Kroniki lwowskie/45
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kroniki lwowskie |
Podtytuł | umieszczane w Gazecie Narodowej w r. 1868 i 1869, jako przyczynek do historji Galicji |
Pochodzenie | Gazeta Narodowa Nr. 264. z d. 15. listopada r. 1868 |
Wydawca | A. J. O. Rogosz |
Data wyd. | 1874 |
Druk | A. J. O. Rogosz |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Okropny cios grozi starym kawalerom! Nie pomogą już peruki, czernidła na włosy i wąsy, bielidła, róże i sznurówki — skoro Rada państwa uchwali, że każdy mężczyzna, mający lat 32, należy eo ipso do „obrony krajowej“, niepodobna będzie ukryć wieku, surdut cywilny przy pierwszej lepszej mobilizacji zdradzi podtatusiałego jegomości, co do tychcza: udawał młodzika. Na stare panny nie wynaleziono jeszcze żadnego podobnego sposobu, ale że w Przedlitawii wszystko jest możliwe, więc może wkrótce doczekamy się ustawy, równie niewygodnej dla dojrzalszych piękności, jak nią jest ustawa wojskowa dla zbyt dojrzałych kawalerów. Doczekaliśmy się już różnych rzeczy prawie zawsze nieprzyjemnych, — kto wie, co nam przyniesie dzień jutrzejszy?
Ale dam pokój temu przedmiotowi — bo obawiam się, czy niema w słowach moich jakiego śladu chęci wzbudzenia — u starych panien — nieufności, nienawiści, pogardy, lub innych uczuć, przewidzianych w §. 65. lit. a. k. k. Miałem niedawno drażliwą nieco rozmowę w przedmiocie tego na wskróś uczuciowego paragrafu z osobami — niestety! zbyt kompetentnemi do rozstrzygania o jego doniosłości, a wrażenie, jakie mi zostało z owej rozmowy, czyni mię lękliwym i ostrożnym. Przekonałem się, że ze wszystkich narzędzi, służących do plemienia zbrodni, najniebezpieczniejszem jest — pióro. Mógłbym mieć sztylet, rewolwer, sinek potasu albo witrych w moim pokoju, a nie zarobiłbym na tyle lat więzienia, na ile można zasłużyć przy pomocy pióra i ćwiartki papieru. Strzelić do człowieka i ranić go, to rok do 5 lat więzienia, strzelić i chybić, to nic, albo parę tygodni aresztu — ale napisać w pośpiechu wyraz „nadużycie“ albo „bezprawie” zamiast „rzecz, mniej zgodna ze słusznością i niekoniecznie licująca z ustawami zasadniczemi“, to znaczy wypisać sobie rok do 5 lat, a przy szczególnych okolicznościach nawet do dziesięciu lat ciężkiego więzienia. Każdy przyzna, że w takich okolicznościach warto zastanawiać się nad wyrazami, bo niemożna wiedzieć, kiedy nastąpi najbliższa zmiana gabinetu i wraz z nią najbliższa amnestja prasowa.
Ci którzy u nas w Galicji widzą wszystko w najczarniejszych zawsze kolorach, źle wróżą o przyszłości naszego dziennikarstwa z powodu zmienionych chwilowo stosunków. Mylne to bardzo mniemanie. Kto pracował dłuższy czas przy jakimkolwiek dzienniku politycznym, pod panowaniem różnych systemów rządowych, ten mógł się przekonać, że nierównie łatwiej jest redagować pismo w czasach ucisku, niż podczas zupełnej swobody w życiu politycznem. Między piszącymi a czytającymi istnieje u nas jakiś związek tajemniczy, który sprawia, iż rozumieją się, nic na pozór nie mówiąc, gdy ucisk nie dozwala pisać i mówić. Lada aluzja, lada piękny frazes znajduje wówczas rozgłos powszechny. Wszystko kończy się na ogólnikach. Nic zaś łatwiejszego, jak pisać ogólniki, dlatego też im mniejsza jest wolność druku, tem łatwiejsze zadanie dziennikarza. Ale gdzie panuje większa swoboda, gdzie jest jakie takie życie polityczne, tam nasuwają się co chwila sprawy, wymagające dokładnej znajomości przedmiotu i stosunków. Tam już ogólnikami, pięknemi i patrjotycznemi frazesami, wezwaniami i przekleństwami nie można nikomu zaimponować; nie dość być poetą, wprawnym pisarzem romansów, powierzchownym spostrzegaczem, — potrzeba już być dziennikarzem z powołania.
