Ks. Norbert Bonczyk/Walka kulturna
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ks. Norbert Bonczyk |
Wydawca | Tow. Oświaty na Śląsku im. św. Jacka |
Data wyd. | 1918 |
Druk | K. Miarka Sp. z ogr. por. w Mikołowie. |
Miejsce wyd. | Opole |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Te prace ks. Norberta były tylko ostrzeniem broni do dalszej walki, na jaką się zanosiło. Zewsząd bowiem na burzę się zbierało. We Włoszech na gruzach państwa kościelnego dokonywało się właśnie zjednoczenie narodu pod dynastją sabaudzką, a ogłoszenie przez sobór watykański (1870) dogmatu nieomylności papieskiej do wściekłości przyprowadziło wszystkich wrogów kościoła. W Niemczech wyłoniła się z oporu sekta starokatolicka, której głównym szermierzem na Górnym Śląsku był osławiony ks. Paweł Kamiński w Katowicach.
Boleśnie zadrgało serce ks. Bonczyka, gdy dnia 20 września 1870 roku wojska Garibaldi'ego zdobyły Rzym i uwielbiany papież-król Pius IX stał się więźniem watykańskim. Uczucia swoje wynurzył we wierszu „Opoka Piotrowa“:
Patrz świecie chrześcijański, twój Ojciec związany
Nie żelazne — piekielne już dźwiga kajdany!
Czy Bóg z nieba nie widzi, co się w świecie dzieje?
Czy opoka Piotrowa na starość się chwieje?
Błoga łodzi Piotrowa, już burze i wały
Nie raz się o twe ściany z łoskotem łamały;
Mocną ręką prowadził przez gęste ciemności
Sternik bieg twój ku brzegom ojczystym wieczności!
Gdy i teraz potopu szumiące bałwany
Bezdenne i bez granic jak ocean zlany
Rozdzierają paszczękę, i berła, korony,
Stolice pożerają — jęczy świat strwożony
Jak gdyby się łamały biegu jego osi:
Nad wodami spokojnie Kościół się unosi.
Łódź Piotrowa jak korab nowego zakonu
Płynie — ręką wszechmocną broniona od zgonu,
Płynie, wiedząc, że znów się niebo rozpogodzi!
Wnet da znak gołębica, że już gwałt powodzi
Umilkł! Korab na górze ocalony stanie,
A Rzym znowu obejmie świata panowanie!
Ale już nie tylko wierszami miał ks. Bonczyk bronić powagę papiestwa. Wkrótce powołano go do czynu. — W roku 1871 wyklęty z kościoła ks. Kamiński w Katowicach, kupiwszy podstępem stojący jeszcze po wybudowaniu nowej świątyni drewniany kościółek tymczasowy, pod protekcją rządu zaczął szerzyć sektę starokatolicką. Był to znakomity kaznodzieja i ślicznie mówił po polsku, podczas gdy tamtejszy kuratus ks. Schmidt bardzo niedostatecznie władał językiem polskim. Kamiński świadomie wyzyskiwał tę słabość swego przeciwnika wskazując w kazaniach na lekceważenie ludu, któremu śmie się posyłać księży koszlawiących jego mowę. Z dnia na dzień przybywało mu zwolenników, dla których nawet osobną wydawał gazetę „Prawdę“, pieniężnie przez liberałów zasilaną. Aby ratować Katowice dla wiary
