<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Koniec świata
Pochodzenie Koszałki Opałki
Wydawca Księgarnia Powszechna
Data wyd. 1905
Druk Piotr Laskauer i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Koniec świata.
(Trochę fantazja).


W pewnej cukierni pan Adam — polityk, pożeracz depesz — rzekł do pana Feliksa:

— Patrz pan: ciekawa wiadomość!
Poczem nasunął na oczy okulary i odczytał:
«Londyn. Telegram własny. Sekcja statystyczna magistratu miasta Londynu zanotowała, że na 3714 urodzeń w ubiegłym tygodniu nie było ani jednego noworodka płci pięknej».
To znaczy, że nie było ani jednej dziewczyny, tylko same chłopaki — wyjaśnił.
— Hm, to ciekawe — potwierdził pan Feliks.
Gdy dnia następnego podobne wiadomości spłynęły po drutach telegraficznych z Wiednia, Berlina i Paryża — zainteresowanie ciekawym wypadkiem wzrosło.
Wiadomość z rubryki depesz przedostała się do rubryki «ze świata», pod nagłówkiem: «Tydzień chłopców», gdzie dowcipny referent tego działu — pisał:
«Więc widmo staropanieństwa, dzięki łaskawości nieba, nie będzie w przyszłości groziło szykownym paryżankom, rozanielonym berlinkom, walcowatym wiedenkom i energicznym londyniankom».
I tak dalej...
Gdy zaś dnia dziesiątego po ukazaniu się pierwszej wiadomości z Londynu, jeden z zabiegliwszych dziennikarzy wykrył wypadkiem, że i w Warszawie od dni siedemnastu rodzą się sami chłopcy, wiadomość stała się wypadkiem dnia.
Śmiechu było dużo. Humoryści, wierszykarze, kupleciści, rysownicy — w ciągu kilku dni tak wyzyskiwali komiczną stronę sprawy, że stała się wreszcie bardzo nudną, jakkolwiek nie przestawała bawić szerokich mas ludności.
Rozeszła się nawet pogłoska, że pewien marny aktor, natomiast lichy komedjopisarz, pisze komedję na wiadomy temat. Powodzenie było zapewnione.
Brakło dokładnych wiadomości, jak sprawa się przedstawia w miastach, gdzie niemieckie pisma — dostawcy naszych prywatnych depesz — nie mają korespondentów, Jednakże «klęska chłopięca dotknęła Rzym, New-York, Kopenhagę, Madryt i wiele innych miast».
Fakt ten nie ulegał wątpliwości.
Wtedy właśnie, kiedy Morozowicz zbierał zasłużone oklaski za śpiewkę: «Niema kobiet», ilustrowaną najwspanialszemi ruchami, ściśle do treści słów zastosowanemi — wtedy właśnie w Berlinie ukazało się pierwsze dwutomowe dzieło naukowe, napisane zbiorowemi siłami stu czterdziestu uczonych, a dążące do wyświetlenia zawiłego zjawiska.
Szereg najsprzeczniejszych, już nie tylko teorji i dowodzeń naukowych, ale nawet danych faktycznych, dziwaczność wywodów i chwiejność poglądów — wszystko to przekonywało, że uczeni przyłapani zostali znienacka, że sami jasno sprawy sobie zdać jeszcze nie mogą z niebywałego w dziejach ludzkości — wypadku.
Anglicy znacznym nakładem gotówki wysłali dwadzieścia naukowych komisji do różnych części świata, by zbierać dane co do «jakości» urodzeń w najbardziej zapadłych kątach globu.
Francuzi wyasygnowali dwa miljony franków dla matki, która pierwsza wyda na świat dziecko płci żeńskiej.
Po dwóch miesiącach, które ostatecznie stwierdziły ciągłość i ogólność katastrofy (gdyż zagranicą tem mianem zaczęto nazywać teraz wypadek), zaniepokojenie wzrosło bardzo silnie. Przekonano się bowiem, że i wśród zwierząt zjawisko to występuje w całej rozciągłości.
W Warszawie cieszył się wówczas ogromną popularnością obraz, wystawiony w Zachęcie, o treści, zaczerpniętej z bieżących wypadków — coś w rodzaju apoteozy kobiety, bo dokładnie nie pamiętam.
