Komedya omyłek (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt piąty
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Komedya omyłek |
Rozdział | Akt piąty |
Pochodzenie | Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom X |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1895 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Leon Ulrich |
Tytuł orygin. | The Comedy of Errors |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Angelo. Żałuję, panie, żem spóźnił twój odjazd;
Ale przysięgam, dałem mu łańcuszek,
Choć nieuczciwie wszystkiemu zaprzecza.
2 Kupiec. Jaki jest jego kredyt na tej giełdzie?
Angelo. W wielkiem był dotąd u nas poważaniu,
Nie ustępował żadnemu kupcowi
W ludzkiej przyjaźni, w kredycie bez granic;
Na jego słowo dałbym mój majątek.
2 Kupiec. Cicho! bo widzę, że się do nas zbliża.
Angelo. Widzę, że włożył na szyję łańcuszek,
Choć przysiągł, że go na oczy nie widział.
Bądź moim świadkiem, bo chcę z nim pogadać.
Dziwię się bardzo, mości Antyfolu,
Żeś mi ten kłopot, wstyd ten chciał wyrządzić,
A nie bez krzywdy dla samego siebie
Przysięgąś stwierdził, żem ci nigdy nie dał
Łańcuszka, który widzę na twej szyi.
Prócz wstydu dla mnie, skargi i więzienia,
Skrzywdziłeś także mego przyjaciela,
Który z Efezu nie mógł dziś wypłynąć,
Bo go nasz proces zostać tu przymusił.
Czy jeszcze przeczysz, że wziąłeś łańcuszek?
Ant. z Syr. Wziąłem, i nigdy przeczyć nie myślałem.
2 Kupiec. Nie tylkoś przeczył, lecz krzywoprzysiągłeś.
Ant. z Syr. Kto i gdzie słyszał me krzywoprzysięstwo?
2 Kupiec. Ja na me własne słyszałem je uszy.
Wstydź się, nędzniku! Nie wiem, jak masz czoło
W kole uczciwych ludzi się pokazać.
Ant. z Syr. Podlec, kto taki zarzut śmie mi robić!
Szablą ci mego honoru dowiodę,
Jeśli natychmiast słów tych nie odwołasz.
2 Kupiec. A ja krwią twoją, twoją podłość stwierdzę.
Adryana. Stój! stój! co robisz? Chcesz się bić z waryatem?
Przez litość, błagam, odbierzcie mu szablę,
Zwiążcie go z sługą tak, jak on szalonym,
I do mojego poprowadźcie domu.
Drom. z S. Przez Boga, panie, uciekaj co prędzej
W mury opactwa tego, lub zginiemy.
Ksieni. Cicho! Co znaczą tłumy te przed bramą?
Adryana. Obłąkanego domagam się męża;
Wpuść mnie i pozwól, byśmy go związali,
I na kuracyę ponieśli do domu.
Angelo. Ani wątpiłem, że on rozum stracił.
2 Kupiec. Żałuję teraz, że się bić z nim chciałem.
Ksieni. Od jakże dawna obłąkania dostał?
Adryana. Już od tygodnia skwaśniał i ociężał,
W całkiem innego zmienił się człowieka,
Lecz po południu dzisiaj po raz pierwszy
Wyraźne skutki szaleństwa objawił.
Ksieni. Czy jakie ciężkie spotkały go straty?
Czy przyjaciela drogiego pochował?
Lub serce w miłość uwikłał występną?
Grzech, na nieszczęście, nierzadki w młodzieży,
Dającej zbytnią oczom swoim wolność.
Jaka z tych przyczyn rozum mu odjęła?
Adryana. Żadna z tych przyczyn, jeśli nie ostatnia,
Jeśli go miłość nie wygnała z domu.
Ksieni. Nie należało wyrzutów mu szczędzić.
Adryana. Miał ich dostatkiem.
Ksieni. Lecz nie dość surowych.
Adryana. O ile skromność moja pozwalała.
Ksieni. Może sam na sam?
Adryana. W domu i publicznie.
Ksieni. Lecz nie dość często?
Adryana. Nie, matko, wyrzuty
Były jedyną rozmów naszych treścią.
W łóżku wyrzuty sen mu odbierały,
Przy stole jeść mu nie dały wyrzuty;
Sam na sam o tem jedynie mówiłam,
A między ludźmi przymówek nie brakło,
Że złym był dla mnie i występnym mężem.
