<<< Dane tekstu >>>
Autor Eliza Orzeszkowa
Tytuł Marya
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1886
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LIST  II.
Adam Strosz do Jerzego Dalskiego.

Białobór, 12 Września.

Będziesz rad ze mnie, kochany Jerzy. Spełniam to, czego nie przestawałeś doradzać mi od lat kilku. Opuszczam zakąt, w którym, jak wyrażać się zwykłeś, pogrzebałem się żywcem od lat dziesięciu. Przed kilku dniami, otrzymałem zapytanie od najwyższych władz medycznych, czy nie chciał-bym zająć znacznego urzędowego stanowiska w gubernialném mieście, Ongrodzie? Zaszczyt ten spotkał mnie zapewne z powodu ostatniéj książki mojéj, któréj nie czytałeś naturalnie, (alboż tacy, jak ty, belletryści, czytają kiedy o kwestyach tak prozaicznych, jak hygiena publiczna i domowa?), ale o któréj słyszéć przynajmniéj musiałeś, bo narobiła sporo hałasu w świecie naukowym...
Otrzymawszy przedstawienie, nie namyślając się prawie, odpowiedziałem twierdząco. Dosyć mam apostolstwa. Oddałem mu dziesięć najpiękniejszych lat życia, całą prawie młodość przeżyłem nie na pustyni nawet, która może miéć swe uroki, ale wśród ciemnoty, przesądów i wszelakiego rodzaju brzydkich rzeczy. Wiész, z jakim zapałem prawdziwie młodzieńczym rzucałem się w tę otchłań wyrzeczeń się i trudów, jak szczerze i z dobrą wiarą wyobrażałem sobie, że będę misyonarzem nauki. Byłem nim w istocie. Lecz kiedy teraz porównywam plony dziesięcioletniéj pracy z ówczesnemi nadziejami memi, uśmiecham się niebardzo wesoło. „O młodości! śnie na kwiatach!“
Czas leci. Mam już trzydzieści cztery lata. Pora mi odpocząć, po pracy na wdzięczniejszém nieco polu. Człowiek cywilizowany coraz silniéj odzywa się we mnie, i pragnie właściwéj dla siebie atmosfery. Nie idzie za tém, abym przez długie te lata ubiegłe czuł się wciąż nieszczęśliwym. Owszem, miewałem wiele chwil spokojnéj pracy i świętych radości. Być może także, iż oddaleniu od starć stronniczości wszelkich, i gorączkowéj gonitwy za groszem, zawdzięczam oryginalność poglądów moich, tak na zagadnienia nauki, jak na wiele spraw życiowych. Śliczna dziewczyna owa, z którą niegdyś, jak wiész, spędziłem jedyny romantyczny dzień mego życia, źle przepowiedziała, mówiąc, że w poleskim zaścianku sławy zdobyć niepodobna. Imię moje wypłynęło z morza ciszy i ciemności, i sprawiło po świecie sporo wrzawy. Nie złorzeczę więc minionéj epoce mego życia, ale ją kończę. Zdaje mi się, żem już zdobył zanadto wiedzy i doświadczenia, abym je skutecznie zużytkować mógł w okopconéj Arkadyi; zresztą należy się i mnie także od świata i ludzi cząstka zadowoleń tych, których nie doświadczałem jeszcze.
A propos! czy wspominasz kiedykolwiek, mój Jerzy, owę wędrówkę kilkomiesięczną po różnych okolicach kraju, którą odbyliśmy niegdyś z tobą i z malarzem Henrykiem? Ja wspominam o niéj zawsze z wielką przyjemnością i zarazem z nieokreślonym jakimś żalem. Swobodne dnie! promieniste godziny! Ile tam było wśród nas rozmów, szerokich jak świat, śmiechu, rozczuleń, wrażeń, postanowień olbrzymich! Jam był w nadziejach moich apostołem nauki, misyonarzem, niosącym pomiędzy ciemne ludy dobrą nowinę wiedzy; tyś reformował piśmiennictwo, rzucał w świat więzie całe filozoficznych powieści i ostrych, jak miecze, krytyk; Henryk marzył o losach Rafaela, i rozglądał się po świecie za drugą Fornariną. Co prawda, wszyscy trzéj byliśmy entuzyastami i trochę marzycielami. Najsurowsze nawet myśli nasze przybierały wtedy różową barwę piérwszéj młodości...
Za parę tygodni wyjadę ztąd. Napiszę do ciebie z Ongrodu, gdy tylko rozpatrzę się w nowém mém położeniu i załatwię piérwsze trudy instalacyi...
Adam.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Eliza Orzeszkowa.