Kapitan Czart/Tom II/XIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Louis Gallet
Tytuł Kapitan Czart
Tom II
Podtytuł Przygody Cyrana de Bergerac
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1925
Druk Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Wiktor Gomulicki
Tytuł orygin. Le Capitaine Satan
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIX

Objaśnienia, których udzielił Roland Ben Joelowi, były bardzo krótkie. Na podstawie ich cygan w żaden sposób nie mógł zrozumieć, dlaczego hrabia uważa wszystko za przepadłe.
Rozumie się, że w objaśnieniach nie było żadnej wzmianki o testamencie hrabiego de Lembrat. Nic też nie wspomniał Roland — rozmyślnie, czy też przez zapomnienie — o księdze cygańskiej, znajdującej się rękach Cyrana.
Nie osłabiło to jednak w niczem zaciętości, z jaką Ben Joel przystąpił do zbójeckiej wyprawy na poetę.
Prosto z pałacu hrabiego Rolanda udał się on do Domu Cyklopa.
Przed wejściem na górę odbył długą naradę z kilkoma łotrami, zromadzonymi w izbie noclegowej.
Wszystko to byli zbóje i rzezimieszki, oddawna poróżnieni ze sprawiedliwością i nic już nie mający do stracenia.
Wezwanie Ben Joela przyjęte zostało przez nich z zapałem.
Sprawa przedstawiała się pod każdym względem świetnie.Przeciwnik był tylko jeden; sprzymierzeńców dziesięciu. Ryzyka nie brano w rachubę, a wynagrodzenie, ofiarowywane przez Ben Joela, mogło było skusić najoporniejszych.
Gdy już zawarto umowę i ułożono warunki wyprawy, cygan polecił kamratom, aby nieco wypoczęli dla nabrania sił potrzebnych, przyrzekając zbudzić ich we właściwej porze.
Zilla, usłyszawszy pukanie do drzwi, sądziła w pierwszej chwili, że to przybywa poseł od Sawinjusza.
Na widok wchodzącego Ben Joela doznała bardzo umiarkowanej radości.
Zbój, nie zwracając najmniejszej uwagi na ślady fizycznych i moralnych cierpień, widniejące na twarzy siostry, rzucił się na stołek i rzekł:
— Otóż i ja! Musiałaś być już bardzo zaniepokojona moją niobecnością.
— Wiele ważnych zdarzeń zaszło w tym czasie, więc co prawda — zapomniałam o tem.
— Jakich zdarzeń?
— Czyż zapomniałeś o Manuelu?
— Jakże mogłem zapomnieć! Wszakże to w jego sprawie drogę tę odbyłem.
— Widziałeś się z hrabią?
— Naturalnie.
— Cóż ci powiedział? Chciał otruć Manuela; czy wiesz o tem?
— Nie chwalił się tem, Ale nie o Manuela chodzi w tej chwili. Teraz na placu Cyrano.
— Cóż chcesz z nim zrobić?
— Dowiesz się jutro.
—Znów jakieś piekielne spiski, znów jakaś zmowa pomiędzy hrabią i tobą! Ben Joelu! kiedy ty się upamiętasz?
Cygan zaczął śmiać się cynicznie.
— Czy doświadczasz wyrzutów sumienia?rzekł. — A może przestałaś już kochać Manuela?
— Wiesz dobrze, że kocham go nad życie!
— Daj więc pokój kazaniom i nie przeszkadza; mi w robocie. Ty nie wiesz jeszcze, do czego jest zdolny brat, gdy kocha swą siostrzyczkę, a przytem dba o swoje interesy.
— Nie rozumiem cię, Ben Joelu!
— Posłuchaj zatem. Zwiodłem Cyrana i Manuela, to prawda, ale zwiodłem także hrabiego, pozwalając mu myśleć, że wszystko skończy się z chwilą, gdy jego brat powróci, skąd wyszedł. Gdy już panna de Faventines zostanie hrabiną de Lembrat i gdy Manuel, powróciwszy do nas, wyleczy się ze swej głupiej miłości dla córki jaśnie wielmożnego margrabiego, zajmę się wówczas jego przyszłością i naszym losem.
— Co mówisz, nieszczęsny! Czyż sądzisz, że w ten sposób Manuel odzyska wolność?
— Odzyska, gdy tylko hrabia nie będzie potrzebował obawiać się go, jako rywala. Wiem ja o tem więcej, niż ty domyślać się możesz.Pozwól mi więc działać.
— Dzisiaj! — szepnęła Zilla, która czuła się mimowiednie pociąganą dowodzeniami brata .
— Manuel przypomni sobie niezawodnie, że kochał ciebie i że ty nigdy kochać go nie przestałaś. Wówczas...ożenię was.
— Ożenisz nas?
— Z największą pewnością. Dopełniwszy zaś tego, udam się do władzy; jak przysłało nawróconemu grzesznikowi. Oświadczę, gdzie należy, że pan de Lembrat wymusił na mnie przekupstwem fałszywe zeznanie i że Manuel jest rzeczywiście jeóo bratem. Zażądają dowodu, który im natychmiast przedstawię. Zechcą też zapewne ukarać mnie za poprzedni fałsz — ale cóż mnie to obchodzi? Posiedzę sobie trochę w więzieniu i na tem koniec. Gdy kto dba o los rodziny, nie zważa na takie drobiazgi! Zapłacisz mi zresztą za nie, zostawszy wicehrabiną de Lembrat. Taki jest mój plan, siostruniu; zdaje mi się, że ci przypada do smaku?
