Katedra Notre-Dame w Paryżu/Księga druga/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Katedra Notre-Dame w Paryżu |
Podtytuł | (Notre Dame de Paris) |
Rozdział | Plac Grève |
Wydawca | Polski Instytut Wydawniczy „Sfinks“ |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Neuman & Tomaszewski |
Miejsce wyd. | Gdańsk; Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Notre Dame de Paris |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Z placu Grève, jakim był wówczas, pozostały dziś ledwie resztki w postaci pięknej wieżyczki, zajmującej północny róg placu; pokryta obecnie obrzydliwym tynkiem, zasłaniającym piękną robotę kamieniarską, stoi dziś na uboczu i wkrótce może zniknie, by zrobić miejsce domom nowym, które w szybkiem tempie wypierają stare fasady Paryża. Ludzie, którzy, jak my, nie mogą przejść przez plac Grève, żeby nie rzucić spojrzenia pełnego litości i sympatji starej wieżyczce, wciśniętej między dwie rudery z czasów Ludwika XIV, łatwo odtworzą sobie w myśli ów zespół domów, do którego należała ona i całość starego, gotyckiego placu, jak on wyglądał w XV stuleciu.
Był to, podobnie jak i dziś, nieregularny czworobok, którego jeden bok stanowił wał nad rzeką, trzy zaś inne szereg wysokich, wąskich i ponurych domów. Za dnia można było podziwiać różnolitość tych budowli, które, pokryte całe rzeźbami w drzewie i kamieniu, przedstawiały próbki wszystkich stylów średniowiecza od XI aż do XV wieku; od ram okiennych z krzyżem pośrodku, które zaczynały wypierać ostrołukowe zakończenia okien, aż do półkolistych łuków romańskich, które ustąpiły miejsca łukom ostrym i które jeszcze panowały niepodzielnie w dolnych piętrach wieży Rollanda, w rogu placu tuż nad Sekwanną, obok ulicy de la Tannerie. Nocą widzieć można było ponad masą domów czarny zygzak dachów, tworzących dokoła placu łańcuch ostrych kątów. Albowiem główna różnica między budowlami owoczesnemi i dzisiejszemi polega na tem, że dziś domy zwrócone są fasadami ku placom i ulicom, podczas gdy wówczas zwracano je ku frontowi ścianą szczytową. Od dwu stuleci już stawia się domy fasadą do frontu.
W środku wschodniej połaci placu wznosiły się trzy połączone ze sobą domy. Nosiły one potrójną nazwę, która określała ich historję, przeznaczenie i architekturę: „domu delfina“, ponieważ zamieszkiwał je Karol V, jako następca tronu; „bazaru“, ponieważ służyły za giełdę; „domu pod filarami“ (domus ad piloria), ze względu na rząd słupów podpierających trzy piętra. Można tam było znaleźć wszystko, czego potrzeba tak dużemu miastu jak Paryż; kaplicę dla modlitwy; „salę sądową“ dla sądzenia spraw i odprawiania w razie potrzeby ludzi króla; na poddaszu zaś „arsenał“ pełen broni palnej. Albowiem mieszczanie paryscy wiedzą, że nie zawsze wystarcza modlić się i procesować o swobody miasta i że trzeba mieć w zapasie spiżarnię pełną samopałów i innej broni.
Plac Grève zawsze miał ten złowrogi i posępny wygląd, jaki i dziś jeszcze ma dzięki wspomnieniom, budzonym przez ratusz Dominika Bocador’a, zbudowany na miejscu domu pod filarami. Zapewne przyczyniły się do tego nie mało szubienica i pręgierz („sprawiedliwość“ i „drabina“, jak je wówczas nazywano), stojące na środku placu, na którym zginęło tyle istot, tryskających zdrowiem i życiem; tutaj w pięćdziesiąt lat później powstała „gorączka Saint‑Vallier’a“ owa gorączka szubienicy, najstraszliwsza ze wszystkich chorób, bo pochodząca nie od Boga, lecz od ludzi.
Pocieszająca to zapewne myśl (dodajemy tu nawiasem), że kara śmierci, która przed trzystu laty swemi żelaznemi kołami, kamiennemi szubienicami, narzędziami tortur, zawalała plac Grève, hale, plac delfina, rozstaje Trehoir, targowicę świńską, straszliwy plac egzekucji Montfaucon, wartownię strażników więziennych, plac Koci, bramę Saint‑Denis, Champeaux, bramę Beaudet, bramę św. Jakóba, nie licząc mnogich miejsc egzekucji profosów, biskupów, kapituł zakonnych, opatów i przeorów, wyposażonych w władzę sądową, nie licząc również topienia z wyroków sądowych w Sekwanie; otóż, powtarzamy, pocieszająca to myśl, że ta prastara potęga feudalna rozbrajana powoli, pozbawiona niezliczonej ilości wymyślnych rodzajów śmierci, swego dziwacznego prawa karnego, swych tortur, dla których co pięć lat sprawiano nowe łoże skórzane w budynku trybunału — dziś wygnana została prawie z naszych ustaw i z naszych miast, przepędzana z kodeksu jednego do drugiego, z placu na plac w dzisiejszym olbrzymim Paryżu ma do dyspozycji tylko zakątek placu Grève i małą lękliwą i wstydliwą gilotynę, która, jakby w obawie, by jej nie schwytano na gorącym uczynku, znika natychmiast, dokonawszy swego dzieła.