Kurjer carski/Część druga/Rozdział XII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juljusz Verne
Tytuł Kurjer carski
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Bankowa
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leo Belmont
Tytuł orygin. Michel Strogoff. Le courier du tzar.
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XII.
Irkuck.

Irkuck — stolica Syberji Wschodniej, ludna, licząca naówczas 30 tysięcy stałych mieszkańców, leży na prawym brzegu Angary, uderza oczy malowniczem położeniem rozsypanych na wzgórzach domów, nad któremi panują szczyty Katedry prawosławnej. Kopuły dzwonnic, minarety, budowle japońskie nadają miastu styl wschodni, smak bizantyński i chiński wiąże się zajmująco z doskonale europejskim smakiem, noszącym znamię nowinek Paryża w charakterze budowli i ruchu ulicznym.
W okresie wypadków naszej powieści ta siedziba generałgubernatorska i wielka arena handlu biła życiem podwójnem i potrójnem, gdyż przyjęła pod skrzydła swoje olbrzymią ilość uchodźców, kryjących się za jej murami fortecznemi, bronionemi przez dwutysięczny garnizon, złożony z pułku kozaków i korpusu żandarmów.
W Irkucku zamknął się brat Cara, Wielki Książe, od chwili inwazji, o której wieść doszła doń podczas powrotu z podróży nad morze Ochockie, przedsięwziętej w celach politycznych. Inwazja zamykała dlań komunikację z Europą. Od czasu przerwania drutów telegraficznych, Irkuck był odosobniony od świata.
Wielki Książe zachował zimną krew. Zorganizował według możności obronę. Wiedział o pogromach oddziałów rosyjskich przez przeważające liczebnie hordy tatarskie pod Iszymem, Omskiem i Tomskiem. Wiedział, że na posiłki z Europy nie prędko liczyć może. Ale postanowił nie oddać żadną miarą stolicy i wytrzymać do ostatniego tchu oblężenie.
Uciekająca do miasta ludność zniosła olbrzymie zapasy żywności i broni.
Z rozkazu Księcia zniszczono dwa mosty, prowadzące na niedające się obronić zarzeczne przedmieście starożytnego miasta, powstałego w r. 1611 przy zbiegu Irkutu i Angary. Zachęcona przezeń ludność cywilna — kupcy, włościanie, wygnańcy — pomagała żołnierzom w sypaniu okopów, ryciu rowów, podnoszeniu fortów.
Osaczająca Irkuck trzecia kolumna tatarska była zbyt słabą, aby wziąć miasto szturmem. Oblegający oczekiwali przybycia dwuch wielkich armji Feofar–chana. Połączenie nastąpiło 25 września na polach Angary. Zamknięci w mieście nie mogli temu przeciwdziałać.
Obecnie kierował operacjami oblężniczemi nieznany Wielkiemu Księciu oficer rosyjski, sprawny inżynier, Iwan Ogarew. Zniewolony został podjąć regularne oblężenie, gdyż do szturmu brakło mu dział i siły tatarskie stopniały w poprzednich bitwach. Zresztą dwie próby wzięcia miasta spotkały się z potężnym odporem załogi i ludności, zakończyły się wielkiemi stratami dla szturmujących.
Ale przeciągnięcie się oblężenia wobec zasobów i energji obrońców groziło najeźdźcom katastrofą. Wiedział Ogarew, że armje rosyjskie maszerowały z gubernji Jakuckiej na odsiecz miastu, że skoncentrowały się nad Leną i w ciągu dni sześciu mogą zajść tyły tatarom. Trzeba było wziąć stolicę przedtem. Odebranie jej od osłoniętych fortami byłoby już dla Rosjan zadaniem nader trudnem.
Tedy Ogarew postanowił użyć podstępu — zdobyć miasto zdradą. Przystąpił z namowy Sangarry do wykonania chytrego planu...
Wieczorem dn. 2 Października odbywała się w pałacowej sali wielka narada wojenna, której przewodniczył sam Wielki Książe.
— Pomimo ciężkiej pozycji — rzekł, wskazując przez okno przednie placówki armji oblężniczej — nie tracę nadziei, że odpędzimy te hordy od naszej stolicy. Ręczy mi za to postawa patriotycznej ludności. Dzięki Bogu nie cierpimy głodu, nie poddaliśmy się epidemji. Za sześć dni — tak sądzę na mocy ostatnio doszłej do mnie depeszy — winniśmy otrzymać posiłki: 50 tysięcy pod wodzą Generała Kisielewa. Byle tylko nie zatrzymały ich mrozy i śniegi...
Poczem zwrócił się do generała Woroncowa:
— Obejrzymy jutro roboty na prawym brzegu Angary. Na rzece podobno pojawiły się w wielkiej ilości kry... To mnie trochę niepokoi... Z tej strony nie jesteśmy dosyć osłonięci.

