Nowego Jorku i Filadelfii przedtem „wyrabiały” parasole z wszystkimi dodatkami. Ale parasol jest misterni compositum [mieszaniną] różnorodnych części składowych, które później stały się wyrobami odrębnych gałęzi produkcji, niezależnych od siebie i uprawianych w różnych miejscowościach. Ich wytwory cząstkowe wchodziły obecnie, jako samodzielne towary do rękodzielni parasoli, która tylko łączy je w jedną całość. Jankesi ochrzcili tego rodzaju produkty mianem „assembled articles“ [artykułów zbiorowych], na które one w istocie zasłużyły, jako „zbiory“ podatków, gdyż parasol „zbierał“ najpierw opłatę 6% od ceny każdej swej części, a później jeszcze 6% od swej własnej ceny zbiorowej.
  350. „Można przyjąć za ogólną zasadę, że im mniej władza kieruje podziałem „pracy w społeczeństwie, tem silniej rozwija się podział pracy w warsztacie i tem więcej podlega tam władzy jednostki. A więc, gdy chodzi o podział pracy, władza w społeczeństwie i władza w warsztacie pozostają względem siebie w stosunku odwrotnym“ (Karl Marx: „Misère de la philosophie. Paris 1847“, str. 130 i 131). [Przekład polski: „Nędza filozofji“ w „Pismach pomniejszych“, serja I, Paryż, 1886 r. str. 106].
  351. Lieut. Col. Mark Wilks: „Historical sketches of the South ot India. London 1810—1817“, tom I, str. 118—20. Dobre zestawienie różnych form spólnot hinduskich daje George Campbell: „Modern India. London 1852“.
  352. Tak proste były formy... spółżycia mieszkańców kraju od czasów niepamiętnych. Granice wiosek rzadko bywały zmieniane; a choć same wioski nieraz cierpiały od wojny, głodu, zarazy i nawet bywały niszczone, to jednak nazwa wioski, jej granice, jej interesy i nawet stanowiące ją rodziny trwały — przez wieki. Upadek królestw i ich podział niewiele trwożyły mieszkańców. Dopóki sama wioska jest niepodzielna, dopóty nie kłopoczą się oni o to, do jakiego państwa należą i jakiemu władcy podlegają. Wewnętrzna gospodarka wioski pozostaje niezmieniona“ (Th. Stamford Raffle, late Lieut. Gov. of Java: „The history of Java. London 1817“, tom II, str. 285).
  353. „Niedość, aby w społeczeństwie istniał kapitał (mowa tu właściwie o środkach utrzymania i środkach produkcji), niezbędny dla podziału rzemiosł na nowe gałęzie; trzeba ponadto, aby kapitał skupił się w rękach przedsiębiorców w masach dość znacznych, aby umożliwić to pracę na szeroką skalę... Im bardziej rozwija się podział pracy, tem znaczniejszy kapitał w narzędziach, surowcach i t. d. potrzebny jest do stałego zatrudniania tej samej liczby robotników“ (Storch: „Cours d’économie politique“, wydanie paryskie, tom I, str. 250, 251). „Koncentracja narzędzi produkcji i podział pracy są równie nierozłączne jak w dziedzinie ustroju politycznego nierozłączne są koncentracja władz państwowych i rozbieżność interesów prywatnych“ (Karl Marx: „Misère de la philosophie. Paris 1847“, str. 134). [Przekład polski: „Nędza filozofji“ w „Pismach pomniejszych“, serja I, Paryż, 1886 r., str, 108].
  354. Dugald Stewart nazywa robotników rękodzielniczych „żywemi automatami... używanemi do poszczególnych robót“ (Works, ed. by Sir W. Hamilton, Edinburgh 1855, tom III. „Lectures on political economy“. str. 318).
  355. Śród korali każde żyjątko jest faktycznie żołądkiem całej kolonji. Lecz ten żołądek zaopatruje ją w pokarm, podczas gdy patrycjusz rzymski był żołądkiem, zabierającym pokarm sobie.
  356. „Robotnik, który ma w ręku fach jakiś w całości, może wszędzie wykonywać swój zawód i zdobywać środki utrzymania; ale tamten (robotnik rękodzielniczy) jest już tylko dodatkiem, który, oderwany od swych spółtowarzyszy, traci wszelką zdolność i wszelką samodzielność, to też musi uznać za prawo, cokolwiek mu zechcą narzucić“ (Storch: „Cours d’économie politique. Éd. Pétersbourg, 1815“, tom I, str. 204).
  357. Pierwszy [majster w fabryce, mąż stanu, generał] może zyskać to, co drugi [robotnik, niższy urzędnik, żołnierz] traci“. (A. Ferguson. „History of civil society, Edinburgh 1767“ część IV, r. I, str. 281).
  358. „Uczony i robotnik wytwórczy daleko odbiegli od siebie, a wiedza, zamiast silę wytwórczą robotnika dla własnej jego korzyści pomnażać. prawie wszędzie mu się przeciwstawia... Wiedza staje się narzędziem, które można oddzielić od pracy i jej przeciwstawić“ (W. Thompson: „An inquiry into the principles of the distribution of wealth London 1824“ str. 274).
  359. A. Ferguson: „History of civil society. Edinburgh 1767“, część IV, r. I, str. 280.
  360. J. D. Tuckett: „A history of the past and present State of the labouring population. London 1846“, tom I, str. 149.
  361. A. Smith: „Wealth of nations“, ks. V, rozdz. I, ant. II. Jako uczeń A. Fergusona, który zbadał szkodliwe następstwa podziału pracy, A..Smith wyłożył punkt fen z wielką jasnością. We wstępie do swego dzieła, w którym on, zgodnie z planem dzieła, wychwala podział pracy, zlekka tylko napomyka o tem, że podział ten jest źródłem nierówności społecznych. Dopiero w piątej księdze, poświęconej dochodom państwa, cytuje on Fergusona. W „Misère de la philosophie“ wyłożyłem wyczerpująco związek historyczny, zachodzący (pomiędzy poglądami na podział pracy Fergusona, A. Smitha, Lemontey’a i Say’a, i tam również przedstawiłem po raz pierwszy rękodzielniczy podział pracy jako formę wyróżniającą kapitalistyczny tryb produkcji (str. 122 i nast.) [przekładu polskiego str. 102 i mast.].
  362. Już Ferguson powiedział w swej „History of civil society“ (część IV, rozdz. I, str. 281): „W czasach, gdy wszystko podlega podziałowi, samu nawet sztuka myślenia może stać się odrębnem rzemiosłem“.
  363. G. Garnier: tom V jego przekładu, str. 2—5.
  364. Ramazzini, profesor medycyny praktycznej w Padwie, ogłosił w r. 1713 swe dzieło „De morbis artificum“, przetłumaczone w r. 1781 na język francuski i przedrukowane w r. 1841 w „Encyclopédie des Sciences médicales, 7-me discours; auteurs classiques“. Okres wielkoprzemysłowy oczywiście bardzo rozszerzył jego katalog chorób robotniczych. Porównaj między innemi: „Hygiène physique et morale de l’ouvrier dans les grandes villes en général et dans la ville de Lyon en particulier. Par le dr. L. A. Fonterel, Parts 1858“, oraz „Die Krankheiten, welche verschiedenen Ständen, Altern unid GescMechtem eigentümlich sind. 6 Bände. Ulm 1860“. W roku 1854 Society of Arts wyznaczyła komisję śledczą w sprawie patologji przemysłowej. Wykaz dokumentów, zgromadzonych przez tę komisję, znajduje się w katalogu „Twickenham Economic Museum“. i Bardzo ważne są urzędowe „Reports on public health“. Zobacz wreszcie Eduard Reich, M. D.: „Ueber die Entartung des Menschen. Erlangen 1868“.
  365. D. Urquhart: „Familiar words. London 1855“, str. 119. Hegel miał wielce heretycki pogląd na podział pracy. „Mówiąc o ludziach wykształconych, mam na myśli przedewiszystkiem takich, którzy zdołają wykonać to wszystko, co inni czynią“ — twierdzi on w swej „Filozofji Prawa“.
  366. Tylko u profesorów niemieckich napotykamy naiwną wiarę w geniusz wynalazczy kapitalisty, którego dziełem ma być podział pracy. Naprzykład pan Roscher ofiarowuje „kilkakrotną płacę roboczą“ w dziękczynieniu swemu kapitaliście, z którego jowiszowej głowy wyskakuje gotowy podział pracy. Większe lub mniejsze zastosowanie podziału pracy zależy od długości trzosa kapitalisty, nie od wielkości jego genjuszu.
  367. Lepiej od Smitha dojrzeli kapitalistyczny charakter rękodzielniczego podziału pracy pisarze dawniejsi, jak Petty albo jak bezimienny autor „Advantages of east-India trade“ i t. d.
  368. Śród autorów nowożytnych wyjątek stanowią niektórzy pisarze 18-go wieku, którzy w sprawie podziału pracy wzorują się prawie wyłącznie na starożytnych, jak Beccaria i James Harris. Tak więc Beccaria mówi: „Doświadczenie poucza każdego, że kto wciąż wdraża rękę i umysł do tej samej racy i do tych samych wyrobów, ten osiąga wyniki łatwiejsze, obfitsze i lepsze, niż gdyby każdy oddzielnie sam sobie wytwarzał wszystko, co tylko mu potrzeba... W ten sposób dla powszechnej i prywatnej korzyści ludzie się dzielą na różne klasy i stany“ (Cesare Beccaria: „Elementi di ecconomia pubblica“, ed. Custodi, parte moderna, tom XI, str. 28). James Harris, późniejszy Earl of Malmesbury, słynny z „Diaries“, (dziennika) swego poselstwa do Petersburga, sam powiada w przypisie do swego „Dialogue concerning happiness, London 1741“, przedrukowanego później w „Three treatises etc. 3rd ed. London 1772“: „Całe uzasadnienie przyrodzonego charakteru społeczeństwa (a mianowicie na zasadzie podziału zajęć) jest zaczerpnięte z drugiej księgi Republiki Platona“.
  369. Tak naprzykład czytamy w Odysei, pieśń XIV, wiersz 228: „Ten to lubi, a inny czem innem się puszy“ [przekł. pol. Lucjana Siemieńskiego, Kraków 1873, str. 351], Archilochus zaś u Sextusa Empiricusa powiada: „Każdy odmienna robotą serce swe raduje“.
  370. „Wiele znał rzemiosł, a wszystkie znał źle“ [komiczny prostak Margites w poemacie, przypisywanym Homerowi]. Ateńczyk jako wytwórca towarów czuł swą wyższość nad Spartaninem, który na wojnie mógł wprawdzie rozporządzać ludźmi, ale nie pieniędzmi. Pogląd ten Tucydydes wkłada w usta Peryklesowi w mowie, w której ten podniecał Ateńczyków do wojny peloponeskiej: „Ci, którzy wytwarzają na własne potrzeby (auturgoi), raczej własnemu osobami skłonni są prowadzić wojnę, niż pieniędzmi“ (Tucydydes: „Dzieje wojny peloponeskiej“, ks. I, § 141). Jednak ideałem ich, nawet w dziedzinie produkcji materjalnej, była „autarkeia“ [gospodarka samostarczalna, produkująca na własne potrzeby], przeciwstawiająca się podziałowi pracy, „gdyż ten zapewnia zamożność, tamta zaś również i samodzielność“. Warto tu wspomnieć, że jeszcze w czasie upadku 30 tyranów nie było nawet 5.000 Ateńczyków pozbawionych własności ziemskiej.
  371. Platon wysnuwa podział pracy w społeczeństwie z wielostronności potrzeb i jednostronności uzdolnień jednostki ludzkiej. Jego zasadniczy punkt widzenia polega na tem, że robotnik musi przystosować się do roboty, nie zaś robota do robotnika, co byłoby nieodzowne, gdyby on wykonywał naraz różne rzemiosła, a więc jedno z nich jako główne, inne jako uboczne. „Wszakżeż robota nie zwykła czekać, aż robotnik, który ma ją wykonać, będzie miał czas wolny, lecz raczej om musi z konieczności brać się do roboty pilnie, a nietylko mimochodem? — Oczywiście. — A wytwarzać można obficiej, piękniej i lżej, jeżeli każdy to jedno tylko czyni, do czego jest zdolny, i czyni to we właściwym czasie, nie zaprzątając się innemi pracami“ („Respublica“, ks. II, rozdz. 12). Podobnież wypowiada się Tucydydes w „Historii wojny peloponeskiej“, ks. I, § 142: „Żegluga niemniejszą jest sztuką, niż cokolwiek innego, i w żadnym wypadku nie można jej traktować, jako zajęcie uboczne; raczej żadne zajęcie uboczne obok niej nie może być wykonywane“. Jeżeli robota, powiada Platon, ma czekać na robotnika, to częstokroć przemija krytyczny ornament produkcji, i robota się psuje. „Traci się czas właściwy dla pracy“. Tę samą ideę platońską odnajdujemy w proteście londyńskich właścicieli bielników przeciwko artykułowi ustawy fabrycznej, ustalającemu określoną porę obiadową dla wszystkich robotników. Ich przedsiębiorstwa nie mogą nagiąć się do potrzeb robotnika, ponieważ „żadna z czynności ogrzewania, przemywania, bielenia, maglowania, prasowania i barwienia nie może być.zatrzymana w określonej chwili bez obawy wyrządzenia szkody... Narzucanie jednoczesnej przerwy obiadowej dla całego personelu robotniczego może nieraz wystawić cenne materjały na niebezpieczeństwo zepsucia wskutek niezakończenia roboty“. Le platonisme où va-t-il nicher! [Gdzie to się zagnieździł platonizm!]
  372. Ksenofont opowiada, że otrzymywanie potraw ze stołu króla perskiego było nietylko zaszczytem, lecz również potrawy te były o wiele smaczniejsze niż inne. „Nic w tem niema dziwnego, gdyż jak wogóle umiejętności wszelkie są po wielkich miastach bardzo udoskonalone, tak też i potrawy na stół królewski są przyrządzone całkiem osobliwie. Albowiem w małych miasteczkach jeden i ten sam robi łóżka, drzwi, pługi, stoły; a nawet nieraz ten sam stawia domy i jest zadowolony, gdy znajdzie klientelę dostateczną dla swego utrzymania. Jest rzeczą ’niemożliwą, aby człowiek o tak różnych zajęciach wszystko czynił dobrze. Natomiast w wielkich miastach, gdzie każdy znajduje wielu nabywców, wystarcza jedno rzemiosło, aby utrzymać człowieka. Często nie trzeba nawet w tym celu znać całego rzemiosła: naprzykład jeden robi tylko trzewiki męskie, drugi kobiece. Niekiedy jeden.utrzymuje się wyłącznie z szycia butów, drugi z krajania skóry na buty; jeden przykrawa tylko materjał na suknie, drugi tylko zszywa kawałki. Rzecz nieunikniona, że im kto prostszą robotę wykonywa, tem lepiej może ją wykonać. Otóż tyczy to również i umiejętności gotowania“ (Ksenofont: „Cyropedja“, ks. VIII, rozdz. 2). Ksenofontowi idzie tu jedynie o dobroć wytwarzanej wartości użytkowej, choć wie on już o tem, że skala podziału pracy zależy od pojemności rynku.
  373. „On (Buzyrys) podzielił wszystkich na odrębne kasty... rozkazał, aby zawsze ci sami uprawiali te same rzemiosła, gdyż wiedział, że ci, którzy zmieniają zajęcie, nic gruntownie nie umieją; przeciwnie zaś ci, którzy trudnią się jednem tylko zajęciem, doprowadzają je do najwyższego stopnia doskonałości. W istocie przyznać musimy, że w sztukach i rzemiosłach Egipcjanie bardziej prześcignęli swych rywali, niż zazwyczaj mistrz prześciga partacza, i że urządzenia, zapomocą których utrzymują władzę króla i cały zarząd państwem, są tak wyborne, że najsłynniejsi filozofowie, gdy poczynają mówić o tem, ustrój Egiptu ponad inne wychwalają“ (Izokrates: „Buzyrys“, rozdz, 8).
  374. Por. Diodorus Siculus.
  375. Ure: „Philosophy of manufacture“, str. 20.
  376. Tyczy to bardziej Anglji niż Francji i bardziej Francji niż Holandji.
  377. Mill powinien był powiedzieć: „istocie ludzkiej, nie żyjącej z cudzej pracy“, albowiem maszyna z pewnością powiększyła liczbę wykwintnych próżniaków.
  378. Porównaj naprzykład Hutton: „Course of mathematics“.
  379. „Z tego punktu widzenia możemy przeciągnąć wyraźną granicę pomiędzy narzędziem a maszyną: motykę, miot, dłuto“ i t. d., systemy dźwigni i śrub, chociażby bardzo zawile, lecz poruszane silą ludzką... obejmujemy pojęciem narzędzia; podczas gdy zaliczamy do maszyn pług wraz z jego pociągową, silą zwierzęcą, wiatrak, młyn i t. d.“ (Wilhelm Schulz: „Die Bewegung der Produktion, Zürich 1843“, str. 38. Rozprawa, pod niejednym względem godna uznania).
  380. Już przed nim używano maszyn przędzalniczych, acz niedoskonałych, prawdopodobnie najpierw we Włoszech. Wogóle krytyczna historia technologji musiałaby wykazać, jak dalece żadnego wynalazku 18-go stulecia nie można w całości przypisać pojedynczemu wynalazcy. Dotychczas brak takiego dzieła. Darwin zwrócił uwagę na historję technologji naturalne], t. j. na kształtowanie organów roślin i zwierząt, jako narzędzi wytwórczych w życiu zwierzęcem i roślinnem. Czyż nie zasługuje na równie baczną uwagę historja organów wytwórczych człowieka społecznego, będących materjalną podstawą wszelkiej organizacji społecznej? I czynie — byłaby łatwiejsza, skoro., jak Vico twierdzi, historja ludzkości tem się różni od historii naturalnej, żeśmy pierwszą sarni robili, a drugiej nie? Technologia odsłania czynny stosunek człowieka do przyrody, bezpośredni proces tworzenia jego życia, a wiraż z tem również stosunków społecznych jego życia i wyrastającego z nich świata pojęć duchowych. Nawet wszelka historja religji, oderwana od tego materialnego podłoża, jest historją niekrytyczną. Doprawdy, o wiele łatwiej wykrywać zaipomocą analizy ziemską treść mglistych wyobrażeń religji, aniżeli odwrotnie z danych stosunków rzeczywistego życia wyprowadzać ich odbicie w niebiosach. Jedynie ta ostatnia metoda jest miaterjalistyczna, a więc naukowa. Słabe strony oderwanego materjalizmu przyrodniczego, nie uwzględniającego procesu historji, widoczne są choćby w oderwanych, ideologicznych poglądach jego rzeczników, ilekroć zapędzą się poza obręb swej specjalności.
  381. Zwłaszcza w pierwotnej formie krosna mechanicznego na pierwszy rzut oka, poznać można dawne ’krosno ręczne. W swej formie nowożytnej jest ono już zasadniczo zmienione.
  382. Dopiero około roku 1850 Anglja poczyna wytwarzać sposobem maszynowym coraz większa, część narzędzi maszyn roboczych, chociaż nie w tych samych fabrykach, które wyrabiają same.maszyny. Maszynami do wyrabiania tego rodzaju narzędzi mechanicznych są naprzykład autamatic bobbin making engine, card setting engine, maszyny wyrabiające taśmy tkackie, maszyny wykuwające wrzeciona dla przędzarek mulejowych i dla przędzarek o ruchu ciągłym.
  383. Mojżesz z Egiptu powiada: „Nie zawiążesz pyska wołowi młócącemu“. Natomiast chrześcijańscy filantropowie niemieccy chłopu pańszczyźnianemu, który był u nich siłą napędową w młynie, nakładali wielkie dyby z drzewa na szyję, aby nie mógł garści mąki do ust ponieść. [Powyższe zdanie Mojżesza znajduje się w Deuteronomium (25.4) a brzmi w przekładzie ks. Wujka: „Nie zawiążesz gęby wołowi, trącemu na bojowisku zboże twoje“. Tł.].
  384. Holendrzy musieli posługiwać się wiatrem, jako siłą napędową, poczęści z powodu małego spadku wód bieżących, poczęści w związku ze zwykłą u nich walką z zalewem lądu przez wodę. Wiatrak sam przybył do nich z Niemiec, gdzie wynalazek ten wywołał miłą walkę pomiędzy szlachtą, klerem i cesarzem o to, do kogo z nich trojga wiatr „należy“. W Niemczech mówiono, że wiatr przynosi poddaństwo, natomiast Holandji wiatr przyniósł wolność. Tu nie Holendra czynił on poddanym, lecz jemu ziemię poddawał. Jeszcze w r. 1836 12.000 wiatraków o sile 6.000 koni broniło dwóch trzecich kraju przed ponownem przekształceniem w błota.
  385. Została ona wprawdzie bardzo ulepszona przez Watta, jako tak zwana maszyna parowa o działaniu prostem, lecz i w tej formie pozostała poprostu maszyną do pompowania wody i solanki.
  386. „Połączenie tych wszystkich prostych narzędzi, wprawianych w ruch przez jeden motor, stanowi maszynę“ (Babbage; „On the economy of machinęry. London 1832“).
  387. John C. Morton w styczniu roku 1861 miał odczyt w „Society of Arts“ o „Siłach, stosowanych w rolnictwie“. Twierdził tam między inmemi co następuje: „Każde ulepszenie, które sprzyja niwelacji gruntu, ułatwia stosowanie maszyny parowej, jako źródła siły czysto mechanicznej... Siła końska jest niezbędna tam, gdzie kręte miedze i — inne przeszkody utrudniają jednostajną pracę. Przeszkody te zanikają <z dnia na dzień. W pracach, które wymagają więcej stosowania woli, a mniej rzeczywistej siły, można stosować jedynie siłę, nieustannie kierowaną przez umysł ludzki, innemi słowy — siłę ludzką“. Pan Morton sprowadza następnie siłę pary, siłę końską i siłę ludzką do jednostki mierzenia siły, pospolicie używanej przy maszynach parowych, t. j. wystarczającej do podniesienia 33.000 funtów o stopę w ciągu minuty, i oblicza koszt siły końskiej przy maszynie parowej na 3 pensy, a przy pracy końmi na 5½ pensa na godzinę. Następnie, koń, jeśli oszczędzamy jego zdrowie, nie powinien pracować dłużej niż osiem godzin na dobę. Zastosowanie maszyny parowej do uprawy ziemi pozwala na zaoszczędzenie w ciągu całego roku przynajmniej 3 koni na każdych 7, a koszt jej nie przenosi utrzymania owych 3 koni w ciągu tych 3—4 miesięcy, w których ciągu konie są rzeczywiście zużytkowane. Wreszcie siła parowa tam, gdzie może być stosowana do prac rolniczych, podnosi jakość roboty w porównaniu z siłą końską. Aby wykonać robotę maszyny parowej, trzebaby 66 robotników, których łączna płaca godzinna wyniosłaby 15 szylingów; aby wykonać pracę konia, trzebaby 32 ludzi, pobierających razem 8 szylingów na godzinę.
  388. Faulhaber w r. 1625, De Caus w r. 1618.
  389. Nowoczesny wynalazek turbiny uprzątnął liczne zapory, które dawniej tamowały przemysłową eksploatację sił wodnych.
  390. „W zaraniu przemysłu włókienniczego wybór miejscowości, w której powstawały fabryki, zależał od znalezienia potoku o dostatecznym spadku, aby poruszać koło wodne. A chociaż zaprowadzenie napędu wodnego było początkiem upadku przemysłu domowego, to jednak wobec konieczności umieszczania zakładów przemysłowych nad brzegami potoków, a często w dość — znacznej od siebie odległości, przemysł ten nosił raczej wiejski, aniżeli miejski charakter. Dopiero z chwilą, gdy siła pary zastąpiła siłę wody, fabryki skupiły się w miastach oraz w miejscowościach, gdzie węgieł i woda, potrzebne dla wytwarzania pary, znajdowały się w ilościach dostatecznych. Motor paro-wy jest rodzicem miast przemysłowych“ (A. Redgrave w „Reports of insp. of factories for 30th april 1866“ str. 36).
  391. Z punktu widzenia rękodzielniczego podziału pracy tkactwo było nie prostą, lecz raczej złożoną pracą rzemieślniczą, a stąd krosno mechaniczne jest maszyną, wykonywującą czynności bardzo zawiłe. Jest to wogóle błędne mniemanie, jakoby maszyna nowożytna z początku opanowywała takie czynności, które poprzednio zostały uproszczone przez rękodzielniczy podział pracy. Tkactwo i przędzalnictwo w okresie rękodzielniczym. podzieliły się na różne nowe odmiany, ich narzędzia zostały przekształcone i ulepszone, ale sam proces pracy, bynajmniej nie podzielony, pozostał rzemieślniczy. Nie praca, lecz środek pracy jest punktem wyjścia maszyny.
  392. Przed epoką wielkiego przemysłu sukiennictwo zajmowało naczelne miejsce w rękodzielnictwie angielskiem. To też w pierwszej połowie 18-go wieku w sukiennictwie dokonywano najwięcej eksperymentów. Doświadczenia, wykonywane nad wełną, przydały się bawełnie, której obróbka mechaniczna wymaga mniej mozolnych przygotowań. Później, odwrotnie, maszynowy przemysł wełniany szedł śladem maszynowego tkactwa i przędzalnictwa bawełnianego. Pojedyncze elementy sukiennictwa dopiero w ostatnich dziesięcioleciach zostały wcielone do systemu fabrycznego; przykładem czesanie wełny. „Zastosowanie siły mechanicznej do czesania wełny... bardzo rozpowszechnione od czasu wprowadzenia „czesarki“, zwłaszcza czesarki Listera... niewątpliwie pociągnęło za sobą bezrobocie wielu robotników. Dawniej czesano wełnę ręcznie, przeważnie w chacie czesaka. Dziś naogół czesanie odbywa się w fabryce, praca ręczna zaś stała się zbyteczna, prócz niektórych wyrobów, do których i dziś jeszcze wełna czesana ręcznie nadaje się lepiej. Wielu czesaków ręcznych znalazło zatrudnienie w fabrykach, lecz wytwór czesaka ręcznego jest tak nikły w porównaniu z wytworem maszyny, że wielka liczba czesaków pozostała bez roboty“ („Reports ot insp. of fact. for 31st october 1856“, str. 16).
  393. „Zasadą produkcji maszynowej... jest zastąpienie podziału pracy śród zatrudnionych rzemieślników przez rozkład samego procesu pracy na jego zasadnicze składniki“ (Ure: „Philosophy of manufacture“, str.20).
  394. Krosno mechaniczne w swej formie pierwotnej składa się głównie z drzewa, a ulepszone nowożytne — z żelaza. Jak bardzo stara forma środków produkcji z początku ciąży nad nową, o tem przekonywamy się między innemi przy powierzchownem bodaj, porównaniu nowożytnego krosna parowego z dawnem, lub nowożytnego miecha w odlewni żelaza z pierwszem niewymyślnem naśladownictwem mechainicznem zwykłego miecha. kowalskiego. Bardziej jeszcze uderzającym przykładem jest jedna, z poprzedniczek dzisiejszej lokomotywy, a mianowicie w swoim czasie poddawana próbom lokomotywa, która faktycznie miała parę. nóg i podnosiła je kolejno, jak koń. Dopiero z dalszym rozwojem mechaniki i z nagromadzeniem doświadczeń praktycznych maszyna przybiera formę, określoną Już wyłącznie przez zasady mechaniki, a więc zupełnie wyzwoloną z tradycyjnej postaci materialnej narzędzia, które rozwija się w maszynę.
  395. Cottongin [maszyna do odziarniania bawełny] Jankesa Eli Whitney’a aż do najnowszych czasów uległa w gruncie rzeczy mniejszym zmianom, niż którakolwiek z maszyn 18-go stulecia. Dopiero w latach pięćdziesiątych inny Amerykanin, p. Emery z Albany, New-York, prześcigną! maszynę Whitney’a dzięki ulepszeniu równie skutecznemu jak prostemu.
  396. Fourier nazywał istotną cechę każdego z okresów historji ludzkości „pivot“, czyli osią danego okresu. K.
  397. „The industry of nations. London, 1855“, część II, str. 239. Tam również czytamy: „Chociaż ten dodatek do tokarni jest prosty i napozór błahy, to jednak nie wpadniemy, zdaniem naszem, w przesadę, stwierdzając, że pod względem swego wpływu na rozpowszechnienie i ulepszenie maszyn równać się może z ulepszeniami samej maszyny parowej, dokonanemi przez Watta. Wprowadzenie go przyczyniło się odrazu do udoskonalenia wszelkich maszyn i do potanienia ich, oraz stało się bodźcem do dalszych wynalazków i ulepszeń“.
  398. Jedna z takich maszyn w Londynie do wykuwania paddle-wheel shafts [wały do kół parowców] nosiła imię Thora [Thor u starożytnych Germanów był bogiem burzy, uzbrojonym w straszliwy młot do krzesania piorunów. K.]. Młot ten wykuwa wały 16½tonnowej wagi z taką samą łatwością, jak kowal podkowę.
  399. Maszyny do obróbki drzewa, które dają się zastosować i na małą skalę, są przeważnie wynalazkiem amerykańskim.
  400. Kapitalisty wogóle wiedza „nic“ nie kosztuje, co wcale mu nie przeszkadza ją wyzyskiwać. Kapitał przyswaja sobie „cudzą“ wiedzę, tak samo jak cudzą pracę. Ale przyswojenie „kapitalistyczne“, a przyswojenie „osobiste“, czy to wiedzy, czy to materialnego bogactwa — są to rzeczy całkiem różne, nic wspólnego ze sobą nie mające. Sam nawet Dr. Ure uskarżał się na zupełną ignorancję w dziedzinie mechaniki swych kochanych fabrykantów, eksploatujących maszyny, Liebig zaś opowiadał o skandalicznej nieznajomości chemji u angielskich fabrykantów wyrobów chemicznych.
  401. W pierwszem francuskiem wydaniu „Kapitału“ (Paris, Lachâtre, 1873), następują tu jeszcze słowa, których brak we wszystkich wydaniach niemieckich: „Czy użycie maszyn zaoszczędza więcej pracy, niż kosztują ich budowa i utrzymanie“. Tł.
  402. Ricardo kładzie niekiedy tak silny nacisk na tę stronę działania maszyn (której zresztą nie wyjaśnia, podobnie jak nie wyjaśnia różnicy pomiędzy procesem pracy a procesem wytwarzania wartości), że chwilami nawet zapomina o tej cząstce wartości, którą maszyny przenoszą na wytwór, i całkiem utożsamia maszyny z siłami przyrody. Naprzykład: „Adam Smith nie zapoznaje bynajmniej doniosłości usług, które nam świadczą siły przyrody oraz maszyny, lecz bardzo trafnie ocenia rodzaj wartości, której one przysparzają towarom... albowiem, skoro pełnią one swą służbę bezpłatnie, to pomoc, którą nam okazują, nic nie dołącza do wartości wymiennej“ (Ricardo: „Principles of political economy 3rd ed. London 1821“, str. 336, 337). [Przekład polski dr. M. Bornsteinowej, Warszawa, r. 1919, str 227], Uwaga Ricarda jest oczywiście słuszna, gdy skierowana jest przeciw Say’owi, który wyobraził sobie, że „usługi“ maszyn polegają na tem, iż stwarzają one wartość, stanowiącą część „zysku“.
  403. Przypis Engelsa do 3-go wydania: „Koń mechaniczny równy jest sile 33.000 stopofuntów na minutą, t. j. sile, wystarczającej do podniesienia w ciągu minuty 33 tysięcy funtów na wysokość jednej stopy [angielskiej], lub też jednego funta na wysokość 33 tysięcy stóp. O tym właśnie koniu mechanicznym mowa powyżej. W potocznym języku interesów, a gdzieniegdzie i w cytatach niniejszego dzieła, odróżniamy w tej samej maszynie konie „nominalne“ od „handlowych“ ożyli „wskaźnikowych”. Stary czyli nominalny koń mechaniczny bywa wyliczany wyłącznie na zasadzie skoku tłoka i średnicy cylindra, z zupełnem pominięciem ciśnienia pary i prędkości tłoka. Oznacza to faktycznie, że dana maszyna miałaby siłę naprzykład 50 koni, gdyby ciśnienie pary było tak niskie i prędkość tłoka talk nieznaczna, jak za czasów Boultona i Watta. Ale od owych czasów oba te czynniki wzrosły potężnie. Aby zmierzyć siłę mechaniczną, którą maszyna istotnie dziś rozwija, wynaleziono „wskaźnik“, ’który wskazuje ciśnienie pary. Prędkość tłoka daje — się stwierdzić z łatwością. W ten sposób miarą „wskaźnikowej“ czyli „handlowej“ siły mechanicznej maszyny jest formuła matematyczna, uwzględniająca jednocześnie średnicę cylindra, skok, prędkość tłoka i ciśnienie pary. Formuła ta wskazuje, ile razy w ciągu minuty maszyna rzeczywiście wykonywa pracę równą 33 tysiącom stopofuntów. To też nominalny koń mechaniczny może się równać 3, 4, a nawet 5 koniom mechanicznym rzeczywistym czyli wskaźnikowym. Tyle dla wyjaśnienia różnych cytat późniejszych“. — Engels stosuje tu angielski sposób obliczania. W krajach o metrycznym systemie miar koń mechaniczny oznacza siłę, zdolną do podniesienia 75 kilogramów na wysokość jednego metra w ciągu sekundy. Siła wskaźnikowa różni się nietylko od nominalnej, ale również od rzeczywistej, efektywnej. Siła wskaźnikowa jest to, jak Engels podaje, wyliczona zdolność działania maszyny, natomiast siła rzeczywista jest tą, którą maszyna rozwija faktycznie, po przezwyciężeniu tarcia wewnętrznego i innych przeszkód. K.
  404. Czytelnik, nasiąkły — pojęciami kapitalistycznemi, zdziwi się naturalnie, że opuszczono tu „procent“, który maszyna dołącza do wytworu w stosunku do swej wartości, jako kapitału. Nietrudno jednak pojąć, że skoro maszyna, narówni zresztą z pozostałemi częściami składowemi kapitału stałego, nie wytwarza nowej wartości, to również nie może dołączyć jej pod nazwą „procentu“. Jest również jasne, że skoro mówimy tu o wytwarzaniu wartości dodatkowej, to nie możemy żadnej jej cząstki zakładać zgóry pod nazwą „procentu“. Kalkulacja kapitalistyczna, która na pierwszy rzut oka wydaje się niedorzeczna i przeciwna prawom powstawania wartości, będzie wyjaśniona w trzeciej księdze niniejszego dzieła.
  405. Składowa część wartości wytworu, dołączana doń przez maszynę, zmniejsza się zarówno względnie ja-k absolutnie tam, gdzie maszyna wypiera konie i wogóle bydło robocze, używane wyłącznie jako siła pociągowa, ale nie jako maszyny, służące dla przemiany materji. Zauważmy mimochodem, że Kartezjusz, ze swem określeniem zwierząt, jako maszyn tylko, patrzał na nie oczyma okresu rękodzielniczego, w przeciwstawienlu do średniowiecza, które w zwierzęciu widziało pomociniika człowieka, podobnie jak później pan v. Haller w swej „Restauration der Staatswissenschaften“. Że Kartezjusz, podobnie jak Bakom, rozpatrywał zmianę sposobu produkcji oraz faktyczne opanowanie przyrody przez człowieka, jako następstwo zmienionej metody myślenia — o tem świadczy choćby jego „Discours de la méthode“, gdzie między innemi czytamy: „Jest rzeczą możliwą“ (zapomocą metody, wprowadzonej przezeń do filozofii) „dojść do wiadomości, życiowo bardzo użytecznych, i w przeciwieństwie do owej filozofji spekulatywnej, którą wykładają w szkołach, możemy dojść do filozofii praktycznej, dzięki której, znając silę i działanie ognia, wody, powietrza, gwiazd i innych otaczających nas ciał tak dokładnie, jak poznajemy różne roboty naszych rzemieślników, będziemy mogli wten sam sposób korzystać z nich dla wszelkiego użytku, który jest im właściwy, i stać się przez to niejako panami! władcami przyrody“, oraz w ten sposób „przyczynić się do udoskonalenia życia ludzkiego“. Sir Dudley North w przedmowie do swych „Discourses upon trade“ (r. 1691) twierdzi, że metoda Kartezjusza, zastosowana do ekonomji politycznej, dała początek wyzwoleniu jej ze starych baśni i zabobonnych pojęć o pieniądzu, handlu itd. Naogół jednak ekonomiści angielscy wczesnego okresu byli zwolennikami filozofii Bakona i Hobbesa, natomiast później Locke stał się urzędowym filozofem ekonomji politycznej w Anglji, we Francji i we Włoszech.
  406. Według sprawozdania rocznego Izby Handlowej w Essen (paźdz. 1863) w r. 1862 stalownia Kruppa zapomocą swych 161 pieców do wytapiania, hartowania i cementowania stali, 32 maszyn parowych (tyleż mniej więcej maszyn parowych miał Manchester w r. 1800) i 14 młotów parowych, razem przedstawiających siłę 1236 koni mechanicznych, 49 kuźni, 203 maszyn narzędziowych i około 2.400 robotników — wyprodukowała około 13 milionów funtów stali zlewnej. Marny więc tu niespełna 2 robotników na 1 konia mechanicznego.
  407. Babbage wylicza, że na Jawie sarno tylko wyprzędzenie bawełny dołącza 117% do jej wartości. W tym samym czasie (r. 1832) w Anglii, przy wyrobie cienkiej przędzy, łączna wartość pracy i maszyn dołączała 33% do wartości materjału surowego („On the economy of machinery London 1832“, str. 214).
  408. Ponadto druk maszynowy zaoszczędza farby.
  409. Por. „Paper read by dr. Watson, reporter on Products to the Government of India, before the Society of Arts, 17 april 1860“.
  410. „Ci niemi działacze są zawsze wytworem znacznie mniejszej pracy niż ta, którą zastępują, nawet jeżeli przedstawiają tę samą wartość pieniężną“ (Ricardo: „Principles of political economy. 3rd edition. London 1821“, str. 40). [Przekład polski dr. M. Bornsteinowej. Warszawa, r. 1919, str. 26, 27].
  411. Przyp. do 2-go wydania. To też w społeczeństwie komunistycznem maszyna miałaby zupełnie inny zakres zastosowania, aniżeli w społeczeństwie burżuazyjnem.
  412. „Przedsiębiorcy nie chcieli niepotrzebnie utrzymywać dwóch zmian dzieci poniżej lat 13... Istotnie, przemysłowcy jednej kategorii; właściciele przędzalń wełny, faktycznie rzadko kiedy zatrudniają dziatwę poniżej lat 13, czyli półdniówkowych. Wprowadzili oni nowe i udoskonalone maszyny różnych rodzajów, co uczyniło zbytecznem zatrudnienie dzieci (t. j. poniżej lat 13). Jako przykład zmniejszenia liczby dzieci przytoczę pewien proces pracy, przy którym. dzięki dołączeniu do istniejących maszyn przyrządu, zwanego wiązalnią, robota 4 lub 6 półdniówkowych — w zależności od rodzaju danej maszyny — może być wykonana przez jednego robotnika młodocianego (t. j. powyżej lat 13).... System półdniówkowy był bezpośrednim bodźcem do wynalezienia wiązalni“ („Reports of insp. of fact, for 31st october 1858“).
  413. „Maszyny często nie mogą być stosowane, zanim się praca (autor ma tu na myśli właściwie płacę) nie podniesie“ (Ricardo: „Principles of political economy. 3rd ed. London 1821“, afer. 579. [Przekład polski dr. M. Bornsteinowej, Warszawa, r. 1919, sfer. 322].
  414. Patrz: „Report of the Social Science Congress at Edinburgh. October 1863“.
  415. W czasie kryzysu bawełnianego, towarzyszącego amerykańskiej wojnie domowej, rząd angielski wysłał dr. Edwarda Smitha do Cheshire Lancashire i t. d., dla zbadania stanu zdrowia robotników przemysłu bawełnianego. Komunikuje on między innemi, że pod względem, zdrowotnym kryzys był pod wielu względami korzystny, niezależnie nawet od usunięcia robotników z atmosfery fabryk. Robotnice teraz dopiero znalazły czas i możność karmienia dzieci piersią, przedtem zaś zatruwały je kordiałem Godfrey'a (preparatem opjumowym). Znalazłyby czas, aby nauczyć się gotować. Niestety, ich sztuka kucharska przypadła na moment, gdy nie miały co jeść. Ale z tego się okazuje, jak dalece kapitał w celu pomnażania swej wartości zagarnia pracę rodzinną, potrzebną dla spożycia. Skorzystano również z kryzysu, aby w szkołach szycia uczyć szyć córki robotników. Trzeba było rewolucji amerykańskiej i kryzysu światowego, aby dziewczęta robotnicze, przędące dla świata całego, nauczyły się szyć!
  416. „Liczba robotników powiększyła się bardzo dzięki wzrastającemu zastępowaniu pracy męskiej przez kobieca i głównie pracy dorosłych przez pracę dziecięcą. Trzy dziewczynki trzynastoletnie, z płacą tygodniową 6—8 szylingów, zastępują mężczyznę w wieku dojrzałym, pobierającego 18—45 szylingów tygodniowo“ (Th. de Quincey: „The logic of political economy. London 1845“, str. 147, przyp.). Ponieważ niektóre funkcje rodziny, naprzykład doglądanie i karmienie dzieci, nie mogą być w zupełności zniesione, więc matki, zabierane rodzinom przez kapitał, muszą najmować częściowe bodaj zastępstwo. Roboty, służące spożyciu domowemu, jak szycie, cerowanie i t. d., muszą być zastąpione przez kupno towarów gotowych. Zmniejszonemu wydatkowaniu pracy domowej odpowiada więc zwiększony wydatek pieniężny. To też koszt utrzymania rodziny robotniczej wzrasta i dorównywa zwiększonemu dochodowi. Przytem oszczędność i celowość w przygotowywaniu środków utrzymania stają się niemożliwe. Bogatego materiału do sprawy tej, przemilczanej przez oficjalną ekonomję polityczną, dostarczają „reports“ inspektorów fabrycznych, „Children’s Employment Commission“, a zwłaszcza „Reports on Public health“.
  417. W przeciwstawieniu do tej wielkiej zdobyczy dorosłych robotników-mężczyzn w ich walce z kapitałem, którą było ograniczenie pracy kobiet i dzieci w fabrykach angielskich, znajdujemy w świeżych nawet raportach „Children’s Employment Commmission“ prawdziwie oburzające i przypominające handel niewolnikami fakty frymarczenia własnemu dziećmi przez rodziców robotniczych. Ale z tych samych sprawozdań widać, że faryzeusz kapitalistyczny uskarża się ma owo barbarzyństwo, przez niego samego stworzone, uwiecznione, eksploatowane i.zazwyczaj chrzczone mianem „wolności pracy“. „Przywołano na pomoc pracę dzieci... musiały odtąd pracować na swój chleb powszedni. Nie mając ani sil do tak ciężkiej pracy, ani wskazówek na dalszą drogę życia, zostały one wpędzone w warunki zarówno fizycznie, jak moralnie zgubne. Historyk żydowski, opisujący.zburzenie Jerozolimy przez Tytusa, czyni uwagę, że nic dziwnego, iż uległa ona tak strasznemu zniszczeniu, skoro pewna wyrodna matka, poświęciła własne dziecko, aby uwolnić się od mąk głodu“ („Public economy concentrated. Carlisle 1833“, str. 56).
  418. A. Redgrave w „Reports of insp. ot fact. for 31st october 1858“ str. 40, 41.
  419. „Children's Emiployment Commission. 5th report. London 1866“, str. 81, n. 31. [Engels w 4-em wydaniu zaznacza, że jedwabnictwo w Bethnal Green obecnie prawie zupełnie upadło].
  420. „Children's Employment Commission. 3rd report Landom 1864“ str. 53, n. 15.
  421. Tamże, 5th report, str. XXIII, n. 137.
  422. „Sixth report on Public Health. London 1864“, str. 34.
  423. „Ponadto (ankieta z r. 1861) ...wykazała, że w warunkach opisanych powyżej z jednej stromy dzieci giną z.powodu zaniedbania i nieładu w gospodarstwie domowem, będącego następstwem pracy ich matek, a z drugiej strony matki zatracają w zastraszającym stopniu uczucia macierzyńskie względem swego potomstwa. Mało je obchodzi zazwyczaj śmierć ich dzieci, a nawet niekiedy... stosują środki, bezpośrednio ją sprowadzające“ (tamże).
