Księga Kohelet (tłum. Zagórski, 1921)

<<< Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Księga Kohelet
Pochodzenie Dywan wschodni, dział Izrael
Redaktor Antoni Lange
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Włodzimierz Zagórski
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały dział Izrael
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KSIĘGA KOHELET

Marność jest klątwą ziemi syna,
A działem jego — nieświadomość,
A losem jego dzieł — znikomość,
A imię jego — proch i glina!

Próżno się kusi wzlecieć duchem
Z pyłu, gdzie trawi go tęsknota;
Próżno się zrywa i szamota,
Skowan glinianych pęt łańcuchem!

Dnie jego są jak dnie najemcy,
A jak sęp głodny jego serce,
I w wiecznej z sobą on rozterce,
I nie masz — nie masz dlań rozjemcy!

∗                    ∗

I cóż ma z trudu swego człowiek
I z prac tych, które wszczął pod słońcem?
Znikomość jego dzieł jest gońcem,
A żywot jego mgnieniem powiek!

Rozkosz i ból, co pierś nam wzdyma,
Mijają tak, jak szybkie łodzie:
Chwil kilka drży ich ślad na wodzie —
Uciekły już — i już ich niema!

∗                    ∗

Wirują światy w rączym pędzie
Swym wiecznym torem bez wytchnienia —
Tak było w pierwszym dniu stworzenia,
Tak jest i dziś — tak zawsze będzie!


Do morza wodę znoszą rzeki,
To zaś je znowu chmurom zwraca —
Od wieków trwa ta próżna praca
I będzie trwać po wszystkie wieki!

Do pomogilnych dążąc wczasów,
Kroczy wciąż ludzkość bez przestanku —
Tak było w pierwszych dni poranku,
Tak będzie aż do końca czasów!

Plon zgonów chłonie żywot łasy
I w powrót śmierci plon oddawa —
Tak chcą przyrody twarde prawa
Po wszystkie wieki — wszystkie czasy.

To, co istnienia zwiem imieniem,
Co zwiem poczęciem i konaniem,
Jest tylko prochów wirowaniem
I męką ciał i utrapieniem.

∗                    ∗

Szalony więc ten, komu zda się,
Że coś buduje lub wywraca;
Daremne trudy! próżna praca!
Wszystko już było kiedyś w czasie!

Znikomość jest dzieł ludzkich gońcem:
Co jest — to było już od wieka,
Co było — nowych wcieleń czeka;
Nowego nie masz nic pod słońcem!

Mijają ludzkie pokolenia,
Jak fale, gdy wiatr morzem zmęci —
I nie masz godów ich pamięci
I nie masz bólów ich wspomnienia!

∗                    ∗

Śmiechowi memu rzekłem: — Szalej!
Sercu: — Upoję cię weselem!
Rozkoszy rzekłem: — Tyś mi celem!
A życiu: — Kruź mi uciech nalej!


I piłem — piłem życia kruże,
Ustami — sercem — całą duszą,
Myśląc, że wiecznie żądze kuszą
I wiecznie kwitną wianka róże.

Lecz wkrótce minął szał zachwytu —
Powiędły róże i opadły.
I zmierzchły żądze me i zbladły,
I naszedł na mnie cień przesytu.

Bo rozkosz ziemska jest zwodniczą,
I leży na dnie jej znikomość,
I czarem jej jest nieświadomość,
A nasycenie jej — goryczą!

∗                    ∗

Więc obróciłem żądz płomienność,
By poznać mądrość, umiejętność,
I szał, i głupstwo i namiętność,
Czy próżnia mianem ich? czy plenność?

Lecz gdym na szalę wziął rozwagi
To, co stanowi treść żywota,
Złud oczom zmierzchła mym pozłota
I kwiat był nędzny — szary — nagi.

I odleciało mnie wesele,
Jak ptok wiosenny, gdy śnieg prószy,
I siadła żałość na mej duszy,
Płacząc w urojeń mych popiele!

Bo ten, co mnoży plon mądrości —
Mnoży plon smutku i wątpienia,
A kto plon mnoży doświadczenia —
Mnoży plon wstrętu i gorzkości!

∗                    ∗

Widziałem skrzętną gospodarność,
Co sen powiekom swoim kradła,
I chleb swój w ciągłej trosce jadła
I miano jej nazwałem: — Marność!


Widziałem płochą żądz łakomość,
Co motylemi goniąc ślady,
W swe własne się wikłała zdrady,
I dałem nazwę jej: — Znikomość!

I zapytałem: — Któraż z dwojga
Jest roztropnością? która szałem?
Gdy jedna marność ich udziałem,
I jeden trud i kres obojga?