Ksieni. I to mu właśnie odebrało rozum.
Zjadliwe krzyki zazdrosnej kobiety
Gorszą trucizną, niż psów wściekłych zęby.
Co w tem dziwnego, że długa bezsenność
Nakoniec rozum w głowie mu zmąciła?
Zaprawą potraw były twe łajania;
Niestrawność rodzi uczta niespokojna,
Gorączka idzie w parze z niestrawnością,
A paroksyzmem gorączki jest wściekłość.
Krzykami wszelką trułaś mu rozrywkę;
Cóż w tem dziwnego, że przez brak rozrywki
Duszę osiadła czarna melancholia,
Rodzona siostra ponurej rozpaczy,
A za jej śladem bladych chorób banda,
Wiecznych ludzkiego życia nieprzyjaciół?
Niepokojeni w śnie, uczcie, zabawie,
Szaleją ludzie, szaleją zwierzęta;
Twoja więc zazdrość i twoje gderanie
Zrodziły jego zmysłów pomieszanie.
Lucyana. Jego wściekłości szalone wybuchy
Tylko łagodnem odpierała słowem.
Czemu w milczeniu wyrzuty jej znosisz?
Adryana. Zbudziła we mnie robaka zgryzoty.
O, dobrzy ludzie, oddajcie mi męża!
Ksieni. Nikt nie ma prawa progów mych przestąpić.
Adryana. Każ go więc twoim sługom przyprowadzić.
Ksieni. Nie, w świętych murach tych schronienia szukał,
Te święte mury opieką mu będą,
Aż mu starania moje rozum wrócą,
Lub uznam marność wszystkich mych zachodów.
Adryana. Pomnij, że dobrej żony powinnością
Czuwać przy łożu cierpiącego męża
Nie chcę zastępców w świętej powinności;
Pozwól więc, niech go do domu zabiorę.
Ksieni. Próżne błagania; bram tych nie opuści,
Aż doświadczonych środków mych użyję —
Zbawiennych lekarstw, syropów i modlitw —
Aby go znowu na człowieka zmienić.
Do tego moja wiąże mnie przysięga,
Wiążą ustawy mojego zakonu.
Odejdź więc z Bogiem, a zostaw go ze mną.
Adryana. Nie, nie, od twoich nie odstąpię progów,
Boć się to z twoją nie zgadza świętością
Chcieć gwałtem żonę i męża rozdzielić.
Ksieni. Odejdź w pokoju; twój mąż tu zostanie (wychodzi).
Lucyana. Zanieś do księcia skargę na te gwałty.
Adryana. Tak jest, pobiegnę do nóg mu się rzucić,
Nie wstanę, póki łzy moje i prośby
Nie otrzymają, aby sam tu przybył,
I męża mego z rąk tej ksieni wydarł.
2 Kupiec. Kompas, jak myślę, już wskazuje piątą,
Właśnie godzinę, o której sam książę,
Aby się udać na dolinę smutku,
Musi przechodzić koło bram opactwa,
Bo groźne miejsce krwawych egzekucyi
Leży za rowem klasztornego muru.
Angelo. Co go prowadzi w to siedlisko płaczu?
2 Kupiec. Sam chce być świadkiem publicznego ścięcia
Biednego kupca syrakuzańskiego,
Do tej przystani wpędzonego burzą,
A skazanego na śmierć naszem prawem.
Angelo. Już idą. My też będziemy świadkami.
Lucyana. Klęknij, nim książę wyminie opactwo.
Książę. Raz jeszcze jeden ogłoś uroczyście,
Że go od wszelkiej uwalniamy kary,
Byle kto sumę za niego zapłacił.
Adryana. Sprawiedliwości, książę, przeciw ksieni!
Książę. Jest to cnotliwa, dostojna matrona,
Niezdolna żadnej krzywdy ci wyrządzić.
Adryana. Książę i panie, mąż mój, Antyfolus,
Któremu siebie i mienie me całe
Oddałam, twoim powolna rozkazom,
W tym dniu nieszczęścia rozum nagle stracił,
Jak opętany wypadł na ulicę,
A z nim niewolnik tak jak on szalony,
Napadał domy spokojnych mieszkańców,
Zabierał perły, pierścienie, klejnoty,
I wszystko, co mu podobać się mogło;
Aż mi się przecie udało go związać,
Do mego domu pod strażą wyprawić.
