Mój pacierz (Fredro)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Fredro
Tytuł Mój pacierz
Pochodzenie Dzieła Aleksandra Fredry tom XIII
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1880
Druk Wł. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

MÓJ PACIERZ.



Rok po roku zbiegły lata,
Już mi zostaje nie wiele;
Znowu klęczę w tym kościele,
Gdzie grób Ojca, Matki, Brata.
Wkoło pociągam oczyma,
Nigdzie w niczem zmiany nie ma;
Taż sama barwa kościoła,
Też same czarne obrazy,
Te kolanami do koła
W koryto wytarte głazy;

Też same ławki dębowe,
Gdzie Siostry z Matką siedziały,
Gdziem z drugiemi skłaniał głowę
Nim usta pacierz umiały;
Wszystko, wszystko jest jak było,
Ażem się spytał sam siebie,
Czy mi się życie nie śniło,
Czy w istocie żyję, żyłem?
Ach, niestety żyję, żyłem.
W niczem nie znać czasu tknięcia,
Ja się tylko, ja zmieniłem,
Stary kaleka z dziecięcia.
Ale ledwie czoło schylę,
I duszą spojrzę na chwilę,
Już przedemną długa wstęga
Z różnych nitek mego życia,
Do całuna od powicia
Gdzieś daleko w przeszłość sięga.
O jakaż tęsknota błoga
Za jéj pociąga widokiem!
Ciebie najprzód, Matko droga[1],
Łzawem dziecka widzę okiem,
Widzę Ciebie, jakby we śnie,
Bo nad Twą trumną zawcześnie
Zapłakaliśmy sieroty;
Tylko zdala woń Twéj cnoty,
Jak po rosie oddech kwiata
Nieznanego w téj krainie
Płynie z nami i zapłynie
Aż gdzieś do lepszego świata.

Ale Ciebie ukochany
Dobry, dobry, Ojcze, Ciebie
Jak na jasnem widzę niebie,
W Tobie dla mnie niema zmiany:
Widzę Twoją białą głowę,
Czoło wzniosłe i myślące,
Słyszę mądrą, lubą mowę,
W pogodnem spojrzeniu czytam,
Twoję rękę prawie chwytam,
By przycisnąć usta drżące,
Jak to tyle, tyle razy!...
Ach, w Twéj to, duszo bez skazy,
W Twéj przewodniéj niby łunie
Śmiało mogłem stawiać nogę;
Tak i z grobu opiekunie
Torowałeś dla mnie drogę.
O mój Ojcze, myśl Twych dzieci,
Jak modlitwa do Cię leci,
Jak codzienna serc ofiara,
A ich szczęściem droga wiara,
Że skrytym czucia łańcuchem
Połączeni z Twoim duchem.
Pokój z Tobą, pokój błogi,
O Ty dobry, prawy, drogi!
Bliżéj, bliżéj na méj wstędze
Czas jeszcze barwy nie traci,
Bo tam widzę moich braci[2]
Uległych cierpień potędze.

O Wy, moi przyjaciele!
Wierni broni towarzysze!
Z Wami siebiem stracił wiele,
Przez Was siebie już nie słyszę.
A Wy siostry, dusze święte[3],
Zawcześnie śmiercią ujęte,
Ukochane żony, matki,
W śladach Waszych, lube kwiatki,
Czemuż niestety wplecione
W cierni bolesną koronę.
Ja przed Wami myślą stoję,
Was opływa serce moje.
A na długim, długim szlaku
Kropek, kropek jakby maku,
I gwiazdeczek coś tam trochę;
To godziny mego życia,
Niegdyś lotne, śliskie, płoche,
Dziś jak kleszcze nie do zbycia.
Każda własny kłąbek toczy,
Jakby mrówka jajko swoje,
Z kłąbków snują się przed oczy
Myśli, czucia, prace, znoje,
Szczęście, radość — smutek, żałość. —
Tu marzenia pstre powoje,
Tam nadziei rozkwit młody;
Jeszcze mokra łza tęsknoty,
Jeszcze świeży uśmiech zgody;
Jeszcze wonne serc pieszczoty,

Błędne czyny, czyny prawe,
Uczty grzmiące, boje krwawe,
Troski, klęski, niepokoje,
A wszystkiego roje! roje!
Tylko chwile, chwile święte,
Niegdyś czystem sercem wzięte,
Te w gwiazdeczki się stopiły,
Świecić będą do mogiły.
Wszystko oddzielnie i razem,
Smutnym, lecz drogim obrazem,
Bo we wszystkiem, o mój Boże!
Twą opiekę widzę Panie!
Pchniętego w ciemne bezdroże,
Wiedzionego nad otchłanie,
Tyś w dobroci Twojéj sądził,
Tyś oświecił, Tyś wybawił,
Nigdy w trosce nie zostawił,
I nie karał, choćem błądził.
Wielki Boże! mocny, święty!
Wdzięcznością moją pojęty,
Nie odtrącaj serca mego;
Co w swoim prostym sposobie
Wznosi modlitwę ku Tobie!
Nie odtrącaj serca mego;
Jeśli błądzi, oświeć w wierze,
Bo w niem czytasz, że tak szczerze
Chcę iść zawsze Twoją drogą,
Ile siły starczyć mogą.
Jak do Ojca głos mój woła,
Miéj, o Panie, w Twéj obronie,
Tę, coś zesłał za Anioła,

Co mi towarzyszy wiernie
Przez téj ziemi ostre ciernie,
Co obok swego cierpienia
Codzień składa przy Twym tronie
Ciche chwile poświęcenia. —
Miéj, o Panie, w Twéj obronie,
Niech je strzeże łaska święta,
Ukochane te istoty,
Dar najdroższy Twéj szczodroty,
Moje dzieci i wnuczęta, —
Co jak bluszczem mnie objęły,
Moję duszę w siebie wzięły,
Co świeżym kwiatem miłości
Skrzepłe czasu wieńczą blizny.
Ojcze nasz, pełen litości!
Nie odsuwaj Twojéj ręki
Od biednéj naszéj Ojczyzny!
Odpuść winy, zakończ męki,
Wybaw, wybaw nas z niewoli!
Ale w doli, czy niedoli,
Póki życia, zawsze, wszędzie
Serce moje wołać będzie:
O mój Boże! Ojcze! Panie!
Niech się Twoja wola stanie!








  1. Marya z hr. Dembińskich.
  2. Maksymilian, Seweryn, Julian, Henryk, Edward.
  3. Konstancya Skrzyńska, Ludwika Rozwadowska, Cecylia Jabłonowska.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Fredro.