Zresztą zmiana ta nie odejmuje nam od razu wszystkiego, cośmy mieli. Ustawy zastają te same; niechęć osobista lub serwilizm mogą nam wprawdzie stawiać przeszkody, ale nie mogą naruszyć ustaw, ani ograniczyć wolności zdań, której w potrzebie potrafimy bronić. Trudno przypuszczać, by niezawisłe sądownictwo kierowało się podług każdorazowego wiatru, wiejącego w ministerstwie.
Tak mało ten dzień przyniósł nam nowego we Lwowie — oprócz fałszywych rubli, dość dziwnych w kraju, gdzie tak łatwo o prawdziwe — że pozwolę sobie umieścić w dzisiejszej kronice kilka wiadomości z innych większych miast polskich, a to tembardziej, że jest w nich sens moralny, który i do nas da się zastosować.
W resursie obywatelskiej w Warszawie odbył się koncert. Kurjer Warszawski pozwolił sobie umieścić nieprzychylną krytykę gry czy śpiewu jednej z artystek, biorących udział w tej muzykalnej produkcji. Cenzura moskiewska, która z zasady nie pozwala nic ganić, jakoś tym razem nie dopatrzyła i przepuściła artykuł. Natomiast Wydział resursy ujrzał się spowodowanym wystosować ostre pisemne napomnienie do redakcji Kurjera, zakazując jej umieszczać na przyszłość recenzji o koncertach, dawanych w resursie.
Nie wiem, czy to idąc za. przykładem resursy warszawskiej, czy w poczuciu własnej potęgi i władzy, dość, że Wydział resursy w pewnem mieście polskiem ujął także cenzurę nad prasą perjodyczną w swoje prześwietne dłonie, pozywając przed szranki trybunału resursowego dziennikarza, który pozwolił sobie pisać rzeczy, niemiłe innym członkom resursy. W tym wypadku krok Wydziału o tyle ma więcej doniosłości, że nie chodzi bynajmniej o rzeczy, które się działy w łonie resursy, ale o artykuły, pisane w przedmiotach, niemających związku ani z tą resursą, ani też z czyjąkolwiek godnością lub czynnością jako członka resursy. Nie chcę powiedzieć, w którem to polskiem mieście wydarzył się ten pocieszny wypadek, ale zaręczam słowem honoru, że ani w Pacanowie, ani w Pińczowie. Przyjdzie czas, w którym po zasiągnięciu bliższych i dokładniejszych informacyj będę mógł wyjawić czytelnikom wszystkie szczegóły owego ciekawego procesu prasowego, i mam nadzieję, że wówczas cała czytająca Polska pomoże mi śmiać się z tej awantury, tak jak wszyscy śmieją się z resursy warszawskiej, gromiącej Kurjera.