Ale gdym poszła zaspokoić ludzi,
Których pokrzywdził w dzikim paroksyzmie,
Nie wiem jak, umknął z rąk swoich strażników,
I w towarzystwie szalonego sługi
Wpadł na nas z mieczem, ścigał bez litości,
Aż przerażony tłumem dobrych ludzi,
Chętnych nam pomódz związać go na nowo,
Schronił się nagle w te klasztorne mury.
Na rozkaz ksieni zamknięto nam bramy,
I ani sama oddać mi go nie chce
Ni chce mnie wpuścić, abym go zabrała.
Rozkaż jej, książę, niech mi wróci męża,
Bym mu potrzebne mogła dać staranie.
Książę. Mąż twój w mych wojnach uczciwie mi służył,
Gdyś go zrobiła panem twego łoża,
Jam ci zaręczył mem książęcem słowem,
Że nigdy z łaski mej go nie wypuszczę.
Niech więc kto w bramy klasztoru zapuka,
Przywoła ksienię, bo nim się oddalę,
Chcę osobiście sprawę tę załatwić. (Wbiega Sługa).
Sługa. O pani, pani, uciekaj co prędzej!
Pan mój z swym sługą poszarpali więzy,
Wszystkie kolejno dziewki wychłostali,
W własne postronki związali doktora,
Pod jego brodę ogień podłożyli,
A ile razy buchnęła płomieniem,
Lali na niego cebry mętnej wody;
Tymczasem pan nasz cierpliwość mu radzi,
Dromio mu strzyże głowę jak waryatom,
I jeśli śpiesznie pomoc nie przybędzie,
We dwóch gotowi zabić czarownika.
Adryana. Twój pan z swym sługą skrył się w tym klasztorze,
A twoja powieść wierutnem jest kłamstwem.
Sługa. Na moje życie, czystą prawdę mówię;
Przed chwilą świadkiem sam wszystkiego byłem.
Pyta, gdzie jesteś, i wściekły, przysięga,
Że ogniem piękną twarz twoją oszpeci.
Ha, już go słyszę, o pani, uciekaj!
Książę. Nie, nie, stań przy mnie; niczego się nie bój.
Za broń, żołnierze!
Adryana. To mąż mój! O Boże!
Rodząc się, przyniósł dar niewidzialności,
Bo do klasztoru pod mojem wbiegł okiem,
A tam jest teraz. Cuda niepojęte!
Ant. z Ef. Wymierz mi, książę, wymierz sprawiedliwość,
Na moją długą racz pamiętać służbę,
Na ciężkie rany, którem w boju odniósł,
Piersią mą twoje ciało zasłaniając;
Za krew wylaną z tobą i za ciebie,
Wymierz mi teraz, wymierz sprawiedliwość!
Egeon. Lub to jest syn mój i jego niewolnik,
Lub śmierci bojaźń odjęła mi rozum.
Ant. z Ef. Bądź sędzią moim przeciw tej kobiecie,
Którą z twej ręki dostałem za żonę,
A która honor mój dziś pokrzywdziła
Prawie nad ludzką możność i nad wiarę,
Bo wyobraźnię krzywda ta przechodzi,
Którą bezwstydnie dziś mi wyrządziła.
Książę. Opowiedz skargę, licz na sprawiedliwość.
Ant. z Ef. Dziś mi własnego domu drzwi zamknęła,
Z rozpustnikami ucztując bezwstydnie.
Książę. Ciężki występek! Kobieto, wyznajesz?
Adryana. Nie, dobry książę, ze mną i mą siostrą
Dziś obiadował, a jeżeli kłamię,
Niech dla mej duszy Bóg nie ma litości!
Lucyana. Niech w nocy nie śpię, niech nie widzę we dnie,
Jeśli jej słowa czystą nie są prawdą.
Angelo. Obie niewiasty krzywo przy sięgają,
Obłąkanego skargę ja poświadczam.
Ant. z Ef. Co mówię, książę, to mówię z rozwagą;
Ni zbytek wina myśli mi odurzył,
Ni gniew pomącił, chociaż ich bezczelność
Mogłaby mędrszym niż ja odjąć rozum.