  424. Tamże, str. 454.
  425. Tamże, str. 454—463. „Reports by dr. Henry Julian Hunter on the excessive mortality of infants in sonie rural districts ot England“
  426. Tamże, str. 35, 455, 456.
  427. Tamże, str. 456.
  428. Także i śród dorosłych robotnik ów i robotom c zarówno przemysłowych, jak rolniczych okręgów Anglji szerzy się nałóg opjum. „Niektórzy przedsiębiorczy hurtownicy... stawiają sobie za cel rozwinięcie sprzedaży preparatów opjum. Opjum uchodzi śród kupców kolonialnych za najważniejszy artykuł sprzedaży“ (tamże, str. 450). Niemowlęta, karmione przetworami opjum, zaczynają przypominać „pomarszczonych staruszków, albo też wykrzywiające się małpki“ (tamże, str. 460). Tak mszczą się nad Anglją Indje oraz Chiny.
  429. Tamże, str. 37.
  430. „Rep. of insp. ot fact. for 31st october 1862“, str. 59. Ten inspektor fabryczny był poprzednio lekarzem.
  431. Leonbard Horner w „Reports ot insp. of fact for 30th june 1857“, str. 17.
  432. Ten sam w „Reports of insp. of fact. tor 31st october 1855“ str 18, 19.
  433. Sir John Kincaid w „Reports of insp. of fact. for 31st october 1858“, str. 31, 32.
  434. Leonhard Horner w „Reports etc. for 31st october 1857“, str. 17, 18.
  435. Sir J. Kincaid w „Reports etc. for 31st october 1856“, str. 66.
  436. A. Redgrave w „Reiports of insp. of factories for 31st october 1857“, str. 41, 42. W tych gałęziach przemysłu angielskiego, na które oddawna rozciąga się właściwy Factories Act [ustawia fabryczna] (a nie Printworks Act [ustawa o drukarniach], o którym właśnie mowa była w tekście), trudności, przeszkadzające stosować ustawę o wychowaniu, zostały w ostatnich latach do pewnego stopnia przezwyciężone. Natomiast w gałęziach przemysłu, tnie podlegających ustawie fabrycznej, panują jeszcze poglądy, które J. Geddes, fabrykant szkła, wyłuszczył White’owi, członkowi komisji śledczej, w słowach następujących: „Według mego sądu o rzeczy, większa oświata, z której w ostatnich latach korzysta część klasy robotniczej, jest szkodliwa. Jest niebezpieczna, gdyż czyni ją zbyt niezależną“ („Children’s Employment Commission, 4th report. London 1865“, str. 253).
  437. „Pan E., fabrykant, objaśnił mi, że przy swych mechanicznych warsztatach tkackich zatrudnia wyłącznie kobiety; oddaje przytem pierwszeństwo kobietom zamężnym, a zwłaszcza mającym w domu rodzinę, będącą na ich utrzymaniu. Są one o wiele uważniejsze i uleglejsze o>d niezamężnych, muszą też pracować z najwyższem natężeniem sił, aby zarobić na niezbędne środki utrzymania. W ten sposób cnoty, właściwe charakterowi kobiety, są obracane na jej szkodę, a to wszystko, co stanowi moralność i wdzięk jej natury, staje się przyczyną jej niewoli i cierpień“. („Ten hours’ factory bill. The speech of lord Ashley. 15th march. London 1844“, str. 20).
  438. „Od chwili, gdy wprowadzono wszędzie kosztowne maszyny, człowiek został zmuszony do pracy, przewyższającej o wiele jego przeciętną siłę“ (Robert Owen: „Observations on the effects of the manufacturing system. 2nd ed. London 1817“).
  439. Anglicy, którzy skłonni są utożsamiać pierwsze przejawy danego zjawiska z jego przyczyną, często doszukują się przyczyny długiego dnia roboczego w fabrykach w herodowem porywaniu dziatwy z domów roboczych i z przytułków sierot, uprawianem przez kapitał w zaraniu systemu fabrycznego dla zdobycia sobie uległego materjału ludzkiego. Tak naprzykład Fielden, sam będący fabrykantem angielskim, powiada: „Jest rzeczą oczywistą, że przyczyną przedłużenia czasu pracy było zaofiarowanie wielkiej liczby bezdomnych dzieci z różnych okolic kraju, co uniezależniło majstrów od podaży rąk roboczych, oraz że gdy zwyczaj ten raz się ustalił dzięki nędznemu materjałowi ludzkiemu, który się dostał majstrom w ten sposób, nietrudno im było narzucić zwyczaj ten swoim sąsiadom“ (J. Fielden: „The cuirse of the factory system, London 1836“, str. 11). Co zaś tyczy pracy kobiecej, to inspektor fabryczny, Saunders, w swem sprawozdaniu za rok 1844 tak się o niej wyraża: „Śród robotnic są kobiety, które przez wiele tygodni z rzędu, z wyjątkiem niewielu tylko dni, pracują od 6-ej rano do 12-ej w nocy, z niespełna dwugodzinną przerwą obiadową. W ten sposób przez 5 dni w tygodniu, z 24 godzin pozostaje im tylko 6 na drogę do roboty i z powrotem do domu i na wypoczynek w łóżku“.
  440. Marks na marginesie swego osobistego egzemplarza 1-go wydania dopisał: Tyczy to również innych wydatków, związanych z utrzymaniem maszyny. Naprzykład: „Każdy fabrykant wie, że skoro trzeba rozpalić ogień pod kotłem maszyny parowej, to koszt jest ten sam przy wytworzeniu pary na 3, czy też na 4 godziny... dzięki temu (koleje) osiągają drobną oszczędność opału przy przebywaniu znacznych odległości“ („Royal commission on Railways. London 1867“, Evidence 175). K.
  441. „Bezczynność maszyn wyrządza szkodę ich ruchomym i delikatnym częściom metalowym“ (Ure: „Philosophy of manufacture“, str. 28).
  442. Wspomniany już powyżej „Manchester Spinner“ („Times“ z 26 list. 1862 r.) śród kosztów maszyny wylicza: „Mają one (odpisy na zużycie maszyn) na celu również pokrycie strat, które powstają wciąż stąd, że maszyny, zanim jeszcze zużyją się faktycznie, już są wypierane przez maszyny nowe, o lepszej konstrukcji“.
  443. „Obliczono, że budowa pierwszego egzemplarza świeżo wynalezionej maszyny kosztuje, z gruba biorąc, mniej więcej pięć razy tyle, co budowa następnego“ (Babbage: „On the economy of machinery, London 1832“, str. 2“).
  444. „W ostatnich paru latach poczyniono tak liczne i doniosłe ulepszenia w fabrykacji tiulu, że maszyna w dobrym stanie, o pierwotnej cenie 1,200 f. szt., po paru latach bywała sprzedawana za 60 funtów... Ulepszenia następowały jedne za drugiemi z taką szybkością, że przerywano budowę niewykończonych maszyn, gdyż okazywały się już przestarzałe wobec nowych wynalazków“ (tamże, str. 233). W tym okresie raptownego wzrostu fabrykanci tiulu rozciągnęli dawny 8-godzinny czas pracy na całą dobę, przy 2 zmianach personelu.
  445. „Jest rzeczą oczywistą, że śród przypływów i odpływów rynku, śród kolejnego kurczenia się i rozszerzania się popytu, przemysłowcy znajdują nieraz możność zastosowania nowego kapitału obrotowego bez stosowania nowego kapitału zakładowego... a to wtedy, gdy dodatkowe ilości surowca mogą być przerobione bez dodatkowego wydatku na budowle i maszyny“ (R. Torrens: „On wages and combination. London 1834“, str. 63)
  446. .Wspominam w tekście o tej okoliczności tylko dla pełni wykładu, gdyż zresztą dopiero w trzeciej księdze rozpatruję stopę zysku, czyli stosunek wartości dodatkowej do całości wyłożonego kapitału.
  447. Senior: „Letters on the Facitory Act. London 1837“, str. 13, 14.
  448. „Znaczna przewaga kapitału zakładowego nad obrotowym... czyni pożądanym długi dzień roboczy“, w miarą wzrostu rozmiarów maszyn i t. d. „motywy przedłużania dnia roboczego zyskują na mocy, gdyż jest to jedyny sposób, aby jak największa część kapitału zakładowego przynosiła zyski“ (tamże, str. 11—13). „Każda fabryka ma rozmaite wydatki, których wielkość nie zmienia się przez to, że fabryka dłużej lub krócej pracuje, naprzykład czynsz za budynki, podatki państwowe i lokalne, ubezpieczenie od ognia, płace różnych robotników stałych, zużycie maszyn obok różnych innych ciężarów, które wzrastają w stosunku do zysku w miarę zmniejszenia się produkcji“ („Raports of insp. of fact. for 31st october 1862“, str. 19).
  449. Dopiero w pierwszych działach trzeciej księgi dowiemy się, dlaczego ta sprzeczność wewnętrzna nie dochodzi do świadomości pojedynczego kapitalisty, a więc i do świadomości ekonomji politycznej, stojącej, na jego punkcie widzenia.
  450. Jest to jedna z wielkich zasług Ricarda i Sismondiego, iż pojęli maszynę nietylko jako środek wytwarzania towarów, lecz również jako rodek wytwarzania „redundant population“ [nadmiaru ludności].
  451. F. Biese: „Die Philosophie des Aristoteles. Berlin 1842“, tom II, str. 408.
  452. Przytaczam wiersz ten w tłumaczeniu Stolberga, gdyż na równa z podanemi już cytatami o podziale pracy charakteryzuje dobrze przeciwieństwo pomiędzy poglądami starożytności i naszych czasów.

    „Schonet der mahlenden Hand, o Mühlerinnen, und schlafet
    Sanft! es verkünde der Hahn euch den Morgen umsonst!
    Däo hat die Arbeit der Mädchen dem Nymphen befohlen,
    Und itzt hüpfen sie leicht über die Räder dahin,
    Dass die erschütterten Achsen mit ihren Speichen sich wälzen,
    Und im Kreise die Last drehen des walzenden Steins.
    Lasst uns lebem das Leben der Väter, und lasst uns der Gaben
    Arbeitslos uns freun, welche die Göttin uns schenkt.“


    [„Oszczędzajcie swych rączek, o młynareczki, i śpijcie
    Słodko! Niechaj wam kogut napróżno zwiastuje poranek!
    Deo dziewcząt robotę nimfom wodnym zleciła,
    Które stopy lekkiemi skaczą po kołach u młyna,
    Osie wśród wstrząsów się wiercą, i obracają się szprychy.
    Z niemi ciężkie kamienie obracają się wokół.
    Żyjmy jak żyli ojcowie, cieszmy się śmiało darami,
    Które bogini łaskawa bez pracy naszej nam zsyła“],

    („Gedichte ans Griechischem übersetzt von Christian Graf au Stolberg. Hamburg 1782“).

  453. W przypisie do francuskiego wydania Marks czyni następującą uwagę: „Rozumiem przez słowo „intensyfikacja”, te czynności, których skutkiem jest podniesienie natężenia siły roboczej. K.
  454. Naturalnie, zachodzą wogóle różnice pomiędzy intensywnością pracy w różnych gałęziach produkcji. Różnice te, jak to już A. Smith wykazał, częściowo równoważą się dzięki odrębnym warunkom, właściwym każdej gałęzi pracy. Ale różnice te wpływają na czas pracy jako na miernik wartości o tyle tylko, o ile wielkość ekstensywna i wielkość intensywna występują jako przeciwstawne i wzajemnie się wykluczające wyrazy tej samej ilości pracy.
  455. Autor zamierzał tu oczywiście powiedzieć „11/5 godziny“, jak w następnem zdaniu. Tł.
  456. Zwłaszcza zapomocą płac akordowych, które będą rozpatrzone w szóstym dziale.
  457. Patrz „Reports of Insp. of fant. for 31st october 1865“.
  458. „Reports of insp. of fart. for 1844 and the quarter ending 30th april 1845“, str. 20, 21.
  459. Tamże, str. 19. Ponieważ stawki akordowe pozostały bez zmiany, więc wysokość zarobku tygodniowego zależała od ilości wytworu.
  460. Tamże, str. 22.
  461. Tamże, str. 21. W powyższych doświadczeniach czynnik moralny odegrał wybitną rolę. Robotnicy mówili do inspektora fabrycznego: „Pracujemy gorliwiej, mając zawsze przed oczyma nagrodę, jaką jest o godzinę wcześniejsze pójście do domu wieczorem. W całej fabryce od najmłodszego przy kręć acz a do najstarszego robotnika panuje nastrój.pracy żwawej i raźnej, i możemy skuteczniej pomagać sobie wzajemnie przy pracy“ (tamże).
  462. John Fielden: „The curse of the factory system, London 1836“, str. 32.
  463. Mila angielska, o której tu mowa, równa się 1.760 jardom, wzgląd nie 1.609 metrom. Tł.
  464. We francuskiem wydaniu „Kapitału“ (Paris, Lachatre. 1873, ocenić trud dnia pracy, str. 178) następują tu jeszcze wyrazy: „Ażeby ocenić trud dnia pracy, należy jeszcze wziąć pod uwagę konieczność odwracania ciała cztery lub pięć tysięcy razy w kierunkach przeciwnych, jak również ciągłego schylania się i prostowania się“. Przypis (3) do tego ustępu brzmi: „Mowa o przędzarzu, pracującym jednocześnie na dwóch przędzarkach mulejowych ustawionych naprzeciwko siebie“. Tł.
  465. Lord Ashley: „The ten hours factory bill. Speech of the 15th march. London 1844“, str. 6—9, passim.
  466. „Reports of insp. of fact. for quarter ending 30th september 1844, and from 1st october 1844 to 30th april 1845“, str. 20.
  467. Tamże, str. 22.
  468. „Reports of insp. of fact. for 31st october 1862“, str. 62.
  469. Zmieniło się to w „parliamentary return“ z r. 1862, gdzie rzeczywiste konie mechaniczne [por. przyp. 109a, str. 394] nowożytnych maszyn parowych i kół wodnych zajęły miejsce nominalnych, a poczęto też odróżniać wrzeciona podwójne [do skręcania] od właściwych wrzecion przędzalniczych (czego nie czyniono w „returns“ z lat 1839, 1850 i 1856); również podana jest ilość czesarek „gigs“ w fabrykach sukna oraz odróżnione zostały fabryki, przerabiające jutę i konopie od przerabiających len; wreszcie po raz pierwszy — uwzględnione zostało w sprawozdaniu pończosznictwo.
  470. „Reports of insp. of fact. for 31st october 1856“, str. 11.
  471. Tamże, str. 14, 15.
  472. W angielskiem wydaniu „Kapitału“ następują tu wyrazy: „choć pozostaje bez zmiany w stosunku do liczby koni mechanicznych“. Tł.
  473. Tamże, str. 20.
  474. „Reports etc. for 31st october 1858“, str. 9, 10. Por. Reports etc. for 30th april 1860“, str. 30 i nast.
  475. Powyższe odsetki są stanowczo błędne i a priori niemożliwe. Widocznie chodzi tu o jakiś błąd drukarski. Liczba absolutna fabryk włókienniczych, według sprawozdania inspekcji fabrycznej z r. 1862, wynosiła:
    Rok Bawełna Wełna Wełna czesank. Len Jedwab Razem
    1839 1911 1399 456 403 285 4454
    1850 1932 1497 501 393 277 4600
    1856 2210 1505 525 417 460 5117

    Przyrost wynosił zatem 3,2% w latach 1839—1850, a 11,2% w latach 1850—1856. K.

  476. „Reports of insp. of fact. for 31st october 186S“, str. 100, 130.
  477. Przy nowożytnym warsztacie parowym tkacz w ciągu 60 godzin pracy tygodniowej na 2 krosnach wyrabia 26 sztuk pewnego materjału określonej długości i szerokości, których przy dawnym warsztacie parowym mógł wytworzyć zaledwie 4. Już na początku lat pięćdziesiątych koszt utkania takiej sztuki spadł z 2 szylingów 9 pensów do 51/8 pensa.
    Przypis do drugiego wydania. „Przed 30 laty (w r. 1841) wymagano od przędzarza bawełny z 3-ma pomocnikami tylko dozorowania jednej pary przędzarek mulejowych z 300 — 324 wrzecionami. Dziś (w końcu r. 1871) musi on z 5 pomocnikami dozorować przędzarki o łącznej liczbie 2.200 wrzecion i wytwarza conajmniej siedem razy tyle przędzy, co w r. 1841“ (Alexander Redgrave, inspektor fabryczny w „Journal of arts“, 5 stycznia 1872 r.).
  478. „Reports of insp. of faet. for 31st october 1861“, str. 25, 26.
  479. Śród robotników fabrycznych Lancashire’u rozpoczął się teraz właśnie (r. 1867) ruch za ośmiogodzinnym dniem roboczym.
  480. Poniższe skąpe liczby ilustrują postęp właściwych „fabryk“ Wielkiej Brytanii i Irlandii, poczynając od r. 1848 (p. tabl. na str. 428):
    Wywóz pod względem ilości
    r. 1848 r. 1851 r. 1860 r. 1865
    Fabryki wyrobów bawełnianych:
    Przędza bawełniana 135.831.162 funt. 143.966.106 funt. 197.343.655 funt. 103.751 455 funt.
    Nici do szycia 3.728.909 4.392.176 6.297.554 4.648.611
    Tkaniny bawełniane 1.098.751.823 jard. 1.543.161.789 jard. 2.776.218.437 jard. 2.015.237.851 jard
    Fabr wyr. lnianych i konopnych:
    Przędza 11.722.182 funt. 18.841.826 funt. 31.210.612 funt. 36.777.834 funt.
    Tkaniny 89.002.481 jard. 129.103.759 jard. 145.296 773 jard. 247.012.529 jard.
    Fabryki wyrobów jedwabnych:
    Przędza 191.815 funt. 462.513 funt. 897.402 funt. 812.589 funt.
    Tkaniny 411.147 jard. 1.181 455 jard. 1.060.466 jard. 2.869.837 jard.
    Fabryki wyrobów wełnianych:
    Przędza wełniana i czesankowa 8.429.152 funt. 14.070.880 funt. 27.533.968 funt. 3.669.267 funt.
    Tkaniny 84.791.840 jard. 141.120.973 jard. 190.381.537 jard. 278.837.438 jard.
    Wywóz pod względem wartości
    r. 1848
    f. st.
    r. 1851
    f. st.
    r. 1860
    f. st.
    r. 1865
    f. st.
    Fabryki wyrobów bawełnianych:
    Przędza bawełniana 6.927.831 6.634.026 9.870.875 10.851.049
    Tkaniny bawełniane 16.753.369 23.454.810 42.141.505 46.903.796
    Fabr. wyr. lnianych i konopnych:
    Przędza 493.449 951.426 1.801.272 2.505.497
    Tkaniny 2.802.789 4.107.396 4.804.803 9.155.318
    Fabryki wyrobów jedwabnych:
    Przędza 77.780 195.380 918.342 768.067
    Tkaniny 410.828 1.130.398 1.687.303 1.409.221
    Fabryki wyrobów wełnianych:
    Przędza wełniana i czesankowa 776.975 1.484.544 3.843.450 5.424.017
    Tkaniny 5.743.828 8.877.183 12.156.998 20.102.259

    (Porównaj księgi błękitne: „Statistical Abstract for United Kingdom“ Nr. 8 i Nr. 13, Lond. r. 1861 i r. 1866).
    W Lancashire liczba fabryk w okresie lat 1839—1850 wzrosła tylko o 4%, w latach 1850—1856 o 19%, w latach 1856—1862 o 33%, podczas gdy liczba osób zatrudnionych w obu jedenastoletnich okresach wzrosła absolutnie, lecz spadła stosunkowo. Por. „Reports ot insp. of fact. tor 31st october 1862“ str. 63. W Lancashire przeważa przemysł bawełniany. Ale jakie miejsce zajmuje przemysł bawełniany w produkcji przędzy i tkanin wogóle, możemy wnosić stąd, że w Anglji wraz z Walją, Szkocją i Irlandją przedstawiał on 45,2% wszystkich fabryk przędzalniczych i tkackich, 83,3% wszystkich wrzecion, 81,4% wszystkich krosien mechanicznych, 72,6% poruszającej je siły parowej i 58,2% ogółu osób zatrudnionych, (Tamże, str. 62, 63).

  481. Ure: „Philosophy of manufacture“, str. 18.
  482. Tamże, str. 31. Por. Karl Marx: „Misère de la philosophie Paris 1847“, str. 140, 141.
  483. Zajmujący to przyczynek do umyślnego fałszowania statystyki, które i w innych wypadkach dałoby się wykazać szczegółowo, że podczas gdy ustawodawstwo fabryczne wyłącza stanowczo z zakresu swego działania robotników powyższych, jako robotników niefabrycznych, to ogłaszane przez parlament sprawozdania równie stanowczo włączają do kategorji robotników fabrycznych nietylko techników, mechaników i t. d. ale również kierowników fabryk, oficjalistów, gońców, magazynierów, ekspedytorów i t. d., słowem wszystkich ludzi, zatrudnionych w fabryce, prócz samego fabrykanta.
  484. Przyznaje to i Ure. Powiada on, że robotnicy „w razie konieczności mogą być przez kierownika.przesuwani od jednej maszyny do drugiej, poczem wola z triumfem: „Tego rodzaju zmiany stoją w oczywistej sprzeczności z dawną rutyną, polegającą na podziale pracy, t. j. na tem, że jeden robotnik kształtuje główkę szpilki, drugi ostrzy jej koniec i t. d.“ Raczej powinienby on zapytać, dlaczego fabryka automatyczna porzuca tą „dawną rutynę“ jedynie „w razie konieczności“?
  485. Gdy brak ludzi, jak naprzykład w czasie wojny domowej w Ameryce, burżuazja w drodze wyjątku używa robotników fabrycznych do najgrubszych robót, jak budowa dróg i t. d. Angielskie „warsztaty narodowe“ z roku 1862 i.późniejsze warsztaty dla bezrobotnych w przemyśle bawełnianym tem się różniły od warsztatów francuskich z r. 1848, że w tych ostatnich robotnik wykonywał nieprodukcyjne roboty na koszt państwa, w pierwszych zaś produkcyjne roboty miejskie na korzyść burżuazji i przytem wykonywał je taniej od zwykłych robotników, z którymi zmuszony był konkurować. „Wygląd fizyczny robotników przemysłu bawełnianego jest teraz niewątpliwie lepszy. Przypisuję to, gdy chodzi o mężczyzn, publicznym robotom na. świeżem powietrzu“. Mowa tu o robotnikach fabrycznych z Preston, użytych do osuszania „błot prestońskich“ („Reports of insp. of fact. for october 1865“, str. 59).
  486. Przykład: różne przyrządy mechaniczne, wprowadzone w przemyśle wełnianym — po wejściu w życie ustawy z r. 1844 celem zastąpienia pracy dziecięcej. Z chwilą, gdy dzieci samych panów fabrykantów będą musiały „terminować“ jako pomocnicy w fabryce, ten dział mechaniki, dotychczas leżący odłogiem, zacznie się natychmiast świetnie rozwijać. „Automatyczne przędzarki mulejowe należą do najniebezpieczniejszych maszyn. Wypadki najczęściej zdarzają się z małemi dziećmi, które czołgają się pod przędzarkami, będącemi w ruchu aby zamieść pod niemi podłogę. Wielu „Minders“ (robotników, zatrudnionych przy przędzarkach) było pociąganych za to do odpowiedzialności sądowej (przez — inspektorów fabrycznych) i skazywanych na kary pieniężne, ale bez jakiegokolwiek ogólnego pomyślnego wyniku. Gdyby producenci maszyn wymyślili choćby maszynę zamiataczkę, któraby zwolniła małe dzieci od konieczności czołgania się pod maszynami, to’ byłoby to bardzo cenne uzupełnienie naszych środków ochronnych“ („Reports of insp. fact. for 31st october 1866“, str. 63).
  487. Pozwala to więc ocenić bajeczny pomysł Proudhona, który „buduje“ maszynę nie jako syntezę środków pracy, lecz jako syntezę prac cząstkowych dla samych robotników. Ponadto dokonywa on odkrycia równie zdumiewającego jak historycznego, że „okres maszyn wyróżnia się swą cechą szczególną, mianowicie pracą najemną“.
  488. F. Engels: „Lage der arbeitenden Klasse in England. Leipzig 1845“, str. 217 [wyd. sztutg., str. 180], Nawet pospolity, optymistyczny wolnohandlowiec, p. Molinari, czyni następującą uwagę: „Człowiek zużywa się prędzej, gdy dozoruje przez 15 godzin na dobę jednostajne poruszenia maszyny, niż gdyby natężał przez ten sam przeciąg czasu swą silę fizyczną. Ta praca dozorowania byłaby może pożytecznem ćwiczeniem umysłu, gdyby nie to, że trwa zbyt długo, i przez swój nadmiar rujnuje w końcu zarówno umysł, jak ciało“. (G. de Malinari: „Etudes économiques. Paris 1846“).
  489. F. Engels: „Lage i t. d“, st, r. 216 [wyd. szt., str. 170].
  490. „The master spinners’ and manufacturers’ defence fund Report of the commitee. Manchester 1854“, str. 17. Zobaczymy później, że „majster“ śpiewa z innej nuty, gdy zagrożony jest utratą swych „żywych maszyn“.
  491. Ure: „Philosophy of manufacture“, str. 15. Kto zna życie Arkwrighta, ten z pewnością, nie nazwie tego genialnego cyrulika „szlachetnym“. Z wszystkich wielkich wynalazców 18-go wieku był on z pewnością największym złodziejem cudzych wynalazków i najszlachetniejszym człowiekiem.
  492. „Niewola, w którą burżuazja zakuła proletariat, nigdzie nie wychodzi najaw tak dobitnie, jak w systemie fabrycznym. Tu ustaje wszelka wolność faktyczna i prawna. Robotnik musi być w fabryce o pół do szóstej rano. Jeżeli spóźnia się o parę minut, to płaci karę, jeżeli o 10 minut, to nie wpuszczają go, póki nie minie śniadanie, przez co traci czwartą część płacy dziennej. Musi on jeść, pić i spać na komendą... Despotyczny dzwonek wypędza go z łóżka, odwołuje od śniadania i od obiadu. A cóż dopiero w samej fabryce? Tu fabrykant jest ustawodawcą absolutnym. Własną władzą stanowi regulaminy fabryczne; poprawia i uzupełnia ten swój kodeks według własnego upodobania. A gdyby nawet umieścił w nim największą niedorzeczność, to jednak sądy powiedzą robotnikom: Skoroście dobrowolnie przyjęli tę umowę, to teraz musicie ją wykonywać... Robotnicy ci są skazani na to, aby od dziewiątego roku życia aż do samej śmierci żyć pod fizycznym i moralnym kańczugiem“. (F. Engels: „Die Lage der arbeitenden Klasse in England. Leipzig 1845“, str. 217 i nast.; wyd. sztutg., str. 180 i nast.). Co „sądy powiadają“, to zaraz wyjaśnię na dwóch przykładach. Pierwszy z tych wypadków zdarzył się w Sheffield, w końcu r. 1866. Pewien robotnik zgodził się do fabryki metalowej na dwa lata. Na skutek nieporozumienia z fabrykantem porzucił on fabrykę i oświadczył, że pod żadnym warunkiem nie chce więcej pracować u niego. Oskarżono go o złamanie umowy i skazano na dwa miesiące więzienia. (Jeżeli fabrykant łamie umowę, to odpowiada tylko przed sądem cywilnym i grożą mu tylko grzywny). Po odsiedzeniu tych dwóch miesięcy otrzymuje wezwanie fabrykanta, aby zgodnie z umową stawił się do fabryki. Robotnik odpowiada odmową. Już i tak odpokutował za złamanie umowy. Fabrykant skarży go ponownie, i sąd go powtórnie skazuje, chociaż jeden z sędziów, Mr. Shee, publicznie piętnuje ten absurd prawny, że ktoś może bodaj przez cale życie być wciąż w kółko skazywany za jeden i ten sam występek, względnie przestępstwo. Wyrok ten został wydany nie przez „great unpaid“ [„wielkich nieopłacanych“ — czyli wiejskich sędziów pokoju — K.] zaściankowych Dogberies; lecz zapadł w Londynie, w jednej z wyższych instancyj sądowych. [Przypis Engelsa do 4-go wydania. Dziś ten stan rzeczy zmienił się... Z wyjątkiem niektórych wypadków poszczególnych — naprzykład gazowni publicznych — robotnik jest dziś w Anglji równouprawniony z fabrykantem pod względem zrywania umowy d podlega za to tylko cywilnej odpowiedzialności]. Drugi przypadek zaszedł w Wiltshire, w końcu listopada 1863 t. Około 30 tkaczek, pracujących przy krosnach mechanicznych u niejakiego Harruppa, fabrykanta sukna w Leower’s Mill pod Westbury Leigh, zastrajkowało z powodu, że ów Harrupp miał arcymiły zwyczaj potrącania im z płacy kar pieniężnych za spóźnianie się z rana, a mianowicie: 6 pensów za dwie minuty, szylinga za trzy minuty, szylinga i 6 pensów za 10 minut. Czyni to 9 szylingów za godzinę czyli 4 funty i 10 szylingów za dzień, podczas gdy ich przeciętny zarobek nie przekraczał nigdy 10 — 12 szylingów tygodniowo. Harrupp najął sobie chłopca, któremu kazał trąbieniem oznajmiać o godzinie otwarcia fabryki, co ten niekiedy czynił jeszcze przed szóstą rano. Robotnikom, których niema przed progiem fabryki w chwili gdy ustaje głos trąbki, zamykają bramę przed nosem, a przed wpuszczeniem do fabryki zapisują im kary pieniężne. A że przytem w budynku niema zegara. więc nieszczęsne „ręce“ są zdane na laskę i niełaskę młodocianego szyldwacha, działającego według woli p. Harruppa. Robotnice strajkujące, zarówno dziewczęta jak matki rodzin, oświadczyły, że powrócą do fabryki, jeżeli zamiast szyldwacha będzie zegar i jeżeli zostanie wprowadzona dorzeczna taryfa kar. Harrupp pozwał do sądu 19 kobiet i dziewcząt o złamanie umowy. Sąd skaza! je przy głośnem szemraniu publiczności na karę pieniężną po 6 pensów — i na opłacenie kosztów sądowych w sumie 2 szylingów i 6 pensów. Harrupp udał się z sądu do domu, odprowadzony gwizdaniem tłumu. Do ulubionych metod fabrykantów należy karanie robotników potrąceniami z płacy za braki — dostarczanego im materjału. Metoda te była w r. 1866 powodem, strajku powszechnego w angielskim przemyśle garncarskim. Sprawozdania „Children’s Employment Commission“ z lat 1863 — 1866 cytują wypadki, gdy robotnik obciążony był tylu karami, że zamiast pobrać płacę, jeszcze okazywał się, wzamian za swą pracę i dzięki regulaminowi kar, dłużnikiem swego sławetnego „majstra“. Budujących przykładów pomysłowości samowładców fabrycznych w dziedzinie potrąceń z — płacy dostarczył też niedawny kryzys bawełniany. „Ja sam“, powiada inspektor fabryczny R. Baker, „musiałem niedawno wszcząć sprawię sądową przeciw pewnemu fabrykantowi bawełny, który w tych trudnych i ciężkich czasach potrącał 10 pensów niektórym, „młodocianym“ (powyżej lat 13) robotnikom, za lekarskie świadectwo wieku, które jego samego kosztowało tylko 6 pensów i za które prawo — pozwala potrącić tylko 3 — pensy, a zwyczaj każe nic nie potrącać... Inny fabrykant osiąga ten sam cel, o-mijając prawo — w ten sposób, że nakłada na każde biedne dziecko, Które u niego pracuje, taksę 1 szylinga za nauczenie go umiejętności i tajników przędzenia, skoro tylko świadectwo lekarskie uznaje je za dojrzałe do tej pracy. Istnieją więc podziemne przyczyny, które trzeba znać, aby pojąć tak nadzwyczajne zjawiska, jak strajki w dzisiejszych czasach“. Mowa tu o strajku tkaczy maszynowych w fabryce w Darwen, w czerwcu 1863 r. („Reports of insp. of fact. for 30 april 1863“, str. 50, 51. Sprawozdania fabryczne obejmują zawsze okres, przekraczający ich oficjalną datę).
  493. Ustawy o ochronie przed niebezpiecznemi maszynami, wywarły niewątpliwie wpływ dobroczynny. „Ale... dziś mamy nowe źródła nieszczęśliwych wypadków, których nie było przed 20 laty, zwłaszcza zwiększoną szybkość maszyn. Koła, wały, wrzeciona i krosna poruszają się dziś z szybkością powiększoną i wciąż rosnącą. Palce muszą pewniej i zwinniej wiązać rwącą się nitkę, gdyż w razie opóźnienia lub nieostrożności same padają ofiarą... Wiele nieszczęśliwych wypadków pochodzi z gorliwości robotników, a chęci jak najszybszego wykonania roboty. Trzeba pamiętać o tem, że dla fabrykantów jest rzeczą pierwszorzędnej wagi, aby utrzymywać maszyny w nieustannym ruchu, to jest wytwarzać przędzę i tkaniny. Każda minuta przerwy jest nietylko stratą siły napędowej, lecz również uszczerbkiem dla produkcji. Dlatego też dozorcy, zainteresowani w ilości wytworu, popędzają robotników, aby utrzymywali maszyny w ciągłym ruch-u; a jest to równie ważne dla tych robotników, którzy są płatni od wagi lub od sztuki. To też, choć w większej części fabryk niewolno czyścić maszyn w ruchu, w praktyce robi się to wszędzie. Tylko ta jedna.przyczyna spowodowała 906 nieszczęśliwych wypadków w ciągu ostatnich 6 miesięcy... Chociaż czyszczenie maszyn odbywa się codziennie. lecz na sobotę bywa zwykle wyznaczane oczyszczenie gruntowniejsze, a dzieje się to po większej części podczas ruchu maszyn... Jest to czynność bezpłatna, to też robotnicy starają się uwinąć z nią jak najszybciej. Dlatego liczba wypadków w piątek i w szczególności w sobotę bywa o wiele większa, aniżeli w pozostałe dni tygodnia. W piątek przewyższa nad przeciętną pierwszych czterech dni tygodnia wynosi 12%, w sobotę zaś mamy.przewyżkę 25% nad przeciętną z poprzednich pięciu dni tygodnia. Jeżeli jednak uwzględnimy, że sobotni dzień fabryczny liczy tylko 7½ godziny, zamiast zwykłych 10½, to przewyżka ta urasta do przeszło 65%“ („Reports of insp. of fact. for 31st october 1866 London 1867“ str. 9, 15, 16, 17).
  494. W pierwszym dziale księgi trzeciej przedstawię niedawną wyprawę krzyżową fabrykantów angielskich przeciwko artykułom ustawy fabrycznej, tyczącym ochrony członków „rąk roboczych“ przed niebezpiecznemi maszynami. Tu niechaj wystarczy cytatą z urzędowego sprawozdania inspektora fabrycznego Leonarda Homera: „Słyszałem fabrykantów, rozmawiających o nieszczęśliwych wypadkach z karygodną lekkomyślnością. Naprzykład utratę palca uważali oni za drobnostkę. Życie robotnika i jego widoki na przyszłość tak dalece zależą od jego palców, iż tego rodzaju strata jest dlań wypadkiem niezmiernej wagi. Gdy zdarza — mi się słyszeć tak bezmyślną paplaninę, stawiam następujące zapytanie: „Przypuśćmy, że pan potrzebuje jednego dodatkowego’ robotnika, i że zgłaszają się dwaj, pod każdym względem jednakowo dobrze wykwalifikowani, ale jednemu z nich brak palca wielkiego lub wskazującego — którego pan wybierze?“ Każdy z nich bez wahania odpowiadał, że robotnika, posiadającego wszystkie palce... Ci panowie fabrykanci mają całkiem biedne uprzedzenie przeciw temu, co nazywają ustawodawstwem pseudodobroczynnem“ („Reports of insp. of fact. for 31st october 1855“). Ci panowie fabrykanci — to ludzie nie w ciemię bici i nie napróżno przyklaskiwali z zapałem buntowi właścicieli niewolników!
  495. W fabrykach, które najdłużej podlegały ustawie fabrycznej, z jej przymusowem ograniczeniem dnia roboczego i innemi przepisami, zniknęły niektóre plagi, poprzedniego okresu. Samo ulepszanie maszyn na pewnym szczeblu wymaga „ulepszenia konstrukcji gmachów fabrycznych“, co wychodzi n.a korzyść robotnika (por. „Reports of insp. of fact. for 31st october 1863“, str. 109).
  496. Patrz miedzy innemi: John Houghton: „Husbandry and trade improved. London 1727“, „The advantages of East India trade, 1720“. John Bellers: „Proposals for raising a College of industry. London 1696“. „Majstrowie i czeladź są niestety w ciągłej wojnie. Pierwsi mają zawsze ma celu jak najtaniej zapłacić za pracą i posługują się każdym wybiegiem, który prowadzi do tego celu; drudzy znów z równą skwapliwością czyhają n, a każdą sposobność, aby zmusić majstrów do udzielenia podwyżek“ („An inquiry anto the present high prices of provisions, 1767“, str. 61, 62. — Autorem był wielebny Nathaniel Forster, stojący całkowicie po stronie robotników).
  497. „In hac urbe ante hos viginti circiter annos instrumentum quidam invenerunt textorium, quo solus quis plus panni et facilius conficere poterat, quam plures aequali tempore. Hinc turbae ortae et querulae textorum, tandemque usus huius instrumenti a magistratu prohibitus est“ (Boxhorn: „Institutiones politicae. Leyden 1663“).
  498. W staroświeckich rękodzielniach i dziś jeszcze powtarzają się prostackie formy buntu robotniczego przeciw maszynom, naprzykład w szlifierniach pilników w Sheffield w r. 1865.
  499. To też Sir James Steuant ocenia, jeszcze działanie maszyn całkowicie z tego punktu widzenia: „Uważam więc maszyny za środek, równający się w skutkach powiększeniu liczby pracowników przemysłowych, których nie trzeba żywić... Czem skutek maszyny różni się od skutku wzrostu ludności?“ („Principles of political economy“, przekład francuski, tom 1, rozdz. 19). Z nierównie większą naiwnością powiada Petty, że maszyna zastępuję „wielożeństwo“. Ten punkt widzenia może być słuszny chyba w stosunku do niektórych okolic Stanów Zjednoczonych. Natomiast: „Rzadko, kiedy maszyna może być z powodzeniem użyta, alby zmniejszyć pracę pojedynczego robot, mika,; więcej czasu zajęłaby jej — budowa, niż zaoszczędziłoby jej zastosowanie. Staje się prawdziwie użyteczną dopiero wtedy, gdy oddziaływa na wielkie masy, gdyż pojedyncza maszyna dopomaga pracy, tysięcy robotnik ów. To też najwięcej maszyn jest w krajach najbardziej zaludnionych, gdzie najwięcej bywa ludzi bez zajęcia... Maszyny nie dlatego znajdują zastosowanie, że mało jest ludzi do pracy, lecz dlatego, że ułatwiają masowe powołanie ich do pracy“. (Piercy Ravenstone: „Thoughts on the Funding System and its effects. London 1824“, str. 15).
  500. Przypis Engelsa do 4-go wydania: „Tyczy to również i Niemiec. Gdziekolwiek istnieje u nas wielka gospodarka rolna, a więc zwłaszcza na Wschodzie, stała się możliwa dopiero dzięki „Bauernlegen“ [rugowaniu chłopów], które poczyna się już w 16-ym wieku, lecz ze szczególną siłą występuje po roku 1648“.
  501. „Maszyna i praca stale spółzawodniczą ze sobą“ (Ricardo: „Principles of political economy. 3rd ed. London 1821“, str. 479. Przekład polski dr. M. Bornsteinowej. Warszawa, r. 1919, str. 922).
  502. Spółzawodnictwo pomiędzy tkactwem ręcznem a maszynowem zostało w Anglji przedłużone jeszcze przed ustawą o ubogich a r. 1833 przez to, że płace, które spadły o wiele poniżej minimum egzystencji, uzupełniało zapomogami parafjalnemi. „Wielebny Turner był w r. 1827.proboszczem w Wilmslow, w okręgu fabrycznymi Cheshire. Pytania komitetu do spraw emigracji i odpowiedzi pana Turnera pokazują nam, w jaki sposób jest podtrzymywane spółzawodnictwo pracy ręcznej z maszyną. Pytanie: „Ozy warsztat tkacki mechaniczny nie wyparł krosna ręcznego?“ Odpowiedź: „Niewątpliwie; i byłby je zastąpił w jeszcze wyższym stopniu, gdyby nie to, że tkaczom ręcznym umożliwiano zgodzenie się na zniżkę plac“. Pytanie: „Lecz czy tkacz ręczny, godząc się na płacę, nie wystarczającą na jego utrzymanie, nie liczył na to, że pokryje ten niedobór zapomogami parafjalnemi?“ Odpowiedź: „Tak, i w rzeczywistości tylko zapomogi dla ubogich umożliwiają tkaczom ręcznym konkurencję z maszynowymi“. „A więc maszyna przyniosła pracownikom zaiste piękne korzyści: poniżającą nędzę lub wychodźtwo. Rzemieślników szanowanych i do pewnego stopnia niezależnych uczyniła pogardzanymi nędzarzami, spożywającymi poniżający chleb jałmużny. I to.nazywa się przemijającem niedomaganiem!“ („A prize essay on the comparative merits of competition and cooperation. London 1834“, str. 29).
  503. „Ta sama przyczyna, Mora może powiększyć dochód krajowy (to ’znaczy, jak Ricardo w tem samem miejscu (wyjaśnia, dochód właścicieli ziemskich i kapitalistów, których bogactwo, z ekonomicznego punktu widzenia, równa się naogół bogactwu narodu) może zarazem wywołać przeludnienie i pogorszyć położenie robotnika“ (Ricardo: „Principles of politcal economy, 3d edition. London 1821“, str. 469; przekł. polski str. 316). „Stałym celem i dążnością każdego udoskonalenia maszyny jest w istocie bądź całkowite uniezależnienie od pracy ludzkiej, bądź zmniejszenie jej ceny dzięki zastępowaniu pracy dorosłych mężczyzn przez pracę kobiet i dzieci, a pracy robotników wykwalifikowanych przez pracę niewykwalifikowanych“ (Ure: „Philosophy of manufacture“, str. 25).
  504. „Raports of insp. of fact. for 31st october 1858“, str. 43.
  505. „Reports etc. for 31st october 1856“, str. 15.
  506. Ure: „Philosophy of manufacture“, str. 10. „Wielka korzyść zastosowania maszyn w cegielniach polega na tem, że maszyny zupełnie uniezależniają przedsiębiorcę od wykwalifikowanych robotników“ („Children’s Employment Commission. 5th report. London 1866“, str. 180. nota 46).
    Przypis do 2-go wydania. Pan A. Stunrock, kierowinik wydziału maszynowego „Great Northern Raił way“ („Wielkiej Kolei Północnej“) powiada o budowie maszyn (lokomotyw) i t. d.): „Codzień mniej używamy kosztownych (expensive) robotników angielskich. Powiększamy produkcję dzięki ulepszaniu narzędzi, obsługiwanych przez niższą kategorię robotników (a low class of labour)... Dawniej praca wykwalifikowana wytwarzała z konieczności wszystkie części maszyny parowej. Dziś te same części wytwarza. praca minie} wykwalifikowana, ale dobremi narzędziami... Rozumiem tu przez narzędzia maszyny, stosowane przy budowie maszyn“ („Royal Commission on Railways. Minutes of Evidence, n. 17862 and 17863, London 1867“).
  507. Ure: „Philosophy of manufacture“, str. 20.
  508. Tamże, str. 321.
  509. Tamże, str. 23.
  510. „Reports ot insp. of fact. for 31st october 1863“, sir. 108 i nast.
