<<< Dane tekstu >>>
Autor Miguel de Unamuno
Tytuł Mgła
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Rój”
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia artystyczna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Tytuł orygin. Niebla
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.

August odczuł nieprzezwyciężoną chęć zwierzenia się przed kimkolwiek ze swych przeżyć. Skierował się więc w stronę kasyna właśnie w tej chwili, gdy Eugenja w brudnej stróżówce czyniła Maurycemu wyrzuty. W kasynie oczekiwał na Augusta jego najserdeczniejszy przyjaciel, Wikto.
August od czasu ostatniej wizyty czuł się zupełnie innym człowiekiem. Szedł naprzód krokiem zdecydowanym, oddychał swobodniej.
„Mam wreszcie w życiu określony cel — mówił do siebie. Muszę zdobyć tę dziewczynę, albo też zrobić tak, aby ona mnie zdobyła. To właściwie jedno i to samo! W miłości nie ma zwycięzców, ani zwyciężonych! Ależ nie... w tym wypadku „być zwyciężonym“ znaczyłoby, że Eugenia wzgardziła mną dla innego. Dla innego?.. Niema przecież wątpliwości, że ten inny istnieje! Inny? Jaki inny?
Ja jestem starającym się, kandydatem do jej ręki. A ten inny? Prawdopodobnie już się nie stara, gdyż osiągnął to, co chciał. Zdobył miłość Eugenii. Czy tylko miłość?...“
Spotkał młodą dziewczynę. Była ona uosobieniem radości, zdrowia i świeżości August przerwał rozmyślania i poszedł krok w krok za nią.
„Jaka ona śliczna! Tamtej coprawda też nic nie brak! Z jakim wdziękiem odpowiada na ukłony! Skąd ona ma takie oczy? Te oczy są prawie tak piękne, jak oczy Eugenji. W jej ramionach możnaby zapomnieć o wszystkiemi! Och, kołysać się, kołysać na fali młodego ciała!... Ten inny? Ależ ten inny nie jest narzeczonym Eugenji, nie jest tym, którego ona kocha. Ten inny, to napewno ja! Tak, to ja jestem kimś innym, kimś innym!“.
Gdy August doszedł do tej mądrej konkluzji, młoda dziewczyna zniknęła w jakiejś bramie.
August zatrzymał się, obejrzał uważnie dom od suteryn aż po dach i przypomniał sobie, że się miał udać do kasyna. Zawrócił i idąc, rozmyślał dalej.
„Jednak na świecie istnieje mnóstwo pięknych kobiet. Prawie wszystkie są piękne. Dzieki ci, Boże, dzięki. „Gratias agimus tibi propter magnam gloriam tuam“. Piękna kobietę stworzyłeś Boże na swą chwałę.
Ach, jakaż nadzwyczajna fryzura! Co za fryzura, mój Boże!“.
Istotnie, służąca, która przeszła w tej chwili obok niego, dążąc z koszykiem na targ do miast i, miała bardzo piękną i oryginalną fryzurę. Zdawało się, że wśród jej złotych włosów mieszka światło słoneczne. Włosy wymykały się z pod grzebieni i szpilek, aby się rozwiać w złocistą kaskadę, Z jasnego obramienia wychylała się uśmiechnięta twarzyczka. August z kolei poszedł także za służącą.
„Jestem kimś innym — kontynuował August. Czyżby nie było „innych“ kobiet dla mnie? A!e takiej, jak ona, takiej jedynej, wybranej, nie znajdę nigdy i nigdzie! Wszystkie piękne kobiety istnieją po to, abym dzięki mim zapominał o mej najsłodszej Eugenji. Mojej Eugenii! Tak, ona już się stała moją przez te myśli i pragnienia, które w nią włożyłem. Ten drugi, a raczej ten jej pierwszy, może nawet ją fizycznie posiadać. Jeżeli jednak chodzi o tajemnicze, duchowe światło jej oczu, to ono należy do mnie! A te złote włosy, czy nie odbijają także przypadkiem duchowego, tajemniczego światła? Czy istnieje tylko jedna Eugenja, czy też istnieją dwie? Jedna należy do mnie, a druga do narzeczonego. Jeżeli więc są dwie Eugenje, niechże on pozostanie przy swojej, a ja się swoją zadowolę!...
