Kapitał. Księga pierwsza (1926-33)/Posłowie do drugiego wydania
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kapitał. Księga pierwsza |
Podtytuł | Krytyka ekonomji politycznej |
Redaktor | Jerzy Heryng, Mieczysław Kwiatkowski (red. tłum. pol.), Friedrich Engels, Karl Kautsky (red. oryg.) |
Wydawca | Spółdzielnia Księgarska Książka, Księgarnia i Wydawnictwo "Tom" |
Data wyd. | 1926-33 |
Druk | M. Arct, Warszawa Drukarnia „Monolit“, Warszawa |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jerzy Heryng, Mieczysław Kwiatkowski, Henryk Gustaw Lauer, Ludwik Selen |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Czytelnikom pierwszego wydania winien jestem przedewszystkiem wyjaśnienia co do zmian, wprowadzonych do drugiego wydania. Bardziej przejrzysty układ książki bije w oczy. Przypisy dodatkowe są wszędzie zaznaczone, jako przypisy do drugiego wydania. Co do samego tekstu najważniejsze jest:
W 1 ustępie I-go rozdziału wyprowadzenie wartości z analizy równań, w których wyraża się każda wartość wymienna, zostało dokonane z większą ścisłością naukową, podobnie jak i związek między istotą wartości a określeniem jej wielkości przez społecznie niezbędny czas pracy, zaznaczony tylko w pierwszem wydaniu, został tu szczegółowo wyłożony. Ustęp 3 rozdziału I-go (forma wartości) został całkowicie przerobiony, co było już podyktowane przez sam fakt podwójnego wykładu w pierwszem wydaniu. Zaznaczam mimochodem, że do tego podwójnego wykładu namówił mnie mój przyjaciel, Dr. L. Kugelman, w Hanowerze. Byłem u niego w gościnie wiosną r. 1867, gdy nadeszły pierwsze próbne odbitki z Hamburga, i przekonał mnie on, że dla ogromnej większości czytelników konieczna jest uzupełniająca, bardziej dydaktyczna analiza, formy wartości. Ostatni ustęp pierwszego rozdziału: „Fetyszyzm towaru i t. d.“ został w przeważnej części zmieniony. Rozdział III, ust. 1 (miernik wartości) został starannie przejrzany, gdyż ustęp ten w pierwszem wydaniu został potraktowany pobieżnie wskutek powołania się na analizę, dokonaną już w pracy: „Zur Kritik der politischen Ookonomie. Berlin 1859“. Rozdział VII, zwłaszcza w części 2, jest gruntownie przerobiony.
Byłoby bezużyteczne zatrzymywać się szczegółowo nad drobnemi zmianami w tekście, często tylko stylistycznemi. Rozsiane są one w całej książce. Jednak przy rewizji przekładu francuskiego, ukazującego się w Paryżu, znajduję teraz, że wiele części oryginału niemieckiego wymagałoby tu głębiej sięgającego przerobienia, ówdzie — większych poprawek stylistycznych, albo wreszcie staranniejszego usunięcia przypadkowych przeoczeń. Zbrakło na to czasu, gdyż dopiero na jesieni roku 1871, wśród innych pilnych prac otrzymałem wiadomość, że książka jest wyczerpana i że druk nowego wydania powinien się rozpocząć już w styczniu r. 1872.
Zrozumienie, z jakiem „Kapitał“ szybko spotkał się w szerokich kołach niemieckiej klasy robotniczej, — jest najlepszą nagrodą za moją pracę. Niejaki pan Mayer, fabrykant wiedeński, stojący na stanowisku ekonomji burżuazyjnej, wykazał doskonale w swej broszurce, ogłoszonej w czasie wojny niemiecko-francuskiej, że wybitny zmysł teoretyczny, uchodzący za dziedzictwo niemieckie, zanikł całkowicie śród tak zwanych wykształconych klas w Niemczech, a zato rozkwita na nowo śród niemieckiej klasy robotniczej.
