Marcin Podrzutek (tłum. Porajski)/Tom VIII/PM część IV/9

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Marcin Podrzutek
Podtytuł czyli Pamiętniki pokojowca
Wydawca S. H. Merzbach
Data wyd. 1846
Druk Drukarnia S Strąbskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Seweryn Porajski
Tytuł orygin. Martin l'enfant trouvé ou Les mémoires d'un valet de chambre
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VIII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


9.
Książę de Montbar de pana Piotra.
19 czerwca 18...

„Baczne rzucić musiałem spojrzenie na przeszłość, nim zacząłem pisać do ciebie ten list, drogi i nieznany przyjacielu, do ciebie, w którym zawsze znajduję rady silnéj, wspaniałomyślnéj i wzniosłéj duszy.
„Wypada abym ci w kilku wyrazach przypomniał główne wypadki cztérech miesięcy... które mi jak jeden dzień przeminęły.
„Kto ma nadzieję, temu życie zbyt prędko upływa.
„Podczas piérwszéj mojéj rozmowy z żoną (rozmowy która nastąpiła po naszém spotkaniu się w owéj dziwnéj nocy), znalazłem ją, jak ci wiadomo, równie szczerą jak pełną taktu i godności.
„Jakkolwiek wielką mi była winna wdzięczność... mnie... (kiedy przeciwnie ty... ty sam tylko, masz prawo do tego uczucia!... Zapewniam cię przynajmniéj, przyjacielu, i to prawie z dumą, żem zawsze doznawał tajemnego wstydu, ilekroć Regina mówiła mi o tém co mi winna)...jakkolwiek zatém wielką mi winna była wdzięczność, w téj piérwszéj rozmowie pani de Montbnr jednak do niczego się nie zobowiązała... nic nie przyrzekła... oświadczając, że za parę dni da mi stanowczą odpowiedź; była to rzecz bardzo prosta, chciała pierwéj widziéć się i naradzić z Justem.
„Nie ukrywałem przed tobą, drogi przyjacielu, jak dalece wzruszyło mię prawe postanowienie pana Just Clément... Lecz czy wyjazd jego nastąpił zgodnie z życzeniem Reginy? czy téż wyjechał nie uprzedziwszy ją o tém? tego nie wiem, ani wiedziéć chciałem. Bo i na cóż?
„Tego tylko jestem pewny... bo mi to pani de Montbar sama wyznała, iż przez ciąg cztérech miesięcy raz tylko do siebie pisali...
„Przy powtórném widzeniu się z moją żoną, w celu zapytania co postanowiła, usłyszałem następne proste słowa, które mi dotąd brzmią w uszach:
— „Nie wiém czy się uda próba któréj na sobie dokonać usiłujesz, mój Jerzy?... Gdybym miała sądzić z tego co w téj chwili uczuwam... wyznałabym ci otwarcie, że usiłowania twoje daremne będą... Lecz któż za przyszłość ręczyć może?... Teraz zostaję pod władzą głębokiéj, exaltowanéj miłości... któréj się przed tobą wstydzić nie potrzebuje, bo zawsze czystą biła: inaczéj wszelkie twoje usiłowania równie dla ciebie jak i dla mnie byłyby oburzającą nikczemnością... Nic zatém jeszcze nie postanowiłam, mój Jerzy, a powtarzam ci, że jeżeli mam sobie wierzyć w téj chwili, miłość jakiéj doznaje powinna być wieczną... Przypuszczając nawet, że nie wiém jakim cudem zdołasz na nowo w sercu mojém rozniecić przychylność, któréj ci tyle dałam dowodów, na zawsze zachowam słodkie wspomnienie związku równie wzniosłego jak dla mnie drogiego... ale w tym razie na zawsze już wrócę do ciebie. Wiész bowiem ile drogiém jest prawe szczęście... dla kobiéty z moim charakterem... Spraw zatém, mój Jerzy, abym cię jeszcze kochała, a jeżeli cudu tego dokażesz... podwójnie cenić cię będę, bo miłością naprowadzisz mię na drogę obowiązku, z któréj przez twoję własną winę zboczyłam...
