Komedya omyłek (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt trzeci

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Komedya omyłek
Rozdział Akt trzeci
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom X
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Tytuł orygin. The Comedy of Errors
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT TRZECI.
SCENA I.
Plac publiczny w Efezie.
(Wchodzą: Antyfolus z Efezu, Dromio z Efezu, Angelo i Baltazar).

Ant. z Ef.  Dobry Angelo, musisz mi przebaczyć;
Cierpką mam żonę, gdy się trochę spóźnię;
Powiedz, żem w twoim zabawił się sklepie,
By się przypatrzeć robocie łańcuszka,
Który przyniesiesz jutro bez ochyby.
Lecz patrz, ten hultaj bezczelnie powtarza,
Żem go na rynku spotkał i wyczubił,
Żądałem zwrotu tysiąca dukatów,
A własnej żony i domum się wyparł.
Powiedz, pijaku, jaki miałeś zamiar?
Drom. z Ef.  Co wiem, wiem dobrze. Gadaj, co chcesz, panie,
Znaki twej ręki mam na pokazanie;
Pergaminową gdyby grzbiet był skórą,
A z twoich palców zrobiło się pióro,
Z własnego pisma mógłbyś się dowiedzieć,
Jaki mój zamiar, co chciałem powiedzieć.
Ant. z Ef.  Chciałeś powiedzieć, żeś dziś osłem został.
Drom. z Ef.  Tak wnoszę z tuzów, którem dzisiaj dostał.
Lecz osieł wierzga pod batoga cięciem,
Strzeż się więc, panie, przed osła wierzgnięciem.
Ant. z Ef.  (do Balt.). Jakąś tęsknotę z twego widać czoła;
Może ją obiad mój rozpędzić zdoła;
Przynajmniej dobrej woli nam nie braknie.

Baltazar.  Jej, nie przysmaków dusza moja łaknie.
Ant. z Ef.  Lecz dobra wola dana na śniadanie
Za kawał dobrej pieczeni nie stanie.
Baltazar.  Lada gbur może pieczeń nam zastawić.
Ant. z Ef.  A lada fircyk piękne słowa prawić.
Baltazar.  Mało półmisków, a dobrych słów wiele,
To mi jest bankiet, to mi jest wesele.
Ant. z Ef.  Dla skromnych gości, skąpych gospodarzy.
Lecz przyjmij chętnie, co nam Pan Bóg zdarzy.
Lepszy traktament w każdym znajdziesz domu,
Lecz sercem nie dam ubiedz się nikomu. —
Co? Drzwi zamknięte? Ruszaj do jejmości,
Każ nam otworzyć i zapowiedz gości.
Drom. z Ef.  Hej. Małgorzato, Zosiu, Baski, Kasiu,
Cesiu, Ulisiu, Brygito, Joasiu!
Drom. z S.  (za sceną). Koniu, kapłonie, dardanelski ośle,
Głupi fircyku i baranie pośle,
Czy oszalałeś tyle dziewek wołać,
Gdy z jedną człeku trudno jest podołać?
Drom. z Ef.  Cóż to za nowy hultaj drzwi tu strzeże?
Otwórz, bo pana niecierpliwość bierze.
Drom. z S.  Tam, skąd tu przyszedł, wrócić sobie może,
Bo zakatarzyć gotów się na dworze.
Ant. z Ef.  Otwórz, hultaju, jeśli nie chcesz biedy.
Drom. z S.  Powiedz dlaczego? a powiem ci, kiedy.
Ant. z Ef.  Dlaczego? Głodni my na obiad przyszli.
Drom. z S.  Przyjdź inną razą, dzisiaj ani myśli.
Ant. z Ef.  Co za zuchwalec śmie mi tu bez sromu
Przed własnym panem drzwi zamykać domu?
Drom. z S.  Zowię się Dromio, a dekretem nowym
Jestem odźwiernym tutaj tymczasowym.
Drom. z Ef.  Godność i imię skradł mi łotr wierutny:
Imię me sławne, a urząd dość smutny.
A gdybyś tylko Dromiem był dziś zrana,
Twojebyś imię dał za wiązkę siana.
Łucya  (za sceną). Co za pijaki sieją w mieście trwogę?
Drom. z Ef.  Pan wraca, Łucyo, otwórz!
Łucya.  Nie, nie mogę.

