Kapitał. Księga pierwsza (1926-33)/Dział siódmy. Proces nagromadzenia kapitału/Rozdział dwudziesty trzeci

<<< Dane tekstu >>>
Autor Karl Marx
Tytuł Kapitał. Księga pierwsza
Podtytuł Krytyka ekonomji politycznej
Redaktor Jerzy Heryng, Mieczysław Kwiatkowski (red. tłum. pol.),
Friedrich Engels, Karl Kautsky (red. oryg.)
Wydawca Spółdzielnia Księgarska Książka,
Księgarnia i Wydawnictwo "Tom"
Data wyd. 1926-33
Druk M. Arct, Warszawa
Drukarnia „Monolit“, Warszawa
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Heryng,
Mieczysław Kwiatkowski,
Henryk Gustaw Lauer,
Ludwik Selen
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział dwudziesty trzeci.
OGÓLNE PRAWO NAGROMADZANIA KAPITALISTYCZNEGO.
1. Wzrastający popyt na siłę roboczą wraz z nagromadzaniem, przy niezmienionym składzie kapitału.

W rozdziale tym rozpatrujemy wpływ, jaki wzrost kapitału wywiera na los klasy robotniczej. Najważniejszemi czynnikami w badaniach tych są: skład kapitału oraz zmiany, którym skład ten podlega w toku procesu nagromadzania.
Możemy rozpatrywać skład kapitału z dwojakiego punktu widzenia. Pod względem wartości przez skład kapitału rozumieć należy stosunek między kapitałem stałym, czyli wartością srodkow produkcji, a kapitałem zmiennym, czyli wartością siły roboczej, t. j. łączną sumą płac roboczych. Pod względem materji, czynnej w procesie produkcji, każdy kapitał dzieli się na środki produkcji i na żywą siłę roboczą; skład ten określony jest przez stosunek, zachodzący pomiędzy masą zastosowanych środków produkcji, a ilością pracy, potrzebną do ich uruchomienia. Skład kapitału w pierwszem znaczeniu nazywam wartościowym, w drugim — technicznym. Między wartościowym a technicznym składem kapitału zachodzi ścisła współzależność. Aby dać wyraz tej współzależności, nazywam skład wartościowy kapitału, o ile jest on określony przez skład techniczny i odzwierciedla jego zmiany — składem organicznym. Tam, gdzie mowa poprostu o składzie kapitału, należy stale rozumieć skład organiczny.
Liczne kapitały pojedyncze, ulokowane w danej gałęzi produkcji i funkcjonujące w ręku licznych kapitalistów, nawzajem od siebie niezależnych, różnią się mniej lub więcej swym składem. Przeciętna tych pojedynczych składów daje nam skład ogólnego kapitału danej gałęzi przemysłu. Wreszcie przeciętna tych przeciętnych składów poszczególnych gałęzi przemysłu stanowi skład kapitału społecznego danego kraju; i o nim tylko w ostatecznym rachunku będzie mowa w następujących wywodach.
Po tych uwagach wstępnych wróćmy teraz znowu do nagromadzania kapitału.
Wzrost kapitału zawiera w sobie wzrost jego części składowej zmiennej, czyli zamienianej na silę roboczą. Część wartości dodatkowej, zamienianej w kapitał dodatkowy, musi zkolei stale być zamieniana na kapitał zmienny, czyli dodatkowy fundusz pracy. Przypuśćmy teraz, że, przy innych warunkach niezmienionych, skład kapitału pozostaje również bez zmiany, t. j., że dla uruchomienia danej masy środków produkcji, czyli kapitału stałego, potrzeba zawsze tej samej masy siły roboczej, — rzecz oczywista, że wtedy popyt na siłę roboczą oraz fundusz utrzymania robotników będą wzrastały w tym samym stosunku, co kapitał, i tem szybciej, im szybciej kapitał wzrasta. A ponieważ kapitał corocznie przynosi wartość dodatkową, której częsc dołącza się do kapitału pierwotnego, ponieważ przyrost ten zkolei sam wzrasta wraz ze wzrostem rozmiarów kapitału już funkcjonującego, i ponieważ wreszcie, w razie szczególnie silnych bodzcow ku bogaceniu się, jak np. otwarcia nowych rynków lub nowych dziedzin lokaty kapitałów, wskutek powstania nowych potrzeb społecznych i t. d., skala nagromadzania może być nagle rozszerzona drogą prostej zmiany stosunku, w jakim wartość dodatkowa lub wytwór dodatkowy dzielą się na kapitał i dochód, więc potrzeby nagromadzania mogą przewyższyć wzrost siły roboczej, czyli liczby robotników; popyt na robotników może przewyższyć ich podaż, a więc płace robocze mogą wzrosnąć.
Wzrost ten musi nawet nastąpić, jeżeli powyżej założone warunki trwają bez zmiany. Skoro co roku zatrudniona jest większa liczba robotników, niż w roku poprzednim, więc prędzej czy później musimy dojść do punktu, w którym potrzeby nagromadzania poczynają przerastać zwykłą podaż siły roboczej, a więc następuje zwyżka płac. Skargami na tę zwyżkę plac Anglja rozbrzmiewała przez całe piętnaste stulecie i przez pierwszą połowę osiemnastego. Ale mniej lub bardziej pomyślne warunki utrzymania i rozmnażania się robotników najemnych nic nie zmieniają w istocie produkcji kapitalistycznej. Jak reprodukcja prosta odtwarza nieustannie sam stosunek kapitalistyczny, t. j. z jednej strony kapitalistę, a z drugiej — robotnika najemnego, tak samo reprodukcja w skali rozszerzonej, czyli nagromadzanie, odtwarza stosunek kapitalistyczny w skali rozszerzonej: na jednym biegunie więcej kapitalistów, albo więksi kapitaliści, na drugim — więcej robotników najemnych. Widzieliśmy już poprzednio, że reprodukcja siły roboczej w gruncie rzeczy jest spółczynnikiem reprodukcji samego kapitału, siła robocza bowiem nie może się oderwać od kapitału, do którego musi byi nieustannie wcielana, jako środek pomnażania jego wartości; zmiany zaś indywidualnych kapitalistów, którym siła robocza się sprzedaje, przesłaniają nam tylko jej poddańczy stosunek do kapitału. A więc nagromadzanie kapitału jest rozmnażaniem proletarjatu.[1].
Ekonomja klasyczna tak dobrze rozumiała tę zasadę, że jej przedstawiciele, A. Smith, Ricardo i inni, dochodzili nawet, jak już wspominaliśmy o tem wyżej, aż do błędnego utożsamienia nagromadzania ze spożyciem całej skapitalizowanej części wartości dodatkowej przez robotników produkcyjnych, czyli z jej przekształcaniem w dodatkowych robotników najemnych.
Już w roku 1696 mówił John Bellers: „Gdyby ktoś miał 100 tysięcy akrów ziemi, tyleż funtów szterlingów i taką samą ilość bydła, ale nie miał robotników, to czemby ten bogacz mógł być? Chyba sam robotnikiem. A skoro robotnik stwarza bogacza, przeto im więcej robotników, tem więcej bogaczy... Praca ubogiego jest kopalnią bogacza.“[2]
Podobnie Bernard de Mandeville, na początku 18-go wieku:. „Tam, gdzie własność cieszy się dostateczną ochroną, byłoby łatwiej żyć bez pieniędzy, niż bez ubogich, gdyż ktoby pracował?... Jeżeli jednak ubogich należy bronić przed zagłodzeniem, to również nie powinni oni otrzymywać nic takiego, co jest warte zaoszczędzenia. Jeżeli ten i ów niezwykłą pracowitością i zaciskaniem pasa zdoła się wznieść z najniższej klasy, w której wyrósł, na szczebel wyższy, to niechaj nikt mu w tem nie przeszkadza: oszczędny tryb życia jest niewątpliwie najzbawienniejszy dla każdej osoby prywatnej w społeczeństwie. Ale wszystkie narody bogate są zainteresowane w tem, aby jak największa część ubogich nie była nigdy bezczynna, żeby oni zawsze wydawali wszystko to, co otrzymują... Jedynym bodźcem do karnej pracy dla tych, którzy pracą codzienną zarabiają na życie, są ich potrzeby, którym mądrość każe ulżyć, ale które byłoby szaleństwem zaspokoić. Płaca mierna jest jedyną rzeczą, która może człowieka pracy uczynić pilnym. Zbyt niska płaca doprowadzi go, zależnie od usposobienia, do apatji lub rozpaczy; zbyt wysoka uczyni go hardym i leniwym... Z tego, co dotąd powiedziano, wynika, że w kraju wolnym, gdzie niewolnictwo nie jest dozwolone, najpewniejszem bogactwem jest mnóstwo pracowitych ubogich. Nie mówiąc już o tem, że stanowią oni niezawodne źródło rekruta dla floty i armji, niktby bez nich nie mógł używać bogactwa i żaden kraj nie mógłby korzystać ze swych produktów. Ażeby społeczeństwo [złożone oczywiście z nierobotników] było szczęśliwe i aby lud był pomimo trudnych warunków bytu zadowolony, trzeba, aby ogromna większość pozostała nieoświecona i uboga. Wiedza rozszerza i pomnaża nasze pragnienia, im mniej zaś człowiek pragnie, tem łatwiej potrzeby jego mogą być zaspokojone“[3].
Mandeville, człowiek uczciwy i umysł światły, nie rozumie jeszcze, że sam mechanizm procesu nagromadzania pomnaża wraz z kapitałem masę „pracowitych ubogich“, t. j. robotników najemnych, którzy przekształcają swą siłę roboczą we wzrastającą siłę pomnażania wzrastającego kapitału i przez to właśnie muszą uwieczniać swą zależność od swego własnego wytworu, uosobionego w postaci kapitalisty. Sir F. M. Eden w swem „Położeniu ubogich, czyli historji klasy pracującej w Anglji“ poświęca temu stosunkowi zależności następujące uwagi: „Plon przyrodzony naszej ziemi z pewnością nie “wystarcza na całe nasze utrzymanie; nie moglibyśmy się zaopatrzyć ani w odzież, ani w mieszkanie, ani w pożywienie bez pracy uprzedniej, to też przynajmniej część społeczeństwa musi pracować bez wytchnienia... Są inni, którzy choć „nie sieją i nie przędą“, rozporządzają jednak wytworem pracy, lecz zawdzięczają swe uwolnienie od pracy tylko cywilizacji i porządkowi. Są oni tylko tworem instytucyj społecznych[4]. Uznały one bowiem, że płody pracy można nabywać nietylko pracą. Ludzie materjalnie niezależni zawdzięczają swój majątek wyłącznie pracy innych, a nie swej własnej zdolności, która wcale nie jest lepsza, niż zdolność tych innych. Nie posiadanie ziemi i pieniędzy, lecz dowództwo nad pracą („the command of labour“) odróżnia bogaczy od pracującej części społeczeństwa... Plan ten [aprobowany przez Edena] dałby posiadaczom władzę i wpływ dostateczny, acz nie za wielki... na tych, co na nich pracują, i postawiłby tych robotników w stan nie nędzy i poddaństwa, lecz dogodnej i swobodnej zależności („a State of easy and liberał dependence“). Tego rodzaju stosunek zależności, jak wie o tem każdy znawca natury ludzkiej i jej dziejów, jest niezbędny dla dobrobytu samych robotników“.[5] Sir F. M. Eden, zauważmy mimochodem, jest jedynym, w ciągu osiemnastego wieku, uczniem Adama Smitha, którego własne prace mają pewne znaczenie.[6]
W tych najpomyślniejszych dla robotników warunkach nagromadzania, które dotychczas przyjmowaliśmy jako założenie, ich stosunek zależności od kapitału przybiera formy znośne, czyli jak Eden powiada, „dogodne i swobodne”. W miarę wzrostu kapitału zależność ta nie staje się intensywniejsza, lecz tylko ekstensywniejsza, to znaczy, że wraz z rozmiarami kapitału i liczbą jego poddanych rozszerza się tylko dziedzina jego panowania i wyzysku. Coraz, większa część ich własnego wytworu dodatkowego, rosnącego — i w rosnącym stopniu zamienianego w kapitał dodatkowy, powraca do robotników w postaci środków płatniczych. Dzięki temu mogą oni rozszerzyć krąg swych potrzeb, lepiej zaopatrywać swój fundusz spożycia, złożony z ubrania, mebli i t. d., a nawet stworzyć sobie niewielki fundusz oszczędności pieniężnych. Ale jak nieco lepsze traktowanie, lepsza strawa i przyodziewek, wreszcie trochę więcej „peculium“[7] nie wyzwalają jeszcze niewolnika ze stosunku zależności i z wyzysku, podobnie nie wyzwalają one robotnika najemnego. Wzrost ceny pracy naskutek nagromadzania kapitału świadczy w rzeczywistości jedynie o tem, że długość i ciężar złotego łańcucha, który robotnik najemny już sam sobie wykuł, pozwalają go nieco rozluźnić. W sporach, prowadzonych na ten temat, przeważnie zapominano o rzeczy najważniejszej, t. j. o differentia specifica [cesze wyróżniającej] produkcji kapitalistycznej. Siła robocza jest tu kupowana nie poto, aby jej służba lub jej wytwór służyły do zaspokojenia osobistych potrzeb nabywcy. Celem nabywcy jest pomnażanie wartości jego kapitału, wytwarzanie towarów, które zawierają więcej pracy, niż on opłacił, a zatem zawierają pewną część wartości, która ma go nie kosztuje, a którą on jednak realizuje przy sprzedaży towaru. Wytwarzanie wartości dodatkowej, czyli wyrabianie zysku, jest absolutnem prawem produkcji kapitalistycznej. Siła robocza może znaleźć nabywców o tyle tylko, o ile zachowuje środki produkcji jako kapitał, o ile odtwarza swą własną wartość jako kapitał i o ile dostarcza pracy nieopłaconej, jako źródła kapitału dodatkowego.
A więc warunki sprzedaży siły roboczej, czy to mniej czy więcej pomyślne dla robotnika, zawierają już w sobie konieczność ciągłego powtarzania jej sprzedaży oraz wciąż rozszerzającej się reprodukcji bogactwa jako kapitału. Widzieliśmy już, że płaca robocza z natury swej wymaga stałego dostarczania przez robotnika określonej ilości pracy nieopłaconej. Wzrost płacy roboczej, pomijając ewentualność, że towarzyszyć mu może spadek ceny pracy, w najlepszym razie oznacza tylko ilościowe zmniejszenie pracy nieopłaconej, której robotnik musi dostarczyć. Nigdy jednak to zmniejszenie nie może dojść do punktu, w którym zagroziłoby samemu systemowi kapitalistycznemu, to znaczy kapitalistycznemu charakterowi procesu produkcji oraz odtwarzaniu jego własnych warunków: z jednej strony środków produkcji i środków utrzymania, jako kapitału, z drugiej strony siły roboczej, jako towaru, na jednym biegunie — kapitalisty, na drugim — robotnika najemnego. Jeżeli pominiemy przytem gwałtowne walki o wysokość plac — a już Adam Smith wykazał, że naogół w tych walkach majster zawsze zostaje majstrem — to wzrost ceny pracy, spowodowany nagromadzaniem kapitału, prowadzi do następującej alternatywy.
Albo cena pracy w dalszym ciągu wzrasta, ponieważ wzrost jej nie hamuje postępu nagromadzania; nic w tem niema dziwnego, ponieważ, jak powiada A. Smith, „nawet przy zmniejszonym zysku kapitały nietylko mogą rosnąć w dalszym ciągu, ale nawet o wiele szybciej, niż przedtem... Wielki kapitał przy małym nawet zysku wzrasta naogół szybciej, niż mały kapitał przy wielkim zysku“ — („Wealth of nations“, II, str. 189). W tym wypadku jest oczywiste, że zmniejszenie pracy nieopłaconej bynajmniej nie przeszkadza rozszerzeniu dziedziny panowania kapitału. Tego rodzaju ruch płac raczej przyzwyczaja robotnika do tego, by widział cale swe zbawienie w zbogaceniu swego pana.
Albo też — a to jest druga strona tej alternatywy — nagromadzanie słabnie wskutek zwyżki ceny pracy, gdyż bodziec, którym jest chęć zysku, zostaje przytępiony. Nagromadzanie zmniejsza się.
Ale jednocześnie znika przyczyna tego zmniejszenia, mianowicie dysproporcja między kapitałem a siłą roboczą, podległą wyzyskowi, nadmiar kapitału w stosunku do podaży siły roboczej. Mechanizm kapitalistycznego procesu produkcji sam więc usuwa przeszkody, które chwilowo sobie stwarza. Cena pracy spada znowu na poziom, odpowiadający potrzebie pomnażania wartości kapitału; przyczem poziom ten może być równie dobrze wyższy, jak niższy lub też równy poziomowi, który przed zwyżką płac uchodził za normalny.
Widzimy więc, że w pierwszym wypadku nie zmniejszenie absolutnego lub stosunkowego wzrostu siły roboczej, czyli ludności robotniczej, czyni kapitał nadmiernym, lecz przeciwnie, wzrost kapitału sprawia, że siła robocza, podległa wyzyskowi, staje się niedostateczna. W drugim zaś wypadku nie zwiększenie absolutnego łub stosunkowego wzrostu siły roboczej, czyli ludności robotniczej, czyni kapitał niedostatecznym, lecz przeciwnie, zmniejszenie kapitału sprawia, że siła robocza staje się nadmierna i że cena jej spada. W ten sposób ruchy absolutne nagromadzania kapitału odzwierciadlają się w ruchach względnych masy wyzyskiwanej siły roboczej, a wskutek tego wydaje się, że są wywołane jej własnym ruchem. Mówiąc językiem matematyki, wielkość nagromadzania stanowi zmienną niezależną, wielkość płacy — zmienną zależną, a nie odwrotnie. Podobnie w kryzysowej fazie cyklu przemysłowego, powszechny spadek cen towarów występuje jako wzrost wartości względnej pieniądza, a w fazie rozkwitu — powszechna zwyżka cen towarów występuje jako spadek wartości względnej pieniądza. Tak zwana „Currency school“ wysnuwa stąd wniosek, że przy cenach wysokich kursuje za mało pieniędzy, przy cenach niskich — za wiele. Jej ignorancja i zupełne wypaczanie faktów[8] znajdują godną paralelę u ekonomistów, którzy sprowadzają owe zjawiska nagromadzania do tego, że robotników najemnych jest raz za mało, raz za wiele.
Prawo, rządzące produkcją kapitalistyczną, a będące zarazem podstawą rzekomego „przyrodzonego prawa zaludnienia“, sprowadza się poprostu do tego, co następuje: stosunek pomiędzy nagromadzaniem kapitału a stopą płacy jest niczem innem, jak stosunkiem pomiędzy pracą nieopłaconą, przekształconą w kapitał, a przyrostem pracy, potrzebnym dla uruchomienia kapitału dodatkowego. Nie jest to więc bynajmniej stosunek między dwiema wielkościami niezależnemi, z jednej strony wielkością kapitału, z drugiej — liczbą ludności robotniczej, jest to raczej w ostatniej instancji tylko stosunek między pracą opłaconą a nieopłaconą tej samej ludności robotniczej. Jeżeli ilość pracy nieopłaconej, dostarczanej przez klasę robotniczą, a nagromadzanej przez klasę kapitalistów, wzrasta tak szybko, że może być zamieniona w kapitał jedynie dzięki nadzwyczajnemu przyrostowi pracy opłaconej, to płaca się podnosi, a zatem, przy innych warunkach niezmienionych, zmniejsza się stosunkowo praca nieopłacona. Z chwilą jednak, gdy zmniejszenie to dojdzie do punktu, w którym praca dodatkowa, żywiąca kapitał, nie może już być zaofiarowana w ilości normalnej, następuje reakcja: coraz mniejsza część dochodu podlega kapitalizacji, nagromadzanie słabnie, i zwyżkowy ruch płac zostaje odepchnięty wstecz. A zatem wzrost ceny pracy jest ujęty zgóry w pewne szranki, które nietylko nie naruszają podstaw systemu kapitalistycznego, lecz również zabezpieczają jego reprodukcję w skali rosnącej. Prawo nagromadzania kapitału, błędnie przystrajane w szatę prawa przyrody, w rzeczywistości wyraża to tylko, że sama istota nagromadzania kapitalistycznego wyklucza wszelkie takie zmniejszenie wyzysku pracy, względnie taki wzrost ceny pracy, jakieby mogło przynieść poważniejszy uszczerbek stałej reprodukcji stosunku kapitalistycznego, i przytem jego reprodukcji w stale rozszerzającej się skali[9]. Nie może być inaczej przy takim trybie produkcji, gdzie robotnik istnieje dla potrzeb pomnażania istniejących wartości, a nie odwrotnie, bogactwo rzeczowe — dla potrzeb rozwoju robotnika. Podobnie jak w religji człowiek jest ujarzmiony przez twór swej własnej głowy, tak w produkcji kapitalistycznej — przez twór swych własnych rąk[10].



2. Stosunkowe zmniejszenie się zmiennej części kapitału, w przebiegu nagromadzania i towarzyszącej mu centralizacji.

Sami nawet ekonomiści przyznają, że zwyżkę plac roboczych sprowadzają nie aktualne rozmiary bogactwa społecznego, ani też wielkość już funkcjonującego kapitału, lecz jedynie ciągły wzrost nagromadzania i stopień szybkości tego wzrostu. Adam Smith w swych badaniach nad nagromadzaniem uważa tę przesłankę za zasadę, która rozumie się sama przez się. (A. Smith: „Wealth of nations, ks. I, rozdz. 8) Dotychczas rozpatrywaliśmy jedynie pewną szczególną fazę tego procesu, tę mianowicie, w której wzrost kapitału odbywa się przy niezmienionym składzie technicznym kapitału. Lecz proces ów przekracza tę fazę.
Jeżeli dane są ogolne podstawy systemu kapitalistycznego, to w przebiegu nagromadzania dochodzimy zawsze do punktu, gdy rozwój siły wytwórczej pracy społecznej staje się najpotężniejszą dźwignią nagromadzania. „Ta sama przyczyna“, powiada A. Smith (w cytowanym wyżej rozdziale), „która powoduje zwyżkę płac, a mianowicie wzrost kapitału, zdąża do podniesienia siły wytwórczej pracy i sprawia, że mniejsza ilość pracy może wytwarzać większą ilość produktu“.
Jeżeli pominiemy warunki przyrodzone, jak urodzajność ziemi i t. p., jeżeli jeszcze pominiemy sprawność poszczególnych wytwórców niezależnych i pracujących oddzielnie, co zresztą ujawnia się raczej jakościowo w dobroci wytworów, niż ilościowo w ich masie, to stopa wydajności pracy w danem społeczeństwie wyrazi się w stosunkowej wielkości środków produkcji, które robotnik zamienia w wytwór w ciągu danego czasu, przy tem samem natężeniu siły roboczej. Masa środków produkcji, któremi robotnik działa, — wzrasta wraz z wydajnością jego pracy. Środki produkcji odgrywają przy tem dwojaką rolę. Wzrost jednych jest następstwem, innych zaś — warunkiem wzrastającej wydajności pracy. Tak np. wraz z rękodzielniczym podziałem pracy i z zastosowaniem maszyn zwiększa się ilość surowca, przerabianego w tym samym czasie, a więc większa ilość materjału surowego i materjałów pomocniczych wstępuje do procesu pracy. Jest to następstwo rosnącej wydajności pracy. Ale z drugiej strony masa zastosowanych maszyn, bydła roboczego, nawozów mineralnych, rur do drenowania i t. d. jest warunkiem wzrostu wydajności pracy. To samo dotyczy środków produkcji, skoncentrowanych w postaci budynków, wielkich pieców, środków przewozowych i t. d. Lecz wzrost wielkości środków produkcji w stosunku do wchłanianej przez nie siły roboczej jest wyrazem wzrostu wydajności pracy, bez względu na to, czy jest jego następstwem, czy też warunkiem.
W epoce powstawania wielkiego przemysłu w Anglji wynaleziono sposób przekształcania surowego żelaza z domieszką koksu w żelazo, zdatne do kucia. Metoda ta, zwana pudlingowaniem, polega na wydzielaniu węgla z lanego żelaza w piecach odpowiedniej konstrukcji. Zastosowanie jej’ pociągnęło za sobą ogromny wzrost rozmiarów wielkich pieców, wprowadzenie urządzeń do wytwarzania prądu gorącego powietrza i t. d., jednem słowem tego rodzaju pomnożenie środków pracy i przerabianych materjałów, zużywanych przez tę samą ilość pracy, że odtąd żelazo mogło być dostarczane w ilościach dość wielkich i po cenach dość tanich, aby wyprzeć drzewo i kamień z całego szeregu zastosowań.
Jednak pudlingarz, czyli robotnik, zatrudniony przy oczyszczaniu surowego żelaza z węgla, musi wykonywać tego rodzaju pracę ręczną, że wielkość pieca, który on może obsłużyć, zależy od jego osobistych zdolności. Ta okoliczność powstrzymuje obecnie [rok 1874] ów imponujący wzrost metalurgji, który datuje się od wynalezienia pudlingowania w r. 1780.
„Faktem jest“, utyskuje „The Engineering“, organ inżynierów angielskich, „że stary sposób ręcznego pudlingowania jest dziś niemal przeżytkiem barbarzyństwa... Przemyśl nasz dąży do tego, aby na różnych szczeblach fabrykacji przerabiać jak największe masy surowca. Dlatego też widzimy, że w różnych gałęziach metalurgji z roku na rok powstają coraz ogromniejsze wielkie piece, coraz cięższe młoty parowe, coraz potężniejsze walcownie, coraz bardziej wyolbrzymione narzędzia pracy. Pośród tego powszechnego wzrostu — wzrostu środków produkcji w stosunku do pracy zastosowanej — samo pudlingowanie pozostało prawie bez zmiany i stanowi dziś zawadę nie do zniesienia dla całego ruchu przemysłowego... To też wielkie przedsiębiorstwa zamierzają wprowadzić teraz piece o automatycznem obracaniu, mogące przerabiać olbrzymie ładunki surowca, którym żadna praca ręczna nigdyby nie sprostała“[11].
A więc pudlingowanie, która wywołało przewrót w hutnictwie Żelaznem i ogromnie powiększyło masę środków pracy i surowca, przerabianego przez daną ilość pracy, w dalszym przebiegu nagromadzania samo stało się zaporą ekonomiczną, której dziś przemysł chce się pozbyć zapomocą nowych metod, zdolnych rozsadzić szranki, hamujące dalszy wzrost materjalnych środków produkcji w stosunku do pracy zastosowanej. Takie są dzieje wszelkich odkryć i wynalazków, powstających na gruncie nagromadzania, jak już wykazaliśmy tam, gdzie była mowa o rozwoju produkcji nowożytnej od jego początku aż do naszych czasów[12].
W przebiegu nagromadzania widzimy więc nietylko ilościowy i równomierny wzrost różnych materjalnych składników kapitału: rozwój sił wytwórczych pracy społecznej, będący wynikiem tego postępu, wyraża się też w zmianach jakościowych, w stopniowych zmianach technicznych składu kapitału. Objektywny, rzeczowy czynnik procesu pracy wzrasta w stosunku do czynnika subjektywnego, osobowego, a mianowicie: masa środków pracy i surowców wzrasta w stosunku do sumy zużytkowujących je sił roboczych. W miarę jak kapitał czyni pracę wydajniejszą, jego zapotrzebowanie pracy zmniejsza się w stosunku do jego wielkości.
Ta zmiana w technicznym składzie kapitału, wzrost masy środków produkcji w porównaniu do masy siły roboczej, nadającej im życie, odzwierciedla się w jego składzie wartościowym, we wzroście stałej części wartości kapitału kosztem jego części zmiennej. Naprzykład początkowo 50% danego kapitału zostaje wyłożone na środki produkcji, a 50% — na siłę roboczą; później, z rozwojem wydajności pracy, 80% na środki produkcji, a już tylko 20% na siłę roboczą i t. d.
To prawo postępującego wzrostu stałej części kapitału w stosunku do zmiennej można stwierdzić na każdym kroku (jak to już zostało wykazane wyżej) zapomocą porównawczego badania cen towarów, przyczem możemy równie dobrze zestawiać różne okresy gospodarcze jednego narodu, jak różne kraje w tym samym okresie. Względna wielkość tego składnika ceny, który wyobraża tylko zużyte środki produkcji, czyli stałą część kapitału, pozostaje w prostym stosunku do postępów nagromadzania, a względna wielkość drugiej części ceny, wyobrażającej zapłatę za pracę, czyli zmienną część kapitału, naogół w stosunku odwrotnym.
Ale zmniejszenie zmiennej części kapitału w stosunku do stałej, czyli zmiana wartościowego składu kapitału, w przybliżeniu tylko odzwierciedla zmianę w składzie jego składników rzeczowych. Jeżeli naprzykład z wartości kapitału, włożonego w przędzalnię, 7/8 przypada dziś na kapitał stały, a 1/8 na zmienny, podczas gdy w początku 18-go wieku ½ przypadała na kapitał stały, a ½ na zmienny, — to przeciwnie masa surowca, środków pracy i t. d., spożywana produkcyjnie przez daną ilość pracy przędzarskiej, jest dziś setki razy większa, aniżeli na początku wieku 18-go. Przyczyna polega poprostu na tem, że wraz ze wzrostem, wydajności nietylko wzrasta masa zużywanych przez nią środków produkcji, lecz również zmniejsza się ich wartość w porównaniu z ich masą. Zatem wartość ich podnosi się absolutnie, ale nie proporcjonalnie do ich masy. Wzrost różnicy pomiędzy stalą a zmienną częścią kapitału jest więc daleko wolniejszy, niż wzrost różnicy pomiędzy masą środków produkcji, w które zamienia się kapitał stały, a masą siły roboczej, w którą zamienia się kapitał zmienny. Pierwsza różnica wzrasta wraz z drugą, ale w mniejszym stopniu.
Zauważmy zresztą, aby uniknąć nieporozumień, że choć postęp nagromadzania zmniejsza wielkość względną zmiennej części kapitału, to jednak bynajmniej przez to nie wyłącza wzrostu jej wielkości absolutnej. Przypuśćmy, że dana wartość kapitału dzieli się pierwotnie na 50% kapitału stałego i 50% zmiennego, później na 80^ kapitału stałego i 20% zmiennego. Jeżeli jednak tymczasem kapitał pierwotny, dajmy na to 6.000 f. szt. wzrósł do 18.000 f. szt., to i jego zmienna część składowa wzrosła o 1/5. Wynosiła 3.000 f. szt., obecnie zaś wynosi 3.600 f. szt. Lecz gdy przedtem wystarczyłoby powiększenie kapitału o 20%, aby podnieść zapotrzebowanie pracy o 20%, to obecnie to samo wymaga potrojenia kapitału pierwotnego.
Wykazaliśmy w dziale czwartym, jak rozwój społecznej siły wytwórczej pracy każe przypuszczać kooperację na wielką skalę i jak tylko przy tem założeniu można zorganizować podział i połączenie prac, poczynić oszczędności na środkach produkcji dzięki masowemu ich skoncentrowaniu, powołać do życia środki pracy, które już z materjalnej natury swojej wymagają zbiorowego stosowania, jak np. całe zespoły maszyn, zmusić do służenia potężne siły przyrody i przekształcić proces produkcji w techniczne zastosowanie nauki. Na podstawie produkcji towarowej, gdy środki produkcji są własnością osób prywatnych, gdy zatem robotnik ręczny bądź wytwarza towary oddzielnie i samodzielnie, bądź też w braku środków do samodzielnej pracy, sprzedaje swą siłę roboczą, jako towar, zasada kooperacji urzeczywistnia się tylko drogą wzrostu kapitałów indywidualnych, czyli w miarę, jak społeczne środki produkcji i środki utrzymania przechodzą na własność prywatną kapitalistów. Na gruncie produkcji towarowej, produkcja na wielką skalę może się rozwinąć tylko w formie kapitalistycznej. Pewne nagromadzenie kapitału w ręku indywidualnych wytwórców towarów stanowi więc przesłankę przemysłu nowożytnego, czyli tego spółdziałania stosunków społecznych i metod technicznych, które nazywamy szczególnym kapitalistycznym rodzajem produkcji lub specyficznie kapitalistycznym trybem produkcji[13]. Musimy więc założyć istnienie tego nagromadzenia przy przejściu od rzemiosła do przemysłu kapitalistycznego. Możemy nazwać je nagromadzaniem pierwotnem, ponieważ jest ono podstawą historyczną, a nie wynikiem historycznym właściwej produkcji kapitalistycznej. Skąd ono samo bierze początek, tego w tem miejscu nie mamy jeszcze potrzeby badać. Dość, że stanowi ono dla nas punkt wyjścia. Ale wszystkie metody podnoszenia społecznej siły wytwórczej pracy, które wyrosły na tym gruncie, są zarazem metodami wzmożonego wytwarzania wartości dodatkowej lub produktu dodatkowego, który zkolei jest pierwiastkiem nagromadzania kapitału. Są to więc zarazem metody wytwarzania kapitału przez kapitał, czyli metody nagromadzania przyspieszonego. Ciągła zamiana powrotna wartości dodatkowej w kapitał występuje w postaci wzrostu wielkości kapitału, wkraczającego do procesu produkcji. Zkolei wzrost kapitału staje się podstawą rozszerzenia skali produkcji, z towarzyszącemi jej metodami podnoszenia siły wytwórczej pracy i przyśpieszonego wytwarzania wartości dodatkowej. Jeżeli więc pewien stopień nagromadzenia kapitału jest warunkiem specyficznie kapitalistycznego trybu produkcji, to zkolei ten ostatni powoduje przyśpieszone nagromadzanie kapitału. A więc wraz z nagromadzaniem kapitałów rozwija się specyficznie kapitalistyczny tryb produkcji, a ze specyficznie kapitalistycznym trybem produkcji — nagromadzanie kapitału. Oba te czynniki ekonomiczne, w złożonym stosunku wzajemnie udzielanych sobie bodźców, powodują zmianę w technicznym składzie kapitału, wskutek której jego zmienna część składowa staje się coraz mniejsza w porównaniu z częścią stałą.
Każdy kapitał indywidualny stanowi większą lub mniejszą koncentrację [skupienie w jednych rękach] środków produkcji i zarazem dowództwa nad większą lub mniejszą armją robotniczą. Każde nagromadzenie staje się środkiem dalszego nagromadzania. Wraz z powiększaniem masy bogactwa, funkcjonującego jako kapitał, rozszerza ono koncentrację tego bogactwa w rękach kapitalistów indywidualnych, a więc i podstawę produkcji na wielką skalę i specyficznie kapitalistycznych metod produkcji. Wzrost kapitału społecznego dokonywa się w postaci wzrostu wielu kapitałów indywidualnych. Przy pozostałych warunkach niezmienionych, kapitały indywidualne, a wraz z niemi koncentracja środków produkcji, wzrastają w takim stosunku, w jakim stanowią proporcjonalne części całkowitego kapitału społecznego. Zarazem od kapitałów pierwotnych oddzielają się ich rozgałęzienia i funkcjonują, jako nowe kapitały samoistne. Wielką rolę w tem odgrywa między innemi podział majątków w rodzinach kapitalistów. To też wraz z nagromadzaniem kapitału wzrasta również w mniejszym lub większym stopniu liczba kapitalistów. Dwa punkty charakteryzują tę odmianę koncentracji, która bezpośrednio opiera się na nagromadzaniu lub raczej z niem się utożsamia.
1. Wzrastająca koncentracja społecznych środków produkcji w rękach pojedynczych kapitalistów, przy innych warunkach niezmienionych, jest ograniczona przez stopień wzrostu bogactwa społecznego. 2. Część kapitału społecznego, tkwiąca w każdej poszczególnej dziedzinie produkcji, jest podzielona pomiędzy wielu kapitalistów, którzy występują wobec siebie jako samodzielni, i współzawodniczący wytwórcy towarów. A więc nagromadzanie i towarzysząca mu koncentracja kapitałów są nietylko rozproszone na wiele punktów, ale również wzrost kapitałów już funkcjonujących krzyżuje się z powstawaniem kapitałów nowych i z podziałem starych. Jeżeli więc nagromadzanie kapitału z jednej strony występuje jako rosnąca koncentracja środków produkcji i dowództwa nad pracą, to z drugiej strony przybiera ono postać wzajemnego odpychania się wielu kapitałów indywidualnych.
Temu rozdrobnieniu całkowitego kapitału społecznego oraz wzajemnemu odpychaniu jego odłamków przeciwdziała ich przyciąganie. Nie jest to już prosta, utożsamiająca się z nagromadzaniem, koncentracja srodkow produkcji i dowództwa nad pracą. Jest to koncentracja już utworzonych kapitałów, zniesienie ich samoistności indywidualnej, wywłaszczanie kapitalisty przez kapitalistę, przekształcenie wielu kapitałów mniejszych w niewiele większych. Proces ten tem rożni się od poprzedniego, że polega tylko na odmiennym podziale kapitałów już istniejących i funkcjonujących, że więc jego pole działania bynajmniej nie jest ograniczone przez absolutny w wzrost bogactwa społecznego, czyli absolutną granicę nagromadzania. Kapitał skupia się tu wielkiemi masami w jednem ręku, ponieważ gdzieindziej wymyka się z wielu rąk. Jest to właściwa centralizacja [ześrodkowanie] kapitałów w odróżnieniu od ich akumulacji [nagromadzania] i koncentracji [skupienia].
Prawa tej centralizacji kapitałów, czyli przyciąganie kapitału przez kapitał, nie mogą być w tem miejscu wyłożone. Wystarczy krotka wzmianka rzeczowa. Walka konkurencyjna jest prowadzona zapomocą obniżania ceny towaru. Taniość towarów zależy caeteris paribus [przy innych warunkach równych] od wydajności pracy, a ta zkolei — od rozmiarów produkcji. Dlatego większe kapitały zwyciężają mniejsze. Dalej należy pamiętać, że wraz z rozwojem kapitalistycznego trybu produkcji wzrasta owo minimum kapitału indywidualnego, które jest niezbędne do funkcjonowania przedsiębiorstwa w warunkach normalnych. To też mniejsze kapitały cisną się do dziedzin produkcji, które wielki przemysł opanował dopiero sporadycznie lub niezupełnie. Konkurencja sroży się tu w stosunku prostym do liczby i w stosunku odwrotnym do wielkości współzawodniczących kapitałów. Kończy się ona zawsze upadkiem wielu drobniejszych kapitalistów, których kapitały częściowo przechodzą do rąk zwycięzców, częściowo giną.
Produkcja kapitalistyczna powołuje ponadto do życia zupełnie nową potęgę — kredyt, który z początku wkrada się chyłkiem, jako skromny pomocnik nagromadzania, niewidzialnemi nićmi wyciągający środki pieniężne, w mniejszych lub większych ilościach rozsiane na powierzchni społeczeństwa i ściągający je do rąk indywidualnych, lub stowarzyszonych kapitalistów, lecz niebawem staje się nową i straszliwą bronią w walce konkurencyjnej, i wreszcie przekształca się w olbrzymi mechanizm społeczny dla centralizacji kapitałów.
W miarę rozwoju produkcji kapitalistycznej i nagromadzania kapitału rozwijają się również konkurencja i kredyt, dwie najpotężniejsze dźwignie centralizacji. Postęp nagromadzania pomnaża przyton materjał centralizacji, a mianowicie kapitały indywidualne, podczas gdy rozszerzanie produkcji kapitalistycznej stwarza z jednej strony potrzebę społeczną, a z drugiej — środki techniczne owych potężnych przedsiębiorstw przemysłowych, których powstanie wymagało uprzedniej centralizacji kapitału. Dziś więc wzajemne przyciąganie kapitałów indywidualnych i dążenie ku ich centralizacji są silniejsze, niż kiedykolwiek. A chociaż wielkość stosunkowa i rozmach ruchu centralizującego są do pewnego stopnia określone przez już osiągniętą wielkość bogactwa kapitalistycznego i przez wyższość jego mechanizmu gospodarczego, to jednak postęp centralizacji jest niezależny od pozytywnego wzrostu wielkości kapitału społecznego. I to odróżnia szczególnie centralizację od koncentracji, będącej tylko odmiennym wyrazem reprodukcji w skali rozszerzonej. Centralizacja może nastąpić wskutek samej tylko zmiany podziału kapitałów już uformowanych, czyli wskutek prostego przegrupowania ilościowego części składowych kapitału społecznego. Kapitał może skupiać się tu w wielkich ilościach w jednem ręku dlatego, że gdzieindziej odjęty jest wielu rękom. W danej gałęzi przemysłu centralizacja osiągnęłaby swój kres, gdyby wszystkie ulokowane w niej kapitały zlały się w jeden. W danem społeczeństwie kres ten byłby osiągnięty dopiero wtedy, gdyby całkowity kapitał społeczny zjednoczył się w ręku bądź pojedynczego kapitalisty, bądź jednego tylko zrzeszenia kapitalistów[14].
Centralizacja uzupełnia dzieło nagromadzania, ponieważ umożliwia kapitalistom przemysłowym rozszerzenie skali ich operacyj. Czy to rozszerzenie jest następstwem nagromadzania, czy też centralizacji; czy centralizacja dokonywa się na drodze przymusowego wcielania kiedy pewne kapitały stają się ośrodkami tak silnie przyciągającemi pozostałe, że rozrywają ich spójność indywidualną i przyciągają ku sobie ich oddzielne odłamki — czy też zlewanie się pewnej ilości utworzonych, względnie tworzących się kapitałów dokonywa się gładziej, zapomocą tworzenia spółek akcyjnych — skutek ekonomiczny pozostaje zawsze ten sam. Rozszerzenie rozmiarów zakładów przemysłowych stanowi wszędzie punkt wyjścia dla szerszej organizacji pracy zbiorowej, dla szerszego rozwoju jej sił materjalnych, a zatem dla postępującego przekształcania procesów produkcji pojedynczych i prowadzonych rutynicznie — w procesy produkcji społecznie połączone i regulowane na podstawie naukowej.
Ale jest rzeczą jasną, że nagromadzanie, czyli stopniowe powiększanie kapitałów zapomocą reprodukcji, przechodzącej z ruchu okrężnego w ruch spiralny, stanowi proces bardzo powolny w porównaniu z centralizacją, która wymaga jedynie ilościowego przegrupowania oddzielnych i nawzajem uzupełniających się części kapitału społecznego. Świat obywałby się jeszcze bez kolei żelaznych, gdyby miał czekać na to, aż nagromadzanie doprowadzi pojedyncze kapitały do tej miary, której wymaga budowa kolei. Natomiast centralizacja, zapomocą spółek akcyjnych, dokonała tego w mgnieniu oka. A podczas gdy centralizacja w ten sposób potęguje i przyspiesza działanie nagromadzania, to zarazem przyspiesza ona i potęguje przewroty w technicznym składzie kapitału, które powiększają jego część stałą kosztem części zmiennej i przez to zmniejszają stosunkowe zapotrzebowanie pracy.
Masy kapitału, stapiane raptownie w procesie centralizacji, odtwarzają się i rozmnażają tak samo, jak inne kapitały, lecz prędzej od nich, i zkolei stają się nowemi potężnemi dźwigniami nagromadzania społecznego. Gdy więc mowa o postępach nagromadzania społecznego, to — w dzisiejszych czasach — rozumie się przez to milcząco także i działanie centralizacji.
Wzrost rozmiarów indywidualnych mas kapitałów stwarza materjalną podstawę nieustannego przekształcania samego trybu produkcji. Produkcja kapitalistyczna ogarnia wciąż nowe gałęzie pracy, dotychczas wcale jeszcze przez nią nieopanowane, albo opanowane tylko formalnie, lub częściowo. Prócz tego na gruncie jej wyrastają całkiem nowe gałęzie pracy, od samego początku już przez nią opanowane. Wreszcie, w gałęziach pracy, już prowadzonych trybem kapitalistycznym, siła wytwórcza pracy jest rozwijana sposobem cieplarnianym. We wszystkich tych wypadkach liczba robotników spada w stosunku do masy używanych przez nich środków produkcji. Coraz większa część kapitału zostaje zamieniana w środki produkcji, — coraz mniejsza — w siłę roboczą. W miarę wzrostu koncentracji i technicznej skuteczności środków produkcji, stają się one w coraz słabszym stopniu środkami zatrudnienia robotników. Pług parowy jest o wiele skuteczniejszym środkiem produkcji, aniżeli pług zwyczajny, lecz wartość kapitału, włożonego weń, jest daleko mniejszym środkiem zatrudnienia robotnika, niż gdyby kapitał ten był włożony w pług zwyczajny. 2 początku właśnie nowy kapitał, dołączony do dawnego, umożliwia rozszerzenie i techniczne przekształcenie przedmiotowych warunków produkcji. Niebawem jednak zmiana składu organicznego i przekształcenia techniczne rozciągają się w większym lub mniejszym stopniu także i na cały kapitał dawny, w miarę jak ten dobiega kresu swej reprodukcji i odnawia się. To przekształcenie kapitału dawnego jest w pewnym sensie niezależne od absolutnego wzrostu kapitału społecznego, podobnie jak niezależna jest odeń centralizacja. Ale ta ostatnia — która tylko rozdziela inaczej istniejący kapitał społeczny i stapia w jedną całość liczne kapitały dawne — działa znowu, jako potężny czynnik tego przekształcenia dawnego kapitału.
A więc z jednej strony kapitał dodatkowy, utworzony w toku nagromadzania, przyciąga coraz mniej robotników w stosunku do swej wielkości. 2 drugiej strony kapitał dawny, perjodycznie odtwarzany w nowym składzie, odpycha coraz więcej robotników, poprzednio przezeń zatrudnionych.

