<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Buława
Tytuł Kopalnie
Pochodzenie Szkice helweckie i Talia
Wydawca Księgarnia Pawła Rhode
Data wyd. 1868
Druk A. Th. Engelhardt
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KOPALNIE

(Program do rapsodyi fortepianowej.)

Poświęcone Jeremiemu!


A pamiętajcie na okowy moje!
Św. Paweł.
Galilee vicisti! . . . [1]

       Wśród kopalni ognie gorą
       Jak w piekieł otchłani,
       Nadzy ludzie z łańcuchami
       Biją w skały dłonią skorą
            Kyklopów młotami! . . .
A serca ich cięższe jak te bryły skał –
Nim dusze ich białe z mdłych wywieją ciał,
To szepczą do ciebie, że jest Bóg na niebie,
Lecz na ziemi car, Pan życia i kar! . . .
A kopalnie się zaśmiały, Echem młotów zadźwięczały,
Że nie tak piekielne Piekło nieśmiertelne! . . .
       Dziko dudni, grzmi, przepada
       Biada! biada! biada! biada! . . .
                   Palnie młot!
                   Świśnie knut!

       Skonał ktoś! . . .
       Na piród!
       Cara proś!
       W horu knut!
       Tobie skon!
       Sykin syn!
       A mnie plon!
       A mnie czyn!
       Da car! . . .
Kajdan dźwięk, ofiar jęk
Zaśmiał się do koła
I o pomstę woła! . . .
Walą, tłuką dłonią skorą
       Rytmem piekła młot
Spada! w dali ognie gorą,
W strumień bieży pot!
Bryły dudnią, grzmią, spadają,
Warkoczami iskry lecą,
I podziemia dźwiękiem grają
Młotów, jęków, blasków chórem,
Że się piekła lękać zdają,
Choć im dziko urągają
Gzów moskiewskich chórem!
Biją! walą! rąk tysiącem
Jednego wzniesienia,
Że drgają sklepienia.
A z potem gorącym
Zimna łza kamienia
Przepada – i ginie –
A dźwięk dziki płynie

W przepaściach zaćmienia!
A chór więźniów śród katuszy
Długą nocą męki głuszy
I pod młotów głośne dźwięki
Tuli w cichy głos piosenki
Popłynęła . . . popłynęła . . .
„Jeszcze Polska nie zginęła! . . .”
Lecz tak blada i mdlejąca
Jak pod krzyżem Marya,
Że cała Kalwarya
Przy niej zdała się śmiejąca! . . .
Nuci chór, a serce boli,
Zmartwychwstańców wśród niewoli! . . .
       Gorsze młoty w Polski serca
       Walą, gromią, to uśmierca!
       Tam – niewiasty bydłem gnają
       W łańcuchach spętane.
       Przy ogniach padają
                    Znękane! . . .
Wilcze oko w cieniu świeci! . . .
W oświeconych dniach stuleci . . . !


∗             ∗

Tam w głębokim – wielkim – cieniu,
Leży matka drżąca, blada,
Młoty dudnią: biada! biada!
Ona patrzy ku sklepieniu,
Bo dziś dziecię upowiła,
A drży bo go w zbydlęceniu

Szyzma dziegciem nie ochrzciła ! . . .
Ale obok stromej skały,
Ot! źródełko wypłynęło,
Gdy w ludziach czucie zginęło –
Szlocha źródło czarną skałą,
Obok cichy więzień z brodą
Kuje młotem – i rzekł: w ciało
Się na wieki słowo – stało ! . . .
Jam kapłanem matko biedna!
I dziecię ochrzcił wodą –
Znowu więcej dusza jedna –
I cichaczem tak chrzcił dziecko,
Jakby zbrodnię knuł zdradziecką,
Szepcze matka nieszczęśliwa,
Niech: Bolesław się nazywa! . . .
A niech nad promienie słońca
Kocha Polskę aż – do – końca! . . .
I skonała – a z łańcuchów
Dusza poszła chórem duchów,
Z dźwiękiem młotów uleciała
Jako z lilii, z formy ciała,
A dziecina pozostała,
Tylko nad nią Bóg!
Co nad zwątpień próg
Wznosi dusze – piętrzy ciała! . . .
Wśród zbirów dziecino mała
Może wzrośniesz zbawcą kraju! –
Może cię „według zwyczaju”
Car tak dobrze wypiastuje
I tak dzielnie wymusztruje,

Że Różycki z ciebie będzie,
Gdy zawoła kraj,
Roztysiącznion zawsze, wszędzie! . . .
Duch męczeństw, krwi maj! . . .


