<<< Dane tekstu >>>
Autor Karel Čapek
Tytuł Meteor
Wydawca "Wiedza" Spółdzielnia Wydawnicza
Data wyd. 1948
Druk "Wiedza" Spółdzielnia Wydawnicza, Wrocław
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Paweł Hulka-Laskowski
Ilustrator Maria Hiszpańska-Neumann
Tytuł orygin. Povětroň
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXV

Starszej pani układały się karty bardzo dziwnie: mnóstwo pieniędzy i jakaś klęska. Este hombre pochodzi z bogatej i szlachetnej rodziny, ale przy nim stoi jakaś kobieta, wiele zgryzot i list. Co do kobiet, to sprawa jest zabawna, gdyż w domu Kubańczyka jest tylko ona, a poza tym są tu jeszcze Mulatki, które się przecie nie liczą.
Nie wypada, żeby señora prorokowała i wchodziła w komitywę że złymi duchami. Została więc wezwana stara Murzynka, która znała się na takich rzeczach i umiała zrobić niejedno przy pomocy niezmiernie brudnych kart, rumu i zaklęć. Gdy karty zostały rozłożone, zaczęła Morena mleć gębą tak straszliwie szybko, że starsza dama z trudem chwytała najwyżej co dziesiąte słowo. Nie wiadomo więc, co było napisane w gwiazdach, prócz mnóstwa i tym razem pieniędzy, które znowu wychodziły na jaw, dalekiej podróży, osoby płci żeńskiej i strasznego nieszczęścia, które Murzynka przedstawiała poglądowo, wskazując na podłogę gestem bardzo dzikim. A na podłodze nie było nic, prócz metalicznego robaczka łażącego pomalutku. Gdy czarna wieszczka patetycznie wskazała na podłogę, robaczek przystanął, podciągnął nóżki i udawał martwego.
Tak czy owak była to w każdym razie przestroga, a jeśli Kubańczyk przestrzec się nie pozwolił, to już było całkiem jasne, że i on działał pod wpływem tajemnych, potężnych konieczności. Przede wszystkim kupił papiery po jakimś człowieku zmarłym w szpitalu. Este hombre musiał przecież mieć jakieś imię i tożsamość, a nie miał nic przeciwko temu, aby odtąd być kimś, kto się nazywał Mr. George Kettelring. Kettelring to dobre nazwisko: może to sobie być Jankes, Niemiec lub członek jakiejkolwiek innej narodowości, a w handlu brzmi takie nazwisko bardzo dobrze i wzbudza zaufanie.
Jak ma być George Kettelring, niech będzie George Kettelring. Nikt nie zacznie go badać, skąd przybywa, bo nie wywiera wrażenia, jakby na wyspach był dopiero od wczoraj. Nazywa się go el secretario, a słowo to nie wyraża nic określonego. Głównie zajmuje się on tłumaczeniem i pisaniem listów. Gdy robił notatki do pierwszego listu, powiedziałbym, że utknął i wytrzeszczonymi oczyma przyglądał się swemu pismu. Niezawodnie przypominało mu ono coś głęboko osobistego, czego w żaden sposób nie mógł sobie przypomnieć. Niezawodnie było to jego zgubione ja, przechowane w charakterze pisma.
Od owej chwili pisywał tylko na maszynie, ubawiony łagodnie rozległością i plątaniną spraw i zainteresowań Kubańczyka. „Ubawiony łagodnie”, oto słowo, jakiego należało tu użyć. Czy chodziło o procenty, czy o melasę, o rentowność pól tytoniowych, o umowy zbiorowe z cejlońskimi kulisami na Trinidadzie, o grunta na San Domingo czy na Martynice, o cukrownie na Barbudzie czy o agenturę w Port au Prince, zdawało się, że dla niego nie są to prawdziwi ludzie, rzeczywiste majątki, towary i prawdziwe pieniądze, lecz rzeczy poniekąd komiczne, choćby dlatego że takie są odległe i nierzeczywiste. Było mu tak samo, jakby mu kto opowiadał o hipotece na Alfa Centauri, o wydajności pól na Algolu albo o wąskotorowej kolejce między gwiazdami Bootesa, czy Małego Wozu.
Z handlowego punktu widzenia niemiła to rzecz, gdy ktoś spogląda na nasze interesy, inwestycje i hipoteki z takiej astralnej odległości, i stary Camagueyno nieraz marszczył gniewnie brwi, gdy este hombre, Kettelring, tak dziwnie i uciesznie szczerzył zęby słysząc jakieś nowe imię. Człowieka majętnego może podrażnić, gdy widzi, że ktoś odnosi się do jego mienia w sposób zgoła niepoważny, niby do jakiego zwidzenia. Ale stary flibustier dostrzegł niebawem, iż w jego wypadku ma to swoje dobre strony. Mr. Kettelring nigdy ani nie mrugnął, choćby miał pisać nie wiem co. Dajmy na to, że trzeba było wymówić kredyt właścicielowi plantacji, który wił się rozpaczliwie gdzieś na Maria Galante, pozwalniać ludzi z pracy lub przyłożyć komu nóż do gardła...