prawdziwej, wysłał tam urząd biskupi na trzy miesiące ks. Bonczyka, ufając, że gorliwością, uczonością a przedewszystkiem biegłością swoją w języku polskim i wymową złamie wpływ Kamińskiego i nawróci odszczepieńców. Nader trudnem było zadanie; jednakowoż z wielkim zapałem podjął go się kapelan bytomski. Wszak powaga papiestwa to jego temat ulubiony! Z łagodnością, która „trzciny nadłamanej nie dołamie a lnianego, co dymi, knota nie dogasi“ (Mat. XII, 20) zapraszał rzesze zwiedzione do powrotu, ale też z powagą największą przypominał zatwardziałym sekciarzom słowo Pańskie: „Jeśliby kto kościoła nie usłuchał, niech ci będzie jako poganin i celnik". (Mat. XVIII, 17). Podawał przytem obrok duchowny czystego Słowa Bożego na złotej szali czystej polszczyzny i trafił słuchaczom do serca. Przejrzał teraz lud katowicki, olśniony dotąd szumną wymową Kamińskiego i poznał, że to była tylko „miedź brząkająca” i „cymbał brzmiący“ (1 Kor. XIII). Wielu ze żalem wracało tam, gdzie jedna owczarnia i jeden pasterz. Za trzy miesiące (23 października) z wielkiem uznaniem i szczerą podzięką pozwolono ks. Norbertowi wrócić do Bytomia, bo Katowice w osobie ks. Lubeckiego otrzymały również dzielnego kaznodzieję, uwielbianego wszędzie przez lud górnośląski. Był on zdolen prowadzić dalej dzieło przez ks. Bonczyka tak świetnie rozpoczęte. Po kilkoletniej walce Kamiński musiał ustąpić z Katowic i opuścił Górny Śląsk.
Dnia 4 maja 1874 roku umarł ks. Szafranek, ojcowski przyjaciel ks. Norberta. Odtąd ks. Bonczyk jako najstarszy z kapelanów musiał zawiadować parafją rozległą. Jakże się zadziwił, gdy wszelkie korespondencje „do urzędu parafjalnego w Bytomiu“ odstawiano landratowi, który je czasem otworzone (!) onemu przesyłał. Daremnie protestował; dopiero w październiku (1874) zlecono poczcie, żeby podobne listy zaraz onemu wręczała. Nowego proboszcza biskup na razie nie mógł posłać, gdyż właśnie obsadzanie posad duchownych stanowiło jeden z punktów najbardziej spornych pomiędzy Rzymem a Berlinem. A właśnie wtedy walka dochodziła do stopnia najwyższego. W roku 1875 arcybiskupi koloński i poznański, biskupi monasterski, paderbornski, trewirski i sufragani poznański i gnieźnieński za mężną obronę kościoła odsiadywali kary po fortecach i więzieniach, a biskupi limburski i wrocławski żyli chlebem wygnańców. Wrocławskiego księcia-biskupa Henryka Foerster'a w tym samym roku 1875, w którym w kwietniu święcił swój złoty jubileusz kapłaństwa, sądy pruskie w październiku zesadziły z urzędu, tak że do austrjackiej części djecezji musiał uciekać, gdzie pozostał aż do śmierci (1881). I na naszym Górnym Śląsku było wtenczas spustoszenie niemałe. Wiele parafji bowiem było bez pasterza, a zakony z kraju wydalone.
Z Bytomia, z Mikołowa i z Królewskiej Huty
Szkolne Siostry wygnano, a łańcuch ukuty
Czeka na ofiar więcej; Jezuici w Rudzie
Już się z domem rozstali, darmo płaczą ludzie.
(Góra Chełmska str. 80).
W tym samym roku (1875) zamknięto też klasztor OO. Franciszkanów na Górze św. Anny. Ostatni odpust na św. Krzyż ks. Bonczyk uwiecznił w epopeji „Góra Chełmska“.
