Kapitan Czart/Tom II/XXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kapitan Czart Tom II |
Podtytuł | Przygody Cyrana de Bergerac |
Wydawca | Bibljoteka Groszowa |
Data wyd. | 1925 |
Druk | Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Wiktor Gomulicki |
Tytuł orygin. | Le Capitaine Satan |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cała powieść |
Indeks stron |
Bielsza była od welonu, pokrywającego jej czoło.
Jednak uśmiechała się tym zimnym, obrzędowym uśmiechem, do okoliczności zastosowanym, który był ostatniem ustępstwem, uczynionem dla ojca.
Przy stroju oblubienicy, olśniewająco i niepokalanie białym, dziwnie odbijał, niezauważony jednak przez nikogo, naszyjnik bursztynowy.
Ku temu strasznemu darowi Zilli ręka Gilberty sięgała co chwila ruchem nerwowym, ściskając perłę zatrutą, od której spodziewała się wkrótce spokoju i śmierci.
Zamiarem jej było odłożyć do ostatniej chwili wykonanie rozpaczliwego kroku; głos sumienia nakazywał jej zachowywać życie najdłużej jak można, aby dać czas przypadkowi, a raczej Opatrzności przybyć jej z pomocą, jeśli tam, gdzie ważą się losy ludzi, uznane to zostanie za potrzebne.
Margrabia zbliżył się do niej z otwartemi ramionami.
— Moja córko! dziecię moje najdroższe! — wyrzekł z czułością.
I w tym ojcu, który dokonywał lichego targu, oddając rękę jedynaczki hrabiemu, zbudziło się, na chwilę szczere uczucie i prawdziwa łza w jego oku zabłysła, wywołana żalem, a może i skruchą.
Gilberta zwróciła na ojca niewymownie smutne spojrzenie.
— Biedny ojciec! — pomyślała. — Niech mu Bóg przebaczy, bo zaprawdę nie wie, co czyni!
Dzwony u Panny Marji zamilkły.
— Zaczynają wychodzić — rzekła cichym głosem Paketa.
— Tak — szepnęła, drżąc, Gilberta — wszystko skończone.
Wygalowany służący zjawił się w tejże chwili w salonie i, skłaniając się przed margrabią, oznajmił, że karety już zaszły.
— Panie i panowie — rzekł głośno margrabia — jedziemy.
I wyciągnął rękę do córki.
Ale Gilberta zachwiała się i na fotel upadła, szepcząc niewyraźnie:
— Ach, nie! nie mogę!
Na znak swej pani, Paketa wyszła z salonu i powróciła za chwilę, niosąc szklankę wody na srebrnej tacy.
— Uspokój się pani — rzekł Roland do narzeczonej. — Opanuj wzruszenie. Zaczekamy na pani rozkazy.
— O! nie będziesz pan czekał długo.
Wzięła szklankę do ręki, umaczała w wodzie usta i w tejże chwili wpuściła do niej oderwaną od naszyjnika perłę.
Zgodnie z zapowiedzią Zilli perła rozpuściła się prawie natychmiast, nie zamącając ani trochę kryształowej czystości płynu.
Usta Gilberty poruszyły się lekko. Modliła się pewnie.
Następnie, wolnym ruchem, podniosła szklankę.
W chwili, gdy rzuciwszy dokoła siebie ostatnie spojrzenie żalu, czy też nadziei, do ust ją przytykała, wielkie drzwi salonu otwarły się z łoskotem na całą szerokość, i wśród wielkiej ciszy, która tam zapanowała, służący obwieścił głosem donośnym:
— Jaśnie wielmożny wicehrabia Ludwik de Lembrat! Jaśnie wielmożny Sawinjusz Cyrano de Bergerac!