Królewicz-żebrak/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Królewicz-żebrak |
Podtytuł | Opowiadanie historyczne |
Wydawca | Księgarnia Ch. J. Rosenweina |
Data wyd. | 1902 |
Druk | W. Thiell |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Gdzie zginęła pieczęć państwowa.
O piątej rano król Henryk VIII przebudziwszy się nie spał.
— Straszne miałem sny! — zawołał. — Czuję, że mi z każdą chwilą życie uchodzi, a śmierć się zbliża.
Nagle wzrok jego zaiskrzył zawiścią i zerwawszy się na łóżku, zawołał;
— Egzekucja czy wykonana? Zdrajca czy żyje. Dotąd nie umrę, póki głowa jego nie spadnie pod toporem kata!
Dworzanie, posłyszawszy, że król się obudził przybiegli gromadnie.
— Wołać mi lorda kanclerza! — wykrzyknął król.
Wszedł lord kanclerz, a przyklęknąwszy na jedno kolano, tak zaczął:
— Uczyniłem wszystko, co mi mój pan i król rozkazał do spełnienia. Parowie[1] Anglji zebrani w pałacu, osądzili sprawę księcia Norfolka, skazując go na karę śmierci. Wyczekują teraz jedynie na dalsze rozkazy monarchy.
Gniew ukazał się na obliczu króla.
— Podnieście mnie, — zawołał — pojadę do parlamentu i własnoręcznie przyłożę pieczęć do wyroku, skazując na śmierć nikczemnika!
Głos jego stał się chrypliwym i nagle zamarł. Twarz pokryła się trupią bladością. Dworzanie rzucili się na ratunek.
— Nie mogę... — wyszepnął, padając bezsilnie na poduszki, — bardzo jestem słaby. Rozkazuję, ażeby mnie w tem zastąpiono. Rozkazuję lordom zwołać wielką radę. Powierzam im pieczęć państwową. Niechaj przyłożą ją do wyroku w mojem imieniu. Wykonać to co prędzej, a jutro dostarczyć mi głowę skazańca. Niech się nacieszę jej widokiem!...
— Rozkaz króla, to prawo nasze — rzekł lord. Proszę Waszą Królewską Mość o pieczęć państwową.
— Pieczęć? — zapytał król żywo — wszak ona znajduje się u ciebie.
— Była, — odrzekł lord — przed dwoma dniami odebraną została.
— Tak... przypominam sobie, prawda. Gdzież ja ją podziałem, tracę przerażająco pamięć. Jestem bardzo słaby.
Tu Henryk VIII zaczął coś mówić do siebie półgłosem. Od czasu do czasu poruszał głową, usiłując przypomnieć gdzie podział tę pieczęć.
Lord Hartford, przyklęknąwszy przed królem, rzekł:
— Pieczęć, Wasza Królewska Mość, oddał księciu Edwardowi do zachowania.
— Tak! tak! — zawołał monarcha — spiesz żywo po nią. Każda chwila czasu jest drogą!
Hartford pobiegł do Toma. Za chwilę powrócił z próżnemi rękami:
— Z przykrą wiadomością powracam tu — rzekł — z woli Bożej słabość księcia nie ustąpiła. Nie pamięta, gdzie włożył tę pieczęć.
Król jęknął, a potem zwracając się ku dworzanom:
— Nie niepokójcie tego biednego chłopca — rzekł, a przymknąwszy oczy, zamruczał coś i zamilkł.
Po paru chwilach uniósł powieki i spojrzał w około mętnym wzrokiem.
Spostrzegłszy lorda klęczącego przy sobie zapałał gniewem.
— Jeszcze tu jesteś! — wykrzyknął — pójdź kończ ze zdrajcą, w przeciwnym razie głową mi odpowiesz!
— Łaski, — błagał lord — wszak czekam na pieczęć państwową.
— Czyś i ty zmysły utracił, — zawołał król — mała pieczęć leży w mojej szkatułce. Skoro wielka zaginęła, wystarczy i mała. Idź, a nie przychodź inaczej jak z głową zdrajcy.
Kanclerz oddalił się. Rada z lordów, ministrów złożona, przyłożyła pieczęć do wyroku parlamentu.