Resursy są miejscami zabawy i wytchnienia. Członkowie ich wstępując, obowiązują się zachować przepisy statutów i wybierają wydział, niejako rodzaj zwierzchności nad sobą, ale dla prowadzenia rachunków, dla dozoru nad służbą, dla utrzymania porządku w lokalach i t. d. Tymczasem zdarzają się Wydziały, które mniemają, że piastują jakiś rodzaj zwierzchniczej władzy, wydają formalne ostrzeżenia i rozporządzenia, obalają rezultat jednego balotu i rozpisują drugi i t. p. Jest to jedna z najhumorystyczniejszych stron naszego życia towarzyskiego. Szkoda, że jesteśmy narodem, pozbawionym prawdziwego humoru, że nas takie rzeczy gniewają, zamiast nas bawić. Gdzieindziej oprawianoby w złote ramki tak nieoceniony materjał do karykatur i tysiącznych dowcipnych spostrzeżeń, jakim jest grono, zawiadujące w najwyższej instancji dwoma bilarami i dwudziestoma taliami kart, z odpowiednim zapasem sztonów, flszów i kredy — a przejęty tem przekonaniem, że piastuje wysoką godność obywatelską i ma tyle podwładnych, ilu jest członków w resursie. Cham, Gayarni, Bertall zapłaciliby na wagę złota wizerunek każdego takiego dygnitarza, — my zaś gniewamy się tylko, i to po cichu.
Najprzyjemniej podobno przepędzają teraz czas Poznańczycy. Oddając się chętniej niż my różnym naukom, ścisłym i nie ścisłym, obliczyli zawczasu, iż przyszłoroczny karnawał będzie bardzo krótki, i że nie będzie można wyhulać się tak, jak muszą wyhulać się polskie nogi, nim sobie przypomną, że właściwem przeznaczeniem ich jest dźwigać głowę, jako couronnement de l'édifice, zaczynającego się od pięty. Obliczywszy to wszystko z niemiecką prawie dokładnością, Poznańczycy dali już teraz anticipando pierwszy bal a conto przyszłorocznego karnawału, i bawili się doskonale, jak twierdzi Dziennik Poznański. A co, czy nie mówiłem, że z tych zamiejscowych wiadomości da się dla nas wyciągnąć doskonały sens moralny? Za przykładem poważnych Poznańczyków młodzież nasza płci obojej powie sobie zapewne, że czasem dobrze jest, wziąć antycypację. Życie człowieka jest tak krótkie, a karnawał jeszcze krótszy, i kto wie, jaki on będzie!...
Otóż macie! Złapią mię na tym epikurejskim wykrzykniku, powiedzą, że szerzę niemoralność, bezmyślność i t. d., że coś podobnego można napisać chyba tylko w Galicji, gdzie wszystko idzie po galicyjsku, a nie po polsku, i tak dalej, na znaną nutę. Spieszę tedy naprawić to, com zrobił, a raczej tylko uzupełnić. Chciałem właściwie powiedzieć, że młodzież nasza obojej płci zechce antycypować zalety i cnoty późniejszego wieku, że będzie patrzeć na życie z poważniejszej strony, czyli innemi słowy że panicze chodzić będą na kolegia, uczyć się i czytać, panny zapiszą się na kurs nauk wyższych, który ma być otwarty z dniem jutrzejszym, dzięki staraniom Towarzystwa pedagogicznego. Otobyśmy dopiero zawstydzili Poznańczyków, gdybyśmy im mogli powiedzieć, że oni tańczą a my się uczymy! Nie przeszkadzałoby to nam zresztą i tańczyć: suum cuique, głowa swoją drogą, a nogi swoją. Tylko że u nas jakoś zawsze wykształcenie paniczów i panien zaczyna się od dołu. Pewien zgryźliwy moralista twierdził raz nawet, że w naukach u nas dochodzą pierwej do szóstej figury kadryla, niż do szóstego przykazania. Nie wiem, jak się tam w ogólności ma rzecz co do przykazań, ale co do innych arcyważnych przedmiotów mogę potwierdzić, że bywają najczęściej zaniedbywane na korzyść kadryla i polki.
