Lekarz obłąkanych/Tom III/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Lekarz obłąkanych
Wydawca Wydawnictwo „Gazety Polskiej”
Data wyd. 1936
Druk Drukarnia Spółkowa w Kościanie
Miejsce wyd. Kościan
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Médecin des folles
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ III.

— „Datura stramonium“ — powtórzył Klaudjusz, dla którego słowa te nie miały żadnego znaczenia... Co to być może?... Nie wiem, ale bardzo mi trucizną pachnie to maleństwo.
W pierwszej chwili chciał stłuc albo zabrać flaszeczkę. Ale się rozmyślił prędko, zniknięcie obudziłoby podejrzenia Fabrycjusza, który zresztą z łatwością dostarczyłby sobie innej porcji — postawił ją więc z powrotem na swoje miejsce, poza książkami. Zamknął szafę i wyszedł z pokoju. Podążał do swojego mieszkania.
Mały Piotruś oczekiwał w oknie na Klaudjusza.
— Dzień dobry, panu! — zawołał, skoro tylko zobaczył go z daleka.
Nagła myśl przyszła staremu do głowy.
— Dzień dobry, smyku odpowiedział. — Chódź no tu do mnie.
Chłopiec przybiegł natychmiast.
— Byłeś ty wczoraj w szkole?
— Byłem, panie Klaudjuszu...
— Dobrze się uczysz?...
— O ile tylko mogę...
— No to powiedz mi, smyku, skoro się kierujesz na uczonego, czy ty słyszałeś kiedy o jakiem „Datura stramonium“?... Dzieciak spojrzał na Klaudjusza wielkiemi oczami.
— „Datura stramonium” — — powtórzył. — Czy to jakie zwierzę, czy też ryba morska lub rzeczna?
— Nie, to płyn... taka rzecz, co się leje we flaszeczkę...
Nigdy nie słyszałem o żadnem „Datura”, ale można się będzie dowiedzieć, zapytawszy się dykcjonarza...
— Dykcjonarza?.. A cóż to za djabeł znowu?
— Gruba księga, w której wypisane są wszystkie wyrazy i ich znaczenie, a którą mi wczoraj matka przyniosła; mam ją po biednym moim ojcu.
No to dawaj chłopcze... poszukamy...
— Zaraz, panie Klaudjuszu...
Dziecko pobiegło do pawilonu i prawie zaraz wróciło z książką w ręku.
Mały Piotruś otworzył słownik z powagą i zaczął wodzić palcem po kolumnach, mrucząc półgłosem:
D... a... da... t... u... datu.. — Już mam.
I chłopak przeczytał głośno:
— Datura stramonium“ rodzaj rośliny z familji psiankowatych, wszystkie są mniej lub więcej narkotyczne i jadowite, a otrzymuje się z nich gwałtowną truciznę”.
— Tak jest napisane?...
— Tak.
— Do pioruna!.. aż strach przejmuje!... Kogoż ten nędznik chce otruć?
Chłopak zbladł i zaczął się trząść cały.
Klaudjusz żałował słów, jakie mu się wyrwały niebacznie, to też odpowiedział z przymuszonym trochę uśmiechem:
— Ech! nie mój chłopcze, nikogo nie trują. To sztuka teatralna, którą czytam właśnie... To mnie tak zajmuje! Słowa „Datura stramonium“, których znaczenia nie wiedziałem, zaintrygowały mnie okrutnie... Zrozumiałem teraz, że ten łotr z dramatu otruje zapewne swojego przyjaciela... To właśnie chciałem wiedzieć przed chwilą. Dziękuję ci, moje dziecko... Podnieś książkę i idź daj wody czółnom...
Piotruś odniósł książkę na miejsce, a potem poszedł nad wodę zająć się statkami.
Marynarz zamyślił się głęboko i mówił:
— Słyszałem wczoraj, że ten łotr kazał się stangretowi zawieźć do Auteuil. Gdzież on może bywać w Auteuil, jeżeli nie w domu zdrowia, w którym znajduje się matka i córka. Truje tam jedną z nich, a może obydwie:
Marynarz zamyślił się głęboko i mówił dalej, uderzając się w czoło:
— Przypominam sobie... Ta Matylda Jancelyn, którą wyciągnąłem z ognia, a która chowała w szkatułce te straszne dowody, jakie teraz posiadam, także została do Auteuil odwiezioną.. Laurent mi się z tem wygadał. Teraz jest warjatką, ale jeżeli powróci do rozumu, może coś niedobrego powiedzieć, może i teraz już co gada, a Fabrycjusz drży, żeby go nie oskarżyła... W jego interesie jest... pozbyć się i jej także... Co za otchłań nikczemności, co za ciemność w około tych zbrodni... Ale ja, przy pomocy Bożej wyjaśnię wkrótce to wszystko!...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.