Ekonomja polityczna była dotychczas w Niemczech nauką cudzoziemską. Gustaw von Guelich w swem dziele p. t. „Geschichtliche Darstellung des Handels, der Gewerbe u. s. w.“, zwłaszcza w dwóch pierwszych tomach, wydanych w roku 1830, wyłuszczył już przeważnie okoliczności historyczne, które powstrzymały u nas rozwój kapitalistycznego sposobu produkcji, a wskutek tego opóźniły i budowę nowoczesnego społeczeństwa burżuazyjnego. Brakło więc życiowej podstawy ekonomji politycznej. Importowano ją w postaci gotowego towaru z Anglji i z Francji. Jej niemieccy profesorowie pozostali uczniami. Teoretyczny wyraz obcej rzeczywistości przekształcił się w ich ręku w zbiór dogmatów, tłumaczonych przez nich w sensie otaczającego ich świata drobnomieszczańskiego, a więc tłumaczonych opacznie. Nie dające się całkiem zagłuszyć poczucie bezsilności naukowej i niemiłą świadomość, że trzeba być tylko bakałarzem w obcej faktycznie dziedzinie, usiłowano zamaskować blichtrem uczoności historyczno-literackiej lub domieszkami obcych materjałów, zapożyczonych z tak zwanych nauk kameralnych, tego bigosu różnych wiadomości, przez które, jak przez ogień czyśćcowy, musi przejść każdy obiecujący kandydat na biurokratę niemieckiego.
Poczynając od roku 1848, produkcja kapitalistyczna rozwinęła się w Niemczech szybko, a dziś przechodzi już nawet okres spekulacyjnego rozkwitu. Ale los wciąż nie był łaskawy dla naszych fachowych ekonomistów. Dopóki mogli oni zajmować się ekonomją polityczną bezstronnie, póty w rzeczywistości niemieckiej brakło nowoczesnych stosunków ekonomicznych. Skoro zaś stosunki te powołane zostały do życia, stało się to w takich warunkach, które nie pozwalają już na bezstronne studjowanie tych stosunków w obrębie widnokręgu burżuazyjnego. O ile ekonomja polityczna jest burżuazyjna, czyli rozpatruje ustrój kapitalistyczny nie jako historycznie przejściowy stopień rozwojowy, lecz, przeciwnie, jako absolutną i ostateczną postać produkcji społecznej, to może pozostać nauką tylko tak długo, dopóki walka klasowa pozostaje w stanie utajonym lub ujawnia się tylko w odosobnionych zjawiskach.
Weźmy Anglję. Jej ekonomja polityczna klasyczna przypada na okres nierozwiniętych walk klasowych. Jej ostatni wielki przedstawiciel, Ricardo, bierze już wreszcie świadomie za punkt wyjścia swych badań przeciwieństwo interesów klasowych, przeciwieństwo między płacą roboczą a zyskiem, między zyskiem a rentą gruntową, ujmując naiwnie to przeciwieństwo jako przyrodzone prawo społeczne. Ale wraz z tem burżuazyjna nauka dotarła w dziedzinie ekonomji do swych nieprzekraczalnych granic. Jeszcze za życia Ricarda i w przeciwieństwie do niego wystąpiła przeciw niej krytyka w osobie Sismondi’ego[1].
Okres następny, od r. 1820 do r. 1830, wyróżnia się w Anglji ożywieniem ruchu naukowego w dziedzinie ekonomji politycznej. Był to okres zarówno rozpowszechnienia i wulgaryzacji teorji ricardowskiej, jak jej walki ze starą szkolą. Odbywały się świetne turnieje. Wszystko, co zostało wówczas dokonane, jest mało znane na kontynencie europejskim, gdyż polemika była przeważnie rozproszona w artykułach czasopism, rozprawach okolicznościowych i pamfletach. Bezstronny charakter tej polemiki tłumaczy się ówczesnemi stosunkami — choć w niektórych wypadkach teorja ricardowska już nawet wówczas była używana jako oręż zaczepny przeciw gospodarce burżuazyjnej. Z jednej strony przemysł wielki wychodził dopiero z okresu dziecięcego, czego dowodem jest choćby to, że dopiero wraz z kryzysem z r. 1825 rozpoczyna on cykl perjodyczny swego nowoczesnego żywota. Z drugiej strony walka klasowa pomiędzy kapitałem i pracą, była jeszcze zepchnięta na plan dalszy: w polityce, — przez rozdźwięk między rządami i feodałami, skupionymi wokół Świętego Przymierza, a masami ludowemi, prowadzonemi przez burżuazję, w ekonomice zaś — przez swary między kapitałem przemysłowym a arystokratyczną własnością ziemską. Spór ten we Francji krył się za przeciwieństwem między drobną a wielką własnością ziemską, w Anglji zaś wybuchł jawnie od chwili wprowadzenia ustaw zbożowych. Angielska literatura ekonomiczna z tego okresu przypomina górny i chmurny okres ekonomji politycznej we Francji po śmierci D-ra Quesnay’a, ale tylko tak, jak babie lato przypomina wiosnę. W roku 1830 nastąpił kryzys, rozstrzygający raz na zawsze.