  511. Tamże, str. 109. Szybkie ulepszanie maszyn podczas kryzysu bawełnianego pozwoliło angielskim fabrykantom, natychmiast po zakończeniu amerykańskiej wojny domowej, w oka mgnieniu znów zalać rynek światowy. Tuż w drugiem półroczu r. 1866 zbyt tkanin był prawie uniemożliwiony. Zaczęło się więc wysyłanie towaru do Chin i do Indyj, co naturalnie jeszcze spotęgowało „glut“ [przepełnienie rynku]. Na początku roku 1867 fabrykanci chwycili się swego zwykłego środka ratunkowego, zniżki płac o 5%. Robotnicy sprzeciwili cię temu i oświadczyli, zasadniczo zupełnie słusznie, że jedynym środkiem zaradczym jest redukcja pracy do 4 dni w tygodniu. Po dość długim oporze panowie, mianujący sami siebie kapitanami przemysłu, musieli przystać na to. gdzieniegdzie ze zniżką płac o 5%, a gdzieniegdzie bez tej zniżki.
  512. „Stosunek pomiędzy majstrami a robotnikami w szklarniach, wyrabiających szkło dęte kryształowe i butelkowe — to strajk chroniczny.“ Stąd rozkwit produkcji szkła prasowanego, gdzie główne czynności wykonywane są przez maszyny. Pewna firma pod Newcastle, która przedtem wytwarzała rocznie 350.000 funtów dętego szkła kryształowego, obecnie zamiast niego wytwarza szkło prasowane, w ilości 3.000.500 funtów („Children’s Empl. Comm. 4th rep. 1865“, str. 262, 263).
  513. Gaskell: „The manufacturing population of England London 1833“, str. 3, 4.
  514. Pan Fairbairn z okazji strajku w swej własnej fabryce maszyn, wymyślił niektóre bardzo doniosłe zastosowania maszyn do budowy maszyn.
  515. Ure: „Philosophy of manufacture“, str. 368—370.
  516. Ure: „Philosophy of manufacture“, str 368, 7, 370 280 321 281, 475.
  517. Ricardo z początku podzielał ten pogląd, ale później odwołał go wyraźnie z właściwą sofcie bezstronnością naukową i miłością prawdy. Patrz: David Ricardo: „Principles of political economy“, rozdz. 31.
  518. Notabene, daję przykład zupełnie w stylu ekonomistów, o których mowa.
  519. Pewien zwolennik Ricarda, odpowiadając na niedorzeczności J. B. Say'a, czyni w tej sprawie następującą uwagę: „Przy rozwiniętym podziale pracy robotnik może umiejętność swą zastosować tylko do tej poszczególnej gałęzi pracy, w której umiejętności tej nabył; sam on staje się rodzajem maszyny. Na nic się więc nie zda paplanina papuzia, że rzeczy te mają tendencję ku wyrównaniu. Rozejrzyjmy się dokoła a dojrzymy, iż przez długi czas wyrównać się nie mogą. A gdy wreszcie się wyrównają, to na niższym poziomie, niż na początku tego proces („An inquiry into those principles respecting the nature of demand etc. London 1831“, str. 72).
  520. Mistrzem w tym zarozumiałym kretynizmie jest między innymi Mac Culloch: „Skoro jest rzeczą korzystną“, mówi on naprzykład z udaną naiwnością ośmioletniego dziecka, „coraz wyżej rozwijać umiejętność robotnika, tak że staje się zdolny wytwarzać coraz większą ilość towarów zapomocą tej samej, a nawet mniejszej ilości pracy, to równie korzystne musi być dlań posługiwanie się takiemi maszynami, które najskuteczniej mogą mu dopomóc do osiągnięcia tego wyniku“ (Mac Culloch: „Principles of political economy. London 1830“, str. 166).
  521. W powieści Dickensa„ Oliver Twist“. R.
  522. „Wynalazca maszyny przędzalniczej zrujnował Indje, co zresztą mało nas wzrusza“ (A. Thiers: „De la propriété, Paris 1848“). Wielki mąż stanu miesza tu maszynę przędzalniczą ® krosnem mechanicznem, „co zresztą mało nas wzrusza“.
  523. Według spisu z r. 1861 (Londyn, r. 1863, tom II) liczba robotników, zatrudnionych w kopalniach węgla Anglji i Walji, wynosiła 246.613, w tem młodszych niż lat 20 — 73.546, starszych zaś — 173.067. Do pierwszej kategorji należy: od łat 5 do 10 — 835, od lat 10 do 15 — 1 30.701, od lat 15 do 19 — 42.010. Liczba osób zatrudnianych w kopalniach żelaza, miedzi, ołowiu, cyny i innych kruszców wynosiła 319.222.
  524. W Angljii i Waljii w r. 1861 produkcja maszyn zatrudniała 60.807 osób, włączając samych fabrykantów, oraz ich oficjalistów, agentów i sprzedawców, wyłączając natomiast wytwórców maszyn drobnych, naprzykład maszyn do szycia i t, d., jak również wytwórców narzędzi do maszyn roboczych, naprzykład wrzecion i t. d. Liczba wszystkich inżynierów cywilnych wynosiła 3.329.
  525. Ponieważ żelazo jest jednym z głównych surowców, więc zaznaczamy tutaj, że w r. 1861 w Anglji i Waljii było 125.771 hutników, w.tej liczbie 123.430 mężczyzn i 2.341 kobiet. Śród mężczyzn było 30.810 poniżej a 92.620 powyżej lat 20.
  526. „Rodzina złożona z 4-ch osób dorosłych (tkaczy bawełny) z dwojgiem dzieci, jako motaczami, zarabiała w końcu 18-go i na początku 19-go wieku 4 f. szt. tygodniowo przy 10-godzinnym dniu roboczym. Przy pracy pośpiesznej mogła i więcej zarobić... Przedtem zawsze dawała im się we znaki nie dostateczna podaż przędzy“ (Gaskell: „The manufacturing population of England. London 1833“, str. 25—27).
  527. F. Engels w „Lage der arbeitenden Klasse, in England“ wykazuje nędzny stan większej części tych właśnie robotników, wyrabiających przedmioty zbytku. Mnóstwo nowych przyczynków do tej sprawy znajdujemy w sprawozdaniach „Children Employment Commission“.
  528. W roku 1861 marynarka handlowa Anglji i Walji zatrudniała 94.665 marynarzy.
  529. W tem tylko 177.596 płci męskiej powyżej lat 13.
  530. W tem 30.501 płci żeńskiej.
  531. W tem płci męskiej 137.447. Z liczby 1.208.648 osób jest wyłączony wszelki personel, nie służący w domach prywatnych.
    Przypis do 2-go wydania. Od r. 1861 do 1870 liczba służących-mężczyzn podwoiła się prawie: wzrosła do 267.671. W r. 1847 było 2.694 gajowych (w arystokratycznych zwierzyńcach), natomiast w r. 1869 — 4.921. Młode dziewczęta, służące u drobnomieszczan londyńskich, w języku ludowym zwą się „little slaveys“. czyli „niewolniczkami“.
    [Na Marksa osobistym egzemplarzu 1-go wydania „Kapitału“ znajdujemy następującą cytatę z „Evening Star“, z dn. 11 września 1868 r.: „Służące nieraz są przepracowane w sposób, który przynosi wstyd ich paniom. Trafem znam sporo tych „niewolnic“, jak je niektórzy nazywają, i spółczuję im z całego serca. Wcześnie muszą wstawiać, a potem czuwać do późnej nocy. Śpią w suterynach pełnych robactwa, lub na zimnych poddaszach, razem ze szczurami. Żywią się odpadkami. Znoszą połajanki i wymysły, prześladowania brutalnych paniczów, dokuczania czworga lub pięciorga dzieci. W deszcz i słotę posyłane są po piwo, niekiedy bywają bite przez — rozzłoszczoną panią; tygodniami nie pozwalają im iść do kościoła. Płaca ich jest nędzna, a gdy zachorują, to panie odsyłają je do rodziny, o ile ją mają, a jak nie to do szpitala lub przytułku. Nic dziwnego, że uczciwa praca przejmuje je wstrętem i obawą, że decydują się „iść do djabła“, i że, biedne „niewolnicziki“, chętnie to czynią. Nieraz z płaczem opowiadały mi o swych cierpieniach, o biciu, głodzie i zimnie, o tem jak wypędzano je z „miejsca“, skoro tylko zachorowały, jak żyły potem ze sprzedaży — swych ubrań, jak wreszcie po wyprzedaniu wszystkiego grzęzły i grzęzną coraz głębiej w bagnie. A tak niewielu, niestety, spółczuje z niemi“. K.].
  532. Abrakadabra ta znajduje się w M. Ch. Ganilh’a „Des systèmes d’économie politique etc., 2-ème éd. Paris, 1821“, tam II, str. 224. Porównaj tamże, str. 212.
  533. „Reports of insp. of fact. for 31st october 1865“, str. 58 i nast. Ale jednocześnie była już gotowa podstawa materialna dla zatrudnienia wzrastającej liczby robotników, a mianowicie 110 nowych fabryk, liczących 11.625 krosien mechanicznych, 628.756 wrzecion, 2.695 koni mechanicznych w maszynach parowych i kołach wodnych (tamże).
  534. „Reports etc. lor 31st october 1862“, str. 79.
    Przypis do 2-go wydania. W końcu grudnia 1871 roku inspektor fabryczny Redgrave, w odczycie wygłoszonym w „New Mechanics’ Institution“ w Bradford, twierdził co następuje: „Od niejakiego czasu uderza mnie zmieniony wygląd fabryk wyrobów wełnianych. Niegdyś były one pełne kobiet i dzieci, a dziś zdaje się, że maszyny wykonywują same wszelką robotę. Pewien fabryk, ant, w odpowiedzi na moje zapytanie, tak mi tę sprawę objaśnił: Przy dawnym, sposobie produkcji zatrudniałem 63 osoby; po wprowadzeniu maszyn ulepszonych zmniejszyłem liczbę robotników do 33, w ostatnich ’zaś czasach dzięki nowym, i doniosłym ’zmianom, udało mi się zredukować ich liczbę z 33 do 13“.
  535. „Reports etc. for 31st october 1856“, str. 16.
  536. „Cierpienia tkaczy ręcznych (tkanin bawełnianych i mieszanych z bawełną) były przedmiotem badań komisji królewskiej, lecz choć stwierdzono ich nędzę i ubolewano nad nią, poprawę (!) ich losu pozostawiono biegowa wypadków i czasu. Dziś (po 20 latach!) wolno mieć nadzieję, że cierpienia ich są prawie (nearly) zakończone, do czego się prawdopodobnie przyczyniło dzisiejsze wielkie rozpowszechnienie krosien mechanicznych“. („Reports of insp. of fact. for 31st october 1856“, str. 15).
  537. Inne metody, zapomocą których maszyna oddziaływa na wytwarzanie surowca, będą wspomniane w księdze trzeciej.
  538. Wywóz z Indyj Wschodnich do Wielkiej Brytanji wynosił:
    W roku Bawełny Wełny
    1848 34.540.143 funtów 4.570581 funtów
    1860 204.141.168 20.214.173
    1865 445.947.600 20.679.111
  539. Wywóz wełny do Wielkiej Brytanji wynosił:
    W roku Z Przyl. Dobr. Nadziei Z Australji
    1846 2.958.457 funtów 21.789.346 funtów
    1860 16.574.315 59.163.616
    1865 29.920.623 109.734.261
  540. Rozwój gospodarczy Stanów — Zjednoczonych sam jest wytworem wielkiego przemysłu europejskiego, zwłaszcza angielskiego. Jednak w swym stanie obecnym (r. 1867) są one wciąż jeszcze faktyczną kolonją Europy.
    Przypis Engelsa do 4-go wydania:„ Od tego czasu stały się one drugim zrzędu przemysłowym krajem świata, a jednak niezupełnie jeszcze zatraciły przez to charakter kolonji“. [Również i ten przypis jest już przestarzały. Stany Zjednoczone stały się pierwszem mocarstwem przemysłowem świata, charakter zaś kolonii zatraciły do tego stopnia, iż same prowadzą polityką ekspansji kolonialnej, K.].
    Wywóz bawełny ze Stanów Zjednoczonych do Wielkiej Brytanji wynosił:
    w r. 1846 — 401.949.393 funtów w r. 1859 — 961.707.264 funtów
    w r. 1852 — 765.630.544 w r. 1860 — 1.115.890.608

    Wywóz zboża i t. d. ze Stanów Zjednoczonych do Wielkiej Brytanii wynosił (w łatach 1850 i 1862) w centnarach angielskich:

    r. 1850 r. 1862
    Pszenica 16.202.312 41.033.503
    Jęczmień 3.669.653 6.624.800
    Owies 3.174.801 4.426.994
    Żyto 388.749 7.108
    Mąka pszenna 3.819.440 7.207.113
    Gryka 1.054 19.571
    Kukurydza 5.473.161 11.694.818
    „Bere” czyli „Bigg” (orkisz) 2.039 7.675
    Groch 811.620 1.024.722
    Fasola 1.822.972 2.037.137
    Ogółem wwozu 34.365.801 74.083.351
  541. W oryginale błędnie w tem miejscu 0.543 — omyłka, poprawiona w wydaniu francuskiem. Tł.
  542. W odezwie robotników, wyrzuconych na bruk przez lokaut fabrykantów obuwia w Leicester, skierowanej do Trade Societies of England (związków zawodowych angielskich), a datowanej <z lipca r 1866 czytamy między innemi: „Od lat 20 blisko szewstwo w Leicester było rewolucjonizowane wskutek wprowadzenia roboty szpilkowej zamiast szytej. Można było wtedy nieźle zarobić. Wnet nowa ta branża rozszerzyła się bardzo. Wielkie spólzawodnictwo ujawniło się pomiędzy różnemi firmami, która z nich dostarczy najbardziej gustownego towaru. Jednak nieco później zjawiła się i konkurencja w złym rodzaju, polegająca mianowicie na zniżaniu cen (undersell). Okazały się niebawem szkodliwe następstwa tego systemu w postaci zniżki płac, przyczepi spadek ceny pracy był tak raptowny, że wiele firm płaci dziś zaledwie połowę dawnych zarobków. A jednak, choć płace spadają coraz niżej, zyski podobno wzrastają przy każdej zmianie taryfy pracy“.
    Fabrykanci korzystają nawet z niepomyślnych okresów przemysłu, aby ciągnąć nadzwyczajne zyski z przesadnych zniżek płac, t. j. poprostu z okradania robotników z najniezbędniejszych środków utrzymania. Oto przykład. Mowa o przesileniu w tkactwie jedwabnem w Coventry: „Dane, które otrzymałem zarówno od fabrykantów, jak od robotników, nie pozostawiają wątpliwości, że płace zniżono w daleko większym stopniu, aniżeli tego wymagała konkurencja zagraniczna lub inne okoliczności, Większość tkaczy pobiera płace, zredukowane o 30—40%. Sztuka wstążki, za którą tkacz 5 lat temu otrzymywał 6—7 szylingów, dziś przynosi mu 3 szylingi 3 pensy lub 3 szylingi 6 pensów; inna robota, płacona dawniej po 4 szylingi lub 4 szylingi 3 pensy, dziś płatna jest zaledwie 2 szylingi lub 2 szylingi 3 pensy. Zniżka płac jest większa niżby była potrzebna dla ożywienia popytu. W istocie przy wielu rodzajach wstążek zniżka płac nie była połączona nawet z żadną zniżką ceny towaru“. (Sprawozdanie komisarza F. D. Longe’a w „Children’s Employment Commission, 5th report, 1866“, str. 114, n. 1).
  543. Por. „Reports of inspect. of fact. for 31st october 1862“, str. 30.
  544. Tamże, str. 19.
  545. „Reports etc. to 31st october 1865“, str. 41—45.
  546. „Reports etc. for 31st october 1863“, str. 41, 42.
  547. Tamże, str. 51.
  548. Tamże, str. 50, 51.
  549. Tamże, str. 62, 63.
  550. „Reports etc. for 30th april 1864“, str. 27.
  551. Z listu Harrisa, szefa policji w Bolton, ogłoszonego w „Reports of insp. of fact. for 31st october 1865“, str. 61, 62.
  552. W odezwie robotników przemysłu bawełnianego, wydanej na wiosnę 1863 r., w sprawie utworzenia towarzystwa emigracyjnego, czytamy między innemi: „Mało kto będzie zaprzeczał, że wielka emigracja, robotników fabrycznych jest obecnie bezwzględnie konieczna. Ale fakty poniższe dowodzą, że potrzebny jest w każdej porze stały strumień wychodztwa, i że bez niego nie możemy utrzymać, w zwykłych warunkach, naszego położenia. W roku 1814 wartość urzędowa wywozu wyrobów bawełnianych (będąca tylko wskaźnikiem ilości) wynosiła 17.665.378 f. szt., a ich rzeczywista wartość rynkowa — 20.070.824 f. szt. W r. 1858 wartość urzędowa wywozu wyrobów bawełnianych wynosiła 182.221.681 f. szt a ich rzeczywista wartość rynkowa tylko 43.001.322 f. szt., a więc dziesięciokrotne powiększenie ilości ’Pociągnęło za sobą zaledwie trochę więcej, niż podwojenie wartości. Wynik ten, tak niepomyślny dla kraju wogóle, a zwłaszcza dla robotników fabrycznych, był następstwem różnych przyczyn spółdziałających. Jedną z najbardziej widocznych przyczyn jest ciągły nadmiar pracy, niezbędny w tej — gałęzi przemysłu, która pod grozą upadku musi wciąż rozszerzać swój rynek. Nasze fabryki bawełniane mogą być unieruchomione wskutek periodycznych zastojów w handlu, które w obecnym ustroju są równie nieuchronne, jak śmierć sama. Ale wynalazczość ludzka i wtedy nie ustaje. Chociaż według skromnej oceny, sześć miljonów osób opuściło kraj nasz w ostatnich 25 latach, to jednak z powodu ciągłej redukcji pracy w celu potanienia wytworów, wciąż jeszcze bardzo znaczny odsetek dorosłych mężczyzn nie może — znaleźć zajęcia w żadnej fabryce i na żadnych warunkach, nawet w czasie największego rozkwitu“ („Reports of insp. of fact. for 30th april 1863“, str. 51, 52). Zobaczymy w jednym z następnych rozdziałów, że panowie fabrykanci, w czasie katastrofy bawełnianej wszelkiemi siłami, nawet przy pomocy władz państwowych, starali się przeszkodzić wychodztwu robotników fabrycznych.
  553. „Children’s Employment Commission. 4th report 1864“ str. 108, n. 447.
  554. W Stanach Zjednoczonych tego rodzaju odtwarzanie rzemiosła na podstawie maszynowej jest częste. Właśnie dlatego, przy nieuniknionem przejściu d-o produkcji fabrycznej, koncentracja posuwać się tamm będzie milowemi krokami w porównaniu z Europą, nawet z Anglją.
  555. Por. „Reports of insp. of fact. tar 31st october 1865“, str. 64.
  556. Pan Gillot założył w Birmingham pierwszą wielką rękodzielnik stalek. Już w r. 1851 wytwarzała ona przeszło 180 miljonów stalek i zużywała rocznie 120 tonn blachy stalowej. Obecnie Birmingham, który zmonopolizował tę gałąź przemysłu w Zjednoczonem Królestwie, wytwarza rocznie miljardy stalek. Liczba osób, zatrudnionych przy wyrobie stalek, według spisu ludności z r. 1861 wynosiła 1.428, w tem 1.268 robotnic, poczynając od piątego roku życia.
  557. „Children's Employment Commission, 2nd report 1864“, str. LXVIII, n. 415.
  558. Dział trzeci, rozdział ósmy. Tł.
  559. A w Sheffield dzieci pracują nawet przy szlifowaniu pilników!
  560. „Children’s Employment. Commission. 5th report 1866“, str 3 n. 24, str. 6, n. 55, 56, str. 7, n. 59, 60.
  561. Tamże, str. 114, 115, n. 6, 7. Sprawozdawca komisji czyni tu słuszną uwagę, że jeżeli gdzieindziej maszyna zastępuje człowieka, to tu chłopiec dosłownie zastępuje maszynę.
  562. Patrz sprawozdanie o handlu gałganami wraz z licznemi załącznikami w „Public Health, 8th report, London 1866“, Appendix, str. 196—208.
  563. „Children's Employment Commission. 5th report 1866“, str. XVI, n. 96, 97, str. 130, in. 39, 61. Por. również tamże „3rd report, 1864“, str. 48. 56.
  564. „Public Health, 6th report. London 1864“, str. 31.
  565. Tamże, str. 30. Dr. Simon, czyni uwagę, że śmiertelność śród krawców i drukarzy londyńskich w wieku lat 25—35 jest w rzeczywistości o wiele większa, gdyż przedsiębiorcy londyńscy sprowadzają ze wsi wielką liczbę ludzi młodych, do lat 30, i zatrudniają ich jako „uczniów“ i „improvers“ (pragnących wykształcić się w swem rzemiośle). Ci figurują w spisie jako londyńczycy i powiększają liczbę osób, w stosunku do której obliczana bywa śmiertelność londyńska, lecz nie powiększają w tym stosunku liczby zgonów w Londynie. Większa część z nich w chorobie, zwłaszcza ciężkiej, wracana wieś. (Tamże).
  566. Mowa tu o gwoździach kutych, w odróżnieniu od wyrabianych maszynowo gwoździ ciętych. Patrz:„ Children’s Employment Commission. 3rd report“, str. XI. XIX, n. 125—130, str. 53, n. 11, str. 114, n. 487, str, 137, n. 674.
  567. Przychodnia, w której ubodzy otrzymują bezpłatnie pomoc lekarską, tudzież lekarstwa. K.
  568. „Children’s Employment Commission. 2nd report“, str XXII n. 166.
  569. „Children’s Employment Commission, 2nd report, 1864“, str XIX, XX, XXI.
  570. Tamże, str. XXI, XXVI.
  571. Tamże, str. XXIX, XXX.
  572. Tamże, str. XL, XLI.
  573. „Children’s Erwployment Conwmssion. 1st report, 1863“, str. 185.
  574. „Millinery“ oznacza właściwie ubieranie i zdobienie kapeluszy, lecz również płaszczów i peleryn damskich i t. p.;.podczas gdy „dressmakers“ odpowiadają naszym modystkom.
  575. Angielskie „millinery“ i „dressmaking“ uprawiane jest przeważnie w budynkach przedsiębiorców, poczęści przez mieszkające tam robotnice stałe, poozęści przez robotnice, zamieszkałe zewnątrz warsztatów i pracujące na dniówkę.
  576. Komisarz White zwiedził rękodzielnię ubiorów wojskowych, zatrudniającą 1.000 — 1.200 osób, prawie wyłącznie płci żeńskiej, oraz rękodzielnię obuwia, liczącą 1.300 osób, w tem prawie połowa dzieci i młodzieży i t. d. („Children’s Employment Commission. 2nd report“, str. XVII, n. 319).
  577. Przykład: 26 lutego roku 1864 tygodniowy biuletyn śmiertelności w sprawozdaniach „Registrar General“ wymienia 5 zgonów z głodu. Tego samego dnia „Times“ podaje szósty zgon z głodu. Sześć ofiar śmierci głodowej w ciągu jednego tygodnia!
  578. „Children’s Employment Commission. and report, 1864“, str. LXVII, n. 406—9, str. 84, n. 124, str. LXXIII, n. 441, str. 66, n. 6, str. 84, n. 126, str. 78, n. 85, str. 76, n. 69, str. LXXII, n. 483.
  579. „Komorne za lokale pracy wydaje się tym czynnikiem, który ostatecznie rozstrzyga. Dlatego właśnie w stolicy najdłużej przetrwał system wydawania roboty małym przedsiębiorstwom i rodzinom, i tam najpierw powrócono, do tego systemu“. (Tamże, str. 83, m. 123). Zdanie końcowe tyczy wyłącznie szewstwa.
  580. wypadek ten nie zachodzi w rękawicznictwie i t. d., gdzie położenie robotnika mało się różni od położenia nędzarza.
  581. „Children's Employment Commission, 2nd report, 1864“, str. 2, n. 122.
  582. W jednej hurtowej wytwórni obuwia w Leicester już w r 1864 było w użyciu 800 maszyn do szycia.
  583. „Children’s Employment Commission, 2nd report, 1864“, str. 84, n. 124.
  584. Przykładem magazyn ubiorów wojskowych w Pimlico (Londyn), fabryka koszul „Tlllie and Henderson“ w Londonderry, oraz fabryka ubrań firmy Tait w Limerick, zatrudniająca około 1200 „rąk“.
  585. „Dążność do produkcji fabrycznej“ (tamże, str. LXVII). „Cała ta gałąź produkcji jest dziś w stanie przejściowym i przeżywią te samą zmianę, która już nastąpiła w koronkarstwie, tkactwie i t. d.“ (tamże, n. 405). „Zupełny przewrót“ (tamże, str. XLVI, n. 318). W okresie „Children’s Employment Commission“ z r. 1840 pończosznictwo było jeszcze pracą ręczną. Poczynając od r. 1846 wprowadzono różnorodne maszyny, obecnie pędzone parą. Ogólna liczba osób obojga płci i różnego wieku (poczynając od trzyletnich dzieci), zatrudnionych w pończosznictwie angielskiem, wynosiła w r. 1862 około 129 tysięcy. Z tej liczby według Parlimentary Return [sprawozdania parlamentarnego] z 11 lutego r. 1862, tylko 4.063 podlegało ustawie fabrycznej.
  586. Naprzykład firma Cochrane, „Britain Pottery“ w Glasgow, tak mówi w swem sprawozdaniu o stosowaniu maszyn w garncarstwie: „Aby utrzymać produkcję na dawnym poziomie, chwyciliśmy się w bardzo szerokim zakresie stosowania maszyn, obsługiwanych przez robotników niewykwalifikowanych, i każdy dzień przekonywa nas o tem, że możemy obecnie wytwarzać większą ilość produktów, aniżeli przy dawnym systemie“ („Reports of insp. of fact. for 31st october 1865“, str. 13). „Ustawa fabryczna stała się bodźcem do dalszego wprowadzania maszyn“ (tamże, str. 13, 14).
  587. Naprzykład po rozciągnięciu ustawy fabrycznej na garncarstwo wzrosła bardzo liczba kół garncarskich, poruszanych siłą mechaniczną zamiast ręką.
  588. „Reports of insp. of fact. tor 31st october 1865“, str. 96, 127.
  589. Wprowadzenie te; i innych maszyn do wyrobu zapałek pozwoliło, w jednym tytko dziale tego przemysłu, na zastąpienie 230 młodocianych przez 32 chłopców i dziewcząt, w wieku od 14 do 17 lat. Ta oszczędność na robocizna e uczyniła dalsze postępy w r. 1865 dzięki zastosowaniu siły pary.
  590. „Children’s Employment Commission, 2nd report, 1864“ str. IX, n. 50.
  591. „Reports ot insp. of fact. for 31st oct. 1865“, str. 22.
  592. Pamiętać należy, że owe ulepszenia, choć w niektórych przedsiębiorstwach przeprowadzone w całości, nie są jednak bynajmniej powszechne, a nawet w wielu starych przedsiębiorstwach wcale nie mogą być przeprowadzone bez nakładów kapitału, przerastających środki wielu dzisiejszych właścicieli... Pewna dezorganizacja przejściowa nieuchronnie towarzyszy wprowadzeniu ustawy fabrycznej. Rozmiary tej dezorganizacji pozostają w stosunku prostym do wielkości zła, które ma być usunięte przez ustawę“ (tamże, str. 96, 97).
  593. Naprzykład w wielkich piecach „pod koniec tygodnia praca zwykle bywa przedłużana wskutek zwyczaju robotnikowi, aby próżnować w poniedziałek, a niekiedy częściowo lub całkowicie nawet we wtorek“. Drobni majsterkowie stosują zazwyczaj bardzo nierównomierny czas pracy. Tracą oni 2 lub 3 dni, a potem pracują nocami, ażeby sobie to powetować... Zatrudniają stale swe własne dzieci, jeżeli je mają“. (Tamże, str. VII) „Nieregularne rozpoczynanie pracy, dla którego bodźcem są możność i zwyczaj powetowania tego później pracą nadzwyczajną“ (tamże, str. XVIII). „Niesłychane marnotrawstwo czasu w Birmingham., gdyż część czasu próżnują, a przez resztę pracują nad siły, jak niewolnicy na galerach“ (tamże, str. XI).
  594. „Children’s Employment Commission, 4th report“, str. XXXII, XXXIII. „Rozszerzenie sieci kolejowej miało się przyczynić bardzo do rozpowszechnienia tego zwyczaju krótkoterminowych zamówień, a w konsekwencji do pośpiechu, naruszania pory posiłku i do nadliczbowych godzin pracy“ (tamże, str. XXXI).
  595. Tamże, str. XXXV, n. 235, 237.
  596. Tamże, str. 127, n. 56.
  597. „Gdy mowa o stratach, które handel ponosi z powodu niewykonywania zamówień na termin załadowania towaru na okręt, przypomina™ sobie, że był to ulubiony argument fabrykantów w latach 1832 i 1833. Nic z tego, co dziś można przytoczyć na poparcie tych twierdzeń, nie ma tej wagi, którą miało podówczas, t. j. zanim jeszcze para skróciła o połowę wszystkie odległości i wprowadziła całkiem nową organizację transportu. Już wtedy argument ten nie wytrzymywał próby doświadczenia, i z pewnością nie wytrzymałby jej obecnie“. (Reports of insp. of fact. for 31st october 1862“, str 54, 55).
  598. „Children’s Employment Commission, 4th report“, str XVIII n. 118.
  599. John Bellers zauważył już w r. 1699: „Kapryśność mody pomnaża liczbę ubogich, potrzebujących pomocy. Jest ona powodem dwóch wielkich niedogodności: 1) zimą robotnicy cierpią nędzę i bezrobocie, ponieważ właściciele sklepów bławatnych i majstrowie tkaccy boją się wykładać kapitał na najem robotników, zanim z nadejściem wiosny dowiedzą się, jaka ma być moda; 2) gdy na wiosnę niema dość robotnika, to majstrowie tkaccy muszą brać do roboty bardzo wielu uczniów, aby w ciągu kwartału lub półrocza pokryć zapotrzebowanie całego królestwa. W ten sposób odciągają oni robotnika od pługa, wywabiają go ze wsi i w znacznym stopniu zapełniają miasta żebrakami, a w zimie wydają na pastwę śmierci głodowej wielu tych, co wstydzą się żebrać“. („Essay about the poor, manufactures etc.“, str. 9).
  600. „Children’s Employment Commission, 5th report“, str. 171, n. 31.
  601. Tak naprzykład czytamy w zeznaniach eksporterów w Bradford: Jest rzeczą oczywistą, że w tych warunkach niema potrzeby, aby chłopcy pracowali w magazynach dłużej niż od 8-ej rano do 7 lub do 7½ wieczór. Jest to tylko sprawa dodatkowego wydatku i dodatkowych rąk roboczych; chłopcy nie potrzebowaliby pracować do późnej nocy, gdyby niektórzy przedsiębiorcy nie byli tak łasi na zyski. Maszyna dodatkowa kosztuje tylko 16—18 f. szt. Praca nadzwyczajna przeważnie jest następstwem braku odpowiednich urządzeń i miejsca“ (tamże, str. 171, n. n. 31, 36, 38).
  602. Tamże. Pewien fabrykant londyński, który zresztą uważa przymusowe normowanie dnia roboczego za środek ochrony robotników przed fabrykantami, a samych fabrykantów przed kupcami hurtowymi, wypowiada się jak następuje: „Przemysł nasz znajduje się pod. presją eksporterów, którzy chcą naprzykład wysłać towar żaglowcem, a jednak znaleźć się w początku sezonu na miejscu i zgarnąć przy tem różnicę pomiędzy frachtem żaglowca a parowca; albo też, z dwóch parowców wybierają ten, który wcześniej odbija, aby uprzedzić konkurenta na rynku zagranicznym“.
  603. „Możnaby temu zaradzić“, powiada pewien fabrykant, „kosztem rozszerzenia warsztatów, pod naciskiem ogólnej ustawy? parlamentarnej“ (tamże, str. X, n. 38).
  604. Tamże, str. XV, n. 72 i nast.
  605. „Reports of insp. of fact. lor 31st october 1865“, str. 127.
  606. Doświadczenie stwierdziło, że przeciętny zdrowy człowiek przy każdym oddechu o średniem natężeniu zużywa około 25 cali sześciennych powietrza, wykonywa zaś ok. 20 oddechów na minutę. Zgodnie z tem spożycie powietrza przez jednego człowieka w ciągu 24 godzin wyniosłoby około 720.000 cali sześciennych czyli 416 stóp sześciennych. Ale wiemy również, że powietrze, wydychane przez płuca, nie może służyć powtórnie do tego samego celu, dopóki się nie oczyści w wielkim warsztacie przyrody. Z doświadczeń Valentina i Brunnera wynika, że zdrowy człowiek wydycha w ciągu godziny około 1300 cali sześciennych kwasu węglowego; to dawałoby około 8 uncyj węgla stałego, wyrzucanego przez nasze płuca w ciągu 24 godzin. „Na każdego człowieka powinnoby wypadać conajmniej 800 stóp sześciennych“ (Huxley).
  607. Według angielskiej ustawy fabrycznej rodzice nie mogą posyłać do fabryk „kontrolowanych“ [t. j. podlegających ustawie] dzieci do lat 14, o ile dzieci te nie pobierają równocześnie nauki początkowej. Fabrykant odpowiada za wykonanie ustawy. „Nauka w fabrykach jest obowiązkowa i jest warunkiem pracy“. („Reports of insp. of fact. for 31st october 1863“, str. 111).
  608. W sprawie korzystnych wyników łączenia gimnastyki (a dla chłopców również ćwiczeń wojskowych) z obowiązkowem nauczaniem dziatwy z fabryk i zakładów dobroczynnych, patrz mowę N. W. Seniora na 7 dorocznym kongresie „National Association for the promotion of social science“ w „Reports of proceedings etc. London 1863“, str. 63, 64. oraz sprawozdanie inspektorów fabrycznych z dn. 31 października 1865 r., str. 118, 119, 120, 126 i nast.
  609. „Reports of insp. of fact. for 31st october 1865“, str. 118. Pewien naiwny fabrykant wyrobów jedwabnych oświadczył delegatom „Children’s Employment Commission“: „Jestem święcie przekonany, że prawdziwy sekret sztuki wychowania dzielnych robotników tkwi w łączeniu pracy z nauką od lat dziecinnych. Naturalnie praca nie powinna być ani zbyt męcząca, ani odstręczająca lub niezdrowa. Chciałbym, aby moje własne dzieci też uprawiały pracę i zabawę naprzemian z nauką szkolną“. („Children's Employment Commission, 5th report“, str. 82, n. 36).
  610. Senior w „Report of proceedings“ 7-go kongresu dorocznego „National Association for the promotion of social science“, str. 66. Jak wielki przemysł na pewnymi szczeblu swego rozwoju, przekształcając marterjalne czynniki produkcji i jej stosunki społeczne, przekształca również głowy ludzkie — to okazuje nam dobitnie porównanie mowy Seniora w r. 1863 z jego filipiką przeciw ustawie fabrycznej w r. 1833, albo też porównanie poglądów wspomnianego kongresu socjologicznego z faktem, że w niektórych wiejskich okręgach Anglji wciąż jeszcze ubogim rodzicom niewolno, pod grozą śmierci głodowej, kształcić swych dzieci. Tak naprzykład pan Snęli opowiada, jak rzecz zwykłą w Somersetshire, że gdy tam człowiek biedny zgłasza się po zapomogę parafialną, zmuszają go do odebrania dzieci ze szkoły. Tak też pan Wollaston, proboszcz w Feltham, przytacza wypadki, że pewnym rodzicom odmawiano wszelkiego wsparcia z powodu, że „posyłają dzieci do szkoły!“
  611. Tam, gdzie maszyny rzemieślnicze, poruszane siłą ludzką, spółzawodniczą pośrednio lub bezpośrednio z systemem maszynowym całkowicie rozwiniętym, a więc wymagającym siły napędowej mechanicznej, zmienia się zasadniczo rola robotnika, poruszającego maszynę. Początkowo maszyna parowa zastępowała tego robotnika, teraz on musi zastąpić maszynę parową. A więc.natężenie siły roboczej i jej rozchód wzrastają potwornie, zwłaszcza u małoletnich, skazanych na tę torturę! Komisarz Longe w Coventry i okolicy widział dzieci w wieku lat 10—15, obracające krosna do tkania wstążek, nie mówiąc już o młodszych jeszcze dzieciach, obracających krosna mniejszych rozmiarów. „Jest to praca niezwykle wyczerpująca. Chłopiec zastępuje poprostu siłę pary“. („Children’s Employment Commission 5th report, 1866“, str. 114, n. 6). O zabójczych następstwach „tego systemu niewolnictwa“, jak się urzędowe sprawozdanie wyraża, patrz tamże i stronice następne.
  612. Tamże, str. 3, n. 24.
  613. Tamże, str. 7, n. 60.
  614. „W niektórych okolicach Górnej Szkocji... według sprawozdań statystycznych, wielu pastuchów owiec oraz cotters (drobnych dzierżawców) wraz z żonami i dziećmi chodzi w butach własnoręcznie zrobionych ze skóry, również własnoręcznie wygarbowanej, w ubraniach, nie tkniętych niczyją dłonią, oprócz własnej, utkanych z wełny, którą oni sami strzygli z owiec, lub ze lnu, który sami uprawiali. Do przygotowania tych ubrań nie był potrzebny żaden kupny przedmiot, oprócz igieł, naparstka, szydła i nielicznych żelaznych części przyborów tkackich. Kobiety same przyrządzały farby z drzew, krzewów i ziół“ (Dugald Stewart w „Works. ed. Hamilton“, tom VIII, str. 327—8).
  615. Musiał on nawet przysięgać, że w interesie ogółu nie będzie zwracał uwagi nabywców na braki cudzej roboty dla zachwalania swego własnego towaru.
  616. „Burżuazja nie może istnieć, nie rewolucjonizując bezustannie narzędzi produkcji, a więc stosunków produkcji, a więc całokształtu stosunków społecznych. Natomiast dla wszystkich wcześniejszych klas przemysłowych pierwszym warunkiem istnienia było zachowanie bez zmian dawnego sposobu produkcji. Ciągłe rewolucjonizowanie produkcji, nieustanne wstrząsanie podstawami wszelkich stosunków społecznych, wieczna niepewność i ruch odróżniają epokę burżuazyjną od wszystkich epok wcześniejszych. Wszelkie trwale, zaśniedziałe stosunki, wraz z towarzyszącemi im czcigodnemi, staroświeckiemi wyobrażeniami i poglądami obracają się w niwecz, wszelkie nowopowstające starzeją się, zanim jeszcze zdołają skostnieć. Rozwiewa się to, co było stałe i trwałe, traci aureolę to, co było świętością, i po raz pierwszy ludzie zmuszeni są spojrzeć otwartemi oczyma na swe własne stanowisko życiowe i na swe stosunki wzajemne“. (F. Engels i K. Marx: „Manifest der Kommunistischen Partei. London 1848“, str. 5. Przekład polski, Warszawa, r. 1907, wyd. Biblioteki Ludowej, str. 4).
  617. „Odbieracie mi życie, gdy odbieracie mi środki do życia“ (Szekspir: „Kupiec Wenecki“). (Przypis własny Wikiźródeł Słowa Shylocka z aktu IV, sc. I, prawdopodobnie przekład autorstwa tłumacza tego rozdziału Kapitału)
  618. Pewien robotnik francuski tak pisze po powrocie z San Francisco: „Nigdybym dawniej nie uwierzył, że zdolny jestem uprawiać te wszystkie rzemiosła, które wykonywałem w Kalifornji. Byłem głęboko przekonany o tem, że zdatny jestem tylko do drukarstwa, i do niczego więcej... Lecz gdym się znalazł w świecie awanturników, którzy zmieniają rzemiosło częściej niż koszulę, to — daję słowo! — czyniłem tak, jak inni. Ponieważ praca górnika mało popłacała, więc rzuciłem kopalnię i wywędrowałem do miasta, gdzie kolejno byłem zecerem, dekarzem, odlewaczem ołowiu i t. d. Odkąd przekonałem się, do jak wielu robót jestem zdatny, czuję się mniej mięczakiem i więcej człowiekiem“. (A. Corbon: „De renseignement professioinel, 2me éd.“, str. 50).
  619. W wydaniu francuskiem następuje tu jeszcze zdanie: „Jest to sekret ruchu dziejowego, którego doktrynerzy, ozy to optymistyczni, czy socjalistyczni, nie obcą zrozumieć“. Tł.
  620. John Bellers, ów istny cud w dziejach ekonomji politycznej, już w końcu XVII-go wieku, zupełnie jasno zdawał sobie sprawę z konieczności zniesienia obecnego wychowania i podziału pracy, które na obu krańcach społeczeństwa powodują hypertrofję [przerost] i atrofję [zanik], choć w przeciwnym kierunku. Między innemi wypowiada on następujące piękne zdanie: „Nauka próżniacza jest mało co lepsza, niż nauka próżniactwa... Praca fizyczna jest przedwiecznem urządzeniem boskiem... Praca jest równie potrzebna dla zdrowia ciała naszego, jak pokarm dla utrzymania go przy życiu; albowiem cierpienia, których człowiek pragnie uniknąć zapomocą próżnowania, nawiedzą go później w postaci chorób... Praca dolewa oliwy do lampy życia, myśl ja. zapala... Głupie zajęcie dziecinne (jest to powiedziane proroczo o panach Basedowach i ich spółczesnych tępych naśladowcach) ogłupia umysły dzieci“ („Proposal for raising a colledge of industry of all useful trades and husbandry, London 161)6“, str. 12, 14, 18).
  621. Tyczy to w znacznym stopniu również pracy w małych warsztatach, jakeśmy to już widzieli przy koronkarstwie i wyplataniu ze słomy, a możnaby to dokładniej jeszcze wykazać zwłaszcza na przykładach rękodzielń metalowych w Sheffield, Birmingham i t. d.
  622. „Children’s Employment Commission, 5th report“, str. XXV. n. 162, oraz „2nd report“, str. str. XXXVIII, n. n. 285, 289, str. XXXV, m. 191.
  623. „Praca fabryczna mogłaby być również czystą i wyborną, jak praca domowa, a może nawet bardziej“ („Reports of insp of fact. for 31st october 1865“, str. 127).
  624. W wyd. franc. następuje zdanie: „W historji, podobnie jak w przyrodzie, gnicie jest laboratorium życia“. Tł.]
  625. Tamże, str. 27, 32.
  626. Mnóstwo przykładów na to znajdujemy w „Reports of insp. ot fact.“.
  627. „Children's Employment Commission, 5th report“, str. X, n. 35.
  628. Tamże, str. IX, n. 28.
  629. Tamże, str. XXV, n. n. 165 do 167. W sprawie korzyści wielkiej produkcji w porównaniu z karłowatą, patrz „Children’s Employment Commission, 3d report“, str. 13, n. 144, str. 25, n. 121, str. 26, n. 125, str: 27 n. 140 i t. d.
  630. Chodzi o rozszerzenie ustawy fabrycznej na następujące gałęzie przemysłu: koronkarstwo, pończosznictwo, wyplatanie ze słomy, rękodzielnictwo odzieżowe ze swemi licznemi odmianami, wyrób sztucznych kwiatów, szewstwo, kapelusznictwo, rękawicznictwo, krawiectwo, całą metalurgję od wielkich pieców do fabryk Igieł i t. d., fabryki papieru, rękodzielnie szkła, rękodzielnie tytoniu, warsztaty wyrobów kauczukowych, fabryki taśm (dla tkactwa), ręczne tkanie dywanów, rękodzielnie parasoli i parasolek, wyrób wrzecion i cewek, drukarstwo, introligatorstwo, handel materjałami piśmiennemi („stationery“ — obejmuje to wyrób pudełek papierowych, kart do gry, farb do papieru i t. d.), powroźnictwo, wyrób przedmiotów ozdobnych z agatu, cegielnie, rękodzielnie wyrobów jedwabnych, stosujące pracę ręczną, warzelnie soli, fabryki świec, fabryki cementu, rafinerje cukru, wyrób sucharów, różne wyroby drzewne i inne roboty mieszane.
  631. Tamże, str. XXV, n. 169.
  632. {{Rozstrzelony|Senio}]r: „Social Science Congress“, str. 55, 56.