3. Wzrastające wytwarzanie przeludnienia względnego, czyli rezerwowej armji przemysłu.

Nagromadzanie kapitału, które pierwotnie występuje tylko jako rozszerzenie ilościowe, dokonywa się, jak widzieliśmy, wśród ciąągłych zmian jakościowych w składzie kapitału, wśród nieustannego wzrostu jego części stałej kosztem części zmiennej[15] i w ten sposób zmniejsza względne zapotrzebowanie pracy. Jaki wpływ ruch ten wywiera na położenie klasy robotników najemnych? Specyficznie kapitalistyczny tryb produkcji, odpowiadający mu rozwój siły wytwórczej pracy i spowodowana przez to zmiana organicznego składu kapitału nietylko dotrzymują kroku postępowi nagromadzania, czyli wzrostowi bogactwa społecznego. Posuwają się one nierównie szybciej, ponieważ nagromadzaniu prostemu, czyli absolutnemu rozszerzeniu kapitału całkowitego towarzyszy centralizacja jego pierwiastków indywidualnych, a technicznemu przeKształceniu kapitału dodatkowego — techniczne przekształcenie kapitału pierwotnego. Wraz z postępem nagromadzania zmienia się więc stosunek kapitału stałego do zmiennego w ten sposób, że jeżeli pierwotnie wynosił 1:1, to później 2:1, 3:1, 4:1, 5:1, 7:1 i t. d.; a więc w miarę wzrostu kapitału„ już nie 1/2 jego całkowitej wartości zamieniana jest w siłę; roboczą, ale ⅓, ¼, ⅕, ⅛ i t. d., natomiast w środki produkcji — ⅔, ¾, ⅘, ⅚, ⅞ i t. ± A ponieważ zapotrzebowanie pracy jest określone nie przez rozmiary całkowitego kapitału, lecz przez rozmiary jego zmiennej części składowej, więc zmniejsza się ono coraz bardziej wraz ze wzrostem kapitału całkowitego, zamiast wzrastać w tym samym, co on stosunku, jakeśmy to przypuszczali dotychczas. Zapotrzebowanie pracy zmniejsza się w stosunku do wielkości kapitału całkowitego, przytem w progresji przyśpieszonej wraz ze wzrostem tej wielkości.
Wprawdzie wraz ze wzrostem kapitału całkowitego wzrasta również jego część składowa zmienna, czyli wcielona w skład kapitału siła robocza, lecz w stale zmniejszającym się stosunku. Coraz krótsze są przerwy, podczas których nagromadzanie działa, jak proste rozszerzanie produkcji na danej podstawie technicznej. Nagromadzanie kapitału całkowitego, przyśpieszone w progresji rosnącej, staje się potrzebne już nietylko dla wyzyskiwania danej dodatkowej liczby robotników, lub nawet, wobec ciągłego przekształcania kapitału dawnego, dla zatrudniania robotników już czynnych. Wzrost nagromadzania i centralizacji ze swej strony staje się źródłem nowej zmiany w składzie kapitału, czyli nowego przyśpieszonego zmniejszania się jego części składowej zmiennej w porównaniu ze stałą. To względne zmniejszenie się zmiennej składowej części kapitału, przyśpieszające się wraz ze wzrostem kapitału całkowitego, ale w tempie szybszem, niż on wzrasta, po drugiej stronie wydaje się odwrotnie absolutnym wzrostem ludności robotniczej, zawsze szybszym niż wzrost kapitału zmiennego, czyli środków jej zatrudnienia. Raczej nagromadzanie kapitału wytwarza i to w stosunku do swego rozmachu i swych rozmiarów, ludność robotniczą nadmierną względnie, to znaczy nadmierną w stosunku do średnich potrzeb pomnażania wartości kapitału, a więc ludność robotniczą zbyteczną, czyli nadmiar ludności robotniczej.
Przy rozpatrywaniu całkowitego kapitału społecznego dostrzegamy, że ruch jego nagromadzania bądź wywołuje zmiany perjodyczne, — bądź różne jego czynniki występują równocześnie w różnych dziedzinach produkcji. W niektórych dziedzinach dokonywa się zmiana składu kapitału, bez zmiany jego absolutnej wielkości, wskutek samej tylko centralizacji; w innych mamy wzrost absolutny kapitału, związany z absolutnem zmniejszeniem się jego części składowej zmiennej, lub wchłanianej przezeń siły roboczej; jeszcze w innych dziedzinach kapitał bądź wzrasta na danej podstawie technicznej, i przyciąga dodatkową siłę roboczą w proporcji swego wzrostu, — bądź następuje zmiana organiczna i zmniejsza się jego składowa część zmienna; we wszystkich dziedzinach wzrost zmiennej części kapitału, a więc liczby robotników zatrudnionych, wiąże się zawsze z raptownemi wahaniami tej liczby i stwarzaniem przejściowego przeludnienia, które bądź występuje w formie bardziej widocznej, jako usuwanie już zajętych robotników, bądź w formie mniej widocznej, ale niemniej skutecznej, jako utrudniony odpływ nadmiaru ludności robotniczej przez jego zwykłe ujścia[16]. Wraz z wielkością już funkcjonującego kapitału społecznego i ze stopniem jego wzrostu, z rozszerzeniem się skali produkcji i masy uruchomionych robotników, z rozwojem siły wytwórczej ich pracy, z szerszym i pełniejszym wytryskiem wszystkich źródeł bogactwa — rozszerza się również i skala, w jakiej silniejsze przyciąganie robotników przez kapitał jest związane z silniejszem ich odpychaniem, potęguje się szybkość zmian w składzie organicznym kapitału i w jego formie technicznej, i wzrasta liczba dziedzin produkcji, obejmowanych tym przewrotem bądź jednocześnie, bądź kolejno. W ten sposób ludność robotnicza, wytwarzając nagromadzanie kapitału, zarazem wytwarza w coraz większym zakresie środki, które ją samą czynią stosunkowo nadmierną[17]. Jest to prawo zaludnienia, właściwe kapitalistycznemu trybowi produkcji, gdyż faktycznie każdy historyczny tryb produkcji ma swe własne prawa zaludnienia, mające moc w danej epoce historycznej. Oderwane prawo zaludnienia istnieje tylko w stosunku do roślin i zwierząt, aż do historycznego momentu interwencji człowieka.
Jeżeli jednak nadmiar ludności robotniczej jest koniecznym wytworem nagromadzania, czyli wzrostu bogactwa na podstawie kapitalistycznej, to nadmiar ten staje się odwrotnie dźwignią nagromadzania kapitału, a nawet warunkiem istnienia produkcji kapitalistycznej. Stanowi on rozporządzalną rezerwową armję przemysłu, zupełnie tak absolutnie podległą kapitałowi, jakgdyby ją kapitał własnym kosztem wyhodował. Dostarcza ona, w miarę zmiennych potrzeb pomnażania wartości kapitału, zawsze gotowego ludzkiego materjału wyzysku, niezależnie od granic rzeczywistego przyrostu ludności.
Wraz z nagromadzaniem kapitału i towarzyszącym mu rozwojem siły wytwórczej pracy, wzmaga się siła raptownej ekspansji kapitału, nietylko dlatego, że wzrasta elastyczność kapitału funkcjonującego i że powiększa się bogactwo absolutne, którego kapitał jest jedynie elastyczną częścią; nietylko dlatego, że kredyt za wszelką poszczególną podnietą w mgnieniu oka dostarcza produkcji niezwykłej części tego bogactwa w charakterze kapitału uzupełniającego. Warunki techniczne samego procesu produkcji (maszyny, środki przewozowe i t. d.) umożliwiają w najszerszym zakresie niezmiernie szybką przemianę wytworu dodatkowego w dodatkowe środki produkcji. Masa bogactwa społecznego, rosnącego w miarę postępu nagromadzania i dającego się przekształcić w wytwór dodatkowy, ciśnie się gwałtownie bądź ku starym gałęziom produkcji, przed któremi nagle otwierają się nowe rynki, bądź ku nowym, jak to koleje i t. d., których potrzeba wynika z rozwoju starych. We wszystkich tych wypadkach trzeba nagle i bez raptownego zmniejszania skali produkcji w innych dziedzinach przerzucać wielkie masy ludzkie na rozstrzygające pozycje. Mas tych dostarcza nadmiar ludności. Ów charakterystyczny krąg żywota nowożytnego przemysłu, ze swym dziesięcioletnim cyklem, przerywanym tylko przez pomniejsze wahania, okresów średniego ożywienia, produkcji pod Wysokiem ciśnieniem, przesilenia i zastoju, opiera się na ciągiem tworzeniu rezerwowej armji przemysłu, czyli nadmiaru ludności, na jej słabszem czy silniejszem wchłanianiu i na jej ponownem odtwarzaniu. Zmiany faz cyklu przemysłowego ze swej strony pomnażają przeludnienie i stają się jednym z głównych czynników, odtwarzających je.
Ten osobliwy bieg życia przemysłu nowoczesnego, niespotykany w żadnej poprzedniej epoce dziejów ludzkości, był niemożliwy również w okresie dziecięcym produkcji kapitalistycznej. Postęp techniki posuwał ’się powoli, a rozpowszechniał się jeszcze wolniej. Skład kapitału zmieniał się bardzo stopniowo. Nagromadzaniu kapitału naogoł odpowiadał więc stosunkowy wzrost popytu na pracę. Ale jakkolwiek powoli w porównaniu z epoką nowożytną odbywało się nagromadzanie kapitału, to jednak natrafia! on na przyrodzone szranki, ograniczające wzrost podległej wyzyskowi ludności robotniczej; usunięcie tych szranek było możliwe jedynie zapomocą środków gwałtownych, o których będzie mowa poniżej.“[18] Gwałtowne i raptowne rozszerzenie się skali produkcji jest przesłanką jej raptownego skurczu. Skurcz ten zkolei znów wywołuje rozszerzenie, ale to ostatnie jest niemożliwe bez gotowego już materjału ludzkiego, bez pomnażania liczby robotników, niezależnego od absolutnego wzrostu ludności. Pomnażanie to dokonywa się zapomocą prostego procesu, który stale „zwalnia“ część robotników zapomocą metod, zmniejszających liczbę robotników zatrudnionych w stosunku do powiększonej produkcji. Cala więc forma ruchu nowożytnego przemysłu wyrasta z ciągłego zamieniania ludności robotniczej w ludność bezroboczą lub półroboczą. Powierzchowność ekonomji politycznej w tem się między innemi ujawnia, że rozszerzenia i ograniczenia kredytu, będące tylko przejawami kolejnych faz cyklu przemysłowego, uważa ona za ich przyczynę. Zupełnie jak ciała niebieskie, raz wprawione w pewien ruch określony, stale go już powtarzają, tak samo produkcja społeczna, raz wciągnięta w ów ruch, stale odtwarza swe kolejne rozszerzenia i skurcze. Skutki stają się zkolei przyczynami, a zmienne fazy całego tego procesu, który stale odtwarza swe własne warunki, stają się perjodyczne. Dopiero odkąd przemysł maszynowy puścił głębokie korzenie i nabrał przeważającego znaczenia w przemyśle krajowym, odkąd dzięki temu handel zagraniczny jął przeważać nad wewnętrznym; odkąd rynek światowy objął olbrzymie przestrzenie Ameryki, Azji, Australji; odkąd wreszcie dość liczne stały się państwa przemysłowe, konkurujące ze sobą; — odtąd dopiero wystąpiły owe powtarzające się stale cykle, których kolejne fazy trwają lata, i które za każdym razem prowadzą do ogólnego kryzysu, który, zamykając jeden cykl, rozpoczyna cykl nowy. Dotychczas taki cykl trwał zazwyczaj dziesięć lub jedenaście lat; ale nie mamy żadnego powodu, by uważać tę liczbę za niezmienną. Przeciwnie, wyłożone przez nas tutaj prawa rozwoju kapitalizmu uzasadniają przypuszczenie, że jest to liczba zmienna, i że stopniowo ulegnie zmniejszeniu.
Z chwilą ustalenia się perjodyczności cyklów przemysłowych, nawet ekonomja polityczna zaczyna rozumieć konieczność przeludnienia względnego, t. j. w stosunku do przeciętnych potrzeb pomnażania wartości kapitału, jako warunku istnienia nowożytnego przemysłu.
„Przypuśćmy — powiada H. Merivale, niegdyś profesor ekonomji politycznej w Oksfordzie, a później urzędnik angielskiego ministerstwa kolonij — przypuśćmy, że w czasie kryzysu państwo się wysili, aby się pozbyć, drogą emigracji, paruset tysięcy zbytecznych ubogich; jakiż będzie z tego skutek? Ten, że przy pierwszem wznowieniu popytu na pracę da się odczuć jej brak. Najszybsza nawet reprodukcja ludzi wymaga bądź co bądź okresu całego pokolenia, aby zastąpić robotników dorosłych. Ale zyski naszych fabrykantów głównie są zależne od możności wyzyskania pomyślnego momentu ożywienia popytu i powetowania poprzedniego okresu zastoju. Tylko dowództwo nad maszynami i nad silą roboczą zapewnia im tę możność. Muszą znajdować wolne ręce do pracy; muszą mieć możność wzmagania w miarę potrzeby swej działalności, lub osłabiania jej, zależnie od stanu rynku; inaczej w żaden sposób nie będą mogli, wśród zażartego wyścigu konkurencji, utrzymać tej przewagi, na której się opiera bogactwo naszego kraju“.[19]
Nawet Malthus uznaje w przeludnieniu, które w swej ograniczoności wyprowadza on z absolutnego przerostu ludności robotniczej, a nie z jej względnego nadmiaru, konieczny warunek nowożytnego przemysłu. Mówi on, co następuje: „Rozumne zwyczaje, ograniczające małżeństwo, mogą zaszkodzić, krajowi, opierającemu swój byt głównie na przemyśle i handlu, jeżeli osiągną pewien stopień rozpowszechnienia wśród klasy robotniczej tego kraju... Wynika to z natury zaludnienia, że przyrost robotników, wskutek zwiększonego zapotrzebowania, może być dostarczony na rynek dopiero po upływie 16—18 lat, podczas gdy zamiana zaoszczędzonego dochodu w kapitał może się uskutecznić o wiele szybciej. Kraj jest zawsze wystawiony na niebezpieczeństwo, że jego fundusz pracy wzrośnie prędzej, niż ludność“[20]. Ekonomja polityczna uznała w ten sposób stałe wytwarzanie względnego nadmiaru ludności robotniczej za konieczność nagromadzania kapitału, poczem, przybierając doprawdy bardzo pasującą do niej pozę starej panny, wkłada w usta swemu „cudnemu ideałowi“ kapitalisty następujące słowa, zwrócone do „zbytecznych“ robotników, wyrzuconych na bruk przez swój własny twór, a mianowicie przez kapitał dodatkowy: „My, fabrykanci, robimy dla was, co możemy, pomnażając kapitał, z którego wy musicie żyć; wy musicie dokonać reszty, dostosowując liczbę swą do środków utrzymania“.[21]
Produkcja kapitalistyczna nie zadowala się tą ilością rozporządzanej siły roboczej, której dostarcza jej naturalny przyrost ludności. Aby mieć swobodę ruchów, wymaga ona armji rezerwowej przemysłu, niezależnej od owej przyrodzonej granicy.
Dotychczas wychodziliśmy z założenia, że wzrost lub zmniejszenie kapitału zmiennego ściśle odpowiada wzrostowi lub zmniejszeniu liczby zatrudnionych robotników.
Jednakowoż kapitał zmienny wzrasta, przy niezmienionej a nawet przy zmniejszającej się liczbie podległych mu robotników, jeżeli robotnik indywidualny dostarcza więcej pracy, i jeżeli wskutek tego płaca jego rośnie, chociaż cena pracy pozostaje niezmieniona albo nawet spada, lecz spada wolniej niż wzrasta jej masa. Wzrost kapitału zmiennego jest wtedy wykładnikiem większej ilości pracy, ale nie większej liczby zatrudnionych robotników. Każdy kapitalista jest bezwzględnie zainteresowany w tem, aby określoną ilość pracy wycisnąć raczej z mniejszej liczby robotników, aniżeli równie tanio lub bodaj taniej — z większej. W tym ostatnim wypadku nakład kapitału stałego wzrasta w stosunku do masy uruchomionej pracy, w pierwszym zaś wypadku — o wiele wolniej. Im większe są rozmiary produkcji, tem silniej działa ten motyw. Moc jego wzrasta wraz z nagromadzaniem kapitału.
Widzieliśmy już, że rozwój kapitalistycznego trybu produkcji i siły wytwórczej pracy — będący zarazem przyczyną i skutkiem nagromadzania kapitału — pozwala kapitaliście, przy tym samym nakładzie kapitału zmiennego, uruchomić większą ilość pracy, dzięki większemu, pod względem ekstensywności lub intensywności, wyzyskowi robotników. Dalej widzieliśmy, że kapitalista za tę samą wartość kapitału nabywa większą ilość sil roboczych, gdy w coraz większym stopniu zastępuje wprawniejszych robotników przez mniej wprawnych, dojrzałych — przez niedojrzałych, mężczyzn — przez kobiety i dorosłych — przez młodocianych.
A zatem, z postępem nagromadzania z jednej strony, większy kapitał zmienny uruchomia większą ilość pracy, nie najmując większej liczby robotników; z drugiej strony kapitał zmienny o tej samej wielkości uruchomia większą ilość pracy przy tej samej masie siły roboczej; i wreszcie uruchomia większą ilość sił roboczych niższej kategorji, rugując siły robocze wyższej kategorji.
Wytwarzanie względnego nadmiaru ludności, czyli zwalnianie robotników, postępuje więc jeszcze szybciej aniżeli techniczne przekształcenie procesu produkcji, przyspieszane zresztą i tak przez postęp nagromadzania, i aniżeli odpowiadające mu stosunkowe zmniejszenie zmiennej części kapitału w porównaniu z częścią stałą. Jeżeli środki produkcji, wzrastając zarówno pod względem rozmiarów, jak siły działania, stają się w mniejszym stopniu środkami zatrudnienia robotników, to stosunek ten zmienia się zkolei przez to, że w miarę wzrostu siły wytwórczej pracy, kapitał szybciej podnosi swą podaż pracy, aniżeli swe zapotrzebowanie robotników. Przeciążenie pracą zatrudnionej części klasy robotniczej pomnaża szeregi jej rezerwy, podczas gdy odwrotnie, spotęgowany nacisk, który rezerwa ta zapomocą konkurencji wywiera na robotników zatrudnionych, zmusza ich do pracy nadmiernej i do uległości względem rozkazów kapitału. Skazywanie pewnej części klasy robotniczej na przymusową bezczynność zapomocą przeciążenia pracą innej części, i odwrotnie, staje się środkiem zbogacania się oddzielnego kapitalisty,[22] a zarazem przyśpiesza wytwarzanie armji rezerwowej przemysłu w skali, odpowiadającej postępowi społecznego nagromadzania.
Na przykładzie Anglji widzimy, jak wielką rolę gra ten czynnik w wytwarzaniu względnego nadmiaru ludności. Jej środki techniczne „zaoszczędzania“ pracy są olbrzymie. A jednak, gdyby jutro nastąpiło ogólne ograniczenie pracy do normy racjonalnej, stopniowanej przytem w stosunku do różnych warstw klasy robotniczej, zależnie od pici i wieku, to dzisiejsza ludność robotnicza okazałyby się absolutnie niedostateczna, aby utrzymać produkcję krajową na obecnym poziomie. Większość robotników obecnie „nieprodukcyjnych“ musiałaby zamienić się w „produkcyjnych“.
Naogół biorąc, powszechne wahania płacy roboczej są wyłącznie regulowane przez rozszerzanie się i skurcze rezerwowej armji przemysłu, odpowiadające zmianom faz cyklu przemysłowego. A więc są określone me przez ruch absolutne; liczby ludności robotniczej, lecz przez zmienny stosunek, w jakim klasa robotnicza rozpada się na armję czynną i armję rezerwową, przez wzrost lub zmniejszanie się wielkości względnej nadmiaru ludności, przez stopień w jakim produkcja to wchłania ten nadmiar, to go znów zwalnia. Dla przemysłu nowożytnego z jego dziesięcioletnim cyklem i z fazami tego cyklu, przerywanemi zresztą w przebiegu nagromazania przez coraz częściej następujące po sobie wahania nieregularne, byłoby to zaiste piękne prawo, któreby uzależniało ruch kapitału od absolutnego ruchu liczby ludności, zamiast regulować zapotrzebowanie i zaofiarowanie pracy zapomocą rozszerzania i kurczenia kapitału, czyli według każdorazowych potrzeb pomnażania jego wartości, dzięki czemu rynek pracy to wydaje się względnie pusty, ponieważ kapitał się rozszerza, to przepełniony, ponieważ kapitał się kurczy. A jednak to prawo jest dogmatem ekonomji politycznej! W myśl jego płaca robocza podnosi się naskutek nagromadzania kapitału. Wyższa płaca robocza jest bodźcem do szybszego rozmnażania ludności robotniczej, a to znów trwa dopóty, dopóki nie nastąp, przepełnienie rynku pracy, a więc dopóki kapitał nie okaże się niedostateczny w stosunku do podaży pracy. Wtedy płaca robocza spada i ukazuje się zkolei odwrotna strona medalu. Spadek płacy roboczej przerzedza stopniowo ludność robotniczą, przez co kapitał znów staje się w stosunku do niej nadmierny; lub też, jak inni to objaśniają, zniżka płacy, wraz z odpowiadającem jej spotęgowaniem wyzysku, przyspiesza zkolei nagromadzanie kapitału, a zarazem niższa płaca hamuje wzrost klasy robotniczej. A zatem znów powracają warunki, przy których podaż pracy jest mniejsza, niż popyt na nią, płaca się wznosi i t. d. Pięknie by ten system ruchu odpowiadał potrzebom rozwiniętej produkcji kapitalistycznej! Toż zanimby zdążył nastąpić, pod wpływem zwyżki plac, jakikolwiek realny przyrost ludności, zdolnej do pracy, wiele razy już minąłby czas, w którego ciągu kampanja przemysłowa musi być przeprowadzona i stoczona rozstrzygająca bitwa.
W latach 1849—1859, wraz ze spadkiem cen zboża, nastąpiła w angielskich okręgach rolniczych pewna, w praktyce czysto nominalna, zwyżka płac. Tak więc w Wiltshire płaca tygodniowa podniosła się z 7 do 8 szylingów, w Dorsetshire z 7 lub 8 do 9 szyligów i t. d. Było to następstwem niezwykłego odpływu nadmiaru ludności wiejskiej, spowodowanego popytem wojennym, masową rozbudową kolei, fabryk, kopalni i t. d. Im niższa jest płaca, tem wyższą stopą procentową musi się wyrażać nawet nieznaczna podwyżka. Jeżeli np. płaca tygodniowa w wysokości 20 szylingów podnosi się do 22 szylingów, to podwyżka wyniesie 10%; jeżeli natomiast płaca wysokości 7 szyk wzrasta do 9 szyk, to podwyżka procentowa wyniesie 284/7%, co wygląda bardzo pokaźnie. W każdym razie dzierżawcy podnieśli lament, a nawet „London Economist“ bardzo poważnie ględził o „powszechnej i wydatnej podwyżce płac“[23] z powodu tych płac głodowych! Cóż uczynili dzierżawcy? Czyż może czekali, aż robotnicy rolni wskutek tak świetnych plac rozmnożą się do tego stopnia, aby place ich musiały się zniżyć, jak to się odbywa w dogmatycznym łbie ekonomisty? Sprowadzili więcej maszyn i w okamgnieniu robotnicy stali się „zbyteczni, w takim stosunku, jaki nawet dzierżawców mógł zadowolić. Włożyli oni w rolnictwo „więcej kapitału“, niż poprzednio i w produkcyjniejszej formie. A wskutek tego zapotrzebowanie pracy spadło nietylko stosunkowo, lecz również absolutnie.
Owa fikcja ekonomiczna miesza prawa, regulujące ogólny ruch płac roboczych, czyli stosunek pomiędzy klasą robotniczą, t. j. całkowitą siłą roboczą, a całkowitym kapitałem społecznym, z prawami, które rządzą podziałem ludności robotniczej pomiędzy poszczególne dziedziny produkcji. Jeżeli naprzykład w danej gałęzi produkcji, dzięki pomyślnej konjunkturze, nagromadzanie postępuje szczególnie szybko, zyski są większe od zysków przeciętnych, a stąd napływa tu kapitał dodatkowy, to wzrosną oczywiście zapotrzebowanie pracy i płaca robocza. Wyższa płaca przyciąga ku pomyślnie usytuowanej dziedzinie większy odsetek ludności robotniczej, dopóki nie nastąpi przesycenie siłą roboczą i płaca na czas dłuższy nu spadnie znów do swego poprzedniego poziomu przeciętnego, albo nawet jeszcze niżej, jeżeli napływ siły roboczej był zbyt wielki. Wte y napływ robotników do danej gałęzi produkcji nietylko ustaje, lecz nawet ustępuje miejsca ich odpływowi. Tu właśnie ekonomista wyobraża sobie, że widzi, „gdzie i jak“ wzrost płacy wywołuje absolutne zwiększenie liczby robotników, a wraz z absolutnem zwiększeniem liczby robotników — zmniejszenie płacy, ale w gruncie rzeczy widzi on tylko miejscowe wahania rynku pracy w poszczególnej dziedzinie produkcji, widzi tylko zjawiska podziału ludności robotniczej pomiędzy różne dziedziny lokaty kapitału, w zależności od jego zmiennych potrzeb.
Rezerwowa armja przemysłu, czyli względny nadmiar ludności, w okresach zastoju i średniego ożywienia wywiera nacisk na czynną armję robotniczą, a powściąga jej wymagania w okresach nadprodukcji i przemysłowej gorączki. Przeludnienie względne jest więc podłożem prawa, rządzącego zapotrzebowaniem i zaofiarowaniem pracy. Zamyka ono pole działania tego prawa w szranki, bezwzględnie odpowiadające właściwej kapitałowi żądzy wyzysku i panowania.
W tem miejscu wypada powrócić do jednego z wielkich czynów ekonomicznej apologetyki. Przypominamy sobie, że gdy, wraz z wprowadzeniem nowych maszyn lub rozpowszechnieniem starych, cząstka kapitału zmiennego przekształca się w kapitał stały, ekonomista — apologeta przedstawia czynność tę, która „wiąże“ kapitał i „zwalnia“ robotnika, wręcz odwrotnie, twierdząc, iż zwalnia ona kapitał dla robotnika [por. rozdział 13, punkt 6, „Teorja kompensaty i t. d.“]. Teraz dopiero możemy należycie ocenić bezczelność apologety. Zwolnieni są nietylko robotnicy, bezpośrednio wyrugowani przez maszyny, ale również ich jutrzejsi zastępcy i wreszcie kontyngent dodatkowy, normalnie przyjmowany przy zwykłym rozwoju przedsiębiorstwa na jego starej podstawie technicznej. Wszyscy oni już są „wolni“, i każdy nowy kapitał, poszukujący zastosowania, może nimi dysponować. Bez względu na to, czy ów nowy kapitał przyciągnie tych, czy też innych robotników, wpływ jego na ogólne zapotrzebowanie pracy będzie dopóty równy zeru, dopóki wystarcza on na to właśnie, aby odciągnąć z rynku tyleż rąk roboczych, ile maszyny wyrzuciły na rynek. Jeżeli zatrudni mniejszą liczbę, to ilość „zbytecznych“ wzrośnie; jeżeli większą — to ogólne zapotrzebowanie pracy wzrośnie jedynie o przewyżkę świeżo zatrudnionych nad zwolnionymi. Zwiększenie zapotrzebowania pracy, jakie mogłyby spowodować nowe kapitały, szukające lokaty, jest przeto w każdym wypadku zneutralizowane w tych granicach, w jakich zaspokajają je robotnicy, wyrzuceni na bruk przez maszyny.
A więc mechanizm produkcji kapitalistycznej dba o to, żeby absolutnemu powiększeniu kapitału nie towarzyszył odpowiedni wzrost ogólnego zapotrzebowania pracy. I to apologeta nazywa kompensatą za nędzę, za cierpienia, za śmierć, grożącą robotnikom, wyrzuconym na bruk podczas okresu przejściowego, który zapędza ich do szeregów rezerwowej armji przemysłu.
Zapotrzebowanie pracy nie jest równoznaczne z powiększaniem kapitału, ani jej zaofiarowanie ze wzrostem klasy robotniczej. Nie oddziaływują tu wzajemnie na siebie dwie potęgi niezależne. Les dés sont pipés [kości są fałszywe]. Kapitał działa naraz po obu stronach! Jeżeli nagromadzanie kapitału z jednej strony zwiększa popyt na pracę, to z drugiej strony zwiększa podaż robotników, „zwalniając“ ich; jednocześnie nacisk bezrobotnych zmusza robotników zatrudnionych do uruchomiania większej ilości pracy, a więc czyni podaż pracy do pewnego stopnia niezależną od podaży robotników. Działanie prawa popytu i podaży pracy na tej podstawie doprowadza do szczytu despotyzm kapitału.
Skoro więc robotnicy odkrywają tę tajemnicę, że im więcej pracują, im więcej wytwarzają cudzego bogactwa i im bardziej wzrasta siła wytwórcza ich pracy, tem bardziej niepewne staje się ich położenie, nawet w roli środka pomnażania kapitału; skoro odkrywają, że stopień napięcia konkurencji w ich własnych szeregach zależy całkowicie od nacisku względnego nadmiaru ludności; skoro zapomocą związków zawodowych i t. d. próbują zorganizować planowe współdziałanie pracujących z bezrobotnymi, ażeby unicestwić lub osłabić zgubny wpływ owego prawa przyrodzonego produkcji kapitalistycznej na los ich klasy, — wtedy kapitalista, ze swym adwokatem ekonomistą, podnoszą gwałt przeciwko podeptaniu „odwiecznego“ i, że tak powiem, „świętego“ prawa popytu i podaży. Wszakże wszelki związek pomiędzy robotnikami zatrudnionymi a niezatrudnionymi wypacza „czyste“ działanie tego prawa. Ale gdy z drugiej strony, naprzykład w kolonjach, niepomyślne okoliczności przeszkodzą wytwarzaniu rezerwowej armji przemysłu, a więc i całkowitemu uzależnieniu klasy robotniczej od klasy kapitalistów, to kapitał wraz ze swym rozdętym ogólnikami Sancho Pansą buntuje się przeciw „świętemu“ prawu popytu i podaży i stara się pokrzyżować je zapomocą środków przymusowych.

