Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego/Aldona (Słowacki)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego |
Podtytuł | Zarys literacki |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1886 |
Druk | Wł. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
.....Głęboko oczy dziewic toną
I przenikają głazy i zbroje stalowe...
To nasza Ofelia; tylko nie z winy Hamleta — lecz losu. Kiedy była „kapłanką wiosny,“ jéj czoło
uwieńczały świeżych róż kwiaty; a ona przy cichym szumie jodeł, przy blasku srebrnego księżyca, sama lub otoczona tłumem wiejskich dziewic — marzyła, modliła się. Senna jéj dusza ocknęła się zapewne na miły głos Dowmunta; lecz, gdy jéj Mindowe go wydarł, jeszcze w większą senność popadła. „Jak mara obłąkana kończę życia drogę“ — mówi o sobie. Twarz jéj blada, na twarzy rozmarzone gorączki kolory; oczy ożywione posępnie szklistym blaskiem, albo okryte zasłoną łez ciągłych; mgła ciemna mroczy dla nich wszystkie przedmioty, i zaledwie z łez oschną, znowu we łzach toną. Myśl o śmierci bezustannie jéj towarzyszy: „Wkrótce mię całą cichość grobowa otoczy“ — powiada. A i teraz otacza ją głęboka cisza, która ją „osłoniła świętością mogiły.“ To téż gdy mówią do niéj służebne, głos zniżają i łzami kończą swe słowa. Stała w miłości dla męża, nie słucha ani próśb ani przekleństw Mindowy. Żyje cała w przeszłości, o niéj marzy na jawie i we śnie.
W gronie moich dziewic, przy lampy płomieniu,
Widzę, jak wokoło srebrne toczą się przędziwa,
Słyszę pieśń rodzinną w ich łagodném pieniu,
Widząc, jak kwiat pod igły dotknięciem rozkwita[1].
Kocha Dowmunta, ale gdy ten się zjawia (przebrany), ona nie chce go poznać, ażeby życia jego nie narazić. Śliczna jest scena wahania się. „Boże! niechaj nie przychodzi!“ — mówi w obawie o Dowmunta i zaraz dodaje: „Smutno mi, że nie przyjdzie, że go nie zobaczę; chciałam go widzieć.“ Słuch ma wytężony: chwyta każdy szelest: „Boże słyszę odgłos kroków.... O nie! — to źródła szumią w zamkowym ogrodzie...“ Wreszcie Dowmunt przychodzi. Aldona wita go słowy: „Módl się, oto różaniec widzę przy puklerzu, módl się i wyjdź. Nie, ja nie znam ciebie. Nie, nie! nie przypominam — może — tu tak ciemno!“ — Walka była okropna! Usta jéj może rwały się do pocałunku, a ona zmuszona powtarzać ciągle jakby dla przekonania saméj siebie, że go nie zna, znad nie może. Dopiéro kiedy Dowmunt zawiedziony, zrozpaczony, chce się zabić, Aldona woła:, Dowmuncie, ach Dowmuncie! znam ciebie, kocham!“ Zapomniała o ostrożności, myśli tylko o chwili szczęścia, któréj się już nie spodziewała. Pragnęła być piękną, wesołą. Na uwagę Dowmunta, że jest bladą, odpowiada: „Nie! to bladszy niż zwykle blask księżyca twarz mi dzisiaj ociemnił“. Słysząc kroki zbrojnych, prosi go o różę z hełmu, może ona zmysły orzeźwi, bo jéj w oczach ciemno i płakać nie może. Śmieje się już tylko; śmieje się straszliwie:
...Cha, cha! luby, drogi!
Śmiech mi straszliwy łamie na ustach wyrazy...
Cha, cha, cha! niech tu przyjdą, niech przestąpią progi.
Pada omdlona. Dla niéj świat rzeczywisty już istnieć przestał. I słońce, kwiaty i łąki i góry — wszystko już grobowe. Jakaś postać znikoma, choć do niéj podobna, oddziela się od niéj; przy téj postaci zostały czucia i myśli. Aldona jest już jakby głazem. „Ja bez czucia zostanę!!!” woła w rozpaczy.
