Megierka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Megierka |
Pochodzenie | Pedagogika żartobliwa. Moje wakacje. Gadaninki radiowe Starego Doktora |
Wydawca | T-wo Wydawnicze w Warszawie Wydawnictwo J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1939 |
Druk | Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nie szkodzi, że popłakałaś troszkę; bo teraz posłuchaj człowieka, który ci dobrze życzy. — Wierzaj mi: może troszkę szorstko, ale prawdę powiedziałem. Szczerą prawdę. Zapewne, można i prawdę owinąć w bawełnę i przewiązać sznurkiem. Na przykład chłopiec do chłopca: „ty idioto“, można powiedzieć: „jesteś niekompetentny“. — Albo zamiast: „oszukał, okradł, ty złodzieju“ — można powiedzieć, — że nadużył zaufania. — Powiedziałem, stało się. Pragnę wytłumaczyć się, wyjaśnić.
Nie bronię chłopców; wiem, że ci dokuczyli.
Ale ty pierwsza powiedziałaś mu: „smarkacz“. — A on też ma 12 lat. — Więc z jakiej dobrej racji, dlaczego (rówieśnik) smarkacz? — Chłopcy tego strasznie nie lubią. Bo chłopiec, proszę ja ciebie, ani dziecinny, ani głupi, tylko ma inny, swoisty swój rozum. — Więc ty: smarkacz na niego, a on dopiero potem: że jesteś zarozumiała, że jesteś powaga (i Montekatani), — i zjadłaś rozumy, i kokietka, i sobie wyobrażasz, — i flirt, nos upudrowany, — i chcesz oczarować. — Powiedziałem (nie mentor, tylko świadek) i wcale nie w obronie chłopców, bo wiem, że i on umie dokuczyć.
Dziewczynka, proszę ja ciebie, prędzej, wcześniej rośnie; za dwa lata albo za trzy on ją dogoni i przegoni; ale teraz markotno mu, jeżeli ona chce imponować, że niby dorosła panna — i wszystko, i waga, i postawa, i powaga — i ubliżyłaś mu.
Więc powiedziałem jeden wyraz — jedno słówko. A ty zaraz łzy, obraza już zaraz do grobowej deski. Za to jedno tylko słowo?
Poczekaj: a ty? — Już nawet nie o chłopcu, ale o dziewczynce. — Powiedziałaś, że jej sukienka ze straganu, że nie ma za grosz gustu (i nawet jej mamusia też), powiedziałaś na nią: ciepłe kluski i podobno nawet: małpa zoologiczna, i ma oczy, jak cielę majowe. — Ciepłe — zoologiczna — majowe? — I udawała przyjaciółkę, kiedy miałaś czekoladę, — i że pozerka, i będzie aniołem na krzywych nogach, — w siatkówkę gra drewnianymi łapami, i udaje poetyczną, żeby chłopcy za nią latali, i wiesz od koleżanki, że ściąga klasówki, i gazety nie rozumie, i główka ją boli, i sama do siebie gada. A nieprawda, bo ona powtarzała wiersz na przedstawienie, rolę.
Jesteś wytworna i ułożona, pani wybrała ciebie, żeby podać dostojny bukiet; a mimo to powiedziałaś (nie zapieraj się), że nie chcesz grać razem ze śmierdzielami. — Więc i mali, młodsi, też są rozgoryczeni; bo oni podają piłkę, i ty też dwa razy skusiłaś?
I powiedziałaś (nie przecz), że biłem się pół godziny z przedszkolakiem, i że cud, iż jeszcze żyjemy. (Podobno powiedziałaś nawet: hołota). — Ale to nieważne, i ja nie po to, żeby ciebie oskarżać, tylko siebie za to jedno słówko moje chcę się usprawiedliwić, żebyś mi przebaczyła. — Bo tam, gdzie jest dobra wola obustronna, tam kończy się wszystko dobrze.
Ja na przykład, kiedy nakrzyczę (bo muszę), zaraz mówię potem: „gniewam się na ciebie do obiadu, albo do kolacji, albo jeżeli coś bardzo przeskrobał, to nawet do jutra“. — I nie mówię do niego, i on też do mnie, — nie wolno mu mówić. — Więc przychodzi z kolegą i kolega jego pyta się: „czy on może wziąć piłkę?“ — A ja: „powiedz mu, że może wziąć mniejszą piłkę, ale żeby nie kopał“. — On mówi: „dobrze“, ale ja gniewam się, więc nie słucham, więc pytam się: „co powiedział?“ — „Że dobrze“. — No, to dobrze.