  633. Do ustaw tych, jak również do nowego „Mining Act“ z r. 1872 powracam w tomie drugim.
  634. W dawnych wydaniach następuje tu jeszcze zdanie: „Hours of Labour Regulation Act“ z dn. 17 sierpnia 1867 r. normuje pracę w drobnych warsztatach i tak zwane chałupnictwo“. Tł.
  635. Personel inspekcji fabrycznej składał się z 2 inspektorów, 2 pomocników i 41 podinspektorów. W r. 1871 mianowano dalszych 8 podinspektorów. Całkowity koszt wykonania ustaw fabrycznych w Anglji, Szkocji i Irlandji wyniósł w roku 1871/2 zaledwie 25.347 f. szt., która to suma obejmuje również koszty sądowego ścigania wykroczeń.
  636. Robert Owen, ojciec sklepów i fabryk spółdzielczych, który jednak, jak wspominaliśmy już o tem, bynajmniej nie dzielił złudzeń swych naśladowców co do doniosłości tych odosobnionych czynników przekształcenia, nietylko w praktyce swych eksperymentów opierał się na systemie fabrycznym, ale również teoretycznie przyjmował go za punkt wyjścia rewolucji społecznej. Zapewne coś podobnego wyczuwa i pan Vissering, profesor ekonomii politycznej w uniwersytecie leydejeklm, skoro w swtem dziele p. t. „Handboek van praktische Staatshuishoudikunde, Amsterdam 1860—1862“, które w najstosowniejszej formie wykłada komunały ekonomji wulgarnej, kruszy kopję w obronie produkcji rzemieślniczej przeciwko wielkiemu przemysłowi.
    Przypis Engelsa do 4-go wydania.: „Nowa „łamigłówka prawnicza“ (str. 295), którą ustawodawstwo angielskie powołało do> życia zapomocą wzajemnie przeczących sobie Faotory Acts, Factory Extension Act i Workshops’ Act, stała się wreszcie nie do zniesienia; dzięki temu doszła do skutku, w r. 1878, kodyfikacja całego odnośnego ustawodawstwa pod nar zwą Factory and Workshops’ Act. Nie możemy oczywiści© dać tu wyczerpującej krytyki tego kodeksu przemysłowego, obecni© będącego w mocy. To też musimy poprzestać na następujących wiadomościach: Ustawa obejmuje 1) fabryki włókiennicze. Tu prawie wszystko pozostaje po staremu. Dozwolony czas pracy dla dzieci powyżej lat 10 wynosi 5½ godzin dziennie, lub też 6 godzin, lecz wtedy sobota jest wolna; dla młodzieży i kobiet 10 godzin w ciągu 5 dni, a najwyżej 6½ godziny w sobotę. — 2) Fabryki niewłókiennicze. Tu przepisy bardziej niż.poprzednio zbliżają się do podanych pod 1). Istnieją jednak wciąż jeszcze liczne wyjątki na rzecz kapitalistów, które w pewnych wypadkach mogą być jeszcze rozszerzane na mocy umyślnego zezwolenia ministra spraw1 wewnętrznych. 3) Workshops (warsztaty), określone naogół podobnie, jak w poprzedniej ustawie. Warsztaty są mniej więcej przyrównane, w tem co tyczy zatrudnienia (kobiet, młodzieży i dzieci, do fabryk niiewłótoienmlczych, ale znowu w szczegółach poczynione są ułatwienia. 4) Workshops, w których nie pracują dzieci ani, robotnicy młodociani, lecz jedynie osoby płci obojga powyżej łat 18. Dla tej kategorii istnieją dalsze ułatwienia. — 5) Domestic workshops (warsztaty domowe), gdzie tylko członkowie rodziny pracują u siebie w domu. Tu przepisy są jeszcze rozciąglejsze, oraz zastrzeżenie, że inspektor, bez umyślnego ministerjalne-go lub sądowego upoważnienia, może wkraczać tylko do takich lokalów, które nie są jednocześnie mieszkaniami. Dodajmy do tego bezwzględną wolność wyplatania ze słomy, koronkarstwa i rękawiczniotwia domowego. — Pomimo wszelkich braków wciąż jeszcze ustawa ta, narówmi z federalną ustawą szwajcarską z 23 marca 1877 r„ jest najlepszą z ustaw w tej dziedzinie. Porównanie tych dwóch ustaw, angielskiej i szwajcarskiej, jest bardzo pouczające, gdyż uwydatnia braki i korzyści obu metod ustawodawczych: angielskiej metody „historycznej“, wkraczającej w każdym wypadku oddzielnie, i metody kontynentalnej, bardziej uogólniającej, opartej na tradycjach Rewolucji Francuskiej. Niestety kodeks angielski w? zastosowaniu do warsztatów jest wciąż jeszcze martwą literą, z powodu niewystarczającego personelu inspektorskiego“. [Odkąd Engels to napisał, w Anglji wydano szereg dalszych ustaw ku ochronie robotników, w tej liczbie (niezmiernie ważną ustawę z r. 1901, która zabroniła zatrudniania w fabrykach i warsztatach dzieci do lat 12 i skróciła czas pracy w fabrykach włókienniczych w sobotę o 1 godzinę, co redukuje tygodniowy czas pracy do 55½ godzin. K.].
  637. Szczegółowy opis maszyn, stosowanych w rolnictwie angielskiem, znajdujemy w dziele d-ra W. Hamma: „Die landwirtschaftlichen Geräte und Maschinem Englands, 2 Auflage, 1856“. W swym zarysie rozwoju rolnictwa angielskiego pan Haram nazbyt bezkrytycznie kroczy śladami pana Léonce de Lavergne. [Już Engels w r. 1890 zauważył, że uwaga ta jest przestarzała, co dziś jest oczywiste. K.].
  638. „Dzielicie naród na dwa wrogie sobie obozy: nieokrzesanych chłopów i zniewieściałych cherlaków. Boże drogi! Naród, rozdarty przez przeciwieństwo interesów rolnych i handlowych, mieni się zdrowym a nawet oświeconym i cywilizowanym, nietylko pomimo tego potwornego i nienaturalnego podziału, ale właśnie z tego powodu“ (David Urquhart: „Familiar Words. London 1855“, str. 119). Ustąp ten okazuje naraz i silne i słabe strony pewnego rodzaju krytyki, umiejącej, sądzić i osądzać teraźniejszy stan rzeczy, ale nie umiejącej pojąć go.
  639. Por. Liebig: „Die Chemie in ihrer Anwendung auf Agrikultur und Physiologie. 7 Auflage 1862“, a zwłaszcza w tomie pierwszym „Binleitung in die Naturgesetze des Feldbaues“. Zbadanie ujemnej strony rolnictwa.nowożytnego z przyrodniczego punktu widzenia jest jedna z nieśmiertelnych zasług Liebiga. Również jego uwagi historyczne, tyczące dziejów rolnictwa, choć nie wolne od grubych błędów, rzucają sporo światła. Ubolewać należy, że ryzykuje on na chybi trafi takie twierdzenia, jak następujące: „Głębiej przeprowadzane — spulchnianie gleby i — częstsza orka sprzyjają zmianie powietrza w porowatych wnętrzach gleby oraz zwiększają i odnawiają powierzchnię tych cząstek gleby, na które powietrze ma działać, ale łatwo pojąć, że zwiększone plony pól nie mogą być proporcjonalne do pracy, zużytej na uprawę, lecz muszą wzrastać w stosunku o wiele mniejszym. Prawo to“, dodaje Liebig. „zostało po raz pierwszy wypowiedziane przez J. St. Milla w jego „Principles of political economy“, tom I, str. 17, w następujący sposób: „Jest to ogólne prawo rolnictwa, że wzrost masy ziemiopłodów, przy innych warunkach jednakowych, dokonywa się w stosunku mniejszym, aniżeli wzrost liczby robotników zatrudnionych“. (Pan Mill powtarza tu nawet klasyczne prawo Ricarda w formie fałszywej, gdyż skoro, „the decrease of the labourers employed“, zmniejszenie liczby robotników zatrudnionych, w Anglji stale dotrzymywało kroku postępowi rolnictwa, to przynajmniej w Anglji prawo to, w Anglji i dla Anglji odkryte, nie znajdowałoby żadnego zastosowania). Rzecz to tem bardziej godna uwagi, że Mill nie znał — przyczyn tego prawa“ (Liebig, tamże, tom I, str. 143 i przypis). Pomijając błędne rozumienie wyrazu „praca“, który u Liebiga ma inne znaczenie, niż w ekonomii politycznej, jest bądź — co bądź „rzeczą godną uwagi“, że czyni om pana J. St. Milla pierwszym głosicielem teorji, którą najpierw obwieścił J. Anderson za czasowi A. Smitha, i którą powtarzał w różnych swych pismach aż do początku 19-go wieku, którą w r. 1815 przywłaszczył sobie Malthus, będący wogóle mistrzem plagjatu [kradzieży literackiej] (cała teorja zaludnienia jest bezwzględnym plagjatem), którą West rozwijał spółcześnie z Andersonem i niezależnie od niego, którą Ricardo w r. 1817 powiązał z ogólną teorją wartości i która od tego czasu obiegła świat pod imieniem Riecarda, którą w r. 1820 James Mill (ojciec J. St. Midla) zwulgaryzował, i którą wreszcie p. J. St. Mill powtórzył jako dogmat szkolny, będący już komunałem. Jest rzeczą bezsporną, że J. St. Mill zawdzięcza.swą powagę naukową, bądź co bądź „godną uwagi“, prawie wyłącznie tego rodzaju qui pro quo [pomyłkom].
  640. „Samo istnienie przedsiębiorców kapitalistycznych, jako odrębnej klasy, zależne jest od wydajności pracy“ (Ramsay: „An essay on the distribution of wealth, London 1821“, str. 206). „Gdyby praca każdego wystarczała tylko na to, aby wytworzyć jego własne środki utrzymania, to własność nie mogłaby istnieć“ (Ravenstone: „Thoughts on the fundnig system, London 1824“, str. 14, 15).
  641. Według niedawnego obliczenia w samych tylko zbadanych dotychczas okolicach świata żyje jeszcze conajmniej 4 miliony ludożerców.
  642. „U dzikich Indjan amerykańskich prawie wszystko należy do robotnika, 99 setnych produktu przypada pracy. A w Anglji może robotnik nie otrzymuje bodaj i dwóch trzecich“ („ The advantages od the East India trade etc. London 1720“, str. 73).
  643. Drachma — srebrna moneta starożytna. Tł.
  644. Diodorus Siculus: „Bibliotheca historica“, lib. I, c. 80.
  645. „Chociaż pierwsze (bogactwo przyrodzone) jest najszlachetniejsze i najbardziej korzystne, lecz czyni ono ludność lekkomyślną, dumną i skłonną do wszelkich ekscesów; natomiast drugie rozwija czujność, literaturę, sztuki piękne i cywilizację“ („England’s treasure by foreign trade or the balanee of our foreign trade is the rule of our treasure. Written by Thomas Mun, of London merchant, and now published for the common good by his son, John Mun, London 1609“ str. 181, 182). „Nie znam też gorszej klątwy dla jakiegoś ludu, niż gdy jest rzucony na taki szmat, ziemi, gdzie środki utrzymania powstają po większej części isame przez się, a klimat wymaga lub pozostawia niewiele troski o odzież i ochronę przed niepogodą... Coprawda, bywa ii krańcowość przeciwna. Grunt, którego uprawa nie może dać plonu, jest równie zły, jak grunt, bez pracy przynoszący obfite plony“ („Am inquiry into the present high price of provisions, London 1767“, str. 10).
  646. Potrzeba wyliczania okresów wylewu Nitu zrodziła astronomję egipską, a wraz z nią panowanie kasty kapłańskiej, jako kierowniczki rolnictwa. „Porównanie dnia z nocą jest momentem, gdy Nil zaczyna przybierać, a więc który Egipcjanie musieli obserwować z największą czujnością... Oznaczenie tego roku zwrotnikowego było rzeczą niezmiernie ważną dla ich prac rolniczych. Musieli więc szukać na niebie widomych znaków jego powrotu“ (Cuvier: „Discours sur les revolutions du globe. Éd. Hoefer, Paris 1863“, str. 141).
  647. W Indjach jedną z materjalnych podstaw władzy państwowej nad drobne mi i niezwiązanemi ze sobą organizmami produkcyjnemu było regulowanie zaopatrywania ich w wodę. Mahometańscy władcy Indyj rozumieli to lepiej, niż ich następcy — Anglicy. Przypomnijmy tu tylko głód w r. 1866, który w okręgu Orissa, prezydentury bengalskiej, pozbawił życia przeszło miljon Hindusów.
  648. „Niema dwóch krajów, które dostarczałyby jednakowej ilości środków utrzymania w tej samej obfitości i z tym samym nakładem pracy. Potrzeby ludzi wzrastają lub zmniejszają się zależnie od surowszego lub łagodniejszego klimatu, w którym żyją. A więc stopień, w którym mieszkańcy różnych krajów zmuszani są do pracy, nie może być jednakowy, a w praktyce niepodobna tej różnicy pracowitości ocenić Inaczej, niż w skali stopni ciepła i zimna. Możemy stąd wysnuć ten wniosek ogólny, że ilość pracy, potrzebna dla utrzymania danej liczby ludzi, jest największa w klimacie zimnym, najmniejsza zaś w gorącym. Istotnie, w klimacie zimnym nietylko człowiek potrzebuje więcej odzieży, ale i ziemia więcej uprawy, niż w klimacie gorącym“. („An essay on the governing causes of the natural rate of interest. London 1750“, str. 60). Autorem tej epokowej rozprawy bezimiennej jest J. Massey. Hume zaczerpnął z niej swą teorję procentu.
  649. „Każda praca powinna (widocznie należy to również do praw i obowiązków obywatela) dawać nadwyżkę“ (Proudhon).
  650. F. Shouw: „Die Erde, die Pflanze und der Mensch. 2 Auflage. Lelpzig 1854“, str. 148.
  651. J. St. Mill: „Principles of political economy. London 1868“, str. 252, 253 passim.
  652. Do tego trzeciego prawa Mac Culloch dorobił miedzy i mierni ten bezsensowny dodatek, że wartość dodatkowa może wzrosnąć bez.spadku wartości siły roboczej, dzięki zniesieniu podatków, które przedtem kapitalista musiał opłacać. Zniesienie tych podatków absolutnie nie zmienia ilości wartości dodatkowej, którą kapitalista-przemysłowiec w pierwszym t zadzie wyciska z robotnika. Zmienia to tylko stosunek, w jakim pakuje on wartość dodatkową do własnej kieszeni lub musi dzielić ją z osobami trzeciemi. Nie zmienia więc wcale stosunku pomiędzy wartością siły roboczej, a wartością dodatkową. Wyjątek Mac Cullocha świadczy jedynie o item że nie rozumiał on reguły — i wypadek, który przy wulgaryzowaniu Ricarda zdarza się mu równie często, jak J. B. Say’owi przy wulgaryzowaniu Smitha.
  653. „Jeżeli w produkcyjności przemysłu zachodzi zmiana, i jeżeli obecnie dane ilości pracy i kapitału wytwarzają mniej iub więcej niż przedtem, to udział płacy roboczej może się, oczywiście, zmienić, choć ilość wytworów, wyobrażająca ten udział, pozostanie ta sama, albo też może się zmienić ilość wytworów, choć udział pozostanie ten sam“. („Oustlines of political economy. London 1832“, str. 67).
  654. Wyrazy „jako wielkość ekstensywna“ są opuszczone w wydaniach francuskiem i angielskiem.
  655. „Przy innych warunkach jednakowych rękodzielnik angielski może w danym czasie wykonać o wiele większą pracę, aniżeli rękodzielnik cudzoziemski, tak że to równoważy różnicę dni roboczych pomiędzy 60 godzinami tygodniowo w kraju, a 72 lub osiemdziesięciu zagranicą („Reports of insp. of fact. for 31st october 1855“, str. 65). Większe ustawowe skrócenie dnia roboczego w fabrykach kontynentalnych byłoby najpewniejszym środkiem zmniejszenia tej różnicy między godziną pracy angielską a kontynentalną.
  656. „Istnieją okoliczności wyrównywujace... co wyszło najaw przy stosowaniu ustawy o dziesięciogodzinnym dniu roboczym“ („Reports of map. of fact. for 1st december 1848“, str. 7)
  657. „Ilość pracy, wykonanej przez człowieka w ciągu doby, może być oceniona w przybliżeniu na podstawie przekształceń chemicznych, które się dokonały w jego ciele, gdyż zmiany form materji są tu wskaźnikiem poprzedzającego działania siły dynamicznej“ (Grove: „On the correlation of physical forces, London. 1864“).
  658. „Główna przyczyna wzrostu kapitału w czasie wojny polegała na większych wysiłkach, a może i na pogorszeniu bytu klas pracujących, najliczniejszych w — każ dem społeczeństwie. Więcej kobiet i dzieci musiało pod naciskiem okoliczności wziąć się do ciężkiej pracy; a ci, co — już przedtem byli robotnikami, musieli z tej samej przyczyny większą ilość swego czasu poświęcić powiększaniu produkcji“ („Essays on political economy in which are illustrated the Principal causes of the present national distress. London 1830“, str. 248).
  659. „Zboże i praca rzadko kiedy idą w parze (pod względem ceny); ale oczywiście mogą się oddalać od siebie tylko w pewnych granicach. Co zaś tyczy niezwykłych wysiłków, dokonywanych przez klasy pracujące w okresach drożyzny i powodujących zniżkę płac, o której mowa w zeznaniach (mianowicie w zeznaniach, składanych przed parlamentarną komisją śledczą z lat 1814/5), to przynoszą one zaszczyt jednostkom i napewno sprzyjają wzrostowi kapitału. Ale żaden człowiek o uczuciach humanitarnych nie chciałby, aby te wysiłki były stałe i niczem nie powściągane. Są one bardzo chwalebne, jako ratunek chwilowy, ale gdyby stale były stosowane, to skutek byłby taki sam, jakgdyby ludność pewnego kraju wzrosła do ostatecznych granic, wyznaczonych przez środki wyżywienia“. (Malthus: „Inquiry into the nature and progress of rent. London 1815“, str. 48, przyp). Przynosi to zaszczyt Malthiusowi, że tu i w innym jeszcze ustępie swej rozprawy kładzie nacisk bezpośredni na przedłużenie dnia roboczego, podczas gdy Ricardo i inni, wbrew krzyczącej oczywistości faktów, przyjmowali stałą wielkość dnia roboczego za podstawę wszelkich swych badań. Ale interesy konserwatystów, których sługą był Malthus, przeszkodziły mu dojrzeć, że nie ograniczone przedłużenie dnia roboczego, wiraż z nadzwyczajnym rozwojem maszyn i z wyzyskiem pracy kobiecej i dziecięcej, musiały znaczną część klasy robotniczej uczynić „nadmierną“, zwłaszcza odkąd ustał popyt wojenny i Anglja utraciła monopol rynku światowego. Było oczywiście o wiele dogodniej i o wiele zgodniej z interesami klas panujących, które Malthus ubóstwiał z namaszczeniem klechy, objaśniać ten „nadmiar ludności“ wiecznemi prawami przyrody, aniżeli historycznemu prawami produkcji kapitalistycznej.
  660. Umieszczamy pierwszy wzór w nawiasach, gdyż w ekonomii politycznej burżuazyjnej nie spotykamy wyraźnie sformułowanego pojęcia pracy dodatkowej [przypis do wydania francuskiego].
  661. Przykładem: „Dritter Brief an v. Kirchmann von Rodbertus. Widerlegung der Ricardoschen Theorie von der Grundrenite und Begründung einer neuen Rententheorie. Berlin 1854“. Powracam później do tej rozprawy, która pomimo fałszywej teorji renty gruntowej trafnie ujmuje istotę produkcji kapitalistycznej.
    Przypis Engelsa do 3-go wydania: „Widzimy tu, jak życzliwie oceniał Marks swych poprzedników, ilekroć znajdował u nich jakiś istotny postęp, jakąś myśl słuszną i nową. Tymczasem ogłoszenie listów Rodbertusa do Rudolfa Meyera każe nam przyjmować powyższe uznanie z pewnem zastrzeżeniem. Czytamy tam: „Trzeba ratować kapitał nietylko przed pracą, ale także przed nim samym, a najlepiej dokonywamy tego, gdy ujmujemy działalność kapitalisty-przedsiębiorcy jako funkcje gospodarcze narodowe i państwowe, delegowane mu przez własność kapitalistyczną, a zysk jego, jako formę pensji, gdyż nie znamy jeszcze żadnej innej formy organizacji społecznej. Ale pensje można regulować i nawet redukować je, jeżeli zbyt wyrosły kosztem płac roboczych. W ten sposób można odeprzeć napad Marksa na społeczeństwo — tak nazwałbym jego dzieło... Wogóle dzieło Marksa nie jest analizą kapitału, lecz polemiką przeciw jego dzisiejszej formie, którą Marks miesza z samem pojęciem kapitału. Stąd właśnie pochodzą jego błędy“ („Briefe usw. von dr. Rodbertus-Jagetzow, herausgegeben von dr. Rud. Meyer. Berlin 1881“, Tom. I, str. 111, 48. List Rodbertusa). W takich to ogólnikach ideologicznych ugrzązł śmiały niegdyś istotnie rozmach rodbertusowiskich „Soziale Briefe“! [Odkąd Engels to napisał, zostały ogłoszone wywody Marksa o teorji renty gruntowej Rodbertusa, zapowiedziane powyższą wzmianką. Por. K. Marx: „Theorien fiber den Mehrwert“, tom II, rozdz. I, str. 176, 208 i nast. K.].
  662. Ta część wytworu, która odtwarza tylko wyłożony kapitał stały, jest w tym rachunku oczywiście odjęta od sumy. — Pan L. de Lavergne, zaślepiony wielbiciel Anglji, podaje raczej zbyt niski, niż zbyt wysoki stosunek.
  663. W wydaniu framcuskiem autor dodaje: klasycznej. Tł.
  664. Ponieważ wszystkie formy rozwinięte kapitalistycznego procesu produkcji są formami kooperacji, przeto nic łatwiejszego, jak abstrahować od właściwego im charakteru antagonistycznego i bajać o nich, jako o formach stowarzyszenia. Tak czyni np. hrabia A. de Laborde: „De l'esprit de l'associaition dans tous les interêts de la communauté. Paris, 1818“. Jankes H. Carey stosuje mimochodem tę samą sztuczkę z tym samym skutkiem nawet do systemu niewolnictwa.
  665. Chociaż fizjokraci nie zgłębili tajemnicy wartości dodatkowej jednak tyle było dla nich jasne, że jest ona bogactwem niezależnem i rozporządzalnim, którego on (właściciel) nie kupił, a które sprzedaje“. (Turgot: „Réflexions sur la formation et la distribution des richesses“, str, 11).
  666. <„Pan Ricardo dość dowcipnie wymija trudność która na pierwszy rzut oka grozi obaleniem jego teorji, a mianowicie, że wartość zależy od ilości pracy, użytej przy wytwarzaniu. Ścisłe stosowanie tej zasady doprowadziłoby nas do wniosku, że wartość pracy zależy od ilości pracy, użytej na jej wytworzenie, co jest oczywistym absurdem. To też p. Ricardo zapomocą zręcznego zwrotu uzależnia wartość pracy od ilości pracy niezbędnej dla wytworzenia płacy, lub też, mówiąc jego własnym językiem, twierdzi on, że wartość pracy mierzyć należy ilością pracy, niezbędną dla wytworzenia płacy; rozumie on przez to ilość pracy, niezbędną dla wytworzenia pieniędzy lub towarów, dawanych robotnikowi. Jest to równoznaczne z twierdzeniem, że wartość sukna mierzy się nie ilością pracy, użytej na wytworzenie go, lecz ilością pracy, użytej na Wytworzenie srebra, na które wymienimy sukno“. („A critical dissertation on the nature etc. of value“, str. 50, 51).
  667. „Jeżeli pracę nazywacie towarem, to nie jest ona jednak podobna do towaru, który najpierw zostaje wytworzony w celu wymiany, a potem dostarczony na rynek, gdzie musi być wymieniony w określonych ilościach na inne towary, w tym czasie znajdujące się na rynku. Praca jest stwarzana w momencie, gdy jest przynoszona na rynek; albo raczej zostaje przyniesiona na rynek, zanim jeszcze została stworzona“. („Observations on some versal disputes etc.“, str. 75, 76).
  668. „Gdybyśmy pracę uważali za towar i kapitał, wytwór pracy, również za towar, to musielibyśmy, gdyby wartości obu towarów były określone przez jednakowe ilości pracy, daną sumę pracy.... wymienić na ilość kapitału, wytworzoną przez taką samą sumę pracy; praca miniona byłaby.... wymieniona na taką samą sumę, co praca obecna. Ale wartość pracy w stosunku do innych towarów... nie jest określona przez jednakowe ilości pracy“. (<span class="n0kh" title="[Korekta] 'E.&nbsp;G.'" style=" display:none">E. G.<span class="n0k" title="[w druku] 'E. G.'">EG. <span class="n0kh" title="[Errata] 'Wakefield'" style=" display:none">WakerfieldWakefield</span>: w swem wydaniu A. Smitha: „Wealth of nations, London 1836“, tom r, str. 231, przypis).
  669. „Wypadło się umówić (jeszcze jedno wydanie „Umowy Społecznej“), że ilekroć praca dokonana wymieniana byłaby na pracę, mającą być dokonaną, ten ostatni (kapitalista) otrzymałby wartość wyższą, niż pierwszy (robotnik). (Simonde de Sismondi: „De la richesse commerciale. Génève 1803“, tom I, str. 37).
  670. „Praca, wyłączny miernik wartości..., twórczyni wszelkiego bogactwa, nie jest towarem“. (Th. Hodgkins: „Popular economy“, str. 186).
  671. Natomiast uznawanie takich wyrażeń poprostu za licentia poetica [dowolność poetycką] jest dowodem niemocy analizy. Dlatego w stosunku do frazesu Proudhona: „Mówimy o pracy, że ma wartość („valoir“) nietyle jako towar właściwy, ile ze względu na wartości, o których przypuszczamy, że są w niej zawarte potencjalnie. Wartość pracy jest przenośnią i t. d.“ — czynię następującą uwagę: „W towarze pracy, który jest przeraźliwą rzeczywistością, widzi on tylko elipsę gramatyczną. A więc cale społeczeństwo dzisiejsze, oparte na towarowym charakterze pracy, jest odtąd oparte na licencji poetyckiej, na przenośni. Jeżeli społeczeństwo chce usunąć „wszelkie dolegliwości“, od których cierpi a no, niechaj usuwa wszelkie źle brzmiące wyrazy, niech zmienia język; wystarczy zwrócić się w tym celu do Akademji i zażądać od niej nowego wydania słownika“ (K. Marx: „Misère de la Philosophie str. 34, 35, wyd. poi. r. 1886, str. 58). Jeszcze dogodniej jest oczywiście nic wogóle przez „wartość“ nie rozumieć. Wtedy można, bez ceregieli, wszystko podciągnąć pod tę kategorję. Tak czyni naprzykład J. B. Say: Co to jest „valeur (wartość)? Odpowiedź: „to, czego rzecz jest warta“. A co to jest „cena“? Odpowiedz, „wartość rzeczy, wyrażona w pieniądzach“. A dlaczego „praca ziemi... ma wartość? Bo ludzie wyznacza jej cenę“. A więc wartością jest to, czego rzecz jest warta, ziemia ma „wartość“, ponieważ jej „wartość“ jest wyrażona w pieniądzach! Jest to bądź co bądź bardzo prosta metoda porozumiewania się w sprawie wszelkich: „dlaczego“ i „jak“.
  672. Por. „Zur Kritik der politischen Oekonomie, Berlin 1859“, str. 40 (wyd. sztutgardzkie, str. 45, przekł. pol. str. 32), gdzie oznajmiam, że przy rozpatrywaniu kapitału należy rozwiązać zagadnienie: „W jaki sposób produkcja na podstawie wartości wymiennej, określonej przez sam tylko czas pracy, doprowadza do wyniku, że wartość wymienna pracy jest mniejsza, niż wartość wymienna jej wytworu?“
  673. „Morning Star“, naiwny aż do głupoty organ londyńskich wolnohandlowców, podczas amerykańskiej wojny domowej gorszy się wciąż, z największem oburzeniem moralnem, na jakie człowiek może się zdobyć, że Murzyni w Stanach Skonfederowanych [południowych] pracowali zupełnie za darmo. Powinien był łaskawie porównać koszt dzienny utrzymania takiego Murzyna, naprzykład z kosztem utrzymania wolnego robotnika w East End w Londynie.
  674. A. Smith przypadkowo tylko, mówiąc o pracy akordowej, wspomina o zmienności dnia roboczego.
  675. A. Smith: „Wealth of nations“, ks. I, rozdz. 5.
  676. Samą wartość pieniądza przyjmujemy tu zawsze za stałą.
  677. „Ceną pracy jest suma, wypłacona za daną ilość pracy“ (Sir Edward West: „Price of corn and wages of labour. London 1826“, str. 67). West jest autorem rozprawy bezimiennej, stanowiącej epokę w dziejach ekonomji politycznej: „Essay on the application of Capital to land. By a fellow of the University College of Oxford. London 1815“.
  678. „Płaca robocza zależy od ceny pracy i od ilości pracy dokonanej. Podwyżka płacy roboczej niekoniecznie jeszcze oznacza wzrost ceny pracy. Przy dłuższym czasie pracy i większem natężeniu płaca robocza może znacznie wzrosnąć, choć cena pracy pozostaje ta sama“ (West: Price of corn and wages of labour, London 1826“, str. 67, 68, 112). Z zagadnieniem głównem: co określa „cenę pracy“? — West załatwia się zresztą zapomocą banalnych frazesów.
  679. Czuje to najfanatyczniejszy przedstawiciel burżuazji przemysłowej 18-go wieku, częstokroć przez nas cytowany autor „Essay on trade and commerce“, choć przedstawia rzecz tę w sposób mętny: „Cena środków utrzymania określa ilość pracy, a nie jej cenę (rozumie on przez to nominalną płacę dzienną lub tygodniową). Jeżeli cena środków utrzymania zniży się znacznie, to oczywiście zmniejszy się również w tym stosunku i ilość pracy... Fabrykanci wiedzą, że istnieją różne metody podnoszenia i zniżania ceny pracy bez zmieniania jej sumy nominalnej“ („Essay i t. d.“, str. 48, 61). N. W. Senior w swych „Three lectures en the ratę of wages. London 1830“, gdzie korzysta on z dzieła Westa, nie przytaczając go, powiada między innemi: „Robotnik jest głównie zainteresowany w wysokości płacy roboczej“ (str. 14). A więc robotnik jest głównie zainteresowany w tem, co otrzymuje, w nominalnej sumie płacy roboczej, a nie w tem, co daje, w ilości pracy!
  680. Skutek takiej anormalnej redukcji czasu pracy jest zupełnie różny od skutków ogólnego skrócenia czasu pracy drogą przymusu prawnego. Redukcja taka nie ma nic do czynienia z absolutną długością dnia roboczego i może nastąpić równie dobrze przy piętnastogodzinnym dniu roboczym, jak przy sześciogodzinnym. Normalna cena pracy w pierwszym wypadku obliczona jest na podstawie piętnastogodzinnej pracy robotnika, a w drugim — na podstawie pracy sześciogodzinnej. Skutek pozostaje więc ten sam, jeżeli w pierwszym wypadku robotnik jest zatrudniony tylko przez 7½ godziny, w drugim tylko przez 3 godziny.
  681. „Norma opłaty za czas nadliczbowy (w rękodzielniach koronek) jest tak mała, ½ pensa i t. d. za godzinę, że pozostaje w rażącym kontraście ze szkodą, wyrządzoną zdrowiu i sile żywotnej robotników... Poza tem owa drobna nadwyżka, w ten sposób zarobiona, nieraz znowu musi być wydana na dodatkowe środki pokrzepiające“ („Children’s Employment Commission, 2nd report“, str. XVI, n. 117).
  682. Naprzykład w drukarni tapet przed niedawnem wprowadzeniem ustawy fabrycznej: „Pracowaliśmy bez przerwy na posiłki i w ten sposób koń czyliśmy dniówkę 10½-godzinną o 4½ popołudniu, a cała reszta — to czas nadliczbowy, rzadko kończący się przed 8 wieczór; w rzeczywistości więc praca nadliczbowa trwa u nas przez rok cały“ (Mr. Smith‘s Evidence w „Chilldren‘s Employment Commission 1st report“, str. 125).
  683. Naprzykład w bielnikach szkockich. „W niektórych okolicach Szkocji w przemyśle tym (przed wprowadzeniem ustawy fabrycznej z r. 1862) stosowany był system czasu nadliczbowego, to jest 10 godzin liczyło się za normalny dzień roboczy. Robotnik otrzymywał zań 1 szylinga i 2 pensy. Ale do tego dochodziły jeszcze codziennie 3 lub 4 godziny nadliczbowe, za które płacono po 3 pensy za godzinę. Wynik tego systemu: robotnik, pracujący tylko przez czas normalny, mógł wyrabiać jedynie płacę tygodniową wysokości 8 szylingów. Bez czasu nadliczbowego płaca ta nie wystarczała“ („Reports of insp. of fact. for 30th april 1863“, str. 10). „Dopłata za czas nadliczbowy jest pokusą, której robotnicy nie mogą się oprzeć“ („Reports of insp. of fact. for 30th april 1848“, str. 5). Introligatornie londyńskiej City zatrudniają bardzo wiele dziewczynek w wieku lat 14—15, wprawdzie pod osłoną kontraktu o praktykantach, który przepisuje określone godziny pracy. Niemniej jednak w ostatnim tygodniu każdego miesiąca pracują one do 10, 11, 12 i 1 w nocy, razem z robotnikami starszymi, w bardzo mieszanem towarzystwie. „Majstrowie kuszą (tempt) je dodatkiem do pracy i pieniędzmi na dobrą wieczerzę“, którą one przynoszą sobie z sąsiednich knajp. Wielka rozpusta, szerzona w ten sposób śród tych „young immortals“ [„młodych nieśmiertelnych“] — („Children‘s Employment Commission, 5th report“, str. 44, n. 191), znajduje kompensatę w tem, że oprawiają one między innemi wiele egzemplarzy biblji i innych ksiąg budujących
  684. .Patrz „Reports of insp. of fact. for 30th april 1863“, str. 5. Londyńscy robotnicy budowlani w czasie wielkiego strajku i lokautu w roku 1860 wystąpili z zupełnie słuszną krytyką tego stanu rzeczy, oświadczając, że mogą przyjąć pracę godzinną tylko pod dwoma warunkami: 1) że wraz z ceną godziny pracy będzie ustalony normalny dzień roboczy dziewięciogodzinny, względnie dziesięciogodzinny, i że cena godziny dziesięciogodzinnego dnia roboczego będzie wyższa, niż dziewięciogodzinnego; 2) że każda godzina ponad normalny dzień roboczy będzie opłacana stosunkowo wyżej, jako czas nadliczbowy.
  685. „Jest rzeczą znaną, że tam, gdzie regułą jest długi czas pracy, równie regularnie znajdujemy niskie place“ („Reports of insp. of fact. for 31st october 1863, str. 9). „Praca, zapewniająca najnędzniejszą strawę, przeważnie bywa nadmiernie przeciągana“ („Public Health, 6th report 1864, str. 15).
  686. „Reports of insp. of fact. for 30th april 1860“, str. 31, 32.
  687. Naprzykład w Anglji robotnicy, zatrudnieni przy ręcznym wyrobie gwoździ, wskutek niskiej ceny pracy muszą pracować 15 godzin dziennie, aby wyrobić najnędzniejszą plącę tygodniową. „Wiele jest godzin w dniu, 1 cały ten. czas musi on harować, aby zarobić 11 pensów lub 1 szylinga, a z tego potrącić trzeba 2½ do 3 pensów na zużycie narzędzi, opał, odpadki żelaza“ („Children‘s Employment Commission, 3rd report“, str. 136, n. 671). Kobiety, przy tym samym czasie pracy, wyrabiają płacę tygodniową, wynoszącą zaledwie 5 szylingów (tamże, str. 137, n. 674).
  688. W wydaniu francuskiem następuje tu zdanie: „Korzyść kapitalisty jest więc dwojaka: oberwanie zwykłej ceny pracy i przedłużenie pracy ponad zwykłą normę“. Tł.
  689. Gdyby naprzykład robotnik fabryczny nie zgodził się pracować tak wielką liczbę godzin, jaka została ustalona, „to wnet zostałby zastąpiony przez kogoś, gotowego pracować dowolną liczbę godzin, i w ten sposób zostałby wyrzucony na bruk“. — („Reports of insp. of fact. for 31 st. Oct. 1848“. Evidence, str. 39, n. 58). „Jeżeli jeden człowiek wykonywa pracę dwóch... to stopa zysku zazwyczaj wzrasta — wskutek tego, że dodatkowa ilość pracy zmniejszyła jej cenę“. (Senior: „Three lectures on the ratę of wages London 1830, str. 14).
  690. „Children‘s Employment Commission 3rd report“, Evidence, str. 66, n. 22.
  691. „Reports etc. relative to the grievances complained of by the journey men bakers. London 1862“, str. LII i tamże, Evidence, n. 479, 359, 27 Jednakowoż również Fullpriced, jak o tem już była wzmianka, i jak to przyznaje nawet ich rzecznik Bennett, każą swym ludziom „zaczynać pracę o “ wieczór lub wcześniej i przedłużają ją nieraz do godziny 7 następnego wieczora“ (tamże, str. 22).
  692. „System płacy od sztuki stanowi epokę w historji robotnika: stanowi on ogniwo pośrednie pomiędzy położeniem prostego najemnika dniówkowego, zależnego od woli kapitalisty, a rzemieślnika kooperującego, który obiecuje w niedalekiej przyszłości złączyć w swej własnej osobie robotnika z kapitalistą Robotnicy, pracujący na akord, są w gruncie rzeczy swymi własnymi majstrami, nawet gdy pracują zapomocą kapitału swego przedsiębiorcy“ John Watts. „Trade societies and strikes. Machinery and cooperative societies. Manchester, 1865, str. 52, 53). Cytuję tę broszurkę, gdyż jest to istny stek wszelkich zdawna przeżytych banialuków apologetycznych. Ten sam pan Watts robił dawniej w owenizmie i ogłosił w r. 1842 inną broszurkę: „Facts and fictions In political economy w której między innemi głosił, że własność jest kradzieżą. Było to bardzo dawno.
  693. T. J. Dunning: „Trade unions and strikes“ London, 1860.
  694. Oto jak spółistnienie obu form płacy roboczej sprzyja oszustwom fabrykantów: „Pewna fabryka zatrudnia 400 ludzi, z których połowa pracuje na akord a więc jest bezpośrednio zainteresowana w tem, aby odrabiać godziny nadliczbowe. Pozostałych zoo, płatnych za dniówkę, pracuje równie długo jak tamci, bez żadnej dopłaty za czas nadliczbowy... Praca tych zoo ludzi przez pół godziny dziennie równa się pracy jednej osoby w ciągu 50 godzin [omyłka w rachunku, powinno być w ciągu 100 godzin. Tłum.], czyli 5/6 tygodniowej roboty jednego człowieka i oznacza pozytywny zysk dla przedsiębiorcy („Reports of insp. of fact. for 31st october 1860“, str. 9). »Praca nadliczbowa panuje wciąż jeszcze bardzo szeroko; w większej części wypadków sama ustawa zabezpiecza ją przed wykryciem i karą. W wielu poprzednich sprawozdaniach wykazywałem... niesprawiedliwość, popełnianą w stosunku do robotników, pracujących nie na akord, lecz za płacę tygodniową“. (Leonhard Horner w „Reports of insp. of fact. for 30th april 1859“, str. 8, 9).
  695. „Praca daje się zmierzyć dwojakim sposobem: albo trwaniem pracy, albo też jej wytworem“ („Abrégé élémentaire des principes de l‘économie politique. Paris 1796“, str. 32). Autorem tej bezimiennej rozprawy jest G. Garnier.
  696. „Doręczają mu (przędzarzowi) określoną wagę bawełny, za którą ma zwrócić, po upływie określonego przeciągu czasu, określoną ilość nici lub przędzy danego stopnia cienkości, i otrzymuje tyle a tyle od funta dostarczonej przędzy. Jeżeli jakość wytworu szwankuje, to wina spada na niego; jeżeli ilość jest mniejsza, niż minimum, wyznaczone dla danego okresu czasu, to zwalniają go i na miejsce jego biorą robotnika sprawniejszego“ (Ure: „Philosophy of manufacture“, str. 317).
  697. „Jeżeli robota przechodzi przez wiele rąk, z których każda sięga po udział w zysku, a tylko ostatnia wykonywa robotę, wtedy zaplata, którą robotnica w rzeczywistości otrzymuje, jest nadzwyczaj nędzna“ („Children‘s Employment Commission, 2nd report“, str. LXX, n. 424).
  698. Nawet chwalca kapitalizmu, Watts, czyni uwagę: „Byłoby wielkiem ulepszeniem systemu akordowego, gdyby wszyscy robotnicy, zatrudnieni przy danej robocie, byli również w stosunku swych zdolności bezpośrednimi uczestnikami umowy, zamiast aby jeden człowiek był zainteresowany w tem, aby swych towarzyszy pracy obarczać pracą nadmierną dla swej własnej korzyści“. W sprawie nikczemności tego systemu por. „Children‘s Employment Commission, 3rd report“, str. 66, n. 22, str. u, n. 124, str. XI, n. 13, 53, 59 i t. d.
  699. Temu naturalnemu wynikowi nieraz dopomaga się sztucznie. Naprzykład w londyńskim przemyśle budowy maszyn jest zwykłą sztuczką, że „kapitalista wybiera człowieka, wyróżniającego się siłą fizyczną i zręcznością, i czyni go kierownikiem grupy robotników. Płaci mu kwartalnie, lub w innych terminach, dodatek do płacy z tem porozumieniem, iż uczyni on wszystko, aby swych spółpracowników, pobierających tylko zwykłą płacę, skłonić do jak najgorliwszego spółzawodnictwa... Wyjaśnia to bez dalszych komentarzy skargi kapitalistów na „paraliżowanie aktywności, wyższej umiejętności i siły roboczej“ („stinting the action, superior skill and working power“) przez trade-uniony“ (Dunning: „Trade-Unions and strikes. London 1860“, str. 22, 23). Ponieważ autor jest sam robotnikiem i sekretarzem trade-unionu, więc mogłoby to uchodzić za przesadę. Ale przeczytajmy naprzykład artykuł „Labourer“ [robotnik] w „highly respectable“ [wielce szanownej] Encyklopedji Rolniczej J. Ch. Mortona, gdzie metoda ta polecona jest dzierżawcom, jako niezawodna.
  700. „Wszyscy, którzy są płatni od sztuki... korzystają z przekraczania legalnych granic czasu pracy. Ta gotowość do pracy nadliczbowej daje się zauważyć szczególnie śród kobiet, zatrudnionych jako tkaczki i motaczki“ („Reports of insp. of fact. for 30th april 1858“, str. 9). „Ten system (płacy od sztuki), tak korzystny dla kapitalisty... zmierza wprost do tego, aby młodego garncarza pobudzić do jak największej pracy nadliczbowej podczas tych 4 lub 5 lat, w których ciągu jest on płatny od sztuki, ale po niskiej cenie... Jest to... inna ważna przyczyna, której przypisać należy zwyrodnienie fizyczne garncarzy“ („Children’s Employment Commission. 1st report“, str. XIII).
  701. „Gdzie praca w jakimkolwiek zawodzie jest płatna od sztuki... płace mogą różnić się bardzo znacznie swą wysokością. ...ale przy płacy dziennej stopa płacy jest naogół jednakowa... która zarówno przez przedsiębiorców jak przez robotników uważana jest za normę płacy przy przeciętnej zdolności wytwórczej robotnika danego zawodu“ (Dunning: „Trade-Unions and strikes. London 1860“, str. 17).