Burżuazja zdobyła władzę polityczną we Francji i w Anglji. Od tej chwili walka klasowa zaczęła przybierać w praktyce i w teorji coraz wyrazistsze, coraz groźniejsze formy. Wybiła godzina śmierci naukowej ekonomji burżuazyjnej. Chodziło teraz nie o to, czy to lub owo twierdzenie jest prawdziwe, lecz czy jest pożyteczne czy szkodliwe dla kapitału, dogodne czy niedogodne, czy jest prawomyślne czy też nie pod względem policyjnym. Miejsce bezinteresownego badania zajęły bójki płatnych pismaków, miejsce bezstronnej analizy naukowej zajęło nieczyste sumienie i zła wola apologetów. A przecież nawet pretensjonalne rozprawki, ciskane w świat przez Anti-Cornlawleague [Liga zwalczania ceł zbożowych] z fabrykantami Cobdenem i Brightem na czele, posiadały pewne znaczenie jeśli nie naukowe, to przynajmniej historyczne, dzięki swej polemice z arystokratyczną własnością ziemską. Ustawodawstwo wolnohandlowe, datujące od czasów Sir Roberta Peela, pozbawiło wulgarną ekonomję nawet tego ostatniego żądła.
Rewolucja kontynentalna z lat 1848-9 odbiła się również i na Anglji. Ludzie, mający jeszcze ambicje naukowe i pragnący być czemś więcej niźli zwykłymi sofistami i sykofantami [pochlebcami] klas panujących, usiłowali uzgodnić ekonomję polityczną z niedającemi się już dłużej ignorować żądaniami proletarjatu. Stąd bezduszny synkretyzm [poszukiwanie złotego środka między przeciwstawnemi poglądami], najlepiej reprezentowany przez Johna Stuarta Milla. Jest to ogłoszenie upadłości ekonomji „burżuazyjnej“, co po mistrzowsku oświetlił już wielki uczony rosyjski, N. Czernyszewski, w swem dziele „Zarysy ekonomji politycznej według Milla“.
A więc w Niemczech kapitalistyczny tryb produkcji dojrzał w okresie, gdy jego charakter antagonistyczny [oparty na sprzecznościach] ujawnił się już we Francji i w Anglji w rozgłośnych walkach historycznych, przyczem proletarjat niemiecki posiadał już znacznie wyraźniejszą teoretyczną, świadomość klasową, niż burżuazja niemiecka. W chwili więc, gdy zdawało się, że burżuazyjna nauka ekonomji politycznej staje się w Niemczech możliwa, stała się ona znów niemożliwością.
W tych warunkach jej rzecznicy podzielili się na dwa obozy. Jedni, ludzie mądrzy, obrotni, praktyczni, skupili się pod sztandarem Bastiata, najpłytszego, a przeto najwłaściwszego przedstawiciela wulgarno-ekonomicznej apologetyki. Inni, pyszniący się swą profesorską godnością, usiłowali na wzór J. S. Milla godzić ze sobą to, co się w żaden sposób pogodzić nie da. Podobnie, jak w okresie klasycznym, tak i w epoce upadku ekonomji burżuazyjnej, Niemcy pozostali tylko uczniami, tylko wielbicielami i naśladowcami, tylko komiwojażerami wielkiego przedsiębiorstwa zagranicznego.
Swoisty rozwój historyczny społeczeństwa niemieckiego uniemożliwił przeto wszelką pracę oryginalną w dziedzinie ekonomji „burżuazyjnej“, lecz nie uniemożliwił jej — krytyki. O ile krytyka taka wogóle reprezentuje pewną klasę, to może reprezentować tylko tę klasę, której misją dziejową jest obalenie kapitalistycznego trybu produkcji i ostateczne zniesienie klas, — a mianowicie proletarjat.
Uczeni i nieuczeni rzecznicy burżuazji niemieckiej usiłowali z początku zabić „Kapitał“ milczeniem, jak to im się udało z niemi wcześniejszemi pracami. Gdy zaś taktyka taka przestała już odpowiadać stosunkom czasu, zaczęli pod pozorem krytykowania mej książki pisać porady „ku uspokojeniu świadomości burżuazyjnej“, lecz w prasie robotniczej — obacz np. artykuły Józefa Dietzgena w „Volksstaat“ — spotkali się z lepszymi od siebie szermierzami, którym dotąd pozostali dłużni odpowiedzi[2].
