[50]Koło jeziora.
Coś się mignęło koło jeziora,
Tam, tam gdzie leśna drożyna,
Coś nakształt ducha, widma, upiora,
Co jęczy — błaga — zaklina...
Zbliżam się zwolna, z ręką na nożu,
Serce bić silniej poczyna,
Wtem coś mignęło, znikło w przestworzu,
— To biały płaszcz beduina!
Staję i słucham. Koło jeziora,
Tam, tam gdzie leśna drożyna,
Coś nakształt ducha, widma, upiora,
Jęczy, zawodzi, zaklina.
[51]
Zbliżam się zwolna, z ręką na nożu,
Aż tam do leśnej drożyny,
Wtem coś mignęło, znikło w przestworzu,
To biały welon dziewczyny!
Wpadam do lasu, ścieram pot z czoła,
Natężam oko i ucho,
Ale daremnie patrzę dokoła,
Bo wszędzie pusto i głucho...
A więc powracam wolnemi kroki,
Powracam aż do jeziora...
Wtem błysnął księżyc, pierzchły obłoki,
I znów spostrzegam upiora!
Widzę jak pędzi, tam, tam gdzie błonia,
Tam, tam gdzie owa dolina,
I widzę grzywę śnieżystą konia,
I widzę płaszcz beduina!
A tuż przy płaszczu, leci przez błonia,
I znika zpośród doliny,
Łącząc się z grzywą śnieżystą konia,
Śnieżysty welon dziewczyny!
[52]
Od tego czasu, koło północy,
Błądzę w pobliżu jeziora,
Co nocy czekam, wracam co nocy
By znowu dojrzeć upiora.
Ale daremnie z ręką na nożu,
Wytężam oko i ucho,
Spokój panuje w całem przestworzu,
I wszędzie pusto i głucho!...