4. Różne formy bytu przeludnienia względnego. Ogólne prawo nagromadzania kapitalistycznego.

Przeludnienie względne istnieje we wszelkich możliwych odmianach. Należy doń każdy robotnik w czasie, gdy jest częściowo tylko zatrudniony lub zupełnie bezrobotny. Jeżeli pominiemy wielkie, perjodycznie powracające formy przeludnienia względnego, formy, które nadaje mu zmiana faz cyklu przemysłowego, a mianowicie przeludnienie ostre podczas kryzysów i chroniczne podczas okresów stagnacji, — to posiada ono stale trzy formy: płynną, utajoną i chroniczną.
Ośrodki przemysłu nowożytnego — fabryki, rękodzielnie, huty, kopalnie i t. d. — to odpychają robotników, to znów przyciągają ich w większych masach, tak, że naogół liczba ich wzrasta, choć w zmniejszającym się stosunku do skali produkcji. Przeludnienie istnieje tu w formie płynnej.
Zarówno w fabrykach we właściwem znaczeniu tego wyrazu, jak we wszelkich wielkich warsztatach, gdzie stosowane są maszyny lub choćby tylko przeprowadzony jest nowożytny podział pracy, istnieje masowe zapotrzebowanie robotników mężczyzn w wieku młodzieńczym. Gdy okres ten mija, tylko niewielka garstka pozostaje w tych samych gałęziach pracy, większość zaś regularnie bywa wydalana. Ci wydaleni stanowią żywioł przeludnienia płynnego, wzrastającego wraz z rozmiarami przemysłu. Część ich emigruje, a w gruncie rzeczy podąża tylko za emigrującym kapitałem. Jednem z następstw tego stanu rzeczy jest, że ludność kobieca wzrasta szybciej od męskiej, jak o tem świadczy przykład Anglji. Jest to sprzecznością samego ruchu kapitału, że naturalny przyrost ludności nie zadowala potrzeb jego nagromadzania, a jednak je zarazem przekracza. Kapitałowi potrzebna jest większa masa robotników w wieku młodzieńczym, mniejsza — w dojrzałym. Ta sprzeczność nie jest bardziej krzycząca, aniżeli inna, ta mianowicie, że rozlegają się skargą na brak rąk roboczych, podczas gdy jednocześnie tysiące robotników znajdują się na bruku, gdyż podział pracy przykuwa ich do pewnego określonego zawodu.[24] Przytem kapitał tak szybko spożywa siłę roboczą, że robotnik w wieku średnim jest już przeważnie mniej lub więcej zużyty. Bądź przechodzi on do szeregów rezerwy, bądź zostaje zepchnięty z wyższego szczebla na niższy, podczas gdy młodsza siła robocza zajmuje jego miejsce. Właśnie wśród robotników wielkiego przemysłu znajdujemy najkrótsze trwanie życia.
„Dr. Lee, funkcjonarjusz służby zdrowia w Manchester, stwierdził, że w mieście tem średnia długość życia wynosi: wśród klas posiadających 38 lat, wśród robotników tylko 17 lat. W Liverpool wynosi ona wśród pierwszych 35 lat, — wśród drugich — 15. Z tego wynika, że klasa zamożna otrzymuje przydział życia (have a lease of life) zgórą podwójny, w porównaniu ze swymi mniej zamożnymi współobywatelami“[25].
W tych warunkach wzrost absolutny tej części proletarjatu musi dokonywać się w formie, pomnażającej jej liczbę, choć jednostki, w skład jej wchodzące, zużywają się szybko. Stąd szybka zmiana pokoleń proletarjackich. Prawo to nie dotyczy pozostałych klas ludności. Tej potrzebie społecznej czynią zadość wczesne małżeństwa, które są koniecznem następstwem warunków bytu robotników wielkiego przemysłu, oraz wyzysk pracy dzieci robotników, będący premją za ich płodzenie.
Skoro produkcja kapitalistyczna ogarnia rolnictwo, i w tym stopniu, w jakim je ogarnia, wraz z nagromadzaniem funkcjonującego tu kapitału zmniejsza się absolutnie popyt na wiejską ludność robotniczą, przyczem tego odpychania siły roboczej nie kompensuje, jak w przemyśle nierolniczym — większe jej przyciąganie. To też część ludności wiejskiej jest zawsze gotowa przejść w szeregi miejskiego, czyli rękodzielniczego proletarjatu i wyczekuje okoliczności, sprzyjających temu przejściu[26]. (Przez „rękodzielnictwo“ rozumiemy tu wszelki przemysł nierolniczy). To źródło względnego przeludnienia tryska więc nieustannie. Lecz jego stały odpływ do miasta możliwy jest tylko przy jednoczesnem chronicznem, choć utajonem przeludnieniu samej wsi, którego rozmiary stają się widoczne dopiero wtedy, gdy wyjątkowo szeroko otworzą się kanały odpływowe. To też robotnik rolny zostaje zepchnięty na najniższy poziom płacy i zawsze tkwi jedną nogą w bagnie pauperyzmu.
Trzecia kategorja względnego nadmiaru ludności, kategorja chroniczna, stanowi część czynnej armji robotniczej, lecz część zatrudnioną bardzo nieregularnie. W ten sposób jest ona dla kapitału wręcz niewyczerpanym zbiornikiem rozporządzalnej siły roboczej. Jej stopa życiowa spada poniżej przeciętnego, normalnego poziomu klasy pracującej: to właśnie czyni z niej szeroką podstawę dla specjalnych form wyzysku kapitalistycznego. Maksimum czasu pracy i minimum płacy roboczej cechują tę część klasy robotniczej. Poznaliśmy już, mówiąc o chałupnictwie, jej główną odmianę. Warstwa ta rekrutuje się stale zpośród robotników zbytecznych w wielkim przemyśle i w rolnictwie, a w szczególności z zanikających gałęzi przemysłu, gdzie rzemiosło upada w walce z rękodzielnictwem, rękodzielnictwo zaś — w walce z produkcją maszynową. Kategorja ta wzrasta w miarę, jak wraz z rozmiarami i z energją nagromadzania zwiększa się liczba robotników, przechodzących do szeregów „zbytecznych“. Ale stanowi ona zarazem tego rodzaju element klasy robotniczej, który sam się uwiecznia, i bierze stosunkowo większy udział we wzroście całej klasy robotniczej, niż pozostałe elementy. W istocie, nietylko masa urodzeń i zgonów, lecz również absolutna wielkość rodzin pozostaje w stosunku odwrotnym do wysokości płacy roboczej, a więc do masy środków utrzymania, któremi rozporządzają różne kategorje robotników. — Tego rodzaju prawo brzmiałoby jak niedorzeczność wśród dzikich, a nawet wśród cywilizowanych mieszkańców kolonij. Przypomina ono masową reprodukcję niektórych gatunków zwierzęcych, indywidualnie słabych i zawzięcie tępionych[27].
Wreszcie najgłębsza warstwa względnego nadmiaru ludności przebywa w sferze pauperyzmu. Pomijając włóczęgów, zbrodniarzy i prostytutki, krótko mówiąc, właściwy lumpenproletarjat, ta warstwa społeczeństwa składa się z trzech kategoryj: i. Zdolni do pracy. Wystarcza powierzchownie bodaj przejrzeć angielską statystykę pracy, aby się przekonać, że ta kategorja wzrasta liczebnie przy każdym kryzysie i topnieje przy każdem ożywieniu przemysłu. 2. Sieroty i dzieci nędzarzy. Są to kandydaci rezerwowej armji przemysłu; w okresach rozkwitu przemysłowego, jak np. w r. 1860, bywają oni pośpiesznie i masowo wcieleni do czynnej armji robotniczej. 3. Ludzie zużyci, wynędzniali, niezdolni do pracy. Są to zwłaszcza jednostki, doprowadzone do zaniku sił przez nieruchomość swego zatrudnienia, spowodowaną przez podział pracy; dalej: robotnicy, którzy przeżyli normalny wiek życia robotniczego, wreszcie: ofiary przemysłu, których liczba wzrasta z rozpowszechnieniem niebezpiecznych maszyn, z rozwojem górnictwa, fabryk chemicznych i t. d.; kaleki, chorzy, wdowy i t. d. Pauperyzm jest domem inwalidów czynnej armji robotniczej i balastem rezerwowej armji przemysłu. Wytwarzanie pauperyzmu jest zawarte w wytwarzaniu nadmiaru ludności; konieczność pierwszego — w konieczności drugiego; razem są one niezbędnemi warunkami produkcji kapitalistycznej i wzrostu bogactwa. Pauperyzm należy do „faux frais“ [martwych kosztowi produkcji kapitalistycznej, które zresztą kapitał po większej części umie spychać na barki klasy robotniczej i drobnomieszczaństwa.
Im większe jest bogactwo społeczne, im większy jest kapitał funkcjonujący, im energiczniejszy, im szybszy jest wzrost jego, im większe są więc: liczba absolutna proletarjatu i siła wytwórcza jego pracy — tem większy jest względny nadmiar ludności, czyli rezerwowa armja przemysłu. Te same przyczyny powodują wzrost rozporządzalnej siły roboczej i wzrost prężności kapitału. Stosunkowa wielkość rezerwowej armji przemysłu wzrasta więc wraz z potencjonalnemi siłami bogactwa. Lecz im większa jest ta armja rezerwowa w stosunku do czynnej armji robotniczej, tem bardziej masowy charakter ma ów stały nadmiar ludności, którego nędza pozostaje w prostym[28] stosunku do męczarni jego trudów. Wreszcie, im większa jest warstwa łazarzy klasy robotniczej oraz rezerwowa armja przemysłu, tem większy jest pauperyzm oficjalny, urzędowo uznany. Jest to absolutne, ogólne prawo kapitalistycznego nagromadzania. Prawo to narówni z innemi prawami w urzeczywistnieniu swem podlega zmianom pod wpływem okoliczności postronnych, których nie będziemy analizowali w tem miejscu.
Staje się więc oczywistą niedorzeczność mądrości ekonomicznej, pouczającej robotników, by przystosowali swą liczbę do potrzeb pomnażania wartości kapitału. Jakgdyby mechanizm produkcji kapitalistycznej i nagromadzania kapitału nie dokonywały wciąż tego przystosowania! Pierwszem słowem wymaganego przystosowania jest wytworzenie względnego nadmiaru ludności, czyli rezerwowej armji przemysłu, ostatniem — nędza coraz liczniejszych warstw czynnej armji robotniczej i balast pauperyzmu.
Prawo, że wciąż wzrastająca masa środków produkcji dzięki postępowi wydajności pracy społecznej, może być uruchomiana coraz to mniejszym nakładem pracy ludzkiej, — prawo to w ustroju kapitalistycznym, gdzie nie robotnik zastosowuje środki produkcji, lecz one jego zastosowują, wyraża się jak następuje: im wyższa siła wytwórcza pracy, tem większy nacisk, wywierany przez robotników na ich środki zatrudnienia, a więc tem bardziej niepewna staje się podstawa ich bytu, a mianowicie sprzedaż własnej siły dla pomnożenia cudzego bogactwa, czyli dla samopomnażania wartości kapitału.
Szybszy wzrost środków produkcji i wydajności pracy, w porównaniu z ludnością produkcyjną, w stosunkach kapitalistycznych, brzmi odwrotnie: ludność robotnicza wzrasta zawsze szybciej, niż potrzeba samopomnażania wartości kapitału. Przekonaliśmy się w dziale czwartym przy badaniu wytwarzania wartości dodatkowej względnej, że w ustroju kapitalistycznym wszelkie metody podnoszenia społecznej siły wytwórczej pracy wprowadzane są zawsze kosztem robotnika indywidualnego; wszelkie środki podnoszenia produkcji przekształcają się w środki ujarzmiania i wyzyskiwania producenta; zniekształcają robotnika, zamieniając go w ułamek człowieka, poniżają go do roli dodatku do maszyny; wraz z męką jego pracy, wyzuwają ją z treści; obcą mu czynią duchową stronę procesu pracy, w tym samym stopniu, w jakim wcielają do tego procesu wiedzę, jako samodzielną potęgę; wypaczają warunki jego pracy; poddają go w procesie pracy szykanom, małostkowemu i nienawistnemu despotyzmowi, przemieniają całe życie jego w czas roboczy; rzucają jego żonę i dzieci pod koła zwycięskiego Dżagernatu[29] kapitału. Lecz wszelkie metody wytwarzania wartości dodatkowej są zarazem metodami nagromadzania kapitału, i odwrotnie: wszelki wzrost nagromadzania staje się środkiem rozwijania owych metod. Wynika stąd, że w miarę nagromadzania kapitału położenie robotnika, bez względu na to, czy płaca jego jest wysoka, czy niska, musi się pogarszać. Wreszcie prawo, które wciąż utrzymuje równowagę między względnym nadmiarem ludności, czyli rezerwową armją przemysłu, a rozmiarami i energją nagromadzania, przykuwa robotnika do kapitału mocniej, niż łańcuchy Wulkana przykuwały Prometeusza do skały. Wymaga ono nagromadzania nędzy, odpowiadającego nagromadzaniu kapitału. Nagromadzanie bogactw na jednym biegunie jest więc zarazem nagromadzaniem nędzy, wyczerpującej pracy, niewoli, ciemnoty, zdziczenia i otępienia na przeciwnym biegunie, to jest po stronie klasy, która wytwarza swój własny produkt jako kapitał.
Ten charakter antagonistyczny nagromadzania kapitalistycznego[30] bywa w różny sposób formułowany przez ekonomistów, jakkolwiek poczęści mieszają oni z nim pewne, wprawdzie podobne, lecz w gruncie rzeczy różne zjawiska przedkapitalistycznych trybów produkcji.
Mnich wenecki, Ortes, jeden z największych pisarzy ekonomicznych 18-go wieku, uważa ów antagonizm produkcji kapitalistycznej za powszechne prawo przyrodzone bogactwa społecznego.
„Ekonomiczne dobro i ekonomiczne zło zawsze się w danym kraju równoważą (il bene ed il male economico in una nazione sempre all‘istessa misura), obfitość dóbr u niektórych jest zawsze równoznaczna z ich brakiem u innych (la copia dei beni in alcuni sempre eguale alla mancanza di essi in altri). Wielkiemu bogactwu niewielu jednostek zawsze towarzyszy ograbianie z najniezbędniejszych rzeczy innych, o wiele liczniejszych“. Bogactwo narodu odpowiada jego ludności, a jej nędza odpowiada jego bogactwu. Pracowitość jednych jest przyczyną próżniactwa innych. Biedacy i próżniacy są nieodzownem następstwem istnienia bogatych i pracowitych i t. d.[31].
W lat 10 po Ortesie klecha anglikański Townsend z całą brutalnością wysławiał ubostwo, jako konieczny warunek bogactwa: „Prawny przymus pracy wymaga zbyt wiele zachodu, gwałtu i hałasu, podczas gdy głód nietylko wywiera nacisk spokojny, cichy i nieustanny, lecz również skłania do największego wysiłku, jako najbardziej naturalny motyw pracy i przemysłu“. A więc wszystko sprowadza się do tego, aby głód panował stale wśród klasy robotniczej, o co zresztą dba, według Townsenda, zasada zaludnienia, która działa zwłaszcza wsrod ubogich. „Jest to, jak się zdaje, prawo przyrody, że ubodzy są poniekąd lekkomyślni (improvident)“ (mianowicie, są tak lekkomyślni, że nie przychodzą na świat w złotych czepkach!), to też me braJk ich nigdy (that there always may be some) do spełnienia najniższych, najbrudniejszych i najcięższych posług życia społecznego. Suma szczęścia ludzkiego (the fund of human happiness) zostaje dzięki temu znacznie powiększona; ludzie delikatniejsi (the morę delicate) są wolni od tej udręki i mogą swobodnie oddawać się wyższym powołaniom... Ustawa o ubogich dąży do zniszczenia harmonji, piękna, symetrji i porządku tego ustroju, który Bóg i natura ustanowili na świecie“[32].
Podczas gdy mnich wenecki w wyroku losów, uwieczniającym nędzę, upatrywał rację bytu miłosierdzia chrześcijańskiego, celibatu, klasztorów i fundacyj dobroczynnych, to przeciwnie, prebendarz protestancki znajduje tu pretekst, aby potępiać angielskie ustawy o ubogich, na których mocy ubogi posiada prawo do nędznej zapomogi publicznej.
„Postęp bogactwa społecznego“, mówi Storch, „stwarza ową użyteczną klasę społeczną..., która wykonywa najprzykrzejsze, najcięższe i największy wstręt budzące czynności, — jednem słowem bierze na swe barki wszystko, co tylko życie zawiera nieprzyjemnego i niewolniczego, i tem właśnie zapewnia innym klasom czas wolny, nastrój wesoły i konwencjonalną (c‘est bon! — to niezłe!) — godność charakteru (dignite conventionelle)“[33]. Storch stawia sobie pytanie, jaką przewagę nad barbarzyństwem ma ta cywilizacja kapitalistyczna ze swą nędzą i upośledzeniem mas? I znajduje jedną tylko odpowiedź: bezpieczeństwo! Dzięki postępowi przemysłu i wiedzy, oświadcza Sismondi, każdy robotnik każdego dnia może wytworzyć znacznie więcej, niż mu potrzeba dla jego własnego spożycia. Ale zarazem, choć praca jego wytwarza bogactwo, to jednak bogactwo uczyniłoby go mało skłonnym do pracy, gdyby był powołany do tego, by je osobiście spożywać. Według Sismondi‘ego „ludzie“, t. j. ludzie niepracujący, „zrzekliby się prawdopodobnie wszelkich doskonałości sztuki i wszelkich rozkoszy, których nam przemysł dostarcza, gdyby je musieli nabywać za cenę nieustannej pracy, jaką jest praca robotnika... Istnieje dziś rozbrat między wysiłkami a wynagrodzeniem za nie; nie ten sam człowiek naprzemian pracuje i wypoczywa; wręcz przeciwnie; właśnie dlatego, że jeden pracuje, drugi może wypoczywać... Jedynym skutkiem nieograniczonego pomnażania sił wytwórczych pracy jest wzrost zbytku.i rozkoszy bogatych próżniaków“[34]. Cherbuliez, uczeń Sismondkego, uzupełnia go, dodając; „Sami robotnicy... biorąc udział w nagromadzaniu kapitałów produkcyjnych, przyczyniają się do wytworzenia stanu, który wcześniej czy później pozbawi ich części ich płacy“[35].
Wreszcie, Destutt de Tracy, chłodny doktryner burżuazyjny, wyraża się brutalnie: „Biednemi krajami są te, gdzie lud ma się dobrze, a bogatemi te, gdzie zazwyczaj jest w biedzie“[36].

5. Ilustracja ogólnego prawa nagromadzania kapitalistycznego.
a) Anglja w latach 1846—1866.

Żaden okres społeczeństwa nowożytnego nie sprzyja badaniom nagromadzania kapitalistycznego w tym stopniu, co ostatnie dwudziestolecie[37]. Zdawałoby się, że w okresie tym rozwiązał się worek Fortuny. Ale znów Anglja jest z pomiędzy wszystkich krajów najbardziej klasycznym przykładem, ponieważ zajmuje pierwsze miejsce na rynku światowym, ponieważ w niej tylko produkcja kapitalistyczna rozwinęła się w całej pełni, i wreszcie ponieważ zaprowadzenie od r. 1846 tysiącletniego królestwa wolnego handlu wygnało ekonomję wulgarną z ostatniej kryjówki. W czwartym dziale dostatecznie zaznaczyliśmy już tytaniczny rozwój produkcji, dzięki któremu druga połowa tego okresu zkolei o wiele prześcignęła pierwszą.
Chociaż wzrost absolutny ludności angielskiej w ciągu ubiegłego pięćdziesięciolecia był bardzo znaczny, jednak wzrost stosunkowy, czyli stopień wzrostu, wykazywał ciągły spadek, jak świadczy o tem następująca tablica, zaczerpnięta ze spisu urzędowego.
Procentowy roczny przyrost Anglji i Wallji wynosił:

w dziesięcioleciu 1811—1821 1,533%
1821—1831 1,446%
1831—1841 1,326%
1841—1851 1,216%
1851—1861 1,141%

Rozpatrzmy natomiast wzrost bogactwa. Najpewniejszem oparciem jest tu wzrost zysków, rent i t. d., podlegających podatkowi dochodowemu. Otóż przyrost opodatkowanych zysków (nie są tu włączeni dzierżawcy i niektóre inne kategorje podatników) wyniósł w Wielkiej Brytanji od r. 1853 do r. 1864 — 50,47% (czyli przeciętnie rocznie 4,58%)[38], zaś przyrost ludności w ciągu tego samego okresu — około 12%. Przyrost opodatkowanych rent z ziemi (łącznie z domami, kolejami, kopalniami, gospodarstwami rybnemi i t. d.) wyniósł od r. 1853 do r. 1864 — 38%, czyli 35/12% rocznie, w czem największy udział wzięły następujące działy[39]:

Wzrost rocznego dochodu od r. 1853 do r. 1864
Przyrost roczny
Domy 38.60% 03.50%
Kamieniołomy 84.76% 07.70%
Kopalnie 68.85% 06.26%
Huty żelazne 39.92% 03.63%
Gospodarstwa rybne 57.37% 05.21%
Gazownie 126.02% 11.45%
Koleje 83.29% 07.57%

Jeżeli zestawimy kolejne czterolecia okresu 1853—1864, to przekonamy się, że stopień wzrostu dochodu zwiększa się nieustannie. A więc dla dochodów, pochodzących z zysku, mamy:

w latach 1853 — 1857 1,73% rocznie
1857—1861 2,74%
1861—1864 9,30%

Całkowita suma dochodów, podległych podatkowi dochodowemu w Zjednoczonem Królestwie, wynosiła[40]:

w roku 1856 307,068,898 f. szt.
1859 328,127,416
1862 351,745,241
1863 359,142,897
1864 362,462,279
1865 385,530,020
Nagromadzaniu kapitału towarzyszyły równocześnie jego koncentracja i centralizacja. Choć w Anglji (z wyjątkiem Irlandji) nie było urzędowej statystyki rolnictwa, lecz 10 hrabstw dobrowolnie statystyki tej dostarczyło. Dała ona ten wynik, że w ciągu dziesięciolecia 1851—1861 liczba gospodarstw poniżej 100 akrów spadła z 31.583 do 26.567, a więc 5.016 połączono z większemi gospodarstwami[41]. W latach 1815—1825 żaden majątek, złożony z dóbr ruchomych, podlegających podatkowi spadkowemu, nie przenosił miljona funtów szt., w okresie od r. 1825 do r. 1855 było takich spadków 8, a od 1856 do czerwca r. 1859, czyli w ciągu 3½ lat — 4[42]. Najlepsze jednak pojęcie o centralizacji da nam zwięzła analiza rubryki D. podatku dochodowego (zyski, z wyłączeniem dzierżawców i t. d.) w latach 1864 i 1865. Zaznaczam przytem, że dochody z tego źródła od 60 f. szt. wgórę opłacają „income tax“, [podatek dochodowy ]. Dochody te, podległe opodatkowaniu, wyniosły w Anglji, Walji i Szkocji, w r. 1864 — 95.844.222 f. szt., a w r. 1865 105.435.579 f. szt.[43]; liczba zaś podatników wynosiła w 1864 r. 308.416 osób z pomiędzy ogółu ludności 23.891.009, a w r. 1865 332.421 osob z pomiędzy ogółu ludności 24.127.003. O podziale tych dochodów w obu latach daje pojęcie następująca tablica:
Rok, kończący się 5 kwietnia 1864 r. Rok, kończący się 5 kwietnia 1865 r.
Dochody z zysku w f. szt. Liczba osób Dochody z zysku w f. sz. Liczba osób
Ogółem 95,844,222 308,416 105,435,738 332,431
w tem 57,028,289 023,334 064,554,297 024,265
36,415,225 003,619 042,535,576 004,021
22,809,781 000832 027,555,313 000973
08,744,762 000091 011,077,238 000107

Węgla w Zjednoczonem Królestwie wydobyto w roku 1855 — 61.453.079 tonn, wartości 16.113.167 f. szt., w r. 1864 — 92.787.873 tonny, wartości 23.197.968 f. szt. Surowego żelaza wytworzono w r. 1855 — 3.218.154 tonny, wartości 8.045.385 f. szt., w r. 1864 — 4.767.951 tonn, wartości “.919.877 f. szt. W r. 1854 długość eksploatowanej sieci kolejowej Zjednoczonego Królestwa wynosiła 8.054 mil ang., kapitał wpłacony — 286.068.794 f. szt. W r. 1864: długość — 12.789 mil ang., kapitał wpłacony — 425.719.613 f. szt. W r. 1854 całkowity wywóz i wwóz Zjednoczonego Królestwa wynosił 268.210.145 f. szt., w r. 1865 — 489.923.285 f. szt. Ruch wywozu ilustruje poniższa tablica:[44]

rok 1846 058.842.377 f. szt.
1849 063.596.052  „
1856 115.826.948  „
1860 135.842.817  „
1865 165.862.402  „
1866 188.917.563  „

Po przytoczeniu tych niewielu danych zrozumiemy okrzyk triumfu Generalnego Registratora [przełożony nad księgami stanu cywilnego] narodu brytyjskiego: „Chociaż ludność wzrastała szybko, jednak nie dotrzymywała kroku postępowi przemysłu i bogactwa“[45].
Zwróćmy się teraz do bezpośrednich czynników tego przemysłu, czyli do wytwórców tego bogactwa, do klasy robotniczej: „Jest jedną z najsmutniejszych cech stanu społecznego kraju“, powiada Gladstone, „że obecnie w sposób zgoła niewątpliwy następuje zmniejszenie siły nabywczej ludu i wzrost cierpień i nędzy klasy pracującej. A zarazem wśród klas wyższych odbywa się ciągłe nagromadzanie bogactwa, wzrost zbytkownego trybu życia i używania“[46].
Tak przemawiał ten namaszczony minister w Izbie Gmin, 13-go lutego 1843 roku. A w lat dwadzieścia później, 16 kwietnia 1863 r., przedstawiając swój budżet Izbie, mówił on, co następuje: „Pomiędzy r. 1842 a r. 1852 podlegający opodatkowaniu dochód naszego kraju wzrósł o 6%... W ciągu ośmiolecia 1853—1861 wzrósł on w porównaniu z r. 1853 o 20%. Jest to rzecz tak zdumiewająca, że niemal trudna do wiary... Ten oszołamiający wzrost bogactwa i potęgi... ogranicza się wyłącznie do klas posiadających, ale... musi też przynosić pośrednią korzyść ludności robotniczej, gdyż pociąga za sobą zniżkę cen artykułów powszechnego spożycia — podczas gdy bogaci się zbogacili, ubodzy przynajmniej stawali się mniej ubogimi! Nie ośmielam się twierdzić, że się zmniejszyły objawy nędzy“[47].
Cóż za nędzny odwrót! Jeżeli klasa robotnicza pozostała „uboga, a tylko „mniej uboga w stosunku do „oszołamiającego wzrostu bogactwa i potęgi“, który wytworzyła dla klasy posiadającej, to stosunkowo jest ona równie uboga, jak wprzódy. Jeżeli „objawy nędzy“ nie zmniejszyły się, to znaczy, że wzrosły, gdyż wzrosły objawy bogactwa. Co zaś dotyczy potanienia środków utrzymania, to statystyka urzędowa, naprzykład dane londyńskiego przytułku dla sierot, wykazuje przeciętną podwyżkę o 20% cen w trzyleciu 1860 — 1862, w porównaniu z trzyleciem 1851 — 1853. W następnem trzyleciu, 1863 1865 widzimy rosnącą drożyznę mięsa, mleka, cukru, soli, węgla i mnóstwa innych niezbędnych środków utrzymania[48]. Następna zkolei mowa budżetowa Gladstone‘a, wygłoszona dnia 7 kwietnia 1864 r., jest wręcz jakąś odą Pindara, opiewającą postęp dorobkiewiczowstwa oraz szczęście ludu, miarkowane przez „ubóstwo. Mówi on tam o położeniu mas „graniczącem z pauperyzmem, o gałęziach produkcji, „gdzie płaca się nie podniosła, aż wkońcu podsumowuje szczęśliwość klasy robotniczej w słowach: „Życie ludzkie w dziewięciu wypadkach na dziesięć jest tylko walką o byt“[49].
Profesor Fawcett, nieskrępowany jak Gladstone względami natury urzędowej, oświadcza prosto z mostu: „Nie będę oczywiście przeczył temu, że płaca pieniężna, przy tak wielkiem pomnożeniu kapitału (w ostatnich dziesięcioleciach) również wzrosła, lecz ta pozorna korzyść jest znów w znacznym stopniu stracona, gdyż rożne artykuły pierwszej potrzeby wciąż drożeją (zdaniem jego z powodu spadku wartości metali szlachetnych)... Bogacze szybko stają się jeszcze bogatsi (the rich grow rapidly richer), podczas gdy nie znać żadnej poprawy w dobrobycie klas pracujących... Robotnicy stają się niemal niewolnikami sklepikarzy, których są dłużnikami“[50].
W działach, dotyczących dnia roboczego i maszyn, wyłuszczyliśmy okoliczności, wśród których angielska klasa robotnicza w ciągu ostatnich dziesięcioleci dokonała „oszołamiającego pomnożenia bogactwa i potęgi“ klas posiadających. Wtedy jednak zajmował nas przeważnie robotnik w czasie, gdy wykonywa swą funkcję społeczną. Dla zupełnego oświetlenia prawa nagromadzania kapitalistycznego należy przyjrzeć się przez chwilę również położeniu robotnika, poza warsztatem pracy, jego odżywianiu się i mieszkaniu. Ramy niniejszej księgi zmuszają nas do uwzględnienia przedewszystkiem najgorzej opłacanej części proletarjatu przemysłowego i robotników rolnych, t. j. większości klasy robotniczej[51].
Przedtem jeszcze słówko o urzędowym pauperyzmie, czyli o tej części klasy robotniczej, która utraciła podstawę swego istnienia, a mianowicie możność sprzedaży swej siły roboczej, i wegetuje dzięki jałmużnie publicznej. Oficjalny spis ubogich obejmował w Anglji[52]; w r. 1855 — 851.369 osób, w r. 1856 — 877.767, w r. 1865 — 97M33 — 2 powodu „głodu bawełnianego“ liczba ta wzrosła w latach 1863 i 1864 do 1.079.382 i 1.014.978. Kryzys r. 1866, który najciężej ugodził w Londyn, wywołał w tej stolicy rynku światowego, ludniejszej niż Królestwo Szkocji, w r. 1866 przyrost ubogich, wynoszący 19, 5% w porównaniu z rokiem 1865, a 24, 4% w porównaniu z r. 1864, oraz jeszcze większy przyrost ubogich w pierwszych miesiącach r. 1867 w porównaniu z rokiem 1866. Przy analizie statystyki pauperyzmu należy zaznaczyć dwa punkty. 2 jednej strony ruch liczby ubogich odzwierciedla perjodyczne zmiany faz cyklu przemysłowego. Z drugiej strony statystyka urzędowa staje się coraz błędniejszym wykładnikiem rzeczywistych rozmiarów pauperyzmu w miarę jak wraz z nagromadzaniem kapitału rozwija się walka klasowa, a wraz z mą rozwija się wśród robotników poczucie godności osobistej. Np. barbarzyństwo w traktowaniu ubogich, o którem prasa angielska (Times, Pall Mali Gazette i t. d.) tak głośno krzyczała w ostatnich dwóch latach, jest starej daty. Engels w r. 1844 stwierdzał te same okropności, i nawet ten sam obłudny, przemijający zgiełk oburzenia, należący do „sensacyjnej literatury“. Ale przerażający wzrost zgonów z głodu („death by starvation“) w Londynie, w ciągu ostatniego dziesięciolecia, świadczy wymownie o coraz silniejszej odrazie robotników do niewoli „workhouse“ [domu roboczego][53] tego istnego zakładu karnego dla nędzy.


b) Źle opłacane warstwy robotników przemysłowych w Anglji.

Przejdźmy teraz do źle opłacanych warstw klasy robotników przemysłowych. W czasie „głodu bawełnianego“, a mianowicie w r. 1862, Privy Council [rada tajna, czyli rada stanu, załatwiająca sprawy państwowe, nie podlegające kompetencji parlamentu. K.], polecił dr. Smithowi przeprowadzić ankietę w sprawie stanu odżywienia wynędzniałych robotników przemysłu bawełnianego w okręgach Lancashire i Cheshire. Uprzednie długoletnie studja doprowadziły go do wniosku, że „dla uniknięcia chorób, pochodzących z głodu“ (starvation diseases), trzeba, ażeby całodzienny posiłek przeciętnej kobiety zawierał conajmniej 3.900 granów węgla i 180 granów azotu, całodzienny posiłek mężczyzny — conajmniej 4.300 gr. węgla i 200 gr. azotu;, to jest dla kobiety tyle mniej więcej pierwiastków odżywczych, ile ich zawierają dwa funty dobrego pszennego chleba, dla mężczyzny o 1/9 więcej, czyli przeciętne spożycie tygodniowe dorosłych mężczyzn i kobiet winno wynosić conajmniej 28.600 gr. węgla i 1.330 gr. azotu. Obliczenie jego w praktyce zostało potwierdzone w sposób zdumiewający przez swą zgodność z mizernemi racjami pożywienia, do którego nędza sprowadziła spożycie robotników przemysłu bawełnianego. W grudniu 1862 roku otrzymywali oni tygodniowo 29.211 gr. węgla i 1.295 gr — azotu.
W r. 1863 Privy Council zarządził ankietę w sprawie nędznego stanu najgorzej odżywiającej się części klasy robotniczej. Dr. Simon, urzędnik sanitarny Privy Council, powierzył tę pracę wspomnianemu powyżej dr. Smithowi. Ankieta jego rozciągnęła się z jednej strony na robotników rolnych, z drugiej — na tkaczy jedwabiu, szwaczki, białoskórników, pończoszarzy, rękawiczników i szewców. Te ostatnie kategorje obejmują wyłącznie robotników miejskich, z wyjątkiem pończoszarzy. Przyjęto za zasadę ankiety, że w każdym zawodzie obejmie ona rodziny najzdrowsze i stosunkowo najlepiej się mające.
Wynik ogólny był taki, że „tylko w jednej z badanych kategoryj robotników miejskich otrzymywana ilość azotu przekraczała absolutne minimum, poniżej którego następuje stan niedożywienia, że u dwóch kategoryj stwierdzono niedobór, przyczem u jednej bardzo znaczny niedobór zarówno pokarmów, zawierających węgiel jak zawierających azot; że z pomiędzy badanych rodzin robotników rolnych zgorą ⅓ wykazywała niedobór pokarmów, zawierających węgiel, a zgórą ⅓ — niedobór pokarmów, zawierających azot, i że w trzech hrabstwach (Berkshire, Oxfordshire i Somersetshire) niedobór pokarmów azotowych był powszechny“[54]. 2 pomiędzy robotników rolnych, najgorzej odżywiali się robotnicy w Anglji właściwej — najbogatszej części Zjednoczonego Królestwa[55]. Niedożywienie wśród robotników rolnych dotyczyło głównie kobiet i dzieci, gdyż „mężczyzna musi jeść, żeby odrobić swą robotę“. Jeszcze większy niedostatek srożył się wśród zbadanych kategoryj robotników miejskich. „Odżywiają się tak nędznie, że w wielu wypadkach wpadają w ciężki i groźny dla zdrowia stan niedożywienia“[56]. (Wszystko to jest „wstrzemięźliwością“ kapitalisty! Mianowicie wstrzemięźliwością od wypłacania swym „rękom roboczym“ środków niezbędnych dla samego tylko utrzymania się przy życiu!)
Poniższa tablica ilustruje stosunek, zachodzący pomiędzy stanem odżywiania wzmiankowanych powyżej czysto miejskich kategoryj robotników, a racjami, przyjętemi przez dr. Smitha jako minimalne i zarazem, jako norma spożycia robotników przemysłu bawełnianego w czasie najgorszej nędzy:[57]

Obie płci
Przeciętne tygodniowe spożycie węgla
Przeciętne tygodniowe spożycie azotu
I. Pięć zawodów miejskich 28,876 gr. 1,192 gr.
II. Bezrobotni fabrycznego okręgu Lancashire 29,211 gr. 1,295 gr.
III. Normy minimalne, przecięt. dla obojga płci, zaproponowane dla robotników w Lancashire 28,600 gr. 1,330 gr.