Pedagogowie łamią też sobie głowy nad tem, jakby to można przynajmniej samą młodzież zachęcić do nauki, skoro rodzice po największej części mało oto dbają. Śmiem przedłożyć im jeden projekt: oto, czy nie możnaby otworzyć kursu wykładów naukowych — z akompaniamentem muzyki. Społeczeństwo nasze jest strasznie muzykalne, — dowodzi tego teatr, który zapełnia się najlepiej wtenczas, gdy afisz zapowiada coś „śpiewanego“. (I to jak „śpiewanego“ — niech im Bóg przebaczy!) Możeby więc spróbowano uprosić p. Wojnowskiego, czy nie podjąłby się śpiewać fizykę i naturalną historję na jaką nutę z Orfeusza w piekle albo z Pięknej Galutei? Panna Kwiecińska także nie odmówiłaby może swego współudziału, i podjęłaby się wykładów historji polskiej na temat z Paziów królowej Marysieńki, a do matematyki, jako do najmniej powabnego przedmiotu, uprosilibyśmy aż pannę R. Popielównę, i podłożylibyśmy tekst pod melodję z Junaków. Wierszowaniem zająłby się z grzeczności i patrjotyzmu który z poetów i tłumaczów teatralnych, a nauki wzrosłyby u nas w krótkim czasie do kolosalnych rozmiarów.
Najprędzej może wprowadzi mój projekt w życie p. Emanuel Sygiericz, poeta i geolog. Zajmuje on się na przemian stychotworenjem dla wieczorków w Domu narodnom i geologią. Mówią, że stychi (wiersze) jego podobne są do fosyliów, a jego wykłady geologiczne maja stać na równi z temi stychami. Ponieważ zaś mimo tak nieprzychylnego zdania krytyki, p. Emanuel Sygiericz musi mieć przecież talent do czegoś, więc możeby próbował śpiewać? Jeżeli mu się to nie powiedzie, niechaj doświadcza sit swoich w malarstwie, w snycerstwie, w sztuce powożenia końmi, w naprawianiu parasolów, lub w innym jakim kunszcie wyzwolonym — ale ze stychotworenjem i z nauczaniem geologii powinien wziąć rozbrat. Niewdzięczna to niwa, kiedy mimo wszelkich zapewnień Lwowianie nie chcą mu wierzyć, że kamienice ich stoją na pokładach z samych korali.
Rezultat konkursu dramatycznego, rozpisanego w przeszłym roku tu we Lwowie, jest dosyć smutny. Z nadesłanych 26 sztuk ani jedna nie miała takiej wartości, by bezwzględnie zasługiwała na wyznaczoną, skromną nagrodę. Komitet zmuszony był przeto przyznać nagrodę tej sztuce, która w porównaniu z innemi wydała się najmniej złą. Wśród boleśnego wrażenia, jakie musi robić taka licytacja in minus, pociesza nas to, że oczywiście najbardziej utalentowani pisarze nie wzięli udziału w konkursie. Nie każdy chce tak na zawołanie, w pewnym oznaczonym terminie, produkować swój utwór przed komitetem; nie każdy znów potrzebuje materjalnej pomocy, jaką mu może dać nagroda. Jednakowoż mniemamy, że utworzenie stałego, corocznego konkursu byłoby wielką zachętą dla młodych talentów.
Sejm zrobił wiele dobrego uchwałą swoją, przyznającą urzędnikom Wydziału krajowego pewną roczną kwotę na pomieszkanie. Nietylko bowiem doznali ulgi ci urzędnicy, ale za tak chwalebnym przykładem poszło najprzód miasto Lwów, a następnie kasa oszczędności, tak, że teraz oprócz wydziałowych urzędników, także urzędnicy magistratu i kasy oszczędności pobierają pożądany dla nich zasiłek. Zapewne i inne zakłady, banki itp. uczynią to samo dla swoich urzędników. Najpóźniej mogą się spodziewać tego dobrodziejstwa urzędnicy rządowi. Wyżsi i lepiej płatni albo dostają pomieszkanie in natura, albo pauszale: o polepszeniu bytu niższych urzędników, tak licho płaconych, niema jeszcze i mowy.