Kara Boża idzie przez oceany/Część V/XVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kara Boża idzie przez oceany |
Część | Część V |
Rozdział | XVIII. |
Wydawca | Spółka Wydawnictwa Polskiego w Ameryce |
Data wyd. | 1896 |
Miejsce wyd. | Chicago |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część V Cały tekst |
Indeks stron |
Łatwo sobie wyobrazić, jaką sensacyę wy wołały słowa Homicza i Robbinsa.
Prawnicy zdumieli się.
Konrad wstał blady — i wołał:
— Czy to podobna? Czy zmarli powstają z grobów? Przecież miałem w ręku wycinek gazety, w którym była opisana egzekucya nieszczęśliwego Ślaskiego!
Sensacyę tę prędko przecież uciszył Robbins.
W paru słowach objaśnił Konradowi i innym rzecz całą.
Przedstawiała się ona tak:
Istotnie d. 12go marca 1867 r. miała się odbyć egzekucya Ślaskiego, skazanego na śmierć w New Orleans. Poprzedniego dnia wieczorem i w ciągu nocy nikt nie wątpił, że wyrok śmierci zostanie wykonany. Naturalnie.... Zbrodnia była zbyt ponura! Zbrodniarz wyparł się zresztą wszelkiej winy i skruchy nie okazał.... Zkąd więc, z jakiej racyi miałoby być pobłażanie? Wszyscy w wigilię wyroku byli pewni, że egzekucya odbędzie się nazajutrz w podwórcu więziennem. Miało to nastąpić o godz. 9ej rano. Rzecz zdawała się tak niewątpliwą, że jedna z gazetek, naówczas w New Orleans wychodzących, zresztą od paru miesięcy dopiero powstała, „Louisiana News”, uważała za właściwe (wypadek to w dziennikarstwie amerykańskiem niewyjątkowy) opisać w swych szpaltach egzekucyę, mającą nastąpić, jeszcze — przed jej nastąpieniem.
Szło o uprzedzenie innych gazet.
I istotnie uprzedzono je... Szybkość informacyi została ocalona; prawda — nie.
O godzinie 7ej rano wyszedł z pod pras drukarskich 20tysięczny nakład „Louisiana News”, opisujący powieszenie Ślaskiego o godzinie 9ej nastąpić mające — i rozszedł się po Stanie i całej Ameryce.... A jednak, na prawdę, o godz. 9ej rano egzekucya nie nastąpiła. Na godzinę przed wykonaniem wyroku, dyrektor więzienia karnego otrzymał od gubernatora Stanu Louisiana — dekret ułaskawienia...
Było to niesłychane i niespodziewane.
Stało się to zaś cudem prawie. Zona gubernatora była katoliczką.
I oto w nocy, poprzedzającej wigilię stracenia Ślaskiego, miała ona dziwny sen. Ukazała się jej Matka Boska — i srogie robiła w sennem marzeniu wyrzuty z powodu, że jakoby mąż jej miał na ciężką dozwolić niesprawiedliwość.... Pani gubernatorowa gorąco wzięła sobie do serca to upomnienie — i przez cały dzień nad niem myślała. I oto następnego dnia nad samym wieczorem, przybył do niej jej spowiednik, kapłan katolicki O. Malachiusz, S. J. — i poprosił o posłuchanie... Oświadczył jej, że za dozwoleniem i zgodą jej męża spełnioną zapewne zostanie nazajutrz straszna zbrodnia sądowa: objaśnił następnie sprawę Ślaskiego o tyle, o ile mu na to pozwalała tajemnica spowiedzi i prosił o interwencyę, o pomoc, o wstawienie się za niewinnym...
Zacną kobietę do głębi serca wzruszyła ta sprawa.
Noc tylko miała przed sobą, ale ta noc nie pozostała bez następstw. O tyle potrafiła wpłynąć na swego męża, Metodystę z religii, ale człowieka uczciwego i zacnego, że na godzinę przed wykonaniem wyroku, przesłał on, korzystając z przysługującego mu prawa, dekret ułaskawiający. Kara śmierci została zamieniona na dożywotnie więzienie... Ślaski powieszonym nie został!
Stało się to cudem prawie.... cudem lub zrządzeniem Bożem.
W ten sposób gazeta „Louisiana News”, która na 2 godziny przed egzekucyą, ogłosiła sprawozdanie z egzekucyi, nigdy nastąpić nie mającej, znalazła się (jak powiadają Amerykanie) — „in soup“. Naturalnie, na drugi dzień wiadomość nieprawdziwą sprostowała ze wstydem — i rzecz dla szerszego ogółu nie przedstawiała żadnej wątpliwości....
Inne gazety żartowały sobie z niej z tego powodu niemiłosiernie.
Ogół dowiedział się w czasie właściwym, że zabójca i rabuś setek tysięcy dolarów, Ślaski, nie został powieszony, ale przez całe życie miał się męczyć w więzieniu stanowem — i wynikło ztąd nawet bardzo wielkie oburzenie przeciw gubernatorowi za jego nieusprawiedliwioną łagodność....
Niemniej fakt stał się faktem.