Drzwi mi zamknięto w godzinę obiadu;
Złotnik ten, gdyby nie był z nią w przymierzu,
Mógłby to stwierdzić, bo był razem ze mną;
Gdy nas opuścił, poszedł po łańcuszek,
Który miał z sobą przynieść pod Jeżowca,
Gdziem z Baltazarem wspólnie obiadował;
Lecz nie dotrzymał słowa. Po obiedzie,
Idąc ulicą, spotkałem go trafem,
Jak w towarzystwie szedł tego szlachcica.
Tam złotnik stwierdził fałszywą przysięgą,
Żem dziś od niego łańcuszek odebrał,
Choć, Bóg mi świadkiem, nigdym go nie widział;
Za dług zmyślony uwięzić mnie kazał:
Byłem posłuszny, ale zaraz sługę
Po rulon złota wysłałem do domu;
Gdy go nie przyniósł, prosiłem sierżanta,
By ze mną poszedł do mego mieszkania.
W drodze spotkałem żonę mą i siostrę
W krzykliwym tłumie ulicznej gawiedzi,
Z nią doktor Szczypak, łotr z wywiędłą twarzą,
Prawdziwy szkielet, kuglarz obszarpany,
Zgłodniały prorok, czysty trup chodzący.
Łotr się ten podjął roli czarownika,
Patrzał mi w oczy i pulsu mi macał,
I śmiał bezczelnie żonie mej powiedzieć,
Ze niewątpliwie dyabeł mnie opętał.
Więc zaraz gawiedź rzuciła się na mnie,
I związanego niosła jak barana,
W wilgotnym lochu z sługą mnie zamknęła.
Wkońcu zębami więzy me rozgryzłem,
I wolny, książę, do nóg twych się rzucam,
A sprawiedliwej domagam się kary
Za ciężkie krzywdy i gwałt niesłychany.
Angelo. O tyle mogę zaświadczyć, że w domu
Nie obiadował, że mu drzwi zamknięto.
Książę. A czy łańcuszek z twoich rąk odebrał?
Angelo. Odebrał, książę. Nim wpadł do klasztoru,
Wszyscy na jego widzieli go szyi.
2 Kupiec. I ja przysięgam, żem na własne uszy
Słyszał, jak sam się do tego przyznałeś,
Czego się przody wyparłeś na rynku.
Słowo za słowo, dobyliśmy szabel;
Po pierwszem starciu wbiegłeś do klasztoru,
Skąd, jak przypuszczam, cudem się wyrwałeś.
Ant. z Ef. W tych murach moja nie postała noga,
Nigdy się z tobą na szable nie ściąłem,
I nie widziałem łańcuszka, jak żyję,
A skargi wasze, to kłamstwo i potwarz.
Książę. Jak dziwny proces i jak zawikłany!
Wszyscyście, widzę, z kubka Cyrcy pili.
Byłby tam jeszcze, gdyby się tam schronił,
A z krwią tak zimną nie mówiłby do mnie,
Gdyby był waryat. (Do Adr.) Ty mówisz, że z tobą
Dziś obiadował, złotnik temu przeczy.
(Do Drom.) A ty, co mówisz?
Drom. z Ef. Pan mój obiadował
Z tą jejmościanką w domu pod Jeżowcem.
Kortez. To prawda, książę, pierścień mi ten zabrał.
Ant. z Ef. Nie przeczę; pierścień ten z palca jej zdjąłem.
Książę. Czy go widziałaś, jak wbiegł do opactwa?
Kortez. Widziałam, książę, tak jak ciebie widzę.
Książę. Rzecz niepojęta! Przywołajcie ksienię.
Wszyscy waryaci lub zaczarowani. (Wychodzi Sługa).
Egeon. Pozwól mi, książę, kilka słów powiedzieć;
Może na szczęście widzę przyjaciela,
Który od śmierci głowę mą wykupi.
Książę. Mów, co chcecz, śmiało, Syrakuzańczyku.
Egeon. Czy imię twoje nie jest Antyfolus?
A niewolnika sługi twego, Dromio?
Drom. z Ef. Godzina temu, byłem niewolnikiem,
Lecz Bóg mu zapłać! rozgryzł moje pęta,
I jestem teraz Dromio wyzwolony.
