<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lam
Tytuł Kroniki lwowskie
Podtytuł umieszczane w Gazecie Narodowej w r. 1868 i 1869, jako przyczynek do historji Galicji
Pochodzenie Gazeta Narodowa Nr. 30. z d. 7. lutego r. 1869
Wydawca A. J. O. Rogosz
Data wyd. 1874
Druk A. J. O. Rogosz
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
56.
Karnawał i jego przyjemności. — Hrabiomania. — Przerażająca historja o kadrylu, w którym hrabiny pomięszano z żydówkami. — Komisja wsparcia dla  uczniów polskich w Szwajcarji.

Żyjemy w czasie, najobfitszym w plotki różnego rodzaju, bo czemżeby był karnawał, gdyby nie nastręczał sposobności do pomówienia o sąsiadach i sąsiadkach, o znajomych, przyjaciołach i przyjaciółkach? Ściśle biorąc, każda zabawa z tańcami i strojami o tyle jest zabawną, o ile się o niej mówi parę tygodni przedtem i potem. Dopiero te wszystkie uwagi, krytyki, przycinki, któremi współzawodniczące strony starają się osłodzić sobie zwycięztwo lub klęskę, dodają właściwego blasku i uroku balom i wieczorkom, piknikom i kółkom. Hotentoci i Kafrowie tańczą także, ale ploteczka, ta wyższa przyprawa towarzyskiego życia narodów cywilizowanych, jest im zupełnie nieznaną — równie jak róż i bielidło, puder i fałszywe loki, bez czego my Europejczycy obejść byśmy się nie mogli. Już tedy dla samego okazania naszej wyższości nad temi dzikiemi ludami, powinniśmy jak najskrzętniej zajmować się historyjkami, które nam karnawał z sobą przynosi, a obowiązkiem kronikarza, znającego swoje powołanie, jest, rejestrować starannie wszystkie opowiadania, krążące po bruku w czasie zapustnym.
Żałuję mocno, że ta uwaga, tak trafna i niezbita, teraz dopiero, z końcem karnawału, przyszła mi do głowy. Jestem dziś bowiem w zaległości z sześciotygodniowym prawie referatem zapustnym, i przy najszczerszych chęciach nie zdołałbym naprawić mojej opieszałości. Cóżby dziś zresztą za interes obudzało n. p. spostrzeżenie, że na tym a na tym balu, który odbył się przed 3ma albo 4ma tygodniami, wyglądała daleko piękniej pewna bardzo niemłoda i bardzo niepiękna dama, w bardzo kosztownej sukni z prawdziwemi koronkami, od kilku innych, młodszych, piękniejszych, ale skromnie ubranych? Potęga sztuki odniosła tu świeży tryumf nad naturą, i na tem koniec. Natura zresztą sama sobie winna, że nie bieli się, nie różuje, nie maluje brwi i nie przyprawia obcych włosów, a przedewszystkim, że nie wydaje dywidendy, za którąby można kupić jedwabie i koronki, a nawet korony — przynajmniej hrabskie.
Nie chcę ja utrzymywać, że za dobre pieniądze nie można mieć i świetniejszej korony, niż hrabska — przypuszczam bowiem, że niektóre królewskie nawet dyademy byłyby na sprzedaż, gdyby wielcy kapitaliści nie wahali się nabywać meble tak wątpliwej wartości. Wspomniałem o koronie hrabiowskiej, bo ta u nas najczęściej jest przedmiotem popytu i sprzedaży. Nie dość, że niejeden rad albo sam, jeżeli może, przyjść do dziewięciu pałeczek na tarczy herbowej, albo przynajmniej syna lub wnuka po kądzieli zrobić hrabią, jeszcze i sami hrabiowie, osobliwie w czasie karnawału, są bardzo poszukiwanym towarem. Im bardziej arystokracja odgranicza się od klas średnich, tembardziej te ostatnie przepadają za hrabiami. Nie byłoby balu, nie bawionoby się wcale, gdyby około godziny pół do jedynastej przynajmniej dwóch prawdziwych hrabiów nie pojawiło się na sali, nie okręciło się na swoich jaśnie wielmożnych obcasach w kółko, i ziewnąwszy dwa razy, nie poszło do domu. Ta hrabiomania u naszej inteligencji burżoazji utwierdza uprzywilejowane stany w poczucia swojej wyższości i lepszości. Naturalnie, drożą się ze swoją obecnością, urządzają osobne składkowe zabawy, wyłącznie dla siebie. Jeżeli przypadkiem jacy jaśniej wielmożni państwo zabłąkają się na zabawę mieszczańską, komitet urządzający musi dobrze uważać, ażeby pary arystokratyczne nie znalazły się w zbyt bliskiem sąsiedztwie z „kanalią.“ Mimo wszelkiej uwagi i ostrożności udaje się to nie zawsze. I tak niedawno, pewna hrabina znalazła się tuż obok żydówki, NB. obok żydówki bardzo starannie wychowanej, i między innemi, mówiącej lepiej po polsku od jaśnie wielmożnej pani. Zapewne jednak pani hrabina po raz pierwszy miała sposobność oglądać tak zblizka stworzenie niechrześciańskie, tańczące kadryla, dobyła tedy lornetki, i począła ją mierzyć od stóp do głowy. Żydówka w tej chwili przypomniała sobie znowu, że nie widziała hrabiny tak ciekawej, i ze swojej strony rozpoczęła tę samą operację za pomocą lornetki. Wzajemna ta inspekcja odbywała się w oddaleniu dwóch kroków, jaśnie pani sobie, a żydówka sobie. Zgroza kół arystokratycznych z tego powodu nie ustępowała w niczem oburzeniu królewicza pruskiego, gdy na balu we Florencji ujrzał księżniczkę Sabaudzką, walcującą z synem bankiera. Opisał to swego czasu bardzo dobrze Chochlik:

Gdzież jest, stary Carignano,
Tradycyjna duma twoja?
Z żydem tańczy Margherita,
Margherita di Savoia.

Gdy się już obydwie panie dobrze sobie przypatrzyły, udało się vortänzerowi przegrodzić je jakąś neutralną parą — i kadryl mógł rozpocząć się bez przeszkody.
Za przykładem Lwowa, szlachta na prowincji zaczęła się odgraniczać i odosabniać także w niektórych okolicach. W P. odbył się bal na cel dobroczynny, na który nie proszono nikogo z właścicieli tabularnych, prócz kilku dzierżawców. Dziwny to objaw w dzisiejszych czasach! Więcej niż kiedy potrzebujemy solidarności, łączności wszystkich stanów, a właśnie ten stan, który najlepiej powinien pojmować interes ogólny, który najwięcej cierpi z powodu rozstroju naszego społecznego, zaczyna się izolować w najlepsze. Czyż dlatego, że lwowskie Towarzystwo narodowodemokratyczne jest śmieszne, to już i niedemokraci mają się obśmieszać? Zasada równości, jedności, solidarności narodowej nie powinnaby na tem cierpieć, że jej Pan Bóg dał tak złych obrońców, którzy niewiedzieć po co się stworzyli.
Z Szwacarji dochodzi nas znowu głos komitetu wsparcia dla uczniów polskich, odzywający się do kraju o pomoc dla tej nieszczęśliwej młodzieży naszej, pracującej na wygnaniu. Z datków, nadesłanych z Galicji i W.ks. Poznańskiego, dawano w tym roku utrzymanie 10 uczniom. Niektórzy, skończywszy szkoły, otrzymali już posady, zabezpieczające im sposób do życia. Komitet wyraża ubolewanie swoje z powodu, że w kraju nie udało się umieścić żadnego z tych młodych ludzi. Kraj nasz nie posiada bynajmniej zbytku uzdolnionych techników, a rodacy, biegli w tym zawodzie, muszą szukać umieszczenia za granicą.
Szwajcarja ciągle jeszcze z wszelką gotowością przychodzi w pomoc naszej młodzieży. Uwolniono uczniów od opłat szkolnych, uwzględniając ich wyjątkowe położenie. Suma, wydana w tym roku przez komisję subsydjów, wyniosła zwyż 4.500 franków. Kraj powinienby się postarać, ażeby w przyszłym roku cyfra ta mogła być podwojoną. Nie może być nic zgubniejszego dla młodzieży, skazanej na wygnanie z kraju, jak próżniactwo, a niczem tak zbawiennie nie można jej przyjść w pomoc, jak ułatwiając jej naukę.

(Gazeta Narodowa, Nr. 30. z d. 7. lutego r. 1869.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lam.