[93]KSIĘGA KOHELET
Marność jest klątwą ziemi syna,
A działem jego — nieświadomość,
A losem jego dzieł — znikomość,
A imię jego — proch i glina!
Próżno się kusi wzlecieć duchem
Z pyłu, gdzie trawi go tęsknota;
Próżno się zrywa i szamota,
Skowan glinianych pęt łańcuchem!
Dnie jego są jak dnie najemcy,
A jak sęp głodny jego serce,
I w wiecznej z sobą on rozterce,
I nie masz — nie masz dlań rozjemcy!
I cóż ma z trudu swego człowiek
I z prac tych, które wszczął pod słońcem?
Znikomość jego dzieł jest gońcem,
A żywot jego mgnieniem powiek!
Rozkosz i ból, co pierś nam wzdyma,
Mijają tak, jak szybkie łodzie:
Chwil kilka drży ich ślad na wodzie —
Uciekły już — i już ich niema!
Wirują światy w rączym pędzie
Swym wiecznym torem bez wytchnienia —
Tak było w pierwszym dniu stworzenia,
Tak jest i dziś — tak zawsze będzie!
[94]
Do morza wodę znoszą rzeki,
To zaś je znowu chmurom zwraca —
Od wieków trwa ta próżna praca
I będzie trwać po wszystkie wieki!
Do pomogilnych dążąc wczasów,
Kroczy wciąż ludzkość bez przestanku —
Tak było w pierwszych dni poranku,
Tak będzie aż do końca czasów!
Plon zgonów chłonie żywot łasy
I w powrót śmierci plon oddawa —
Tak chcą przyrody twarde prawa
Po wszystkie wieki — wszystkie czasy.
To, co istnienia zwiem imieniem,
Co zwiem poczęciem i konaniem,
Jest tylko prochów wirowaniem
I męką ciał i utrapieniem.
Szalony więc ten, komu zda się,
Że coś buduje lub wywraca;
Daremne trudy! próżna praca!
Wszystko już było kiedyś w czasie!
Znikomość jest dzieł ludzkich gońcem:
Co jest — to było już od wieka,
Co było — nowych wcieleń czeka;
Nowego nie masz nic pod słońcem!
Mijają ludzkie pokolenia,
Jak fale, gdy wiatr morzem zmęci —
I nie masz godów ich pamięci
I nie masz bólów ich wspomnienia!
Śmiechowi memu rzekłem: — Szalej!
Sercu: — Upoję cię weselem!
Rozkoszy rzekłem: — Tyś mi celem!
A życiu: — Kruź mi uciech nalej!
[95]
I piłem — piłem życia kruże,
Ustami — sercem — całą duszą,
Myśląc, że wiecznie żądze kuszą
I wiecznie kwitną wianka róże.
Lecz wkrótce minął szał zachwytu —
Powiędły róże i opadły.
I zmierzchły żądze me i zbladły,
I naszedł na mnie cień przesytu.
Bo rozkosz ziemska jest zwodniczą,
I leży na dnie jej znikomość,
I czarem jej jest nieświadomość,
A nasycenie jej — goryczą!
Więc obróciłem żądz płomienność,
By poznać mądrość, umiejętność,
I szał, i głupstwo i namiętność,
Czy próżnia mianem ich? czy plenność?
Lecz gdym na szalę wziął rozwagi
To, co stanowi treść żywota,
Złud oczom zmierzchła mym pozłota
I kwiat był nędzny — szary — nagi.
I odleciało mnie wesele,
Jak ptok wiosenny, gdy śnieg prószy,
I siadła żałość na mej duszy,
Płacząc w urojeń mych popiele!
Bo ten, co mnoży plon mądrości —
Mnoży plon smutku i wątpienia,
A kto plon mnoży doświadczenia —
Mnoży plon wstrętu i gorzkości!
Widziałem skrzętną gospodarność,
Co sen powiekom swoim kradła,
I chleb swój w ciągłej trosce jadła
I miano jej nazwałem: — Marność!
[96]
Widziałem płochą żądz łakomość,
Co motylemi goniąc ślady,
W swe własne się wikłała zdrady,
I dałem nazwę jej: — Znikomość!
I zapytałem: — Któraż z dwojga
Jest roztropnością? która szałem?
Gdy jedna marność ich udziałem,
I jeden trud i kres obojga?