Wyborny rosyjski przekład „Kapitału“ ukazał się w Petersburgu na wiosnę roku 1872. Nakład 3,000 egzemplarzy jest już dzisiaj prawie wyczerpany. N. Sieber, profesor ekonomji politycznej w uniwersytecie kijowskim, już w roku 1871 w swej książce p. t. „Tieorja cennosti i kapitała D. Rikardo“ [Teorja wartości i kapitału D. Ricarda] dowiódł, że moja teorja wartości pieniądza i kapitału w swych rysach zasadniczych jest niezbędnem dalszem rozwinięciem nauki Smitha i Ricarda. Czytelnika zachodnio-europejskiego przy czytaniu tej cennej książki uderza konsekwentne przestrzeganie ściśle teoretycznego punktu widzenia.
Metoda, zastosowana w „Kapitale“, nie została dostatecznie zrozumiana, o czem świadczą już choćby jej różne i wzajemnie przeczące sobie pojmowania.
Tak naprzykład paryska „Revue Positiviste“ zarzuca mi z jednej strony, że ekonomję polityczną traktuję metafizycznie, z drugiej zaś strony — niech ktoś zgadnie!, że poprzestaję tylko na krytycznym rozbiorze tego, co jest dane, zamiast sporządzać receptę (Comtowską?!) dla kuchni przyszłości. Profesor Sieber odpowiada na zarzut metafizyki, jak następuje: „O ile chodzi o właściwą teorję, to metoda marksowska jest dedukcyjną metodą całej szkoły angielskiej, przyczem i wady i zalety tej metody są wspólne najlepszym teoretykom ekonomji“. Pan M. Block — „Les théoriciens du socialisme en Allemagne. Extrait du Journal des Economistes, juillet et août 1872“ — odkrywa, że stosowana przeze mnie metoda jest metodą analityczną i mówi m. in.: „Par cet ouvrage M. Marx se classe parmi les esprits analitiques les plus éminents [„Dzięki temu dziełu p. Marks staje w rzędzie najznakomitszych myślicieli i analityków“]. Rozumie się, że sprawozdawcy niemieccy krzyczą o sofistyce heglowskiej. Petersburski „Wiestnik Jewropy“ w artykule, zajmującym się wyłącznie metodą „Kapitału“ (zeszyt majowy 1872, str. 427—36), znajduje, że moja metoda, badania jest ściśle realistyczna,
lecz, na nieszczęście, metoda wykładu jest niemiecko-dialektyczna. Czytamy tam: „Na pozór, sądząc z zewnętrznej formy wykładu, Marks jest wielkim idealistą-filozofem, i to w „niemieckiem“, to jest złem znaczeniu tego wyrazu. W rzeczywistości zaś jest on realistą w nieskończenie wyższym stopniu, niż wszyscy jego poprzednicy na niwie krytyki ekonomicznej... W żadnym zaś razie nie można go uważać za idealistę“. Nie mogę autorowi odpowiedzieć lepiej, jak przytaczając kilka wyjątków z jego własnej krytyki, co w dodatku może zainteresować niejednego z moich czytelników, dla których rosyjski oryginał jest niedostępny.
