Marcin Podrzutek (tłum. Porajski)/Tom VIII/PM część IV/8

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Marcin Podrzutek
Podtytuł czyli Pamiętniki pokojowca
Wydawca S. H. Merzbach
Data wyd. 1846
Druk Drukarnia S Strąbskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Seweryn Porajski
Tytuł orygin. Martin l'enfant trouvé ou Les mémoires d'un valet de chambre
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VIII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


8.
Dziennik Marcina.
(Ciąg dalszy).

W tento sposób rozwiązał się domowy dramat, którego aktorom niemal według mojéj woli, a raczéj stosownie do natchnień mojego sumienia i według świętych przepisów prawa i obowiązku działać kazałem. {{kropki-hr} Wróciłem do siebie niewypowiedzianie zakłopotany i zmartwiony, mianowicie zaś przejęty bolesną litością dla Justa... który z walki samolubnéj miłości z powinnością zwycięzko wyszedłszy, postąpił za natchnieniem poważnego uczucia powinności i poświecenia.
I Regina wzruszyła mię niemniéj głęboko, ponieważ była prawdziwą, ponieważ była kobiétą.
Z początku, pod wrażeniem wdzięczności winnéj mężowi, który z nią postąpił godnie i wspaniałomyślnie, Regina piérwsza wskazywała Justowi konieczność rozłączenia się; potém, dręczona zgryzotą i samą obawą zapomnienia o Juście lub utratą jego miłości, całemi siłami pragnęła oprzéć się i swojéj namiętności i pierwotnemu zamiarowi.
Just... Regina!...
Biédne drogie istoty, ofiary fatalności, męczennicy swych wzniosłych uczuć!
O! jakiejże potrzebowałem odwagi abym się oparł podwójnéj pokusie: uspokojenia ich skrupułów i zadosyć uczynienia mojéj dumie, nagle się im przedstawiając i mówiąc:
„Wdzięczność jaka przykuwa was oboje do pana de Montbar, jest zbyteczna... bo nie ma on do niéj żadnego prawa... Ja to sam zgromadziłem dowody usprawiedliwiające pamięć pani de Noirlieu.
„Rezygnacya pana de Montbar wzrusza was, żąda on bowiem tylko pozwolenia odzyskania serca żony przez usilne staranie i miłość, a zamyśla oddalić się na zawsze, w razie gdyby usiłowania te nadaremne były.
„Ja to śledząc go po miejscach rozpusty, gdzie nikczemném opilstwem troski swoje zagłuszyć pragnął, wlałem mu w serce te godne i pełne rezygnacyi natchnienia, które, juk oboje twierdzicie, stanowią jego siłę.”
O! mój Boże!... to słysząc jakżeby mię Just i Regina błogosławili! z jakąż przychylnością byliby moję rękę uścisnęli, z jakąż czułością byliby mię może przyjacielem nazwali!... Ich przyjacielem!... ja biédny podrzutek... ja, niecny służalec.....
Tak jest, byłoby to słodkiém dla mojego serca i dla mojéj dumy!... Lecz czyliż dla tego że Just i Regina nie wiedzę co dla nich uczyniłem, mniej jestem ich przyjacielem? czyliż wszelkiemi siły nie wiodłem ich drogę obowiązku i honoru?
Drogą częstokroć bardzo przykrą, bardzo bolesną, bo niestety! któż to wié lepiéj odemnie? O! tak jest, drogą przykrą, bolesną, jak droga Kalwaryi.. Lecz skoro się raz przybyło na wierzchołek z ciężkim, długo dźwiganym krzyżem... jakże miło rzucić spojrzenie wstecz... na tę drogę z takim trudem przebieżoną i nieraz napiętnowaną krwawemi ślady naszego przechodu!
O Klaudyuszu Gérard, mój mistrzu i przyjacielu... dzięki za twe nauki, za twe przykłady... one mi dodały sił i odwagi do wejścia... na tę straszną Kalwaryę.....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Nie, nie, pokusa wyjawienia wszystkiego Justowi i Reginie była złą.
Duma czyniła mię niesprawiedliwym... i pan, de Montbar także srodze cierpiał... Jeżeli jego boleści zbywało na godności, nie byłoż to skutkiem nieszczęsnego trybu jego wychowania... wychowania dającego się określić trzema następnemi wyrazy:
Duma — Bogactwo — Próżnowanie.
Czyliż książę po długiem szukaniu niegodnéj siebie pociechy, nie przyjął spieszniéj z dziecięcą niemal skromnością najlepszych natchnień z serca mojego pochodzących? Czyliż postępek jego z żoną, postępek który ją sprawiedliwie wzruszył, nie przekonywał dostatecznie iż godnie pojął moje rady?
Nakoniec przed mojém z nim spotkaniem, czyliż nie okazał wspaniałomyślnéj zazdrości, usiłując wydobyć się z hańbiącéj go nicości, gdy ciągle słyszał powtarzane wkoło siebie zaszczytne nazwisko kapitana Just.
Nieszczęściem tego już zbyt późnego zamiaru nie wspiérała Regina, dla któréj jedynie książę powziął ten zamiar; wtedy to znowu się on pogrążył w nikczemnych nałogach.
Mniejsza z tém; to usiłowanie czyni mu zaszczyt, podnosi go, a im więcéj je zgłębiam, tém bardziéj przekonywam się, że względem Justa jak i księcia działam bezstronnie i bezinteresowniéj gdyż niestety!... nadaremnie samotnemi łzami usiłowałem przygasić ogień, który mię ciągle trawi!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Stało się.
Teraz... od kogo jéj przyszłość zależéć będzie? od Justa... czy od księcia?... Bogu tylko wiadomo.
Atoli, cokolwiek-bądź zajdzie, sądzę że szczęście Reginy już zapewnione, — czyto z jéj mężem, czy też z kochankiem.
O niepomiarkowany zapęd w zbytniéj lub przesadzonéj wdzięczności dla pana de Montbar ze strony księżny, jestem spokojny.
Skoro pan de Montbar, przeciw mojemu oczekiwaniu, wbrew swoich obietnic, osłabnie w dobrych zamiarach, jeżeli nie utrzyma się na wysokości trudnego lecz pięknego i wzniosłego położenia które mu przygotowałem, jedném słowem skruszyć mogę postument, na którym go podwyższyłem w oczach Reginy; jedném słowem... mogę go zrzucić daleko niżéj, aniżeli kiedykolwiek upadł w jéj umyśle i szacunku.
W każdym razie jestem tu, będę czuwał... będę zaradzał.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