Zbyt już jest późno.
Drom. z Ef.  Śmiech mnie bierze pusty.
Na honor, to są czyste mięsopusty.
Przecież, kto stuka, drzwi mu otwierają.
Łucya.  Nieproszonego kijem wypraszają.
Drom. z S.   Łucyą się zowiesz? Luciu, życzę zdrowia,
A nie daj łotrom zbić się na przysłowia.
Ant. z Syr.  Słyszysz, kochanciu, duszko, otwórz wrota!
Łucya.  Co wy za jedni?
Drom. z S.  Strzeż się, to gołota!
Drom. z Ef.  Nie chcesz? Bum! Bramę wysadzę ze złości.
Ant. z Ef.  Otwórz, hultaju!
Łucya.  Dla czyjej miłości?
Drom. z Ef.  Szturmujmy, panie!
Łucya.  Przyprowadźcie działa.
Ant. z Ef.  Niewczesnych żartów będziesz żałowała,
Jeśli mi przyjdzie drzwi wysadzić siłą.
Łucya.  Jakby w Efezie żandarmów nie było.
Adryana.  (za sceną). Co tam za wrzaski słyszę na ulicy?
Drom. z S.  Jacy pijani pewno czeladnicy.
Ant. z Ef.  Czy to ty, żono? Przecie! Bogu chwała!
Adryana.  Żono? Umykaj, póki skóra cała!
Drom. z Ef.  Jeśli weźmiemy szturmem cytadelę,
Komu się skrupi, załodze się zmiele.
Angelo.  Nie widzę uczty, a przyjęcia mało,
Przecieby jedno lub drugie się zdało.
Baltazar.  Które z nich lepsze, spór toczył się długi;
Lecz bez jednego wrócim i bez drugiej.
Drom. z Ef.  Czas wprosić, panie, bo gościom już nudno.
Ant. z Ef.  Wiatr dmie od lądu i wpłynąć nam trudno.
Drom. z Ef.  Podziękuj Bogu, żeś w ciepłej kapocie,
Bo w zęby dzwonić i dreptać po błocie,
Kiedy na stole ciepła zupa czeka,
To o szaleństwo przyprawi człowieka.
Ant. z Ef.  Przynieś mi lewar; strzaskam drzwi ze złości.
Drom. z S.  Nim ty drzwi strzaskasz, ja strzaskam ci kości.
Ant. z Ef.  Tuby cierpliwość utracił i święty;
Otwórz natychmiast, hultaju przeklęty!

Drom. z S.  Wprzód mi pokazać będziecie musieli
Ptaka bez pierza i rybę bez skrzeli.
Ant. z Ef.  Za rybę bez skrzel, za ptaka bez pierzy,
Baran bez wełny wkrótce was uderzy.
Ruszaj po lewar! dość już słów bez celu.
Baltazar.  Cierpliwość! nie rób tego przyjacielu,
Bo sam na własny nastawałbyś honor,
I sam na czyste żony twojej imię
Rzuciłbyś szpetną plamę podejrzenia.
Pomnij, od dawna znasz twej żony mądrość,
Jej cnoty, lata, skromność doświadczoną,
Policz więc wszystko na karb tajnych przyczyn;
Nie wątpię, że ci wkrótce wytłómaczy,
Dlaczego dom twój przed tobą zamknięty.
Słuchaj mej rady, oddal się cierpliwie,
Chodź pod Tygrysa ze mną obiadować.
Sam tu powrócisz o późnym wieczorze,
Spytasz o powód dziwnej awantury.
Gdybyś chciał we dnie pod okiem gawiedzi
Drzwi wyłamywać, pomyśl, jak zjadliwe
Krok twój u ludzi komentarze znajdzie;
Sam, mimowolnie, rzucisz podejrzenie
Na twego domu honor dotąd czysty,
A czarna potwarz raz puszczona w obieg,
Po twojej śmierci na grób twój upadnie:
Potwarz dziedzictwem zlewa się na dzieci,
Nie puszcza domu, który raz oszpeci.
Ant. z Ef.  Wygrałeś sprawę; odchodzę spokojnie,
Choć nie wesoły, bawić się zamierzam.
Znam ja tu w mieście świegotliwą dziewkę,
Piękną, dowcipną, wesołą a wdzięczną.
Do niej na obiad prowadzić was myślę.
Nieraz mi żona, bez żadnych powodów
Za tę znajomość sceny wyprawiała.
Do niej was proszę. Idź wprzódy do domu,
Zabierz łańcuszek już pewno skończony,
I pod Jeżowca bez zwłoki go przynieś,
Tam jej mieszkanie; naszej gospodyni,