Nie mniej, fałszywa wiadomość o egzekucyi Ślaskiego, tak nieopatrznie puszczona w świat przez „Lousiana News”, wiele osób wprowadziła w błąd. Do tej liczby należał między innymi Ludwik Morski, który do dziś dnia (tak objaśniał Robbins) niewątpliwie przypuszcza, iż wyrok został wykonany i Ślaski nie żyje.... Odebrawszy Felsensteinowi część łupu, uciekł on z New Orleans, a na jednej z najpierwszych stacyj znalazł numer „Lousiana News“, donoszący o powieszeniu Ślaskiego, jako o rzeczy już dokonanej.
Odtąd przekleństwem jego życia były dwa widma: widmo skrwawione Ślaskiego i wyrzut sumienia, że go nie uratował, jak.to pierwotnie chciał uczynić i czego dowodziły dwa listy, przesłane potajemnie do więzienia do Śląskiego — i widmo Felsensteina, którego zemsty obawiał się, jak ognia....
Baron Felsenstein zresztą (tak twierdził Robbins) musiał wiedzieć o tem, że Ślaski nie żyje.
To twierdzenie było ciężkim ciosem dla Konrada, który z natężeniem, niespokojny i wzruszony słuchał objaśnień Robbinsa.
— To niepodobna! — zawołał, powstając z krzesła.
— To fakt — odpowiedział mu spokojnie Robbins — fakt dla tego, że mamy dowody, iż ojciec pański pozostawał w New Orleans jeszcze parę dni po odwołaniu egzekucyi Ślaskiego.... Niepodobna, ażeby o ułaskawieniu nie wiedział.!
— A więc przedemną kłamał, więc powiadając mi wszystko.... to jeszcze chciał zataić.... — wołał Konrad.
Wzruszenie ramion było mu jedyną odpowiedzią ze strony Robbinsa. Aż nazbyt wyraźnie ono mówiło:
— Widocznie...
Robbins dalej objaśniał, w jaki sposób, jakim cudem on i jego przyjaciele dowiedzieli się tej wielkiej tajemnicy, w jaki sposób odkryli, że Ślaski żyje i po latach 20tu jest wciąż więźniem.... Znów była to zasługa Homicza. Wydobył on nareszcie po całych miesiącach poszukiwań, egzemplarz „Louisiana News” z Washingtonu, D. C. — i oto dowiedział się ztamtąd wieści niesłychanej, sensacyjnej....
On też wystarał się obecnie o amnestyę zupełną dla złamanego życiem i wypadkami starca.
Wszyscy obecni spoglądali z podziwem na Szczepana.
Niesłychaną siłę woli, potężne pobudki musiał mieć ten człowiek, skoro z grobów tajemnice z przed lat dobywał, walkę zaciętą wiódł, ażeby tylko prawdę na jaw wyprowadzić.... A Konrad porównując siebie z nim, głowę na dół zwieszał — i czuł się nieszczęśliwym, bardzo nieszczęśliwym.
Robbins tymczasem kończył:
— Oto i wszystko, co mogę powiedzieć panom o ułaskawieniu Ślaskiego. Wszystko to jednak rzeczy nie zmienia.... Ułaskawiony czy nie ułaskawiony, Stefan Ślaski w obec prawa nie przestanie być złoczyńcą, a nam właśnie idzie o to, aby cześć jego została oczyszczoną.... Czy tak, panowie?
Wszystkie głowy pochyliły się na znak zgody.
— W takim razie — prowadził dalej Robbins — nie pozostaje nam nic innego, jak uciec się do środków ostatecznych.... Uciekniemy się do nich, panowie, bo tak nam każę sumienie.... Mamy teraz godzinę 10tą. Na pewien czas przerwiemy nasze posiedzenie. Przybędzie tutaj córka niegdy skazanego na śmierć, a potem przed nią staną kolejno: baron Albert v. Felsenstein, potem Morski-Miller i wreszcie milionowy fabrykant Andrew J. Mallory, wszyscy uczestnicy wypadków owej strasznej nocy w New Orleans.... Zapytamy ich o prawdę — i wszyscy ją powiedzieć muszą.
Robbins zatrzymał się na chwilę.
Wreszcie oczy utkwił w twarzy Konrada i zapytał:
— Czy tak, panie baronie?
— Tak.... Mój ojciec, jakkolwiek ciężko chory, przybędzie tu za półgodziny.... Ręczę za to.
Blady był, jak płótno, gdy to mówił, a wszyscy skłonili głowy przed jego bohaterstwem. Robbins ciągnął dalej:
— Morski jest tu obok, a Mallory przyjedzie lada chwila. Godzina sprawiedliwości wybiła; sprawiedliwość stać się musi.
— I niechaj się stanie! — powtórzyli, powstając z miejsc trzej prawnicy.
Zebranie odroczyło się na godzinę.
Gdy Homicz wychodził z sali, doręczono mu dwie depesze. Jedna z nich donosiła, że Mallory za godzinę będzie w Kansas City, druga uwiadamiała, o zupełnej amnestyi dla ojca Jadwigi. Szczepan promieniał cały, pokazując ją Robbinsowi.
Ten mu rzekł:
— Depeszę tę doręczysz sam za parę chwil pannie Jadwidze Ślaskiej.... Będzie to najlepsza dla ciebie nagroda.