Połowa, 60/125 zbadanych robotników przemysłowych, nie piła wcale piwa, 28% nie piło mleka. Przeciętne tygodniowe spożycie pokarmów płynnych wahało się od 7 uncyj na rodzinę u szwaczek, do 24¾ uncyj u pończoszarzy. Wśród niespożywających mleka większość stanowiły szwaczki londyńskie. Tygodniowe spożycie chleba wahało się pomiędzy 7% funta u szwaczek, a II!4 funta u szewców, przy przeciętnej ogólnej 9, 9 funta na osobę dorosłą. Tygodniowe spożycie cukru (syropu i t. d.) wahało się pomiędzy 4 uncjami u białoskórników, a “ u pończoszarzy, przy przeciętnej ogólnej 8 uncyj na osobę dorosłą. Ogólna przeciętna spożycia tygodniowego masła (tłuszczu i t. d.) wynosiła j uncyj na osobę dorosłą. Przeciętne spożycie mięsa (słoniny i t. p.) wahało się od 7¼ uncji na osobę dorosłą u tkaczy jedwabiu, a 18¼ uncyj u białoskórników; przeciętna ogólna dla różnych kategoryj wynosiła 13,6 uncyj. Przeciętny tygodniowy koszt wyżywienia osoby dorosłej wynosił: u tkaczy jedwabiu 2 szylingi 2½ pensa, u szwaczek 2 szylingi 7 p., u białoskórników 2 sz. 9½ p., u szewców 2 sz. 7¾ p., u pończoszarzy 2 sz. 6¼ p.. U tkaczy jedwabiu w Macclesfield przeciętny koszt tygodniowy wyżywienia wynosił tylko 1 sz. 8½ p.. Najgorzej odżywiające się kategorje stanowili: tkacze jedwabiu, szwaczki i białoskórnicy[58].
Dr. Simon w swem ogólnem sprawozdaniu zdrowotnem tak się wyraża o tym stanie odżywienia: „Ktokolwiek jest obeznany z praktyką lekarską wśród ubogich, albo wśród pacjentów szpitalnych, czy to przebywających w szpitalu, czy poza nim, przyzna niewątpliwie, że niedożywienie w niezliczonych wypadkach wywołuje choroby, lub je zaostrza... Jednak ze zdrowotnego punktu widzenia dochodzi tu jeszcze inna bardzo doniosła okoliczność... Trzeba pamiętać, że Judzie bardzo niechętnie znoszą redukcję pożywienia i że naogół wielka jałowość posiłku jest już następstwem szeregu innych, poprzedzających ograniczeń. Gospodarstwo domowe zostaje pozbawione wszelkiego komfortu materjalnego o wiele wcześniej, zanim niedożywienie zaważy na szali zdrowia, zanim fizjolog pocznie obliczać grany azotu i węgla, wypełniające odległość pomiędzy życiem a śmiercią głodową. Odzież i opał zapewne stały się jeszcze bardziej skąpe, niż pokarm. Brak więc osłony przed chłodem i niepogodą; ciasnota mieszkania zostaje doprowadzona do takiego stopnia, że wywołuje choroby lub je zaostrza; z mebli i sprzętów pozostają zaledwie resztki; nawet czystość sama staje się kosztowna lub uciążliwa. Jeżeli poczucie godności osobistej skłania do prób utrzymywania czystości, to każda próba taka pociąga za sobą powiększenie męki głodowej. Miejscem zamieszkania staje się okolica, gdzie najtańszy jest dach nad głową, t. j. dzielnica, gdzie przepisy zdrowotne osiągnęły najmniejszy skutek, gdzie najwięcej cuchną ścieki, gdzie najlichsza jest komunikacja, najwięcej brudów na ulicy, najgorsze i najbardziej skąpe zaopatrzenie w wodę i, w miastach, największy brak światła i powietrza. Takie oto są niebezpieczeństwa dla zdrowia, na które nieuchronnie wystawione jest ubóstwo, jeżeli to ubóstwo dochodzi aż do niedostatecznego odżywiania. Jeżeli suma tych dolegliwości wystarcza, aby życie uczynić ciężkiem, to niedożywienie już samo przez się jest okropne... Są to dręczące myśli, zwłaszcza gdy uprzytomnimy sobie, że nędza, o której mowa, nie jest nędzą, pochodzącą z własnej winy, z próżniactwa. Jest to nędza robotników. Przytem u chałupników praca, którą oni okupują skąpy kęs strawy, przeważnie jest przedłużona ponad wszelką miarę. A jednak chyba w bardzo warunkowem znaczeniu możnaby powiedzieć, że praca ich wystarcza na utrzymanie... Nominalna samodzielność może w bardzo znacznym stopniu być tylko krótszym lub dłuższym manowcem, wiodącym do pauperyzmu“[59].
Związek wewnętrzny między głodowaniem najpracowitszych warstw robotniczych a pospolitem czy też wyrafinowanem marnotrawstwem bogaczy, opartem na nagromadzaniu kapitału, ujawnia się dopiero przez poznanie praw ekonomicznych. Inaczej ze sprawą mieszkaniową. Każdy bezstronny postrzegacz dojrzy, że im większa centralizacja srodkow produkcji, tem większe stłoczenie robotników na małej przestrzeni, że więc im szybsze nagromadzanie kapitału, tem nędzniejsze warunki mieszkaniowe robotników. „Postęp“ i „upiększanie“ (improvements) miast, towarzyszące wzrostowi bogactw, a polegające na burzeniu źle zabudowanych dzielnic, na wznoszeniu pałaców dla banków i wielkich magazynów handlowych, na poszerzaniu ulic dla ruchu handlowego i dla zbytkownych powozów, na zaprowadzaniu tramwajów miejskich i t. d., zapędza oczywiście biedaków do zaułków coraz nędzniejszych i coraz gęściej zatłoczonych. 2 drugiej strony każdy wie, że drożyzna mieszkań pozostaje w odwrotnym stosunku do ich dobroci, i że kopalnie nędzy są eksploatowane przez spekulantów budowlanych z lepszym wynikiem i mniejszym kosztem, niż kiedykolwiek były eksploatowane kopalnie srebra w Potosi.
Antagonistyczny charakter nagromadzania kapitalistycznego, a więc i stosunków kapitalistycznej własności wogóle[60] staje się tu tak oczywisty, że nawet urzędowe sprawozdania angielskie o tym przedmiocie roją się od heretyckich wycieczek przeciwko „własności i jej prawom“. Plaga mieszkaniowa do tego stopnia dotrzymywała kroku rozwojowi przemysłu, nagromadzaniu kapitału, wzrostowi i „upiększaniu“ miast, że sama obawa przed zakaźnemi chorobami, które i „porządnego“ towarzystwa nie oszczędzają, powołała do życia w latach 1847—1864 aż 10 parlamentarnych ustaw sanitarno-policyjnych, a w niektórych miastach, jak w Liverpool, w Glasgow i t. d. strwożone mieszczaństwo wdało się w tę sprawę za pośrednictwem swych rad miejskich.
A jednak dr. Simon w swym raporcie z r. 1865 woła: „Naogół powiedziawszy, zło to nie podlega w Anglji żadnej kontroli“. Privy Council zarządził w r. 1864 ankietę w sprawie mieszkań robotników rolnych, a w r. 1865 — w sprawie mieszkań ludności ubogiej w miastach. W sprawozdaniach 7-em (z r. 1865) i 8-em (z r. 1866) o „Public Health“ znajdujemy mistrzowskie prace dr. Juljana Huntera. Do robotników rolnych powrócę później. Opis stanu mieszkań robotników miejskich poprzedzę ogólną uwagą dra Simona: „Aczkolwiek mój urzędowy punkt widzenia“, powiada on, „jest wyłącznie lekarski, jednak najzwyklejsze uczucie ludzkości nie pozwala mi zamykać oczu na drugą stronę tego zła. Gdy zło to (przeludnienie mieszkań) osiąga pewien poziom, to już prawie nieuchronnie pociąga za sobą taką negację wszelkiego poczucia delikatności, takie niechlujne zmieszanie ciał i czynności cielesnych, takie odsłonięcie nagości płciowej, które jest bydlęce, a nie ludzkie. Żyć w takich warunkach — to poniżenie człowieka, i tem głębsze, im dłużej oddziaływa. Dla dzieci, pod takiem przekleństwem zrodzonych, musi to być często chrzest upodlenia (baptism into infamy). Nie można mieć bodaj iskry nadziei, aby ludzie, postawieni w takich warunkach, mogli pod innemi względami zdążać ku owej atmosferze cywilizacji, której istotą jest czystość moralna i fizyczna“[61].
Londyn zajmuje pierwsze miejsce pod względem przeludnienia mieszkań, jak również pod względem ich absolutnej niezdatności na siedziby ludzkie: „Dwa są pewniki“, powiada dr. Hunter, „po pierwsze: Londyn posiada około 20 dużych osad, liczących po jakie 10.000 mieszkańców; stan rozpaczliwy tych osad przekracza wszystko, co dotychczas widziano w Anglji, a wynika całkowicie niemal ze złego stanu domów; powtóre: domy w tych osadach są dziś znacznie bardziej przepełnione i zniszczone, aniżeli przed 20 laty“[62]. „Niema w tem przesady, że w wielu dzielnicach Londynu i Newcastle‘u życie jest piekłem“[63].
W Londynie nawet lepiej się mająca część, klasy robotniczej wraz ze sklepikarzami i innemi żywiołami drobnomieszczańskiemi coraz silniej odczuwa plagę tych ohydnych stosunków mieszkaniowych w miarę jak wprowadzane są „ulepszenia“, jak niszczone są stare ulice i domy, jak fabryki rosną i jak wzrasta napływający do stolicy potok ludzki, jak wreszcie podnosi się komorne wraz z miejską rentą gruntową. „Komorne jest dziś tak wygórowane, że niewi lu robotników stać na więcej, niż na jeden pokój“[64]. Niema prawie domu w Londynie, dokoła którego nie uwijałaby się kupa „middlemen“ [pośredników]. Cena ziemi w Londynie jest mianowicie zawsze bardzo wysoka w porównaniu z rocznym dochodem z niej, ponieważ naogół nabywca spekuluje na to, że albo pozbędzie się wcześniej czy później swego nabytku po „Jury price“ (cena ustalana przy wywłaszczeniach przez taksatorów przysięgłych!, albo wyszachruje nadzwyczajny przyrost wartości, dzięki sąsiedztwu jakiegoś wielkiego przedsiębiorstwa. Następstwem tego jest regularny skup kontraktów najmu, których wygaśnięcie się zbliża. „Po dżentelmenach z tej branży można się spodziewać tego właśnie, co czynią: wyciśnięcia jak można najwięcej z mieszkańców domu i pozostawienia swym następcom samego domu w jak najgorszym stanie“[65].
Komorne jest tygodniowe, to też ci panowie nic nie ryzykują. Naskutek przeprowadzania linij kolejowych przez miasto „widziano niedawno we wschodniej części Londynu, jak pewna liczba rodzin, wypędzonych ze swych dawnych mieszkań, wędrowała pewnego sobotniego wieczora po mieście, niosąc swe manatki na grzbiecie i nie znajdując żadnego schronienia poza domem roboczym“[66]. Domy robocze są już przepełnione, „ulepszenia“ zaś, uchwalone przez parlament, właśnie teraz dopiero zaczynają wchodzić w życie. Robotnicy, wypędzani ze starych, burzonych domów, nie porzucają swej parafji, lub conajwyżej osiedlają się na jej granicy, w parafji sąsiedniej. „Oczywiście starają się mieszkać jak najbliżej swego warsztatu pracy. W rezultacie rodzina bywa zmuszona zamiast dwóch pokojów wynajmować jeden. Nawet przy wyższem komornem mieszkanie jest gorsze, niż to liche mieszkanie, z którego ją wypędzono. Połowa robotników w Strand odbywa już dwumilowe podróże do swego warsztatu pracy“.
Ów Strand, którego główna ulica imponuje przybyszom obrazem bogactw Londynu, jest zarazem przykładem stłoczenia ludzi w Londynie. W jednej parafji tej dzielnicy urzędnik sanitarny naliczył 581 osób na akr przestrzeni, choć do obszaru tego doliczono połowę szerokości Tamizy.
Rzecz prosta, że wszelkie zarządzenie policji sanitarnej, aby, jak to się dotychczas działo w Londynie, burzyć domy niezdatne do użytku i w ten sposób wyganiać robotników z danej dzielnicy, osiąga tylko ten wynik, że robotnicy stłaczają się tem gęściej w innej dzielnicy. „Albo“, mówi Dr. Hunter, „cały ten proceder musi się skończyć jako niedorzeczność, albo też musi się zbudzić sympatja publiczna (!) do tego, co dziś już bez przesady można nazwać obowiązkiem narodowym, a mianowicie do dostarczania dachu nad głową ludziom, którzy sami nie mogą go sobie sprawie z braku kapitału, ale którzyby mogli odszkodować właścicieli domow zapomocą opłat perjodycznych“[67]. Jakże godna podziwu jest sprawiedliwość kapitalistyczna! Właściciel ziemi, kamienicznik lub przemysłowiec, jeżeli jest wywłaszczony z powodu „ulepszeń“, jak koleje żelazne, nowe ulice i t. d. otrzymuje nietylko pełne odszkodowanie. Jeszcze należy mu się, na mocy praw boskich i ludzkich, sowity zysk, jako pociecha za przymusową „wstrzemięźliwość“. Robotnik zostaje wyrzucony na bruk z żoną, z dziećmi i z manatkami, a jeżeli zbyt masowo pcha się do dzielnic, które zarząd miejski chce utrzymać w przyzwoitym stanie, jest ścigany przez policję sanitarną!
Na początku 19-go wieku nie było w Anglji, poza Londynem, ani jednego miasta, liczącego sto tysięcy mieszkańców. Tylko 5 miast liczyło ich więcej niż 50,000. Dziś jest 28 miast, liczących ponad 50.000 mieszkańców. „Następstwem tej zmiany był nietylko olbrzymi wzrost ludności miejskiej, lecz również przekształcenie dawnych, gęsto stłoczonych miasteczek w ośrodki, ze wszystkich stron okolone zabudowaniami, bez żadnego dostępu świeżego powietrza. Ponieważ miejscowości te przestały być przyjemne dla bogatych, poczęli oni porzucać je, przenosząc się do powabniejszych okolic podmiejskich. Następcy tych bogaczy osiedlili się w dużych domach: każda rodzina, nieraz jeszcze z sublokatorami, zajmowała jeden pokój. Tak stłoczyła się ludność w domach, nie dla niej przeznaczonych, nieprzystosowanych do jej potrzeb, i w warunkach, zaiste poniżających dla dorosłych, a zgubnych dla dzieci“[68].
Im szybciej nagromadza się kapitał w danem mieście przemysłowem lub handlowem, tem większy jest napływ materjału ludzkiego, podległego wyzyskowi, i tem nędzniejsze są mieszkania robotnicze, budowane pośpiesznie i licho.
To też Newcastle-upon-Tyne, jako ośrodek coraz wydajniejszego okręgu górniczego i węglowego, zajmuje drugie miejsce po Londynie w tem piekle mieszkaniowem. Niemniej jak 34.000 osób mieszka tam w pojedyńczych izbach. Niedawno policja kazała zburzyć w Newcastle i w Gateshead znaczną liczbę domów, ze względu na absolutne niebezpieczeństwo dla publicznego zdrowia. Budowa nowych domow postępuje bardzo powoli, rozwój przedsiębiorstw bardzo szybko. To też w r. 1865 miasto było bardziej przeludnione, niż kiedykolwiek przedtem. Bardzo trudno było dostać nawet pojedynczą izbę. Dr. Embleton, lekarz szpitala dla chorych na choroby zakaźne, powiada: „Bezwątpienia, przyczyny trwania i rozszerzania się tyfusu szukać należy w stłoczeniu istot ludzkich i w niechlujstwie ich mieszkań. Robotnicy zazwyczaj mieszkają w domach, położonych w ślepych zaułkach i na podwórzach. Domy te pod względem światła, powietrza, przestrzeni i czystości są istnemi wzorami braku higjeny, są zakałą każdego cywilizowanego kraju. Mężczyźni, kobiety i dzieci sypiają tam w kupie. Jeżeli chodzi o mężczyzn, to nocna zmiana przychodzi zaraz po wyjściu dziennej, tak że pościel ledwo zdąży ostygnąć. Domy, źle zaopatrzone w wodę 1 gorzej jeszcze w ustępy, są plugawe, duszne i smrodliwe.“[69] Komorne tygodniowe za te nory wynosi od 8 pensów do 3 szylingów. „Newcastle-upon-Tyne, — powiada Dr. Hunter, — jest przykładem, jak jeden z najpiękniejszych szczepów naszego narodu pod wpływem zewnętrznych warunków, mieszkania i ulicy, stoczył się do stanu nieraz wręcz barbarzyńskiego zwyrodnienia.“[70]
Wobec przypływów i odpływów kapitału i pracy stan mieszkań w danem mieście przemysłowem może dziś być znośny, a jutro stać się ohydny. Albo też zarząd miasta może wreszcie zabrać się do usuwania najgorszych plag. Nazajutrz nadciąga jak szarańcza chmara obdartych Irlandczyków lub wynędzniałych robotników rolnych angielskich. Pakują ich do suteryn, do stodół, aż wreszcie zamieniają jakiś dotychczas porządny dom robotniczy w dom noclegowy, którego mieszkańcy zmieniają się tak szybko, jak żołnierze na kwaterunku podczas wojny trzydziestoletniej. Przykładem — Bradford. Właśnie filister municypalny był tam bardzo zajęty reformą miasta. Ponadto jeszcze w r. 1861 było tam 1751 domów niezamieszkanych. Ale wtem zaczyna się rozkwit przemysłowy, o którym niedawno piał tak wymownie ckliwy liberał, pan Forster, przyjaciel Murzynów. A wraz z rozkwitem przemysłu oczywiście zalały miasto wiecznie rozkołysane fale „armji rezerwowej przemysłu. czyli „względnego nadmiaru ludności“. Ohydne suteryny i izby, których spis[71] Dr. Hunter otrzymał od agentów pewnego towarzystwa ubezpieczeń, były zamieszkane przeważnie przez robotników dobrze opłacanych. Robotnicy ci twierdzili, że chętnieby zapłacili za lepsze mieszkania, gdyby je mogli dostać. Tymczasem poniewierają się i chorują wraz z rodzinami, podczas gdy ckliwy liberał Forster, członek parlamentu, rozczula się do łez nad dobrodziejstwami wolnego handlu i nad zyskami wybitnych mężów z Bradford, robiących w wełnie czesankowej.
Dr. Bell, jeden z lekarzy dla ubogich w Bradford, w swem sprawozdaniu z 5 września 1865, przypisuje warunkom mieszkaniowym przerażającą śmiertelność z chorób zakaźnych w jego okręgu: „W suterynie o objętości 1500 stóp sześciennych, mieszka 10 osób... Vincentstreet, Green Air Place i The Leys obejmują ogółem 225 domki z 1450 mieszkańcami, 435 łóżkami i 36 ustępami... Na każde łożko, a pi zez lożko rozumiem tu każdy kłąb brudnych łachmanów i każdą garsc wiórów, wypada przeciętnie 3, 3 osoby, a w pojedynczych wypadkach j i 6 osób. Wielu śpi bez łóżek, w ubraniu na gołej podłodze, młodzi mężczyźni i kobiety, małżeństwa, kawalerowie i panny — wszyscy w kupie. Czyż potrzeba dodawać, że te mieszkania, przeważnie nory smrodliwe, ciemne, Wilgotne i brudne, są zgoła nieodpowiednie na ludzkie siedziby? Są to ośrodki, z których się rozchodzą śmierć i choroba, i porywają swe ofiary nawet, i zpośród ludzi zamożnych (of good circumstances), którzy dopuścili do ropienia wśród nas tego rodzaju wrzodów“[72].
Trzecie miejsce po Londynie pod względem plagi mieszkaniowej zajmuje Bristol. „Tu, w jednem z najbogatszych miast Europy widzimy największy nadmiar gołej nędzy („blank poverty“) i plagi mieszkaniowej“[73].

c) Ludność koczująca. Górnicy.

Przechodzimy teraz do warstwy ludowej, z pochodzenia swego wiejskiej, z zajęć przeważnie przemysłowej. Jest to lekka piechota kapitału, którą on zależnie od swych potrzeb przerzuca z miejsca na miejsce. Gdy nie jest w marszu — „biwakuje“. Praca robotników wędrownych używana jest do różnych robót budowlanych i kanalizacyjnych, do wyrobu cegieł, do wypalania wapna, do budowy kolei żelaznych i t. d. Jest to wędrowna kolumna zarazy; miejscowościom, w których sąsiedztwie obozuje, przynosi ospę, tyfus, cholerę, szkarlatynę i t. d.[74]. W przedsiębiorstwach o znacznym nakładzie kapitału, jak budowa kolei i t. d., zazwyczaj przedsiębiorca sam dostarcza swej armji baraków drewnianych lub innych pomieszczeń w tym rodzaju, całych na poczekaniu zbudowanych osad bez urządzeń sanitarnych, poza dozorem władz miejscowych, lecz z wielką korzyścią dla pana przedsiębiorcy, który podwójnie wyzyskuje robotników: jako żołnierzy przemysłu i jako lokatorów. Zależnie od tego, czy barak drewniany zawiera i, 2, czy 3 nory, mieszkaniec, jego, kopacz lub t. p., płacić musi tygodniowo 1, 3 lub 4 szylingi[75].
Niechaj jeden przykład wystarczy. We wrześniu r. 1864, jak podaje dr. Simon, Sir George Grey, minister spraw wewnętrznych, otrzymał następującą skargę od przedstawiciela Nuisance Removal Committee [Komitet walki z warunkami antysanitarnemi] parafji Sevenoaks: „Jeszcze 12 miesięcy temu ospa była zgoła nieznana naszej parafji. Nie na długo przed tym czasem zostały rozpoczęte roboty przy budowie kolei z Levisham do Tunbridge. Główne roboty były wykonywane w bezpośredniem sąsiedztwie miasta; ponadto otworzono tu magazyn centralny całego przedsięwzięcia. To też pracuje tu wielka liczba osób. Ponieważ niepodobieństwem było rozmieścić ich wszystkich w domach, więc przedsiębiorca, pan Jay, kazał zbudować baraki w różnych punktach wzdłuż linji kolejowej, ażeby umieścić w nich robotników. Baraki te me miały ani wentylacji, ani ścieków i ponadto były z konieczności przepełnione, bo każdy lokator miał obowiązek przyjmowania sublokatorów, nawet jeżeli własna jego rodzina była bardzo liczna, i pomimo że każdy barak był tylko dwuizbowy. Według otrzymanego przez nas sprawozdania lekarskiego, biedacy ci znosili wskutek tego nocami wszelkie męki duszności, chcąc uniknąć jadowitych wyziewów z kałuż brudnej, stojącej wody oraz z ustępów, położonych tuż pod oknami. Wreszcie naszemu komitetowi złożył skargę lekarz, który miał sposobność zwiedzie te baraki. Wyrażał się on z największą goryczą o stanie tych tak zwanych mieszkań, i obawiał się bardzo poważnych następstw, jeżeli nie zostaną przedsięwzięte pewne zarządzenia sanitarne. Mniej więcej rok temu p. Jay zobowiązał się urządzić dom, do którego miały być przenoszone zatrudnione przezeń osoby w wypadkach chorob zakaźnych. W końcu lipca r. b. powtórzył on tę obietnicę, ale nigdy nie uczynił najmniejszego kroku dla jej wykonania, choć tymczasem nastąpiło parę wypadków ospy, z których dwa — śmiertelne. 9 września doktór Kelson zawiadomił mnie o dalszych zapadnięciach na ospę w tych samych barakach, i opisał ich stan ohydny. Muszę dodać dla Pańskiej (t. j. ministra) wiadomości, iż paraf ja nasza posiada dom izolowany, tak zwany dom zarazy, gdzie są pielęgnowani parafjanie, chorzy na choroby zakaźne; od paru miesięcy dom ten jest wciąż przepełniony pacjentami. W jednej tylko rodzinie zmarło pięcioro dzieci na ospę i febrę. Od 1 kwietnia do 1 września tego roku zmarło na ospę nie mniej niż 10 osób, z których 4 we wspomnianych barakach, będących rozsadnikami zarazy. Liczby zachorzeń niepodobna ustalić, gdyż rodziny, nawiedzone przez zarazę, starają się jak tylko mogą zachować to w tajemnicy.“[76].
Robotnicy w kopalniach węgla i w innych kopalniach należą do najlepiej opłacanych kategoryj proletarjatu angielskiego. Już poprzednio mieliśmy sposobność wykazać, jaką ceną okupują oni swój zarobek[77]. W tem miejscu wystarczy nam rzut oka na ich stosunki mieszkaniowe. Zazwyczaj przedsiębiorca kopalni, czy to jej właściciel, czy dzierżawca, stawia pewną ilość domków dla swych „rąk“. Otrzymują oni domki i węgiel za „darmo“, co oznacza, że stanowi to część ich zarobku, wypłacaną w naturze. Ci, którzy nie korzystają z tego przydziału, otrzymują wzamian 4 funty szt. rocznie. Okręgi górnicze szybko przyciągają ku sobie liczną ludność, złożoną nietylko z górników, lecz również z rzemieślników, sklepikarzy i t. d., którzy skupiają się wokół kopalni. Renta gruntowa jest tam wysoka, jak we wszelkich miejscowościach o gęstem zaludnieniu. Przedsiębiorca górniczy stara się więc postawić w sąsiedztwie szybów, na jak najmniejszej przestrzeni, tyle domków, wiele potrzeba, aby wpakować tam swe „ręce“ wraz z ich rodzinami. W razie otwierania wpobliżu nowych kopalni, lub wznawiania eksploatacji starych, natłok zwiększa się. Przy budowie domków jedyną zasadą wytyczną jest „wstrzemięźliwość“ kapitalisty od wszelkiego wykładania gotówki, nie będącego absolutną koniecznością.
„Mieszkania górników i innych robotników, pracujących w kopalniach w Northumberland i Durham“, powiada dr. Juljan Hunter, „są zapewne przeciętnie najgorsze i najdroższe z pomiędzy tego, co Anglja w tej dziedzinie w większych rozmiarach posiada, z wyjątkiem jednak okręgów górniczych w Monmouthshire. Są nadzwyczaj złe ze względu na wielką liczbę ludzi w każdym pokoju, na szczupłość terenu budowy, na którym stłaczają mnóstwo domów, na brak wody i ustępów, na często stosowaną metodę stawiania jednych domków na drugich lub dzielenia domów na piętra [w ten sposób, że każde piętro stanowi jakgdyby osobny domek i rożne domki stoją prostopadle jeden nad drugim]... Przedsiębiorca traktuje całą osadę w ten sposób, jakgdyby ludzie mieli tam tylko obozować, a nie mieszkać stale“[78].
Dr. Stevens pisze: „Zgodnie z otrzymaną instrukcją zwiedziłem większą część wielkich osad górniczych w Durham Union... Mogę stwierdzić, że prawie we wszystkich, z niewielkiemi wyjątkami, zaniedbano wszelkich urządzeń ku ochronie zdrowia ludności... Wszyscy górnicy są na dwanaście miesięcy przywiązani („bound“, wyrażenie, które podobnie, jak „bondage“ — pochodzi z czasów pańszczyźnianych) do dzierżawcy („lessee“) lub do właściciela kopalni. Jeżeli poważą się okazać swe niezadowolenie lub w inny sposob urażą dozorcę („viewer“), to stawia on znaczek lub adnotację przy ich nazwiskach w rejestrze robotników i wydala ich przy zawieraniu nowej umowy rocznej Wydaje mi się, że żadna odmiana „trucksystemu“[79] nie może być gorsza od tej, która panuje w tych gęsto zaludnionych okręgach. Robotnik zmuszony jest przyjmować, jako część swej płacy, mieszkanie, otoczone zabójczemi wyziewami. Robotnik nie może sam dać sobie rady. Jest on cod każdym względem poddanym (he is to all intents and purposes a serf). Wydaje się wątpliwe, czy ktokolwiek może mu dopomóc, prócz jego pana, a ten radzi się przedewszystkiem swego bilansu, z dość niezawodnym wynikiem. Robotnik otrzymuje od właściciela i wodę; czy woda jest dobra czy zła, czy jest dostarczana, czy wstrzymana, musi on za nią zapłacić, albo raczej pozwolić strącić jej cenę ze swej płacy“[80].
Przy konfliktach z „opinją publiczną“, lub też z policją sanitarną, kapitał wcale się nie krępuje „usprawiedliwiać“ warunki, niebezpieczne i poniżające zarazem, w które wpędza pracę robotnika i jego życie domowe, argumentem, że jest to potrzebne, aby wyzyskiwać robotnika z większą dla siebie korzyścią. Kapitalista uzasadnia w ten sposób odmowę stosowania środków ochronnych przy maszynach niebezpiecznych w fabrykach, wentylacji i środków zapobiegawczych przeciw katastrofom w kopalniach i t. d. To samo słyszymy, gdy mowa o mieszkaniach górników.
„Na usprawiedliwienie“ powiada w swym urzędowym raporcie dr. Simon, urzędnik sanitarny Privy Council, „na usprawiedliwienie nędznego urządzenia mieszkań przedsiębiorcy powołują się na to, że są zazwyczaj tylko dzierżawcami kopalni, że dzierżawa jest zbyt krótkotrwała (w kopalniach węgla przeważnie 21 lat), aby dzierżawcom opłacało się budować dobrze urządzone domy dla robotników, majstrów i t. d., których przedsiębiorstwo przyciąga; gdyby nawet on sam chciał być hojnym na tym punkcie, to przeszkodziłby mu w tem właściciel gruntu. Mianowicie właściciel zażądałby natychmiast olbrzymich dodatków do swej renty gruntowej za pozwolenie zbudowania na powierzchni gruntu przyzwoitej i wygodnej osady dla pomieszczenia ludzi, pracujących w jego podziemnej włości. Ta cena, uniemożliwiająca wszelkie ulepszenia, jeżeli już nie bezpośredni zakaz, odstrasza również i tych, którzy skądinąd mieliby ochotę budować.... Nie będę dłużej badał słuszności tego usprawiedliwienia, ani też dochodził, na kogoby ostatecznie spadł dodatkowy wydatek na budowę przyzwoitych mieszkań: na właściciela, dzierżawcę kopalni, robotników czy publiczność.... Ale wobec tak haniebnych faktów, jakie odsłaniają załączone sprawozdania (Dr. Huntera, dr. Stevensa i innych), należy zastosować środki zaradcze z praw własności ziemskiej korzysta się tu dla wyrządzenia wielkiej niesprawiedliwości społecznej. Pan gruntu, jako właściciel kopalni, zaprasza kolonję robotniczą do pracy na swoim terenie; następnie, jako właściciel powierzchni gruntu, uniemożliwia zgromadzonym robotnikom znalezienie znośnych mieszkań, niezbędnych dla ich bytu. Dzierżawca kopalni (eksploatator kapitalistyczny) nie ma żadnego interesu pieniężnego, aby się przeciwstawić takiemu podziałowi ról, gdyż wie, że konsekwencje nadmiernych wymagań właściciela nie na niego spadają, lecz na robotników, którzy są za mało świadomi, aby znać swe prawa sanitarne, i że ani najohydniejsze mieszkania, ani najbardziej zgniła woda nie będą nigdy powodem strajku“[81].

d) Wpływ kryzysów na najlepiej opłacaną część klasy robotniczej.

Zanim przejdę do właściwych robotników rolnych, zobaczymy jeszcze na jednym przykładzie, jak działają kryzysy na najlepiej nawet opłacaną część klasy robotniczej, na jej arystokrację. Przypominamy sobie, że rok 1857 przyniósł jeden z owych wielkich kryzysów, któremi się kończy za każdym razem cykl przemysłowy. Termin następnego kryzysu przypadał na r. 1866. Wyprzedzony we właściwych okręgach fabrycznych przez tak zwany „głód bawełniany, który wygnał wiele kapitału ze sfery zwykłego zastosowania do centralnych zbiorników rynku pieniężnego, kryzys przybrał tym razem przeważnie finansowy charakter. Sygnałem wybuchu kryzysu w maju r. 1866 było bankructwo pewnego olbrzymiego banku londyńskiego, po którem natychmiast nastąpił szereg upadłości spekulacyjnych towarzystw finansowych. W Londynie jedną z wielkich gałęzi przemysłu, dotkniętych kryzysem, była budowa okrętów z żelaza. Największe przedsiębiorstwa tej gałęzi przemysłu w czasie grynderstwa nietylko uprawiały masową nadprodukcję, ale ponadto zakontraktowały ogromne dostawy, spekulując na to, że źródło kredytu wciąż będzie tryskało równie obficie. Teraz nastąpiła straszliwa reakcja, która i w innych gałęziach przemysłu londyńskiego trwa do tej chwili, t. j. do końca marca 1867 r.[82].
Dla charakterystyki położenia robotników przytoczymy ustęp z obszernego szczegółowego sprawozdania korespondenta „Morning Star, który na początku r. 1867 zwiedził główne ośrodki niedoli: „We wschodniej części Londynu, a mianowicie w dzielnicach Poplar, Millwall, Greenwich, Deptford, Limehouse i Canning Town jest piętnaście tysięcy robotników, pogrążonych wraz z rodzinami w zupełnej nędzy; w ich liczbie znajduje się trzy tysiące wykwalifikowanych mechaników, którzy tłuką kamienie na podwórzu domu roboczego. Ich oszczędności wyczerpały się w ciągu sześcio lub ośmiomiesięcznego bezrobocia.... Trudno mi było dotrzeć do bramy domu roboczego (w Poplar), gdyż była formalnie oblężona przez tłum wygłodniały. Ludzie ci mieli otrzymać kartki na chleb, lecz jeszcze nie nastąpił moment rozdawania tych kartek. Podwórze stanowi duży kwadrat, okolony daszkiem, biegnącym wzdłuż ścian. Bruk na środku podwórza zawalony był wielkiemi kupami śniegu. Pośrodku również było parę małych placyków, ogrodzonych płotami z chróstu, coś nakształt owczarni, gdzie ludzie pracują przy znośnej pogodzie. W dniu mej bytności jednak „owczarnie“ te były tak zawalone śniegiem, że niktby tam nie usiedział. Ale ludzie pracowali pod daszkiem, mianowicie kruszyli kamienie na szuter, używany do brukowania szosy. Każdy siedział na wielkim kamieniu i ciężkim młotem kruszył złom granitu, okryty soplami lodu, dopóki nie utłukł w ten sposób — pomyśleć tylko! — 5 buszli miału. Wtedy dopiero kończył się jego dzień roboczy, i otrzymywał on 3 pensy i kartkę na chleb. W innej części podwórza znajdował się mały i nędzny domek drewniany. Uchyliwszy drzwi, zobaczyliśmy w nim gromadę mężczyzn, stłoczoną widocznie poto, żeby grzać się; wzajemnie. Skubali oni stare liny okrętowe i spierali się, kto z nich najdłużej zdoła pracować przy najmniejszem pożywieniu; wytrzymałość była ich point d‘honneur [punktem honoru]. W tym jednym tylko domu roboczym.... otrzymywało zapomogi 7,000 bezrobotnych.... w tej liczbie setki wykwalifikowanych robotników, którzy 6—8 miesięcy temu otrzymywali płace, zaliczane do najwyższych w naszym kraju. A liczba ich byłaby dwakroć większa, gdyby nie to, że tak wielu, po wyczerpaniu całych swych oszczędności pieniężnych, stroniło jednak od zapomogi parafjalnej, dopóki miało choć cośkolwiek do zastawienia.... Wychodząc z domu roboczego„ przeszedłem się po ulicach, wśród przeważnie jednopiętrowych domków, tak licznych w Poplar. Przewodnikiem moim był członek komitetu bezrobotnych. Pierwszy dom, do któregośmy weszli, należał do robotnika z fabryki żelaza, bezrobotnego od 27 tygodni. Znalazłem go wraz z rodziną w tylnym pokoju. Pokój ten niecałkiem był jeszcze ogołocony z mebli, a na kominku palił się ogień. Było to konieczne dla uchronienia od zimna bosych nóżek dziatwy, gayż dzień był mroźny. Przed kominkiem, na talerzu leżały pakuły, które żona i dzieci skubały wzamian za kartkę na chleb z parafjalnego domu roboczego. Mąż pracował na opisanem już podwórku za kartkę na chleb i 3 pensy dziennie. Przyszedł obecnie do domu na obiad, bardzo głodny, jak nam oznajmił z gorzkim uśmiechem na twarzy, a obiad jego składał się z paru kromek chleba ze smalcem i kubka herbaty bez mleka... Drzwi następne otworzyła nam kobiecina w wieku średnim i, nie rzekłszy ani słowa, zaprowadziła nas do pokoju, gdzie cała rodzina siedziała w milczeniu, utkwiwszy oczy w szybko wygasający ogień. Taką pustką i beznadziejnością owiani byli ci ludzie i ich maleńka izdebka, że doprawdy nie chciałbym po raz drugi sceny takiej oglądać. „Nic nie zarobiły, panie“, rzekła kobieta, wskazując na swe dzieci, „nic nie zarabiają już od 20 tygodni, a już całe pieniądze nasze się rozeszły; całe 20 funtów szterlingów, któreśmy z ojcem w lepszych czasach uciułali w nadziei, że to nam pozwoli przetrwać złe czasy.... A niechże Pan teraz zobaczy!“, krzyknęła dzikim prawie głosem, wyciągając książeczkę bankową, gdzie były kolejno oznaczone wszystkie wpłaty i wypłaty, tak że mogliśmy się naocznie przekonać, jak ten skromny fundusz, od pierwszego wkładu j szylingów narastał stopniowo aż do 20 funtów, i jak później znów topniał, jak z funtów schodził do szylingów, aż wreszcie ostatnia adnotacja czyniła książeczkę również bezwartościową, jak strzęp białego papieru. Rodzina ta otrzymywała pożywienie z domu roboczego, który raz na dzień dostarczał jej nędznego posiłku... Następna nasza wizyta zaprowadziła nas do żony pewnego metalowca, który pracował w stoczni. Znaleźliśmy ją — chorą z głodu, wyciągniętą w ubraniu na materacu, nawpół przykrytą kawałem dywana, gdyż cała pościel była w lombardzie. Doglądały jej wynędzniałe dzieci, którym opieka byłaby równie potrzebna, jak ich matce. 19 tygodni przymusowego bezrobocia doprowadziły ją do takiego stanu; opowiadała nam swe dzieje z takim jękiem rozpaczy, jakgdyby utraciła wszelką nadzieję na powrót lepszych czasów... Gdyśmy już wychodzili z tego domu, podbiegł do nas jakiś młody robotnik, prosząc, abyśmy zaszli do niego do mieszkania i zobaczyli, czy się nie da co uczynić dla niego. A miał on do pokazania tylko młodą żonę i dwoje ładnych dzieci, pęk kwitów z lombardu, i ogołocony ze sprzętów pokój“.
W sprawie bolesnych następstw kryzysu z r. 1866, przytaczamy poniżej wyciąg z pewnej torysowskiej gazety. Należy przytem pamiętać, że Eastend, wschodnia część Londynu, o której tu mowa, jest zamieszkiwana nietylko przez robotników, zatrudnionych przy budowie okrętów żelaznych i w innych gałęziach wielkiego przemysłu, lecz również przez licznych t. zw. „chałupników“, stale płatnych poniżej minimum. [Ich to właśnie dotyczy poniższy cytat, zaczerpnięty ze „Standardu“, głównego organu torysów, t. j. konserwatystów]: „Scena, pełna grozy, rozegrała się wczoraj w jednej z dzielnic stolicy. Choć niecała wielotysięczna masa bezrobotnych z Eastend manifestowała pod czarnemi sztandarami, to jednak pochód był dość imponujący. Uprzytomnijmy sobie cierpienia tej ludności. Umiera ona z głodu. Fakt to prosty i straszliwy. Jest ich 40.000... Za naszych dni na przedmieściu naszej wspaniałej stolicy, tuż obok największego skupienia bogactw, jakie świat kiedykolwiek oglądał — 40.000 ludzi, pozbawionych pomocy, umierających z głodu! Te tłumy tysiączne obecnie wdzierają się do innych dzielnic. Wciąż nawpół głodni, dziś w twarz nam miotają swe cierpienia, wołają o pomstę do nieba, opowiadają nam o wynędzniałych mieszkaniach, o tem, że niepodobna znaleźć roboty i że na nic zda się żebrać. Gminni płatnicy podatku na ubogich są już sami na brzegu pauperyzmu wskutek wymagań władz parafjalnych“. („Standard“, 5 kwietnia 1867 r.).
Ponieważ wśród kapitalistów angielskich modne jest przedstawiać Belgję, jako „raj robotników“, gdyż tam „wolność pracy“, lub — co na jedno wychodzi, — „wolność kapitału“, nie jest ograniczona ani przez „despotyzm“ trade unionów, ani przez ustawodawstwo fabryczne, przeto poświęcimy słów parę „szczęściu“ „wolnego“ robotnika belgijskiego, którego uszczęśliwiają kler, arystokracja, liberalna burżuazja i biurokracja, ale dalibóg nie trade — uniony i nie ustawy fabryczne. Z pewnością nikt głębiej nie wniknął w tajniki tego szczęścia, niż zmarły pan Ducpétiaux, inspektor generalny belgijskich więzień i zakładów dobroczynnych, a zarazem członek komisji centralnej dla statystyki Belgji. Weźmy jego dzieło: „Budgets économiques des classes ouvrières en Belgique, Bruxelles 1855“. Między innemi poznajemy tam normalną belgijską rodzinę robotniczą, której roczny przychód i rozchód są przedstawione według szczegółowych rachunków i której stan odżywiania jest porównany z racją pożywienia żołnierza, marynarza i więźnia. Rodzina „składa się z ojca, matki i czworga dzieci“. Z tych „sześciu osób cztery mogą być przez rok cały użytecznie zatrudnione. Autor zakłada zgóry, że w rodzinie tej „niema chorych, ani też niezdolnych do pracy“, że nie ponosi ona „żadnych wydatków na cele religijne, moralne lub intelektualne, z wyjątkiem drobnej opłaty za krzesła w kościele“, ani też nie opłaca „składek do kas oszczędnościowych, lub ubezpieczeń na starość”, ani wreszcie nie pozwala sobie na „zbytek i niepotrzebne wydatki”. Jednak autor pozwala ojcu i starszemu synowi palić tytoń, a w niedzielę bywać w gospodzie, i na ten cel przeznacza im całych 86 centymów tygodniowo. „Z ogólnego zestawienia płac, pobieranych przez robotników w różnych gałęziach przemysłu, wynika.... iż przeciętna płaca dzienna wynosi conajwyżej: 1 fr. 56 centymów dla mężczyzn, 89 centymów dla kobiet, 56 centymów dla chłopców i 55 centymów dla dziewcząt. Na tej podstawie obliczamy dochód rodziny co najwyżej na 1068 franków rocznie.... W gospodarstwie, przyjętem za typowe, uwzględniliśmy wszelkie możliwe dochody. Ale jeżeli uwzględnimy płacę matki, to kto będzie prowadził gospodarstwo, troszczył się o dom, zajmował się małemi dziećmi? Kto będzie gotował, prał, cerował? Oto zagadnienie, które codziennie staje przed robotnikami”. Budżet rodziny jest następujący:

Ojciec 300 dni roboczych po fr. 1.56 fr. 468
Matka 300 0.89 267
Najstarszy syn 300 0.56 168
Najstarsza córka 300 0.55 165
Razem fr. 1.068

Roczny wydatek rodziny i jej deficyt wynosiłyby, gdyby robotnik odżywiał się jak:

marynarz fr. 1828.— deficyt fr. 760.—
żołnierz 1473.— 405.—
więzień 1112.— 044.—

„Widzimy stąd, że niewiele rodzin robotniczych może sobie pozwolić na pożywienie już nietylko marynarza lub żołnierza, ale bodaj więźnia. Przeciętny koszt dzienny utrzymania więźnia w latach 1847/1849 wynosił w Belgji 63 centymy, co w porównaniu z dziennym kosztem utrzymania robotnika stanowi różnicę 13 centymów. Koszty administracji i dozoru zrównoważone są przez to, że więzień nie płaci komornego.... Jakżeż to się jednak dzieje, że wielka liczba, możnaby powiedzieć, znaczna większość robotników umie żyć jeszcze oszczędniej? Tylko dzięki posługiwaniu się środkami, stanowiącemi wyłączną tajemnicę robotnika; dzięki temu, że zmniejsza on rację dzienną swego pożywienia; że jada żytni chleb zamiast pszennego; że nie jada mięsa wcale lub też bardzo mało, tak samo masła i przypraw; że tłoczy się z rodziną w jednym lub dwóch pokojach, gdzie chłopcy z dziewczętami śpią razem, często na tym samym sienniku; że oszczędza na ubraniu, na praniu, na czystości; że wyrzeka się niedzielnej rozrywki i że wogóle odmawia sobie wszystkiego. Po osiągnięciu tej ostatecznej granicy najmniejsza zwyżka cen środków utrzymania, przerwa w pracy, choroba, pomnażają nędzę robotnika i rujnują go ostatecznie. Długi narastają, kredyt się wyczerpuje, ubrania i niezbędne meble wędrują do lombardu, i wreszcie rodzina prosi o wciągnięcie jej na listę ubogich“[83]. W istocie, w tym „raju kapitalistów“ najmniejsza zwyżka najniezbędniejszych środków utrzymania prowadzi do wzrostu liczby zgonów i przestępstw. (Porównaj odezwę „Maatschappij: De Vlamingen Vooruit“, Bruksela 1860“, str. 15, 16). Belgja liczy ogółem 930.000 rodzin, z czego według urzędowej statystyki na bogatych (wyborców) wypada 90.000 rodzin = 450.000 osób; 190.000 rodzin drobnej klasy średniej w mieście i na wsi, których znaczna część stacza się ku proletarjatowi = 950.000 osób; wreszcie 450.000 rodzin robotniczych = 2.250.000 osób, z pomiędzy których wzorowe rodziny robotnicze rozkoszują się szczęściem, opisanem przez pana Ducpétiaux. 2 pomiędzy 450.000 rodzin robotniczych przeszło 200.000 figuruje na liście ubogich!

c) Brytyjski proletarjat rolny.

