<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lam
Tytuł Kroniki lwowskie
Podtytuł umieszczane w Gazecie Narodowej w r. 1868 i 1869, jako przyczynek do historji Galicji
Pochodzenie Gazeta Narodowa Nr. 26. z d. 2. lutego r. 1869
Wydawca A. J. O. Rogosz
Data wyd. 1874
Druk A. J. O. Rogosz
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
55.
Lwowska nowela do ustawy prasowej: — Nieco o przynależności do gminy. — Cenzura teatralna.

Ile jest władz ustawodawczych w Austrji? Według ustaw zasadniczych jest ich dwie — ale według praktyki urzędowej w Galicji jest ich przynajmniej trzy. I tak n. p. Rada państwa uchwala ustawę prasową, korona ją sankcjonuje, a C. k. władze polityczne we Lwowie interpretują ją podług swojej woli. Jest w niej między innemi paragraf, który orzeka, że redaktorem odpowiedzialnym nie może być nikt, kto według przepisów ordynacji wyborczej dla gmin, z powodu popełnionej zbrodni lub przestępstwa utracił prawo wyboru w gminie. Obowiązek przeprowadzenia dowodu, czy ktoś posiada wymaganą w tym paragrafie kwalifikację na redaktora, lub nie, spada oczywiście na tego, w czyim interesie leży, aby ustawa była wykonaną, t. j. na władzę publiczną. Tymczasem podaje temi dniami niejaki p. Z. zawiadomienie do c. k. dyrekcji policji, iż obejmuje redakcję Mrówki, i otrzymuje odpowiedź, że poprzednio powinien się wykazać, jako nie popełnił nic, coby go wykluczało od prawa wyboru w gminie. Gdyby w prawodawstwie przyjęto tę interpretację, daną ustawie prasowej przez c. k. władze lwowskie, osiągniętoby rezultaty, o jakich nikomu się jeszcze nie śniło w żadnem cywilizowanem ani niecywilizowanem państwie. I tak np. możnaby schwytać pierwszego lepszego człowieka z ulicy, zaprowadzić go do Karmelitów i trzymać w więzieniu śledczem, pókiby się nie wykazał, że nigdy w swojem życiu nie popełnił nic karygodnego. Byłby to może bardzo doskonały sposób wymierzania sprawiedliwości, i żaden złoczyńca nie uszedłby zasłużonej kary, ale dla spokojnych i lojalnych poddanych Jego ces. i królewsko-apostolskiej Mości z czasem taka praktyka sądowa okazałaby się przecież może nieco za uciążliwą. Niemniej uciążliwym byłby dla redaktorów obowiązek wykazania „absolutnej niewinności“, jaki na nie wkłada c. k. dyrekcja policji we Lwowie. Ces. król, dyrekcja policji zażądała w przytoczonym powyżej wypadku certyfikatu od „przynależnej“ władzy gminnej. Cóż będzie w takim razie, jeżeli niefortunny redaktor nie należy przypadkiem do żadnej gminy? A bez żartu, dzięki jasności i zrozumiałej stylizacji rozmaitych obowiązujących jeszcze i po części już nieobowiązujących przepisów i rozporządzeń, są w szczęśliwej Przedlitawii ludzie tak upośledzeni, że nawet nie przysłużą im najpierwotniejsza ze wszystkich korzyści, jaką człowiek odnosi ztąd, iż żyje w społeczeństwie z innymi ludźmi, zamiast jak borsuk, lub odyniec, prowadzić żywot osamotniony w lesie lub na pustyni. Jednem słowem, są ludzie, którzy nie należą do żadnej gminy. Pamiętam, że kiedy w roku 1864 c. k. władzom bezpieczeństwa w moim własnym interesie i w mniemanym interesie dobra i bezpieczeństwa całej c. k. monarchii zależało na tem, ażeby znaleźć w królestwach Galicji i Lodomerji kącik, w którymbym zapomocą różnych szups i cwangspasów mógł być ulokowany wygodnie i spokojnie aż do nastania innych jakich czasów — naówczas cała c. k. dyrekcja policji we Lwowie i trzy mięszaue c. k. becyrksamty na prowincji, przewartowawszy wszystkie rozporządzenia, normalia, przepisy itp., nie były w stanie orzec, na którą z 6.000 gmin w kraju należy właściwie włożyć zaszczyt przymusowego przyjęcia mnie do swego łona. Na szczęście, nim trudność ta została rozwiązaną, zniesiono stan oblężenia i ciekawa kwestja mojej „przynależności“ przestała być tak piekącą. Ale cóżby się ze mną stało, gdyby mi kazano wykazać się świadectwem „przynależnej mojej gminy“, że nie utraciłem w niej prawa do wyboru!
Wdawszy się raz w temat liberalnego i mniej liberalnego tłumaczenia ustaw, muszę powiedzieć, że pod tym względem niema nic tak doskonałego, jak prowizorjum. P. radca dworu Mosch nie był z pewnością tak liberalnym, jak np. Garibaldi, a nawet w danych razach był bardzo nieliberalnym. A jednak, w chwili ustąpienia lir. Gołuchowskiego, gdy przez parę dni prowizorycznie zajmował krzesło prezydjalne w namiestnictwie, popełnił czyn nadzwyczaj liberalny, bo pozwolił na przedstawienie „Gwiazdę Sybiru“ w teatrze polskim. Nikt nie zechce posądzać pensjonowanego dziś p. radcę dworu o gonienie za popularnością, widocznie tedy był on w tym wypadku „prowizorycznie“ liberalnym. Obecnie zakazano znowu „Gwiazdę Sybiru“, bo liberalne prowizorjum już się skończyło.
W sferach urzędowych ma się nawet odbywać wielkie zawracanie oczu i załamywanie rąk z powodu, iż sztuka ta, chociażby tylko prowizorycznie, była dozwoloną. Zapewne, że jest to niemałe horrendum wobec potrójnego filtru, z którego składa się we Lwowie cenzura teatralna, i przez który nie mogą przecisnąć się najniewinniejsze nawet sztuki. Oprócz policji i namiestnictwa istnieje bowiem jeszcze osobny cenzor teatralny dla sztuk polskich. (Niemieckie obchodzą się prawie całkiem bez cenzury). Cenzorem tym jest p. Skrzyński, dyrektor kancelarji Wydziału krajowego. Jeżeli p. S. nie odrzuci zupełnie jakiej sztuki, to przynajmniej trzyma ją jak najdłużej w kwarantanie u siebie. Mówią, że niema czasu — iw istocie musi być bardzo zajętym, bo oprócz posady w Wydziale krajowym piastuje jeszcze godność sekretarza manipulacyjnego przy Radzie nadzorczej Towarzystwa kredytowego. Samo pisanie kwitów na pensje za tak różnorodne czynności musi zabierać wiele czasu.

(Gazeta Narodowa, Nr. 26. z d. 2. lutego r. 1869.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lam.