Trzeba sobie jakoś radzić. — Mam różne środki w swoim pedagogicznym arsenale, w mojej, że tak powiem, wychowawczej aptece: od łagodnego gderania, zrzędzenia, poprzez warknięcia i fukania aż do silnie działającego zbesztania. — Opracowałem gruntownie tę swoją farmakopeę.
Czasem wystarczy: „no wiesz“ — i głową smutnie — taki ruch wahadłowy; albo: „nie rób tego“ i potrząsam głową. — Albo: „no i po co ci to było?“ — albo: „trudno: stało się, będziesz już teraz wiedział“. — A on już czerwony, albo nawet łzy — więc bywa, że musisz jeszcze pocieszyć.
Ale częściej trzeba sięgnąć do słoika mocnych karcących wyrażeń i zwrotów (Bo są drobne wykroczenia i arcykryminalne czyny. Więc plejada słów różnolitych).
Wiesz: zauważyłem, że jeśli używać stale tych samych wyrażeń, efekt ich maleje i działanie słabnie. Na przykład „wiercipięta“ nie wywiera magicznego wpływu, — przeciwnie, drażni: bo ani wierci, ani akurat piętą. Zupełnie inaczej, gdy huknę: „ach, ty — motoryzacjo, ty luks-torpedo, huraganie, ty perpetuum mobile“. — Unikam monotonii, odnawiam repertuar, sięgam do różnych dziedzin. — Z ornitologii: „uch, ty ga-wronie“. — Z muzykologii: „fujaro, — cymbale“.
Nigdy z góry nie można przewidzieć, co pomoże. — Znałem urwisa, — próbuję tak i tak, — nic. — Gromię rzeczownikami — nic; aż raz: „ach, ty ef-dur“. A on potem cały dzień, jak trusia, jak mysz pod miotłą.
Na jednych działają wyrazy długie, na innych krótkie: więc — „ty dezorganizatorze“, albo: „jesteś snob, łyk, typ“. — Zawsze większy efekt, jeżeli w wyrazie jest litera: rrr. Niemieckie: donnerrr wetterrr — ma swoje uzasadnienie; ale wystarczy bez importu — krajowa produkcja.
Lubię folklor: „uch, ty niecnoto, psujaku, nieusłuchany“. Ryknę: „zbereźniku zatracony“ — zaraz zapach siana i żywicy.
Albo historyczno-polityczne wymyślanie (też dobre niekiedy): „barbarzyńco, wandalu, Katylino, inkwizycjo, Targowico, demarszu, anszlusie, — ty masonie, dyktatorze, duksie, Benito, ty Hitl... (nie — nie — ). Ty Napoleonie...
Dla wzmocnienia dobrze jest dodać przystawkę: ekstra albo arcy. — Więc na przykład: arcycymbale, ekstragamoniu.
Żywiołowy wstręt czuję do przymiotników: niesforny i krnąbrny. Jakieś takie chropowate, drapiące. — Nie mówię: leń i ośle, — i wyjątkowo tylko: idioto. — Sądzę, że to jakiś kompleks, uraz, echo własnych dziecięcych przeżyć. Mazgaju — też nie, też uraz młodych własnych lat.
Bo kiedy dziecko płacze (nie krzyczy, nie awanturuje się, ale łzami płacze, — nie sucho złości się, ale mokro cierpi) — należy się nieradnemu współczucie i pomoc. — Ty właśnie obraziłaś się na mnie o to, co powiedziałem. Może w twoich łzach i gniew, i urażona ambicja, sprzeczne uczucia; ale mi przykro, uważasz, — pragnę ciebie rozchmurzyć i przekonać, że w obliczu tego mojego gradu gromów i wichrów — ten jeden wyraz — nieomal był niewinny...
Bo nie myśl, że to już koniec. — Bo różne są kolizje. — Na przykład uparł się, że chce cały ogórek. — Ja nie, on ogórek, ja kawałek, on cały. „A cóż ty za taki megaloman, drapacz chmur, opętała cię mania grandiosa“. I drwiąco: „myślałby kto: cały ogórek“... Albo chcę spać, a on właśnie — zabawa w pociąg, w policjantów, Kiepurę, wojnę, bandytów. No nie. — Stawiam go i mówię: „ach, ty próbo ogniowa mojej cierpliwości, ty kamieniu węgielny mojej wytrzymałości, ty chroniczny nekrologu mojego złotego spokoju i wolności“. — Popatrzał, zrozumiał jakoś po swojemu, bo mówi: „no to dobrze, to ja będę układał klocki“.
