<<< Dane tekstu >>>
Autor Karel Čapek
Tytuł Meteor
Wydawca "Wiedza" Spółdzielnia Wydawnicza
Data wyd. 1948
Druk "Wiedza" Spółdzielnia Wydawnicza, Wrocław
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Paweł Hulka-Laskowski
Ilustrator Maria Hiszpańska-Neumann
Tytuł orygin. Povětroň
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXVI

Nie trzeba oczywiście rozwodzić się specjalnie, że poza tym Mr. Kettelring nie był zbyt rozmowny. Zdawało się, że unika ludzi, jakby się bał, żeby go kto nie poznał i nie poklepał po ramieniu, jak pan się ma, panie taki a taki? Jeśli pił, to już sam i ciężko. Sadowił się czasem w tej czy innej tancbudzie, odwiedzanej także przez colorados, spoglądał na podłogę zaśmieconą pestkami i niedopałkami i mówił sam z sobą językiem, jakim mu się akurat mówić podobało. Wydaje mi się, że czasem wymamrotał zdanie, które następnie długo rozbierał w głębokiej zadumie, niby odłamek czegoś wyrzucony na brzeg falami Lety. Ponieważ wszakże musiał być strasznie pijany, aby się z głębi jego podświadomości odezwało takie wspomnienie ujęte w słowa, nie dochodziło nigdy do żadnych rozwiązań. Siedział więc tylko, w półśnie kiwał głową i pod nosem mruczał coś, czego sam nie rozumiał.
Do tego trzeba dodać dudnienie murzyńskich bębenków i tamtamów, dźwięki dzwoneczków i tony gitar, muzykę szaloną i wariacką, pędzącą jak wodospad, z którego wyłania się półnaga dziewczyna poklepująca się po lśniących udach, wrzask trąbki i dźwięk skrzypiec, płciowy jakiś, jakbyś głaskał, ach, gładkie plecy i ramiona, plecy wygięte i takie aksamitne, że tylko wpić się w nie pazurami! Mr. Kettelring wbija paznokcie w spocone dłonie i kiwa głową, ale nie może nadążyć za rytmem tych czarnych muzykantów. Skądże znowu! Oderwałaby mu się głowa i potoczyła po podłodze! I czemu ci muzykanci tak podskakują? Poczekać, poczekać, nie wypiłem jeszcze tyle, żeby mi się w oczach dwoiło. Cicho! Teraz zamknę oczy, a gdy je otworzę, żebyście mi siedzieli cichutko, ale grać nie przestawajcie.
Pan Kettelring otwiera oczy. Czarni muzykanci podskakują i ukazują białka oczu, ten zaś z wrzeszczącą trąbką wstaje, jakby się wynurzał z mroków; na kawałku podłogi wierci się brunatna chabine w kwiecistej sukni, oliwkowy Kubańczyk zarzucił jej czerwoną chustkę na biodra i przyciąga ją ku sobie, brzuch do brzucha; we wściekłym, kurczowym rytmie ocierają się o siebie. Kubańczyk tańczy z ustami rozwartymi, a Mulatka z oczyma w słup, wiercą się w jednym miejscu, dyszą i pokazują zęby, jakby się chcieli rzucić na siebie. Druga, trzecia para, jest ich tu pełno, kręcą się śród stołów, zataczają się i śmieją, rycząc zderzają się z sobą, błyszcząc od potu i pomady. A nad tym wszystkim wrzeszczy i skrzeczy trąbka swoim płciowym triumfem.
Patrzcie na pana Kettelringa, jak bębni palcami po stole i kiwa głową! O Boże, cóż mi to przypomina, co mi to przypomina?! Z całą pewnością byłem kiedyś podobnie pijany, tak jest, podobnie, ale czym się to zakończyło? Daremnie próbuje uchwycić jakiś obraz, wszystko się rozpływa. Mulatka łyska oczami i bielą zębów, a w nich trzyma wielki kwiat i śmiga biodrami. Oczywiście, mógłbym z tobą pójść, ale wyobraź sobie, dziewczyno, że nie mogę sobie przypomnieć... Jakiś młodzieniec pochyla się nad panem Kettelringiem i o czymś mu prawi. Pan Kettelring wytrzeszcza na niego oczy. Que vuole? Młodzik o cienkiej szyi uśmiecha się poufale i coś mu szepcze do ucha. Mogę pana zaprowadzić do pięknej dziewczyny. Piękna, kolorowa, rzekł głosem zachrypłym i mlasnął językiem. Z panem Kettelringiem stało się nagle coś dziwnego. Zerwał się i trzasnął młodzika w twarz tak mocno, że ten odleciał daleko i zwalił się na wznak między tancerzami. Mr. Kettelring ryczał i tłukł się pięścią w czoło: teraz, teraz sobie przypomnę...
Nie przypomniał sobie. Powstała z tego straszna bijatyka, a potem jeszcze straszliwsza pijatyka z jakimiś Amerykanami, którzy powyrzucali z tancbudy wszystkich tancerzy razem z dziewczynami i muzykantami, po czym obsadzili terytorium zdobyte. Oświadczyli, że Kubańczycy, to banda mieszańców i Nigrów i uwieńczyli się papierowymi różami, które w tej krainie kwiatów potęgowały piękno kubańskiej tancbudy.