Egeon. Czyli mnie sobie nie przypominacie?
Drom. z Ef. Wyznaję, panie, że patrząc na ciebie,
Przypominamy sobie samych siebie;
Bo jak ty teraz byliśmy związani.
Czy i ty jesteś Szczypaka pacyentem?
Egeon. Czemuż tak na mnie wytrzeszczasz źrenice?
Wszak znasz mnie dobrze.
Ant. z Ef. Nigdym cię nie widział.
Egeon. O, ciężko, ciężko, zmieniły mnie smutki!
Okrutna czasu ręka na mej twarzy
Wszystkie przeszłości zamazała rysy!
Czyli choć głosu mego nie poznajesz?
Ant. z Ef. Nie.
Egeon. Ni ty, Dromio?
Drom. z Ef. Ani ja, na honor.
Egeon. To być nie może.
Drom. z Ef. To być nie może, panie? a ja jestem pewny, że to jest, a skoro kto przeczy, ty, jako związany, jesteś obowiązany mu wierzyć.
Egeon. Mój głos mu obcy! O, czasie okrutny,
Czyliż w niedługim siedmiu lat przeciągu
Tak dźwięki mego stłumiłeś języka,
Że syn mój własny nie może rozpoznać
Cichego tonu mej ciężkiej boleści?
Choć zima, wszystkie soki ścinająca,
Twarzy mej marszczki śniegiem przypruszyła,
Choć krew gorąca w mych żyłach ostygła,
W żywota nocy została mi pamięć,
Gasnącej lampie płomyk jeszcze został,
Ucho, choć twarde, chwyta jeszcze dźwięki;
Wszystkie te stare dowodzą mi świadki,
Że jesteś moim synem Antyfolem.
Ant. z Ef. Ja ojca mego w życiu nie widziałem.
Egeon. Czy zapomniałeś, że mnie, siedm lat temu
W syrakuzańskim porcie pożegnałeś?
Może się wstydzisz ojca poznać w nędzy?
Ant. z Ef. Książę i moi wszyscy tu znajomi
Mogą zaświadczyć, że nigdy ma noga
W syrakuzańskich nie postała murach.
Książę. I ja poświadczam, że od lat dwudziestu
Jak Antyfolus mym wiernym jest sługą,
Ni razu twego nie odwiedził miasta.
Wiek i cierpienia rozum ci zmąciły.
Ksieni. Człowiek ten, książę, ciężkiej doznał krzywdy.
Adryana. Dwóch mężów widzę, lub mnie oczy mylą.
Książę. Jeden być musi drugiego geniuszem;
I ci podobnie. Kto zgadnąć potrafi,
Który z nich duchem, który jest człowiekiem
Ze krwi i ciała?
Drom. z S. Ja prawdziwy Dromio,
To oszukaniec; wypędź go stąd, panie.
Drom. z Ef. Zostaw mnie, panie; ja prawdziwy Dromio.
Ant. z Syr. Czy to Egeon, czy tylko duch jego?
Drom. z S. O, stary panie, kto ci więzy włożył?
Ksieni. Kto bądź je włożył, ja mu je rozwiążę,
A męża znajdę w moim wyzwoleńcu.
Powiedz mi tylko, stary Egeonie,
Czy żona twoja, nazwiskiem Emilia,
Dwóch pięknych synów zrobiła cię ojcem?
O, powiedz! Jeśliś jest tym Egeonem,
Ja ci odpowiem, żem jest tą Emilią.
Egeon. Jeśli nie marzę, to moja Emilia!
Jeśli nią jesteś, powiedz, gdzie jest dziecię,
W tym dniu fatalnym z tobą uniesione?
Ksieni. Mnie, syna, Dromia, ludzie z Epidamnus
Uratowali w strasznym dniu rozbicia.
Niedługo potem, rybacy z Koryntu
Syna i Dromia wydarli im gwałtem,
Ja w Epidamnus zostałam samotna.
Odtąd do dzisiaj nie słyszałam o nich;
Mnie zaś, jak widzisz, tu przygnały losy.
Książę. To jego ranną wyświeca mi powieść —
Dwóch Antyfolów tak sobie podobnych, —
Dwóch Dromiów jakby dwie wody kropelki, —
Burza — rozbicie — ratunek na morzu —
Tak jest, to synów tych dwóch są rodzice;
Przypadek tu ich połączył nakoniec.