Przez całe dwanaście lat ks. Norbert zarządzał tak parafją bytomską, z tego przeszło trzy lata w biedzie i niedostatku. Albowiem stałych dochodów proboszczowskich nie pobierał, a dochody przypadkowe nie starczyły na prowadzenie domu, tem mniej że w roku 1875 duchowieństwu zatrzymano wszelkie pensje. Coprawda landrat v. Wittken ofiarował zapomogę księżom bytomskim — byli to księża Bonczyk, Schirmeisen, Klein i Mattern — lecz z tej strony niczego nie przyjęli. Pięknie powiedział wtedy ks. Bonczyk landratowi: „Ten co kruki karmi, i nas „czarnych“ będzie umiał wyżywić“. Raz ks. komisarz Purkop pożyczył 300 twardych, inny raz znowu parafjanie darowali 100 talarów. Nareszcie zarząd kościelny w grudniu 1877 roku uchwalił rocznie 1500 marek na utrzymanie księży. Podczas całej walki kulturnej ks. Bonczyk stał na stanowisku: Skoroście „popom“ prawa odebrali, nie żądajcie od nich obowiązków! Chociaż więc proszono go o to, nie ogłaszał w kościele spraw szkolnych, bo szkoła od roku 1872 zupełnie była upaństwowiona. W podobny sposób odmówił zarządowi kościelnemu, tj. generalnej dyrekcji szafgoczowej, wspomnienia podatków kościelnych na ambonie, „gdyż duchowieństwo nie jest wykonawczym organem uchwał zarządu“. Ówczesną korespondencję z władzami świeckiemi
złączył w zeszyt pod oznaką „lwie skóry z walki kulturnej“. Czasem i przy kazaniu napomknął o zakusach państwa, ale bardzo ostrożnie „bo się już znał z kozą“. Powiedział n. p.: „Klucze św. Piotra dzisiaj wielu zdają się być za wielkie i ociężałe; chcą je oszlifować, aby do nowomodnych zamków lepiej pasowały“. Na pierwszym wiecu polskim w Leśnicy (1881) mówił o walce kulturnej. Ale zarzucano mu potem, iż zanadto krył się w porównaniach.
Z smutnej rzeczywistości ks. Norbert uciekał się do światłych wyżyn poezji, szukając i znajdując tam pociechę i ukojenie. W r. 1879 wydał epopeję „Stary Kościół Miechowski“ (2 wydanie 1883), w której złożył „lat dziecinnych szczęśliwych przebłogie wspomnienia“. O tym poemacie pisał Ignacy Kraszewski w jednem z ilustrowanych czasopism warszawskich, że zasługuje na to, aby dostąpił szerszego rozgłosu. Pierwszem zaczątkiem do „Starego Kościoła Miechowskiego“ były „Pamiętniki Szkolarza Miechowskiego odczytane na uroczystości pięćdziesięcioletniego jubileuszu nauczycielskiego Pana Rektora P. Bienek, odbytej dnia 20-go sierpnia 1872 roku w Miechowicach“. — Kilka lat później bawiąc na kuracji u wód napisał dosyć pospiesznie nowe dzieło „Góra Chełmska“ (1886), czyli wspomnienia z r. 1875. Sam uważał to za „rzecz mniejszej wartości“; jednakowoż idea przewodnia tego utworu, obfitującego zresztą w śliczne ustępy, jest wzniosła. Jest to poniekąd poetyczna apologja pobożnego ludu górnośląskiego.
Ojcze! oby nasz Berlin widział zgromadzenie,
Porzuciłby o polskim ludu uprzedzenie.
Czyż ten lud jego wrogiem? tegoż mu się lękać?
O, kto się nie oduczył w Boga wierząc klękać,
Nie podniesie zbrodniczej prawicy na króla!
Król od Boga, więc jego stać się musi wola.
Ten lud kraju nieszczęściem? — To kamień węgielny!
Kto go czerni przed królem, ten kłamie bezczelny!
(Góra Chełmska str. 109).