...Serce się nie pali,
Ostygło — zapominam — pamięć słabo kréśli;
Mówię — a słowa moje nie są wątkiem myśli;
Myślę — a myśli moje nie są wątkiem serca.
Są to właściwie słowa poety — gdyż takiéj świadomości swego stanu w obłąkanéj przypuszczać niepodobna; zanadto są oderwane od wspomnień życiowych, od owéj miłości do Dowmunta, która ją całą przejmuje. Tak jest: o wszystkiém zapomniała, o niczém wiedzieć nie chce, a zapewne i nie może, oprócz o swojéj miłości. Na pytanie krzyżaka (Heidenricha) „Jesteś ty chrześcijanką?“ — odpowiada „Jestem nieszczęśliwa!“[2]. Marzy tylko o ostatniéj chwili rozstania. Chodząc, kogoś niby prowadzi za sobą; słyszymy słowa: Chodź tu za mną, Dowmuncie — w téj sali tak głucho! — Powtarza ostatnie wyrazy, jakie do siebie przemówili. „Aldono, tyś pobladła — Aldono, co tobie? — Nic, mój luby, bywaj zdrów na wieki. Śpiewa piosenki jak Ofelia.
Oto złotą osnową
Winie mi się wrzeciono,
A ja śpiewam dziecinie: —
Jeśli się nić uwinie,
Uwieńczona koroną
Będziesz kiedyś królową.
Jeśli się przerwie — pieśń ci zaśpiewam grobową.
Ale Dowmunt ocalał. Powraca i pyta ukochanéj jak przedtem: „Czy ty mię znasz, Aldono?“ Ale Aldona teraz już nie udaje; nie może udawać... Słowa jéj są prawdziwe, ale jakże okropne! „Tak, myśmy się znali we śnie. Tyle mi twarzy na świecie się śniło. Któż sny pamięta?“ Po téj melancholicznéj uwadze oddaje się wesołości, przesyconéj oddechem grobowym. „Ach, jak mi wesoło! — powiada. Idę do ślubu; wianek zawieszę na czoło“. Smutek, rozpacz — i zachwyt, szczęście następują po sobie kolejno. „Patrzaj! — mówi — oto poranek blade niebo złoci... i tak mi słabo, tak mi w oczach ciemno”. A w chwilę potém: „Cha, cha, ten śmiech mi łamie na ustach wyrazy i ból. Niech go uczuję głębiéj. Och, rozdziera — rozdziera mi wnętrzności... Już widmo ciemne myśli blednie, obumiera..” I wszystko przeszło...
W opisie strony psychicznéj Aldony, jako obłąkanéj, poszedł widocznie Słowacki za Szekspirem. Majaczenia z lat dziecinnych, z okresu gorącéj miłości; zamiłowanie w kwiatach, w piosnkach; wypowiadanie myśli dziwnych, po większéj części nie będących w związku z zapytaniem i okolicznościami zewnętrznemi — oto główne tło, na którém rysuje się kilka wybitniejszych szczegółów. Uznając taki sposób przedstawienia rzeczy za dosyć naturalny tj. odpowiadający duchowemu stanowi obłąkanych, zrobiłbym tylko jednę uwagę co do Aldony. Wiemy, że w ostatniéj chwili, oddzielającéj ją od pomieszania, żądała od Dowmunta róży z hełmu; Dowmunt spełnił jéj życzenie; ale kiedy już leżała w omdleniu, chciał ją wyrwać, „ażeby go nic nie przypominało“. Kwiat wprawdzie zerwał, ale łodyga w ręku Aldony została. Sądziłbym, że to ostatnie świadome wrażenie Aldony musiało silnie występować w czasie obłąkania. Poeta tego nie uwydatnił. O ile wiem, znajduje się jedna tylko wzmianka („Jeden kwiat polnéj róży i dużo rozmarynu“), i to w formie raczéj zwykłego przypomnienia sobie obrzędów weselnych, nie zaś osobistéj, a nader ważnéj pamiątki.