Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego/Anna
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego |
Podtytuł | Zarys literacki |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1886 |
Druk | Wł. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
I wszystko można odróżnić w téj ciszy
Słuchem anioła i myślą anioła!
Więcéj rzeczywistości uidealizowanéj przedstawia spółczesna a nawet wcześniejsza trochę podobno od Kseni — Anna w „Janie Bieleckim.“ Ale i jéj „cała postać powiewna i drżąca“ i jéj dusza „smutna,“ i to bez powodu. Poeta, chcąc jéj smutek i zamyślenie wyjaśnić, szuka analogii w świecie roślinnym: „Lilia wodna może przeczuć burze. Kwiat czuje — ona miała czucie kwiatu.“ Przeczucie jéj nie zawodzi. Miała zostać szczęśliwą żoną ukochanego Jana, śniła błogo — a po śnie został jéj płacz i — pierścionek. Szła do ślubu przystrojona wspaniale, stosownie do obyczajów wieku (XVI):
Ślubna jéj szata była w dwa kolory:
Błękitną barwą lśniąca jedna strona —
Bo takie było herbu męża pole;
A na mienionym jedwabiu lazurze
Lśnił się herb: srebrne księżyca półkole,
Gwiazda, nad gwiazdą hełm o strusiém piórze.
A druga strona sukni — szkarłatowa
I herb dziewicy, szyty na szkarłacie:
Srebrzyste strzemię i złota podkowa.
Wprawdzie zapłakana — ale to łzy szczęścia; drży dłoń — ale ze wzruszenia. Śnieżne jéj łono „westchnieniem odtrąca tę młodą różę, co wpółwychylona, aksamitnego dotknęła się łona...“ A potém? Potém dom spalony, a miejsce po nim zaorane i bolesna z mężem rozłąka i posępne suknie żałoby. Została pociecha w wierze. Widzimy tu obraz przypominający Maryą Malczewskiego; role tylko zmienione. Stary ojciec otwiera „świętych poważne żywoty“ — a Anna słucha... „Spokojność wiary zamienia rozpacz w uczucie tęsknoty, łzy w płacze nieszkodliwe.“
Coś automatycznego widzimy w Annie. Zawsze ona „blada, strasznie blada,“ ruchu prawie żadnego nie znać, dopiéro w chwili ostatniéj, kiedy krzyż z mogiły wyrywa i grób kopie. Zawsze załzawiona, często omdlewa. Na balu maskowym, posłyszawszy głos Tatara (Jana), „zadrżała, padła na głaz, jak nieżywa“ — w jego ręku „była jak martwa.“ Przyszedłszy do przytomności i zapytawszy: „Tyż to, mój luby? zdejm zawoje z głowy — niech zobaczę rysy twego czoła,“ omdlewa napowrót, gdy Bielecki zdjął turban muślinowy. Nie znamy rysów jéj twarzy, jéj oczu i włosów; kiedy poeta wspomina o włosach, mówi tylko o „słodkiéj ich woni“ i o ich długości: „rozwiany (włos) spływał aż do stóp Tatara“; kiedy wspomina o oczach, widzi tylko „suchą źrenicę i ogień gorączki.“ Chcąc wrócić do przytomności omdlałego podług jéj mniemania a umarłego już męża, rzuca nad „kwiaty wonnemi.“ Widząc jego milczenie, prosi go, żeby „odpowiedział łzami.“ — Słaba istota, chociaż anielsko miła, nie miała dawniéj odwagi postąpić na krok samodzielnie. Na propozycyą męża, żeby uchodzili: „Mój ojciec! — woła. — On cię przeklnie!“ — Dopiero po śmierci ukochanego, którego wszyscy opuścili, nawet ksiądz, co przed chwilą mówił o miłosierdziu boskiém „głębszém nad morza;“ — ona postanawia coś stanowczego: „Luby! nie zaśniesz na rozstajnéj drodze — sama w święconéj pochowam cię ziemi.“ Wysiłek ten kosztował jéj życie. Kiedy księżyc zapłoniony topił się we mgłach, dziewica blada na kamiennym progu cerkwi usnęła — zapewne usnęła na wieki...