Boć równy dział jest tych, co skąpią
Z tymi, co trwonią swe dostatki,
I jako wyszli z łona matki,
Tak nadzy w grobów ciemnie wstąpią!
Widziałem szał wojennej sławy,
I stratowane końmi rżyska,
I pełne trupów bojowiska,
I strop niebiosów łuną krwawy.
Widziałem mordów okrucieństwa,
I bojujących srogą mściwość,
I straszną wojen zapalczywość,
I wszystkie dzikich walk przekleństwa,
Widziałem moc — co ludzi żenie
Na rzeź — i dumę jej zwycięzką,
Ze pochód swój znaczyła klęską,
A śladem biegło jej — zniszczenie.
A kiedym śledził, pełen gniewu,
Jej dróg — szedł czas pustkowia szlakiem
I niepamięci wiejąc makiem,
Byt nowy budził z jej posiewu.
Mogiły w darni upowiciu
Stroiły kwieciem swoje czoła,
I grała ptaszków pieśń wesoła,
Psalm zwycięzkiemu dzwoniąc życiu.
[97]
I urągały świerszczów pienia
Snom, które sławy żądza pieści,
I już nie było tam boleści,
A jeno spokój zapomnienia!
Więc rozbrojony zawołałem:
Wielkości! sławo! nic! czczy dymie!
Jałowy szał jest twoje imię,
A marność jeno twym udziałem!
Jak wicher mocny w złej godzinie,
Szalejesz, łamiąc życia kwiecie,
A tyle śladu twego w świecie,
Ile po wietrze — gdy przeminie!
Słyszałem uczt pijanych śmiechy,
Widziałem grzesznych powodzenia,
I sprawiedliwych utrapienia,
I łzy płynące bez pociechy.
Widziałem zacnych trupówtrudów klęski,
I mądrość w wzgardzie i w ucisku,
I głupstwo cześć biorące w zysku,
I bezmyślności bieg zwycięski.
Widziałem srogich krzywd sromotność
I niezbadaną losów kolej,
Szaleństwo doli i niedoli,
I całą świata spraw przewrotność!
I szła śmierć dzieci ludzkich sadem,
I oszczędzając niedołęztwo,
Raziła młodość, piękność, męstwo,
I niema rozpacz szła jej śladem.
I szalał los, jak górska woda,
I nie rządziła światem tkliwość,
Ni mądrość, ni też sprawiedliwość —
Jeno bezmyślność a przygoda.
[98]
Więc żal uczułem, wstręt i trwogę,
I przeklinałem mą bezsilność,
Że torów świata widząc mylność,
Sprostować jego dróg nie mogę.
I rzekłem sercu memu: Wiera!
Skoro tak wstrętną świata chromość,
I marność życia a znikomość,
Czyż nie szczęśliwszym, kto umiera?
Ach, bo nie znają w snach mogilnych
Drzemiący ciężkich trosk żywota
I duch się już ich nie szamota
W pragnieniach tęsknych a bezsilnych.
Śmierć ich otula grobów ciszą,
A sen głęboki myśl ich mroczy,
I już nie widzą krzywd ich oczy
I jęków uszy ich nie słyszą!
I wzmogła się tęsknota we mnie,
I pełny smutku i przesytu,
Wołałem: Och, zagadkę bytu
Wyjawcie wy mi, grobów ciemnie!
Lecz milczał grób spowity zielem,
I zapytaniom moim próżnym
Pozostał zgon odpowiedź dłużnym,
Bo ziemski byt sam sobie celem.
I nie ma człowiek nic przed ptakiem
Którego łowcy grot zabija,
I tak, jak kwiat w dolinie mija,
Mkną jego dni marności szlakiem.
Bo to, co śmierci zwą imieniem,
I co snu mogił nosi miano,
Jedynie prochów jest przemianą
I nowych bytów przebudzeniem.
[99]
Więc nic? więc nic, jeno znikomość?
I jeno trosk i żądz omylność?
I tylko marność i bezsilność?
A całem szczęściem — nieświadomość?
Więc nic? — napróżnoż serce krwawię,
W tęsknotach trawiąc się płomiennych?
I nic! krom nocy mych bezsennych
I cięższych jeszcze snów na jawie?
Więc nic! I znikąd nie zaczerpie
Syn ziemi w smutkach swych otuchy!
I nic! I celem grób mu głuchy!...
Dlaczego kocham? tęsknię? cierpię?
(Włodzimierz Zagórski).