Kara Boża idzie przez oceany/Część IV/Va

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Nagiel
Tytuł Kara Boża idzie przez oceany
Część Część IV
Rozdział V.
Wydawca Spółka Wydawnictwa Polskiego w Ameryce
Data wyd. 1896
Miejsce wyd. Chicago
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

V.

Rzeka Missouri jest jedną z najwspanialszych i największych w północnej Ameryce i na świecie.
Wielką rzeką zwali ją Indyanie.... Szeroką falą rwie ona przez lądy amerykańskie aż do połączenia się ze swą równie potężną siostrzycą Mississippi.
Wybrzeża tej olbrzymiej rzeki przedziwnie są piękne....
Przed okiem zdumionego podróżnika, płynącego parowcem po rzece Missouri, rozwija się panorama niesłychanego bogactwa roślinnego.... Widząc ją, niepodobna prawie uwierzyć, iż po za masami zieleni splątanej, piętrzącej się wysoko, jak kolosalny las dziewiczy, znajdują się miasta, osady i farmy, że żyją tam ludzie cywilizowani, korzystający z wszelkich współczesnych komfortów i zdobyczy wiedzy, pracujący w kantorach, bankach, sklepach, fabrykach, uprawiający rolę machinami najnowszej konstrukcyi, politykujący i bawiący się.
Do wspaniałości sceneryi nadbrzeżnej przyczynia się mnóstwo kęp i wysepek rozrzuconych po rzece. Nurt Missouri rwie zuchwałe — i nie oszczędza swych wybrzeży.
Gdy przyjdą wylewy wiosenne lub letnie, trudno się nieraz poznać z owemi wysepkami i wybrzeżami, Nikną całe kawały lądu i lasu dziewiczego; gdzie była fala, wyrastają piaszczyste kępy; tworzą się nowe kanały i zatoki.
Są jednak i wysepki, trwające lata bez zmiany.
Przeważnie są one niezamieszkałe....
Wysepki takie leżą nieraz pomiędzy dwoma Stanami — i najczęściej przez lata całe niewiadomo, dokąd właściwie należą. Nikt się o to nie procesuje, bo i komuż jaką wartość przedstawia kawał ziemi, gąszczem nieprzebytym zarosłej i na pół w rzece utopionej, którą jutro lub pojutrze jakiś kataklizm zupełnie zatopić i zniszczyć może. Jedynymi mieszkańcami tych wysepek, otoczonych sitowiem, są roje nieprzebrane ptactwa błotnego, szczury wodne, niekiedy dzikie koty i wilki.... Za tą zwierzyną zapędzi się tu chyba od czasu do czasu jakaś party a myśliwców.
Nie wszystkie zresztą wysepki tak są bezludne...
Niekiedy z ponad stuletnich drzew ukazują się tu i owdzie dymy białe — i jak mdłe chmurki, rozpływają się po błękicie niebios. To znak, że na tej lub tamtej wysepce obozuje gromada „tramps'ów” (włóczęgów), a może i banda rabusiów....
Opowiadają też i o dziwakach, którzy pobudowali sobie chałupki w tych chaszczach i żyją tam samotni. Czy to jednak nie bajki?
Jedną z takich wysepek nieco większych, trwalszych i ciekawszych była wysepka zwana „Cat Island” (Kocia wyspa), położona o mil kilka na północ od dość zamożnego, 60tysięcznego miasta St. Joseph, Mo.
Jak widzimy, posiadała ona nazwisko, co więcej — miała i swą własną historyę.
„Cat Island” nazwano ją niegdy, przed laty, dla ogromnej obfitości dzikich kotów, jakie się na niej rozrodziły.... W owym czasie odbywano wyprawy myśliwskie na ową zwierzynę; ale gdy podczas jednej z wypraw, dzikie zwierzęta zagryzły w ostępie dwóch strzelców, dano pokój polowaniom. W kilka lat potem i koty wyniosły się z wyspy. Wypędzili ich ludzie. Osiedliła się tutaj, jak się o tem dopiero wiat parę przekonano, słynna banda „Jima“ Boltona, będąca postrachem dyliżansów i pociągów kolejowych na dalekim Zachodzie.... I ona tu trwała niedługo. Szeryf sąsiedniego powiatu odbył wyprawę na zbój ców, stoczył z bandytami regularną niemal bitwę — i wystrzela wszy ich prawie co do nogi, wysepkę opróżnił.
Odtąd nikt tam już nie mieszkał.
Niewiadomo zkąd się wzięła i rozeszła po okolicach legenda o krwawych cieniach pomordowanych zbójców, które miały się ukazywać w gąszczach wysepki. Mówiono także, iż rozrodziły się tam bardzo węże. To odstraszało od odwiedzania przeklętej wysepki nawet ciekawych turystów, nawet zwolenników piknikowych wycieczek.
A jednak „Cat Island” (czego się nikt nie domyślał) miała mieszkańców. Byli to: starzec i młode dziewczę, głuchoniemy Murzyn — i wielki pies.
Murzyn i pies mieszkali tam stale, starzec i dziewczę przebywali tam od czasu do czasu.
Wysepkę od zarośli wybrzeża oddzielał niezbyt szeroki, cały sitowiem zarośnięty kanał. Otóż przez ten kanał przemykała się niekiedy, najczęściej o zmroku wieczornym, lekka łódź, wioząc jedną lub więcej osób. Znajdowała ona przystali pośród korzeni wielkich drzew, zwieszających masę swej roślinności ku ziemi. Od owej przystani, ścieżką ledwie widomą, poprzecinaną wyrwami i odłamami skał, istnym Labiryntem, w kilkanaście minut dochodziło się do niewielkiej polanki, będącej właśnie siedliskiem ludzkich istot.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Nagiel.