Boć równy dział jest tych, co skąpią
Z tymi, co trwonią swe dostatki,
I jako wyszli z łona matki,
Tak nadzy w grobów ciemnie wstąpią!

∗                    ∗

Widziałem szał wojennej sławy,
I stratowane końmi rżyska,
I pełne trupów bojowiska,
I strop niebiosów łuną krwawy.

Widziałem mordów okrucieństwa,
I bojujących srogą mściwość,
I straszną wojen zapalczywość,
I wszystkie dzikich walk przekleństwa,

Widziałem moc — co ludzi żenie
Na rzeź — i dumę jej zwycięzką,
Ze pochód swój znaczyła klęską,
A śladem biegło jej — zniszczenie.

A kiedym śledził, pełen gniewu,
Jej dróg — szedł czas pustkowia szlakiem
I niepamięci wiejąc makiem,
Byt nowy budził z jej posiewu.

Mogiły w darni upowiciu
Stroiły kwieciem swoje czoła,
I grała ptaszków pieśń wesoła,
Psalm zwycięzkiemu dzwoniąc życiu.


I urągały świerszczów pienia
Snom, które sławy żądza pieści,
I już nie było tam boleści,
A jeno spokój zapomnienia!

Więc rozbrojony zawołałem:
Wielkości! sławo! nic! czczy dymie!
Jałowy szał jest twoje imię,
A marność jeno twym udziałem!

Jak wicher mocny w złej godzinie,
Szalejesz, łamiąc życia kwiecie,
A tyle śladu twego w świecie,
Ile po wietrze — gdy przeminie!

∗                    ∗

Słyszałem uczt pijanych śmiechy,
Widziałem grzesznych powodzenia,
I sprawiedliwych utrapienia,
I łzy płynące bez pociechy.

Widziałem zacnych trudów klęski,
I mądrość w wzgardzie i w ucisku,
I głupstwo cześć biorące w zysku,
I bezmyślności bieg zwycięski.

Widziałem srogich krzywd sromotność
I niezbadaną losów kolej,
Szaleństwo doli i niedoli,
I całą świata spraw przewrotność!

I szła śmierć dzieci ludzkich sadem,
I oszczędzając niedołęztwo,
Raziła młodość, piękność, męstwo,
I niema rozpacz szła jej śladem.

I szalał los, jak górska woda,
I nie rządziła światem tkliwość,
Ni mądrość, ni też sprawiedliwość —
Jeno bezmyślność a przygoda.

∗                    ∗

Więc żal uczułem, wstręt i trwogę,
I przeklinałem mą bezsilność,
Że torów świata widząc mylność,
Sprostować jego dróg nie mogę.

I rzekłem sercu memu: Wiera!
Skoro tak wstrętną świata chromość,
I marność życia a znikomość,
Czyż nie szczęśliwszym, kto umiera?

Ach, bo nie znają w snach mogilnych
Drzemiący ciężkich trosk żywota
I duch się już ich nie szamota
W pragnieniach tęsknych a bezsilnych.

Śmierć ich otula grobów ciszą,
A sen głęboki myśl ich mroczy,
I już nie widzą krzywd ich oczy
I jęków uszy ich nie słyszą!

∗                    ∗

I wzmogła się tęsknota we mnie,
I pełny smutku i przesytu,
Wołałem: Och, zagadkę bytu
Wyjawcie wy mi, grobów ciemnie!

Lecz milczał grób spowity zielem,
I zapytaniom moim próżnym
Pozostał zgon odpowiedź dłużnym,
Bo ziemski byt sam sobie celem.

I nie ma człowiek nic przed ptakiem
Którego łowcy grot zabija,
I tak, jak kwiat w dolinie mija,
Mkną jego dni marności szlakiem.

Bo to, co śmierci zwą imieniem,
I co snu mogił nosi miano,
Jedynie prochów jest przemianą
I nowych bytów przebudzeniem.

∗                    ∗

Więc nic? więc nic, jeno znikomość?
I jeno trosk i żądz omylność?
I tylko marność i bezsilność?
A całem szczęściem — nieświadomość?

Więc nic? — napróżnoż serce krwawię,
W tęsknotach trawiąc się płomiennych?
I nic! krom nocy mych bezsennych
I cięższych jeszcze snów na jawie?

Więc nic! I znikąd nie zaczerpie
Syn ziemi w smutkach swych otuchy!
I nic! I celem grób mu głuchy!...
Dlaczego kocham? tęsknię? cierpię?


(Włodzimierz Zagórski).




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: anonimowy i tłumacza: Włodzimierz Zagórski.