Na złość mej żonie, prezent ten przeznaczam.
Z własnego domu jak złodziej wygnany
Może skuteczniej zastukam gdzieindziej.
Angelo.  Wrócę za jaką godzinę z robotą.
Ant. z Ef.  Żart to kosztowny, ale mniejsza o to.

(Wychodzą).
SCENA II.
Publiczny plac w Efezie.
(Wchodzą: Lucyana i Antyfolus z Syrakuzy).

Lucyana.  Mógłżeś tak zabyć męża powinności?
O, Antyfolu, chceszże nierozumny,
W miłości wiośnie warzyć kwiat miłości,
Wpół zbudowane burzyć jej kolumny?
Jeśli pojąłeś dla pieniędzy żonę,
Za jej pieniądze daj uczuć pozory;
Jeśli twe serce w inną leci stronę,
Choć tajemnicą osłoń twe amory.
Niechaj twój język zdrad twych nie powiada,
Niechaj ich twoje nie głoszą spojrzenia,
Niechaj choć cnoty szatę nosi zdrada,
Cukrowe słowa i tkliwe westchnienia,
Miej twarz uczciwą przy występnej duszy,
Świętości płaszczem szpetność grzechu odziej,
Nieużytecznych oszczędź jej katuszy:
Kiedyż się chełpił z swej kradzieży złodziej?
Dwa razy grzeszy mąż, co wiarę łamie,
A grzech objawia przez oko i słowo;
Obłuda niechaj choć uczciwość kłamie,
A złą złych czynów nie podwaja mową.
Z łatwowierności ulepiona cała,
Cieszy się żona miłości pozorem;
Daj rękę innej, byle rękaw miała.
Biegnie posłuszna wskazanym jej torem.
Dobry mój bracie, postępuj inaczej,
Twe kłamstwo czułe niech łzy jej osuszy,

A kłamstwu temu łatwo Bóg przebaczy,
Co jest pociechą bolejącej duszy.
Ant. z Syr.  Nie wiem, kto jesteś, aniele uroczy,
Chociaż ty cudem moje wiesz nazwisko,
Lecz takim ogniem twe goreją oczy,
Ze widzę w tobie nadziemskie zjawisko.
Powiedz, co mówić, co myśleć mi trzeba,
Duszy owitej w czarne ziemi cienie,
Piękny aniele, przysłany mi z nieba,
Wytłómacz tajne słów twoich znaczenie.
Czemu chcesz myśli mych szczerość zacienić?
Czemu na kłamstwa popchnąć mnie bezdroże?
Jesteś boginią? Pragniesz mnie przemienić?
Powiedz, twej woli ulegnę w pokorze.
Lecz, póki sobą czuję się sam w sobie,
Wiecznie i wiecznie powtarzać ci muszę,
Że niczem dla mnie twa siostra w żałobie,
Ze wszystko ciągnie do ciebie mą duszę.
Czemu, Syreno, w łez siostry twej tonie
Chcą mnie zanurzyć twych pieśni pieszczoty?
Śpiewaj dla siebie; za tobą pogonię;
Na srebrnych falach złote rozwiń sploty,
Z radością pójdę w takiem szukać morzu
Szczęśliwej śmierci na czystem twem łonie,
Bo wiecznem życiem śmierć na takiem łożu:
Miłość ma, jeśli lekka, niech utonie.
Lucyana.  Czy oszalałeś? Co to wszystko znaczy?
Ant. z Syr.  Szalona miłość głowę mi majaczy.
Lucyana.  Ócz twych szaleństwo rozum ci zmąciło.
Ant. z Syr.  Słońce twych spojrzeń oczy mi olśniło.
Lucyana.  Patrz, gdzieś powinien, a prżejrzysz znów jaśnie.
Ant. z Syr.  Na noc mam patrzeć? Wprzód niech słońce zgaśnie.
Lucyana.  Nie ja, lecz siostra moja twą kochanką.
Ant. z Syr.  Siostra twej siostry?
Lucyana.  Siostra.
Ant. z Syr.  Ty, niebianko!
W tobie jedynie istność moja żyje,
Me oko widzi i serce me bije,