Wśród teorji, walczących zajadle, trudno się było na razie dokładnie rozpatrzeć. Jednakże dwa kierunki silnie się zaznaczyły: teologiczny i naukowy, a te znów rozpadły się na cały szereg niezliczony odłamów.
«Jest to kara za grzechy!» — wołali jedni.
«To być nie może — twierdzili inni — podobny koniec świata nie jest przewidziany».
«Jest to zemsta natury nad egoizmem samców — rozlegał się donośny głos z obozu emancypantek. Czyż nie wy, mężczyźni, trzymacie nas w niewoli, krzywdzicie i poniżacie? Czyż widzieliście w nas kiedy człowieka, czy rozumieliście powagę naszego stanowiska w społeczeństwie?»
Pewien astronom dowodził stanowczo, że fakt rodzenia się samych chłopców jest w związku z oddaleniem się ziemi od pewnej komety, i że za trzy lata wszystko skończy się szczęśliwie. A jeden z embrjologów przypuszczenie to dopełnił hypotezą, że komety mogą wpływać drogą przyciągania na obieg krwi w organizmie kobiecym, co wpływa na taki, a nie inny rozwój płodu.
Stanowczo sprzeciwiali się temu twierdzeniu stronnicy zwyrodnienia. «Nie należy w żadnym razie oczekiwać szczęśliwego zakończenia katastrofy». Natura wyczerpała się i tworzy mniej doskonałe organizacje.
I z tej teorji drwiono niemiłosiernie. Po pierwsze, dlaczego to kobiety mają być wyższemi organizacjami? A po drugie, proces odbywałby się stopniowo, a nie tak nagle.
Liczni uczeni znajdowali specjalne bakterje, które jakoby były powodem zaburzenia. Szczepienia dawały wyniki dodatnie, co jednak nikogo nie przekonywało, gdyż niezależnie od szczepień, i tak rodzili się tylko chłopcy.
Historycy znaleźli podobno jakiś wiersz w dziewiątej pieśni Iljady, który w związku z jakimś urywkiem z Herodota i maksymą Konfucjusza — miał niezbicie dowodzić, że ludzkość raz już okres podobny przeżywała.
Nie będę wspominał o różnych teorjach kabalistycznych, frenologicznych, magnetycznych i innych. Dość powiedzieć, że znaleźli się w Krakowie stronnicy teorji, jakoby «44» miało oznaczać dwoje bliźniąt — dziewcząt, które miały się urodzić w Galicji i dać początek nowej ludzkości.
Już następnego roku nowa nauka «pedologja» wprowadzoną została do wszystkich wszechnic, a sam skrót nowej nauki zawierał trzydzieści siedm pisanych na maszynie arkuszy.
Naprężenie było ogólne. Donośnem echem rozeszła się po świecie wiadomość o bójce, stoczonej przez przedstawicieli dwóch kierunków w młodej i obiecującej nauce. Nic dziwnego: wobec bezprzykładnego rozdrażnienia, fakt podobny zupełnie był zrozumiały i usprawiedliwiony.
Na początku drugiego roku ukazała się i w Warszawie broszura dwudziestokopiejkowa, napisana przez jednego ze znanych hygienistów, działacza i lekarza. Prócz tego, dwanaście zbiorków poezji, sonetów, nowel, z których jedna tłomaczona była na język czeski. Wreszcie odbył się i odczyt na cel dobroczynny — na temat ostatnich wypadków.
Taki był ruch naukowy.
Co się zaś tyczy życia społecznego, to już na początku trzeciego roku trwania katastrofy — zauważyć można było wpływ silny nowego zjawiska.
Liczba urodzin w ciągu pierwszych dwóch lat olbrzymio wzrosła, a liczba noworodków martwych nieskończenie zmalała. Nic dziwnego: miljonowe i miljardowe zapisy budziły niezdrowe apetyty, a opieka i pomoc lekarska były bez zarzutu. Każdy bowiem lekarz gorąco wierzył, że on to będzie zwiastunem szczęśliwej nowiny.
