Lekarz obłąkanych/Tom I/LXXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Lekarz obłąkanych |
Wydawca | Wydawnictwo „Gazety Polskiej” |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Drukarnia Spółkowa w Kościanie |
Miejsce wyd. | Kościan |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Médecin des folles |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W tej chwili Edma, dźwigając w obu rękach olbrzymi bukiet kwiatów polnych, połączyła się z panną Baltus i ze swoim kuzynkiem, i tym sposobem przerwała dalszą rozmowę. Wszyscy troje zatrzymali się, ażeby zaczekać na Maurycego Delariviére i państwo Lefébre. Klaudjusz Marteau zaś płynął wolno, rzucając od czasu do czasu wiosłem w stronę przeciwną, ażeby czółno nie oddaliło się zbytecznie. Fabrycjusz dał mu znak, a tenże przypłynął do brzegu.
Towarzystwo wsiadło spowrotem do czółna.
— Czy płyniemy dalej, za pozwoleniem państwa? — zapytał przewoźnik.
— Nie — odrzekła Paula — czas już powracać do domu.
„Piękna Eliza“ zawróciła i popłynęła w kierunku willi.
— Bodaj, że mi się zupełnie udało — myślał Fabrycjusz — odpowiedź, jaką mam dostać wieczorem, będzie z pewnością pomyślna. Przybyłem! zobaczyłem! zwyciężyłem!
Paula milczała zamyślona. Pani Lefébre, przypuszczając, że jest cierpiącą, zaczęła ją wypytywać.
— Mam się jak najlepiej — odrzekła młoda dziewczyna z uśmiechem. — Jeżeli się pani wydaję zamyśloną, to dlatego, że kombinuję jeden planik przepyszny... a zwracając się do Klaudjusza, zawołała:
— Przewoźniku!...
— Co pani rozkaże? — zapytał Klaudjusz, zdejmując kapelusz.
— Wiele potrzeba czasu do przebycia czółnem przestrzeni z Melun do Saineport.
— Godzinę najwyżej, proszę pani.
— A z Seineport do Cesseu powozem?
— Około dwudziestu pięciu minut.
— No to wszystko składa się, jak sobie życzę... Odwiozę państwo do Saineport czółnem, a stamtąd powozem do Cesseu, gdzie wsiądziecie do pociągu. W ten sposób będę miała przyjemność przebyć z wami półtorej godziny dłużej... Zdaje się, że przyjmujecie państwo ten warunek?
— Naturalnie!... — odpowiedzieli wszyscy razem. — To będzie prześlicznie!...
Wszyscy klasnęli w dłonie.
— Przewoźniku, stawicie się u mnie o ósmej.
— Stawię się punktualnie, proszę panienki. Sekwana w okolicach Melun nie płynie zbyt szybko.
Po przybyciu o oznaczonej godzinie Klaudjusza Marteau z „Piękną Elizą“ usadowiono się w czółnie.
Wieczór był prześliczny. Na lazurowy horyzont nieba wystąpił księżyc wspaniały. Przejażdżka po Sekwanie była w tych warunkach urocza, co się nazywa. Przebyli śluzy, przemknęli obok cudnego ogrodu, należącego do jednego z najwybitniejszych przemysłowców, pana Marinoni.
Przybili nareszcie do brzegu. Powóz przysłany przez pannę Baltus oddawna już oczekiwał w miejscu wskazanem. W pół godziny później towarzystwo przybyło do stacji Cesseu, na parę minut przed odejściem pociągu.
Nadeszła chwila rozstania. Panna Baltus ucałowała Edmę i panią Lefébre, a ściskając ręce panów Jakóba Lefébre i Delariviére, dodała:
— Byłoby mi bardzo przykro, gdybym nie miała nadziei, że się wkrótce znowu zobaczymy!
— O, bądź o to spokojną, kochane dziecię — odrzekł Jakób Lefébre. — To i nasze najszczersze życzenie.
— Dowidzenia zatem, niezadługo... dowidzenia...
Pociąg przybył na stację.
Goście Pauli pomieścili się w jednym z przedziałów, a panna Baltus wsiadła do powozu ze swoim Foxem.
Tak jedni, jak i druga przybyli do domu szczęśliwie.