Antagonistyczny charakter kapitalistycznej produkcji i kapitalistycznego nagromadzania nigdzie nie ujawnia się brutalniej, aniżeli w postępie angielskiego rolnictwa (wraz z hodowlą bydła) i w uwstecznieniu położenia angielskiego robotnika rolnego. Zanim przejdę do jego obecnego położenia, potrzebny jest krótki rzut oka wstecz. Rolnictwo nowożytne datuje się w Anglji od połowy 18-go wieku, choć przełom w stosunkach własności rolnej, z którego wyrósł, jako z podstawy, zmieniony sposób produkcji, jest o wiele wcześniejszej daty.
Jeżeli weźmiemy dane Arthura Younga, sumiennego obserwatora, choć powierzchownego myśliciela, o położeniu angielskiego robotnika rolnego w r. 1771, to okaże się, że było ono bardzo nędzne w porównaniu z położeniem jego przodka w końcu 14-go wieku, „który mógł żyć w dostatku i gromadzić bogactwo“[84], nie mówiąc już o wieku 15-ym, „złotym wieku robotników angielskich w mieście i na wsi“. Lecz nie mamy potrzeby cofać się tak daleko. W pewnem, bardzo bogatem w treść, dziele z r. 1777 czytamy: „Wielki dzierżawca podniósł się już niemal do poziomu szlachcica, podczas gdy biedny robotnik rolny został przybity prawie do ziemi. Jego nieszczęsne położenie ujawnia się w całej pełni, gdy porównywamy je z jego stanem przed laty 40... Właściciele ziemscy i dzierżawcy szli ze sobą ręka w rękę, aby uciskać robotnika“[85]. Dalej autor wykazuje szczegółowo, że realne place robotników wiejskich w latach 1737—1777 spadły prawie o ¼, czyli o 25%. „Polityka współczesna — pisze dalej Dr. Richard Price — zaiste bardziej sprzyja wyższym klasom społecznym. W rezultacie może się wkońcu okazać, że całe królestwo będzie się składało ze szlachty i z żebraków, z magnatów i z niewolników“[86].
A jednak położenie angielskiego robotnika rolnego w latach 1770—1780 zarówno pod względem pożywienia i mieszkania, jak poczucia godności osobistej, rozrywek i t. d. stanowi niedościgły ideał dla czasów późniejszych. Jego przeciętna płaca robocza, wyrażona w pintach [garncach] pszenicy w latach 1770—1771 równała się 90 pintom, w okresie, opisanym przez Edena (r. 1797) — 65 pintom, a w r. 1808 już tylko 60 pintom[87].
O położeniu robotników rolnych pod koniec wojny antyjakobińskiej, podczas której obszarnicy, dzierżawcy, fabrykanci, kupcy, bankierzy, rycerze giełdy i dostawcy wojskowi zbogacili się niepomiernie, wspomnieliśmy już powyżej. Płaca nominalna wzrosła poczęści wskutek dewaluacji banknotów, poczęści z powodu niezależnej od niej zwyżki cen artykułów pierwszej potrzeby. Jednak rzeczywisty ruch płac można stwierdzić dość łatwo, nie gubiąc się w szczegółach, w które tu nie możemy wnikać. Ustawa o pomocy ubogim i jej regulamin były te same w latach 1795 i 1814. Przypominamy sobie, jak ta ustawa była stosowana na wsi: zarząd parafjalny zapomocą jałmużny uzupełniał płacę robotnika do wysokości sumy nominalnej, wystarczającej zaledwie na utrzymanie się przy życiu. Stosunek pomiędzy zarobkiem robotnika, wypłacanym przez dzierżawcę, a niedoborem, pokrywanym przez parafję, wykaże nam dwie rzeczy: po pierwsze — spadek płacy roboczej poniżej minimum, powtóre zaś — miarę tego, w jakim stopniu robotnik rolny był mieszaniną najmity i nędzarza, czyli miarę tego, w jakim stopniu przekształcano go w poddanego jego parafji.
Wybierzemy hrabstwo, wyobrażające przeciętne stosunki wszystkich innych hrabstw. W r. 1795 przeciętna płaca tygodniowa w Northamptonshire wynosiła 7 szylingów i 6 pensów, całkowity rozchód roczny rodziny z 6 osób — 36 funtów, 12 szylingów, 5 pensów, jej całkowity dochód roczny — 29 f. szt. 18 sz., i wreszcie jej deficyt, pokrywany przez parafję: 6 f. szt. 14 sz. 5 p. W tem samem hrabstwie w r. 1814 płaca tygodniowa wynosiła 12 sz. 2 p., całkowity rozchód roczny rodziny z 5 osób — 54 f. szt. 18 sz. 4 p., jej całkowity dochód roczny — 36 f. szt. 2 sz., a deficyt, pokrywany przez parafję: 18 f. szt. 16 sz. 4 p.[88]. W roku 1795 deficyt wynosił mniej niż ćwierć płacy roboczej, w r. 1814 — więcej niż połowę. Rozumie się, że w tych warunkach, w roku 1814, zniknęły bez śladu te resztki pewnego dostatku, które jeszcze Eden znajdował w domku robotnika rolnego[89]. Z pośród wszystkich zwierząt, hodowanych przez dzierżawcę, robotnik, instrumentum vocale[90], stał się odtąd zwierzęciem najbardziej zamęczanem, najgorzej karmionem, najbrutalniej traktowanem. Ten stan rzeczy trwał spokojnie nadal aż do czasu, gdy „burzliwe rozruchy 1830 roku ukazały nam (t. j. klasom panującym) w blasku płonących stert zboża, że nędza i buntownicze niezadowolenie szerzy się pod powierzchnią Anglji rolniczej, tak sarno, jak Anglji przemysłowej“[91]. Sadler podówczas w Izbie Gmin ochrzcił robotników rolnych mianem „białych niewolników“ („white slaves“), a pewien biskup powtórzył to samo w Izbie Lordów. Najwybitniejszy ekonomista owego czasu, E. G. Wakefield, orzekł: „Robotnik rolny Anglji Południowej nie jest ani niewolnikiem, ani człowiekiem wolnym — jest pauprem“[92].
Okres, poprzedzający bezpośrednio zniesienie ustaw zbożowych, rzucił nowe światło na położenie robotników rolnych. Z jednej strony, agitatorzy mieszczańscy byli zainteresowani w tem, by wykazać, jak mało owe ustawy ochronne zabezpieczają istotnego wytwórcę zboża. Z drugiej strony, burżuazja przemysłowa pieniła się z wściekłości wskutek tego, że arystokracja obszarnicza potępiła stosunki fabryczne i że ci, nawskroś zepsuci, oschli i wytworni próżniacy ostentacyjnie wyrażali swe współczucie dla cierpień robotników fabrycznych i bronili z „dyplomatyczną gorliwością“ ustawodawstwa fabrycznego. Stare przysłowie angielskie powiada, że gdy dwaj złodzieje biorą się za czuby, to zawsze wynika stąd coś użytecznego. No i doprawdy, namiętna, hałaśliwa kłótnia między dwoma odłamami klas panujących o to, który z nich jest bezwstydniejszy w wyzyskiwaniu robotników, stała się i po prawicy i po lewicy akuszerką niejednej prawdy. Hrabia Shaftesbury, dawniej Lord Ashley, kroczył na czele arystokratycznej i filantropijnej kampanji przeciw fabrykantom. Dlatego stał się on w latach 1844 — 1845 celem ustawicznych pocisków „Morning Chronicie“ w jej rewelacjach o położeniu robotników rolnych. Ten podówczas największy dziennik liberalny wysyłał na wieś swych korespondentów, którzy bynajmniej nie poprzestawali na ogólnych opisach i na statystyce, lecz ogłaszali nazwiska zarówno odwiedzanych przez siebie rodzin robotniczych, jak ich panów. W tabeli podanej poniżej[93] znajdujemy place robotników rolnych trzech wiosek, położonych wpobliżu miast Blanford, Wimbourne i Poole. Wioski te są własnością p. G. Bankes i hrabiego Shaftesbury. Łatwo spostrzec, że ten papież „Iow church“ [„niższego kościoła“] [94], ten wódz nabożnisiów angielskich, zarówno jak jego kompan, p. Bankes, potrącali sobie jeszcze sporą część nędznych zarobków robotniczych tytułem komornego.

Liczba dzieci
Liczba członków
rodziny
Płaca tygodniowa
mężczyzn
Płaca tygodniowa
dzieci
Dochód tygodniowy
rodzin
Komorne tygodniowe
Całkowity zarobek
tygodniowy po
potrąceniu komornego
Zarobek tygodniowy
na głowę
PIERWSZA WIOSKA
2 4 8 sz. 8 sz. 2 sz. 6 sz. 1 sz. 6 p.
3 5 8 „ 8 „ 1 sz. 6 p. 6 „ 6 p. 1 „ 3 1/2 „
2 4 8 „ 8 „ 1 „ 7 „ 1 „ 9 „
2 4 8 „ 8 „ 1 „ 7 „ 1 „ 9 „
6 8 7 „ 1 sz. do 1 sz. 6 p. 10 „ 6 p. 2 „ 8 „ 6 „ 1 „ 1/4 „
3 5 7 „ 1 sz. 2 p. 8 „ 1 p. 1 „ 4 p. 6 „ 10 „ 1 „ 7 1/2 „
DRUGA WIOSKA
6 8 7 sz. 1 sz. do 1 sz. 6 p. 10 sz. 1 sz. 6 p. 8 sz. 6 p. 1 sz. 3/4 p.
6 8 7 „ 7 „ 1 „ 3 1/2 p. 5 „ 8 1/2 p. — 8 1/2 „
8 10 7 „ 7 „ 1 „ 3 1/2 „ 5 „ 8 1/2 „ — 7 „
4 6 7 „ 7 „ 1 „ 6 1/2 „ 5 „ 5 1/2 „ — 11 „
3 5 7 „ 7 „ 1 „ 6 1/2 „ 5 „ 5 1/2 „ 1 sz. 1 „
TRZECIA WIOSKA
4 6 7 sz. 7 sz. 1 sz. 6 sz. 1 sz.
3 5 7 „ 1 sz. do 2 sz. 11 „ 6 p. — 10 p. 10 „ 8 p. 2 „ 1 1/2 p.
2 5 „ 5 „ 1 „ 4 „ 2 „
Zniesienie ustaw zbożowych dało rolnictwu angielskiemu potężnego bodźca. Epokę tę charakteryzują: drenowanie na wielką skalę[95], nowy system tuczenia bydła i uprawy sztucznych pasz, wprowadzenie aparatów do mechanicznego nawożenia, udoskonalona uprawa gruntów gliniastych, rozpowszechnienie nawozów mineralnych, zastosowanie maszyn parowych i wszelkiego rodzaju maszyn roboczych i t. d., i wogóle intensywniejsza kultura rolna. Pan Pusey, prezes Królewskiego Towarzystwa Rolniczego, twierdzi, że dzięki zastosowaniu nowych maszyn koszty gospodarcze (względne) zmniejszyły się niemal o połowę. Z drugiej zaś strony, wzrosła szybko absolutna wydajność gleby. Większy nakład kapitału na akr gruntu, a więc przyspieszona koncentracja dzierżaw były koniecznemi warunkami nowej metody[96].

Zarazem powierzchnia gruntów uprawnych wzrosła w latach 1846—1856 o 464.119 akrów, że nie wspomnimy już o wielkich równinach hrabstw wschodnich, cudem niemal przekształconych z królikarni 1 z nędznych pastwisk w bujne łany zboża. Wiemy już, że jednocześnie zmalała liczba osób, zatrudnionych w rolnictwie. Co do rolników w ścisłem znaczeniu tego wyrazu, bez różnicy płci 1 wieku, to liczba ich zmniejszyła się z 1.241.269 w r. 1851 do 1.163.217 w r. 1861[97]. Skoro więc Generalny Registrator Anglji czyni następującą słuszną uwagę: „Wzrost liczby dzierżawców i robotników rolnych, poczynając od r. 1801, nie pozostaje w żadnej proporcji do wzrostu produkcji rolniczej“[98], to owa dysproporcja dotyczy jeszcze o wiele bardziej ostatniego okresu, kiedy absolutne zmniejszenie robotniczej ludności wiejskiej idzie w parze z rozszerzeniem powierzchni gruntów uprawnych, z intensyfikacją gospodarki, z niesłychanem nagromadzeniem kapitału, wcielonego w ziemię i poświęconego jej uprawie, ze wzrostem plonów, niebywałym w dziejach angielskiego rolnictwa, z narastaniem ksiąg czynszowych obszarniczych i z pęcznieniem bogactwa kapitalistycznych dzierżawców. Jeżeli do tego dodamy szybki i nieprzerwany rozwój miejskiego rynku zbytu oraz panowanie wolnego handlu, to chybaż robotnik rolny post tot discrimina rerum [po tak wielu przeprawach] osiągnął wreszcie warunki, które powinny go były secundum artem [według reguł sztuki] upoić szczęściem!
Natomiast profesor Rogers dochodzi do wniosku, że współczesny angielski robotnik rolny ma się o wiele gorzej, w porównaniu nietylko ze swym poprzednikiem z drugiej połowy 14-go i 15-go wieku, lecz nawet ze swym poprzednikiem z lat 1770—1780, że „stał się znowu poddanym“, i to poddanym źle karmionym i źle zakwaterowanym[99]. Dr. Juljan Hunter w swem epokowem sprawozdaniu o mieszkaniach robotników rolnych powiada: „Koszty utrzymania hinda (nazwa angielskiego robotnika rolnego z czasów pańszczyzny) są sprowadzone do najniższej normy, umożliwiającej istnienie.... Jego płaca i jego mieszkanie nie pozostają w żadnym stosunku do zysku, który ma być zeń wyciśnięty. W rachunkach dzierżawcy jest on okrągłem zerem[100].... Jego środki utrzymania są uważane za wielkość stałą“[101]. „Co się zaś tyczy dalszej redukcji jego dochodów, to może on powiedzieć: nihil habeo, nihil euro [nic nie mam, o nic nie dbam]. Nie lęka się on o przyszłość, gdyż nie posiada nic, prócz tego, co jest mu absolutnie niezbędne do istnienia. Doszedł do punktu zero, który zarazem jest punktem wyjścia dla kalkulacji dzierżawcy. Niech się dzieje co chce, niema już dla niego dobrej ani złej doli“[102].
W roku 1863 rozpisano urzędową ankietę w sprawie warunków odżywiania i pracy przestępców, skazanych na zesłanie do kolonji karnej, lub na publiczne roboty przymusowe. Rezultaty tych badań zawarte są w dwóch grubych błękitnych księgach. Czytamy tam między innemi: „Staranne zestawienie pożywienia przestępców, odsiadujących więzienie w Anglji, z pożywieniem ubogich w domach roboczych, lub też wolnych robotników wiejskich w tym samym kraju...., doprowadza nas do wniosku, że przestępcy są znacznie lepiej odżywiani, niż którakolwiek z pozostałych dwóch kategoryj“[103], podczas gdy „ilość pracy, wymagana od skazanego na publiczne roboty przymusowe, stanowi mniej więcej połowę roboty, wykonywanej przez zwykłego robotnika rolnego“[104]. Posłuchajmy teraz niektórych charakterystycznych zeznań. John Smith, dyrektor więzienia w Edynburgu, zeznaje co następuje — Nr. 5056: „Pożywienie w więzieniach angielskich jest o wiele lepsze od strawy zwykłych robotników rolnych“. Nr. 5075: „Jest faktem, że zwykli robotnicy rolni w Szkocji bardzo rzadko jadają mięso“. Nr. 3047: „Czy zna Pan jaki powód, aby przestępców trzeba było karmić znacznie lepiej (much better), aniżeli zwykłych robotników rolnych? — Pewno, — ze me“. Nr. 3048; „Czy uważa Pan za stosowne czynić dalsze próby, aby pożywienie więźniów, skazanych na publiczne roboty przymusowe, ^ zbliżyć do pożywienia wolnych robotników wiejskich?“[105]. „Wszak robotnik rolny“, czytamy tam, „mógłby powiedzieć: pracuję ciężko, a jeść dostaję za mało. Gdy byłem w więzieniu, pracowałem nie tak ciężko, a jedzenia miałem poddostatkiem, i dlatego wolę wrócić do więzienia niż być na wolności“[106]. Z tablic, załączonych do pierwszego tomu Błękitnej Księgi, wiliśmy poniższą tabliczkę porównawczą: zestawiliśmy poniższą tabliczkę porównawczą:

Spożycie tygodniowe.[107]
Pokarmów azotowych uncyj
Pokarmów bezazotowych uncyj
Pokarmów mineralnych uncyj
Razem uncyj
Przestępca w więzieniu w Portland
28,95 150,06 4,68 183,69
Majtek marynarki królewskiej
29,63 152,91 4,52 187,06
Żołnierz 25,55 114,49 3,94 143,98
Robotnik — stelmach 24,53 162,06 4,23 190,82
Zecer 21,24 100,83 3,12 125,19
Robotnik rolny 17,73 118,06 3,29 139,08

Czytelnik zna już ogólny rezultat poszukiwań komisji lekarskiej z r. 1863 w sprawie stanu odżywienia gorzej odżywiających się warstw ludowych. Czytelnik pamięta również, że racja pożywienia znacznej części wiejskich rodzin robotniczych znajduje się poniżej minimum, „chroniącego przed chorobami, pochodzącemi z głodu“. Dotyczy to zwłaszcza wszystkich okręgów czysto rolniczych, jak Kornwalja, Devon, Somerset, Wilts, Stafford, Oxford, Berks i Herts.
„Pożywienie, które otrzymuje robotnik rolny“, powiada dr. Simon, „jest obfitsze, niż wykazuje ilość przeciętna, gdyż spożywa on o wiele większą porcję żywności, konieczną przy jego pracy.... aniżeli pozostali członkowie rodziny; w okręgach uboższych zazwyczaj przypada nań prawie całe mięso lub słonina.... Ilość pokarmu, przypadająca żonie tudzież dzieciom w okresie szybkiego wzrostu, jest w wielu wypadkach, i to w prawie wszystkich hrabstwach, niedostateczna, głównie pod względem pokarmów azotowych“[108].
Parobcy i dziewczyny, mieszkające u samych dzierżawców, otrzymują obfitą strawę. Liczba ich spadła z 288, 277 w r. 1851 do 204, 962 w r. 1861. „Praca kobiet w polu“, powiada dr. Smith, „niezależnie od swych wszelkich stron ujemnych.... jest jednak w obecnych warunkach wielką pomocą dla rodziny, gdyż dostarcza jej środków na obuwie, odzież, komorne i pozwala jej na lepsze odżywianie się“[109]. Jednym z najbardziej uderzających wyników tej ankiety było to, że w Anglji właściwej robotnik rolny odżywia się daleko gorzej („is considerably the worst fed“), niż w innych dzielnicach Zjednoczonego Królestwa, jak wskazuje następująca tablica[110].

Tygodniowe spożycie węgla i azotu przeciętnego robotnika wiejskiego.
Węgiel
Azot
Anglja 40,673 granów 1,594 granów
Walja 48,354 2,031
Szkocja 48,980 2,348
Irlandja 43,366 2,439


„Każda stronica raportu dr. Huntera“, powiada dr. Simon w swem urzędowem sprawozdaniu sanitarnem, „jest świadectwem niewystarczającej ilości i, nędznej jakości mieszkań robotników rolnych A od wielu lat stan rzeczy coraz bardziej się pogarszał. Rootmkom rolnym o wiele dziś trudniej niż ongi znajdować mieszkania; gdy zaś je znajdą, to okazuje się, że odpowiadają one ich potrzebom gorzej, niż może bywało od wieków. Zło to wzrasta szybko„ zwłaszcza w ciągu ostatnich 20—30 lat, i warunki mieszkaniowe wieśniaka są dziś w najwyższym stopniu opłakane. Robotnik rolny jest w tej sprawie całkiem bezsilny, chyba że ci, których praca jego zbogaca, uznają, że warto rozciągnąć nad nim coś w rodzaju miłosiernego dozoru. Czy znajdzie pomieszczenie na gruncie, który uprawia, czy to pomieszczenie będzie ludzkie, czy świńskie; czy z ogródkiem, który tak wielką ulgę przynosi w biedzie — wszystko to nie zależy wcale od tego, czy chce i czy może płacić odpowiednie komorne, lecz od użytku, jaki kto inny raczy zrobić ze swego prawa „czynić ze swą własnością, co mu się podoba“. Choćby obszar dzierżawiony był nie wiem jak wielki, żadna ustawa me nakazuje, aby znajdowała się na nim określona liczba mieszkań dla robotników, a zwłaszcza przyzwoitych mieszkań. Żadna też ustawa nie nadaje robotnikom najmniejszego bodaj prawa do ziemi, dla której praca ich jest równie niezbędna, jak deszcz i słońce... prócz tego pewna okoliczność zewnętrzna silnie przechyla szalę na jego niekorzyść... Wpływ ustawy o ubóstwie z jej przepisami, dotyczącemi miejsca stałego pobytu ubogich oraz podatku na biednych[111]. Dzięki tej ustawie każda parafja ma interes pieniężny w tem, aby zmniejszyć do minimum liczbę robotników rolnych, zamieszkałych na jej obszarze. Niestety bowiem praca na roli zamiast zapewniać ciężko pracującemu robotnikowi i jego rodzinie spokojny i trwale niezależny byt, wiedzie go przeważnie po dłuższych lub krótszych manowcach ku nędzy, której przez całe życie jest on tak blisko, że byle choroba, byle przelotny brak pracy zmusza go natychmiast do ubiegania się o wsparcie parafjalne. Wobec tego wszelkie osiedlanie się robotników rolnych w danej parafji oznacza oczywiście wzrost podatku na ubogich.... Dość, aby wielcy właściciele.... postanowili zabronić budowy mieszkań robotniczych na swych posiadłościach[112], a wnet zwalniają się w ten sposób od połowy odpowiedzialności za ubogich. Czy i do jakiego stopnia leżało to w intencjach konstytucji angielskiej oraz kodeksu cywilnego, aby umożliwić tego rodzaju absolutne prawo własności ziemskiej, które uprawnia obszarnika, „czyniącego z własnością, co mu się podoba“, do traktowania oraczy swego gruntu jako obcych i do wyganiania ich ze swych włości — to już zagadnienie, którego roztrząsanie nie do mnie należy... To prawo rugów... istnieje bowiem nietylko w teorji. Bardzo szeroko jest ono stosowane w praktyce. Jest to jedna z okoliczności, rozstrzygających o warunkach mieszkaniowych robotników rolnych... O rozmiarach zła można sądzić choćby ze spisu ludności, według którego w ostatniem 10-leciu burzenie domów czyniło postępy w 821 różnych okręgach Anglji, pomimo rosnącego lokalnego popytu na mieszkania. To też nie licząc osób, które zmuszone były stać się niestałymi mieszkańcami (parafji, w której pracują), w r. 1861, w porównaniu z r. 1851, ludność o 5⅓% liczniejsza wtłoczona była w ilość mieszkań o 4½% mniejszą... Gdy proces wyludniania wsi, powiada dr. Hunter, dochodzi do swego kresu, to powstają „wioski na pokaz“ (showvillages), złożone z paru zaledwie domków, w których nie wolno mieszkać nikomu prócz pastuchów, ogrodników i gajowych, stałej służby dworskiej, zazwyczaj dobrze traktowanej przez swych łaskawych panów[113]. Ale ziemia wymaga uprawy, i okazuje się, że zatrudnieni na niej robotnicy nie mieszkają u właściciela majątku, lecz przychodzą z wioski otwartej, odległej może o jakie 3 mile [angielskie], gdzie znaleźli mieszkania u licznych drobnych właścicieli, ponieważ ich chaty w wiosce zamkniętej zostały zburzone. Zwykle tam gdzie się zanosi na podobne rozwiązanie, chaty samym już swym wyglądem nędznym zdradzają los, na który są skazane. Widzimy je na różnych szczeblach naturalnego zniszczenia. Dopóki dach się nie wali na głowę, robotnikowi wolno opłacać komorne, i nieraz robotnik jest rad, że mu to czynić wolno, nawet gdy każą mu płacić cenę dobrego mieszkania. „Me me robi się więcej remontu, ani żadnych reperacyj, prócz tych chyba, które może wykonać sam mieszkaniec, żyjący w nędzy. Gdy wreszcie chata stanie się całkiem do zamieszkania niezdatna — to właścicielowi przybywa jedna rozwalona chałupa, a ubywa w przyszłości odpowiednia kwota podatku na ubogich. Podczas gdy obszarnicy uwalniają się od podatku na ubogich, wyludniając swe włości, wypędzeni robotnicy udają się do najbliższego miasteczka lub wioski, otwartej. Mówię: do „najbliższej“ miejscowości, ale ta „najbliższa“ miejscowość może leżeć o 3—4 mile [angielskie] od folwarku, gdzie robotnik codzień musi harować. A zatem do całodziennej pracy dołącza się jeszcze drobnostka: konieczność codziennego przemarszu 6—8 mil. dla zapracowania na chleb powszedni. Wszelka praca rolna jego żony i dzieci odbywa się w tych samych ciężkich warunkach. Ale na tem nawet w przybliżeniu jeszcze nie kończy się zło, wyrządzane robotnikowi przez odległość od miejsca pracy. W miejscowości otwartej spekulanci budowlani kupują parcele gruntu, które zabudowują jak najgęściej jak najtańszemi chałupami. W tych nędznych mieszkaniach (które — nawet gdy wychodzą na pola, posiadają najpotworniejsze cechy najgorszych mieszkań miejskich) gnieżdżą się robotnicy rolni Anglji[114]... 2 drugiej strony, nie naeży wyobrażać sobie, aby robotnik, nawet zamieszkały na gruntach, które uprawia, znajdował tam godziwe pomieszczenie, na jakie zasłużył swem życiem pracowitego wytwórcy. Nawet w książęcych dobrach chata robotnika bywa często w stanie jak najbardziej opłaanym. Nie brak i obszarników, którzy uważają byle stajnię za dość dobre pomieszczenie dla robotników i ich rodzin, a jednak nie wstydzą się wyciskać z nich jak najwięcej gotówki za komorne[115]. Choćby to była rozwalona chałupa, o jednej komorze do spania, bez pieca, bez ustępu, bez okien otwieranych, bez wody prócz w rowie, bez ogrodu, — robotnik jest bezsilny wobec tej krzywdy.... Nasze ustawy policyjno-sanitarne (the nuisance removal acts) są martwą literą. Wszakżeż ich wykonanie jest powierzone właśnie właścicielom, którzy wynajmują takie nory.... Odosobnione jaśniejsze obrazy nie powinny nas w błąd wprowadzać co do przytłaczającej przewagi faktów, stanowiących piętno hańby cywilizacji angielskiej. Stan rzeczy musi być zaiste okropny, skoro pomimo rzucających się w oczy niesłychanych braków dzisiejszych mieszkań, kompetentni obserwatorowie jednogłośnie stwierdzają, że nawet powszechny nędzny stan mieszkań jest jeszcze stokroć mniejszem złem, niż ich brak czysto ilościowy. Od wielu łat przeludnienie mieszkań robotników rolnych jest przedmiotem głębokiej troski nietylko ludzi dbających o hygjenę, ale i tych wszystkich, co dbają o moralność i dobre obyczaje. Gdyż raz po raz sprawozdawcy o szerzeniu się chorób nagminnych w okręgach wiejskich wskazują w jednostajnych, niemal stereotypowych wyrażeniach na doniosłe znaczenie przeludnienia mieszkań, jako na przyczynę, udaremniającą niemal wszelką próbę wstrzymania postępu jakiejkolwiek szerzącej się epidemji. I raz po raz przytaczano dowody, że stłoczenie ludności, które tak bardzo przyśpiesza szerzenie się chorob zakaźnych, sprzyja nawet i powstawaniu chorób niezakaźnych, wbrew wpływowi życia wiejskiego, pod tak wielu względami pomyślnego dla zdrowia, A ludzie, którzy ujawnili ten stan rzeczy, nie przemilczeli i innej jeszcze plagi. Tam nawet, gdzie ich pierwotny temat obejmował wyłącznie sprawy zdrowotne, byli oni prawie zmuszeni zatrącić i o inne strony przedmiotu. Wykazując, jak często się zdarza, że osoby dorosłe obojga płci, małżonkowie i niemałżonkowie, stłoczone są w ciasnych sypialniach, sprawozdania ich musiały wywołać przekonanie, że w takich warunkach poczucie wstydu i przyzwoitości musi być zawsze sponiewierane, a moralność prawie niechybnie musi na tem cierpieć...[116] Naprzykład, w załączniku do swego ostatniego sprawozdania, dr. Ord w swym raporcie o wybuchu epidemji febry w Wing, w Buckinghamshire, wspomina o tem, jak przybył tam z Wingrave pewien młodzieniec, chory na febrę: „W ciągu pierwszych dni swej choroby spał on w jednej izbie z 51 innemi osobami. Parę z tych osób zachorowało w przeciągu dwóch tygodni. Po paru tygodniach z pośród tych 9 osób 5 było chorych, a jedna zmarła“. Podobny fakt zakomunikował mi w tym samym czasie dr. Harvey ze szpitala św. Jerzego, odwiedzający Wing w czasie tej samej epidemji ze względu na swą praktykę prywatną: „Młoda kobieta, chora na febrę, spala w nocy w jednym pokoju z ojcem i matką, ze swem nieślubnem dzieckiem, z dwoma młodzieńcami (swymi braćmi), i z dwiema siostrami, z których każda miała po nieślubnem dziecku, razem 10 osób. Parę tygodni przedtem w tej samej izbie spało trzynaście osób“[117].
Dr. Hunter zbadał 5375 chat robotników rolnych, nietylko w okięgach czysto rolniczych, lecz we wszystkich hrabstwach Anglji. 2 tych 5375 chat 2195 miało tylko 1 izbę sypialną (częstokroć stanowiącą zarazem pokoj mieszkalny), 2930 — tylko po 2, a 250 po więcej niż dwie sypialnie. Pragnę dać mały bukierk przykładów, zebranych z 12 hrabstw.

1. Bedfordshire.

Wrestlingworth: Sypialnie mają około 12 stóp długości i 10 szerokości, choć często bywają mniejsze. Mała parterowa chata bywa nieraz rozdzielona przepierzeniem z desek na dwie sypialnie, często też łóżko stoi w kuchni, wysokiej na 5 stóp i 6 cali. Komorne wynosi 3 f. szt. Lokator musi sam postawić ustęp, właściciel domu daje tylko dół. Ilekroć ktoś zbuduje ustęp, korzysta zeń całe sąsiedztwo. Dom pewien, należący do rodziny imieniem Richardson, odznacza się niedościgłą pięknością. „Wapienne ściany jego rozdęły się nakształt damskiej spódnicy podczas dygu. Jeden koniec dachu wygiął się nazewnątrz, drugi nawewnątrz, i na tym ostatnim sterczał jak na złość komin, pogięta rura z gliny i drzewa, podobna do trąby słonia. Długi drąg służył za podporę, zabezpieczającą komin od upadku. Drzwi i okna przybrały kształt ukośny“. Z 17 zwiedzonych domów — 4 tylko miały więcej niż po 1 sypialni, a i te 4 były przepełnione. W jednym z tych domów, o jednej tylko sypialni, gnieździło się troje dorosłych i troje dzieci, w innym — małżeństwo z sześciorgiem dzieci i t. d.
Dunton: Komorne wysokie, 4—5 f. szt. Tygodniowa płaca mężczyzny: 10 szylingów. Spodziewają się opłacić komorne z zarobków członków rodziny, zajmujących się wyplataniem ze słomy. Im wyższe komorne, tem więcej osób musi tłoczyć się razem, by je opłacić. Sześć osób dorosłych, zamieszkałych w jednej izbie z czworgiem dzieci, płaci za to 3 f. szt. 10 szylingów. Najtańszy dom w Dunton, którego zewnętrzne wymiary wynoszą 15 stóp długości i 10 szerokości, jest wynajmowany za 3 f. szt. Jeden tylko z 14 zbadanych domków ma 2 sypialnie. Nieco poza wioską stoi dom, opaskudzony zzewnątrz przez swych mieszkańców. Drzwi do tego domku wygniły na wysokość 5 cali od ziemi; brama jest dziurą, którą pomysłowi mieszkańcy na noc zakładają cegłami i zawieszają kawałem maty. Pół okna wraz z szybami i ramą znikły bez śladu. Gnieździło się tam razem, bez żadnych mebli, troje dorosłych i pięcioro dzieci. Zresztą, Dunton nie jest gorsze, niż reszta Biggleswade Union.

2. Berkshire.

Beenham: w czerwcu 1864 r., w „cot“ (parterowym domku), mieszkali mąż, żona i czworo dzieci. Córka, chora na szkarlatynę, przybyła ze służby do domu. Zmarła. Jedno z dzieci zaraziło się 1 umarło. Gdy wezwano dra Huntera, zastał on matkę i jedno z dzieci chore na tyfus. Ojciec 7 jednem dzieckiem spał na dworze, ale jak trudno było przeprowadzić izolację, świadczy fakt, że bielizna z tego domu, dotkniętego zarazą, leżała na zatłoczonym rynku tej nędznej wioski, czekając na pranie. Komorne za dom H. wynosi szylinga tygodniowo; jest tam jedna tylko sypialnia dla małżeństwa z sześciorgiem dzieci. Pewien dom, wynajmowany za 8 pensów (tygodniowo), ma 14 stóp 6 cali długości i 7 stóp szerokości; kuchnia ma zaledwie 6 stop wysokości; sypialnia nie ma okna, kominka, drzwi, ani innych otworów, prócz wejścia; niema ogródka. Mieszkał tam niedawno mężczyzna z dwiema dorosłemi córkami i dorastającym synem. Ojciec z synem sypiali w łóżku, a dziewczyny na korytarzu. Każda z dziewczyn miała po dziecku w czasie, gdy rodzina tu mieszkała, ale jedna odbyła połóg w domu roboczym, poczem powróciła do domu.

3. Buckinghamshire.

Trzydzieści domków — na 1000 akrów gruntu — mieści tu około 130—140 osób. Parafja Bradenham obejmuje również 1000 akrów; w r. 1851 miała ona 36 domów, zaludnionych przez 84 osoby płci męskiej i 54 — żeńskiej. Ta nierówność płciowa została zażegnana w r. 1861, kiedy już liczono 98 osób płci męskiej i 87 — żeńskiej. Przyrost w ciągu dziesięciolecia wyniósł 14 mężczyzn i 33 kobiet. W tym czasie liczba domków zmniejszyła się o jeden.
Winslow: znaczna część tej miejscowości jest zabudowana świeżo 1 w dobrym stylu; zapotrzebowanie mieszkań jest widocznie znaczne, skoro bardzo marne chaty wynajmowane są po szylingu oraz po szylingu i trzy pensy tygodniowo.
Water Eaton: tutaj właściciele, wobec wzrostu zaludnienia, zburzyli około 20% istniejących domów. Pewien biedny robotnik, mieszkający około 4 mil ang. o i swego warsztatu, na pytanie, czy nie może bliżej znaleźć sobie chaty, odpowiedział: „O nie! — djablo będą się strzegli wziąć człowieka z tak liczną rodziną, jak moja“.
Tinkers End pod Winslow: sypialnia, w której mieszkają cztery osoby dorosłe i czworo dzieci, długa na 11 stóp, szeroka na 9 stóp i wysoka w najwyższym punkcie — 6 stóp i j cali; inna sypialnia o długości 11 stóp i 3 cali, szerokości 9 stóp, wysokości 5 stóp i 10 cali — gości 6 osób. Każda z tych rodzin miała mniej przestrzeni na osobę, niż przepisowo wypada na galernika. Żaden z tych domów nie miał drugiej sypialni, ani drugiego wejścia; rzadko który miał wodę. Komorne tygodniowe wynosiło od szylinga i 4 pensów do 2 szylingów. W 16 zbadanych domach tylko jeden jedyny robotnik zarabiał 10 szylingów tygodniowo. Zapas powietrza, przyznany w tym wypadku każdej osobie, był taki, jakgdyby osobę tę zamknięto na noc w sześciennem pudle, liczącem 4 stopy w każdym wymiarze. Coprawda stare chaty mają moc wentylacji naturalnej.

4. Cambridgeshire.

Gamblingay należy do różnych właścicieli. Składa się ono z najnędzniejszych chat, jakie gdziekolwiek można znaleźć. Wyplatanie ze słomy jest bardzo rozpowszechnione. Martwa apatja i beznadziejne wdrożenie do życia w brudzie panują w Gamblingay. Zaniedbanie, widoczne w środku osady, przechodzi w ruinę na krańcach północnym i południowym, gdzie domy rozpadają się na kawały. Właściciele ziemscy, zazwyczaj nieobecni, nazbyt chciwie wysysają krew z nieszczęsnej osady. Komorne jest bardzo wysokie; 8 — 9 osób tłoczy się w jednej izbie, w dwóch wypadkach w niewielkiej sypialni gnieździło się 6 osób dorosłych, każda z jednem lub z dwojgiem dzieci.

3. Essex.

W wielu parafjach tego hrabstwa zmniejszają się jednocześnie ludność i liczba domów. Jednak nie mniej niż w 22 parafjach burzenie domów nie powstrzymało przyrostu ludności, albo nie pociągnęło za sobą jej rugowania, znanego powszechnie pod nazwą,;wychodztwa do miasta“. W Fingringhoe, parafji o rozległości 3443 akrów, w r. 1851 znajdowało się 145 domów, w r. 1861 — już tylko 110 domów, ale ludność nie chciała się wynosić, i nawet w takich warunkach potrafiła się rozmnażać. Ramsden Crags w r 1851 252 osoby mieszkały w 61 domach, lecz w 1861 r. 262 osoby tłoczyły się w 49 domach. W Basilden w r. 1851 na 1827 akrach mieszkało 157 osób w 35 domach, przy końcu zaś dziesięciolecia — 180 osób w 27 domach. W parafjach Fingringhoe, South Farnbridge, Widford, Basilden i Ramsden Crags w r. 1851 na przestrzeni 8449 akrów mieszkały 1392 osoby w 316 domach, w r. 1861 na tej samej powierzchni mieszkały 1473 osoby w 249 domach.

6. Herefordshire.

Małe to hrabstwo ucierpiało więcej wskutek „nastroju rugowania niż którekolwiek inne w Anglji. W Nadby przepełnione chaty, przeważnie o dwóch sypialniach, po większej części należą do dzierżawców. Ci wynajmują je z łatwością za 3—4 funty szt. rocznie, a płacą robotnikom po 9 szylingów tygodniowo!

7. Huntingdonshire.

Hartford miało w r. 1851 — 87 domów, niebawem jednak w tej małej parafji, liczącej 1720 akrów, zburzono 19 domów. Ludność wynosiła: w r. 1831 — 452 osoby, w r. 1852 — 832 osoby, a w r. 1861 — 341 osób. Zbadano 14 chat o jednej sypialni. W jednej chacie mieszkało: małżeństwo z 3 dorosłymi synami, 1 dorosłą dziewczyną, 4 młodszych dzieci — razem 10 osób; w innej — 3 dorosłe osoby i sześcioro dzieci. Jedna z tych izb, gdzie spało 8 osób, miała 12 stop 10 cali długości, 12 stóp 2 cale szerokości, 6 stóp 9 cali wysokości; przeciętnie, nie odliczając występów muru, wypada około 130 stop sześciennych na osobę. Ogółem w 14 izbach sypialnych były 34 osoby dorosłe i 33 dzieci. Chaty te rzadko kiedy miewają ogródki, lecz wielu lokatorów mogło brać w dzierżawę małe działki, płacąc 10—12 szylingów od „rood“ (¼ akra). Działki te są położone w odległości od domów, pozbawionych ustępów, więc rodzina musi albo chodzie na swą działkę i tam składać swe wydaliny, albo też, jak to się tutaj, za pozwoleniem, dzieje, napełniać niemi szufladę w szafie. Gdy szuflada jest już pełna, wyciągają ją i opróżniają tam, gdzie zawartość jej może się przydać. W Japonji obrót czynności życiowych odbywa się schludniej.

8. Lincolnshire.

Langtoft: pewien mężczyzna mieszka tu w domu Wrighta z żoną, z jej matką i pięciorgiem dzieci. Dom posiada kuchnię, będącą zarazem przedpokojem, komórkę, a nad kuchnią — sypialnię. Kuchnia i sypialnia mają po 12 stóp i 2 cale długości, a 9 stóp i 5 cali szerokości, cały dom zajmuje powierzchnię o długości 21 stóp 2 cali, a szerokości 9 stóp i $ cali. Sypialnia stanowi poddasze, którego ściany zbiegają się u góry, nakształt głowy cukru, a z frontu otwiera się opuszczane okienko. Dlaczegóż on tu zamieszkał? Dla ogródka? Nie, ogródek jest maleńki. Z powodu komornego? Również nie. jest ono wysokie, szyling i 3 pensy tygodniowo. Z powodu bliskości miejsca pracy? Nie, jest ono odległe o sześć mil angielskich, tak że musi on codziennie przemaszerować 12 mil. Mieszka tam poprostu dlatego, że była to chata do wynajęcia, że chciał sobie wynająć osobną chatę gdziekolwiek, po jakiejkolwiek cenie, w jakimkolwiekstanie. Poniższa tablica przedstawia statystykę 12 domów w Langtoft z 12 izbami sypialnemi, 38 dorosłymi i 36 dziećmi:

12 domów w Langtoft.

