Lekarz obłąkanych/Tom I/LXXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Lekarz obłąkanych |
Wydawca | Wydawnictwo „Gazety Polskiej” |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Drukarnia Spółkowa w Kościanie |
Miejsce wyd. | Kościan |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Médecin des folles |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Marynarz rozpromieniony, po kilku silniejszych poruszeniach wiosłami, dobił do brzegu w chwili właśnie, gdy całe towarzystwo zbliżało się do przystani.
Panie zaopatrzyły się w parasolki, a panowie w duże kapelusze słomiane. Paula wzięła taki sam wielki kapelusz dla Fabrycjusza, dla którego ta delikatna pamięć była wróżbą najlepszą. Wsiedli wszyscy do czółna.
Klaudjusz Marteau wypłynął zwolna na środek.
Czółno sunęło pomiędzy dwoma zielonemi kwiecistemi brzegami, ponad któremi widać było wschodzące zboża, usiane bławatkami, stokrotkami i czerwonemi makówkami. Gaje, łąki, drzewa, wszystko kwitło prześlicznie.
Edma zapragnęła zebrać sobie bukiet,
Czółno przybiło do brzegu i wszyscy wyszli.
Fabrycjusz podał ramię pannie Baltus i szli oboje w milczeniu, trochę opodal, zachwycając się pięknością natury. Fox szedł trop w trop za nimi ze łbem spuszczonym. Fabrycjusz pierwszy przerwał panującą ciszę.
— Ah! — odezwał się nagle głosem, który usiłował nagle drżącym uczynić — jakże wieś jest piękną!.. Jakże szczęśliwie żyć można tutaj, w pośród tych łąk kwitnących i wód przezroczystych, nie słysząc nic, jak tylko bicie dwóch serc, żyjących jedno dla drugiego.
— Czy naprawdę lubiłby pan egzystencją podobną? — zapytała panna Baltus.
— Z całej duszy, proszę pani.
— Tak przez kilka dni może, dla każdego bowiem, kto przyzwyczajony jest do życia wesołego, wiejska samotność staje się rzeczą nieznośną.
— Mówiłem o samotności we dwoje...
— I to się także naprzykrzy.. gdy zapomniany świat upomni się o swoje prawa...
— Nie! — odrzekł z ogniem Fabrycjusz.
Panna Baltus potrząsnęła główką.
— Czy pani wątpi o tem? — zapytał Fabrycjusz.
— Nie wątpię o pańskiej dobrej wierze — odrzekła — ale nie dowierzam wytrwałości pięknych zamiarów pana, o jakich mówisz z takim zapałem... Rozkoszny widok, jaki nas otacza, zapala pana dzisiaj... jutro bodaj wesoły, hałaśliwy Paryż, odzyska pana zupełnie.
— A! — szepnął Fabrycjusz — jakże pani źle o mnie sądzi!|...
— Czy pewnym pan tego jesteś? — zapytała młoda dziewczyna.
— Czy pani nie wierzysz w to, że jedna godzina zdolną jest przerobić zupełnie człowieka? — Myślę, że to możebne, ale że do takiej przemiany potrzeba poważniejszych, niż piękny krajobraz powodów.
— A gdybym miał taki powód, cóżby mi pani odpowiedziała?... O! — zaczął zaraz znowu z zapałem — o, gdybym pani powiedział otwarcie, że tę metamorfozę w mojej duszy pani jedynie zawdzięczam... Gdybym dodał, że zobaczywszy panią, zrozumiałem poraz pierwszy próżnią mojego serca i nicość rozkoszy światowych, wśród których marnuje się najpiękniejsze lata naszej młodości... Gdybym nakoniec wyszeptał u nóg twoich, pani!.. „Paulo, ja cię kocham, uwielbiam, ja pokładam w tobie całą moją nadzieję, całe szczęście moje, przyszłość całą moją...“ Czy odepchnęłabyś mnie pani?...
Drżąca ze zdziwienia i radości Paula, spuściła oczy i zapłoniona cała słuchała słów Fabrycjusza z rozkosznem pomieszaniem.
Milczała.
— Czy odepchnęłabyś mnie pani? — powtórzył Fabrycjusz. — Na kolanach błagam panią o odpowiedź.
— Więc — szepnęła cichutko Paula — więc pan mnie kocha?
— Nad życie, bo bez pani żyć bym nie potrafił.
— Ależ pan poznał mnie zaledwie...
— Znam panią aż nadto dobrze, skoro pragnę, abyś do mnie należała na zawsze. Często dość jednego spojrzenia, dla rozpalenia w sercu płomieni, tak jak często dostateczną jest jedna zapałka do wzniecenia pożaru.
— Wiem, że tak utrzymują.
— Ale nie chce pani uwierzyć temu?
Paula skinęła główką.
— Nie wątpi więc pani o mojej miłości? — podchwycił żywo Fabrycjusz.
— Czyż mogłabym posądzać pana o kłamstwo? Nie mam do tego prawa.
— I pani kochać mnie będzie? — ciągnął Leclére tonem błagalnym. — Czy będzie mnie pani tak kochała, jak ja ją kocham.
Panna Baltus chciała coś powiedzieć, ale głębokie wzruszenie i przyspieszone bicie serca, nie pozwoliły jej przez kilka sekund słowa jednego wymówić
. Odpowiedziała nakoniec, ale tak cichutko, że Fabrycjusz raczej odgadł jej słowa, niżeli usłyszał:
— Odpowiem panu wieczorem.
— Dlaczego nie w tej chwili? — zawołał Fabrycjusz.
— Przed wieczorem — powtórzyła Paula, podając rękę młodemu człowiekowi, który ją przycisnął do ust z taką gwałtownością, że Paula to bladła, to czerwieniła się kolejno.