Rozeszła się wprawdzie raz pogłoska, że żona stajennego w folwarku Durniewo — powiła córkę. Wyjechało wielu korespondentów z różnych stron świata; nawet z Warszawy wyruszył w drogę jeden korespondent z fotografem, jednakże wieść okazała się fałszywą, a redakcja omal że nie została rozniesiona przez rozgoryczoną ludność miasta.
Stosunek mężczyzn względem kobiet zmienił się do gruntu: stał się poważny i głęboki. Wielka tajemnica, niebywała zagadka, tajemnicze pytanie — wszystko to nakazywało szacunek i obawę. Już w czwartym roku wszystkie prawodawstwa jednogłośnie zabroniły wyzyskiwać pracę kobiet; każde przestępstwo względem kobiety było surowo karane.
Życie polityczne w ciągu pierwszych lat sześciu nie uległo wyraźnej zmianie. Pisano i o nowych rynkach zbytu, i o polityce kolonjalnej, parlamenty radziły po dawnemu nad różnemi sprawami. Liczne apteki wśród huku reklamy puszczały coraz to nowe środki niezawodne, mające zapewnić rodzenie się dziewcząt.
Środki te polecane były przez licznych zagranicznych profesorów, a jako nieszkodliwe — dopuszczone zostały do sprzedaży i u nas. Kupowano je chętnie, przyjmowali je naprzemian to mężczyźni, to kobiety — naturalnie bezskutecznie.
Nieco później jednak wpływ nowych wypadków stał się wybitniejszy. Niższe klasy szkół dla dziewcząt zostały zamknięte. Wyginęło wiele gatunków owadów i ptaków. Po okresie podniecenia nastąpił okres przygnębienia. Obliczono, że ród ludzki istnieć będzie najwyżej lat sto. Nie tracono jednak wiary, że wszystko skończy się szczęśliwie, że równie nagle rozejdzie się wiadomość, iż na nowo rodzić się zaczęły i dziewczęta.
Złudne nadzieje!
Najboleśniejszym dla dumy ludzkiej był fakt, że wytężona praca najznakomitszych umysłów nie tylko nie znalazła środka, któryby zapobiegł strasznemu kataklizmowi, ale nawet nie znalazła mniej lub więcej prawdopodobnej przyczyny. Nowa nauka — pedologja — rozpadła się na dwanaście gałęzi, których wykład rozciągnął się na cztery lata.
Dalej przygnębienie przeszło w drugi okres rozdrażnienia. Bogacze na współkę z synami starali się stracić majątki, których nie mieli nadziei zostawić przyszłym pokoleniom. Pracować przestała pewna część ludzkości, bo nie było celu się trudzić. O wojnach nikt nie myślał, a armaty i naboje kupowali ludzie prywatni, posiadający dorastające córki, gdyż mówiono powszechnie o spodziewanych zaburzeniach, napadach i wojnach domowych.
Religijność mas naogół wzrosła.
Pisma podawały teraz codzienną tabelę urodzeń w wybitniejszych punktach globu. Liczba urodzeń zmniejszyła się.
Dziwnie wyglądały ulice wielkich miast, gdzie najmłodsze pokolenie składało się wyłącznie z chłopców. Dodawać nie trzeba, że krawcy robili ubranka wyłącznie dla chłopców, jakkolwiek niektórzy wystawiali dla reklamy sukienki, które jednakże policja nakazała usunąć, aby nie drażnić nieszczęśliwych mieszkańców miast.
Cóż było dalej?
Pragnąłbym opowiedzieć dokładnie, jak powoli, pod wpływem klęski — przeobrażała się ludzkość, jak stopniowo wymierały ostatnie kobiety, jaki wreszcie był bieg myśli owych ostatnich z najdoskonalszych. Jest to temat ładny, z którego Wells ułożyłby obszerną powieść i za otrzymane honorarjum kupiłby sobie domek przy ulicy Tarczyńskiej.
Pragnąłbym opowiedzieć, jak świat roślinny, uwolniony z żelaznych uścisków opieki ludzkiej, począł się pysznie rozrastać i doskonalić, jak drogą ewolucji wytworzył nowe społeczeństwo roślinne z jego odrębną cywilizacją. Miałbym temat do wielu pięknych obrazów, mądrych uwag i psychologicznych dociekań.
Ale...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.