— „Mianuję cię szefem korpusu!...“

Obecny przy naradach nad środkami obrony stolicy przedstawiciel kupiectwa ozwał się:
„Wasza Wysokość pozwoli zauważyć, że to zjawisko jest zwykle u nas o tej porze. Ale widziałem już spadek temperatury niżej zera o 30 i 40 stopni. A jednak Angara nie zamarzała całkowicie. Tak bystre są jej wody. Jestem pewny, że od strony rzeki Tatarzy nie zdołają przeniknąć do miasta, bronionego przez ludność z takiem poświęceniem.“
— Właśnie pragnę zanieść do Waszej Książęcej Mości prośbę — rzekł policmajster — od...
— Od kogo? — spytał książę wobec zawahania się mówjącego.
— Od 500 politycznych zesłańców, przebywających w mieście. Są między nimi medycy, profesorowie, nauczyciele, liceiści...
„Dotąd za pozwoleniem Waszej Książęcej Mości brali udział w obronie i dowiedli swego patrjotyzmu.“
— Czego żądają?
— Pragną stworzenia własnego Korpusu śmierci. Są to najlepsi żołnierze!
— To są całą duszą Rosjanie! — rzekł ze wzruszeniem Wielki Książe. Nie mogę odmówić im prawa bicia się za ojczyznę. Ale skąd wezmą odpowiedniego dowódcę?
— Jest już taki, który odznaczył się nieraz.
— Rosjanin?
— Tak jest. Z prowincji Bałtyckich. Zowie się Wasyli Fedor.
Tym zesłańcem był ojciec Nadji. On to opieką lekarską zyskał miłość wygnańców, a teraz natchnął ich poświęceniem w walce z najeźdźcami, dał przykład bohaterstwa, rzucił myśl o stworzeniu własnego korpusu, acz skromny nie pomyślał o zajęciu stanowiska komendanta.
— Czy dawno jest w Irkucku? — spytał W. Książe.
— Od dwuch lat... Sprawuje się wzorowo.
— Przedstawić mi go niezwłocznie!
W półgodziny potem przed W. Księciem stanął człowiek wysoki, lat 40–stu, z długą brodą, o twarzy poważnej i smutnej, zdradzającej, że całe życie Wasylego Fedora zawierało się w cierpieniu i walce. Zresztą rysami przypominał córkę. Wiedział z listu Nadzi, że po śmierci matki wyjechać miała 10 Lipca. Inwazja nastąpiła 15 Lipca. Jeżeli Nadzia nie przybyła dotąd, uprzedzając najeźdźców, znaczyło to, że wpadła im w ręce podczas podróży. Dręczony niepokojem ojciec pałał podwójną nienawiścią do dziczy tatarskiej.
— Wasyli Fedorze! Czy twoi towarzysze rozumieją, że chcą wziąć na siebie obowiązek poniesienia głowy w pierwszych szeregach, oddania życia do ostatniego człowieka?
— Wiedzą. Po to chcą stworzyć korpus śmierci.
— A ciebie mieć pragną za szefa.
— Mnie?
— Chcesz oddać życie?
— Skoro jest Rosji potrzebne — tak!
— Komendancie Fedorze, nie jesteś odtąd zesłańcem.
— Jakże będę mógł dowodzić tymi, co są zesłańcami jeszcze?
— Już nie są nimi — od tej chwili.
Wielki Książe przy swoich szerokich pełnomocnictwach wiedział, że brat jego cesarskim manifestem potwierdzi ten wyrok, w którym mądra sprawiedliwość łączyła się z dobrą polityką. Stanął przy oknie — patrzył na płonące na przedmieściach domy, na płynące po zaczerwienionych wodach, błyszczące refleksami pożaru lodowce i rozmyślał...
Był teraz sam. Wasyli Fedor odszedł. Rozeszli się członkowie Rady.
Wtem powstał hałas za drzwiami. Wszedł adjutant książęcy; wzruszony zameldował...
— Wasza Cesarska Wysokość! Przybył goniec od Najjaśniejszego Pana.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: Leopold Blumental.