„Takie były piérwsze wyrazy księżny.
„Moja żona tak mocno wierzy w prawdziwą miłość, że słysząc ją tak mówiącą... nie wątpiłem o przyszłości.
„Już dawniéj, przyjacielu, powiedziałem ci jak rozważnie, jak rozsądnie wytknąłem sobie drogę, po któréj mam postępować.
„Zbyt czułe nadskakiwanie byłoby drażniło, a może raniło serce Reginy. Jéj miłość dla Justa musiało być tém podejrzliwszą, tém ostrożniejszą, że się może lękała żeby nie osłabła; aby zatem uśpić to niedowierzanie, zrazu postępowałem z nią raczéj jak przyjaciel, brat... aniżeli kochanek.
„Doskonale także pojmowałem, że dla odzyskania jéj serca potrzeba czegoś więcéj jak miłosnych oświadczeń... Przekonać o szczérém uczuciu... nic łatwiejszego, lecz sprawić aby je podzielano!!! jakichże to trzeba zabiegów... jakich usiłowań!
„I tak, przedewszystkiém, pragnąłem zacząć życie równie godne i czynne, jak dotąd było próżniacze i niepożyteczne... Płodną myśl którą mi nastręczyłeś przyjacielu, myśl o użytkowaniu ze sprzeczności zapuszczając się znowu w haniebne miejsca, lecz już teraz niewiedziony uczuciem czczéj i zdrożnéj ciekawości, ale w celu korzystnym — tę myśl, mówię, wprowadziłem w wykonanie. Nie raz opisywałem ci, ile w tym celu skierowane wycieczki miały dla mnie słodkiego zajęcia.
„Nie zapomnę nigdy współczucia i rozrzewnienia pani de Montbar, kiedym jéj opowiadał moję piérwszą i szczęśliwą tego rodzaju wyprawę. Z jaką serdecznością mówiła mi:
— „To pięknie... to dobrze, otóż teraz godnym jesteś twojego nazwiska, twojego znaczenia.”
„Oczy Reginy jaśniały; jej twarz już od miesiąca blada, lekko się zarumieniła; jéj wzrok spoczywając na mnie tracił nieco na swéj obojętności.
„Wtedy rzekłem prawie bojażliwym głosem:
— „Czyś zadowolona Regino?
— „O! tak jest... zadowolona i bardzo szczęśliwa... z ciebie.
— „Kiedy tak. — dodałem wahając się, z obawy abym zbyt szybko nie postępował, — proszę o twą rękę.
— O! z całego serca! — odpowiedziała z prawdziwą szczerością.
Wziąłem to za niespodziewaną łaskę.
„Prawie drżąc dotknąłem jéj ręki... ręki tak miłéj, którą niegdyś gorącemi pocałunkami obsypywałem... i odważyłem się uścisnąć ją...
HRegina szczerze odpowiedziała na mój uścisk... Lecz gdym chciał zatrzymać na chwilę jéj rękę w mojéj, uczułem, że tak powiem, iż ziębła... marzła...
Spojrzałem na moję żonę... spuściła oczy; jéj twarz zrazu lekko wypogodzona, znowu posmutniała.
„Zrozumiałem...
„Sam tylko szacunek i żywą sympatyę okazać mi chciała... nic więcéj.
„Wtedy rzekłem z rezygnacyą, która jak sądzę wzruszyła ją:
— „Nie jeszcze... Regino? wszak tak?
— „Nie... — odpowiedziała.
„I dwie łzy spłynęły po jéj licach.
„Straszny to był cios dla mnie... zbyt się pospieszyłem; obudziłem w niéj niedowierzanie które może już usypiać zaczynało... Straciłem całomiesięczne trudy... owoc cierpliwości, rezygnacyi, i przymusu tak ciężkiego, tak bolesnego!