Główne te poezje ks. Bonczyka są pierwszą a dotąd jedyną próbą przedstawienia w formie epicznej całokształtu życia ludu polskiego na Śląsku. Dlatego Ks. Św., omawiając „Stary Kościół Miechowski“ w „Katoliku“ (1879, nr.7), nazywa autora Homerem górnośląskim.[2]
Nareszcie fale wzburzone zaczęły się uspakajać. Bismarck przekonawszy się, że kościoła nie zwycięży, szukał porozumienia z Rzymem i od roku 1880 znosił powoli ustawy niesprawiedliwe. Teraz dopiero można było pomyśleć o uporządkowaniu stosunków duszpasterskich. Ks. Bonczyk dnia 5 czerwca 1886 r., w przededniu urodzin swoich wreszcie stał się proboszczem, zaledwie rok przed srebrnym jubileuszem swego kapłaństwa. Było to kilka dni przed uroczystem poświęceniem nowego kościoła św. Trójcy.
Na miejscu dzisiejszej wspaniałej świątyni gotyckiej, o której Stanisław Piast (Bełza) sądzi, że podobnej może ani Warszawa nie posiada, stał od roku 1620 wśród cmentarzyska stary walący się kościołek św. Trójcy. Wobec ogromnego przyrostu ludności już ks. Szafranek był dążył do rozdzielenia parafji i budowania tam nowego kościoła. Po jego śmierci (1874) ks. Bonczyk wśród walki kulturnej dalej prowadził układy i nareszcie dnia 21 maja 1883 r. mógł poświęcić kamień węgielny, w którym zamknięto dokument przez niego po łacinie, po niemiecku i po polsku ułożony. Po ukończeniu świątyni w roku 1886 zamianowano równocześnie ks. Bonczyka i ks. Schirmeisen'a proboszczami bytomskimi, pierwszego przy starym, drugiego przy nowym kościele. Ks. Norbertowi już dwa lata przedtem (1884) ze względu na jego zasługi przyznano prawo noszenia kołnierza na rewerendzie.
- ↑ „Wykład Godzinek“ jest bodaj najważniejszem z dziełek religijnych, jakie wyszły z pod pióra ks. Bonczyka. Przeważnie wychodziły u Goerlicha we Wrocławiu, zwykle bez podania roku. Wymieniamy n. p. „Nabożeństwa do Najśw. Serca Jezusa i do najdroższej Krwi Jego“ tłumaczenie z niemieckiego (doczekało się przynajmniej siedmiu wydań); — „Nabożeństwa do Najśw. Panny Maryi Nieustającej Pomocy“; — „Książeczka św. Jadwigi mieszcząca w sobie krótki życiorys św. Patronki naszej oraz litanie, godzinki i modlitwy“; — „Nauka o św. Bierzmowaniu“ które ks. Bonczyk, jak dawniej ks. Antoni Stabik z niemieckiego na język polski przekładał. — Rok przed śmiercią wydał jeszcze „Nowy brewiarzyk tercyarski“ (Bytom, 1892). — Z papierów jego pośmiertnych drukował wreszcie „Katolik“ w dodatku swoim „Rodzina“ (1898-1902): „Św. Józef, wzór dla rodziców chrześcijańskich“. — W rękopisie zostały dwa tłumaczenia z walki kulturnej, mianowicie dziełka dra Franz'a: „O majątku Kościoła katolickiego, odezwa do gminów katolickich“ — i Albana Stolz'a: „Do kogóż iść mamy? — Pytanie tych, którzy nie wiedzą jako sobie postąpić wobec od Kościoła ogłoszonego ale od przeciwników znieważonego artykułu wiary o urzędowej nieomylności papieża, razem odpowiedź“.
- ↑ Odżałować nie można, że ks. Bonczyk nie zdołał już dokończyć i wydać trzeciego wielkiego eposu, nad którem w ostatnich latach pracował. Z krótkich napomknień nieboszczyka wobec osób najbliżej mu stojących wnioskować należy, iż był to wielki poemat na szerokiem tle polskiem, który miał znacznie przewyższyć „Stary Kościół Miechowski“ i „Górę Chełmską“. Niestety nikt ani tytułu się nie dowiedział, ani rękopisu nie widział. Najprawdopodobniej ks. Bonczyk jak wiele innych papierów tak i ten niewykończony utwór kazał przed śmiercią spalić.