  702. „Praca czeladników bywa od dnia lub od sztuki (à la journée ou à la pièce)... Majstrowie wiedzą, ile roboty dziennej mogą mniej więcej wykonać robotnicy w każdym zawodzie, a więc płacą im często w stosunku do roboty wykonanej; to też czeladnicy ci w swym własnym interesie pracują tyle, ile wydołać mogą, bez żadnego dozoru“ (Cantillon: „Essai sur la naturę du commerce en général, éd. Amsterdam 1756“, str. 185, 202. Wydanie pierwsze ukazało się w roku 1755). A więc już Cantillon, z którego obficie czerpali Quesnay, Sir James Steuart i A. Smith, przedstawia tu płacę od sztuki jako poprostu zmodyfikowaną formę płacy od czasu. Francuskie wydania Cantillona w tytule swym obwieszcza, że jest tłumaczeniem z angielskiego, ale wydanie angielskie: „The analysis of trade, commerce etc. by Philipp Cantillon, late of the city of London, merchant“ posiada nietylko datę późniejszą (r. 1759), ale i swą treścią zdradza późniejsze opracowanie. Tak naprzykład w wydaniu francuskiem niema jeszcze wzmianki o Hume’ie, podczas gdy odwrotnie w wydaniu angielskiem niema już prawie mowy o Petty‘m. Wydanie angielskie posiada mniejsze znaczenie teoretyczne, ale zawiera różne szczegóły, tyczące handlu angielskiego, handlu szlachetnemi metalami i t. d., czego brak w wydaniu francuskiem. Słowa w tytule wydania angielskiego, według których dzieło jest „taken chiefly from the manuscript of a very ingenious Gentleman deceased, and adapted etc“ [zapożyczone głównie z rękopisu pewnego bardzo utalentowanego, nieżyjącego już szlachcica, a przystosowane i t. d.] — wydają się przeto czemś więcej, niż poprostu bardzo częstym podówczas wymysłem.
  703. „Ileż to razy widzieliśmy, że w niektórych warsztatach najmują więcej robotników, niż robota rzeczywiście wymaga? Nieraz biorą robotników w przewidywaniu roboty niepewnej, niekiedy zgoła urojonej; ponieważ, płacą im od sztuki, więc uważają, że nie ponoszą żadnego ryzyka, gdyż wszelkie straty czasu spadają na robotników niezatrudnionych“ (H. Grégoir: „Les typographes devant le tribunal correctionel de Bruxelles. Bruxelles 1865“, str. 9.
  704. „Remarks on the commercial policy of Great Britain. London 1815“, str. 48.
  705. „A defence of the landowners and farmers of Great Britain. London 1814“, str. 4, 5.
  706. Malthus: „Inquiry into the nature etc. of rent. London 1815“.
  707. „Robotnicy akordowi stanowią prawdopodobnie cztery piąte wszystkich robotników fabrycznych“ („Reports of insp. of fact. of 30th april 1858“, str. 9).
  708. „Siła wytwórcza jego maszyny przędzalniczej daje się dokładnie zmierzyć, a wysokość płacy za pracę, wykonaną z jej pomocą, zmniejsza się wraz ze wzrostem tej siły wytwórczej, choć nie w tym samym stosunku“ (U r e: „Philosophy of manufacture“ str. 317). Ure sam wnet obala ów końcowy zwrot upiększający. Przyznaje on, że naprzykład przy przedłużeniu przędzarki mulejowej wynikiem tego przedłużenia jest przyrost pracy. Praca nie zmniejsza się więc w tym stopniu, co wydajność jej wzrasta. Dalej: „Dzięki temu powiększeniu siła wytwórcza maszyny podnosi się o jedną piątą. W tym wypadku przędzarz nie jest już opłacany w tym samym co przedtem stosunku za pracę Wykonaną. Ale ponieważ płaca jego nie zostaje zniżona w tym samym stosunku, t. j. o jedną piątą, więc ulepszenie (maszyny) podnosi jego dochód pieniężny z każdej godziny jego pracy“ — ale, ale — „wykład ten wymaga pewnego sprostowania... przędzarz ze swych dodatkowych 6 pensów musi nieco więcej wydać na młodociane siły pomocnicze, które zarazem wypierają dorosłych“ (tamże, str. 321) — co bynajmniej nie zdradza tendencji do podnoszenia płacy roboczej.
  709. H. Fawcett: „The economic position of british labourer. Cambridge and London 1865“, str. 178.
  710. W londyńskim „Standard“ z 26 października 1861 r. znajdujemy sprawozdanie z procesu firmy John Bright & Co. przed sądem w Rochdale „przeciw przedstawicielom związku zawodowego tkaczy dywanów o pogróżki. Spólnicy Brighta wprowadzili nowe maszyny, które miały wyrabiać 240 jardów kobierca w tym samym czasie i z takim samym nakładem pracy (!), co przedtem 160 jardów. Robotnicy nie mogli rościć żadnych pretensyj do udziału w zyskach, płynących stąd, że przedsiębiorcy użyli swego kapitału na zakup nowych maszyn. A więc panowie Bright zaproponowali, ażeby zniżyć normy płacy z 1½ pensa za jard na 1 pensa, przyczem robotnicy mieliby za pracę wykonaną ten sam dochód, co przedtem. Była to jednak nominalna zniżka płac, o której robotnicy nie byli, jak mówią, poinformowani zawczasu“.
  711. „W swej żądzy utrzymania płac roboczych na wysokim poziomie trade-uniony domagają się udziału w zyskach, płynących z ulepszenia maszyn! (Okropność!)... żądają wyższej płacy z powodu skrócenia pracy... innemi słowy dążą do tego, aby nałożyć podatek na ulepszenia techniczne“ („On combination of trades. New ed. London 1834“, str. 42).
  712. „Nieścisłem byłoby powiedzenie, że płaca (mowa tu o jej wyrazie pieniężnym) wzrosła, dlatego że można za nią kupić większą ilość tańszego pro duktu“ (Dawid Buchanan w swem wydaniu A. Smitha „Wealth of nations“, 1814, tom I, str. 417, przypis).
  713. W innem miejscu zbadamy, jakie okoliczności mogą zmodyfikować prawo to, w zastosowaniu do wydajności pracy, w poszczególnych gałęziach produkcji.
  714. James Anderson w polemice z A. Smithem czyni następującą uwagę: „Warto również zaznaczyć, że chociaż Zazwyczaj pozorna cena pracy niższa jest w krajach ubogich, gdzie ziemiopłody i wogóle zboże jest tańsze, to jednak w rzeczywistości jest tam przeważnie wyższa, niż w innych krajach. Gdyż nie płaca, którą robotnik otrzymuje za dniówkę, stanowi cenę pracy, chociaż stanowi, ej cenę pozorną; cenę istotną stanowi to, co faktycznie kosztuje przedsiębiorcę określona ilość gotowego wytworu, a z tego punktu widzenia praca w krajach bogatych jest prawie zawsze tańsza niż w uboższych, choć naogół cena zboża i innych środków utrzymania bywa znacznie niższa w tych ostatnich... Praca, mierzona na dniówkę, jest znacznie tańsza w Szkocji, niż w Anglji... Praca, płatna od sztuki jest naogół tańsza w Anglji“ (James Anderson: Observations on the means of exciting a spirit of national industry etc. Edinburgh 1777“, str. 350, 351). — Odwrotnie, — niski poziom płac roboczych ze swej strony po woduje podrożenie pracy. „Praca jest droższa w Irlandji, aniżeli w Anglji, chociaż albo raczej właśnie dlatego, że płace są o tyle niższe“ (N. 2079 w „Royal Commission on railways, Minutes. 1867“).
  715. „Essay on the rate of wages: with an examination of the causes of the differences in the conditions of the labouring population throughout the world. Philadelphia 1835“.
  716. W czwartej księdze wykażę bliżej płytkość jego wiedzy.
  717. „Lecz ci bogacze, spożywający owoce cudzej pracy, mogą je otrzymywać jedynie w drodze wymiany. Jeżeli jednak oddają swe nabyte i nagromadzone bogactwo wzamian za nowe produkty, będące przedmiotem ich zachcianek, to wydają się narażeni na ciągłe wyczerpywanie swych zapasów. Nie pracują, jakeśmy rzekli, i nawet nie mogą pracować; zdawałoby się, że ich dawne bogactwo musi się z dniem każdym zmniejszać, i że gdy nic im nie pozostanie, to nic nie będą mogli dać wzamian robotnikom, którzy wyłącznie na nich pracują. Lecz w ustroju społecznym bogactwo pozyskało moc odtwarzania się zapomocą cudzej pracy bez spółudziału właściciela. Bogactwo, jak praca i dzięki pracy, przynosi owoc roczny, który co roku może być zniweczony, a pomimo to bo gacz nie staje się uboższy. Owocem tym jest dochód, pochodzący z kapitału“. (Sismondi: „Nouveaux principes d‘économie politique“, tom I, str. 81, 82).
  718. „Płacę, tak samo jak zysk, należy rozpatrywać jako część całkowitego wytworu“ (G. Ramsay: „An essay on the distribution of wealth. Edinburgh 1836“, str. 142). „Udział w wytworze, przypadający robotnikowi w formie płacy“ (Mill, „Elements of political economy“, przekład francuski Parissot‘a, Pa ryż, r. 1823, str. 34).
  719. Rozpatrujemy tu kapitał zmienny wyłącznie jako fundusz dla opłacania robotników najemnych. Wiemy jednak, że w rzeczywistości staje się on zmiennym dopiero od chwili, gdy zakupiona przezeń siła robocza poczyna funkcjonować w procesie produkcji.
  720. „Gdy kapitał jest użyty na to, aby robotnikowi wyłożyć jego płacę, to nie dołącza on nic do funduszu utrzymania pracy“. (Cazenove w przypisie do swego wydania dzieła Malthusa „Definitions in political economy. London 1833“, str. 22).
  721. „Dopiero na niespełna czwartej części kuli ziemskiej kapitaliści wykładają robotnikom ich środki utrzymania“ (Richard Jones: „Textbook of lectures on the political economy of nations. Hertford 1852“, str. 16).
  722. „Chociaż robotnik przemysłowy pobiera płacę wyłożoną przez majstra, jednak w gruncie rzeczy nie przyczynia mu żadnych kosztów, ponieważ zazwyczaj suma tej płacy wraca się z zyskiem w postaci wyższej wartości przedmiotu, do którego praca została zastosowana“ (A. Smith: „Wealth of nations“, ks. 11, rozdz. III.).
  723. „Jest to szczególnie godna uwagi właściwość produkcyjnego spożycia. To, co spożywa się produkcyjnie, jest kapitałem i staje się kapitałem dzięki spożyciu“ James Mill: „Elements d‘économie politique“, tłum. franc. Parissot, Paryż 1823, str. 242). James Mill nie zanalizował jednak tej „szczególnie godnej uwagi właściwości“.
  724. „Bez wątpienia, ten kto zakłada rękodzielnię, daje zarobek wielu ubogim, lecz oni pozostają ubogimi, a rozwój rękodzielni pomnaża ich liczbę. („Reasons for a limited exportation of wool. Lond. 1777“, str. 19). „Dzierżawca błędnie dziś sądzi, że on utrzymuje ubogich. Raczej trzyma ich w nędzy“. („Reasons for the late increase of the poor artes: or a comparative view of the prices of labour and provisions. London 1777“, str. 37).
  725. Rossi nie deklamowałby tyle i z takim zapałem na ten temat, gdyby był rzeczywiście przeniknął tajemnicę „productive consumption“ [„spożycia produkcyjnego“].
  726. „Górnicy w kopalniach południowo-amerykańskich, których praca dzienna (może najcięższa w świecie), polega na wzięciu na barki ładunku 180—200 funtów rudy i wynoszeniu go na powierzchnię z głębokości 450 stóp, żywią się chlebem i bobem. Chętniej żywiliby się samym chlebem, ale ich panowie (którzy traktują ich jak konie) zauważyli, że chleb sam nie daje im dość siły do pracy, więc zmuszają ich do jedzenia bobu. Bób jest stosunkowo znacznie bogatszy od chleba w fosforan wapnia“ (Liebig: „Die Chemie in ihrer Anwendung auf Agrikultur und Physiologie“, 7 wyd. 1862, 1 cz., str. 194, przypis).
  727. James Mill: „Elements d‘économie politique“, franc. przekład Parissot, Paryż 1823, str. 238 i nast.
  728. „Gdyby cena pracy podniosła się tak wysoko, że pomimo przyrost 1 kapitału niepodobnaby zatrudniać większej ilości pracy, to powiedziałbym wtedy że ów przyrost kapitału zostaje zużyty nieprodukcyjnie“ (Ricardo: „Principles of political economy, 3rd ed., London 1821“, str. 163, przyp.; tłumaczenie polskie, str. no, przypis).
  729. „Jedynem spożyciem produkcyjnem we właściwem znaczeniu tego wyrazu, jest spożycie, czyli zniszczenie bogactwa (ma on na myśli zużycie środków produkcji) przez kapitalistę w celu reprodukcji Robotnik jest produkcyjnym spożywcą dla osoby, która go zatrudnia i dla państwa, ale — mówiąc ściśle — nie dla siebie samego“... (Malthus: „Definitions in political economy. London 1853“, str. 30).
  730. „Jedyną rzeczą, o której słusznie można twierdzić, że bywa nagromadzoną i przygotowywaną zgóry, jest uzdolnienie robotnika Tak ważna czynność, jak nagromadzanie uzdolnionej pracy, odbywa się, gdy chodzi o wielką masę robotników, bez, wykładania na to kapitału“. Hodgskin: „Labour defended etc.“, str. 13).
  731. „List ten może być uważany za manifest fabrykantów“ (Ferrand, „Wniosek w sprawie głodu bawełnianego“, posiedzenie Izby Gmin z dn. 27 kwietnia 1863 r.).
  732. Czytelnik przypomina sobie, że ten sam kapitał z innej nuty śpiewa w warunkach zwykłych, gdy idzie o zniżkę płac. Wtedy „majstrowie“ zgodnym chórem głoszą (por. dział czwarty, przypis 188, str. 433): „Robotnicy fabryczni powinniby święcie pamiętać o tem, że praca ich jest bardzo podrzędną odmianą pracy wykwalifikowanej; że żadna inna praca nie jest tak łatwa do nauczenia się i że żadna nie jest lepiej wynagradzana w stosunku do swej jakości; że żadnej innej pracy nie moża tak prędko nauczyć zapomocą krótkiej praktyki, łudzi, zupełnie z nią nieobeznanych, ani dostarczyć w takiej obfitości... Faktycznie maszyna majstra (ta sama, którą, jak obecnie słyszymy, można z korzyścią zastąpić lepszemi w ciągu 12 miesięcy!) odgrywa o wiele ważniejszą rolę w produkcji, niż praca i umiejętność robotnika, (których teraz nie można podobno zastąpić w ciągu 30 lat!), którą można posiąść w ciągu 6 miesięcy, i którą zdoła sobie przyswoić każdy parobek ze wsi“.
  733. „Times“, 24 marca 1863 r.
  734. Parlament nie przeznaczył ani grosza na emigrację, lecz uchwalił, ustawy, które upoważniały zarządy gminne do trzymania robotników pomiędzy życiem a śmiercią, lub do wyzyskiwania ich pracy, bez obowiązku wypłacania normalnej płacy. Lecz gdy w trzy lata później zjawił się pomór na bydło, parlament w okamgnieniu, depcząc nawet etykietę parlamentarną, wyznaczył miljony na odszkodowanie dla lordów — miljonerów, których dzierżawcy zresztą sami sobie powetowali stratę podwyżką cen mięsa. Ryk zwierzęcy właścicieli ziemskich przy otwarciu sesji parlamentarnej w r. 1866 świadczył o tem, że nie trzeba być Hindusem, aby ubóstwiać krowę Sabala, ani też Jowiszem, aby zamienić się w byka.
  735. „Robotnik żądał środków utrzymania, aby żyć, przedsiębiorca — pracy jego, aby z niej ciągnąć zyski“ (Sismondi: „Nouveaux principes d‘économie politique“, tom I, str. 91).
  736. W hrabstwie Durham dotychczas istnieje po chłopsku nieokrzesana forma tego poddaństwa. Jest to jedno z niewielu hrabstw, gdzie stosunki nie zapewniają dzierżawcy niezaprzeczonego tytułu własności na najmitów rolnych. Przemysł górniczy daje tym ostatnim możność wyboru. Dzierżawca, wbrew ogólnemu zwyczajowi, bierze tam w dzierżawę tylko ziemie, na których się znajdują domki dla robotników. Komorne za domek stanowi część płacy robotnika. Domki te zwą się „hind‘s houses“ [domy parobków]. Wynajmowane są robotnikom na zasadzie specjalnego paktu, zwanego „bondage“ (poddaństwo), który nakłada na robotnika pewne feodalne powinności, naprz. zobowiązuje go, aby w czasie, gdy pracuje gdzieindziej, przysyłał zamiast siebie do roboty swą córkę i t. d. Robotnik sam zwie się „bondsman“ (poddany). Stosunek ten rzuca nowe światło na indywidualne spożycie robotnika, jako spożycie dla kapitału, czyli spożycie produkcyjne. „Warto zaznaczyć, że nawet kał takiego „bondsmana“ zaliczony jest do należności jego wyrachowanego pana... dzierżawca nie pozwala na istnienie w całej osadzie innego ustępu, prócz własnego, i nie znosi żadnego naruszenia tego suwerennego prawa“ („Public Health. 7th Rep. 1864“ str. 188).
  737. Warto przypomnieć, że przy pracy dzieci i t. d. znika nawet formalność samo-sprzedaży.
  738. „Kapitał jest warunkiem istnienia pracy najemnej, a praca najemna jest warunkiem istnienia kapitału. W ten sposób warunkują się one wzajemnie i nawzajem powołują się do życia. Czyż naprzykład robotnik fabryki wyrobów bawełnianych wytwarza tylko tkaniny bawełniane? Nie, ów robotnik wytwarza kapitał. Wytwarza wartości, służące do opanowania jego pracy i stwarzania zapomocą tej pracy nowych wartości“ (Karl Marx: „Lohnarbeit und Kapital“ w „Neue Rheinische Zeitung“, Nr. 266, 7 kwietnia 1849). Artykuły, ogłoszone pod powyższym tytułem w „Neue Rheinische Zeitung“ są urywkami odczytów, wygłoszonych na ten temat przez autora w r. 1847 w niemieckiem stowarzyszeniu robotniczem w Brukseli. Druk tych odczytów został przerwany przez rewolucję lutową. [Por. Karl Marx: „Lohnarbeit und Kapitał“ w nowem wydaniu, Berlin 1907, str. 27, 28. Przekład polski H. S. Kamieńskiego, Warszawa 1920, str. 17].
  739. „Nagromadzanie kapitału: użycie części dochodu jako kapitału“. Malthus: „Definitions etc.“, wyd. Cazenove str. 11). „Przemiana dochodu w kapitał“ (Malthus: „Principles of political economy. 2nd ed. London 1836“, str. 319).
  740. Pomijamy tu handel międzynarodowy, który zastępuje krajowe to wary przez zagraniczne, i dzięki któremu dany kraj może artykuły zbytku wymieniać na środki produkcji i środki utrzymania, lub też odwrotnie. Aby ująć przedmiot naszych badań w czystej postaci i wyeliminować zakłócające go oddziaływania postronne, musimy więc tu cały handel światowy uważać za zamknięty w obrębie jednego kraju i założyć, że kapitalistyczna produkcja ustaliła się wszędzie i objęła wszystkie gałęzie produkcji.
  741. Analiza nagromadzania kapitału, dokonana przez Sismondi‘ego, ma tę wielką wadę, iż nazbyt zadawala się on frazesem: „przekształcenie dochodu w kapitał“ — i nie zgłębia materialnych warunków tego przekształcenia.
  742. „Praca pierwotna, której kapitał jego zawdzięcza swe istnienie“ (Sismondi: „Nouveaux principes d‘économie politique, éd. Paris“, Tom I, str. 109).
  743. „Praca stwarza kapitał, zanim jeszcze kapitał zastosuje pracę“ (E. G. Wakefield: „England and America. London 1833“, t. II str. 110).
  744. Prawo własności kapitalisty w stosunku do wytworu cudzej pracy „jest koniecznem następstwem prawa własności, którego podstawą było, przeciwnie, wyłączne prawo własności robotnika w stosunku do wytworu własnej pracy*’ (Cherbuliez: „Riche ou pauvre, Paris 1841“, str. 58. Dialektyka tej przemiany jest tu jednak przedstawiona błędnie).
  745. Sismondi: „Nouveaux principes d’économie politique“, tom 1, str. 70.
  746. Tamże, str. III.
  747. Tamże, str. 135.
  748. „Kapitał jest to bogactwo nagromadzone, użyte w celu zysku“ (Malthus: „Principles of political economy“, str. 262). „Kapitał składa się z bogactwa, zaoszczędzonego z dochodu i użytego w celu zysku“ (R. Jones: „An introductory lecture on Political Economy, London 1833“, str. 16).
  749. „Posiadacze wytworu nadmiernego, czyli kapitału“ („The souce and remedy of the national difficulties. A letter to Lord John Russel. London 1821“).
  750. „Kapitał, dzięki złożonym procentom od każdej części zaoszczędzonego kapitału tak się powiększa, że wszelkie bogactwo świata, przynoszące dochód, oddawna jest już tylko byłym procentem z kapitału“ („London Economist“, 19 lipca 1859 r.). „Economist“ jest doprawdy zbyt skromny. Mógłby przecież, idąc śladem dr. Price‘a, dowieść zapomocą ścisłego rachunku, że trzeba inne jeszcze planety dołączyć do naszej kuli ziemskiej, jeżeli chcemy oddać kapitałowi wszystko to, co mu się należy.
  751. „Żaden ekonomista spółczesny nie może rozumieć przez oszczędność proste; tezauryzacji, gdy zaś pominiemy tę nierozwiniętą i niedostateczną formę oszczędności, to przez termin ten, w zastosowaniu do bogactwa narodowego, nie możemy rozumieć nic innego, niż różne zastosowania zaoszczędzonego funduszu, w zależności od różnych rodzajów zatrudnionej przezeń pracy“ (Malthus: Pnnciples of political economy“, str. 38, 39).
  752. To też u Balzac‘a, który tak gruntownie zgłębił wszelkie odcienie skąpstwa, stary lichwiarz Gobseck zdziecinniał już, gdy zaczyna gromadzić towary w celu uciułania skarbu.
  753. „Nagromadzanie towarów.... zastój wymiany.... nadprodukcja“. (Th. Corbet: „An inquiry into the causes and modes of the wealth of individuals. London 1841“, str. 14).
  754. Ricardo, „Principles of political economy, 3rd ed., London 1821“, str. 163, przyp. [tłum. polskie M. Bornsteinowej, Warsz. r. 1919, str. 110, przyp.]
  755. Pomimo swej „Logiki p. J. St. Mill zgoła nie dostrzega nawet takich błędów w analizie swych poprzedników, które nawet w obrębie burżuazyjnego widnokręgu, z czysto fachowego punktu widzenia krzyczą o sprostowanie. Wszędzie rejestruje on ze szkolarskim dogmatyzmem błędy myśli swych mistrzów. I tutaj również: „Sam kapitał ostatecznie zamienia się całkowicie na place, a gdy się odtwarza dzięki sprzedawcy wytworów, to znowu zamienia się na płace“.
  756. A. Smith w opisie procesu reprodukcji, a więc i nagromadzania, pod niektóremi względami nietylko nie posunął się naprzód w porównaniu ze swymi poprzednikami, a mianowicie fizjokratami, lecz nawet cofnął się wstecz. Złudzenie jego, wspomniane w tekście, wiąże się z odziedziczonem po nim również, bajecznem wręcz twierdzeniem ekonomji politycznej, jakoby cena towaru składała się jedynie z płacy roboczej, zysku (procentu) i renty gruntowej, czyli poprostu z płacy i z wartości dodatkowej. Storch, który wychodzi z tego założenia, przynajmniej przyznaje naiwnie: „Niepodobna rozłożyć ceny niezbędnej na jej najprostsze pierwiastki“ (Storch: „Cours d‘économie politique. Ed. Petersbourg, 1815“, tom I, str. 140, przypis). Piękna to nauka ekonomji, która Ogłasza, że niepodobna rozłożyć ceny na jej najprostsze pierwiastki! Szczegółowy rozbiór tego zagadnienia czytelnik znajdzie w dziale trzecim księgi drugiej i w dziale siódmym księgi trzeciej. [Por. Także „Theorien ueber den Mehrwert“, Tom I, str. 164 i nast. K.].
  757. Czytelnik zauważy, że słowo „dochód“ [revenue] używane jest w podwójnym sensie: 1) dla oznaczenia wartości dodatkowej, jako owocu, perjodycznie przynoszonego przez kapitał, 2) dla oznaczenia tej części owego owocu, którą kapitalista stale spożywa, lub dołącza do swego funduszu spożycia. Zachowuję to podwójne znaczenie, gdyż harmonizuje ono ze zwykłą terminologją ekonomistów francuskich i angielskich.
  758. Ks. F. Lichnowski, członek Zgromadzenia Narodowego niemieckiego w r. 1848, mówiąc o sprawie niepodległości Polski, — nazwał prawo historyczne prawem, które nie ma żadnej daty, przyczem ów polakożerca popełnił zabawny polonizm („Keinem Dathum nicht hat“). Patrz artykuły Marksa o kwestji polskiej w „Neue Rheinische Zeitung“. Przekład polski w wydawnictwie Polskiego Archiwum Komunistycznego w Moskwie; „Z pola walki“, Nr. 4, rok 1927. Tł.
  759. Luter bardzo dobrze ilustruje żądzę panowania, jako czynnik chciwości, na przykładzie staroświeckiej, choć wciąż odnawiającej się odmiany kapitalisty, a mianowicie lichwiarza: „Poganie mogli rozumem swym dojść do tego zdania, że lichwiarz jest po czterykroć złodziejem i mordercą. My chrześcijanie natomiast mamy ich w takiem poważaniu, że niemal modlimy się do nich dla ich pieniędzy... Kto rabuje, kradnie lub pożera pożywienie drugiego, ten popełnia równie wielkie morderstwo (jeżeli to od niego zależy), jak ten, co drugiego głodem zamorzy i do śmierci zamęczy. Tak właśnie czyni lichwiarz, a przecież siedzi spokojnie na swym fotelu, zamiast, jakby to było słuszniej, — wisieć na szubienicy i być pożeranym przez tyle kruków, ile nakradł dukatów, byle tylko dość ciała na nim było, aby tak wiele kruków miało czego nadziobać się i czem się podzielić... Tymczasem wiesza się małych złodziei.... mali złodzieje zakuwani są w dyby, wielcy złodzieje chodzą w złocie i w jedwabiu. Niema tedy na ziemi większego — wyjąwszy djabła — nieprzyjaciela ludzkości, niż lichwiarz i skąpiec, gdyż chce on być bogiem nad wszystkimi ludźmi. Turcy wojownicy, tyram, są też ludźmi złymi, jednak muszą oni dawać żyć ludziom i uznają, ze są złymi i wrogami. Mogą też, a nawet muszą nieraz nad niejednym się ulitować. Lecz lichwiarz i skąpiec pragnie, aby cały świat ginął w głodzie i w pragnieniu, w żałobie i w nędzy, byle on wszystko mógł zagarnąć, byle każdy miał wszystko od niego, jak od jakiego boga i był wiecznie jego poddanym... Nosi futra, złote łańcuchy i pierścienie, pysk sobie chędoży i chce uchodzić za poczciwego i pobożnego człowieka... Lichwiarz jest wielkim potworem, jest, jako smok, który wszystko pustoszy, gorzej niż Kakus, Gerion i Anteusz. I przytem stroi się, udaje świętoszka, byle tylko nie dojrzano, skąd się wzięły woły, które tyłem prowadzi do swej jaskini. Ale Herkules posłyszy głos wołów i jeńców, znajdzie Kakusa nawet wśród skal i wąwozów i wydrze woły z rąk złoczyńcy. Kakusem zwie się bowiem złoczyńca, pobożny lichwiarz, który wszystko kradnie, rabuje i pożera. Udaje przytem, że nic nie zrobił, i nikt ma nie ma poznać, jako że woły tyłem do jaskini ciągał, aby ze śladów wnosić można, ze je stamtąd wypuscił. A więc lichwiarz oszukuje świat, udając, że jest użyteczny, ze daje światu woły, a tymczasem porywa je dla siebie i sam pozera... Skoro więc ścinają i kołem lamią zbójców, morderców i podpalaczy, to o ileż słuszniej należałoby kołem łamać, żyły wypruwać... wypędzać, wyklinać, i ścinać wszystkich lichwiarzy“. Martin Luther: „An die Pfarrherrn, wider den Wucher zu predigen, Wittenberg, 1540“).
  760. Dr. Aikin: „Description of the country from 30 to 40 miles round Manchester. London 1795“, str. 182.
  761. A. Smith: „Wealth of nations“ t. II, r. III.
  762. Sam nawet J. B. Say powiada: „Oszczędności bogaczy czynione są kosztem ubogich. „Proletarjusz rzymski żył niemal wyłącznie kosztem społeczeństwa... Dziś możnaby prawie powiedzieć, że społeczeństwo nowożytne żyje kosztem proletarjuszy, t. j. żyje z tej części, którą zagarnia z plonu ich pracy“. (Sismondi: „Etudes etc“ t. I, str. 24).
  763. Malthus: „Principles of political economy“, str. 319, 322.
  764. „An inquiry into those principles, respecting the naturę of demand etc.“, str. 67.
  765. W wydaniu francuskiem dodane wyrazy: „na pracę“. Tł.
  766. Tamże, str. 50.
  767. Senior: „Principes fondamentaux de l‘économie politique, trad. Arrivabene. Paris 1836“, str. 308. Tego już było trochę za wiele dla zwolenników starej klasycznej szkoły. „P. Senior, zamiast: praca i kapitał, woli mówić: praca i wstrzemięźliwość... Wstrzemięźliwość jest tylko przeczeniem. Źródłem zysku jest me wstrzemięźliwość, lecz stosowne użycie kapitału“ (John Cazenove w swem wydaniu Malthusa „Definitions of political economy, London 1853“, str. 130, przypis). Pan John Stuart Mill natomiast na jednej stronicy powtarza teorję zysku Ricarda, na drugiej przyswaja sobie „remuneration of abstinence“ („nagrodę za wstrzemięźliwość“) Seniora. Sprzeczności trywjalne są mu równie swojskie, jak obca mu jest „sprzeczność“ heglowska, źródło wszelkiej dialektyki.
    Przypis do 2-go wydania. Ekonomiście wulgarnemu nie przyjdzie nigdy do głowy nawet ta prosta uwaga, że każda czynność ludzka może być rozumiana, jako „powstrzymanie się“ od czynności przeciwnej. Jedzenie jest wstrzymaniem się od postu chodzenie — od stania, praca — od lenistwa, lenistwo — od pracy i t. d. Gdybyż ci panowie zechcieli raz przemyśleć zdanie Spinozy „Determmatio est negatio“ [„twierdzenie jest przeczeniem“]!
  768. Senior: tamże, str. 342.
  769. „Niktby ...nie siał zboża, na rok je zostawiając w ziemi, niktby też me pozostawał wina przez lata całe w piwnicy, zamiast spożyć odrazu te przedmioty lub ich równoważnik — gdyby się nie spodziewał uzyskać w ten sposób wartości dodatkowej i t. d.“ (Scrope: „Political economy, ed. A. Potter, New York 1841“, str. 133, 134).
  770. „Ograniczenie, które narzuca sobie kapitalista, który wypożycza robotnikowi“ (ten zwrot upiększający jest tu użyty poto, aby zgodnie ze zwykłą manierą ekonomistów wulgarnych utożsamić robotnika najemnego, wyzyskiwanego przez przemysłowego kapitalistę, z tym samym przemysłowym kapitalistą, który zadłuża się u kapitalisty, pożyczającego pieniądze!) „narzędzia produkcji, zamiast obrócić ich wartość na własny użytek, zamieniając je na przedmioty potrzeby lub zbytku“ (G. de Molinari: „Etudes économiques. Paris 1846“, str. 49).
  771. Courcelle-Seneuil: „Traité théorique et pratique des entreprises industrielles. 2-me ed., Paris 1857, str. 57.
  772. „Poszczególne rodzaje dochodów, najbardziej przyczyniające się do postępu kapitału narodowego, zmieniają się na różnych szczeblach tego postępu i dlatego są zupełnie różne u narodów, stojących na różnych stopniach owego postępu... Zysk... jest podrzędnem źródłem nagromadzania we wczesnej fazie rozwoju społecznego, w porównaniu z płacą i rentą... Gdy już siły przemysłu narodowego znacznie się rozwinęły, wzrasta stosunkowe znaczenie zysku, jako źródła nagromadzania“ Richard Jones: „Textbook etc.“, str. 16, 21).
  773. Tamże, str. 36 i nast. [W przedmowie do 4-go wydania Engels zanacza, ze tej cytaty z Jonesa nie można było znaleźć ani w miejscu podanem, ani tez w żadnem innem. K.].
  774. Ricardo mówi: „W różnych fazach rozwoju społeczeństwa nagromadzanie kapitału, czyli środków zastosowania pracy (czytaj: wyzyskiwania pracy) jest szybsze lub wolniejsze, lecz w każdym wypadku zależne od sił wytwórczych pracy. Siły wytwórcze pracy są naogół największe tam, gdzie istnieje nadmiar urodzajnych gruntów“. Jeżeli w zdaniu tem siły wytwórcze pracy oznaczają drobne rozmiary tej części, każdego wytworu, która przypada tym, którzy go wytworzyli pracą swych rąk — to zdanie to zawiera tautologję, bo pozostała część jest funduszem, z którego właściciel może, jeżeli mu się podoba („if the owner pleases“), nagromadzać kapitał. Ale to właśnie najrzadziej się zdarza tam, gdzie grunt jest najurodzajniejszy“ („Observations on certam verbal disputes etc.“, str, 74, 75).
  775. J. Stuart Mill: „Essays on some unsettled questions of political economy. London 1844“, str. 90.
  776. „An essay on trade and commerce. London 1770“. str. 44. Podobnie „Times“ z grudnia 1866 r. i stycznia 1867 r. zawiera serdeczne wynurzenia angielskich właścicieli kopalń węgla, opisujące szczęśliwe położenie górników belgijskich, nie żądających i nie otrzymujących nic więcej, niż właśnie potrzeba poto, aby żyć dla swych „majstrów“. Robotnicy belgijscy przecierpieli wiele, ale nie ścierpieli by „Times“ ich nazywał robotnikami wzorowymi! Odpowiedzią na te pochwały był na początku lutego 1867 r. strajk górników belgijskich pod Marchienne, uśmierzony prochem i ołowiem.
  777. Tamże, str. 44, 46.
  778. Fabrykant z Northamptonshire popełnia pia fraus [bogobojne oszustwo] usprawiedliwione przez wzruszenie. Podczas gdy porównywa rzekomo życie robotników przemysłowych w Anglji i we Francji, to w istocie, jak to sam wyznaje w dalszem ględzeniu, opisuje w przytoczonych słowach życie francuskich robotników rolnych!
  779. Tamże, str. 70, 71.
  780. Benjamin Thomson: „Essays, political, economical and philosophical etc. 3 vol. London 1796—1802“. Sir F. M. Eden, w swem dziele „The State of the poor, or an history of the labouring classes in England etc.“ gorąco poleca tę żebraczą zupę rumfordzką, kierownikom domow roboczych i tonem wyrzutu przestrzega robotników angielskich, że „wiele jest rodzin w Szkocji, które nie używają pszenicy, żyta i mięsa, i całemi miesiącami żyją kaszą owsianą i mąką jęczmienną, ugotowaną na wodzie z dodatkiem tylko soli, i przytem mają się wcale nieźle“ („and that very comfortable too“). (Księga 2, rozdz. 2, str. 503). Podobne „wskazówki“ dawane są w 19-ym wieku. Naprzyklad: „Robotnicy rolni angielscy nie chcą jadać chleba z domieszką pośledniejszych gatunków zboża. W Szkocji, gdzie wychowanie jest lepsze, przesąd ten jest prawdopodobnie nieznany“ (Charles H. Parry, M. D.: „The question of the necessity of the existing cornlaws considered. London 1816“, str. 69). Jednak ten sam Parry uskarża się, że robotnik angielski znajduje się obecnie (r. 1815), w o wiele gorszem położeniu, niż za czasów Edena (r. 1797).
  781. Dowiadujemy się ze sprawozdań niedawnej parlamentarnej komisji o zbadania sprawy fałszowania środków żywności, że nawet fałszowanie lekarstw jest w Anglji nie wyjątkiem, lecz regułą. Naprzykład analiza 34 próbek opium, nabytych w tyluż aptekach londyńskich, wykazała, że 31 z nich było sfałszowanych pomocą maku, mąki pszennej, gumy, gliny, piasku i t. d. Wiele z tych próbek me zawierało ani odrobiny morfiny.
  782. Dogberry — postać z komedji Szekspira: „Wiele hałasu o nic“. Tł.
  783. G. B. Newnham (barrister at law) „A rewiew of the evidence before the committees of the two houses of parliament on the cornlaws. London 1815 str. 28, przypis.
  784. Tamże, str. 19, 20.
  785. Ch. h. Parry: „The question of the necessity of the existing cornlaws considered. London 1816“, str. 77, 69. Panowie landslordowie ze swej strony nietylko odszkodowali sami siebie za wojnę antyjakobińską, którą prowadzili w imieniu Anglji, lecz jeszcze ogromnie się zbogacili: „Ich renta wzrosła w dwójnasób, w trójnasób, w czwórnasób, a w wyjątkowych wypadkach nawet sześciokrotnie w ciągu lat 18“. (tamże, str. 100, 101).
  786. F. Engels: „Lage der arbeitenden Klasse in England. Leipzig 1845, str. 20. [wydanie sztutgardzkie, 1892, str. 9].
  787. Ekonomja klasyczna, z powodu swej wadliwej analizy procesu pracy i procesu pomnażania wartości, nigdy nie pojęła dobrze tego ważnego momentu reprodukcji. Przekonać się o tem możemy między innemi u Ricarda, który tak naprzykład powiada: Pomimo zmian, którym podlega siła wytwórcza pracy, „zawsze miljon ludzi wytworzy w fabrykach tę samą wartość. Jest to słuszne, o ile dane są trwanie i stopień natężenia ich pracy. Ale nie przeszsadza to, — co Ricardo przeoczył w niektórych swych wnioskach — że miljon ludzi przy różnej sile wytwórczej swej pracy przekształci w wytwór bardzo różne masy środków produkcji, a więc zachowa w swym wytworze bardzo różne ma«y wartości, dzięki czemu i wartości dostarczonych przez nich wytworów będą bardzo różne. Zauważmy mimochodem, że na tym właśnie przykładzie Ricardo daremnie usiłował wytłumaczyć J. B. Say‘owi różnicę pomiędzy wartością użytkową (którą on w tem miejscu nazywa „wealth“, materjalnem bogactwem), a wartością wymienną. Say mu odpowiada: „Co się tyczy trudności, na którą powołuje się p. Ricardo, a mianowicie, że przy udoskonaleniu produkcji miljon osób może wytworzyć dwa lub trzy razy więcej bogactw, nie wytwarzając większej wartości, to trudność ta znika, skoro tylko rozpatrujemy, jak właśnie powinniśmy czynić, produkcję jako wymianę, w której ludzie oddają usługi produkcyjne swej pracy, swej ziemi i swych kapitałów, aby otrzymać wytwory. Za te właśnie usługi produkcyjne nabywamy wszelkie wytwory świata. Otóż., jesteśmy o tyle bogatsi, nasze usługi produkcyjne mają o tyle większą wartość, o ile większą ilość użytecznych przedmiotów osiągają one przy wymianie, zwanej produkcją. (J. B. Say: „Lettres á M. Malthus. Paris 1820“, str. 168, 169). Ale „trudność“, którą Say powinien wyjaśnić, a która istnieje właśnie dla niego, a nie dla Ricarda — polega na tem: dlaczego nie wzrasta wartość wymienna wartości użytkowych, wytworzonych przez określoną masę pracy, gdy ilość ich wzrasta naskutek wzmożenia siły wytwórczej pracy? Odpowiedź: usuwamy tę trudność w ten sposób, że wartość użytkową raczymy nazwać wartością wymienną. Lecz wartość wymienna jest rzeczą, która „one way or another“ („na tej czy innej drodze“) ma związek z wymianą. Więc dość ochrzcić produkcję „zamianą“ pracy i środków produkcji na wytwór, a wnet się staje jasne, jak słonce, ze tem więcej otrzymamy wartości wymiennej, im więcej nam produkcja dostarcza wartości użytkowej. Innemi słowy: im więcej każdy dzień roboczy dostarcza dóbr użytkowych, naprz. pończoch — fabrykantowi pończoch, tem bogatszy się on staje w pończochy. Lecz tu się nagle Say spostrzega, że „z większą ilością“ pończoch, ich „cena“ (która oczywiście nie ma żadnej styczności z wartością wymienną) spada, „ponieważ konkurencja zmusza ich (producentów) do wyzbywania się wytworów po cenie kosztu własnego“. A skądże się bierze zysk, jeżeli kapitalista sprzedaje towary po cenie własnego kosztu? Ale „neyer mind“ [mniejsza o to]. Say oświadcza, że dzięki wzmożonej wydajności pracy, każdy otrzyma, za ten sam równoważnik, nie jedną parę, jak poprzednio, lecz dwie pary pończoch. Wniosek, do którego Say dochodzi, jest właśnie ową tezą Ricarda, którą miał on obalić. Po tak wielkim wysiłku umysłowym triumfująco poucza on Malthusa w następujących słowach: „Taką jest, panie, logicznie zbudowana teorja, bez której — twierdzę to stanowczo — niepodobna wyjaśnić największych trudności ekonomji politycznej, a zwłaszcza zagadnienia, w jaki sposób naród może się zbogacać, podczas gdy wartość jego wyrobów się zmniejsza, chociaż przecie bogactwo składa się z wartości“ (tamże, str. 170). Pewien angielski ekonomista czyni następujące uwagi z powodu podobnych pereł w listach Say‘a: „Ta pretensjonalna paplanina („those affected ways of talking“) jest tem właśnie, co pan Say zwykł nazywać swą teorją, którą właśnie z głębi serca poleca Malthusowi wykładać w Hertford, a która podobno jest już wykładana „dans plusieures parties d‘Europe“ [„w wielu częściach Europy“]. Powiada on: „Jeżeli w zdaniach tych znajdzie pan pozór paradoksu, to mech pan wejrzy w ich treść rzeczową, i wtedy, mam nadzieję, wydadzą się panu bardzo proste i bardzo rozsądne“. Bezwątpienia, a zarazem dzięki temu bliższemu wejrzeniu okaże się, iż nie zawierają nic zgoła oryginalnego i ważnego“. („An inquiry into those principles respecting the naturę of demand etc., str. 116, 110).
  788. Mac Culloch wykupił patent na „płacę za pracę minioną“ o wiele wcześniej, niż Senior — na „płacę za wstrzemięźliwość“.
  789. W księdze trzeciej zobaczymy, że przeciętna stopa zysku w różnych dziedzinach produkcji nie zależy od właściwego każdej z tych dziedzin podziału kapitału na części stałą i zmienną. Przekonamy się również, że zjawisko to pozornie tylko jest sprzeczne z wyłożonemi przez nas prawami, tyczącemi istoty wartości dodatkowej i jej wytwarzania.
  790. Por. m.in.: J. Bentham: „Théorie des peines et de récompenses. Trad. Et. Dumont. 3-me éd. Paris 1826“, t. II, ks. 4, rozdz. 2.
  791. Jeremjasz Bentham jest zjawiskiem nawskroś angielskiem. Nigdy i nigdzie poza mm (nie wyłączając nawet naszego filozofa Chrystjana Wolffa), nie spotykamy domorosłych ogólników, wygłaszanych z takim aplombem, z takiem zadowoleniem z siebie. Zasada użyteczności nie jest bynajmniej wynalazkiem Benthama. Powtarza on tylko bezmyślnie to, co genjalnie wypowiedzieli Helwecjusz 1 mm Francuzi 18-go wieku. Skoro naprzykład chcemy wiedzieć, co jest użyteczne dla psa, to musimy zbadać psią naturę; lecz psiej natury nie możemy wysnuć z zasady użyteczności. A gdy chodzi o człowieka, to aby sądzić ludzkie czyny, ruchy, stosunki z punktu widzenia zasady użyteczności, należy zgłębić ludzką naturę wogóle, a następnie historycznie ukształtowaną naturę ludzką w każdej epoce dziejów. Bentham w to się nie bawi. Z naiwną bezmyślnością bierze on współczesnego mieszczucha, w dodatku angielskiego mieszczucha, za normalnego człowieka. Co dla jego normalnego człeczyny i jego światka jest użyteczne, to już jest użyteczne samo w sobie i samo przez się. Tą miarą sądzi on przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Naprzykład religja chrześcijańska jest „użyteczna“, ponieważ potępia religijnie te same przestępstwa, które kodeks karny osądza prawnie. Krytyka literacka jest „szkodliwa“, bo przeszkadza sławetnym ludziom w rozkoszowaniu się poezją Marcina Tuppera itp. Takiem to śmieciem napełnił całe stosy książek zacny ten mąż, który obrał sobie hasło; „Nulla dies sine linea“ [„żadnego dnia bez wiersza“]. Gdybym miał śmiałość mego przyjaciela, H. Heinego, to nazwałbym pana Jeremjasza genjuszem burżuazyjnej głupoty.
