<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Pascoli
Tytuł Klaczka szpakowata
Pochodzenie Literatura włoska
Wielka literatura powszechna T. 2
Wydawca Trzaska, Evert i Michalski
Data wyd. 1933
Druk Jan Świętoński i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Porębowicz
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KLACZKA SZPAKOWATA

Pod wieżą już milczenie zbiegło na pole,
Po brzegu słonej wody szumią topole.

Rosłe konie normandzkie, wprzężone w żarna,
Rozcierają chrupiące pszeniczne ziarna,

W głębi klacz stoi bujna, harda jak burza,
Chowały ją śród sosen nadmorskie wzgórza.

W nozdrza ją jeszcze słone palą odpryski,
I drży w sterczących uszach fal chichot bliski.

Mateczka jej oparła łokieć na karku
I tak w pieszczotliwym szeptała pogwarku:

«O, klaczko ty moja, klaczko szpakowata,
Ten, co cię niegdyś wodził, odszedł ze świata.

Znałaś jego wołania, gest ręki jego,
W domu mi pozostawił synka małego.

Ja ośmioro mu dzieci na świat wydałam,
Ale nad wszystko w świecie jego kochałam.


O klaczko, której w sercu huragan dzwoni,
Posłusznie ulegałaś tej małej dłoni.

Ty, co nosisz w pamięci morskie łoskoty,
Byłaś powolna słowom jego pieszczoty». —

Klaczka zwracała ku niej wychudłą głowę,
Mateczka jej prawiła żałości nowe:

«O, ty klaczko moja, klaczko szpakowata,
Ten, coś go nosiła, nie wróci do świata.

Wiem to, żeś musiała kochać swego pana,
Jedna śmierć przy nim była, druga ty sama.

Ty, co pamiętasz lasy, pamiętasz morze,
Musisz też pomnieć jego ostatnią grozę.

Czując pofolgowane w uściech wędzidła,
Wściągałaś swego lotu porywcze skrzydła.

I powoli, powoli biegłaś przez błonia,
By się w ciszy spełniła jego agonja».

Długa, wychudła głowa dotknęła skroni
Mojej drogiej mateczki, co tam łzy roni.

«O, klaczko ty moja, klaczko szpakowata,
Ten, coś go nosiła, nie wróci do świata.

Musiał przecie wyrzec przed śmiercią dwa słowa:
Pojęłaś, nie powiesz, niezdarna twa mowa.

Z wolna puszczonym cugiem, co się wlókł po ziemi,
Z oczyma w czerwone mgły zapatrzonemi,

Z uszyma, co słyszą jeszcze strzałów echa,
Szlakiem topól biegłaś, gdzie domowa strzecha.

Do domu go niosłaś przy skonaniu słońca,
Abyśmy go mogli oglądać do końca». —

Słuchało bacznie zwierzę dumne i tkliwe:
Matka je całowała w falistą grzywę.

«O, klaczko ty moja, klaczko szpakowata,
Przyniosłaś mi tego, który zszedł ze świata.

Przyniosłaś go stamtąd, skąd powrotu niema,
Uczciwa do końca, cóż — gdy jesteś niema.

Ty mówić nie umiesz, drugi tchórz — nie powie,
Ale mnie tu będzie dość na jednem słowie.

Uważać musiałaś, skąd kula wypadła,
Zabójcę odbiły ócz twoich zwierciadła.

Słuchaj: jedno imię, a ty pewnym znakiem
Wskaż mi, żeś pojęła; Bóg pouczy jakim».


Godzina; już konie nie miażdżą pszenicy,
Śpią i widzą we śnie szlak mącznej ulicy.

Pustemi kopyty nie depcą już słomy,
Słyszą, jak się toczy wkoło młyn ruchomy.

W ciszy nocnej matka, grozą zdjęta cała,
Wyrzekła tylko jedno imię... klacz zarżała.

(G. Pascoli, Canti di Castelvecchio, Bologna, Zanichelli 1929.)



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Pascoli i tłumacza: Edward Porębowicz.