Gdy nocą smutek stanie u mego wezgłowia, gdy mi się zbierze na płacz bez powodu, chciałbym nakryć sobie oczy i usta temi złotemi włosami, aby wdychać ich wonie! O rozkoszy!“.
August stanął nagle, jak wryty, gdyż dziewczyna z koszykiem zatrzymała się, aby zamienić kilka słów ze znajomą przekupką. August zawahał się przez chwilę, później rzekł: „Ech... mniejsza o nią. Odkąd poznałem Eugenję, ciągle przecież spotykam ładne dziewczynv“.
August oddalił się w stronę kasyna.
„Jeżeli istotnie mną wzgardzi i wybierze tamtego, zrobię gest, którego wspaniałomyślność zadziwi cały świat. Czy mnie kocha, czy nie, to inna sprawa, w każdym razie z tą hipoteką trzeba zrobić porządek“.
Monolog przerwał mu wybuch śmiechu, który zdał się spływać srebrzystą kaskadą z pogodnego nieba. Tuż koło niego śmiały się wesoło dwie młode dziewczyny, a ten śmiech przypominał szczebioty dwóch ptaków na kwitnącej gałęzi. Przez chwilę zatrzymał głodne ciekną spojrzenie na tej wdzięcznej parze, trzymając się pod rękę, dwie dziewczyny stanowiły jakby jedną całość.
August miał ogromną rheć zatrzymać je, rozdzielić, wziąć jedną pod jedno ramię, drugą pod drugie; iść tak, iść tak z niemi w nieskończoność, patrząc na pogodne, lazurowe niebo. „To nie do wiary, że, odkąd poznałem Eugenję. spotykam tylko piękne kobiety!“ — myślał, idąc za dwiema dziewczynami. Świat zamienił się dla mnie w raj! Jedna jest blondynką, druga brunetką... ale która jest blondynką, a która brunetką? Trudno istotnie jedną od drugiej oddzielić.
— Auguście!
— Ach... Wiktor!!!
— Czekałem na ciebie w kasynie. Ponieważ nie przychodziłeś...
— Szedłem właśnie do kasyna.
— Do kasyna? Tedy? Czyś ty zwarjował?
— Tak... to prawda! Ale posłuchaj, chcę ci powiedzieć całą prawdę. Wydaję mi się, że ci już mówiłem o Eugenji?
— O tej pianistce? Tak, mówiłeś.
— Otóż jestem w niej szalenie zakochany, zakochany jak wariat, jak...
— Jak zakochany!... Rozumiem... No więc cóż?
— Zwarjowałem mój drogi, zupełnie zwarjowałem. Widziałem ją wczoraj. Złożyłem wizytę jej wujostwu... widziałem ją.
— A ona ciebie widziała, nieprawdaż? I czułeś się jak w raju...
— Nietyle widziała mnie, nietyle patrzyła na mnie, ile mnie urzekła, zaczarowała, swem spojrzeniem. Nie tyle czułem się jak w raju, ile myślałem raczej, że jestem Bogiem!
Nie masz pojęcia, jaka jest wyniosła i dumna.
Ale od wczoraj nie pojmuję, co się ze mną dzieje? Wszystkie kobiety, które spotykam, wydają mi się zjawiskowo piękne. Przed półgodziną wyszedłem z domu, a już zadurzyłem się na umór w trzech, nie, raczej w czterech! Pierwsza miała czarne oczy, druga królewską fryzurę, trzecia i czwarta stanowiły parę aniołów, śmiejących się śmiechem wiosny. Zamiast udać się do kasyna, szedłem za niemi. Co to znaczy mój drogi?