Czasem stary Kubańczyk nie wiedział, jak wyrazić to i owo, sapał, wahał się i czekał na jaką uwagę pana sekretarza, ale maszyna terkotała już wesoło, a este hombre podnosił pogodne oczy i czekał: a dalej? Camagueyno miał niegdyś starego pisarza, Hiszpana. Ten staruszek kłócił się zawsze straszliwie, gdy kazano mu napisać taki list, wybuchał nawet płaczem i uciekał. Powracał pijany, pisał, co mu nakazano, z wyrazem potępieńca i przeklinał matkę swoją jako dziewkę nad dziewkami. Teraz zaś wszystko szło nad podziw gładko, a maszyna terkotała jak wózek. Starego Kubańczyka ogarniał może lęk niekiedy, że wszystko idzie aż nazbyt gładko. Już nawet dyktować nie potrzebuje, wystarczy wzruszyć ramionami nad listem nędzarza, któremu mszyce zniszczyły ogrody, a Ketterling od razu pisze, co potrzeba, i biedny dłużnik może się powiesić. Zdaje się, że Mr. Kettelring nie ma sumienia. Niezawodnie sumienie traci się razem z pamięcią.
Istniała, oczywiście, inna okoliczność, która dotyczyła właśnie pamięci. Este hombre Kettelring stracił, jak wiadomo, pamięć, i to całkowicie, ale za to zrodziła się w nim pamięć nowa, którą byłby się mógł popisywać. Doskonale pamiętał teksty listów, rachunki i umowy, które przez jego ręce przeszły. Temu i temu pisaliśmy przed miesiącem to i to, tamten znowu ma w swoim memorandum of agreement taką a taką klauzulę. Istna żyjąca registratura. Camagueyno żując swoje wieczne cygaro spoglądał zamyślony na zdumiewającego pana Kettelringa. Od czasu do czasu wyjmował z kasy znajdującej się w głębi domu fascykuły starych kontraktów i handlowej korespondencji; podawał wszystko panu Kettelringowi, żeby sobie przeczytał, ten zaś czytał i wiedział potem doskonale, co i jak.
Stary Kubańczyk nie przywiązywał zbyt wielkiego znaczenia do takich zdobyczy nowoczesnych jak na przykład porządek, a oprócz tego niektóre z jego interesów były tego rodzaju, że wołał nie utrwalać ich na piśmie. Miewał do czynienia z piratami równie czcigodnymi jak on sam, a z takimi wystarczyło wypalić cygaro i podać sobie ręce. Ale człowiek się starzeje i nie wie ani dnia ani godziny. Zaczął tedy po trosze i ostrożnie wtajemniczać pana Kettelringa w swoje sprawy handlowe i powierzać je jego pamięci, żeby wiedział, gdzie, co i jak było. Możemy śmiało przypuścić, że nie zawsze chodziło jedynie o sprawy handlowe.
Stary Kubańczyk mówił mu nieraz o krainie Camaguey, o sawannach z pasącymi się na nich stadami, o bogatych kubańskich patrycjuszach owych czasów, o dawnych wyścigach w Habanie, gdzie zbierało się towarzystwo pełne dworności i przystojności, o damach w krynolinach... Społeczeństwo kubańskie było najwytworniejsze i najbardziej odgrodzone od reszty świata. Byli tylko panowie i niewolnicy, ale nie było żadnego drobiazgu pośredniego. Taka była dawna Kuba, panie Kettelring. I starszy pan przezwyciężając swój reumatyzm pokazywał, jak kawaler kłaniał się damie i jak dama odpowiadała kawalerowi, zgarniając suknię obiema rękami i omal nie przyklękając w ukłonie. A tańce ówczesne, chaconne — albo danzon... Nie żadne pieskie rumby dzisiejsze i jakie takie sony. Owe śmieszne tańce tańczyli chyba tylko Murzyni, była to ruja Morenów i Pardów, ale Kubańczyk nigdy nie zapomniałby się tak dalece.
Dopiero Jankesi upodobnili nas do Murzynów. Oczy Camagueyny zapłonęły. Nawet Mulatki nie są już takie jak niegdyś. Jakie małe i okrągłe zadeczki miewały wtedy! Dzisiaj są już zepsute przez dopływ krwi amerykańskiej. Zbyt gnaciaste, señor mio, i pyski mają szerokie, jakby tylko do wrzeszczenia. Ale też wrzeszczą obecnie, wtedy zaś gruchały, tak jest, gruchały, gdy już do tego doszło. Starszy pan machnął ręką. W ogóle dzisiaj za dużo się wrzeszczy. To zaprowadzili Amerykanie. Dawniej milczało się więcej, było więcej dostojeństwa...
Mr. Kettelring słuchał z oczyma przymkniętymi, z ledwo dostrzegalnym uśmiechem. Było mu tak, jakby w jego puste wnętrze przenikał prąd dawnej rycerskiej przeszłości.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Karel Čapek i tłumacza: Paweł Hulka-Laskowski.