Po przytoczeniu cytaty z mej przedmowy do „Zur Kritik der Politischen Oekonomie“, Berlin 1859, str. IV—VII [tłum. pol. str. 4—7], gdzie rozwinąłem materjalistyczne podstawy swej metody, autor pisze dalej, co następuje:
„Dla Marksa ważne jest tylko jedno: odkryć prawo, rządzące badanemi przez niego zjawiskami. Przytem ważne jest dla niego nietylko prawo, rządzące niemi póty, póki mają one pewnę określoną postać i póki pozostają w takim stosunku wzajemnym jaki można stwierdzić w danym czasie. Ważne jest dla niego ponadto prawo ich zmienności, ich rozwoju, t. j. przejścia z jednej postaci w drugą, z jednego układu stosunków wzajemnych w drugi. Skoro odkrył on to prawo, zaczyna bardziej szczegółowo rozpatrywać następstwa, w których prawo to przejawia się w życiu społecznem... Zgodnie z tem Marks troszczy się tylko o jedno: żeby w drodze ścisłego badania naukowego dowieść konieczności określonego układu stosunków społecznych i żeby w sposób możliwie bezsprzeczny skonstatować fakty, będące dla niego punktem wyjścia i podstawą. W tym zaś celu wystarcza mu najzupełniej, jeżeli, dowiódłszy konieczności ustroju istniejącego, dowiódł też konieczności innego ustroju, do którego przejście musi być bezwzględnie dokonane, niezależnie od tego, czy ludzie w to wierzą lub nie wierzą, czy są tego świadomi lub nieświadomi. Marks rozpatruje ruch społeczny, jako proces przyrody, którym rządzą prawa, nietylko niezależne od woli, świadomości i zamiarów człowieka, lecz raczej, odwrotnie, określające jego wolę, świadomość i zamiary... Jeżeli świadomy pierwiastek w historji kultury gra taką podrzędną rolę, to jest rzeczą zrozumiałą, że podstawą krytyki, mającej za przedmiot samą kulturę, najmniej może być jakakolwiek forma lub jakikolwiek rezultat świadomości. Znaczy to, że jej punktem wyjścia może być nie idea, lecz tylko zjawisko zewnętrzne. Krytyka poprzestanie na porównaniu, zestawieniu i konfrontacji faktu nie z ideą, lecz z innym faktem. Ważne jest dla niej tylko, żeby oba te fakty były możliwie najściślej zbadane i żeby wyobrażały istotnie wobec siebie różne stopnie rozwoju, a oprócz tego ważne jest, żeby równie ściśle zbadane były porządek, kolejność i związek, w jakich przejawiają się te stopnie rozwoju... Niejednemu czytelnikowi może przyjść na myśl i takie pytanie:...przecież ogólne zasady życia ekonomicznego są takie same, niezależnie od tego, czy stosują się do teraźniejszości czy do przeszłości. Ale tego właśnie Marks nie uznaje. Takich praw oderwanych według niego wcale niema. Według niego, przeciwnie, każdy okres dziejowy ma swe własne prawa... Gdy tylko życie przeżyło dany okres rozwoju, wyszło z danego stadjum a weszło w inne, to zaczyna się rządzić innemi już prawami. Słowem, życie ekonomiczne ukazuje nam zjawisko, zupełnie analogiczne do historji rozwoju, którą obserwujemy w innych dziedzinach biologji... Dawni ekonomiści zapoznawali naturę praw ekonomicznych, porównywując je z prawami fizyki i chemji... Głębsza analiza zjawisk dowiodła, że organizmy społeczne różnią się od siebie nie mniej głęboko niż organizmy roślinne i zwierzęce... Wskutek odmiennej budowy tych organizmów, różnorodności ich organów, odmienności warunków, w jakich organy te muszą funkcjonować i t. d., jedno i to samo zjawisko na różnych stopniach rozwoju może podlegać zupełnie różnym prawom. Marks naprzykład zaprzecza, jakoby prawo przyrostu ludności było takie samo wszędzie i zawsze, dla wszystkich czasów i wszystkich miejsc. Przeciwnie, twierdzi on, że każdy stopień rozwoju ma własne prawo zaludnienia... W zależności od różnego rozwoju sił wytwórczych zmieniają się stosunki i rządzące niemi prawa. W ten sposób, stawiając przed sobą cel, — zbadanie i wyjaśnienie kapitalistycznego ustroju gospodarczego, Marks sformułował tylko ściśle naukowo cel, który musi sobie postawić każde dokładne badanie życia ekonomicznego... Wartość naukowa takich badań polega na wyjaśnieniu tych poszczególnych praw, którym podlegają powstanie, istnienie, rozwój, śmierć danego organizmu społecznego i zastąpienie go przez inny, wyższy. I tę wartość książka Marksa posiada rzeczywiście“.
Lecz przedstawiając tak trafnie to, co nazywa moją rzeczywistą metodą, a tak życzliwie — osobiste stosowanie jej przeze mnie, cóż autor przedstawił innego, aniżeli moją metodę dialektyczną?
Oczywiście metoda wykładu musi różnić się formalnie od metody badania. Badanie musi owładnąć szczegółowo materjałem, musi zanalizować jego różne formy rozwojowe i wyśledzić ich więź wewnętrzną. Dopiero po dokonaniu tej pracy może być właściwie przedstawiony rzeczywisty ruch. Gdy się to uda i gdy życie materjału odbija się idealnie, to może wydawać się, że ma się do czynienia z jakąś konstrukcją a priori [powziętą zgóry].