20 czerwca 18...

Przeszło cztéry miesiące upłynęło jak Just, oddaliwszy się, pozostawił Reginę własnym natchnieniom.
Nie mogłem nigdy dowiedzieć się dokąd wyjechał; z Zuzanny żadną miarą nic wydobyć nie zdołałem.
To tylko powiedziała mi, że przez dwa miesiące śmiertelnie chorował... Niedawno dopiéro zaczął wracać do zdrowia.
Nie zapomniałem, że książę, w ciągu naszéj rozmowy po kostiumowym balu za rogatkami, prosił mię o łaskę aby mógł pisywać do mnie, w razie gdyby rady mojéj potrzebował; ja nawzajem prosiłem go aby listy swoje adresował na miejscową pocztę do pana Piotra.
Żona poczciwego Hieronima raz w tydzień chodziła na pocztę dowiadywać się czy nie ma podobnego listu.
Lękałem się sam to uskuteczniać, aby mię książę nie wyśledził, nie odkrył; mimo bowiem swego przyrzeczenia łatwo mu było kazać pilnować i śledzić osoby przychodzące po listy do pana Piotra. W takim przypadku, gdyby się obawa moja urzeczywistniła i, żona Hieronima była nauczona oby oświadczyła, że jakiś nieznany markiz, a raczej pan którego nazwiska wyjawić nie może, zobowiązał ją aby odbiérała listy adresowane do pana Piotra.
Książę pisywał do mnie często i długo.
Jeden z ostatnich jego listów, który mi wczoraj przysłała żona Hieronima, stanowi, że tak powiem,, wyciąg mojéj korespondencji z księciem; daje on treściwy lecz bardzo szczéry obraz o jego stosunkach z Reginą w ciągu tego cztéro-miesięcznego okresu.
Kilka jego kartek zastąpi mój zwyczajny dziennik.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: Seweryn Porajski.