∗             ∗

Biją! walą! grzmią młotami,
Echo kona przepaściami,
A nad chórem skajdanionym,
W strasznym pocie udręczonym
Cień olbrzymi, Chrystusowy
Śnieżny! wstaje! i swej glowy
Ciernie niesie nad sklepieniem
Z „wtórem” krzyża przeboleniem! . . .
Wielki! nad szczyt Himalai
Purpurowy w zórz błękitach! . . .
Na boleści naszych szczytach
Płynie! z nad piekielnej zgrai! . . .
W górę serca! w przepaść czoła! . . .
Niech o pomstę nikt nie woła! . . .
Sunie boski! jaśniejący! . . .
Jakby znowu krwawą pracą
Wołał z krzyża konający:
Za coś mnie opuścił, za co!
Ojcze! jam syn kochajacy! . . .
Za nim matka jego święta.
Dalej polscy patronowie,
Biskupowie, hetmanowie,
Sobiescy i Kościuszkowie,
Barscy – i apostołowie! . . .

Przeciągają zapłakani,
Świadczą – na sad powołani! . . .
A za niemi Polski dzwonów
Głosy dzieją, do ich tronów,
Tak jak grają śród dąbrowy
Od Wawelu! Częstochowy! . . .
Tak jak wieją z nad zbóż fali! . . .
O! tam w dali! . . . w drogiej dali! . . .
              W świętej dali! . . .
A tę rosę na pól kłosach
W oczach moich czuję łzawo! . . .
A ich głos w mej arfy głosach
W głębiach piersi – czuję krwawo! . . .
Płyną cienie! nad przestrzenie! . . .
Nad dym, młoty, zbrodnie, cnoty! . . .
I głos powiał w cieniów świecie
Jako słowo ciałem!
Wy zmartwychwstaniecie!
Jak ja zmartwychwstałem! . . .
I za cieniem cień przewiewa,
Bo oto dzień Wielkanocy! . . .
Wstają – płyną plyną giną! . . .
A chór Alleluja! śpiewa . . .
Wśród niebieskiej ducha nocy! . . .
A chór w dole grzmi młotami,
Alleluja! boleściami! . . .
Biją! huczą! ognie gorą!
Tysiąc dłoni pracą skorą,
Straszna bladość lica zwlekła! . . .
Modlą się już zrozpaczeni,
Daj nam się dokopać – piekła!

Bo nie tak źle śród płomieni! . . .
Wtem zaszumiał chór od góry! . . .
Więźnie padli na kolana! . . .
Ziemi chóry, niebios chóry
Alleluja! . . . o hozanna! . . .
Jako arfa mórz wezbrana
Pieją dziejów rapsod wtóry! . . .


∗             ∗

Z iskier jasnych warkoczami
Noc przepad sklepieniami,
Pieśń w przepaściach się rozłania
Pieśń – to ziarno zmartwychwstania!
Już żrą żmiję Murawiewa
A pieśń i pod ziemią śpiewa –
Każden młot, ich męki dzieła,
Dzwoni: „Jeszcze nie zginęła! . . .”
I kopalnia wnętrznościami
Wstrząsa, ryczy odgrzmotami
Jakby piekła pierś ryknęła:
„Jeszcze Polska nie zginęła! . . .”

Lwigród, 1867.




  1. Przypis własny Wikiźródeł Galilaee vicisti! – Zwyciężyłeś, Galilejczyku! (zwrot cesarza Juliana Apostaty, tj. odszczepieńca).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Tarnowski.