Moja metoda dialektyczna jest nietylko w założeniu różna od Heglowskiej, lecz jest jej wprost przeciwstawna. Według Hegla proces myślenia, który on nawet przekształca w podmiot samodzielny pod nazwą idei, jest demjurgiem [twórcą] rzeczywistości, stanowiącej tylko jego zewnętrzny przejaw. Według mnie zaś, przeciwnie, idea nie jest niczem innem, niż materją, odbitą i przetworzoną w głowie ludzkiej.
Mistyfikującą stronę dialektyki heglowskiej krytykowałem już prawie przed 30 laty, w czasie, gdy była ona jeszcze bardzo modną. Lecz właśnie wówczas, gdy opracowywałem pierwszy tom mego „Kapitału“, aroganckie, pretensjonalne i mierne pokolenie epigonów, nadające dzisiaj ton w wykształconych Niemczech, upodobało sobie w traktowaniu Hegla tak samo, jak zacny Mojżesz Mendelsohn za czasów Lessinga traktował Spinozę, a mianowicie jak „zdechłego psa“. Wobec tego jawnie uznałem się za ucznia tego wielkiego myśliciela, a w rozdziale, traktującym o teorji wartości, kokietowałem nawet tu i owdzie właściwym mu sposobem wyrażania się. Mistyfikacja, jakiej dialektyka uległa w rękach Hegla, bynajmniej nie zmienia tego faktu, że on właśnie pierwszy wyczerpująco i świadomie wyłożył jej ogólne formy ruchu. U niego stoi ona na głowie. Trzeba ją postawić na nogi, żeby wyłuskać racjonalne ziarno z mistycznej skorupy.
Dialektyka w swej zmistyfikowanej postaci stała się modą niemiecką, gdyż wydawało się, że będzie mogła uświetnić rzeczywistość. W swej racjonalnej postaci jest ona zgryzotą i postrachem mieszczaństwa i jego doktrynerskich rzeczników, gdyż w swem pozytywnem rozumieniu istniejącej rzeczywistości zawiera zarazem rozumienie jej negacji [zaprzeczenia], jej nieuniknionego zaniku, gdyż każdą formę dokonaną ujmuje w ciągłości ruchu, a więc z jej strony przemijającej, gdyż przed niczem nie chyli czoła i ze swej istoty jest krytyczna i rewolucyjna.
Pełen sprzeczności ruch społeczeństwa kapitalistycznego najsilniej daje się odczuć praktycznemu mieszczuchowi w kolejnych wahaniach perjodycznego cyklu, przez który przebiega przemysł nowoczesny, a którego punktem szczytowym jest kryzys powszechny. Kryzys ten nadciąga znowu, chociaż jeszcze znajduje się w stadjach zaczątkowych, a jego powszechność i natężenie jego działania wbiją dialektykę nawet do łbów szczęśliwców nowego świętego prusko-niemieckiego cesarstwa.
Londyn, 18 marca 1872 r.
- ↑ Porównaj moją pracę: „Zur Kritik der politischen Oekonomie 1 Auflaige, Berlin 1859“, str. 39. [Nowe wyd., Stuttgart 1907, str. 44. Przekł. pol. Leona Winiarskiego, Paryż, 1889/90, str. 31, 32]
- ↑ Szepleniące gaduły niemieckiej ekonomji wulgarnej ganią styl i sposób wykładu mego dzieła. Nikt nie może surowiej oceniać braków literackich „Kapitału“ niż ja sam. Jednak ku pożytkowi i uciesze tych panów i ich publiczności, chcę im zacytować tutaj jedną ocenę angielską i jedną rosyjską. Bezwzględnie wrogi mym poglądom „Saturday Review“, w notatce, dotyczącej pierwszego wydania niemieckiego, pisał: sposób wykładu „nadaje swoisty urok (charm) nawet najbardziej oschłym zagadnieniom ekonomicznym“. Zaś „S.-Pieitierburgskija Wiedomosti“ w numerze z dnia 20 kwietnia r. 1872. piszą m. i.: „Z wyjątkiem niektórych zbyt specjalnych części, wykład wyróżnia się swą dostępnością, jasnością i niezwykłą żywością, pomimo wysoce naukowego poziomu pracy. Pod tym względem autor.... w niczem nie jest podobny do większości uczonych niemieckich.... którzy piszą swe książki językiem tak ciemnym i oschłym, że zwykłego śmiertelnika aż w głowie łupie“. Czytelników dzisiejszej niemiecko-narodowo-liberalnej literatury profesorskiej łupie jednak wcale nie w głowie, a zupełnie gdzieindziej.