Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego/Laura
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego |
Podtytuł | Zarys literacki |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1886 |
Druk | Wł. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jest-to wspomnienie pierwszéj miłości, z któréj się wyspowiadał poeta w „Godzinie myśli“. Powróciło ono późniéj, ale już zbladłe, ułamkowe, bo przedzielała je przestrzeń lat kilku. Kilka lat w życiu takiego człowieka jak Słowacki — to wiek cały. Uczucia przeróżne falowały w jego duszy po kilkakroć; wrażenia z jaskrawych stawały się szaremi; wyobrażenia z powikłanych i chaotycznych — jaśniejszemi. Poeta się zmienił. Ale pierwsze silniejsze uczucie zbyt wielką potęgę w sercach ludzkich posiada, ażeby zupełnie zniknąć mogło. Pierwszéj miłości zapomnieć niepodobna...
Laura była starszą, doświadczeńszą od młodego Kordyana. Nawet trochę szyderstwa ukazywało w niéj niekiedy swój żmijowy języczek. Ale tana w głębi téj duszy chochlik uczucia wyprawia swawolne swe figle. Umie pochlebiać, podoba się jéj poezya: „W imionniku wiersze znalazłam — powiada — poznałam rękę, pióro — o nie! raczéj duszę!“ Lubi się bawić w astrologię miłosną: „Któż z nas pierwszy zobaczy gwiazdę dobrze znaną?“ — a więc marzycielka jeszcze!... Wypytuje Kordyana jak siostra starsza, pobłażająca rojeniom kochanego braciszka: „Kordyan ma piękną przyszłość — cieszy go — talenta, zdolności“. Laura — jakby na wspomnienie swéj sławnéj imienniczki — kocha się w dawnych zwyczajach rycerskich: lubi słuchać śpiewu trubadura u nóg swoich. Ale i rozważna... zbyt wybuchowego zapału nie znosi. Daje Kordyanowi przestrogi: „Źle, jeśli się pan będzie marzeniem zapalał; — prawdziwie nie pojmuję, co mu jest; — więc pan mi przyrzeka, że będzie spokojniejszy?“ Ach! rozsądna kobieto! chciałabyś, żeby wulkan płynął cicho i spokojnie jak rzeczułka w końcu twéj wioski!.. Napróżno! musisz się cofnąć, musisz udać zagniewaną, odejść bez pożegnania, ażeby późniéj żałować słów swoich. Laura nie przemawia ani jednego szczerszego, ognistszego słowa do Kordyana, chociaż widziała rozpacz jego bezdenną, tylko może pojąć nie zdołała! Jednakże żal jéj, że się tak z nim rozstała. W późną noc czuwa jeszcze; budzi się w niéj zgryzota, nasłuchuje, czy Kordyan nie wraca. „Gdybym to dziecię płochém szyderstwem zabiła?“ — pyta się sama siebie z obawą: „dmucham w różę, co słońcem palona opada“. Zna więc stan duszy Kordyana; lubuje się w jego słowach, odczytuje powielokroć wiersz wpisany do jéj sztambucha; ale żadnych nad nim uwag nie robi. Czy poeta umyślnie tak postąpił? Chciałże przez to pokazać; że umysł Laury był zbyt płytki, ażeby się mógł zdobyć na jakąkolwiek ocenę myśli gienialnego dziecka?... Na Laurę działają więcéj wrażenia zewnętrzne: „Słyszę tętent — powiada — to Kordyan — więc okno otworzę”. Ale natychmiast myśl czulsza została zepchnięta na dno serca — występuje kobieta światowa: „Nie! — robi uwagę — możebym zazbytnią troskliwość wydała”. Jednakże bądź co bądź okno otwiera — w téj chwili kochała Kordyana — „Boże, wielki Boże! Koń przeleciał bez jeźdźca. Drżę cała”.
Jeżeli z tak szczupłych rysów można odgadnąć całość postaci z pewném prawdopodobieństwem odtworzenia rzeczywistości, to powiedziałbym, że Laura była kobietą zwyczajną, czułą, zbyt już starą, ażeby mogła sympatyzować z wybujałemi mrzonkami młodocianego umysłu, zbyt trzeźwą i pozytywną, ażeby podzielać jego bezzasadne rozpacze i melancholijne smutki. Pochlebiało to jéj próżności, że chłopiec zdolny, poeta, poczuł dla niéj głębokie uczucie, że jego radość i boleść miała w skinieniu swego dziewiczego czoła... Wstyd przecież było przyznać się jéj głośno do miłości dla dzieciaka... Czuła była czułością kwiatu — woli nie posiadała.