Wszak do Efezu przybyłeś z Koryntu?
Ant. z Syr. Nie, książę, jam tu przybył z Syrakuzy.
Książę. Stań tam, bo nie wiem, który z was jest który.
Ant. z Ef. To ja z Koryntu przybyłem tu, książę.
Drom. z Ef. A ja z mym panem.
Ant. z Ef. Przed twoje oblicze
Książę Menafon, wsławiony wojownik,
A stryj twój, panie, wprowadzić mnie raczył.
Adryana. A ze mną któryż z was dziś obiadował?
Ant. z Syr. Ja, pani.
Adryana. Jakto, czyś nie jest mym mężem?
Ant. z Ef. Nie jest, przysięgam.
Ant. z Syr. Ja stwierdzam przysięgę,
Choć mi ten dałaś tytuł, choć twa siostra,
Ta piękna pani, bratem mnie nazwała.
Com ci się wtedy powiedzieć odważył,
Dotrzymam święcie, jeśli Bóg pozwoli,
Jeśli snem nie jest, co słyszę i widzę.
Angelo. To jest łańcuszek, który ci wręczyłem.
Ant. z Syr. I ja tak myślę i wcale nie przeczę.
Ant. z Ef. A za łańcuszek ten mnie uwięziłeś.
Angelo. Tak mi się zdaje i trudno zaprzeczyć.
Adryana. Ja na twój wykup posłałam pieniądze,
Których ten hultaj Dromio ci nie oddał.
Drom. z Ef. Przeze mnie, pani, grosza nie posłałaś.
Ant. z Syr. To ja dukatów rulon odebrałem.
Sługa mój Dromio przyniósł je od ciebie.
Każdy z nas sługę drugiego spotykał,
Ciągle uchodził jeden za drugiego.
To było wszystkich omyłek przyczyną.
Ant. z Ef. Na wykup ojca składam te dukaty.
Książę. Nie trzeba tego, — ojciec twój jest wolny.
Kortez. Ale dyament mój oddać mi musisz.
Ant. z Ef. Weź i me dzięki za wyborny obiad.
Ksieni. Racz do mej prośby przychylić się, książę,
W moim klasztorze zatrzymać się chwilę,
I losów naszych wysłuchać powieści.
A wy, przed bramą opactwa zebrani,
Jeśli z was który krzywdy jakiej doznał
Przez zawikłane dnia tego omyłki,
Niech razem z nami progi te przestąpi,
A sprawiedliwą znajdzie tam nagrodę.
Po lat dwudziestu i pięciu boleściach
Dziś was dopiero rodzę, drogie dzieci.
Książę, mój mężu, wy moi synowie,
Wy ich urodzin pewne kalendarze,
Raczcie tam ze mną radość mą podzielić,
Po długich smutkach szczęsne urodziny.
Książę. Przyjmuję chętnie twoje zaprosiny.
Drom. z S. Czy mam z okrętu odebrać bagaże?
Ant. z Ef. Jakie bagaże poniosłeś na okręt?
Drom. z S. Twoje bagaże, panie, z pod Centaura.
Ant. z Syr. Do mnie on mówi; ja panem twym, Dromio.
Chodź ze mną, później zajmiem się tą sprawą.
Uściskaj brata, ciesz się, żeś go znalazł.
Drom. z S. Tłusty przyjaciel w domu twego pana
Dziś mnie za ciebie wspaniale traktował;
Odtąd to siostra moja a nie żona.
Drom. z Ef. Zdasz mi się mojem zwierciadłem, nie bratem,
I z ciebie wnoszę, że mam piękny buziak.
Czy chcesz zobaczyć, jak tam stoi uczta?
Drom. z S. Zrobię, co każesz, boś starszym jest bratem.
Drom. z Ef. Jest to pytanie; jakże je rozwiązać?
Drom. z S. Pociągnijmy węzełki o starszeństwo; tymczasem bądź moim przewodnikiem i prowadź mnie na ucztę.
Drom. z Ef. Wyszliśmy razem na świat, jak bliźnięta,
Idźmyż jak bracia, a nie jak gąsięta. (Wychodzą).