Dom
Sypialni
Dorosłych
Dzieci
Razem osób
Dom
Sypialni
Dorosłych
Dzieci
Razem osób
№ 1 1 3 5 8 № 7 1 3 3 6
№ 2 1 4 3 7 № 8 1 3 2 5
№ 3 1 4 4 8 № 9 1 2 2
№ 4 1 5 4 9 № 10 1 2 3 5
№ 5 1 2 2 4 № 11 1 3 3 6
№ 6 1 5 3 8 № 12 1 2 4 6


9. Kent.

Kennington było rozpaczliwie przeludnione w r. 1859, gdy pojawił się tam dyfteryt, i lekarz parafjalny przeprowadził ankietę urzędową w sprawie położenia ubogiej klasy ludności. Przekonał się on, że w tej miejscowości, choć wielkie było zapotrzebowanie pracy, zburzono wiele chat i nie wystawiono żadnej nowej. W jednym obwodzie stały 4 domy, zwane powszechnie „birdcages (klatkami). Każdy z tych domow miał po 4 izby następujących wymiarów (w stopach i calach):

Kuchnia 9,5 × 8,11 × 6,6
Komora do prania
i zmywania
8,6 × 4,6 × 6,6
Sypialnia 8,5 × 5,10 × 6,3
Sypialnia 8,3 × 8,4 × 6,3


10. Northamptonshire.

Brinworth, Pickford i Floore: zimą w tych wioskach 20 — 30 robotników wałęsa się po ulicach z powodu braku pracy. Dzierżawcy niezawsze uprawiają dostateczną ilość gruntu pod zboża i jarzyny, a właściciel uznał za dobre złączyć wszystkie swoje dzierżawy dotychczasowe w dwa albo trzy folwarki. Stąd pochodzi brak pracy. Z jednej strony rowu, ziemia nieuprawna woła o pracę, z drugiej strony, robotnicy, wypędzeni z pracy, spoglądają na ziemię pożądliwem okiem. Latem pracują gorączkowo, a zimą cierpią głód, nic więc dziwnego, że powiadają w swem rodowitem narzeczu, iż „the parson and the gentlefolks seem frit to death at them“[118].
We Floore trafiają się małżeństwa z 4, 5 i 6 dzieci w maleńkiej sypialni; albo 3 dorosłych i j dzieci, albo też małżeństwo z dziadkiem i sześciorgiem dzieci chorych na szkarlatynę i t. d. W dwóch domach z dwiema sypialniami mieszkają dwie rodziny, liczące jedna 8, druga — 9 osób dorosłych.

11. Wiltshire.

Stratton: zbadanych — 31 domów, z których 8 — o jednej tylko sypialni. Pentill w tej samej parafji: chata, wynajmowana za szylinga i trzy pensy tygodniowo, i mieszcząca rodzinę z czworga dorosłych i czworga dzieci, miała dobre ściany, ale nic dobrego pozatem, od podłogi z grubo ociosanych kamieni do przegniłej strzechy słomianej.

12. Worcestershire.

Burzenie domów w tem hrabstwie nie przybrało tak ostregocharakteru, jednakowoż od r. 1851 do r. 1861 przeciętna liczba osób w domu wzrosła z 4, 2 do 4, 6.
Badsey: wiele chat i ogródków. Niektórzy dzierżawcy tutejsi oświadczyli, że chaty przynoszą „a great nuisance here, because they bring the poor“ („wielką szkodę, bo przyciągają ubogich”). W odpowiedzi na wynurzenia pewnego właściciela ziemskiego, że: „ubogim wcale to nie ulży, bo choćbyśmy 500 chat postawili, to 1 tak rozchwytają je, jak gomółki sera; im więcej stawiamy domów, tem więcej im ich potrzeba” (snąć według niego domy same rodzą mieszkańców, którzy zgodnie z prawem przyrody cisną na „środki zamieszkania”), dr. Hunter czyni następującą uwagę: cóż, ci ubodzy muszą skądciś przychodzić, a skoro Badsey nie ma żadnej szczególnej siły przyciągającej, jak np. dobroczynność, więc musi gnać ich tu jakaś siła odpychająca od innej, gorszej jeszcze miejscowości. Przecież każdy wolałby znaleźć działkę gruntu z chatą w sąsiedztwie miejsca swej pracy, aniżeli w Badsey płacie za swą piędź ziemi dwa razy drożej, niż płaci dzierżawca”.
Ręka w rękę ze stałem wychodźtwem do miast, ze stałem powstawaniem na wsi ludności „zbytecznej”, wskutek koncentracji dzierżaw, z zamianą roli w pastwiska, ze stosowaniem maszyn i t. d. idzie stałe wypędzanie ludności rolniczej przez burzenie jej domów. Im bardziej dany okręg jest wyludniony, tem większe jest jego „względne przeludnienie”, tem większy napór na środki zatrudnienia, tem większa absolutna nadwyżka ludności rolniczej nad środkami zamieszkania i tem większe po wsiach miejscowe przeludnienie i zgubne dla zdrowia stłoczenie ludzi. Zgęszczeniu skupisk ludzkich w rozproszonych drobnych wioskach i w miasteczkach odpowiada gwałtowne wyludnianie, otaczających je obszarów rolnych. Nieustanna zamiana robotników rolnych w „ludzi zbytecznych, pomimo zmniejszania się ich liczby i wzrostu masy ich wytworu, jest kolebką ich pauperyzmu. Zkolei obawa przed pauperyzmem jest bodźcem do wypędzania ich i główną przyczyną ich nędzy mieszkaniowej, która lamie ostatecznie ich zdolność oporu 1 czym ich poprostu niewolnikami[119] obszarników i dzierżawców do tego stopnia, że minimum płacy roboczej staje się dla nich prawem przyrody.
Z drugiej strony pomimo stałego „względnego przeludnienia“, wieś zarazem wyludnia się. Zjawisko to zachodzi nietylko w miejscowościach, skąd odpływ ludności ku miastom, kopalniom, budoi kolei i t. d. jest zbyt szybki, występuje ono wszędzie zarówno w czasie żniw, jak wiosną i jesienią, w tych licznych momentach, gdy bardzo staranna i intensywna gospodarka rolna angielska wymaga dodatkowych rąk roboczych. Robotników rolnych jest zawsze za wiele na przeciętne potrzeby rolnictwa, a zawsze za mało na potrzeby sezonowe lub wyjątkowe[120]. Z tego powodu nawet w urzędowych dokumentach napotykamy sprzeczne skargi z tych samych miejscowości, zarazem na brak i na nadmiar robotników. Miejscowy lub przejściowy brak rąk roboczych powoduje jednak nie zwyżkę plac, lecz zmuszanie do pracy na roli kobiet i dzieci, i schodzenie do coraz niższych roczników. Skoro tylko wyzysk pracy dziecięcej i kobiecej przybiera większe rozmiary, zkolei staje się środkiem, aby czynić „zbytecznym“ robotnika rolnego, mężczyznę, i aby płacę jego utrzymywać na niskim poziomie. To błędne koło na wschodnich ziermach Anglji wydało już piękne owoce w postaci systemu „gangów“ czyli „band“, do którego właśnie pokrótce przechodzę[121].
„System band“ panuje prawie wyłącznie w Lincolnshire, Huntingdonshire, Cambridgeshire, Norfolk, Suffolk i Nottinghamshire; występuje zaś sporadycznie w sąsiednich hrabstwach Northampton, Bedford i Rutland. Niech za przykład posłuży Lincolnshire. Większą część tego hrabstwa stanowią grunty nowe, a mianowicie świeżo osuszone bagna i, jak w innych wymienionych hrabstwach wschodnich, ziemie niedawno wydarte morzu. Maszyna parowa dokazywała cudów przy odwadnianiu. Z dawniejszych trzęsawisk i piasków wytrysły morza bujnych zbóż i najwyższe renty gruntowe. To samo dotyczy sztucznie utworzonych lęgowisk, naprzykład na wyspie Axholme i w paru parafjach nad brzegami Tren tu. W miarę powstawania nowych folwarków nietylko nie stawiano tam nowych chat, lecz nawet burzono stare, natomiast robotników ściągano z odległych o całe mile wiosek otwartych, rozrzuconych wzdłuż gościńców, wijących się po grzbietach wzgórz. Niegdyś te wzgórza były jedynem schroniskiem ludności przed dlugotrwałemi zimowemi powodziami. W folwarkach, liczących od 400 do 1000 akrów, robotnicy osiedli (tak zwani tu „confined labourers“) [robotnicy przytwierdzeni] używani są wyłącznie do stałych i ciężkich robot w polu, wykonywanych przy pomocy kom. Na każde 100 akrów (akr równa się 40,49 ara, czyli 1,584 morgi magdeburskiej)[122] przypada przeciętnie zaledwie jedna chata. Pewien dzierżawca, gospodarzący na osuszonych błotach, tak zeznawał przed komisją śledczą: „Dzieiżawa moja obejmuje 320 akrów, są to wszystko grunty uprawne pod zboże. Chat w mojem gospodarstwie niema; jeden tylko robotnik mieszka u mnie. Trzymam czterech fornali, zamieszkałych w okolicy. Roboty lżejsze, lecz wymagające wielu rąk, powierzam bandom“.[123] Rola wymaga wielu lekkich robót polnych, jak pielenie chwastów, kopanie, niektóre czynności przy nawożeniu, usuwanie kamieni i t. d. Roboty te wykonywane są przez „gangi“ czyli zorganizowane „bandy“ z sąsiednich wiosek otwartych.
„Banda“ składa się z 10 do 40 lub 50 osób, a mianowicie młodzieży płci obojga (od 13 do 18 lat), choć zwykle chłopcy po 13-ym roku życia opuszczają „bandę“, wreszcie z dzieci pici obojga (od 6 do 13 lat). Na czele bandy stoi tak zwany „gangmaster“, którym jest zawsze zwykły robotnik rolny, najczęściej tak zwany typ zepsuty, rozpustnik, włóczęga i opój, lecz niepozbawiony ducha przedsiębiorczości i obrotności. On to werbuje bandę i on, a nie dzierżawca, kieruje jej pracą. Z dzierżawcą umawia się on zwykle na akord, a jego własny zarobek, który przeciętnie nic o wiele przewyższa płacę zwykłego robotnika rolnego[124], zależy głównie od zręczności, z jaką umie wyciskać ze swej bandy jak najwięcej pracy w jak najkrótszym czasie. Dzierżawcy odkryli, że kobiety pracują porządnie tylko pod męską dyktaturą, lecz zato kobiety i dzieci, gdy raz wezmą się do roboty, to — jak o tem już Fourier wiedział — z całą rozrzutnością wydatkują swą siłę żywotną, podczas gdy dorosły robotnik jest tak chytry, że stara się w miarę możności oszczędzać swą silę. „Gangmaster“ ciągnie ze swą bandą od folwarku do folwarku, zatrudniając ją w ten sposób przez jakie 6 — 8 miesięcy w ciągu roku. To też dla rodzin robotniczych jest o wiele korzystniej i pewniej mieć z nim do czynienia, aniżeli z oddzielnym dzierżawcą, który dorywczo tylko zatrudnia dzieci. Okoliczność ta do tego stopnia wzmacnia wpływ jego w miejscowościach otwartych, że w wielu z nich nie można nająć dzieci do roboty inaczej, jak za jego pośrednictwem. Indywidualny najem dzieci poza „bandą“ stanowi jego proceder uboczny.
„Ciemnemi“ stronami tego systemu są: przeciążenie pracą dzieci i młodzieży, ogromne marsze tam i zpowrotem do folwarków, odległych o 5, 6 lub 7 mil angielskich, wreszcie demoralizacja „bandy“. Chociaż „gangmaster“, w niektórych miejscowościach nazywany „driver“ (naganiacz), jest uzbrojony w wielki drąg, lecz posługuje się nim rzadko, i skarga na brutalne traktowanie jest wyjątkiem. Jest to cesarz demokratyczny, albo legendarny uwodziciel szczurów. Potrzebna mu jest więc popularność wśród poddanych, których przykuwa do siebie urokiem cygańskiego życia. Życie w „bandzie“ uskrzydla nieokrzesana prostota, wesoła rozwiązłość i najbardziej wyuzdany bezwstyd. „Gangmaster“ wypłatę zwykle uskutecznia w karczmie, a w powrotnej drodze kroczy na czele pochodu, oczywiście chwiejąc się na nogach, przyczem z obu stron podtrzymują go krzepkie baby, a za nimi ciągnie dziatwa i młodzież, wśród swawoli i śpiewu piosenek pieprznych i sprośnych. Podczas tego powrotu jest na porządku dziennym to, co Fourier zowie „fanerogamją“ [publicznem spełnianiem czynności płciowych]. Nieraz dziewczyny trzynasto i czternastoletnie zachodzą w ciążę za sprawą swych rówieśników. Miejscowości otwarte, w których „bandy są werbowane, stają się Sodomą i Gomorą[125] i dostarczają dwa razy tyle dzieci nieślubnych, co pozostałe miejscowości Anglji. Już wyżej mówiliśmy o tem, jak cnotliwe małżonki wyrastają z dziewcząt, wychowanych w tej szkole. Dzieci ich są urodzonymi rekrutami tych band, o ile opium ich wcześniej nie wpędzi do grobu.

„Banda“ w powyżej opisanej formie klasycznej nazywa się bandą publiczną, pospolitą lub wędrowną (public, common or tramping gang). Istnieją mianowicie również „bandy prywatne“ (private gangs). Mają one skład podobny do bandy publicznej, lecz liczą mniej osób i zamiast „gangmastra“ mają za kierownika byiejakiego starszego parobka, dla którego dzierżawca nie znalazł lepszego zajęcia. Znika tam cygański humor, natomiast według wszeł kich świadectw dzieci mają się gorzej pod względem płacy i traktowania. System band, który się wciąż rozszerza w ostatnich czasach[126], oczywiście istnieje nie gwoli „gangmastrowi“. Celem jego jest zbogacenie wielkiego dzierżawcy[127], względnie obszarnika[128]. Dzierżawca nie mógłby znaleźć bardziej pomysłowego sposobu na to, aby swój personel roboczy utrzymać na poziomie o wiele niższym od przeciętnego, a mimo to mieć jednak zawsze napogotowiu wolne ręce do robót nadzwyczajnych, aby za jak najmniejszą sumę pieniędzy otrzymywać jak najwięcej pracy[129], i aby czynić „zbytecznym“ dorosłego robotnika — mężczyznę. Czytelnik po poprzednich wywodach zrozumie, że z jednej strony stwierdza się istnienie większego lub mniejszego bezrobocia wśród robotników rolnych, a zarazem z drugiej strony „system band“ ogłasza się za „konieczny“ wo-b c braku siły roboczej męskiej i jej odpływu do miast[130]. Pole, wy-pielone z chwastów, oraz chwast ludzki z Lincolnshire i t. d. — oto dwa bieguny produkcji kapitalistycznej[131].

f) Irlandja.

Na zakończenie tego działu musimy na chwilę jeszcze powędrować do Irlandji. Zaczniemy od faktów, mających zasadnicze znaczenie.
Ludność Irlandji w roku 1841 osiągnęła liczbę 8,222,664 osób. W r. 1851 spadła do 6,623,985, w r. 1861 — do 5,850,309, a w r. — do 5½ miljonów, nieomal do poziomu r. 1801. To wyludnienie Irlandji rozpoczęło się w głodowym roku 1846: w ciągu lat niespełna 20 Irlandja straciła zgórą 5/16 swej ludności[132]. Wychodztwo irlandzkie w okresie od maja r. 1851 do lipca r. 1865 wyniosło ogółem 1,591,487 osób, w ostatniem zaś pięcioleciu, 1861—1865, zgórą pól miljona. Liczba domów zamieszkanych zmalała od roku 1851 do r. 1861 o 52,990. W tem samem dziesięcioleciu liczba dzierżaw od 15 do 30 akrów — wzrosła o 61.000, liczba dzierżaw powyżej 30 akrów — o 109,000, podczas gdy całkowita liczba wszystkich dzierżaw zmalała o 120,000, co się tłumaczy wyłącznie niszczeniem dzierżaw poniżej 15 akrów, innemi słowy — ich centralizacją.
Spadkowi zaludnienia towarzyszyło oczywiście — naogół biorąc — zmniejszenie masy wytworów. Dla naszego celu wystarcza rozpatrzeć dane za ostatnie pięciolecie, 1861—1865, w którego ciągu ponad pół miljona osób wywędrowało zagranicę, a absolutna liczba ludności zmniejszyła się o ⅓ miljona (por. tablicę A).

Tablica A. Stan bydła.
KONIE BYDŁO ROGATE
Rok Liczba ogólna Zmniejszenie Liczba ogólna Zmniejszenie Wzrost
1860 619 811 3 606 374
1861 614 232 5579[133] 3 471 688 134 686[134]
1862 602 894 11 338 3 254 890 216 798
1863 579 978 22 916 3 144 231 110 695
1864 562 158 17 820 3 262 294 118 063
1865 547 867 14 291 3 493 414 231 120


OWCE ŚWINIE
Rok Liczba ogólna Zmniejszenie Wzrost Liczba ogólna Zmniejszenie Wzrost
1860 3 542 080 1 271 072
1861 3 556 050 13 970 1 102 042 169 030
1862 3 456 132 99 918 1 154 324 52 282
1863 3 308 204 147 928 1 067 458 86 866
1864 3 366 941 58 737 1 058 480 8 978
1865 3 688 742 321 801 1 299 893 241 413

Z powyższej tablicy wynika:[135]

KONIE BYDŁO ROGATE OWCE ŚWINIE
Zmniejszenie absol. Zmniejszenie absol. Wzrost absolutny Wzrost absolutny
71 944[136] 112 960[137] 146 662[138] 28 821[139]
Zwróćmy się teraz do rolnictwa, które dostarcza żywności bydłu i ludziom. Poniższa tablica wykazuje zmniejszenie, lub wzrost w każdym roku w stosunku do roku poprzedniego. Przez zboże rozumiemy tutaj pszenicę, owies, jęczmień, żyto, fasolę, groch; przez warzywa — kartofle, rzepę, buraki, kapustę, marchew, pasternak, wykę i t. d.


Tablica B.
Wzrost lub zmniejszenie powierzchni upraw lub łąk (względnie pastwisk).
Rok Zboże Warzywa Łąki i koniczyna Len
Razem gruntów, służących rolnictwu i hodowli bydła
Zmniejsz.
akrów
Zmniejsz.
akrów
Wzrost
akrów
Zmniejsz.
akrów
Wzrost
akrów
Zmniejsz.
akrów
Wzrost
akrów
Zmniejsz.
akrów
Wzrost
akrów
1861 015 071 36 974 47 969 19 271 81 873
1862 072 734 74 785 06 623 02 055 138 841
1863 144 719 19 358 07 724 63 922 092 431
1864 122 437 02 317 47 486 87 761 10 493
1865 072 450 25 241 68 970 50 159 028 218
Ogółem
428 041 107 984 82 834 122 850 330 860

W roku 1865 do rubryki „łąk“ dochodzi 127.470 akrów, głównie dzięki temu, że obszar „nieużytków i torfowisk“ zmniejszył się o 101.543 akry. Jeżeli porównamy polny r. 1865 z plonami roku 1864, to otrzymamy zmniejszenie zbioru zboża o 246.667 kwartetów, z tego przypada na pszenicę — 48.999 kw., na owies — 166.605 kw., na jęczmień — 29.892 kw. i t. d., oraz zmniejszenie zbioru kartofli o 446.398 tonn, pomimo że obszar ich uprawy w roku 1865 wzrósł i t. d. (porównaj tablicę C, na str. 750).
Od ruchu ludności w Irlandji i jej produkcji rolniczej przejdźmy do ruchu w trzosie jej obszarników, większych dzierżawców i kapitalistów przemysłowych. Ruch ten odzwierciedla się w wahaniach wpływów podatku dochodowego. Dla wyjaśnienia następującej tablicy D (str. 751) musimy dodać, że kategorja D (zyski z wyjątkiem zysków z dzierżaw) obejmuje również tak zwane zyski „zawodowe“, czyli dochody lekarzy, adwokatów i t. d., natomiast niewyszczególnione w tablicy kategorje C i E obejmują dochody urzędników, oficerów, posiadaczy synekur państwowych, wierzycieli państwa i t. d..

Tablica C. Wzrost lub zmniejszenie powierzchni ziemi uprawnej, plonu z 1 akra,
oraz całkowitych zbiorów w r. 1865 w porównaniu z r. 1864[140].
Powierzchnia uprawy w akrach Plony z 1 akra Zbiór całkowity
1864 1865 1865 1864 1865 1865 1864 1865 1865
Wzrost Zmniejsz. Wzrost Zmniejsz. Wzrost Zmniejsz.
Centnarów
Kwarterów
Pszenica 276 483 266 989 9 494 13,3 13,0 0,3 875 782 826 783 48 999
Owies 1 814 886 1 745 228 69 658 12,1 12,3 0,2 7 826 332 7 659 727 166 605
Jęczmień 172 700 177 102 4 402 15,9 14,9 1,0 761 909 732 017 29 892
„Beere“ (Orkisz) 8 894 10 091 1 197 16,4 14,8 1,6 15 160 13 989 1 171
Żyto 8,5 10,4 1,9 12 680 18 364 5 684
Tonn Tonn
Kartofle 1 039 724 1 066 260 26 536 4,1 3,6 0,5 4 312 388 3 865 990 446 398
Rzepa 337 355 334 212 3 143 10,3 9,9 0,4 3 467 659 3 301 683 165 976
Buraki 14 073 14 839[141] 316 10,5 13,3 2,8 147 284 191 937 44 653
Kapusta 31 821 33 622 1 801 9,3 10,4 1,1 297 375 350 252 52 877
Len 301 693 251 433 50 260 34,2[142] 25,2[142] 9,0[142] 64 506 39 561 24 945
Siano 1 609 569 1 678 493 68 924 1,6 1,8 0,2 2 607 153 3 068 707 461 554
TABLICA D.
Dochody, podlegające podatkowi dochodowemu w Irlandji.
w funtach szterlingach[143]
1860 1861 1862 1863 1864 1865
Rubryka A
Renta grunt.
13 893 829 13 003 554 13 398 938 13 494 091 13 470 700 13 801 616
Rubryka B
Zyski dzierżaw.
2 765 387 2 773 644 2 937 899 2 938 823 2 930 874 2 946 072
Rubryka D
Zyski przemysłowe i inne
4 891 652 4 836 203 4 858 800 4 846 497 4 546 147 4 850 199
Suma wszystkich rubryk od A do E 22 962 885 22 998 394 23 597 574 23 658 631 23 236 298 23 930 340

Przeciętny przyrost dochodów kategorji D wynosił w latach 1853—1863 tylko 0.93%, podczas gdy w Wielkiej Brytanji w tym samym okresie — 4,58%. Następująca tablica uwidocznia podział zysków (z wyjątkiem zysków z dzierżaw) w latach 1864 i 1865:

TABLICA E.
Kat. D.[144] Dochody z zysków przemysłowych
i t. d. (powyżej 60 f. szt.) w Irlandji
1864 1865
f. szt. rozdzielone
wśród osób
f. szt. rozdzielone
wśród osób
Całkowity wpływ roczny 4 368 610 17 467 4 669 979 18 081
Dochody roczne od 60 do 100 f. szt.
238 626 5 015 222 575 4 703
Z całkowitego wpływu rocznego
1 979 066 11 321 2 028 471 12 184
Pozostałość całkowitego wpływu rocznego
2 150 818 1 131 2 418 933 1 194
Z tej pozostałości 1 083 906 910 1 097 937 1 044
1 066 912 121 1 320 996 186
430 535 105 584 458 122
646 377 26 736 448 28
262 610 3 274 528 3
Anglja, jako kraj przeważnie przemysłowy o rozwiniętej produkcji kapitalistycznej, nie wytrzymałaby takiego upustu krwi ludności, jakiemu uległa Irlandja. Ale Irlandja dziś jest tylko rolniczą prowincją Anglji, odgrodzoną od niej szerokim rowem i dostarczającą jej zboża, wełny i bydła, oraz rekrutów dla armji i dla przemysłu.

Wyludnienie sprawiło, że wiele pól leży odłogiem, że zmniejszyły się plony[145] i że, pomimo zwiększenia terenu hodowli bydła, w pewnych gałęziach cofa się ona, w innych zaś ujawnia niewielki postęp, zaledwie zasługujący na wzmiankę i przerywany ustawicz-nem cofaniem się. A jednak wraz ze spadkiem masy ludności rosły wciąż renty gruntowe i zyski z dzierżaw, chociaż te ostatnie nie tak stale, jak pierwsze. Przyczyna jest zrozumiała. Z jednej strony łączenie dzierżaw i przekształcanie roli w pastwiska sprawiło, że coraz większa część całkowitego produktu zamieniała się w wytwór dodatkowy. Wytwór dodatkowy wzrastał, choć wytwór całkowity, którego on był częścią, zmniejszał się. Z drugiej strony wartość pieniężna wytworu dodatkowego rosła jeszcze szybciej, aniżeli jego masa, a to dzięki zwyżkowej tendencji cen na mięso, wełnę i t. d., trwającej na rynku angielskim od lat 20, ale szczególnie silnej w ostatniem dziesięcioleciu.
Rozproszone środki produkcji, służące samemu wytwórcy, jako środki zatrudnienia i utrzymania, ale nie pomnażające swej wartości przez wchłanianie cudzej pracy, nie są bynajmniej kapitałem, podobnie jak wytwór, spożyty przez swego własnego wytwórcę, nie jest towarem. Więc chociaż wraz z masą ludności zmniejszyła się również masa środków produkcji, stosowanych w rolnictwie, to jednak masa kapitału, zastosowanego w rolnictwie, wzrosła, gdyż część środków produkcji, dawniej rozproszonych, została zamieniona w kapitał.
Całkowity kapitał Irlandji, włożony w handel i w przemysł, prócz rolnictwa, nagromadzał się w ciągu ostatnich lat 20 powoli i wśród ciągłych silnych wahań. Tem szybciej natomiast posuwała się centralizacja jego indywidualnych części składowych. Wreszcie, jakkolwiek nieznaczny był absolutny wzrost kapitału, względnie, w stosunku do stopniałej ludności kraju, kapitał nabrzmiewał.
A więc tu, przed naszemi oczyma, rozgrywa się na szeroką skalę proces, będący dla ekonomji ortodoksyjnej wymarzonym wprost dowodem słuszności jej dogmatu, według którego nędza pochodzi z przeludnienia absolutnego, wyludnienie zaś przywraca równowagę. Jest to doświadczenie o wiele większej wagi, niż owa zaraza morowa z połowy czternastego wieku, tak bardzo wysławiana przez maltuzjańczyków. Zauważmy mimochodem, że jeżeli trzeba bakalarskiej naiwności, aby do stosunków produkcji i odpowiadających im stosunków zaludnienia wieku 19-go przykładać skalę wieku 14-go, to naiwność owa ponadto jeszcze przeoczyła, iż podczas, gdy po tej stronie kanału, w Anglji, bezpośredniem następstwem owej zarazy i towarzyszącego jej wyludnienia były uwolnienie i zbogacenie ludu wiejskiego, po tamtej stronie, we Francji, następstwem jej były sroższa niewola i większa nędza.[146]
Głód wymiótł z Irlandji w r. 1846 zgórą miljon ludzi, ale tylko biedaków. Nie uczynił on natomiast najmniejszego uszczerbku w bogactwie kraju. Następujące po głodzie dwudziestoletnie wychodztwo, wciąż jeszcze wzrastające, nie zmniejszyło, jak wojna trzydziestoletnia, wraz z ludnością kraju, jego środków produkcji. Genjusz iryjski wynalazł całkiem nowy sposób na to, aby lud biedny wyganiać o tysiące mil od widowni jego nędzy. Wychodźcy irlandzcy, którzy osiedlili się w Stanach Zjednoczonych, corocznie przysyłają do kraju swego pieniądze na koszty podróży dla pozostałych w domu. Każda partja wychodźców, opuszczająca kraj w tym roku, ciągnie za sobą nową partję na rok przyszły. W ten sposób wychodztwa nic nie kosztuje Irlandję, lecz stanowi jedną z najbardziej dochodowych gałęzi jej eksportu. Wreszcie wychodztwo jest procesem systematycznym, który nie przejściowo wierci dziurę w masie ludności, lecz systematycznie wyciąga z niej więcej ludzi, niż przyrost naturalny zdoła nadrobić, wskutek czego absolutny poziom zaludnienia opada z roku na rok[147].
A jakież były następstwa wychodztwa dla robotników irlandzkich, pozostałych w kraju, wybawionych od plagi przeludnienia? Oto takie, że przeludnienie względne jest dziś równie wielkie, jak przed rokiem 1846, że płaca robocza jest równie niska, że praca jest jeszcze uciążliwsza, że nędza, panująca na wsi, grozi nowym kryzysem. Przyczyny tego stanu rzeczy są bardzo proste. Wychodztwu dotrzymywał kroku przewrót w rolnictwie. Wytwarzanie względnego przeludnienia prześcigało wyludnienie absolutne. Wystarczy spojrzeć na tablicę B, aby przekonać się, że przekształcenie roli w pastwiska musi działać jeszcze szybciej w Irlandji, aniżeli w Anglji. Anglji wraz z rozwojem hodowli bydła wzrasta uprawa warzyw, w Irlandji zaś zmniejsza się. Podczas gdy wielkie obszary dawniej uprawnych gruntów leżą odłogiem lub zamieniane są w stałe pastwiska, znaczna część dawniejszych nieużytków i torfowisk dziś służy do wypasania bydła. Dzierżawcy drobni i średni — zaliczam do nich wszystkich tych, którzy uprawiają nie więcej niż 100 akrów ziemią — wciąż jeszcze stanowią około 4/5 całkowitej liczby dzierżawców[148]. Daleko silniej niż wprzódy, przytłacza ich konkurencja rolnictwa, prowadzonego sposobem kapitalistycznym, to też wciąż dostarczają oni świeżego rekruta klasie robotników najemnych.
Jedyny przemysł wielki w Irlandji, a mianowicie wyrób płótna, wymaga stosunkowo niewielkiej liczby dorosłych mężczyzn i wogóle zatrudnia tylko stosunkowo niewielką cząstkę ludności, pomimo, że przemysł ten rozszerzył się w związku z drożyzną bawełny w latach 1861—1866. Jak wszelki wogóle przemysł wielki, dzięki ciągłym wahaniom w swej własnej dziedzinie, wytwarza on wciąż przeludnienie względne nawet przy wzroście absolutnym zatrudnionej przezeń masy ludzkiej. Nędza ludu wiejskiego stanowi podstawę bytu olbrzymich fabryk koszul i t. d., których armja robotnicza po większej części rozproszona jest na wsi. Znajdujemy tu znowu poprzednio przez nas opisany system chałupnictwa, które w nadmiernej pracy i w niedostatecznej płacy znalazło własne doskonałe metody stwarzania robotników „zbytecznych“. Wreszcie; chociaż wyludnienie nie pociąga tu za sobą tak zgubnych skutków, jak w kraju o rozwiniętej produkcji kapitalistycznej, jednak wywiera ono stały wpływ na rynek wewnętrzny. Wychodztwo pozostawia po sobie nietylko puste domy, lecz również zrujnowanych gospodarzy. Luki, stwarzane przez wychodżtwo, nietylko zwężają miejscowe zapotrzebowanie pracy, ale również dochody sklepikarzy, rzemieślników i wogóle ludzi, żyjących z drobnego przemysłu. Stąd zmniejszenie dochodów od 60 do 100 funtów szt. w tablicy E.
W sprawozdaniu irlandzkich inspektorów instytucyj dobroczynnych za rok 1870[149] położenie irlandzkich robotników rolnych, płatnych na dniówkę, przedstawione jest w sposób przejrzysty. Inspektorowie ci, jako urzędnicy rządu, który opiera się jedynie na bagnetach i na stanie oblężenia bądź jawnym, bądź zamaskowanym, muszą przestrzegać w słowach wszelkich względów, o które nie dbają ich angielscy koledzy. Jednak i oni nie pozostawiają rządowi żadnych złudzeń.
Wykazują oni, że stopa płac, wciąż jeszcze na wsi bardzo niska, w ostatnich 20 latach podniosła się o 50—60% i obecnie wynosi przeciętnie 6—9 szylingów tygodniowo. Ale za tą pozorną zwyżką kryje się rzeczywisty spadek płac, gdyż nie dorównywa ona wzrostowi niezbędnych środków utrzymania, który przez ten czas nastąpił. Na poparcie tego twierdzenia możemy przytoczyć następujący wyciąg z urzędowych rachunków pewnego irlandzkiego domu roboczego:
Przeciętna tygodniowa kosztów utrzymania na głowę:

Rok Pokarm Odzież Ogółem
29/IX 1848 do 29/IX 1849 1 Szyl. 3¾ pensa 3 pensy 1 Szyl. 6¼ pen.
29/IX 1868 do 29/IX 1869 2 Szyl. 7¼ pensa 6 pensów 3 Szyl. 1¼ pen.

A więc koszt niezbędnych środków utrzymania jest prawie dwa razy, a koszt odzieży — dokładnie dwa razy wyższy, niż przed 20 laty.
Nawet abstrahując od tej dysproporcji cen i płac, samo tylko porównanie wysokości płac, wyrażonej w pieniądzach, nie daje właściwego wyniku. Przed rokiem głodu główna masa płac w rolnictwie była uskuteczniana in natura [w produktach], a tylko niewielka część w pieniądzach; dziś regułą jest płaca pieniężna. Już stąd wynika, że stopa pieniężna płacy musiała wzrosnąć, niezależnie od ruchu płacy rzeczywistej. „Przed rokiem głodu najmita rolny miewał działkę ziemi, na której sadził ziemniaki, hodował drób i świnie. Dziś nietylko musi on kupować całą swą żywność, lecz również ubyły mu dochody ze sprzedaży świń, drobiu i jaj“[150].
W istocie, dawniej robotnicy rolni zlewali się z klasą drobnych dzierżawców i stanowili jakby rezerwę dla dzierżaw średnich i wielkich, gdzie znajdowali pracę. Dopiero katastrofa roku 1846 uczyniła ich częścią klasy właściwych robotników najemnych, odrębnym stanem, związanym ze swymi panami — najemcami już tylko węzłami stosunków pieniężnych.
Wiadomo, jaki był stan ich mieszkań już przed rokiem 1846. Od tego czasu jeszcze się bardzo pogorszył. Część, coraz mniejsza zresztą, najemnych robotników rolnych mieszka jeszcze na gruntach dzierżawców w przepełnionych chatach, których ohyda o wiele przewyższa najgorsze przykłady, zaczerpnięte z okręgów rolnych angielskich. Jest to powszechne prawidło, z wyjątkiem niektórych okolic Ulsteru. Tak stoją sprawy na południu w hrabstwach Cork, Limerick, Kilkenny i t. d.; na wschodzie w Wicklow, Wexford i t. d.; w środkowej części Irlandji, w hrabstwach King‘s and Queen‘s, w hrabstwie Dublin i t. d.; na północy w hrabstwach Down, Antrim, Tyrone i t. d.; na zachodzie w Sligo, Roscommon, Mayo, Galway i t. d. „Chaty robotników rolnych“, woła jeden z inspektorów, „to hańba religji i cywilizacji naszego kraju“[151]. Ażeby dla najmitów rolnych uczynić powabniejszemi ich nory, dzierżawcy konfiskują ziałki, ziemi, należące do nich od niepamiętnych czasów. „Świadomosc tej swego rodzaju banicji, doznanej ze strony właścicieli ziemskich i ich rządców, budzi w najmitach rolnych uczucia przeciwieństwa i nienawiści względem tych, którzy ich traktują, jak rasę wydziedziczoną z wszelkich praw“[152].
Pierwszym aktem rewolucji w rolnictwie było masowe i, jakby na dane zgóry hasło rozpoczęte, burzenie chat, znajdujących się na polu pracy. Wielu robotników musiało szukać dachu nad głową po wsiach i w miasteczkach. Tam lokowano ich jak rupiecie: na strychy, do piwnic, do suteryn i w różne nory w najgorszych zaułkach miasta. W ten sposób przesadzano nagle do tych wylęgarni występków tysiące rodzin irlandzkich, które nawet według świadectwa Anglików, przesiąkniętych narodowemi uprzedzeniami, odznaczały się wyjątkowem przywiązaniem do domowego ogniska, wesołą beztroską i czystością obyczajów rodzinnych. Mężczyźni muszą obecnie szukać pracy u sąsiednich dzierżawców, którzy najmują ich tylko na dniówkę, czyli na najbardziej niestały zarobek. Przytem „muszą dziś odbywać daleką drogę do folwarku i zpowrotem, nieraz przemokli jak szczury i wogóle wystawieni na wszelkie plagi, które częstokroć sprowadzają wyczerpanie, chorobę, a wraz z nią — nędzę“[153].
„Miasta musiały rok rocznie przyjmować wszystko to, co uchodziło za nadmiar w okręgach rolniczych[154] i jakże tu się dziwić, „że w miastach i we wioskach panuje przeludnienie, a na roli brak lub grozi brak robotników“[155]. Naprawdę jednak brak ten daje się odczuwać jedynie tylko „w czasie żniw, wiosną lub podczas pilnych robót polnych; przez resztę roku jest wiele rąk bezczynnych“[156]; zaś „po wykopaniu kartofli, głównego plonu, od października do początku następnej wiosny.... trudno o pracę dla nich[157], i nawet w sezonie roboczym „częstokroć dni całe tracą, i wogóle są narażeni na wszelkiego rodzaju przerwy w pracy“[158].
Te następstwa rewolucji w rolnictwie, to jest zamiany roli w pastwiska, zastosowania maszyn, skrupulatnego zaoszczędzania na pracy i t. d. — występują jeszcze ostrzej u tych wzorowych obszarników, którzy nie przejadają swych rent zagranicą, lecz raczą, mieszkać w swych dobrach irlandzkich. Aby pod każdym względem stało się zadość prawu popytu i podaży, panowie ci „obecnie potrzeby swego gospodarstwa opędzają jedynie pracą drobnych dzierżawców, którzy w ten sposób zmuszeni są harować na swych panów na każde zawołanie za płacę, najczęściej o wiele niższą od płacy zwykłych najmitów, i to bez względu na trudności i na straty, które dzierżawca ponosi, gdy w krytycznym czasie siejby lub żniwa zaniedbywać musi we własne pole“[159].
Niepewność i nierównomierność zatrudnienia, częstość i długotrwałość przerw w pracy, wszystkie te objawy względnego przeludnienia, figurują więc w sprawozdaniach inspektorów administracji dobroczynności publicznej, jako plagi, trapiące irlandzki proletarjat rolny. Pamiętamy, że z podobnemi zjawiskami spotkaliśmy się i u angielskiego proletarjatu rolnego. Ale różnica polega na tem, że w Anglji, kraju przemysłowym, rezerwa przemysłu rekrutuje się ze wsi, natomiast w Irlandji, kraju rolniczym, rezerwa rolnictwa rekrutuje się z miast, dokąd się chronią robotnicy rolni. W Anglji „zbyteczni robotnicy rolni przekształcają się w robotników fabrycznych. W Irlandji wyparci do miast pozostają robotnikami rolnymi i wciąż wysyłani na wieś w poszukiwaniu pracy cisną zarazem na płace robotników miejskich.
Sprawozdawcy urzędowi w następujących słowach ujmują położenie materjalne dniówkowego robotnika rolnego: „Chociaż żyje on jak najoszczędniej, jednak płaca jego zaledwie starcza na wyżywienie jego samego i jego rodziny i na opłatę komornego za mieszkanie; aby przyodziać siebie, żonę i dzieci, musi on szukać ubocznych dochodów... Atmosfera ich mieszkań wraz z innemi dolegliwościami czyni tę klasę wysoce nieodporną wobec tyfusu i gruźlicy“[160]. Cóż więc dziwnego, że według zgodnych zaświadczeń sprawozdawców, głuche niezadowolenie przenika szeregi tej klasy, że wzdycha ona ku przeszłości, że teraźniejszości nienawidzi, a o przyszłości wątpi, że „ulega przewrotnym podszeptom agitatorów“, i że widzi przed sobą tylko jedno wyjście: wychodztwo do Ameryki. W taką to ziemię obiecaną zamieniło zielony Eryn wyludnienie, owo wielkie panaceum maltuzjańskie i Jakim zaś dobrobytem cieszą się nawet wykwalifikowani irlandzcy robotnicy przemysłowi, to wystarczy zobrazować na jednym przykładzie: „Podczas mej niedawnej inspekcji w Irlandji Północnej“, pisze Robert Baker, angielski inspektor fabryczny, „uderzył mnie wysiłek pewnego zdolnego robotnika irlandzkiego, który przy bardzo skąpych środkach starał się zapewnić trochę wykształcenia swym dzieciom. Powtarzam jego zeznanie dosłownie, jakem je z ust jego słyszał. Że jest on zdolnym robotnikiem fabrycznym, o tem świadczy choćby ten fakt, że jest zatrudniony przy towarach, przeznaczonych na rynek manchesterski. Johnson: jestem trykociarzem, pracuję od 6 rano do 11 wieczór, od poniedziałku do piątku; w sobotę kończymy o 6 wieczorem i mamy trzy godziny na obiad i odpoczynek. Mam pięcioro dzieci. Za pracę tę otrzymuję 10 szylingów i 6 pensów tygodniowo. Moja żona pracuje też tutaj i zarabia 5 szył. tygodniowo. Najstarsza dziewczynka, dwunastoletnia, prowadzi gospodarstwo domowe. Jest ona również naszą kucharką i jedyną pomocą w domu. Wyprawia ona młodszą dziatwę do szkoły. Dziewczyna, przechodząc obok naszego domu, budzi mnie o pół do szóstej. Żona moja wstaje razem ze mną i razem ze mną wychodzi. Przed wyjściem z domu nic nie jemy. W ciągu dnia 12-letnie dziecko pilnuje młodszej dziatwy. Śniadanie jemy o 8-ej, i przychodzimy na nie do domu. Herbatę pijamy raz na tydzień. Zwykłą naszą strawą jest kasza (stirabout) z owsianej mąki, czasem z kukurydzowej zależnie od tego, co nam się uda dostać. Zimą dodajemy trochę cukru i gorącej wody do mąki kukurydzowej. Latem kopiemy trochę kartofli, zasadzonych przez nas samych na działce ziemi, a gdy się kartofle skończą, powracamy do kaszy. Tak mija dzień za dniem, świątek i piątek, przez cały rok. Bywam zawsze bardzo zmęczony wieczorem po zakończeniu dziennej pracy. Widujemy niekiedy kawałek mięsa, ale bardzo rzadko. Troje dzieci naszych uczęszcza do szkoły, za każde płacimy pensa tygodniowo. Komorne nasze wynosi 9 pensów tygodniowo, a torf na opał conajmniej szylinga i 6 pensów na dwa tygodnie“[161]. Takie są płace irlandzkie, takie jest życie irlandzkie!“[162]
Faktycznie nędza Irlandji weszła znów w Anglji na porządek dzienny. Do rozwiązywania tego zagadnienia zabrał się w „Times“, w końcu r. 1866 i na początku r. 1867; Lord Dufferin, jeden z obszarników irlandzkich. „Jakaż to ludzkość u tak wielkiego pana!“[163]
Widzieliśmy w tablicy E, że w r. 1864 trzej rycerze zysku zgarnęli tylko 262.610 f. szt. z ogólnokrajowej sumy zysku 4.368.010 f. szt.; w r. 1863 ci sami trzej mistrzowie „wstrzemięźliwości“ z ogólnego zysku w sumie 4.669.979 f. szt. zagarnęli już 274.448 f. szt., w r. 1864 — 26 rycerzy zysku zagarnęło 646.377 f. szt.; w r. 1863 — 28 rycerzy zysku — 736.448 f. szt., w r. 1864 — 121 rycerzy zysku — 1.066.912 f. szt.; w r. 1863 — 186 rycerzy zysku — 1.320.996 f. szt.; w r. 1864 — 1131 rycerzy zysku — 2.130.818 f. szt., prawie połowę ogólnej sumy zysków rocznych; w roku 1863 — 1194 rycerzy zysku 2.418.933 f. szt., przeszło połowę ogólnej sumy zysków rocznych Ale znikomo drobna garść magnatów Anglji, Szkocji i Irlandji pochłania tak potwornie lwią część rocznej sumy rent gruntowych, że angielska mądrość stanu uważa za stosowne nie ogłaszać statystyki podziału renty gruntowej, podobnej do statystyki podziału zysków.
Lord Dufterm jest właśnie jednym z tych magnatów. Że czynsze i zyski mogą kiedykolwiek być „nadmierne“, że ten nadmiar jakoś wiąże się z nadmiarem nędzy ludu — jest to oczywiście myśl zgoła „nieprzyzwoita i niezdrowa“ (unsound). Lord Dufferin trzyma się faktów. Faktem jest, że w miarę, jak zmniejsza się liczba ludności irlandzkiej, rosną irlandzkie czynsze dzierżawne, że wyludnienie „dobrze czym“ właścicielowi ziemskiemu, a więc także i ziemi, — a więc także i ludowi, który jest tylko dodatkiem do ziemi. Oświadcza on więc, że Irlandja jest wciąż jeszcze przeludniona, i że strumień wychodztwa płynie wciąż jeszcze zbyt ospale. Irlandja, aby być już całkiem szczęśliwą, musi się wyzbyć jeszcze conajmniej 1/3 miljona ludzi pracy. Proszę jednak nie myśleć, jakoby ten poetyczny skądinąd lord był lekarzem ze szkoły Sangrada, który za każdym razem, gdy u chorego nie znajdował poprawy, puszczał mu krew, a gdy to nie pomagało, puszczał mu krew powtórnie, aż póki pacjent wraz z krwią nie wyzbył się i choroby. Lord Dufferin żąda upustu krwi w granicach tylko ⅓ miljona, zamiast tych około 2 miljonów, bez których pozbycia się królestwo boże w Irlandji nie zakwitnie. O dowód nietrudno.