  792. „Ekonomiści są nazbyt skłonni do uważania określonej sumy kapitału i określonej liczby robotników za narzędzia produkcji o zawsze jednakowej si e, działające zawsze z mniej więcej jednakowem natężeniem... Ci, .... którzy twierdzą, ze towary ą jedynemi czynnikami (agents) produkcji, ..... właściwie dowodzą, ze produkcji wogóle nie można rozszerzyć, albowiem takie rozszerzenie wymaga zgory powiększenia ilości środków utrzymania, materjałów surowych 1 narzędzi; co w gruncie rzeczy wychodzi na to, że wzrost produkcji jest niemożliwy bez jej poprzedzającego wzrostu, czyli że — innemi słowy — wszelki wzrost produkcji jest niemożliwy“ (S. Bailey: „Money and its vicissitudes“, str. 26 i 70). Bailey krytykuje ten dogmat głównie z punktu widzenia procesu obiegu.
  793. Sismondi: „Nouveaux principes de l‘économie politique“, tom I, str. 107, 108. J. Stuart Mill powiada w swych „Principles of Political Economy“, tom II, rozdz. i, § 3: „Wytwór pracy bywa dziś dzielony niemal w odwrotnym stosunku do pracy: największa część przypada tym, którzy nigdy me pracują; następna zkolei — tym, których praca jest prawie wyłącznie nominalna — i dalej w tym stosunku wynagrodzenie kurczy się w miarę, jak praca staje się trudniejsza i przykrzejsza, aż nareszcie najbardziej nużąca i wyczerpująca praca fizyczna nie może liczyć nawet na zaspokojenie najniezbędniejszych potrzeb życiowych“. Dla uniknięcia nieporozumień muszę dodać, że choć należy potępiać pisarzy takich, jak J. St. Mill z powodu sprzeczności pomiędzy ich dogmatami starej szkoły ekonomicznej, a ich nowożytnemi dążnościami, to jednak byłoby zgoła niesłuszne mieszać ich z gawiedzią wulgarno-ekonomicznych apologetów.
  794. Przypominam czytelnikowi, że terminy „kapitał stały“ i „kapitał zmienny“ zostały wprowadzone po raz pierwszy przeze mnie. Ekonomia polityczna od czasów A. Smitha miesza chaotycznie zawarte w nich określenia z zaczerpmętemi z procesu obiegowego różnicami form kapitału zakładowego i kapitału obrotowego. Bliższe szczegóły o tem w księdze drugiej, dziale drugim, [„Kapitał, tom II, rozdz. 10. Por. również „Theorien ueber den Mehrwert“ tom III].
  795. H. F. Fawcett, Prof. of. Political Economy at Cambridge: „The economic position of the british labourer. London 1865“ str 120.
  796. Fawcett, tamże, str. 123, 122.
  797. Możnaby powiedzieć, że prócz kapitału, wywożeni są z Anglji także robotnicy w postaci wychodźtwa. Ale w tekście niema wcale mowy o majątku, zabieranym ze sobą przez emigrantów, którzy zresztą po większej części nie są robotnikami. Przeważnie są to synowie dzierżawców. Angielski kapitał dodatkowy, corocznie lokowany zagranicą dla oprocentowania, pozostaje w stosunku o wiele wyższym do rocznego nagromadzania kapitału, niż wychodźtwo — do rocznego przyrostu ludności.
  798. Karl Marx: „Lohnarbeit und Kapital“ [Berlin 1907, str. 28, przekład polski, Warszawa, r. 1920, str. 17]. „Przy równym ucisku mas, im kraj ma więcej proletarjuszy, tem jest bogatszy“. (Colins: „L‘économie politique. Source de révolutions et des utopies prétendues socialistes. Paris 1857“, t. III, str. 331). Przez „proletarjusza“ rozumieć należy w ekonomji wyłączne pracownika najemnego, który wytwarza i pomnaża „kapitał“, i który bywa wyrzucany na bruk, ilekroć staje się zbyteczny dla potrzeb powiększania wartości „Monsieur Capital“ (jak Pecqueur nazywa tę osobę). „Wątły proletarjusz puszcz dziewiczych“ jest postacią sztuczną, wybujałą w wyobraźni Roschera. Pierwotny mieszkaniec puszczy jest jej właścicielem; traktuje on puszczę bez ceregieli, jako swoją własność, podobnie jak to czyni orangutang. Nie jest więc proletarjuszem. Byłby nim chyba w tym wypadku, gdyby ta puszcza jego eksploatowała, a nie on puszczę. Co do jego zdrowia, to może on wytrzymać porównanie nietylko ze współczesnym proletarjuszem, ale i ze „sławetnym“ mieszczuchem syfilitycznym i skrofulicznym. Ale zdaje się, że pan Roscher, mówiąc o puszczy dziewiczej, ma na myśli poprostu swą ojczystą Lueneburger Heide.
  799. John Bellers: „Proposals for raising a colledge of industry. London 1696“, str. 2.
  800. B. de Mandeville: „The fable of the bees. 5th ed. London 1728, uwagi na str. 212, 213, 328. „Życie skromne i praca staia są dla ubogiego drogą do materjalnego szczęścia, [przez które rozumie on jaknajdłuższy dzień roboczy i jaknajmniej środków utrzymania], a drogą do bogactwa dla państwa [mianowicie dla właścicieli ziemskich, kapitalistów oraz ich politycznych dygnitarzy i agentów] („An essay on trade and commerce, London 1770“, str. 54).
  801. Eden powinien był zapytać, czyim tworem są „instytucje społeczne“. Ujmuje on te sprawy z punktu widzenia iluzji prawniczej; zamiast widzieć w prawie wytwór materjalnych stosunków produkcji, widzi on odwrotnie w stosunkach produkcji wytwór prawa. Linguet rozwiał Monteskjuszowską ułudę „Esprit des lois“ (ducha praw), jednem słowem: „Esprit des lois, c‘est la propriété“ („Duch praw — to własność“).
  802. Eden: „The State of the poor, or an history of the labouring classes in England“, t. I, ks. I, r. I, str. 1, 2, XX.
  803. Czytelnik zdziwi się może, że pomijam Malthusa, którego „Essay on population“, ukazało się w r. 1798, lecz książka ta w swej pierwotnej formie jest tylko plagjatem, dokonanym z żakowską powierzchownością i kleszą napuszonością, z De Foe‘go, Sir Jamesa Stuarta, Townsenda, Franklina, Wallace‘a i in., i nie zawiera jednego bodaj samoistnie przemyślanego zdania. Wielkie wrażenie wywołane przez tę książkę, zawdzięcza ona jedynie interesom partyjnym. Rewolucja Francuska znalazła w Królestwie brytyjskiem namiętnych rzeczników. Wobec tego „zasada zaludnienia“, wypracowana stopniowo w ciągu 18-go stulecia, a hałaśliwie otrąbiona w czasie wielkiego kryzysu społecznego, jako niezawodna odtrutka przeciw naukom Condorceta i in., została powitana rykiem radości przez oligarchję angielską, która w niej ujrzała doskonale narzędzie do wyrywania z korzeniem wszelkich porywów, zmierzających ku postępowi ludzkości. Malthus, wysoce zdumiony swem powodzeniem, wziął się potem do wypychania starych ram swym powierzchownie dobranym materjalem, dokładając don materjał świeży, zresztą nie odkryty, lecz tylko przywłaszczony sobie przez Malthusa. — Zauważymy jeszcze nawiasem, że Malthus, acz był klechą kościoła anglikańskiego, złożył jednak mniszy ślub celibatu, było to bowiem jednym z warunków „fellowship“ [członkostwa] w protestanckim uniwersytecie w Cambridge. („Socios collegiorum maritos esse non permittimus, sed statim postąuam quis uxorem duxerit, socius collegii desinat esse“ [„Członkom kolegjów nie pozwalamy żenić się, a któryby pojął żonę, niechaj natychmiast członkiem kolegjum byc przestanie“] — „Reports of Cambridge University Commission“, str. 172). Ta okoliczność korzystnie wyróżnia Malthusa z pomiędzy innych klechów protestanckich, którzy odrzucili katolicką zasadę celibatu kapłańskiego i uznali przykazanie „płódźcie i mnóżcie się“ za swe szczególne posłannictwo biblijne, tak dalece, że wszędzie przyczyniają się do wzrostu ludności w stopniu zaiste nieprzystojnym, a jednocześnie prawią robotnikom kazania o „zasadzie zaludnienia. Rzecz to charakterystyczna, że ten właśnie grzech pierworodny, przyodziany w ekonomiczną szatę, że to jabłko Adamowe, że ten „urgent appetite“ [„niecierpliwe pożądanie“], że te „przeszkody, przytępiające ostrze strzał Kupidyna“, jak z fantazją wyraża się klecha Townsend, że ten cały punkt łaskotliwy stał się i jest nadal monopolem panów przedstawicieli protestanckiej teologji, lub raczej protestanckiego kościoła. Jeżeli wyłączymy weneckiego mnicha Ortesa, pisarza oryginalnego i zdolnego, to naogół kaznodziejów „zasady zaludnienia“ spotykamy wsrod protestanckich klechów. Przedewszystkiem wymienimy tu Brucknera, w którego dziele „Théorie du systeme animal, Leyde, 1767“, przedstawiona jest wyczerpująco cała nowożytna teorja zaludnienia, i który zaczerpnął swe poglądy z przelotnej dyskusji, toczonej w tej sprawie pomiędzy Quesnay‘em a uczniem jego, Mirabeau (ojcem). Dalej idą klecha Wallace, klecha Townsend, klecha Malthus i uczeń jego, arcyklecha Th. Chalmers, że już przemilczymy o pomniejszych skrybach kleszych „in this linę“ [w tym kierunku].
    Z początku ekonomję polityczną uprawiali filozofowie, jak Hobbes, Locke, Hume; mężowie stanu i ludzie interesów, jak Tomasz Morus, Tempie, Sully, de Witt, North, Law, Vanderlint, Cantillon, Franklin; zwłaszcza zaś teoretyczną ekonomją z największem powodzeniem zajmowali się lekarze, jak Petty, Barbon, Mandeville, Quesnay. Jeszcze w połowie 18-go wieku wielebny mr. Josiah Tucker, wybitny ekonomista swej epoki, tłumaczy się z tego, że się zajmuje sprawami Mamona. Później, a mianowicie z chwilą pojawienia się „zasady zaludnienia“, wybiła godzina klechów protestanckich. Petty, który traktował ludność, jako podstawę bogactwa i był, jak Adam Smith, zdecydowanym wrogiem klechów, pisał, jakgdyby przeczuwając najście tych partaczy: „Religja najpiękniej rozkwita tam, gdzie księżom nie szczędzą umartwień, podobnie jak prawo tam, gdzie adwokaci zdychają z głodu“. Dlatego też radzi on klechom protestanckim — skoro już nie chcą słuchać apostoła Pawła i „umartwiać się“ celibatem — „aby przynajmniej nie płodzili więcej klechów („not to breed morę Churchmen“), niż jest prebend (benefices) do obsadzania; to znaczy, że jeżeli w Anglji i Walji jest tylko 12.000 prebend, to byłoby nierozsądnie spłodzić 24.000 pastorów („it will not be safe to breed 24.000 ministers“), albowiem 12.000 niezabezpieczonych klechów będzie musiało szukać jakichś środków utrzymania, i może nie znalazłoby nic lepszego nad głoszenie wśród ludu, że 12.000 klechów, wyposażonych w prebendy, zatruwa dusze, że głodzą owe dusze i że wskazują im błędną drogę do nieba?“ (Petty: „A treatise on taxes and contributions. London 1667“, str. 57). O stanowisku Adama Smitha względem współczesnego mu kleru protestanckiego sądzić można z tego: Dr. Horne, biskup anglikański z Norwich, w swem piśmie, zatytułowanem „A letter to A. Smith, LL. D. On the life, death and philosophy of his friend David Hume. By one of the people called christians. 4th ed. Oxford 1784“, łaje A. Smitha za to, że ten w swym liście otwartym do p. Strahana „sławił pamięć swego przyjaciela Dawida (t. j. Hume‘a)“, że opowiadał publiczności o tem, jak to Hume „na łożu śmierci zabawiał się Lukjanem i wistem“ i że miał nawet czelność napisać; „Uważałem Hume‘a za życia i po śmierci go uważam za tak bliskiego ideału doskonałego mędrca i cnotliwego człowieka, jak tylko na to zezwala słabość natury ludzkiej“. Biskup woła z oburzeniem: „Czyż to rzecz słuszna, mój panie, przedstawiać nam, jako wzór mądrości i cnoty, charakter i żywot człowieka, dotkniętego nieuleczalną odrazą do wszystkiego, co nosi miano religji, wytężającego swe siły, aby nawet tę nazwę wymazać z ludzkiej pamięci?“ (tamże, str. 8). „Ale nie upadajcie na duchu, miłośnicy prawdy, dni ateizmu są policzone“ (tamże, str. 17). Adam Smith „zdobył się na tak okropną niegodziwość („the atrocious wickedness“), jak propaganda ateizmu (mianowicie w swej „Theory of morał sentiments“)... Znamy się na waszych wybiegach, panie doktorze! Pan dobrze rachuje, ale tym razem bez gospodarza. Chce pan nas przekonać przykładem sławetnego Dawida Hume‘a, że ateizm jest najlepszym kordjałem w chwili przygnębienia i najlepszem lekarstwem na strach śmierci... A więc śmiej się pan jeno z ruin Babilonu i powinszuj pan zatwardziałości w grzechach faraonowi! (tamże, str. 21, 22). Pewien religijnie prawowierny słuchacz A. Smitha w kollegjum pisa! po jego śmierci: „Przyjaźń Smitha dla Hume‘a sprawiła, że nie był chrześcijaninem... We wszystkiem wierzył Hume‘owi na słowo. Gdyby mu Hume powiedział, że księżyc jest zielonym serem, Smith gotówby i w to uwierzyć. Więc wierzył mu również, że niema Boga i cudów... W swych przekonaniach politycznych zakrawał na republikanina“ („The bee“, by James Anderson, 18 volumes. Edinb. 1791-93, vol. III, str. 164, 165). Klecha Th. Chalmers podejrzewał A. Smitha, że ten złośliwie wymyślił kategorję „robotników nieprodukcyjnych specjalnie w zastosowaniu do klechów protestanckich, pomimo ich zbożnej pracy w winnicy Pańskiej.
  804. Prawo rzymskie rozumiało przez „peculium“ tego rodzaju mienie osobiste, które było dopuszczalne nawet u osób niesamodzielnych, zwłaszcza niewolników, pozbawionych praw własności. K.
  805. Por. Karl Marx: „Zur Kritik der politischen Oekonomie“, str. 166 i nast. [wyd. sztutgardzkie, str. 196 i nast.; przekład polski, Paryż r. 1889, str. 91 i nast.].
  806. Przypis do drugiego wydania: „Jednakowoż granica zatrudnienia dla robotników, zarówno przemysłowych jak rolnych, jest ta sama, a mianowicie możność dla przedsiębiorcy wyciągnięcia zysku z wytworu ich pracy... Skoro stopa płacy roboczej podniesie się tak wysoko, że zysk przedsiębiorcy spada poniżej zysku przeciętnego, to przestaje on zatrudniać robotników lub też zatrudnia ich tylko pod warunkiem, aby przystali na obniżenie płacy“ (John Wade „History of the middle and working classes. 3rd ed. London 1835“, str. 241).
  807. „Jeżeli wrócimy do pierwszych naszych badań, gdzieśmy dowiedli.... że kapitał sam jest tylko wytworem pracy ludzkiej.... to wyda się zupełnie niepojęte, iż człowiek mógł dostać się pod panowanie swego własnego wytworu kapitału — i podlegać mu. Ponieważ zaś w rzeczywistości jest to niezaprzeczonym faktem, więc mimowoli ciśnie się na usta zapytanie: jak mógł robotnik, z pana kapitału — jako jego twórca — przedzierzgnąć się w jego niewolnika. Von Thuenen: „Der isolierte Staat“, część II, dział II, Rostock 1863“, str. 5, 6). Zasługą Thuenena jest postawienie tego pytania. Odpowiedz jego jest wręcz dziecinna.
  808. „The Engineering“, 14 czerwca 1874 r.
  809. Porównaj dział czwarty: wytwarzanie wartości dodatkowej względnej.
  810. „Uprzednie nagromadzenie kapitału jest bezwarunkowo konieczne„ aby mogło nastąpić owo wielkie pomnożenie sił wytwórczych pracy“ (Adam Smith: „Wealth of nations“, wstęp do tomu II).
  811. Do tego rzutu oka w przyszłość (słowa te były pisane w roku 1874 dla wydania francuskiego) Engels już w r. 1890 mógł dodać następującą uwagę: „Nowożytne trusty angielskie i amerykańskie dążą właśnie do tego celu, gdyż starają się połączyć w jedno towarzystwo akcyjne przynajmniej wielkie przedsiębiorstwa w danej gałęzi przemysłu i w ten sposób stworzyć faktyczny monopol“. Od tego czasu gospodarka kartelowa rozpowszechniła się w całej Europie, a w Ameryce forma trustów stała się faktycznie formą wielkiego kapitału wogóle. K.
  812. Przypis Engelsa do 3-go wydania: W egzemplarzu „Kapitału“ będącym osobistą własnością Marksa, znajduje się w tem miejscu następująca jego uwaga na marginesie: „Należy uwzględnić później: jeżeli rozszerzenie jest tylko ilościowe, to masy zysków większych i mniejszych kapitałów w tej samej gałęzi produkcji mają się tak do siebie, jak wielkości wyłożonych kapitałów. Jeżeli zaś ilościowe rozszerzenie wpływa także na jakość, to podnosi się zarazem stopa zysku kapitału większego“. K.
  813. Spis ludności w Anglji i Walji wykazuje między innemi, co następuje: wszystkich osób zatrudnionych w rolnictwie, (włączając tu właścicieli, dzierżawców, ogrodników, pastuchów i t. d.) było w roku 1851: 2.011.447, a w roku 1861 — 1.924.110; zmniejszenie — 87.337. W przemyśle bawełnianym: w r. 1851 — 102.714 osób, w r. 1861 — 79.242. W przemyśle jedwabniczym: w r. 1851 — 111.940, w r. 1861 — 101.678. Przy drukowaniu perkali: w r. 1851 — 12.098, w r. 1861 — 12.556, (które to nieznaczne zwiększenie, przy ogromnym wzroście tego zawodu wskazuje na wybitne zmniejszenie stosunkowe liczby robotników zatrudnionych). Kapeluszników: w r. 1851 — 15.957, w r. 1861 — 13.814. Przy wyrobie kapeluszy słomkowych i damskich: w r. 1851 — 20.393, w r. 1861 — 18.176. Słodowników: w r. 1851 — 10.566, w r. 1861 — 10.677. Przy wyrobie świec: w r. 1851 — 4.949, w r. 1861 — 4.686 (to zmniejszenie poczęści należy przypisać rozpowszechnieniu oświetlenia gazowego). Grzebieniarzy: w r. 1851 — 2.038, w r. 1861 — 1.478. Traczy: w r. 1851 — 30.552, w r. 1861 — 31.647 (przyrost nieznaczny wobec rozpowszechnienia pil mechanicznych do rznięcia drzewa). Przy wyrobie <span class="n0kh" title="[Errata] 'gwoździ'" style=" display:none">igiełgwoździ</span>: w r. 1851 — 26.940, w r. 1861 — 26.130 (zmniejszenie wskutek konkurencji maszyn). Górników w kopalniach miedzi i cyny: w r. 1851 — 31.360, w r. 1861 — 32.041. Natomiast: w przędzalniach i tkalniach bawełny: w r. 1851 — 371-777, w r. 1861 — 456.646. W kopalniach węgla: w r. 1851 — 183.389, w r. 1861 — 246.613. „Wzrost liczby robotników, poczynając od r. 1851, jest największy w takich dziedzinach, gdzie dotychczas nie zastosowano z powodzeniem maszyn“ („Census of England and Wales for 1862, vol. III, London 1863“, str. 36).
  814. Niektórzy wybitni ekonomiści szkoły klasycznej raczej przeczuwali, aniżeli pojmowali prawo postępującego zmniejszania się wielkości względnej kapitału zmiennego i wpływ tego prawa na położenie klasy robotników najemnych. Największą zasługę położył tu John Barton, choć i on, jak wszyscy inni, miesza kapitał stały z zakładowym, zmienny zaś z obrotowym. Mówi on: „Zapotrzebowanie pracy zależy od wzrostu kapitału obrotowego, a nie zakładowego. Gdyby było prawdą, że stosunek pomiędzy temi dwiema odmianami kapitału jest po wszystkie czasy i we wszelkich okolicznościach ten sam, to zaiste wynikałoby z tego, że liczba robotników zatrudnionych zależy od bogactwa państwa. Ale takie przypuszczenie nie wydaje się prawdopodobne. W miarę, jak przemysł się doskonali i cywilizacja rozszerza, kapitał zakładowy coraz to wzrasta w stosunku do kapitału obrotowego. Suma kapitału zakładowego, wyłożonego na wytworzenie sztuki angielskiego muślinu, jest conajmniej stokrotnie, a zapewne tysiąckrotnie większa, niż kapitał zakładowy, wyłożony na sztukę muślinu indyjskiego. A kapitał obrotowy jest w tym samym stosunku stokrotnie lub tysiąckrotnie mniejszy... Gdyby całkowita suma oszczędności rocznych została dodana do kapitału zakładowego, to nie wywarłoby to żadnego wpływu na zapotrzebowanie pracy“. John Barton: „Observations on the circumstances which influence the condition of the labouring classes of society, London 1817“, str. 16, 17). Ricardo zgadza się naogół z temi wywodami Bartona, lecz komentuje je w sposób następujący: „Niełatwo wyobrazić sobie, aby mogły nastąpić stosunki, przy których wzrostowi kapitału nie towarzyszyłby również wzrost popytu na pracę. Conajwyżej można powiedzieć, że stosunkowo popyt się zmniejszy“ Ricardo: „Principles of political economy, 3rd ed. London 1821“, rozdział 31 (o maszynach), str. 480, przyp. Przekład polski, str 322, 323, przypis). W innem miejscu (początek rozdz. 31) pisze on jednak: „Fundusz, z którego kapitaliści i właściciele ziemscy czerpią swój dochód, może wzrosnąć, a zarazem fundusz, od którego głównie zależy utrzymanie klasy robotniczej, może się zmniejszyć. A skoro tak jest, to wynika stąd, że ta sama przyczyna, która powoduje zwiększenie czystego dochodu kraju, może zarazem spowodować przeludnienie i pogorszyć położenie robotnika“. (Tamże, str. 469, przekł. polski, str. 316). „Suma kapitału, przeznaczonego na utrzymanie pracy, może się zmieniać niezależnie od wszelkich zmian w ogólnej sumie kapitału... Wielkie wahania liczby zatrudnionych robotników i wielkie cierpienia mogą stawać się częstsze, podczas gdy sam kapitał staje się obfitszy“, (Richard Jones: „An introductory lecture on polit. economy. London 1833“, str. 13). „Zapotrzebowanie (pracy) będzie wzrastało... nie w stosunku do nagromadzania ogólnego kapitału... dlatego wszelki wzrost kapitału narodowego, podlegającego reprodukcji, wraz z rozwojem społeczeństwa ma coraz mniejszy wpływ na położenie robotnika“. G. Ramsay: „An essay on the distribution of wealth. Edinburgh, 1836“, str. 90, 91).
  815. W wydaniu francuskiem następuje: „Dopiero w epoce panowania wielkiego przemysłu wytwarzanie nadmiaru ludności staje się regularnym środkiem wytwarzania bogactw. Panowanie wielkiego przemysłu nadaje kapitałowi społecznemu zdolność nagłej ekspansji, prężność zadziwiającą, dzięki temu, że kredyt podnietą szans pomyślnych ściąga ku produkcji nadzwyczajne masy wzrastającego bogactwa społecznego, nowe kapitały, których posiadacze, pragnąc niecierpliwie je zastosować, wciąż wyczekują chwili dogodnej; z drugiej strony dzięki temu, że środki techniczne wielkiego przemysłu pozwalają przekształcać pośpiesznie w środki produkcji olbrzymi nadmiar wytworów i szybko przenosić towary z jednego końca świata na drugi. Jeżeli taniość tych towarów z początku otwiera im nowe rynki i rozszerza dawne, to nadmiar ich może spowodować przepełnienie rynku ogólnego do tego stopnia, że zostają raptownie odrzucone. Zmienne koleje handlu przeplatają się w ten sposób z kolejnemi ruchami kapitału społecznego, który, w biegu nagromadzania, bądź ulega przewrotom pod względem swego składu, bądź wzrasta na już nabytej podstawie technicznej“. Tł.
  816. H. Merivale: „Lectures on colonization and colonies. London 1841 and 1842“, tom I, str. 146.
  817. Malthus: „Principles of political economy“, str. 254, 319, 320. W dziele tem Malthus odkrywa wreszcie, przy pomocy Sismondiego, wspaniałą trójcę produkcji kapitalistycznej: nadprodukcję — przeludnienie — nadspożycie, three very delicate monsters, indeed! (trzy cacane potworki, doprawdy!). Por. F. Engels: „Umrisse zu einer Kritik der Nationaloekonomie“. Str. 107 i nast., w „Deutsch-franzoesische Jahrbuecher“, wydawanych przez Arnolda Ruge i Karola Marksa w Paryżu, w r. 1844. [Por. także „Gesammelte Schriften von Karl Marx und Friedrich Engels, Stuttgart 1902“, tom I, str. 453 i nast.].
  818. Harriet Martineau: „The Manchester strike, 1842, str. 101.
  819. Nawet podczas „głodu bawełnianego“ w r. 1863, spowodowanego brakiem surowca, znajdujemy w broszurze przędzarzy z Blackbourne namiętną skargę na przeciążenie pracą, które dzięki ustawie fabrycznej godziło oczywiście tylko w robotników dorosłych: „Od robotników dorosłych tej fabryki zażądano, aby pracowali po 12—13 godzin dziennie, podczas gdy setki robotników, zmuszonych do bezczynności, chętnie przyjęłyby częściowe bodaj zatrudnienie, byłe tylko utrzymać swe rodziny i uchronić swych towarzyszy od przedwczesnej śmierci z przepracowania.... „Chcielibyśmy zapytać“, czytamy dalej, „czy ten zwyczaj pracy pofajerantowej może się przyczynić do znośnych stosunków pomiędzy majstrami a czeladzią? Ofiary przepracowania równie dotkliwie odczuwają swą krzywdę, jak i skazani na bezczynność przymusową (condemned to forced idleness). W naszym okręgu jest dość roboty, aby wszystkich częściowo zatrudnić, byłe tylko praca była podzielona sprawiedliwie. Żądamy tylko swego prawa, wymagając od majstrów, aby wszyscy pracowali krócej, przynajmniej dopoki trwa obecny stan rzeczy, zamiast tego, aby część pracowała ponad siły, a reszta nie miała roboty i wegetowała dzięki wsparciom dobroczynności publicznej, („Reports of insp. of fact. for 31st october 1863“, str. 8). Autor „Essay on trade and commerce“ zwykłym sobie nieomylnym instynktem burżuazyjnym wyczuwa wpływ przeludnienia względnego na położenie robotników zatrudnionych. „Drugą przyczyną próżniactwa (idleness) w królestwie naszem jest brak dostatecznej liczby rąk do pracy. Ilekroć wskutek niezwykłego zapotrzebowania na towary, masa pracy wzrasta niedostatecznie, robotnicy natychmiast odczuwają swe znaczenie i dają je odczuć majstrom. Rzecz to zdumiewająca, ale te draby są tak zdemoralizowane, że w takich wypadkach grupy robotników zmawiały się, aby cały dzień przepróżnować i przez to nabawić kłopotu swych majstrów („An essay on trade and commerce, London 1770“, str 27, 28). „Draby“ żądały mianowicie podwyżki płac.
  820. „Economist“, 21 stycznia 1860 r.
  821. W ciągu drugiego półrocza 1866 r. wydalono w Londynie 80.000—90.000 robotników. W sprawozdaniu inspekcji fabrycznej za to półrocze czytamy; „Nie wydaje się całkiem słuszne, jakoby popyt zawsze wywoływał podaż właśnie w momencie, gdy staje się potrzebna. Przynajmniej w stosunku do pracy to się nie sprawdziło, gdyż wiele maszyn było w zeszłym roku nieczynnych z powodu braku rąk do pracy. („Reports of insp. of fact. for 31st october 1866 London 1867“, str. 81).
  822. Mowa inauguracyjna przy otwarciu konferencji sanitarnej w Birmingham, 15 czerwca 1875 r., wygłoszona przez J. Chamberlaina, ówczesnego lorda majora miasta [później ministra].
  823. W spisie ludności Anglji i Walji w r. 1861 zarejestrowano „781 miast z 10.960.998 mieszkańców..., podczas gdy w wioskach i w parafjach wiejskich naliczono 9.105.226... W spisie roku 1851 figurowało 580 miast z ludnością mniej więcej równą ludności otaczających je okręgów rolnych. Lecz podczas gdy ludność tych ostatnich w ciągu dziesięciolecia wzrosła tylko o pół miljona, to ludność tych 580 miast powiększyła się o 1.554.067. Przyrost ludności w parafjach wiejskich wyniósł 6, j%, w miastach — 17,3%. Różnica stopy przyrostu wywołana jest przez wychodźtwo ze wsi do miast. Na miasta wypada trzy czwarte całkowitego przyrostu ludności“ („Census etc.“, t. III, str. 11, 12).
  824. „Ubóstwo zdaje się sprzyjać płodności“ (A. Smith: „Wealth of nations“, ks. I, r. 8). Jest to nawet szczególnie mądre zrządzenie boskie, według wykwintnego i pełnego dowcipu Abbé Galiani‘ego: „Bóg czyni, że ludzie, zatrudnieni najpotrzebniejszemi pracami, rodzą się w wielkiej liczbie“. (Galiani: „Della moneta“, tom III, w zbiorze *Custodi‘ego „Scrittori classici italiani di economia politica. Parte moderna. Milano 1801“, str. 78). „Nędza, aż do ostatecznej granicy głodu i zarazy nie hamuje wzrostu ludności, lecz raczej dąży do powiększania go“. (*S. Laing: „National distress. 1844“, str. 69). Laing przytacza dane statystyczne, poczem ciągnie dalej: „Gdyby wszyscy ludzie żyli w dobrobycie, to światby się prędko wyludnił“.
  825. W oryginale przez omyłkę wydrukowano „w odwrotnym“. Omyłka ta jest poprawiona w wydaniu francuskiem. Tłum.
  826. Por. przyp. 135 w dziale trzecim, str. 273. Tłum.
  827. „Z dnia na dzień staje się więc jaśniejsze, że stosunki produkcji, w których porusza się burżuazja, nie posiadają charakteru jednolitego i prostego, lecz charakter dwojaki; że w tych samych stosunkach, w których wytwarzane jest bogactwo, wytwarzana jest również nędza; że w tych samych stosunkach, w których rozwijają się siły wytwórcze, powstaje siła, wytwarzająca ucisk; że stosunki te wytwarzają bogactwo burżuazyjne, czyli bogactwo klasy burżuazyjnej, tylko przez to, że niszczą nieustannie bogactwo pojedynczych członków tej klasy i powołują do życia wciąż wzrastający proletarjat“. (K. Marx: „Misère de la philosophie“, str. 116; przekład polski, Paryż, r. 1886, str. 99).
  828. G. Ortes: „Della economia nazionale libri sei, 1777“. Wyd. Custodi. Parte moderna, t. XXI, str. 6, 9, 22, 25 i t. d. Ortes powiada jeszcze (tamże, str. 32) — „Zamiast układać jałowe systemy uszczęśliwiania ludów, ograniczę się do zbadania przyczyn ich niedoli“.
  829. „A dissertation on the poor laws. By a wellwisher of mankind (the Rev. Mr. Townsend), 1786, republished London 1817“, str. 15. Ten „delikatny“ klecha (z którego dzieła, przytoczonego powyżej, oraz z opisu podróży po Hiszpanji, Malthus przepisał całe stronice) zapożyczył większą część swej nauki od Sir J. Steuarta, którego myśli zresztą wypaczył. Naprzykład, gdy Steuart powiada: „Wtedy, za niewolnictwa, gwałt był sposobem, zapomocą którego uczono ludzi pracować (na tych, co nie pracują)... Ludzie byli wtedy zmuszani do pracy (to jest do bezpłatnej pracy na innych), gdyż byli niewolnikami innych; dziś ludzie są zmuszeni do pracy (t. j. do bezpłatnej pracy na tych, co nie pracują). ponieważ są niewolnikami własnych potrzeb“ — to jednak nie dochodzi on do wniosku (jak to zań czyni tłusty prebendarz), że robotnicy najemni powinni zawsze głodować. Przeciwnie, Steuart chciałby pomnożyć ich potrzeby, aby z rosnącej liczby tych potrzeb uczynić zarazem dla nich bodziec do pracy dla „delikatniejszych“.
  830. Storch: „Cours d‘économie politique, éd. Petersbourg, 1815“, tom III, str. 223.
  831. Sismondi: „Nouveaux principes de l‘économie politique“, tom I, str. 79, 80, 85.
  832. Cherbuliez: „Riche ou pauvre“, str. 146.
  833. Destutt de Tracy: „Traité de la volonté et de ses effets. Paris 1826“, str. 231.
  834. Pisane w marcu r. 1867.
  835. „Tenth Report of the Commissioners of H. M‘s Inland Revenue, London 1866“, str. 38.
  836. Tamże.
  837. Liczby te są wystarczające dla porównania, lecz w znaczeniu absolutnem są fałszywe, gdyż podatnicy „przemilczają“ zapewne jakie 100 miljonów f. szt. dochodu rocznie. W każdym raporcie „commissioners of inland revenue [komisarzy dochodów krajowych] powtarza się skarga na systematyczne podejście zwłaszcza ze strony sfer handlowych i przemysłowych. Czytamy tam między innemi: „Pewne towarzystwo akcyjne podało swe zyski, podlegające opodatkowaniu, na 6.000 f. szt., taksator określił je na 88.000 f. szt. i ostatecznie od tej sumy został opłacony podatek. Inna spółka podała 190.000 f. szt., a zmuszona była przyznać, iż rzeczywista suma zysku wyniosła 250.000 f. szt. (Tamże, str. 42).
  838. „Census etc, tom III, str. 29. Twierdzenie Johna Brighta, że 150 obszarników włada połową całej ziemi angielskiej, a 12 — szkockiej, nie spotkało się z zaprzeczeniem.
  839. „Fourth report etc. of inland revenue, London, 1860“, str. 17.
  840. Mowa o dochodach czystych, zatem po pewnych potrąceniach, przewidzianych w ustawie.
  841. W obecnej chwili, marzec 1867 r., rynek indyjsko-chiński jest znów zupełnie przesycony wyrobami angielskiego przemysłu bawełnianego. W r. 1866 poczęto zniżać płace robotników, zatrudnionych w tym przemyśle o 5%, a w r. 1867 z powodu podobnej akcji wybuchł strajk 20.000 robotników w Preston [„Było to przygrywką do kryzysu, który wybuchł niebawem pisze z tego powodu Engels. — K.].
  842. „Census etc.“, tom III, str. 11.
  843. Gladstone w Izbie Gmin, 13 lutego 1843 r. („Times“, 14 lutego 1843 r. — Hansard, 13 lutego).
  844. „Morning Star“, 17 kwietnia 1863 r.
  845. Porównaj dane urzędowe w Błękitnej Księdze: „Miscellaneous Statistics of the United Kingdom. Part VI, London 1866“, str. 260—273 passim. Zamiast statystyki przytułków sierocych mogłyby również posłużyć za argument deklamacje dzienników ministerjalnych w sprawie wyposażenia dzieci rodziny królewskiej. W deklamacjach tych podrożenie środków utrzymania nie jest nigdy pominięte.
  846. Gladstone w Izbie Gmin, 7 kwietnia 1864 r. — Pewien pisarz angielski charakteryzuje ciągłe, krzyczące sprzeczności mów Gladstone‘a z lat 1863 i 1864 następującą cytatą z Moliere’a:
    Voilá l‘homme en effet. Il va du blanc au noir.
    Il condamne au matin ses sentiments du soir
    Importun à tout autre, à soi même incommode.
    Il change à tout moment d‘esprit, comme de mode.
    [To ci człowiek! Raz mówi „biało“, raz „czarno“, zrana gani to, co chwalił wieczorem. Innym uprzykrzony, a i sobie niemiły, zmienia co chwila poglądy, jak modę]. („The theory of exchanges etc. London 1864, str. 135).
  847. H. Fawcett: „The economic position of the british labourer. London 1865“, str. 67, 82. Rosnąca zależność robotników od sklepikarzy jest następstwem coraz większych wahań i przerw w ich zatrudnieniu.
  848. W wydaniach 1 i 2 znajdował się przypis: „Należy mieć nadzieję, że F. Engels pracę swą o położeniu klasy robotniczej w Anglji zbogaci niebawem opisem stosunków po r. 1844, a może nawet wyda ten opis jako odrębny, drugi tom swego dzieła“. Engels w odpowiedzi na to odnotował na swoim egzemplarzu podręcznym: „To już Marks sam uczynił w 1-ym tomie Kapitału“. Engels usunął ów przypis Marksa ze zredagowanych przez siebie wydań „Kapitału“. K.
  849. Anglja obejmuje zawsze i Walję, Wielka Brytanja — Anglję, Walję i Szkocję, a Zjednoczone Królestwo — te trzy kraje i Irlandję.
  850. Rzuca to charakterystyczne światło na postęp, dokonany od czasów A. Smitha, u ktorego trafia się niekiedy wyraz „workhouse“ (dom roboczy) w sensie „manufactory“ (rękodzielnia). Naprz. na początku rozdziału o podziale pracy mówi on: „Those employed in every different branch of the work can often be collected in the same workhouse“ [robotnicy, zatrudnieni w różnych oddziałach przedsiębiorstwa, częstokroć mogą być w tym samym domu roboczym].
  851. „Public Health. Sixth report etc. for 1863. London 1864“, str. 13.
  852. Tamże, str. 17.
  853. Tamże, str. 13.
  854. Tamże, Appendix, str. 232.
  855. Tamże, str. 232, 233.
  856. Tamże, str. 14, 15.
  857. „Nigdzie prawa osób nie zostały poświęcone prawu własności tak jawnie i tak bezwstydnie, jak w kwestji mieszkań klasy pracującej. Każde wielkie miasto jest miejscem ofiar ludzkich, ołtarzem Molocha chciwości, gdzie rok rocznie zarzynane są tysiączne rzesze“. (S. Laing: „National distress, 1844“, str. 150).
  858. „Public Health, 8th report, London 1866“, str. 14, przypis.
  859. Tamże, str. 69. W sprawie dzieci w tych osadach dr. Hunter powiada: „Niema już między nami nikogo, kto mógłby nam powiedzieć, jak chowane były dzieci w okresie, gdy nie było jeszcze tak gęstych skupień biedoty, i byłby śmiałym prorokiem ten, ktoby przepowiadał, czego się można spodziewać po dzieciach, które w warunkach dotychczas w kraju naszym bezprzykładnych, przesiadując pół nocy z ludźmi różnego wieku, pijanymi, napół nagimi, rozpustnymi i kłótliwymi, kształcą się na członków klas niebezpiecznych“ (tamże, str. 56).
  860. Tamże, str. 62.
  861. „Report of the officer of health of St. Martin‘s in the Fields, 1865“.
  862. „Public Health. 8th report. London 1866, str. 91.
  863. Tamże, str. 88.
  864. Tamże, str. 89.
  865. Tamże, str. 55, 56.
  866. Tamże, str. 149.
  867. Tamże, str. 50.
  868. Spis mieszkań agenta pewnego robotniczego towarzystwa ubezpieczeń:
    Vulcanstreet Nr. 122 1 pokój 16 osób
    Lumleystreet Nr. 13 1 11
    Bowerstreet Nr. 41 1 pokój 11 osób
    Pordandstreet Nr. 12 1 10
    Hardystreet Nr. 17 1 10
    Northstreet Nr. 18 1 16
    Northstreet Nr. 17 1 13
    Wymerstreet Nr. 19 1 8 dorosłych
    Jowettstreet Nr. 56 1 12 osób
    Georgestreet Nr. 150 1 3 rodziny
    Rifle-Court, Marygate Nr. 11 1 11 osób
    Marshallstrtet Nr. 28 1 10
    Marshallstreet Nr. 49 3 pokoje 3 rodziny
    Georgestreet Nr. 128 1 pokój 18 osób
    Georgestreet Nr. 130 1 16
    Edwardstreet Nr. 4 1 17
    Yorkstreet Nr. 34 1 2 rodziny
    Salt Piestreet 2 pokoje 26 osób
    Regent Square 1 suteryna 8
    Acre Street 1 7
    Roberds Court Nr. 33 1 7
    Bach Prattstreet użyte jako warsztat kotlarski 1 7
    Ebenezerstreet Nr. 27 1 suteryna 6

    (Tamże, str. 111).

  869. Tamże, str. 114.
  870. Tamże, str. 50.
  871. „Public Health, 7th report. London 1865,“ str. 18.
  872. Tamże, str. 165.
  873. Tamże, str. 18, przypis. Kurator ubogich w miejscowości Chapelon-le-Frith-Union (Derbyshire) w swem sprawozdaniu, złożonem Generalnemu Registretorowi, pisze: „W Doveholes wydrążono szereg pieczar w dużym pagórku wapiennym. Pieczary te służą, jako mieszkania dla robotników, zajętych przy robotach ziemnych i t. p. przy budowie kolei. Pieczary są ciasne i wilgotne, bez ścieków dla nieczystości i bez ustępów. Brak wszelkiej wentylacji prócz dziury w sklepieniu, służącej zarazem jako komin. Ospa sroży się (wśród tych jaskiniowców) i spowodowała już kilka zgonów (Tamże, przyp. 2.).
  874. Szczegóły, podane w końcu 4-go działu (str. 514 i nast.) dotyczą kopalń węgla. O jeszcze gorszych stosunkach w kopalniach rud metalowych po.równaj sumienne sprawozdanie Royal Commission [Komisji królewskiej] z r. 1864.
  875. Tamże, str. 180, 182.
  876. T. j. wypłacania robotnikom części płacy w naturze, zamiast pieniędzmi. Tłum.
  877. Tamże, str. 515, 517.
  878. Tamże, str. 16.
  879. „Głód powszechny wśród londyńskiej biedoty! („Wholesale starvation of the London poor!)... W ostatnich dniach na murach Londynu zjawiły się duże plakaty, na których czytano następujące niezwykle ogłoszenie: „Tłuste woły, głodni ludzie! Tłuste woły porzuciły swe kryształowe pałace, aby tuczyć bogaczy w ich przepysznych pokojach, podczas gdy głodni ludzie gnają i umierają w swych nędznych norach.“ Plakaty z tym złowrogim napisem są wciąż odnawiane. Ledwo część ich zostanie zdarta lub zaklejona, wnet zjawiają się inne na tem samem miejscu, albo na miejscu równie widocznem przypomina to te stowarzyszenia rewolucyjne, które w swoim czasie przygotowały lud francuski do wypadków z roku 1789... W chwili, gdy robotnicy angielscy ze swemi żonami i dziećmi umierają z zimna i z głodu, pieniądze angielskie, będące wytworem pracy angielskiej, miljonami lokowane są w rosyjskich, hiszpańskich, włoskich i innych cudzoziemskich przedsiębiorstwach“ („Reynolds Newspaper“, 20 stycznia 1867 r.).