„Wtedy, przyjacielu, tylko co nie poddałem się rozpaczy, tylko co nie wyrzekłem się zadania którego straszne, niepokonane trudności wówczas dopiéro przewidywać zacząłem... Na szczęście, przyszła mi w pomoc twoja poważna przyjaźń i tym razem znowu poszedłem za twemi rady.
— „Od ważnie i wytrwale, — pisałeś mi. — Nie jestto stracony czas; przeciwnie, lepiéj go użyć nie mogłeś... Był on może stracony dla miłości, lecz nie dla szacunku i poważania jakich teraz nabyłeś u pani de Montbar, a i to już jest krok wielki... Nie, czasu tego nie straciłeś... bo porównaj tylko pożyteczne, płodne czyny jakiemi się już poszczycić możesz, z bezpłodnością przeszłego życia twojego... Nie, nie jestto czas stracony... Jeżeli cię bowiem zawiodła ta piérwsza nadzieja, jeżeli na niczém spełzła, to jednak kawałki jéj dobre są... Odważnie zatem i wytrwale.”
„Poszedłem za twoją radą, poszedłem śmiało i wytrwale, bom ślepo wierzył w ciebie... A wiész dla czego? zaraz ci to wyznam.
„Głos wewnętrzny powiada mi, że obaj znajdujemy się... lub znajdowaliśmy się w nadzwyczaj podobném położeniu... nie mówię tu o położeniu społeczném... rzecz bardzo prosta... lecz o położeniu serca.
„Tak jest, nad wszystkiém co mi piszesz, wznosi się, że tak powiem, uczucie szlachetne i smętne, zarazem tak delikatne i pełne rezygnacyj, iż pewien jestem, że wiele kochałeś, że także wiele cierpiałeś.
„Ztądto, powtarzam, pochodzi moja bezwzględna wiara w twoje zdanie... wiara słuszna, bo już zaczynam powoli cieszyć się nadzieją...
„Nie wiém jak się rozgłosiło to trochę dobrego które czynić zacząłem. Opisałem ci całe oburzenie jakiego doznałem przeciw nienawistnemu oskarżycielowi pewnéj wandejskiéj rodziny, któréj naczelnik poświęcił się był niegdyś dla mojego ojca; nie znam kochany przyjacielu twojéj politycznej opinii, lecz potwierdziłeś, a nawet pochwaliłeś uczucia i czyn mój, ponieważ, jak się wyraziłeś, przekonanie i prawość zawsze szacunek zjednywają.
„Oto, owa biédna wandejska rodzina została uratowana, a mnie w części przyznano to zaszczytne wywdzięczenie się. Wypadek ten aż nadto rozgłoszono w naszym wielkim świecie; i nie dziw, bo stanąłem nieco wyżéj nad bezużytecznymi próżniakami; przyjęto mię zatém z względami, których nie zawdzięczyłem samemu tylko urodzeniu; najznakomitsi członkowie naszego stronnictwa czynili mi projekta najpochlebniejsze i dla mojego wieku i dla rzeczywiście małéj mojéj ważności. Nakoniec, dzienniki nasze wskazywały mię jako człowieka postępowego i wiele dla naszéj opinii rokującego.
„Te przychylne ale mało zasłużone pochwały, nie oślepiały mię, lecz owszem zachęcały do wytrwałości w dążeniu ku dobremu, bo dowodziły jak wspaniałomyślnie przyjęto usiłowania moje.
„Pani de Montbar również pochwalała tak znakomitą zmianą mojego stanowiska; najpoważańsi ludzie winszowali jéj że wszedłem na tak zaszczytną drogę. Ojciec jéj, który się małżeństwu naszemu sprzeciwiał i długo był mi nieprzyjaznym, teraz dawał mi nieustanne dowody swojéj przychylności. Cóż ci więcéj powiem?... gdybym wiedział że mię Regina kocha... jak niegdyś kochała, byłbym najszczęśliwszym z ludzi — ale mam nadzieję!