W tobie me szczęście, a na twojem łonie
Raj mój za życia i raj mój po zgonie.
Lucyana.  Praw te androny twojej Adryanie.
Ant. z Syr.  Ty Adryaną, ty moje kochanie.
Ty męża nie masz, a ja nie mam żony,
Daj mi twą rękę.
Lucyana.  O, nie, stój, szalony!
Musim się wprzódy siostry mej poradzić.

(Gdy Lucyana wchodzi do domu Antyfolusa z Efezu, wybiega z niego Dromio z Syrakuzy).

Ant. z Syr.  Co tam nowego, Dromio? Co ci tak śpieszno?
Drom. z S.  Czy znasz mnie panie? Czy ja Dromio? Czy ja twój sługa? Czy ja to ja naprawdę?
Ant. z Syr.  Ty jesteś Dromio; ty jesteś moim sługą; ty jesteś ty.
Drom. z S.  Ja jestem osiem, panie, ja jestem sługą kobiety, ja nie należę już do siebie.
Ant. z Syr.  Jakiej kobiety sługą? Dlaczego nie należysz już do siebie?
Drom. z S.  Nie należę do siebie, bo należę do kobiety, która rości do mnie jakieś pretensye, jak cień za mną chodzi, chce gwałtem mnie zabrać.
Ant. z Syr.  Jakie rości do ciebie pretensye?
Drom. z S.  Takie pretensye, jakiebyś ty rościł, panie, do własnego konia. Chce gwałtem mnie zabrać jak własne bydlę, nie, żeby mnie chciała dlatego, że jestem bydlę, ale dlatego że sama bydlę, rości sobie do mnie pretensye.
Ant. z Syr.  Cóż to za kobieta?
Drom. z S.  Bardzo uczciwa osoba, bo mówić o niej trudno, nie powtarzając za każdem słowem: uczciwszy uszy. Chuda moja dola w małżeństwie, choć nie mogę zaprzeczyć, że to okrutnie tłuste małżeństwo.
Ant. z Syr.  Co rozumiesz przez tłuste małżeństwo?
Drom. z S.  Rozumiem, że to kucharka z samej tłustości ulana. Nie wiem, na co ją użyć; chyba zapalić ją jak lampę i zemknąć od niej przy własnem jej świetle. Przysięgam, że jej łachmany i łój z nich wyciśnięty wystarczyłyby na polską zimę; jeśli do sądnego dnia dożyje, palić się będzie dłużej niż świat cały.
Ant. z Syr.  Jaka jej cera?
Drom. z S.  Czarna jak moje buty, tylko nie tak czysto utrzymana, bo tak poci się, panie, że możnaby brodzić po kostki.
Ant. z Syr.  Woda temu nie zaradzi?
Drom. z S.  Nie, panie, bo to w jej rdzeniu, temuby nawet potop Noego nie zaradził.
Ant. z Syr.  Jak się nazywa?
Drom. z S.  Nazywa się Kamila, zapewne dlatego, że mila drogi od jednego do drugiego jej biodra.
Ant. z Syr.  To jakaś ogromna gidya.
Drom. z S.  Uchowaj Boże! Nie dalej od stóp do głowy jak od biodra do biodra; okrąglutka jak globus; mógłbym pokazywać na niej różne kraje.
Ant. z Syr.  A gdzież tam leży Irlandya?
Drom. z S.  Na lędźwiach; poznałem ją po bagnach.
Ant. z Syr.  A Szkocya?
Drom. z S.  Odkryłem ją po jałowości skalistego gruntu, na dłoni.
Ant. z Syr.  Gdzie Francya?
Drom. z S.  Na czole; zbrojna i zbuntowana, w otwartej wojnie z głową[1].
Ant. z Syr.  Gdzie leży Anglia?
Drom. z S.  Szukałem skał wapiennych, lecz nie mogłem odkryć nic białego, przypuszczam tylko, że leży na jej podbródku, a wnoszę to ze słonej wody, przedzielającej ją od Francyi.
Ant. z Syr.  A Hiszpania?
Drom. z S.  Nie widziałem Hiszpanii, ale ją czułem po gorącym oddechu.
Ant. z Syr.  Gdzie Ameryka? Gdzie Indye?
Drom. z S.  O, panie, na jej nosie błyszczącym od rubinów, karbunkułów, szafirów, a chylącym wszystkie swoje skarby ku gorącym oddechom Hiszpanii, która tam całe floty galionów po ładunek wyprawia.
Ant. z Syr.  Gdzie Belgia i Niderlandy?
Drom. z S.  Nie posunąłem, panie, moich poszukiwań tak daleko. Słowem, ta klępa, a raczej ta czarownica założyła do mnie pretensye, nazywała mnie Dromiem, przysięgała, że byłem jej narzeczonym, wyliczyła mi moje wszystkie znaki szczególne, jak naprzykład znamię na łopatce, plamkę na szyi, wielką brodawkę na lewem ramieniu, tak, że przestraszony uciekłem od niej jak od czarownicy, i zdaje mi się, że gdyby moja pierś nie była lepiona z wiary, a serce kute ze stali, byłaby mnie w kurtę przemieniła i kazała rożen z pieczenią obracać.
Ant. z Syr.  Teraz, co żywo, ruszaj mi do portu,
W którąbądź stronę od lądu wiatr dmucha,
Pytaj, gdzie okręt wypłynąć gotowy;
Nie chcę w Efezie nocy tej przepędzić.
Wracaj na rynek, tam na ciebie czekam.
Kto wszystkim znany, sam nie zna nikogo,
Niech z bagażami pierwszą zmyka drogą.
Drom. z S.  Jak od niedźwiedzia strzelec przestraszony,
Od czarownicy tak uciekam żony (wychodzi).
Ant. z Syr.  Kraj ten, widocznie gniazdem jest czarownic;
Czas mi uciekać, pókim jeszcze cały.
Kobieta, co się żoną moją mieni,
W duszy mi budzi wstręt niezwyciężony,
Ale jej piękna siostra, pełna wdzięków,
Słodyczą głosu, a słodszem spojrzeniem
Prawie już własnym zrobiła mnie zdrajcą.
By mi grożących uniknąć katuszy,
Na śpiew Syreny zatkam moje uszy.