  880. Ducpétiaux: „Budgets économiques des classes ouvrières en Belgique. Bruxelles 1853“, sir. 151, 154, 155.
  881. James E. Th. Rogers, profesor ekonomji pol. w oksfordzkim uniwersytecie: „A history of agriculture and prices in England, Oxford, 1866“, tom I, str. 690. Dzieło to, starannie opracowane, w dotychczas wydanych dwóch tomach obejmuje dopiero okres 1259 — 1400. Drugi tom zawiera jedynie materjał statystyczny. Jest to pierwsza autentyczna historja cen, którą posiadamy dla owego okresu.
  882. „Reasons for the late increase of the poorrates; or a comparative view of the price of labour and provisions, London, 1777 Str. 5, 11.
  883. Dr. Richard Price: „Observations on reversionary payments, 6 ed. by W. Morgan. London, 1805“, tom II, str. 158, 159. Price czyni jeszcze uwagę na str. 159: „Nominalna cena dnia roboczego jest obecnie ze cztery lub conajwyżej 5 razy wyższa, niż w r. 1514. Lecz cena zboża przewyższa ówczesną 7 razy, a mięsa i ubrania — jakie 15 razy. Zatem cena pracy tak dalece pozostała wtyle za wzrostem wydatków na niezbędne środki utrzymania, że teraz w stosunku do tych wydatków bodaj nie stanowi ona nawet połowy tego, co wynosiła podówczas“.
  884. Barton: „Observations on the circumstances which influence the condition of the labouring classes of Society. London 1817“, str. 26. Co się tyczy końca wieku 18-go, por.: Eden, „The State of the Poor“.
  885. Parry: „The question of the necessity of the existing corn laws considered. London 1816“, str. 86.
  886. Tamże, str. 213.
  887. „Narzędzie mówiące” — czyli niewolnik u Rzymian, w odróżnieniu od „instrumentum semivocale“ („narzędzia półniemego” — t. j. bydlęcia), oraz „instrumentum mutum“ („narzędzia niemego“). Tłum.
  888. S. Laing: „National distress, 1844“, str. 62.
  889. „England and America. London 1833“. Tom I, str. 47.
  890. „London Economist“, 29 marca 1845 r., str. 290.
  891. Odrębny kierunek w kościele anglikańskim. K.
  892. Arystokracja ziemska, oczywiście drogą parlamentarną, sama udzieliła sobie na ten cel funduszów z państwowej kasy na bardzo niski procent, który dzierżawcy musieli w dwójnasób zwracać.
  893. Zmniejszenie liczby średnich dzierżawców jest zwłaszcza widoczne z takich rubryk spisu ludności, jak: „Syn, wnuk, brat, siostrzeniec, córka, wnuczka, siostra, siostrzenica dzierżawcy“ — słowem, zatrudnieni przez dzierżawcę członkowie jego własnej rodziny. W rubrykach tych w r. 1851 figurowało 2:6.851 osób, w r. 1861 tylko 176.151. Dodatek do wydania francuskiego: W ciągu dwudziestolecia 1851 — 1871 liczba dzierżaw poniżej 20 akrów zmniejszyła się w Anglji o przeszło 900; liczba dzierżaw od 50 do 75 akrów zmalała z 8.253 do 6.370; podobnie stały sprawy w innych kategorjach dzierżaw poniżej 100 akrów. Natomiast w ciągu tych samych lat 20 liczba wielkich dzierżaw wzrosła; liczba dzierżaw od 300 do 500 akrów wzrosła z 7.771 do 8.410, dzierżaw powyżej 500 akrów — z 2.755 do 3.914, dzierżaw powyżej 1000 akrów — z 492 do 582.
  894. Liczba pasterzy owiec wzrosła z 12.517 do 25.559.
  895. „Census i t. d.“, tom III, str. 36.
  896. Rogers: „A history of agriculture and prices in England. Oxford 1866“, t. I, str. 693, „The peasant has again become a serf“, tamże, str. 10. Pan Rogers należy do szkoły liberalnej, jest osobistym przyjacielem Cobden a i Bright‘a, a więc nie jest to laudator temporis acti [chwalca czasów minionych].
  897. Public Health. Seventh report. London 186$, str. 242. To też nie jest to czemś niezwyklem, że albo gospodarz domu podwyższa komorne robotnikowi, zaledwie posłyszy, że ten więcej zarabia, albo dzierżawca obcina płacę; robotnika, gdyż „żona jego znalazła robotę (tamże).
  898. Tamże, str. 135.
  899. Tamże, str. 134.
  900. „Report of the Commissioners... relating to transportation and penal servitude. London 1863.“, str. 42, 50.
  901. Tamże, str. 77, Memorandum by the Lord Chief Justice.
  902. Tamże, tom II, Evidence.
  903. Tamże, t. I, Appendix, str. 280.
  904. Tamże, str. 274, 275.
  905. „Public Health. Sixth report. 1863“. str. 238, 249, 261, 262.
  906. Tamże, str. 262.
  907. Tamże, str. 17. Angielski robotnik rolny spożywa 4 razy mniej mleka i 2 razy mniej chleba, niż robotnik irlandzki. Już na początku 19-go stulecia A. Young w swej „Tour through Ireland" zauważył lepszy stan odżywiania robotników irlandzkich. Przyczyna leży poprostu w tem, że biedny dzierżawca irlandzki jest nierównie bardziej ludzki od bogatego dzierżawcy angielskiego. Co do Walji, to twierdzenie, przytoczone w tekście, nie obejmuje jej południowo-zachodniej części: „Wszyscy tamtejsi lekarze zgadzają się, że wzrost śmiertelności na gruźlicę, skrofuły i t. d. wzmaga się w miarę pogarszania stanu fizycznego ludności, a pogorszenie to wszyscy przypisują ubóstwu. Koszt dziennego utrzymania robotnika rolnego oszacowano tam mniej więcej na 5 pensów, a w wielu miejscowościach podobno dzierżawca (sam biedak) płaci jeszcze mniej. ...Odrobina solonej słoniny lub mięsa ...tak wysuszonego, że jest twarde jak mahoń i że nie zasługuje na ciężką pracę strawienia go, ...służy za okrasę dużego garnka zupy z mąki i czosnku lub kaszy owsianej — oto codzienny obiad robotnika rolnego". Postęp przemysłu miał to następstwo dla niego, że w tym surowym i wilgotnym klimacie „dobre samodziałowe sukno zostało wyparte przez tanie bawełniane tkaniny", a mocniejsze napoje przez tak zwaną herbatę! „Po wielogodzinnym pobycie na slocie i wietrze rolnik wraca do swej chaty, aby zasiąść przy ogniu z torfu lub brykietów z gliny i miału węglowego, buchającym całemi kłębami kwasu węglowego i siarkowodoru. Ściany tej chaty są Z gliny i z kamieni, za podłogę służy gola ziemia, taka jaka tam była przed budową chaty, a za dach służy postrzępiona i luźna strzecha słomiana. Każda szpara jest tam zatkana z obawy zimna; w takim to piekielnym zaduchu, na grząskiej ziemi, susząc na własnem ciele swe jedyne ubranie, — robotnik wieczerza i śpi z żoną i z dziećmi. Akuszerki, zmuszone do spędzania części nocy w takiej chałupie, opowiadały, jak grzęzły nogami w błocie i jak nieraz zmuszone były — lekka praca! — świdrować otwór w ścianie, aby zapewnić sobie własne źródełko świeżego powietrza. Liczni świadkowie różnego stanu stwierdzają, że niedostatecznie odżywiany (underfed) wieśniak co noc musi znosić takie i jeszcze gorsze dla zdrowia warunki, i doprawdy nie brak dowodów, że wynikiem tego jest ludność wątła i skrofuliczna... Komunikaty urzędników parafjalnych z Caermarthenshire i Cardiganshire malują nam uderzająco podobny stan rzeczy. Dołącza się do tego „gorsza jeszcze plaga: rozszerzanie się idjotyzmu“. Wspomnieć jeszcze należy o warunkach klimatycznych. „Gwałtowne wichry południowo-zachodnie nawiedzają kraj ten przez 8—9 miesięcy w roku, przynosząc ze sobą ulewy, które dają się głównie we znaki zachodnim zboczom wzgórz. Drzewa są tu rzadkie, prócz miejsc zasłoniętych, a jeżeli w szczerem polu, to powykrzywiane przez wiatr. Chaty kryją się pod występami górskiemi, lub w wąwozach i kamieniołomach. Tylko najdrobniejsze owce i miejscowe bydło rogate może wyżyć na pastwiskach... Młodzież wędruje do wschodnich okręgów górniczych Glamorgan i Monmouth... Caermarthenshire jest kolebką górników i ich przytułkiem na starość... Zaludnienie zaledwie utrzymuje się na stałym poziomie“. Naprzykład w Cardiganshire liczono:
    r. 1851 r. 1861
    płci męskiej 45.155 44.446
    płci żeńskiej 52,459 52.955
    97.614 97.401
  908. Ustawa ta została nieco poprawiona w r. 1865. Doświadczenie niebawem pouczy, że taka fuszerka nic nie pomaga.
  909. Dla zrozumienia dalszego tekstu: close villages (zamkniętemi wioskami) nazywają się te, które znajdują się na gruntach jednego lub paru wielkich obszarników; natomiast open villages (otwartemi wioskami) — te, których grunty należą do wielu drobnych właścicieli. W tych ostatnich spekulanci budowlani mogą stawiać domy i domki dla robotników.
  910. Taka „wioska na pokaz“ wygląda dość ładnie, ale jest tak samo nierzeczywista, jak słynne wioski potemkinowskie, które Katarzyna Druga oglądała w swej podróży na Krym. W ostatnich czasach poczęto rugować 1 pastuchów z „wiosek na pokaz“. Naprzykład pod Market Harborough istnieje owczarnia, obejmująca około 500 akrów, gdzie potrzebna jest praca jednego tylko człowieka. Dla zaoszczędzenia sobie długich marszów po tych rozległych równinach, po bujnych łąkach Leicesteru i Northamptonu, pastuch dotychczas mieszkał zwykle w domku przy owczarni. Teraz dają mu trzynastego szylinga, na mieszkanie, którego musi sobie szukać w odległej wiosce otwartej.
  911. „Domy robotników (w wioskach otwartych, które oczywiście są stale przeludnione) są ustawione rzędami, w ten sposób, że tylna ściana każdego domu przylega bezpośrednio do granicy parceli, którą spekulant budowlany nazywa swoją. To też światło i powietrze mają dostęp tylko z frontu" (Dr. Hunter^ report in „Public Health. 7th report 1864, London 1865“, str. 135). Bardzo często wioskowy karczmarz lub sklepikarz jest zarazem przedsiębiorcą domów mieszkalnych. Wtedy robotnik ma w nim drugiego pana obok dzierżawcy. Musi być również jego klijentem. „Przy płacy 10 szylingów tygodniowo, zmniejszonej o komom': roczne, wynoszące 4 f. szt. ...robotnik rolny jest zobowiązany kupować u sklepikarza po cenie, jaką ten mu naznacza, określone ilości herbaty, cukru, mąki, mydlą, świec, piwa i t. d.“ (tamże, str. 132). Te wioski otwarte są istnemi „kolonjami karnemi" angielskiego proletarjatu rolnego. Wiele z tych chat to poprostu domy noclegowe, przez które przewijają się wszelkie włóczęgi i męty społeczne okolicy. Wieśniak i jego rodzina, którzy w zdumiewający zaiste sposób zachowywali tężyznę i czystość charakteru w najohydniejszych często warunkach, tu jednak staczają się na dno upadku. Śród wytwornych Shylocków jest oczywiście rzeczą modną po faryzeuszowski wzruszać ramionami, gdy mowa o drobnych spekulantach budowlanych, o drobnych właścicielach i miejscowościach „otwartych". Wiedzą oni jednak dobrze, że ich własne „wioski zamknięte" i „wioski na pokaz" są kolebkami „wiosek otwartych", które bez tamtych nie mogłyby istnieć. „Gdyby nie było miejscowości otwartych, należących do drobnych właścicieli... to ogromna większość robotników rolnych musiałaby spać pod drzewami posiadłości, w których pracuje" (tamże, str. 135). System wiosek „otwartych" i „zamkniętych" panuje we wszystkich hrabstwach Anglji środkowej i w całej Anglji wschodniej.
  912. „Właściciel domu (dzierżawca lub też obszarnik) bogaci się bezpośrednio lub też pośrednio pracą człowieka, któremu płaci 10 szylingów tygodniowo, a później jeszcze strąca temu biedakowi 4 do 5 funtów szt. rocznego komornego za domki, których wartość na wolnym rynku nie przekracza 20 f. szt., ale których cena jest sztucznie utrzymywana przez władzę właściciela, mogącego powiedzieć: „Bierz mój dom, albo wynoś się i szukaj sobie innego schronienia, lecz bez świadectwa pracy ode mnie...“ Jeżeli kto spodziewa się lepszych warunków przy budowie kolei albo w kamieniołomie, to znów ta sama władza oświadcza mu: „Pracuj dla mnie za tę niską płacę, albo wynoś się od dziś za tydzień. Zabieraj swoją Świnię, jeżeli ją masz, i zobacz, co dostaniesz za kartofle, które rosną w twoim ogrodzie!“ Jeżeli zaś jego interes wymaga zastosowania innych środków, to właściciel (względnie dzierżawca) woli czasem podwyższyć komorne, jako karę za dezercję z jego służby“ (Dr. Hunter, tamże, str. 132).
  913. „Młodożeńcy nie są budującym widokiem dla dorosłych sióstr i braci w tej samej sypialni, a choć nie możemy przytaczać przykładów, to jednak mamy dostateczne dane do twierdzenia, że udziałem kobiet, które dopuściły się kazirodztwa, są wszelkie cierpienia a nieraz i śmierć“. (Dr. Hunter, tamże, str. 137). Pewien wiejski urzędnik policyjny, który przez wiele lat w charakterze wywiadowcy obracał się w najgorszych dzielnicach Londynu, tak się wyraża o dziewczynach swej wioski: „Ich cyniczna niemoralność już w najmłodszym wieku, ich bezczelność i bezwstyd przewyższają wszystko, cokolwiek widziałem w najgorszych dzielnicach Londynu podczas długich lat swej służby W policji..... Żyją jak świnie, dorośli chłopcy i dziewczyny, ojcowie i matki, wszystko to śpi razem w tej samej komorze“ (Children‘s Employment Commission, 6th report. London 1867“. Appendix, str. 77, n. 155).
  914. „Public Health. 7th report. London 1865“, str. 9—14 passim.
  915. „Proboszcz i dziedzic sprzysięgli się chyba, aby ich zamorzyć głodem“.
  916. „Zbożna praca „hinda“ [parobka] nadaje godność nawet jego stanowi. Nie jest on niewolnikiem, lecz żołnierzem pokoju i zasługuje na to, aby otrzymać od właściciela ziemskiego mieszkanie, stosowne dla żonatego człowieka, gdyż właściciel ten, tak samo domaga się odeń pracy przymusowej, jak kraj od żołnierza. Za pracę swą nie otrzymuje on zapłaty według cen rynkowych podobnie jak me otrzymuje jej żołnierz. Jak żołnierz wreszcie, zostaje powołany zamłodu gdy w swej nieświadomości zna tylko swój własny zawód i swą najbliższą okolicę. Wczesny ożenek i różne ustawy o miejscu osiedlenia działają nań podobnie, jak pobór i rygor wojskowy na żołnierza“ (Dr. Hunter w „Public Health, 7th report, 1864, London, 1865“, str. 132). Niekiedy obszarnik o wyjątkowo miękkiem sercu, roztkliwia się nad pustką, którą sam stworzył. „Przygnębiająca to rzecz“ — rzekł hr. Leicester, gdy mu winszowano zakończenia budowy Hookham — „żyć samotnie na swej ziemi; oglądani się dokoła i nie widzę innych domów prócz mego własnego. Jestem jak ów olbrzym z wieży olbrzymów, pożarłem wszystkich swoich sąsiadów“.
  917. Podobny ruch widzimy w ostatnich dziesięcioleciach we Francji, w miarę jak i tam kapitalistyczna produkcja wdziera się do rolnictwa i wypędza do miast „zbyteczną“ ludność rolniczą. Również i tam pogorszenie mieszkaniowych i innych stosunków jest źródłem istnienia „zbytecznych“. O szczególnym „proletariat foncier“ [proletarjacie gruntowym], wyhodowanym przez system parcelowy, patrz cytowane już dzieło Colins: „D'économie politique“ i K. Marx: „Der Achtzehnte Brumaire des Louis Bonaparte“, New York 1852“ str. 56 i nast. W r. 1846 ludność miejska Francji wynosiła 24,42%, wiejska — 75,58%! W r. 1861: miejska — 28,86% i wiejska — 71,14%. W latach ostatnich procentowe zmniejszanie się ludności wiejskiej posuwa się jeszcze szybciej. Już w r. 1846 Piotr Dupont śpiewał w swym poemacie „Ouvriers“:
    „Mal vêtus, logés dans des trous,
    Sous les combles, dans les décombres
    Nous vivons avec les hiboux,
    Et les larrons, amis des ombres“.
    [„Nędznie odziani, gnieździmy się w norach, na poddaszach, w ruinach. Mieszkamy tam z sowami i z opryszkami, przyjaciółmi ciemności“].
  918. Szóste i ostatnie sprawozdanie „Children‘s Employement Commission, ogłoszone w końcu marca 1867 r., dotyczy tylko systemu „band“ w rolnictwie.
  919. A zatem około 2/5 hektara, względnie około 3/4 morgi polskiej. Tłum.
  920. „Children‘s Employement Commission 6th report“. Evidence, str. 37, n. 173.
  921. Jednakowoż niektórzy „gangmasterowie“ dorobili się dzierżaw 100-akrowych, lub posiadania całych szeregów domów.
  922. „Połowa dziewcząt w Ludford stoczyła się na złą drogę dzięki bandom“ (Tamże, str. 6, n. 32, Appendix).
  923. „System ten rozszerzył się bardzo w ostatnich latach. W niektórych miejscowościach wszedł on dopiero niedawno w życie, a w innych, gdzie istnieje oddawna, coraz więcej i coraz młodszych dzieci zostaje zatrudnionych w bandach“ (Tamże, str. 79, n. 174)...
  924. „Drobni dzierżawcy nie stosują pracy band“. „Bandy pracują mni na lichych gruntach, lecz na dobrych, przynoszących dochód 2 do 2½ funtów szt. z akra ziemi“ (Tamże, str. 17 i 14).
  925. Jednemu z tych panów tak zasmakowała jego renta, ze z oburzeniem oświadczył komisji śledczej, iż cały krzyk powstał tylko z powodu nazwy. Gdyby zamiast „bandy“ ochrzczono ten system mianem „Zarobkowego społdzielczo-przemysłowo-rolniczego stowarzyszenia młodzieży to wszystko byłoby all right [w porządku].
  926. „Praca band wypada taniej od innej, 1 dlatego jest stosowana“ — powiada pewien były gangmaster (tamże, str. 17, n. 14). „System band jest stanowczo najtańszy dla dzierżawcy i równie stanowczo najszkodliwszy dla dzieci“ — „twierdzi pewien dzierżawca“ (tamże, str. 16, n. 3).
  927. „Nie ulega wątpliwości, że wiele z tej roboty, którą dziś wykonywają dzieci w bandach, było niegdyś odrabiane przez dorosłych mężczyzn i kobiety. Gdzie kobiety i dzieci wprzęgane są do pracy, tam więcej mężczyzn jest bez pracy“ (tamże, str. 43, n. 202). Gdzieindziej natomiast czytamy: „Sprawa pracy w wielu okręgach rolnych, zwłaszcza zbożowych, staje się tak poważna na skutek wychodztwa, ułatwionego przez koleje żelazne, skracające odległość do wielkich miast, że ja (to „ja“ należy do rządcy pewnego wielkiego pana) uważam pracę dziecięcą za zgoła konieczną“ (tamże, str. 80, n. 180). Sprawa pracy w angielskich okręgach rolnych, w odróżnieniu od całej reszty cywilizowanego świata, oznacza mianowicie sprawę obszarników i dzierżawców, polegającą na tem: jak wobec wciąż wzrastającego wychodztwa wieśniaków, uwiecznić na wsi dostateczne „względne przeludnienie“, a przez to i „minimum płacy“ robotnika rolnego?
  928. Poprzednio cytowany przeze mnie „Public Health Report“, gdzie w związku z zagadnieniem śmiertelności dzieci poruszona jest sprawa „Systemu band“, pozostał nieznany prasie, a więc i publiczności angielskiej. Natomiast ostatnie sprawozdanie „Children‘s Employcment Commission“ dostarczyło pożądanego żeru prasie, goniącej za sensacją. Podczas gdy prasa liberalna zapytywała, w jakiż to sposób mogą hodować taki system pod swem okiem i na swych dobrach szlachetni panowie, wykwintne damy i dostojni prałaci, od których roi się Lincolnshirc, osobistości, które aż do antypodów ślą swe misje w celu „umoralniania dzikich ludów Oceanjil“, — to prasa wykwintniejsza oddawała się jedynie rozważaniom nad okropnem zepsuciem wieśniaków, zdolnych zaprze-dawać swe dzieci w taką niewolę! A przecież w tak haniebnych warunkach, w jakie to „delikatniejsze towarzystwo“ wepchnęło wieśniaka, dziwićby mu się nic można, gdyby pożerał swe własne dzieci. Raczej podziwiać należy prawość charakteru, którą wieśniak po większej części zachował. Sprawozdawcy urzędowi stwierdzają, że nawet w okręgach, gdzie system band stosowany jest powszechnie, rodzice mają doń obrzydzenie. „W zebranych przez nas zeznaniach posiadamy liczne dowody, że wielu rodziców z wdzięcznością przyjęłoby ustawę, broniącą ich przed kuszeniem i przed naciskiem, któremu dziś często podlegają. To urzędnik parafjalny, to znów przedsiębiorca, grożący im wydaleniem. Każe im posyłać dzieci na robotę zamiast do szkoły. Cały ten stracony czas i zmarnowane siły, wszystkie cierpienia, na które trud nadmierny i niepotrzebny wystawia wieśniaka i jego rodzinę, każdy wypadek, w którym rodzice przypisują moralną zgubę swego dziecka przeludnieniu mieszkań lub rozkładowemu wpływowi „band“ — wszystko to wywołuje w sercach pracujących ubogich uczucia, które łatwo pojąć i których nie trzeba szczegółowo wymieniać. Mają om świadomość tego, iż wiele cierpień cielesnych i duchowych zawdzięczają okolicznościom, za które nie ponoszą żadnej odpowiedzialności, na które w żadnym razie nie daliby swej zgody, gdyby to od nich zależało, i z któremi walczyć nie mają siły“ (tamże, str. XX, n. 82, str. XXIII, n. 96).
  929. Ludność Irlandji wynosiła:
    w r. 1801 — 5,319,867 osób
    1811 — 6,084,996
    1821 — 6,869,544
    1831 — 7,828,347
    1841 — 8,222,664
  930. W oryginale błędnie 5.993. Tł.
  931. W oryginale błędnie 138.316. Tł.
  932. Zestawienie to dałoby jeszcze bardziej ujemny wynik, gdybyśmy byli. głębiej sięgnęli wstecz. Tak więc owiec w r. 1865 było 3.688.742, ale w r. 1856 — 3.694.294; świń w r. 1865 — 1.299.893, ale w r. 1858 — 1.409.883.
  933. W oryginale błędnie 72.358. Tłu.
  934. W oryginale błędnie 116.626. Tł.
  935. W oryginale błędnie 146.608. Tł.
  936. W oryginale błędnie 28.819. Tł.
  937. Liczby, podane w tekście są zaczerpnięte z materjałów „Agricultural Statistics. Ireland. General Abstracts, Dublin“, rocznik z lat 1860 i nast., oraz z „Agricultural Statistic. Ireland. Tables showing the estimated average produce etc. Dublin 1866“. Wiadomo, że jest to statystyka urzędowa, corocznie przedkładana parlamentowi.
    Przypis do 2-go wydania. Statystyka urzędowa za rok 1872 wykazuje zmniejszenie — w porównaniu z r. 1871 — powierzchni uprawnej o 134,915 akrów. Uprawa warzyw (rzepy, buraków i t. d.) wykazuje przyrost. Zmniejszenie obszaru uprawy wykazują: pszenica — o 16.000 akrów owies — 14,000 akrów, jęczmień i żyto — 4,000 akrów, kartofle — 66,632 akry, len — 34, 667 akrów i wreszcie łąki wraz z koniczyną, wyką i rzepakiem — 30, 000 akrów. Powierzchnia uprawy pszenicy w ciągu ostatniego pięciolecia wykazuje następującą skalę zmniejszenia: w r. 1868 — 285,000 akrów, w r. 1869 — 280.000 akrów, w r. 1870 — 259,000 akrów, w r. 1871 244,000 akrów, w r. 1872 — 228,000 akrów. W r. 1872 znajdujemy przyrost w okrągłych liczbach: koni — 2,600, bydła rogatego — 80,000, owiec — 68,609 oraz zmniejszenie liczby świń o 236.000.
  938. Zapewne 14,389, gdyż inaczej różnica nie mogłaby wynosić 316. Tł.
  939. 939,0 939,1 939,2 14-stofuntowych „kamieni“.
  940. „Tenth report of the commissioners of inland revenue. London, 1866“.
  941. Całkowity dochód roczny w kategorji D w tej tablicy jest nieco niższy, niż w poprzedniej, a to z powodu pewnych potrąceń, przewidzianych przez ustawę podatkową.
  942. Jeżeli zmniejsza się nawet stosunkowo plon z akra ziemi, to nie należy zapominać, że Anglja przez półtora wieku pośrednio wywoziła glebę Irlandji, nie dając jej rolnikom nawet środków na odnawianie zużytych składników gleby.
  943. Ponieważ Irlandja uchodzi za ziemię obiecaną „prawa zaludnienia“, więc Th. Salder, jeszcze przed ogłoszeniem swego dzieła o zaludnieniu, ogłosił słynną książkę: „Ireland, its evils and their remedies, znd ed. London 1829“, gdzie porównywa szczegółowo dane statystyczne, dotyczące różnych prowincyj, a w obrębie każdej prowincji poszczególnych hrabstw, i dochodzi do wniosku, że panująca tam nędza pozostaje nie w prostym, jak chce Malthus, lecz w odwrotnym stosunku do liczby ludności.
  944. W okresie lat 1851—1874 ogólna liczba wychodźców wyniosła 2.325.922 osób.
  945. Według tablicy, zawartej w książce Murphy‘ego: „Ireland industrial, political and social, 1870“, dzierżawy do 100 akrów stanowią 94,6% wszystkich dzierżaw, a powyżej 100 akrów — 5,4%.
  946. „Reports from the law inspectors on the wages of agricultural labourers in Dublin, 1870“ — Por. także „Agricultural labourers (Ireland) return etc. dated 8th March 1861“, London 1862.
  947. Tamże, str. 29, I
  948. Tamże, str. 12.
  949. Tamże, str. 12.
  950. Tamże, str. 25.
  951. Tamże, str. 27.
  952. Tamże, str. 26.
  953. Tamże, str. 1.
  954. Tamże, str. 32.
  955. Tamże, str. 25.
  956. Tamże, str. 30.
  957. Tamże, str. 21, 13.
  958. „Reports of ins. of fact. for 31st. oct. 1866“, str. 96.
  959. W wydaniu francuskiem znajdujemy następujący przypis: „Such is Irish life and such are Irish wages“. Inspektor Baker dodaje do cytowanego ustępu następującą uwagę: „Jakżeż nie porównać tego wykwalifikowanego rzemieślnika o chorowitym wyglądzie z rumianymi i muskularnymi pudlingarzami ’ z południowego Staffordshire, których płaca tygodniowa dorównywa, a nieraz przewyższa dochód niejednego „gentlemana“ i uczonego, lecz którzy pozostają na poziomie żebraka pod względem inteligencji i obyczajów“ („Reports of insp. of fact. for 31st. october 1867“, str. 96, 97). Tłum.
  960. „Wie menschlich von solch‘ grossem Herrn!“ — cytata z „Fausta“ nieco zmieniona. W „Fauście“ Mefistofeles mówi o Panu Bogu:
    „Es ist gar huebsch von einem grossen Herrn
    So menschlich mit dem Teufel selbst zu sprechen“.
    („Jakżeż to ładnie, że tak wielki pan
    Po ludzku z djabłem samym gada“).
    Tłum.
    (Przypis własny Wikiźródeł Jest to fragment prologu w niebie z pierwszej części.)
  961. Suma ta obejmuje również „torfowiska i nieużytki“.
  962. W trzeciej księdze niniejszego dzieła, w dziale o własności ziemskiej, wykażę szczegółowiej, jak oddzielni właściciele ziemscy oraz ustawodawstwo angielskie planowo wyzyskali klęskę głodową i jej następstwa, aby przemocą przeprowadzić przewrót w rolnictwie i przerzedzić ludność Irlandji aż do normy, odpowiadającej interesom obszarników. Tam też powrócę do położenia drobnych dzierżawców i robotników rolnych. Tu tylko jedna cytata. Nassau W. Senior powiada między innemi w swem pośmiertnem dziele: „Journals, conversations and essays relating to Ireland, 2 volumes, London 1868“, tom II, str. 282: „Bardzo słusznie zauważył dr. G., że nasza ustawa o ubogich jest potężnym orężem, aby zapewnić zwycięstwo obszarnikom. Innym orężem jest wychodztwo. Żaden przyjaciel Irlandji nie może jej życzyć, aby wojna (pomiędzy obszarnikami a drobnymi dzierżawcami celtyckimi) przedłużała się, — i tem mniej, aby się skończyła zwycięstwem dzierżawców.... Im prędzej (wojna ta) przeminie, im prędzej Irlandja stanic się krajem pastwisk (grazing country) o stosunkowo nicznacznem zaludnieniu potrzebnem dla kraju pastwisk, tem lepiej dla wszystkich klas ludności“. Angielskie ustawy zbożowe z r. 1815 zapewniały Irlandji monopol na wolny wwóz zboża do W. Brytanji, a tem samem sztucznie podtrzymywały uprawę zboża. Odwołanie ustaw zbożowych w r. 1846 położyło nagle koniec temu monopolowi. Pomijając inne okoliczności, już sam ten wypadek był potężnym bodźcem zamiany irlandzkich pól w pastwiska, centralizacji dzierżaw i wypędzenia małorolnych chłopów. W latach 1815—1846 wysławiano urodzajność ziemi irlandzkiej i głośno oświadczano, że rzekomo sama przyroda przeznaczyła ją pod uprawę pszenicy, a potem angielscy agronomowie, ekonomiści, politycy odkryli raptem, że ta ziemia zdatna jest tylko pod uprawę paszy! Pan Leon de Lavergne pospieszył powtórzyć to po tamtej stronic Kanału. Trzeba być tak „poważnym" mężem, jak pan Lavergne, żeby dać się brać na tak dziecinne kawały.
  963. Niepodległościowiec i separatysta irlandzki, wróg Anglji. Tłum.
  964. Przypis własny Wikiźródeł Acerba fata... (łac.) — fragment epody siódmej.
  965. Goethe, rozgniewany tego rodzaju bzdurstwami, ośmiesza ie w następującej „lekcji katechizmu“:
    „Nauczyciel: „Pomyśl, dziecię, od kogo masz ten cały dostatek. Sam go. przecież me stworzyłeś“.
    Uczeń: „Och, mam to wszystko od tatusia“.
    Nauczyciel: „A skąd, ma go tatuś?“ Uczeń: „Od dziadka“.
    Nauczyciel: „Ależ nie! A skądżeż dziadek to dostał?“ Uczeń: „Dziadek sam wziął sobie“.
  966. We Włoszech, gdzie produkcja kapitalistyczna najwcześniej się rozwinęła, najwcześniej również rozkłada się pańszczyzna. Chłop pańszczyźniany został tam wyzwolony, zanim zdołał sobie zabezpieczyć jakiekolwiek prawo przedawnienia w stosunku do ziemi. To też jego wyzwolenie przemieniło go odrazu w proletarjusza, wolnego jak ptak niebieski, i zresztą zaraz znajdującego nowych panów w licznych miastach, przeważnie pochodzących jeszcze z czasów rzymskich. Gdy ku końcowi wieku 15-ego przewrót na rynku światowym unicestwił przewagę handlową Włoch Północnych, nastąpił ruch powrotny. Robotnicy miejscy odpłynęli masowo na wieś i tam podnieśli na nigdy przedtem nieosiągany poziom rolnictwo, prowadzone w małych zagrodach na wzór ogrodnictwa.
  967. „Drobni gospodarze wiejscy, którzy własnoręcznie uprawiali swe pola i cieszyli się skromnym dostatkiem.... stanowili podówczas o wiele znaczniejszą część narodu, niż za dni naszych.... Niemniej niż 160.000 gospodarzy, którzy wraz z rodzinami musieli stanowić więcej niż siódmą część ludności ówczesnej Anglji, żyło na swych freehold (freehold oznacza zupełnie wolną własność) zagrodach. Przeciętny dochód takiego gospodarza był szacowany na 60—70 f. szt. Obliczono, że liczba tych, co uprawiają własną ziemię, była większa, niż dzierżawców cudzego gruntu“. (Macaulay: „Hist. of England, 10th ed. London 1854“, tom I, str. 333—34). Jeszcze na schyłku wieku 17-go rolnicy stanowili 4/5 ludności Anglji (tamże, str. 413). Cytuję dlatego Macaulay‘a, gdyż on systematyczny fałszerz historji stara się wszędzie tuszować tego rodzaju fakty.
  968. Należy zawsze pamiętać o tem, że nawet i chłop poddany był nietylko właścicielem, chociaż obłożonym daniną, działek ziemi, należących do jego zagrody, lecz również spółwłaścicielem grutu gminnego. „Chłop jest tam (na Śląsku) poddanym“. Niemniej jednak ci poddani posiadają grunty gminne. „Dotychczas nie udało się skłonić Ślązaków do podziału gruntów gminnych, podczas gdy w Nowej Marchji niema wioski, gdzieby ten podział nie był oddawna dokonany z największem powodzeniem“ (Mirabeau: „De la Monarchie Prussienne, Londres, 1788“, t. II, str. 125, 126).
  969. Japonja ze swym czysto feodalnym ustrojem własności ziemskiej i ze swą rozwiniętą gospodarką drobno-chłopską, daje o wiele wierniejszy obraz europejskiego średniowiecza, niż wszystkie nasze księgi historyczne, przeważnie przesiąknięte burżuazyjnemi przesądami. Toż tak łatwo być „liberalnym“ kosztem średniowiecza! gwałtem chłopów z ziem, do których ci mieli równie dobre, jak i on sam, prawa feodalne, oraz uzurpując [przywłaszczając sobie] grunty gminne.
  970. Thomas Morus w swej „Utopji“ mówi o dziwnym kraju, gdzie owce pożerają ludzi.
  971. Bacon wyjaśnia związek pomiędzy wolnem i zamożnem wlościaństwem a dobrą piechotą. „Było to rzeczą pierwszorzędnej wagi dla potęgi i mocy Królestwa, aby wielkość dzierżaw była dostateczna dla ochronienia ludzi bitnych przed nędzą, dla utrwalenia znacznej części ziemi Królestwa w posiadaniu yeomen, czyli ludzi stanu pośredniego pomiędzy szlachtą a cottagers [robotnikami, mającymi własne chaty] i parobkami. Gdyż jest to powszechne zdanie najwybitniejszych znawców wojskowości.... że główną siłę armji stanowi infanterja czyli piechota. Ale dla stworzenia dobrej piechoty potrzeba ludzi, którzy nie wyrośli w stanie poddańczym lub w nędzy, lecz w wolności i w pewnym dostatku. Jeżeli więc państwo wywyższa nadmiernie szlachtę i wykwintnych panów, a jego rolnicy i oracze są tylko ich najmitami lub robotnikami albo też cottagers, czyli osiadłymi żebrakami, — to możecie mieć dobrą jazdę, ale nigdy dobrej stałej piechoty.... Widzimy to we Francji, we Włoszech i w niektórych innych krajach zagranicznych, gdzie w gruncie rzeczy jest tylko szlachta albo nędzne chłopstwo — tak dalece, że zmuszeni są formować swe piesze bataljony z najemnych band szwajcarskich i innych. Z czego też wynika, że narody te mają dużo ludu, a mało żołnierza“ („The Reign of Henry VII etc. Verbatim reprint, from Kennet‘s England, ed. 1719* Lond. 1870“ str. 308).
  972. Dr. Hunter: „Public Health, 7th report 1864. Lond. 1865“ str. 134. „Miara gruntu przydzielona (według dawnych ustaw) dziś uchodziłaby za zbyt wielką, lub raczej za zdolną przekształcić ich w małych dzierżawców. (George Roberts. The social History o the People of Southern Countries of England in past centuries. Lond. 1856“, str. 184, 185).
  973. „Prawo ubogich do udziału w dziesięcinach jest ustalone brzmieniem dawnych ustaw“. (Tuckett: „A History of the past and present State of the labouring population. London 1846“, tom II, str. 804, 805).
  974. William Cobbett: „A history of the protestant reformation“, § 471.
  975. „Duch“ protestancki poznać można z tego, co następuje: Na południu Anglji różni właściciele ziemscy i zamożni dzierżawcy, pogłowiwszy się razem, ułożyli 10 pytań, dotyczących właściwego zastosowania ustawy o ubogich, wydanej przez królową Elżbietę, i przedstawili je do zaopinjowania słynnemu podówczas prawnikowi, Sergeant Snigge, później sędziemu za Jakóba I. „Pytanie 9-te: Niektórzy z pośród bogatych dzierżawców naszej parafji wymyślili mądry projekt, pozwalający usunąć wszelki zamęt przy stosowaniu tej ustawy. Proponują oni wybudować w parafji więzienie. Każdemu ubogiemu, który nie zechce dać się zamknąć w tem więzieniu, ma być odebrana zapomoga. Następnie należy zawiadomić sąsiedztwo, że jeżeli jakakolwiek osoba skłonna jest nająć ubogich tej parafji, to niech przyśle w określonym terminie zapieczętowaną ofertę z wymienieniem najniższej ceny, za którą gotowa jest wziąć do siebie naszych ubogich. Autorowie tego projektu zaznaczają, że w sąsiednich hrabstwach nie brak osób które me lubią pracować, a nie mają majątku ani kredytu, aby nabyć folwark lub okręt i żyć w ten sposób bez pracy (so as to live without labour). Tacy chyba poczynią naszej parafji korzystne propozycje. Gdyby nawet tu i owdzie ubodzy pod opieką najemcy (ubogich) mieli zginąć, to grzech spadnie na jego głowę, boć przecież parafja swój obowiązek względem nich spełniła. Obawiamy się jednak, ze obecna ustawa nie pozwala na tego rodzaju rozsądne zarządzenie (prudential measure). Trzeba jednak panu wiedzieć, że pozostali freeholders [niezależni posiadacze ziemscy] naszego hrabstwa i hrabstw sąsiednich połączą się z nami i wymogą na swych przedstawicielach w Izbie Gmin przeprowadzenie ustawy, pozwalającej na zamykanie ubogich i na ich przymusową pracę, tak aby każda osoba, opierająca się zamknięciu, traciła prawo do zapomogi. Spodziewamy się, iż to powstrzyma osoby, będące w biedzie, od upominania się o zapomogi (will prevent persons in distress from wanting relief)“ (R. Blakey: „The history of political literaturę from the earliest times. Lond. 1855“, t. II, str. 84 i 85). W Szkocji zniesienie poddaństwa nastąpiło c całe wieki później, aniżeli w Anglji. Jeszcze w r. 1698 Fletcher z Salhoun oświadczył w parlamencie szkockim: „Liczba żebraków Szkocji jest oceniana conajmniej na 200.000. Jedyny środek, który ja, republikanin z zasad, mogę zaproponować to przywrócenie dawnego stanu poddaństwa i oddanie w niewolę wszystkich tych, którzy sami nie są zdolni zapewnić sobie utrzymania“. Również Eden w „The State of the Poor“ (ks. I, rozdz. I str. 60, 61) twierdzi: „Zdaje się, że zniesienie poddaństwa z konieczności przyniosło ze sobą pauperyzm.... Rękodzielnictwo i handel są rodzicami ubogich naszego kraju“. Zarówno Eden, jak ów szkocki republikanin z zasad, w tem tylko błądzą, że nie zniesienie poddaństwa, lecz zniesienie własności rolnika na ziemię uczyniło go proletarjuszem, względnie nędzarzem. ¥e Francji, gdzie wywłaszczenie dokonało się inaczej, angielskiej ustawie o ubogich odpowiadają: „Ordonnance de Moulins“ z r. 1571 [owa „ordonnance“ uchwalona była na zgromadzeniu notablów w Moulins w r. 1566, a nie 1571. Tł.], oraz edykt z roku 1656.
  976. Pan Rogers, aczkolwiek był podówczas profesorem ekonomji w uniwersytecie oksfordzkim, twierdzy ortodoksji protestanckiej, jednak we wstępie do swej „History of Agriculture“ podkreśla, że pauperyzacja mas ludowych była następstwem Reformacji.
  977. „A letter to Sir T. C. Banbury, bet: on the High Price of Provisions. By a Suffolk Gentleman. Ipswich, 1795, str. 4. Nawet autor „Inquiry into the connection of large farms etc. Lond. 1773“, acz fanatyczny obrońca wielkich dzierżaw, powiada na str. 133: „Ubolewam jak najbardziej nad zanikiem naszej yeomanry, tej warstwy, która była istotną podporą niepodległości naszego narodu i ze smutkiem patrzę na to, jak ich ziemie przechodzą w ręce lordów monopolistów, którzy wydzierżawiają je na takich warunkach, które z drobnych dzierżawców czynią nieomal poddanych, zagrożonych wypędzeniem przy pierwszej lepszej okazji“.
  978. Borys Godunow, Tatar z pochodzenia, car Rosji (1598—1603) ukazem swym zabronił chłopom zmieniać miejsce pobytu, i przez to ostatecznie utrwalił ich poddaństwo i przykucie do gruntu. Tł.
  979. Przewrót dynastyczny w r. 1688: wypędzenie Stuartów i początek panowania domu Orańskiego. Tł.
  980. Jaka była osobista moralność tego bohatera burżuazji, o tem świadczy chociażby fakt następujący: „Hojne obdarzenie lady Orkney ziemiami irlandzkiemi w r. 1695 jest publicznem świadectwem afektów królewskich i wpływów tej damy.... Zasługi lady Orkney podobno polegały na foeda labiorum ministeria [brudnych usługach miłosnych]”. (Cytata powyższa zaczerpnięta jest z rękopisu Nr. 4224, ze Sloane Manuscript Collection, w British Museum, zatytułowanego „The character and behaviour of King William, Sunderland etc., as represented in Original Letters to the Duke of Shrewsbury from Somers, HaIifax, Oxford, Secretary Vernon etc.” Rękopis ten roi się od curiosów).
  981. „Nieprawne odstępowanie dóbr koronnych, czy to tytułem sprzedaży, czy darowizny, stanowi haniebny rozdział historji angielskiej.... i olbrzymią grabież majątku narodowego (a gigantic fraud on the Narion)” (F. W. Newman. „Lectures on Political Economy. London 1851, str. 129. 130). — Przyp. Engelsa do 3-go wyd. O pochodzeniu majątków dzisiejszych obszarników angielskich można się szczegółowo dowiedzieć w „Our old Nobility. By Noblesse Oblige. London 1879“.
  982. Warto przeczytać naprz. pamflet K. Burke‘go o książęcym domu Bedfordów, którego latoroślą jest Lord John Russel „the tomtit of liberalism“ [miły okaz liberalizmu].
  983. „Dzierżawcy zabraniają cottagerom trzymać jakiekolwiek żywe stworzenia, pod pozorem, że gdyby hodowali bydło lub drób to kradliby paszę ze stodół. Powiadają też; trzymajcie cottagera w biedzie, aby był pracowity, ale w rzeczywistości dzierżawcom chodzi o to, aby w ten sposob przywłaszczyć sobie wszelkie prawa do gruntów gminnych („A political inąuiry into the consequences of enclosing waste lands, London 1785“. str. 75).
  984. Eden: „The State of the poor“, przedmowa.
  985. „Capital-farms“ („Two letters on the flour trade and the dearness of corn. By a person in business. London 1767“, str. 19, 20).