„Jednak nawet nie śmiałem pytać sam siebie jaki mogłem uczynić postęp w jej sercu...
„Przeszło dwa miesiące upłynęło od zbyt wczesnéj próby, któréj tak długo żałowałem. Pani de Montbar zawsze była dla mnie przychylna, zawsze jednaka; prace moje zajmowały ją, udzielała mi nawet rad roztropnych i pełnych znajomości rzeczy, i czasem miarkowała zbytni mój zapęd. Z współczuciem przepowiadała mi szczytną przyszłość, jako reprezentantowi mojego zdania i t. p.
„Atoli mimo udanéj spokojności Reginy, nieraz zastawałem ją smutną, zamyśloną; zdrowie jéj widocznie ucierpiało, a w uśmiechu z jakim przyjmuje wszystko co czyniłem dla przypodobania się jéj, maluje się rezygnacya, która mi częstokroć rozdziéra serce.
„Ojciec jéj mawiał mi niekiedy:
— „Jesteś wybornym mężem, Regina daje ci dowody przywiązania; stanowisko twoje określa się i wzmacnia z każdym dniem, a jednak ojcowskie przeczucie, które rzadko zwodzi, powiada mi że między wami coś zachodzić musi.“
„Musiałem uspokoić pana de Noirlieu, i sądzę że mi się to po części udało.
„W takim stanie były rzeczy, mój przyjacielu, gdy pisałem do ciebie list ostatni.
„Jeżeli ci te fakta przypominam, czynię to dlatego, że potrzebuję przypomnieć je sam sobie, abym jednym rzutem oka objąć zdołał całe moje obecne i przeszłe położenie.
„Skutkiem pomysłów które powziąć mogą tylko głupcy, zaślepieni swym bezrozumém lub rozpaczający, którzy jak ja wierzą najszaleńszéj nadziei, a raczéj sami ją sobie utwarzają — uroiło mi się pewnego dnia, że roztargnienie i smutek Reginy, że pogarszający się stan jéj zdrowia, pochodziły z kłopotu wyznania mi: że moja miłość, z razu tyle wzgardzona, z każdym dniem coraz bardziéj odzyskuje w jéj sercu miejsce, które tam postradała.
„Podług mnie, do téj przemiany uczuć Reginy, łączyło się wspaniałomyślne politowanie dla Justa, którego mi w ten sposób poświęcała; politowanie pełne wyrzutów a nawet i zgryzot... lecz mimo to ustępujące namiętnemu przebudzeniu się piérwszéj miłości.
„A nadto, gdy od czasu piérwszéj i niepomyślnej próby, nigdy w postępowaniu z żoną nie przekraczałem granic przyjacielskiéj przychylności, nie nastręczyłem jéj też sposobności przekonania mię o takowéj zmianie uczuć. Podobne więc wyznanie w obecnych okolicznościach, a mianowicie dla Reginy, zawsze nadzwyczaj musiało być trudne.
„Skoro raz w ten sposób wytłómaczyłem sobie postępowanie pani de Montbar, zbyt liczne dowody potwierdziły mię w tém przekonaniu. Sara nieraz pisałeś mi przyjacielu: — „złe i fałsz, równie jak dobre i prawda, mają swą nieprzepartą, nieszczęsną loikę.”
„A tak, przychylne, lecz zawsze ostrożne postępowanie Reginy, roztropność, wyrozumiałość jakich dowodziła nawet w doborze wyrażeń, ilekroć mówiła mi o swym szacunku, o swéj przyjaźni i wdzięczności; wszystko to, mojém zdaniem, z jéj strony było tylko przymusem, pozorem, a przy pierwszéj sposobności miałem poznać rzeczywistość.
„Po długiem wahaniu się... zapewne instynktowném, postanowiłem poznać mój los... jakibykolwiek był, bo — przyznam ci się do téj nikczemności — zbrakło mi już sił do znoszenia dłużéj tak niepewnego i dotkliwego położenia.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: Seweryn Porajski.