Więc dajmy na to, że z tego powstały kubańskie nacjonalistyczne demonstracje przeciwko Amerykanom. Wdali się w to również miejscowi studenci i wymachując białoniebieskimi prążkowanymi chorągiewkami ogniście przemawiali przeciwko Stanom Zjednoczonym. Trudna rada, trzeba było całą tę sprawę zbadać urzędowo. Stary Camagueyno szalał i ryczał wściekły, otoczony obłokami dymu. Z jednej strony zgadzał się, że młodzieży tego gorącego klimatu należy się trochę uciechy, przy czym miał na myśli pana Kettelringa i zapalne głowy młodych Kubańczyków — z drugiej znowu, nienawidził Amerykanów i całym sercem oddany był wierze, że Kuba jest dla Kubańczyków. Jako przemysłowiec i kupiec był za porządkiem, a jako Camagueyno uważał, że z cudzoziemcami należy się porachować.
Nie chciał stracić este hombre Kettelringa, a w dodatku bał się po trosze, że przy śledztwie mogłaby być badana jego tożsamość. Kto wie, czy przy tej sposobności policja nie zaczęłaby się interesować ponownie tamtym nieboszczykiem z trzema kulami we łbie, którym obciążono nieznanych rowdies z Północy. Albowiem ludzie miejscowi, jak wiadomo, załatwiają swoje sprawy nożem, co jednak nie może dotyczyć peonów, trzymających się obyczajów Nowego Meksyku. Ay, hijos de vacas, cobardes, cojones! Czy kiedykolwiek dawniej działy się takie rzeczy na Kubie? Każdy sam, bez pomocy urzędów, kłopotał się o swój honor, nie było awantur i bijatyk, bo nigdy nikogo nie zakłuwano na śmierć. A jaka panowała na Kubie sprawiedliwość! Pilnowała, jak się należy, majątku, praw i kontraktów najmu oraz czuwała nad prawem sukcesyjnym, a nie nad awanturami pijaków. Starszy pan ściągał krzaczaste brwi, był wielce rozgoryczony i pluł brunatną śliną, podczas gdy pan Kettelring, zapuchły i skudłany, wystukiwał coś na maszynie. Ten Holender na Haiti domaga się znowu podwyższenia mu kredytu na budowę cukrowni...
Pan Kettelring podniósł podbite oczy. — Ostatnio pisał, że monterzy kończą montowanie pras, teraz pisze, że oddział pras jeszcze nie jest dobudowany.
Kubańczyk wgryzł się w cygaro. Że też taki nie ma w podobnej chwili żadnych większych kłopotów!
— Należałoby w ogóle popatrzeć na tę budowlę! — mamrocze Mr. Kettelring i na nowo zaczyna terkotać na maszynie.
Stary Kubańczyk chichocze z cicha. — Świetny pomysł, mój Kettelringu! Czy nie chciałby pan przejechać się tam?
Este hombre wzruszył ramionami, było mu widocznie wszystko jedno. Ale Kubańczyk pogrążył się w dymie i medytował wybuchając śmiechem. — Świetnie, mój panie, pojedzie pan na Haiti. Tymczasem ludzie ochłoną tu trochę, a nasze sprawy na Haiti wymagają koniecznie, żeby im się ktoś przyjrzał. Mamy swoją agenturę w Port au Prince, różne interesy w Gonaiwie i w Samana, jak panu wiadomo. — Stary Camagueyno był ogromnie rozbawiony. — Chciałbym wiedzieć, co zrobi este hombre na Haiti. Bo to już nie Kuba, sabe? Najniezawodniej zapije się tam rumem o ile Murzynki nie obedrą go ze skóry, chociaż ludzie głupieją w tamtych stronach, tak że nawet już nie kradną. Naturalnie, przydałby się tam zręczny człowiek, można by zrobić duże pieniądze... Kubańczyk spoważniał. Haiti to nie Kuba. Tam nie porozkradali jeszcze wszystkiego Americanos, ale tam nikt nie wytrzyma, tamtejszego życia nie wytrzyma nikt, prócz chyba Murzyna. Ale pomimo wszystko można by tam kupować i sprzedawać... Ten zaś człowiek nie ma znowu zbyt wrażliwego sumienia. Może tam wytrzyma. Człowiek wytrzyma dużo, gdy nie ma sumienia.
— Pojechałbym — wycedził przez zęby Mr. Kettelring.
Camagueyno się ożywił. Maczając w soli jakąś gruszkę, zaczął pełnymi usty mówić, jakich informacyj potrzeba mu z tamtych stron. Pijcie, mój Kettelringu, za wasze zdrowie. I miej się pan na baczności przed kobietami, bo bywają po prostu wściekłe, gdy spotykają chłopa o płowych kudłach. Poszukuję gruntów, które nadawałyby się pod uprawę trzciny. Stawiam na cukier, Kettelringu, jeszcze przez dziesięć lat będę stawiał na cukier, a la salud de usted! I wystrzegaj się pan czarowników, bo tamto bydło, to nawet nie chrześcijanie.
— Tak jest, będziemy musieli założyć skład w Gonaiwie. Posyłam pana niby własnego syna, Kettelringu, i zaklinam, żeby się pan miał na baczności przed tymi obeahos, tymi czarownikami.
Stary Kubańczyk wysysał ze swego cygara jakąś ciemną mądrość. Lepiej już Murzynki niż Mulatki. Murzynka, to przynajmniej zwierzę, ale Mulatka to diabeł. Diabeł, mówię panu. No i przyjrzyj się pan tej agenturze w Port au Prince. A nie zapominaj pan zabrać maści przeciw pasożytom, mości Kettelringu, i pisz pan dokładnie, jak tam jest z kobietami.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Karel Čapek i tłumacza: Paweł Hulka-Laskowski.