Albo ona? Ubrała się w mój parasol, kapelusz i palto i Szyrlejkę odwala. — Więc wołam: „a cóż ty za taka — magister elegantiarum, adeptka choreografii, — ty uzurpatorko, ty fotogeniczna ekstragwiazdo arcyfilmowa“. — Obraziła się (też śmiertelnie obraziła), coś tam mamrotała, zdaje się, że „nie kocha, że gniewa się“. — Bo co? — Ciągle tylko: grzeczna, niegrzeczna? brzydka? — Nie uwierzy: wie, bestia, że właśnie ładna...
Zgubił zeszyt, mówię: „jesteś tragiczna postać“, kręcił budzik, mówię: „jesteś osobnik podejrzany“. — Znów pobił się; mówię: „jesteś czarny charakter, jesteś figura spod ciemnej gwiazdy“. — Albo niewstydny — skarży się dziewczynka, że takie wyrazy. Więc ja: „jesteś monstrum wszeteczeństwa, wylęgarnia szatańskich wykroczeń. — Przepędzam cię ze swego serca, prosiaku, do podwieczorku“. I basta.
Myślisz, że to pomaga? — Nie, moja miła, — ale nie szkodzi. — To się w sztuce lekarskiej nazywa: ut aliquid fieri videatur. — Doświadczony lekarz pamięta. — Pamięta, że — primum non nocere. Nie szkodzić i przeczekać cierpliwie. I nie mówić nigdy, że niepoprawny, i nic z niego nie będzie. Przeciwnie — zawsze tylko, że to przelotne, że będzie dobrze — tylko na razie trudności, nieporozumienia — że to się wyrówna, — i doskonałość w przyszłości.
Bo na przykład proszę cię, gdy on już naprawdę rozpacz i zgrzytanie, — ani w prawo, ani w lewo, — ani be, ani me, — mówią o nim, że kwadratowy, ale nie, — on nadhyperobergamoń w czterdziestej potędze. Mówię mu: „będziesz rozumnym już chłopakiem w wieku dopiero lat pięćdziesięciu“. Albo tak: „dopiero twój syn, wnuk, prawnuk będzie taki, jak należy, — z twojego prawnuka dopiero ludzkość będzie miała pożytek i pociechę“.
Nie mówię: „sto razy trzeba ci powtarzać“. — Sto razy — i nieścisłe i dokuczliwe. On zaraz: „wcale nie sto“ i słusznie. Więc mówię: „powtarzałem w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, piątek, sobotę i niedzielę“. — Albo: „mówiłem ci już w styczniu, lutym, marcu, kwietniu, maju, czerwcu“. Nie mówię, że wcale nie pomaga, tylko że trochę, że za mało. — I osiągam dwa jednocześnie wyniki: zachęcam do dalszych wysiłków na przestrzeni długich okresów i kształcę: zapamięta, nauczy się dni w tygodniu, miesięcy w roku. — „Mówiłem ci wiosną, latem, jesienią i zimą“. — Albo: „mówiłem o świcie, wczesnym rankiem, w południe, o zmierzchu“. — Uczę i wzbogacam słownictwo. — Nie: „sto razy“ — monotonne, ubogie, drażniące.
Albo uparty, uparciuch. Nie — lepiej: „dywersjo, strajk — strajk włoski, okupacyjny, lokaut, ty negatywisto, ty votum separatum, ty liberum veto“.
A on potem: „proszę pana, co znaczy: wandalu, co znaczy, tragiczna postać, co to jest liberum veto?“
I z tobą też — wyrwało mi się, — i ty też wyrośniesz na rozumną i dzielną — i pokierujesz właśnie rozumnie i dzielnie swoją rodziną, — i na każdej owszem placówce umiejętnie i dzielnie — i dlatego właśnie powiedziałem na razie na ciebie zdrobniale, — powiedziałem pieszczotliwie, że jesteś, — przyznaj sprawiedliwie — że jesteś megierka. Też wyrośniesz. Jeszcze nie megiera...
Każda klasa szkolna, podwórko, dzieciniec mają megierkę. — Nie zmienisz jej. — Można unieszkodliwić. — Pomnij: skłócona z własnym środowiskiem, zechce wkraść się w łaski dorosłego. — Nie odpychaj, ale — rzeczowo — i dystans. — Ostrożnie! — Mają pazurki małe drapieżnice.