(Wchodzi Angelo).

Angelo.  Jestem nakoniec, panie Antyfolu.
Ant. z Syr.  To moje imię.
Angelo.  Znam je, dzięki Bogu.
Zobacz łańcuszek. Mimo dobrej chęci
Zdążyć na obiad z wami pod Jeżowca,
Musiałem czekać, aż czeladnik skończy.
Ant. z Syr.  Co chcesz, ażebym z tym łańcuszkiem zrobił?
Angelo.  Zrobisz, co zechcesz; zrobiony dla ciebie.
Ant. z Syr.  Nigdy nie dałem tego obstalunku.
Angelo.  Nie raz i nie dwa razy, lecz dwadzieścia.

Weź go do domu, ofiaruj go żonie,
A ja was podczas wieczerzy nawiedzę
I za mój towar pieniądze odbiorę.
Ant. z Syr.  Wolałbym, żebyś odebrał natychmiast,
Lub się pożegnaj z płacą i łańcuszkiem.
Angelo.  Jak widzę, panie, lubisz krotofile (wychodzi).
Ant. z Syr.  Niech zginę, jeśli rozumiem choć tyle.
Na mojem miejscu niktby nie miał wstrętu
Przyjąć tak grzecznie danego prezentu.
Łatwe tam życie, gdzie ludziom złotnicy
Złote łańcuszki dają na ulicy.
Czas iść na rynek i na Dromia czekać,
Z pierwszym okrętem co prędzej uciekać? (Wychodzi).







  1. Ma to być aluzja do Ligi, utworzonej za czasów Henryka III.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.