  986. „Merchant-farms“ („An inquiry into the present high prices of provisions. London 1767“, str. 11, przypis). Autorem tej dobrej książki, wydanej bezimiennie, jest wielebny Nathaniel Forster.
  987. Thomas Wright: „A short adress to the public on the mono-poly of large farms, 1779“, str. 2, 3.
  988. Reverend Addington: „Inquiry into the reasons for or against open fields. London, 1772“, str. 37—43 passim.
  989. Dr. R. Price: „Observations on reversionary payments. 6th ed. by W. Morgan, London 1805“, t. II, str. 155. Warto przeczytać Forstera, Addingtona, Kenta, Price‘a i Jamesa Andersona i porównać ich pisma z nędzną, serwilistyczną paplaniną Mac Culloch‘a w jego katalogu: „The literaturę of political economy, London 1845“.
  990. Tamże, str. 147.
  991. Tamże, str. 159. Przypomina to Rzym starożytny. „Bogacze zawładnęli Większą częścią niepodzielnych gruntów. Polegając na sprzyjających im okolicznościach, liczyli om, że gruntów tych odbierać im nie będą, to też kupowali położone w sąsiedztwie działki ubogich, czasem za zgodą zainteresowanych, a czasem używając przemocy, i w ten sposób zamiast oddzielnych pół poczynali uprawiać rozległe posiadłości. Używali przytem niewolników do uprawy ziemi i hodowli bydła, gdyż ludzi wolnych odrywanoby od pracy na roli do służby wojskowej. Posiadanie niewolników przynosiło im tem większe zyski ze niewolnicy me podlegali poborowi do wojska, więc mogli się swobodnie rozmnażać i miewali dużo dzieci. W ten sposób magnaci skupili w swych rękach wszelkie bogactwo a kraj cały zaroił się od niewolników. Coraz to mniej było wolnych Italów, gdyż tępiły ich ubóstwo, daniny i służba wojskowa. A gdy nadchodził pokój, byli oni skazani na zupełną bezczynność, gdyż ziemia była w posiadaniu bogatych, a ci zamiast ludzi wolnych używali niewolników do pracy na roli. (Appianus: „Rzymskie wojny domowe“, księga I, rozdz. I, str 7). Ustęp ten dotyczy czasu, poprzedzającego ustawy Licynjusza. Służba wojskowa która tak bardzo przyśpieszyła ruinę plebejuszów rzymskich, była też głównym środkiem, którym posługiwał się Karol Wielki, gdy planowo przyśpieszał przekształcenie wolnych chłopów niemieckich w chłopów pańszczyźnianych i poddanych.
  992. An inquiry into the connection between the present prices of provisions etc.“ str. 124, 129. Podobnie, lecz z wręcz przeciwną tendencją pisze inny autor: „Robotnicy są wypędzani ze swych chat 1 muszą udawać się do miast w poszukiwaniu pracy; — lecz w ten sposób osiągana jest większa nadwyżka i powiększa się kapitał“ („The perils of the Nation, 2nd ed. London 1843, str. XIV).
  993. F. W. Newman: „Lectures on political economy“, London 1851“ str. 132.
  994. Steuart powiada: „Ziemie te przynoszą rentę (błędnie utożsamia on ekonomiczną kategorję renty z daniną, składaną naczelnikowi klanu przez jego podwładnych) zgoła nieznaczną w porównaniu ze swym obszarem, lecz zato jeśli chodzi o liczbę, ludzi, utrzymywanych przez jeden folwark, to może się okazać, ze każdy szmat ziemi w Górnej Szkocji żywi dziesięćkroć więcej osób, niż obszar tej samej wielkości w najbogatszych prowincjach“ General Sir James Steuart, his son, London 1801“ („Works etc. by tom I, rozdz. XVI, str. 104).
  995. James Anderson: „Observations on the means of exciting a spirit of national industry etc. Edinburgh 1777“.
  996. W roku 1860 wywłaszczonych zwabiono fałszywemi obietnicami do Kanady. Niektórzy z nich schronili się w góry i na sąsiednie wyspy. Ścigani przez policjantów, stoczyli potyczkę z nimi i zdołali im się wymknąć.
  997. „W okolicach górskich“, powiada Buchanan, komentator A. Smitha, w r. 1814, „dawny ustrój własności jest codziennie obalany gwałtem... Landlord, nie oglądając się na dzierżawcę dziedzicznego (i ta kategorja jest tutaj błędnie użyta!) oddaje ziemię najwięcej dającemu, i jeżeli ten jest gospodarzem postępowym (improver), to zaprowadza nowy system uprawy. Ziemia, dawniej usiana drobnemi zagrodami chłopskiemi, była gęsto zaludniona w stosunku do swego plonu; przy nowym systemie ulepszonej uprawy i zwiększonej renty chodzi o utrzymanie jak największego wytworu przy jak najmniejszych kosztach, a w tym celu, wydalani są robotnicy, którzy stali się zbyteczni.... Ludzie ci, wygnani z okolic rodzinnych, szukają środków utrzymania w miastach fabrycznych i t. d.“ (David Buchanan: „Observations etc. on A. Smith‘s Wealth of nations. Edinburgh 1814“, tom IV, str. 144). „Magnaci szkoccy tak wywłaszczali rodziny wieśniaków, jak się wyrywa chwast z ziemi, postępowali z wioskami i z ich ludnością, jak Indjanie w swej zemście postępują z norami dzikich zwierząt... Człowieka sprzedają za owczą skórę, za baranie udo, za jeszcze mniej... Wielka Rada Mongołów po podboju Chin Północnych obradowała nad wnioskiem, by wyrżnąć w; pień ludność i kraj w step przemienić. Wielu właścicieli ziemskich Górnej Szkocji wykonało ten wniosek we własnym kraju i względem własnych rodaków“. (George Ensor: „An inquiry concerning the population of nations. London 1818“, str. 215, 216).
  998. Gdy obecna księżna Sutherland podejmowała w Londynie z wielką pompą panią Beecher Stowe, autorkę „Chaty Wuja Toma“, aby w ten sposób okazać swe sympatje dla sprawy wyzwolenia Murzynów amerykańskich — czego zresztą w czasie trwania amerykańskiej wojny domowej troskliwie unikała, podobnie jak wszystkie inne arystokratki angielskie, gdyż wówczas każde „szlachetne“ serce angielskie biło dla właścicieli niewolników — opisałem w „New York Tribune“ położenie niewolników samej księżny Sutherland (wyciągi z tego artykułu zostały zamieszczone w Carey‘a „The slave trade, London, 1853“, str. 202, 203). Artykuł mój, przedrukowany przez pewien dziennik szkocki, wywołał miłą polemikę pomiędzy tym dziennikiem a sykofantami księżny Sutherland.
  999. Zajmujące szczegóły w sprawie tego handlu rybnego można znaleźć w książce p. Dawida Urquharta: „Portfolio, New Series“. N a ssau W. Senior w swem cytowanem już dziele pośmiertnem „Journals, conyersations and essays relating to Ireland. London 1868“, nazywa „postępowanie w Sutherlandshire jednym z najbardziej dobroczynnych clearing‘ów za ludzkiej pamięci“.
  1000. „Deer forests“ (knieje) Szkocji są lasami bez drzew. Z nagich gór spędza się stada owiec, napędza się jelenie, i to zowie się „deer forest“. A więc ani mowy o zalesianiu.
  1001. Robert Somers: „Letters from the Highland; or the famine of 1847, Lond. 1848“. 12—28 passim. Listy te zjawiły się początkowo w „Times“. Rzecz oczywista, że ekonomiści angielscy przypisywali głód wśród Gaelów w r. 1847 — przeludnieniu. To jest pewne, że Gaelowie „cisnęli“ na swe środki żywności. W Niemczech owo „clearing of estates, czyli, jak tam się nazywało „Bauernlegen“ [rugowanie chłopów] wystąpiło ze szczególną siłą. po wojnie trzydziestoletniej, jeszcze zaś w r. 1790 wywoływało powstania chłopskie w Saksonji Elektoralnej. Występowało szczególnie na wschodzie Niemiec. W większej części prowincyj pruskich dopiero Fryderyk II zabezpieczył chłopu prawo własności. Po podboju Śląska zmusił on właścicieli ziemskich do odbudowy chłopskich chat, stodół i t. d. i do dostarczenia gospodarstwom chłopskim bydła i sprzętu. Potrzebni mu byli rekruci do wojska i płatnicy podatków dla napełnienia skarbu. Zresztą, jak miły żywot wiódł chłop za Fryderyka, dzięki jego haniebnej gospodarce skarbowej i jego systemowi rządów, będącemu mieszaniną samowładztwa, biurokracji 1 feodalizmu, — o tem świadczy następujący ustęp z dzieła jego wielbiciela, Mirabeau: „Len jest więc jednem z głównych bogactw rolnika Niemiec północnych. Na nieszczęście dla rodzaju ludzkiego, jest on tylko ochroną przed nędzą, a nie podstawą dobrobytu.. Podatki bezpośrednie, odrabianie pańszczyzny i służebności wszelkiego rodzaju dławią rolnika niemieckiego, który w dodatku przy każdym zakupie opłaca podatek bezpośredni... nadomiar złego, nie śmie on sprzedawać swych wytworów gdzie i jak chce, nie śmie też kupować, co mu potrzeba^ u kupców, którzy najtaniej mogliby mu sprzedać. Wszystkie te przyczyny rujnują go niepoątrzeżenie; nie mógłby nawet uiscic na termin podatków) bezpośrednich, gdyby nie przędzenie, które staje się dla niego źródłem dodatkowem, dostarczając zajęcia jego żonie, jego dzieciom, jego czeladzi, jego parobkom i jemu samemu. Lecz jakże nędzny jest jego żywot pomimo tej pomocy! Latem pracuje jak galernik w czasie orki i żniwa; aby podołać pracy, kładzie się spać o 9-ej, wstaje o 2-ej; zimą powinienby dłużej odpoczywać dla nabrania sil, lecz zabrakłoby mu ziarna na chleb i na posiew, gdyby się pozbył zapasów dla zapłacenia podatków. Musi więc prząść„ aby wypełnić tę lukę..., trzeba się temu poświęcić z całą pilnością. A więc wieśniak kładzie się zimą o 12-ej lub i-ej w nocy, a wstaje o j-ej lub 6-ej, albo też kładzie się o 9-ej a wstaje o 2-ej. I tak pracuje dzień za dniem przez całe życie, z wyjątkiem niedziel. Ten nadmiar czuwania i przepracowanie zużywają, organizm ludzki, to też mężczyźni i kobiety o wiele wcześniej starzeją się na wsi niż w mieście. (Mirabeau: „De la monarchie prussienne, Lond. 1788“, tom III, str. 212 i nast.).
    Dodatek do 2-go wydania. W kwietniu 1866 r., w 18 lat po ogłoszeniu cytowanej powyżej rozprawy Roberta Somers‘a, prof. Leone Levi wygłosił odczyt w „Society of Arts“ o przekształceniu pastwisk w knieje. W odczycie tym opisał on w następujący sposób postęp opustoszenia górskich okolic Szkocji: „Rugowanie ludności i zamiana pól w pastwiska były najdogodniejszym sposobem pobierania dochodu bez ponoszenia kosztów... Zamiana pastwiska w knieję stała się rzeczą zwykłą w okolicach górskich. Owce zostają wyparte przez zwierzynę, podobnie jak niegdyś wypędzano ludzi, aby zrobić miejsce dla owiec... W Forfarshire można przejść z dóbr hr. Dalhousie do posiadłości John o‘ Groat’a, nie wychodząc z lasów.... W wielu lasach spotyka się pospolicie lisy, dzikie koty, kuny, tchórze, łasice i zające alpejskie. Od niedawna dołączyły się do nich króliki, wiewiórki i szczury. Olbrzymie połacie ziemi, które w statystyce Szkocji niedawno jeszcze zaliczały się do najrozleglejszych i najbujniejszych pastwisk, dziś leżą odłogiem i służą jedynie dla myśliwskiej rozrywki niewielu osób, a i to trwa tylko przez niewielką część roku“.
    Londyński „Economist“ pisze pod datą 2 czerwca 1866: „Pewne pismo szkockie z ubiegłego tygodnia podaje wśród innych nowin: „Przekształcono w knieję jeden z najlepszych folwarków: owczarskich w Sutherladshire! Za folwark ten niedawno, z okazji wygaśnięcia kontraktu, ofiarowywano 1200 f. szt. rocznego czynszu“. Instynkty feodalne są dziś równie żywe, jak podówczas, gdy zaborca normandzki... burzył 36 wiosek, aby na ich miejscu posadzić New Forest [Nowy Las]..4 Dwa miljony akrów, w tem niektóre z najżyźniejszych okolic Szkocji leżą odłogiem. Dziko rosnąca trawa w Glen Tilt uchodziła za najlepszą paszę w hrabstwie Perth. Las w Bert Aulder był bezwzględnie najlepszem pastwiskiem w rozległym okręgu Badenoch. Część lasu Black Mount była najlepszem w Szkocji pastwiskiem dla czarnych owiec. O rozległości gruntów, zamienianych na pustkowia gwoli amatorom polowania, świadczy już to jedno, że zajmują one obszar o wiele większy, niż całe hrabstwo Perth. Stratę, którą wyrządziło krajowi to gwałtowne niszczenie źródeł jego produkcji, możemy ocenić, gdy uwzględnimy, że grunt puszczy Ben Aulder, stanowiącej zaledwie %o terenów myśliwskich Szkocji, mógłby wyżywić 15.000 owiec... Cały ten obszar myśliwski jest zupełnie nieprodukcyjny.... równie dobrze jakgdyby go pochłonęło morze Północne. Mocna dłoń ustawodawcy powinna położyć koniec temu samowolnemu stwarzaniu puszcz i pustyń“.
  1002. Autor „Essay on trade etc., 1770“ czyni następującą uwagę: „Za panowania Edwarda VI Anglicy, jak się zdaje, wzięli się istotnie z całą powagą do popierania rękodzieł i dostarczania pracy ubogim. Świadczy o tem znakomity statut, który stanowi, że wszyscy włóczędzy mają być napiętnowani i t. d. („An essay on trade and commerce. London 1770“, str. 8).
  1003. Tomasz Morus powiada w swej „Utopji“: „Tak to bywa, że chciwy i nienasycony żarłok, będący istną plagą swej okolicy, może zagarnąć tysiące akrów gruntu i ogrodzić je płotem lub parkanem, albo też dopóty nękać i szykanować ich właścicieli, dopóki nie zmusi ich, by mu wszystko sprzedali. Tym czy innym sposobem, podstępem czy przymusem, zostają om wysiedleni — ci wszyscy prości, ubodzy, słabi ludzie! Mężczyźni i kobiety, mężowie i żony, sieroty i wdowy, nieszczęsne matki z niemowlętami, całe te gospodarstwa ubogie w środki, lecz liczące wiele osób, boć rolnictwo wymaga wielu rąk do pracy, wynoszą się — powiadam — ze znanych sobie, z rodzinnych swych okolic, lecz nie znajdują spokojnego schronienia. Wyprzedaż gratów domowych, pomimo ich małej wartości, w innych okolicznościach przyniosłaby im jaką taką ulgę, ale nagle wyrzuceni na bruk, muszą wyzbywać się ich za bezcen. A gdy już w wędrówce swej wysupłali ostatniego szeląga, to cóż innego mogą uczynic, niż kraść? A wtedy, dalibóg, wieszają ich, według najformalniejszych ustaw prawnych! Albo — niż żebrać? A wtedy wtrącają ich do więzienia za włóczęgostwo, jako że się wałęsają i nie pracują, oni, których nikt do pracy przyiąć nie chce, choęby najgoręcej dopominali się o to!“ Z pomiędzy tych biednych tułaczy, o których Tomasz, ’ Morus mówi, że ich przymuszano do złodziejstwa, „za panowania Henryka VIII stracono 72.000 za duże i małe kradzieże“. (H o “ i ns he d: „Description of England“, t. I, str. 186). Za czasów Elżbiety „włóczęgów wieszano rzędami, gdyż nie mijał rok bez tego, aby 300 lub 400 nie zawisło na stryczku w tej lub innej okolicy kraju“ (Strype: „Annals of the information and establishment of religion and other various occurences in the Church of Englad during Queens Elisabeth‘s happy reign, 2nd ed. 1725“, tom II). Według tegoż Strype‘a w Somersetshire w ciągu jednego tylko roku stracono 40 osób, napiętnowano 35, wychłostano 37, a 183 „niepoprawnych hultajów“ uwolniono. Jednakowoż, powiada ten! przyjaciel ludzkości, ta wielka liczba oskarżonych nie obejmuje nawet 1/5 rzeczywistych przestępców, a to dzięki pobłażaniu sędziów pokoju i niedorzecznemu współczuciu ludu. Do tego dodaje on jeszcze, że inne hrabstwa w Anglji nie były w lepszem położeniu niż Somersetshire, a wiele z nich było nawet w położeniu gorszem.
  1004. „Ilekroć ustawodawstwo bierze się do rozstrzygania sporów między majstrami a ich robotnikami, zawsze jego doradcami są majstrowie“ — powiada A. Smith. „L'esprit des lois c‘est la propriéte“ [„Duch praw — to własność“] — powiada Linguet.
  1005. „Sophisms of free trade, by a Barrister. London 1850“, str. 53. Dodaje on jeszcze złośliwie: „Byliśmy dość chętni do ujmowania się za przedsiębiorcą. Czyż nic nie można uczynić dla pracownika?“
  1006. Pewien ustęp w statucie 2 c. 6 Jakóba I wskazuje na to, że nie którzy majstrowie sukiennicy nie wahali się dyktować płac we własnych war sztatach, występując w urzędowym charakterze sędziów pokoju. W Niemczech zwłaszcza po wojnie trzydziestoletniej, częste były dekrety przeciw zwyżkom płacy roboczej. „Właściciele dóbr wyludnionych silnie odczuwali brak służby i robotnika. Wieśniakom zabraniano wynajmować mieszkania samotnym mężczyznom i kobietom; o takich mieszkańcach nakazane było donosie władzy, która pakowała ich do więzienia, jeżeli nie chcieli najmować się do służby, chociażby nawet utrzymywali się z innego zajęcia, naprzykład choćby pracowali w polu u chłopów na dniówkę, albo nawet trudnili się handlem pieniężnym lub zbożowym (Kaiserliche Privilegien und Sanctiones fuer Schlesien I, 25). Przez całe stulecie w dekretach książąt panujących powtarzają się gorzkie utyskiwania na hołotę krnąbrną i niepoprawną, która nie chce się godzić na twarde warunki ani zadowalać się prawnie przepisaną płacą; wzbraniano też poszczególnym właścicielom płacić więcej, niż wynosiła taksa, wyznaczona przez Stany prowincjonalne. A jednak warunki bytu służby folwarcznej były po wojnie niekiedy lepsze, niż w sto lat później. Jeszcze w r. 1652 służba na Śląsku otrzymuje mięso dwa razy na tydzień; natomiast jeszcze w naszem stuleciu tam właśnie były okolice, gdzie otrzymywała je tylko trzy razy do roku. Również płaca dzienna po wojnie była wyższa, niż w następnych stuleciach (G. Freitag).
  1007. Zniesione w r. 1875, por. str. 435. K.
  1008. Artykuł I tej ustawy głosi: „Wobec tego, że zniesienie wszelkich rodzajów korporacyj tego samego stanu i tego samego zawodu należy do podstawowych zasad konstytucji francuskiej, zabrania się je przywracać pod jakimkolwiek pozorem i pod jakąkolwiek postacią“. Artykuł IV głosi, że „gdyby obywatele, zatrudnieni w tym samym zawodzie, sztuce lub rzemiośle, powzięli uchwały lub zawarli pomiędzy sobą umowy, zmierzające ku solidarnej odmowie, albo też ku podejmowaniu się czynności swego przemysłu lub swej pracy wyłącznie po umówionej cenie, takowe uchwały i umowy.... będą uznane za.niekonstytucyjne, oraz za zagrażające deklaracji praw człowieka i obywatela i t. d.“ — czyli za zbrodnię stanu, zupełnie jak w dawnych ustawach robotniczych („Revolutions de Paris. Paris 1791“, tom III, str. 523).
  1009. „Révolutions de France“, n. LXXVII.
  1010. Buchéz et Roux: „Histoire parlementaire“, tom X, str. 193—195.
  1011. Harrison, w swej „Description of England“ powiada: „Choć każde 4 f. szt. dawnego czynszu urosły może do 40, to jednak dzierżawca uważa, że zrobił zły interes, jeżeli po wygaśnięciu kontraktu nie odłożył sumy, równej 6 lub 7 letniemu czynszowi, czyli 50 lub 100 f. szt.“
  1012. O wpływie dewaluacji pieniądza na różne klasy społeczne w 16-ym wieku patrz: „A compendious or briefe examination of certayne ordinary complaints of diverse of our countrymen in these our days. By W. S. Gentleman. London 1581“. Forma dialogu, nadana tej rozprawie, przyczyniła się do tego, że przez czas długi przypisywano ją Szekspirowi i jeszcze w r. 1751 wydano ją pod jego imieniem. Naprawdę zaś autorem jej był William Staftord.
    W pewnym ustępie tej rozprawy Szlachcic (Knight) rozumuje, jak poniżej
    Szlachcic: „Wy, mój sąsiedzie, gospodarzu, wy, panie kupcze, wy, zacny kotlarzu, i inni rzemieślnicy — możecie łacno strzec swych interesów. Gdyż o ile wszystkie rzeczy kosztują teraz drożej, o tyleż podnosicie cenę swych towarów i robót, które sprzedajecie. Ale my nic nie sprzedajemy, czego cenę moglibyśmy podnieść, odbijając sobie podrożenie tych rzeczy, które musimy kupować“. Gdzieindziej Szlachcic pyta Doktora: „Proszę, niech Pan powie, kogo Pan ma na myśli. A przedewszystkiem któż, zdaniem Pana, nie poniósł stąd żadnych strat?“ — Doktór: „Mam na myśli wszystkich tych, którzy żyją z kupna i sprzedaży, gdyż o ile drożej kupują, o tyle drożej sprzedają“. — Szlachcic: A któż są ci, którzy zdaniem Pana ciągną stąd zyski? — Doktór — No, oczywiście ci, którzy gospodarzą na wydzierżawionych folwarkach lub zagrodach, gdyż płacą według dawnej stopy, a sprzedają według nowej; to znaczy za ziemię płacą bardzo tanio, a sprzedają wszystko, co na niej rośnie, drogo....“ — Szlachcic: A któż są ci, którzy zdaniem Pana ponoszą większe straty, niż tamci ciągną zyski? — Doktór: Są to wszyscy panowie, szlachta, i wszyscy inni, którzy żyją z określonej renty lub pensji, czyli którzy sami nie gospodarzą na swej roli, ani nie trudnią się kupnem i sprzedażą“.
  1013. We Francji „regisseur“, czyli rządca i poborca danin należnych panu feodalnemu w epoce wczesnego średniowiecza staje się niebawem „homme d‘affaires“ [człowiekiem interesów], który dzięki zdzierstwu i oszustwom przedzierzga się w kapitalistę. Nieraz i wielcy panowie bywają „regisseur‘ami“. Naprzykład: „Oto rachunek, który pan Jacques de Thoraine, rycerz i kasztelan na Besançon, składa Wielmożnemu Panu, który w Dijon prowadzi rachunki Jaśnie Wielmożnego Pana księcia i hrabiego Burgundji, z rent przypadających tej kasztelanji, od dnia 25 grudnia 1359 roku do dnia 28 grudnia 1360 roku“ (Alexis Monteil: „Histoire des materiaux manuscrits etc.“, str. 244). Widać już tu, jak we wszystkich dziedzinach życia społecznego lwia część przypada pośrednikowi. Naprzykład w dziedzinie ekonomicznej śmietankę zysków zagarniają finansiści, giełdziarze, kupcy i kramikarze; w prawie cywilnem adwokat skubie strony; w polityce poseł znaczy więcej od wyborcy, minister — od władcy; w religji Bóg schodzi na drugi plan wobec swego „zastępcy“, a ten wobec klechów, którzy są nieodzownymi pośrednikami pomiędzy Dobrym Pasterzem a jego Owczarnią. We Francji, podobnie jak w Anglji, wielkie dobra feodalne były rozdrobnione na mnóstwo małych gospodarstw, ale położenie ludu wiejskiego było nierównie gorsze. W 14-ym wieku zjawiają się dzierżawy, pod nazwą „fermes“ lub „terriers“. Liczba ich wciąż wzrasta, aż o wiele przeniosła setkę tysięcy. Opłacają czynsz zmienny, wynoszący od 1/12 do 1/5 plonu, w pieniądzach lub w naturze. Terriers bywały lennami, podlennami i t. d. (fiefs, arrière-fiefs), zależnie od wartości i wielkości gospodarstwa, przyczem niektóre liczyły tylko po parę arpents [mórg], Wszyscy ci dzierżawcy mieli nad poddanymi prawo sądu tego lub innego stopnia; stopni zaś było cztery. Można sobie wyobrazić ucisk ludu pod tylu tyranami. Monteil powiada, że było wtedy we Francji 160.000 sądów, gdy dziś wystarcza 4.000 trybunałów (razem z sądami pokoju).
  1014. W swych „Notions de philosophie naturelle. Paris 1838“.
  1015. Sir James Steuart podkreśla to z naciskiem.
  1016. Dosłownie: dla króla pruskiego. Jest to gra wyrazów, bo choć istotnie mowa o królu pruskim, to jednak po francusku wyrażenie „pour le roi de Prusse“ znaczy także „dla cudzej korzyści“. Tł.
  1017. Kapitalista mówi: „Zgadzam się uczynić wam ten zaszczyt, abyście mi służyli, lecz pod warunkiem, iż za trud rozkazywania wam oddacie mi tę resztę, co wam pozostaje“ (J. J. Rousseau: „Discours sur l‘économie politique, Geneve 1765“).
  1018. Mirabeau: „De la Monarchie Prussienne. London 1788“, tom III, str. 20—109, passim.
  1019. Zdanie opuszczone w wydaniu Kautsky‘ego. Tł.
  1020. W wyd. Kautsky‘ego błędnie: chłop.
  1021. „Gdy rodzina robotnicza swą własną pracą, w przerwach pomiędzy innemi pracami, pomału przekształca 20 funtów wełny w odzież, którą przez rok cały nosi — to się nie rzuca w oczy. Ale zanieście tę wełnę na rynek, poślijcie ją do fabryki, stamtąd do hurtownika, a od niego do kupca detalicznego, a otrzymacie wielkie operacje handlowe, których łączny obrót przewyższy dwudziestokrotnie wartość ich przedmiotu.... Klasa pracująca jest więc zmuszona utrzymywać nędznie żyjącą warstwę robotników fabrycznych, pasorzytniczą warstwę kramarzy, oraz cały system handlowy, monetarny i finansowy, oparty na fikcji“. (David Urquhart: „Familiar words. London 1855“, str. 210).
  1022. „Wyjątek stanowi okres Cromwella. Dopóki trwała rzeczpospolita, wszystkie warstwy angielskich mas ludowych podnosiły się z upadku, w którym były pogrążone za Tudorów.
  1023. Tuckett wie, że wielki przemysł wełniany wyrósł z właściwych rękodzielni i z upadku wiejskiego, czyli domowego rękodzielnictwa wraz z wprowadzeniem maszyn. (Tuckett: „A history of the past and present State of the labouring population. London 1846“). „Pług i jarzmo były wynalazkiem bogów, a zajęciem bohaterów; czyżby krosno, wrzeciono i kołowrotek były mniej szlachetnego pochodzenia? Oddzielacie kołowrotek od pługa, wrzeciono od jarzma, i otrzymujecie fabryki i domy ubogich, kredyt i kryzysy, — dwa wrogie narody; rolniczy i kupiecki“ (David Urquhart: „Familiar words, London 1855“, str. 122). Lecz oto zjawia się Carey i oskarża nie bez racji Anglję, że stara się ona przekształcić każdy inny lud tylko w rolniczy i być jego fabrykantką. Twierdzi on, że w ten sposób została zrujnowana Turcja, ponieważ Anglja „nigdy nie dopuszczała do tego, aby właściciele i oracze gruntu mogli się wzmocnić naturalnem przymierzem pomiędzy pługiem a krosnem, pomiędzy młotem a broną“ („The Slave trade“, str. 125). Według niego sam Urquhart przyczynił się wydatnie do upadku Turcji, gdyż w interesie Anglji prowadził tam propagandę wolnego handlu. Najlepsze zaś jest to, że Carey, nawiasem mówiąc, wielki poplecznik Rosji, chce zapomocą systemu ceł ochronnych powstrzymać ów proces rozdziału, który właśnie cła przyśpieszają.
  1024. Angielscy ekonomiści — filantropowie, jak Mill, Rogers, Godwin, Smith, Fawcett i t. d., oraz liberalni fabrykanci, jak John Bright i spółka, zapytują groźnie obszarników angielskich — jak Bóg Kaina o brata jego, Abla: cóżeście uczynili z tysiącami „freeholders“ [chłopów samodzielnych]? Ale skądżeście się sami wzięli, jeżeli nie z upadku owych „freeholders“? I dlaczegóż nie pytacie również, gdzie się podziali niezależni przędzarze, tkacze, rzemieślnicy?
  1025. „Przemysłowy“ tutaj w przeciwieństwie do „rolniczego. W sensie „kategorycznym“ dzierżawca jest kapitalistą przemysłowym równie dobrze jak fabrykant.
  1026. „The natural and artificial rights of property contrasted, London 1832“, str. 98, 99. Autorem tej bezimiennej rozprawy jest Th. Hodgskin.
  1027. Nawet jeszcze w r. 1794 drobni sukiennicy z Leeds wysłali do parlamentu deputację z petycją, aby wydano ustawę nie pozwalającą żadnemu kupcowi zostać fabrykantem. (Dr. Aikin: „Description of the country from thirty to fourty miles round Manchester, London 1795“).
  1028. William Howitt: „Colonisation and Christianity. A popular history of the treatment of the natives by the Europeans in all their colonies. London 1838“, str. 9. W sprawie traktowania niewolników dobre zestawienie znajduje się u Charles‘a Comte‘a: „Traité de la legislation, 3-me éd. Bruxelles 1837“. Warto poznać tę sprawę szczegółowo, aby przekonać się, na co burżua zdolen jest wykierować samego siebie oraz co zdolny jest uczynić z robotnika tam, gdzie bez przeszkód może kształtować świat na obraz i podobieństwo swoje.
  1029. Thomas Stamford Raffles, late Lieut. Gov. of that island: „Java and its dependencies. London 1817“.
  1030. W roku 1866 w jednej tylko prowincji Orissa zmarło z głodu zgórą miljon Hindusów. Niemniej jednak starano się zbogacić indyjski skarb państwa, sprzedając żywność głodnym po wysokich cenach.
  1031. William Cobbet czyni uwagę, że wszystkie instytucje publiczne w Anglji nazywają się „królewskiemi“, natomiast dług patowa zowie się „narodowym“ (national debt).
  1032. „Gdyby Tatarzy dziś najechali Europę, nie łatwo moglibyśmy im wytłumaczyć, czem jest wśród nas finansista“ (Montesquieu: „Esprit des lois, éd. Londres 1769“, tom IV, str. 33).
  1033. Mirabeau: „De la Monarchie Prusienne, Londres 1788“, tom VI, str. 101.
  1034. Eden: „The State of the poor“, ks. II, rozdz. 1, str. 421.
  1035. John Fielden: „The curse of the factory system, London 1836“, str. 5, 6. W sprawie bezeceństw, popełnianych przy powstaniu przemysłu fabrycznego, porównaj: Dr. Aikin: „Description of the country from thirty to forty miles round Manchester, London 1795“> str. 219, oraz Gisborne: „Enquiry into the duties of men, 1795“, tom II. — Ponieważ maszyna parowa przeniosła fabryki z nad wodospadów wiejskich do śródmieścia, więc „wstrzemięźliwy“ dorobkiewicz znajdował już dziatwę pod ręką bez przymusowych dostaw niewolników z domów roboczych. Gdy Sir R. Peel, ojciec ministra „of plausibility“ [dobrych obyczajów] przedstawił Izbie, w r. 1815 swój projekt ustawy o ochronie dzieci, to Francis Horner, luminarz „Bullion — Committee“ [komitetu dla zapasu metali szlachetnych] i intymny przyjaciel Ricarda, oświadczył w Izbie Gmin: „Jest rzeczą powszechnie znaną, że wraz z aktywami pewnego bankruta wystawiono publicznie na licytację i sprzedano bandę (jeśli się wyrazić wolno) dzieci, jako część jego mienia. Przed dwoma laty King‘s Bench (wyższy sąd królewski) sądził wypadek ohydny. Chodziło o pewną liczbę chłopców, których pewna parafja londyńska przekazała pewnemu fabrykantowi, który znów oddał ich innemu, aż wreszcie paru filantropów odnalazło ich w stanie zupełnego wygłodzenia (absolute famine). Inny, jeszcze ohydniejszy wypadek doszedł do mej świadomości, gdym był członkiem parlamentarnej komisji śledczej. Przed niewielu laty jedna z paraf 15 londyńskich i pewien fabrykant z Lancashire zawarli umowę, której mocą zobowiązywał się on przyjmować przy kupowaniu dzieci jednego idjotę na każdych dwadzieścioro dzieci zdrowych“.
  1036. W roku 1790 w Zachodnich Indjach angielskich na 1 człowieka wolnego przypadało 10 niewolników, we francuskich — 14, a w holenderskich — 23 (Henry Brougham: „An inquiry into the colonial policy of the european powers. Edinburgh 1803“, tom II, str. 74).
  1037. Wyrażenie „labouring poor“ [ubodzy pracujący] zjawia się w ustawach angielskich z chwilą, gdy klasa robotników najemnych zaczyna już zwracać na siebie uwagę. „Labouring poor“ przeciwstawiani byli z jednej strony „idle poor“ [ubogim próżnującym], t. j. żebrakom i t. d., a z drugiej strony robotnikom, jeszcze nieoskubanym, jak kury, jeszcze będącym właścicielami środków swej pracy. Wyrażenie „labouring poor“ przeszło z ustawodawstwa do ekonomji, za sprawą Culpepera, J. Childa i innych, i utrzymało się w niej aż Ho czasów A. Smitha i Edena. Z tego już sądzić możemy o dobrej wierze Edmunda Burkę a, owego „execrable political cantmonger“ [wstrętnego politycznego frazesowicza], który wyrażenie „labouring poor“ ogłasza za „execrable political cant [wstrętny frazes polityczny]. Ten fagas prasowy, który, biorąc żołd od angielskiej oligarchji, udawał romantyka wobec Rewolucji Francuskiej, poprzednio zaś, pozostając na żołdzie kolonij Półn. Ameryki na początku zamieszek amerykańskich odgrywał rolę liberała wobec burżuazji angielskiej — był nawskroś pospolitym burżujem. „Prawa handlu są prawami natury, a więc prawami Boga“ (E. Burke: „Thoughts and details on scarcity. Ed. London 1800“, str. 31, 32). Nie dziwota więc, że wierny prawom Boga i natury, Burkę sam sprzedawał się zawsze więcej dającemu! W pismach wielebnego Tuckera — Tucker był klechą i torysem, ale pozatem przyzwoitym człowiekiem i zdolnym ekonomistą — znajdujemy wyborną charakterystykę tego Edmunda Burke‘a z jego liberalnego okresu. Wobec haniebnego serwilizmu, który dziś panuje i wierzy wiernopoddanczo w „niezłomne prawa handlu“, jest naszym obowiązkiem ciągłe i niezmordowane piętnowanie takich Burke‘ów, którzy od swych następców odróżniają się tylko jedną rzeczą, a mianowicie — talentem!
  1038. Marie Augier: „Du crédit public“.
  1039. „Kapitał“ — jak twierdzi „Quarterly Reviewer“ — „unika wrzawy i sporów, gdyż jest natury lękliwej. Jest to bardzo słuszne, ale to jeszcze niecała prawda. Kapitał nie znosi braku zysków, lub bardzo małych zysków, jak natura nie znosi próżni. Gdy zysk jest odpowiedni, kapitał staje się śmiały. Przy pewnych 10% można go wszędzie zastosować; przy 20% ożywia się; przy 50% stanowczo staje się zuchwalcem; za 100% gotów jest podeptać wszelkie prawa ludzkie; przy 300% zaryzykuje wszelką zbrodnię, ba, nawet niebezpieczeństwo szubienicy. Ilekroć wrzawa i spory mogą przynieść zyski, kapitał ie popiera. Dowodem: kontrabanda i handel niewolnikami“ (P. J. Dunning: „Trade unions and strikes. London 1860“, str. 36.).
  1040. „Żyjemy w całkiem nowych stosunkach społecznych.... dążymy do tego, by oddzielić wszelki rodzaj własności od wszelkiego rodzaju pracy“ (Sismondi: „Nouveaux principes de l‘économie politique“, tom II, str. 434).
  1041. „Postęp przemysłowy, którego burżuazja jest nosicielką bezwiedną i bezwolną, sprawia, że odosobnianie robotników przez konkurencję ustępuje miejsca rewolucyjnemu jednoczeniu ich przez zrzeszenie. Z rozwojem wielkiego przemysłu usuwa się więc z pod stóp burżuazji sama podstawa, na której ona wytwarza i przywłaszcza sobie wytwory. A więc wytwarza ona przedewszystkiem swych własnych grabarzy. Upadek jej i zwycięstwo proletarjatu są jednakowo nieuniknione... Ze wszystkich klas, które stoją dziś wobec burżuazji, tylko proletarjat jest klasą rzeczywiście rewolucyjną. Pozostałe klasy upadają i giną wraz z rozwojem wielkiego przemysłu, proletarjat jest jego najwłaśniejszym tworem... Warstwy średnie, drobny przemysłowiec, drobny kupiec, rzemieślnik, chłop — wszystkie one zwalczają burżuazję, aby uchronić od zguby swe istnienie, jako warstw średnich.... są one reakcyjne, gdyż usiłują zawrócić wstecz koło historji“ (Karl Marx und F. Engels: „Manifest der Kommunistischen Partei. London, 1847“, str. 11, 9, przekład polski, Warszawa, r. 1907, str. 11, 10).
  1042. „W wyd. franc. następują wyrazy: „to znaczy wywłaszczania robotników“ — Tł.
  1043. Mowa o istotnych kolonjach, czyli o gruncie dziewiczym, kolonizowanym przez wolnych osadników. Stany Zjednoczone są wciąż jeszcze, w sensie ekonomicznym, kolonją Europy. Zresztą można tu zaliczyć i te stare kraje plantatorskie, gdzie zniesienie niewolnictwa dokonało całkowitego przewrotu w stosunkach.
  1044. Nieliczne u Wakefielda rzuty światła na istotę samych kolonij byty już w całości wygłaszane przez Mirabeau ojca, fizjokratę, a jeszcze o wiele wcześniej przez ekonomistów angielskich.
  1045. Później system ten staje się czasową koniecznością międzynarodowej walki konkurencyjnej. Zresztą jakiekolwiek są jego motywy, następstwa pozostają te same.
  1046. „Murzyn jest Murzynem. Dopiero w określonych stosunkach staje się niewolnikiem. Maszyna do przędzenia bawełny jest maszyną przędzalniczą. Dopiero w określonych stosunkach staje się kapitałem. W oderwaniu od tych stosunków nie jest ona kapitałem, równie dobrze jak złoto samo przez się nie jest pieniądzem, lub cukier ceną cukru... Kapitał jest społecznym stosunkiem produkcji. Jest historycznym stosunkiem produkcji“ (Karl Marx: „Lohnarbeit und Kapitał“ w „Neue Rheinische Zeitung“ Nr. 266 z 7 kwietnia 1849 r. Nowe wydanie niemieckie: Berlin 1907 r., str. 24, 25, przekład polski, Warszawa 1920, str. 14.)
  1047. E. G. Wakefield: „England and America. London 1833“, tom II, str. 33.
  1048. Tamże, tom I. str. 17, 18.
  1049. Tamże, str. 18.
  1050. Tamże, str. 42, 43, 44.
  1051. Tamże, tom II, str. 5.
  1052. „Ażeby ziemia mogła zostać terenem kolonizacji, musi nietylko być nieuprawna, lecz ponadto musi stanowić własność publiczną, która może być zamieniana we własność prywatną“. (Tamże, tom II, str. 125).
  1053. Tamże, tom I, str. 247.
  1054. Tamże, str. 21, 22.
  1055. Tamże, tom II, str. 116.
  1056. Tamże, tom I, str. 131.
  1057. Tamże, tom II, str. 5.
  1058. Merivale: „Lectures on colonization and colonies. London 1841 tom II, str. 235 — 314 passim. Nawet łagodny, wolnohandlowy ekonomista wulgarny, Molinari, powiada: „W kolonjach, gdzie zniesiono niewolnictwo, a nie zastąpiono pracy przymusowej odpowiednią ilością pracy wolnej, dało się zauważyć) zjawisko przeciwne temu, które dzień w dzień rozgrywa się przed naszemi oczyma. Widzieliśmy, jak prości robotnicy ze swej strony wyzyskują przedsiębiorców przemysłowych, jak domagają się od nich płac, nie pozostających w żadnym stosunku do słusznego udziału, jaki przypadałby im w wytworze. Plantatorzy, nie będąc w stanie osiągnąć za swój cukier takiej ceny, któraby mogła pokryć zwyżkę płac, zmuszeni byli zwyżkę tę pokrywać najpierw ze swych zysków, potem z samych kapitałów. Mnóstwo plantatorów zostało w ten sposób wręcz zrujnowanych, inni zaś pozamykali swe warsztaty, aby uniknąć zagrażającej ruiny... Bezwątpienia, niechaj giną raczej nagromadzone kapitały, niżby ginąć miały pokolenia ludzkie, (Co za wspaniałomyślność, zacny panie Molinari!) ale czyż nie byłoby najlepiej, gdyby nie ginęły ani jedne ani drugie?“ (Molinari: „Etudes économiques, Paris 1846“, str. 51, 52). Panie Molinari, Panie Molinari! Cóż się stanie z tem Dziesięciorgiem Przykazań, z tym Pięcioksięgiem Mojżesza, z prawem popytu i podaży, skoro w Europie „entrepreneur“ [przedsiębiorca] robotnikowi, a w Indjach Zachodnich robotnik „entrepreneurowi“ będzie mógł obcinać jego „part legitime“ [słuszną cześć]? I cóż to wreszcie, jeśli łaska, za „part legitime“, której w Europie kapitalista robotnikowi, wedle pańskiego świadectwa, nie dopłaca? Bardzo korci pana Molinari‘ego, aby tam, w kolonjach, gdzie robotnicy są takimi „prostakami“, że „wyzyskują“ kapitalistów, nadać policyjnemi środkami właściwy bieg automatycznie zazwyczaj działającemu prawu popytu i podaży.
  1059. Wakefield, „England and America, London 1833“, tom II, str. 52.
  1060. Tamże, str. 191, 192.
  1061. Tamże, tom I, str. 47, 246.
  1062. „Twierdzicie, że dzięki przywłaszczeniu ziemi i kapitałów człowiek, mający jeno swą parę rąk, znajduje zajęcie i ma zeń dochód... wręcz — odwrotnie, dzięki indywidualnemu przywłaszczeniu ziemi znajdują się tacy, którzy nie mają nic prócz swych rąk... Gdy umieścicie człowieka w próżni, to pozbawiacie go powietrza. Tak właśnie czynicie, zagarniając ziemię... Umieszczacie go w próżni majątkowej, by mógł żyć jedynie zdany na waszą wolę“. (Colins: „L‘économie politique, source des révolutions et des utopies, pretendues socialistes. Paris 1857“, Tom III, str. 268—271, passim).
  1063. Wakefield: „England and America. London 1833“, tom II, str. 192.
  1064. Tamże, str. 45.
  1065. Zaledwie Australja stała się swym własnym ustawodawcą, natychmiast wydała oczywiście ustawy, przychylne dla osadników, ale roztrwonienie gruntów, już dokonane przez Anglję, stoi na zawadzie. „Pierwszym i głównym celem, ku któremu zmierza nowa ustawa ziemska z r. 1862, jest uprzystępnienie ludowi osadnictwa“ („The land law of Victoria by the hon. O. G. Duffy, minister of public lands. London 1862“).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karl Marx.