1 2 3 4
Dzierżawy nie przekraczające 1 akra Dzierżawy powyżej 1 akra, nie przekraczające 5 akrów Dzierżawy powyżej 5 akrów, nie przekraczające 15 akrów Dzierżawy powyżej 15 akrów, nie przekraczające 30 akrów
Liczba
dzierżaw
akry Liczba
dzierżaw
akry Liczba
dzierżaw
akry Liczba
dzierżaw
akry
48 653 25 394 82 037 288 916 176 368 1 836 310 136 578 3 051 343
5 6 7 8
Dzierżawy powyżej 30 akrów, nie przekraczające 50 akrów Dzierżawy powyżej 50 akrów, nie przekraczające 100 akr. Dzierżawy ponad 100 akrów Obszar ogólny[164]
Liczba
dzierżaw
akry Liczba
dzierżaw
akry Liczba
dzierżaw
akry akry
71 961 2 906 274 54 247 3 983 880 31 927 8 227 807 20 319 924


W latach 1851—1861 centralizacja zniszczyła głównie pierwsze trzy kategorje dzierżaw, do 1 akra i od 1 do 15 akrów. One muszą zniknąć najpierwej. Daje to liczbę 307.058 „zbytecznych“ dzierżawców, a licząc skromnie po 4 osoby przeciętnie na rodzinę — 1.228.232 osoby. Jeżeli nawet przyjmiemy przesadne założenie, że po dokonanej rewolucji w rolnictwie ¼ tej liczby znajdzie utrzymanie, to pozostaną jeszcze 921.174 osoby, będące kandydatami na wychodźców. Kategorje 4, 5 i 6, od 15 do 100 akrów, są to — jak dawno już w Anglji wiadomo — dzierżawy zbyt małe dla kapitalistycznej gospodarki zbożowej, a dla hodowli owiec prawie nie wchodzą w rachubę. Przy poprzednich założeniach mamy tu więc dalszych 788.761 kandydatów na wychodźców, co stanowi ogółem 1.709.532. A ponieważ l‘appétit vient en mangeant [apetyt przychodzi w miarę jedzenia], więc obszarnicy wnet odkryją, że przy 3 i pół miljonach ludności Irlandja cierpi nędzę, a cierpi tę nędzę z tego powodu, ze jest przeludniona, że więc trzeba ją dalej wyludniać, dopóki nie spełni swego istotnego posłannictwa, to jest nie zostanie owczarnią i pastwiskiem Anglji.[165] Ale ten intratny proceder, jak wszelkie dobro tego świata, ma swą stronę ujemną. Nagromadzaniu renty gruntowej w Irlandji dotrzymuje kroku nagromadzanie Irlandczyków w Ameryce. Irlandczyk, wypędzany przez owcę i przez wołu, odradza się po drugiej strome oceanu, jako buntowniczy fenjanin.[166] A starej królowej mórz groźnie i coraz groźniej przeciwstawia się młoda olbrzymia republika.

Acerba fata Romanos agunt
Scelusque fraternae necis.

[„Srogi los i zbrodnia bratobójstwa ścigają Rzymian“. Horacy: „Epody“][167].





  1. Karl Marx: „Lohnarbeit und Kapital“ [Berlin 1907, str. 28, przekład polski, Warszawa, r. 1920, str. 17]. „Przy równym ucisku mas, im kraj ma więcej proletarjuszy, tem jest bogatszy“. (Colins: „L‘économie politique. Source de révolutions et des utopies prétendues socialistes. Paris 1857“, t. III, str. 331). Przez „proletarjusza“ rozumieć należy w ekonomji wyłączne pracownika najemnego, który wytwarza i pomnaża „kapitał“, i który bywa wyrzucany na bruk, ilekroć staje się zbyteczny dla potrzeb powiększania wartości „Monsieur Capital“ (jak Pecqueur nazywa tę osobę). „Wątły proletarjusz puszcz dziewiczych“ jest postacią sztuczną, wybujałą w wyobraźni Roschera. Pierwotny mieszkaniec puszczy jest jej właścicielem; traktuje on puszczę bez ceregieli, jako swoją własność, podobnie jak to czyni orangutang. Nie jest więc proletarjuszem. Byłby nim chyba w tym wypadku, gdyby ta puszcza jego eksploatowała, a nie on puszczę. Co do jego zdrowia, to może on wytrzymać porównanie nietylko ze współczesnym proletarjuszem, ale i ze „sławetnym“ mieszczuchem syfilitycznym i skrofulicznym. Ale zdaje się, że pan Roscher, mówiąc o puszczy dziewiczej, ma na myśli poprostu swą ojczystą Lueneburger Heide.
  2. John Bellers: „Proposals for raising a colledge of industry. London 1696“, str. 2.
  3. B. de Mandeville: „The fable of the bees. 5th ed. London 1728, uwagi na str. 212, 213, 328. „Życie skromne i praca staia są dla ubogiego drogą do materjalnego szczęścia, [przez które rozumie on jaknajdłuższy dzień roboczy i jaknajmniej środków utrzymania], a drogą do bogactwa dla państwa [mianowicie dla właścicieli ziemskich, kapitalistów oraz ich politycznych dygnitarzy i agentów] („An essay on trade and commerce, London 1770“, str. 54).
  4. Eden powinien był zapytać, czyim tworem są „instytucje społeczne“. Ujmuje on te sprawy z punktu widzenia iluzji prawniczej; zamiast widzieć w prawie wytwór materjalnych stosunków produkcji, widzi on odwrotnie w stosunkach produkcji wytwór prawa. Linguet rozwiał Monteskjuszowską ułudę „Esprit des lois“ (ducha praw), jednem słowem: „Esprit des lois, c‘est la propriété“ („Duch praw — to własność“).
  5. Eden: „The State of the poor, or an history of the labouring classes in England“, t. I, ks. I, r. I, str. 1, 2, XX.
  6. Czytelnik zdziwi się może, że pomijam Malthusa, którego „Essay on population“, ukazało się w r. 1798, lecz książka ta w swej pierwotnej formie jest tylko plagjatem, dokonanym z żakowską powierzchownością i kleszą napuszonością, z De Foe‘go, Sir Jamesa Stuarta, Townsenda, Franklina, Wallace‘a i in., i nie zawiera jednego bodaj samoistnie przemyślanego zdania. Wielkie wrażenie wywołane przez tę książkę, zawdzięcza ona jedynie interesom partyjnym. Rewolucja Francuska znalazła w Królestwie brytyjskiem namiętnych rzeczników. Wobec tego „zasada zaludnienia“, wypracowana stopniowo w ciągu 18-go stulecia, a hałaśliwie otrąbiona w czasie wielkiego kryzysu społecznego, jako niezawodna odtrutka przeciw naukom Condorceta i in., została powitana rykiem radości przez oligarchję angielską, która w niej ujrzała doskonale narzędzie do wyrywania z korzeniem wszelkich porywów, zmierzających ku postępowi ludzkości. Malthus, wysoce zdumiony swem powodzeniem, wziął się potem do wypychania starych ram swym powierzchownie dobranym materjalem, dokładając don materjał świeży, zresztą nie odkryty, lecz tylko przywłaszczony sobie przez Malthusa. — Zauważymy jeszcze nawiasem, że Malthus, acz był klechą kościoła anglikańskiego, złożył jednak mniszy ślub celibatu, było to bowiem jednym z warunków „fellowship“ [członkostwa] w protestanckim uniwersytecie w Cambridge. („Socios collegiorum maritos esse non permittimus, sed statim postąuam quis uxorem duxerit, socius collegii desinat esse“ [„Członkom kolegjów nie pozwalamy żenić się, a któryby pojął żonę, niechaj natychmiast członkiem kolegjum byc przestanie“] — „Reports of Cambridge University Commission“, str. 172). Ta okoliczność korzystnie wyróżnia Malthusa z pomiędzy innych klechów protestanckich, którzy odrzucili katolicką zasadę celibatu kapłańskiego i uznali przykazanie „płódźcie i mnóżcie się“ za swe szczególne posłannictwo biblijne, tak dalece, że wszędzie przyczyniają się do wzrostu ludności w stopniu zaiste nieprzystojnym, a jednocześnie prawią robotnikom kazania o „zasadzie zaludnienia. Rzecz to charakterystyczna, że ten właśnie grzech pierworodny, przyodziany w ekonomiczną szatę, że to jabłko Adamowe, że ten „urgent appetite“ [„niecierpliwe pożądanie“], że te „przeszkody, przytępiające ostrze strzał Kupidyna“, jak z fantazją wyraża się klecha Townsend, że ten cały punkt łaskotliwy stał się i jest nadal monopolem panów przedstawicieli protestanckiej teologji, lub raczej protestanckiego kościoła. Jeżeli wyłączymy weneckiego mnicha Ortesa, pisarza oryginalnego i zdolnego, to naogół kaznodziejów „zasady zaludnienia“ spotykamy wsrod protestanckich klechów. Przedewszystkiem wymienimy tu Brucknera, w którego dziele „Théorie du systeme animal, Leyde, 1767“, przedstawiona jest wyczerpująco cała nowożytna teorja zaludnienia, i który zaczerpnął swe poglądy z przelotnej dyskusji, toczonej w tej sprawie pomiędzy Quesnay‘em a uczniem jego, Mirabeau (ojcem). Dalej idą klecha Wallace, klecha Townsend, klecha Malthus i uczeń jego, arcyklecha Th. Chalmers, że już przemilczymy o pomniejszych skrybach kleszych „in this linę“ [w tym kierunku].
    Z początku ekonomję polityczną uprawiali filozofowie, jak Hobbes, Locke, Hume; mężowie stanu i ludzie interesów, jak Tomasz Morus, Tempie, Sully, de Witt, North, Law, Vanderlint, Cantillon, Franklin; zwłaszcza zaś teoretyczną ekonomją z największem powodzeniem zajmowali się lekarze, jak Petty, Barbon, Mandeville, Quesnay. Jeszcze w połowie 18-go wieku wielebny mr. Josiah Tucker, wybitny ekonomista swej epoki, tłumaczy się z tego, że się zajmuje sprawami Mamona. Później, a mianowicie z chwilą pojawienia się „zasady zaludnienia“, wybiła godzina klechów protestanckich. Petty, który traktował ludność, jako podstawę bogactwa i był, jak Adam Smith, zdecydowanym wrogiem klechów, pisał, jakgdyby przeczuwając najście tych partaczy: „Religja najpiękniej rozkwita tam, gdzie księżom nie szczędzą umartwień, podobnie jak prawo tam, gdzie adwokaci zdychają z głodu“. Dlatego też radzi on klechom protestanckim — skoro już nie chcą słuchać apostoła Pawła i „umartwiać się“ celibatem — „aby przynajmniej nie płodzili więcej klechów („not to breed morę Churchmen“), niż jest prebend (benefices) do obsadzania; to znaczy, że jeżeli w Anglji i Walji jest tylko 12.000 prebend, to byłoby nierozsądnie spłodzić 24.000 pastorów („it will not be safe to breed 24.000 ministers“), albowiem 12.000 niezabezpieczonych klechów będzie musiało szukać jakichś środków utrzymania, i może nie znalazłoby nic lepszego nad głoszenie wśród ludu, że 12.000 klechów, wyposażonych w prebendy, zatruwa dusze, że głodzą owe dusze i że wskazują im błędną drogę do nieba?“ (Petty: „A treatise on taxes and contributions. London 1667“, str. 57). O stanowisku Adama Smitha względem współczesnego mu kleru protestanckiego sądzić można z tego: Dr. Horne, biskup anglikański z Norwich, w swem piśmie, zatytułowanem „A letter to A. Smith, LL. D. On the life, death and philosophy of his friend David Hume. By one of the people called christians. 4th ed. Oxford 1784“, łaje A. Smitha za to, że ten w swym liście otwartym do p. Strahana „sławił pamięć swego przyjaciela Dawida (t. j. Hume‘a)“, że opowiadał publiczności o tem, jak to Hume „na łożu śmierci zabawiał się Lukjanem i wistem“ i że miał nawet czelność napisać; „Uważałem Hume‘a za życia i po śmierci go uważam za tak bliskiego ideału doskonałego mędrca i cnotliwego człowieka, jak tylko na to zezwala słabość natury ludzkiej“. Biskup woła z oburzeniem: „Czyż to rzecz słuszna, mój panie, przedstawiać nam, jako wzór mądrości i cnoty, charakter i żywot człowieka, dotkniętego nieuleczalną odrazą do wszystkiego, co nosi miano religji, wytężającego swe siły, aby nawet tę nazwę wymazać z ludzkiej pamięci?“ (tamże, str. 8). „Ale nie upadajcie na duchu, miłośnicy prawdy, dni ateizmu są policzone“ (tamże, str. 17). Adam Smith „zdobył się na tak okropną niegodziwość („the atrocious wickedness“), jak propaganda ateizmu (mianowicie w swej „Theory of morał sentiments“)... Znamy się na waszych wybiegach, panie doktorze! Pan dobrze rachuje, ale tym razem bez gospodarza. Chce pan nas przekonać przykładem sławetnego Dawida Hume‘a, że ateizm jest najlepszym kordjałem w chwili przygnębienia i najlepszem lekarstwem na strach śmierci... A więc śmiej się pan jeno z ruin Babilonu i powinszuj pan zatwardziałości w grzechach faraonowi! (tamże, str. 21, 22). Pewien religijnie prawowierny słuchacz A. Smitha w kollegjum pisa! po jego śmierci: „Przyjaźń Smitha dla Hume‘a sprawiła, że nie był chrześcijaninem... We wszystkiem wierzył Hume‘owi na słowo. Gdyby mu Hume powiedział, że księżyc jest zielonym serem, Smith gotówby i w to uwierzyć. Więc wierzył mu również, że niema Boga i cudów... W swych przekonaniach politycznych zakrawał na republikanina“ („The bee“, by James Anderson, 18 volumes. Edinb. 1791-93, vol. III, str. 164, 165). Klecha Th. Chalmers podejrzewał A. Smitha, że ten złośliwie wymyślił kategorję „robotników nieprodukcyjnych specjalnie w zastosowaniu do klechów protestanckich, pomimo ich zbożnej pracy w winnicy Pańskiej.
  7. Prawo rzymskie rozumiało przez „peculium“ tego rodzaju mienie osobiste, które było dopuszczalne nawet u osób niesamodzielnych, zwłaszcza niewolników, pozbawionych praw własności. K.
  8. Por. Karl Marx: „Zur Kritik der politischen Oekonomie“, str. 166 i nast. [wyd. sztutgardzkie, str. 196 i nast.; przekład polski, Paryż r. 1889, str. 91 i nast.].
  9. Przypis do drugiego wydania: „Jednakowoż granica zatrudnienia dla robotników, zarówno przemysłowych jak rolnych, jest ta sama, a mianowicie możność dla przedsiębiorcy wyciągnięcia zysku z wytworu ich pracy... Skoro stopa płacy roboczej podniesie się tak wysoko, że zysk przedsiębiorcy spada poniżej zysku przeciętnego, to przestaje on zatrudniać robotników lub też zatrudnia ich tylko pod warunkiem, aby przystali na obniżenie płacy“ (John Wade „History of the middle and working classes. 3rd ed. London 1835“, str. 241).
  10. „Jeżeli wrócimy do pierwszych naszych badań, gdzieśmy dowiedli.... że kapitał sam jest tylko wytworem pracy ludzkiej.... to wyda się zupełnie niepojęte, iż człowiek mógł dostać się pod panowanie swego własnego wytworu kapitału — i podlegać mu. Ponieważ zaś w rzeczywistości jest to niezaprzeczonym faktem, więc mimowoli ciśnie się na usta zapytanie: jak mógł robotnik, z pana kapitału — jako jego twórca — przedzierzgnąć się w jego niewolnika. Von Thuenen: „Der isolierte Staat“, część II, dział II, Rostock 1863“, str. 5, 6). Zasługą Thuenena jest postawienie tego pytania. Odpowiedz jego jest wręcz dziecinna.
  11. „The Engineering“, 14 czerwca 1874 r.
  12. Porównaj dział czwarty: wytwarzanie wartości dodatkowej względnej.
  13. „Uprzednie nagromadzenie kapitału jest bezwarunkowo konieczne„ aby mogło nastąpić owo wielkie pomnożenie sił wytwórczych pracy“ (Adam Smith: „Wealth of nations“, wstęp do tomu II).
  14. Do tego rzutu oka w przyszłość (słowa te były pisane w roku 1874 dla wydania francuskiego) Engels już w r. 1890 mógł dodać następującą uwagę: „Nowożytne trusty angielskie i amerykańskie dążą właśnie do tego celu, gdyż starają się połączyć w jedno towarzystwo akcyjne przynajmniej wielkie przedsiębiorstwa w danej gałęzi przemysłu i w ten sposób stworzyć faktyczny monopol“. Od tego czasu gospodarka kartelowa rozpowszechniła się w całej Europie, a w Ameryce forma trustów stała się faktycznie formą wielkiego kapitału wogóle. K.
  15. Przypis Engelsa do 3-go wydania: W egzemplarzu „Kapitału“ będącym osobistą własnością Marksa, znajduje się w tem miejscu następująca jego uwaga na marginesie: „Należy uwzględnić później: jeżeli rozszerzenie jest tylko ilościowe, to masy zysków większych i mniejszych kapitałów w tej samej gałęzi produkcji mają się tak do siebie, jak wielkości wyłożonych kapitałów. Jeżeli zaś ilościowe rozszerzenie wpływa także na jakość, to podnosi się zarazem stopa zysku kapitału większego“. K.
  16. Spis ludności w Anglji i Walji wykazuje między innemi, co następuje: wszystkich osób zatrudnionych w rolnictwie, (włączając tu właścicieli, dzierżawców, ogrodników, pastuchów i t. d.) było w roku 1851: 2.011.447, a w roku 1861 — 1.924.110; zmniejszenie — 87.337. W przemyśle bawełnianym: w r. 1851 — 102.714 osób, w r. 1861 — 79.242. W przemyśle jedwabniczym: w r. 1851 — 111.940, w r. 1861 — 101.678. Przy drukowaniu perkali: w r. 1851 — 12.098, w r. 1861 — 12.556, (które to nieznaczne zwiększenie, przy ogromnym wzroście tego zawodu wskazuje na wybitne zmniejszenie stosunkowe liczby robotników zatrudnionych). Kapeluszników: w r. 1851 — 15.957, w r. 1861 — 13.814. Przy wyrobie kapeluszy słomkowych i damskich: w r. 1851 — 20.393, w r. 1861 — 18.176. Słodowników: w r. 1851 — 10.566, w r. 1861 — 10.677. Przy wyrobie świec: w r. 1851 — 4.949, w r. 1861 — 4.686 (to zmniejszenie poczęści należy przypisać rozpowszechnieniu oświetlenia gazowego). Grzebieniarzy: w r. 1851 — 2.038, w r. 1861 — 1.478. Traczy: w r. 1851 — 30.552, w r. 1861 — 31.647 (przyrost nieznaczny wobec rozpowszechnienia pil mechanicznych do rznięcia drzewa). Przy wyrobie <span class="n0kh" title="[Errata] 'gwoździ'" style=" display:none">igiełgwoździ</span>: w r. 1851 — 26.940, w r. 1861 — 26.130 (zmniejszenie wskutek konkurencji maszyn). Górników w kopalniach miedzi i cyny: w r. 1851 — 31.360, w r. 1861 — 32.041. Natomiast: w przędzalniach i tkalniach bawełny: w r. 1851 — 371-777, w r. 1861 — 456.646. W kopalniach węgla: w r. 1851 — 183.389, w r. 1861 — 246.613. „Wzrost liczby robotników, poczynając od r. 1851, jest największy w takich dziedzinach, gdzie dotychczas nie zastosowano z powodzeniem maszyn“ („Census of England and Wales for 1862, vol. III, London 1863“, str. 36).
  17. Niektórzy wybitni ekonomiści szkoły klasycznej raczej przeczuwali, aniżeli pojmowali prawo postępującego zmniejszania się wielkości względnej kapitału zmiennego i wpływ tego prawa na położenie klasy robotników najemnych. Największą zasługę położył tu John Barton, choć i on, jak wszyscy inni, miesza kapitał stały z zakładowym, zmienny zaś z obrotowym. Mówi on: „Zapotrzebowanie pracy zależy od wzrostu kapitału obrotowego, a nie zakładowego. Gdyby było prawdą, że stosunek pomiędzy temi dwiema odmianami kapitału jest po wszystkie czasy i we wszelkich okolicznościach ten sam, to zaiste wynikałoby z tego, że liczba robotników zatrudnionych zależy od bogactwa państwa. Ale takie przypuszczenie nie wydaje się prawdopodobne. W miarę, jak przemysł się doskonali i cywilizacja rozszerza, kapitał zakładowy coraz to wzrasta w stosunku do kapitału obrotowego. Suma kapitału zakładowego, wyłożonego na wytworzenie sztuki angielskiego muślinu, jest conajmniej stokrotnie, a zapewne tysiąckrotnie większa, niż kapitał zakładowy, wyłożony na sztukę muślinu indyjskiego. A kapitał obrotowy jest w tym samym stosunku stokrotnie lub tysiąckrotnie mniejszy... Gdyby całkowita suma oszczędności rocznych została dodana do kapitału zakładowego, to nie wywarłoby to żadnego wpływu na zapotrzebowanie pracy“. John Barton: „Observations on the circumstances which influence the condition of the labouring classes of society, London 1817“, str. 16, 17). Ricardo zgadza się naogół z temi wywodami Bartona, lecz komentuje je w sposób następujący: „Niełatwo wyobrazić sobie, aby mogły nastąpić stosunki, przy których wzrostowi kapitału nie towarzyszyłby również wzrost popytu na pracę. Conajwyżej można powiedzieć, że stosunkowo popyt się zmniejszy“ Ricardo: „Principles of political economy, 3rd ed. London 1821“, rozdział 31 (o maszynach), str. 480, przyp. Przekład polski, str 322, 323, przypis). W innem miejscu (początek rozdz. 31) pisze on jednak: „Fundusz, z którego kapitaliści i właściciele ziemscy czerpią swój dochód, może wzrosnąć, a zarazem fundusz, od którego głównie zależy utrzymanie klasy robotniczej, może się zmniejszyć. A skoro tak jest, to wynika stąd, że ta sama przyczyna, która powoduje zwiększenie czystego dochodu kraju, może zarazem spowodować przeludnienie i pogorszyć położenie robotnika“. (Tamże, str. 469, przekł. polski, str. 316). „Suma kapitału, przeznaczonego na utrzymanie pracy, może się zmieniać niezależnie od wszelkich zmian w ogólnej sumie kapitału... Wielkie wahania liczby zatrudnionych robotników i wielkie cierpienia mogą stawać się częstsze, podczas gdy sam kapitał staje się obfitszy“, (Richard Jones: „An introductory lecture on polit. economy. London 1833“, str. 13). „Zapotrzebowanie (pracy) będzie wzrastało... nie w stosunku do nagromadzania ogólnego kapitału... dlatego wszelki wzrost kapitału narodowego, podlegającego reprodukcji, wraz z rozwojem społeczeństwa ma coraz mniejszy wpływ na położenie robotnika“. G. Ramsay: „An essay on the distribution of wealth. Edinburgh, 1836“, str. 90, 91).
  18. W wydaniu francuskiem następuje: „Dopiero w epoce panowania wielkiego przemysłu wytwarzanie nadmiaru ludności staje się regularnym środkiem wytwarzania bogactw. Panowanie wielkiego przemysłu nadaje kapitałowi społecznemu zdolność nagłej ekspansji, prężność zadziwiającą, dzięki temu, że kredyt podnietą szans pomyślnych ściąga ku produkcji nadzwyczajne masy wzrastającego bogactwa społecznego, nowe kapitały, których posiadacze, pragnąc niecierpliwie je zastosować, wciąż wyczekują chwili dogodnej; z drugiej strony dzięki temu, że środki techniczne wielkiego przemysłu pozwalają przekształcać pośpiesznie w środki produkcji olbrzymi nadmiar wytworów i szybko przenosić towary z jednego końca świata na drugi. Jeżeli taniość tych towarów z początku otwiera im nowe rynki i rozszerza dawne, to nadmiar ich może spowodować przepełnienie rynku ogólnego do tego stopnia, że zostają raptownie odrzucone. Zmienne koleje handlu przeplatają się w ten sposób z kolejnemi ruchami kapitału społecznego, który, w biegu nagromadzania, bądź ulega przewrotom pod względem swego składu, bądź wzrasta na już nabytej podstawie technicznej“. Tł.
  19. H. Merivale: „Lectures on colonization and colonies. London 1841 and 1842“, tom I, str. 146.
  20. Malthus: „Principles of political economy“, str. 254, 319, 320. W dziele tem Malthus odkrywa wreszcie, przy pomocy Sismondiego, wspaniałą trójcę produkcji kapitalistycznej: nadprodukcję — przeludnienie — nadspożycie, three very delicate monsters, indeed! (trzy cacane potworki, doprawdy!). Por. F. Engels: „Umrisse zu einer Kritik der Nationaloekonomie“. Str. 107 i nast., w „Deutsch-franzoesische Jahrbuecher“, wydawanych przez Arnolda Ruge i Karola Marksa w Paryżu, w r. 1844. [Por. także „Gesammelte Schriften von Karl Marx und Friedrich Engels, Stuttgart 1902“, tom I, str. 453 i nast.].
  21. Harriet Martineau: „The Manchester strike, 1842, str. 101.
  22. Nawet podczas „głodu bawełnianego“ w r. 1863, spowodowanego brakiem surowca, znajdujemy w broszurze przędzarzy z Blackbourne namiętną skargę na przeciążenie pracą, które dzięki ustawie fabrycznej godziło oczywiście tylko w robotników dorosłych: „Od robotników dorosłych tej fabryki zażądano, aby pracowali po 12—13 godzin dziennie, podczas gdy setki robotników, zmuszonych do bezczynności, chętnie przyjęłyby częściowe bodaj zatrudnienie, byłe tylko utrzymać swe rodziny i uchronić swych towarzyszy od przedwczesnej śmierci z przepracowania.... „Chcielibyśmy zapytać“, czytamy dalej, „czy ten zwyczaj pracy pofajerantowej może się przyczynić do znośnych stosunków pomiędzy majstrami a czeladzią? Ofiary przepracowania równie dotkliwie odczuwają swą krzywdę, jak i skazani na bezczynność przymusową (condemned to forced idleness). W naszym okręgu jest dość roboty, aby wszystkich częściowo zatrudnić, byłe tylko praca była podzielona sprawiedliwie. Żądamy tylko swego prawa, wymagając od majstrów, aby wszyscy pracowali krócej, przynajmniej dopoki trwa obecny stan rzeczy, zamiast tego, aby część pracowała ponad siły, a reszta nie miała roboty i wegetowała dzięki wsparciom dobroczynności publicznej, („Reports of insp. of fact. for 31st october 1863“, str. 8). Autor „Essay on trade and commerce“ zwykłym sobie nieomylnym instynktem burżuazyjnym wyczuwa wpływ przeludnienia względnego na położenie robotników zatrudnionych. „Drugą przyczyną próżniactwa (idleness) w królestwie naszem jest brak dostatecznej liczby rąk do pracy. Ilekroć wskutek niezwykłego zapotrzebowania na towary, masa pracy wzrasta niedostatecznie, robotnicy natychmiast odczuwają swe znaczenie i dają je odczuć majstrom. Rzecz to zdumiewająca, ale te draby są tak zdemoralizowane, że w takich wypadkach grupy robotników zmawiały się, aby cały dzień przepróżnować i przez to nabawić kłopotu swych majstrów („An essay on trade and commerce, London 1770“, str 27, 28). „Draby“ żądały mianowicie podwyżki płac.
  23. „Economist“, 21 stycznia 1860 r.
  24. W ciągu drugiego półrocza 1866 r. wydalono w Londynie 80.000—90.000 robotników. W sprawozdaniu inspekcji fabrycznej za to półrocze czytamy; „Nie wydaje się całkiem słuszne, jakoby popyt zawsze wywoływał podaż właśnie w momencie, gdy staje się potrzebna. Przynajmniej w stosunku do pracy to się nie sprawdziło, gdyż wiele maszyn było w zeszłym roku nieczynnych z powodu braku rąk do pracy. („Reports of insp. of fact. for 31st october 1866 London 1867“, str. 81).
  25. Mowa inauguracyjna przy otwarciu konferencji sanitarnej w Birmingham, 15 czerwca 1875 r., wygłoszona przez J. Chamberlaina, ówczesnego lorda majora miasta [później ministra].
  26. W spisie ludności Anglji i Walji w r. 1861 zarejestrowano „781 miast z 10.960.998 mieszkańców..., podczas gdy w wioskach i w parafjach wiejskich naliczono 9.105.226... W spisie roku 1851 figurowało 580 miast z ludnością mniej więcej równą ludności otaczających je okręgów rolnych. Lecz podczas gdy ludność tych ostatnich w ciągu dziesięciolecia wzrosła tylko o pół miljona, to ludność tych 580 miast powiększyła się o 1.554.067. Przyrost ludności w parafjach wiejskich wyniósł 6, j%, w miastach — 17,3%. Różnica stopy przyrostu wywołana jest przez wychodźtwo ze wsi do miast. Na miasta wypada trzy czwarte całkowitego przyrostu ludności“ („Census etc.“, t. III, str. 11, 12).
  27. „Ubóstwo zdaje się sprzyjać płodności“ (A. Smith: „Wealth of nations“, ks. I, r. 8). Jest to nawet szczególnie mądre zrządzenie boskie, według wykwintnego i pełnego dowcipu Abbé Galiani‘ego: „Bóg czyni, że ludzie, zatrudnieni najpotrzebniejszemi pracami, rodzą się w wielkiej liczbie“. (Galiani: „Della moneta“, tom III, w zbiorze *Custodi‘ego „Scrittori classici italiani di economia politica. Parte moderna. Milano 1801“, str. 78). „Nędza, aż do ostatecznej granicy głodu i zarazy nie hamuje wzrostu ludności, lecz raczej dąży do powiększania go“. (*S. Laing: „National distress. 1844“, str. 69). Laing przytacza dane statystyczne, poczem ciągnie dalej: „Gdyby wszyscy ludzie żyli w dobrobycie, to światby się prędko wyludnił“.
  28. W oryginale przez omyłkę wydrukowano „w odwrotnym“. Omyłka ta jest poprawiona w wydaniu francuskiem. Tłum.
  29. Por. przyp. 135 w dziale trzecim, str. 273. Tłum.
  30. „Z dnia na dzień staje się więc jaśniejsze, że stosunki produkcji, w których porusza się burżuazja, nie posiadają charakteru jednolitego i prostego, lecz charakter dwojaki; że w tych samych stosunkach, w których wytwarzane jest bogactwo, wytwarzana jest również nędza; że w tych samych stosunkach, w których rozwijają się siły wytwórcze, powstaje siła, wytwarzająca ucisk; że stosunki te wytwarzają bogactwo burżuazyjne, czyli bogactwo klasy burżuazyjnej, tylko przez to, że niszczą nieustannie bogactwo pojedynczych członków tej klasy i powołują do życia wciąż wzrastający proletarjat“. (K. Marx: „Misère de la philosophie“, str. 116; przekład polski, Paryż, r. 1886, str. 99).
  31. G. Ortes: „Della economia nazionale libri sei, 1777“. Wyd. Custodi. Parte moderna, t. XXI, str. 6, 9, 22, 25 i t. d. Ortes powiada jeszcze (tamże, str. 32) — „Zamiast układać jałowe systemy uszczęśliwiania ludów, ograniczę się do zbadania przyczyn ich niedoli“.
  32. „A dissertation on the poor laws. By a wellwisher of mankind (the Rev. Mr. Townsend), 1786, republished London 1817“, str. 15. Ten „delikatny“ klecha (z którego dzieła, przytoczonego powyżej, oraz z opisu podróży po Hiszpanji, Malthus przepisał całe stronice) zapożyczył większą część swej nauki od Sir J. Steuarta, którego myśli zresztą wypaczył. Naprzykład, gdy Steuart powiada: „Wtedy, za niewolnictwa, gwałt był sposobem, zapomocą którego uczono ludzi pracować (na tych, co nie pracują)... Ludzie byli wtedy zmuszani do pracy (to jest do bezpłatnej pracy na innych), gdyż byli niewolnikami innych; dziś ludzie są zmuszeni do pracy (t. j. do bezpłatnej pracy na tych, co nie pracują). ponieważ są niewolnikami własnych potrzeb“ — to jednak nie dochodzi on do wniosku (jak to zań czyni tłusty prebendarz), że robotnicy najemni powinni zawsze głodować. Przeciwnie, Steuart chciałby pomnożyć ich potrzeby, aby z rosnącej liczby tych potrzeb uczynić zarazem dla nich bodziec do pracy dla „delikatniejszych“.
  33. Storch: „Cours d‘économie politique, éd. Petersbourg, 1815“, tom III, str. 223.
  34. Sismondi: „Nouveaux principes de l‘économie politique“, tom I, str. 79, 80, 85.
  35. Cherbuliez: „Riche ou pauvre“, str. 146.
  36. Destutt de Tracy: „Traité de la volonté et de ses effets. Paris 1826“, str. 231.
  37. Pisane w marcu r. 1867.
  38. „Tenth Report of the Commissioners of H. M‘s Inland Revenue, London 1866“, str. 38.
  39. Tamże.
  40. Liczby te są wystarczające dla porównania, lecz w znaczeniu absolutnem są fałszywe, gdyż podatnicy „przemilczają“ zapewne jakie 100 miljonów f. szt. dochodu rocznie. W każdym raporcie „commissioners of inland revenue [komisarzy dochodów krajowych] powtarza się skarga na systematyczne podejście zwłaszcza ze strony sfer handlowych i przemysłowych. Czytamy tam między innemi: „Pewne towarzystwo akcyjne podało swe zyski, podlegające opodatkowaniu, na 6.000 f. szt., taksator określił je na 88.000 f. szt. i ostatecznie od tej sumy został opłacony podatek. Inna spółka podała 190.000 f. szt., a zmuszona była przyznać, iż rzeczywista suma zysku wyniosła 250.000 f. szt. (Tamże, str. 42).
  41. „Census etc, tom III, str. 29. Twierdzenie Johna Brighta, że 150 obszarników włada połową całej ziemi angielskiej, a 12 — szkockiej, nie spotkało się z zaprzeczeniem.
  42. „Fourth report etc. of inland revenue, London, 1860“, str. 17.
  43. Mowa o dochodach czystych, zatem po pewnych potrąceniach, przewidzianych w ustawie.
  44. W obecnej chwili, marzec 1867 r., rynek indyjsko-chiński jest znów zupełnie przesycony wyrobami angielskiego przemysłu bawełnianego. W r. 1866 poczęto zniżać płace robotników, zatrudnionych w tym przemyśle o 5%, a w r. 1867 z powodu podobnej akcji wybuchł strajk 20.000 robotników w Preston [„Było to przygrywką do kryzysu, który wybuchł niebawem pisze z tego powodu Engels. — K.].
  45. „Census etc.“, tom III, str. 11.
  46. Gladstone w Izbie Gmin, 13 lutego 1843 r. („Times“, 14 lutego 1843 r. — Hansard, 13 lutego).
  47. „Morning Star“, 17 kwietnia 1863 r.
  48. Porównaj dane urzędowe w Błękitnej Księdze: „Miscellaneous Statistics of the United Kingdom. Part VI, London 1866“, str. 260—273 passim. Zamiast statystyki przytułków sierocych mogłyby również posłużyć za argument deklamacje dzienników ministerjalnych w sprawie wyposażenia dzieci rodziny królewskiej. W deklamacjach tych podrożenie środków utrzymania nie jest nigdy pominięte.
  49. Gladstone w Izbie Gmin, 7 kwietnia 1864 r. — Pewien pisarz angielski charakteryzuje ciągłe, krzyczące sprzeczności mów Gladstone‘a z lat 1863 i 1864 następującą cytatą z Moliere’a:
    Voilá l‘homme en effet. Il va du blanc au noir.
    Il condamne au matin ses sentiments du soir
    Importun à tout autre, à soi même incommode.
    Il change à tout moment d‘esprit, comme de mode.
    [To ci człowiek! Raz mówi „biało“, raz „czarno“, zrana gani to, co chwalił wieczorem. Innym uprzykrzony, a i sobie niemiły, zmienia co chwila poglądy, jak modę]. („The theory of exchanges etc. London 1864, str. 135).
  50. H. Fawcett: „The economic position of the british labourer. London 1865“, str. 67, 82. Rosnąca zależność robotników od sklepikarzy jest następstwem coraz większych wahań i przerw w ich zatrudnieniu.
  51. W wydaniach 1 i 2 znajdował się przypis: „Należy mieć nadzieję, że F. Engels pracę swą o położeniu klasy robotniczej w Anglji zbogaci niebawem opisem stosunków po r. 1844, a może nawet wyda ten opis jako odrębny, drugi tom swego dzieła“. Engels w odpowiedzi na to odnotował na swoim egzemplarzu podręcznym: „To już Marks sam uczynił w 1-ym tomie Kapitału“. Engels usunął ów przypis Marksa ze zredagowanych przez siebie wydań „Kapitału“. K.
  52. Anglja obejmuje zawsze i Walję, Wielka Brytanja — Anglję, Walję i Szkocję, a Zjednoczone Królestwo — te trzy kraje i Irlandję.
  53. Rzuca to charakterystyczne światło na postęp, dokonany od czasów A. Smitha, u ktorego trafia się niekiedy wyraz „workhouse“ (dom roboczy) w sensie „manufactory“ (rękodzielnia). Naprz. na początku rozdziału o podziale pracy mówi on: „Those employed in every different branch of the work can often be collected in the same workhouse“ [robotnicy, zatrudnieni w różnych oddziałach przedsiębiorstwa, częstokroć mogą być w tym samym domu roboczym].
  54. „Public Health. Sixth report etc. for 1863. London 1864“, str. 13.
  55. Tamże, str. 17.
  56. Tamże, str. 13.
  57. Tamże, Appendix, str. 232.
  58. Tamże, str. 232, 233.
  59. Tamże, str. 14, 15.
  60. „Nigdzie prawa osób nie zostały poświęcone prawu własności tak jawnie i tak bezwstydnie, jak w kwestji mieszkań klasy pracującej. Każde wielkie miasto jest miejscem ofiar ludzkich, ołtarzem Molocha chciwości, gdzie rok rocznie zarzynane są tysiączne rzesze“. (S. Laing: „National distress, 1844“, str. 150).
  61. „Public Health, 8th report, London 1866“, str. 14, przypis.
  62. Tamże, str. 69. W sprawie dzieci w tych osadach dr. Hunter powiada: „Niema już między nami nikogo, kto mógłby nam powiedzieć, jak chowane były dzieci w okresie, gdy nie było jeszcze tak gęstych skupień biedoty, i byłby śmiałym prorokiem ten, ktoby przepowiadał, czego się można spodziewać po dzieciach, które w warunkach dotychczas w kraju naszym bezprzykładnych, przesiadując pół nocy z ludźmi różnego wieku, pijanymi, napół nagimi, rozpustnymi i kłótliwymi, kształcą się na członków klas niebezpiecznych“ (tamże, str. 56).
  63. Tamże, str. 62.
  64. „Report of the officer of health of St. Martin‘s in the Fields, 1865“.
  65. „Public Health. 8th report. London 1866, str. 91.
  66. Tamże, str. 88.
  67. Tamże, str. 89.
  68. Tamże, str. 55, 56.
  69. Tamże, str. 149.
  70. Tamże, str. 50.
  71. Spis mieszkań agenta pewnego robotniczego towarzystwa ubezpieczeń:
    Vulcanstreet Nr. 122 1 pokój 16 osób
    Lumleystreet Nr. 13 1 11
    Bowerstreet Nr. 41 1 pokój 11 osób
    Pordandstreet Nr. 12 1 10
    Hardystreet Nr. 17 1 10
    Northstreet Nr. 18 1 16
    Northstreet Nr. 17 1 13
    Wymerstreet Nr. 19 1 8 dorosłych
    Jowettstreet Nr. 56 1 12 osób
    Georgestreet Nr. 150 1 3 rodziny
    Rifle-Court, Marygate Nr. 11 1 11 osób
    Marshallstrtet Nr. 28 1 10
    Marshallstreet Nr. 49 3 pokoje 3 rodziny
    Georgestreet Nr. 128 1 pokój 18 osób
    Georgestreet Nr. 130 1 16
    Edwardstreet Nr. 4 1 17
    Yorkstreet Nr. 34 1 2 rodziny
    Salt Piestreet 2 pokoje 26 osób
    Regent Square 1 suteryna 8
    Acre Street 1 7
    Roberds Court Nr. 33 1 7
    Bach Prattstreet użyte jako warsztat kotlarski 1 7
    Ebenezerstreet Nr. 27 1 suteryna 6