— To znaczy, że zdolność do miłości, gotowość do zakochania się, spala kamiennym snem na dnie twojej duszy, nie mając ku komu się zwrócić. Zjawiła się Eugenja, wstrząsnęła tobą, poruszyła martwe jezioro twej duszy, gdzie spała twoja miłość. Miłość zbudziła się, a ponieważ jest wielka, więc obejmuje wszystko. Gdy człowiek, taki jak ty, zakocha się naprawdę w jednej kobiecie, zaczyna jednocześnie kochać się we wszystkich.
— A ja sądziłem, ze to będzie wprost przeciwnie... Spójrz na tę brunetkę! Świetlista noc, jak boga kocham, świetlista noc! Mają rację! Czarny kolor najlepiej wchłania światło. Czy nie widzisz w jej włosach ukrytego światła? Czy nie widzisz światła pod frędzlami rzęs?
Chodźmy za nią!
— Jak chcesz!
— Myślałem, że to będzie zupełnie inaczej, gdy się człowiek zakocha, jego miłość powinna się skupiać i koncentrować koło objektu jego uczucia, tak, aby wszystkie inne kobiety przestały istnieć dla niego.
Ale spójrz na ten błysk słońca w nocy jej włosów!
— Zaręczam ci, Auguście, że się mylisz. Zaraz ci wszystko wytłumaczę. Byłeś zakochany, byłeś zakochany, sam o tem nie wiedząc, ani w tej, ani w tamtej, byłeś zakochany w kobiecie abstrakcyjnej. Gdy zjawiła się Eugenja, abstrakcja stała się rzeczywistością, a pojęcie kobiety, kobietą. Zakochałeś się w Eugenji, a potem przeszedłeś od niej do kolektywności, do całego rodzaju, aby zakochać się we wszystkich kobietach. Odbyłeś więc drogę od abstrakcji do konkretnego objektu, od konkretnego objektu do rodzaju, od kobiety wogóle do jednej kobiety, a od jednej kobiety do wszystkich kobiet.
— Cóż za metafizyka!
— A czy miłość nie jest metafizyką?
— Co ty gadasz?
— Zwłaszcza twoja miłość, twoja miłość mózgowa! Zakochałeś się głową, mój Auguście, tylko głową!
— Sądzisz więc, że me jestem zdolny do prawdziwej miłości? zapytał August, stropiony słowami Wiktora. W głębi duszy było mu bardzo przykro, że ktoś ośmielił się nazwać jego miłość „mózgową“.
— Ależ owszem, wierzę, że jesteś zakochany, że możesz kochać... ale tylko głową. Wyobrażasz sobie, że kochasz...
— Czy kochać, a wyobrażać sobie, że się kocha, to nie jest jedno i to samo
— Niezupełnie!
— Powiedz mi, jak poznać, czy ktoś kocha, naprawdę, czy też wyobraża sobie tylko, że kocha.
— Zmieńmy temat rozmowy! Pogadajmy o czem innem!
Wróciwszy do domu, August wziął Orfeusza na ręce i rzekł do niego: „Powiedz mi, Orfeuszu, jaka jest różnica miedzy wyimaginowaną miłością, a miłością prawdziwą? Jestem, czy nie jestem zakochany w Eugenji? Czy me serce nie bije, jak oszalałe, czy krew nie kipi w mych żyłach, kiedy ją widzę?“.
Podczas obiadu August zapytał Liduviny:
— Powiedz mi, Liduvino, po czem się poznaje zakochanego?
— ...Po tem, że mówi głupstwa i robi głupstwa! Gdy się chłop zadurzy tak, że za kiecką nie widzi świata, przestaje być chłopem...
— Przestaje być chłopem?...
— A no tak! Baba może z nim zrobić, co zechce!
— A jeśli baba zadurzy się w chłopie, czy i chłop może zrobić z babą, co zechce?
— O, to zupełnie co innego!
— Dlaczego?
— Trudno to panu wytłumaczyć!... Jest tak i koniec! Czyżby się pan zakochał?
— Właśnie chciałem sprawdzić. W każdym razie, wydaje mi się, że jeszcze nie mówię, ani nie robię głupstw.
Liduvina wyszła z półmiskiem do kuchni. August myślał:: „Czyżbym był naprawdę zakochany?“


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Miguel de Unamuno i tłumacza: Edward Boyé.