Zilla słuchała z głową schyloną. Gdy skończył, podniosła głowę i w oczy mu spojrzała, ramionami wzruszając.
— Twój plan jest niedorzeczny!-rzekła poważnie, — I wówczas tylko nie byłby takim, gdybyś miał możność wprowadzić go w wykonanie.
— Alboż nie mam tej możności? Księga, którą zachowałem w ukryciu przed wszystkimi, i której wydania odmówiłem tak samo hrabiemu, jak Cyranowi, dostarczy mi dowodu, którego nikt nie będzie mógł podać w podejrzenie.
Zilla wiedziała, że jedno jej słowo wystarczy do obrócenia wniwecz wszystkich rojeń brata, ale że zbudzi ono zarazem w jego umyśle burzę straszliwą.
Nie zawahała się jednak stawić mu odważnie czoła.
Wargi jej zacięły się mocno silnym, nerwowym kurczem. Chciała być, za wszelką cenę, spokojną i —udało się jej to.
— Ben Joelu-rzekła — księgi, o której mówisz, już tu niema.
— Zabrano ci ją! — ryknął cygan.
— Nie. Sama ją dałam!
— Ty? Dałam ją panu de Cyrano.
—Nędznico!
Zbój, wściekłym gniewem uniesiony, rzucił się na siostrę z podniesioną pięścią.
Nie drgnęła nawet i tylko oczy, pełne błyskawic, utkwiła w oczach cygana, powstrzymując go w miejscu magnetyczną siłą.
Ręka mu opadła; uczuł się pokonanym.
— Dlaczegoś to zrobiła? — syknął przez zaciśnięte zęby.
— Bo obrzydły mi już te wszystkie zbrodnie; bom uczyniła ofiarę ze swej miłości; bo postanowiłam ocalić Manuela.
— I w tym celu dałaś do ręki broń memu śmiertelnemu wrogowi?
— Pan de Cyrano nie jest twym wrogiem. Jeśli go nienawidzisz, to dlatego jedynie, że czujesz się gorszym i słabszym od niego.
— A! to tak? — wykrzyknął cygan. — Dowiedzże się zatem, moja panno, że twój piękny kapitan będzie trupem jutro rano i że Manuel zgnije wpierw w więzieniu, zanim ja zakłopoczę się jego losem! A księgę, którą mi skradłaś, jeszcze dzisiejszej nocy odbiorę.
— Dzisiejszej nocy! — wyjąkała Zilla. — Otóż to ta świeża zbrodnia, o której przed chwilą rozmyślałeś!
— Nazywaj to sobie zbrodnią; dla mnie jest to tylko — zemsta. Zanim ukaże się jutrzejsze słońce, wszystko się skończy.
— Nie! — odparła Zilla, rzucając się do drzwi — gdyż zanim ukaże się słońce, ja również wystąpię do walki i — wszystko wyjawię.
Ale szybszy od słabej dziewczyny Ben Joel zdążył uprzedzić ją i zagrodził jej sobą wyjście.
— Puść mnie! — ostrzegła cyganka, dobywając zatrutego sztyletu, z którym nigdy się nie rozstawała.
Ben Joel, zawsze ostrożny, nie stanął do walki, bezużytecznej zresztą, gdyż był panem położenia.
Jako ostatnią pogróżkę i jako ostatnią obelgę, cisnął on w twarz Zilli śmiech szatański, szyderski, pchnął drzwi, wybiegł i na dwa spusty zamknął cygankę w mieszkaniu.
Nie poprzestając na tem, wyciągnął z zamku klucz i schował go do kieszeni, a następnie przyciągnął kilka mebli z obocznej izby i drzwi niemi zabarykadował.
Podczas tej czynności, która trwała około dziesięciu minut Zilla nie przestawała kaleczyć sobie rąk o dębowe, gwoździami najeżone deski, usiłując tę zaporę otworzyć lub wyłamać.
Głos jej, naprzemian gniewny i błagający, dobiegał nieustannie do uszu Ben Joela, który jednak zdawał się go nie słyszeć.
Gdy ukończył barykadę, zeszedł na palcach nadół, zbudził swych ludzi i zanurzył się wraz z nimi w ciemnościach nocy.
Tegoż samego wieczora, tak obfitego w wypadki, Manuel otrzymał niespodzianie odwiedziny starosty.
— Czy zdecydowałeś się nareszcie przyznać do winy? — zapytał surowo Jan de Lamothe.
— Dziś mniej, niż kiedykolwiek, myślę o tem. Będę mówił przed sędziami — nie dla przyznania się do zbrodni, której nie popełniłem, lecz dla odparcia oszczerstw hrabiego Rolanda de Lembrat.
— Strzeż się, Manuelu; wstępujesz na drogę bardzo niebezpieczną. Jutro staniesz przed trybunałem oskarżającym. Szczere przyznanie się, do wszystkiego, połączone ze skruchą i żalem, złagodzić może cokolwiek karę, która cię czeka. Opór, przeciwnie, stanie się dla ciebie fatalnym.
— Czegoż mogę się jeszcze obawiać?
— Tortur! — przemówił starosta tonem poważnym i groźnym.
— Możecie torturować mnie aż do pozbawienia życia — odpowiedział Manuel spokojnie — nie wymusicie ani jednego słowa, niezgodnego z prawdą.
De Lamothe pokręcił głową i wyszedł z podziemia, mrucząc do siebie:
— Wszyscy oni tak mówią. Gdy im uwierzyć, okazałoby się pewnie, że więzienia zapełnione są samemi niewiniątkami.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Louis Gallet i tłumacza: Wiktor Gomulicki.