    (Tamże, str. 111).

  72. Tamże, str. 114.
  73. Tamże, str. 50.
  74. „Public Health, 7th report. London 1865,“ str. 18.
  75. Tamże, str. 165.
  76. Tamże, str. 18, przypis. Kurator ubogich w miejscowości Chapelon-le-Frith-Union (Derbyshire) w swem sprawozdaniu, złożonem Generalnemu Registretorowi, pisze: „W Doveholes wydrążono szereg pieczar w dużym pagórku wapiennym. Pieczary te służą, jako mieszkania dla robotników, zajętych przy robotach ziemnych i t. p. przy budowie kolei. Pieczary są ciasne i wilgotne, bez ścieków dla nieczystości i bez ustępów. Brak wszelkiej wentylacji prócz dziury w sklepieniu, służącej zarazem jako komin. Ospa sroży się (wśród tych jaskiniowców) i spowodowała już kilka zgonów (Tamże, przyp. 2.).
  77. Szczegóły, podane w końcu 4-go działu (str. 514 i nast.) dotyczą kopalń węgla. O jeszcze gorszych stosunkach w kopalniach rud metalowych po.równaj sumienne sprawozdanie Royal Commission [Komisji królewskiej] z r. 1864.
  78. Tamże, str. 180, 182.
  79. T. j. wypłacania robotnikom części płacy w naturze, zamiast pieniędzmi. Tłum.
  80. Tamże, str. 515, 517.
  81. Tamże, str. 16.
  82. „Głód powszechny wśród londyńskiej biedoty! („Wholesale starvation of the London poor!)... W ostatnich dniach na murach Londynu zjawiły się duże plakaty, na których czytano następujące niezwykle ogłoszenie: „Tłuste woły, głodni ludzie! Tłuste woły porzuciły swe kryształowe pałace, aby tuczyć bogaczy w ich przepysznych pokojach, podczas gdy głodni ludzie gnają i umierają w swych nędznych norach.“ Plakaty z tym złowrogim napisem są wciąż odnawiane. Ledwo część ich zostanie zdarta lub zaklejona, wnet zjawiają się inne na tem samem miejscu, albo na miejscu równie widocznem przypomina to te stowarzyszenia rewolucyjne, które w swoim czasie przygotowały lud francuski do wypadków z roku 1789... W chwili, gdy robotnicy angielscy ze swemi żonami i dziećmi umierają z zimna i z głodu, pieniądze angielskie, będące wytworem pracy angielskiej, miljonami lokowane są w rosyjskich, hiszpańskich, włoskich i innych cudzoziemskich przedsiębiorstwach“ („Reynolds Newspaper“, 20 stycznia 1867 r.).
  83. Ducpétiaux: „Budgets économiques des classes ouvrières en Belgique. Bruxelles 1853“, sir. 151, 154, 155.
  84. James E. Th. Rogers, profesor ekonomji pol. w oksfordzkim uniwersytecie: „A history of agriculture and prices in England, Oxford, 1866“, tom I, str. 690. Dzieło to, starannie opracowane, w dotychczas wydanych dwóch tomach obejmuje dopiero okres 1259 — 1400. Drugi tom zawiera jedynie materjał statystyczny. Jest to pierwsza autentyczna historja cen, którą posiadamy dla owego okresu.
  85. „Reasons for the late increase of the poorrates; or a comparative view of the price of labour and provisions, London, 1777 Str. 5, 11.
  86. Dr. Richard Price: „Observations on reversionary payments, 6 ed. by W. Morgan. London, 1805“, tom II, str. 158, 159. Price czyni jeszcze uwagę na str. 159: „Nominalna cena dnia roboczego jest obecnie ze cztery lub conajwyżej 5 razy wyższa, niż w r. 1514. Lecz cena zboża przewyższa ówczesną 7 razy, a mięsa i ubrania — jakie 15 razy. Zatem cena pracy tak dalece pozostała wtyle za wzrostem wydatków na niezbędne środki utrzymania, że teraz w stosunku do tych wydatków bodaj nie stanowi ona nawet połowy tego, co wynosiła podówczas“.
  87. Barton: „Observations on the circumstances which influence the condition of the labouring classes of Society. London 1817“, str. 26. Co się tyczy końca wieku 18-go, por.: Eden, „The State of the Poor“.
  88. Parry: „The question of the necessity of the existing corn laws considered. London 1816“, str. 86.
  89. Tamże, str. 213.
  90. „Narzędzie mówiące” — czyli niewolnik u Rzymian, w odróżnieniu od „instrumentum semivocale“ („narzędzia półniemego” — t. j. bydlęcia), oraz „instrumentum mutum“ („narzędzia niemego“). Tłum.
  91. S. Laing: „National distress, 1844“, str. 62.
  92. „England and America. London 1833“. Tom I, str. 47.
  93. „London Economist“, 29 marca 1845 r., str. 290.
  94. Odrębny kierunek w kościele anglikańskim. K.
  95. Arystokracja ziemska, oczywiście drogą parlamentarną, sama udzieliła sobie na ten cel funduszów z państwowej kasy na bardzo niski procent, który dzierżawcy musieli w dwójnasób zwracać.
  96. Zmniejszenie liczby średnich dzierżawców jest zwłaszcza widoczne z takich rubryk spisu ludności, jak: „Syn, wnuk, brat, siostrzeniec, córka, wnuczka, siostra, siostrzenica dzierżawcy“ — słowem, zatrudnieni przez dzierżawcę członkowie jego własnej rodziny. W rubrykach tych w r. 1851 figurowało 2:6.851 osób, w r. 1861 tylko 176.151. Dodatek do wydania francuskiego: W ciągu dwudziestolecia 1851 — 1871 liczba dzierżaw poniżej 20 akrów zmniejszyła się w Anglji o przeszło 900; liczba dzierżaw od 50 do 75 akrów zmalała z 8.253 do 6.370; podobnie stały sprawy w innych kategorjach dzierżaw poniżej 100 akrów. Natomiast w ciągu tych samych lat 20 liczba wielkich dzierżaw wzrosła; liczba dzierżaw od 300 do 500 akrów wzrosła z 7.771 do 8.410, dzierżaw powyżej 500 akrów — z 2.755 do 3.914, dzierżaw powyżej 1000 akrów — z 492 do 582.
  97. Liczba pasterzy owiec wzrosła z 12.517 do 25.559.
  98. „Census i t. d.“, tom III, str. 36.
  99. Rogers: „A history of agriculture and prices in England. Oxford 1866“, t. I, str. 693, „The peasant has again become a serf“, tamże, str. 10. Pan Rogers należy do szkoły liberalnej, jest osobistym przyjacielem Cobden a i Bright‘a, a więc nie jest to laudator temporis acti [chwalca czasów minionych].
  100. Public Health. Seventh report. London 186$, str. 242. To też nie jest to czemś niezwyklem, że albo gospodarz domu podwyższa komorne robotnikowi, zaledwie posłyszy, że ten więcej zarabia, albo dzierżawca obcina płacę; robotnika, gdyż „żona jego znalazła robotę (tamże).
  101. Tamże, str. 135.
  102. Tamże, str. 134.
  103. „Report of the Commissioners... relating to transportation and penal servitude. London 1863.“, str. 42, 50.
  104. Tamże, str. 77, Memorandum by the Lord Chief Justice.
  105. Tamże, tom II, Evidence.
  106. Tamże, t. I, Appendix, str. 280.
  107. Tamże, str. 274, 275.
  108. „Public Health. Sixth report. 1863“. str. 238, 249, 261, 262.
  109. Tamże, str. 262.
  110. Tamże, str. 17. Angielski robotnik rolny spożywa 4 razy mniej mleka i 2 razy mniej chleba, niż robotnik irlandzki. Już na początku 19-go stulecia A. Young w swej „Tour through Ireland" zauważył lepszy stan odżywiania robotników irlandzkich. Przyczyna leży poprostu w tem, że biedny dzierżawca irlandzki jest nierównie bardziej ludzki od bogatego dzierżawcy angielskiego. Co do Walji, to twierdzenie, przytoczone w tekście, nie obejmuje jej południowo-zachodniej części: „Wszyscy tamtejsi lekarze zgadzają się, że wzrost śmiertelności na gruźlicę, skrofuły i t. d. wzmaga się w miarę pogarszania stanu fizycznego ludności, a pogorszenie to wszyscy przypisują ubóstwu. Koszt dziennego utrzymania robotnika rolnego oszacowano tam mniej więcej na 5 pensów, a w wielu miejscowościach podobno dzierżawca (sam biedak) płaci jeszcze mniej. ...Odrobina solonej słoniny lub mięsa ...tak wysuszonego, że jest twarde jak mahoń i że nie zasługuje na ciężką pracę strawienia go, ...służy za okrasę dużego garnka zupy z mąki i czosnku lub kaszy owsianej — oto codzienny obiad robotnika rolnego". Postęp przemysłu miał to następstwo dla niego, że w tym surowym i wilgotnym klimacie „dobre samodziałowe sukno zostało wyparte przez tanie bawełniane tkaniny", a mocniejsze napoje przez tak zwaną herbatę! „Po wielogodzinnym pobycie na slocie i wietrze rolnik wraca do swej chaty, aby zasiąść przy ogniu z torfu lub brykietów z gliny i miału węglowego, buchającym całemi kłębami kwasu węglowego i siarkowodoru. Ściany tej chaty są Z gliny i z kamieni, za podłogę służy gola ziemia, taka jaka tam była przed budową chaty, a za dach służy postrzępiona i luźna strzecha słomiana. Każda szpara jest tam zatkana z obawy zimna; w takim to piekielnym zaduchu, na grząskiej ziemi, susząc na własnem ciele swe jedyne ubranie, — robotnik wieczerza i śpi z żoną i z dziećmi. Akuszerki, zmuszone do spędzania części nocy w takiej chałupie, opowiadały, jak grzęzły nogami w błocie i jak nieraz zmuszone były — lekka praca! — świdrować otwór w ścianie, aby zapewnić sobie własne źródełko świeżego powietrza. Liczni świadkowie różnego stanu stwierdzają, że niedostatecznie odżywiany (underfed) wieśniak co noc musi znosić takie i jeszcze gorsze dla zdrowia warunki, i doprawdy nie brak dowodów, że wynikiem tego jest ludność wątła i skrofuliczna... Komunikaty urzędników parafjalnych z Caermarthenshire i Cardiganshire malują nam uderzająco podobny stan rzeczy. Dołącza się do tego „gorsza jeszcze plaga: rozszerzanie się idjotyzmu“. Wspomnieć jeszcze należy o warunkach klimatycznych. „Gwałtowne wichry południowo-zachodnie nawiedzają kraj ten przez 8—9 miesięcy w roku, przynosząc ze sobą ulewy, które dają się głównie we znaki zachodnim zboczom wzgórz. Drzewa są tu rzadkie, prócz miejsc zasłoniętych, a jeżeli w szczerem polu, to powykrzywiane przez wiatr. Chaty kryją się pod występami górskiemi, lub w wąwozach i kamieniołomach. Tylko najdrobniejsze owce i miejscowe bydło rogate może wyżyć na pastwiskach... Młodzież wędruje do wschodnich okręgów górniczych Glamorgan i Monmouth... Caermarthenshire jest kolebką górników i ich przytułkiem na starość... Zaludnienie zaledwie utrzymuje się na stałym poziomie“. Naprzykład w Cardiganshire liczono:
    r. 1851 r. 1861
    płci męskiej 45.155 44.446
    płci żeńskiej 52,459 52.955
    97.614 97.401
  111. Ustawa ta została nieco poprawiona w r. 1865. Doświadczenie niebawem pouczy, że taka fuszerka nic nie pomaga.
  112. Dla zrozumienia dalszego tekstu: close villages (zamkniętemi wioskami) nazywają się te, które znajdują się na gruntach jednego lub paru wielkich obszarników; natomiast open villages (otwartemi wioskami) — te, których grunty należą do wielu drobnych właścicieli. W tych ostatnich spekulanci budowlani mogą stawiać domy i domki dla robotników.
  113. Taka „wioska na pokaz“ wygląda dość ładnie, ale jest tak samo nierzeczywista, jak słynne wioski potemkinowskie, które Katarzyna Druga oglądała w swej podróży na Krym. W ostatnich czasach poczęto rugować 1 pastuchów z „wiosek na pokaz“. Naprzykład pod Market Harborough istnieje owczarnia, obejmująca około 500 akrów, gdzie potrzebna jest praca jednego tylko człowieka. Dla zaoszczędzenia sobie długich marszów po tych rozległych równinach, po bujnych łąkach Leicesteru i Northamptonu, pastuch dotychczas mieszkał zwykle w domku przy owczarni. Teraz dają mu trzynastego szylinga, na mieszkanie, którego musi sobie szukać w odległej wiosce otwartej.
  114. „Domy robotników (w wioskach otwartych, które oczywiście są stale przeludnione) są ustawione rzędami, w ten sposób, że tylna ściana każdego domu przylega bezpośrednio do granicy parceli, którą spekulant budowlany nazywa swoją. To też światło i powietrze mają dostęp tylko z frontu" (Dr. Hunter^ report in „Public Health. 7th report 1864, London 1865“, str. 135). Bardzo często wioskowy karczmarz lub sklepikarz jest zarazem przedsiębiorcą domów mieszkalnych. Wtedy robotnik ma w nim drugiego pana obok dzierżawcy. Musi być również jego klijentem. „Przy płacy 10 szylingów tygodniowo, zmniejszonej o komom': roczne, wynoszące 4 f. szt. ...robotnik rolny jest zobowiązany kupować u sklepikarza po cenie, jaką ten mu naznacza, określone ilości herbaty, cukru, mąki, mydlą, świec, piwa i t. d.“ (tamże, str. 132). Te wioski otwarte są istnemi „kolonjami karnemi" angielskiego proletarjatu rolnego. Wiele z tych chat to poprostu domy noclegowe, przez które przewijają się wszelkie włóczęgi i męty społeczne okolicy. Wieśniak i jego rodzina, którzy w zdumiewający zaiste sposób zachowywali tężyznę i czystość charakteru w najohydniejszych często warunkach, tu jednak staczają się na dno upadku. Śród wytwornych Shylocków jest oczywiście rzeczą modną po faryzeuszowski wzruszać ramionami, gdy mowa o drobnych spekulantach budowlanych, o drobnych właścicielach i miejscowościach „otwartych". Wiedzą oni jednak dobrze, że ich własne „wioski zamknięte" i „wioski na pokaz" są kolebkami „wiosek otwartych", które bez tamtych nie mogłyby istnieć. „Gdyby nie było miejscowości otwartych, należących do drobnych właścicieli... to ogromna większość robotników rolnych musiałaby spać pod drzewami posiadłości, w których pracuje" (tamże, str. 135). System wiosek „otwartych" i „zamkniętych" panuje we wszystkich hrabstwach Anglji środkowej i w całej Anglji wschodniej.
  115. „Właściciel domu (dzierżawca lub też obszarnik) bogaci się bezpośrednio lub też pośrednio pracą człowieka, któremu płaci 10 szylingów tygodniowo, a później jeszcze strąca temu biedakowi 4 do 5 funtów szt. rocznego komornego za domki, których wartość na wolnym rynku nie przekracza 20 f. szt., ale których cena jest sztucznie utrzymywana przez władzę właściciela, mogącego powiedzieć: „Bierz mój dom, albo wynoś się i szukaj sobie innego schronienia, lecz bez świadectwa pracy ode mnie...“ Jeżeli kto spodziewa się lepszych warunków przy budowie kolei albo w kamieniołomie, to znów ta sama władza oświadcza mu: „Pracuj dla mnie za tę niską płacę, albo wynoś się od dziś za tydzień. Zabieraj swoją Świnię, jeżeli ją masz, i zobacz, co dostaniesz za kartofle, które rosną w twoim ogrodzie!“ Jeżeli zaś jego interes wymaga zastosowania innych środków, to właściciel (względnie dzierżawca) woli czasem podwyższyć komorne, jako karę za dezercję z jego służby“ (Dr. Hunter, tamże, str. 132).
  116. „Młodożeńcy nie są budującym widokiem dla dorosłych sióstr i braci w tej samej sypialni, a choć nie możemy przytaczać przykładów, to jednak mamy dostateczne dane do twierdzenia, że udziałem kobiet, które dopuściły się kazirodztwa, są wszelkie cierpienia a nieraz i śmierć“. (Dr. Hunter, tamże, str. 137). Pewien wiejski urzędnik policyjny, który przez wiele lat w charakterze wywiadowcy obracał się w najgorszych dzielnicach Londynu, tak się wyraża o dziewczynach swej wioski: „Ich cyniczna niemoralność już w najmłodszym wieku, ich bezczelność i bezwstyd przewyższają wszystko, cokolwiek widziałem w najgorszych dzielnicach Londynu podczas długich lat swej służby W policji..... Żyją jak świnie, dorośli chłopcy i dziewczyny, ojcowie i matki, wszystko to śpi razem w tej samej komorze“ (Children‘s Employment Commission, 6th report. London 1867“. Appendix, str. 77, n. 155).
  117. „Public Health. 7th report. London 1865“, str. 9—14 passim.
  118. „Proboszcz i dziedzic sprzysięgli się chyba, aby ich zamorzyć głodem“.
  119. „Zbożna praca „hinda“ [parobka] nadaje godność nawet jego stanowi. Nie jest on niewolnikiem, lecz żołnierzem pokoju i zasługuje na to, aby otrzymać od właściciela ziemskiego mieszkanie, stosowne dla żonatego człowieka, gdyż właściciel ten, tak samo domaga się odeń pracy przymusowej, jak kraj od żołnierza. Za pracę swą nie otrzymuje on zapłaty według cen rynkowych podobnie jak me otrzymuje jej żołnierz. Jak żołnierz wreszcie, zostaje powołany zamłodu gdy w swej nieświadomości zna tylko swój własny zawód i swą najbliższą okolicę. Wczesny ożenek i różne ustawy o miejscu osiedlenia działają nań podobnie, jak pobór i rygor wojskowy na żołnierza“ (Dr. Hunter w „Public Health, 7th report, 1864, London, 1865“, str. 132). Niekiedy obszarnik o wyjątkowo miękkiem sercu, roztkliwia się nad pustką, którą sam stworzył. „Przygnębiająca to rzecz“ — rzekł hr. Leicester, gdy mu winszowano zakończenia budowy Hookham — „żyć samotnie na swej ziemi; oglądani się dokoła i nie widzę innych domów prócz mego własnego. Jestem jak ów olbrzym z wieży olbrzymów, pożarłem wszystkich swoich sąsiadów“.
  120. Podobny ruch widzimy w ostatnich dziesięcioleciach we Francji, w miarę jak i tam kapitalistyczna produkcja wdziera się do rolnictwa i wypędza do miast „zbyteczną“ ludność rolniczą. Również i tam pogorszenie mieszkaniowych i innych stosunków jest źródłem istnienia „zbytecznych“. O szczególnym „proletariat foncier“ [proletarjacie gruntowym], wyhodowanym przez system parcelowy, patrz cytowane już dzieło Colins: „D'économie politique“ i K. Marx: „Der Achtzehnte Brumaire des Louis Bonaparte“, New York 1852“ str. 56 i nast. W r. 1846 ludność miejska Francji wynosiła 24,42%, wiejska — 75,58%! W r. 1861: miejska — 28,86% i wiejska — 71,14%. W latach ostatnich procentowe zmniejszanie się ludności wiejskiej posuwa się jeszcze szybciej. Już w r. 1846 Piotr Dupont śpiewał w swym poemacie „Ouvriers“:
    „Mal vêtus, logés dans des trous,
    Sous les combles, dans les décombres
    Nous vivons avec les hiboux,
    Et les larrons, amis des ombres“.
    [„Nędznie odziani, gnieździmy się w norach, na poddaszach, w ruinach. Mieszkamy tam z sowami i z opryszkami, przyjaciółmi ciemności“].
  121. Szóste i ostatnie sprawozdanie „Children‘s Employement Commission, ogłoszone w końcu marca 1867 r., dotyczy tylko systemu „band“ w rolnictwie.
  122. A zatem około 2/5 hektara, względnie około 3/4 morgi polskiej. Tłum.
  123. „Children‘s Employement Commission 6th report“. Evidence, str. 37, n. 173.
  124. Jednakowoż niektórzy „gangmasterowie“ dorobili się dzierżaw 100-akrowych, lub posiadania całych szeregów domów.
  125. „Połowa dziewcząt w Ludford stoczyła się na złą drogę dzięki bandom“ (Tamże, str. 6, n. 32, Appendix).
  126. „System ten rozszerzył się bardzo w ostatnich latach. W niektórych miejscowościach wszedł on dopiero niedawno w życie, a w innych, gdzie istnieje oddawna, coraz więcej i coraz młodszych dzieci zostaje zatrudnionych w bandach“ (Tamże, str. 79, n. 174)...
  127. „Drobni dzierżawcy nie stosują pracy band“. „Bandy pracują mni na lichych gruntach, lecz na dobrych, przynoszących dochód 2 do 2½ funtów szt. z akra ziemi“ (Tamże, str. 17 i 14).
  128. Jednemu z tych panów tak zasmakowała jego renta, ze z oburzeniem oświadczył komisji śledczej, iż cały krzyk powstał tylko z powodu nazwy. Gdyby zamiast „bandy“ ochrzczono ten system mianem „Zarobkowego społdzielczo-przemysłowo-rolniczego stowarzyszenia młodzieży to wszystko byłoby all right [w porządku].
  129. „Praca band wypada taniej od innej, 1 dlatego jest stosowana“ — powiada pewien były gangmaster (tamże, str. 17, n. 14). „System band jest stanowczo najtańszy dla dzierżawcy i równie stanowczo najszkodliwszy dla dzieci“ — „twierdzi pewien dzierżawca“ (tamże, str. 16, n. 3).
  130. „Nie ulega wątpliwości, że wiele z tej roboty, którą dziś wykonywają dzieci w bandach, było niegdyś odrabiane przez dorosłych mężczyzn i kobiety. Gdzie kobiety i dzieci wprzęgane są do pracy, tam więcej mężczyzn jest bez pracy“ (tamże, str. 43, n. 202). Gdzieindziej natomiast czytamy: „Sprawa pracy w wielu okręgach rolnych, zwłaszcza zbożowych, staje się tak poważna na skutek wychodztwa, ułatwionego przez koleje żelazne, skracające odległość do wielkich miast, że ja (to „ja“ należy do rządcy pewnego wielkiego pana) uważam pracę dziecięcą za zgoła konieczną“ (tamże, str. 80, n. 180). Sprawa pracy w angielskich okręgach rolnych, w odróżnieniu od całej reszty cywilizowanego świata, oznacza mianowicie sprawę obszarników i dzierżawców, polegającą na tem: jak wobec wciąż wzrastającego wychodztwa wieśniaków, uwiecznić na wsi dostateczne „względne przeludnienie“, a przez to i „minimum płacy“ robotnika rolnego?
  131. Poprzednio cytowany przeze mnie „Public Health Report“, gdzie w związku z zagadnieniem śmiertelności dzieci poruszona jest sprawa „Systemu band“, pozostał nieznany prasie, a więc i publiczności angielskiej. Natomiast ostatnie sprawozdanie „Children‘s Employcment Commission“ dostarczyło pożądanego żeru prasie, goniącej za sensacją. Podczas gdy prasa liberalna zapytywała, w jakiż to sposób mogą hodować taki system pod swem okiem i na swych dobrach szlachetni panowie, wykwintne damy i dostojni prałaci, od których roi się Lincolnshirc, osobistości, które aż do antypodów ślą swe misje w celu „umoralniania dzikich ludów Oceanjil“, — to prasa wykwintniejsza oddawała się jedynie rozważaniom nad okropnem zepsuciem wieśniaków, zdolnych zaprze-dawać swe dzieci w taką niewolę! A przecież w tak haniebnych warunkach, w jakie to „delikatniejsze towarzystwo“ wepchnęło wieśniaka, dziwićby mu się nic można, gdyby pożerał swe własne dzieci. Raczej podziwiać należy prawość charakteru, którą wieśniak po większej części zachował. Sprawozdawcy urzędowi stwierdzają, że nawet w okręgach, gdzie system band stosowany jest powszechnie, rodzice mają doń obrzydzenie. „W zebranych przez nas zeznaniach posiadamy liczne dowody, że wielu rodziców z wdzięcznością przyjęłoby ustawę, broniącą ich przed kuszeniem i przed naciskiem, któremu dziś często podlegają. To urzędnik parafjalny, to znów przedsiębiorca, grożący im wydaleniem. Każe im posyłać dzieci na robotę zamiast do szkoły. Cały ten stracony czas i zmarnowane siły, wszystkie cierpienia, na które trud nadmierny i niepotrzebny wystawia wieśniaka i jego rodzinę, każdy wypadek, w którym rodzice przypisują moralną zgubę swego dziecka przeludnieniu mieszkań lub rozkładowemu wpływowi „band“ — wszystko to wywołuje w sercach pracujących ubogich uczucia, które łatwo pojąć i których nie trzeba szczegółowo wymieniać. Mają om świadomość tego, iż wiele cierpień cielesnych i duchowych zawdzięczają okolicznościom, za które nie ponoszą żadnej odpowiedzialności, na które w żadnym razie nie daliby swej zgody, gdyby to od nich zależało, i z któremi walczyć nie mają siły“ (tamże, str. XX, n. 82, str. XXIII, n. 96).
  132. Ludność Irlandji wynosiła:
    w r. 1801 — 5,319,867 osób
    1811 — 6,084,996
    1821 — 6,869,544
    1831 — 7,828,347
    1841 — 8,222,664
  133. W oryginale błędnie 5.993. Tł.
  134. W oryginale błędnie 138.316. Tł.
  135. Zestawienie to dałoby jeszcze bardziej ujemny wynik, gdybyśmy byli. głębiej sięgnęli wstecz. Tak więc owiec w r. 1865 było 3.688.742, ale w r. 1856 — 3.694.294; świń w r. 1865 — 1.299.893, ale w r. 1858 — 1.409.883.
  136. W oryginale błędnie 72.358. Tłu.
  137. W oryginale błędnie 116.626. Tł.
  138. W oryginale błędnie 146.608. Tł.
  139. W oryginale błędnie 28.819. Tł.
  140. Liczby, podane w tekście są zaczerpnięte z materjałów „Agricultural Statistics. Ireland. General Abstracts, Dublin“, rocznik z lat 1860 i nast., oraz z „Agricultural Statistic. Ireland. Tables showing the estimated average produce etc. Dublin 1866“. Wiadomo, że jest to statystyka urzędowa, corocznie przedkładana parlamentowi.
    Przypis do 2-go wydania. Statystyka urzędowa za rok 1872 wykazuje zmniejszenie — w porównaniu z r. 1871 — powierzchni uprawnej o 134,915 akrów. Uprawa warzyw (rzepy, buraków i t. d.) wykazuje przyrost. Zmniejszenie obszaru uprawy wykazują: pszenica — o 16.000 akrów owies — 14,000 akrów, jęczmień i żyto — 4,000 akrów, kartofle — 66,632 akry, len — 34, 667 akrów i wreszcie łąki wraz z koniczyną, wyką i rzepakiem — 30, 000 akrów. Powierzchnia uprawy pszenicy w ciągu ostatniego pięciolecia wykazuje następującą skalę zmniejszenia: w r. 1868 — 285,000 akrów, w r. 1869 — 280.000 akrów, w r. 1870 — 259,000 akrów, w r. 1871 244,000 akrów, w r. 1872 — 228,000 akrów. W r. 1872 znajdujemy przyrost w okrągłych liczbach: koni — 2,600, bydła rogatego — 80,000, owiec — 68,609 oraz zmniejszenie liczby świń o 236.000.
  141. Zapewne 14,389, gdyż inaczej różnica nie mogłaby wynosić 316. Tł.
  142. 142,0 142,1 142,2 14-stofuntowych „kamieni“.
  143. „Tenth report of the commissioners of inland revenue. London, 1866“.
  144. Całkowity dochód roczny w kategorji D w tej tablicy jest nieco niższy, niż w poprzedniej, a to z powodu pewnych potrąceń, przewidzianych przez ustawę podatkową.
  145. Jeżeli zmniejsza się nawet stosunkowo plon z akra ziemi, to nie należy zapominać, że Anglja przez półtora wieku pośrednio wywoziła glebę Irlandji, nie dając jej rolnikom nawet środków na odnawianie zużytych składników gleby.
  146. Ponieważ Irlandja uchodzi za ziemię obiecaną „prawa zaludnienia“, więc Th. Salder, jeszcze przed ogłoszeniem swego dzieła o zaludnieniu, ogłosił słynną książkę: „Ireland, its evils and their remedies, znd ed. London 1829“, gdzie porównywa szczegółowo dane statystyczne, dotyczące różnych prowincyj, a w obrębie każdej prowincji poszczególnych hrabstw, i dochodzi do wniosku, że panująca tam nędza pozostaje nie w prostym, jak chce Malthus, lecz w odwrotnym stosunku do liczby ludności.
  147. W okresie lat 1851—1874 ogólna liczba wychodźców wyniosła 2.325.922 osób.
  148. Według tablicy, zawartej w książce Murphy‘ego: „Ireland industrial, political and social, 1870“, dzierżawy do 100 akrów stanowią 94,6% wszystkich dzierżaw, a powyżej 100 akrów — 5,4%.
  149. „Reports from the law inspectors on the wages of agricultural labourers in Dublin, 1870“ — Por. także „Agricultural labourers (Ireland) return etc. dated 8th March 1861“, London 1862.
  150. Tamże, str. 29, I
  151. Tamże, str. 12.
  152. Tamże, str. 12.
  153. Tamże, str. 25.
  154. Tamże, str. 27.
  155. Tamże, str. 26.
  156. Tamże, str. 1.
  157. Tamże, str. 32.
  158. Tamże, str. 25.
  159. Tamże, str. 30.
  160. Tamże, str. 21, 13.
  161. „Reports of ins. of fact. for 31st. oct. 1866“, str. 96.
  162. W wydaniu francuskiem znajdujemy następujący przypis: „Such is Irish life and such are Irish wages“. Inspektor Baker dodaje do cytowanego ustępu następującą uwagę: „Jakżeż nie porównać tego wykwalifikowanego rzemieślnika o chorowitym wyglądzie z rumianymi i muskularnymi pudlingarzami ’ z południowego Staffordshire, których płaca tygodniowa dorównywa, a nieraz przewyższa dochód niejednego „gentlemana“ i uczonego, lecz którzy pozostają na poziomie żebraka pod względem inteligencji i obyczajów“ („Reports of insp. of fact. for 31st. october 1867“, str. 96, 97). Tłum.
  163. „Wie menschlich von solch‘ grossem Herrn!“ — cytata z „Fausta“ nieco zmieniona. W „Fauście“ Mefistofeles mówi o Panu Bogu:
    „Es ist gar huebsch von einem grossen Herrn
    So menschlich mit dem Teufel selbst zu sprechen“.
    („Jakżeż to ładnie, że tak wielki pan
    Po ludzku z djabłem samym gada“).
    Tłum.
    (Przypis własny Wikiźródeł Jest to fragment prologu w niebie z pierwszej części.)
  164. Suma ta obejmuje również „torfowiska i nieużytki“.
  165. W trzeciej księdze niniejszego dzieła, w dziale o własności ziemskiej, wykażę szczegółowiej, jak oddzielni właściciele ziemscy oraz ustawodawstwo angielskie planowo wyzyskali klęskę głodową i jej następstwa, aby przemocą przeprowadzić przewrót w rolnictwie i przerzedzić ludność Irlandji aż do normy, odpowiadającej interesom obszarników. Tam też powrócę do położenia drobnych dzierżawców i robotników rolnych. Tu tylko jedna cytata. Nassau W. Senior powiada między innemi w swem pośmiertnem dziele: „Journals, conversations and essays relating to Ireland, 2 volumes, London 1868“, tom II, str. 282: „Bardzo słusznie zauważył dr. G., że nasza ustawa o ubogich jest potężnym orężem, aby zapewnić zwycięstwo obszarnikom. Innym orężem jest wychodztwo. Żaden przyjaciel Irlandji nie może jej życzyć, aby wojna (pomiędzy obszarnikami a drobnymi dzierżawcami celtyckimi) przedłużała się, — i tem mniej, aby się skończyła zwycięstwem dzierżawców.... Im prędzej (wojna ta) przeminie, im prędzej Irlandja stanic się krajem pastwisk (grazing country) o stosunkowo nicznacznem zaludnieniu potrzebnem dla kraju pastwisk, tem lepiej dla wszystkich klas ludności“. Angielskie ustawy zbożowe z r. 1815 zapewniały Irlandji monopol na wolny wwóz zboża do W. Brytanji, a tem samem sztucznie podtrzymywały uprawę zboża. Odwołanie ustaw zbożowych w r. 1846 położyło nagle koniec temu monopolowi. Pomijając inne okoliczności, już sam ten wypadek był potężnym bodźcem zamiany irlandzkich pól w pastwiska, centralizacji dzierżaw i wypędzenia małorolnych chłopów. W latach 1815—1846 wysławiano urodzajność ziemi irlandzkiej i głośno oświadczano, że rzekomo sama przyroda przeznaczyła ją pod uprawę pszenicy, a potem angielscy agronomowie, ekonomiści, politycy odkryli raptem, że ta ziemia zdatna jest tylko pod uprawę paszy! Pan Leon de Lavergne pospieszył powtórzyć to po tamtej stronic Kanału. Trzeba być tak „poważnym" mężem, jak pan Lavergne, żeby dać się brać na tak dziecinne kawały.
  166. Niepodległościowiec i separatysta irlandzki, wróg Anglji. Tłum.
  167. Przypis własny Wikiźródeł Acerba fata... (łac.) — fragment epody siódmej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Karl Marx i tłumacza: Jerzy Heryng.